Zwiastun mroku - J.L. Drake - ebook + audiobook + książka

Zwiastun mroku ebook

Drake J.L.

4,1

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Niepokojąca, budząca zarówno grozę, jak i pożądanie historia miłosna autorki międzynarodowych bestsellerów J.L. Drake otwiera „Mroczną sagę”.

Emily McPhee próbuje pogodzić się ze śmiercią ojca… Jimmy Lasko jest psychopatą, a Emily – jego największą obsesją… Emily czuje się zagrożona, ale czy jest to prawdziwe niebezpieczeństwo, czy złudne? Seth kocha Emily, lecz obawia się, że z powodu tego uczucia trudno mu będzie ją chronić.

Złapani w sieć intryg, Seth i Emily próbują ustalić, kto i dlaczego ściga kobietę, zanim będzie za późno. Czy warto podjąć ryzyko i zwabić napastnika tym, czego pragnie najmocniej?

Ekscytująca fabuła o starciu miłości ze złem.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 281

Oceny
4,1 (72 oceny)
39
15
9
6
3
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Nikus05

Z braku laku…

Niestety mnie książka nie porwała. Bardzo zniechęcają mnie strasznie dokładne opisy czynności np. "Zdjęłam książkę z kolan i powoli wstałam. Sięgnęłam po zakładkę, wsunęłam ją we właściwe miejsce i odłożyłam książkę na siedzenie" lub " W toalecie umyłam ręce i wrzuciłam papier do......." Masakra. Gdyby autorka nie opisywała tak dokładnie prostych, nic nieznaczących czynności to książka byłaby o połowę krótsza a historia by na tym nie straciła. Mimo to zachęcam aby samemu wyrobić sobie zdanie.
70
malachowskala

Nie polecam

tragedia
10
FascynacjaKsiazkami

Nie oderwiesz się od lektury

Chcecie poczuć oddech prześladowcy i zacząć się bać chodzić w ciemności?Ta historia właśnie wam to zagwarantuje! 🌘 „Zwiastun mroku” rozpoczyna Mroczna serię powodującą ciarki na skórze. Otrzymacie nie tylko rewelacyjnie skonstruowaną fabułę w której bohaterka czuje się osaczona,ale również pragnie odkryć powody zainteresowania jej osobą przez psychopatę.To czyni historię w której ciężko się oderwać,bo nie możemy przewidzieć działań szalonego Lasco. Polecam
00
micekmoniu

Całkiem niezła

Jak dla mnie to książka dla nastolatek
00
zaczytAnka1985

Dobrze spędzony czas

Książka z Klubu Recenzenta serwisu nakanapie.pl Współpraca reklamowa z Wydawnictwo Świat Książki Moje wyzwanie czytelnicze na luty legło w gruzach. Miała być codziennie jedna książka i codziennie jedna recenzja jak widać nie wyszlo. Jednak nie dałam za wygraną a mój zastój czytelniczy przełamała J.L.Drake ze swoim "Zwiastunem mroku" pierwszą częścią Mrocznej serii. Jest to historia Emily i jej obsesyjnego prześladowcy którego zimny, obleśny oddech czytelnik wraz z bohaterką książki odczuwa od pierwszej do ostatniej strony. Emily na szczęście ma wsparcie w bandzie umundurowanych facetów którzy są pod jej urokiem a szczególnie mowa tu o Sethcie. Mężczyzna mimo że potrafi rozwiązywać najbardziej skomplikowane sprawy kryminalne, nie jest w stanie rozgryźć co takiego łączy go z uroczą Emily. Być może wziął sobie za cel uratowanie będącej w opałach niewiasty a może jest w tym jakiś większy sens? Autorka po raz kolejny pokazała że potrafi tworzyć skomplikowane, pokręcone fabularnie opow...
00

Popularność




Rozdział pierwszy

Lasko

Sta­łem bez ruchu, z opusz­czo­nymi rękami. W pal­cach obra­ca­łem cien­kie, jesz­cze nie­za­pa­lone cygaro. Wpa­tru­jąc się w nią, zwol­ni­łem oddech. Przy­glą­da­łem się, jak wodzi wzro­kiem po stro­nach książki, i cier­pli­wie cze­ka­łem, aż zda­rzy się oka­zja, by podejść bli­żej i wresz­cie poczuć jej zapach. Wie­dzia­łem, że ta chwila jest już bli­sko. Koszulka polo przy­wie­rała mi do ple­ców, kro­ple potu toczyły się po szyi. W skroni czu­łem dotkliwy ból; zmru­ży­łem oczy, by go od sie­bie odsu­nąć. Moje migreny się nasi­lały. Gdy pod­nio­sła wzrok na ocean, wstrzy­ma­łem oddech. Spra­wiała wra­że­nie głę­boko zamy­ślo­nej, jej pełne wargi roz­chy­liły się w uśmie­chu. Pro­mie­nio­wała spo­ko­jem. Powoli opu­ści­łem rękę i wsu­ną­łem apa­rat do kie­szeni szor­tów.

Emily

Fale omy­wały pia­sek z koją­cym dźwię­kiem. Gorący wiatr przy­niósł słodki zapach i poru­szył kart­kami książki. Kostki lodu w szklance powoli top­niały, liście przy­jem­nie szu­miały na wie­trze. Odchy­li­łam się na opar­cie, wzię­łam głę­boki oddech i pomy­śla­łam, że nie­długo zaczy­nają się zaję­cia. Mój ostatni rok na Uni­wer­sy­te­cie Orange. Skoń­czę angli­stykę i będę mogła pra­co­wać jako nauczy­cielka w liceum.

Ze względu na wyjazdy mamy prze­waż­nie miesz­ka­łam w naszym dużym domu przy plaży sama. W zeszłym roku mama spę­dziła w domu naj­wy­żej mie­siąc. Byłam z niej dumna, praca w orga­ni­za­cji Leka­rze bez Gra­nic wyma­gała wiel­kiego serca. Z dru­giej strony, dora­sta­jąc, wola­ła­bym mieć matkę bli­sko, a nie na wiecz­nej służ­bie dla innych.

Przy­mknę­łam oczy i odpły­nę­łam w sen na sto­ją­cej na weran­dzie huś­tawce.

Z drzemki gwał­tow­nie wyrwało mnie wibro­wa­nie tele­fonu. Odblo­ko­wa­łam ekran i prze­czy­ta­łam ese­mesa od mojej przy­ja­ciółki Erin, która wła­śnie potwier­dzała jutrzej­szą jogę. Zdję­łam książkę z kolan i powoli wsta­łam. Się­gnę­łam po zakładkę, wsu­nę­łam ją we wła­ściwe miej­sce i odło­ży­łam książkę na sie­dze­nie. Wzię­łam szklankę z wodą, tele­fon i ruszy­łam do kuchni. Dopiero teraz poczu­łam, że jestem strasz­nie głodna.

Otwo­rzy­łam wielką lodówkę, wyję­łam resztkę sałatki z kur­cza­kiem i butelkę wody i usia­dłam przy kuchen­nym stole. Włą­czy­łam tele­wi­zor i zna­la­złam Przy­ja­ciół. Zawsze uwiel­bia­łam ten serial i łatwo mi było się z nim utoż­sa­mić. Sama lubi­łam prze­by­wać wśród dobrych zna­jo­mych, gotowa byłam się dla nich poświę­cać. Trak­to­wa­łam ich jak rodzinę.

Kiedy pro­gram się skoń­czył, pozmy­wa­łam i przej­rza­łam pocztę. Wes­tchnę­łam na widok kolej­nego mejla z agen­cji nie­ru­cho­mo­ści. Mama pró­bo­wała mnie nakło­nić do sprze­daży domu.

– Emily, nie musisz miesz­kać w sze­ścio­po­ko­jo­wym domu, jest dla cie­bie o wiele za duży – powie­działa wcze­śniej tego dnia, gdy roz­ma­wia­ły­śmy przez tele­fon.

Wywró­ci­łam oczami.

– Mamo, nie mam zamiaru pozby­wać się jedy­nych wspo­mnień, jakie mi zostały po tacie.

– Nie powin­naś trzy­mać domu tylko dla­tego, że ci go przy­po­mina.

– Więc co, mam zro­bić to samo co ty? Wszystko zosta­wić? Zacząć nowe życie i nie oglą­dać się za sie­bie? – Pró­bo­wa­łam pano­wać nad zło­ścią.

Po mil­cze­niu, które zapa­dło, domy­śli­łam się, że ją ura­zi­łam.

– Nie dra­ma­ty­zuj – odpo­wie­działa w końcu. – Mia­łam zobo­wią­za­nia. Gdyby nie to, że twój ojciec zosta­wił ci dom i ten absur­dalny fun­dusz powier­ni­czy, zmu­si­ła­bym cię do innego życia.

Pokrę­ci­łam głową. Na­dal nie mogła się pogo­dzić, że to mnie wszystko zapi­sał. Może wie­dział, że jemu pierw­szemu coś się sta­nie. Zro­bił to, by mnie chro­nić przed jej ozię­błym ser­cem.

W domu na plaży zapa­liły się świa­tła. Pew­nie Tra­vis, mój nowy sąsiad, wró­cił z pracy. Był sin­glem koło trzy­dziestki i chyba uma­wiał się z paroma bab­kami w mie­ście. Cie­szy­łam się, kiedy się wpro­wa­dził. Dzięki temu mój dom prze­stał być taki samotny. Pań­stwo Stone, star­sze mał­żeń­stwo, miesz­kali wpraw­dzie nie­cały kilo­metr ode mnie, ale rzadko się poka­zy­wali.

W kuchni uno­sił się lekki zapach środ­ków czy­sto­ści. Pew­nie była tu dziś Maria, która zaj­mo­wała się domem. Na bla­cie stał szczel­nie zamknięty pla­sti­kowy pojem­nik, a w nim boche­nek świe­żego domo­wego chleba i owsiane muf­finki. Maria wspa­niale pie­kła i czę­sto przy­no­siła coś pysz­nego.

Zga­si­łam świa­tło i poszłam do salonu. Poło­ży­łam się na wiel­kiej kre­mo­wej kana­pie, opar­łam nogi na sto­liku. Odpo­wie­dzia­łam Erin na ese­mesa i prze­czy­ta­łam mejle od wykła­dow­ców do stu­den­tów. Po jakimś cza­sie zaczęły mi opa­dać powieki. Wsta­łam, poga­si­łam świa­tła i zamknę­łam drzwi.

Prze­su­wa­jąc dło­nią po dębo­wej porę­czy, wcho­dzi­łam po scho­dach, nad któ­rymi wisiała rodzinna gale­ria zdjęć, gdy nagle zamar­łam w pół kroku. Za głów­nymi drzwiami roz­legł się gło­śny hałas, jakby coś upa­dło. Powoli odwró­ci­łam się na stop­niu, a ten zaskrzy­piał pod naci­skiem. Pod­sko­czy­łam, hałas się powtó­rzył. Choć para­li­żo­wał mnie strach, zmu­si­łam się do zej­ścia na dół, gdzie ostroż­nie uchy­li­łam zasłonę. Na weran­dzie paliło się świa­tło, ale nic nie zoba­czy­łam.

– Durne szopy – mruk­nę­łam pod nosem i wró­ci­łam na górę, tylko raz obej­rzaw­szy się przez ramię.

Prze­bra­łam się, poło­ży­łam do łóżka i nacią­gnę­łam na sie­bie koł­drę z gęsiego puchu. Wsu­nę­łam pod głowę dwie z sze­ściu podu­szek, które mia­łam na łóżku, i mocno się w nie wtu­li­łam. Pró­bo­wa­łam się roz­luź­nić, ale na próżno; ciarki cho­dziły mi po ple­cach. Miesz­ka­nie pod mia­stem ma swoje zalety, lecz w takich chwi­lach jak ta czło­wiek czuje się samotny i odizo­lo­wany od reszty świata.

Spoj­rza­łam w otwarte okno. Zwy­kle uwiel­bia­łam słu­chać mia­ro­wego bicia fal, ale dziś nie mia­łam na to ochoty. Zerwa­łam się, zamknę­łam okno, wró­ci­łam do łóżka i pró­bo­wa­łam zasnąć. Pamię­tam, że kiedy popa­trzy­łam na budzik, była czwarta czter­dzie­ści cztery.

Pip, pip, pip.

– Uuuh.

Pip, pip, pip.

– Dobra, dobra, już wstaję – wark­nę­łam i gwał­tow­nie odrzu­ci­łam koc.

Wzię­łam ubra­nie i powlo­kłam się do łazienki. Miło było się umyć, woda mnie orzeź­wiła. Gdy się­ga­łam po szam­pon, wydało mi się, że sły­szę odgłos zamy­ka­nych drzwi. Ostroż­nie uchy­li­łam skraj zasłony prysz­ni­co­wej.

– Halo! – zawo­ła­łam i zamar­łam, nasłu­chu­jąc.

Cisza.

Szybko skoń­czy­łam się myć i wycie­rać, a dłu­gie, jasne włosy zwi­nę­łam w nie­dbały kok. Pospiesz­nie zeszłam ze scho­dów; na dole czuj­nie przy­sta­nę­łam.

– Serio, Em? – spy­ta­łam. – Chyba cię pogięło.

Uśmiech­nę­łam się do sie­bie. Bez sensu, że tak krótko spa­łam. Muszę prze­stać czy­tać książki Jamesa Pat­ter­sona przed snem, obie­ca­łam sobie. Pode­szłam do lodówki.

– Dzień dobry – zza moich ple­ców roz­legł się zachryp­nięty głos.

Odwró­ci­łam się na pię­cie, omal nie upusz­cza­jąc na pod­łogę sło­ika z dże­mem. Przy kuchen­nym stole sie­dział Seth Con­nors.

– Wiesz co? Naprawdę powin­naś zamy­kać drzwi, każdy może tu do cie­bie wejść – ode­zwał się z ustami peł­nymi mio­do­wych kółe­czek. – Spoj­rzał na mnie z uśmie­chem. – Nie chcia­łem cię wystra­szyć.

Jasne, że nie chcia­łeś.

– Idiota.

Seth miał na sobie obci­słą nie­bie­ską koszulkę i czarne spor­towe szorty, adi­dasy i oku­lary prze­ciw­sło­neczne zsu­nięte na krót­kie blond włosy. On zawsze świet­nie wyglą­dał. W różo­wej koszulce do jogi i czar­nych spoden­kach poczu­łam się przy nim jak nie­chluj. Wsta­wi­łam tosty i zaczę­łam kroić owoce.

– Kawa już jest – zagaił Seth, pew­nie chcąc mnie wyba­dać.

– Dzięki.

Wzię­łam kubek. W gło­wie prze­glą­da­łam wyda­rze­nia wczo­raj­szego wie­czoru. Byłam prze­ko­nana, że zamknę­łam drzwi, choć zasuwa cza­sem się zaci­nała. Musia­łam być głę­boko zamy­ślona, bo Seth wstał od stołu i trą­cił mnie bio­drem.

– Hej, w porządku? – spy­tał.

– Tak. Jestem dziś jakaś zmę­czona – skła­ma­łam.

Seth wycią­gnął rękę po dzba­nek z kawą, który stał za moimi ple­cami.

Był ode mnie znacz­nie wyż­szy, miał dobre metr dzie­więć­dzie­siąt, się­ga­łam mu led­wie do brody. Miał inten­syw­nie błę­kitne oczy, tego samego koloru co morze, a ciało jak z maga­zynu „GQ”. Od dwóch lat pra­co­wał w poli­cji w Orange i sza­lały za nim wszyst­kie dziew­czyny, które zna­łam, on jed­nak, nie wie­dzieć czemu, nie wyka­zy­wał zain­te­re­so­wa­nia żadną z nich. Sku­piał się przede wszyst­kim na pracy.

– Jedziesz na zaję­cia? – spy­tał, spo­glą­da­jąc na zega­rek.

Jedząc tost, ski­nę­łam głową. Seth opłu­kał po sobie naczy­nia i oparł się o stół. Przy­ję­łam tę samą pozę. Nie mogłam się otrzą­snąć z nie­po­koju, w który wpra­wiły mnie wczo­raj­sze odgłosy.

– To jedziesz czy nie? – powtó­rzył Seth. – Halo, Em, jesteś tam? – Klep­nął mnie po tyłku.

– Co?

– Co się z tobą dzieje?

Zanim zdą­ży­łam odpo­wie­dzieć, zapy­tał:

– Pod­rzu­cić cię? Jeśli tak, to musimy się zbie­rać.

Potar­łam się po pośladku i uśmiech­nę­łam.

– Jasne, dzięki.

Wzię­łam torbę i matę do jogi i ruszy­li­śmy do wyj­ścia.

Byłam tro­chę spóź­niona, ale szybko zna­la­złam Erin, która ćwi­czyła w głębi sali. Nie dało się jej prze­oczyć – miała brą­zowe włosy ze zło­ci­stym poły­skiem i nogi do nieba, a także sze­roki uśmiech, który potra­fił wycią­gnąć mnie z naj­gor­szego nastroju.

– Hej – szep­nę­łam, zaj­mu­jąc miej­sce obok.

– Jak tam Seth? – zagad­nęła, z uśmie­chem spo­glą­da­jąc na jego samo­chód.

Seth cze­kał, aż wejdę na salę. Poma­chała mu, a on się uśmiech­nął i ski­nął do niej głową.

– W porządku – mruk­nę­łam, przyj­mu­jąc pozy­cję psa z głową w dół.

– Nie rozu­miem was – stwier­dziła Erin ze śmie­chem. – Nie ma naj­mniej­szych wąt­pli­wo­ści, że mu się podo­basz. Zawsze czeka, żeby spraw­dzić, czy bez­piecz­nie dotar­łaś, i dopiero odjeż­dża.

Powoli wypu­ści­łam powie­trze.

– On jest gliną. Ma to we krwi.

Erin pokrę­ciła głową.

– Yyyy… hm.

Po jodze posta­no­wi­ły­śmy iść nad morze, do naszej ulu­bio­nej kawiarni Dell’s, zaraz przy auto­stra­dzie tuż nad brze­giem w Hun­ting­ton Beach. Gada­ły­śmy o szkole i zasta­na­wia­ły­śmy się, na jakie zapi­sać się zaję­cia. Pró­bo­wa­łam uni­kać tematu Setha, ale Erin, jak to ona, oczy­wi­ście nie odpusz­czała.

– No dobra, skoro nie jesteś z Sethem, to czemu on cią­gle się wokół cie­bie kręci?

Zmie­ni­łam pozy­cję.

– Przy­po­mnij mi, ile razy wał­ko­wa­ły­śmy ten temat?

Erin wzru­szyła ramio­nami. Nie miała zamiaru się pod­dać.

– Tylko się przy­jaź­nimy – wyja­śni­łam z wes­tchnie­niem.

Rumie­niec wystą­pił mi na policzki, byłam skrę­po­wana. Nie minęło połu­dnie, a już drugi raz skła­ma­łam.

Erin przez chwilę mil­czała.

– Okej, ale nie zauwa­ży­łaś, jak on na cie­bie patrzy?

– Nie – stwier­dzi­łam sta­now­czo i rzu­ci­łam jej zna­czące spoj­rze­nie.

Erin wie­działa, że musi dać sobie spo­kój z tym tema­tem. Przy­jaź­ni­li­śmy się z Sethem od dawna i… zawsze coś wisiało w powie­trzu, ale Seth ni­gdy nie zro­bił pierw­szego kroku. A ja bałam się zako­chać. Mama mnie do tego cał­ko­wi­cie znie­chę­ciła. Choć rodzice przez tyle lat trwali w związku, ich mał­żeń­stwo było dale­kie od dosko­na­ło­ści.

Wypi­ły­śmy kawę, poszwen­da­ły­śmy się tro­chę po skle­pach i posie­dzia­ły­śmy na słońcu.

Koło szó­stej Erin odwio­zła mnie do domu. Wie­dzia­łam, że muszę nasta­wić pra­nie, więc posta­no­wi­łam od razu się do tego zabrać. Kiedy pode­szłam do drzwi, zauwa­ży­łam, że książka, którą wczo­raj odło­ży­łam, nie leży już na huś­tawce. Nie było też w niej zakładki.

Odsta­wi­łam torbę, rozej­rza­łam się i wzię­łam książkę do ręki.

– Cześć, kocie.

Schy­li­łam się i podra­pa­łam Penny za uchem. Odkąd Tra­vis się wpro­wa­dził, zawar­łam bli­ską przy­jaźń z jego trój­ko­lo­rową kotką. Zwie­rzak dwa razy otarł mi się o nogi i zje­żył grzbiet. W domu coś upa­dło. Kotka czmych­nęła za róg, a mnie serce pode­szło do gar­dła.

Kiedy zawi­bro­wała komórka, drgnę­łam.

– Ożeż w mordę.

To tylko tele­fon. Tele­fon, nic wię­cej. Szybko wsu­nę­łam rękę do torby. Spoj­rza­łam na ekran. Seth.

– No hej – powie­dzia­łam drżą­cym gło­sem.

– Co się stało? – spy­tał szorstko.

– Nic, tylko się prze­stra­szy­łam. Wła­śnie wró­ci­łam i usły­sza­łam w domu jakiś hałas.

– Nie wchodź tam – zarzą­dził Seth. – Już do cie­bie jadę.

– Nie no, Seth, co ty. – Czu­łam się jak ostatni tchórz. – To na pewno jakaś bzdura.

– Ruszaj pod­jaz­dem, odda­laj się od domu – rzu­cił Seth i się roz­łą­czył.

Rozej­rza­łam się wokoło. Ciarki cho­dziły mi po ple­cach, wcale nie było mi przy­jem­nie. Posta­no­wi­łam zro­bić, co kazał. Ni­gdy nie mówił takim tonem, przy­naj­mniej nie do mnie.

Kilka minut póź­niej usły­sza­łam odgłos sil­nika. Seth zatrzy­mał samo­chód i szybko wysiadł.

– Nic się nie stało? – spy­tał, kła­dąc mi ręce na ramio­nach.

Po mojej minie musiał poznać, że się boję, ale zmu­si­łam się do uśmie­chu.

– Ej, to nic takiego… po pro­stu coś stuk­nęło…

Seth pod­niósł oczy na dom. Pode­szłam z nim do wej­ścia.

– Zacze­kaj tu.

Się­gnął za sie­bie i wycią­gnął zza paska dżin­sów glocka. Zamar­łam. Parę minut póź­niej wyło­nił się z domu i scho­wał broń.

– Nic nie ma.

Minę miał już spo­koj­niej­szą. Ski­nę­łam głową i wypu­ści­łam wstrzy­my­wane powie­trze.

Seth badaw­czo mi się przy­glą­dał.

– No, właź, jest w porządku.

Weszłam za nim do środka. Sta­nę­łam w holu. Głu­pio mi było, że prze­sa­dzam, ale w głębi duszy na­dal czu­łam, że coś jest nie tak. Seth zapa­lił świa­tła i włą­czył tele­wi­zor. Zer­k­nę­łam na schody. Chcia­łam wziąć prysz­nic i się prze­brać. Seth musiał zauwa­żyć moje waha­nie, bo pod­szedł do mnie i wska­zał na schody.

– Wejdę z tobą.

Zsu­nę­łam buty.

– Dzięki.

Wszedł do mojej sypialni, rzu­cił się na łóżko, uło­żył wygod­nie i włą­czył sobie mecz koszy­kówki.

Ja tym­cza­sem grze­ba­łam w komo­dzie. No, dalej, coś czy­stego. W końcu zna­la­złam czer­woną koszulkę na ramiącz­kach i dżin­sowe szorty. Uff. Zła­pa­łam parę innych dro­bia­zgów i ruszy­łam do łazienki.

Sta­ra­łam się spie­szyć. Oba­wia­łam się, że Seth się znu­dzi, cho­ciaż nie dawał tego po sobie poznać. Puści­łam wodę i się roze­bra­łam. Łazienka zapa­ro­wała. Weszłam pod prysz­nic i sta­nę­łam pod stru­mie­niem gorą­cej wody. Opar­łam czoło o zimne płytki i pró­bo­wa­łam ochło­nąć. Nie nale­ża­łam do osób, które pani­kują z byle powodu, lubi­łam też być nie­za­leżna. We wła­snym domu zawsze czu­łam się bez­piecz­nie. Ni­gdy nie mia­łam powo­dów do nie­po­koju, to była spo­kojna oko­lica.

Daj spo­kój, Em, sama się nakrę­casz, skar­ci­łam się i zaczę­łam się myć. Kiedy skoń­czy­łam i wyszłam spod prysz­nica, usły­sza­łam kroki.

– Seth? – krzyk­nę­łam.

Nie podo­bała mi się ta panika w moim gło­sie.

– Jestem – odpo­wie­dział.

Serio? A przed chwilą co sobie myśla­łaś?, zga­ni­łam się w duchu.

Zeszli­śmy na dół i usie­dli­śmy na kana­pie. Aku­rat leciał wywiad Conana z Jimem Par­son­sem, było dużo śmie­chu, więc się roz­luź­ni­łam. Po jakimś cza­sie Seth poło­żył głowę na opar­ciu, zer­k­nął na zega­rek i ścią­gnął koc z pod­ło­kiet­nika sto­ją­cego obok fotela.

– Rozu­miem, że zosta­jesz? – zażar­to­wa­łam.

Seth odwró­cił się do mnie z uśmie­chem.

– Śpij, Em.

Pró­bo­wa­łam po sobie nie poka­zać, że czuję ulgę.

Obu­dzi­łam się przy­kryta kocem, z głową na poduszce. Z kuchni docho­dziły głosy, mia­łam nadzieję, że to Seth. Tak, na szczę­ście to był on. Wszedł do pokoju, podał mi kawę i usiadł na stole naprze­ciwko mnie.

– Dzięki.

Nie­pew­nie prze­cze­sa­łam ręką włosy. Mia­łam nadzieję, że pta­sie gniazdo na mojej gło­wie nie wygląda aż tak strasz­nie.

Seth sta­rał się ukryć uśmiech, zdra­dzały go oczy.

– Zaraz zaczy­nam zmianę. Zosta­niesz sama w domu?

– Jasne.

W duszy znowu zga­ni­łam się za prze­sa­dzoną reak­cję.

Seth nie spra­wiał wra­że­nia prze­ko­na­nego.

– Dobra. – Zawie­sił na chwilę głos i popa­trzył mi w oczy. – Będziemy w kon­tak­cie.

Po jego wyj­ściu włą­czy­łam gło­śno muzykę, chcia­łam, by wypeł­niała cały dom. Posprzą­ta­łam, poje­cha­łam na zakupy do super­mar­ketu i zro­bi­łam gigan­tyczne pra­nie. Erin miała się zja­wić dopiero za parę godzin, więc gdy skoń­czy­łam, prze­bra­łam się w czarne bikini, wzię­łam ręcz­nik i poszłam na plażę koło domu. Tro­chę poła­zi­łam w wodzie, popły­wa­łam, a potem poło­ży­łam się na ręcz­niku. Słońce było cudowne. Przy­mknę­łam oczy i nasłu­chi­wa­łam szumu fal.

Nagle na moją twarz padł cień. Gwał­tow­nie otwo­rzy­łam oczy. Przede mną stał Seth ze wście­kłą miną.

– Masz poję­cie, ile razy do cie­bie dzwo­ni­łem? – spy­tał i wycią­gnął rękę, by pomóc mi wstać.

Bez wysiłku pod­cią­gnął mnie do góry. Strzep­nę­łam sobie piach z uda. Nie mogłam wydu­sić słowa, tak się spię­łam na widok jego zło­ści.

– Prze­pra­szam, włą­czy­łam gło­śno muzykę. A potem chyba zosta­wi­łam tele­fon w domu.

Zmru­ży­łam oczy i dopiero teraz zauwa­ży­łam, że Seth jest w mun­du­rze.

– Ty na­dal w pracy? – spy­ta­łam, roz­glą­da­jąc się za radio­wo­zem.

Stał opo­dal, a part­ner Setha, Gar­rett, opie­rał się o karo­se­rię. Się­gnę­łam po klapki, wsu­nę­łam je i obwią­za­łam się w pasie ręcz­ni­kiem. Z uśmie­chem pode­szłam do Gar­retta. Seth wes­tchnął ciężko i ruszył za mną.

– Hej, cześć – powie­dzia­łam, obej­mu­jąc dru­giego poli­cjanta.

Gar­rett part­ne­ro­wał Sethowi od początku jego pracy w poli­cji. Bar­dzo go lubi­łam. Nie był tak wysoki jak Seth, ale i tak sporo wyż­szy ode mnie. Mieli podobne syl­wetki – obaj byli szczu­pli, lecz umię­śnieni. Cze­ko­la­dowo-kar­me­lowe oczy Gar­retta ide­al­nie kom­po­no­wały się z jego brą­zo­wymi wło­sami, nie­dbale wła­żą­cymi mu na uszy. Na­dal nie wie­rzy­łam, że nie wyrwała go jesz­cze żadna babka.

– Hej, piękna. – Gar­rett też mnie objął i lekko uniósł do góry.

– Em – roz­legł się za mną wku­rzony głos Setha.

Zigno­ro­wa­łam go.

– Jak ci mija dzień?

– E, w miarę, w prze­ci­wień­stwie do niego. – Gar­rett wska­zał na Setha. – Bo on wpa­dał w para­noję, jak nie odbie­ra­łaś.

– No wiem, prze­pra­szam.

Gar­rett wzru­szył ramio­nami.

– Dobrze, że nic ci nie jest.

– Słu­chaj­cie, Erin przyj­dzie na kola­cję. Może też byście wpa­dli, to zro­bimy grilla?

Gar­rett zer­k­nął na Setha, ja też się do niego odwró­ci­łam. Oboje patrzy­li­śmy z wycze­ki­wa­niem i nadzieją, że nie będzie miał innego wyj­ścia, jak tylko się zgo­dzić.

Seth wywró­cił oczami.

– Dobra. O szó­stej scho­dzimy ze zmiany.

Mogła­bym przy­siąc, że na jego ustach igrał led­wie widoczny cień uśmie­chu, ale kiedy chcia­łam się upew­nić, już go nie dostrze­głam.

Zadzwo­nił tele­fon Gar­retta, ten prze­pro­sił i odszedł parę kro­ków.

Seth wziął mnie za rękę i przy­cią­gnął do sie­bie.

– Nie zosta­wiaj już tele­fonu – powie­dział ostro.

Zro­biło mi się głu­pio.

– Dobra, ale jestem wię­cej niż pewna, że wczo­raj wie­czo­rem nie­po­trzeb­nie spa­ni­ko­wa­łam.

– Nie­ważne. Cią­gle sie­dzisz tu sama. A gdyby coś ci się stało?

Wska­za­łam pal­cem na dom sąsiada.

– Tra­vis jest bli­sko.

Seth rzu­cił mi badaw­cze spoj­rze­nie. Jesz­cze się nie prze­ko­nał do Tra­visa. Wes­tchnę­łam.

– Już dobra, będę nosić tele­fon. Dzięki, że zaj­rza­łeś. I że zosta­łeś na noc.

Seth przez chwilę nie wypusz­czał mojej ręki. Patrzył już łagod­niej. Zaczął coś mówić, ale Gar­rett mu prze­rwał.

– Con­nors, jedziemy.

Seth nachy­lił się i szep­nął mi do ucha:

– Zabie­raj ze sobą tele­fon.

– Tak jest.

– Do zoba­cze­nia wie­czo­rem – rzu­cił Gar­rett, uru­cha­mia­jąc sil­nik.

Włą­czyli syrenę i ruszyli.

Miło było przy­go­to­wy­wać grilla. Wycią­gnę­łam steki i zaczę­łam robić sałatkę, gdy przez fron­towe drzwi weszła Erin.

– Puk, puk! – zawo­łała.

– Jestem w kuchni!

– Uu, eks­tra wyglą­dasz! – skom­ple­men­to­wała górę od kostiumu i postrzę­pione dżin­sowe szorty. – Opa­la­łaś się?

– Tak, ale długo nie wytrzy­ma­łam. Potwor­nie gorąco.

Erin pode­szła do zamra­żarki i nabrała lodu, po czym wyjęła z torby skład­niki mar­ga­rity, które ze sobą przy­nio­sła.

– Masz ochotę?

– Tak!

Wska­za­łam brodą na sto­jący na bla­cie blen­der.

– Czy­ta­łaś ese­mesa, że chło­paki przyjdą?

Oczy jej bły­snęły, a uśmiech stał się jesz­cze szer­szy.

– No, super.

Nasta­wi­łam gło­śniej muzykę. Kiedy kola­cja była gotowa, zro­bi­ły­śmy sobie po drinku i wyszły­śmy na patio. Jesz­cze bar­dziej pod­krę­ci­łam muzykę i roz­pa­li­łam grill.

Z gło­śni­ków dud­nił Bil­lie Jean Micha­ela Jack­sona. Erin rzu­ciła mi spoj­rze­nie i zaczęła tań­czyć.

– Dalej, Em, nie uda­waj, że nie pamię­tasz!

W kla­sie matu­ral­nej wystą­pi­ły­śmy z tą pio­senką na szkol­nym kon­kur­sie talen­tów. Świet­nie nam poszło i wszy­scy dosko­nale się bawili. Erin sta­nęła teraz przede mną i zaczęła koły­sać bio­drami. Pod­sko­czy­łam do niej i odtań­czy­łam swój kawa­łek. Ze śmie­chu łzy cie­kły nam po twa­rzach.

– Ej, widzę, że tro­chę się spóź­ni­li­śmy – ode­zwał się nagle Seth, który stał oparty o fra­mugę drzwi tara­so­wych, i bły­snął swoim uśmie­chem, od któ­rego mię­kły mi kolana.

– Zimne piwo w lodówce, weź­cie sobie – zawo­ła­łam przez ramię, uda­jąc, że nie widzę spoj­rze­nia Erin.

Gar­rett objął mnie z boku, potem pod­szedł do Erin, a ja ruszy­łam do domu po steki. Seth stał przy otwar­tej lodówce i wkła­dał do niej butelki piwa, które wła­śnie przy­nie­śli. Świet­nie wyglą­dał w ciem­no­zie­lo­nej koszulce i ciem­nych szor­tach.

– No hej – przy­wi­ta­łam go.

Spoj­rzał na mnie i oparł się o lodówkę.

– Hej.

Jego oczy ukryte były w cie­niu daszka czapki.

– Na­dal się na mnie wście­kasz?

Seth pokrę­cił głową i upił łyk piwa.

– Nie wście­ka­łem się, tylko mar­twi­łem.

Sto­jąc do niego tyłem, zaczę­łam kroić cebulę i czo­snek. Usły­sza­łam za ple­cami ruch.

– Myśla­łaś o tym, żeby ktoś z tobą zamiesz­kał?

– Że co? – zdzi­wi­łam się. – Nie, raczej nie myśla­łam.

– Two­jej matki ni­gdy nie ma, cią­gle jesteś sama.

Wzru­szy­łam ramio­nami.

– To może spy­tam Joshuę – rzu­ci­łam przez ramię z uśmie­chem.

Joshua był naszym wspól­nym zna­jo­mym, który parę razy pró­bo­wał się ze mną umó­wić.

Seth chrząk­nął.

– Mówiąc „zamiesz­kać”, nie­ko­niecz­nie mia­łem na myśli „sypiać”.

Zaśmia­łam się.

– Ale szcze­rze – zaczę­łam, myjąc ręce – to nie byłby taki głupi pomysł. Mogła­bym jutro wywie­sić ogło­sze­nie w szkole. Nie­któ­rzy jesz­cze nie zna­leźli miesz­ka­nia. Zoba­czy­ła­bym, kto się zgłosi.

Seth ski­nął głową, ale widzia­łam, że myśli o czymś innym.

– A Erin?

– Ona nie. Pla­nuje nie­długo zamiesz­kać z Alek­sem, czują, że to już ten moment. – Alex był świet­nym face­tem. Byli już z Erin od prze­szło dwóch lat i świet­nie się doga­dy­wali. – Ale dzięki za pomysł.

Wzię­łam tacę i wyszłam na taras.

Gar­rett pod­szedł i stuk­nął mnie bio­drem.

– Daj, ja się tym zajmę.

Wyjął mi szczypce z ręki.

– Sos? – spy­tał z unie­sioną brwią.

– Nie.

Pró­bo­wa­łam ukryć uśmiech. Już wie­dzia­łam, co się kroi.

– Sól i pieprz?

– Tak.

– Czo­snek?

– Yhy…

– Cebula… – Gar­rett pod­niósł palec, żebym mu pozwo­liła skoń­czyć – pod­du­szona na maśle?

– Ma się rozu­mieć.

Gar­rett z apro­batą ski­nął głową.

– Zna­ko­mi­cie.

Roze­śmia­łam się. Nie daj Boże, żebym schrza­niła steki! Gar­rett uwiel­biał gril­lo­wać. Mówiąc szcze­rze, miał na tym punk­cie obse­sję. Przy­glą­da­łam się, jak wyj­muje z kie­szeni bute­leczkę i ostroż­nie skra­pia mięso brą­zo­wym sosem.

– Aaa, więc będzie przy­smak O’Briana.

Pochy­li­łam się, by lepiej widzieć.

Gar­rett mia­rowo poru­szał sili­ko­no­wym pędzel­kiem, co chwilę pod­no­sząc na mnie wzrok.

– Tak, to jeden z moich sekre­tów.

– Strasz­nie jesteś tajem­ni­czy.

Kola­cja była smaczna, drinki szły jak woda. Włą­czy­łam oświe­tle­nie tarasu. Zaczę­li­śmy grać w pokera. Oznaj­mi­łam, że daję im fory. Gar­rett wygry­wał, a ja go zapew­nia­łam, że spe­cjal­nie daję mu wygrać, bo wiem, że to żadna frajda cią­gle prze­gry­wać. Uwiel­bia­łam się z nimi dro­czyć. Ojciec nauczył mnie wielu poke­ro­wych sztu­czek. Kiedy zapra­szał kole­gów na karty, zawsze sie­dzia­łam mu na kola­nach i patrzy­łam.

Do Erin zadzwo­nił Alex, który wła­śnie wyszedł z pracy i miał po nią przy­je­chać.

– Gar­rett, możemy cię pod­rzu­cić – ode­zwała się Erin, spo­glą­da­jąc na mnie z ukosa.

Och, prze­bie­gła sztuka.

Po chwili od strony pod­jazdu roz­legł się podwójny odgłos klak­sonu. Gar­rett się do mnie nachy­lił.

– Dzięki, Em, za zapro­sze­nie, to był super­wie­czór.

– Cie­szę się, że wpa­dłeś.

Gar­rett wziął od Erin torbę, poma­chali nam i ode­szli.

Zaczę­łam sprzą­tać, Seth mi poma­gał. Zer­k­nę­łam na zega­rek. Druga.

– Było cał­kiem miło. – Ziew­nę­łam.

– No, bar­dzo. Dzięki.

Poszedł zamknąć dom. Wzię­łam z pralni czy­stą koszulkę i się prze­bra­łam. Seth włą­czył tele­wi­zor w salo­nie. Sta­nę­łam w drzwiach kuchni.

– Seth? – zagad­nę­łam, a on pod­niósł wzrok i spoj­rzał na mnie nie­bie­skimi oczami. – Zro­biło się… no, późno. Mógł­byś zostać?

Za nic w świe­cie nie chcia­łam dać po sobie poznać, że boję się zostać sama, ale szcze­rze mówiąc, o wiele lepiej mi się spało, kiedy Seth był w pobliżu.

On pod­szedł i prze­su­nął dło­nią po moim ramie­niu.

– Jasne.

Wziął mnie za rękę i zapro­wa­dził na kanapę.

Zała­sko­tało mnie w brzu­chu, ale szybko to w sobie zdu­si­łam. Usa­do­wi­li­śmy się na plu­szo­wych podu­chach, a Seth nacią­gnął na nas koc i upew­nił się, czy jestem dobrze nakryta. Zawsze dbał o innych. Rodzice świetne go wycho­wali. Odno­sił się do ludzi z sza­cun­kiem, był życz­liwy i tro­skliwy. Czu­łam do niego coraz więk­szą sła­bość.

Wes­tchnę­łam w duchu i sta­ra­łam się nie myśleć o uczu­ciach. Zna­li­śmy się już tak długo, że gdyby coś miało mię­dzy nami zaist­nieć, dawno by się to zda­rzyło.

Seth prze­łą­czył parę kana­łów i zatrzy­mał się na wia­do­mo­ściach. Dzien­ni­karz mówił o mor­der­stwie we wschod­niej czę­ści Los Ange­les. Męż­czy­zna zabił dwie kobiety, które spały w swo­ich domach. Na ekra­nie poka­zał się funk­cjo­na­riusz poli­cji, a Seth mruk­nął coś pod nosem.

– Znasz go?

– Tak, to Kirk Adams. Z poli­cji w Los Ange­les. Równy gość, nie­dawno się oże­nił. Nie wie­dzia­łem, że już wró­cił z podróży poślub­nej.

– Nie­zły powrót do domu. – Unio­słam brwi i oglą­da­łam dalej.

Kamery poka­zały teraz wyno­szone z domu worki z cia­łami.

– O nie – jęk­nę­łam i zasło­ni­łam oczy. – Jak możesz na to patrzeć i nie osza­leć?

– Taka praca. – Seth wzru­szył ramio­nami.

Prze­łą­czył na inny kanał i tra­fił na Kro­niki Sein­felda. Zwi­nę­łam się w kłę­bek i opar­łam głowę na jego ramie­niu, on zmie­nił pozy­cję i mnie objął. Pró­bo­wa­łam nie uru­cha­miać wyobraźni i nie sku­piać się na tym, jak się czuję w jego obję­ciach. Czę­sto byli­śmy bli­sko. Seth przy­tu­lał mnie przy byle oka­zji, ale wie­dzia­łam, że robi to tylko po przy­ja­ciel­sku. Ni­gdy nie prze­kra­czał gra­nicy. Zda­wa­łam sobie sprawę, że panuje nad emo­cjami. Wyłą­czy­łam myśli i sta­ra­łam się cie­szyć chwilą.

Poszu­kuję czy­stego, nie­pa­lą­cego, odpo­wie­dzial­nego współ­lo­ka­tora. Dom poza kam­pu­sem. Nie­zbędny samo­chód. Od zaraz.

Lasko

Patrzy­łem, jak pod­nosi ręce, by przy­cze­pić kartkę do tablicy ogło­szeń. Nad paskiem spodni uka­zała się jej gładka skóra. Cie­kawe, jaka byłaby w dotyku. Wci­sną­łem kciuk w punkt na czole mię­dzy oczami, by zła­go­dzić ból głowy, od któ­rego aż się krzy­wi­łem. Drugą ręką się­gną­łem do sto­ją­cej na sie­dze­niu pasa­żera torby, zna­la­złem to, czego szu­ka­łem, otwo­rzy­łem bute­leczkę i wrzu­ci­łem sobie do ust trzy pastylki. Popi­łem łykiem cie­płego rumu z colą. Kiedy znowu spoj­rza­łem w stronę tablicy ogło­szeń, już jej nie było.

– Cho­lera! – syk­ną­łem i wal­ną­łem pię­ścią w tablicę roz­dziel­czą mojej toyoty camry. Wzią­łem apa­rat i obej­rza­łem cztery zdję­cia, które przed chwilą udało mi się zro­bić.

Emily

Z nie­do­wie­rza­niem pokrę­ci­łam głową. Nie minęła godzina, odkąd powie­si­łam trzy ogło­sze­nia, a już mia­łam kilka tele­fo­nów. Umó­wi­łam się na wie­czór z dwiema poważ­nie zain­te­re­so­wa­nymi oso­bami.

Pierw­sza dziew­czyna, która miała się zja­wić, zate­le­fo­no­wała z infor­ma­cją, że zna­la­zła sobie lokum bli­żej pracy, więc dzię­kuje. Dzwo­nek do drzwi zadzwo­nił pięt­na­ście po siód­mej. Otwo­rzy­łam. W progu stał wysoki, dość przy­stojny facet. Wycią­gnął do mnie rękę, bły­snął uśmie­chem i powie­dział:

– Cześć, jestem Jamie.

– Cześć, zapra­szam.

Odsu­nę­łam się, by go prze­pu­ścić. Byłam tro­chę zbita z tropu, bo przez tele­fon roz­ma­wia­łam z kobietą. A przy­naj­mniej tak mi się wyda­wało.

– Fajny dom. Mogę się rozej­rzeć?

Opro­wa­dzi­łam go, a potem usie­dli­śmy przy stole w kuchni i opo­wie­dzia­łam, jak sobie wyobra­żam wspólne miesz­ka­nie. Jamie wyda­wał się pozy­tyw­nie nasta­wiony. Dowie­dzia­łam się, że osobą, która do mnie dzwo­niła, była jego sio­stra, bo to ona począt­kowo chciała tu zamiesz­kać, ale dostała inną pro­po­zy­cję, więc pomy­ślała, że może Jamie sko­rzy­sta.

Stuk­nęły drzwi i do kuchni wszedł Seth. Ujrzaw­szy mojego towa­rzy­sza, zmru­żył oczy. Jamie rzu­cił mi spoj­rze­nie, a ja się uśmiech­nę­łam. Przy­wy­kłam już do tego, że widok mun­duru budzi kon­ster­na­cję i ludzie zaczy­nają gwał­tow­nie ana­li­zo­wać każdy wyko­nany wcze­śniej ruch. Uwa­ża­łam, że to zabawne.

– Poznaj Jamiego, który być może zosta­nie moim współ­lo­ka­to­rem.

– Miło mi. – Seth ski­nął głową i lekko się uśmiech­nął.

Otwo­rzył sobie piwo, oparł się o blat i patrzył na nas.

Jamie pochy­lił się na krze­śle.

– To twój chło­pak? – spy­tał.

– Nie, dobry zna­jomy.

Zer­k­nę­łam na Setha, który mie­rzył mnie badaw­czym spoj­rze­niem.

– A masz chło­paka?

Seth roz­piął pas i gło­śno odło­żył go na blat. Ner­wowo zmie­ni­łam pozy­cję. Czu­łam gorąco na policz­kach.

– Yy… nie.

Jamie tro­chę się roz­luź­nił. Uśmiech­nął się i wziął ze stołu umowę.

– Dobra, w takim razie wszystko zała­twione. Mógł­bym się wpro­wa­dzić w przy­szły wto­rek, jeżeli ci to odpo­wiada.

– Super. Jestem jesz­cze umó­wiona z paroma oso­bami, więc dam ci znać za parę dni.

Wsta­łam i odpro­wa­dzi­łam go do wyj­ścia. Zacze­ka­łam, aż wsią­dzie do samo­chodu i znik­nie na końcu dłu­giego pod­jazdu. Kiedy się odwró­ci­łam, Seth stał w drzwiach kuchni.

– Wygląda na ide­al­nego opie­kuna – zażar­to­wał.

Wywró­ci­łam oczami.

– Mam prośbę, mógł­byś się zacho­wy­wać tro­chę mniej… onie­śmie­la­jąco? Bo jak na razie rów­nie dobrze mógł­byś tre­no­wać strze­la­nie do celu na patio.

Stuk­nę­łam go w bio­dro, żeby wszedł do środka, i nala­łam sobie wina.

– Nie­zły plan, zapa­mię­tam.

Spoj­rza­łam na niego wil­kiem. Mina mu zła­god­niała.

– Em, naprawdę bie­rzesz pod uwagę, że ten gość mógłby z tobą zamiesz­kać?

Czu­łam, że przy­bie­ram postawę obronną.

– Nie wiem, może – rzu­ci­łam szorstko.

Rysy Setha stę­żały.

– A co sądzisz o współ­lo­ka­torce?

– A co to dla cie­bie za róż­nica?

Poża­ło­wa­łam tego w tej samej chwili, kiedy to powie­dzia­łam. Wola­łam nie znać odpo­wie­dzi.

Na twa­rzy Setha odma­lo­wało się zdzi­wie­nie.

– Po pro­stu chcę, żeby u cie­bie wszystko grało.

– Wszystko gra, wylu­zuj. – Wes­tchnę­łam. – Nie jesteś moim star­szym bra­tem, Seth. – Odwró­ci­łam się, by wejść do salonu.

Seth wsu­nął się przede mnie i zastą­pił mi drogę.

– Ni­gdy nie myśla­łem o tobie jak o młod­szej sio­strze.

Uff, dobrze to sły­szeć.

Przyj­rzał mi się z bli­ska.

– Nie chcę, żebyś tu była sama.

Wsu­nę­łam rękę do kie­szeni Setha, który zro­bił zdzi­wioną minę. Wycią­gnę­łam z niej klu­cze i docze­pi­łam do kółeczka swój zapa­sowy, który wyję­łam z koszyczka na bla­cie.

– W takim razie już mam współ­lo­ka­tora – stwier­dzi­łam i wyzy­wa­jąco spoj­rza­łam mu w oczy.

– Ale ja wcale nie mia­łem na myśli sie­bie. – Seth okrą­głymi oczami patrzył na swoje klu­cze w mojej dłoni. – Zda­wało mi się, że powinna z tobą zamiesz­kać jakaś dziew­czyna.

Rozdział drugi

Minął następny tydzień. Osta­tecz­nie umó­wi­łam na spo­tka­nie w spra­wie wspól­nego miesz­ka­nia aż pięć osób, po czym okro­iłam wybór do dwóch dziew­czyn lub Jamiego. Seth zaglą­dał do mnie wie­czo­rami, ale nie poru­szył wię­cej tematu współ­lo­ka­tora. Sobotni pora­nek nad­szedł szyb­ciej, niż się spo­dzie­wa­łam. Erin nie mogła iść na jogę, bo wypa­dło jej coś w pracy, posta­no­wi­łam więc pobie­gać. Prze­bra­łam się i wyszłam na plażę. Tro­chę się poroz­cią­ga­łam, wło­ży­łam słu­chawki i ruszy­łam truch­tem. Nie myśla­łam o niczym, bie­głam jak naj­da­lej przed sie­bie.

Po dwóch godzi­nach wró­ci­łam na miej­sce, z któ­rego zaczę­łam, wyłą­czy­łam muzykę i ciężko dysząc, poło­ży­łam się na pia­sku.

– Hej, sąsiadko – ode­zwał się Tra­vis, pod­bie­gł­szy do mnie w szor­tach i cza­peczce z dasz­kiem.

Był nie­źle zbu­do­wany, tak jak się spo­dzie­wa­łam. Do Setha i Gar­retta się wpraw­dzie nie umy­wał, ale wyglą­dał nie naj­go­rzej.

Osło­ni­łam oczy ręką.

– Dzień dobry.

– Wcze­śnie wsta­jesz.

– Żeby zdą­żyć przed upa­łem.

Tra­vis ski­nął głową.

– No, serio. – Zawie­sił głos, jakby nie wie­dział, co jesz­cze powie­dzieć. – Nie­długo zaczy­nasz szkołę, tak?

– No – wes­tchnę­łam.

– Gdy­byś cze­goś potrze­bo­wała… – Znowu dziw­nie zawie­sił głos. – Zapisz sobie mój numer i w razie czego śmiało dzwoń. Lub pisz.

Wpi­sa­łam jego numer do kon­tak­tów.

– Dzięki, bar­dzo miło z two­jej strony.

– Nie ma sprawy. Będę leciał. Do zoba­cze­nia!

Poma­chał mi i odbiegł.

Ruszy­łam w stronę domu. Na weran­dzie stał Seth, pił kawę i mie­rzył mnie wzro­kiem.

– Hej – rzu­cił i wyszedł mi na spo­tka­nie na schody. – Jak się bie­gało?

– Dobrze, ale robi się upał.

Podał mi kubek.

– Od kiedy tu jesteś? – spy­ta­łam.

Nie odpo­wie­dział, śle­dził wzro­kiem bie­gną­cego w oddali Tra­visa.

– Co waż­nego miał ci do powie­dze­nia?

Wywró­ci­łam oczami.

– Tylko tyle, że gdy­bym cze­goś potrze­bo­wała, mogę do niego dzwo­nić.

– Yhm… już to widzę. – Seth się zaśmiał.

– Dopiero się wpro­wa­dził, chce być dobrym sąsia­dem. Miły jest.

– No. Więc przy­je­cha­łem wypró­bo­wać nowy klucz.

Pod­niósł do góry pęk swo­ich klu­czy.

– O nie! – Zakry­łam usta ręką.

Sethowi zrze­dła mina.

– Muszę zawia­do­mić Jamiego, że to nie­ak­tu­alne – zażar­to­wa­łam i upi­łam łyk kawy.

Auć, była gorąca.

Seth uniósł brew i ode­brał mi kubek.

– Nie­ak­tu­alne, bo sie­dzę ci na karku.

– Chyba nie mam nic prze­ciwko.

Zer­k­nę­łam na jego roz­piętą koszulę i musia­łam się odwró­cić, żeby mnie nie przy­ła­pał.

Chrzęst opon i odgłos sil­nika poło­żyły kres wybry­kom mojej roz­bu­dzo­nej wyobraźni. Pod­je­chał czer­wony kabrio­let, z któ­rego wysiadł ubrany w szorty, koszulkę i cza­peczkę Gar­rett.

– Cześć, piękna. – Bły­snął do mnie uśmie­chem. – Seth, dosta­łem ese­mesa, że jestem dzi­siaj wolny.

– Super, dzięki.

Nie wie­dząc, o co cho­dzi, zer­k­nę­łam na Setha.

– Gar­rett pomoże mi prze­wieźć rze­czy.

– Świet­nie.

Ruszy­łam do drzwi, by otwo­rzyć dom. Za wszelką cenę sta­ra­łam się ukryć radość – nie tylko z tego, że zamiesz­kam z Sethem, lecz rów­nież z tego, że nie będę musiała dzie­lić domu z nikim obcym.

Chło­paki tasz­czyli pudła, cię­żarki i sprzęt do ćwi­czeń.

– Gdzie to wsta­wiać, Em? – spy­tał Gar­rett.

– Trze­cie drzwi po lewej, tam może sobie urzą­dzić siłow­nię.

Uwi­jali się kilka godzin, wno­sili i wyno­sili rze­czy. Pro­po­no­wa­łam pomoc, ale świet­nie sobie radzili. Cały czas pró­bo­wa­łam nie gapić się na Setha, który pra­co­wał w samych szor­tach.

– Jak tam, ładny widok, McPhee? – zawo­łał przez ramię Gar­rett, sta­wia­jąc pudło na pod­ło­dze, i zakrę­cił tył­kiem. – Czy może zasła­niam? – dodał ze śmie­chem.

– Zamknij się. – Prych­nę­łam, dosko­nale wie­dząc, że zosta­łam przy­ła­pana na ukrad­ko­wych spoj­rze­niach na spo­cone mię­śnie.

Dosta­łam ese­mesa. Pospiesz­nie ruszy­łam do pokoju, zanim Seth wróci i zoba­czy pąs na moich policz­kach.

Erin: Hun­ting­ton Beach za dwa­dzie­ścia min?

Pod­nio­słam wzrok. Gar­rett, który wła­śnie mijał mój pokój, wyszcze­rzył zęby. Tak, plaża zde­cy­do­wa­nie była wspa­nia­łym miej­scem, żeby ochło­nąć.

Emily: OK.

Prze­bra­łam się w biały kostium i zło­ci­stą tunikę, do tego wło­ży­łam złote buty na kotur­nie i zro­bi­łam deli­katny maki­jaż. Wzię­łam torebkę i zeszłam na dół. Nie chcia­łam wcho­dzić chło­pa­kom w drogę, tylko zaj­rzeć do kuchni po butelkę wody, ale oka­zało się, że wła­śnie zro­bili sobie prze­rwę i sie­dzą przy piwie. Na mój widok prze­rwali roz­mowę. Odwró­ci­łam się i stwier­dzi­łam, że obaj się na mnie gapią.

– No, no – ode­zwał się Seth.

– Jak tam prze­pro­wadzka? – spy­ta­łam.

– Prze­pro­wadzka dobrze, a ty dokąd się wybie­rasz? – rzu­cił Gar­rett ze zna­czą­cym uśmiesz­kiem.

A niech cię.

– Na plażę z Erin. Czuj­cie się zapro­szeni.

Seth zmie­nił pozy­cję na krze­śle.

– Tylko we dwie?

Otwo­rzy­łam wodę i wzru­szy­łam ramio­nami.

– Uhm.

Spoj­rzeli po sobie.

– Może póź­niej was zła­piemy – powie­dział Seth.

Obró­ci­łam na palcu kółko z klu­czami.

– Dobra. To na razie!

Seth

Patrzy­łem za wycho­dzącą z kuchni Emily. Czu­łem dziwne ści­ska­nie w dołku na widok jej dłu­gich nóg w zło­tych butach. Zer­k­ną­łem na Gar­retta. Na jego ustach igrał kpiący uśmie­szek.

– Odpieprz się.

Gar­rett ze śmie­chem pod­niósł ręce.

– Prze­cież nic nie powie­dzia­łem. – Zawie­sił głos. – Czemu z nią nie pój­dziesz?

Uda­łem, że nie sły­szę. O niczym nie marzy­łem bar­dziej niż o tym, by spę­dzić z Emily tro­chę czasu, no ale naj­pierw musia­łem się wpro­wa­dzić. Następ­nego dnia mia­łem służbę, a nie zno­si­łem żyć na waliz­kach. Rzu­ci­łem Gar­ret­towi robo­cze ręka­wice.

– Chodź, roz­pa­ku­jemy bagaż­nik.

Godzinę póź­niej wszystko było gotowe, a my sie­dzie­li­śmy na scho­dach werandy i popi­ja­li­śmy piwo. Zauwa­ży­łem, że Gar­rett spraw­dza coś na tele­fo­nie.

– Wszystko gra?

– Mama nalega, żeby­śmy wpa­dli na kola­cję – wes­tchnął.

Gar­rett miał trudne rela­cje z rodzi­cami, a kiedy kilka lat wcze­śniej jego brat Phil­lip przy­znał się, że jest gejem, sto­sunki rodzinne stały się jesz­cze bar­dziej napięte. O trzy lata młod­szy Phil­lip był nie­pla­no­wa­nym i nie­chcia­nym dziec­kiem, lecz w rodzi­nie O’Bria­nów abor­cja nie wcho­dziła w grę. Chło­pak ni­gdy nie był tak kochany jak pozo­stali bra­cia, a po swoim wyzna­niu zaczął żyć w jesz­cze więk­szej izo­la­cji.

Wie­dzia­łem, że Gar­rett gry­zie się szy­ka­no­wa­niem młod­szego brata, wobec któ­rego zawsze był bar­dzo opie­kuń­czy.

– No chodź, wpad­niemy tam na dwie godzinki, a wra­ca­jąc, wstą­pimy gdzieś po skrzynkę piwa.

Ogromny dom O’Bria­nów stał na kli­fie w Laguna i roz­cią­gał się w zasa­dzie na całą sze­ro­kość działki.

Rodzi­com Gar­retta dobrze się powo­dziło. Ojciec pra­co­wał jako inży­nier che­mik, a matka była dyrek­torką jakiejś firmy, która miała coś wspól­nego z oło­wiem. Ni­gdy dokład­nie nie zapa­mię­ta­łem co, ale w sumie nie miało to zna­cze­nia, bo Miranda O’Brian wyro­biła sobie taką pozy­cję, że wszy­scy wie­dzieli, jaka jest ważna.

Gar­rett zapar­ko­wał i rzu­cił mi spoj­rze­nie.

– Jesteś pewny, że chcesz zstą­pić do tego pie­kła?

– Wierz mi, Gar, moje nie jest lep­sze.

W domu pach­niało curry z kur­cza­kiem. Ślinka napły­nęła mi do ust. Gospo­sia, która nas przy­wi­tała, oznaj­miła, że wszy­scy są na tara­sie od strony ogrodu.

Pierw­szy zauwa­żył nas Joseph, ojciec Gar­retta.

– W samą porę, chłopcy – rzu­cił z prze­ką­sem.

– Czy naprawdę świat by się zawa­lił, gdy­byś wło­żył na sie­bie coś innego niż T-shirt? – spy­tała Miranda, wywra­ca­jąc oczami, i chwiej­nie ruszyła w naszą stronę.

Matka Gar­retta odro­binę za dużo piła. Nie mia­łem wąt­pli­wo­ści, że była już po dobrych pię­ciu drin­kach. Strzep­nęła z koszulki Gar­retta nie­wi­doczny pyłek i wydała paskudny odgłos.

– Mamo, cho­dzę do pracy w koszuli. Jak nie jestem na służ­bie, to noszę, co mi się podoba. – Gar­rett rozej­rzał się po tara­sie. – A gdzie Philly?

– Phil­lip – popra­wiła go matka i groź­nie zmru­żyła oczy. – Nie ma powodu, dla któ­rego miał­byś z niego robić jesz­cze więk­szą lalę, niż już jest.

– Mamo, bła­gam, nie zaczy­naj.

– Nasz mały psot­nik jest w kuchni – syk­nął star­szy brat Gar­retta, który wła­śnie ich mijał, choć nie zadał sobie nawet trudu, by się przy­wi­tać.

Tag dostał sty­pen­dium spor­towe i grał w fut­bol w dru­ży­nie Uni­wer­sy­tetu Połu­dnio­wej Kali­for­nii. Podobno inte­re­so­wała się nim dru­żyna New England Patriots. Odkąd go pozna­łem, zawsze zacho­wy­wał się jak aro­gancki dupek. Wszystko wska­zy­wało na to, że nie ma za grosz sza­cunku ani wobec Gar­retta, ani Phil­lipa.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki