Uciekając przed jutrem - Sylvia Wyka - ebook

Uciekając przed jutrem ebook

Sylvia Wyka

4,7

Opis

Saga o Braciach Roszczenko. Dziedzictwo po dziadku to zalążek czystego zła, który na wszystkich odcisnął piętno. Uciekając przed jutrem to romans pełen sekretów, brutalności i emocji które zabiorą was w mroczną podróż, gdzie namiętność miesza się z nienawiścią. 

Z jakimi demonami przeszłości walczy Olivia i przed czym ucieka? Dlaczego uparcie twierdzi, że ma krew na rękach. Kiedy podejmuje pracę w hotelu, u rodziny Roszczenko, jeszcze nie wie, jaki mrok pochłania braci.
Olivia spróbuje odkryć, które rany są gorsze. Fizyczne czy te pozostawione głęboko w duszy? Będzie musiała podjąć trudną decyzję. Dwaj bracia - jeden wybór.

Aleksander po traumie z dzieciństwa, nie dopuszcza do głębszych relacji z kobietami. Do tej pory wypadek i jego konsekwencje były tajemnicą. A co, gdy na drodze Aleksa stanie dziewczyna z równie dramatyczną przeszłością? Czy Aleks da radę walczyć z pożądaniem i z rodzonym… bratem?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 493

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,7 (64 oceny)
46
15
2
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
FascynacjaKsiazkami

Nie oderwiesz się od lektury

Tą lekturę koniecznie trzeba przeczytać
00
mater0pocztaonetpl

Dobrze spędzony czas

Mocna historia
00
lili_zileono_mi

Nie oderwiesz się od lektury

Olivie poznajemy gdy podczas pracy w barze przystawia się do niej jakiś obleśny klient, typ nie umie utrzymać rąk przy sobie, przez co kobieta wybucha i oblewa go napojem. Przypadkowymi obserwatorami tego zdarzenia są bracia Roszczenko Aleksander i Matej, pomimo ich wstawiennictwa kobieta traci pracę. Bracia proponują jej pomóc i pracę u siebie w nowo powstałym hotelu, Olivia niepewnie, lecz nie mając wielkiego wyboru korzysta z oferty braci. Na miejscu okazuje się że oferta jest jest znacznie lepsza niż na początku się wydawało, po za pracą otrzymuje wyżywienie i zakwaterowane. Aleks od dawna jest zauroczony Olivią, do baru chodził tylko po to by na nią popatrzeć, jednak to Matej pierwszy wyciąga do niej rękę, czyn niesamowicie wkurza brata. Każdy z mężczyzn skrywa swoje mroczne sekrety, przeszłość która odcisnęła na nich piętno, Olivia też ma swoją mroczną historię, która wciąż ją ściga. Czy kobieta będzie umiała wybrać pomiędzy braćmi? Przed czym ucieka? Co skrywają bracia? Przed cz...
00
Izabela_1977

Nie oderwiesz się od lektury

końcówki takiej się nie spodziewałam
00
BarbaraIrena79

Nie oderwiesz się od lektury

fantastyczna historia pełna zwrotów akcji bólu nadzieii i ludzi czasem kochających czasem zagubionych czasem........ będących sobą niedoskonałych i uciekających
00

Popularność




Sylvia Anna Wyka

Uciekając przed jutrem

RedaktorAlicja Gajda

© Sylvia Anna Wyka, 2022

Z jakimi demonami przeszłości walczy Olivia i przed czym ucieka? Dlaczego uparcie twierdzi, że ma krew na rękach. Kiedy podejmuje pracę w hotelu, u rodziny Roszczenko, jeszcze nie wie, jaki mrok pochłania braci.

Aleksander po traumie z dzieciństwa, nie dopuszcza do głębszych relacji z kobietami. Do tej pory wypadek i jego konsekwencje były tajemnicą. A co, gdy na drodze Aleksa stanie dziewczyna z równie dramatyczną przeszłością?

Czy Aleks da radę walczyć z pożądaniem i z rodzonym… bratem?

ISBN 978-83-8273-948-0

Książka powstała w inteligentnym systemie wydawniczym Ridero

Dziewięć miesięcy wcześniej

Biegłam boczną uliczką przez park. Wiedziałam, że droga w tym miejscu jest nieoświetlona. Było chłodno, skostniały mi palce. Chciałam zacisnąć ręce w pięści, ale bałam się, że poczuję tę lepką maź. Dyszałam, mimo tego przyspieszyłam jeszcze bardziej. Starałam się mieć przewagę… no właśnie nad kim? Nad policją, nad tymi ludźmi? Wiedzieli o mnie. Wczoraj wieczorem Jakub powiedział, że przyjdą po nas. Po nas! W co on się wpakował? Zbyt mało gówna nas otaczało?

Znałam trasę, jeszcze ostatni zakręt, ostatnia prosta i powinnam być na miejscu. Adidasy uderzały z chlupotem o nawierzchnię. Co chwilę wpadałam w potężne kałuże, ale nie zawracałam sobie głowy tym, by je omijać.

Wybiegłam przez małą bramkę i wreszcie zwolniłam, nie chciałam tu wzbudzać podejrzeń. To irracjonalne, bo często biegałam tą trasą, ale dziś… rozejrzałam się dokładnie. Światła przy drugiej i czwartej klatce były zapalone. Jedna z żarówek migała, kończyła żywot.

Z kieszeni wyjęłam klucz i chusteczkę. Za metalowymi drzwiami klatki schodowej przystanęłam na chwilę i spojrzałam przez prostokątną szybkę. Oddech skroplił się na niej. Pusto, nic podejrzanego. A może tylko takie miałam wrażenie. Może czekali na mnie? Zgrzałam się, pot oblepił mi skronie, kark i plecy, ale wewnątrz czułam zimny dreszcz. Wcisnęłam poplamiony czerwienią, lichy materiał do kieszonki w spodniach. Zaczęłam wbiegać po kilka schodków naraz. Nie zapaliłam światła. Przed samymi drzwiami mieszkania upuściłam klucze. Cholera. Podniosłam je szybko i wycelowałam po omacku w zamek. Szczęk otwieranego mechanizmu odbił się echem od ścian. Nie mogłam opanować drżenia rąk.

Zamknęłam za sobą drzwi i wzięłam głębszy wdech. Poczułam smród wymiocin, który wydobywał się ze zwiniętego dywanu. Miałam go wyrzucić, bo mimo wylania na niego tony środków czyszczących nadal w powietrzu unosił się ten odór. Potrzebowałam kilku rzeczy, postanowiłam, że zniknę na parę dni, aż wyjaśni się to… wszystko. Mogłam przecież zatrzymać się u Evy.

Wpadłam do łazienki, wzięłam mydło i odkręciłam wodę. Szorowałam ręce. Myłam jedną i drugą dłoń na przemian, między palcami i aż do przedramion, jak w filmach. Miałam gdzieś, że woda robi się coraz bardziej gorąca. Całe rękawy były już mokre, nie zwracałam na to uwagi, chciałam tylko pozbyć się tej krwi.

Ciągle ją czułam. Śliską, przerażająco ciepłą. Wzięłam małą szczoteczkę, szybkim ruchem szorowałam paznokcie, włosie wbijało się w opuszki. Sama nie wiedziałam, że płaczę; zorientowałam się dopiero wtedy, gdy wycierałam dłonie w ręcznik. Krople kapały powoli, spływały po szyi. Znów byłam mokra.

Przetarłam twarz i zaczesałam rękami włosy. Na pralce leżała torba na siłownię, w środku był strój. Wrzuciłam do niej kosmetyczkę. Z szafy w pokoju zgarnęłam parę bluzek i kilka par spodni. Musiało wystarczyć, nie miałam już czasu. No właśnie.

Ile mi go jeszcze zostało?

ALEKSANDER

Obecnie

Światła i neony powoli zaczynały drażnić moje oczy. Współczułem kelnerkom, które przebywały w tym lokalu znacznie dłużej niż ja. Zamówiłem kolejnego bezalkoholowego drinka tylko dlatego, że podobała mi się blondynka przynosząca zamówienia do naszego stolika. Mijałem się z nią w korytarzu obok łazienek, pachniała wanilią. Nie wiedziałem, że można dobrać sobie tak zmysłowy zapach. W sumie przyjechałem tu z Matejem ze względu na nią, warto było nacieszyć oko. Ostatnio wymieniliśmy parę zdań, wydawała się miła, ale coś dziwnego kryło się w jej spojrzeniu. Intrygowała mnie.

— Przestań się tak gapić na tę dupę, wypiłeś już tyle, że całą noc będziesz szczać. Teraz też latasz do kibla jak szczeniak.

— Odpieprz się, Matej, od tego, gdzie latam. Dziewczyna jest sumienna, schludna, za każdym razem wyciera tacę. Przy barze poprawia słomki, uzupełnia serwetki, ściera plamy. Rzetelna, a to rzadkość w takich klubach. Opędza się od tych zalanych w trupa gogusiów, mimo że mogłaby za parę niewinnych klapsów zarobić spore napiwki.

— No rzeczywiście, widziałem, jak tamtemu przydeptała stopę obcasem, niby niechcący. Ma charakterek. Masz niezłe oko. — Klepnął mnie po plecach.

— Ani się waż jej werbować — rzuciłem wściekle, czym zaskoczyłem samego siebie.

— No coś ty, spokojnie. — Bawił się papierosem. — Dopiero wyszedłem z ośrodka, muszę zobaczyć, jak się sprawy mają. Zresztą to nie ten typ kobiet. Ta jest twarda, widać to po niej. Te uległe i wiecznie płaczące mnie wkurwiają, ale szybciej przychodzą pracować.

— Że też chce ci się w to bawić. — Pokręciłem głową z niesmakiem.

— Przypatrzmy się lepiej. — Odszukał ją wzrokiem w tłumie. — Fajna. Za niska jak dla ciebie, dla mnie w sam raz. Góra średnia, ale ujdzie. Blondynka…

— Ty masz gdzieś związki — wypaliłem.

— Odezwał się, kurwa, materiał na męża i ojca. Twarz ma niebrzydką, figurę przeciętną… W sumie dobra dupa nie jest zła — roześmiał się.

— Olivia. Ma na imię Olivia — podkreśliłem, coraz bardziej zirytowany tymi komentarzami.

— Skąd wiesz? — Spojrzał zdziwiony.

— Ostatnim razem, jak zabierałem twoje zwłoki z tej kanapy, to się przedstawiła.

— Nie wyglądasz jak po szybkim numerku… — Zmrużył oczy. Zdawały się bardziej podkrążone niż zazwyczaj.

— Bo go nie było.

— Czyli będzie? — Matej na chwilę założył ręce za głowę tak, jakby chciał się przeciągnąć.

— Nie — stwierdziłem i zerknąłem na nią.

— Odmówiła ci? — dociekał.

— Nie o to chodzi — westchnąłem. Sam nie wiedziałem, dlaczego lubiłem patrzeć, jak się porusza.

— Alek, wiesz, że podoba mi się twoje podejście. Spotkać, zaliczyć i pożegnać. Masz charakter, nie to co nasz braciszek.

— Daj mu spokój, dowaliłeś z Mią, wręcz zjebałeś.

— Lubisz ją — bąknął. — Za każdym razem tak ciepło, pizdowato o niej mówisz.

— Traktuję ją jak siostrę, cieszę się, że Dawid tak dobrze trafił.

— Są razem?

— Tak. Nie próbuj tego psuć. Zresztą wiedzą, że wyszedłeś. Dawid jest gotowy urwać ci łeb, jeśli zbliżysz się do jego kobiety.

— Dałem sobie z nimi spokój, poważnie. — Upił łyk drinka.

— Mam nadzieję.

— Szkoda tylko Gašpara — mruknął.

— Z tym się akurat nie zgodzę. Chory sukinsyn. — Napiąłem się lekko i poczułem jakiś dreszcz niepokoju pełznący po plecach.

— Przestań! Dobry pracownik. Można było na nim polegać. W nocy, o północy. Kurwa… Był dla mnie ważny.

— Wiesz, co jej zrobił? — Pokręciłem głową na samo wspomnienie; dziewczyna przeszła naprawdę sporo. Osobiście tego nie widziałem, ale dało się zauważyć, jak wielkie piętno odcisnęło na psychice Mii.

— Coś tam wiem, nie ona jedna ma za sobą takie przejścia. — Surowe rysy twarzy jeszcze bardziej mu się wyostrzyły.

— Ale mogliśmy tego uniknąć.

— Oni mogli, mnie w to nie mieszaj. — Podniósł ręce w geście poddania, a zegarek zsunął mu się nieco w dół.

— Po co była ta akcja w jej domu? Pamiętasz coś z tego wieczora?

— Niewiele. — Uciekł wzrokiem.

— O, proszę, szczerość? A to dziwne w twoim wydaniu. Może jednak ten odwyk coś dał.

— Co chcesz, kurwa, usłyszeć?

— Ja?! Nic. — Wszyscy wiedzieli, że po tamtej sytuacji przeprosiny to za mało i nie należą się mnie. Spojrzałem na ekran telefonu. Żadnych wiadomości.

— Zjebałem, Dawid nie chce mnie widzieć, o niej już nie wspomnę. Temat zamknięty, żyjemy dalej. Nie pierwszy raz odjebałem coś po alko czy prochach.

— Mam nadzieję, że ostatni.

— W obronie powiem, że na trzeźwo też potrafię odpieprzać.

Matej podniósł rękę, przywołując obsługę. Wiedziałem, że nie chce gadać; rzeczywiście — ostatnie parę miesięcy w naszej rodzinie to totalne bagno. Mię przeciągnęli przez piekło, a jednak była, trwała przy Dawidzie, chociaż nadal mierzyli się ze swoimi demonami. Oby wygrali tę walkę.

Po chwili zgrabna blondynka podeszła do naszego stolika.

— Coś jeszcze podać?

— Jednego drinka, złotko — odpowiedział Matej, wypiwszy duszkiem resztkę w szklance.

Olivia zerknęła na mnie.

— Dzięki, mi wystarczy póki co. — Uniosłem swoją, do połowy pełną. Jak tak dalej będę zamawiał, pomyśli, że jestem jakiś chory. Ileż można żłopać…?

— Może chcecie coś przekąsić? Mamy dziś w ofercie nóżki z kurczaka, właśnie przyjechały, są ciepłe i świeże.

— Dzięki, Olivia.

— Pamiętasz, jak mam na imię? — Uśmiech rozświetlił jej twarz. Lekko zbliżyła się do mnie, założyła pasmo jasnych włosów za ucho. Lubiłem kobiety w długich, a choć jej sięgały ledwo do ramion, kompletnie mi to nie przeszkadzało.

— Pewnie, że tak — odpowiedziałem.

— Jakbyś czegoś potrzebował, daj znać. — Pochyliła się, jakby miało to trafić tylko do moich uszu. Chciałem przyjrzeć się jej oczom. Podobał mi się ich błękit, który zapamiętałem z ostatniej wizyty. Cholera, co oni zrobili z tymi światłami? — Twój znajomy urządzi się tak jak ostatnio? — Przyciszyła głos i lekko wskazała podbródkiem na tępaka, którego usilnie próbowałem wyprowadzić na dobrą ścieżkę.

— Matej? To mój brat, powiedzmy, że robię za niańkę. A ty? Ciężka noc? — Skinąłem głową na stolik w rogu, z którego łypał na nią facet z piwnym brzuszkiem.

— Straszny natręt. — Wywróciła oczami. — Nie pomagają nawet cięte riposty.

— Niemożliwe, żeby kobieta o takim delikatnym wyglądzie znała jakieś cięte riposty… — Flirtowałem, kurva, do niczego mi to nie było potrzebne, ale działo się ot tak, po prostu. Już ostatnio próbowałem ją rozśmieszyć.

— Normalnie mówię, że takie tandetne teksty na mnie nie działają… — Lekko przekrzywiła głowę.

— Normalnie?! Czyli dla mnie robisz wyjątek? — Poczułem się pewniej, chyba że z natury była miła dla wszystkich.

— Możliwe. — Ściskała w ręku mały notatnik.

— Dobrze wiedzieć, bo „normalnie” to ja też nie sypię takimi kwestiami.

— Każdy tylko tak mówi, a później jeden wieczór w klubie i rzucasz nimi jak z rękawa.

Lubiłem szczere dziewczyny. Oboje się uśmiechnęliśmy.

— To co, wymiana numerami telefonu? — Idiota ze mnie, powinienem zaproponować jednorazowe spotkanie w hotelu i zaraz potem ją sobie odpuścić. Ale czy zgodziłaby się pójść ze mną?

Chciała coś odpowiedzieć, jednak nie zdążyła, bo jakiś klient znów wołał ją uporczywie. Ja też zorientowałem się, że przywołuje ją gestem.

— Przepraszam, muszę iść — rzuciła przez ramię i chwilę później sunęła szybkim krokiem między tańczącymi ludźmi.

Matej milczał i otaksowywał wzrokiem salę. Ostatnio trochę się uspokoił, chyba ten odwyk coś pomógł, a może chciałem sobie to tylko wmówić. Byłem zmęczony niańczeniem brata, który na każdym kroku starał się udowodnić, że jestem do niczego. Chyba miał to po dziadku — te same wady, brak zalet. Dziadek też krytykował nas na potęgę. Nie lubiłem wracać do czasów, gdy stanowił część naszego życia. Oparłem głowę o skórzany zagłówek. Myśli znów skierowałem na Olivię, wydawała się pełna energii, takiej pozytywnej. Jasna jak beza, nie wiem, czy przesadnie słodka, ale kolor jej włosów przypominał mi te ulepki.

— Czego się szczerzysz? — usłyszałem zaczepny ton Mateja.

Szybko przetarłem twarz, sprawdziłem, czy rękawy koszuli są na swoim miejscu — tuż przed łokciami, ani milimetra wyżej. Zrobiłem to bardziej z wyrobionego już nawyku niż w obawie, że się podwinęły.

— Zaproponowałbym jej pracę — powiedziałem w nagłym przypływie geniuszu. Mógłbym oglądać ją częściej, gadać z nią. Nie musiałem mówić tego na głos, by wiedzieć, jak niedorzecznie to brzmi.

— Co, kurwa? Chłopie, ja wlewam w siebie alko, a to ty bredzisz! — roześmiał się z żartu.

— Mamy braki w hotelu, no ale skąd ty możesz niby o tym wiedzieć? Jest porządna, to widać, marnuje się tutaj.

Ledwo skończyłem mówić, a typek o twarzy buldoga znów zaczął się do niej przystawiać, jego łapsko wylądowało pod jej czarną spódniczką. Mundurek miaładość skąpy, facet mógł zahaczyć o majtki. Napiąłem się cały, jakby to był mój interes. Podniosłem się z miejsca, jednak zanim ruszyłem, Beza wylała mu dzbanek soku z lodem na głowę. Zrobiło się widowisko. Właściciel klubu w sekundę pojawił się obok. Podbiegł wręcz, przepraszając oszołomionego klienta, który wyskoczył do dziewczyny z łapami. O dziwo, Matej ruszył się z sofy i na równi ze mną doskoczył do zgromadzonych.

— Co jest, cholera?! Gość chyba pomylił kluby! — wrzeszczał na właściciela, jednocześnie ostentacyjnie przytulając Olivię. — To nie byle dziwki, tylko kelnerki. Gdzie z tymi łapskami?

— Oblała mnie, suka! — darł się typek, a woda kapała z jego twarzy i włosów.

— Ciesz się, że na tym się skończyło! — Złapałem szmaciarza za koszulę. Chciałem sam obronić Olivię, pragnąłem, by mój brat zniknął. Tymczasem on nagle ją wspierał; osobę, której tak naprawdę nie znał.

— Od początku się na nią uwziąłeś. — Stał po jej stronie.

— Macie ją zwolnić, jestem tu stałym bywalcem, nie pozwolę sobie na takie traktowanie — warczał nieznajomy.

— Podejmiemy odpowiednie kroki, proszę się nie denerwować. Olivia, pakuj się, wiesz, że jesteś na czarnej liście. Przykro mi, musimy się pożegnać — padło z ust właściciela. Palant nie uraczył jej nawet spojrzeniem. Gdyby mógł, wylizałby buldoga do czysta, włącznie z przesadnie wypastowanymi bucikami.

— Popierdolone zasady — warknęła Olivia i rzuciła zapaską kelnerską na ziemię. — Z chęcią zrobiłabym to jeszcze raz.

Widziałem, że zależało jej na pracy, dosłownie przez jedną sekundę w tych niebieskich oczach pojawił się smutek, żal, jednak zaraz znów przybrała butną minę.

— Dzięki za pomoc, chłopcy — zwróciła się do nas. Spojrzała na mnie przeciągle, klepnęła w ramię i odeszła ze słabym uśmiechem.

Mój brat, nie tracąc nawet sekundy, pognał za nią. Myślałem, że chuj mnie strzeli. Co mu odwaliło? No jasne, włączył mu się pies ogrodnika.

OLIVIA

Przystanęłam na chwilę, biorąc głęboki wdech. Co teraz? Zaczęłam się jeszcze bardziej pocić, włoski na karku przykleiły się do skóry. Umysł pracował na najwyższych obrotach. Plan, muszę mieć jakikolwiek plan. Nie miałam alternatywy, praca — to było najważniejsze, powinnam była schować pieprzoną dumę do kieszeni. Powinnam… Cholera! Pozwolić, by ten zwyrol mnie obmacywał?!

— Kurwa. — Zacisnęłam dłonie w pięści.

Nie bardzo pasowało mi spędzać noc na ulicy. Pani Adela ze stancji powinna dać mi parę dni na przeprowadzkę, a to, że szef — poprawka: były szef — miał u niej zniżki i wszystkie nowe dziewczyny, które potrzebowały zakwaterowania, wysyłał właśnie tam, nie powinno oznaczać, że muszę się wynieść od razu po tym, jak mnie zwolnił.

Spojrzałam na ekran telefonu. Żadnych wiadomości, ale za parę dni pewnie kolejny raz przeczytam: „Znowu potrzebujemypieniędzy”, i to wywróci mi wszystko w żołądku. Dobra, kubeł zimnej wody i nie ma co roztrząsać. Nie mogłam wrócić do starego mieszkania, nie po tym, co się stało. Powinnam coś z nim zrobić, bo generowało koszta, na które nie było mnie stać. Wprawdzie czynsz nie był wysoki, ale za te pieniądze mogłabym kupić coś rodzeństwu. Wyciągnęłam z kieszeni dwadzieścia euro plus napiwki z tego tygodnia, dawało to razem jakieś pięćdziesiąt. Szybko spakowałam plecak, wrzucając do środka kosmetyki i ciuchy na przebranie. Gotowa do walki ze światem wyszłam na korytarz, uderzając wprost w idealną marynarkę Mateja.

— Powoli, gdzie ci się tak spieszy? — Zerknął mi przez ramię. — Nocujesz tutaj?

— Nie, to pokój wypoczynkowy, chociaż powinien nazywać się szatnią, tylko do tego służy.

— Gówniana sytuacja, ale słuchaj, jeśli chcesz, mogę załatwić ci pracę. Jeśli trzeba, to nawet z tanim noclegiem. Coś się znajdzie.

— Jaką pracę? Nie interesują mnie niemoralne propozycje. — Już chciałam go wyminąć, ale oparł rękę na ścianie tuż przed moją twarzą, tak że musiałam się cofnąć.

Bez większego skrępowania kontynuował:

— Nic z tych rzeczy. Jesteśmy właścicielami hoteli. — Wskazał głową korytarz, z którego przyszedł.

Jasne… I trafię do jakiegoś burdeliku…

— Aleks też? — spytałam z ciekawości.

— Tak, rodzinny biznes. Poszukujemy pokojówki, sprzątaczki po prostu. Może to nic specjalnego, ale jednak praca i dobrze płacimy. Generalnie ja się tym nie zajmuję, jednak mogę zrobić wyjątek.

Gdybym faktycznie mogła mieć normalną pracę… Żal byłoby nie spróbować. Z drugiej strony — szkoda się nastawiać, takie oferty nie leżały na ziemi.

— Jeśli naprawdę istnieje taka opcja, na pewno by mi pomogła. — Czy aby na pewno? Może i widziałam Aleksa, może i rozmawiałam z nim więcej niż z tym tutaj. Pewne, że nie powinnam im od razu ufać.

— Nie ma sprawy. Widziałem, jak pracujesz. Szkoda, żebyś się marnowała.

— Serio? — Moje brwi powędrowały w górę.

— Tak, potrzebujemy sumiennych ludzi.

— Mówisz poważnie? Gdzie macie te hotele? — A co, jeśli ich nie mieli? Widziałam w życiu wystarczająco dużo, by mieć oczy szeroko otwarte.

— No tak, nie znamy się. — Z kieszeni marynarki wyciągnął telefon.

— Nie zrozum mnie źle — zaczęłam, ale mi przerwał.

— Popatrz, to nasza strona. Tu masz fotki, mnie na nich nie znajdziesz. Olek zaprezentował swój dziób. — Przesunął kciukiem, by wyświetlić mi kilka zdjęć i informacji.

Trochę podziałały na ich korzyść. Faktycznie — wyglądało to całkiem okej. Przekierowanie na stronę Facebooka, wszystkie dane na miejscu…

— Może powinnam skorzystać? Nie co dzień dostaje się takie propozycje… a ja nie wierzę w zbiegi okoliczności — mruknęłam cicho.

— Nie będę naciskać, generalnie nie zajmuję się tym działem, wiem tyle, że mają braki. Kończą remont i wkrótce każda para rąk się przyda. Z początku nie będzie lekko, trzeba będzie się ubrudzić, ale później w grę wejdą zwykłe obowiązki. — Razem z Aleksem tam pracujecie? — upewniałam się niby nieco spokojniejsza, ale nadal z głową pełną wątpliwości.

Tak naprawdę nie powinnam wybrzydzać, tylko brać, co dają, bo zaraz zleci kolejny miesiąc, a ja zostanę bez wypłaty. To się nie mogło wydarzyć, byłam pod ścianą… Długi nie spłacą się same.

— Czasem jestem im potrzebny, bardziej przy początkach budowy, zakupie działek czy innych nieruchomości.

— Rozumiem. — Rozejrzałam się na boki.

— W hotelu są dziewczyny. Mieszkają na dole, nie pamiętam, by któraś narzekała na warunki. Nie mogę ci dać nic innego jak tylko moje słowo, że serio prowadzimy ten biznes. — Matej wzruszył ramionami, jedną rękę wsunął do kieszeni. Odznaczał się na tle innych gości, miał jakiś niewymuszony, luźny sposób bycia.

Martwił mnie jedynie jego wzrok. Było w nim coś niepokojącego, a może zbyt dużo temu przypisywałam?

— Długo tu pracujesz? Zależy ci na tym miejscu? Pogadać z gościem, który prowadzi ten klub? — Jakoś dziwnie napiął mięśnie ramion, chyba lubił takie podbramkowe sytuacje.

— Nie. To znaczy zależy mi, ale nie za taką cenę.

— Czyli sprawa jasna.

— Zastanowię się i dam znać. Na stronie widnieje adres tego hotelu? — Jeśli tylko faktycznie istniała taka możliwość, będę starać się o tę pracę. Mogłabym podejść tam nawet jutro.

— Tak. W takim wypadku może cię podrzucimy?

— Nie mam tak daleko, przejdę się.

— Nie wygłupiaj się, jest środek nocy. Weź swoje rzeczy, nie będziemy przeciągać tej szopki z tym twoim pożal się Boże szefem.

— Już się spakowałam. — Lekko uniosłam plecak.

— Tylko tyle? — Omiótł wzrokiem mnie całą.

Wzruszyłam ramionami.

Czy naprawdę chciałam aż tak ryzykować? Iść w ciemno? Przecież nie miałam wyboru. Zresztą chyba gorzej już nie mogło być, nie w moim przypadku.

— Świetnie, lubię minimalistyczne kobiety. Wypiłem dzisiaj naprawdę sporo, więc musimy zdać się na mojego brata. — Wskazał głową korytarz, z którego przyszedł.

— Właśnie idzie… — Zerknęłam w tamtą stronę.

— Słuchajcie — Olek zatrzymał się przed nami — jakoś się to rozeszło po kościach, ale myślę, że nie ma tam już po co wracać — powiedział i spojrzał na plecak.

— Dokładnie tak samo sądzimy. Robisz za kierowcę… a, i zaproponowałem Olivii pracę — rzucił jakby od niechcenia.

Uśmiechnęłam się leciutko na te słowa, a kiedy kluczyki od auta wylądowały na ziemi, tuż pod naszymi stopami, rozejrzałam się zdezorientowana.

— Nawet to musiałeś zrobić, tak? Specjalnie się wpieprzasz. Radź sobie… Dawid miał rację — prychnął Aleks i po prostu odszedł.

Zupełnie nie wiedziałam, o co chodzi; trwała tu jakaś druga, dodatkowa rozmowa?! Co się właściwie wydarzyło? Westchnęłam głośno.

— No to chyba nici z podwózki — stwierdził wyjątkowo sarkastycznie Matej.

Wiedziałam, że wiele wypił. Nie mogłam pozwolić, by prowadził.

— Dobra. Ja mam prawo jazdy, ty masz kluczyki. Odwiozę cię, w takim stanie nie wsiądziesz za kółko. — Podniosłam z ziemi breloczek. — Gdzie stoisz?

***

Trochę się wahałam, gdy na parkingu ogarnęła nas czerń nocy i wkoło majaczyło tylko słabe oświetlenie. Widziałam Mateja trzy razy, przy czym za pierwszym razem był praktycznie nieprzytomny. Większe zaufanie miałam do jego brata, dlatego słysząc, że obaj są właścicielami hotelu, mogłam się zdecydować na tę robotę. Więc co tu się odwaliło? Jakim cudem szłam teraz sam na sam z obcym gościem?

— Wydaje mi się, że słyszę pracę twojego mózgu aż tutaj. — Matej roześmiał się, na co zawtórowałam mu. Faktycznie zrobiłam się cicha i nerwowa.

— Dziwie tak — powiedziałam w celu jakiegoś wyjaśnienia.

— Spokojnie, mój braciszek od lat jest rycerzykiem na białym koniu. Sprawdzi za dzień lub dwa, czy aby na pewno jesteś cała i zdrowa. Jest jeszcze Dawid, kolejny próbujący stąpać ścieżką „dobra”, nie masz się o co martwić. A i w hotelu naprawdę potrzebują dodatkowej pary rąk.

— Sprawy potoczyły się dziś wyjątkowo szybko, nie miałam za bardzo czasu tego przemyśleć. — A powinnam.

— I dobrze, absolutnie nic się nie dzieje. Zawieziesz mnie, bo jestem zalany. — Szedł z rękami w kieszeniach, wyglądał na totalnie wyluzowanego.

— Super — mruknęłam.

— Gdybym miał wobec ciebie gorsze plany, już byś o tym wiedziała, nie pierdolę się w te gierki. Nie lubię tego.

— Które to twoje auto? — zapytałam, by zamknąć temat. W tym ostatnim zdaniu nie było ukrytej groźby, ale zabrzmiało ono, jakby Matej faktycznie miał coś na sumieniu.

— To najbardziej zajebiste, rzecz jasna.

— Skromniś… — Coś mnie od niego odpychało i z drugiej strony, oczywiście, przyciągało; pieprzony „bad boy”. Miałam skłonność do pchania się w ramiona tych złych, a powinnam ich unikać jak ognia. Chodząca zaraza.

***

No i tak jak zapowiedział, jechaliśmy najnowszym audi. Nie znałam się za bardzo na autach, ale na pierwszy rzut oka było widać, że jest nieziemsko drogie.

Skupiałam się na maksa — w końcu prowadziłam nie swój wóz, nie jeździłem też już chwilę. Nawet radio bałam się włączyć. Co jakiś czas dostawałam krótkie wskazówki odnośnie do drogi. Przy znaku na Lukov skręciliśmy w lewo, parę minut później wjechaliśmy na plac, tuż pod kilkupiętrowy budynek. Zapaliły się boczne halogeny. Zauważyłam wtedy, że fasada była odnowiona, z boku leżało jeszcze rusztowanie. Zaparkowałam niedaleko wejścia. Matej wyskoczył sprężystym krokiem i przeciągnął się jak kot. Koszula podjechała ciut w górę i mogłam zauważyć włoski na jego brzuchu, od pępka w dół tworzyły seksowną ścieżkę.

— Dobra, dobra, bo trzeba będzie ci dać miseczkę na ślinę. Idziemy, lalka. — Lekko skinął głową i ruszył przed siebie.

— Ej, zaraz, ja wracam do siebie.

— Nie kpij. Może i będzie z ciebie dobra pracownica, ale ta fura jest warta kupę kasy. Myślisz, że cię z nią puszczę?

— Faktycznie za dużo wypiłeś — warknęłam. — W życiu nie pożyczyłabym od ciebie auta.

— Nie szkoda ci na taxi? — Przechylił głowę w jedną stronę, lekko się przy tym zachwiał. — Prześpisz się tutaj.

Była to jakaś opcja, przecież to hotel. W dodatku Matej mówił, że mieszkają tu dziewczyny… Powinnam się jednak upewnić.

— Jest ktoś w środku?

Wytężył wzrok i przyjrzał mi się.

— Na dole aktualnie powinny nocować trzy pokojówki. Nie trzymamy ich pod kluczem. Z tyłu przy wewnętrznym parkingu jest stróżówka z ochroniarzem.

— Brzmi nieźle.

Weszliśmy w końcu do środka, hol świecił pustkami, włączone małe lampy przy recepcji delikatnie ją oświetlały. Panowałniemały bałagan, ale budynek bez wątpienia robił wrażenie. Na środku stały dwa fotele, spod folii wystawały jedynie srebrne nóżki. Szliśmy schodami, więc mogłam zauważyć, że każde piętro znajdowało się na innym etapie prac, głównie wykończeniowych. Malowanie, elektryka, może kwestie dekoracyjne… Ciekawe, kiedy otwarcie?

Na samej górze Matej otworzył jedne z drzwi i wszedł do środka. Stanęłam w progu, trochę jak zagubiona owieczka.

— Mówiłeś coś o pokoju do spania z innymi pracownicami — zagadnęłam.

Pokiwał głową i odpowiedział:

— Tak, ale teraz śpią, jutro to sobie zobaczysz.

— A gdzie dziś mam się położyć? — Skrzyżowałam ręce na piersi.

— Nie jestem dżentelmenem. Albo śpisz tutaj, na sofie, albo w drugim pokoju, ze mną na łóżku.

Wciągnęłam powietrze, automatycznie spoglądając na kanapę, która była na tyle duża, że mogłam się na niej spokojnie rozłożyć. Nie chciałam spać z prawie obcym facetem…

— Zjarałem i wypiłem dziś tyle, że z seksu nici, na pewno mi nie stanie. Więc jestem niegroźny.

— Przecież tu jest pełno pokoi — prawie warknęłam.

— Ale klucze są na dole, nie przejdę znów tych schodów.

Przygryzłam wargę. Cholera… Mogłam od razu zapytać, gdzie będę spać. Teraz, po jego zwężonych oczach, wiedziałam, że ciężko będzie wyprosić inny pokój.

— Lalka, jutro — rzucił Matej, upewniając mnie, że faktycznie ma dość. — Wszystko jutro, a teraz: jeśli jesteś głodna, musisz iść na dół i załatwić to sama. Kuchnia o tej godzinie nie pracuje. Tam — wskazał ręką jasne drzwi — jest łazienka, korzystaj. — Wzruszył ramionami i udał się do sypialni.

Przez chwilę rozglądałam się po nowocześnie urządzonym pokoju, w klasycznych kolorach czerni i bieli. Postanowiłam spać tutaj. Zdjąwszy buty, rozmasowałam obolałe stopy.

Po chwili zabrałam plecak i poszłam się umyć. Łazienka świetnie wyposażona, znalazłam nawet T-shirty w szufladach. Białe, czyste. Nowy znajomy chyba często sprowadzał tutaj koleżanki na jedną noc, zapas szczoteczek do zębów robił wrażenie. Leżały obok stosu prezerwatyw. A więc Matej stawiał sprawy jasno, może to i dobrze…? Szczerość najważniejsza.

Po cichu przymknęłam drzwi, na sofie leżały koc i poduszka. Matej domyślił się; aż dziwne, że był w stanie jeszcze chodzić. Sporo zregenerował się w aucie, podczas drogi.

Zerknęłam do drugiego pomieszczenia. Leżał na brzuchu, nagusieńki. Kompletnie nieskrępowany, że jest tutaj z obcą kobietą. Lekko chrapał, ale to akurat mi nie przeszkadzało. Wycofałam się po cichu i szybciutko ułożyłam do spania. Wyciągnęłam telefon i wystukałam jeszcze esemesa.

JA 3:42

Mała, wylali mnie, ale już nagrałam sobie nową pracę. Pamiętaj, żeby nic nikomu nie mówić. Wszystko jest dobrze, ucałuj resztę.

Gdy otworzyłam oczy, na zegarku było parę minut po jedenastej. Panowała cisza, nasłuchiwałam odgłosów z drugiego pokoju. Na marne. Od jakiegoś czasu spałam dość lekko, tak że wiedziałabym, gdyby Matej wstał wcześniej. Wygrzebałam ciuchy i poszłam zrobić coś ze sobą; zarwane nocki w pracy nie działały na moją korzyść. Podkrążone oczy i blada cera nie dodawały mi uroku, nałożyłam podkład i wytuszowałam rzęsy, nie chciałam się stroić. Jako kelnerka musiałam mieć dużo mocniejszy makijaż, jako sprzątaczce — taki w zupełności powinien wystarczyć. Założyłam czarne legginsy i bluzkę na ramiączkach, włosy związałam w krótki koński ogon.

Usłyszałam pukanie.

— Wiem, że weszłaś tam niedawno, ale chcę tylko powiedzieć, że też będę potrzebować skorzystać. Otworzyłam drzwi z uśmiechem.

— Jestem gotowa, o panie, możesz śmiało zająć łazienkę na cały dzień, jeśli potrzebujesz.

— Pyskata jesteś, lubię takie. — Przechodząc obok, obrzucił mnie zaciekawionym spojrzeniem. Przez ramię widziałam, że szczególnie zwrócił uwagę na tyłek. Nie wiedziałam nawet, czy Matej pamiętał wszystko z wczorajszego wieczora.

— Oli… — cofnął się w drzwiach — zejdź na dół i zamów nam śniadanie, telefony dziś nie działają.

Powiedział to tak po prostu, jakbym była tutaj od zawsze, jakbym wiedziała, gdzie „na dole” zamówić pieprzone śniadanie.

— Eh, faceci… — westchnęłam. Na wszelki wypadek wzięłam do ręki telefon i pomaszerowałam na dół.

Główny hol świecił pustkami, moje kroki odbijały się echem od ścian, na których wisiały piękne obrazy. Każdy przedstawiał krajobraz, ale w jednej tonacji: żółte pole zboża, zielony las, łąkę całą czerwoną od maków. Jeśli chodzi o sztukę, od zawsze byłam totalnym żółtodziobem. Absolutnie nie moja dziedzina, jednak musiałam przyznać, że te pejzaże wyjątkowo przyciągały wzrok.

— Dobrze się tu komponują, prawda? — usłyszałam znajomy głos za plecami.

Zerknęłam przez ramię.

Aleksander.

Spoglądał na mnie na szeroko rozstawionych nogach, krótkie włosy miał lekko wystylizowane. Był tak inny od Mateja… Zadziwiające.

— Są śliczne — odezwałam się w końcu. Już minęła mu złość?

— Namalowała je dziewczyna mojego brata.

— Była Mateja? Czy ma teraz dziewczynę? — W sumie do niczego między nami nie doszło, więc jakby nie było problemu, ale czekałam na tę odpowiedź. Przygryzłam paznokieć.

— Nie zorientowałaś się wczoraj? Czy nie ma to dla ciebie znaczenia? Z tego, co mi wiadomo, aktualnie nie ma nikogo. Mam jeszcze drugiego brata, Dawida.

— Nie mieliśmy za wiele czasu, by porozmawiać. Czyli sami bracia?

— Tak, jest nas trzech.

— Sama mam czworo rodzeństwa. Tak raźniej, jeśli ma się większą rodzinę.

— Pod pewnymi względami na pewno — dodał trochę tajemniczo.

— Malarstwo nie moja broszka. Od zawsze miałam do tego dwie lewe ręce. — Uniosłam dłonie i pomachałam palcami. — Te obrazy są jednak bardzo ładne.

— Co jest twoją broszką? — Zbliżył się.

— Sport. — Zastanowiłam się sekundkę. — Tak, chyba sport, lubię wiele dyscyplin.

— Widać.

— To znaczy? — Zmarszczyłam brwi.

— Masz zgrabne łydki.

Automatycznie spojrzałam w dół.

— Lubię biegać — odpowiedziałam szczerze. Zauważyłam, że nie powiedział nic o tyłku, tylko o nogach. Nietypowe.

— Pływanie? — dociekał.

— Też, chociaż rzadko. W sumie wszystko, co wiąże się z jakąś aktywnością, jest dla mnie okej.

— To fajnie. Nie szukałaś pracy związanej z pasją?

— Interesuje mnie coś dostępnego, może kiedyś przyjdzie czas na pracę, którą pokocham.

Milczał. Wyglądał, jakby się wahał. Za chwilę jednak zmienił wyraz twarzy i zapytał:

— Widzę więc, że dotarliście wczoraj cali i zdrowi. Gdzie cię ulokował?

— Na samej górze.

— W apartamencie? — warknął lekko i podparł się rękami pod boki.

Zmieszałam się. Nie znałam hierarchii pięter tutaj.

— To źle?

— Nie. — Zrobił dziwny wyraz twarzy, ale opanował się szybko. — Więc co robisz na dole?

— Wysłał mnie po śniadanie. Nie za bardzo wiem, gdzie o to pytać.

Westchnął, spoglądając na mnie przeciągle.

— Dobra. Pójdziesz do drzwi głównych i powiesz Gregorovi na recepcji, on to załatwi.

— Dzięki. — Uśmiechnęłam się delikatnie. — Miałeś wczoraj gorszy wieczór?

— Dlaczego tak sądzisz?

— Wręcz wybiegłeś z klubu, już nie mówiąc o tym, że zostawiłeś pijanego brata na pastwę losu.

— Jak widać, doskonale dał sobie radę. To duży chłopiec, jakbyś nie zauważyła.

— Nie mogłam go zostawić.

— Pofatygowałaś się więc aż do hotelu.

— Chciałam wrócić, ale był środek nocy. Zaproponował mi tu pracę, pomyślałam, że przy okazji rozejrzę się, dopytam o wszystko.

— Tak, uwierz, wiem, co ci zaproponował. — Wcisnął ręce w kieszenie.

— Masz z tym problem?

— Ależ skąd.

Lekko przekrzywiłam głowę.

— Zachowujesz się, jakby tak było. Co ci przeszkadza? Że będę tu pracować? W klubie byłeś sympatyczny, teraz nagle wychodzi z ciebie taki dupek.

Dziwnie urażona jego zachowaniem odwróciłam się i poszłam szukać tego całego Gregora. Słyszałam jeszcze wypowiadane cicho swoje imię, ale postanowiłam nie zwracać na to uwagi. Miałam dość problemów.

ALEKSANDER

Co za osioł ze mnie! Odkąd Matej wyprzedził mnie z propozycją pracy, czułem się, jakbym coś przegrał. Nagle to on stał się tym dobrym, kolejna dziewczyna leciała na niego jak ćma do światła. Nie chodziło o to, by leciała na mnie, bo ja do związków się nie nadawałem, ale Matej…? On przysparzał tylko kłopotów i dramatów. Nie no, odwyk mu pomógł. Nie było aż tak dramatycznie. Ale jak długo wytrzyma w tym stanie?

Postałem jeszcze chwilę pod ścianą i kiedy ochłonąłem wystarczająco, ruszyłem w kierunku recepcji. Od wejścia usłyszałem jej dźwięczny śmiech.

— Och, przestań, ubrudzisz sobie rączki, ja to posprzątam — stwierdził Gregor tak słodkim głosem, że aż chciało się rzygać. Położył rękę na kolanie Olivii, niby przypadkiem. Już ja znałem te sztuczki pospolitych podrywaczy.

— To ja niezdarnie przewróciłam ten wazon. Zagapiłam się. Narobiłam tylko bałaganu z tą ziemią. Zostaw, proszę, posprzątam. W końcu będzie to należeć do moich obowiązków.

— Tak, nie zabieraj pracy naszej nowej koleżance. — Nie wiem, czemu przy tej dziewczynie nie mogłem trzymać języka za zębami.

— Oli, widzisz, to jest pan Aleksander. — Gregor przybrał już inny ton głosu.

— Wiem, spokojnie. Ponoszę całą winę za ten bałagan tutaj. — Olivia ruszyła z wyjaśnieniem.

— Gdzie się nie zjawisz, są problemy — wypaliłem i od razu miałem ochotę zdzielić się w łeb. Boże, skąd ja brałem te bzdury?! Mina tej dwójki świadczyła o tym, że nie mają pojęcia, o co mi chodzi.

— Wazon się nie rozbił, jest trochę brudno, ale zaraz posprzątamy. Przy okazji opowiem Olivii co nieco o hotelu. — Gregor spojrzał na nią i wyszczerzył te swoje białe, równiutkie zęby. Nagle postrzegałem go inaczej niż zwykle.

— Olivia dziś nie będzie wypełniać obowiązków. Nic jeszcze nie jest ustalone, poza tym, że dostała polecenie od Mateja. — Zmarszczył brwi.

— Tak, mówiła. Śniadanie, już zamawiam. Dwa razy do apartamentu.

— Oczywiście do apartamentu… — warknąłem.

Tak mocno zacisnąłem szczękę, że chyba było słychać chrzęst zębów. Ciekawe, w co on pogrywał? Spoglądałem w jej twarz, nie potrafiła ukryć zdziwienia. Zrobiło mi się wyjątkowo gorąco, zacząłem podwijać rękaw do łokcia; tyle, na ile było to możliwe. Równo jak od linijki. Wygładziłem brzegi, znów podniosłem wzrok i spostrzegłem, że Olivia mi się przygląda. Przekręciła głowę w bok, lubiła to robić. Teraz pewnie oceniała. Nie ukrywała się z tym, ceniłem prostolinijne dziewczyny, a nie prostackie — znacząca różnica.

— Co? — burknąłem.

Wzruszyła ramionami i nie uciekła wzrokiem, twarda sztuka.

— Gregor, wyjdę na chwilę na powietrze i przyjdę za parę minut odebrać to śniadanie — stwierdziła, ale patrzyła mi w oczy.

— Przyniosę na górę.

Gdyby mógł, wszedłby jej do tyłka, już ja znałem ten wyraz twarzy, ten ton.

— Daj spokój, nie trzeba — rzuciła przez ramię.

Wypuściłem powietrze. Irytowała mnie tak samo, jak pociągała; spojrzałem na jej zgrabne nogi. Nic z tego, wyglądała na dobrą pracownicę, nie mogłem tego spieprzyć. Musiałem się opamiętać.

OLIVIA

Wolno wyszłam przed budynek, potarłam przedramiona. Mimo że mieliśmy czerwiec, ranki bywały chłodniejsze. Pff, pieprzenie, bałam się przyznać przed samą sobą, że ten gest pomagał mi pozbierać się do kupy. Nie mogłam, nie miałam prawa teraz się rozsypać.

Dlaczego Aleksander zgrywał takiego fajnego faceta? Na początku właśnie na to zwróciłam uwagę. Sympatyczny, wesoły… Z boku, w klubie, widziałam, że gadatliwy; trochę przy mnie zwalniał tempo. Chciałam normalności, jednak — jak widać — zawsze ciągnęło mnie do złych chłopców. I ten też okazał się chamem. Niby szkoda, a przecież nie szukałam niczego na stałe. Czasem tylko marzyłam, by położyć głowę na męskim ramieniu i wdychać przyjemny zapach. Odpłynąć i nie martwić się… Ale to jednak nie miało chyba racji bytu.

Rozejrzałam się po okolicy. Drzewa przyjemnie się zazieleniły, hotel był wybudowany dokładnie w centrum lasu — dla wielbicieli natury wprost idealnie. Wzięłam głęboki oddech. Czyste powietrze, ostatnio tak mało go miałam, zasuwałam tylko w tym klubie, chciałam zarobić jak najwięcej — poprawka — musiałam zarobić jak najwięcej. Nie mogłam wracać do przeszłości, cel to przeć do przodu. Szukać wyjścia z sytuacji.

Wyszło jak zawsze. Za jakiś czas znów będę musiała zmienić numer telefonu.

— Nad czym tak rozmyślasz? — usłyszałam twardy głos.

— Nad tym, dlaczego nagle stałeś się takim bucem. — Wywróciłam oczami.

Zbliżył się do mnie, musiałam lekko unieść głowę.

— Masz cięty język, ale pamiętaj, będę twoim szefem.

Wzruszyłam ramionami. Tak naprawdę powinnam się powstrzymać, zależało mi na tej pracy. Musiałam ją mieć, by przetrwać. Pomóc rodzinie. Te jego docinki jednak zbyt mnie denerwowały.

— Czemu się czepiasz? — spytałam otwarcie. Skrzyżowałam ręce na piersi.

— Zwaliłaś wazon.

— Odbij mi z pensji — mruknęłam, co też nie było do końca eleganckie.

— Jeszcze jej nie dostałaś. Zresztą przestań, nie o to chodzi. — Nagle odwrócił wzrok, ale tylko na chwilę.

— To o co? Chciałam posprzątać, nie moja wina, że blondas się rzucił jak pies na szynkę. — Wskazałam ręką drzwi.

— Ostrzy sobie zęby na ciebie.

— Co? Boże, jaki tekst. — Pokręciłam głową. — Do twojej wiadomości: to nie taki typ faceta.

— Skąd wiesz? — Stał na wprost mnie, ani drgnął.

— Po prostu wiem.

— Więc jakim typem ja jestem?

Zadarłam głowę i spojrzałam w jego oczy.

— Jeszcze cię nie rozgryzłam. Myślałam, że jesteś…

— Jaki? — Podszedł ciut bliżej, zrodziło się między nami napięcie, oblizałam spierzchnięte wargi. Wydawało mi się, że był dobry, miły, bezinteresowny…

— Nie wiem sama… — szepnęłam jednak coś innego.

Co by zrobił, gdybym dotknęła jego twarzy? Niewinnie… Co ja w ogóle?! Nie przypominam sobie, by ktoś tak na mnie działał, zbyt szybko chciałam czegokolwiek, do tej pory z nikim tak nie było, nawet… Wzdrygnęłam na samo wspomnienie. Zrobiłam krok w tył, potknęłam się o donice z kwiatami. Czułam, jak tracę grunt, jednak Aleks od razu mnie złapał. Miał refleks.

— Cholercia! — pisnęłam.

Postawił mnie pomógł złapać pion i schylił się po małą biało-niebieską paczkę, która wypadła mi z kieszeni.

— Palisz? — zapytał, a jego gęste brwi podjechały do góry.

— Czasem. Trochę podpalam, jak mam gorszy okres.

Patrzył w skupieniu na próby mojego tłumaczenia. Dlaczego to robiłam?

— Teraz masz gorszy?

— No, zapomniałam, że to szczyt szczęścia stracić pracę, jedyne źródło utrzymania.

Ten facet wyzwalał we mnie pokłady sarkazmu, o jakie się nie podejrzewałam…

— Gdyby nie to, nie byłoby cię dzisiaj tutaj, nie rozmawialibyśmy.

— Wiem, wiem. Znam te teksty, wszystko do czegoś prowadzi. — Wewnętrznie pragnęłam, by te słowa miały jakąś wartość.

— Nie pal, to dziadostwo.

— Rzucę. — Schowałam biało-niebieską paczkę. — Matej pali?

— Pali — odburknął takim tonem, że zmroziłby najgorętszą atmosferę. Nie wiem, dlaczego to pytanie wpadło mi do głowy, Aleksander ewidentnie się najeżył.

— Już ograniczyłam, naprawdę.

— Nie moja sprawa. — Wzruszył ramionami i wsadził ręce do kieszeni spodni. Odwrócił wzrok.

— Muszę chyba już iść — stwierdziłam lekko przygaszona, znów rozmowa przybierała kiepski obrót.

— Pewnie, po dobrej nocy śniadanko trzeba do łóżka przynieść.

— Co? — Nie zdążyłam nic więcej powiedzieć, bo zza szklanych drzwi wyłoniła się twarz Gregora.

— Gotowe. Możesz zabrać już tacę.

— Minutkę, daj mi minutę. — Chciałam konfrontacji z tym pajacem, naprawdę aż mnie język zaświerzbił; zupełnie nie wiedziałam, co Aleks do mnie ma.

— Idź, idź, Matej nie może czekać. — Kącik ust powędrował mu do góry w dziwnym wyrazie, nie był to sympatyczny uśmiech.

— Co ty sobie wyobrażasz… — Cała aż się napięłam.

— Zanim się zapędzisz… — przerwał mi i lekko chwycił za łokieć. Zbliżył usta do ucha i szepnął: — Pamiętaj, że nie pozwolę przed pracownikami na takie odzywki. Zmień zwyczaje, bo szybko się pożegnamy. A szkoda by było.

Mogę przysiąc, że na koniec musnął końcówką języka moją małżowinę, a potem z prędkością światła znikł. Stałam oniemiała i czułam pulsowanie na policzkach. Co za facet, nigdy go nie zrozumiem!

Wzięłam trzy głębokie wdechy i ruszyłam z powrotem. Gdy intensywnie przyciskałam guzik windy, wciąż trzęsły mi się ręce.

— Winda nie działa, mają przyjść do niej na dniach. — Gregor zbliżył się z wielką folią w ręku. — Miałaś wziąć jedzenie.

— Faktycznie zapomniałam. Dzięki.

Na górze rozłożyłam wszystko na okrągłym stoliku przy oknie, cały czas układając w głowie odzywki, jakie mogłam posłać Aleksandrowi. Co on sobie wyobrażał?! Bez przesady.

Matej wyszedł z sypialni, kończył właśnie jakąś rozmowę telefoniczną. Był w samych dżinsach, nisko opuszczonych na biodrach; boso i z lekko wilgotnymi włosami wyglądał… kusząco. Nieprzesadnie umięśniony, ale widać było, że o siebie dba.

— Słuchaj, za parę dni wpadnę i zobaczę, jak się sprawy mają. Tak, musimy wystartować powoli. Wszystko na spokojnie, to właśnie mój nowy styl i nie dyskutuj, bo nie prosiłem o twoją opinię! Świetnie.

— Wszystko okej? — zagadnęłam, gdy odłożył telefon na blat.

— Tak, zjedzmy to śniadanie, bo nie wiem jak ty, ale ja padam z głodu.

— Jadłam w nocy krakersy. — Wzruszyłam ramionami.

— Mądra i sprytna dziewczyna. — Założył na siebie koszulę.

Powoli nakładaliśmy jedzenie, zerkałam, jak napinają mu się mięśnie na twarzy. Posiadał taki surowy typ urody. Mocna szczęka, uwydatnione kości policzkowe, wcale niepodobny do Aleksa.

— Jesteś milczący, zawsze tak masz?

— Nie marnuję energii. Jeśli cisza cię krępuje, możemy porozmawiać.

— Jakie będą moje obowiązki?

Westchnął. Widać było jak na dłoni, że ten temat mu nie leżał.

— Zejdziesz sobie później na dół do pokoju i tam dziewczyny albo Gregor zaznajomią cię z rozpiską, jakoś się tym dzielą między sobą.

Chwilę milczeliśmy, zajadając się przepysznymi naleśnikami z owocami. Wypiłam białą kawę i od razu poczułam większy wigor.

— Dziękuję, że zaproponowałeś mi pracę — zagadnęłam.

— Zawsze jest coś do roboty, nie tutaj, to w innym hotelu.

— Dużo ich macie?

— Kilka, to rodzinny biznes, ale nie siedzę w nim szczególnie. Ostatnio miałem pauzę od… życia.

— Dziwnie to brzmi — stwierdziłam trochę poważniej.

— Daj spokój, każdy coś ma za uszami.

Uśmiechnęłam się lekko, tu miał rację.

— Skoro wróciłeś do gry, tym bardziej się cieszę, że cię poznałam.

— Słuchaj, nie lubię owijać w bawełnę, dobrze się czuję przy tobie. Wyskoczymy gdzieś razem?

— Proponujesz randkę?

— Spotkanie, wyjście… Możemy to nazwać, jak chcemy.

— A co z relacją pracownica-szef?

— Mam jeszcze dwóch braci, wystarczająco często będą pełnić tę funkcję. Poza tym nie bierzemy ślubu, słyszałaś moją rozmowę, chcę trochę zwolnić. Niższy bieg.

— Zgoda. Co proponujesz?

— Wieczorem wyskoczymy w pewne miejsce. Koło dwudziestej.

— Świetnie, ustalone, a co do pracy… — Chciałam zapytać o kwestię umowy i formalne sprawy, jednak nie dał mi skończyć.

— Nie, takie rzeczy nie do mnie. Innym zawracaj tym głowę. — Zerknął na zegarek, rzucił papierową serwetkę na talerz i wstał. Zrobił łyk kawy, jabłko Adama intensywnie mu się przesunęło, zgarnął czarną, skórzaną kurtkę z oparcia.

— Nie musisz zamykać drzwi — dodał i zbliżył się, nachylił w moim kierunku i tak bez ostrzeżenia pocałował.

To nie był zwyczajny buziak, a ostry francuski pocałunek. Jeśli wcześniej nie byłam pewna, że wszystko będzie się toczyć powoli, swoim tempem, teraz na pewno nie miałam co do tego wątpliwości. Facet nie należał do słodkich misiów, szorstki i konkretny. Puścił mi oczko i zwyczajnie wyszedł. Tylko ten typ na mnie działał, zero wanilii. Albo ci to pasowało, albo do widzenia…

Siedziałam tak jeszcze chwilę. W sumie nie wiedziałam, gdzie mnie ta relacja zaprowadzi, ale byłam jej ciekawa; on przynajmniej był szczery, nie miał kaprysów jak cholerny pan Aleksander. Zabrałam się za sprzątanie po śniadaniu i zeszłam na dół.

Matej nie dał mi żadnych wskazówek, a Gregora nie było w recepcji. Skierowałam się więc w głąb korytarzy. Etykietka informowała o pomieszczeniu gospodarczym, następne drzwi to socjalne, więc byłam na dobrym tropie. Nagle zza rogu wypadła dziewczyna, zarzuciła czarną górą loków i trąciła mój bark.

— A ty tu co? Hotel jeszcze nieczynny — odburknęła.

— Olivia. — Wyciągnęłam rękę. — Mam tutaj pracować, szukam Gregora albo…

— Powinien siedzieć na recepcji, nie mój problem, że wiecznie się włóczy. — Zmierzyła mnie wzrokiem, wyminęła i zniknęła.

— Jak tu miło, nie ma co… — szepnęłam do siebie i wzniosłam oczy ku górze.

Zajrzałam do pokoju, z którego wyskoczyła czarnula. Zapukałam lekko i uchyliłam drzwi. Pośrodku stała pani na oko w średnim wieku, w ślicznym czarno-białym uniformie. Wyglądała jak wyjęta wprost z serialu.

— Dzień dobry, pomóc w czymś? — zapytała.

— Witam. Jestem Olivia, mam tu zacząć pracę.

— A więc to o tobie cały czas mówi Gregory? Dobrze, zapraszam do środka. Mały aneks kuchenny to wspólna przestrzeń. Na prawo jest wolny pokój, są dwuosobowe, ten — wskazała na lewo — należy do mnie i Niny… Tamten będziesz dzielić z Katariną. Bo chcesz tu nocować?

— Tak, chyba tak. Wszystko zależy od finansów — odpowiedziałam.

— Nie płacimy dużo, wręcz grosze. Przeniosłam się tu po rozwodzie, wychodzi mi to dużo taniej niż wynajmowanie i dojazdy tu.

— Rozumiem, a grafik? Zaczniemy od jakiegoś szkolenia?

— Powoli. Widzę, że ciągnie cię do pracy, to dobrze. Muszę iść do kuchni, a kiedy wrócę, pogadamy i ustalimy, czym możesz się zająć.

— Przepraszam, mam pytanie. Czy Katarina to może ta dziewczyna, która wybiegła stąd przed chwilą?

— Nie, słonko. Ten diabeł to akurat Nina. — Jasnowłosa kobieta uśmiechnęła się serdecznie.

— A pani?

— Zela, i mówimy sobie wszystkie po imieniu. Od kiedy masz zacząć pracę? — Zawiązała staranie czarny fartuszek w białe paski.

— Tak szczerze, to nie wiem.

— Trzeba zapytać pana Aleksa albo Mateja. — Przystanęła, jakby się zastanawiała.

— Matej już wyszedł — wymsknęło mi się, jednak Zela nic nie odpowiedziała, tylko ciut dłużej zawiesiła na mnie spojrzenie.

— Skoro tak, to poczekamy. Muszę iść zobaczyć, jak działa kuchnia, mają dostać nowe sprzęty. Potem do głównej sali konferencyjnej; ponoć zaczną malować, trzeba zobaczyć, czy czegoś nie pomylą. Górę skończyli, więc chociaż z tym będzie spokój. A ty się w tym czasie rozgość i spróbuj namierzyć któregoś szefa, zaraz się pojawią. Pewnie zaczniesz jutro, dziś takie zamieszanie.

— Dziękuję.

— Szybko się wdrożysz. — Machnęła ręką.

Weszłam powoli do pokoju. Jasnoróżowe ściany i białe akcenty dodawały elegancji, mimo że był to pokój służby. W parę minut rozłożyłam swoje rzeczy na idealnie zaścielonym łóżku, następnie zwróciłam uwagę na drzwi w rogu. Łazienka. Miałyśmy do dyspozycji prysznic. Marzenie… Poczułam się, jakbym miała go na własność. W pewnym hostelu prysznic był jeden na dziesięć pokoi. Zrobiłam rundkę po parterze budynku, ale nie spotkałam nikogo. Wróciłam więc i sprawdziłam w internecie hotele braci Roszczenko. Zela wróciła do pokoju i zajrzała do mnie.

— Rozmawiałam z Gregorem, może zaczniesz już jutro. Myślałam, żeby cię dać dziś do pralni, nie ma tam dużo pracy, ale Nina to sobie zaklepała. — Wzruszyła ramionami. — Nie wiem tylko, jak z ubezpieczeniem i umową.

— Super, jutro jest okej, nie chciałabym błąkać się bez celu. W sumie umowa może poczekać. — Z tym akurat mi się nie spieszyło. Podniosłam się z pozycji półleżącej i usiadłam na skraju łóżka.

— Mundurki są na stanie. Ach, jest jeszcze jedna sprawa do uzgodnienia. Możemy wykupić sobie tutaj posiłki. Potrącają kasę potem z wypłaty, ale i tak się opłaca.

Przygryzłam wargę. Ostatnie tygodnie nawet na tym oszczędzałam… Skąd mogłam wiedzieć, czy i tutaj nie okaże się to dla mnie za drogie?

— Dziękuję, może skorzystam — powiedziałam, by zamknąć temat.

— Naprawdę, dziewczyno, dobrze trafiłaś. Nie wiem, gdzie pracowałaś wcześniej, ale wiele osób chciałoby tutaj dostać chociaż pół etatu.

— To czysty przypadek. Poprzedni szef mnie zwolnił i Matej bez wahania zaproponował mi pracę.

— On? — zdziwiła się lekko.

— Tak.

— No cóż, tak czy inaczej, miło, że powiększysz nasze grono. Nie przejmuj się Niną, z natury jest ciężka do wspólnego życia.

— Będę pamiętać. Chciałam pojechać jeszcze po swoje rzeczy, ale wpierw mam pytanie. Wychodzę wieczorem. Są jakieś zasady odnośnie do powrotów?

— Dam ci klucze, są dwa. Od pokoju i od wejścia pracowniczego, brązowe drzwi z boku garaży.

— Nie wiem, o której wrócę. Będzie z tym problem?

— Raczej nie, Katia często ogląda coś na tablecie. Czasem czyta, myślę, że się dogadacie.

— Zapowiada się dobrze — stwierdziłam.

— Gdzie chcesz dojechać?

— Bardejów.

— Przejdziesz kawałek przez las i na rozwidleniu w prawo, na Livov. Tam znajduje się przystanek autobusowy. Powinnaś jechać przez Rokytov, tamtędy jest szybciej. — Z lekkim uśmiechem podała mi klucze.

— Zbieram się, nie ma na co czekać.

***

Wróciłam z niewielką torbą. Położyłam ją na łóżku, w części pokoju, która ewidentnie była wolna. Moja współlokatorka nie była pedantką, spojrzałam na kosmetyki leżące w nieładzie na półce. Podniosłam różowy tusz do rzęs z podłogi i odłożyłam na stosik podobnych rzeczy. Dziwne łaskotanie w żołądku przypomniało mi, że sama nie wiedziałam, czy sprostam wymaganiom w tym miejscu. Sprzątanie było przecież jakąś wybitnie trudną rzeczą, ale kiedy pojawią się hotelowi goście, na pewno zrobi się bardziej nerwowo.

Zerknęłam na zegarek wiszący tuż nad drzwiami. Najwyższy czas zacząć zbierać się na spotkanie. Przebrałam się i lekko pomalowałam. Gdy kończyłam czesać włosy, dostałam esemesa.

MATEJ 18:40

Czekam przed Hotelem. M.

Zjawił się wcześniej, to nic. Byłam gotowa.

***

— Cześć — przywitałam się, wsiadając.

Skinął głową. Był zdystansowany, oczy skrył za ciemnymi okularami przeciwsłonecznymi. Milczał. Dlaczego?

— Ciężki dzień? — spytałam.

Westchnął.

— Trochę. Dobrze, że dałaś się zaprosić.

— Uchylisz rąbka tajemnicy?

— Jedziemy do…

— Tam, gdzie ta słynna fontanna? — przerwałam mu. Jakoś to pierwsze wpadło mi do głowy; zawsze marzyło mi się zwiedzanie, a nigdy nie miałam na to czasu. Tych okolic nie znałam wcale.

— Wybieramy się tam na relaks, nie wędrówki. Zamówiłem nam SPA.

— Nie wzięłam nic na przebranie. — Nieco się skrzywiłam i spojrzałam w dół, nie spodziewałam się takiej formy randki. Powinnam mieć strój kąpielowy? Albo jakiś szlafrok?

Uśmiechnął się lekko, słysząc to.

— O nic się nie martw.

Pierwsza randka, a ja będę paradować półgoła. Świetnie…

— Niewiele dziś ogarnęłam w sprawie pracy, trochę pomogła Zela. — Powinnam poruszyć z nim tę kwestię od razu, niby zaproponował mi tę pracę, a jednak takie to wszystko w rozsypce…

— Yhy, jutro też jest dzień. Nie przejmuj się, to ci nie ucieknie.

— Mam nadzieję.

— Naprawdę, lalka, zrozum. Nie jestem od tego.

Wzięłam głęboki oddech, może faktycznienie tym się zajmował…? Zostawiłam więc temat pracy.

— Prowadzisz jeszcze jakiś inny biznes? — Sama nie wiedziałam, czy określenie, jakie mi przypisał, bardziej mnie irytuje czy ciekawi. Dlaczego nie zwykłe „słonko” albo „kotku”?

— Tak, coś w tym rodzaju. — Oparł rękę o podłokietnik. — No i oswoiłaś się już z hotelem? — zmienił temat.

— Na razie sprawdziłam tylko ostatnie piętro i parter, nie chciałam tak chodzić, nie wiedziałam, czy mogę.

— Spokojnie, jest monitoring na wypadek kiepskich pracowników.

— W sensie złodziei? — Uniosłam brew. Brał mnie pod uwagę? Czy tylko ot tak rzucił, bym wiedziała na przyszłość?

— Jeśli ktoś coś wyniesie, będziemy mieli to na nagraniu.

— Rozumiem.

— Nie chodziło mi o ciebie. — Zdjął te okulary i odłożył je do specjalnej przegródki.

— Wiem, ale zdaję sobie też sprawę, że się nie znamy.

— Widziałem, jak pracujesz. — Wzruszył ramionami.

— Jak?

— Dokładnie i schludnie, a to ważne. Mogłaś olewać sprawę, to wiele mówi o człowieku.

— Dziękuję.

— Nie ma za co. Szczerość.

Uśmiechnęłam się lekko.

Już dawno nikt nie mówił mi tak miło, facet zwracający uwagę na takie rzeczy to skarb. Nie powiedział, że mam fajna dupę, tylko że jestem solidna. Skoro mi się przyglądał, to może wpadłam mu w oko wcześniej…? Cieszył mnie taki obrót spraw, zważywszy na to, że sama wcześniej skupiłam się na jego bracie. A ten okazał się dupkiem.

***

Szliśmy wąskim korytarzem z pięknymi obrazami i etnicznymi maskami; wszystkie dodatki były w kolorze złota, co dodawało aury przepychu. Z jednego z zakrętów usłyszałam podniesione głosy, zerknęłam tam mimowolnie. Wysoki facet trzymał za łokieć kobietę, tylko przez ułamek sekundy wydawało mi się, że się kuliła.

Zamykała w sobie.

Dostrzegli mnie i zniknęli za drzwiami już w ciszy. Może to tylko moja wyobraźnia? Może wcale nie miał ochoty jej uderzyć? A co, jeśli jednak potrzebowała pomocy? Znałam takie przypadki, czasami było już za późno.

Trochę ten temat krążył jeszcze we mnie, ale gdy weszliśmy z Matejem do pokoju z drewnianymi parawanami, skupiłam się na przestrzeni. Omiotłam wzrokiem dwa stoły z otworami na głowę oraz ściany, z których zwisały długie, brązowe kotary; żadnych okien. Delikatne światło, pełno aromatycznych świec i ciężki zapach kadzidła. Stałam w samym ręczniku, Matej bez skrępowania podszedł do stołu i ułożył się na nim nagi. Skierowałam się do drugiego, usiadłam, a potem położyłam się. Spojrzałam w bok.

— Często tu przychodzisz?

— Kiedy potrzebuję rozluźnić mięśnie, raz w tygodniu, czasem rzadziej. Spodoba ci się.

Do sali weszły dwie dziewczyny z metalowymi tacami w rękach.

— Proszę się zrelaksować. Ja sobie ten ręczniczek opuszczę delikatnie. — Jedna z nich stanęła przy mnie i chwyciła za materiał. Piersiami przylegałam do stołu, więc żaden problem, by ten ręcznik został mi tylko na biodrach.

— Zaczniemy od karku.

Zerknęłam na nią. Wylała trochę olejku na ręce. Odwróciłam głowę do Mateja, uśmiechnął się. Ogarnęło mnie dziwne uczucie… z jednej strony miłe, a z drugiej — takie obce. Do tej pory bywałam raczej po tej drugiej stronie, ja nadskakiwałam gościom. No, może to akurat za dużo powiedziane, ale zawsze starałam się wykonywać swoje obowiązki, jak należy.

— Opowiedz coś o sobie?

Gdy zadał to pytanie, poczułam miękkie opuszki palców, zaczynające wędrówkę.

Nie lubiłam mówić o sobie, tym bardziej w towarzystwie osób trzecich.

Masaż karku okazał się jednak tak przyjemny, że zamiast sklecić sensowne zdanie, zamruczałam. Usłyszałam gardłowy śmiech.

— Wiedziałem, że tak będzie. Nie myśl teraz. Czuj.

Zrobiłam, jak powiedział. Byłam jak papka, plastelina, czułam siłę nacisku dłoni i poddawałam się temu. Ramiona, obojczyki… Chyba nigdy w życiu nikt im tak nie dogodził. Miejscami mocniejszy ucisk sprawiał, że wstrzymywałam oddech tylko po to, by zaraz go wypuścić z pomrukiem zadowolenia. Chłonęłam jak gąbka. Przy stopach zagryzłam dolną wargę. Od paru miesięcy intensywnie pracowałam, stojąc; w większości branż, w których mogłam się załapać na czarno, chodziłam cały dzień lub noc.

W drugiej części ruchy stały się powolne, odprężające. Balansowałam na granicy snu. W tle leciała cicha muzyka. Delikatne muskanie całego ciała zwiastowało koniec. Przeciągnęłam się i usłyszałam dźwięk zamykanych drzwi.

— Było nieźle, nie?

— Bosko…

— Na takie wrażenia po randce miałem nadzieję, teraz coś zjemy, mają tutaj świetny wybór.

— Tutaj?

— Tak, to jest cały kompleks — powiedział i potrząsnął ręką. Spojrzał na nią, dodając: — Brakuje mi zegarka, takie przyzwyczajenie.

Wstałam, owinęłam się szczelnie ręcznikiem. Głośniejsza muzyka, którą nagle włączyli, zapewniała dużą intymność. Matej zbliżył się do mnie.

— Usiądźmy. — Wskazał ręką na róg, gdzie znajdował się stolik, otoczony atłasowymi poduszkami. — Teraz możesz opowiedzieć, co lubisz, jaka jesteś.

— Sport, zdrowa rywalizacja, wszystko, co pozwala być w ruchu. — Najchętniej usiadłabym po turecku, ale długość ręcznika na to nie pozwalała.

— Sport uczy też samodyscypliny. — Podał mi wąską, drewnianą kartę dań.

— Druga część jest trudniejsza, nie potrafię mówić o sobie.

— Lepsza taka odpowiedź niż „jestem normalna i zwyczajna jak wszystkie”. — Wzruszył ramionami i wrzucił do ust winogrono, które zabrał z patery.

— Wezmę sałatkę z krewetkami, nie mam ochoty na nic cięższego. Tylko nie pomyśl, że nic nie jem, trzymam dietę i te sprawy. — Odłożyłam menu.

— Rozumiem.

— To miejsce jest bardzo oryginalne. — Rozejrzałam się i dotknęłam dłonią chropowatej ściany. Pomalowana na dymny żółty z dodatkiem złotego brokatu.

— Tak, w piwnicach są jeszcze małe baseny i sauny, ale tam można wchodzić tylko nago. Uznałem, że na pierwszej randce lepiej się wstrzymać. Chyba że masz ochotę, to nie odmówię.

— Nie, takie atrakcje to nie dla mnie. To wspólny basen?

— Tak, sauna również.

Intrygujące miejsce. Złączyłam uda i spróbowałam znaleźć wygodną pozycję.

Usłyszeliśmy pukanie.

— Proszę.

Kelnerka podeszła do stolika. Nosiła gładko zaczesany kok, wydawało się, że żaden włosek nie miał prawa odstawać.

— Poprosimy bliny z kawiorem i sałatkę z krewetkami, a do tego butelkę wina. — Matej zlustrował ją wzrokiem. — Tego, co zawsze, i wodę. — Siedział prosto z jednym zgiętym kolanem, na którym trzymał łokieć.

Znów zwróciłam uwagę na włoski wzdłuż brzucha, nogi też miał nimi pokryte.

— Niezła opcja spotkania, prawda? — spytał z szelmowskim uśmiechem. — Można od razu popatrzeć na wszystkie atuty, nie ma zbędnych ubrań, a jednocześnie ciało jest przyzwoicie zakryte.

— Tak, muszę potwierdzić, że jest to dobry pomysł. Teraz chętnie posłucham o tobie.

— Nic ciekawego.

— Z rodzicami masz dobry kontakt? Bo o braciach już co nieco wiem.

— Matka jest raczej typowa, jak każda. Wiecznie zmartwiona o swych już dużych synków. Czeka na telefon, szlocha, gdy mamy problemy, szczególnie między sobą.

— A macie? — zapytałam.

— Według mnie nie, może kiedyś… Nie wiem. Wiesz co, zmieńmy temat. A twoja rodzina?

O kurczę, o swojej nie chciałam rozmawiać, ale pierwsza zaczęłam.

— Mam trochę rodzeństwa, rodzice…

Właśnie przynieśli jedzenie. Postawili przed nami ciemne talerze z barwnymi potrawami. Wspaniały zapach rozniósł się po pomieszczeniu.

— Naleję ci wina. — Butelka była już odkorkowana, Matej podniósł kieliszek z drewnianej tacy.

— Nie będę ukrywać, że cały hotel rzuca jakieś zdziwione spojrzenia i sugestie o tym, jaki jesteś ciężki, specyficzny. Jeszcze tego nie zauważyłam.

— To dobrze, pewnie byś uciekła, a tak mam możliwość pobyć z piękna kobietą, umówić się na kolejną randkę. Normalnie zaciągnąłbym cię na szybki numerek w aucie, potem zostałaby tylko pustka. — Miał w sobie jakąś cząstkę, która mnie przyciągała, może to zły chłopak, a może to ja koniecznie chciałam kogoś uratować…? Odkupić winy przeszłości? Jeszcze nie wiedziałam.

— Możemy spróbować powalczyć z twoim złym „bliźniakiem”.

— Odważna jesteś.

— Albo głupia. — Skrzyżowałam ręce na piersi.

***

Na zewnątrz owiał nas delikatny wiatr.

— Co ty na to, byśmy zapalili?

— Miałam rzucić, ale może dla towarzystwa.

Usiedliśmy na ławeczce, czułam tylko zapach olejków, intensywny, aromatyczny, nasza skóra wręcz nim przesiąknęła.

— Lubię noc, ale taką jak dzisiaj, z czystym, bezchmurnym niebem — zaczął. Odpalił papierosa i podał mi, drugim zaciągnął się, a gęsty dym zatańczył mu nad głową. — Mam czasem ochotę na normalność, jakoś tak czuję, że zjawiłaś się w dobrym momencie.

— Może. — Nie chciałam dodawać, że nigdy nie ma dobrego momentu, że jeśli coś ma nas zniszczyć, wybierze sobie na pozór nic nieznaczącą chwilę, przeora nam dusze jak tornado, zostawi pustkę i odejdzie…

Wyrzucił papierosa i złapał mnie za brodę, skierował w swoją stronę i pocałował namiętnie, arogancko i długo. Muskał językiem, prosząc o pozwolenie, a gdy je dostał, zrobił to jeszcze mocniej. Mocniej, niż mogłabym przypuszczać, że się da. Szorstkość mężczyzn była dla mnie normą, więc kiedy się od siebie odsunęliśmy, nie miałam zbyt wiele do dodania. Rozejrzałam się, jakiś ruch zwrócił moją uwagę.

— Zobacz, znów ta parka. — W sumie nie wiedziałam, czy wcześniej też ich dostrzegł.

— Chyba kłótnia przeszła na wyższy level.

— Tak myślisz? — Przyjrzałam się dłużej. — Jezu, on ją szarpie, Matej, trzeba coś zrobić.

Uderzył ją w twarz. Ruszyłam w ich kierunku, szłam, aż poczułam silny chwyt i Matej podniósł mnie, okręcił o sto osiemdziesiąt stopni.

— Idziemy do auta.

— Nie możemy tego tak zostawić.

— Może była nudna.

— Kuźwa, co? Jak poproszę cię o teatr albo wieczór w domu, to też mnie zdzielisz?

— Ty masz cięty język, samo to jest rozrywką. Nie ma płaczu o głupoty, jęków o kolejne spotkanie czy zainteresowanie.

— Dopiero zaczynamy się widywać, skąd wiesz, jak będzie? — warknęłam i znów odwróciłam się w tył. Niestety tej parki już nie było. Widziałam tylko duży, czarny, odjeżdżający samochód.

— Znam się trochę na ludziach.

— Któregoś dnia ją zatłucze i nikt nic nie zrobi — powiedziałam zirytowana i ruszyłam w stronę auta.

— Nie możesz się tak spinać, mogła od niego odejść. — Wzruszył ramionami.

— Czasem się nie da — szepnęłam.

Spojrzał na mnie, widziałam po nim, że powiedziałam za dużo, wiele zrozumiał. Trudno, ale poniosły mnie emocje. Pierwsza doszłam do auta, czekałam z ręką na klamce na dźwięk otwieranego zamka.

— Trzeba ci z kimś pomóc? — usłyszałam i spojrzałam mu w oczy. Stał już po stronie kierowcy i wpatrywał się we mnie.

— Nie. Jest okej.

— Nie jestem typem rycerza, ale nie pogardzę opcją przetrzepania komuś tyłka.

— Sprawa jest skończona — zamknęłam temat.

Stukałam piętą, w końcu usłyszałam upragniony dźwięk i wsiadłam do środka.

Po drodze Matej pozwolił mi milczeć, za co byłam mu ogromnie wdzięczna, w głowie miałam setki obrazów z ostatnich tygodni w mieszkaniu. Dlaczego nie uciekłam wcześniej? Mogłam tyle zmienić…

Zacisnęłam powieki.

Rok i cztery miesiące wcześniej

— Nie powinnaś wypraszać ludzi z mojej imprezy — grzmiał na mnie już dłuższą chwilę. Uciekałam wzrokiem, spoglądałam za okno tylko po to, by dał już spokój. Przyśpieszył, choć i tak jechał dość szybko.

— Nie powinni rzygać, gdzie popadnie, nie powinni sikać do zlewu w kuchni! To obrzydliwe — warczałam. Nie potrafiłam utrzymać języka za zębami.

— Cezary się zapomniał. Trudno, zdarza się, ale to dobry klient.

— Co ty pieprzysz, przecież on nie ma nawet prawa jazdy. Nie wmówisz mi, że kupił od ciebie auto. Na początku w to wierzyłam, ale teraz… — nie skończyłam, bo zjechał w jakąś polną drogę. Rzucało nami, obijałam łokieć o drzwi. Wbijałam pięty w dywanik, by oszukać umysł. — Zwolnij, zabijesz nas!

— Chcę ci przypomnieć, że żyjesz za te pieniądze.

Złapałam za uchwyt nad szybą w drzwiach.

— Nie bądź śmieszny, ostatnio słyszę tylko: „zaraz się odkuję”, a żeby zapłacić rachunki, musiałam dorobić jako kelnerka przez wszystkie weekendy w miesiącu. Mam dość tego życia, nie widzę problemu, by to skończyć — wypaliłam, a on zatrzymał się gwałtownie. Przesadziłam.

Wysiadł. Odpięłam pasy i otworzyłam drzwi. Widziałam, jak zarzuca grzywką. Złapał mnie za rękę i wyciągnął; tylko przez moment patrzyłam w jego twarz, w kąciku ust zebrała mu się ślina. Był zły, wkurwiony wręcz. Usiadł na fotelu i odsunął go do tyłu, cały czas trzymał mnie za przegub. Zerknęłam wkoło, wszędzie wysokie trawy i jedna polna droga, totalna pustka. Żar bił z nieba, zapach polnych traw przesycał powietrze.

— Co robisz? — spytałam, gdy wciągnął mnie z powrotem do środka. Usiadłam między jego nogami. — Słyszysz, co do ciebie mówię? Nie da się tak dłużej. — Chciałam wysiąść, ale przytrzymał moją rękę, założył na plecy i docisnął. Bolało jak diabli.

— Zapomniałaś chyba, na kogo reaguje twoja cipka. Myślisz, że znajdziesz jakiegoś faceta, który będzie cię tak zaspokajać? Myślisz, że ktoś zgodzi się być z taką zdzirą, która na co dzień pyskuje i żąda szacunku? A w nocy trzeba ją traktować jak sukę?

— Jakub, koniec tego! Mówię poważnie. — Miałam mętlik w głowie. Co, jeśli miał rację? Byłam suką lubiącą ból. Potrzebującą go.

Usłyszałam odgłos rozpinanego rozporka. Znów się szarpnęłam, ale pchnął mnie do przodu. Uderzyłam twarzą o deskę rozdzielczą, jęknęłam z bólu, z wargi poleciała mi krew. Poczułam jej metaliczny posmak. Zsunął mi legginsy i od razu we mnie wszedł.

— Kurwa! Idealnie! — Jego penis był sztywny, podobało mu się to, kręciło go. Zwyrodnialec.

— Przestań! — tylko tyle mogłam wybełkotać.

Było sucho i zbyt intensywnie. Jakub uderzał we mnie bez hamulców, raz za razem mocniej dociskał do deski. Ręka bolała niemiłosiernie. Miałam ograniczone ruchy, zero przestrzeni, nogi odmawiały mi posłuszeństwa i opadałam na niego coraz głębiej. Jęczałam wcale nie z przyjemności, mięśnie zaczęły mi drgać, cały czas haratałam policzek.

— Jakub, przestań! — zdążyłam wysapać między pchnięciami. Zawsze był ciut agresywny, ale teraz…

Od siły uderzeń zbierało mi się na mdłości. W końcu puścił zdrętwiałą już rękę tylko po to, by obiema dłońmi chwycić mój kark. Robiło się niebezpiecznie, takie zabawy z reguły nie kończyły się dobrze. Jego palce sięgały do szyi. Zaciskał je i co chwilę traciłam oddech. Puszczał jedynie po to, by znów wbić swoje paluchy w pośladek, potem ciut wyżej.

— Lubisz to, suko! Nikt inny ci tego nie da! — Walił we mnie pięścią. Próbowałam robić uniki, bałam się, że złamie mi żebra.

Poruszał się rytmicznie, nie mogłam się wyswobodzić, byłam zdana na jego łaskę. Łzy zaczęły spływać; może i udawałam silną, ale fizycznie właśnie dochodziłam do granicy, psychicznie — już ją przekroczyłam. Supeł w dole brzucha zaciskał się. Ból, rytmiczne tarcie i cała otoczka wymuszonego seksu sprawiły, że zaskomlałam:

— Przestań… Proszę! — Chciałam błagać, ale coś mnie blokowało, nie pozwalało skamleć.

Nie zwolnił, nie poczułam żadnej ulgi. Jednostajność. Przód, tył i wtedy, o zgrozo, doszłam. Orgazm był mocny i długi. Czułam, jak cipka się zaciska, jak pulsuje. Uderzyłam otwartą dłonią o deskę. Paliło mnie we wnętrzu, w żołądku. Jak mogłam być tak pojebana? Chora…

— Jeśli odejdziesz — pociągnął mnie za włosy i wysyczał do ucha — podczas pożegnalnego numerka zarżnę cię na śmierć!

Jeszcze zanim wyszedł, przycisnął moją twarz mocniej. Po nogach coś się lało, bałam się tego dotknąć, krew? Sperma? Może soki z mojego chorego podniecenia?

Drżąc, nie usiadłam, a osunęłam się na dywanik. Pomagając sobie rękami, wdrapałam się wyżej. Zerknęłam przez szybę, Jakub stał trochę dalej, palił papierosa. Przy uchu trzymał telefon, rozmawiał.

Trzęsącymi rękoma naciągałam ubranie, uważając na wszystkie obolałe miejsca. Ze schowka wyciągnęłam chusteczkę i przyłożyłam do krwawiących ust. Bolał mnie każdy mięsień, każda cząstka krzyczała. Jak mogłam dojść? Byłam zepsuta, niszczył mnie, a ja godziłam się na coraz więcej.

To wtedy podjęłam decyzję, że muszę uciec, tak by już mnie nie znalazł. Muszę się zabezpieczyć. Na każdej płaszczyźnie.

Obecnie

Wróciłam do pokoju przed trzecią rano. Cichutko wślizgnęłam się do łóżka, by nie zbudzić współlokatorki. Pożegnanie z Matejem było szybkie i zdawkowe, ale nie naciskał, przyglądał się tylko. Chyba wyczuł, że otworzyła się puszka Pandory. Sprawdziłam telefon — esemes od Kai. Emotka z uśmiechniętą minką. Kąciki moich ust powędrowały w górę. Siostrzyczka jak zwykle oszczędna w słowach.

Chwilę leżałam, nie mogąc zasnąć, może nie do końca rozumiałam Mateja, ale przecież nie istnieją ideały. Dobrze było mieć się do kogo przytulić. Raczej nie przepadał za takimi czułościami… No i nie udzielił dziś tej dziewczynie pomocy… Chyba faceci tak mieli.

A co zrobiłby Aleks? W klubie też wyraźnie stanął za mną. Po co ja to wszystko tak analizowałam? Przekręciłam się na drugi bok. Zbyt często zastanawiałam się, myślałam o nim. Jaki był naprawdę — nie wiedziałam. Za pierwszym razem, gdy przyjechał do klubu, to właśnie na niego zwróciłam uwagę. Miał taki ładny uśmiech. Szczery, inny.

Do tej pory nie ganiałam za facetami. Ten typ, którego dzisiaj spotkaliśmy przypomniał mi, jak może być, gdy wpakujesz się w relację z kolejnym brutalem. Matej chyba nie szukał nikogo na stałe i dobrze. W sumie układ idealny; może z czasem się ciut otworzy…? Miałam swoje potrzeby, nie mogłam ich wiecznie ignorować. Chociaż wcale nie lubiłam tego uczucia po seksie, tego upokorzenia. Częste orgazmy nie były tego warte, ale raz na jakiś czas mogłam się poświęcić. Matej wyglądał i deklarował, że nie jest delikatny. Innego seksu w życiu nie znałam, więc to zrządzenie losu, że na siebie trafiliśmy.

Wiedziałam, że rozmyślanie do późnych godzin nocnych przyniesie negatywne skutki. Postanowiłam zmusić się do spania.

***

Wstałam i pierwsze, co zrobiłam, to włączyłam ekspres do kawy, potem włożyłam luźne ubrania i usiadłam do stołu. Pomieszczenie wypełniło się przyjemnym aromatem. Zerknęłam do lodówki, hermetycznie zamknięte pudełko było podpisane moim imieniem. Czyli jednak będę płacić za wyżywienie… Wywróciłam oczami. Pewnie Zela uznała, że zgadzam się na tę opcję.

— O, witamy księżniczkę — usłyszałam głos za plecami. Zerknęłam przez ramię.

— Nina. Dzień dobry.

Nie odpowiedziała, wzięła swoją porcję i po prostu wyszła. Od początku wiedziałam, że będzie nam trudno złapać kontakt, ale żeby aż tak? Chyba była wredna z natury, a może ciężko jej było nawiązać relacje z nowymi osobami? No już bez przesady…

— Cześć. — Burza rudych włosów wychyliła się zza drzwi. Moja współlokatorka. — Katarina.

— Olivia. Mam nadzieję, że w nocy cię nie obudziłam. — Starałam się być cicho, ale nie znałam jeszcze tak dokładnie rozkładu pokoju. Wiedziałam, gdzie co jest, ale po omacku wszystko wydawało się być dłuższe lub krótsze od tego w świetle dziennym.

— Spokojnie, śpię jak zabita. Miło cię w końcu poznać, miałam parę dni urlopu, ogarniałam studia. — Głośno wypuściła nagromadzone powietrze. — Zela mówiła, że do nas dołączyłaś.

— Dopiero dziś, muszę pogadać z Gregorem. — Zaczęłam podnosić swoje cztery litery z krzesła.

— On ma dziś wolne — usłyszałam.

— Cholercia. To zostaje mi Matej.

— Dzisiaj tylko Dawid i Aleks. — Wyjęła swoje śniadanie z lodówki i dosiadła się do stołu. Trochę minie, zanim połapię się w tych ich zmianach… Wzniosłam oczy ku niebu.

— To zdecydowanie nie jest mój dzień. — Klapnęłam z powrotem na krzesło.

— Spokojnie, wszystko sobie ustalicie. Greg powinien być jutro. Miał jakiś problem z mamą, w sensie z jej zdrowiem. Bardzo pilna wizyta u lekarza, coś takiego. Nie chcę plotkować, bo potem ktoś coś dołoży i wyjdzie, że jego mama jest w tragicznym stanie. — Nabrała sporo sałatki na widelec i wetknęła go do ust. Lubiła dużo mówić albo maskowała stres.

— Rozumiem, po prostu musiał jechać z mamą do lekarza. W porządku.

— Mhm. — Uśmiechnęła się, spoglądając intensywnie brązowymi oczami. Była na swój sposób urocza. Jednego zęba miała lekko krzywego, z bliska zauważyłam jej drobne piegi.

— Dzień dobry, dziewczyny. — Zela wkroczyła do pokoju, ubrana w roboczy strój. — O, Olivia, dzisiaj musimy ci wybrać rozmiar mundurka i chyba zajmiesz się odwijaniem bibelotów z folii bąbelkowej. Wszystko jest w kartonach na magazynie, czyli na końcu korytarza.

— Ona jeszcze nie rozmawiała z szefostwem — wtrąciła Katarina, nadymając usta.

— To nic, przecież papiery i inne rzeczy załatwią tak czy inaczej. A my możemy powoli ją przygotować. Zanim pozna rozkład, obowiązki, minie parę dni.

— Jak zawsze masz rację, dobrze, że cię mamy. — Widać, że dziewczyna była sympatyczna, co bym zrobiła, gdybym musiała dzielić pokój z Niną?

— Katia, jak zjesz, spotkamy się w głównej sali. Coś tam jest do zrobienia, wpisali to w kartę na pilne. We dwie szybciej nam pójdzie.

— Gregor mówił, że czekamy, aż przyjdą zasłony i pościele, więc za niedługo musimy zorganizować dzień mycia okien.

— Tak. Zaczniemy wtedy od dołu. — Zela nadawała wszystkiemu kierunek, wydawała się taka opanowana i logicznie myśląca. Trzymała rękę na pulsie, fajnie mieć taką osobę w zespole.

Dziewczyny wymieniały się informacjami, a ja starałam się nie odpłynąć i skupić, by wyłapać, ile się da. Do saloniku jak burza wpadła znów czarnula.

— Ruszajcie się, jakaś dostawa przyjechała, wydaje mi się, że szkło, nowa zastawa.

— Przecież mieli być jutro! — warknęła Zela. — Chodźmy, sprawdzimy.

— Mogę wam pomóc? — spytałam.

— Może później, zorientujemy się, co tak wcześnie są z tą dostawą. Załatw formalne sprawy, jeśli kogoś złapiesz, bo zapowiada się kocioł.

— No tak — przytaknęłam, kiwając głową.

Zostałam sama. Zjadłam tabletkę przeciwbólową, bo czułam, że zbliża się miesiączka.

Brak nowych wiadomości w telefonie. To dobrze, a może nie do końca? Nie mogłam popadać w paranoję. Priorytetem było znalezienie Dawida, tylko jak wytłumaczyć, że umowa o pracę nie wchodzi w grę? A może odłożę to spotkanie na później… Skierowałam się do holu, nikogo nie znalazłam, w drodze do kuchni minęłam korytarz z wyjściem na mały plac. Stał tam wsparty o auto, nieźle zbudowany facet; krótko przystrzyżone włosy nadawały rysom twarzy większej surowości. Z lekką fascynacją przysłuchiwałam się luźnej rozmowie.

— Dałeś dzisiaj w palnik. — W stronę nieznajomego poleciał biały ręcznik, mężczyzna złapał go zwinnie i odrzucił wprost w ręce Aleksandra.

— Chyba będę mieć zakwasy. Nie narzekam. Już dawno nie byłem tak wyczerpany. Ostatnio bywam wkurwiony. — Tak, zauważyłam, że Aleks ostatnio czepiał się o wszystko. Ciekawe czym to było spowodowane?

— Co ma powiedzieć Dawid? Ten remont trwa już trzeci miesiąc.

— Mia chciała usunąć pokój na dole. Nie dziwię jej się, dawno temu powinni to zrobić. Hektor, ja na ich miejscu pociąłbym wszystko stamtąd na kawałki.

— Miałem ochotę pstrykać foty, jego mina była bezcenna, gdy powiedziała, że trzeba wywalić marmury z łazienki. Kosztowały fortunę, a on zwyczajnie przytaknął. Genialna chwila.

— Wiedziałem, że prędzej czy później ona go mentalnie wykastruje.

— Dobrze mu tak! Chciałbym spotkać taką kobietę.

— Pff — prychnął nieznajomy. — Muszę to zobaczyć: ty i jakaś babeczka! Zrobimy zakład! Jak któraś wyląduje w twoim łóżku więcej niż dwa razy…

— Zapuścisz wąsy! — krzyknął Aleks. Nigdy nie widziałam go aż tak wyluzowanego.

— Zgoda! Wyglądałbym jak ukraiński alfons, ale to mi nie grozi. — Roześmiał się na całe gardło i kątem oka widziałam, gdy mnie dostrzegł. Stałam i po prostu się gapiłam. Uniósł brew. Skinął na mnie, na co Olek odwrócił się, a jego uśmiech zamarł na ustach. Swoją drogą, pięknie skrojonych ustach. Zarzucił ręcznik na ramiona, przytrzymał dwa zwisające końce. Jego włosy były jeszcze wilgotne.

— Co jest? Potrzebujesz czegoś? — spytał.

— W sumie… to szukam Dawida — wydukałam.

Zmarszczył brwi i zmrużył oczy.

— Do czego ci on potrzebny?

— Chciałam zapytać o swoje obowiązki.

— Matej ci o nich nie powiedział? Myślałem, że wasza znajomość jest tak dogłębna, że zdążył ci już wszystko pokazać i to bardzo szczegółowo — umyślnie akcentował dwuznaczne słowa.

— Widać byliśmy zbyt zajęci sobą, komuś żal tyłek ściska. — Nie siliłam się, na miły ton.

— To teraz snuj się po korytarzach i czekaj, aż się łaskawie zlituje. Na mnie nie licz. — Odgonił mnie ruchem ręki, jakbym była jakimś owadem.

— Dupek — warknęłam i odwróciłam się na pięcie.

Za plecami usłyszałam tylko ciche gwizdanie i tekst:

— O stary, co to było…?

Szybkim krokiem przemierzyłam korytarz, towarzyszył mi odgłos innych butów. Wiedziałam, że Aleks idzie za mną, jednak nie zamierzałam z nim rozmawiać. Tuż za zakrętem z rozmachem wpadłam na pewną parę.

— Jezu, przepraszam. — Ledwo wyratowałam swój tyłek przed bliskim spotkaniem z podłogą, a raczej wyratował mnie Aleks, bo w ostatniej sekundzie poczułam jego dłonie na łokciach.

— No nie spodziewałem się, że zderzymy się dziś z chodzącą petardą — odrzekł żartobliwie brunet, jednak minę miał poważną.

— Dawid, nic się nie stało — rzuciła drobna dziewczyna, przytrzymując się męskiego ramienia.

— To pana szukałam. — Odetchnęłam z ulgą i wyprostowałam się jak struna. Aleks dopiero wtedy zabrał swoje duże i ciepłe dłonie. Ciekawe, co miał mi do powiedzenia, że gnał za mną jak szalony?

Pan Dawid spojrzał na mnie wyraźnie zdziwiony.

— O co chodzi? — zapytał, poprawiając sukienkę, jak wnioskowałam, swojej dziewczyny. Zerkał pytająco.

— Mam tutaj pracować, chciałam wszystko omówić.

— Ja to załatwię — wtrącił się bezczelnie Aleksander. Posłałam mu lodowate spojrzenie.

— Co? Nic nie rozumiem — stwierdził jego brat. — Czemu o takich rzeczach nikt mnie nie informuje?

— Po prostu załatwię tę sprawę, widać, że pędzicie, chyba wam się śpieszy.

— Trochę tak, ale tobie nic nie jest? Wpadliśmy na siebie z takim rozmachem — odpowiedziała dziewczyna i poprawiła opadające ramiączko sukienki.

— Ze mną w porządku. A to pani malowała te wszystkie piękne obrazy, prawda? — Zerknęłam na Aleksandra w celu potwierdzenia.

Przytaknął kiwnięciem głowy.

— Tak, to ja, dziękuję — potwierdziła Mia.

— Są przepiękne, nie znam się na tym, ale mają w sobie jakąś głębię, dobrze się na nie patrzy. Ma pani talent.

— Proszę cię, mów mi po imieniu. Myślę, że jesteśmy w podobnym wieku. — Wyciągnęła do mnie rękę. — Mia.

— Olivia. Jestem ciut starsza, niż się zazwyczaj wszystkim wydaje.

— Jesteś stąd czy przyjezdna? — Wyjęła telefon z małej torebki.

— Przyjechałam z południa. — Spojrzałam po twarzach, ale wiadomość ta na nikim nie zrobiła wrażenia.

— Świetnie, że do nas trafiłaś, teraz ciężko o dobrą pracę. No i w tym momencie każde ręce się przydadzą.

— Tak, będzie u nas pracować, jeśli uda się w końcu omówić jakieś szczegóły — wyjaśnił w skrócie Aleks.

— To zostańmy chwilę i załatwcie tę umowę i całą resztę. — Mia spojrzała na Dawida.

— Terapia — mruknął w odpowiedzi. — Pojedziesz sama?

Tylko obrzuciła go niezrozumiałym dla mnie wzrokiem.

— Podejrzewam, że martwisz się, takie są teraz czasy, że ciężko komuś zaufać. Możesz mi wierzyć, że dopilnujemy, to znaczy oni dopilnują, by załatwić formalności. — Wskazała na braci.

Wydawała się szczerze zmartwiona tym, że nie możemy w tym momencie podpisać tej umowy. Aż było mi głupio, bo liczyłam na odwleczenie sprawy.

— Rozmawiałam z Zelą, zapewniła mnie, że jest tutaj okej. Mogę popracować parę dni na próbę bez tej umowy.

— Ponoć spóźnicie się na terapię — rzucił Aleks.

— Proszę, moja wspaniała kobieto, chodźmy już, ostatnio nigdzie nie możemy być na czas. Olek da sobie radę.

— Rzeczywiście mamy umówione spotkanie, więc musimy lecieć, ale wiem, że jesteś w dobrych rękach — stwierdziła z uśmiechem Mia.

Bracia poklepali się po ramionach.

— Jest Olek, porozmawiaj, proszę, z nim. Zela też odpowie na wszystkie pytania, pokieruje cię. Rozumiem, że w tym momencie źle to wygląda, zbywam cię na korytarzu… — Spojrzał na brata i dodał: — Zadzwonię, opowiesz coś więcej. Domknij temat, proszę. Przydałoby się więcej personelu, zaczyna się robić młyn.

Mia przytrzymała mnie za rękę i powiedziała:

— Następnym razem wypijemy kawę, obiecuję! — zabrzmiało bardzo szczerze.

Wspólna kawa? Lekko absurdalnie, bo wychodziło na to, że Mia była partnerką jednego z moich szefów. Ruszyli dalej; jeszcze pomachała mi przez ramię. Gdy już zostaliśmy z Aleksem sami, chwilę mierzyliśmy się wzrokiem. W końcu on westchnął, a zaraz potem usłyszałam krótkie wyjaśnienie:

— Mia taka jest. Dobra do granic, momentami zagłaskałaby wszystkich na śmierć. Ocieka miłością, empatią i całą tą otoczką. Wchłonie cię, nawet nie będziesz wiedzieć kiedy. Czasem czuję się przy niej jak zraniony szczeniak, emanuje tym dobrem, aż mdli. W ostatnim roku wybaczyła ludziom więcej niż ja przez całe życie. Nie wiem, jak można działać tak na drugiego człowieka, nie pojmuję tego.

— Wydaje się sympatyczna.

— Bo taka jest.

— W przeciwieństwie do ciebie — mruknęłam.

Pokiwał głową i wsadził rękę do kieszeni.

— Ciekawe, co powiesz o Mateju, gdy go bliżej poznasz. Ciekawe, jak wtedy wypadnę w tym zestawieniu.

Oparłam się o ścianę i spojrzałam w korytarz, którym poszli.

— Fajna para. — Zignorowałam jego przytyk, chyba chciał mnie sprowokować, wciągając w to Mateja.

— To znaczy?

— Widziałam, jak na nią patrzył. — Wzruszyłam ramionami.

— Oj tak, gdybym kiedyś miał kogoś szukać, to nie wiem, czy byłbym w stanie zadowolić się czymś gorszym, a niczego lepszego w swym życiu, niż oni we dwoje, jeszcze nie widziałem.

— Długo już są ze sobą?

— Za chwilę minie rok.

— Pierwsza rocznica. Będą świętować.

— Oby, chociaż się nie zanosi, to trochę bardziej złożona relacja. Obstawiałbym kryzys.

— Jej, aż tak? Jesteś takim pesymistą?

— Realistą.

Spojrzał na mnie przeciągle… Chyba zastanawiał się, czy opowiadać dalej. Ta dwójka wyglądała na zakochanych, ale faktycznie wspominali coś o terapii, tam chodzą raczej pary po przejściach. Zdrada? Nie, rozeszliby się…

— W ogóle mnie nie dziwi, że nic nie jest załatwione w twojej sprawie. Matej nie nadaje się do odpowiedzialnych rzeczy.

— Mówił, że on się tym nie zajmuje — odpowiedziałam, jeszcze lekko rozkojarzona.

— Tak… On się niczym tu nie zajmuje — burknął cicho. Wsparł ręce na biodrach. — Słuchaj, jeśli chodzi o obowiązki, to grafik piszemy raz na tydzień. Niech Zela po prostu dopisze cię w tym tygodniu do każdej z dziewczyn po trochę. Poznacie się i przy okazji pokażą ci hotel.

— Dobry plan. — Coś w końcu ruszyło w tym kierunku, bym zaczęła zarabiać pieniądze.

— Klucze dostałaś? Prosiłem Zelę, by ci dała.

— Tak. — Myślałam, że załatwił to Matej… Teraz wychodziło na to, że Aleks jednak angażował się w sprawę. Nie musiał, a może źle go oceniałam?

— Kwestie jedzenia wyjaśniła?

Pokiwałam głową.

— Następne są ubrania. Wiesz, gdzie jest szatnia? — zadał kolejne pytanie.

— Nie.

— No to chodźmy. — Lekko pociągnął mnie za rękę; tak naturalnie, że aż mnie zmroziło. Poczułam uścisk w żołądku i od razu ją wyrwałam.

Niedaleko naszego pokoju było wejście do pralni. W metalowej szafie, w workach, wisiały mundurki — takie, jakie nosiła reszta dziewczyn.

— Rozmiar S? — zapytał Aleks bez emocji.

Zatkało mnie.

— Yyy, chyba tak. — Faktycznie trafił z rozmiarem.

— Są dość elastyczne, więc nie powinnaś mieć problemu. — Zmrużył oczy i wręczył mi pokrowiec. — Drugi na zmianę dostaniesz, jak przyjedzie dostawa. Podkoszulki są tutaj. — Wskazał górną półkę, kilkanaście sztuk.

— Świetnie. — Chwyciłam wieszak z całych sił. Dziwnie się czułam, będąc z Aleksandrem sam na sam.

— Co do umowy… — zaczął.

— No właśnie, czy umowa jest konieczna? — Lekko się zawahałam. Jeśli Aleks zacznie coś podejrzewać, będę spalona. Dodałam więc pośpiesznie: — Wiesz, tak szybko zmieniłam pracę, a w poprzedniej nie zagrzałam długo miejsca.

Aleksander oparł rękę, wysoko nad moją głową. Zerkałam na jego twarz i widziałam, jak intensywnie analizuje, przetwarza te słowa.

— Nie jestem głupi. — Uśmiechnął się smutno. — Coś jest na rzeczy. My zatrudniamy legalnie…

— Rozumiem — prawie szepnęłam.

— Ale jakoś mogę to opóźnić. Zależy, ile czasu potrzebujesz. Pytanie brzmi: na co ci ten czas? — Zbliżył się i założył mi włosy za ucho.

Pachniał wyjątkowo dobrze, zaciągnęłam się tym zapachem.

ALEKSANDER

— Zrobisz to dla mnie? — zapytała z lekkim niepokojem w głosie.

— Nie wyjawisz powodów takiego zachowania?

— Nie drąż, proszę.

Nie chciałem jej złamać, nawet nie wiedziałem, czy bym potrafił. Wypytywanie mogłoby sprawić, że ucieknie. A jeśli chodziło o coś nielegalnego? Kradzieże? Warto ryzykować? Nie wyglądała na taką. Kiepski argument.

— Okej. — Spoglądałem w te oczy; kobieta w życiu stanowi tylko problem, pamiętaj. Kobieta stanowi problem…

— Z Matejem tak na poważnie? — Kurva! Myślałem jedno, robiłem drugie. Co mnie to obchodziło?

— Nie wiem, nie widujemy się jakoś często. Jestem mu wdzięczna za pracę, za pomoc wtedy, w tamten wieczór, w klubie.

— Jesteś jemu wdzięczna? — prychnąłem w niedowierzaniu.

Skończony dupek potrafił się ustawić w dobrym świetle.

— Tobie też dziękuję, to wasz wspólny biznes.

— Jeszcze jest Dawid, jemu również podziękujesz? — Odepchnąłem się od ściany i podszedłem do karty zamówień zawieszonej w metalowej kratce.

— Czemu się wściekasz? Obaj tam byliście.

— Dajmy spokój, temat Mateja to studnia bez dna.

Kątem oka zauważyłem, jak wzięła do rąk mundurek. Przyjrzała mu się dokładnie i przyłożyła do ciała. Wiedziałem, że będzie wyglądać jak chodzący grzech. Gdy odsłoni nogi w tej spódniczce, zrobi się gorąco.

— Czy coś jeszcze powinnam wiedzieć? — Uniosła brew.

— Dziewczyny ci pomogą, to nic trudnego.

Pokiwała głową. Chyba pożerałem ją wzrokiem, bo uciekła spojrzeniem w bok i powiedziała:

— Pójdę już.

— Daj telefon, wstukam ci mój numer. Gdybyś czegoś potrzebowała, dasz znać.

Niechętnie, ale podała mi swoją komórkę. Oddając, specjalnie złączyłem nasze palce. Gdy poczuła dotyk, spojrzała na mnie nieco dłużej. Chciałem poczuć smak jej ust, ale wszystko mówiło, krzyczało, by tego nie robić.

Położyłem dłoń na jej policzku, zbliżyłem się, czekając na reakcję. Czułem, jak otacza mnie zapach wanilii. Olivia wciągnęła ostro powietrze, zrobiła unik i trwała tak, nie patrząc już na mnie.

— Co ty z nim robisz… — Słowa same wyrwały mi się na powierzchnię.

Olivia od razu odchrząknęła speszona i odsunęła się jeszcze dalej. Pokręciłem głową i najzwyczajniej wypadłem z tego pokoju, jakby mnie ktoś gonił.

Co te dziewczyny tak ciągnęło do mojego brata?! Kompletnie tego nie rozumiałem. Na zakręcie walnąłem otwartą dłonią w ścianę i ruszyłem do swojego pokoju. Co mi znów strzeliło do głowy, by się tak przejmować?

Nie mógłbym trafić na nią na korytarzu. Postąpiłem jak głupek, co mnie napadło? Spakowałem „pracę” do domu i postanowiłem na dziś odpuścić sobie hotel.

Pędziłem autem, z głośników leciał mocny rock. Chciałem pustki, nie mogłem znieść ciągłego rozmyślania o tym, jak smakowałaby Olivia. Pieprzenie. Zwyczajnie brakowało mi seksu, ale szukanie kolejnej dziewczyny na jedną noc powoli zaczynało męczyć. Kontrolowanie, by faktycznie chciała szybkiego numerka, a nie całonocnej przygody, bywało skomplikowane. W grę wchodziło tylko opuszczenie spodni, a większość — jak na złość — uwielbiała pieszczoty.

Przekraczając bramę wjazdową, wiedziałem, że robię źle. Samotność była teraz kiepskim kompanem.

***

Wchodząc do lobby, pogodziłem się z myślą, że Olivia tu pracuje. Całą noc wałkowałem ten temat sam ze sobą i w towarzystwie kilku szklanek Johnniego. Spotykała się z moim bratem, bo chciała, a może to on chciał. Tyle. Wystarczy tego roztrząsania. Byłem padnięty, ostatnio sypiałem fatalnie.

Wolno podszedłem do recepcji, zatrzymałem się przy Gregorze i Emilii. Ciemnowłosa dziewczyna od razu przybrała na twarz uśmiech numer trzy. Nie, żebym je numerował, ale ten był ewidentnie zarezerwowany dla mnie. Za każdym razem, gdy byłem obok, miałem wrażenie, że szczerzyła się w charakterystyczny sposób. Do tego wydawało mi się, że poszłaby ze mną nawet do składzika na szczotki. Rozglądałem się mimowolnie. Może powinienem skorzystać? Olivia nie była mną zainteresowana, właściwie to dobrze, bo ja nie byłem zainteresowany niczym na stałe. Rytmicznie zastukałem palcami o blat.

— Potrzebuję kawy — jęknąłem.

— Zarwana nocka? — spytał Greg.

— Coś w tym stylu. Szkoda gadać.

Zza rogu wyszła ona. Kurva. Pokręciłem głową.

Wyjątkowo podobała mi się w tym fartuszku. Opinał ją we wszystkich strategicznych miejscach. Dziś gładko zaczesała włosy, wyglądała profesjonalnie i chłodno, niedostępnie. Co było cholernie sexy.

— Dzień dobry. — Skinęła głową i wyminęła nas.

— Przynieś mi tę kawę — zwróciłem się do Emilii. — Albo nie, przyślij kogoś z nią. — Jej uśmiech przygasł, ale od razu zawołała Olivię.

— Idź do kuchni po kawę dla pana Aleksa, trzeba mu ją zanieść do gabinetu. Pokażę ci drogę.