Zodiak - Robert Graysmith - ebook

Zodiak ebook

Robert Graysmith

3,4

Opis

Tę książkę możesz wypożyczyć z naszej biblioteki partnerskiej!

Książka dostępna w katalogu bibliotecznym na zasadach dozwolonego użytku bibliotecznego. Tylko dla zweryfikowanych posiadaczy kart bibliotecznych

Książka zekranizowana przez Davida Finchera, twórcę słynnych filmów: „Siedem”, „Gra”, „Podziemny krąg”, „Azyl”.

„Lubię zabijanie ludzi, ponieważ jest bardzo fajne, fajniejsze niż zabijanie zwierząt w lesie, ponieważ człowiek to najniebezpieczniejsze zwierzę jakie można zabić...” Te słowa napisał Zodiak. Seksualny sadysta, który uwielbiał zadawać ból i zabijać. Poszukiwano go za 6 zabójstw. On przyznał się do 37. W rzeczywistości mógł popełnić 50. Grał w kotka i myszkę z policją. Słał listy do prasy. Opisywał swoje zbrodnie. Stawiał zagadki. Układał szyfry. Rysował symbole. Nigdy go nie schwytano.

Książka dostępna w zasobach:

Biblioteka Publiczna Gminy Grodzisk Mazowiecki
Miejska Biblioteka Publiczna w Koninie

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 403

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,4 (5 ocen)
1
1
2
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




 

 

Redakcja stylistyczna Dorota Kielczyk

Redakcja techniczna

Andrzej Witkowski

Korekta

Barbara Cywińska

Renata Kuk

Ilustracja na okładce

Cover Art used courtesy of Warner Bros. Entertainment Inc.

TM & © Warner Bros. Entertainment Inc.

Opracowanie graficzne okładki

Wydawnictwo Amber

Skład

Wydawnictwo Amber

Druk

Wojskowa Drukarnia w Łodzi

Tytuł oryginału

Zodiac

Copyright © 1976 by Robert Graysmith.

All rights reserved.

For the Polish edition

Copyright © 2006 by Wydawnictwo Amber Sp. z o.o.

ISBN 978-83-241-2816-7

Warszawa 2007. Wydanie I

Wydawnictwo AMBER Sp. z o.o. 00-060  Warszawa, ul. Królewska 27  tel. 620 40 13, 620 81 62

www.wydawnictwoamber.pl

 

Pamięci mojego ojca. Z wyrazami miłości dla mojej matki, Davida, Aarona, Margot, Penny, a zwłaszcza Pameli.

 

Zabicie kogoś jest jak wyjście na dwór.

Jeżeli chciałem mieć ofiarę, po prostu ją brałem.Nawet nie uważałem tego kogoś za człowieka.

Henry Lee Lucas,seryjny morderca, 1984

Mamy szaleńców, którzy czekają...przywódca organizacji terrorystycznej z Bliskiego Wschodu,1978

Wstęp

Od czasów Kuby Rozpruwacza istnieje tylko jedno imię, które budzi taki sam strach - zabójczy, nieuchwytny i tajemniczy Zodiak. Od 1968 roku seria brutalnych morderstw popełnionych przez zakapturzonego mordercę przeraziła San Francisco i rejon zatoki. Zodiak w szyderczych listach wysyłanych do gazet ukrył wskazówki dotyczące swojej tożsamości, zaszyfrowane tak sprytnie, że kod oparł się wysiłkom najlepszych kryptologów CIA, FBI i NSA.

Byłem karykaturzystą politycznym w największej gazecie północnej Kalifornii, „San Francisco Chronicle”, i od samego początku widziałem, jak na biurko naczelnego trafiają tajemnicze listy, zakodowane wiadomości, przesyłki z zakrwawionymi ubraniami ofiar. Stopniowo rodziło się we mnie postanowienie, aby odczytać wskazówki mordercy, ustalić jego prawdziwą tożsamość. A jeżeli to mi się nie uda, przynajmniej przedstawić wszystkie, nawet najdrobniejsze dowody, dzięki którym może ktoś pewnego dnia rozpozna Zodiaka.

Kiedy zacząłem pisać tę książkę, zdałem sobie sprawę, że stoją przede mną dwie przeszkody.

Po pierwsze, rozmaici podejrzani i kilka ofiar, którym udało się przeżyć, rozproszyli się po kraju, a wielu świadków się ukryło. Aby ustalić brakujące fakty, musiałem odnaleźć te osoby. Jedna z nich sześciokrotnie zmieniała nazwisko. Inna, której udało się uciec Zodiakowi, ukrywała się przez 10 lat, używając wielu nazwisk. W końcu znalazłem tego człowieka dzięki stemplowi pocztowemu na kartce bożonarodzeniowej.

Po drugie, morderstwa miały miejsce w różnych hrabstwach i w związku z międzywydziałowymi animozjami każda służba policyjna dysponowała ważnymi danymi, o których nie wiedział nikt z zewnątrz. Zebrałem informacje z każdego hrabstwa, z różnych miejsc, w których archiwizowano akta, z dokumentów ocalonych tuż przed zniszczeniem. Po raz pierwszy ułożyłem wszystkie elementy w całość i zacząłem sporządzać pełny portret Zodiaka.

W 1975 roku, kilka lat po zainteresowaniu się tą historią, zacząłem zdawać sobie sprawę, że Zodiak popełnił morderstwa, o które go nie podejrzewano, i że jedna z pierwszych ofiar mogła znać jego prawdziwe nazwisko. Osoba ta została zamordowana, gdy próbowała wydać Zodiaka policji.

Nie ma ratunku przed maniakalnym zabójcą. Seryjny morderca nie jest w stanie zaspokoić swojej żądzy krwi, a wydaje się, że Kalifornia ma ponadprzeciętną liczbę seryjnych morderstw (ustępuje tylko Nowemu Jorkowi). Według Departamentu Sprawiedliwości wielokrotne zabójstwa są powodem od 500 do 1500 zgonów w Ameryce.

Morderstwa Zodiaka były zbrodniami na tle seksualnym. Zabójca sprowadzał ofiary do roli obiektów istniejących tylko po to, aby - poddane aktom przemocy - zapewniły mu seksualną przyjemność. Polowanie na ofiarę było grą wstępną, a atak stanowił substytut aktu płciowego. Zodiak, sadysta seksualny, czerpał przyjemność z torturowania i zabijania, ponieważ przemoc i miłość były w jego umyśle nierozerwalnie związane.

Sadyści seksualni, tak jak większość seryjnych morderców, wykazują się sporą inteligencją i zadziwiająco skutecznie ukrywają się po pierwszym zabójstwie. Prowadzona z policją zabawa w kotka i myszkę może stać się podstawowym motywem popełnianych zbrodni. Po ujęciu zabójcy jego szczegółowe, koszmarne zeznanie samo w sobie stanowi brutalny atak. Nikt nie wie, jaka jest przyczyna powstania seksualnego sadyzmu, ale wielu lekarzy podejrzewa, że czynnikiem sprawczym jest uszkodzony chromosom płciowy albo jakieś wydarzenie z wczesnego okresu życia. Niekochający rodzice i okrutni rówieśnicy mogą wygenerować procesy, które w dzieciństwie przejawiają się nocnym moczeniem, drobnymi kradzieżami, kaleczeniem i torturowaniem zwierząt. Z chwilą rozpoczęcia procesu dojrzewania płciowego gniew daje o sobie znać przez nasilające się, sprytnie ukrywane akty sadyzmu.

Jeżeli w całej tajemnicy Zodiaka istnieje słowo klucz, to jest nim: obsesja. Dochodzenie w tej sprawie zniszczyło małżeństwa, zwichnęło kariery, zrujnowało zdrowie wielu osobom. Sprawdzono ponad 2500 podejrzanych, a fala tajemniczości, tragedii i rozpaczy zmiotła wielu ludzi.

Chciałem, żeby ta książka do czegoś się przyczyniła, wywołała zmianę, powstrzymała zabójcę. Powoli każdy dziwny symbol i szyfr dawał się rozwikłać. Dowiedziałem się, w jaki sposób zabójca pisał swoje niedające się odczytać listy, dlaczego i kiedy zabijał. Wyjaśniłem też, co go zainspirowało do stworzenia symbolu przekreślonego kręgu i zakładania stroju kata.

Jest to prawdziwa historia śledztwa prowadzonego niemal przez dwa dziesięciolecia i trwającego nadal. Włączyłem tu setki faktów, które ni

gdy dotąd nie zostały ujawnione w druku. To najdokładniejsza relacja, jaką można było sporządzić po ośmiu latach badań. Policja i prasa podawały jedynie fragmenty listów Zodiaka. W tej książce po raz pierwszy znalazło się każde słowo napisane przez zabójcę do policji.

W bardzo niewielu przypadkach musiałem usunąć nazwiska niektórych świadków. Są one jednak znane policji. Zmieniono nazwiska kilku głównych podejrzanych, a także fakty związane z ich dawną pracą, wykształceniem i miejscami pobytu. W sytuacjach, kiedy zmiana nazwiska okazywała się konieczna, jest to odnotowane w tekście. W rozdziale dotyczącym Andrew Todda Walkera zrekonstruowano niewielkie partie dialogowe, aby uzyskać płynność narracji.

Czary, groźby śmierci, kryptogramy, wciąż poszukiwany zabójca w kapturze, pełni poświęcenia śledczy i tajemniczy mężczyzna w białym chevym, którego wszyscy widzieli, ale którego nikt nie zna, stanowią elementy tajemnicy Zodiaka, najbardziej przerażającej historii, jaką znam.

Robert Graysmith

San Francisco, maj 1985

 

Mapa zabójstw dokonanych przez Zodiaka w północnej Kalifornii(R. Graysmith).

1   David Faraday i Betty Lau Jensen

Piątek, 20 grudnia 1968

Wędrując przez pofalowane wzgórza nad Vallejo, David Faraday widział w oddali most Golden Gate, zatokę San Pablo i na jej wodach rybaków, żaglówki i motorówki, a dalej szerokie ulice miasta, obsadzone drzewami. Dostrzegał też czarne szkielety dźwigów, nabrzeża, okręty wojenne, ceglane kominy i trzypoziomowe magazyny na Mare Island, szarej potężnej bryle po drugiej stronie cieśniny.

W czasie II wojny światowej tysiące ludzi ściągnęło do tego rejonu, by pracować dla marynarki wojennej, i Vallejo zmieniło się w dynamicznie rozwijające się miasto. Wybudowano tymczasowe, tanie budynki mieszkalne ze sklejki i płyt gipsowych, które w latach 60. na dobre przekształciły się w czarne getta, źródło nienawiści rasowej i wojen gangów, które docierały do szkół średnich.

David Arthur Faraday miał 17 lat, był stypendystą i sportowcem, jednym z najlepszych uczniów liceum Vallejo. Pod koniec 1968 roku David poznał zgrabną ciemnowłosą szesnastolatkę, Betty Lou Jensen, która mieszkała po przeciwległej stronie miasta. Jeździł tam niemal codziennie, żeby się z nią zobaczyć. Dzisiaj o 17.00 David i Betty Lou rozmawiali na Annette Street z kilkorgiem przyjaciół o planach na wieczór. Zamierzali zorganizować swój pierwszy wspólny wypad.

David rozstał się ze wszystkimi o 18.00, a o 19.10 zawiózł swoją siostrę Debbie na zebranie Rainbow Girls1 w Pythian Castle na Sonoma Boulevard. Powiedział Debbie, że być może po randce pojadą z Betty Lou na Lake Herman Road, bo słyszał, że „dziś wieczorem wybiera się tam sporo dzieciaków”.

David wrócił do domu, zielonego, krytego brązowym gontem budynku w kształcie litery T przy Sereno Drive. Wokół domu rósł wypielęgnowany żywopłot, a w ogrodzie znajdowały się dwa wielkie kuliste krzewy. Nad całością posesji górowała rosnąca z prawej strony wysoka topola.

O 19.20 David szykował się na randkę. Włożył jasnoniebieską koszulę z długimi rękawami, brązowe sztruksowe spodnie w stylu lewisów, czarne skarpetki i jasnobrązowe półbuty z twardej skóry. Na lewy przegub włożył timeksa w chromowanej kopercie i z chromowaną bransoletą, do prawej kieszeni spodni wrzucił dolara i 55 centów w monetach. Do drugiej kieszeni wsunął białą chustkę do nosa i małą butelkę kropli do ust Binaca. Na środkowy palec lewej dłoni założył klasowy sygnet z żółtego metalu z czerwonym kamieniem. Potem zaczesał na bok krótkie brązowe włosy, spojrzał w lustrzane odbicie swojej twarzy z inteligentnymi, dużymi oczami i pięknie zarysowanymi ustami, a na koniec narzucił beżową sportową marynarkę.

Pożegnał się z rodzicami i wyszedł o 19.30. Zaczerpnął głęboko chłodnego nocnego powietrza, było zaledwie sześć stopni, i podszedł do brązowo-beżowego, czterodrzwiowego ramblera combi z 1961 roku, zarejestrowanego na nazwisko matki.

Wycofał samochód z podjazdu i Fairgrounds Drive dotarł do autostrady międzystanowej numer 80, którą po przejechaniu 2 kilometrów opuścił zjazdem Georgia Street. Potem David skręcił w prawo na Hazelwood i jechał aż do Ridgewood 123, niskiego domu z płaskim dachem, otoczonego przez wierzby i wysokie smukłe drzewa. Zatrzymał się przed wejściem o 20.00.

Betty Lou Jensen była pracowitą, pilną i poważną dziewczyną o nienagannej reputacji. Jej rodzice wiedzieli tylko, że razem z Davidem wybierają się na koncert kolęd, który miał się odbyć w liceum Hogan, oddalonym o zaledwie kilka przecznic.

Betty Lou po raz ostatni spojrzała w lustro i poprawiła kolorową wstążkę w prostych brązowych włosach, okalających twarz i opadających na ramiona. Miała na sobie fioletową minispódniczkę z białymi mankietami i kołnierzykiem, przy którym ciemne, szeroko rozstawione oczy wyglądały tajemniczo. Na nogi włożyła czarne pantofle z paskiem w kształcie litery T.

Betty Lou zerknęła nerwowo przez prawe ramię w kierunku okna, aby upewnić się, że rolety są zaciągnięte. Często mówiła swojej siostrze Melody, że chyba szpieguje ją chłopak ze szkoły, a pani Jensen kilkakrotnie zastała otwartą furtkę, która pozwalała podejść do bocznej ściany domu. Kolega z klasy? A może szpiegował ją ktoś inny?

Czekając na Betty Lou, David rozmawiał z jej ojcem Veme’em Jensenem. Rodzice Betty Lou pochodzili ze Środkowego Zachodu, ale ona sama urodziła się w Kolorado, jak matka Davida.

Gdy dziewczyna wyszła, David pomógł jej włożyć białe futerko. Z torebką w ręku pocałowała tatę na dobranoc i powiedziała, że po koncercie pójdą na przyjęcie. O 20.20 młodzi ludzie odjechali, obiecując, że wrócą do 23.00.

Zamiast na koncert pojechali odwiedzić Sharon, koleżankę z klasy, która mieszkała na Brentwood, niedaleko szkoły. O 21.00 Sharon odprowadziła ich do samochodu. Nie powiedzieli, dokąd mają zamiar się wybrać.

Mniej więcej w tym samym czasie, na Lake Herman Road, kilka kilometrów na wschód za granicami Vallejo, dwóch myśliwych polujących na szopy, którzy właśnie zaparkowali czerwonego pick-upa na ranczu Marshalla, zauważyło białego czterodrzwiowego chevroleta impalę ’60 - stał przy wjeździe do przepompowni wody Benicia. Na odludną drogę z bramy przepompowni wyjechała ciężarówka.

O 21.30 w tym samym miejscu zdarzył się niezwykły incydent. Chłopak z dziewczyną zatrzymali jej sportowy samochód na poboczu, aby sprawdzić silnik. Oboje zobaczyli auto, być może niebieskiego valianta, jadącego drogą od Benicii w kierunku Vallejo. Samochód minął ich, potem zwolnił, przejechał jeszcze kilka metrów i zatrzymał się na środku drogi. Zobaczyli białe światła cofania. Samochód zaczął bardzo wolno jechać tyłem w ich stronę. Zaniepokojony chłopak wrzucił bieg i ruszył z dużą prędkością. Valiant jechał za nimi. Skręcili we wjazd do Benicii. Trzymający się do tej pory za nimi samochód pojechał prosto.

O 22.00 Bingo Wesher, pasterz na ranczu Old Borges, sprawdzał swoje owce w rejonie na wschód od przepompowni wody Benicia, kiedy zauważył białego chevroleta impalę zaparkowanego przy bramie wjazdowej. Widział również półciężarówkę forda ’59 myśliwych polujących na szopy.

Betty Lou i David wypili colę w Mr. Ed’s, miejscowej restauracji dla zmotoryzowanych, a następnie pojechali na wschód Georgia i skręcili w lewo na Columbus Parkway. Na granicy miasta David skręcił w prawo w wąską, krętą Lake Herman Road.

Minęli wielkie wieże SVAR Rock and Asphalt Paving Materials Company, przedsiębiorstwa produkcji kruszywa i asfaltowych materiałów nawierzchniowych, której maszyny wgryzały się w pomarańczowo-brązową górę. Były tu kopalnie srebra i David słyszał o dwóch ludziach, którzy zamierzali uruchomić na rolniczych terenach kopalnię rtęci. Na odcinku pierwszego kilometra przy drodze tłoczyły się niewielkie rancza. W dzień na bladożółtych wzgórzach pod jaskrawoniebieskim niebem pasły się stada czarno-białych krów. Teraz promienie reflektorów ramblera przecinały gęsty mrok nocy. David i Betty jechali na wschód, na ustronną dróżkę kochanków. Policja przejeżdżała tędy od czasu do czasu i ostrzegała pary o niebezpieczeństwach związanych z zatrzymywaniem się w tak odludnym miejscu.

Tuż przed 22.15 David zjechał na prawo i zatrzymał się 4,5 metra od drogi, na żwirowym placyku przed bramą numer 10, zamkniętym łańcuchem wjeździe do przepompowni Lake Herman. Samochód stał zwrócony maską na południe. David zablokował wszystkie czworo drzwi, położył białe futerko, torebkę Betty Lou i swoją sportową marynarkę na siedzeniu za kierowcą i włączył ogrzewanie. Potem odchylił oparcia obu przednich foteli pod kątem 45 stopni.

W tym miejscu nie było lamp. Wokół rozciągały się łagodnie pofalowane wzgórza i tereny rolne. To miejsce cieszyło się popularnością wśród randkowiczów. Młodzi ludzie mogli dostrzec światła wyjeżdżającego zza zakrętu policyjnego samochodu patrolowego wystarczająco wcześnie, by pozbyć się piwa lub trawki.

O 22.15 przejechała tamtędy kobieta ze swoim przyjacielem marynarzem. Dotarli do końca drogi i kiedy wracali 15 minut później, samochód wciąż tam stał, ale tym razem skierowany w stronę drogi, maską na południowy wschód.

O 22.50 Stella Borges przyjechała na swoje ranczo przy Lake Herman Road, znajdujące się niewiele ponad 4 kilometry od miejsca, w którym stał samochód Betty Lou i Davida. Gdy stanęła w drzwiach, zadzwonił telefon. Podniosła słuchawkę i zaczęła rozmowę z matką. Uzgodniły, że pani Borges później odbierze swojego trzynastoletniego syna.

O 23.00 Peggie Your i jej mąż Homer jechali złotym grand prix ’67 Lake Herman Road, żeby sprawdzić rury kanalizacyjne i wodociągowe, które ich firma układała niedaleko stacji pomp. Kiedy mijali ramblera, pani Yours widziała Davida siedzącego na miejscu kierowcy i dziewczynę opartą o jego ramię. Kiedy reflektory samochodu Yoursów oświetliły placyk przy bramie, dostrzegła, jak David kładzie ręce na kierownicy.

Po obejrzeniu placu budowy państwo Yours zjechali do podnóża wzgórza i wjechali na ranczo Marshalla, żeby zawrócić w kierunku Benicii. Widzieli czerwonego pick-upa myśliwych stojącego na polu 7,5 metra od drogi. Myśliwi w wełnianych czapkach i kurtkach siedzieli w samochodzie. Państwo Yours zawrócili i znowu przejechali obok ramblera. David i Betty Lou wciąż siedzieli w tej samej pozycji.

Obaj myśliwi wrócili do pick-upa, idąc drogą nad brzegiem strumienia. Mieli właśnie odjechać, kiedy dostrzegli skręcający na podjazd samochód państwa Yoursów. Ostatecznie odjechali o 23.05 i zauważyli samotnego ramblera, tym razem skierowanego maską w stronę bramy.

Kiedy zza zakrętu wyjechał następny samochód i jego reflektory wyjrzały zza wzgórza jak płonące oczy, być może Betty Lou i David nadal się obejmowali. Tym razem jednak samochód nie minął stojącego combi, ale zatrzymał się niedaleko z jego prawej strony, w odległości około 3 metrów.

Siedzący w samochodzie mężczyzna, zgarbiony i przysadzisty, przypominał okoliczne, pogrążone w mroku wzgórza. Miał na sobie wiatrówkę.

Dwa samochody stały niedaleko od siebie, tuż obok opustoszałej, wiejskiej drogi.

O 23.10 pracownik firmy Humble Oil z Benicii, jadąc do domu, minął stojącego przy bramie ramblera. Dostrzegł auto, ale nie zauważył marki i koloru drugiego samochodu.

Nafciarz zniknął w oddali.

Powiew suchego wiatru zaszeleścił oszronioną trawą przy drodze.

Oto, co mogło wydarzyć się potem:

Przybysz opuścił boczną szybę i zażądał, aby David i Betty Lou wysiedli z samochodu.

Zdziwieni młodzi ludzie odmówili. Krępy mężczyzna otworzył drzwi swojego wozu. Kiedy wysiadał, wyciągnął spod ciemnej kurtki pistolet.

Stał, spoglądając gniewnie na Betty Lou. Okno po jej stronie było otwarte. Zamiast wtargnąć do środka przez drzwi od strony pasażera, nieznajomy zaczął obchodzić samochód. Zatrzymał się, wycelował w bok tylnego prawego okna, tuż nad chromowaną dolną listwą i wystrzelił. Pocisk rozbił szybę. Mężczyzna przeszedł na lewą stronę samochodu i wystrzelił w felgę tylnego koła. Wydaje się, że zamierzał zmusić młodych ludzi, aby się przesunęli do prawej części samochodu.

Osiągnął cel. Gdy para nastolatków wydostawała się przez drzwi po stronie pasażera, nieznajomy obiegł samochód.

Betty Lou zdążyła wysiąść. David przesunął się po siedzeniu, żeby też wyjść. Gdy odwrócił głowę, mężczyzna wyciągnął rękę przez otwarte lewe okno, wycelował tuż nad lewym uchem chłopca i nacisnął spust. Pocisk roztrzaskał czaszkę Davida, pozostawiając ślady prochu wokół rany.

Betty Lou krzyknęła i pobiegła wzdłuż drogi na północ, w kierunku Vallejo. Krępy mężczyzna pobiegł za dziewczyną, trzymając broń w wyciągniętej ręce. Strzelił pięciokrotnie z odległości niecałych 10 kroków. Wszystkie pociski trafiły w górną część pleców dziewczyny. Jeden obok drugiego.

To był popis niewiarygodnych umiejętności strzeleckich. Ruchomy cel na niemal całkowicie ciemnej wiejskiej drodze i biegnący po żwirze strzelec.

Betty Lou padła martwa w odległości 8,5 metra od tylnego zderzaka ramblera. Nawet nie zdołała dotrzeć do asfaltu.

Leżała na prawym boku, twarzą do ziemi, ze stopami skierowanymi na zachód. David leżał na plecach, z nogami w kierunku prawego tylnego koła. Oddychał, chrypiąc niemal niesłyszalnie. Wokół jego głowy zaczęła rozlewać się wielka kałuża krwi.

Krępy mężczyzna wycofał swojego sedana i odjechał ciemną krętą drogą.

Pani Borges, wciąż jeszcze w płaszczu, odłożyła słuchawkę, potem z teściową i córką wyjechała do Benicii. Spojrzała na zegar. Była 23.10.

Jazda z prędkością 56 kilometrów na godzinę do miejsca, w którym zaparkował David, zajęła jej cztery, pięć minut. Gdy wyjechała zza zakrętu na skraju ogrodzenia z siatki, reflektory wydobyły z mroku koszmarny obraz.

Początkowo pani Borges pomyślała, że mężczyzna wypadł z samochodu. Potem koło żółtego znaku drogowego w kształcie rombu dostrzegła Betty Lou. Prawe przednie drzwi ramblera były otwarte. W panującej dokoła ciszy szumiała dmuchawa.

Pani Borges ruszyła po pomoc wąską drogą do Benicii, rozwijając prędkość 100 kilometrów na godzinę. Niedaleko na północ od Międzystanowej 680 zobaczyła samochód patrolowy z Benicii. Zaczęła trąbić i mrugać światłami, aby zwrócić uwagę policjantów. Oba samochody zatrzymały się przed stacją benzynową Enco na ulicy Drugiej Wschodniej. Tam kobieta opowiedziała funkcjonariuszom o koszmarze, jaki widziała na skraju drogi. Była 23.19.

Samochód policyjny ruszył na sygnale i dotarł na miejsce po trzech minutach. Funkcjonariusze, kapitan Daniel Pitta i policjant William T. Warner, zorientowali się, że chłopiec oddycha, więc wezwali karetkę.

Potem sprawdzili dwukolorowego ramblera. Silnik był letni, zapłon włączony, prawe przednie drzwi szeroko otwarte, pozostałe i tylne drzwi bagażnika zamknięte.

Koło przedniego prawego fotela znaleźli na podłodze samochodu łuskę po naboju kaliber .22. Na zmrożonej ziemi nie zostały żadne ślady opon ani oznaki walki.

Przykryli Betty Lou wełnianym kocem. Krew, która wypłynęła głównie z ust i nosa, utworzyła wokół ciała kałużę. Czerwone ślady ciągnęły się do samochodu.

David leżał twarzą do góry. Kapitan Pitta, widząc ciemną plamę wokół rany przy lewym uchu, zorientował się, że pocisk został wystrzelony z niedużej odległości. Na prawym policzku chłopak miał duży guz, dłonie i rękawy koszuli były zakrwawione. Warner obrysował kredą nieruchomą postać.

Ciemność przeszyły migające czerwone światła ambulansu A-l. Karetka zatrzymała się z poślizgiem. Davida wsadzono na noszach do środka. Samochód z wyjącą syreną pomknął do szpitala w Vallejo. Po drodze lekarz zajmował się rannym Davidem.

O 23.29 Pitta wezwał koronera hrabstwa Dana Horana. Ponieważ do napadu doszło na terenie hrabstwa Solano, poza jurysdykcją policji z Benicii, kapitan powiadomił przez radio również biuro szeryfa hrabstwa Solano i zażądał przybycia oficera i zespołu dochodzeniowego.

Horan ubrał się szybko. O północy razem z doktorem Byronem San-fordem z Benicii znalazł się na miejscu zbrodni, teraz pełnym ludzi. Horan miał zwyczaj przyjmowania na siebie całego stresu związanego z tragediami i osobistego informowania rodzin ofiar. (Ten stres przyczynił się do jego choroby serca, która ostatecznie zmusiła go do rezygnacji z pracy). Sanford oświadczył, że Betty Lou zginęła na miejscu, i polecił, aby ciało zabrano na sekcję. Najpierw jednak wykonano zdjęcia ze wszelkich możliwych ujęć.

Na miejsce zbrodni przybył Thomas D. Balmer, reporter z „Fairfield Daily Republic”, ale nie pozwolono mu się zbliżyć, aż do godziny 0.05, kiedy przybył oficer dochodzeniowy z biura szeryfa.

Sierżant detektyw Les Lundblad prowadził dwa, może trzy przypadki morderstw w czasie całego roku. Teraz stał zamyślony na ciemnej i zimnej Lake Herman Road z kapeluszem nasuniętym na pomarszczone ogorzałe czoło. Od momentu kiedy w 1963 roku został sierżantem detektywem w biurze szeryfa, rzadko rozstawał się z tym kapeluszem.

Lundblad przy świetle latarki i reflektorów ustawionych przez fotografów i specjalistów od daktyloskopii sporządził szkic miejsca przestępstwa. Panującą wkoło ciszę przerywał szum radiostacji samochodów policyjnych stojących wzdłuż drogi.

Lundblad polecił swoim ludziom, Butterbachowi i Watermanowi, aby pojechali do szpitala i przyjęli zeznania Davida. O 0.23 funkcjonariusze przybyli na oddział intensywnej opieki medycznej, znaleźli siostrę Barbarę Lowe i dowiedzieli się, że chłopiec zmarł przed przybyciem do szpitala, o godzinie 0.05.

Funkcjonariusze zadzwonili do biura szeryfa i powiedzieli zastępcy szeryfa J.R. Wilsonowi, aby przyjechał do szpitala i zrobił zdjęcia śladów prochu na lewym uchu chłopca, guza na prawym policzku i zlepionych krwią włosów.

Na Lake Herman Road ramblera posypano proszkiem daktyloskopijnym, aby odnaleźć odciski palców. Potem policjanci tyralierą rozpoczęli poszukiwania broni i innych ewentualnych dowodów rzeczowych. Funkcjonariusze z Benicii dokonywali pomiarów, a Lundblad je zapisywał.

Zdjęcia i dowody rzeczowe zebrane przez policję z Benicii miały być przekazane do biura szeryfa hrabstwa Solano. Pitta i Warner dobrze zabezpieczyli miejsce zbrodni i niczego nie ruszono, aż wykonano fotografie, przeprowadzono identyfikację i skrupulatnie wszystko zmierzono. W rezultacie pozyskano rzetelne dowody rzeczowe, które można było przedstawić sądowi. Mimo wszystko jednak brakowało konkretnych poszlak. Przeprowadzono badania na obecność spermy.

Poza narysowanym kredą konturem ciała chłopca znajdowały się puste łuski. Ogółem odnaleziono i zarejestrowano jeszcze dziewięć. Wszystko wskazywało na to, że narzędziem zbrodni był pistolet kaliber .22 J.C. Higgins, wzór 80 lub Hi Standard wzór 101. Pociski zidentyfikowano jako długie Super X z miedzianym płaszczem, produkowane przez Winchestera od października 1967 roku. Była to więc stosunkowo nowa amunicja.

Na dachu combi znaleziono ślad po rykoszecie, a przed zaparkowanym samochodem słabo widoczne odciski butów prowadzące do przedniego miejsca pasażera. Za stacją pomp, w obrębie zamkniętego ogrodzenia, odkryto również głęboki odcisk obcasa.

Jeden członek obsługi ambulansu stwierdził, że nigdy dotąd nie widział tyle krwi na poboczu drogi. „Był to wyjątkowo makabryczny przypadek podwójnego morderstwa”, przyznał Lundblad.

O godzinie 1.04 Lundblad pojechał do szpitala w Vallejo, a stamtąd do domu pogrzebowego Colonial Chapels. Spotkał się tam z Butterbachem i Watermanem, aby wspólnie z Horanem omówić rozmieszczenie pocisków w ciele Betty Lou Jensen.

Lundblad stał w cieniu. W świetle lamp fluorescencyjnych przedsiębiorca pogrzebowy zdejmował ubranie ze zwłok dziewczyny. Nagle z jej biało-różowych majtek wypadł jakiś przedmiot i potoczył się po podłodze do butów Lundblada. Detektyw podniósł pocisk kaliber .22, który zatrzymał się w bieliźnie po przejściu na wylot przez ciało Betty Lou. Lundblad z posępną miną włożył pocisk do buteleczki po pastylkach, zebrał zakrwawione ubranie i wrócił do biura. Butterbach i Waterman pracowali do 4.30.

W południe dokonano sekcji zwłok Betty Lou, a półtorej godziny później Davida. O 13.38 anatomopatolog doktor S. Shirai znalazł pocisk, który zabił chłopca - był bardzo zniekształcony, rozpłaszczony o prawą część czaszki ofiary. Przesłano go Lundbladowi owinięty w watę.

W ciałach ofiar i w samochodzie znaleziono siedem pocisków. Cztery były w dobrym stanie, trzy pozostałe zniekształcone. Dwóch nigdy nie odnaleziono - przepadły gdzieś na polu przy Lake Herman Road. Każdy z pocisków miał ślad po prawoskrętnym gwincie z sześcioma polami i sześcioma bruzdami - „sześć na sześć”.

W czasie produkcji broni palnej przez kanał lufy przeprowadzany jest przeciągacz, pręt z metalowymi wrębkami, który zostawia spiralny ślad, czyli gwint. Gwint wcina się w boki wystrzelonego pocisku, nadając mu ruch obrotowy, co zapewnia stabilność lotu. Przejście przez lufę pozostawia na pocisku charakterystyczne znaki, tak zwane bruzdy (spiralne wgłębienia) oraz pola, czyli miejsca między bruzdami. Te ślady niepodważalnie łączą pocisk z bronią, z której został wystrzelony. Oglądane pod mikroskopem porównawczym ślady po iglicy i pazurze wyrzutnika pozwalają również powiązać wystrzeloną łuskę z konkretną bronią.

Jak stwierdził Lundblad: „Dochodzenie powinno przypominać gałęzie drzewa”. Metodycznie sprawdzał każdą poszlakę wynikającą z faktu. Zaczął od badania odległości i czasu, z różną prędkością pokonując odległości od domów podejrzanych i świadków. Ostatni dzień życia ofiar został dokładnie zrekonstruowany, minuta po minucie. Przyjęto 34 szczegółowe zeznania. Lundblad zbadał życie prywatne obu ofiar, pracując niemal 24 godziny na dobę. Przesłuchano rodziny i przyjaciół Betty Lou i Davida, jak też miejscowe osoby, które zwykle uznaje się za podejrzane. Między innymi 290 mieszkających w tym rejonie zarejestrowanych pacjentów stanowego szpitala dla psychicznie chorych w Napa.

Horan dowiedział się od rodziny Betty Lou, że pewien zakochany chłopak naprzykrzał się jej w szkole i groził Davidowi („Uważaj, bo dostaniesz kastetem”). Podejrzewali też, że właśnie ten chłopak mógł wałęsać się w nocy po ich podwórzu. Horan przekazał te informacje Lundbladowi. Ale okazało się, że podejrzany ma niepodważalne alibi. Po przyjęciu urodzinowym siostry chłopak oglądał w telewizji do 23.00 Global Affair - w towarzystwie policjanta z Mare Island.

Sprawdzano informacje od obywateli po apelu, żeby „poszukiwać ciemnego samochodu bez chromowań”. Wciąż wydawało się, że brutalne morderstwa popełniono bez żadnego motywu - poza samą przyjemnością z ich popełnienia. Lundblad nie mógł znaleźć śladów rabunku albo seksualnego molestowania ofiar. Być może to właśnie samo zabójstwo zaspokajało seksualnie mordercę.

Wiadomość z Wydziału Identyfikacji i Badań Kryminalnych w Sacramento również nie przybliżyła rozwiązania sprawy:

Poza poddaniem dalszym testom wszystkich pistoletów J.C. Higgins, wzór 80, należałoby przebadać każdą broń odpowiadającą następującej charakterystyce:

Łuski: półokrągły odcisk iglicy w pozycji na godzinie 12.00, małe ślady pazura wyrzutnika w pozycji na godzinie 3.00. Bardzo słabe ślady wyrzutnika w pozycji na godzinie 8.00 (te ostatnie nie zawsze mogą być wykrywalne).

Lufa broni lub pociski testowe: sześć prawoskrętnych bruzd, stosunek pól i bruzd 1:1+. Szerokość bruzdy w przybliżeniu 0,056 cala (1,4 milimetra). Szerokość pola w przybliżeniu 0,060 cala (1,5 milimetra). W związku z brakiem wystarczającej unikatowej struktury wydaje się, że pozytywna identyfikacja broni, o ile uda się ją odnaleźć, napotka znaczne trudności. (...) Ostateczna identyfikacja broni będzie wyjątkowo trudna, o ile w ogóle możliwa, nawet jeżeli ta broń zostanie odnaleziona.

Po badaniu sukienki (dowód rzeczowy numer 9) ustalono obecność jednego otworu z przodu w pobliżu środkowej części ciała i pięciu otworów w górnej prawej części pleców.

Nie wykryto śladów osmalenia ani cząsteczek prochu w pobliżu żadnego z tych otworów, z wyjątkiem najwyżej położonego otworu w części plecowej. Przy tym ostatnim odnaleziono jedno ziarenko prochu. Z badań wynika, że w chwili oddawania strzałów broń znajdowała się w odległości przynajmniej 2 metrów od ofiary. Minimalna odległość, w jakiej była ona trzymana, nie może być ustalona bez przeprowadzenia testów po odnalezieniu broni - narzędzia przestępstwa.

Nie było bezpośrednich świadków, motywów ani podejrzanych.

2Darlene Ferrin

Sobota, 21 grudnia 1968

- Przerażające. Znałam tych dwoje dzieciaków, które zabito przy Lake Herman Road - wyznała Darlene Ferrin swojej koleżance z pracy, Bobbie Ramos.
- Naprawdę?
- Tak, nigdy więcej już tam nie pojadę. - Darlene się wzdrygnęła.
- Stałam przy ladzie i rozmawiałam z Darlene - relacjonowała mi później Bobbie. - Pamiętam dokładnie. Powiedziała: „Wiesz, mam niesamowite uczucie”. Znała te dzieciaki może z liceum Hogan... Nie wiem, jak dobrze je znała, ale wiedziała, kim były, zwłaszcza ta dziewczyna.

Liceum Hogan znajdowało się w odległości jednej przecznicy od domu Betty Lou Jensen. Darlene też się w nim uczyła.

W każdą piątkową, sobotnią i niedzielną noc Bobbie Ramos pracowała razem z Darlene do trzeciej w restauracji Tarry’ego przy Magazine Street w Vallejo.

- Darlene miała jedną wadę - wspomniała później Bobbie. - Mówiła za dużo. Często jej powtarzałam: „Nie gadaj z każdym, nie wszyscy są twoimi przyjaciółmi”. Była bardzo przyjacielska. Ludzie czekali w kolejce do stolików, które ona obsługiwała. Nosiła aparat na zębach. Miała niecałe 22 lata, ale wyglądała na siedemnastolatkę. I zachowywała się jak siedemnastolatka. Wyglądała jak lalka: krótkie blond włosy, miła buzia, po prostu typ dziewczyny, którą chciałoby się wziąć do domu.

Darlene ważyła 58,5 kilograma, miała 152 centymetry, ciemnoblond włosy i przenikliwe niebieskie oczy. Zdjęcia zrobione 5 lat wcześniej, kiedy była szesnastoletnią dziewczyną, wykazują jej niezwykłe podobieństwo do Betty Lou Jensen.

- Kiedy nie nosiła okularów, przyklejała sobie sztuczne rzęsy. Kupowała je dla nas tuzinami - powiedziała Bobbie. - Pogodna, roześmiana, skora do żartów, towarzyska, zupełnie nie nieśmiała. Rozmowna... Łatwo zawierała nowe znajomości.

Darlene, jej drugi mąż Dean i mała córeczka Dena mieszkali przy Wallace 560, w domu Billa i Carmeli Leigh - szefów Deana we włoskiej restauracji Ceasar’s Palace, gdzie on pracował jako pomocnik kucharza.

Środa, 26 lutego 1969

Karen, siedemnastoletnia opiekunka dziecka Darlene, podeszła do okna i spojrzała na Wallace Street. Od 22.00 stał tam samochód i była pewna, że siedzący w nim mężczyzna obserwuje znajdujące się na parterze mieszkanie Ferrinów.

To był sedan amerykańskiej produkcji - biały, z dużą przednią szybą, ale w nocy nie mogła odczytać numerów rejestracyjnych, mimo że samochód znajdował się w odległości zaledwie 2,5 metra.

W sedanie błysnął płomień zapałki. Mężczyzna zapalił papierosa i Karen mogła go częściowo zobaczyć. Miał silną budowę ciała, okrągłą twarz i kędzierzawe ciemne włosy. Był chyba w średnim wieku.

Zdenerwowana Karen poszła do pokoju Deny i siedziała przy kołysce, dopóki Dean nie wrócił z pracy. Podeszła wtedy do okna, zastanawiając się, czy powiedzieć Deanowi o nieznajomym, ale kiedy zobaczyła, że biały samochód odjechał, postanowiła, że tego nie zrobi.

Czwartek, 27 lutego 1969

Darlene robiła makijaż w łazience przed wyjściem z domu, kiedy przyszła Karen i opowiedziała o nieznajomym.

- Jak wyglądał samochód? - spytała Darlene.

Karen go opisała.

- Pewnie znowu mnie sprawdza. Słyszałam, że wrócił do stanu. - Darlene umilkła na chwilę. - Chce się upewnić, czy niczego nie wygadałam - dodała. - Widziałam, jak kogoś zamordował.

Darlene wymieniła nazwisko mężczyzny, krótkie, pospolite. Ale Karen go nie zapamiętała. Była zbyt przejęta. Darlene najwyraźniej bała się tego nieznajomego.

Kiedy wieczorem Darlene przyszła do restauracji U Terry’ego, dowiedziała się, że wypytywał o nią krępy mężczyzna.

Sobota, 15 marca 1969

Pam Suennen, młodsza siostra Darlene, znalazła już dwie paczki na progu mieszkania Ferrinów, ale ani razu nie widziała, kto je zostawia. Dzisiaj jednak szybko otworzyła drzwi i zobaczyła, jak mężczyzna w okularach w rogowej oprawie kładzie trzecią paczkę. Widziała go już wcześniej - siedział w białym samochodzie zaparkowanym przed domem.

- Powiedział - relacjonowała Pam - że pod żadnym pozorem nie wolno mi zajrzeć do paczki. Cały czas stał przed drzwiami. Potem bardzo długo siedział w samochodzie przed domem. Kiedy Darlene wróciła do domu, zapytała, czy coś dla niej przyszło. Dałam jej paczkę. Zabrała ją do drugiego pokoju, a kiedy zapytałam, co to było, nie odpowiedziała. Od tego momentu wydawała się jakaś inna. Sprawiała wrażenie mocno zdenerwowanej. Zabrała telefon do swojej sypialni, dokądś zadzwoniła, a potem wyprosiła mnie i bardzo szybko odwiozła do domu.

Pam w końcu dowiedziała się, że w pierwszej paczce siostra dostała srebrny pasek i torebkę z Meksyku, a w drugiej biały materiał w niebieskie kwiaty. Darlene zamierzała uszyć z niego kombinezon.

Bobbie Ramos pomyślała, że Jim, pierwszy mąż Darlene, przesłał z Meksyku przez znajomego dwie pierwsze paczki. Jim ożenił się z Darlene w styczniu 1966 roku, pięć miesięcy po zwolnieniu ze służby w San Francisco Army Presidio2, używając przybranego nazwiska Phillips.

- Jak Boga kocham! Darlene straszliwie się go bała - wyznała później Bobby.

Bobbie Oxnam, pracująca z Darlene w firmie telekomunikacyjnej w San Francisco, wspomina: „Darlene nie miała zaufania do Jima. Nie chciała być z nim sama w jednym pokoju. (...) Wykopaliśmy ich z naszego mieszkania między innymi dlatego, że Jim miał pistolet (.22), a nam to nie odpowiadało”.

Piątek, 9 maja 1969

Darlene i Dean kupili za 9500 dolarów mały dom na Virginia Street pod numerem 1300, tuż obok biura szeryfa Vallejo.

Sobota, 24 maja 1969

Właśnie przyjęcie połączone z malowaniem ostatecznie skłoniło Karen, aby nie pracować już jako opiekunka Deny. Darlene zaprosiła większość nowych przyjaciół do domu przy Virginia Street, aby pomogli jej posprzątać, a Karen została z Deną. Przyszło trzech młodych ludzi, którzy byli tak dziwni, że Karen poczuła się nieprzyjemnie i wyszła z domu. Poza tym zmęczyło ją krycie ciągłych wypadów Darlene z innymi mężczyznami. Miała z tego powodu wyrzuty sumienia.

W przyjęciu uczestniczył młodszy, zbuntowany brat Darlene, Leo Suennen. Byli też bliźniacy Mike i David Mageau, przyjaciele Darlene, którzy wychodzili z siebie, aby zaskarbić sobie jej względy. Pozostali goście to: Jay Eisen, Ron Allen, Rick Crabtree, barman Paul (imię zostało zmienione), Richard Hoffman, Steve Baldino i Howard „Buzz” Gordon. Trzej ostatni pracowali w policji w Vallejo. Jedyną kobietą poza Darlene była jej przyjaciółka Sydne.

Około południa Darlene zadzwoniła do siostry, Lindy Del Buono, i poprosiła ją, żeby przyszła. To właśnie Linda pierwsza zwróciła uwagę na coraz większą nerwowość i pogorszenie się stanu fizycznego siostry. Sama Darlene zaprzeczała, że ma jakiekolwiek problemy. Dean nie zauważył w żonie żadnych zmian.

Gdy Linda była w drodze, do nowego domu Darlene przybył nowy gość - mocno zbudowany mężczyzna.

- W czasie przyjęcia - powiedziała mi później Linda - Darlene była przerażona. Błagała mnie: „Idź sobie, Lindo. Odejdź”. Ten facet zjawił się niespodziewanie. Darlene ostrzegała, żebym trzymała się od niego z daleka. Tylko on był schludnie ubrany. Pozostali mieli na sobie stare dżinsy i malowali. Dobrze pamiętam jego twarz. Widziałam go na przyjęciu, a później w U Terry’ego. Darlene była śmiertelnie przerażona. Nie oczekiwała, że ten gość się pojawi. Widzę go, jak siedzi na krześle. Okulary w ciemnej oprawie, takie jak nosił Superman. Kręcone włosy. Mężczyzna w średnim wieku. Z nadwagą... Mniej więcej 170 centymetrów wzrostu. Oczywiście, przez większość czasu siedział. Pamiętam, że poszłam z siostrą do małej sypialni i zapytałam: „Darlene, co się z tobą dzieje?” Była taka zdenerwowana... Ten facet diabelnie ją przerażał. Nie mogła jeść. Nie uśmiechała się. Zupełnie nie ta Darlene. Coś ją dręczyło. Kiedy przyszłam, on już tam był. A Darlene błagała: „Lindo, nie zbliżaj się do niego. Nie rozmawiaj z nim”. No, dobrze, ale kto to taki? „Nie rozmawiaj z nim”, powtarzała Darlene. Nie chciała, żebym miała z nim cokolwiek wspólnego. Poprosiła, żebym sobie poszła, bo nie chce, żeby poznał kogoś z rodziny. Naprawdę bardzo dziwne. Myślałam o tym, ale potem w czerwcu na moje urodziny wyjechałam do Teksasu.

Pam, młodsza siostra Darlene, przyszła na przyjęcie wkrótce po odejściu Lindy.

- Widziałam tego mężczyznę, jak zostawia paczkę na progu domu przy Wallace Street - przypomniała sobie w rozmowie ze mną. - Potem spotkałam go na przyjęciu. Chętnie ze mną rozmawiał, ponieważ jestem dość otwarta. Darlene martwiła się tym, uważała, że mówię mu za dużo. Powiedziała: „Pam, jeżeli nie przestaniesz z nim rozmawiać, już nigdy cię nie zaproszę na przyjęcie!” A ja na to: „Ale ten facet mówi tak, jakbyś się z nim umawiała”. Cóż, dobrze ubrany facet w okularach. Miał ciemne włosy. Brodawkę na kciuku. Darlene chyba spotkała go na Wyspach Dziewiczych. Wspominała coś o narkotykach. Przez cały czas grupki osób wchodziły do sypialni. Mnie nie pozwolono tam wejść. Ktoś wspomniał, że Darlene była śledzona, ale ona zmieniła temat i powiedziała tylko: „Nie przejmujcie się, nikt mnie nie skrzywdzi”. Była bardzo ufna. Ja umarłabym ze strachu, gdybym wiedziała, że ktoś... Zapytałam: „Darlene, nie boisz się?” Odpowiedziała: „Nikt mi niczego nie zrobi”.

Kiedy Pam wyszła z przyjęcia, w domu zostało 14 osób i wciąż przychodzili nowi goście. Niektórzy słyszeli, jak dobrze ubrany mężczyzna zasypuje Darlene pytaniami jej źródła dochodu. Nieznajomy miał krótkie, popularne przezwisko. Pam przypuszczała, że brzmiało Bob (przezwisko zostało zmienione).

Niedziela, 22 czerwca 1969

Linda wróciła z Teksasu i chciała opowiedzieć Darlene, jak mają się ich krewni, więc wczesnym rankiem razem z ojcem poszła do restauracji Terry’ego.

- Kiedy tego dnia weszłam do Terry’ego z tatą, człowiek z przyjęcia siedział tam i przez cały czas przyglądał się Darlene - powiedziała mi Linda, wzdrygając się. - Obserwował ją bez przerwy, a kiedy weszłam, zauważył mnie i zasłonił twarz gazetą.

Nieznajomy spojrzał zimno na Lindę, potem podszedł do Darlene, powiedział jej coś i wyszedł. Linda opowiedziała ojcu o całej sytuacji. „To nic wielkiego”, stwierdził. Wcale się tym nie przejął.

Pam też widziała w restauracji tego mężczyznę.

- Siedział w U Terry’ego. Usiadłam koło niego. Jadł ciastko z truskawkami. Darlene była bardzo zdenerwowana, że z nim rozmawiam. Szeptała do mnie, żebym wyszła. Miał skórzaną marynarkę. Zawsze pachniał skórą, nawet wtedy, kiedy przyszedł dostarczyć paczkę. To on pytał o Darlene w restauracji, interesował się jej finansami. Mnie wypytywał o córeczkę Darlene i o to, jak układa się mojej siostrze z Deanem: „Co ona robi z napiwkami?” „Naprawdę się pozbierała?”, „O ile wiem, Dean nie chce opiekować się dzieckiem”. Przez 2,5 godziny siedziałam z nim przy kontuarze. Ciągle jadł ciastko z truskawkami. Darlene wciąż mi mówiła, żebym sobie poszła, ale nie chciałam wracać do siebie, ponieważ mojego męża Harveya nie było w domu. Facet nie nosił okularów przez cały czas. Włożył je, gdy patrzył na rachunek. Były w ciemnej oprawce, czarnej - zakończyła wspomnienia Pam. - I prowadził samochód, białego sedana, ze starymi kalifornijskimi tablicami rejestracyjnymi.

- Bała się kogoś - wyznała mi później przyjaciółka Darlene, Bobbie Oxnam. - To się zaczęło tuż po przyjściu na świat dziecka.

- Czy wymieniła nazwisko tego nieznajomego? - zapytałem.

- Niestety nie. Co jakiś czas mówiła, że ma problemy albo że ten facet ją przeraża. Ale nigdy nie rozwijała tematu.

Bobbie Ramos przypomniała sobie w rozmowie ze mną, że:

- Mniej więcej na początku czerwca Darlene powiedziała mi, że obserwuje ją mężczyzna. Wspomniała o nim znowu, kiedy zabraliśmy ją i jej córeczkę na targi hrabstwa Solano. - Zwróciła się do swojego męża: - Pamiętasz tego faceta w białym samochodzie? Ciągle niepokoił Darlene. Siedział cały czas przed jej domem, pewnego dnia przywiózł ją tutaj. - Mąż Bobbie nie pamiętał. - Miał 30, może 28 lat, średnią budowę ciała. Nosił okulary.

- Było bardzo miło, kiedy Darlene i Dean się pobrali - powiedziała mi później Carmela Leigh, żona szefa Deana. - Zabawna dziewczyna, wciąż się śmialiśmy. Po urodzeniu dziecka niespodziewanie poszła pracować do Terry’ego. Nadal śmiała się, żartowała, ale nie miała dla nikogo czasu. Wpadała podniecona do restauracji, bo gdzieś się wybierała, i tylko informowała męża, że wróci do domu później. Nie podobało mi się, że dziewczyna tak bardzo się ekscytuje jakimś wyjściem z gromadą przyjaciół. Miała przecież męża i dziecko.

Carmela zwykle dotrzymywała towarzystwa Darlene, kiedy ta była w ciąży. Kiedy urodziła się Dena, Carmela, przychodząc po czynsz, zatrzymywała się u Darlene na kawę.

- Znałam ją ze dwa lata - wspominała ze smutkiem Carmela. - Była pulchna, nosiła aparat na zęby, a po urodzeniu dziecka jeszcze bardziej przytyła. Zakładała na siebie byle co. I nagle zaczęła się ubierać naprawdę ładnie, zrzuciła sporo kilogramów, układała sobie włosy. Pomyślałam, to wspaniale. Ale niestety coś zaczęło się psuć między nią a mężem. Nigdy nie było Darlene w domu. Miała mnóstwo nowych przyjaciół i właściwie przestałam ją widywać. Nigdy nie poznałam nikogo z tych znajomych i nie dowiedziałam się, dokąd chodzi. Nasza przyjaźń osłabła. Dean nie wiedział, gdzie ona jest. Zawsze gdzieś znikała. Niemal wszyscy dostrzegli, że Darlene się zmieniła. Była pobudliwa i jeszcze bardziej nerwowa niż dotąd. Bardzo straciła na wadze, więc każdy myślał, że stała się rozdygotana przez pigułki odchudzające. Zaczęła mówić tak szybko, że słowa się jej mieszały i zbijały w jedno.

- Dean i ona byli czasem trochę podenerwowani - powiedziała Bobbie Oxnam. - Mieli swoje problemy, jak to bywa u młodych małżeństw z dzieckiem... Darlene bardzo lubiła towarzystwo, a Dean nie. Pewnie to prowadziło do spięć. Nie była dziwką. Choć aniołem też nie.

Carmela często widywała Darlene w markowych ubraniach. Pewnego dnia zwróciła uwagę na piękny bezrękawnik i nałożoną na niego bluzkę.

- Och, kupiłam to u Jamesa Searsa - odparła Darlene.

No, no, pomyślała Carmela. Ja mam własną firmę, ale nie mogę pozwolić sobie na zakupy u Jamesa Searsa.

- Tak dowiedziałam się, skąd ma ubrania - powiedziała mi później Carmela. - A skąd brała pieniądze? Dean nie wiedział, gdzie żona zdobywa pieniądze na drogie zakupy. On był tylko kucharzem, a ona kelnerką. Mogła mu tłumaczyć, że maje z wyprzedaży, aleja wiedziałam, że kupuje u Jamesa Searsa, a to nie jest tani sklep. Dean pewnie wołał się nad tym nie zastanawiać. Nigdy nie przyszło mu do głowy, że Darlene może handluje narkotykami. Mówił tylko: „Musi się dziewczyna wyszaleć. Dopiero skończyła 21 lat”.

Przyjaciele wiedzieli, że Darlene umawia się z innymi mężczyznami, między innymi z policjantami z biura szeryfa.

- Często jeździła do San Francisco - wspomina Bobbie Ramos. - O tym też wiedzieliśmy. Nawet mężowi mówiła: „Och, tak świetnie się bawiłam. Spotkałam w mieście fajnych chłopaków, poszliśmy na plażę”.

- Wiele razy jeździła tam sama - dodała później Bobbie Oxnam. - Uwielbiała przychodzić na plażę, żeby porozmyślać. Siadała przy brzegu i obserwowała wschód słońca.

- Słyszałem, że nie miała prawa jazdy. Czym więc jeździła, autobusem? - zapytałem.

- Prowadziła bez prawa jazdy. Wiele razy brała samochód przyjaciela, szefa Deana - oświadczyła.

Darlene wracała do domu nad ranem, kiedy Dean jeszcze spał, i wślizgiwała się pod kołdrę. Gdy się budziła, Dean był już w pracy.

 

Wtorek, 24 czerwca 1969

Darlene powiedziała tajemniczym tonem młodszej siostrze, Christinie:

- W czasie następnych kilku dni wydarzą się niesamowite rzeczy. To będzie naprawdę coś wielkiego.
- Co takiego? - spytała Christina.
- Nie mogę ci powiedzieć, ale przeczytasz o tym w gazecie.

Christina nie miała pojęcia, o czym Darlene mówi.

- Nic z tego nie rozumiem - stwierdziła w rozmowie z Carmelą Leigh.

- Nie wiem, czy chodziło o narkotyki, morderstwo, czy przyjęcie.

- Potem - zeznawała Carmela - pomyśleliśmy, że Darlene wie coś o nalocie na handlarzy narkotyków albo o czymś, co usłyszała od swoich przyjaciół z policji.

- Darlene nigdy nie wyjaśniła dokładnie, dlaczego boi się tego mężczyzny w białym samochodzie - powiedziała mi później Bobbie Oxnam. - Chyba coś na nią miał. Ale co? Odnosiłam wrażenie, że to dotyczy Wysp Dziewiczych. Kiedy Jim i ona spędzali tam miesiąc miodowy, związali się z niewłaściwymi ludźmi. Dlatego wyjechali tak szybko. Ale nie potrafię powiedzieć, jakie to były kłopoty.

Młoda para pojechała na Wyspy Świętego Tomasza i na Wyspy Dziewicze. Tam żebrali, nurkowali, wyławiali muszle i spali na plaży.

Pam podejrzewała, że właśnie na Wyspach Dziewiczych Darlene była świadkiem morderstwa.

Piątek, 4 lipca 1969

O 15.45 Dean Ferrin przyszedł do pracy we włoskiej restauracji Leigh. Piętnaście minut później Darlene zadzwoniła do przyjaciela Mike’a Mageau i umówiła się z nim na 19.30 do kina w San Francisco.

Mike i jego brat bliźniak David najpierw spotkali się z Darlene U Terry’ego.

- Mike był bardzo dziwnym facetem - powiedział później sierżant John Lynch. - Kiedy on i jego brat przyjechali do Vallejo, poszli do kawiarni i nawiązali rozmowę z Darlene. Najwidoczniej była rzeczywiście towarzyską osobą. Skłamali, że są poszukiwani w Chicago za udział w strzelaninie. Przypuszczam, że to dziewczynę zaintrygowało.

Bobbie Ramos też przypominała sobie, że „bliźniacy opowiedzieli Darlene historię, że są uciekinierami. Jeden powiedział, że jest «Warrenem Beattym», a drugi, «Davidem Jansenem». Uwierzyła we wszystko. Po prostu dała się nabrać. Wie pan, uważała, że czyjś problem jest jej problemem”.

W rzeczywistości byli synami właściciela agencji zwalczania szkodników. Między bliźniakami wywiązała się zaciekła rywalizacja o względy Darlene. Często walczyli ze sobą o to, kto zawiezie ją do pracy.

Linda zapamiętała:

- Obaj byli zazdrośni o Darlene. „Chcę za nią pozmywać”. „Nie, ja to zrobię”, kłócili się ze sobą. Żałosne.

Bliźniacy mieli zielone oczy, czarne włosy, 185 centymetrów wzrostu i wyjątkowo szczupłą budowę ciała. W październiku kończyli 20 lat. Ich ojciec powiedział, że Darlene często dzwoniła do domu Mageau, niekiedy po dwa razy dziennie.

O 16.30 Bill Leigh otworzył restaurację przy ulicy Czternastej 80. O 18.00 Carmela, która była w ciąży i nie pracowała, wpadła do Ceasara, żeby spędzić tam godzinę lub dwie.

Trzydzieści minut później do restauracji weszła Darlene i jej piętnastoletnia siostra Christina. Darlene miała na sobie jednoczęściowy kombinezon, zapinany z przodu na zamek błyskawiczny i ozdobiony czerwonymi, białymi i niebieskimi gwiazdami. Wybierały się na Mare Island na obchody Czwartego Lipca. Przyszły zobaczyć się z Deanem. Christina uczestniczyła w konkursie na Miss Fajerwerków i obie miały wziąć udział w paradzie łodzi.

- Darlene pojechała na Mare Island, aby popłynąć w jednej z oświetlonych łodzi - mówiła później Carmela. - Przyszła do restauracji i powiedziała, że zna ludzi, którzy mają łódź. Zamierzała z nimi popłynąć.
- O której będziesz w domu? - zapytał Dean. - Zapraszam do nas przyjaciół z restauracji na małe przyjęcie.
- Och, wrócę koło dziesiątej.
- Dobra, zostań tam i kup trochę sztucznych ogni - powiedział Dean.

-1 bądź koło północy.

- OK.

- Była bardzo podniecona - wspominała Carmela. - Nie mówiła, kim są ludzie, z którymi popłynie łodzią. Dean trochę się niepokoił, że Darlene nie wróci do domu, a on już pozapraszał gości.

O 18.45 Darlene poszła do Terry’ego, żeby powiedzieć Bobbie o przyjęciu, które odbędzie się w jej domu.

- Trajkotała bez przerwy - zeznała Bobbie Ramos. - Stała przy kasie, dała Jane Rhodes bułki do potrzymania i opowiadała, że jej siostra wygra konkurs na Miss Fajerwerków. Nalegała, żebym przyszła na przyjęcie. W końcu powiedziałam: „OK, OK”, ale Darlene wiedziała, że nie przyjdę.

Wtedy pojawił się mój kierownik, Harley. „Idź stąd i przestań zawracać głowę dziewczynom”, powiedział. Nie był wściekły. Ciągle wpadała pogadać. Kiedy wychodziła o 19.00, dodała: „Do zobaczenia u mnie”.

Godzinę później Mike odebrał telefon od Darlene. Powiedziała, że musi spędzić trochę czasu z Christiną i zadzwoni albo przyjedzie później. Po powrocie z Mare Island Christina i Darlene znów znalazły się w pobliżu resaturacji Ceasar. O 22.15 Darlene zadzwoniła do opiekunki dziecka, żeby dowiedzieć się, jak wygląda sytuacja. Opiekunka przekazała, że jedna z dziewczyn z U Terry’ego próbowała się z Darlene skontaktować.

Darlene przyjechała na parking koło U Terry’ego o 22.30, gdzie spotkała się na 10 minut z przyjaciółką. Kiedy odjeżdżała razem z Christiną, zatrzymała się i przez jakiś czas rozmawiała ze starszym mężczyzną w stojącym na parkingu białym samochodzie. Christina zwróciła uwagę, że wymiana zdań między nimi była nerwowa. „Czuła napięcie w powietrzu”. Christina zapamiętała, że samochód nieznajomego był większy niż corvair ’63 Darlene. Podwożąc siostrę do domu, Darlene nic nie powiedziała na temat mężczyzny w samochodzie.

Gdy dotarła do swojego nowego domu przy Virginia Street, w drzwiach powitała ją opiekunka dziecka, Janet Lynne. Powiedziała Darlene, że przez cały wieczór wydzwaniał mężczyzna - sądząc po głosie w starszym wieku - ale nie zostawił ani nazwiska, ani wiadomości. „Powiedział, że jeszcze zadzwoni”, dodała Janet.

Darlene zmieniła gwiaździsty kombinezon na kombinezon w białe i niebieskie kwiaty, uszyty z materiału przesłanego w paczce przez mężczyznę z białego samochodu. Obudziła Denę i zaczęła się z nią bawić. Janet i jej przyjaciółce Pameli wyjaśniła, że: „Dziś w nocy będzie tu trochę przyjaciół na małym przyjęciu”.

Darlene zamierzała odwieźć dziewczyny do domu, potem wrócić, żeby posprzątać. Jednak kiedy Darlene z Deną na ręku otwierała drzwi corvaira, zaczął dzwonić telefon. Pobiegła go odebrać. Kiedy wróciła, zapytała, czy dziewczyny mogłyby jeszcze zostać mniej więcej do północy. Obie się zgodziły. Darlene wyjaśniła: „Muszę wrócić i kupić sztuczne ognie na przyjęcie”.

Darlene natychmiast ruszyła Georgia Street na wschód, prosto do Beechwood Avenue, gdzie skręciła w lewo, w kierunku domu Mike’a przy Beechwood 864, cztery i pół kwartału od domu Jensenów. Mike mieszkał tuż na zachód od liceum Hogan (Betty Lou Jensen na południe od szkoły).

Darlene zatrzymała się przed domem, wyłączyła silnik i czekała. Chwilę później Mike wybiegł tak szybko, że zostawił zapalone wszystkie światła, otwarte drzwi i włączony telewizor.

Darlene uruchomiła silnik i niecierpliwym gestem kazała Mike’owi wsiadać. Gdy złotawobrązowy corvair zaczął jechać, tuż za nim ruszył jasny samochód, który stał w cieniu drzew rosnących wzdłuż ulicy.

- Ktoś nas śledzi - stwierdził Mike.

Darlene z dużą prędkością pojechała Oakwood, skręciła w prawo na Springs Road i skierowała się na Columbus Parkway. Lake Herman Road znajdowała się w tym samym kierunku.

Była 23.55.

Samochód za nimi pędził z dużą prędkością. Darlene wciąż skręcała, usiłując zgubić prześladowcę. Zaczęła jechać bocznymi ulicami, ale auto z tyłu przyspieszało i znów się zbliżało.

Mike wciąż powtarzał:

- Och nie, nie, jedz prosto! Jedz prosto!

Drugi samochód ścigał ich zaciekle i nieubłaganie spychał w kierunku przedmieść.

Wciąż w obrębie miasta i zaledwie 6 kilometrów od śródmieścia Vallejo znajdowało się pole golfowe Blue Rock Springs, kolejny popularny zakątek kochanków, i właśnie w jego kierunku zaganiano Darlene i Mike’a. Darlene nerwowo skręciła w prawo na parking. Z 20 metrów od wjazdu uderzyła w kłodę drzewa. Silnik zgasł.

Parking znajdował się około 3,5 kilometra od miejsca, w którym 7 miesięcy wcześniej zamordowano Jensen i Faradaya, ale był tak samo odludny. Leżał powyżej pola golfowego, po lewej stronie lasku. Stał tam tylko samochód Darlene.

Para siedziała w ciemności, gdy po chwili na parking wjechał ścigający ich samochód - z wyglądu przypominał ich corvaira. Wyłączył światła i zatrzymał się w odległości 3 metrów z ich lewej strony. Jego przód znajdował się niemal na równi z tylnym zderzakiem samochodu Darlene. Mike stwierdził, że to falcon ’58 lub ’59 na starych kalifornijskich tablicach rejestracyjnych. Kierowcą był mężczyzna.

- Wiesz, kto to? - zapytał szeptem.

- Och, mniejsza o to - odparła Darlene. - Nie przejmuj się.

Mike nie wiedział, czy to znaczy, że Darlene zna tego człowieka, czy też nie.

Wkrótce samochód ryknął silnikiem i ruszył z dużą prędkością w stronę Vallejo. Mike odetchnął z ulgą.

Ale po pięciu minutach samochód wrócił i zatrzymał się z włączonymi światłami za corvairem. Mike zwrócił uwagę, że auto stoi na lewo w skos, blokując ich tak, jak to zwykle robią patrole policji drogowej. Pewnego razu Mike parkował w tym samym miejscu i funkcjonariusz policji identycznie ustawił radiowóz.

Nagle z drugiego samochodu skierowano na nich jaskrawy, mocny snop światła, jak z policyjnego szperacza. Kierowca otworzył drzwi i ruszył w stronę Darlene i Mike’a, trzymając przed sobą dużą latarkę i omiatając ich twarze oślepiającym promieniem. Po krótkiej chwili światło zgasło. Był to ręczny reflektor z uchwytem, jaki Mike widywał na łodziach.

Przypuszczając, że to policjant, Mike powiedział Darlene: „Idzie glina, lepiej przygotuj dokumenty”, i sięgnął do tylnej kieszeni po portfel. Darlene wyjęła swój z torebki i odłożyła ją za fotel Mike’a. Mężczyzna podszedł do lewej strony samochodu. Szyba była opuszczona.

Bez żadnego ostrzeżenia prosto w oczy Mike’a uderzyło oślepiające światło. Intruz był niewidoczny. Mike usłyszał szczęknięcie metalu o listwę szyby, zobaczył błysk i dym wystrzału. Ogłuszył go huk. Uderzenie pocisku było jak smagnięcie żarem. Mike poczuł, że krwawi. Wystrzał był głośny, ale mimo to Mike odniósł wrażenie, że pistolet ma tłumik. Mężczyzna strzelił do nich jeszcze kilka razy.

Darlene upadła do przodu, na kierownicę. Ugodziło ją dziewięć kul. Dwie trafiły w prawą, dwie w lewą rękę, a pięć w prawą stronę pleców, przebijając płuco i lewą komorę serca.

Mike gorączkowo usiłował namacać klamkę drzwi. Z przerażeniem zorientował się, że została usunięta. Był bezradny - nie mógł uciec przed strzelającym do niego mordercą. Ranny w prawą rękę straszliwie cierpiał. Napastnik bez słowa odwrócił się i z opuszczoną głową zaczął się oddalać.

Mike krzyknął z bólu.

Była spokojna, cicha letnia noc. Napastnik otworzył drzwi swojego samochodu i robił coś, czego Mike nie mógł zobaczyć. Mężczyzna w marynarskiej wiatrówce znieruchomiał, odwrócił się wolno i spojrzał przez ramię na Mike’a. Stał z dłonią na klamce, jego profil oświetliła lampka wewnątrz samochodu. Mike po raz pierwszy zobaczył twarz napastnika.

Odniósł wrażenie, że była duża. Nieznajomy nie nosił okularów. Miał 26-30 lat, jasnobrązowe włosy, kędzierzawe, ostrzyżone na jeżyka. „Muskularny, solidnej budowy ciała, ale nie tłusty”, ważył z 90 kilogramów. Mike oceniał, że napastnik był o głowę wyższy od corvaira Darlene, miał więc około 170 centymetrów wzrostu. Nad paskiem spodni wystawał nieduży brzuch.

Napastnik wrócił, aby dokończyć dzieła. Wsunął głowę w otwarte okno corvaira i oddał dwa kolejne strzały do Mike’a. W żałosnej próbie samoobrony Mike usiłował go kopnąć. Nie widząc żadnej drogi ucieczki, rzucił się na tylne siedzenie auta. Nogi drgały mu konwulsyjnie. Mężczyzna znów strzelił dwa razy do Darlene, wsiadł do swojego samochodu i ruszył tak szybko, że żwir trysnął spod opon.

Ciężko ranny w lewą nogę, prawą rękę i szyję, Mike w końcu zdołał wrócić na przedni fotel. Otworzył drzwi pasażera klamką na zewnątrz i wypadł z corvaira na ziemię. Krew spływała z rany na policzku i szyi. Pocisk wszedł w prawy policzek i wyszedł lewym, dziurawiąc szczękę i język. Mike miał uczucie, że „uderzył go młot kowalski”. Kiedy usiłował się odezwać, z jego ust wydobywało się tylko bulgotanie. Nie mógł nawet wzywać pomocy.

Słyszał, jak Darlene jęczy na przednim siedzeniu.

Około północy w domu oddalonym o 240 metrów od parkingu Blue Rock Springs George Bryant, dwudziestodwuletni syn opiekuna pola golfowego, nie mógł zasnąć w tak upalną noc. Leżąc na brzuchu w sypialni na piętrze, wyglądał przez okno wychodzące na park i słuchał dobiegających z oddali śmiechów i eksplozji fajerwerków. Nagle do George’a dotarł odgłos wystrzału. Krótka przerwa i jeszcze jeden. Znowu krótka pauza i cała seria strzałów. Wkrótce usłyszał, jak samochód rusza „z superprędkością i pali gumy”. Napastnikowi dopisywało szczęście. George miał w polu widzenia większą część parkingu, ale samochód Darlene zasłaniały drzewa.

Trójka nastolatków - Debra, Roger i Jerry - szukali przyjaciela Rogera. Po obchodach Czwartego Lipca w Vallejo przyjechali do Blue Rock Springs. Mijając główny parking, dostrzegli corvaira Darlene. Postanowili sprawdzić, czy nie siedzi tam poszukiwany przyjaciel.

Podjechali bliżej, ale zobaczyli, że to nie on, i właśnie mieli ruszać dalej, kiedy usłyszeli stłumiony krzyk. Debra zawróciła. Długie światła oświetliły corvaira. Cała trójka ujrzała mężczyznę tarzającego się z bólu na ziemi.

Debra się zatrzymała. Trójka nastolatków podbiegła do rannego.

- Co się panu stało?
- Postrzelono mnie - zdołał w końcu wykrztusić Mike. - I dziewczynę. Wezwijcie karetkę.
- Dobra - odparł Jerry.
- Pospieszcie się.

Roger chciał zostać z rannym, ale Debra i Jeny przekonali go, żeby pojechał z nimi do domu Jerry’ego, aby wezwać policję. Gdy brązowy rambler wyjeżdżał z parkingu na Columbus Parkway, trójka nastolatków miała wrażenie, że widziała czerwone punkty tylnych świateł samochodu, znikające na Lake Herman Road.

Debra zadzwoniła od Jerry’ego na policję. Po jakimś czasie przyjaciele zaczęli się niepokoić i poszli do wujka Jerry’ego, który był policjantem. Wujek skontaktował się z posterunkiem i dowiedział się, że na miejsce zdarzenia wysłano już radiowóz. Trójka nastolatków z wujkiem Jerry’ego pojechała na policję.

Nancy Slover, telefonistka w posterunku policji Vallejo, dostała wiadomość od dzwoniącej kobiety, że „o 0.10 postrzelono dwie osoby we wschodniej stronie głównego parkingu w Blue Rock Springs”. Ubrani po cywilnemu detektyw sierżant John Lynch i jego partner sierżant Ed Rust jechali samochodem, kiedy otrzymali przez radio wezwanie.

- Powiem panu, jak to było - zeznawał później Lynch. - Patrolowaliśmy Sonoma Boulevard i Tennessee Street, kiedy odebraliśmy meldunek o strzałach w Blue Rock Springs. Zawróciłem i ruszyliśmy w dół Tennessee Street. Rust mruknął: „Rany, to przecież Czwarty Lipca; dzieciaki puszczają tam sztuczne ognie”. No to trochę odpuściliśmy sobie i nie spieszyliśmy się za bardzo. Z 10 minut później dostaliśmy komunikat, że była tam strzelanina. Mam do siebie pretensję, że nie pojechaliśmy natychmiast na wezwanie. Gdybyśmy zjechali zaraz z Tennessee Street, przestępca musiałby nas minąć, bo jechał Tennessee, a potem skręcił w Tuolomne... Nie sądzę, że skręcał na Lake Herman Road. Dotarłem na miejsce 15 minut po strzelaninie.

Rust i Lynch zobaczyli chevroleta Darlene po wschodniej stronie parkingu, obróconego maską w stronę parku. Miał włączone światła, kierunkowskaz migał, a drzwi po stronie pasażera były otwarte.

Na miejsce zdarzenia dotarli już funkcjonariusz Richard Hoffman i sierżant Conway. Próbowali przesłuchać Mike’a, który mocno krwawił z ran na szyi, klatce piersiowej, ramieniu i lewej nodze. Leżał koło tylnej części corvaira, pod kątem prostym do samochodu. Lynch wezwał ambulans ze szpitala Kaisera.

- Mageau naprawdę bardzo cierpiał - kontynuował Lynch. - Prawdę mówiąc, nie sądziłem, że dziewczyna została poważnie trafiona... Myślałem, że Mike jest w gorszym stanie... bardzo cierpiał.

Lynch i Rust pochylili się nad Mikiem i zwrócili uwagę na coś dziwacznego. Chłopak miał na sobie trzy pary spodni, trzy swetry, koszulę z długimi rękawami i T-shirt. W upalną noc Czwartego Lipca!

Darlene była w kombinezonie w białe i niebieskie kwiaty i w niebieskich butach. Leżała na kierownicy. Lekko otworzyła oczy. Wciąż miała przylepione sztuczne rzęsy. Lynch i Rust rozpoznali dziewczynę.

- Wielu gliniarzy ją znało i przychodziło do kawiarni, gdzie pracowała. Wiedziałem, kim jest Darlene - powiedział Lynch. - Ale nigdy z nią nie rozmawiałem. Jej rodzina mieszkała przy tej samej ulicy, co ja. Darlene lubiła biegać w oceanie. Zdejmowała buty i pończochy i po prostu biegła przez fale przyboju.

Umawiała się z wieloma funkcjonariuszami. Najwyraźniej lubiła gliniarzy. Kiedy ktoś pracuje w nocy, zazwyczaj kumpluje się z policjantami.

Lynch zauważył, że pozycja, w jakiej Mike leżał na ziemi, została starannie zaznaczona kredą. Mike miał szeroko otwarte oczy i z wysiłkiem starał się rozchylić wargi, żeby coś powiedzieć. Kiedy wreszcie wydobył z siebie głos, z ust wypłynęła strużka krwi. Urywanymi słowami, przerywanymi atakami bólu, powiedział Lynchowi:

- Biały mężczyzna... podjechał... samochodem... wysiadł... podszedł do nas, zaświecił latarkę... zaczął strzelać. Wydostałem się... z samochodu... Próbowałem zawołać ludzi... ale odjechali. Potem... zjawiła się policja.

- Wiesz, kto cię postrzelił? - zapytał Conway.

- Nie.

- Możesz go opisać?

- Nie.

- Spróbuj.

- Młody... mocno zbudowany... w jasnobrązowym samochodzie.

- Mówił coś?

- Nie. Po prostu... strzelał.

Lynch podszedł do corvaira od strony kierowcy. Darlene wciąż siedziała za kierownicą. Widział, że została trafiona w górną część ciała i w lewą rękę. Wciąż żyła. Pojękiwała cicho.

- Gdzie ten ambulans? - mruknął pod nosem Lynch. - Pamiętam - relacjonował - że usiłowała coś powiedzieć. Prawie przyłożyłem ucho do jej ust, ale nic nie mogłem zrozumieć. Wymamrotała ,ja” albo „moja”... Miała słabe tętno i oddychała płytko.

Lynch wydostał Darlene z samochodu i położył na ziemi.

Rust zauważył, że szyby z lewej i prawej strony są opuszczone, a kluczyk w stacyjce przekręcony. Grało radio. Samochód miał wrzucony niski bieg, ale ręczny hamulec nie był zaciągnięty.

Z prawej strony samochodu, niedaleko od ofiar, leżało siedem łusek. Rust podniósł wzrok i zobaczył w ciele Darlene trzy otwory po pociskach - dwa w prawym przedramieniu, jeden w prawym boku.

Lynch pomógł sanitariuszowi przenieść Darlene do ambulansu. Hoffman pojechał razem z ofiarami do szpitala, na wypadek gdyby Darlene była w stanie coś powiedzieć.

Lynch wezwał trzy wozy strażackie, aby oświetliły teren reflektorami, a Rust sprawdził miejsce, gdzie leżał Mageau. Mniej więcej tam, gdzie znajdował się środek pleców Mike’a, trafił na pocisk w miedzianym płaszczu - bardzo zniekształcony, ale dający się zidentyfikować: kaliber 9 milimetrów lub 0,38 cala. Nie było na nim ani krwi, ani kawałków skóry. Rust włożył go do plastikowej torebki i zaznaczył miejsce znaleziska.

Potem przeszukał wnętrze samochodu. Tam, gdzie Darlene siedziała oparta o kierownicę, znalazł kolejny pocisk, podobny do poprzedniego, ale w lepszym stanie. W czasie dalszych oględzin na podłodze z tyłu z prawej strony odkrył dwie mosiężne łuski z oznakowaniem „W-W”. Przypuszczał, że pochodzą od amunicji 9 milimetrów. Nie znał się zbytnio na broni palnej.

Wnętrze corvaira było bardzo zakrwawione. Rust ukląkł na ziemi koło drzwi kierowcy. Patrząc z bliska, znalazł w okolicy klamki otwór o wymiarach 1,25 na 2,5 centymetra. Sporządził notatkę do technika kryminalistycznego Johna Sparksa, żeby poszperał we wnętrzu drzwi.

Rust zauważył na tylnym zderzaku po prawej stronie czarny męski skórzany portfel odłożony tam przez Hoffmana. Rust sprawdził zawartość portfela, potem zajrzał do schowka na rękawiczki. Były tam dowód rejestracyjny wozu wystawiony na Arthura Ferrina, ojca Deana.

Z tyłu, z lewej strony, leżała pikowana damska torebka zawiązana rzemykiem, cała zakrwawiona. Z 13 centami w środku.

Rust usłyszał szum radia w wozie policyjnym. Odebrał Lynch. Dzwonił Hoffman.

Darlene zmarła o godzinie 0.38.

Dokładnie o 0.40 jakiś mężczyzna zadzwonił z automatu telefonicznego na posterunek policji w Vallejo. Telefon odebrała operatorka centrali Nancy Slover.

- Chcę zameldować o podwójnym morderstwie - powiedział tak, że Nancy odniosła wrażenie, iż mężczyzna czyta przygotowany tekst. Albo nauczył się go na pamięć. - Jeżeli pojedziecie 1,5 kilometra na wschód po Columbus Parkway aż do parku, znajdziecie dzieciaki w brązowym samochodzie.

Głos mężczyzny był równy, spokojny i łagodny, ale zdecydowany. Nancy usiłowała mu przerwać, żeby zdobyć więcej informacji; on jednak tylko mówił głośniej, nie dając jej dojść do słowa. Nancy zapamiętała, że to był głos dorosłego człowieka. Mężczyzna nie przestawał mówić, dopóki nie skończył oświadczenia.

- Zostali zastrzeleni z lugera kaliber 9 milimetrów. Zabiłem też te dzieciaki w ubiegłym roku. Do usłyszenia.

Kiedy powiedział „do usłyszenia”, jego głos stał się niższy i brzmiało w nim szyderstwo. Nancy usłyszała odgłos odwieszanej słuchawki, a potem w telefonie rozlegał się tylko szum.

Po rozmowie morderca stał jeszcze z minutę w oświetlonej budce telefonicznej. Nagle telefon zaczął dzwonić. Przechodzący obok biednie ubrany Afroamerykanin w średnim wieku spojrzał przez ramię i zobaczył w budce krępego mężczyznę. Morderca odwrócił głowę i otworzył drzwi, wyłączając wewnętrzne oświetlenie. Aby uciszyć telefon, zdjął słuchawkę z widełek i opuścił ją na sznurze. Po chwili energicznie odszedł w noc.

O 0.47 Pacific Telephone ustaliła, że dzwoniono z Joe’s Union Station przy Tuolumne and Springs Road znajdującej się dokładnie naprzeciwko biura szeryfa Vallejo i niedaleko małego, zielonego domu przy Virginia Street, należącego do Darlene i Deana. Krępy mężczyzna może popatrzył na ten dom, mijając go po rozmowie z policją. Dean jeszcze nie wrócił z pracy, więc w domu były jedynie Dena, opiekunka i jej przyjaciółka.

Policja zadzwoniła najpierw do ojca Deana, jako właścicielka corvaira. O śmierci Darlene pierwszy dowiedział się więc jej teść.

Potem policja usiłowała skontaktować się telefonicznie z kimś w domu Mageau. Nikt nie odbierał, więc na Beechwood wysłano funkcjonariusza Shruma i jego partnera. Wysiedli z samochodu i ostrożnie podeszli do domu, ponieważ drzwi były otwarte i paliły się wszystkie światła. Poza ryczącym telewizorem obaj policjanci nie słyszeli żadnego innego dźwięku. Dom okazał się pusty.

Po zamknięciu U Ceasara właściciele i pracownicy razem z Deanem ruszyli na zachód, na przyjęcie w domu Ferrinów przy Virginia Street. Jadący osobnymi samochodami Bill Leigh i Dean zatrzymali się przy Pete’s Liquor Store i kupili trochę alkoholu.

- Po zamknięciu restauracji - wspominała później Carmela - wszyscy wsiedliśmy do samochodów i pojechaliśmy do domu Deana. Tam zastaliśmy opiekunki, dwie młode dziewczyny, których Dean nie znał. Były córkami przyjaciółki Darlene. Dean poczuł się trochę głupio. Dziewczyny miały zostać odwiezione do domu, ale Darlene jak dotąd nie wróciła.

Zastanawialiśmy się, gdzie ona jest, co robi. Opiekunki wyjaśniły, że Darlene pojechała kupić sztuczne ognie.

Dean wyruszył szukać żony. O 1.30 zadzwonił telefon. Słuchawkę podniósł Bill Leigh. Usłyszał tylko ciężki oddech. „Pewnie któryś z szurniętych przyjaciół Darlene”, rzucił przez ramię do Carmeli.

Bill zareagował ostro. „Czemu choć raz nie może zostać w domu z mężem?” - warknął do słuchawki i przerwał połączenie.

Kilka minut później rodzice Deana odebrali podobny telefon i usłyszeli z drugiej strony tylko głęboki oddech albo „szumiący wiatr”.

Następny głuchy telefon odebrał brat Deana.

Tak więc w niecałe półtorej godziny po tym, jak Darlene została zastrzelona, do krewnych wykonano trzy anonimowe telefony. Było to na długo przed podaniem w mediach wiadomości o zbrodni. Rodzice Darlene, państwo Suennes, nie odebrali takich telefonów - mieli zastrzeżony numer.

Czy zabójca chciał rozmawiać z konkretną osobą? Czy zamierzał szydzić z Deana i znał jego głos? Wprawdzie Dean i Darlene, przeprowadzając się na Virginia Street, zachowali ten sam numer telefonu, ale w książce telefonicznej nadal widniał ich adres przy Wallace. Gdyby zabójca był kimś obcym, mógłby uważać, że dzwoni do domu znajdującego się w dużej odległości. Mimo to jednak skorzystał z automatu nieopodal nowego miejsca zamieszkania Deana i Darlene.

- Mąż Darlene wrócił około 2.00 - tłumaczyła mi później opiekunka Janet. - Powiedział: „Odwiozę was do domu”. Sprawiał wrażenie zaniepokojonego albo zmartwionego, jakby coś go dręczyło. Poinformował tylko: „Darlene jeszcze nie wróci do domu”, potem od razu nas odwiózł.

- Dean zabrał dziewczyny - wspomina Carmela. - Nie było go chyba 10 minut. Wciąż tam się jeszcze kręciliśmy. Zastanawialiśmy się, gdzie Darlene i fajerwerki. Po prostu rozmawialiśmy w pokoju, kiedy rozległo się pukanie do drzwi. To była policja. Mój mąż i Dean poszli na posterunek. Jeden z policjantów zadał nam kilka pytań na temat Deana. Natychmiast domyśliłam się, że jest podejrzany.

Powiedzieliśmy im, że pracujemy razem, i przyjechaliśmy na przyjęcie, a teraz czekamy na Darlene. Potem zapytaliśmy, co się stało.

Poinformował, że Darlene została postrzelona i była z innym mężczyzną. Zapytałam, czy wszystko z nią w porządku. Odpowiedział: „Nie. Nie żyje!” Byliśmy wstrząśnięci i przygnębieni. Opowiedział nam wszystko, ale Dean nie wiedział o niczym, dopóki nie dotarł na posterunek.

Policja przesłuchiwała Deana i Billa Leigh przez godzinę, starając się przekazać im jak najmniej informacji.

- Słyszeliśmy, że miała przyjaciela... - zagadnęli Deana detektywi.

- No cóż, Dean nigdy nie chciał o tym wiedzieć - wyjaśniła później Carmela. - A raczej: nie chciał w to wierzyć. Kiedy zniknęła, ludzie mu mówili: „Chłopie, lepiej dowiedz się, z kim ona wychodzi”. Wtedy zawsze odpowiadał: „Nie robi nic złego. Nie ma żadnego przyjaciela. Po prostu jest młoda i musi się wyszumieć”. On naprawdę kochał Darlene i bronił jej, kiedy ludzie gadali o niej różne rzeczy. Po śmierci żony, kiedy słyszał o niej złe rzeczy, zamykał się w sobie. Nie wiedział więcej niż my. Przez ostatni rok mieli ze sobą słaby kontakt.

Bill Leigh powiedział policji:

- Nie znam żadnego powodu, dla którego ktoś mógłby zabić Darlene. Oficjalny protokół policyjny z przesłuchania Billa w pokoju 28 posterunku policji w Vallejo brzmi:

William oświadczył, że wiedział, iż Darlene ciągle gdzieś biega. Sądził, że spotykała się z innymi mężczyznami, ale nie mógł podać żadnych nazwisk, dat ani miejsc. Oświadczył, że wychodziła i pozostawała poza domem do późnych godzin nocnych albo wczesnych porannych. Niektórzy przyjaciele Williama mówili, że widzieli Darlene w różnych miejscach z innymi mężczyznami. William oświadczył, że Dean zazwyczaj pozwalał wychodzić Darlene, dokąd tylko chciała, i nie wierzył, że ona robi coś złego.

William następnie zeznał, że pamięta osobę znaną mu jedynie ze słyszenia jako „Paul” (imię zostało zmienione), której Dean sprzedał forda pick-upa z 1951 roku. Podobno Paul kilkakrotnie usiłował namówić Darlene, żeby z nim się umówiła, ale ona nie chciała, więc zaczął się zachowywać złośliwie. Był rozgoryczony, że Darlene go odtrąciła. (...) William oświadczył, że nigdy nie spotkał Paula, i nie wie, gdzie ten człowiek mieszka lub pracuje. Słyszał, że to barman. (...) Słyszał, że Paul odwiedzał bar (Jack’s Hangout), który był obok starego miejsca zamieszkania Darlene przy Wallace. Przychodził do Darlene do domu i narzucał się, próbując ją poderwać.

Bobbie Ramos dowiedziała się o strzelaninie kwadrans po północy od policjanta Howarda „Buzza” Gordona, wspólnego przyjaciela Darlene i Bobbie.

- Zadzwonił do mnie do pracy. Może był na posterunku, kiedy przyszło wezwanie - powiedziała mi później. O 2.30 sierżant Rust przybył do Terry’ego, żeby porozmawiać ze współpracownikami Darlene.

Bobbie była pierwsza. Spędziła z Darlene kilka wieczorów w Coronado Inn, gdzie lubiła tańczyć. Z mężczyzn - przyjaciół Darlene - znała tylko Mike’a.

(Po śmierci Darlene Bobbie zmieniła pracę. Przeniosła się z położonej na uboczu U Terry’ego do Banquet Room, gdzie bywało jednocześnie około 200 osób).

Potem Rust rozmawiał z Evelyn Olson. Darlene zwierzyła się przyjaciółce, że jej małżeństwo zbliża się do końca.

- Darlene uważała, że mąż już jej nie kocha. Tak mówiła koło Bożego Narodzenia. Potem zaczęła umawiać się z innymi mężczyznami. Miała wielu przyjaciół, ale nic na poważnie - oświadczyła Evelyn.

Tuż po trzeciej Rust rozmawiał z Lois McKee, kucharką. Kobieta stwierdziła, że Darlene miała wielu przyjaciół, ale przede wszystkim trzymała się z Mikiem. Na pewno raz pojechała z nim do San Francisco.

Kierownik Harley Scalley potwierdził, że Darlene „spotykała się z kilkoma mężczyznami”. Zapytałem później Lyncha: „Czy Darlene umawiała się z wieloma facetami?” Odpowiedział: „Och, jasne. Była puszczalska”.

Ale Bobbie, Evelyn i Lois zapamiętały jednego konkretnego człowieka - niskiego, krępego, z czarnymi włosami, który wciąż usiłował umówić się z Darlene. Miał różowego pick-upa i brązowy samochód, być może corvaira, i „stawał się bardzo spięty, kiedy Darlene go spławiała. Był rozgoryczony z tego powodu”. Kobiety nie znały nazwiska tego mężczyzny, ale wiedziały, że jest barmanem. Na imię miał Paul.

O 3.30 zwłoki Darlene zawieziono do Twin Chapels i zrobiono zdjęcia.

- Byłam wtedy w ciąży - mówiła Linda, siostra Darlene. - Poszłam do kostnicy. Darlene leżała na stole. Powiedzieli mi: „Jeszcze nie jest gotowa”, a ja odparłam: „Chcę ją zobaczyć już teraz”.

Wdarłam się do środka. (...) Miałam w sobie mnóstwo adrenaliny. (...) Dotknęłam Darlene. Nigdy tego nie zapomnę. Jakbym dotykała marmuru albo lalki. Jej włosy były pomarańczowe i wciąż miała krew na wargach. Zaszyli jej usta, ale wciąż były zakrwawione.

O siódmej rano Lynch wciąż pracował w Blue Rock Springs.

- Szukaliśmy wszystkiego. Ed Cruz wykonał drobiazgowy szkic całego terenu. Znaleźliśmy w samochodzie idealnie zachowany pocisk, zupełnie niezniekształcony. Prawdopodobnie przebił na wylot mięśnie i zachowując impet, przebił tapicerkę, z której go wyjęliśmy.

Na parkingu detektywi odnaleźli ślady strzelaniny, dziewięć łusek kaliber 9 milimetrów oraz siedem tego samego kalibru pocisków w miedzianym płaszczu.

Morderca oddał przynajmniej dziewięć, a być może aż 13 strzałów bez przeładowywania broni, więc uważali, że niemal na pewno używał Browninga. (Smith and Wesson produkował pistolet M59, parabellum kaliber 9 milimetrów, w którym wykorzystano zmodyfikowany system Browninga. Miał on magazynek na 14 naboi i był sprzedawany jako policyjna broń boczna). Wszystkie inne brane pod uwagę pistolety samopowtarzalne - star, smith and wesson, astra, Hama, neuhausen, zbrojovka, husqvama, esperanza i parabellum (luger)