Ballada o nieszczęśliwej miłości - Stephanie Garber - ebook + książka
BESTSELLER

Ballada o nieszczęśliwej miłości ebook

Garber Stephanie

4,7

44 osoby interesują się tą książką

Opis

 

Evangelina i Książę Serc powracają, a z nimi oszałamiająca kraina Cudownej Północy. Przygotuj się na wyskokową mieszankę zakazanej magii i namiętności!

 

„Pamiętaj, co ci powiedział tamtego dnia w powozie – on jest Mojrem, a ty jedynie narzędziem w jego rękach. Nie zapominaj, kim jest, i nie pozwól mu się zbałamucić”.

 

Po przejściach z uwodzicielskim Księciem Serc Evangelina Fox przysięga sobie, że już nigdy mu nie zaufa, a dzięki nowo odkrytej magicznej mocy sama może odzyskać szansę na szczęśliwe zakończenie i spełnioną miłość.

 

Niestety straszliwa klątwa pokrzyżuje jej plany i dziewczyna ponownie wpadnie w sidła niebezpiecznego Jacksa. Jednak to nie tylko Księcia Serc będzie musiała się wystrzegać. Przeciwnie, mężczyzna, którym gardzi, może okazać się jej jedynym sprzymierzeńcem.

 

Aby pokonać klątwę, Evangelina i Jacks wyruszą razem w szaloną i niebezpieczną podróż. Stawią czoła dawnym przyjaciołom, zmierzą się z nowymi wrogami i zakazaną magią, która oszukańczo igra z rozsądkiem i uczuciami.

 

Evangelina zawsze ufała swemu sercu, ale czy powinna także i tym razem?

 

Ballada o nieszczęśliwej miłości” to wyczekiwana kontynuacja bestsellerowej „Baśni o złamanym sercu”. Książka znalazła się na pierwszym miejscu listy bestsellerów „New YorkTimesa”. Finalistka Goodreads Choice Awards 2022.

 

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 355

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,7 (438 ocen)
323
86
23
4
2
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Camiuba

Nie oderwiesz się od lektury

Moja mina czytając kilka ostatnich rozdziałów: 😧
60
KatPolGol

Całkiem niezła

Jacks ratuje tę historię, ale kolejny tom nie zauroczył mnie już tak jak świat Caravalu i pierwszy tom nowej serii. Za dużo było chyba powtarzających się sytuacji ratowania Evangeliny z przeróżnych tarapatów i robienia przez nią wszystkiego tego, czego nie należało się po niej spodziewać. Wątek miłosny na samym końcu mocno mnie wzruszył, ale przez pozostałą część książki nieco nudził, bo nie wydarzyło się tam nic nowego. Ciekawie rozwiązano wątek Apolla i w klimat baśniowej opowieści wpleciono legendę o lisicy i łowcy. Magiczna mgła fabuły snuje się w sposób podobny jak w pierwszym tomie, ale nie ma już tutaj takiego powiewu świeżości. Książe Serc to jedyna postać, której jestem w stanie wszystko wybaczyć, bo zbudowano go po prostu fenomenalnie. Cieszę się, że towarzyszył Evangelinie w znacznej części opowieści, bo dzięki temu historia stała się znacznie ciekawsza. To nadal urocza i magiczna historia, ale urok spowodowany świeżością formy już przeminął, a ten tom nie przyniósł żadnyc...
40
_tyna_

Nie oderwiesz się od lektury

ale mi serce koncowka rozwalila. matko jedyna, ameno dorime, nie zniose, jesli nie bedzie trzeciej czesci
30
asra20

Nie oderwiesz się od lektury

No nie tego się spodziewałam😝 co za skurczysyn
20
Mag_da_Lena
(edytowany)

Nie oderwiesz się od lektury

Ostatni rozdział czytałam dwa razy, bo nie wierzyłam że to się naprawdę stało. Takie kończenie książek powinno być karane, kiedy nie wydano jeszcze kolejnego tomu.
10

Popularność




Ty­tuł ory­gi­nału: The Bal­lad of Ne­ver After
Co­py­ri­ght © 2022 by Ste­pha­nie Gar­ber All ri­ghts re­se­rved
Co­py­ri­ght © for the Po­lish trans­la­tion by Do­rota Dzie­woń­ska Co­py­ri­ght © for the Po­lish edi­tion by Po­rad­nia K, 2023
Pro­jekt okładki: ERIN FITZ­SIM­MONS
Mapa: VIR­GI­NIA AL­LYN
Ad­ap­ta­cja okładki: GRZE­GORZ ARA­SZEW­SKI / ga­rasz.pl
Re­dak­tor pro­wa­dząca: JO­LANTA KU­CHAR­SKA
Re­dak­cja: JO­ANNA CIER­KOŃ­SKA
Ko­rekta: AGNIESZKA ADA­MIAK, JO­LANTA KU­CHAR­SKA
Wy­da­nie I
ISBN 978-83-67195-79-9
Wy­daw­nic­two Po­rad­nia K Sp. z o.o. Pre­zes: Jo­anna Ba­żyń­ska 00-544 War­szawa, ul. Wil­cza 25 lok. 6 e-mail: po­rad­niak@po­rad­niak.pl
Po­znaj na­sze inne książki. Za­pra­szamy do księ­garni:www.po­rad­niak.plfa­ce­book.com/po­rad­niaklin­ke­din.com/com­pany.po­rad­niakin­sta­gram.com/po­rad­nia­_k_wy­daw­nic­two
Kon­wer­sja: eLi­tera s.c.

Tym wszyst­kim,któ­rzy kie­dy­kol­wiek czuli obawę,że nie znajdą praw­dzi­wej mi­ło­ści

.

Ostrze­że­nia

Skoń­czyła list do sa­mej sie­bie i wes­tchnęła głę­boko. Na­stęp­nie za­pie­czę­to­wała go kro­plą zło­tego wo­sku i na­pi­sała: Na wy­pa­dek, gdy­byś za­po­mniała, co zro­bił Książę Serc, i ku­si­łoby cię, by mu znowu za­ufać.

Mi­nął do­piero je­den dzień, od kiedy do­wie­działa się o ostat­niej zdra­dzie Jacksa – otru­ciu jej męża Apolla w ich noc po­ślubną. Wciąż ją bo­lało, że dała się tak na­brać, i była prze­ko­nana, że już ni­gdy mu nie za­ufa. Jed­no­cze­śnie miała świa­do­mość, że jej serce tę­skni za na­dzieją. Wie­rzyła, że lu­dzie mogą się zmie­nić. Wie­rzyła, że ży­cie jest jak opo­wieść z nie­na­pi­sa­nym za­koń­cze­niem, i dla­tego przy­szłość każ­dego czło­wieka ma nie­skoń­cze­nie wiele wer­sji.

Nie mo­gła jed­nak so­bie po­zwo­lić na na­dzieję w sto­sunku do Jacksa ani wy­ba­czyć mu tego, co zro­bił jej i Apol­lowi.

Nie mo­gła też po­móc Jack­sowi otwo­rzyć Por­talu Va­lorni.

Va­lo­ro­wie, pierw­sza ro­dzina kró­lew­ska Cu­dow­nej Pół­nocy, zbu­do­wali por­tal pro­wa­dzący do miej­sca zwa­nego Va­lor­nią. Nikt nie wie­dział, co się tam znaj­duje, gdyż klą­twa pół­noc­nych opo­wie­ści spra­wiała, że prze­ka­zy­wane z po­ko­le­nia na po­ko­le­nie hi­sto­rie były nie­wia­ry­godne. Nie­które po za­pi­sa­niu pło­nęły, inne nie mo­gły się wy­do­stać z Pół­nocy, a wiele z nich zmie­niało się pod­czas opo­wia­da­nia i za każ­dym ra­zem bar­dziej od­da­lało się od rze­czy­wi­sto­ści.

Na te­mat Va­lorni ist­niały dwa sprzeczne prze­kazy. W jed­nej wer­sji był to skar­biec za­wie­ra­jący naj­więk­sze ma­giczne ar­te­fakty Va­lo­rów. W dru­giej – za­cza­ro­wane wię­zie­nie, w któ­rym za­mknięto wszel­kiego ro­dzaju ta­jemne stwo­rze­nia, łącz­nie ze strasz­li­wymi dzie­łami Va­lo­rów.

Evan­ge­lina nie wie­działa, w co wie­rzyć, ale nie za­mie­rzała po­zwo­lić Jack­sowi zdo­być ani ma­gicz­nych skar­bów, ani ma­gicz­nych okrop­no­ści.

Książę Serc już i tak był do­sta­tecz­nie groźny. I Evan­ge­lina była na niego wście­kła. Po­przed­niego dnia, kiedy za­częła po­dej­rze­wać, że to on otruł Apolla, od razu po­my­ślała: „Wiem, co zro­bi­łeś”.

To było już po usu­nię­ciu go z Wil­czego Dworu przez straż­ni­ków. Ku jej zdu­mie­niu od­szedł bez słowa, nie sta­wia­jąc oporu. Ona jed­nak wie­działa, że wróci. Jesz­cze z nią nie skoń­czył, cho­ciaż ona skoń­czyła z nim.

Wzięła na­pi­sany przed chwilą list, prze­szła przez kró­lew­ski apar­ta­ment i umie­ściła go na ko­minku. Po­ło­żyła go tak, by wi­dzieć słowa ostrze­że­nia.

1

Wgłębi kró­lew­skiej bi­blio­teki w Wil­czym Dwo­rze znaj­dują się drzwi, któ­rych od wie­ków ni­komu nie udało się otwo­rzyć. Pró­bo­wano je pod­pa­lać, rą­bać sie­kie­rami, otwie­rać ma­gicz­nymi klu­czami. Nie­któ­rzy twier­dzą, że one z nich drwią. Na środku wid­nieje wil­cza głowa w ko­ro­nie. Wielu przy­się­gało, że wilk uśmie­cha się kpiąco, wi­dząc nie­udane próby, albo ob­naża ostre kły, gdy ktoś choćby przy­bliży się do celu, ja­kim jest otwar­cie tego nie­otwie­ral­nego przej­ścia.

Evan­ge­lina Fox też pró­bo­wała. Cią­gnęła, szar­pała i ob­ra­cała że­la­zną gałkę, ale drzwi ani drgnęły. Ani wtedy, ani wcze­śniej. Miała na­dzieję, że te­raz bę­dzie ina­czej.

Na­dzieja przy­cho­dziła jej ła­two.

Rów­nie ła­two przy­cho­dziło jej otwie­ra­nie drzwi. Za po­mocą jed­nej kro­pli jej do­bro­wol­nie od­da­nej krwi po­tra­fiła otwo­rzyć każdy za­mek. Przede wszyst­kim mu­siała mieć pew­ność, że nie jest ob­ser­wo­wana ani śle­dzona przez tego kłam­li­wego łaj­daka z jabł­kami, któ­rego imie­nia nie chciała na­wet przy­wo­ły­wać w pa­mięci.

Obej­rzała się przez ra­mię. Żół­to­bru­natny blask lampki roz­pra­szał cie­nie w po­bliżu, lecz poza za­się­giem świa­tła kró­lew­ska bi­blio­teka Wil­czego Dworu to­nęła w ciem­no­ściach.

Kiedy po­ru­szyła się gwał­tow­nie, lampka za­mi­go­tała. Evan­ge­lina ni­gdy nie bała się ciem­no­ści, która dla niej ozna­czała ma­rze­nia i ma­giczny czas po­mię­dzy dniami. Nim stra­ciła ro­dzi­ców, ob­ser­wo­wała z oj­cem gwiazdy i przy bla­sku świec słu­chała opo­wie­ści matki.

Te­raz prze­ra­żały ją nie ciem­no­ści ani noc, lecz de­li­katne mro­wie­nie peł­za­jące po ło­pat­kach. Czuła to od chwili, kiedy opu­ściła kró­lew­ski apar­ta­ment z na­dzieją, że za tymi drzwiami znaj­dzie le­kar­stwo, które ura­tuje jej męża Apolla.

To oso­bliwe uczu­cie było tak ni­kłe, że Evan­ge­lina na po­czątku uznała je za prze­jaw pa­ra­noi.

Nikt jej nie śle­dził.

Nie sły­szała żad­nych kro­ków.

Aż na­gle...

Spoj­rzała w ciemną ot­chłań bi­blio­teki i do­strze­gła wpa­trzoną w nią parę nie­ziem­skich oczu. Srebr­no­nie­bie­skie i błysz­czące, o bla­sku spa­da­ją­cych gwiazd. Po­my­ślała, że lśnią tylko po to, by z niej szy­dzić. Wie­działa jed­nak, że na­wet je­śli te­raz błysz­czą, na­wet je­śli roz­ja­śniają ciem­ność i ku­szą ją, by przy­ga­siła lampkę, nie po­winna im ufać. I nie po­winna ufać jemu.

Jacks. Sta­rała się nie wspo­mi­nać jego imie­nia, ale to było nie­moż­liwe, gdy pa­trzyła, jak wy­ła­nia się z mroku le­ni­wym, lecz pew­nym kro­kiem, przy­stojny jak za­wsze. Po­ru­szał się, jakby noc była jego ży­wio­łem.

Mro­wie­nie prze­su­nęło się z ło­pa­tek na ręce – nie­po­ko­jąca piesz­czota, która się­gnęła je­dy­nej po­zo­sta­łej bli­zny w kształ­cie zła­ma­nego serca. Po­czuła ukłu­cie w tym miej­scu, jakby Jacks znowu za­to­pił w niej zęby.

Evan­ge­lina ści­snęła lampkę ni­czym miecz.

– Odejdź, Jacks. – Przed za­le­d­wie dwoma dniami po­le­ciła straż­ni­kom go wy­pro­wa­dzić. Miała na­dzieję, że dłu­żej po­zo­sta­nie z dala od niej, naj­le­piej na za­wsze. – Wiem, co zro­bi­łeś, i nie chcę cię wi­dzieć.

Jacks wsu­nął dło­nie do kie­szeni. Miał na so­bie szarą ko­szulę roz­piętą pod szyją, nie­dbale we­tkniętą w spodnie, z pod­wi­nię­tymi rę­ka­wami od­sła­nia­ją­cymi szczu­płe ra­miona. Z roz­czo­chraną czu­pryną, te­raz zło­ci­stą, a nie gra­na­tową, wy­glą­dał jak lek­ko­myślny chło­piec sta­jenny, a nie wy­ra­cho­wany Mojr. Evan­ge­lina wie­działa, że nie może za­po­mnieć, kim na­prawdę jest Jacks. Zda­wała so­bie sprawę z tego, że jest ogar­nięty ob­se­sją, zmo­ty­wo­wany, po­zba­wiony mo­ral­no­ści i su­mie­nia.

Jak mó­wiono, jego po­ca­łu­nek był śmier­telny dla wszyst­kich, z wy­jąt­kiem jego praw­dzi­wej mi­ło­ści, i gdy Jacks szu­kał tej je­dy­nej, po­zo­sta­wiał za sobą szlak usłany tru­pami. Kie­dyś Evan­ge­lina była na tyle na­iwna, by wie­rzyć, że Książę Serc poj­muje ból nie­szczę­śli­wej mi­ło­ści, po­nie­waż sam wie­lo­krot­nie go do­świad­czał. Te­raz wszystko stało się ja­sne – to on był po­wo­dem tych nie­szczęść, gdyż nie po­tra­fił ko­chać.

– Ro­zu­miem, je­żeli je­steś wzbu­rzona – ode­zwał się ła­god­nie.

– Je­żeli? – prze­rwała mu Evan­ge­lina. – Otru­łeś mo­jego męża!

Jacks non­sza­lancko wzru­szył ra­mio­nami.

– Nie za­bi­łem go.

– To wcale nie umniej­sza two­jej winy. – Z tru­dem utrzy­my­wała spo­kojny ton głosu.

Do­piero w tej chwili uświa­do­miła so­bie, że ja­kaś jej cząstka wciąż kur­czowo trzyma się na­dziei, że Jacks jest nie­winny. Tym­cza­sem on na­wet nie pró­bo­wał za­prze­czać. Nie przej­mo­wał się tym, że Apollo znaj­duje się na gra­nicy ży­cia i śmierci, tak jak nie in­te­re­so­wało go, że Evan­ge­lina zo­stała za­mie­niona w po­sąg.

– Prze­stań przy­kła­dać do mnie ludzką miarę – po­wie­dział. – Je­stem Moj­rem.

– Wła­śnie dla­tego nie chcę cię wi­dzieć. Od­kąd cię spo­tka­łam, mój pierw­szy uko­chany za­mie­nił się w ka­mień, ja sta­łam się po­są­giem, póź­niej mu­sia­łam ucie­kać, pró­bo­wano mnie za­bić, a ty otru­łeś mo­jego męża...

– O tym już wspo­mi­na­łaś.

Spoj­rzała na niego ze zło­ścią.

Jacks wes­tchnął i oparł się o po­bli­ską półkę, jakby jej uczu­cia były warte tyle co kich­nię­cie – coś, o czym można szybko za­po­mnieć lub po pro­stu się przed tym uchy­lić.

– Nie będę prze­pra­szać za to, kim je­stem. A ty ra­czysz za­po­mi­nać, że za­nim się spo­tka­li­śmy, by­łaś nie­szczę­śliwą sie­rotą ze zła­ma­nym ser­cem i z pa­skudną przy­braną sio­strą. Kiedy się wmie­sza­łem, sta­łaś się po­dzi­wianą wy­ba­wi­cielką z Va­lendy, po­ślu­bi­łaś księ­cia i zo­sta­łaś księżną.

– A to słu­żyło twoim po­kręt­nym in­te­re­som – syk­nęła Evan­ge­lina. Wszystko, co dla niej zro­bił, miało na celu wy­ko­rzy­sta­nie jej do otwar­cia Por­talu Va­lorni. – Dzieci le­piej trak­tują swoje za­bawki, niż ty po­trak­to­wa­łeś mnie.

Jacks zmru­żył oczy.

– To czemu mnie nie za­bi­łaś, Li­siczko? Tam­tej nocy w kryp­cie rzu­ci­łem ci szty­let i sta­łem tak bli­sko, że z ła­two­ścią mo­głaś go użyć. – W jego oczach lśniło roz­ba­wie­nie, gdy po­chy­lał się ku jej szyi. Do miej­sca, które trzy dni wcze­śniej mu­skał war­gami.

Za­ru­mie­niła się na wspo­mnie­nie jego zę­bów i ję­zyka na swo­jej skó­rze. On był wów­czas pod wpły­wem wam­pi­rzego jadu, a ona – głu­poty.

Zo­stała przy nim tam­tej nocy, by go czymś za­jąć i od­wró­cić jego uwagę od ludz­kiej krwi, któ­rej wy­pi­cie za­mie­ni­łoby go w wam­pira. Ow­szem, nie skosz­to­wał jej krwi, ale wy­ko­rzy­stał jej współ­czu­cie. Opo­wie­dział jej o dziew­czy­nie, która spra­wiła, że jego serce za­częło bić – księż­niczce Do­na­telli. Była jego praw­dziwą mi­ło­ścią, lecz ona wy­brała in­nego i wbiła Jack­sowi nóż w pierś.

Usły­szaw­szy tę opo­wieść, Evan­ge­lina za­częła do­strze­gać w Jack­sie współ­czu­ją­cego Księ­cia Serc, do któ­rego na po­czątku zwró­ciła się o po­moc. On jed­nak był zdru­zgo­tany i po­zba­wiony uczuć. A ona mu­siała po­rzu­cić na­dzieję, że mógłby być kimś wię­cej.

– Tam­tej nocy w kryp­cie po­peł­ni­łam błąd. – Sta­rała się nie ru­mie­nić i spoj­rzała w jego nie­ziem­skie oczy. – Ale je­śli tylko dasz mi ko­lejną moż­li­wość, za­dźgam cię bez wa­ha­nia.

Uśmiech­nął się zna­cząco, ujaw­nia­jąc do­łeczki, na które nie za­słu­gi­wał.

– Aż mnie korci, żeby się prze­ko­nać. Ale je­śli chcesz się mnie po­zbyć, samo zra­nie­nie nie wy­star­czy. – Wy­jął z kie­szeni śnież­no­białe jabłko i za­czął je pod­rzu­cać. – Je­żeli na­prawdę chcesz mnie na za­wsze wy­rzu­cić ze swo­jego ży­cia, to po­móż mi zna­leźć bra­ku­jące ka­mie­nie i otwórz Por­tal Va­lorni. Obie­cuję, że po­tem już wię­cej mnie nie zo­ba­czysz.

– Cho­ciaż bar­dzo bym chciała się cie­bie po­zbyć, nie otwo­rzę dla cie­bie tego por­talu.

– A dla Apolla?

Evan­ge­lina po­czuła ostre ukłu­cie bólu na myśl o księ­ciu i ko­lejną falę zło­ści na Jacksa.

– Jak śmiesz wy­ma­wiać jego imię?!

Jacks uśmiech­nął się sze­rzej, jakby jej gniew spra­wił mu przy­jem­ność.

– Uwol­nię go ze stanu za­wie­sze­nia pod wa­run­kiem, że mi po­mo­żesz.

– Je­śli wie­rzysz, że mo­gła­bym to zro­bić, to głę­boko się my­lisz. – Całe to za­mie­sza­nie za­po­cząt­ko­wała jej pierw­sza umowa z Jack­sem. Te­raz już nie mo­gło być mowy o żad­nych ukła­dach, o żad­nej współ­pracy, o ni­czym. – Nie po­trze­buję cię do obu­dze­nia Apolla, zna­la­złam inny spo­sób. – Wska­zała pod­bród­kiem za­mknięte drzwi do bi­blio­teki. Wciąż były czę­ściowo ukryte w mroku, lecz mo­głaby przy­siąc, że wil­cza głowa w ko­ro­nie uśmiech­nęła się, jakby wie­działa, że Evan­ge­lina w końcu otwo­rzy za­mek.

Jacks za­chi­cho­tał kpiąco.

– My­ślisz, że znaj­dziesz tam lek dla Apolla?

– Wiem, że tak bę­dzie.

Po­now­nie się ro­ze­śmiał, tym ra­zem nie tak we­soło, i wgryzł się w jabłko.

– Daj mi znać, kiedy zmie­nisz zda­nie, Li­siczko.

– Nie zmie­nię...

Nim skoń­czyła, już go nie było. Po­zo­stało je­dy­nie echo jego zło­wiesz­czego śmie­chu.

Nie dała się wy­pro­wa­dzić z rów­no­wagi. Bi­blio­te­karz po­wie­dział jej, że za tymi drzwiami znaj­dują się wszyst­kie za­gi­nione księgi o Va­lo­rach. Ho­nora Va­lor, pierw­sza kró­lowa Pół­nocy, po­dobno była naj­więk­szą uzdro­wi­cielką wszech cza­sów. Evan­ge­lina miała więc dość po­wo­dów, by wie­rzyć, że znaj­dują się tam dzieła za­wie­ra­jące wie­dzę o uzdra­wia­niu, w tym praw­do­po­dob­nie spo­sób wy­bu­dze­nia ze stanu za­wie­szo­nego snu.

Wy­cią­gnęła szty­let z ozdobną rę­ko­je­ścią, w któ­rej bra­ko­wało kilku ka­mieni. Był to nóż Jacksa – ten, który rzu­cił jej tam­tej nocy w kryp­cie. Gdy rano opusz­czali ją, Mojr go nie za­brał, a ona nie wie­działa, dla­czego go pod­nio­sła. Nie chciała go za­trzy­mać, ale nie zdą­żyła za­stą­pić in­nym, więc był to naj­ostrzej­szy przed­miot, ja­kim w tym mo­men­cie dys­po­no­wała.

Jedno ukłu­cie szty­le­tem i po­ja­wiła się kro­pla krwi. Evan­ge­lina przy­ło­żyła pa­lec do drzwi i wy­szep­tała:

– Otwórz­cie się, pro­szę.

Za­mek na­tych­miast szczęk­nął. Gałka z ła­two­ścią się ob­ró­ciła.

Po raz pierw­szy od wie­ków drzwi się otwo­rzyły.

Wtedy Evan­ge­lina zro­zu­miała, dla­czego Jacks się śmiał.

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki