Zagraj dla mnie - Natalia Brożek - ebook + książka

Zagraj dla mnie ebook

Brożek Natalia

4,1

Opis

Kiedy wejdziesz w szeregi gangu, powinnaś nauczyć się celnie strzelać

 

Jagoda musi naprawić błąd swojego brata. Zgadza się na wykonanie fuchy dla Kacpra, szefa gangu, do którego zadzwoniła po pomoc. Zadanie jest proste. Poderwać Remka, najbardziej węszącego policjanta z wydziału antynarkotykowego, i wyciągnąć od niego cenne informacje.

Problem w tym, że dziewczyna nigdy nie zwracała na siebie uwagi mężczyzn, a całe jej życie to cztery ściany w rodzinnym mieszkaniu. Nieprzywykła do brutalnego przestępczego światka, staje przed ogromnym wyzwaniem – większym niż kiedykolwiek.

 

Czy Jagoda poradzi sobie z nową rzeczywistością?

Czy górę wezmą uczucia, które do tej pory były jej zupełnie obce?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 326

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,1 (48 ocen)
27
10
6
1
4
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Iris12

Nie polecam

Jestem bardzo na nie dla tej książki. Historia byłaby ok, gdyby nie jej dopracowanie. Jest do bólu naiwna i dziecinna, jak fanfik publikowany w internecie. Postaci groteskowe, zwłaszcza Kacper. Remek trochę się broni, ale ten jego zerowy profeajonalizm... Jagody nie skomentuję. Najgorzej jednak napisany został wątek świadka koronnego. Co to miało być? Czy naprawdę zdobycie rzetelnych informacji o tej procedurze jest takie trudne, że trzeba je zastępować własnymi wymysłami? Żałuję, że zaczęłam czytać, bo moja głupia natura nie pozwoliła mi jej odłożyć, kiedy tylko zorientowałam się jak niedopracowana jest ta historia.
30
Kira26

Nie polecam

Nudna, nieautentyczna historia. Zdania dziwnie brzmią, opisy są dosłownie o niczym, po co tyle szczegółów z wypadu do sklepu? Jakim cudem cała dzielnica pracuje dla mafii? Czemu pół osiedla słyszy kłótnię na temat broni i narkotyków? Czy autorka naprawdę nie potrafiła wkopać bohaterkę w sytuację, w której nie powinna się znaleźć? Wszystkie sceny w tej książce są takie z przypadku. Nie polecam.
30
kasiap23

Nie polecam

Zamysł nawet fajny ale opisany strasznie. Zero emocji. Początek wręcz nudny. Autorka przedstawiła faktycznie fikcję i to bardzo naciąganą.
30
asia_szymanska99

Nie polecam

Kolejna książka, która nie wiadomo po co powstała- obyczajowy przeciętniak udający coś więcej. I do tego 700 stron… męczarnia 😑
zaczytaneserce

Nie oderwiesz się od lektury

Kocham! Genialna, strasznie wciągająca, końcówka dosłownie prosi się o drugi tom. Bardzo szybko się czyta, można się mocno wczuć w akcję, zwłaszcza że cały czas coś się dzieje. Plot twist taki że głowa mała. Bohaterowie świetni, nie można ich nie polubić. Nie ma nudy ani przez minutę. Uwielbiam Natalię, trzyma poziom niesamowicie mocno. Polecam bardzo.
11

Popularność




Zagraj dla mnie

Wydanie I

Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie, reprodukcja lub odczyt jakiegokolwiek fragmentu tej książki w środkach masowego przekazu wymaga zgody Wydawnictwa i autorki.

Niniejsza powieść jest wyłącznie fikcją literacką. Podobieństwo do prawdziwych wydarzeń i postaci jest przypadkowe.

Redaktor prowadzący: Angela Węcka

Redakcja fabularna i korekta: Angela Węcka

Redakcja językowa: Sylwia Chojecka, Od Słowa do Słowa

Skład: Marlena Sychowska

Ilustracje w środku: @Canva

Projekt i realizacja okładki: Ewa Popławska

Druk: Mazowieckie Centrum Poligrafii

Wydawnictwo Spisek Pisarzy

Powieść w wersji papierowej kupisz na stronie wydawnictwa i w księgarniach internetowych.

www.wydawnictwo.spisekpisarzy.pl

E-book dostępny między innymi na Legimi oraz Empik Go.

Copyright © by Natalia Brożek, 2023

Irządze, 2023

ISBN: 978-83-966559-5-0

Dziesięć dni później

Nigdy nie byłam w areszcie. Nie miałam nawet odwagi odwiedzić go choćby w snach. A teraz co? Teraz siedzę zakratkami.

Trzęsące ciało kryje się pod jeansami i cienkim materiałem bluzki. Marzę o kubku ciepłej herbaty i o kocu. Chcę zniknąć z tego okropnego miejsca i zapomnieć o tej straszliwejnocy.

Próbuję zasnąć, ale świat pięknych wyobrażeń nie przychodzi. Co rusz jakiś dźwięk wybudza mnie z półsnu, przypominając, jak wiele mogę przez to stracić. Godziny się dłużą. Policjanci wchodzą i wychodzą. Pojawiają się nowe twarze, ale potem i oneznikają.

Po pierwszej funkcjonariusze wprowadzają awanturujące się kobiety. Zostają rozdzielone – jedna trafia do mojej celi, druga do przeciwległej. Policjanci każą im się uspokoić, dzięki czemu na chwilę nastaje pełna napięciacisza.

Ta w mojej celi ciągle chrząka, próbując pozbyć się zalegającej w przełyku krwi. Jej twarz jest zmasakrowana, choć zajęli się nią wcześniej lekarze. Wygląda na spokojną, ale jej ciągle zaciśnięte pięści przyprawiają mnie odreszcze.

Nie pasuję tutaj. Chcę stąd jak najszybciej zwiać, ale nie wiem, jak mam to zrobić. Nigdy nie byłam w takiej sytuacji. Nie wiem, czego oczekuje ode mnie Kacper. Nie chcę też zawieść ojca i brata. Liczą namnie.

Szkoda tylko, że ja nigdy nie mogłam liczyć na nich.

Rozdział 1

Na klatce schodowej pojawił się nowy niecenzuralny napis. Niebieska farba pobłyskuje w promieniach zachodzącego słońca, które przedostają się przez nieduże okno na korytarzu. Jest świeży i nie zdziwiłabym się, gdyby lokalny artysta, którego umiejętności plastyczne objawiły się dość niedawno, wciąż znajdował się wpobliżu.

Moje kroki musiały go spłoszyć, ale nie mam zamiaru przeszukiwać każdego piętra i marnować czasu na takie zabawy, za to spółdzielnia powinna. Już dawno mieli się tym zająć. Jeśli tylko ojciec mnie posłuchał i poszedł im tozgłosić.

Spoglądam z niezadowoleniem na napis – ten akurat nie jest kolejną deklaracją przynależności do gangu Rudy, ale kogokolwiek bądź czegokolwiek by dotyczył, mam już tego po dziurki w nosie. Żal mi jedynie dziewczyny, która najprawdopodobniej złamała młodzieńcze serceartysty.

Ucha od siatek z zakupami zaczynają nieprzyjemnie wbijać mi się w dłonie. Lista, którą zostawił mi nad ranem ojciec, była długa i wskazywała na to, że dzisiejszy wieczór przesiedzę zamknięta w pokoju, wsłuchując się w okrzyki zwycięstwa bądź porażki dochodzące z pomieszczenia obok. Chyba że ojciec znowu zapomniał zapłacić za kablówkę, wtedy o obejrzeniu meczu polskiej reprezentacji w piłce nożnej będzie mógł tylkopomarzyć.

Ruszam się z miejsca, szperając kciukiem w kieszeni skórzanej kurtki, aby wyciągnąć z niej klucze. Kolanem podtrzymuję jedną z siatek i otwieram drzwi. W mieszkaniu jak zawsze wita mnie okrutna cisza. Oczywiście, że nikt jeszcze niewrócił.

Zamykam drzwi nogą. Huk roznosi się zarówno po mieszkaniu, jak i po klatce. Nie przejmuję się tym jednak – większość mieszkańców jest w drodze z pracy albo są na tyle głusi, że nie robi to na nich większego wrażenia. Zostawiam zakupy w kuchni, wzdycham głośno, ściągając z siebie kurtkę, po czym odwieszam ją na wbity w boazerię gwóźdź. Osiedlowy sklep jest kawałek drogi od nas, a że nie posiadamy ani roweru, ani tym bardziej samochodu, przebieżka w tę i z powrotem jest dla mnie codzienną aktywnością. Szóste piętro w bloku również nie pomaga, a plakietkę na windzie, głoszącą od dobrych dwóch tygodni, że dźwig jest zepsuty, mogę dodać jako kolejny punkt na mojej liście skarg dospółdzielni.

Opieram się o blat w kuchni, chłodząc rozgrzane plecy letnimi puszkami z piwem, wciąż opakowanymi przemokniętą jednorazówką. Próbuję choć chwilę odsapnąć. Poza burczeniem starej lodówki i dźwiękami szurania, które dobiegają z pomieszczenia powyżej, w mieszkaniu panujecisza.

Po chwili przerywają ją jednak głosy dochodzące z klatki. Słyszę ojca ze wzburzeniem opowiadającego swoim kumplom o jakiejś akcji, którą planują. Sprawy gangu nie powinny mnie interesować, jednak nikt nie zabronił mi słuchać, więc właśnie to ciągle robię. Słucham.

Szybko wkładam piwa do lodówki, a resztę zakupów wrzucam na swoje miejsce. Ojciec razem z kumplami skierują się od razu do salonu, rozsiądą się wygodnie na kanapie i włączą telewizor. Ojciec oczywiście zajmie fotel, który jest zarezerwowany wyłącznie dlaniego.

Przymykam zatem drzwi od kuchni, łapiąc w locie zawieszoną na nich ścierkę, i szybko rzucam ją na blat. Słyszę chwilę potem ich kroki, które przesuwają się po skrzypiącychpanelach.

Jestem cicho, choć serce jak zwykle bije mi jak szalone. W sklepie zeszło mi dłużej, niż myślałam, ale mam nadzieję, że ojciec zostawi to bez komentarza. Ma dzisiaj dobry humor – potrafię to rozpoznać po tym, jak się porusza oraz jak konstruujewypowiedzi.

Mam nadzieję, że nikt mu dzisiaj tego niepopsuje.

Słyszę w jego słowach również dumę. Powtarza imię mojego brata co trzecie zdanie. Unosi wtedy głos i śmieje się szczerze. Dawno nie był takiszczęśliwy.

Kilka dni temu podsłuchałam ich rozmowę – dotyczyła właśnie Kuby. Ojciec nigdy nie wygadałby tego swoim znajomym, gdyby nie kilka piw, które strzelili wtedy na osiedlu. Dzisiaj jest podobnie. Nawet przez drzwi w kuchni czuję odór alkoholu, który wypełnił mieszkanie, gdy tylko do niegoweszli.

– Mój Kuba, no nie uwierzycie… dostał taką szansę! – ponownie się nakręca.

Słyszę, jak przesuwa stół, a pozostawione na nim z rana szklanki niebezpiecznie o siebie uderzają.

– Mój syn ma taką odpowiedzialną fuchę. Nie każdy może się sprawdzić jako dostawca. To wymaga takiego sprytu, takiejwiedzy…

To, czym zaczął się zajmować mój brat, jest niebezpieczne. Przez to nie mogę przestać się o niego martwić. Tym bardziej że już drugi dzień nie wrócił dodomu.

Po cichu zaglądam do szafek, szukając niedokończonej paczki z chipsami z wczoraj. Mieszam je w misce z tymi kupionymi dzisiaj, a obok zostawiam zgrzewkę piwa. Nie jest zbytnio schłodzona, ale wiem, że na więcej czasu w lodówce nie ma coliczyć.

Ojciec wchodzi po chwili. Jego wzrok sięga mojej twarzy. Zaciskam usta, aby ukryć drżenie warg. Stoję w miejscu jak skamieniała, widząc jego zaczerwienione policzki i przekrwione oczy. Wiem, że ma problemy ze snem. Słyszę, jak drugi dzień z rzędu rzuca się po łóżku. Tak samo jak ja boi się oKubę.

– Rozmawiałaś z kimś w sklepie? – pyta cicho, obawiając się, że rozbawiony tłum z salonu będzie w stanie gousłyszeć.

Kręcę głową. Trudno mi na niego patrzeć. Widzę, jak bardzo postarzał się od śmierci mamy. Zmienił się pod względem nie tylko wyglądu, lecz także charakteru. Odpuścił. Zaczęło się od nieprzejścia badań zdrowotnych do pracy. Stracił robotę i musiał szukać pomocy w Rudzie. Ci nie zwracali uwagi na to, że nie powinien robić nic fizycznie. Wysłali go naustawki.

– A podrodze?

– Z nikim nie rozmawiałam – odpowiadamszeptem.

– Todobrze.

Zgarnia czteropak i miskę, po czym rusza z powrotem do znajomych. Wiem, że wtedy zmartwienie znika z jego twarzy, a pozostaje jedynie głupkowata wesołość. Nic na to nie poradzę – śmierć mamy gozmieniła.

– To będzie dobry mecz, panowie! – krzyczy, a syk otwieranych piw rozbrzmiewa jakby na potwierdzenie jegosłów.

Przygotowuję następną paczkę chipsów, po którą przyjdzie w drugiej połowie, oraz kilka kanapek. Zazwyczaj pod koniec meczu znajomi ojca lubią sobie zjeść coś porządniejszego. Posiedzą do pierwszej, pogadają o głupotach, a potem wyjdą na miasto – zająć się swoimisprawami.

Zostawiam na blacie wszystko, co będzie im jeszcze potrzebne, po czym po cichu przekradam się do swojego pokoju. Siadam na łóżku i opatulam się kocem, pomimo początków wiosny na zewnątrz wciąż jest zimno. Ogrzewanie zostało już wyłączone, bo podobno PRL-owski blok zużywa zbyt dużo pieniędzy, żeby spółdzielnia mogła sobie pozwolić na przedłużenie terminu.

W głowie dopisuję kolejny podpunkt na skardze, której nigdy niezłożę.

Patrzę na łóżko znajdujące się po drugiej stronie pokoju. Oczywiście gdy Kuba wyszedł do pracy dwa dni temu, zostawił je w zupełnym nieładzie. Pościeliłam je, aby, gdy tylko wróci, mógł położyć się w nim z uśmiechem na ustach i w końcuodpocząć.

Zostali mi już tylko on i ojciec. W tym całym chorym świecie jedynie na nich mogę liczyć. Otulam ciało rękami, coraz mocniej zagłębiając się w cieple koca. Mój umysł odcina się od dźwięków z pokoju obok, choć nie do końca mogę lekceważyć trzęsącą się podłogę, która budzi do życia wszystkie meble, gdy tylko ojciec i jego znajomi tupią w nią pełni piłkarskichemocji.

Po cichu wyplątuję się z ciepłej oazy i sięgam do łóżka Kuby. Tuż pod materac. Jego sekret odkryłam jakiś tydzień temu i od tamtej pory nie mogę przestać o nim myśleć. Ojciec i brat myśleli, że śpię, albo w ogóle nie przejmowali się tym, że mogę coś usłyszeć. Kuba ekscytował się przejściemrekrutacji.

– Dostałem to odniego…

– Taki telefon nie kosztuje mało – odpowiedział wtedyojciec.

– Wiem! – Kuba podniósł głos. Słyszałam w nim czystą ekstazę. – Szef mnie docenia. To znak, że mi ufa. Zapisał mi swój numer. Mam na niego dzwonić, jeśli wpakuję się wkłopoty.

Późnym wieczorem, gdy oboje położyliśmy się do łóżek, Kubaspytał:

– Jaga, zdajesz sobie sprawę z tego, ile można dostać za takiecudeńko?

– Dużo? – odpowiedziałam, a on zaśmiał się jakwariat.

W głowie na pewno liczył już pieniądze, które zgarnie za niego w lombardzie. Pomiędzy palcami obracał cienki telefon jak cyrkowynóż.

– Stary grat od ojca jeszcze chodzi, a jeśli uda mi się ten gdzieś szybko sprzedać… Przełożyłbym tylko kartę. Szef o niczym by się nie dowiedział, a my przez chwilę moglibyśmy żyć jak bogowie. Wiesz, jak potrzebny nam jest szybki zastrzyk gotówki, nie?

Nie udało mu się spełnić swojego planu. Telefon wciąż spoczywa pod materacem i do tego bez hasła zabezpieczającego. Pomimo że nadmiar wiedzy szkodzi, jak twierdzi mój ojciec, nie powstrzymuję się i włączam aparat. Kuba nigdy jeszcze nie przyłapał mnie na jego przeglądaniu. Mam zatem swoją tajemnicę. Nie jest ona wielka, ale z przyjemnością skanuję wzrokiem wszystkie nazwy kontaktów i snuję historię o imionach czy ksywkach, które się tam przewijają. Bez końca również szperam w jego zawartości, marząc o tym, że w końcu trafię na coś nowego.

Nie pamiętam, czy ktoś zadzwonił, czy nawet napisał, gdy Kuba był w mieszkaniu. Zawsze jednak mam nadzieję, że gdy będę raz za razem odświeżać pustą listę SMS-ów, telefon nagle wyda dźwięk. Ktoś napisze, gdzie podziewa się mój brat i czy jestcały.

Ale telefon kolejny wieczór uparcie milczy. Wyłączam go ze zdenerwowaniem, próbując opanować chęć przejrzenia rzeczy Kuby. Nie powinnam tego robić. Ojciec mnie usłyszy, wejdzie tutaj i rozpęta siękłótnia.

Niemogę.

Chowam komórkę na miejsce i wracam do łóżka. Spoglądam przez moment na zdjęcie w ramce stojące na komodzie obok. Uśmiech, który posyła mi z niego mama, jest lekarstwem na całe zło tego świata. Trzyma małą mnie w dniu narodzin w mocnym uścisku, chroniąc przed każdymzagrożeniem.

Wciąż mam głupią nadzieję, że roztacza nade mną swoją opiekę, dzięki czemu nic złego nigdy mi się nieprzytrafi.

Rozdział 2

Noga niekontrolowanie podryguje mi w rytm sklepowej muzyki, którą co chwilę przeszywa oddalone pikanie skanerów przy kasach. Zapomniałam listy zakupów i z zakłopotaniem przyglądam się opartemu na udziekoszykowi.

Podstawowe produkty, o które zawsze prosi ojciec, już się w nim znalazły. Najtańsze piwo i solone chipsy – nie znosi tych smakowych, według niego to niepotrzebne kombinowanie. Nie pamiętam jednak dokładnie, co miałam kupić na obiad. Będę musiała improwizować. Może naleśniki kolejny dzień zrzędu?

Pomimo że lubię przebywać wśród ludzi i wsłuchiwać się w ich rozmowy, dzisiaj jest inaczej. Czym prędzej chcę zniknąć z zatłoczonego sklepu, aby móc wrócić do domu i czekać na powrótKuby.

Kolejną noc śniły mi się koszmary, których głównym bohaterem był mój brat. Nie mogłam przestać się przyglądać jego ranom postrzałowym. Z dziur lała się krew, a ja krzyczałam, najgłośniej jak tylko mogłam. Błagałam o pomoc. Wokół niego byli straszni ludzie – gang, który nie znał litości, więc nic dziwnego, że i jemu nie chciał jejokazać.

Ktoś szturcha mnie w ramię, przechodząc wąską alejką. To jedna z kasjerek, która mamrocze coś pod nosem, patrząc się na mnie spod opadających na czoło blond włosów. Na plakietce przypiętej do sklepowego uniformu znajduje się jej imię – Kalina. Otrząsam się szybko, zgarniam z lodówki mleko i od razu przechodzę w stronękasy.

Krzyki dochodzące z zaplecza skutecznie odciągają mnie od natarczywych myśli. I nie tylko mnie, cały sklep spogląda w stronę pomieszczeniasocjalnego.

Przede mną w kolejce jest już tylko jeden mężczyzna, który pakuje właśnie resztę zakupów dosiatki.

– Ki czort? – mówi, gdy kolejne krzyki rozbrzmiewają posklepie.

Kasjerka Teresa próbuje robić dobrą minę do złej gry, ale zauważam, że skóra pod jej okiem zaczyna delikatnie pulsować ze zdenerwowania. Podobnie jak wtedy, gdy ojcu brakuje magnezu, choć zazwyczaj leczy to kilkoma łykamipiwa.

– Zrobię, co tylko będę chciała! – Po sklepie roznosi się piskliwy kobiecy głos. – Jeśli tobie to nie pasuje, to z namikoniec.

– Zrywasz ze mną? – pyta mężczyzna. – Nie rozumiesz, że chcę cię chronić? Myślisz, że to dobra zabawa? Że dostaniesz broń i będziesz sobie strzelać do ludzi? A może że rzucą ci w nagrodę kilka gramów koki i sobieodpłyniesz?!

– Nie bądźśmieszny!

– To ty jesteśśmieszna!

Przez moment nastaje cisza. Teresa spogląda na mnie z delikatnym uśmiechem, sięgając po położone na czarnej taśmie produkty. Sklep ożywa na nowo, jednak większość wciąż z uwagą przysłuchuje się rozmowie toczącej się w pomieszczeniu dla personelu. Mężczyzna w kolejce przede mną udaje, że wiąże but, mając nadzieję na szybkie rozstrzygnięcie kłótni. Nasze osiedle słynie z zamiłowania do plotek i skandali, pamiętam, jak było po śmiercimatki.

– Kalinka to zawsze taka wybuchowa – tłumaczy kobietę kasjerka. – Młoda krew to i temperamentostry.

Kiwam głową, po czym przesuwam się w bok. Dopiero wtedy jestem w stanie dostrzec wnętrze pokoju przez nie do końca domknięte drzwi. Dziewczyna to śliczna, urocza blondynka, którą wielokrotnie widziałam już wcześniej w sklepie. Jej bladą twarz pokrywa teraz czerwony kolor, który pogłębia się z każdym pełnym złości wyrzuceniem rąk ku górze. Chłopak siedzi oparty o stół. Pomimo że jego głos jest pełen emocji, ciało to oaza spokoju. Mam wrażenie, że jeśli w końcu się nie ruszy, dziewczyna rzuci się na niego z pięściami, żeby chociaż w ten sposób wymusić na nim jakąśreakcję.

– To nie jest już głupia robota przy barze – przerywa jej wywód, a dziewczyna zakłada ręce na piersi z niezadowoleniem. – Wiesz, na co się w ogóle piszesz? Wiesz, co będziesz musiała zrobić? Rozmawiałaś w ogóle z tym Kacprem czy wystarczyły ci plotki zklubu?

– Podjęłam już decyzję – odpowiada, po czym odwraca się w stronę otwartych drzwi i wtedy nasze spojrzenia się spotykają. Uświadamia sobie, że mają publikę. – A twoja reakcja jeszcze bardziej mnie do tegoprzekonała.

Zatrzaskuje drzwi, a głosycichną.

– To będzie pięćdziesiąt złotych i pięćdziesiąt siedem groszy. – Kasjerka odzywa się słodkimgłosem.

Wyciągam z kieszeni zwitek banknotów, które ojciec zostawił mi dzisiaj w kuchni, zanim zniknął na mieście. Nie wystarczy. Kobieta, widząc mój wzrok, sięga po zeszyt schowany pod ladą. Nie chcę nawet liczyć, ile razy jestem tam wpisana jakodłużniczka.

– Gdy tylko brat wróci, wszystko oddam – zapewniam kasjerkę. – Obiecuję.

Nie wiem, czy próbuję przekonać bardziej siebie, czy ją. Naprawdę chcę wierzyć w to, że gdy wróci Kuba, wreszcie skończą się nasze problemyfinansowe.

Wychodzę ze sklepu odprowadzana znanymi mi już spojrzeniami i szeptami. Niby nic dziwnego, że na Rudzie wciąż niektóre rodziny biorą coś na zeszyt, ale wraz ze zwiększającymi się wpływami gangu staje się to oznaką niewystarczającego oddania. Teraz każdy dla nich pracuje, przez co ma pieniądze i możewięcej.

Mnie ojciec nigdy na to niepozwoli.

Nie jesteśmy rodziną, która znajduje się wysoko w hierarchii, raczej plasujemy się gdzieś na dnie. Choć ojciec wierzy, że dzięki pracy Kuby będziemy mogli w końcu się od niegoodbić.

Gdy wychodzę ze sklepu, powiew wiosennego wiatru otula mnie ciepłymi smagnięciami, rozwiewając włosy. Uśmiecham się wprost do słońca, mrużąc oczy. Drzwi od sklepu zamykają się z hukiem, odcinając mnie od wszystkiego, co się tamwydarzyło.

Ruszam w końcu dodomu.

Płytki w chodniku obok sklepu są nierówne, przez co często ktoś ląduje na nich z krzykiem. Codzienne wędrówki po osiedlu sprawiają, że dla mnie ten tor przeszkód to błahostka. Wiem, których należy unikać, aby w ulewne dni, nie pomoczyć sobie nóg, gdy zalegająca woda pod wpływem nacisku nagle wystrzeli spod płytki albo które zwodniczo przesuwają się w bok, gdy tylko ktoś na nichstanie.

Na początku, gdy jeszcze pokonywałam tę trasę z mamą, starałam się je policzyć. Jako dzieciak byłam kiepska z matmy, przez co ciągle się gubiłam i wracałam do domu naburmuszona. Ale uwielbiałam te wycieczki – pozwalały mi na odcięcie się od męskiego świata, do którego wraz z mamą nie mogłyśmy należeć. Do teraz prawie nic się niezmieniło.

Prawie…

Nie ma już ze mnąmamy.

Wchodzę do klatki, uprzejmie witając się ze starszą panią, która mierzy mnie ciekawskim spojrzeniem. Pani Irenka jak zwykle jest nie w humorze. Przez tyle lat, ile mieszkaliśmy w tym bloku, ta kobieta zawsze wyglądała nawściekłą.

Dzisiaj jest ubrana wyjściowo, co może oznaczać kolejne spotkanie klubu seniora. Szminka rozmazała się w kącikach jej ust, ale i tak kobieta prezentuje sięwytwornie.

– Powiedz Hubertowi, żeby do mnie dzisiaj przyszedł, dobrze? – Właściwie to nie jest pytanie.

Otwieram usta, aby dopytać o szczegóły, jednak ona przerywa mi uniesioną dłonią.

– Zalegacie znowu z czynszem, a ja umawiałam się z nim na inne warunki! Niech szybko ruszy swoje szanowne cztery litery albo niech wyśleKubę.

Trzask wyjściowych drzwi stawia sprawę jasno – nasza rozmowa właśnie się skończyła. Czuję, jak żołądek podjeżdża mi do gardła. Skąd my wytrzaśniemy teraz tyle pieniędzy? Jeśli Kuba nie wróci w najbliższym czasie, pani Irenka w końcu straci cierpliwość. Ojciec, pomimo że jakoś potrafił ją udobruchać, tym razem może nie zapobieceksmisji.

Gdy zamykam za sobą drzwi do mieszkania, w końcu czuję spokój. Zostaję tylko ja. Odcinając się od świata na zewnątrz, odcinam się też od bólu. Czasem, właśnie w takich chwilach, lubię być sama. W spokoju przygotowywać obiad, nucąc pod nosem zasłyszaną w sklepowym radiupiosenkę.

Nie zawsze tak to wyglądało. Gdy jeszcze chodziłam do szkoły, często to ojciec próbował przyrządzić nam jakieś jedzenie. Nie było mowy o zupach, a tym bardziej o innych wykwintnych daniach, ale kanapki wystarczyły, aby załagodzić głód. Teraz wymaga się ode mniewięcej.

Mam zastąpić im matkę i żonę. Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że nie umiem być tak wspaniała jak ona. Stąd ta frustracja i ciągłe napięcie. Mam wrażenie, że nigdy nie będę wystarczająco dobra, choć bardzo sięstaram.

Zapach naleśników sprawia, że burczy mi w brzuchu. Nie czekam na nikogo z obiadem i sama podjadam kilka zawijanych naprędce przysmaków. Nie wiem, kiedy wróci ojciec, a tym bardziej Kuba. Zdaję sobie jednak sprawę z tego, że gdybym nie zrobiła obiadu, skończyłoby się to kolejnąawanturą.

Ja wolę ich natomiast unikać. Nie lubię krzyków i twarzy wykrzywionych w grymasie – zwłaszcza jeśli doskonale widzę na nich oznaki wypitego wcześniejalkoholu.

Kłótnie nic niezmienią.

Matka zawsze mi to powtarzała. Jej czuły dotyk sprawiał natomiast, że zapominałam o całym podenerwowaniu. A było go dużo, bo w dzieciństwie Kuba często mi dokuczał, zabierając zabawki i niezbyt dobrze ukryte słodycze. Ja wrzeszczałam na niego, potem ojciec na mnie i tak w kółko. Osobą, która jakoś łagodziła te spory, zawsze byłamama.

I ta funkcja po jej śmierci spadła namnie.

Gaszę ogień na palniku i zerkam ukradkiem za okno. Uchylam je, wpuszczając do środka pełną gamę dźwięków wraz ze świeżym powietrzem. Dzieci, które wyszły już ze szkoły, bawią się teraz na placu zabaw pod czujnym spojrzeniem mam. Na mnie nikt już nie spogląda tak jak nanie.

Jesteś już dorosła, skończ z tym głupim myśleniem – upominamsię.

Sprzątam po sobie i zabieram się do odkurzania. Pokój ojca jest zamknięty, choć to tam najbardziej przydałoby się odkurzyć po wczorajszym meczu. Nie otwieram go jednak, chociaż doskonale wiem, gdzie ojciec ukrywaklucz.

Dzień mija mi jak zwykleszybko.

Zasypiam wcześnie. Bez akompaniamentu meczowych dźwięków i pijackiej gadaniny. Błogość otula mnie miękkimi ramionami, a w głowie pojawiają się niezwykłe obrazy. Sceny, które nigdy nie będą dla mnie dostępne w tym życiu. Historie, o których mogę tylko marzyć wsnach.

Budzę się po kilku godzinach. Na początku nie potrafię powiedzieć, czym jest to spowodowane. Zegarek położony na stoliczku nocnym przy łóżku Kuby wskazuje drugą wnocy.

Serce bije mi jak szalone, a umysł doszukuje się realnego zagrożenia, które spowodowało moje przebudzenie. Na razie wokół panuje wciąż nieprzerwana cisza. Łóżko brata jest puste, a z pokoju obok nie docierają do mnie dźwięki głośnego chrapania, co znaczy, że wciąż jestemsama.

Kładę się ponownie na materacu, próbując wmówić sobie, że to nic takiego, na pewno nic się nie stało. To wszystko przez strach, który towarzyszy mi od zniknięcia Kuby. Był taki szczęśliwy, że w końcu awansował i nie musiał już wychodzić z ojcem na ustawki. Ja natomiast od tamtej pory czułam już tylkoprzerażenie.

Zamykam oczy. Mam nadzieję, że zasnę tak szybko, jak udało mi się to zrobić wcześniej. Ale chwilę potem słyszę okropny huk. Podrywam się z łóżka, niepewna, co zrobić. Dźwięki dobiegają z naszej klatki, docierają do mnie podniesiony głos i szybkiekroki.

Ktoś nagle dobiega do drzwi naszego mieszkania i uderza w nie z całej siły. Krzyczy, a ja poznaję tengłos.

Kuba…

Rozdział 3

Biegnę w kierunku wejścia i prawie potykam się o podwinięty na korytarzu dywan. Krzyk brata ciągle rozbrzmiewa na klatce, a jego pięści uderzają odrzwi.

Spoglądam przez wizjer i dostrzegam go. Dreszcze przechodzą przez moje ciało, choć jeszcze nie rozsunęłam zamków, a chłód z zewnątrz nie dotarł do mojej skóry. Kuba wygląda okropnie, jego twarz zalewa krew, która kapie raz za razem nawycieraczkę.

– Jaga, otwieraj, proszę! – krzyczy. – Oni zaraz tutajbędą…

Oni?

Nie przejmuję się tym, że jestem w cienkiej piżamie, a na klatce zawsze ktoś zostawia otwarte okno. Bez zastanowienia odskakuję na bok, aby Kuba mógł wejść do środka. Robi to bardzo szybko, po czym zatrzaskuje za sobą drzwi i zamyka je na wszystkie zamki. Jest zdyszany – winda wciąż nie została naprawiona, musiał biec po schodach.

– Co się stało? – pytam przerażona – Kuba?

Nie odpowiada, tylkokrzyczy:

– Łap za szafę, no już! Pomóż mi, docholery!

Brat sięga po mebel, a ja niczym w amoku robię to samo. Zaraz zastawiamy wejście do mieszkania szafą, która ma w jakiś sposób obronić nas przed czającymi się na klatce ludźmi. Gdy Kuba się odsuwa, ponawiampytanie:

– Co się stało? Kto cięgoni?

Brat mnie nie słucha, biegnie do kuchni i z półki obok okna wyciąga nienapoczętą butelkę wódki. Krew jest wszędzie. Idę za jej śladem najpierw przez panele w korytarzu, a potem przez płytki w kuchni. Kuba opiera się o blat i pije z butelki łyk załykiem.

Nie podoba mi sięto.

– Kto tutaj zaraz będzie? – Ponownie próbuję coś z niego wyciągnąć. – Czego od ciebiechcą?

Nie odpowiada od razu. Pije tak łapczywie, że kilka strużek spływa mu po brodzie. Podchodzę i odciągam siłąbutelkę.

– Wystarczy – mówię dobitnie. – Co sięstało?

Kuba patrzy na mnie z wyrzutem, ale po chwili łagodnieje. Może w końcu zauważa, że sięmartwię.

– Zawaliłem sprawę – odpowiada i nagle z całej siły uderza otwartą dłonią w kuchenny blat. – Kurwa! Jaga, zawaliłem jakcholera!

Słoiki, szklanki i różne pierdoły podskakują ze zgrzytem. Mam wrażenie, że w mieszkaniu obok zaczyna szczekać pies zaalarmowany tymwybuchem.

– Na pewno nic nie zawaliłeś. – Próbuję go uspokoić, łapiąc delikatnie za ramiona. Obawiam się, że sprawię mu tym ból, ale nie oponuje. Sadowię go więc na jednym z krzeseł stojących przy stole. – Zaraz cię opatrzę i wszystko będzie wporządku.

Uśmiecham się, choć mam ogromną ochotę mocno się wykrzywić. Odór alkoholu jest nie do zniesienia, tym bardziej jeśli łączy się z zapachem krwi. Mówię do brata ciągle, jak do dziecka, które dopiero co spadło z roweru po swojej pierwszej samodzielnejjeździe.

Cały drży. Nie wiem, czy to z powodu obrażeń, czy może zestrachu.

Nie pytam go o nic więcej, bo i tak mi nie odpowie. Biegnę do łazienki po ręcznik i moczę go w wodzie. Obawiam się tego, co zobaczę, gdy zmyję z twarzy Kubykrew.

Wracam do kuchni, a kropelki wody, które ciekną z ręcznika, mieszają się z krwią na podłodze.

Próbuję się uspokoić, ale mamrotanie brata sprawia, że nie jestem wstanie.

– Zabiją mnie… Jeśli tylko… Ja pierdole. Już ponas.

Wyrywam mu wódkę z dłoni i odkładam ją na drugi koniec stołu. Jestem wściekła. Tak jak wtedy, gdy jako dzieciak kradł mi cukierki. Jestem wściekła, bo nie potrafi się uspokoić, a jeśli on jest niespokojny, to i jajestem.

– Przemyję ci teraz twarz, dobrze? – pytam, a on kiwagłową.

Wpatruje się we mnie błękitnymi oczami, mam takie same. Różni nas jedynie kolor włosów, Kuba to blondyn, a ja odziedziczyłam po mamie mysią barwę. To jedna z niewielu rzeczy, które mi po sobiezostawiła.

Odsuwam loki, które przykleiły się do jego czoła, zauważając, że i one zabarwione są naczerwono.

– Straciłeś dużo krwi, dlatego nie wiem, czy nie lepiej będzie, jeśli…

– Nie! – Przerywa mi nagle, mocno kręcąc głową.

Moja dłoń zastyga bez ruchu przy jego policzku, a mokry ręcznik zaczyna ciążyć.

– Żadnych szpitali, żadnej policji, żadnych…

Nie jest w stanie dokończyć, bo zagłuszają go uderzenia w drzwi. Nasze spojrzenia natrafiają na siebie, a przerażenierośnie.

– Wiemy, że tam jesteś… – Męski głos przedziera się przez hałas. – Nie bądź babą i nie chowaj się wdomku…

Kuba z przerażeniem łapie mnie za dłoń. Ściska ją na tyle mocno, że na mojej twarzy pojawia się grymas bólu. Nie wyplątuję jej jednak. Wiem, o co zaraz mnie poprosi. Nie otwieraj drzwi. Niech myślą, że nas tu niema…

– Zabiją mnie… Zabiją pewnie i ciebie, jak tylko tutaj wejdą – szepcze. – Proszę…

– Czemu mieliby to zrobić? Z kim ty zadarłeś? – pytam pełna emocji.

To nie może się dziać. Nie może. Najpierw mama, a teraz to… Panika Kuby zaczyna stawać się nie dozniesienia.

– Kurwa, kurwa, kurwa – powtarza pod nosem pomimo moich ciągłych prób uspokojeniago.

Uderzenia w drzwi, salwy przekleństw i wyzwisk kierowane w stronę mojego brata dochodzą do mnie niczym echo. Staram się opanować, bo z dwójki panikującego rodzeństwa nigdy nic dobrego nie wyniknie. Muszę być tąmyślącą.

Rana, tak jak myślałam, jest głęboka. Boję się, że jeśli szybko jej nie zaszyję, Kuba zaraz zemdleje, a ja sama będę musiała stawić czoła agresywnym mężczyznom. W głowie kołata mi jeszcze jedna myśl – nawet we dwójkę nigdy nie poradzimy sobie z tyloma napastnikami. A jeśli dobrze rozróżniłam głosy, to za drzwiami może być ich aż trzech bądźczterech.

Muszę cośwykombinować.

– Skoczę szybko po igłę i nitkę – szepczę, nie patrząc bratu w oczy. – Jeśli nie chcesz jechać do szpitala, to sama będę musiała się tymzająć.

Kuba przełyka głośno ślinę, ale po chwili kiwagłową.

Odchodzę od niego na paluszkach. Obawiam się zbliżyć do drzwi, aby napastnicy nie usłyszeli moich kroków. Co prawda pobrudzona krwią wycieraczka jest idealną wskazówką, gdzie nas szukać, ale wciąż mam nadzieję, że mężczyźni zaraz sobiepójdą.

Tak, wiem, to złudnanadzieja.

Zanim znikam w łazience, wchodzę do pokoju. Nie mam zbyt wiele czasu i wiem, że jeśli Kuba się zorientuje, co robię, nie będzie zadowolony. Szybko odsuwam materac i sięgam po telefon. Włącza się wolno, jakby z premedytacją chciał mnie ukarać za wcześniejsze korzystanie z niego bezpozwolenia.

Gdy tylko pojawia się tapeta z logiem klubu piłkarskiego, któremu kibicuje całe nasze osiedle, klikam w kontakty. Wpisuję „s” i od razu na pierwszym miejscu pojawia się numer, o którym nieprzerwanie myślałam, odkąd podsłuchałam rozmowę ojca z Kubą. „Szef”. Zaciskam dłoń na obudowie telefonu i z obawą klikam w zielonąsłuchawkę.

Przyciskam go do ucha, czekając, aż sygnały przerodzą się w „halo”. Tak też się dzieje. Głos jest zdenerwowany, a w tle słyszę dźwięki mocnej klubowej muzyki, nie mam jednak czasu się nad tym zastanawiać. Później zmierzę się ze wszystkimi konsekwencjami moich dzisiejszychdziałań.

– Mamy problem. Jacyś ludzie chcą się włamać do naszego mieszkania. Pomóż, proszę – wyrzucam z siebie. – Kuba Przesmycki. Nowy dostawca. Dzwonię z jego telefonu, miał… miał to zrobić, gdy coś pójdzie nie tak, jakpowinno.

W myślach błagam, aby mężczyzna nie olał mojej prośby i nie poszedł bawić się dalej. Stresuję się z każdą sekundą ciszy, która jest pomiędzynami.

– Blok numer dziewiętnaście, osiedle na wschodniej Rudzie? – pyta w końcu, a ja potwierdzam. – Będziemy tam za pięćminut.

– Dziękuję – mówię z ogromną ulgą, po czym sięrozłączam.

Już i tak zeszło mi zbyt długo. Wchodzę do łazienki i zatrzymuję wzrok na półce z przyrządami do szycia. Otwieram jedną z szuflad i wyjmuję igłę oraz nić. Przez moment żałuję, że nie ma w mieszkaniu ojca. On na pewno wiedziałby, co należyzrobić.

Kiedy wracam, Kuba z przerażeniem wpatruje się w igłę w mojej dłoni. Wiem, że szycie rany i cerowanie skarpetek to nie to samo, lecz nie mam innego wyboru. Wylewam na igłę resztkę alkoholu, nie zwracając uwagi na to, że wiele płynu wsiąka w białyobrus.

Kuba mierzy każdy mój ruch niepewnym spojrzeniem, ale nic nie mówi. Jestem zdenerwowana i zdeterminowana. Już dawno nie czułam się tak jakdzisiaj.

– Wypij sobie, jak ma ci to pomóc – mówię, nawlekając drżącymi dłońminić.

Kuba z ulgą sięga po butelkę. Opróżnia ją do dna, a ja wierzę, że tyle wystarczy, aby się nie wydzierał, gdy będę zszywać jego skórę. Nie mamy nic lepszego do odkażenia czyznieczulenia.

Zrywam się mimochodem przy każdym uderzeniu w drzwi. Krzyki mężczyzn robią się coraz głośniejsze. Przekleństwa stają się jeszcze ohydniejsze, a groźby coraz bardziej wyszukane. Gdyby nie szafa, którą przesunęliśmy, od razu weszliby do środka. Tylko ona powstrzymuje ich przed wtargnięciem. Ale ilejeszcze?

Jeśli zaraz czegoś nie zrobię, wejdą tutaj… Muszę myśleć krokami. Powoli. Nie mogę pozwolić sobie na chaos. Najpierw zajmę się Kubą, a potem… Potem na pewno znajdę wyjście z tej sytuacji. Takie, które pozwoli załatwić nam kilka dodatkowych minut, zanim przyjedzie tu szef – kimkolwiek onjest.

Słyszę, że sąsiedzi wokół budzą się pod wpływem hałasów, ale żaden z nich nie zareaguje, za bardzo się boją. Wołaniem o pomoc również niczego nie wskóram, a na pewno jeszcze bardziej zdenerwujęnapastników.

– Wychodź, ty mały gnoju, i oddaj, co nasze, bo zaraz wykurzymy cię stamtąd w innysposób!

– Napieprzaj w te drzwi mocniej, w końcu wyjdzie – dopowiada drugi. – Jak nie, to gdzieś się znajdzie trochę papieru iognia.

Przyśpieszam ruchy. Nie wiem, czy pięć minut, które obiecał mi szef Kuby, wystarczy, aby nas ocalić. Jestem gotowa na najgorsze. Staram się tym bardziej skupić na moim jedynym zadaniu, choć jest trudno. Ręce drżą mi tak, że nie mogę nawlec nitki. Gdy już się to udaje, rozchodzi się kolejnykrzyk:

– Wychodź, gnoju!

Igła wypada mi z rąk i ląduje na podłodze. Nie mogę jej znaleźć. Myśli krążą jak oszalałe. Co robić, corobić…

Jest jeszcze broń. Ta, z której jako dzieci próbowaliśmy z Kubą strzelać. Nie zastanawiam się już dłużej. Zostawiam igłę, ignoruję pytania brata i rzucam się do komody; za jedną z szuflad ojciec chowa klucz. Otwieram drzwi i biegnę w stronę tapczanu, gdzie trzyma broń. Niczym w transie przypominam sobie, jak powinnam ją załadować i odbezpieczyć. Nie rejestruję, gdy staję przed szafą, którą mężczyźni skutecznie odsuwają w bok – wystarczy już niewiele, aby mogli przecisnąć się dośrodka.

Kolejne uderzenie, a po nim mocny zgrzyt i cośpuszcza.

Żyjemy na wschodniej Rudzie. Osiedlu, na którym bójki, sprzedaż narkotyków i handel bronią to codzienność. Ten świat zawsze był przerażający, ale gdy doświadczam go teraz, na własnej skórze, coraz mocniej utwierdzam się w przekonaniu, że nie jest dlamnie.

Mam ochotę przycisnąć dłonie do uszu i już nic nie słyszeć. Odciąć się od tego wszystkiego, tak jak robię to na co dzień. Ale nie mogę. Huk, który roznosi się po mieszkaniu, gdy mężczyźni wpadają do środka, jest ogromny. Zamieram z dłońmi wyciągniętymi przed siebie, lufa pistoletu podskakuje, choć próbuję nakierować ją w miejsce, gdzie zaraz powinien pojawić się jeden znapastników.

Ale nic się potem niedzieje.

Rozdział 4

Żaden straszny mężczyzna nie wpada do środka, nie odgraża się Kubie ani nie tłucze nas na kwaśne jabłko. Wciąż jesteśmy sami. Ja stoję z bronią wyciągniętą do przodu, a on siedzi z odsuniętą do tyłu głową i spogląda w stronę wejścia domieszkania.

Hałas nagle się wzmaga. Słyszę głośne kroki, które dobiegają z klatki schodowej, oraz głosy rozchodzące się po korytarzu. Mężczyźni, którzy chwilę wcześniej próbowali się wedrzeć do mieszkania, teraz sącicho.

– Zadzwoniłaś…

Kuba nie musi mnie o to pytać. Wie, kto przyszedł z pomocą, a ta myśl najwyraźniej przeraża go jeszcze bardziej niż banda osiłków, którzy grozili mu śmiercią. Z klatki dobiegają nas odgłosy szamotaniny. Uderzenia niosą się po całym bloku z głuchymtrzaskiem.

– A miałam jakieś wyjście? – pytam ze złością. – Gdyby nie to, pewnie leżałbyś na podłodze z rozbitą czaszką, a ja koło ciebie. Miałeś jakiś inny plan? No, powiedz!

Cała złość, która wezbrała we mnie do tej pory, znajduje właśnie ujście. Mógłby okazać trochę wdzięczności, w końcu to ja uratowałam mu tyłek. I to nie pierwszyraz.

– Na coś na pewno bymwpadł…

– W to nie wątpię – mówięprzekornie.

Już dawno nie byłam tak zła jak teraz. Emocje wciąż buzują w moich żyłach i prawdopodobnie tylko dzięki temu decyduję się podejść bliżej drzwi i wychylić się za szafę, żeby zobaczyć, kto czai się na korytarzu.

Boję się, co powie na to ojciec. Odpycham jednak od siebie myśl o spotkaniu z nim – potem się zastanowię, jak wytłumaczę się z nakablowania nabrata.

– Zadzwońcie po Tomka, by ich wywiózł na Hutę. – Słyszę niski głos. – Zostawcie przy nich jasną wiadomość, że jeśli ruszą jeszcze raz mojego kuriera, to naspopamiętają.

– Dobrze, szefie.

Chwila zamieszania kończy się kilkoma komunikatami i rozejściem się większości grupy. Zamieram, gdy widzę, że ci, co zostali, kierują się w moją stronę. Cofam się mimowolnie. Najpierw widzę masywny, żołnierski but. Potem dopiero luźne jeansy i obszerną czarną bluzę. Zadzieram głowę, aby spojrzeć w oczy przybyłemu gościowi i jegokompanii.

– To ty do mnie zadzwoniłaś? – pyta bez zbędnego silenia się na kulturalnepowitanie.

Kiwam głową, a on przygląda mi się uważniej.

– Opuść już broń. Nie potrzebujeszjej.

Ręce od razu opadają na boki. Broń zostaje w prawej dłoni, nadal trzymam palec na spuście. Dopiero teraz uświadamiam sobie, że mam na sobie jedynie piżamę – w całym tym zamieszaniu krótkie spodenki podwinęły mi się o wiele za wysoko, a ramiączka od bluzki praktycznie opadły na ramiona. Poprawiam się szybko, zauważając, że biały materiał w niektórych miejscach przesiąknął krwiąbrata.

– Kim jesteś? – pyta zciekawością.

Wciąż czuję natarczywe spojrzenie szefa. Próbuję być silna, lecz gdy mężczyzna podchodzi do mnie bliżej, opuszczam wzrok. Wyjmuje mi broń z dłoni i odkłada na stojącą obok komodę. Zakładam ręce na piersi. Zimno, które wdarło się do mieszkania z klatki schodowej, sprawia, że drżę. Zasłaniam ramionami również swoje piersi, nie chcąc, żeby szef mojego brata przyglądał się nabrzmiałymsutkom.

– S-siostrąKuby.

– Siostrą? A to ciekawe… – mówi, przejeżdżając dłonią po 
łysejgłowie.

Mężczyzna góruje nade mną wzrostem i posturą. Jestem przy nim jak malutka myszka, która napotkała człowieka z łapką. Nie wiem, czy mam wciąż stać nieruchomo, czy w końcu zacząćuciekać.

– GdzieKuba?

– W kuchni – odpowiadam drżącym głosem, po czym wskazuję głową w stronę przymkniętychdrzwi.

I tyle. Odrywa spojrzenie, które pali moje ciało, i znika we wskazanym pomieszczeniu. Za nim rusza jeden z kolegów, a drugi zostaje przy wejściu. Tkwię w miejscu, choć rozsądek podpowiada, że muszę tam wejść. Muszę dokończyć szycie, inaczej Kuba ciągle będziekrwawił.

Jestem kobietą, to nie jest mój świat. Nigdy nie będę członkiem gangu. Powinnam trzymać się od niego z daleka. Powtarzam w głowie słowa, które usłyszałam w dzień pogrzebumatki.

– Ja… przepraszam, ale… – zaczynam.

– Tak?

Pod wpływem jego mrocznego spojrzenia nagle zaczynam sądzić, że odezwanie się wcale nie było tak dobrym pomysłem. Może powinnam zostać w przedpokoju z gębą zamkniętą na kłódkę, a może najlepiej by było schować się w pokoju i udawać, że nie istnieję?

– Czy mogę się zająć bratem? Ma ranę na czole, bardzo krwawi. Postaram się zrobić to szybko, abyście… abyście mogli porozmawiać naosobności.

Mężczyzna potakuje, mierząc mnie spojrzeniem pełnym zainteresowania. Wpadam do kuchni, Kuba nic nie mówi i pozwala mi na wszystko. Jego wzrok jest w pełni skupiony na mężczyźnie, który stanął w drzwiach. Czuję, jak szef przygląda się każdemu mojemu ruchowi, ale staram się to ignorować. Znajduję na podłodze igłę, ponownie dezynfekuję ją kilkoma kropelkami wódki, które zostały na dnie butelki a następnie wykonuję szybko to, co zamierzałam. Brat krzywi się za każdym razem, gdy przebijam skórę, ale nie narzeka. Musi się pokazać jako twardziel, a ja błagam w myślach, żeby szef nie zauważył, że to tylko licha maska.

– Jeszcze tylko jedno wkłucie i… gotowe. Nie ruszaj się. – Sięgam po nożyczki do jednej z szafek i odcinam nitkę. – Może nie jest idealnie, alejest.

– Dzięki – szepcze brat, choć nie słyszę w jego głosiewdzięczności.

Wstaję i odwracam się do szefa. Mężczyzna uśmiecha siępółgębkiem.

– Mogę już wyjść? – pytam.

– Jeśli skończyłaś, to tak. Droga wolna. – Wskazuje mi dłonią drzwi. – Już wiem, do kogo się zgłosić, jeśli będzie trzeba pocerować moichludzi.

Nie wiem, czy żartuje, czy mówi poważnie. Wolę nie dociekać. Wykorzystuję chwilę i czmycham z kuchni. Drzwi zamykają się za mną. Staję przy wejściu do pokoju, ale coś powstrzymuje mnie przed przekroczeniem progu. Nie chcę podsłuchiwać, nie chcę, aby ciężar informacji spadł i na mnie, ale nie potrafię się ruszyć. Chyba się boję. Tak, nie tylko o brata, ale o całą naszą rodzinę. Co teraz z namibędzie?

– Codo…

Głos ojca nagle skutecznie wyrywa z odrętwienia. Mam dziwne wrażenie, że przywołałam go w myślach, choć bardzo tego niechciałam.

– Mieszkam tutaj – mówi, gdy kumpel szefa próbuje go zatrzymać. – Co tu się wydarzyło? Jagoda? Jagoda, docholery!

Nie ruszam się. Nawet wtedy, gdy dobiega i łapie mnie za ramiona. Potrząsa mną jak jakimś niedobrym dzieckiem, które w końcu należy postawić do pionu. Zauważa krew i przestaje. Jego palce sztywnieją, ciągle wbijając się w mojąskórę.

– Kuba… – szepcze pod nosem i od razu puszcza. – Gdzie on jest? Gdzie jest mójsyn?

Mam ochotę się rozpłakać. Uciec stamtąd i zapomnieć o tej okropnej nocy. Ojciec, nie otrzymawszy odpowiedzi, po prostu fuka pod nosem i odchodzi. Palące się w kuchni światło sprawia, że od razu kieruje się w tamtąstronę.

Przez moment, gdy drzwi się uchylają, widzę Kubę. Wciąż siedzi na krześle. Teraz opiera się łokciami o blat stołu, a palce zaciska na blond włosach, ukrywając w ten sposób swoją twarz. Przy nim siedzi szef. Wyciągnął na sam środek kuchni krzesło i usiadł na nimokrakiem.

Łysy mężczyzna patrzy w stronę wchodzącego do środka ojca, a wtedy nasze spojrzenia przez moment się spotykają – w jego oczach czai się coś niedobrego. Zanim jednak się nad tym zastanowię, ojciec zamyka drzwi, odcinając mnie od męskiego świata pełnego przemocy iniebezpieczeństw.

Rozdział 5

– Jeszcze raz bardzo dziękujemy za twojąpomoc…

Głos ojca wydaje się nie brzmieć tak pewnie jak zawsze. Nie słyszę go zbyt dobrze, bo siedzę zamknięta w pokoju, ale dam sobie rękę uciąć, że każde słowo przechodzi mu przez gardło z wielkim trudem. Nie lubi się mierzyć z wyższymi od siebie, choć przez większość życia próbował imdorównać.

Naciągam koc, a sprężyny w łóżku uginają się pod moim ciężarem. Korci mnie, żeby podejść do drzwi i wsłuchać się w dalszą rozmowę. Po krótkiej walce z samą sobą, zbieram się na odwagę i to robię. Chcę wiedzieć, jakie konsekwencje poniesie Kuba oraz co dokładnie grozi naszej rodzinie przez to, że zawalił akcję. Z tyłu głowy przewija się również pytanie o pieniądze, które namobiecano…

– Dziękuj twojej córce – rzuca szef, akcentując mocniej ostatniesłowo.

Zamieram. Mnie? Ojciec chyba jest równie zdziwiony co ja, bo przez dłuższą chwilę nie wie, copowiedzieć.

– O-oczywiście – duka w końcu. – Pewnie jeszcze nie śpi, a nawet jeśli, to mogę jąobudzić.

– Nie, nie trzeba – mówi mężczyzna, a nutka rozbawienia w jego głosie wcale nie sprawia, że się relaksuję. Jest w niej coś niepokojącego. – Niech się wyśpi po nocy pełnej przygód. Zasłużyła.

Przerywa i każe swoim sługusom zabrać rzeczy. Ojcu kończy się czas. Gdy szef tylko przekroczy próg naszego mieszkania, szanse na to, żeby zadziałać na korzyść naszej rodziny, spadną poniżejzera.

– Poza tym dobrze sobie poradziła z szyciem – rzuca mimochodem pomiędzy kolejnymi rozkazami, a ja ponownie się dziwię. – Choć twoja buźka, młody, nie będzie co prawda taka śliczna jakwcześniej.

– Co teraz ze mną będzie? – Głos Kuby jest niezwyklecichy.

Napięcie, które rośnie pomiędzy mężczyznami, jest wyczuwalne nawet u mnie wpokoju.

– Znasz zasady… Bawisz się w bohatera, łamiesz je, wylatujesz – odpowiada bezemocji.

Nie takich słów wszyscy oczekiwali. W mojej głowie przewijają się wspomnienia z dnia, gdy Kuba dostał lepszą pracę. Ojciec był z niego wtedy taki dumny. Chciał, żeby syn osiągnął wszystko to, co dla niego było jużniedostępne.

Jeśli teraz nic nie wskóra, będzie musiał pogodzić się z faktem, że i Kubazawiedzie.

– A może wpadniesz do nas jutro naobiad?

I próbuje. Próbuje jakoś jeszcze uratować tyłek Kuby, a przy tym swój. Chichot kumpli towarzyszących szefowi sprawia, że zaczynam się obawiać, jak zakończy się dla nas ten wieczór. Ojciec zaczyna trajkotać. Zawsze tak robi, gdy sięstresuje.

– Jagoda bardzo dobrze zna się na kuchni, musisz mi uwierzyć… Jest w tym naprawdę świetna! – mówi i mówi, a ja brak odzewu ze strony szefa uznaję za odmowę. On nie. Brnie w to dalej. – Usiądziemy, zjemy, porozmawiamy na spokojnie. Jeśli pozwolisz, zaproponuję układ, który sprawi, że wszyscy zapomnimy o tejnocy.

– Układ? – dopytuje zaintrygowany. Podłoga skrzypi pod naciskiem jego ciała. – A co takiego masz, czego ja nie mam? Myślisz, że będziesz w stanie spłacić kilka kilo dragów, które twój syn stracił przez pieprzonąbrawurę?

Unosi się, a ja zaciskam powieki. Nienawidzę, jak ludziekrzyczą.

– Wiem, jak to brzmi… – Ojciec próbuje opanować sytuację. – Ale tak jest… Załatwię wszystko do jutra. Pasuje ci o czternastej unas?

Szef nie ma zbyt wiele czasu do namysłu. Słyszę zniecierpliwione szepty jego kumpli i wiem, że są tak samo zmęczeni jak ja. Za chwilę wybije czwarta rano, a my wciąż jesteśmy na nogach, plotkując o jutrzejszymobiedzie.

– Niech będzie – odpowiada zdawkowo, po czymwychodzi.

Ojciec dziękuje kilkakrotnie, odprowadzając go do wyjścia. Przez moment trwamy w ciszy, ale już po chwili docierają do mnie ich szepty. Później słyszę, jak przesuwają szafę i robią coś z drzwiami, które finalniezatrzaskują.

– Co ty wymyśliłeś? – pyta Kuba, a ojciec głośno wzdycha. Przechodzą bliżej centrum mieszkania, dzięki czemu lepiej ich słyszę. Idą do kuchni. Jeden z nich, pewnie ojciec, otwiera puszkę piwa. Syk przebija przez dziwaczną ciszę, która zaległa po wyjściu ostatnich już tej nocy gości.

– Porozmawiamy o tym jutro, a teraz idźspać…

– Wiesz, że chciałem dobrze? – Nie ustępuje. – Chciałem załatwić nam więcej kasy. Jeśli tylko by mi się udało… Pieprzone sekundy, tato. Tylko sekundy! A moglibyśmy żyć jakkrólowie!

– Ale tak nie jest! – unosi się ojciec, lecz po chwili ponownie wzdycha. Z Kubą nigdy nie lubił się kłócić. – Ale tak nie jest…– powtarzaciszej.

– Nie wiem, co kombinujesz, ale błagam cię… Zanim coś mu zaproponujesz, dobrze to przemyśl – prosi brat, a ojciec jak zawsze weźmie pod uwagę jego spostrzeżenia. Tak już było ibędzie.

– Obiecuję, że to załatwię. Wszystko będzie jak dawniej, zobaczysz – mówi z opanowaniem, po czym dodaje stanowczo: – Idź spać, synu, jutro czeka nas trudnydzień.

– Dobranoc.

Tym razem Kuba nie protestuje. Gdy słyszę zbliżające się do pokoju kroki, szybko wracam do łóżka i obracam się w stronę ściany. Brat nie widzi mojej twarzy, choć domyślam się, że i tak wie, że nie śpię. Nie sprawdza tego ani nie zagaduje. Poprawia materac, który zostawiłam w nieładzie, i kładzie się wubraniu.

Nie przejmuje się krwią i wonią alkoholu. Zasypia szybko, a jego chrapanie łączy się z pijackim mamrotaniem, które dobiega zkuchni.

Nie potrafię zasnąć. Moje myśli krążą wokół obietnicy ojca, a głupie wewnętrzne przeczucie ostrzega, że nie wyjdzie z niej nic dobrego. Wiem, że dla Kuby zrobi wszystko – ta myśl po części mnie uspakaja, a po części sprawia, że boję się corazbardziej.

Tydzień później

Jestem potwornie zmęczona. Kobieta z celi znowu zaczęła się awanturować, nie dając mi zasnąć nawet na chwilę. W dyskusję włączyła się druga, równie temperamentna. Obie najwyraźniej nie potrzebują ani godziny snu, aby zregenerować się po nocnejbójce.

– Jak nie przestaniesz się na mnie patrzeć, to ukręcę ci ten zasrany łeb – rzuca moja nowa kumpela z celi, a po plecach automatycznie przechodzą mi ciarki. Nawet jeśli groźba nie jest kierowana do mnie, czuję strach. – No co sięszczerzysz?!

– Przez kratki będzie to trudne, zdziro. – Uśmiecha się szerzej druga, zaciskając dłonie na żeliwnych rurkach. Widzę na jej knykciach zaschniętą krew i rany powstałe zapewne przy starciu z twarzą mojej nowejznajomej.

Sytuacja robi się coraz ciekawsza. Kilka innych zatrzymanych podobnie jak ja przygląda się ich kłótni. To nasza jedyna atrakcja. Wyzwiska szybują pomiędzy kobietami niczym pociski zkarabinu.

– Znajdę cię – grozi jej ponownie. – Znajdę cię, tak jak zrobiłam to teraz. Pożałujesz, słyszysz? Pożałujesz!

Uderza z całej siły w kraty, a huk roznosi się po areszcie. Podskakuję na łóżku przestraszona, co nie umyka uwadze rozwścieczonej kobiety. Rzuca mi pełne furii spojrzenie. Przełykam głośno ślinę. Nagle nastaje przerażającacisza.

– A ty co się gapisz, paniusiu? – cedzi w moją stronę. – Też chceszdostać?

– Nie… ja… – dukam, wciskając plecy w zimną ścianę celi. – Po prostu nie mogę zasnąći…

– Przeszkadzam księżniczce we śnie? – ironizuje, podchodząc bliżej. Zmasakrowane dłonie opadają na ścianę po bokach mojej głowy. Jest na tyle blisko, że czuję jej nieświeży oddech. – Jeśli masz problem ze snem, to znam na to sposób. Jesteś ciekawa jaki?

Kręcę głową, próbując odsunąć się od kobiety najdalej, jak tylko mogę. Obserwuję jej zaciśniętą szczękę, groźnie spoglądające oczy i pulsującą z napięcia żyłkę naskroni.

W co ja sięwpakowałam?

– Zapytałam o coś! – Uderza ręką o ścianę, a tynk osypuje się na mojeramię.

– N-nie, nie trzeba. – Silę się na pewnyton.

Zupełnie mi to niewychodzi.

– Hm… – mruczy, po czym klepie mnie kilkakrotnie w policzek. Nie za mocno ani nie za lekko. – Szkoda, wielka szkoda. Gdybyś była chętna, to doskonale wiem, jak sprawić, żebyś zapadła w bardzo… bardzo głęboki sen. A do tego miejsca nie przybędzie żaden książę, który mógłby zbudzić ciępocałunkiem.

– Świerk, zostaw ją wspokoju.

Nie zauważamy, kiedy do pomieszczenia wchodzi policjantka o rudych włosach. Nie jest zbyt wysoka, ale budzi respekt u większości zatrzymanych. Ma poważny wyraz twarzy, dzięki czemu idealnie maskuje jakiekolwiek emocje. Przynajmniej te pozytywne.

– Och, Anastazja… – śmieje się Świerk. – Nie dasz mi się pobawić ześwieżynką?

Policjantka mierzy ją ostrym spojrzeniem, po czym wskazuje dłonią, aby ode mnie odeszła. Gdy oprawczyni odsuwa się o kilka kroków z uniesionymi rękami i szelmowskim uśmiechem na ustach, funkcjonariuszka sięga do kieszeni munduru po 
klucze.

– Idziesz ze mną, Przesmycka – rzuca w moją stronę. – Nie wiem tylko, czy tam, gdzie cię zabieram, będziesz bawiła się równie dobrze cotutaj…

Rozdział 6

Dzwonek do drzwi sprawia, że cała się napinam, podobnie zresztą jak reszta rodziny. Ojciec szybko gasi telewizor, po czym poprawia nerwowo koszulę, która podwinęła się podczas drzemki na fotelu. Rano próbował ją wyprasować, ale wreszcie odpuścił i sama musiałam tozrobić.

– Idź, otwórz – szepcze domnie.

Jego twarz jest blada, spocone dłonie ciągle wyciera w stare spodnie. Ich nogawki są wytarte, a guzik od dawna ledwie trzyma się na ostatniej nitce. Kuba również nie wygląda za dobrze – przestępuje z nogi na nogę, spoglądając niepewnie naojca.

To dzisiaj jego przyszłość zostanieprzesądzona.

Dzwonek się powtarza, a ja wychodzę z salonu poganiana przez nerwowy głos ojca. Ta atmosfera udziela się wszystkim. Zasycha mi w gardle, a palce momentalnie zaczynają miąć rękawy sukienki. To Kuba kazał mi ją włożyć. Mam tylko jedną – czarną, tę samą, którą założyłam na pogrzeb mamy. Jest już trochę za mała, przez co sięga nieco za wysoko, odsłaniającnogi.

Wczoraj ojciec z Kubą odsunęli szafę na miejsce, drzwi też jakoś wstawili. Gdzieniegdzie widać wgniecenia od butów, nawet pojawiła się większa dziura tuż przy klamce. Na razie jednak nie mamy kasy na zakup nowych. Otwieram wszystkie zamki i wpuszczam do mieszkania światło i zimne powietrze z klatki.

– Wybieramy się do kościoła? – pyta szef, gdy jego wzrok prześlizguje się po moimstroju.

Nie wiem, co odpowiedzieć. On wygląda podobnie jak w nocy. Jeansy i bluza. W świetle dnia jestem w stanie zauważyć jego kilkudniowy zarost. Ja musiałam z samego rana iść do sklepu, aby kupić Kubie nową maszynkę, ponieważ nie chciał się pokazaćnieogolony.

– Mogę? – niecierpliwisię.

Kiwam szybko głową i odsuwam się na bok. Wchodzi do środka, nie spoglądając już w moją stronę. Głos ojca wypełnia całą przestrzeń, a zadowolenie, którym ociekają jego słowa, jest wręcz nie dozniesienia.

Jeśli z tego spotkania wyniknie coś dobrego, to stanie się najprawdziwszycud.

Zamykam drzwi. Mam ochotę palnąć się w głowę i nawrzeszczeć na siebie za głupie zachowanie. Nie potrafię wydukać przy nim nawet jednego sensownego słowa? Dlaczego? Powinnam być silna. DlaKuby.

– Weź się w garść – szepczę do siebie pod nosem, po czym odsuwam się odfutryny.

Gość umiejscowił się już na fotelu ojca, któremu na pewno niezbyt się to podoba, ale nie daje tego po sobie poznać. Pyta szefa o różne drobne sprawy, a także zagaduje o pogodę, jednak ten odpowiada mu zdawkowo iwymijająco.

– Szybko uporaliście się zdrzwiami.

To jedyne zdanie wyrażające zainteresowanie naszym stanem po ostatnich wydarzeniach. Kuba spogląda na mnie błagalnie, dając mi jasno do zrozumienia, że już pora podać obiad i choć na chwilę przerwać tę dziwną i nieprowadzącą donikądkonwersację.

– Tak, tak… – szczerzy się ojciec. – Kuba to bardzo pracowity chłopak. Prawdziwa złota rączka, że tak powiem! Praktycznie sam je zamontował, a przecież takie drzwi to ważą sobie niemało, wkońcu…

Znikam w kuchni. Muszę jak najszybciej przynieść ten obiad, żeby nasz gość zaraz nie wziął nóg za pas. Nakładam na talerze pięknie pachnące mięso, dodaję ziemniaki i surówkę, po czym ponownie wchodzę dosalonu.

Talerze kładę przed szefem i ojcem. Obaj na mniespoglądają.

– Wygląda przepysznie! – mówi ojciec, a ja uśmiecham się sztucznie.

Nie cieszę się z komplementu, choć od dawna ich nie słyszałam. To wszystko na pokaz. Odgrywamy cudowną rodzinę, żeby przeżyć. Staram się grać jak najlepiej, choć stres pożera mnieżywcem.

Kolejne talerze lądują na stole, a ja siadam na pustym krześle obok szefa. Kuba i ojciec zajmują miejsca na kanapie. Uderzenia widelców i noży zastępują słowa. Na chwilę. Wyczuwam chęć ojca do rozpoczęcia ponownej dyskusji, lecz najwyraźniej wyczerpał już wszystkie przygotowane przed spotkaniem tematy. Kuba wciąż jest zbyt zestresowany, żeby wydukać choć jednosłowo.

– Jak się czujesz? – pytaszef.

Na początku nie orientuję się, że to ja powinnam odpowiedzieć na to pytanie. Trzeźwieję, kiedy czuję lekkie uderzenie ojca w nogę. Spoglądam na mężczyznę, który z uśmiechem wpatruje się w moją zdziwioną minę. Przełykam surówkę i wzruszamramionami.

– Dobrze… Chyba dobrze – odpowiadam, bo sama nie wiem, co innego mogłabympowiedzieć.

Spuszczam wzrok, próbując się skupić na dosmażonej panierce. Odkładam też sztućce. Wątpię, że zdołam jeszcze cokolwiek przełknąć.

Tamte wydarzenia staram się zachować w najdalszym zakamarku mojej pamięci. Jest to trudne. Wielokrotnie budziłam się tej nocy, alarmowana jakimś nawet niezbyt głośnym dźwiękiem. Później długo nie mogłam zasnąć – adrenalina buzowała we mnie zupełnie jak wtedy, gdy trzymałam w ręku broń. Jestem po prostu przewrażliwiona, ale to minie. Za tydzień zapomnę o wszystkim i wrócę do dawnego trybużycia.

– To musiało być dla ciebietrudne.

Ojciec ponownie uderza mnie pod stołem. Zauważam, jak wskazuje głową w stronę szefa. Czyli teraz to ja muszę uratować Kubę. Po prostuwspaniale.

– Szczerze mówiąc, niewiele pamiętam – wyznaję, zaciskając dłonie na materiale sukienki. – Działałam automatycznie. Liczyło się dla mnie tylko to, żeby nic nie stało sięKubie.

Przełykam ślinę. Staram się opanować, lecz serce bije mi jak oszalałe. Wciąż nie mogę znaleźć w sobie na tyle odwagi, aby ponownie spojrzeć w stronę szefa. Coś w nim budzi we mnieblokadę.

Na co dzień nie mówię zbyt dużo, lecz przy nim wolę milczeć bardziej niż zwykle. Czuję, że każde słowo zapisuje w swoim umyśle i głęboko przetwarza. Testuje nas, jego przyjście budzi strach i niepokój. Kuba może zostanie uratowany, a może nie… Wszystko zależy od niego. Odszefa.

– Jesteś bardzo dzielna… – przerywa i zerka na mnie z niemym pytaniem.

– Jagoda – przedstawiamsię.

– Jesteś bardzo dzielna, Jagodo – powtarza. – Ja mam na imię Kacper i jak już wiesz, jestem przełożonym twojego brata. Tylko ode mnie zależy jego los… – mówi, po czym odkłada sztućce. Obiad jest w połowieniedojedzony.

Przełykam ślinę iodpowiadam:

– Wiem.

– Mam zatem do ciebie jedno pytanie. Czy twój brat wykazał się taką samą odwagą jakty?

Panikował. Mój brat panikował jak dziecko, błagał mnie o to, żebym nic nie robiła. Nie próbował nas uratować. Wrócił do mieszkania, żeby poczuć się bezpiecznie, nie zwracając uwagi na to, że naraża w ten sposób mnie i ojca na niebezpieczeństwo. Mójbrat…

– Był dzielniejszy ode mnie – mówię z trudem, a żeby zaakcentować swoje słowa, podnoszęwzrok.

Twarz szefa jest napięta. Promienie słońca przedzierające się przez okna balkonowe opadają na jego ogoloną głowę. Cienie, które kłębią się w rysach twarzy, podkreślają surowość wyglądu. Nie znajduję w jego oczach wesołości, widzę w nich tylko powagę izniecierpliwienie.

– Jeśli tak mówisz – odpowiada, unosząc brew. Nie wierzy mi i wcale mu się nie dziwię. – W takim razie, Hubert… Chciałeś mi coś zaproponować, o ile dobrzepamiętam?

Ojciec peszy się pod wpływem jego spojrzenia. To dziwny widok, biorąc po uwagę, że jest od niego o jakieś trzydzieści lat starszy.

– Tak, układ… racja – mówi, co sprawia, że szef zaciska mocniej szczękę.

– Kłamałeś? – dopytuje, a ojciec z werwą kręci głową. – Mów w końcu, nie mam zbyt dużoczasu.

– Chcę… Chcę, żeby Kuba wrócił do pracy – mówi, nabierając pewności siebie. – Zrobił tylko jeden mały błąd. To chyba jeszcze nie jest grzech? Chłopak chciał się przed tobą popisać… Chciał sprawić, że gozapamiętasz.

– Oj, to mu się udało. – Przerywa zparsknięciem.

Szef dowiedział się o tym wyłącznie przeze mnie. To ja dałam mu cynk, to ja sprowadziłam go do naszego mieszkania. Jeśli to się nie uda, to ojciec będzie winił o tomnie.

– Tak, tak, ale… – urywa i zastanawia się przezmoment.

Nie wiem, czy gra na czas, czy próbuje w ten nieudolny sposób zainteresować szefa Rudy swoim pomysłem. Kątem oka zauważam, że mężczyzna zaciska dłonie w pięści. Przełykam głośno ślinę. Ojciec stąpa po cienkim lodzie. Mam ochotę się odezwać, uratować jakoś tę sytuację, ale co ja mogę zrobić? Nie znam tego świata. W naszej rodzinie od zawsze obowiązywała niepisana zasada: kobiety powinny trzymać się z dala od tych spraw. W ogóle to cud, że mogę tu siedzieć i przysłuchiwać się ich rozmowie. A może powinnamuciekać…?

– Mój towar przepadł, bo twój syn postanowił nim handlować nie na naszym terenie – krzywi się. – Zadarliśmy z Hutą, a Kuba naraził na ich ataki nie tylko członków naszego gangu, ale też swoją rodzinę. Jagoda miała już z nimi do czynienia, ty, Hubercie, może będziesznastępny.

– Przyznałem, że zrobił głupotę, ale jest jeszcze młody – mówi i klepie Kubę po ramieniu. Ten prawie ugina się pod naciskiem masywnej dłoni. – Wrócę za niego do roboty. Zgarnę kilku swoich kumpli z osiedla i wyrobimy potrójną normę. Jeśli się sprawdzimy… Pozwolisz Kubie wrócić. Oto mojapropozycja.

To beznadziejny plan. Nie muszę nawet spoglądać w stronę szefa, żeby wiedzieć, że myśli to samo – jego zirytowane westchnięcie idealnie podsumowuje marne starania ojca. Wstaje z miejsca, przez co ja również się podrywam, chcąc go przepuścić. Ojciec patrzy na mnie zniezadowoleniem.

– Proszę… – korzy się przednim.

Widzę, jak wiele go to kosztuje. Szef chwilę się zastanawia, a ja tracęnadzieję.

– Możemy pójść na układ – mówi, zbijając mnie tym z pantałyku.

Ojciec uśmiecha się z ulgą. Nawet kąciki ust Kuby powoli się unoszą.

– Ale na moichzasadach.

Czarpryska.

Wskazuje na mnie dłonią, a ja zamieram. Czego on chce? Stoimy tuż przy sobie, wciśnięci pomiędzy stół ameblościankę.

– Chcę twojącórkę.

– Co? – wyrywa mi się. Nagle czuję się bardzo słabo, opieram się dłońmi na krześle. – Nierozumiem…

– Mam zadanie stworzone idealnie dla ciebie – mówi z uśmiechem. – Oczywiście to ty decydujesz. Nie mam prawa cię do niczegozmuszać.

On może nie, ale…

Odrywam wzrok od szefa i spoglądam na swoją rodzinę. Twarz Kuby straciła już jakikolwiek kolor. Niby patrzy na mnie, ale mam wrażenie, że jego wzrok niesie się dalej – jest zupełnie nieobecny. Ojciec nie wygląda lepiej. Przez jego oblicze przechodzą przeróżne emocje, jak gdyby nie mógł się zdecydować, czy to dobrerozwiązanie.

– Jeśli się zgodzę, to Kuba wróci do pracy? – pytam.

– Postaram się mu zapewnić odpowiedni powrót i przymknę oko na wczorajszą sytuację – odpowiada. – Jeśli tylko sięzgodzisz.

– Tato?

Ojciec nie odpowiada, a jego wzrok przeskakuje po podłodze. Walczę ze sobą, nie wiedząc, co zrobić. Nie chcę stąd odchodzić, nie chcę pracować dla gangu. Strach prawie podcina mi nogi, ale ponad wszelakie emocje przebija sięrozum.

Wiem, co muszę zrobić. To Kuba zarabia teraz na rodzinę – bez niego nie spłacimy zaległego czynszu ani długu w sklepie. Jest tutaj bardziej potrzebny niżja.

Kocham to życie – oczywiście. Rozglądam się po okropnych zielonych ścianach i zawieszonych na nich bohomazach z targu. Tu się wychowałam, tu jest mój dom. Jednak to nie na murach PRL-owskiego bloku zależy mi najbardziej, ale na mojej rodzinie. Na moimbracie.

Obiecałam to matce. Miałam się nim zająć. Miałam go ochronić. Czy to nie był jedyny właściwywybór?

– Zgadzamsię.

Robi mi się gorąco. Mam ochotę uciec z pokoju najszybciej, jak tylko się da. Z ojca uchodzi powietrze. Nie wiem, czy to z powodu ulgi, czy może zdenerwowania. Kuba natomiast zupełnie nie reaguje na moje słowa, nawet nie chce spojrzeć mi w oczy – ciągle błądzi nimi po podróbce perskiegodywanu.

– Możesz posprzątać, kochanie? – pyta mnie ojciec z wymuszonym uśmiechem. Dawno nie zwracał się do mnie w ten sposób. – Teraz mężczyźni muszą poważnieporozmawiać.