Umowa z milionerem - Julia James - ebook

Umowa z milionerem ebook

James Julia

3,6

Opis

Małżeństwo Alexandrosa Larakisa z Ariadne Coustakis miało przynieść korzyść obu rodzinom: Coustakisowie spokrewnią się z grecką arystokracją, a Alexandros zyska ich imperium biznesowe. Jednak Ariadne ucieka dzień przed ślubem. Alexandros oddycha z ulgą, bo choć bardzo mu zależy na fuzji, to nie chce się żenić. Tymczasem Coustakis niespodziewanie oznajmia, że ma jeszcze drugą, nieślubną córkę. Jest nią mieszkająca w Londynie Rosalie Jones. Alexandros dostaje adres, pod którym ją znajdzie…

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 143

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,6 (13 ocen)
3
5
2
3
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Julia James

Umowa z milionerem

Tłumaczenie: Zbigniew Mach

HarperCollins Polska sp. z o.o. Warszawa 2022

Tytuł oryginału: The Greek’s Penniless Cinderella

Pierwsze wydanie: Harlequin Mills & Boon Limited, 2020

Redaktor serii: Marzena Cieśla

Opracowanie redakcyjne: Marzena Cieśla

© 2020 by Julia James

© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2022

Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.

Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.

Harlequin i Harlequin Światowe Życie są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.

HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.

Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A. Wszystkie prawa zastrzeżone.

HarperCollins Polska sp. z o.o.

02-672 Warszawa, ul. Domaniewska 34A

www.harpercollins.pl

ISBN 978-83-276-7905-5

Konwersja do formatu EPUB, MOBI: Katarzyna Rek / Woblink

PROLOG

Alexandros Lakaris odwrócił się gwałtownie i zmarszczył brwi okalające jego ciemne oczy.

– Do diabła! Co mam zrobić? Siłą poprowadzić ją do ołtarza? – odezwał się podniesionym głosem do Stavrosa Coustakisa.

Ten odchylił się na krześle i spojrzał na niego obojętnym wzrokiem. Miał nietypowe dla Greka szarozielone oczy. W przeciwieństwie do Alexandrosa, którego rodzina mogła się pochwalić długą i świetną historią, Stavros niewiele wiedział o swoich przodkach.

– Przyznaję, że jestem nikim… – odparł ze szczerością w głosie. W jego głosie pobrzmiewał cyniczny ton nowobogackich, do którego rozmówca zdążył się już przyzwyczaić – …ale stałem się niezwykle bogatym człowiekiem – dokończył, wpatrując się w Alexandrosa twardym wzrokiem. – Siła nic nie da. Ariadne uciekła. Sprzeciwiła mi się i nie jest już moją córką.

Stavros był człowiekiem brutalnym i bezwzględnym. Alexandros przyglądał mu się podejrzliwie. Wiadomość, że tak brutalnie wydziedziczył własną córkę, przeszyła go chłodem. Ale pamiętał też uczucie ulgi, jakiego doznał na wieść o nagłym wyjeździe byłej narzeczonej.

Nie śpieszył się do porzucenia wolnego i kawalerskiego stylu życia. Ani krótkich romansów bez żadnych zobowiązań, których miał mnóstwo z racji tajemniczo-pociągającego wyglądu, bogactwa i wysokiej pozycji w kręgach śmietanki towarzyskiej Aten. Romansował tylko z pięknościami. Był dopiero lekko po trzydziestce i przed ożenkiem pragnął jeszcze trochę pocieszyć się beztroskim życiem playboya.

Takie podejście kłóciło się jednak ze spoczywającą na jego barkach podwójną odpowiedzialnością. Miał nie tylko przedłużyć sięgającą Cesarstwa Bizantyńskiego linię rodziny Lakaris, ale i działać według słów ojca, które ten niestrudzenie mu powtarzał. Stare pieniądze trzeba bez przerwy uzupełniać nowymi. Inaczej straci się wszystko.

Słuchał tej maksymy przez całe dzieciństwo. Jego dziadek łączył wystawny tryb życia greckiego arystokraty z pochopnymi inwestycjami, przez co rodzina znalazła się na skraju bankructwa.

Cień rodzinnych kłopotów finansowych towarzyszył Alexandrosowi przez lata chłopięce. Ojca nieustannie nachodzili wierzyciele. Matka żyła w ciągłym strachu, że będzie musiała sprzedać ich piękną, elegancką rezydencję położoną w wiejskiej okolicy nieopodal Aten. Ojciec bez chwili wytchnienia starał się odwrócić losy rodziny i wymazać z jej pamięci beztroską rozrzutność dziadka. Udało mu się spełnić to zadanie z nawiązką.

Gdy syn osiągał pełnoletniość, rodzina znów była na szczycie. Jednak za dorastającym młodzieńcem, jak niewidzialny cień, ciągnął się wpojony przez ojca obowiązek kontynuowania dzieła. Alexandros miał zapewnić, że rodzinie nigdy więcej nie zabraknie pieniędzy, a jej majątek będzie się tylko pomnażał, nie kurczył.

Teraz właśnie nadarzała się idealna okazja w postaci wzajemnie bardzo korzystnej fuzji z potężną firmą Coustakisa, którego obszar działań finansowych idealnie pasował do biznesowego portfolio Alexandrosa – od ubezpieczeń po inwestycje w nowe i obiecujące spółki.

Już ojciec – przed swoją przedwczesną śmiercią – mocno naciskał na takie połączenie. Nie tylko z racji przyszłych korzyści. Uparcie twierdził, że związki ich rodziny z Coustakisem mogą i powinny być jeszcze bliższe. Że córka Stavrosa, Ariadne, byłaby świetną partią dla syna. Świadomie przymykał oko na prostackie maniery i niejasne początki biznesowe tego wywodzącego się z biednej rodziny Greka, który do wszystkiego doszedł własną pracą.

Alexandros rozumiał ojca. Ariadne, choć ledwie po dwudziestce, idealnie nadawała się na synową. Ta inteligentna, dobrze wychowana i olśniewająco piękna brunetka obracała się w tych samych co on elitarnych kręgach śmietanki towarzyskiej stolicy. Oboje świetnie się rozumieli. Dla jego rodziców liczyło się nie tylko, że jest dziedziczką ojcowskiej fortuny. Zmarła matka Ariadne pochodziła z bardzo zacnej rodziny i latami przyjaźniła się matką Alexandrosa, Kyrią Lakaris.

Coustakis też w proponowanej umowie widział coś więcej niż zwykłą korporacyjną fuzję. Chciał – co wprost powiedział Alexandrosowi – zostać teściem, dziadkiem jego dziecka i członkiem jednej z najznamienitszych greckich rodzin.

Jednak mimo entuzjazmu ojca i nalegań matki, syn wciąż nie mógł się zdecydować. W końcu się ugiął.

Sądził, że tak samo myśli Ariadne, której chęć wyrwania się spod kurateli dominującego ojca dorównywała niechęci do ożenku. Nie kochali się, ale lubili, a Alexandros zamierzał zrobić wszystko, by zostać opiekuńczym mężem i kochającym ojcem ich dzieci.

Jednak dzisiejszego popołudnia niespodziewanie otrzymał esemes, który sprawił, że natychmiast przyjechał do typowej dla nowobogackich posiadłości Caustakisa na ekskluzywnym przedmieściu Aten.

„Nie mogę za ciebie wyjść. Wyjeżdżam z Aten. Przepraszam cię, Ariadne”.

Dziewczyna sama usunęła mu się z drogi, mógł więc bez przeszkód zająć się tym, co cały czas było dla niego najważniejsze – fuzją z Coustakis Corporation.

Bez konieczności ożenku!

– Widzisz, Ariadne dała mi kosza, ale od początku uważałem, że ślub nie jest tu najważniejszy – wrócił do rozmowy ze Stavrosem.

Skierował wzrok na siedzącego za ogromnym złoconym biurkiem rozmówcę. Alexander pragnął jak najszybciej opuścić tę ociekającą złotem i przytłaczającą blichtrem rezydencję, która raziła go zwykłym brakiem gustu. Cenił sobie estetyczny minimalizm panujący w jego luksusowym miejskim apartamencie. A zwłaszcza prostotę skąpanej w bieli i ozdobionej niebieskimi okiennicami willi na swojej wyspie Kallistris.

Sama myśl o tym miejscu podnosiła go na duchu i dodawała skrzydeł. Prywatna wyspa – jego raj na ziemi położony o pół godziny lotu śmigłowcem. Zaszywał się tam, gdy tylko pozwalała mu na to praca czy towarzyskie obowiązki członka ateńskiej elity. Kupił Kallistris zaraz po tym, jak osiągnął pełnoletniość. Wiedział, że cokolwiek przyniesie mu los, wyspa zawsze będzie jego schronieniem.

Wybierał się na nią jeszcze dziś wieczorem, by odpocząć w czasie weekendu. Z dala od wszystkiego i wszystkich. Od siedzącego naprzeciw niego mężczyzny, którego szczerze nie znosił i którego córki nie chciał brać za żonę. A teraz już nie musiał. Coustakis może zapomnieć o rodzinie Lakaris.

I wnuku.

Ale najpierw Alexandros chciał uzyskać odpowiedź w jedynej interesującej go kwestii – fuzji. Wiedział, że jego rozmówca jest równie twardym graczem jak on.

– Musimy zawrzeć prawne „porozumienie co do zasady”. Czekam na odpowiedź. Wieczorem lecę na Kallistris – rzucił i od niechcenia spojrzał na zegarek.

Obaj prowadzili wyrachowaną grę nerwów.

Larakis oczyma wyobraźni już widział zachód słońca nad zatoką i wchodzący nad nią księżyc.

Utkwił wzrok w Stavrosie i zauważył zmianę w spojrzeniu jego wyłupiastych oczu. Czaił się w nich zjadliwy błysk. Co, u diabła?

– Przykro mi z powodu esemesa…– odparł Coustakis fałszywie miękkim głosem.

Zbyt miękkim, pomyślał Alexandros.

– Wiesz… – teraz jego głos brzmiał wyzywająco – …jeśli tak bardzo zależy ci na fuzji, to mam nadzieję, że zamiast na Kallistris, polecisz do Londynu… – uśmiechnął się złośliwym uśmiechem – …by wyciągnąć stamtąd… – nawet nie ukrywał drwiącego uśmiechu i cynicznie prowokującego rozbawienia w oczach – …moją drugą córkę.

Alexandros znieruchomiał i popatrzył na niego osłupiałym wzrokiem.

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Rosalie ciężko westchnęła. Zalegała z czynszem. Była głodna.

Pewnego dnia rzuci to wszystko. Nie będzie sprzątać brudów innych ludzi. Żyć w ciągłym przygnębieniu i kupować ubrań w obskurnych sklepach z używaną odzieżą.

Kiedyś nie będzie biedną sprzątaczką.

Dorastała w biedzie i znała ją od podszewki. Jej samotna matka, która całe życie miała problemy zdrowotne, utrzymywała ich z marnego zasiłku. Rosalie opiekowała się nią już jako dziecko i później jako młoda kobieta. Nigdy nie miała własnego życia. Zawsze była sama – tylko ona i biedna schorowana matka. Mieszkały w ciasnym, nędznym mieszkanku w najgorszej części londyńskiego East Endu.

Ojca nie znała i nie wiedziała, czy żyje. Matka rzadko go wspominała. W swoim smutnym życiu przeżyła tylko ten jeden romans. Znałam go tak krótko – wzdychała, rozmawiając z córką w samotne wieczory. – Jako cudzoziemiec pracował w Londynie na budowie. Był taki romantyczny! Wkrótce zaszłam w ciążę, ale on już wyjechał. Pisałam do jego firmy, że jestem w ciąży, ale wszelki ślad po nim zaginął. Nigdy się nie odezwał…

Ani do córki, która już jako dziecko spisała go na straty. Obie miały tylko siebie.

Teraz Rosalie nie miała już i matki, która zeszłej chłodnej zimy przegrała walkę z chronicznym zapaleniem płuc. Po jej śmierci córka musiała opuścić czynszowe mieszkanko i straciła zasiłek. Ale, choć raczej wymawiała sobie to uczucie, zyskała wolność.

Opłakiwała matkę i tęskniła za jej ciepłem. Wiedziała jednak, że w wieku dwudziestu sześciu lat nareszcie może zacząć własne życie. Zająć się sobą i wyrwać z błędnego koła ubóstwa. Zdobyć zawód i na zawsze opuścić ponure, niebezpieczne wieczorem uliczki East Endu.

Szorując brudną podłogę, poczuła lekki ból w plecach. Pracowała od ósmej, a zbliżała się czwarta po południu. Została jeszcze kuchnia. I koniec. Odda klucz w agencji sprzątaczek, wróci do swojego przyciasnego pokoiku ze wspólną łazienką i zajmie się tym, co najważniejsze – nauką.

Zapisała się na internetowy kurs księgowości, bo wierzyła, że tylko on da jej szanse na wyjście z biedy. Ale aby opłacić czesne i czynsz, musiała harować od rana do nocy. Nikt nie pytał jej o zdrowie.

Podniosła się z kolan i wylała brudną wodę z miednicy do zlewu. Napełniła ją ponownie, dodając świeżą porcję płynu do podłóg, i chwyciła mop.

Nagle usłyszała dzwonek do drzwi. Zamarła z przerażenia, bo dzielnica, gdzie pracowała, nie należała do bezpiecznych. Po chwili odłożyła miednicę i ostrożnie uchyliła drzwi. Widok na klatkę schodową zasłaniał jej wysoki mężczyzna.

Zdumiona otworzyła szeroko usta.

Ciemne włosy i niezwykłe wpatrzone w nią oczy… Twarz…

– Szukam Rosalie Jones – usłyszała wypowiedziane niskim, zmysłowym głosem słowa.

Po akcencie poznała, że jest cudzoziemcem.

Wpatrywała się w stojącego naprzeciw mężczyznę, nie mogąc oderwać wzroku.

Przez chwilę milczała.

– A kto pyta? – spytała zadziornym, ale pełnym obaw tonem.

Ktoś o takim wyglądzie i ubiorze tylko przypadkiem mógłby się znaleźć w tak podejrzanej okolicy, gdzie matki zabraniały dzieciom wieczorem wychodzić z domu. Nieznajomy pasował tu jak pięść do oka.

Nie dlatego, że był cudzoziemcem, bo tych widywała w Londynie codziennie, lecz z powodu towarzyszącej mu aury kogoś przybywającego z innej planety. Uprzejmy i wytworny wnosił powiew bywalca wielkiego świata, luksusu i bogactwa.

Elegancki garnitur, jedwabny krawat ze złotą spinką i błyszczące jak lustro buty. Nic tu nie pasowało do niczego. A najmniej to, że pytał o Rosalie…

Jego twarz przybrała nagle ostrzejszy wyraz, jakby mężczyzna nie nawykł, że ktoś w ogóle zadaje mu pytania.

– Muszę z nią porozmawiać – odparł, ignorując jej pytanie. – Jest gdzieś tutaj? – spytał lekko zniecierpliwiony.

Mocniej zacisnęła rękę na klamce.

– Ja jestem Rosalie Jones – odpowiedziała z ociąganiem w głosie.

Mężczyzna popatrzył na nią z głębokim niedowierzaniem w oczach. Ich spojrzenia się spotkały.

– Ty? Niemożliwe!

Na jego pokrytej czarnym męskim zarostem twarzy wciąż malowało się zdumienie zmieszane z niewiarą, ale też coś, co sprawiło, że Rosalie nagle poczuła się zawstydzona swoim wyglądem.

Jak on mnie widzi? – przebiegło jej przez głowę. – Po całym dniu sprzątania wyglądam jak ostatnie czupiradło.

Alexandros pchnął drzwi i wszedł do środka.

Serce podskoczyło jej do gardła. Zawstydzenie ustąpiła miejsca lękowi.

– Co pan robi? – spytała oburzona.

Patrzył na nią z tym samym niedowierzaniem, co przedtem, ale bardziej surowo. Jakby przygotowywał się na poważną rozmowę.

– Na pewno jesteś Rosalie Jones?

Uniosła głowę. Nieznajomy znacznie górował nad nią wzrostem. Swoją sylwetką zdawał się wypełniać cały słabo oświetlony przedpokój. Mężczyzna wzbudzał w niej instynktowny strach, ale i nieodparcie ją pociągał. Nienagannie przycięte kruczoczarne włosy i hipnotyzujący wygląd. Wciąż uważnie się jej przyglądał ciemnymi oczyma ocienionymi długimi rzęsami.

– Taaak… – wydusiła ze ściśniętym gardłem.

W końcu jednak zdobyła się na odwagę.

– Kim pan jest i czego chce? – spytała, patrząc mu w oczy.

– Alexandros Lakaris. Przychodzę od twojego ojca.

Alexandrosowi w głowie wciąż brzmiało echo słów Stavrosa.

Mam drugą córkę. Mieszka w Londynie. Jeśli wciąż chcesz naszej fuzji, wyciągnij ją stamtąd. Mieszka z matką. Lub przynajmniej mieszkała ostatnio. Znałem jej matkę jakieś dwadzieścia pięć lat temu, gdy pracowałem w Anglii. Przelotny romans. Rozstaliśmy się i poszliśmy własnymi drogami. Od początku wiedziałem, że mam córkę. Przywieź ją do Aten. Czekam z niecierpliwością. Zastąpi ci narwaną Ariadnę, którą wydziedziczyłem.

Tyle usłyszał od Stavrosa.

Czuł irytację zmieszaną ze złością, że przyszły partner biznesowy nie tylko go przechytrzył. Coustakis wciąż chciał zostać jego teściem.

Niedoczekanie!

Przypominając sobie te słowa, odczuwał gniew, który teraz tylko pogłębiał jego zły nastrój. Zobaczy się z zupełnie mu nieznaną córką miliardera i szybko wybije jej z głowy jakiekolwiek oczekiwania, które ojciec mógłby zasiać w jej głowie. Tylko dlatego przyleciał do Londynu.

Ożenek z Ariadne, którą znał niemal od dziecka, to jedno. Co innego małżeństwo z jej przyrodnią siostrą! Ten absurdalny pomysł nie był wart nawet chwili namysłu. Ma przywieźć jakąś dziewczynę do Aten, by zawracała mu głowę?

Samo wspomnienie drwiącego tonu Stavrosa wywoływało w nim wściekłość. Teraz jednak doszedł nowy powód. Zupełnie inny…

Przenikliwym wzrokiem patrzył na stojącą przed nim kobietę. Wciąż nie mógł uwierzyć, że jest córką Stavrosa. Niemożliwe.

Przecież jest biedna jak mysz kościelna. Coustakis był jednym z najbogatszych ludzi w Grecji i w Europie. Jego druga córka nie może mieszkać w tak obskurnym mieszkaniu i w takiej podejrzanej dzielnicy. Co innego, gdyby mieszkała w którejś z ekskluzywnych dzielnic, jak Chelsea, Notting Hill czy Knighstbridge.

Jednak właśnie ten adres Stavros zapisał mu na kartce, którą teraz zaskoczony Alexandros bezwiednie miął w dłoni. Co córka miliardera robiłaby w takim zapuszczonym i niechlujnym miejscu? Może to tylko gra, a Coustakis chce za grosze wykupić tutejsze grunty, zburzyć stare domy i postawić luksusowe apartamentowce?

Alexandros stał jak wryty i przyglądał się kobiecie wzrokiem pełnym niedowierzania. Miała na sobie poplamioną koszulkę z krótkim rękawem, bufiaste bawełniane spodnie, a na rękach żółte gumowe rękawice. Włosy związała w kok. Na twarz bezładnie opadało jej kilka mokrych kosmyków.

Twarz…

Wciąż nie mógł pozbyć się pierwszego fatalnego wrażenia, jakie wywarł na nim wygląd kobiety. Absurd sytuacji przesłaniał mu zdolność widzenia.

Jednak teraz…

Odezwał się w nim mężczyzna. Zmrużył oczy i uważnie spojrzał na zmęczoną i bladą twarz kobiety. Dostrzegł na szyi smużkę brudu i pot. Czerwone plamki na policzkach…

Ale poza tym…

Była to twarz o delikatnych rysach i miękkich, pełnych ustach oraz pięknych, szarozielonych oczach mimo widocznych pod nimi ciemnych podkówek.

Znów przeżył szok. Te wyjątkowe oczy mówiły mu, że od samego początku był błędzie.

Ona naprawdę jest jego córką.

Jej dotąd nieruchomą twarz nagle ożywiły takie same emocje, jakie on przeżywał przed chwilą.

– Mojego… ojca…? – zaczęła po długiej chwili milczenia.

Mop bezwiednie wypadł jej z ręki, oczy zaszły mgłą, a przedpokój zawirował. Oparła się ręką o ścianę, by nie upaść.

Co mówi ten mężczyzna?

Nie mam ojca… Nigdy nie miałam… Nigdy.

Myśli krążyły jej w głowie jak oszalałe.

Przedpokój dalej wirował.

Stała, ciężko oddychając.

Alexandros chwycił ją za ramię i poprowadził przed sobą do kuchni. Niemal siłą posadził ją na krześle stojącym przy chybotliwym i odrapanym stole. Miała pustkę w głowie, ale powoli odzyskiwała równowagę. Zamglonymi oczyma patrzyła na stojącego przed nią mężczyznę. Zmuszała się, by słyszeć i rozumieć jego słowa.

– Tak, twojego ojca… Stavrosa Coustakisa

– Stavrosa… jak? Cous…Cous…? – powtórzyła cicho.

Alexandros stał pochylony i patrzył na nią, marszcząc brwi. Uniosła głowę. Wiedziała, że nie powinna, ale jak urzeczona wbiła wzrok w jego twarz. Wspaniale wycięte rysy i kości policzkowe. Długie rzęsy i gęste brwi sprawiały, że jego ciemne oczy zdawały się jeszcze ciemniejsze.

Ten niezwykły mężczyzna właśnie powiedział jej coś, czego nigdy nie spodziewała się usłyszeć.

– Stavros Coustakis – powtórzył.

Jego głos dobiegał do niej jak przez warstwę waty. Imię i nazwisko brzmiało tak, jakby pochodziło z obcego świata.

Tak samo jak wypowiadający je mężczyzna.

– Mam… ojca? – wyszeptała, mrugając z niedowierzaniem oczyma.

Słowa z trudem przeciskały się przez gardło.

Nieznajomy przyglądał jej się z coraz większym zaciekawieniem. Zmarszczył czoło i brwi, jakby nie rozumiał jej pytania.

– Nie wiedziałaś, że jest twoim ojcem?

– Nie… Skąd miałabym wiedzieć? – odparła, patrząc na niego zamglonym wzrokiem.

Alexandros wciąż nie wierzył, że kobieta jest tą, za którą się podaje. A jeszcze bardziej, że nie wie, czyją jest córką.

Wypowiedziane przez niego słowo „ojciec” wciąż brzmiało jej w uszach. Sama nigdy go nie używała. Po co? Nie miało z nią nic wspólnego, bo nikt taki nie istniał. Może poza żałośnie krótkim jak mgnienie oka czasem, gdy miał romans z jej nieszczęśliwą matką. Potem rozpłynął się w nicości.

Jednak teraz znów zaczął istnieć. Ta myśl wstrząsnęła nią tak głęboko, że zimny dreszcz przeszył jej ciało.

– Jak mnie znalazł?

Pytanie to samo pojawiło się w jej głowie jak błysk.

Wyczekującym wzrokiem popatrzyła na nieznajomego, który przekazał jej tę sensacyjną, niesamowitą i niezwykłą wiadomość.

– Ojciec wie, że jestem!

Wybuchłe z siłą wulkanu emocje sprawiły, że nie zauważyła, że ciemne oczy nieznajomego nagle straciły blask.

– O to musisz spytać jego samego – odparł Alexandros.

– Gdzie on mieszka?

Pytanie samo wymknęło się z jej ust. W głosie Rosalie brzmiało pragnienie zmieszane z nagłą tęsknotą.

– W Atenach – usłyszała krótką odpowiedź.

– Atenach? Jest Grekiem?

Rosalie szeroko otworzyła oczy.

Wróciły do niej słowa matki.

Był cudzoziemcem… pracował w Londynie na budowie.

– Tak – Alexandros wrócił do rozmowy oschłym głosem. – Twoje inne pytania mogą zaczekać. – Alexandros rozejrzał się po przedpokoju. – Weź swoje rzeczy. Wychodzimy.

– Co? – spytała, patrząc niego z niedowierzaniem.

W jego ciemnych oczach znów widziała złość. Mocniej zacisnął usta.

– Zabieram cię do Aten. Do ojca.

Rosalie patrzyła na niego osłupiałym wzrokiem, jakby nie rozumiała, co się stało.

Alexandros przyleciał do Londynu z jednym zamiarem – ostrzec córkę Stavrosa przed chytrym planem ojca. Jednak teraz jego wściekłość na miliardera znalazła nowe źródło. Zawsze wiedział, że Coustakis to bezwzględny prostak, który wydziedziczył Ariadne, ale to, co uczynił drugiej córce, było wprost… niewybaczalne.

Przez całe życie trzymać ją w niewiedzy i skrajnej nędzy! Jak bezduszny musi być człowiek, który tak postępuje?

Emocje kotłowały się w nim jak wulkan. Z trudem powstrzymywał wściekłość. Sravros chciał, żeby przywiózł mu córkę. Dobrze. Alexandros chętnie to zrobi. Nie ma mowy, by zostawił ją w tym slumsie.

Rosalie chętnie z nim wyszła. Właśnie dowiedziała się o ojcu i nic dziwnego, że chciała go zobaczyć. Nie miała już czego szukać w tym mieście, gdzie, żeby się utrzymać, musiała sprzątać brudy po obcych.

Wrzuciła do skrzynki na listy klucz od mieszkania i oboje szybko opuścili dom. Alexandros władczym ruchem ręki przywołał kierowcę swojej limuzyny.

Cieszył się, że podczas jazdy nie męczyła go pytaniami. Miałby kłopot z odpowiedziami. Zwłaszcza na jedno – skąd ojciec dowiedział się o jej istnieniu.

Sam musiał jednak zadać jej kilka pytań. Choćby o paszport. Odpowiedziała twierdząco i podała mu adres swojego mieszkania.

Wydał polecenie kierowcy.

Po kilku minutach limuzyna zatrzymała się przed wiekową na wpół zrujnowaną czynszówką. Alexandros popatrzył na dom z głębokim niesmakiem w oczach. Z fasady odchodził tynk. Weszli na obskurną klatkę. Metalowe poręcze schodów, na których walały się butelki i śmiecie, były zardzewiałe i połamane. Miał wrażenie, że wchodzi do spelunki, gdzie za chwilę jakiś osiłek zaczepi go o pieniądze.

Rosalie poszła do mieszkania. Alexandros czekał na schodach. Wróciła po kwadransie ze starą podniszczoną walizką.

Cały jej dobytek, pomyślał. Po latach tak ciężkiej pracy! Poczuł uścisk w sercu.

Rosalie wyglądała już nieco lepiej. Założyła wyblakłe dżinsy i miękką bluzę. Starannie upięła włosy. Użyła perfum. Pozbyła się nieznośnego zapachu środków czyszczących, którym przesiąkł jej ubiór roboczy. Jednak nawet makijaż nie mógł przesłonić widocznych na twarzy śladów zmęczenia.

Tylko jej oczy wciąż błyszczały świeżym blaskiem.

To one czyniły ją piękną…

Co w niej jest, że wciąż przyciąga jego wzrok? Błyskawiczna decyzja Alexandrosa, by mimo wszystko przywieźć ją do Aten, wynikała jednak tylko z oburzenia na bezduszny sposób, w jaki Stavros skazał córkę na poniewierkę.

Może teraz poczuje wstyd i wynagrodzi jej cierpienia? Może ona poda go do sądu i odbierze mu część majątku? Nawet za cenę opowiedzenia swojej historii brukowcom? Przecież to jego krew.

Jedno z pewnością się nie zdarzy. Alexandros nie ulegnie szalonemu pomysłowi Stavrosa, by zastąpić Ariadne zupełnie nieznaną kobietą.

Ślubu nie będzie, choćby przez to rozwiały się nadzieje i marzenia o fuzji, a projekt jego życia legł w gruzach.

Nigdy nawet nie rozważy możliwości małżeństwa z Rosalie.

ROZDZIAŁ DRUGI

Dalsza część dostępna w wersji pełnej

Spis treści:

OKŁADKA
KARTA TYTUŁOWA
KARTA REDAKCYJNA
PROLOG
ROZDZIAŁ PIERWSZY
ROZDZIAŁ DRUGI
ROZDZIAŁ TRZECI
ROZDZIAŁ CZWARTY
ROZDZIAŁ PIĄTY
RODZIAŁ SZÓSTY
ROZDZIAŁ SIÓDMY
ROZDZIAŁ ÓSMY
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY