Zakład. Bracia Winslow #1 - Max Monroe - ebook + audiobook
BESTSELLER

Zakład. Bracia Winslow #1 ebook i audiobook

Max Monroe

4,2

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!

54 osoby interesują się tą książką

Opis

Jude, najmłodszy z braci Winslow, spędzał życie na przyjemnościach. Nawet jego praca była związana z zabawą: zajmował się promocją klubów. Dokładniej organizował imprezy i sprawiał, aby zjawiali się na nich ci, którzy coś w mieście znaczyli. Był seksownym przystojniakiem otoczonym przez piękne kobiety. Co prawda unikał jakichkolwiek poważniejszych związków, ale nie umiał się oprzeć dobremu seksowi i... zakładom. Tym razem było podobnie. Wpadł do Club Craze, jednego z lokali, które promował, i się założył.

Sophie Sage miała siostrę bliźniaczkę, Belle, która właśnie przygotowywała się do ślubu. Obydwie zawodowo zajmowały się planowaniem imprez. Wieczór panieński Belle musiał więc być niezapomniany: zabawa w najgorętszym nowojorskim klubie, o której finał zadba wyjątkowo seksowny tancerz egzotyczny. Przyszła panna młoda chciała po prostu zaszaleć, a Sophie pragnęła uszczęśliwić siostrę. Tyle że w ostatniej chwili ta zaczęła się wahać...

A potem to się stało. Do prywatnego saloniku VIP, gdzie prześliczna Belle bawiła się z przyjaciółkami, wszedł wspaniale wyglądający striptizer. Utalentowana didżejka zadbała o muzykę, a dziewczyny rozpływały się z podekscytowania. Wszystko wyglądało dokładnie tak, jak powinno.

Prawda była jednak zupełnie inna. Panna młoda nie była panną młodą. Striptizer wcale nie był tancerzem erotycznym. Później wydarzenia potoczyły się szybko. Pożądanie, urok, wzajemna fascynacja. Przyjemność bycia razem i blisko siebie. Namiętny seks, ale bez jakiegokolwiek zaangażowania. Jude Winslow przecież nigdy nie chciał się wiązać. A Sophie Sage wciąż czekała na swoją prawdziwą miłość. Najbezpieczniej byłoby się wycofać z tej gry.

Trudno jednak oprzeć się ryzyku... i odmówić sobie diabelnie dobrego seksu.

Nie zakładaj się, gdy stawką jest miłość!

Książka dla czytelników powyżej osiemnastego roku życia.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 448

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 11 godz. 56 min

Lektor: Czyta: Magdalena Emilanowicz
Oceny
4,2 (251 ocen)
122
72
36
20
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Dublerka

Całkiem niezła

Zero zaskoczenia, przewidywalna treść. Wymowa książki: zimny dupek, zainteresowany tylko seksem, traktujący kobietę jak rzecz, zmieni się w dobrego faceta tak sam z siebie. Niestety, nieprawda. Można przeczytać, ale myślę, że wielu kobietom takie myślenie robi krzywdę...
70
Kasicam23

Całkiem niezła

DNF 40%. Straszne nudy.
30
badziulka

Całkiem niezła

Kurcze, po przeczytaniu serii Złapać milionera, myślałam, że inne serie tych autorek będą równie zabawne, romantyczne i miały naprawdę dobre sceny erotyczne, ale tak nie było niestety 😞 I to nagłe olśnienie? Bo co? Bo seks był znakomity? I garstka ochłapów z życia została opowiedziana? Nie kupuję tego. Ale z sentymentu do autorek przeczytam kolejne części
20
przeczytane1995

Z braku laku…

No taka przeciętna książka. Podobał mi się jej początek. Ten cały wątek z bliźniaczkami, klubem i poznaniem się Jude i Sophie. I początek ich romansu był całkiem fajnie nakreślony, ale w pewnym momencie zaczęło się robić tego too much jak dla mnie. Trochę szkoda, bo oczekiwałam nieco więcej od tej książki. A dodatkowo ten nazwijmy to "plot twist" z wróżką... Serio? Strasznie słaby wątek.
10
ewamonika19

Nie oderwiesz się od lektury

wysluchalam audiobooka z przyjemnoscia lektorka w bardzi fajny sposob przekazala emocje bohatetow , polecam
11

Popularność




Max Monroe

Zakład.

Bracia Winslow #1

Przekład: Tomasz F. Misiorek

Tytuł oryginału: The Bet (Winslow Brothers #1)

Tłumaczenie: Tomasz F. Misiorek

ISBN: 978-83-283-9365-3

Copyright © 2021 Max Monroe

Published by arrangement with Bookcase Literary Agency and Booklab Agency.

Polish edition copyright © 2024 by Helion S.A.

All rights reserved.

All rights reserved. No part of this book may be reproduced or transmitted in any form or by any means, electronic or mechanical, including photocopying, recording or by any information storage retrieval system, without permission from the Publisher.

Wszelkie prawa zastrzeżone. Nieautoryzowane rozpowszechnianie całości lubfragmentu niniejszej publikacji w jakiejkolwiek postaci jest zabronione. Wykonywanie kopii metodą kserograficzną, fotograficzną, a także kopiowanie książki na nośniku filmowym, magnetycznym lub innym powoduje naruszenie praw autorskich niniejszej publikacji.

Wszystkie znaki występujące w tekście są zastrzeżonymi znakami firmowymi bądźtowarowymi ich właścicieli.

Niniejszy utwór jest fikcją literacką. Wszelkie podobieństwo do prawdziwych postaci — żyjących obecnie lub w przeszłości — oraz do rzeczywistych zdarzeń losowych, miejsc czy przedsięwzięć jest czysto przypadkowe.

Drogi Czytelniku!

Jeżeli chcesz ocenić tę książkę, zajrzyj pod adres

https://editio.pl/user/opinie/zakbw1_ebook

Możesz tam wpisać swoje uwagi, spostrzeżenia, recenzję.

Helion S.A.

ul. Kościuszki 1c, 44-100 Gliwice

tel. 32 230 98 63

e-mail: [email protected]

WWW: https://editio.pl (księgarnia internetowa, katalog książek)

Poleć książkęKup w wersji papierowejOceń książkę
Księgarnia internetowaLubię to! » nasza społeczność

Od autorek

Zakład to pełnoprawna, odrębna powieść z cyklu „Bracia Winslow”. To książka po brzegi pełna sytuacji rodem z komedii romantycznych, jak również diabelnie pikantnych treści.

Mamy tu na myśli, że będzie gorrrąco!

Skoro już zostałaś ostrzeżona, nie skarż się na nas władzom, gdy Zakład rozgrzeje twoje urządzenia, sprawi, że poczujesz się, jakby wysiadła klimatyzacja, i będziesz musiała czytać, siedząc przed działającym wiatrakiem. Monroe wlewa w siebie tyle kawy, że to niemal nielegalne, i konieczność bezustannego pilnowania terminów spotkań z kuratorem byłaby prawdziwym ciosem w naszą produktywność — czyli, innymi słowy, byłoby nam naprawdę trudno pisać dla Ciebie kolejne przezabawne komedie romantyczne. ;) ;)

Ponadto, ze względu na to, jak wciągająca i zabawna jest niniejsza książka, odradzamy czytanie jej w następujących okolicznościach: czytanie w miejscach publicznych, czytanie tuż obok małżonka/zwierzaka /dziecka mających lekki sen, czytanie w dniu ślubu, czytanie podczas porodu, czytanie podczas jedzenia/picia, czytanie w pracy, czytanie swojemu szefowi i/lub czytanie podczas obsługiwania ciężkich maszyn. Co więcej, jeśli masz problemy z pęcherzem spowodowane zaawansowanym wiekiem/ciążą/urodzeniem dziecka itp., rekomendujemy noszenie stosownych zabezpieczeń higienicznych i/lub czytanie podczas posiedzenia na toalecie.

Miłej lektury!

Kochamy Was

Max & Monroe

Dedykacja

Harcerkom: Przepraszamy!

Orgazmom: Matulu, matulu, ale was w tej książce dużo. Nawet Savannah Cummings (kto ma wiedzieć, ten wie) nie wiedziałaby, co począć z tyloma.

Wstęp

Sobota, 17 lutego

Jude

Nie wiedziałem, o co chodzi, ale czułem, że w powietrzu unosi się zapach szczęścia — no dobra, zapach szczęścia i chłód pieprzonego frontu arktycznego. Ta myśl mnie rozbawiła. Raźno przyśpieszyłem kroku, by skrócić czas wystawienia się na diabelnie szczypiący w nos i policzki lodowaty wiatr.

Dwie przecznice od celu poczułem, jak telefon wibruje mi w kieszeni, i wyciągnąłem go, by spojrzeć na wyświetloną na ekranie wiadomość.

Bianca: Masz czas dziś wieczorem? Chętnie bym się spotkała…

Kąciki moich ust się uniosły, ale potrząsnąłem głową i szybko odpisałem.

Ja: Wybacz, skarbie. Pracuję.

Bianca: :(

Uśmiechnąłem się.

Bianca to piękna kobieta, ale nie była ani moją dziewczyną, ani nawet eksdziewczyną. Nie była tak naprawdę nawet moją przyjaciółką, jeśli mam być szczery.

Była miła i słodka i czasem się spotykaliśmy, ale istniał milion jej podobnych. Milion, z którego każda byłaby równie dobra na chwilę zabawy, towarzystwa czy odpoczynku od codzienności.

Mówiąc szczerze, jeśli chodzi o kobiety, to preferowałem właśnie taki rodzaj relacji.

Bez żadnych zobowiązań.

Żadnych związków.

Tylko całe mnóstwo pieprzonej zabawy. Trzynaście lat temu, gdy mój najstarszy brat Remy został wystawiony przed ołtarzem, zrozumiałem, że tak jest lepiej. Żadnej nadziei, która zawiedziona rani do głębi, żadnych zapewnień o miłości, żadnego czekania na ten jeden diament, który blaskiem przyćmi wszystkie inne.

Bo odrzucenie Bianki nie złamałoby mi serca, które nie zostałoby złamane również wtedy, gdyby to ona mnie odrzuciła.

Była zastępowalna, tak samo jak i ja. Wszyscy byliśmy. A miałem przy tym to szczęście, że mieszkałem w Nowym Jorku, jednym z największych, najpopularniejszych miast na całym świecie, gdzie możliwości są nieskończone.

Prześlizgnąłem się między odmrażającymi sobie jaja ludźmi, tworzącymi niewielki tłum zebrany w oczekiwaniu na wejście do nowej, „modnej” restauracji WigWam, i mocniej owinąłem się kurtką. Choć szedłem raźnym krokiem, tej nocy mróz był naprawdę ostry i nawet bałwanowi zamarzłaby marchewka.

Ja pieprzę. Zimno.

Zdałem sobie sprawę, że wciąż, jak ostatni idiota, na lodowatym powietrzu trzymam w gołej ręce telefon, i schowałem go razem z dłonią głęboko do cieplutkiej kieszeni, tuż nad ogrzewaczem, który włożyłem do środka przed wyjściem z mieszkania. Komórka zawibrowała ponownie, ale zdecydowałem, że tym razem ją zignoruję. Zawibrowała jednak znowu. I znowu. I znowu.

Westchnąłem, wyciągnąłem rękę z kieszeni i spojrzałem na ekran. Było na nim pięć wiadomości z grupowego czata, którego używaliśmy z moim rodzeństwem. Nie mogłem się powstrzymać przed dowiedzeniem się, o co chodzi, więc otworzyłem aplikację i zacząłem czytać, równocześnie ostrożnie posuwając się do przodu po zatłoczonym chodniku.

Winnie: Zbliżają się urodziny wujka Brada i nie ma mowy, żeby organizacja imprezy i prezentów znowu spadła na mnie. Tym razem wszyscy pomagacie, dranie.

Ty: Ale, Winnie, jesteś w tym świetna!

Winnie: Ty, przysięgam na wszystko, wykończę cię.

Ty: Możesz przynajmniej pójść na kompromis i wykończyć mnie PO TYM, jak zaplanujesz imprezę dla wujka Brada i wymyślisz, co mamy mu kupić tym razem?

Remy: LOL.

Też głośno parsknąłem śmiechem. Mogłem dołączyć się do żartów (w końcu jestem tym najzabawniejszym i najbardziej rozrywkowym z rodzeństwa), ale drzwi do Club Craze znajdowały się już tak blisko, a ciepło w środku było dla mnie w tej chwili kuszące jak nigdy. Zamiast pisać z rodzeństwem, włożyłem więc telefon z powrotem do kieszeni i skupiłem się na tym, co było najważniejsze. Na pracy.

Popchnąłem wielkie drzwi z czarnego szkła i wszedłem do środka, a rytmiczny bit popularnego hip-hopowego przeboju nagle wypełnił moje uszy. Idąc przez ciemne pomieszczenie, nie mogłem nie bujać głową do basowego rytmu, ale moim celem było zaplecze, gdzie znajdowały się biura i garderoby.

O tak, życie nocne Nowego Jorku to coś cholernie niesamowitego.

— Jude! — zawołała ze swojej budki Ki-Ki, lokalna didżejka, zdejmując z ucha jedną słuchawkę i machając do mnie, równocześnie nie przestając kołysać się do chwytliwej nuty. Jednym sprawnym ruchem ręki zmieniła ją na „Do I Wanna Know” Arctic Monkeys. Chwilę później bezbłędnie zmiksowała ją ze starymi, dobrymi Beastie Boys.

— I tak trzymaj! — Podniosłem ręce. — Dajesz czadu, Kiks!

Różowowłosa elfka zza miksera odpowiedziała mi uśmiechem, pokazała oba kciuki w górę i poprawiła słuchawki, wracając do przygotowywania muzyki na gorącą sobotnią noc.

Ponieważ było dopiero krótko po siódmej, wciąż miała trochę czasu na dopięcie wszystkiego na ostatni guzik, zanim otworzymy się na gości, ale na wybicie dziewiątej Ki-Ki musiała być gotowa do działania. Na szczęście doskonale zdawała sobie z tego sprawę i traktowała swoją rolę serio, w przeciwnym razie w życiu nie zdołalibyśmy zwabić tylu ludzi, ilu było trzeba.

I właśnie to — sprowadzanie do klubu tłumu imprezowiczów — było moim zadaniem.

Club Craze to zupełna nówka, ale J.Winslow Promotion nie bez kozery słynęło z tego, że pracuje z najmodniejszymi miejscówkami. Musiałem wypełnić ten klub ludźmi jak sardynkami i sprowadzić tych, którzy się liczyli. Istniał potencjał, by to miejsce stało się jednym z moich ulubionych lokali na Manhattanie, a właściciel powiedział, że jeśli start będzie taki, jak trzeba, to chętnie podpisze z moją firmą kontrakt na cztery lata promocji.

Moja praca polegała na zrobieniu imprezy, zachęceniu ludzi, by się wyluzowali, i upewnieniu się, że będą chcieli tu wracać i powtarzać to doświadczenie raz za razem.

Nie wyobrażałem sobie, żeby ktoś nadawał się do tej roboty bardziej niż ja.

Gdy już minąłem stanowisko Ki-Ki, zrobiłem zwrot w prawo i ruszyłem wzdłuż korytarza tylko dla obsługi. Po kilku metrach zobaczyłem Mavericka, stosunkowo nowego znajomego. Poznaliśmy się, gdy kompletowałem ekipę do klubu. Przeszedł przez tylne drzwi prowadzące na niewielki parking w alei z boku budynku. Na ramieniu miał szarą torbę sportową, a na głowie czapkę typu beanie, przykrywającą jasnobrązową czuprynę.

Maverick był przezabawny, naprawdę umiał się bawić i w Club Craze pracował jako tancerz. Wyobraźcie sobie Channinga Tatuma z Magicznego Mike’a tańczącego podczas sceny w warsztacie, a będziecie mieli całkiem niezłe pojęcie o tym, jakiego rodzaju taniec uprawiał.

— Co tam, Winslow? — zawołał, gdy nawiązaliśmy kontakt wzrokowy. — Co tu porabiasz na tyłach?

— Tak właściwie to szukam ciebie. — Nie szukałem. — Widzisz, przypomniałem sobie, że wciąż wisisz mi kasę za ten zakład o play-offy w zeszłym miesiącu, i uznałem, że czas najwyższy ci o niej przypomnieć. — Uśmiechnąłem się drapieżnie, wzruszyłem ramionami i oparłem się plecami o ścianę tuż obok garderoby tancerzy, do której właśnie zmierzałem.

— Pewnie, ty chciwy draniu. — Odrzucił głowę do tyłu i roześmiał się gromko.

— Chciwy draniu? — zapytałem, położywszy rękę na piersi. — Do mnie mówisz? Do faceta, który przekonywał cię, że Mavericks wygrają ten mecz i zdecydowanie nie powinieneś się o to gówno zakładać?

Nie pierwszy raz o coś się zakładaliśmy. I na pewno nie ostatni. Maverick był uzależniony od prób pokonania mnie, a ja byłem uzależniony od zakładów i wyzwań.

Roześmiał się i przewrócił oczami, zatrzymując się obok mnie.

— Owszem, ale ty pewnie wiedziałeś o wszystkim, dlatego że twoja siostra jest żoną pieprzonego Wesa Lancastera. To jest jak wykorzystywanie nielegalnych informacji.

— Gorycz, gorycz przez ciebie, chłopie, przemawia. Mówiłem, żebyś nie stawiał na ich przegraną. Do cholery, ten zespół nazywa się jak ty!

— Co z tego? — Przewrócił oczami. — To ile ci ostatecznie wiszę?

— Sto prawdziwych amerykańskich dolarów — odparłem. — I nie próbuj się wyłgać opowieściami o tym, jaki to jesteś biedny. Choć faktycznie jesteś do dupy tancerzem, widziałem, jak panie wciskają ci banknoty w majtki. Wiem, że zarabiasz.

Mav poruszył sugestywnie brwiami.

— Zazdrościsz, brachu?

— Zazdrościć? Czego tak właściwie? Że całymi nocami pozwalasz kobietom domyślać się, jak wygląda twój kutas, tylko po to, żeby się nie rozpłakać, gdy już zobaczą, jaki w rzeczywistości jest malutki?

— Pieprz się — odparował. — Obaj wiemy, dlaczego ty tylko przyprowadzasz ludzi na imprezę, a to ja zapewniam im dobrą zabawę. Tylko jeden z nas ma prawdziwy talent.

Parsknąłem niepowstrzymanym śmiechem.

— Wróć na ziemię. Umiem tańczyć. Mógłbym kręcić piruety wokół twojej dupy. Myślisz, że dostajesz dobre napiwki? Ha! Ja dostałbym tyle, że mózg by ci się zagotował.

— Chłopie, chętnie zobaczę, jak popierasz te przechwałki czynami! — odpowiedział, rechocząc. — Dziś przychodzą dziewczyny na wieczór panieński. Co prawda dla panny młodej to pewnie będzie nieodżałowana strata, ale dla mnie to dobra okazja, żeby popatrzeć na twoją porażkę.

— Sprawię, że ta panna młoda znajdzie się w niebie.

Mav wybuchnął śmiechem.

— Jude, z całym szacunkiem, nie przetańczyłeś w życiu ani jednego dnia. Poza tym, co innego tańczyć, a co innego robić to jak ja. Poniesiesz sromotną klęskę.

Poruszyłem brwiami. Nie mogłem się powstrzymać. To były emocje, których zawsze pożądałem, ekscytacja, której nigdy nie miałem dość. A ten drań jeszcze mi zapłaci za to, że zwątpił w moje talenty.

Zacisnąłem zęby, pochyliłem się w jego stronę i patrząc mu prosto w oczy, zapytałem:

— Chcesz się założyć?

Rozdział 1

Sophie

— Dziesięć osób na imprezę Sophie Sage — oznajmiłam wielkiemu, groźnemu bramkarzowi stojącemu za aksamitnym sznurem.

Facet był cały ubrany na czarno, a jego wargi wykrzywiał przyrośnięty już na stałe grymas, ale zakładałam, że to efekt uboczny wykonywanej pracy. W każdy piątek i sobotę miał pilnować tego, by klub wypełnił się imprezowiczami, którzy będą dobrze się bawić, a równocześnie nie będą się zachowywać, jakby byli totalnymi dupkami.

Jasne, to może nie brzmi jak coś trudnego, ale wystarczy postać w niekończącej się kolejce przed klubem — na domiar złego na dotkliwym mrozie w środku lutego — zaledwie przez pięć minut z ludźmi wołającymi i krzyczącymi w stronę ochroniarzy, by przekonać się, że absolutnie nie ma w tym nic łatwego. Przede wszystkim bramkarzowi płaci się za znoszenie obelg i kontakt z roszczeniowymi, pijanymi idiotami. Przez całą noc. Dodajmy to tego zalew pryszczatych nastolatków z fałszywymi dowodzikami i kartami kredytowymi podebranymi nieświadomym rodzicom i dochodzisz do wniosku, że prędzej natarłabyś sobie gałki oczne pokrzywą, niż zamieniłabyś się z bramkarzem.

Spojrzał na swoją listę, a potem z powrotem na mnie.

— Zakładam, że Sophie to ty?

— Zgadza się. Ja jestem nią, a ona jest mną — odpowiedziałam nieco nieskładnie, starając się opanować szczękanie zębami. Mój oddech zawisł na kilka sekund w powietrzu i włożyłam ręce głębiej w zakamarki sztucznego futra, by drżenie nie dotarło aż do kolan.

Przeniósł wzrok na moje towarzyszki, na moją bliźniaczkę Belle, starszą siostrę Katelynn, a następnie na resztę naszej niewielkiej grupki, do której wliczało się siedem najlepszych koleżanek Belle — Laura, Tasha, Kirsten, Jackie, Tonya, Bri i Devon.

Wszystkie one albo studiowały z Belle na Uniwersytecie Nowego Jorku, albo pracowały z nią w Agencji Modelek MK. Niektóre znałam lepiej niż inne, bo spędzałyśmy z Belle razem mnóstwo czasu, ale one i tak kwalifikowały się bardziej jako jej osoby towarzyszące niż moje.

— Która jest przyszłą panną młodą?

— To będzie ta tutaj ślicznotka z szarfą — odpowiedziałam i cofnęłam się, by objąć moją bliźniaczkę ramieniem.

Belle uśmiechnęła się, a reszta naszej, już leciutko zawianej, grupki zrobiła hałas, który sprawił, że siostra ze wstydu schowała twarz w moje ramię.

Zachichotałam i uścisnęłam ją wspierająco.

Podczas tego fantastycznego wieczoru panieńskiego, który zaplanowałam dla siostry, nasza ekipa bawiła się jak nigdy dotąd i była na najlepszej drodze do zalania w pestkę, jak również gotowa na czwarty i ostatni punkt programu w jednym z najgorętszych nowych lokali w Nowym Jorku, Club Craze.

— Cze… czekajcie! Wy dwie jesteście… — zaczął bramkarz i natychmiast rozpoznałam słowa, które nieodmiennie pojawiały się przed tym, co wszyscy mówili, gdy zobaczyli razem Belle i mnie.

— Bliźniaczkami jednojajowymi — dopowiedziałam za niego z szerokim uśmiechem na twarzy. — Jesteśmy ciemnowłosymi odpowiedniczkami sióstr Olsen.

Belle prychnęła.

— Ale nigdy nie spotkałyśmy wujka Jessego. I nie zdziwaczałyśmy po tym, jak dorosłyśmy.

Miałam ochotę przewrócić oczami za nas obie, bo miałyśmy to już przećwiczone i powtarzałyśmy ten tekst średnio co godzinę, ale reakcja bramkarza przyćmiła moją wewnętrzną walkę z potrzebą samodeprecjacji. Nie wiem, czy ten gość nigdy nie widział na żywo bliźniaczek jednojajowych, ale po prostu patrzył to na mnie, to na Belle, jakbyśmy były dwiema kosmitkami, które właśnie wysiadły z UFO. Może mamy zielone oczy, ale na pewno nie twarze. Przynajmniej jeszcze nie. Jeszcze kilka godzin picia i kto wie, kto wie…

Na szczęście gdy Tonya bezwstydnie zaoferowała zaprezentowanie mu swoich imponujących balonów — jeśli tylko wpuści nas do środka, zanim zupełnie zamarzną i zamienią się w cycki wiedźmy — skupił z powrotem uwagę na swojej liście i grymas na jego twarzy nieomal zamienił się w uśmiech.

— Na razie jeszcze musicie pozostać ubrane — powiedział i potrząsnął głową. — Ale gdy już znajdziecie się w środku i zostaniecie odprowadzone do waszej prywatnej sali dla VIP-ów… — Puścił oczko do Tonyi. — Wtedy możecie się bawić tak, jak tylko będziecie miały ochotę. — Oblizał wargi i wymamrotał sam do siebie: — Na serio muszę pomyśleć, czy nie warto byłoby poprosić o zmianę stanowiska.

Tonya roześmiała się i wspięła na palce, by dać mu w policzek pijanego całusa.

— Prywatna sala dla VIP-ów? — wyszeptała mi do ucha Belle, najwyraźniej zbyt spanikowana, by skupić uwagę na odcinku Kawalera do wzięcia: Edycja specjalna, bramkarz w klubie, który rozgrywał się wprost na naszych oczach.

Oderwałam wzrok od akcji, by uspokoić ją mrugnięciem i uściskiem ramienia, a gdy z powrotem się odwróciłam, nasz uprzednio nieporuszony bramkarz rozpinał właśnie atłasowy sznur i wpuszczał nas do środka, zadowolony z wybryków Tonyi.

Trochę żałowałam, że nie zobaczyłam wszystkiego, ale alleluja! Poczułam falę ciepła ze środka klubu.

— Bawcie się dobrze, panie.

— Żebyś wiedział! — zawołała wesoło Kirsten i objęła ramiona Laury i Bri. — Najpierw drinki, potem tańce!

Katelynn dyskretnie wsunęła dwudziestodolarówkę do przedniej kieszeni koszuli bramkarza i poklepała go po piersi.

— Pamiętaj o tym i o zderzakach Tonyi później, gdy będziesz musiał siłą wyprowadzać którąś z tych wariatek ze swojego klubu.

Po tym pozwolił już sobie na pełnoprawny uśmiech, a ja ujęłam dłoń Belle.

— Lecimy, siostrzyczko! Czas na wielki finał twojego wieczoru panieńskiego!

Gdy przekroczyłam wielkie drzwi, poczułam gorące powietrze na twarzy i westchnęłam z ulgą.

Dzięki bogom.

Szybki rytm muzyki house stawał się coraz głośniejszy, gdy szliśmy wzdłuż dyskretnie oświetlonego korytarza, prowadzącego w głąb klubu. Im głębiej wchodziliśmy, tym bardziej muzyka wypełniała mi uszy i tym odważniej zawiane dziewczyny idące przede mną kołysały biodrami i głośno wyrażały entuzjazm.

Club Craze aż cały podskakiwał, a przecież nawet nie był jeszcze oficjalnie otwarty. Do licha, to była dopiero rozgrzewka przed otwarciem. Znalazłyśmy się tu tylko dlatego, że po usłyszeniu o rychłym rozpoczęciu przez nich działalności weszłam na ich stronę, by znaleźć coś potrzebnego mi do pracy, i zobaczyłam ogłoszenie zachęcające do zorganizowania prywatnej imprezy. Nawet nie myślałam, że zostaniemy wybrane, ale właśnie tak się stało.

Miałam tylko nadzieję, że klub sprosta rozbuchanym oczekiwaniom.

Gdy doszliśmy do końca, otworzyła się przed nami wielka, otwarta przestrzeń, wypełniona masą imprezowiczów, a śliczna blondynka ubrana w obcisły, całkowicie czarny kostium przywitała nas drapieżnym uśmiechem.

Żeby w ogóle usłyszeć cokolwiek w tym pandemonium, przepchnęłam się na front naszej wesołej grupki i pochyliłam do niej, gdy mówiła:

— Jeśli pójdziecie za mną, dziewczyny, to zaprowadzę was do waszej prywatnej sali dla VIP-ów.

Ewidentnie bramkarze uprzedzili ją o tym, że się pojawimy. Dałam znak reszcie, żeby szły za nią. Policzyłam starannie wszystkie i przepuściłam je przodem, tak by żadna się nie zagubiła. Ruszyłam za nimi, gdy nagle ktoś złapał mnie za tył płaszcza i pociągnął w drugą stronę.

— Co u dia… — pisnęłam z wdziękiem zarzynanego kota. Nic to oczywiście nie dało, bo muzyka była tak głośna, że moje imprezowe koleżanki pewnie by się nie zorientowały, nawet gdyby za ich plecami wybuchła bomba.

Potknęłam się i omal nie upadłam, a gdy usiłowałam utrzymać się na nogach, jedynym, co powstrzymało u mnie wybuch paniki, było to, że napastnik pachniał perfumami mojej siostry.

Zanim się zorientowałam, Belle zaciągnęła mnie do zamykanej damskiej toalety. W momencie gdy drzwi się za nami zatrzasnęły, zablokowała je tak, by nikt inny nie mógł wejść do środka.

— Soph, nie mogę tego zrobić — wyszeptała ostro do mojego ucha, po czym cofnęła się w stronę umywalek i luster.

— O czym ty mówisz?

Kręciła głową.

— Nie mogę tego zrobić.

— Nie możesz czego zrobić?

— Wiem, że mówiłam, że chcę wieczoru panieńskiego z pełnym wykopem, ale mam już dość.

Uniosłam głowę zaskoczona.

— Co to znaczy, że masz już dość?

— To znaczy tyle, że mam już dość! Nie pozwolę, by jakiś nasmarowany oliwką striptizer odstawił mi prywatny taniec na oczach wszystkich!

Mrugnęłam kilkakrotnie, otworzyłam i zamknęłam usta jak ryba, podniosłam palec, by dać znać, że coś powiem, po czym go opuściłam. Co to, do diabła tasmańskiego, ma znaczyć?

— Sophie. — Podeszła i złapała mnie za ramiona. — Ja nie żartuję. Jeśli będę musiała siedzieć w prywatnej salce, a wszystkie moje kumpele będą patrzeć, jak jakiś gość ociera się fiutem o moje nogi, to chyba mi puszczą zwieracze. Albo dostanę ataku serca. Albo udaru. Albo…

— Belle — przerwałam jej, zanim doszłoby do ataku paniki. — Weź głęboki oddech. Uspokój się.

— Uspokój się? — powtórzyła moje słowa z szeroko otwartymi oczami, w których iskrzyło się szaleństwo. — Nie mogę się uspokoić! Za chwilę wszyscy w tym durnym pokoju dla VIP-ów, który wynajęłaś, będą patrzeć, jak ociera się o mnie striptizer. Nie mam ochoty być ludzką poduszką i nie chcę, żeby wykonywał przy mnie ruchy frykcyjne czy co tam. Nie dam rady. Nie mogę.

— O ile się orientuję, poprawne politycznie określenie to tancerz egzotyczny i to nie polega na tym, że spuści ci się do pępka. Takie rzeczy tylko dla chętnych na zapleczu.

— Sophie, to nie jest moment na sprośne uwagi.

Prychnęłam.

— Słuchaj, nie chcę tu wyjść na wredną babę, ale wydaje mi się, że powinnam ci przypomnieć, że to ty powiedziałaś, że właśnie tego chcesz. Właściwie pamiętam to słowo w słowo. — Zmieniłam ton głosu, by ją naśladować i powtórzyłam jej dokładnie: — Chcę zaszaleć, Sophie! Załatw to! To moje ostatnie hurra!

— Wiem! — Wyrzuciła obie ręce w górę. — No wiem. Myślałam, że tego chcę. Ale nie chcę. Chcę tylko wrócić do domu i żeby John wymasował mi stopy.

— Belle. — Byłam zszokowana do tego stopnia, że aż się roześmiałam. — Kochanie, nie możesz teraz wrócić do domu. Wszyscy tu przyszli, by z tobą świętować, a nasza limuzyna z kierowcą nie pojawi się przez najbliższe trzy godziny. Poza tym jestem przekonana, że Tonya zdrowo by się wkurzyła, gdyby nie dostała okazji do wykorzystania wszystkich dolarówek, które ze sobą dziś przyniosła. Widziałaś w limuzynie, ile tego miała. Ze trzy setki upchnięte w rowku między piersiami.

Belle westchnęła ciężko i przeczesała ciemne włosy palcami. Była wzburzona. Zdenerwowana. Ale docierało do niej to, co mówiłam. Przynajmniej wydawało mi się, że tak jest.

— Zupełnie nie masz się czego obawiać. Po pierwsze, wyglądasz świetnie. — Powiedziałam to, ujmując ją za ramiona i obracając do lustra tak, by mogła w nim zobaczyć swoje odbicie. — Po drugie, nikt cię nie osądza. Wszyscy tutaj chcą tylko dobrze się bawić. I tyle. Przecież nie zapłaciłam tancerzowi egzotycznemu, żeby postarał się dla ciebie o szczęśliwe zakończenie za pomocą penisa. Tylko taniec, przysięgam — namawiałam, próbując wpłynąć na jej rozchwiane emocje i trochę ją uspokoić, ale nie potrafiła się nawet uśmiechnąć w odpowiedzi.

Z nas dwu to moja siostra jest introwertyczką, a ja mam bardziej ekstrawertyczną osobowość. Pewnie właśnie dlatego ja zawodowo zajmuję się planowaniem imprez, a ona wyszukuje modelki do obsługi tych imprez. Nigdy nie lubiła być w centrum uwagi i zawsze lepiej się czuła, siedząc w kąciku cicho jak trusia, a nie w samym środku pokoju, pod obstrzałem spojrzeń. Nie znaczy to, że wśród ludzi, z którymi czuje się komfortowo, nie potrafi nic powiedzieć — wobec Katelynn, swojego narzeczonego Johna i wobec mnie potrafi być bezlitośnie szczera — ale gdy w grę wchodzą koleżanki i jakiś kompletnie obcy facet? Można zapomnieć o jej śmiałości.

Nie zliczę, ile razy, w czasach gdy dorastałyśmy, musiałam prowadzić za nią prezentacje w szkole, bo nauczyciele i tak nas nie rozróżniali, a lęki społeczne Belle wywoływały u niej ból brzucha.

Był to zresztą główny powód, dla którego wielokrotnie upewniałam się, że na pewno chce mieć tego rodzaju wieczorek panieński. Taki, na którym to ona będzie w centrum uwagi tych wszystkich ludzi, podczas którego odwiedzimy kilka gorących nowojorskich lokali i który skończy się na scenie z seksownym tancerzem egzotycznym z Club Craze.

I choć Belle wielokrotnie mnie zapewniała, że tak, dokładnie o tym marzy, pewnie powinnam była przewidzieć, jak ostatecznie potoczy się ten wieczór. W końcu znałam ją przez całe swoje życie i naturalnie to pasowało do niej o wiele bardziej niż stwierdzenie „po prostu chcę zaszaleć”.

Szczerze mówiąc, w takiej chwili podziękowałam opatrzności, że razem z Johnem postanowili, że ich ślub będzie skromny i tylko dla wąskiej grupy gości. Dać czadu podczas wieczoru panieńskiego to jedno, ale w dniu ślubu? Wielki znak STOP.

Napotkałam spojrzenie jej szmaragdowych oczu w odbiciu w lustrze, ale gdy przechyliła głowę w bok i zaczęła bębnić palcami po policzku w sposób, jaki widziałam już tysiące razy, zmarszczyłam brew.

— Dlaczego tak na mnie spoglądasz?

Wzruszyła ramionami, ale na jej ustach pojawił się diaboliczny uśmiech.

— Co ty knujesz?

Uśmiechnęła się tak szeroko, że jej umalowane czerwoną szminką wargi wydawały się wręcz okalać głowę.

— Naprawdę zależy ci na tym, żebym się dobrze bawiła na moim wieczorze panieńskim?

Przewróciłam oczami. Cóż to w ogóle za pytanie?

— No pewnie!

— Czyli naprawdę, naprawdę tego chcesz i jesteś gotowa na wszystko, by to osiągnąć?

Zmrużyłam powieki i spojrzałam na jej odbicie.

— Wziąwszy pod uwagę to, że za darmo zapewniłam ci moje absurdalnie drogie usługi w kwestii organizowania imprez i poświęciłam całe tygodnie na zaplanowanie tej nocy, byłabym skłonna powiedzieć, że tak, a i owszem.

— Fantastycznie! — odpowiedziała Belle i zaczęła zdejmować swoją czarną marynarkę oraz białą szarfę panny młodej, a następnie rozpięła zamek swojej krótkiej sukienki ze srebrnych cekinów.

— Czekaj… co ty wyrabiasz? — zapytałam i odwróciłam głowę od lustra, by spojrzeć bezpośrednio na nią.

— To, co muszę, żeby przeżyć do rana podczas mojego wieczoru panieńskiego.

Zmarszczyłam brew, ale zignorowała moje zdziwienie i wepchnęła mi w ręce swoje ciuchy oraz szarfę.

— Zamień się ze mną — oświadczyła i zsunęła szpilki. — Przez resztę wieczoru ty będziesz panną młodą, a ja druhną i organizatorką tej imprezy.

— Belle — usiłowałam zaprotestować i potrząsnęłam głową. — Nic z tego.

— Sophie — zaczęła, wyślizgując się całkowicie z sukienki tak, że stała już przede mną w tej łazience w samych majtkach i staniku. — Owszem.

— To jak koszmar z powrotem do szkoły średniej — wymamrotałam i westchnęłam głęboko. — Belle, mamy po dwadzieścia osiem lat, nie sądzisz, że jesteśmy już trochę za stare, żeby na twoim pieprzonym wieczorze panieńskim odstawiać numer z Nie wierzcie bliźniaczkom?

— Soph, jesteśmy bliźniaczkami, identycznymi — odparła i sama zaczęła zdejmować z moich ramion płaszczyk ze sztucznego futra. — Nikt nas nie rozróżni.

— Katelynn rozróżni.

— Katelynn jest zbyt zawiana, by robiło jej to różnicę. — Prychnęła i w wyczekującym geście wyciągnęła do mnie rękę z sukienką. — A teraz oddaj mi swoje ciuchy.

Spojrzałam na swoje ulubione spodnie w kant z wysokim stanem i jedwabistą bluzkę, a następnie na sukienkę, którą trzymała.

Można by pomyśleć, że skoro zawodowo zajmuję się organizowaniem imprez i ważnych wydarzeń, to będę w stanie tak zaplanować wieczorek panieński swojej siostry, że odbędzie się on bezstresowo, ale oto patrzyłam prosto w oczy wielkiej, pieprzonej komplikacji.

Gdy przez drzwi do łazienki zaczęło przebijać się pukanie, zorientowałam się, że muszę podjąć decyzję. I chociaż wcale nie planowałam, że tak potoczy się dzisiejszy wieczór, była tylko jedna rzecz, która mogła powstrzymać sytuację od wymknięcia się spod kontroli. Niech diabli porwą moją osobowość typu 9 według wykresu Enneagram, nakazującą mi iść innym na rękę.

— Masz szczęście, że cię kocham. — Wyrwałam jej z rąk sukienkę.

Belle rozpromieniła się jak rozpuszczony dzieciak, który właśnie dostał to, czego chciał. Tak właściwie to była takim dzieciakiem.

Na litość boską, co ja wyrabiam dla swojej siostry.

* * *

— Już czas, czas, aby przyszła panna młoda zajęła miejsce!

Światła w naszej prywatnej salce dla VIP-ów były przyciemnione i poprowadzono mnie w stronę krzesła stojącego pośrodku niewielkiego, ale niezatłoczonego pomieszczenia.

Gdy posadziłam już tyłek na miękkiej wyściółce siedziska, spróbowałam poprawić ciasno opinającą sukienkę Belle, ale nie miało to większego sensu. Spandex obszyty cekinami był sztywny i obcisły w niewłaściwych miejscach, wydawało mi się, że w każdej chwili sama mogę urządzić niechciany pokaz erotyczny. Dla kogoś z zewnątrz nasze ciała były niemal identyczne, podobnie jak nasze twarze, ale ja miałam trochę więcej ciałka na biuście i w tyłku, a w przypadku sukienki o takim kroju „trochę więcej” zdecydowanie miało znaczenie.

Na litość boską, jak na dziewczynę, która nienawidzi być w centrum uwagi, moja siostra zdecydowanie lubi się ubierać tak, by tę uwagę przyciągać.

Rzuciłam dyskretnie okiem na Belle, ale ta tylko zachichotała i uniosła w toaście kieliszek z szampanem.

— Zdrowie panny młodej!

Moja siostrunia była jednak małą zołzą.

Katelynn wraz z resztą grupy przyłączyła się do toastu, a ja miałam wielką ochotę pokazać Belle środkowy palec. Zagryzłam jednak zęby, żeby się na nią nie złościć, i celowo uświadomiłam sobie, że moja bliźniaczka, udając mnie tego wieczoru, wygląda na rozluźnioną i zadowoloną, a przecież właśnie taki był cel zorganizowania tej imprezy.

Postaranie się o to, by Belle dobrze się bawiła.

Nawet jeśli to oznaczało, że przez następną godzinę będę musiała uprawiać ocieractwo z jednym z tancerzy egzotycznych z Club Craze.

— Panie, chciałabym wam przedstawić naszego gościa, oto Jude! — Dziewczyna będąca naszą hostessą zaanonsowała w ten sposób następny punkt programu i otworzyła drzwi, za którymi znajdował się mężczyzna ubrany w czarne spodnie i białą koszulę z podwiniętymi na przedramionach rękawami.

Był wysoki, a ubranie wcale nie ukrywało pięknej muskulatury.

Z włosami w kolorze ciemnego blondu i lekkim zarostem na twarzy facet przypominał mi młodego Brada Pitta. Mówię tu o seksownym Bradzie z Podziemnego Kręgu skrzyżowanym z Bradem z Ocean’s Eleven tak, by powstał z tej mieszanki niewyobrażalnie seksowny superman.

— Dobry wieczór, paniom. — Błysnął zębami w seksownym uśmiechu, który trafił prosto we mnie, patrzącą na to wielkimi oczami. — Tak jak powiedziała Kelsie, mam na imię Jude i od tej chwili to do mnie należy zapewnienie wam dobrej zabawy.

Przysięgam, te oczy były błękitne jak cholerny ocean, a ich głębia po prostu hipnotyzująca. Czułam, że nie mogłabym oderwać od nich spojrzenia, nawet gdybym chciała.

O mamusiu.

Stałam tak całkowicie oszołomiona, aż wreszcie w ostatnim odruchu samoobrony zdołałam sformułować świadomą myśl. Wyrwałam się z niesamowitego, magnetycznego pola przyciągania jego oczu i podniosłam sprzeciw:

— Myślałam, że to będzie Maverick… — zaczęłam, ale zamilkłam, gdy uświadomiłam sobie swoją wpadkę. To zdecydowanie nie do mnie należało zadanie tego pytania, bo z technicznego punktu widzenia teraz byłam Belle i każdy element programu miał być dla mnie niespodzianką. Na szczęście żadna z moich koleżanek nie zwróciła na to uwagi. Były za bardzo zajęte pożeraniem wzrokiem Jude’a.

— Niestety Maverick doszedł do wniosku, że nie jest wystarczająco męski dla obecnych tu pięknych kobiet, więc ja musiałem wziąć sprawy w swoje ręce i go zastąpić. — Jude posłał nam oczko, a ja poczułam, że robi mi się słabo. Boże, ten tekst był tak bezgranicznie kiepski, że majtki spadają.

Nasza hostessa parsknęła i trąciła go łokciem w żebra, ale on tylko się roześmiał i ponownie skupił spojrzenie na mnie.

— Jak rozumiem, to jest nasza przepiękna panna młoda? — zapytał lekko chrapliwym głosem.

Przełknęłam głośno, starając się znaleźć jakieś słowa w ustach zupełnie wysuszonych, niczym u zwierzątka szukającego wody na pustyni. Po kilku chwilach jednak zrezygnowałam, bo pomimo tego, jak efektownie zadebiutowałam w roli mima, ruszył w moją stronę. Każdy jego krok był przemyślany i miał swój cel, a ja poczułam dreszcz przebiegający mi wzdłuż kręgosłupa.

— No pewnie, że to ona! — zawołała Tonya pełną piersią. — To jest nasza Belle!

Kirsten i Laura udawały, że muszą się powachlować, Katelynn się roześmiała. Belle obserwowała mnie sponad kieliszka szampana wielkimi, zafascynowanymi oczami.

Nagle długa ręka z odznaczającymi się na przedramionach żyłami sięgnęła w moją stronę, a Jude złapał za szarfę na mojej piersi i posłał mi diaboliczny uśmieszek.

— Gotowa na trochę zabawy?

O rany. Ani ten ruch, ani ten tekst nie były kiepskie. Wcale.

Kiwnęłam głową. Przełknęłam ślinę. Znowu kiwnęłam.

— Yyyhy.

A wtedy nachylił się do mnie i wyszeptał mi prosto do ucha:

— Zapnij pasy, piękna, bo mam zamiar zadbać o to, żebyś bawiła się tak cholernie dobrze, jak nigdy w życiu.

O mamma mia. W co, na Ala Yankovica, Belle mnie tym razem wpakowała?

Rozdział 2

Jude

Dokładnie we właściwym momencie Kelsie włączyła muzykę, którą wybrałem jakieś trzydzieści minut wcześniej na tło dla mnie jako Jude’a, tancerza egzotycznego. Po wysłuchaniu „lekcji” Mavericka na temat tego, jak zostać tancerzem egzotycznym w trzydzieści sekund lub mniej, Kelsie poprosiła, by to ona mogła być naszą hostessą, tak żeby zobaczyć, jak zaprezentuję się z drugiej strony barykady, jakby to był odcinek Kryptonimu szef. Nie byłem pewien, dlaczego się zgodziłem, ale bądźmy szczerzy, nie miałem kwalifikacji, by racjonalnie wyjaśniać, co w ogóle popchnęło mnie do przyjęcia takiego zakładu.

Robiłem, co mogłem, by ignorować obecność mojej pracownicy podglądaczki, ale gdy nie wyszła od razu, odstąpiłem od panny młodej, obróciłem się na pięcie i znacząco przewróciłem oczami do Kelsie, sugerując, by się zmyła, jeśli chce doczekać kolejnego paska z wypłatą.

Dopiero wtedy Kelsie wyszła, obawiając się takiego obrotu spraw, jednak na jej wargach cały czas utrzymywał się uśmiech, na co zareagowałem grymasem. Wziąłem głęboki oddech, aby ostatecznie wejść w rolę pozbawionego oporów tancerza imieniem Jude. Maverick mówił mi, że potrzebuję pseudonimu artystycznego, ale nie było mowy, żebym pozwolił, by te kobiety wołały na mnie „Fabio”, albo jakoś tak, i żebym za każdym okrzykiem zastanawiał się, czy to na pewno do mnie. Będą wołać „Jude”, dokładnie tak samo jak wszystkie kobiety, które biorę do łóżka, do cholery, dziękuję bardzo.

Pierwszy kawałek na liście to był jedyny i niepowtarzalny Pretty Ricky i gdy pokój wypełnił się pierwszymi nutami „Grind With Me”, uśmiechnąłem się drapieżnie sam do siebie. Szczerze mówiąc, gdyby nie to, że byłem tak zdeterminowany, by pokonać Mavericka na jego własnym polu, turlałbym się z tego wszystkiego ze śmiechu. W końcu gdy tego wieczoru szedłem do pracy, pomysł zabawy w striptizera nawet nie zaświtał mi w głowie.

Do diabła, gdyby moi trzej bracia dowiedzieli się, co tu wyprawiam, błagaliby te kobiety, by mnie nagrały, tak żeby móc potem nabijać się ze mnie przez kolejne pięćdziesiąt lat. Byłem też praktycznie pewny, że Ty trzymałby to nagranie pod ręką na wszelki wypadek, gdyby potrzebował mnie zaszantażować.

Normalnie spędzam weekendy, gawędząc z VIP-ami w klubie, który akurat jest promowany przez moją firmę, ale nie włączam się w ich normalną działalność. Jednak zakłady nie są mi obce, a mówiąc całkiem szczerze, nie potrafię się im oprzeć. Ryzyko, ekscytacja, opowieści o wyczynie, które wiążą się z podjęciem wyzwania, dają mi większego kopa niż jakikolwiek narkotyk.

Zawsze jestem gotowy na współzawodnictwo. I jutro Mav będzie musiał wyskakiwać z kasy, gdy okaże się, że potrafiłem uzbierać tego wieczoru o wiele więcej napiwków niż on.

Dziewczyny w prywatnej salce zaczęły ustawiać się w półokręgu dookoła siedzącej w środku przyszłej panny młodej i nie krępowały się piszczeć, głośno okazując ekscytację.

Odrobinę podgrzałem atmosferę, kręcąc biodrami do rytmu, i spróbowałem dodatkowo rozpalić koleżanki panny młodej, troszeczkę z nimi tańcząc i flirtując. Nie bawiłem się przy tym jednak w kontakt wzrokowy, zachowując moje spojrzenia dla głównej bohaterki wieczoru.

Była prześliczna, więc absolutnie mnie nie dziwiło, że jakiś naiwny pacan postanowił związać się z nią na całe życie, choć sam uważam, że małżeństwo to czysta głupota.

Kołysałem się, ruszałem biodrami i krążyłem wśród dziewczyn, ale gdy wysoka, głośna blondynka zaczęła zbyt odważnie pchać się z łapami, skrzywiłem się tylko i grzecznie się jej wymknąłem, by skupić całą uwagę na najważniejszej kobiecie w tym pomieszczeniu: przyszłej pannie młodej imieniem Belle.

Bez zwłoki przysunąłem się do niej, położyłem jej dłonie na udach i rozszerzyłem je szeroko, tak bym mógł się znaleźć pomiędzy nimi. Pisnęła, wcisnęła obie ręce między nogi, by się ode mnie odgrodzić, a jej piękne, szmaragdowe oczy zrobiły się wielkie, gdy napotkały moje zdecydowane spojrzenie.

Puściłem jej oczko i szepnąłem:

— Nie obawiaj się, śliczna. Nie będę podglądał.

Powoli rozpiąłem swoją białą koszulę, ani na chwilę nie odrywając od niej wzroku. Co ciekawe, wcale nie było to trudne.

Ta kobieta bez wątpienia była zjawiskowo piękna. Miała wielkie, zielone oczy, pełne, czerwone wargi i długie, ciemne rzęsy, za które większość przedstawicielek płci pięknej sprzedałaby duszę.

Stanowiła ucieleśnienie urody, nie mieściła się w normalnych standardach. Była po prostu… oszałamiająca. Kobieta, na którą po prostu nie sposób było spojrzeć tylko przelotnie.

W żadnym razie. Oderwanie od niej wzroku stanowiło prawdziwy wyczyn.

Ponadto, za fasadą urody dostrzegało się coś tajemniczego i intrygującego. Wyobraziłem sobie, że to oznaczało, że ma rozmaite sprośne, seksowne sekrety, o których nikomu jeszcze nie mówiła, ale umiera z pragnienia, by znaleźć kogoś, z kim mogłaby się nimi podzielić.

Pretty Ricky śpiewał o tym, żeby się nie śpieszyć, i gdy już wszystkie guziki mojej koszuli były rozpięte, zsunąłem ją ze swojego torsu i przerzuciłem nad jej głową, tak że opadła na oparcie krzesła. Szybko zawiązałem rękawy w luźny węzeł na piersi dziewczyny, krępując jej ręce do boków. Było to raczej komiczne, zważywszy, że już w zasadzie sama siedziała na swoich dłoniach, ale z pewnością zrobiło wrażenie na otaczającym nas stadku kobiet.

Gdy zaczęły głośno i entuzjastycznie reagować na pomysł przywiązania ich koleżanki do krzesła, równocześnie w powietrzu zrobiło się gęsto od jednodolarówek.

Piękna bogini na krześle przede mną zamrugała gwałtownie i roześmiała się, przygryzając dolną wargę w najseksowniejszy możliwy sposób. Była w niej mieszanina nerwów, zawstydzenia oraz podniecenia i mogłem się założyć, że nie byłem tu jedyną osobą, która po raz pierwszy w życiu miała kontakt z tańcem egzotycznym.

Odpowiedziałem jej uśmiechem, przeciągając czubkiem języka po górnej wardze w nadziei, że pokaże mi coś nowego. Opłaciło się, bo jej oczy się zaokrągliły, a żyłka na szyi zaczęła szybko pulsować.

Cholera. Zanim się zorientowałem, zacząłem się zastanawiać, jak wygląda, gdy uprawia seks.

Czy jest całkowicie bezwstydna? A może uroczo nieśmiała? Czy jej jęki są głośne i niekontrolowane, czy ciche jak szept?

Do diabła. Raczej nie powinienem zapuszczać się myślami w takie rejony. W końcu ona jest czyjąś narzeczoną, a nie singielką, która nikomu nic nie przyrzekała. Jednak w jakiś sposób dzięki temu ta zabawa była jeszcze ciekawsza. Żadnej presji względem wezbranych uczuć, żadnego ryzyka, że za bardzo się przywiąże i trudno będzie się jej pozbyć, żadnego stresu związanego z tym, że się ją wystraszy zbytnią nachalnością. Ostatecznie pewnego rodzaju nachalność była podstawowym elementem tej całej zabawy.

Uśmiechnąłem się na myśl o tym, że będę się z nią bawił, droczył, że będę ją prowokował.

Nigdy nie byłem fanem wiązania się na dłużej, ale nie zrozumcie mnie źle, nie jestem też osobą, która nie szanuje przyrzeczeń złożonych przez innych. Istnieje jednak olbrzymia różnica pomiędzy zaciągnięciem oficjalnie zaręczonej kobiety do łóżka, a sprawieniem, by o takim rozwoju sytuacji marzyła.

Poruszałem biodrami w rytm muzyki, powoli, uwodzicielsko, i nie umknęło mojej uwadze, że Belle wstrzymywała oddech o sekundę lub dwie dłużej, niż powinna.

To cholerna szkoda, że ta dziewczyna za moment będzie czyjąś żoną…

Oczywiście szkoda dotyczyła mnie, a nie faceta, za którego miała wyjść. Byłem całkowicie przekonany, że ona i ja w pościeli dokonywalibyśmy istnych cudów.

Gdy z głośników popłynął głos Lenny’ego Kravitza śpiewającego „American Woman”, dziewczyny w pomieszczeniu po prostu się rozpłynęły.

Dokładnie. Wiedziałem, że ta piosenka zrobi robotę.

Spojrzałem na przyszłą pannę młodą, uniosłem brew i zacząłem rozpinać spodnie. Zacisnęła mocno powieki i byłem przekonany, że gdyby nie była skrępowana moją koszulą, zasłoniłaby oczy dłońmi.

Maverick wyśmiał mnie, gdy odmówiłem założenia jednego z jego absurdalnych męskich bikini i nasmarowania mięśni oliwką, ale ja żywiłem przekonanie, że pozostanie w wersji au naturel, bez dziwacznej stylizacji, było o wiele seksowniejsze. Kobiety lubią silnych mężczyzn. Prawdziwych mężczyzn. Nie nasmarowanych oliwką błaznów.

Zakręciłem lekko biodrami, zsuwając spodnie i odsłaniając moje ulubione czarne bokserki od Calvina Kleina, i w ciągu kilku sekund poczułem, jak za ich gumkę trafiają jednodolarówki, a w pomieszczeniu rozlegają się rozentuzjazmowane okrzyki.

— O tak, właśnie tak!

— Taaak! Zdejmuj je!

— Tak ci teraz zazdroszczę, Belly!

— Pokaż nam klejnoty!

Parsknąłem, słysząc to ostatnie, rozplątałem supeł na piersi Belle i pochyliłem się, by szepnąć jej do ucha:

— Obejmij mnie nogami w pasie, piękna. Czas dać przedstawienie dla koleżanek.

Gwałtownie wciągnęła powietrze, gdy uniosłem ją z krzesła i przeniosłem na niewielkie podwyższenie w kącie. Obróciłem ją do góry nogami, położyłem na podłodze, rozszerzyłem nogi i zrobiłem między nimi stójkę na rękach. Znalazłem się nad nią, a ona pisnęła, zaś pozostałe kobiety krzyknęły, gdy pochyliłem głowę między jej nogami, uważając by jej nie dotknąć, i… dmuchnąłem.

Zadygotała mocno, naprawdę cholernie mocno, a serce podskoczyło mi w piersi. Czy ona właśnie…?

Jasny szlag.

Rozdział 3

Sophie

Woda była zimna i podrażniała moją rozpaloną skórę, ale spryskałam twarz ponownie i pochyliłam się nad umywalką w łazience Club Craze. Co tam makijaż, wydawało mi się, że twarz mi płonie. Belle była w jednej z kabin, szczęśliwa jak dziecko, i to oczywiście powinno mnie tylko cieszyć. Problem leżał jednak w tym, że to jej zadowolenie przyszło moim kosztem, bo moja reputacja została oficjalnie zrujnowana.

Powiedzcie mi… Czy jakkolwiek da się podnieść po tak wstydliwej przygodzie, jak publiczne — choć, jak sądzę, dość dyskretne — szczytowanie podczas tańca striptizera, którego wynajęłam dla swojej siostry?

Bo jeśli nie, to nawet nie będę opowiadać o tym psychoterapeutce na naszym następnym spotkaniu.

— O mój Boże! — zawołała Belle z kabiny, balansując w moich szpilkach podczas próby wysikania się bez siadania na toalecie. Jeśli nasika na moją jedyną parę butów od Jimmy’ego Choo, zmyję jej głowę. — Widziałaś tego gościa? Obrócił cię na drugą stronę i zrobił ci dzidziusia przez sukienkę, przysięgam na wszystkie świętości.

— No, nie przeoczyłam — odpowiedziałam ironicznie, bo odpowiedź była oczywista. Choć tak naprawdę niczego nie widziałam. Czułam bijący od niego żar i bicie jego serca, czułam też nieodparcie oszałamiający zapach wody kolońskiej. Czułam, jak napinają mi się mięśnie, gdy obracał moim ciałem w lewo, w prawo, na boki i do góry nogami, równocześnie jakimś cudem sprawiając, że bez wychodzenia z absurdalnej roli striptizera pozostawał seksowny.

Jedyny moment, w którym coś widziałam, nastąpił podczas mojego pozazmysłowego doświadczenia, kiedy pochylił się nade mną w pozycji sześćdziesiąt dziewięć i wysłał prosto do czyśćca. Byłam tam, unosząc się pod sufitem jak Mary, pieprzona, Poppins z dzieciakami, gdy lecieli na herbatkę z szalonym panem, i zastanawiałam się, czy to naprawdę moja twarz pod jego imponującym kroczem, czy tylko śnię.

A potem oczywiście musiałam dostać cholernego orgazmu, jak nastolatek w środku mokrego snu.

Ponownie potrząsnęłam głową, by pozbyć się natłoku myśli, dziękując przy tym opatrzności, że jakkolwiek straszna by była ta sytuacja, to przynajmniej jestem kobietą. Nie miałam wzwodu. Nie miałam wytrysku. Jedyne, co mi się przytrafiło, to gwałtowny spazm i para mokrych majteczek.

— Przysięgam, obracał tobą jak szmacianą lalką!

— Tak, Sophie — odpowiedziałam, z naciskiem powtarzając swoje imię zamiast jej, na wypadek gdyby pijane dziewczyny z naszej grupy przypadkiem trafiły do którejś z kabin, podczas gdy ja próbowałam pozbierać się po emocjonalnym załamaniu. — Jestem całkowicie świadoma tego, co wyprawiał ze mną Jude, Magiczny Tancerz, dziękuję bardzo.

Belle spuściła wodę i otworzyła do środka drzwi kabiny, wytaczając się na otwartą przestrzeń. Nie potrafiła powstrzymać histerycznej wesołości wywołanej moim nawiązaniem do Puffa, Magicznego Smoka, jednej z ulubionych dziecięcych piosenek, która została zrujnowana przez cynicznych dorosłych.

Cieszyłam się tym, że dobrze się bawiła, ale no kurde. Wciąż się trzęsłam. A gdy upewniłam się, że nie było z nami w łazience żadnej z dziewczyn z naszej grupy, zderzyłam ją z brutalną rzeczywistością.

— Masz u mnie za to gigantyczny dług. — Udawanie bycia panną młodą na wieczorze panieńskim siostry, gdy nawet się z nikim nie spotykam, z całą pewnością było czymś, co doktor Winters nazwałaby „krokiem w tył”.

— Wiem, że mam u ciebie dług, naprawdę, ale ja bym w tej sytuacji umarła, wiesz? Zdajesz sobie sprawę, że to by mnie kosztowało życie? A gdybym kopnęła w kalendarz, to nie byłoby ci tak łatwo korzystać z mojej karty Costco, prawda?

Prychnęłam.

— No dobra. Ale możemy się już zamienić? Nie chciałabyś reszty wieczoru spędzić jednak jako panna młoda?

Belle niemal gwałtownie pokręciła głową i stanęła przed umywalką, by umyć ręce. Machała nimi chaotycznie pod kranem, próbując włączyć fotokomórkę, ale sprzęt odmawiał współpracy. Pochyliłam się i przeciągnęłam dłonią, uruchamiając strumień wody.

Z jakiegoś powodu zawsze miała z tym problemy.

— Nie ma mowy. Świetnie się dzisiaj bawiłam, ale nie zdawałam sobie sprawy, o ile fajniej jest, gdy nikt nie zwraca na mnie uwagi! Bycie druhną to moja wymarzona rola, teraz, gdy wiem, jaka to jest frajda, nie ma już powrotu do przeszłości.

— Czy ty jesteś poważna? — odwarknęłam.

— Proooszę! — błagała, udając dziecko. — Wiem, że dla ciebie to nie jest idealna sytuacja, ale bardzo, bardzo ładnie cię proszę, zrobisz to dla mnie? Przez następne pół roku będę dla ciebie piekła tyle ciastek, babeczek i ciast, ile tylko zapragniesz.

Moja siostra była boginią pieczenia i wiedziała, że takiej oferty nie będę w stanie odrzucić.

— Dobra — powiedziałam przez zaciśnięte zęby. — Ale na twoim miejscu w coś bym zainwestowała, żeby mieć na mąkę, masło, cukier i całą resztę, bo będziesz dla mnie tyrać jak w przemysłowej piekarni.

— Cokolwiek zechcesz. John naprawdę zna się na inwestowaniu, więc zwalę to na niego.

Roześmiałam się z tego, jak poważnie to powiedziała, mocno już wstawiona — trudno było się nie roześmiać — i ostatecznie uścisnęłam ją mocno, tak by móc wyszeptać jej do ucha:

— Kocham cię, Bells. Ale równocześnie cholernie cię teraz nie znoszę.

Pokiwała głową.

— Tak to już jest z siostrami Sage.

— Cóż, z dwoma z trzech — poprawiłam ją, wiedząc, że z naszej trójki Katelynn jest najmniej skłonna do uczestniczenia w dramatach. Starsza od nas o pięć lat zawsze była bardziej „komisją dyscyplinarną” niż uczestnikiem procesu, gdy między siostrami Sage dochodziło do kłótni.

— To prawda — zgodziła się ze mną Belle. — Byłam serio zaskoczona tym, jak bardzo Kate dziś się zalała. To jakby spuścić stateczną matronę z łańcucha.

Przewróciłam oczami.

— I kto to mówi! Jesteś bardziej pijana niż ona.

— Taaak, ale to mój wieczór panieński — oświadczyła.

Natychmiast pokręciłam głową i przywołałam na twarz udawany uśmiech.

— Nic z tego. Już nie. Dzięki tobie rola królowej tego wieczoru należy do mnie.

Rozdział 4

Jude

Niezależnie od tego, co się działo, nie potrafiłem pozbyć się wspomnienia chwili, jak szczytowała pode mną przyszła panna młoda. Jakkolwiek utalentowany byłbym w tej materii, nigdy dotąd nie doprowadziłem kobiety do orgazmu, nie dotykając nawet jej cipki, i fala satysfakcji oraz siły, jaka się z tym wiązała, była nadzwyczaj emocjonująca.

Z tym, że tu nie chodziło o przypadkową kobietę — chodziło o przyszłą pannę młodą podczas wieczoru panieńskiego, na którym odgrywałem rolę tancerza egzotycznego w wyniku głupiego pieprzonego zakładu.

I najwyraźniej, jak zdałem sobie sprawę, stojąc przed lustrem w garderobie i z siłą superbohatera opierając się rękami o toaletkę, nie miałem pomysłu, jak poradzić sobie z tym, co działo się w mojej głowie.

Nie mogłem zrobić kolejnego kroku, na przykład zabrać jej dziś do siebie, ale choć bardzo się starałem, nie mogłem też po prostu o niej zapomnieć.

Drzwi do garderoby otworzone z impetem odbiły się głośno od ściany, na chwilę wpuszczając do środka głośne basy muzyki puszczanej przez DJ-a. Odwróciłem głowę, by zobaczyć, kto to, ale gdy napotkałem pełne satysfakcji spojrzenie Mavericka, od razu tego pożałowałem.

— O rany, Jude, tylko mi nie mów, że ci nie poszło — zaczął z miejsca o wiele bardziej podekscytowany, niż powinien być. Ewidentnie wziął mój stres za przejaw tego, że coś nie udało się podczas występu i będąc takim, jaki był, a mówiąc szczerze, ja też taki byłem, nie czekał, by ponapawać się moją porażką. — Czyżby paniom nie spodobało się to, co miałeś im do zaoferowania?

Uniosłem głowę i na chwilę przymknąłem oczy, po czym odwróciłem się na pięcie i stanąłem z nim twarzą w twarz, splatając ręce na piersiach i opierając się o brzeg toaletki.

— Było w porządku — usłyszałem swoje własne słowa, które sugerowały zdecydowanie zaniżoną ocenę. Jednak ujawnienie tego, co zaszło, bez pozwolenia panny młodej wydawało mi się nieodpowiednie, szczególnie ujawnienie tego komuś, kto lubi kłapać dziobem tak jak Mav. Choć gdybym to zrobił, to przynajmniej na chwilę by go zatkało, o ile w ogóle byłby w stanie mi uwierzyć.

O wiele prościej było się przyznać, że zawaliłem, niż wytłumaczyć zawiłą sytuację, jaka powstała wskutek tego, co naprawdę zaszło.

Oczywiście problemem pozostawało w takim przypadku moje ego.

Ja pieprzę, nie chcę przegrać tego zakładu, skoro faktycznie byłem niesamowity pod każdym względem.

Nie potrafiłem też jednak zdobyć się na to, by mu to udowodnić. Chyba Maverick zatrzyma tę stówę, którą ze mną przegrał.

— Zawaliłeś, stary. Widzę to wyraźnie na twojej twarzy! — Praktycznie to wykrzyczał, przechodząc przez pokój, by poklepać mnie po plecach. Pomyślałem, że jeszcze jedno takie klepnięcie, a wyrzygam mu wszystko na temat tego, co naprawdę miało miejsce w salce dla VIP-ów. Mocnymi słowami.

— Nie zawaliłem — zacząłem się bronić, zagryzając zęby, żeby zmusić się do powiedzenia prawdy. Nie wiedziałem, co się nagle ze mną stało i dlaczego zrobiła się ze mnie taka cipka, ale wcale mi się to nie podobało. — Jednak nie miałem doświadczenia w twoim fachu i widać było, że brakowało mi profesjonalizmu.

Bo jestem przekonany, że doprowadzenie kobiety do orgazmu podczas tańca erotycznego nie jest szczególnie profesjonalne i nie znajduje się w podręczniku dla tancerzy ani w oficjalnych materiałach szkoleniowych.

— No mówiłem — triumfował roześmiany. Uderzył pięścią w szafkę. Rozpostarł szeroko ręce, poruszył bezwstydnie mięśniami i oświadczył: — Nie każdy może być tak dobry jak ja, chłopie. To fizycznie niemożliwe.

Jakoś udało mi się potwierdzić skinieniem, choć kark miałem tak napięty, że czułem się, jakby za chwilę miał pęknąć.

— Cóż, w takim razie wygląda na to, że jesteśmy kwita, jeśli chodzi o kasę, co? — powiedział uśmiechnięty od ucha do ucha. — Szkoda, że musiałeś się w to wpakować, ale chyba było ci to pisane. Jude Winslow nigdy nie odrzuca zakładu.

Miał rację. Do tej chwili w moim życiu byłem gotów przyznać, że w żaden sposób nie potrafię kontrolować impulsywnych działań potencjalnie prowadzących do krótkiego przypływu adrenaliny czy natychmiastowej gratyfikacji.

Jakim cudem zatem udało mi się ugryźć się w język i nie opowiedzieć mu o tym, jaki tak naprawdę dobry jestem w jego robocie?

* * *

Przebrany w swoje normalne ciuchy stanąłem przy oknie za budką DJ-a w biurze na piętrze i patrzyłem na nowojorczyków i turystów tłoczących się na parkiecie. Nastrój był dobry, wibracje pozytywne i widać było, że Club Craze okazał się hitem wśród pięknych i młodych.

Światła stroboskopowe we wszystkich kolorach tęczy omiatały parkiet, przelewając się po podrygujących w rytm muzyki ciałach setek młodych ludzi, nie obawiających się bliskiego kontaktu.

Moje spojrzenie nie zatrzymało się jednak na nich na długo. Zamiast tego spojrzałem na drugą stronę sali, w kierunku stojącej na podwyższeniu loży, gdzie przyszła panna młoda i jej koleżanki siedziały, sącząc drinki. Już mocno pijane przewracały się i śmiały. To była niejednolita grupa dziewczyn, z których jedne szalały, inne zachowywały się cicho jak myszki, ale to panna młoda znajdowała się w centrum uwagi. Mojej również.

Patrzyłem, jak bierze łyk z kieliszka, po czym stawia go przed sobą na stoliku i wybucha śmiechem, z głową odrzuconą do tyłu i odsłoniętą szyją, podczas gdy jedna z pozostałych kobiet prawie się na niej kładzie.

Pozamieniały się trochę miejscami, ostatecznie tłocząc się wspólnie na kanapie, i gdy spojrzały w górę, pochyliłem się nieco do okna i zmrużyłem oczy.

— Czy to bliźniaczki jednojajowe? — zapytałem sam siebie, przyglądając się im uważnie. Wydawało mi się, że powinienem był to zauważyć już wtedy, gdy zabawiałem je w salce dla VIP-ów, ale wyglądało na to, że skupiłem się na przyszłej pannie młodej bardziej, niż wymagał tego sam taniec.

Te same kształty, te same rysy twarzy, te same usta pociągnięte odważną szminką. Bez wątpienia. Pieprzone bliźniaczki jednojajowe.

Nagle uderzyła mnie osobliwa myśl, czy na obie reagowałbym fizycznie w ten sam sposób. No i czy druga bliźniaczka jest zaręczona. Odepchnąłem się od okna i szybkim krokiem ruszyłem przez biuro, po schodach, tylnym korytarzem i prosto w chaos zatłoczonego klubu.

Przyznawałem w duchu, że postrzeganie jednej bliźniaczki jako zamiennika drugiej było trochę popieprzone, ale po prostu nie mogłem się powstrzymać. Te kobiety niczym się dla mnie nie różniły. Wiedziałem tylko, jak mocno zareagowałem na tę, która była poza moim zasięgiem, i samolubna cześć mnie nie potrafiła zgodzić się na to, by ta noc skończyła się bez choćby sprawdzenia, czy coś da się zrobić. Nazwijmy to planem „B”.

Masa ludzi podrygiwała w rytm muzyki, podczas gdy ja próbowałem się przez nią przecisnąć tak niepostrzeżenie, jak to tylko możliwe. Maverick był w swoim żywiole, tańcząc w podświetlonej klatce nad parkietem do bitów jednego z najlepszych miksów, jakie kiedykolwiek wyszły spod ręki Ki-Ki. Dziś dziewczyna była w świetnej formie, a tańczący czerpali z tego, ile się dało.

Profesjonalna część mnie wiedziała, że po drodze powinienem zajrzeć do baru, żeby sprawdzić, jak radzą sobie z nawałem roboty, ale ta część, która była bezmyślnie zafiksowana na bliźniaczkach, zdawała sobie sprawę, że nie ma takiej opcji. Może w drodze powrotnej, ale nie w tej chwili. Nie zanim ponownie nie porozmawiam z przyszłą panną młodą, jej koleżankami oraz jej bliźniaczką.

Gdy udało mi się już przedostać przez tłum tańczących, poprawiłem garnitur w pasie i wskakując po dwa stopnie, dostałem się na położoną wyżej platformę, na której siedziały klubowiczki. Spoczęło na mnie wiele par oczu, a za nimi poszły okrzyki entuzjazmu charakterystyczne dla pijanych na wesoło dziewczyn. Poczułem, jak kąciki moich ust unoszą się w uśmiechu.

— Proszę, proszę, czy to aby nie jest Jude Magiczny Tancerz? — zawołała bliźniaczka panny młodej, a pozostałe dziewczyny zrobiły hałas, przez co sama panna młoda zaczerwieniła się i skromnie spuściła oczęta na podłogę.

Parsknąłem śmiechem, słysząc to przezwisko, i poczułem się nieco pewniej dzięki ewidentnie entuzjastycznemu przyjęciu.

— To ma być od tej chwili mój pseudonim artystyczny? — zapytałem kobiety, której szarfa miała wielki, błyszczący napis „Druhna”.

Przyglądałem się uważnie jej twarzy, czekając, aż poczuję ten wewnętrzny ogień, który zapłonął, gdy spojrzałem na jej siostrę, ale żadnego ognia nie było.

Żadnego ścisku w żołądku, żadnych motyli, żadnego silnego podniecenia, żadnego pragnienia, by poznać jej najsprośniejsze sekrety — nic z tego. Chociaż oczywiście wyglądały dokładnie tak samo, do cholery. Zważywszy na to, jak niewiele wiedziałem o tych kobietach, nie powinno się liczyć nic poza wyglądem.

Ale jednak się liczyło, niech to diabli. Dlaczego? Czy chodzi tylko o to, że pragnę czegoś, czego nie mogę mieć?

— Taaak! — wykrzyknęła do mnie głośna blondyna. — Jude Magiczny Tancerz dawał lepszego kopa niż jakikolwiek magiczny smok, którego obłoczki wdychałam, a nawet nie byłam w centrum akcji. — Odwróciła się do przyszłej panny młodej i zażądała chciwie: — Opowiedz nam, Belle. Jak to jest być tak blisko egzotycznego czarodzieja?

Pozostałe dziewczyny zaczęły chichotać i złowiłem spojrzenie Belle, która patrzyła na mnie przerażonymi oczami, podczas gdy ja smakowałem wargami jej imię.

— Belle — mruknąłem, czując jak podwójne „L” spływa mi po języku. Jej oczy przeskoczyły na moje usta i na nich się zatrzymały, lekko zmarszczyła brwi. To było dziwne. Nie rozumiałem tego. Niemniej jednak niewątpliwie jest całe mnóstwo rzeczy, jakich nie rozumiesz u dosłownie kompletnie obcej osoby, Jude, zbeształem się w myślach.

Bliźniaczka Belle nachyliła się i ścisnęła jej kolano, ewidentnie świadoma dyskomfortu siostry, więc zmieniłem temat. Nie chciałem, by czuła się skrępowana w mojej obecności. Wcale a wcale. Tak w sumie to fakt, że byłem coraz bardziej wyczulony na jej emocje, stawał się wręcz niepokojący.

Nie wiem. Może ten nieoczekiwany moment intymności, który połączył nas w czasie mojego tańca, w jakiś nieodgadniony sposób spoił nas ze sobą.

— No dobrze, dziewczyny, to nie dlatego tu jestem. Wpadłem zobaczyć, czy dobrze się bawicie, i dopilnować, by tak zostało aż do rana. Obsługa jest w porządku? Nikt nie żałuje wam drinków?

— Żebyś wiedział! — zawołała druhna z kręconymi włosami, unosząc szklankę jako dowód, a następnie pociągając z niej dużego łyka.

— A ty jak się bawisz? — zwróciłem się wprost do Belle, domagając się jej spojrzenia głosem, który sprawił, że gwałtownie wbiła we mnie wzrok. — Impreza się kręci? Jest taka, jak sobie wymarzyłaś?

Jej zielone oczy umknęły w stronę siostry, po czym wróciły do moich, a idealną linię umalowanych na czerwono ust wykrzywił lekki uśmiech.

— Tak naprawdę to nie masz pojęcia, jak bardzo różni się to od tego, co sobie wyobrażałam.

Roześmiałem się.

— O, serio? A co sobie wyobrażałaś?

Zamilkła na moment.

— Wiesz, do końca to nie wiem, ale chyba myślałam, że będę o wiele więcej tańczyć.

Bez chwili wahania zrobiłem krok w głąb platformy, wchodząc pomiędzy siedzące w kręgu dziewczyny, i wyciągnąłem rękę poprzez stół, prosto do niej. Belle spojrzała na moją dłoń tak, jakby miała ją ugryźć w momencie, gdy ją przyjmie.

A mimo to, skoro zabrnęliśmy już tak daleko, nie było większego sensu robić teraz kroku w tył.

— No chodź — zachęciłem. — Jeśli chcesz więcej tańczyć, zatańczymy.

Jej bliźniaczka zaczęła intensywnie kiwać głową, kłując Belle łokciem w żebra tyle razy, że ostatecznie przyszła panna młoda podskoczyła na równe nogi, by uciec od ciosów. Ośmielana przez grupę wreszcie ujęła moją dłoń, obeszła niski stolik i stanęła prosto przede mną.