Twist. Na krawędzi. Tom 4 - Lucia Franco - ebook
NOWOŚĆ

Twist. Na krawędzi. Tom 4 ebook

Franco Lucia

4,8

48 osób interesuje się tą książką

Opis

Ulec pokusie raz – to błąd. Dwa razy to lekkomyślność. Trzy razy to wybór. Ale Adrianna i Kova mogą posunąć się za daleko...

Adrianna musi stawić czoła nieuleczalnej chorobie. Doskonale wie, z czym przyjdzie jej się mierzyć, i jest gotowa zaryzykować wszystko – w tym zdrowie – dla sportu, który kocha. To jej ostatnia szansa i wbrew zaleceniom lekarzy walczy mocniej niż kiedykolwiek, aby spełnić swoje marzenie.

Wycieńczony i rozdarty Kova obserwuje, jak Adrianna osiąga punkt krytyczny. Nie potrafi stać z boku, gdy ona nadal naraża się na niebezpieczeństwo, więc poddaje się temu, czego pragnie najbardziej. Ma świadomość, że może to oznaczać utratę samego siebie.

Gdy Adrianna walczy o swoje życie, Kova walczy o nich. Wkrótce ulegają elektryzującemu przyciąganiu, a uczucia rozpalają się na nowo. Działania Adrianny i Kovy stają się coraz śmielsze, tworząc między nimi nierozerwalną więź.

Twist Lucii Franco stanowi czwartą część serii Na krawędzi.

Ta historia jest naprawdę HOT. Sugerowany wiek: 18+

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 623

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,8 (22 oceny)
19
2
1
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
PapieroweDziewczyny

Nie oderwiesz się od lektury

❤️"-Przyjdą takie dni, które cię powalą. I wiesz co? -Co? -Podniesiesz się i pójdziesz dalej, żeby udowodnić samej sobie, na co cię stać. Wiem, że teraz to ci się wydaje niemożliwe, ale zobaczysz, że będzie warto walczyć. Pewnego dnia się przekonasz" 🌪 TWIST - LUCIA FRANCO (tłum. Ewelina Gałdecka) ♾️/10⭐️ 🌪 Q: macie możliwość zlikwidowania jednej choroby. Jaka to będzie? 🌪 Opowiem Wam historię... Historię o walce z czasem... Historię o walce z samym sobą... Historię o upadkach i o tym, czy z każdego da się podnieść... 🌪 ❤️"Jesteś jedynym źródłem światła w moim życiu, ale teraz widzę tylko wypełniającą się ciemność i wcale mi się to nie podoba" 🌪 BALANCE trzymało mnie na krawędzi... EXECUTION skradło moje serce... RELEASE zawłaszczyło sobie moją duszę... TWIST...strąciło mnie w otchłań rozpaczy... 🌪 Jestem typem osoby, która w chwilach smutku czy załamania, jakie obecnie towarzyszą mi na co dzień, lubi się jeszcze bardziej dobić zamiast pocieszyć. Chcę wtedy po prostu wiedzieć, że...
20
zaczytanamatka

Nie oderwiesz się od lektury

Seria Na Krawędzi to jedna z takich, o której z pewnością trudno będzie zapomnieć. Powrót do Coral Cup to tak jak spotkanie z dawno nie widzianymi przyjaciółmi. Tym razem Lucia w 600 stronach zawarła prawdziwą paletę odcieni przeróżnych uczuć. Kocham i nienawidzę.. Jestem oszołomiona.. Czasami oburzona.. Mimo to czuję się jak narkoman na haju po kolejnej dawce Adriany i Kovy. Gimnastyka dla Adriany jest powietrzem, którym oddycha. Mimo toczącej się w jej wnętrzu wyniszczającej choroby, każdego dnia podejmuje nierówna walkę i wygrywa. Jej upór💊 i determinacja po raz kolejny sprawia, że jej marzenia stają się rzeczywistością. W tym wszystkim oparcie daje jej trener, kochanek, przyjaciel.. Kova też walczy ze swoimi uczuciami i tym razem na jego podium stoi Ria. Dość karmienia się kłamstwami. Tylko czy to wystarczy by odbudować, to co uległo zniszczeniu?   Czy relacja Kovy i Adriany jest toksyczna? Kontrowersjyjna? Bulwersująca? Z pewnością tak, ale nie zawiera się tylko w czerni i...
00
karolaa90

Nie oderwiesz się od lektury

Tak bardzo się myliłam myśląc, że już bardziej nie mogę pokochać tej serii. Ten tom spowodował że moja miłość wyszła ponad skalę! Ta historia z każdym tomem staje się bardziej fascynująca, bardziej przerażająca, bardziej druzgocącą i niebywale rozpalająca zmysły. CZYTAJCIE!
00
izunia08111986

Nie oderwiesz się od lektury

O kurde ale sie dzieje...polubilam tych bohaterow ze naprawde zycze im happy endu..czekam z niecierpliwoscia na ostatni tom
00
Bazylia79

Nie oderwiesz się od lektury

Woow,co to były za emocje. Kocham tą serię i nie mogę doczekać się kolejnej części 😘
00

Popularność




OSTRZEŻENIE

Książka jest przeznaczona wyłącznie dla osób powyżej 18. roku życia.

TYTUŁ ORYGINAŁU:

Twist

Off Balance #4

Redaktorka prowadząca: Marta Budnik

Wydawczyni: Maria Mazurowska

Redakcja: Justyna Yiğitler

Korekta: Katarzyna Kusojć

Projekt okładki: Marta Lisowska

Zdjęcie na okładce: © stockphoto-graf / Stock.Adobe.com

Copyright © 2022 Twist by Lucia Franco

Published by arrangement of Lucia Franco and Book/Lab Literary Agency, Poland

Copyright © 2024 for the Polish edition by Papierowe Serca an imprint of Wydawnictwo Kobiece Agnieszka Stankiewicz-Kierus sp.k.

Copyright © for the Polish translation by Ewelina Gałdecka, 2024

Wszelkie prawa do polskiego przekładu i publikacji zastrzeżone. Powielanie i rozpowszechnianie z wykorzystaniem jakiejkolwiek techniki całości bądź fragmentów niniejszego dzieła bez uprzedniego uzyskania pisemnej zgody posiadacza tych praw jest zabronione.

Wydanie elektroniczne

Białystok 2024

ISBN 978-83-8371-204-8

Grupa Wydawnictwo Kobiece | www.WydawnictwoKobiece.pl

Na zlecenie Woblink

woblink.com

plik przygotowała Katarzyna Błaszczyk

Dla moich oddanych, pełnych pasji Czytelniczek…Wybaczcie mi, proszę.

Droga Czytelniczko!

Seria Na krawędzi stanowi całość. Tomy należy czytać po kolei, żeby prześledzić historię bohaterów od początku do końca. Jest ona całkowicie fikcyjna i nie wydarzyła się naprawdę.

Pięć tomów serii opowiada o romansie gimnastyczki i jej trenera, których dzieli znaczna różnica wieku. Jeśli uznajesz ten temat za problematyczny, nie jest to lektura dla Ciebie.

Gimnastyka to sport wymagający wielu godzin bliskiego kontaktu fizycznego z trenerem. Moim celem było skupienie się na jego pięknie, pokazanie emocjonalnych aspektów wyrzeczeń, których wymaga od sportowców, oraz tego, jak dwoje ludzi może wspólnie przekraczać granice i razem się rozwijać.

Ta opowieść Cię poruszy, zmusi do zadania sobie wielu pytań i wyjścia ze strefy komfortu.

Seria Na krawędzi jest przeznaczona dla czytelniczek, które ukończyły osiemnaście lat. Przedstawiona tu historia nie jest odpowiednia dla wszystkich.

Lucia

Słowniczek

Amanar – odmiana skoku jurczenko; gimnastyczka wykonuje rundak na odskocznię, przerzut w tył na stół gimnastyczny, a następnie salto w tył w pozycji wyprostowanej i jednocześnie dwie i pół śruby.

Chwyt odwrócony/wykręcony – chwyt drążka podobny do nachwytu, ale z dłońmi odwróconymi na zewnątrz o 180°. Kciuki i palce dłoni skierowane są na zewnątrz.

Dwuchwyt – chwyt drążka oburącz, w którym jedna dłoń chwyta drążek nachwytem, a druga podchwytem.

Elita – najwyższy poziom gimnastyczny w USA.

Full-in – podwójne salto w tył ze śrubą wykonywaną już w czasie pierwszego obrotu salta. Może być wykonywane w pozycji kucznej, łamanej lub wyprostowanej i pojawia się zarówno w gimnastyce kobiecej, jak i męskiej.

Gigant, kołowrót olbrzymi – ewolucja wykonywana na poręczach asymetrycznych; obrót o 360° wokół drążka z całkowicie wyprostowaną sylwetką.

Hop Full – gigant, w czasie którego gimnastyczka w staniu na rękach wykonuje podskok z obrotem o 360° stopni wokół własnej osi.

Jaeger – element wykonywany na poręczach asymetrycznych. Gimnastyczka wykonuje kołowrót olbrzymi, puszcza żerdź, wykonuje salto w przód i ponownie łapie tę samą żerdź. Może być wykonywany w pozycji rozkrocznej, łamanej i wyprostowanej, zdarza się także w pozycji kucznej.

Jurczenko – rundak na odskocznię, przerzut w tył na stół gimnastyczny i zeskok saltem ze stołu. W czasie wykonywania salta gimnastyk może jednocześnie wykonać śrubę.

Kołowrót nastopowy – obrót wokół żerdzi w pozycji łamanej, w czasie którego stopy opierają się o żerdź.

Kołowrót w podporze – element wykonywany na drążku lub poręczach asymetrycznych. Ciało obraca się wokół żerdzi bez dotykania jej. Obrót może być wykonywany w przód lub w tył.

Kop piętami, dynamiczna praca piętami – mocny wyrzut pięt w górę i do przodu przy wykonywaniu przerzutu na stole gimnastycznym lub planszy. Dzięki temu ciało obraca się z większą mocą, co przekłada się na siłę naskoku i odbicia.

Odwrócony krzyż – wykonywany przez mężczyzn na kółkach, żelazny krzyż w pozycji głową w dół.

Overshoot – przeskok zamachem z górnej żerdzi na dolną z półobrotem do stania na rękach.

Piruet – termin używany w gimnastyce i tańcu w odniesieniu do obrotu wokół osi podłużnej ciała. Określa się nim także obrót w staniu na rękach na poręczach asymetrycznych.

Podchwyt – chwyt drążka dłońmi od dołu. Dłonie skierowane są do ćwiczącego, a kciuki na zewnątrz i obejmują drążek z przeciwnej strony do pozostałych palców.

Potrącenie – punkty odejmowane od wyniku gimnastyczki za popełnione błędy. Wartość większości potrąceń jest z góry okreś­lona, na przykład 0,5 punktu za upadek z przyrządu albo 0,1 punktu za wyjście poza planszę.

Pozycja kuczna – nogi ugięte w stawach biodrowych i kolanowych, kolana przyciągnięte do klatki piersiowej, ciało zgięte w talii.

Pozycja łamana – ciało zgięte w przód w talii z wyprostowanymi nogami tworzy kształt litery L.

Pozycja wyprostowana – pozycja, w której całe ciało jest wyciągnięte i tworzy linię prostą.

Proste linie – idealne linie ciała.

Przerzut – przerzucenie ciężaru ciała przez oparcie go na rękach i mocne odepchnięcie się ramionami. Może być wykonywany w przód lub w tył, zwykle jako element łączący. Jest wykonywany na planszy, stole gimnastycznym i równoważni.

Puszczenie – oderwanie rąk od poręczy, żeby wykonać jakiś element gimnastyczny w locie, po czym ponownie jej chwycenie.

Relevé – termin z dziedziny tańca używany także często w gimnastyce. Pozycja stojąca, w której gimnastyczka unosi się na palcach z wyprostowanymi nogami.

Rundak – ewolucja przypominająca gwiazdę; po odbiciu z jednej nogi następuje dynamiczny przerzut nóg z jednoczesnym obrotem o 90°, a następnie lądowanie na dwóch złączonych nogach jednocześnie. Stosowany jako nabieg w wielu układach wykonywanych na stole gimnastycznym, równoważni i planszy.

Salto – element gimnastyczny polegający na przerzucie stóp nad głową w czasie obrotu w powietrzu wokół poprzecznej osi ciała.

Sekwencja – dwa lub więcej elementów wykonywanych razem i tworzących wspólnie odrębny element.

Skleić – wylądować i pozostać w pozycji stojącej bez dodatkowego kroku. Właściwa pozycja przy lądowaniu to ugięte nogi, ramiona powyżej bioder i ręce wyciągnięte w przód.

Stalder/sztalder – element wykonywany na poręczach asymetrycznych i drążku. Zaczyna się w staniu na rękach, z którego gimnastyczka opada w dół i składa się w taki sposób, że okrąża żerdź tyłem do niej, prowadząc nogi wyprostowane pomiędzy rękoma albo w pozycji rozkrocznej po ich zewnętrznej stronie.

Straddle back – element gimnastyczny wykonywany na poręczach asymetrycznych. Gimnastyczka przez zamach w tył opada w pozycji rozkrocznej z górnej żerdzi na dolną, lądując na niej w staniu na rękach.

Szaposznikowa – kołowrót w podporze na dolnej żerdzi i przelot tyłem na górną żerdź.

Śruba – obrót wokół osi podłużnej ciała wyznaczonej przez kręgosłup. Wykonywana jest na wszystkich przyrządach.

Tsavdaridou – element wykonywany na równoważni, składają się na niego rundak, przerzut w tył ze śrubą i opadnięcie na równoważnię do siadu okrocznego.

Wielobój – kategoria gimnastyczna, w której gimnastyczka startuje na wszystkich czterech przyrządach. Zwyciężczynią wieloboju na danej imprezie zostaje osoba, której łączny wynik jest najwyższy.

Wprawka – ćwiczenie, które pełni rolę symulacji konkretnego elementu lub kombinacji elementów, pozwalając na zapoznanie się z nimi bez podejmowania ryzyka rzeczywistego wykonywania ich od razu.

Wspieranie wychwytem – najczęściej stosowany rodzaj wyskoku na poręcze asymetryczne. Gimnastyczka robi zamach nogami w przód, przyciąga stopy do żerdzi, a następnie podciąga się w górę do podporu przodem, opierając biodra o żerdź.

Wychwyt-stanie, wspieranie wychwytem i domach do stania na rękach – odepchnięcie bioder od drążka i uniesienie ciała do wyprostu ramion i stania na rękach.

Wykonanie – na ocenę za wykonanie układu gimnastycznego (tzw. ocena E) wpływają forma, styl i technika wykonania poszczególnych elementów. Do błędów wykonania zaliczamy na przykład ugięte kolana, nieobciągnięte palce u stóp, wygiętą albo zbyt luźną sylwetkę.

Wyskok Hechta – rodzaj wyskoku na poręcze; gimnastyczka odbija się od odskoczni, wyprostowanymi rękami odpycha się od niższej żerdzi i chwyta żerdź górną.

Zamach kopem – wykonywany na poręczach z wahania w zwisie energiczny zamach w przód, w kierunku sufitu. Pozwala on gimnastyczce nabrać pędu niezbędnego do wykonania giganta lub elementu z lotem.

Zerwane odciski – pojawiają się, kiedy gimnastycy trenują na poręczach lub kółkach tak intensywnie, że zrywają sobie z dłoni kawałek skóry. Uraz ten wygląda tak samo jak w przypadku pękniętego pęcherza.

Zeskok – ostatni element programu gimnastycznego, w większości konkurencji oznacza sposób opuszczenia przyrządu.

Zetka do głowy – element wykonywany na planszy i równoważni; skok szpagatowy ze zmianą nogi, w którym tylna noga nosi się w górę tak, by dotknąć głowy.

Żelazny krzyż – element wykonywany przez mężczyzn na kółkach. Gimnastyk chwyta kółka w podporze rozpiętym, wyciągając na boki wyprostowane ręce, które tworzą z jego ciałem kąt prosty.

Rozdział 1

PRZEWLEKŁA CHOROBA NEREK. Czwarte stadium.

W sumie było ich pięć, a ja już osiągnęłam czwarte! To brzmiało niemal jak stadium raka…

I do tego toczeń.

Zrobiło mi się zimno, ramiona pokryła gęsia skórka. Cyfra cztery pulsowała mi w głowie, jakby ze mnie kpiła. Miałam zacząć dializy i zostać wpisana na listę osób oczekujących na przeszczep.

Wiedziałam, że nie powinnam niczego guglować, ale nie mogłam się powstrzymać. Musiałam wiedzieć, co mnie czeka.

Zaczęłam od leków, które przepisali mi lekarze. Antybiotyki, sterydy, środki regulujące ciśnienie krwi i przeciwbólowe. Ciekawość wzięła nade mną górę: przeglądałam strony internetowe, które prowadziły mnie do kolejnych, opisujących standardowe i rzadkie przypadki. Przez wiele godzin czytałam o obu chorobach trawiących mój organizm. Przebrnęłam przez niezliczone artykuły o prognozowanej długości życia, możliwych skutkach ubocznych terapii oraz ryzyku odrzucenia przeszczepu przez moje ciało. Prześledziłam dyskusje o trudnościach w zajściu w ciążę i jej donoszeniu, o nasileniu objawów choroby i o tym, jak odbiera życie bliskim.

Stres i niepokój na myśl o tym, co może się wydarzyć – i co najprawdopodobniej rzeczywiście się wydarzy – krążyły w moich żyłach w tempie, za którym nie potrafiłam nadążyć. Zrobiło mi się niedobrze. Prawda była taka, że musiałam natychmiast zacząć dializy i znaleźć dawcę do przeszczepu nerki.

Stojąc w kuchni w moim mieszkaniu, wpatrywałam się w rząd buteleczek leków opatrzonych nazwami, których nie potrafiłam nawet wymówić. Od tych pigułek zależało moje życie.

Odezwał się mój telefon, więc podniosłam go z blatu. Na rozświetlonym ekranie pojawiła się głupkowata twarz Xaviera.

– Cześć, starszy bracie. – Uśmiechnęłam się z wdzięcznością, bo oderwał mnie od ponurych myśli. – Dawno się nie odzywałeś.

Jęknął do telefonu.

– Tak, wiem, że jestem pod tym względem beznadziejny, ale myślę o tobie przez cały czas, a to się liczy, prawda?

– Pewnie tak. Czemu zawdzięczam tę przyjemność?

– Tata do mnie zadzwonił… – urwał. Uśmiech zniknął mi z twarzy. Milczałam. – Ana?

Od tak dawna nie słyszałam tego zdrobnienia.

– Jestem, jestem. Co ci powiedział?

– Wszystko. Wiem wszystko. Jak sobie radzisz? Bo ja jestem smutny i naprawdę, kurwa, wściekły, że musisz przez coś takiego przechodzić – powiedział głosem pełnym emocji. – Gdybym mógł się w tobą zamienić, zrobiłbym to. Nie chcę tego dla ciebie.

Zamrugałam gwałtownie, odpychając od siebie emocje. Ostatnio strasznie dużo płakałam i nie chciałam znów zaczynać, a Xavier zachowywał się tak słodko, że byłam bliska łez.

Głośno wypuściłam powietrze i sięgnęłam do lodówki po wodę kokosową. Otworzyłam pojemnik i pociągnęłam łyk, z obrzydzeniem spoglądając na lekarstwa.

– Cóż… Jestem właśnie w kuchni, a na blacie stoi rząd buteleczek z tabletkami, na których wypisano te wszystkie ostrzeżenia. Mam wrażenie, że się na mnie gapią. Może powodować wymioty. Zażywać w czasie posiłku. Przyjmować na czczo. Połykać rano. Może wywoływać drżenie. Stosować doraźnie w przypadku bólu. Może powodować senność. Niemal każdy objaw tocznia pokrywa się z symptomami choroby nerek. Bóle głowy i utrata włosów, ból w klatce piersiowej, znacząca utrata wagi, którą przypisywałam ciężkim treningom. Mgła mózgowa i zapominanie. Wiesz, że toczeń może zabić dwudziestolatka, doprowadzając do zawału serca lub udaru mózgu, i często utrudnia zajście w ciążę, a połowa tych ciąż i tak kończy się poronieniem? W parze z nim idzie choroba nerek. Mój system immunologiczny atakuje moje tkanki, narządy i stawy. W zasadzie sama jestem swoim najgorszym wrogiem.

Urwałam, kiedy dotarło do mnie, że właśnie jednym tchem powtórzyłam to, co wyczytałam wcześniej online.

– Przepraszam – powiedziałam. – Pewnie nie to chciałeś usłyszeć.

– Nie przepraszaj. I właśnie to chciałem usłyszeć. Tylko nie wiedziałem, jak zapytać…

Przełknęłam ślinę.

– Rozumiem.

– Boisz się?

Jasne, kurwa, że tak. Nie chciałam umrzeć. Miałam jeszcze tyle do doświadczenia. Chciałam mieć rodzinę, statystyczne dwa i pół dziecka oraz psa. Chciałam mieć psa, a może nawet dwa. Joy nigdy nie pozwalała nam na trzymanie zwierząt.

Dzieci.

Zalał mnie smutek. Kova i ja uprawialiśmy seks bez zabezpieczeń – i to często! – i jakimś cudem nie zaszłam w ciążę. Nie żebym chciała tego właśnie teraz, ale myśl, że nigdy nie będę mogła mieć dzieci, uderzyła we mnie z siłą, która zaparła mi dech w piersiach. Zawsze chciałam zostać matką. Marzyłam o tym.

Aborcja…

Avery. Boże… Bolało mnie serce, w klatce piersiowej ściskało na myśl, że ją odtrąciłam. Miała aborcję, a ja tak okropnie ją potraktowałam.

– Ana? Jesteś tam?

Potrząsnęłam głową, żeby otrząsnąć się z melancholii.

– Nie. Nie boję się.

Xavier zaśmiał się, a ja odpowiedziałam tym samym.

– Wiedziałem, że tak powiesz. Zawsze robimy dobrą minę do złej gry. To jeden z genów Rossich, z którym się urodziłaś.

Westchnęłam.

– Tak, boję się. Okej? Diagnoza zwaliła mi się na głowę, a czytanie w necie o tym, jakie gówniane i trudne będzie teraz moje życie, jest naprawdę przytłaczające.

Podeszłam do kanapy i opadłam na nią. Odchyliłam się na oparcie i westchnąwszy ciężko, wbiłam wzrok w sufit. Bezmyślnie patrzyłam na obracające się skrzydła wentylatora.

Xavier zakasłał.

– Z czasem będzie coraz łatwiej. – Urwał na chwilę. – Pewnie nie to chciałaś usłyszeć. Pewnie nawet w to nie wierzysz.

Nie, nie to. I nie, nie wierzyłam.

Zamknęłam oczy i powoli wciągnęłam powietrze do płuc. Jutro musiałam wstać wcześnie na trening. Chociaż mojemu lekarzowi się to nie podobało, nie mogłam się teraz zatrzymać. Nie po tym, jak w końcu miałam w zasięgu ręki spełnienie wszystkich moich marzeń. Gimnastyka była jedynym, czego pozbawienia nie dałabym rady znieść. Gimnastyka była moim życiem. Była wolnością. Bez niej byłam niczym. Sama nie wiedziałam, kim jestem poza światem sportu, a myśl o wymazaniu tej części mojego życia mnie przerażała.

„Mówiąc szczerze, nie sądzę, żebyś dożyła dwudziestki, jeśli będziesz nadal rywalizować i trenować tak intensywnie. Nie jest to niemożliwe, ale jednak wysoce nieprawdopodobne”. Echo słów doktora Kozola rozbrzmiało w mojej głowie, dołączając do wirującego już w niej tornada myśli. Domagając się usłyszenia.

Mój telefon zapikał, więc odsunęłam go, żeby zerknąć na ekran. „Tata – komórka”.

– Tata do mnie dzwoni. Muszę odebrać – zwróciłam się do Xaviera.

– Jasne. Nie ma sprawy. Odbierz. Chciałem ci tylko powiedzieć, że trzymam za ciebie kciuki. Jesteś silna, siostrzyczko. Dasz radę. Jestem już umówiony na wizytę, żeby sprawdzić, czy mogę być dawcą. Gdybyś czegoś potrzebowała, choćby tylko pogadać albo powyklinać, dzwoń. Możesz na mnie liczyć.

Zaśmiałam się smutno. Tym razem łza wymknęła mi się spod powieki.

– Dzięki, Xavier. Pogadamy później?

– Jasne, siostrzyczko.

Rozłączyłam się i odebrałam drugą rozmowę.

– Cześć, tato.

– Kochanie, dlaczego się nie odzywasz? Czekałem przez cały dzień.

– Bo już wiesz – odpowiedziałam szybko. Okazało się, że został o wszystkim poinformowany jeszcze przede mną. Wiedział, co mnie czeka. – O czym tu jeszcze rozmawiać? Wiesz wszystko.

Tata milczał przez chwilę.

– Jesteś na mnie zła.

– Trochę. Powinieneś był mnie uprzedzić. Przygotować. Dowiedziałam się dziś po południu i nadal jestem w szoku.

– Chciałem, uwierz mi. Ale uznałem, że to lekarze powinni poinformować cię o diagnozie, bo będą potrafili wszystko lepiej wyjaśnić. – Urwał na chwilę, a potem dodał: – Martwiłem się też, że spanikujesz i w ogóle nie pójdziesz na wizytę.

Zastanowiłam się nad jego słowami.

– Coś w tym jest, choć raczej bym jej nie odwołała. Jednak byłoby miło nie zostać w taki sposób zaskoczoną…

– Naprawdę mi przykro – zapewnił głosem, w który pobrzmiewała skrucha. – To dlatego się nie odzywałaś?

– Tak i nie. Mam teraz straszny mętlik w głowie i próbuję dojść do ładu ze swoimi myślami. Tato? – Gardło zacisnęło mi się od emocji, głos zadrżał.

– Tak?

Łzy napłynęły mi do oczu. Zanim zdążyłam wziąć się w garść, zupełnie się załamałam.

– Boję się. – Wyznanie wypłynęło mi z ust rozedrganym szeptem. Oddychałam ciężko, zaczęłam płakać. – Bardzo się boję. Nie chcę umrzeć.

– Kochanie… – Głos mu się załamał, co tylko pogorszyło mój stan. – Będę jutro u ciebie z samego rana. Proszę, nie płacz. Obiecuję, że wszystko będzie dobrze.

– Ale przecież właśnie o to chodzi… – Prychnęłam. – Nie wiesz, czy wszystko będzie dobrze. Nikt nie wie. Moje życie jest teraz w zawieszeniu i właśnie to mnie przeraża. Pierwszy raz umieram ze strachu na myśl o przyszłości. Czuję w ustach smak tego strachu, czuję, jak mnie dławi…

– Adrianno, zrobię wszystko, co w mojej mocy, żeby ci pomóc – powiedział stanowczo tata. Rozpłakałam się jeszcze mocniej na myśl o wyzwaniach, które mnie czekają. Moja przyszłość była teraz, i miała już zostać na zawsze, żmudną walką. – Musisz być teraz równie silna, jak zawsze byłaś. Nie poddawaj się. Nie pozwól, żeby dziś wpłynęło na twoje jutro. Bierz lekarstwa i skup się na gimnastyce. Ja zajmę się resztą. Zapewnię ci wszystko, czego potrzebujesz. To mogę ci obiecać.

– Nie każesz mi rzucić sportu?

– Skarbie, wiem, ile gimnastyka dla ciebie znaczy. Rozmawiałem o tym z doktorem Kozolem. Zdarzają się sportowcy z takimi dolegliwościami jak twoje, którzy nadal startują w zawodach. To niezbyt częste, ale nie niemożliwe. Będziesz musiała współpracować z nim i z jego ekipą. I będziesz musiała być z nimi szczera i otwarta. Żadnego parcia przed siebie pomimo bólu.

– Myślałam, że jestem przepracowana. W trenowaniu na poziomie Elity to właściwie norma. Nie spodziewałam się tego wszystkiego.

Prychnęłam, próbując zdusić emocje. Jakby rewelacji było mało, doktor Kozol poinformował mnie, że dokuczające mi ból, mdłości i krew w moczu to efekt infekcji nerek. Jedna z nich spuchła. Moje ciało mnie zawodziło, a jego stan szybko się pogarszał.

– Jak mogłam nie mieć świadomości, że jestem taka chora?

– Adrianno, nadal możesz żyć pełnią życia, w zdrowiu. Tak, pojawią się pewne komplikacje, ale są też sposoby, żeby im zapobiec albo przynajmniej je spowolnić.

Odetchnęłam głośno, a potem wyrzuciłam z siebie wszystko, co wyczytałam w sieci.

– Nie grzeb w internecie, to śmietnik! Gdyby wierzyć w to, co tam piszą, miałbym chyba wszystkie możliwe formy raka. Właściwie to gniłbym już w ziemi. – Zamilkł na chwilę. – Wiesz… Jeśli chcesz, możesz przyjechać na trochę do domu, żeby się od tego wszystkiego oderwać.

Potrząsnęłam głową, choć nie mógł mnie widzieć.

– Nie. Wtedy zostałabym w tyle z przygotowaniami, a jestem już zbyt blisko, żeby tak ryzykować. Ale dziękuję za propozycję.

– Nie wiem, czy masz świadomość, ale z czarną kartą Amex jest powiązana usługa osobistego concierge’a dostępnego pod telefonem przez całą dobę siedem dni w tygodniu. Załatwią dla ciebie wszystko, czego tylko zapragniesz, i dostarczą wszystko, czego potrzebujesz. Oczywiście w granicach prawa.

Miałam tego świadomość, ale nigdy wcześniej nie korzystałam z tej usługi. Wierzchem dłoni otarłam spływające po twarzy łzy.

– Nie musisz jutro przyjeżdżać. Poradzę sobie.

– Przyjadę – upierał się.

Zmiękłam.

– Nie ma potrzeby, tato. Będziesz się nudził. Przez najbliższe kilka dni mam treningi niemal bez przerwy, a potem wyjeżdżam na zawody. Prawie nie będę miała czasu, żeby się z tobą spotkać i porozmawiać.

– W takim razie przylecę na zawody. Jeśli tylko wtedy mogę się z tobą spotkać, to niech tak będzie.

Niech to szlag. Łzy znów zaczęły płynąć.

– Okej. – Mój głos wydawał się teraz taki słaby.

– Skarbie – wymamrotał – nie płacz. Przejdziemy przez to razem.

– Kocham cię, tato.

– Ja też cię kocham.

Wzięłam głęboki wdech, próbując ponownie zdusić emocje.

– Tato? Proszę, nie mów o tym nikomu poza rodziną.

– Adrianno, twoi trenerzy muszą wiedzieć.

Usiadłam prosto.

– Nie.

– Adria…

– Tato, nie! Nie chcę, żeby wiedzieli. Znów zmienią mi harmonogram treningów. Zaszłam już zbyt daleko, żeby na to pozwolić.

Tata milczał przez dłuższą chwilę.

– Muszą wiedzieć, że zaczynasz dializy.

Westchnęłam głośno, otwierając usta ze zdziwienia.

– Nie zaczynam. Nie zamierzam do razu poddawać się dializom. – Gniew osuszył moje łzy. – Za chwilę mam ostatnie kwalifikacje do reprezentacji, a igrzyska to tylko kolejne dwa miesiące. Zacznę terapię, kiedy się skończą.

– Użyj mózgu, Adrianno. – W jego głosie zabrzmiała teraz twarda nuta. – Nie masz czasu, żeby odwlekać leczenie. Już umówiłem cię na wizytę. Pojedziesz na nią.

Nozdrza mi zafalowały.

– Tato!

– Adrianno… – wypowiedział moje imię z wyraźną frustracją. – Nie zamierzam cię stracić. Stawisz się na tej wizycie, czy ci się to podoba, czy nie. Jak chcesz się cieszyć gimnastyką, jeśli będziesz martwa?

Zacisnęłam usta i zazgrzytałam zębami. To było okrutne.

– Tato, proszę. – Mój głos był teraz słaby, załamany. Głupie łzy wróciły. – To tylko kilka miesięcy. Jestem w stanie wytrzymać. Z tego, co wyczytałam online, wynika, że jeśli zacznę dializy teraz, nie będę w stanie występować na zawodach. Stracę wszystko, na co pracowałam, bo nie będę miała siły, żeby kontynuować. Będę się czuła nawet gorzej niż teraz. Proszę… Błagam cię, żebyś dał mi trochę czasu.

– Słoneczko, ty po prostu nie masz czasu.

Z trudem przełknęłam ślinę i zacisnęłam powieki. Nienawidziłam myśli, że ma rację.

– Proszę. – Płakałam cicho. – Zrobię wszystko, czego chcesz, jak tylko dowiem się, co z olimpiadą. – Oboje milczeliśmy przez dłuższą chwilę. – Proszę, tato. Proszę, daj mi jeszcze trochę czasu.

– Adrianno, nie mogę pozwolić ci czekać. – Jego głos był teraz niski, ponury.

Łzy spływały mi po policzkach.

– Tato, kilka miesięcy mi nie zaszkodzi. Jeśli chcesz, będę chodzić do lekarza co tydzień zamiast co trzy tygodnie, żeby mieć wszystko pod kontrolą. Zabiorę lekarza na zawody. Proszę, nie odbieraj mi mojego marzenia. Za kilka miesięcy będę się musiała pożegnać z gimnastyką na zawsze. Nie każ mi robić tego już teraz. Bo tak właśnie będzie, jeśli zacznę dializy.

Płakałam rozpaczliwie. Potrzebowałam tylko kilku miesięcy, a potem będę mogła się skupić na chorobie i zrobić wszystko, czego chce ode mnie tata i nowa ekipa lekarzy. O nic więcej nie prosiłam. Byłam w stanie wytrzymać do tej pory. Wiedziałam, że dam radę.

Usłyszałam ciężki oddech taty, podczas gdy sama wstrzymałam swój.

– Nie sądzę, żeby to był dobry pomysł.

– Jeśli poczuję, że mi się pogarsza, zadzwonię do ciebie i ci o tym powiem. Pójdę do lekarza. Zrobię wszystko, tylko nie każ mi zaczynać terapii już teraz. – Umilkłam na chwilę i pomyślałam o datach kwalifikacji olimpijskich. – Daj mi dwa miesiące, o nic więcej cię nie proszę. To nic takiego, jeśli będę brać leki i pilnować kontroli. Potem będę już wiedzieć, czy zakwalifikowałam się do drużyny, czy nie. Potrzebuję tylko trochę czasu.

– Adrianno, skarbie… – zaczął. Słyszałam po jego głosie, że zaczyna się łamać. – Tak wiele może się wydarzyć w ciągu dwóch miesięcy.

– Nic się nie wydarzy. Przecież gdybym nie poszła do lekarza, nawet nie prowadzilibyśmy tej rozmowy.

– Ale poszłaś i to wszystko zmienia. Twoje zdrowie jest zagrożone – naciskał. Usłyszałam brzęk kostek lodu odbijających się o brzegi szklanki, jakby pociągał łyk drinka. – Wiem, ile znaczy dla ciebie gimnastyka, i nie chcę ci tego odbierać, ale jako rodzic jestem za ciebie odpowiedzialny.

– Tato, proszę… Błagam cię…

Jęknął głośno, jakby był rozdarty.

– Jeśli coś się zmieni albo będziesz potrzebować pogadać, masz do mnie zadzwonić. Choćby to był środek nocy albo choćbyś dzwoniła już wcześniej pięćdziesiąt razy. Nie obchodzi mnie to, masz do mnie zadzwonić!

Poczułam przypływ nadziei. Pociągnęłam nosem.

– Czy to znaczy, że pozwolisz mi się wstrzymać z terapią?

Zawahał się. Czułam, że nie jest z tego powodu zadowolony.

– Nie podoba mi się ten pomysł, ale zrobiłbym dla ciebie wszystko, Adrianno. Mam nadzieję, że o tym wiesz. Masz przed sobą długą drogę. Chcę tylko, żebyś dobrze się czuła i była szczęśliwa – zapewnił. Uśmiechnęłam się smutno do samej siebie. – Głowa do góry! – dodał, ale w jego głosie zabrakło pewności siebie.

W głowie miałam plątaninę emocji, których nie potrafiłam – jak robiłam to zwykle – uporządkować i oddzielić od siebie. Zbyt wiele zwaliło się na mnie naraz, ale tata miał rację. Musiałam być dobrej myśli i się skoncentrować. Dopięłam swego, ale teraz musiałam szybko zająć go czymś innym, zanim się rozmyśli i zmieni zdanie.

– Dziękuję! Dziękuję! Dziękuję, tato! – zawołałam. Zaśmiał się, a ja poczułam, jak ucisk w mojej klatce piersiowej znika. – Eeee… Nie żebym chciała odwrócić twoją uwagę, ale mam pytanie dotyczące mamy.

– Twoja matka nie jest…

– Nie. Mam na myśli moją prawdziwą mamę. Sophię.

Odchrząknął. Wydawał się zaskoczony.

– Tak? Co chciałabyś wiedzieć?

Powinnam zacząć pytać członków rodziny, czy byliby gotowi się przebadać, bo inaczej skończę na długiej liście oczekujących i być może nigdy nie znajdę dawcy…

– Jak ją poznałeś?

Wydał z siebie jakiś dziwny dźwięk, coś pomiędzy prychnięciem i parsknięciem.

– Jesteś pewna, że chcesz teraz o tym rozmawiać?

– Czemu nie? Moje życie już i tak jest do bani. Co to zmieni?

Westchnął głośno do telefonu. Wyobraziłam sobie, jak pociera czoło.

– Była moją asystentką.

– Była chociaż pełnoletnia?

– Kiedy się urodziłaś, skończyła właśnie osiemnaście lat.

Więc nie, nie była. Przy naszym pierwszym spotkaniu wydała mi się dziwnie młoda, ale nie spodziewałam się, że aż tak.

– Kochałeś ją?

– Miłość… jest skomplikowana.

Zaśmiałam się pod nosem. Jakbym o tym nie wiedziała…

– Jesteś z nią w kontakcie?

Cisza się przedłużała. Myślałam już, że się rozłączył. Miałam właśnie się odezwać, kiedy odpowiedział:

– Tak.

– Jak często rozmawiacie?

– Właściwie to dość często.

Rozmasowałam klatkę piersiową, w której nagle coś mnie zakłuło. Poczułam przypływ nieufności i krytycyzmu, kiedy przez moją głowę przemknęły wszystkie te kłamstwa, którymi karmiono mnie przez całe lata.

– Jak to się stało, że znalazła się w twoim gabinecie tamtego dnia, kiedy przyjechałam z wizytą? Kiedy wcześniej cię o nią pytałam, twierdziłeś, że nie utrzymujecie kontaktu.

– To długa historia, ale streszczę ci ją. Po twoim urodzeniu naiwnie liczyłem, że będziemy się tobą wspólnie opiekować, ponieważ to byłoby dla ciebie najlepsze. Ale powinienem był się spodziewać, że to nie wypali. – Urwał, jakby zatonął głęboko we wspomnieniach. – Sophia była młoda i biedna, nie miała gdzie mieszkać, a Joy wykorzystała to przeciwko niej, żeby pozbyć się jej z twojego życia. Sophia błagała mnie, żebym cię jej nie odbierał… A ja nie mogłem tego zrobić. Trzeba być naprawdę samolubnym człowiekiem, żeby odebrać komuś dziecko. Więc starałem się z nią współpracować, na ile tylko się dało, jednocześnie okłamując Joy. Mój układ z Sophią utrzymywał się przez lata, dopóki Joy nie wynajęła prywatnego detektywa, żeby zebrać dowody przeciw mnie. Wytoczyła sprawę Sophii, fałszywie oskarżając ją o to, że jest niezrównoważona psychicznie.

Uniosłam brwi. Było coraz lepiej… Mieszkańcom naszej małej, bogatej wyspy wydawaliśmy się rodziną idealną, ale za zamkniętymi drzwiami prowadziliśmy podwójne życie.

Rozdział 2

– CO? – powiedziałam zaskakująco piskliwym głosem. – Co chciała udowodnić?!

– Próbowałem dogadać się z Joy. Poprosiłem ją, żeby postawiła się na miejscu Sophii i wyobraziła sobie, że sprawa dotyczy Xaviera. Wiesz, co mi powiedziała? „Nie będę się litować nad kurwą, z którą mnie zdradziłeś”. Wtedy zrozumiałem, że ta sytuacja nigdy nie będzie prosta. Żeby Joy zaprzestała nękania Sophii, dałem jej jedyne, co mogło ją ułagodzić. Pieniądze. Chociaż zrobiłem to niechętnie, wynagrodziłem Joy za jej altruizm, ale także za to, że będzie cię traktowała jak matka. Myślałem, że wszystko się ułoży, ale się pomyliłem.

„Wynagrodziłem”.

– Masz na myśli to, że ją przekupiłeś. – Prychnęłam pod nosem. Co za ignorancja! – Przekupiłeś swoją własną żonę.

– Sophia była w fatalnym stanie. Kiedy przyszłaś na świat, wpadła w depresję poporodową. To trwało bardzo długo. – Tata zignorował mój komentarz. – Dokuczały mi wyrzuty sumienia, jakby to wszystko była moja wina. Kiedy przestałem się z nią spotykać, zaczęła się zachowywać irracjonalnie, była bardzo niestabilna emocjonalnie, a po tym, jak zmarła jej siostra, zagroziła, że z tobą ucieknie i zniknie. Wiedziałem, że bardzo cię kocha, ale nie mogłem tak ryzykować. Powiedziałem, że opłacę jej leczenie psychiatryczne, jeśli zechce się mu poddać, i tak właśnie zrobiłem. Kiedy wyszła ze szpitala, dałem jej w pełni wyposażone mieszkanie i pieniądze na życie, żeby nie musiała się tym martwić. Nie chciała nic ode mnie przyjąć, bo uznała, że chcę jej w ten sposób za ciebie zapłacić. Zapewniłem ją, że wcale tak nie jest. – Milczał przez chwilę. – Byłem wtedy w kompletnej rozsypce. Moje interesy mocno ucierpiały, dużo piłem i miałem dziecko z kobietą, która nie była moją żoną, ale którą do szaleństwa kochałem. Chciałem rozwodu. Joy o tym wiedziała, więc wykorzystała wszystko, co mogło przemówić na jej korzyść. Nalegała, żebym wystąpił o prawo do wyłącznej opieki nad tobą, żebyśmy mogli dać tobie i twojemu bratu zdrowy, bezpieczny dom. Wydawała się taka szczera… Uwierzyłem jej. Nie spodziewałem się, że mogłaby wykorzystać mój romans i dziecko dla własnych korzyści.

Zmarszczyłam brwi. Czułam się strasznie przygnębiona. Moje narodziny, zamiast szczęśliwym wydarzeniem, jakim powinno być pojawienie się nowego życia, stały się początkiem słodko-gorzkiej tragedii pełnej nieszczęścia i zdrad. Byłam niechciana. Ta świadomość tylko umocniła poczucie osamotnienia, z którym walczyłam wewnętrznie przez całe swoje dzieciństwo.

– Sophia i ja zaczęliśmy znów ze sobą rozmawiać, kiedy poczuła się lepiej. – Głos taty był teraz cichy.

– Kiedy to było?

– Pewnie ponad dziesięć lat temu. Co najmniej.

Moje brwi wystrzeliły w górę.

– Co?! – krzyknęłam do telefonu. – Ponad dziesięć lat temu? To dlatego Joy jest taka, jaka jest? Rozumiem, że się dowiedziała.

– Właściwie to dowiedziała się o tym dopiero kilka lat temu. I wtedy nasze stosunki stały się bardzo napięte. Wynajęła kolejnego prywatnego detektywa.

– To brzmi, jakby zawsze miała jakiegoś w gotowości.

– Bo tak jest. To jej ulubiona broń. Uwielbia zbierać dowody, które mogą kogoś zrujnować. – Znów rozległ się brzęk lodu obijającego się o szkło. Musiał pociągnąć kolejny łyk drinka. – Sophia i ja… Zawsze łączyła nas więź, której Joy nie udało się zniszczyć, choćby nie wiem jak mocno próbowała. Kocham Sophię, kochałem ją od chwili, kiedy ją pierwszy raz spotkałem. To się nigdy nie zmieni.

Ucichłam. Szkoda mi było taty i Sophii. Pobrzmiewająca w jego głosie przepełniona miłością tęsknota za moją prawdziwą mamą otuliła moje serce niczym wilgotny kawałek satyny i przepełniła mnie smutkiem. Może i Joy była jedyną matką, którą znałam, ale dopiero teraz wiele wydarzeń z przeszłości nabrało sensu. Chociaż wyszła za multimilionera i niczego jej nie brakowało, nadal była i, teraz widziałam to jasno, zawsze będzie tylko „tą drugą”. Nic dziwnego, że jej serce stało się takie twarde.

– Wszystkie te lata spędzone z Joy – ciągnął tata – pozwoliły mi odkryć, jaka naprawdę jest. Musiałem się dowiedzieć, co planuje, więc w końcu sam zatrudniłem prywatnego detektywa. Byłem pewien, że ona nie znajdzie na mnie nic wielkiego poza Sophią.

– A ty dowiedziałeś się czegoś o niej? – Mocno ściskając telefon, bez jednego mrugnięcia okiem czekałam na jego odpowiedź.

– Odkryłem całe mnóstwo rzeczy, w tym zagraniczne konta bankowe.

– Nie mogę uwierzyć, że o tym wszystkim nie wiedziałam.

– Nie miałaś wiedzieć.

W porządku.

– Rozumiem, że Joy nie zechce się dla mnie zbadać.

– O niczym jej jeszcze nie poinformowałem.

Sama nie wiedziałam, czy powinno mnie to cieszyć, czy smucić.

– Może to i dobrze. – Oblizałam wysuszone wargi. – Wiem, że dopiero co się poznałyśmy, ale myślisz, że Sophia rozważy możliwość przebadania się?

– Możesz nie mieć świadomości, bo nic o niej nie wiesz, ale ona zrobiłaby dla ciebie wszystko. Tylko że jest teraz, od kiedy dowiedziała się o twojej chorobie, dosyć roztrzęsiona. Wróciły wspomnienia o siostrze. – Zamilkł na chwilę. – Czasem, kiedy na ciebie patrzę, widzę Sophię – przyznał. – Mogłybyście uchodzić za siostry.

Przełknęłam emocje. Sophia powiedziała mi kiedyś, że wyglądam jak Francesca.

– Gdzie ona teraz mieszka?

– W mieście niedaleko na północ – odpowiedział po dłuższej chwili cichym, niskim głosem.

Opadła mi szczęka, miałam wrażenie, jakby głaz przygniótł mi serce. Moja prawdziwa mama mieszkała niedaleko, a ja o tym nie wiedziałam. Kolejne pytanie same wypłynęło mi z ust, zanim zdążyłam się powstrzymać.

– Czy ona w ogóle o mnie pyta?

– Bez przerwy, skarbie. Bez przerwy.

Powoli zamknęłam i otworzyłam oczy.

– Nadal chce się ze mną spotkać? Wspominała o tym? – Z drżeniem wstrzymując oddech, czekałam na jego odpowiedź. Przerażało mnie to, jak może ona zabrzmieć.

– Pytała, czy mogłaby się z tobą zobaczyć… – Słyszałam, jak ostrożnie dobiera słowa. – Wiem, że bardzo by tego chciała, ale powiedziałem jej, że decyzja należy do ciebie, a ona w pełni się ze mną zgodziła.

Wydałam z siebie długie, rozdygotane westchnienie, próbując uporządkować w głowie to, co wydarzyło się w ciągu ostatnich kilku dni. Od tego, jak Kova stwierdził, że jeśli chcę odpowiedzi, powinnam zacząć od swojej matki, przez potwierdzenie diagnozy tocznia i choroby nerek po swobodną rozmowę z tatą o mojej prawdziwej mamie. Wiele pytań nadal pozostawało bez odpowiedzi, ale nie miałam pojęcia, czy uda mi się kiedyś dojść do ładu z myślami na tyle, żeby wszystkie je zadać.

– Czy Sophia ma inne dzieci?

– Nie. Uznała, że skoro nie mogła mieć ciebie, byłoby nie fair sprowadzać na świat kolejne.

– Dlaczego nie walczyła o to, żeby mnie odzyskać, kiedy dorosłam, a ona wydobrzała?

– Nie chciała ci niszczyć życia. Trzymała się na uboczu, bo była przekonana, że tak będzie dla ciebie najlepiej. Kiedy teraz myślę o tym, jak dużo podróżowałem w interesach i jak traktowała cię Joy… Adrianno, musisz zrozumieć jedno: ja naprawdę uważałem, że robię to, co najlepsze dla naszej rodziny. Że robię to, co najlepsze dla ciebie. Do końca życia będę żałował…

Z każdym jego słowem moje pokiereszowane serce kruszyło się odrobinę bardziej. Przepełniało go poczucie winy, a ja nie chciałam, żeby tak się czuł. Do ostatniej Wielkanocy kochałam swoje życie, nawet jeśli czasami czułam się jak wyrzutek.

– Tato, nie zadręczaj się tym. Ja tego nie robię. Nic mi nie jest, a wszystko w końcu ułożyło się tak, jak powinno. Zawsze wierzyłam, że co ma być, to będzie. Wszystko dzieje się z jakiegoś powodu, wszystko ma swój cel. Nawet jeśli czasem jest nim tylko ból serca i całkowite zniszczenie. Może tak właśnie miało być.

– Jesteś mądrzejsza, niż wskazywałby na to twój wiek, wiesz?

– To kwestia dyskusyjna. – Zaśmiałam się. – Ale nie pytałam o Sophię bez powodu…

– Serio? – Zachichotał. – Nie wpadłbym na to.

Uśmiechnęłam się smutno do telefonu.

– Czy… – Nie wiedziałam, jak powinnam ją nazywać. – Czy w rodzinie Sophii były jakieś inne choroby czy dolegliwości? Powinnam się martwić czymś jeszcze poza tym, że jej siostra miała MCTD? Niepotrzebne mi kolejne niespodzianki.

– Jej ojciec zmarł na jakąś chorobę wątroby mniej więcej dziesięć lat temu, a matce chyba nic nie jest. Będę musiał zadzwonić i zapytać.

Ożywiłam się.

– Kiedy możesz się tym zająć?

– Od razu. A kiedy z nią pogadam, odezwę się do ciebie.

Zanim się pożegnaliśmy, omówiliśmy po kolei wszystkie moje leki. Jeśli tata nie był czegoś pewien, sprawdzał to w internecie. Skupiliśmy się na moich objawach, na istotności każdego kolejnego leku i na tym, które z nich są kluczowe. Kazał mi zanotować ich zastosowanie na karteczkach samoprzylepnych i przykleić je do opakowań. Wiedział, że nie chcę zażywać środków przeciwbólowych, więc znalazły się na nich karteczki w innym kolorze. To mi wiele ułatwiło. Niepokój, który wypełniał moją klatkę piersiową od chwili, gdy dostałam recepty, zaczął powoli ustępować. Znów mogłam swobodnie oddychać, ale jednocześnie byłam zbyt rozkojarzona, żeby to wszystko sama ogarnąć. Zbyt zestresowana i zmartwiona tym wszystkim, co przeczytałam, oraz myślą o tym, jaki wpływ będzie miała diagnoza na moją przyszłość.

Tata był przy mnie wtedy, kiedy najbardziej go potrzebowałam, i z jakiegoś powodu wzruszyło mnie to tak bardzo, że zaczęłam płakać.

– Tato? Pamiętaj, żeby nikomu o tym nie mówić. Nie chcę, żeby wiedział ktokolwiek poza naszą rodziną. No i Sophią, bo i tak musisz z nią porozmawiać. Mam teraz naprawdę dużo na głowie i nie potrzebuję, żeby ktoś patrzył na mnie jakoś inaczej albo się nade mną litował. – Zamilkłam na chwilę. – Wolałabym w ogóle o tym nie rozmawiać, jeśli tylko nie muszę.

– Kochanie, zrobię, co tylko chcesz, wiesz o tym, ale pamiętaj, że jesteśmy twoją rodziną i zawsze możesz na nas liczyć. – Westchnął, kiedy ziewnęłam do telefonu. – Porozmawiamy jutro, skarbie. Odpocznij trochę. Masz za sobą długi dzień.

Zakończyliśmy rozmowę, a ja zwinęłam się na boku, przyciskając telefon do piersi. Dłonie mi się trzęsły, przepełniała mnie przejmująca zimnem pustka. Potrzebowałam kogoś, kto powiedziałby mi, że wszystko będzie dobrze, kto by mnie przytulił i uwolnił od strachu, który przygniatał mi klatkę piersiową. Kto złożyłby mi obietnice, których nie mógłby dotrzymać.

A tymczasem byłam sama w luksusowym mieszkaniu niedaleko plaży, a cały świat był przeciwko mnie.

Sięgnęłam do tyłu, naciągnęłam na siebie kołdrę i gapiłam się w pustkę, dopóki nie odpłynęłam.

Udawanie, że wszystko jest w porządku, było łatwiejsze od wyjaśniania, dlaczego nie jest.

Rozdział 3

CHCIAŁAM ZADZWONIĆ DO AVERY WCZORAJ WIECZOREM, ale rozmowa z tatą okazała się tak długa i emocjonująca, że nie miałam już na to siły. Wiedziałam, że telefon do niej wyczerpie te resztki energii, które mi zostały, a potrzebowałam każdej odrobiny, którą byłam w stanie zgromadzić.

Przez ostatnie kilka miesięcy wykazałam się beznadziejną samolubnością i nie było to z mojej strony w porządku. Wiedziałam, że zachowałam się niewłaściwie i że muszę to jakoś naprawić. Ale nie miałam pomysłu jak.

Zatrzymawszy się na światłach, sięgnęłam po telefon i otworzyłam listę ulubionych kontaktów. Wybrałam numer, pod który nie dzwoniłam od wielu miesięcy. Nie trzeba było nawet dwóch sygnałów, żebym usłyszała jej głos.

– Adrianna? – Jej pełny nadziei ton ukruszył kolejny kawałek mojego pokiereszowanego serca.

– Cześć, Avery – powiedziałam chrapliwie. Telefon drżał mi w dłoni. Czy to z powodu sterydów, które zażywałam, czy może dlatego, że w końcu rozmawiałam z Avery, sama nie byłam pewna. Wiedziałam tylko, że prowadzenie w takim stanie nie jest bezpieczne. Dzięki Bogu zbliżałam się już do World Cup.

– Adi… – powtórzyła moje imię przepełnionym emocjami głosem.

Przez jakiś czas milczałyśmy, płacząc do słuchawki.

A potem…

– Jeśli kiedykolwiek, choćby tylko raz, naciśniesz guzik PIEPRZ SIĘ, gdy do ciebie zadzwonię, skopię ci tyłek. Przysięgam. Nie obchodzi mnie, że jesteś ode mnie silniejsza, bo w gryzieniu i ciągnięciu za włosy nie mam sobie równych. No i zawsze mogę cię walnąć w cipkę.

Na moją twarz wypłynął gigantyczny uśmiech. Wybuchnęłam śmiechem i otarłam łzy wierzchem dłoni.

– O mamo… Nawet nie wiesz, jak bardzo tego potrzebowałam.

– Ja też! Tak bardzo za tobą tęskniłam.

– Avery?

– Tak? – Jej melodyjny głos tryskał optymizmem.

– Tak bardzo, bardzo cię przepraszam za to, jak się zachowałam i jak cię traktowałam. Źle zrobiłam… Wstydzę się swojego postępowania. Fatalnie się z tym czuję.

I naprawdę tak było. Miałam tylko nadzieję, że nawet przez telefon Avery usłyszy szczerość w moim głosie. Wyrzuty sumienia przyprawiły mnie o kłucie w klatce piersiowej. Potarłam ją, żeby się rozluźnić.

– Nie. To ja popełniłam błąd – upierała się.

Potrząsnęłam głową, żeby uporządkować myśli, i zaparkowałam auto. Nie chciałam, żeby źle się czuła. Nie miała powodu.

– Powinnam była być z tobą szczera od samego początku – ciągnęła Avery. – Ukrywałam swoje uczucia do Xaviera przed jedyną osobą, przed którą nie powinnam była tego robić. Gdybym mogła cofnąć czas i zacząć od początku, powiedziałabym ci bez wahania. Nic nie jest warte utraty najlepszej przyjaciółki. Nic.

Przygarbiłam się, słysząc drżenie jej głosu. Nie podobało mi się to, że tak się czuła.

– Przestań, Ave. Wszystko jest w porządku. Nie zrobiłaś niczego złego i nigdy mnie nie straciłaś. To wszystko przeze mnie. Cierpiałam, bo mnóstwo rzeczy zwaliło mi się nagle na głowę, i wyżyłam się na tej jednej osobie, na którą zawsze mogłam liczyć. To nie było fair w stosunku do ciebie. W dodatku to wszystko wydarzyło się na początku sezonu gimnastycznego, więc miałam idealną wymówkę, żeby nie musieć zmierzyć się z tą sytuacją, bo przecież wszystko toczy się w takim gorączkowym tempie. Jestem beznadziejną przyjaciółką. Szczerze mówiąc, nie wiem, czemu nie dałaś sobie spokoju, nie rzuciłaś ręcznika i nie kazałaś mi się pieprzyć.

– Najświeższa wiadomość, idiotko: jesteś moją najlepszą przyjaciółką. Nie zrobiłabym tego, choćby nie wiem co. Myślę, że po prostu obie miałyśmy wiele na głowie i nie zwierzyłyśmy się sobie, jak to zawsze robiłyśmy w przeszłości – stwierdziła. – Jak niby miałybyśmy to zrobić? Ty z tym swoim seksownym jak cholera trenerem i ja… z twoim bratem. Te dwa związki nigdy nie miały prawa się zdarzyć, a jednak tak się stało. A my nawet nie mogłyśmy o tym pogadać. Sama pomyśl. Ty i Usta Glonojada? – Zaśmiała się, a ja zachichotałam, gdy użyła ksywki, którą kiedyś nadała Kovie. Od tak dawna jej nie słyszałam. – Trochę ci zajęło, zanim mi o wszystkim powiedziałaś, i wcale mnie to nie dziwi. A teraz wyobraź sobie, że jesteś na moim miejscu i spotykasz się z jednym z moich durnych braci. Pewnie postąpiłabyś tak samo jak ja, wiedząc, że możesz się spodziewać tylko tego, że będę chciała cię od niego odciągnąć. Teraz to wszystko rozumiem. Dotarło do mnie. Obie byłyśmy głupie i obie źle zareagowałyśmy.

– Masz rację – odparłam. Przez przednią szybę widziałam teraz trenujących gimnastyków. – Więc… Dalej z nim jesteś? Z Xavierem? – Wstrzymałam oddech, przygotowując się na jej odpowiedź. Sama nie wiedziałam dlaczego.

– Nie. Nie ma szans na powrót Avery i Xaviera. Możesz mi wierzyć.

– Ale widziałam na twoim Insta, że spędziłaś z nim Czwarty Lipca.

– Proszę, proszę… Mam swoją własną stalkerkę.

Zaśmiałam się ponownie.

– Cicho tam! W końcu zaczęłam się przyzwyczajać do myśli, że może naprawdę będziemy rodziną. Mam nadzieję, że nie wyrzuciłam paragonu za wasz prezent ślubny.

Avery ucichła, a ja poczułam przypływ niepokoju.

– Nie potrzebujemy głupiego kawałka papieru, żeby być rodziną. Ale mogę przysiąc, że nie jesteśmy razem. Próbowaliśmy się dogadać, ale… Cóż… To skomplikowane. Za każdym razem kończy się kłótnią.

Jej słowa mnie wzruszyły, ale niepokój nie zniknął.

– Masz rację. Chociaż byłoby całkiem spoko, wiesz? Co się między wami wydarzyło?

– Szczerze mówiąc, Adi… I nie traktuj tego jako sposobu na unikanie tematu… Myślę, że tę rozmowę powinnyśmy odbyć osobiście. Zaufaj mi. Zbyt wiele mam do wyjaśnienia, a pewne rzeczy lepiej powiedzieć twarzą w twarz. Zrozumiesz dlaczego i mam nadzieję, że mi wybaczysz. To nie jest przyjemna historia. Przeciwnie. Jest bardzo bolesna i mogę naprawdę potrzebować najlepszej przyjaciółki, żeby przez nią przebrnąć. Nie przeszło mi jeszcze i nie wiem, czy kiedykolwiek tak się stanie. To będzie długa i smutna opowieść. I zapewne pełna łez. A ja dopiero co umalowałam rzęsy.

Uśmiechnęłam się. Avery i jej makijaż.

– Ale teraz dobrze się czujesz?

Milczała przez chwilę. Domyśliłam się odpowiedzi, jeszcze zanim się odezwała.

– Teraz tak… Na tyle, na ile to możliwe.

Znałam Avery i wiedziałam, że wcale nie czuje się dobrze. Jej głos zdradzał, że nadal się z czymś zmaga.

– Daj mi chwilę. Zajrzę w kalendarz i sprawdzę, kiedy mam przerwę między zawodami. Mogłabym wpaść. Chcę cię zobaczyć. Ja też muszę z tobą porozmawiać.

Nie miałam czasu do stracenia pomiędzy zawodami, ale byłam gotowa spróbować jakoś to zorganizować, nawet jeśli znaczyłoby to, że muszę pokonać trasę w obie strony w ciągu jednego dnia. Avery Heron była moją najlepszą przyjaciółką i mnie potrzebowała.

– O czym?

Moje serce zaczęło bić odrobinę mocniej. Chciałam powiedzieć jej o wizycie u lekarza, ale nie potrafiłam znaleźć słów.

– Mogę się urwać w niedzielę. Wyjadę od razu po treningu w sobotę po południu, więc spędzimy razem pół dnia i jeszcze całą niedzielę. Ale będę musiała wracać wieczorem. Pasuje ci?

– A nie byłoby łatwiej, gdybym ja przyjechała do ciebie? Wiem, że jesteś zajęta obozami i innym szajsem. Co wy w ogóle robicie na tych obozach? Mam się spodziewać pikantnych historyjek jak te z obozów muzycznych, tylko że z samymi dziewczynami w rolach głównych?

Zaśmiałam się głośno.

– O mój Boże! Nic z tych rzeczy! To nie tak. Kiedy obóz się kończy, ledwie chodzę.

– Adrianno… – Zachichotała. – Co tam się, do cholery, odwala? Kova zna się na rzeczy. Ten gość powinien napisać książkę o pozycjach seksualnych i o pieprzeniu się w czasie uprawiania gimnastyki.

– Skończ z tymi świństwami, Avery! Kova nie jeździ ze mną na obozy, ale traktują nas na nich tak brutalnie, że musiał dosłownie wynieść mnie z lotniska po powrocie.

– Dalej z nim cudzołożysz?

„Cudzołożysz”. Przewróciłam oczami i się uśmiechnęłam. Boże, tak dobrze było móc z nią porozmawiać.

– To długa historia i ją też lepiej opowiedzieć twarzą w twarz.

– Rozumiem. Ale robisz to? – dopytywała.

– Nie cudzołożę, ale ostatnio do czegoś doszło. To był pierwszy raz od Wielkanocy.

– Jasna cholera! Od tak dawna?! Dlaczego?

Poczułam, jak palą mnie policzki.

– Wszystko ci opowiem, kiedy się spotkamy. Poczekaj… Skąd wiesz o moich obozach treningowych?

– Śledzę twoje wyczyny, głupolu.

Serce mi nabrzmiało.

– W telewizji?

Wiedziałam, że najważniejsze zawody są transmitowane, a w internecie wystarczy kilka kliknięć, ale sam obóz raczej nie pojawiłby się w informacjach, chyba że trenerzy udzieliliby wywiadu i wspomnieli o którejś z nas. Avery milczała. Nagle mnie oświeciło.

– Xavier – powiedziałam cicho.

– Adi, proszę, nie rozłączaj się i nie bądź na mnie zła. Chciałam tylko wiedzieć, co u ciebie słychać! – zawołała gorączkowo na jednym wydechu.

– Nie jestem zła. Raczej… zaskoczona.

– Ujmijmy to tak: Xavier mnie nienawidzi i nigdy nie wybaczy mi tego, co zrobiłam, ale to mnie nie powstrzymuje przed wypytywaniem go o ciebie. Wystarczy mu tylko trochę powiercić dziurę w brzuchu… – Avery nie można było odmówić wytrwałości.

Nie potrafiłam sobie wyobrazić, co zaszło między nią i moim bratem, ale miałam nadzieję, że cokolwiek by to nie było, sytuację da się naprawić. Ze względu na wspólne interesy nasze rodziny już zawsze będą ze sobą związane. Nie mieli wyjścia – musieli się pogodzić z tym, że będą wzajemnie stanowić część swojego życia, niezależnie od tego, czy uda im się utrzymywać przyjazne relacje, czy nie.

– Dziewczyno! Jestem z ciebie taka dumna. Naprawdę spełniasz swoje marzenie. – W jej głosie słyszałam szczerość i entuzjazm. Żałowałam, że nie ma jej przy mnie. Wyściskałabym ją, aż zaczęłaby krzyczeć, żebym ją puściła. – Wiesz co? Przyjadę do ciebie i zostanę na tydzień. Jest lato, szkoła zaczyna się dopiero za kilka tygodni, a ja i tak nie mam nic do roboty. Będę z tobą jeździć na treningi, dotrzymam ci towarzystwa, może podstawię nogę Reagan albo dodam jej do wody kropli do oczu, a w międzyczasie wyskoczę na zakupy.

Aż się zatrzęsłam ze śmiechu.

– Moje treningi trwają całymi dniami, Ave. Są wydłużone, a do tego mam terapię ścięgna Achillesa. Bardzo bym chciała, żebyś przyjechała, ale źle mi z myślą, że nie będziesz miała co robić. Jeśli jednak nie przeszkadza ci, że będziesz się diabelnie nudzić, wchodzę w to.

– No to ustalone! – obwieściła. Na mojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech, żołądek podskoczył mi z ekscytacji. Nie mogłam się doczekać spotkania z najlepszą przyjaciółką. – Ale chwila… Chyba chciałaś ze mną o czymś jeszcze pogadać.

Zerknęłam na zegarek. Musiałam się ruszyć albo Kovie odwali.

– Posłuchaj, Ave, naprawdę dobrze cię słyszeć. Tęskniłam za tym, ale muszę lecieć. Zadzwonię wieczorem i wszystko ci powiem. To dłuższa historia.

Milczała przez chwilę, a potem zapytała poważnie:

– Dobrze się czujesz?

– Nie – przyznałam cicho.

– Co się dzieje? Coś się stało?

– Ja tylko… Poszłam ostatnio do lekarza na kontrolę i okazało się, że jestem chora. – Urwałam na chwilę i odetchnęłam głęboko. – Bardzo chora, Ave.

Łzy napłynęły mi do oczu. Nie chciałam płakać, zwłaszcza na treningu, ale Avery była pierwszą osobą spoza rodziny, której zamierzałam wszystko wyjawić, i zrobiło to na mnie o wiele większe wrażenie, niż się spodziewałam.

– Chora na co, psiapsi?

Psiapsi.

Łza wypłynęła mi z kącika oka, słowa uwięzły w gardle. Zakryłam usta dłonią, żeby powstrzymać cichy szloch.

– Adi?

Nabrałam powietrza do płuc, a potem je wypuściłam.

– Jestem.

– Na co jesteś chora?

– Mam… mam chore nerki. To czwarte stadium.

– Co to znaczy?

– Jest pięć stadiów, a to oznacza, że moje nerki przestają działać w szaleńczym tempie. Lekarz stwierdził, że są poważnie uszkodzone. Muszę szybko zacząć dializy, a w końcu i tak będę potrzebować przeszczepu. Ale na razie wstrzymuję się z dializami, zaczęłam brać leki, które powinny, mam nadzieję, usunąć objawy choroby. Mój tata mówi, że będzie rozmawiał z całą rodziną, żeby się dowiedzieć, kto byłby gotowy poddać się testom i ewentualnie zostać dawcą, ale jeśli badania nie wykażą zgodności, wciągną mnie na listę oczekujących i pozostanie mi się modlić o cud.

Znów zamilkła. Próbowałam być silna, ale z drugiej strony słuchawki dobiegał mnie jej cichy płacz, przez co było mi jeszcze trudniej.

– Ave?

– Jestem – odpowiedziała tak cicho, że ledwo ją usłyszałam.

– Boję się. Nie chcę umierać.

Jej płacz rozległ się teraz odrobinę głośniej, podobnie jak mój. Czułam się pusta w środku, przerażona na myśl o niewiadomym, bo choćby nie wiem co zrobiła, moje ciało i tak samo o sobie zdecyduje.

– Skup się teraz na treningu. Porozmawiamy później. Kocham cię i obiecuję, że wszystko będzie dobrze.

Pożegnałyśmy się i odłożyłam telefon.

Wysiadłam z samochodu, zabrałam torbę i ruszyłam w kierunku klubowej szatni. Wciągając powietrze przez nos, wzięłam kilka głębokich oddechów, żeby się uspokoić.

Czułam się okropnie z myślą, że otworzyłam się w taki sposób przed Avery po tym, jak tak długo ją odtrącałam. Ale potrzebowałam jej, potrzebowałam jej wsparcia, żeby przez to przejść, zwłaszcza jeśli miałam się trzymać ścieżki, którą sobie wyznaczyłam.

Szybko zdjęłam dresy, zwinęłam je w kulkę i upchnęłam do torby. Poczułam lekkie ukłucie w nodze, ale je zignorowałam. Obłożę łydkę lodem po powrocie do domu. Jeszcze nawet nie zaczęłam treningu, a już musiałam poradzić sobie z bólem.

Rozdział 4

– SAME TRENINGI NIE PRZYNIOSĄ WAM CHWAŁY. Sport demaskuje ludzki charakter. Rywalizacja, zawody pokazują, jakie wy naprawdę jesteście. Co mówią o was? – zapytał Kova dziewczyn. Minął mnie, żeby przynieść maty. – Wasza postawa na treningach przekłada się na postawę na zawodach. Pokażcie mi dziś wszystko, na co was stać, dziewczęta. Ja chcę to zobaczyć. Pokażcie mi, z jakiej gliny jesteście ulepione. Udowodnijcie, że zasługujecie na to, żeby tu być.

– Ktoś tu jest dziś odrobinę zbyt szczęśliwy – powiedziała cicho Holly z krzywym uśmiechem. – Chyba zaczynam się bać tego, co ma dziś dla nas w zanadrzu. Ma podejrzanie dużo wigoru.

Zaśmiałam się. Całkowicie się z nią zgadzałam.

Podniósłszy wzrok, obserwowałam Kovę ubranego w koszulkę, która na każdym innym facecie zupełnie by mi się nie podobała. Prosty T-shirt z okrągłym dekoltem wyglądał, jakby ktoś wziął nożyczki i z zamkniętymi oczami odciął mu rękawy, zostawiając ogromne, postrzępione dziury sięgające aż do bioder. Tę stylizację ratowało jedynie to, że nasz trener był umięśniony, a tak paskudna, że aż piękna koszulka odsłaniała tę część jego ciała, którą kochałam najbardziej: lewą stronę żeber, gdzie znajdował się tatuaż w postaci czarnych kół olimpijskich, który unosił się z każdym oddechem Kovy.

Niech szlag trafi tego faceta! Niech szlag trafi jego oczy! Niech szlag tragi jego pieprzone ciało!

– Ktoś tu ostatnio często zalicza… – wtrąciła się Reagan. Zerknęłam na nią, jej słowa wzbudziły we mnie przypływ irytacji. Pochyliła się i chwyciła za palce u stóp. – Pewnie nie oszczędza sprzętu i nieźle dyma tę swoją Katję. Ja tam bym go z łóżka nie wykopała… – zażartowała.

– Czemu tak myślisz? – zapytała Holly, wyciągając ręce nad głowę, żeby rozciągnąć barki.

Reagan rzuciła jej wszystkowiedzące spojrzenie.

– To oczywiste. Musiałabyś być ślepa jak nietoperz, żeby tego nie zauważyć, Hols.

Przebiegłyśmy już trzy kilometry i zrobiłyśmy trzydziestominutową rozgrzewkę, a teraz siedziałyśmy na podłodze w pozycji rozkrocznej. Miałam właśnie włączyć się do rozmowy, kiedy Kova pojawił się za mną, chwycił mnie za kostkę i ją podniósł.

Jego świeży, czysty zapach otulił mnie niczym niewidzialny ślad. Woń cytrusów i cynamonu przepływała przez mój nos, dodając mi energii. Chciałam się pochylić, ale położył mi dłoń na żebrach i mnie zatrzymał. Ciepło jego palców rozlało się po mojej klatce piersiowej.

– Co mówią o was? – powtórzył pytanie. Jego ciało było tak blisko mojego, że czułam na plecach jego ciepło.

Zerknęłam na Reagan, na moje usta wypłynął uśmiech.

– Nie wiem, co mówią o mnie, ale wiem za to, co powiedziałyby o tobie jako trenerze.

– Co takiego? – zapytał nazbyt zarozumiałym tonem.

– Że kochasz trenować, bo dzięki temu możesz kontrolować wszystko i wszystkich. Lubisz dominować, mieć ostatnie słowo.

Holly i Reagan zachichotały. Zacisnęłam usta, ale nie wytrzymałam i też się zaśmiałam.

Kova uniósł moją nogę wyżej i mocniej zbliżył ją do mojego boku. Skrzywiłam się, kiedy poczułam, jak rozciągają mi się mięśnie tylnej części uda.

– Rozluźnij się. Oddychaj brzuchem, Adrianno, i skup się – powiedział mi do ucha. – Złap się za kostkę.

Z pewnym trudem objęłam dłonią stopę.

– Dla ciebie kontrola przekłada się na chwałę. Lubisz rządzić, bo dzięki temu wygrywasz – stwierdziłam.

– Wydaje ci się, że tak dobrze mnie znasz. – Kova przysunął się bliżej, rzucając Holly i Reagan przyjazny uśmiech. Zaczerwieniły się po same uszy.

Kova uklęknął obok mnie, dociskając potężne udo do moich pleców. Straciłam równowagę i podparłam się wyciągniętą do przodu ręką. Dłoń Kovy powoli przesunęła się na mój brzuch, zmuszając mnie do siedzenia prosto. Poprawiłam pozycję bioder, ściągnęłam łopatki i… Długi i gorący kształt napierał delikatnie na moje plecy. Gdyby Kova miał na sobie bokserki, pewnie niczego bym nie zauważyła, ale on przecież nie posiadał ani jednej pary, więc czułam go bardzo dokładnie. Całego.

Wciągnęłam powietrze i spojrzałam na koleżanki z drużyny, żeby się zorientować, jak zareagowały na ruch jego ręki. Wiedziałam, że nie są w stanie zobaczyć, jak jego penis prowokująco się o mnie ociera. Nigdy wcześniej Kova nie dotykał mnie w taki śmiały sposób w towarzystwie innych ludzi.

Opuściłam nogę i westchnęłam cicho, kiedy moje mięśnie się rozluźniły. Potrafiłam się porządnie rozciągnąć, ale pomocna dłoń Kovy sprawiała, że było to o wiele bardziej intensywne doświadczenie. Potrafił doprowadzić moje ciało do granic wytrzymałości, uwielbiałam takie rozciąganie. Kova przeniósł się na drugą stronę i powtórzył te same ruchy, a jego ciało przywarło do mnie jeszcze mocniej niż wcześniej. Właściwie się do mnie przykleił, a dziewczyny nawet nie mrugnęły okiem.

Chciał, żebym go poczuła. Chciał mi pokazać, że jego kontrola wykracza poza granice gimnastyki.

– Ufasz mi? – zapytał, a potem powtórzył głośniej, tak żeby usłyszały go Holly i Reagan: – Ufacie mi? – Pokiwały głowami, podczas gdy ja przez chwilę się zawahałam. – Jeśli mi nie ufacie, to mamy problem. Ta kontrola, o której tak uroczo wspomniałaś, działa na waszą korzyść.

Gdyby to było możliwe, ich twarze byłyby czerwone jak pomidor.

– My mamy dziś dużo pracy. Nie marnujcie mojego czasu.

Kova zajął się teraz Holly i Reagan, ale nie zbliżał się do nich tak bardzo jak do mnie. Przez cały czas nie odrywaliśmy od siebie wzroku. Intensywność jego spojrzenia była rozpraszaczem, którego teraz tak desperacko pragnęłam. Kova zawsze dawał mi to, czego potrzebowałam. Nawet jeśli sama nie wiedziałam, że czegoś mi brakuje, on stał u mojego boku i milcząco dodawał mi sił. Był moim największym kibicem. Wierzył we mnie. Wierzył w moje marzenie wtedy, kiedy nikt inny nie potrafił. Był moim ocaleniem.

W takich chwilach jak ta, kiedy mogłam poczuć jego pasję, zapominałam o wszystkim złym, co mi zrobił lub powiedział. Uśmiechnęłam się, doceniając to, jak daleko mnie doprowadził. Nie byłam już taka niewinna i naiwna. Dawał z siebie wszystko, żeby spełnić moje prośby, chociaż wcale nie musiał tego robić. Może i Kova lubił kontrolę, za to ja byłam bardzo wymagająca.

Dwa minusy dają plus. Tacy właśnie byliśmy. Kiedy połączyliśmy nasze wady, w jakiś przedziwny, zachwycający sposób nawzajem się umocniliśmy.

– Nie wyspałaś się dziś? – zapytała Reagan kilka minut później, kiedy znalazłyśmy się niedaleko stołu. – Fatalnie wyglądasz.

Nie odrywając wzroku od podłogi, potupałam nogami zanurzonymi w pojemniku z magnezją.

– Miałam długą, kiepską noc. – W końcu na nią spojrzałam. – Wierciłam się i kręciłam. Wiesz, jak to jest. Nie mogłam spać.

Przyglądała mi się odrobinę zbyt uważnie. Miałam opuchnięte powieki i szkliste oczy. Jak się dowiedziałam, mógł to być kolejny z objawów choroby nerek, chociaż tym razem raczej efekt tych wszystkich łez, które wylałam w nocy.

– Jasne. Po najbliższych zawodach naprawdę zacznie się dziać, co? No wiesz… Jeśli zakwalifikujesz się na te turnieje zagraniczne, w których uczestniczą największe szychy. A potem, jeśli będziesz miała szczęście, już tylko kwalifikacje olimpijskie.

– Jestem dobrej myśli – zapewniłam, wyginając usta w oszczędnym uśmiechu. – Nie bez powodu zaszłam tak daleko.

– Dziewczęta! – zawołał Kova i obie spojrzałyśmy w jego kierunku. – Koniec plotek. Pójdziemy do roboty.

Ponownie przestąpiłam z nogi na nogę, zanurzając stopy w białym proszku i uśmiechając się do podłogi.

– Kova i ta jego angielszczyzna – powiedziałam. – To jest chyba jego najulubieńsze zdanie.

– Tak! – poparła mnie Reagan. – Pójdziemy do roboty! – powtórzyła słowa Kovy, przedrzeźniając go, a ja zachichotałam. – Ktoś musi mu powiedzieć, że czasem brzmi jak robot.

– Kiedyś tak zrobiłam i zasugerowałam, żeby wziął kilka lekcji. Stwierdził, że chyba nie wykonuje dobrze swojej pracy, skoro właśnie to zajmuje moje myśli.

Reagan wpatrywała się we mnie przez dłuższą chwilę, a potem wybuchnęła śmiechem.

– Ten komentarz jest tak bardzo w jego stylu.

– Wiem – odpowiedziałam z uśmiechem.

– Czyżbyście miały ochotę na dodatkową godzinę kondycjonowania? Ruszcie tyłki!

– Chodźmy – powiedziałam cicho i ruszyłam za Regan.

Przez cały ranek ćwiczyłyśmy skoki, co pomagało mi nie myśleć o wczoraj. Byłam skupiona i trenowałam nawet lepiej niż zwykle. Stół był jednym z tych dwóch przyrządów, na których przodowałam. Moją przepustką do sukcesu.

Reagan wylądowała, Kova dał jej kilka wskazówek, a potem odwrócił się do mnie i machnięciem dał sygnał do startu. Głęboki wdech, wydech. Pełne skupienie.

Biegnąc w stronę przyrządu, zwizualizowałam sobie to, co mam zrobić. Przez rundak przeszłam do przerzutu w tył na stół i za pomocą dłoni i ramion z całych sił odepchnęłam się od jego powierzchni. Uniosłam się w powietrze. Euforia wylewała się ze mnie, kiedy energicznie i szybko zawirowałam w locie, nie zapominając o zachowaniu zwartej sylwetki. W końcu otworzyłam się i wycelowałam w podłogę. Wstrzymując oddech, opadłam na dwie stopy i skleiłam lądowanie. Przez chwilę walczyłam ze sobą, żeby nie dodać zbędnego podskoku.

Zakończyłam perfekcyjnie i się uśmiechnęłam. Zerknęłam przez ramię, szukając wzrokiem Kovy. Stał obok stołu i wpatrywał się we mnie, nie mrugając.

– Wracaj do kolejki.

Zdziwiłam się.

– Co zrobiłam nie tak?

– Nic. – Wzruszył ramionami. – Absolutnie nic. Ten skok był bez zarzutu. Cokolwiek zrobiłaś przed chwilą, masz robić tak za każdym razem. Nie wiem, co się zadziało w twojej głowie, ale tego się trzymaj.

Moje serce nabrzmiało radością. Potrzebowałam to usłyszeć. Uśmiechnęłam się delikatnie w odpowiedzi, pokiwałam głową i pobiegłam, żeby zająć miejsce przy białej taśmie. Kiedy znów przyszła moja kolej, nastawiłam się dokładnie tak samo jak przed poprzednim skokiem i wystartowałam.

– Niewiarygodnie, Adrianno! – powiedział Kova zachwycony, niemal bez tchu. – Jeszcze kilka powtórzeń i my będziemy się mogli skupić na twoim drugim skoku. Ja mam nadzieję zobaczyć podobne efekty jak przy pierwszym.

Tym razem uśmiechnęłam się nieco szerzej. Nadzieja rozgorzała we mnie żywym płomieniem – tego właśnie potrzebowałam po ostatniej nocy. Kova pokazał mi gestem, żebym wróciła do kolejki, a potem dał Reagan sygnał do startu. Mój drugi skok zawierał salto w przód. Był o wiele trudniejszy i kosztował mnie więcej energii, ale miał wyższą wartość punktową.

Mogłam to zrobić. Wiedziałam, że mogę. Musiałam tylko uwierzyć i myśleć pozytywnie.

Wykonałam dwa dobre skoki, ale przy trzecim zadziało się coś dziwnego. Biegłam już w stronę przyrządu, kiedy wpadłam w letarg, a przed oczami zatańczyły mi gwiazdy. Odbijając się od stołu do salta w przód, nabrałam za dużo pędu i spanikowałam w locie. Straciłam kontrolę i głupio skupiłam się na pulsującym mi w plecach bólu.

Kova to zauważył i zareagował błyskawicznie.

Opadałam na ziemię niczym worek cegieł, moja sylwetka wyglądała fatalnie. Wyciągnął ręce, próbując mnie uchronić od wylądowania na twarzy i brzuchu. Na szczęście w ostatniej chwili odzyskałam orientację i przytomnie zwinęłam się w kłębek, lądując przewrotem w przód.

Leżałam na plecach, z rozrzuconymi kończynami, wpatrując się w sufit World Cup. Zaparło mi dech w piersiach, przed oczyma tańczyły srebrne gwiazdki. Zamknęłam oczy i na chwilę skupiłam się na oddychaniu. Kręciło mi się w głowie, myśli miałam zamglone. Potrzebowałam minuty, żeby dojść do siebie.

– Nic ci nie jest? Coś cię boli? – dopytywał Kova. Kiedy nie odpowiedziałam, padł na kolana i pochylił się nade mną z niepokojem. Uniosłam powieki i utkwiłam wzrok w jego oczach, ale tak naprawdę na niego nie patrzyłam. Nie widziałam go. Spoglądałam jakby przez niego. Kova oparł dłonie po obu stronach mojej głowy i ściągnął brwi. Wiedział, że nie powinien mnie ruszać, na wypadek gdybym doznała jakiejś poważnej kontuzji.

– Adrianno? – Jego głos był przepełniony niepokojem.

Poruszyłam palcami u nóg i rąk, a potem zamrugałam kilka razy, zanim udało mi się odezwać.

– Nic mi się nie stało – odparłam szeptem. – Jest w porządku.

Kova odetchnął z ulgą i wstał, a potem wyciągnął do mnie rękę. Wsunęłam dłoń do jego dłoni, a on mnie podniósł. Ale nie puścił. Przyglądał mi się odrobinę zbyt długo. Moje serce zaczęło gorączkowo obijać się o żebra.

– Jesteś pewna, że dobrze się dziś czujesz? – zapytał ponownie, bardzo cicho. – Potrzebujesz przerwy?

Nerwowo rozejrzałam się po sali. Przerwy? Od kiedy to Kovie nie przeszkadzały przerwy? Może Reagan miała rację? Może rzeczywiście dymał Katję?

– Nic mi nie jest… Wszystko w porządku. Nie wiem, co się stało, ale już jest okej – zapewniłam, w końcu zabierając dłoń. – Nabrałam za dużo pędu, nie byłam na to gotowa. Nic więcej. Napiję się tylko wody i zaraz wrócę.

Kova nie odpowiedział. Nie odrywając ode mnie wzroku, zwrócił się do całej drużyny:

– Dziewczęta, zróbcie sobie przerwę. My spotykamy się przy poręczach za dziesięć minut.

Rzuciłam mu słaby uśmiech, milcząco okazując swoją wdzięczność. Wiedziałam, że to zauważy. Potem się odwróciłam i wbijając wzrok w podłogę, przeszłam obok Reagan, jakbym była we własnym świecie, i chociaż czułam, jak na mnie łypie, zignorowałam niewypowiedziany rozkaz, żeby spojrzeć w jej stronę.

Rozdział 5

WRÓCIŁAM DO SALI GIMNASTYCZNEJ i wzięłam głęboki wdech, przygotowując się na ponowne spotkanie z Kovą. Martwiłam się, że będzie zadawał pytania. Strząsnęłam palce, żeby je rozluźnić, i potknęłam się, kiedy nasze spojrzenia się spotkały. Nie spodziewałam się go akurat w tym miejscu. Właściwie wyglądał na poirytowanego.

Chyba naprawdę wpadałam w pieprzoną paranoję.

– Trzy kilometry. W tej chwili – polecił i dodał ciszej: – Bieganie pomoże ci odzyskać koncentrację.

Pokiwałam głową, szybko wróciłam do szatni, przebrałam się w strój do joggingu, włożyłam buty i ruszyłam do wyjścia. Choć biegałyśmy już dziś rano, nie marudziłam. Potrzebowałam odetchnąć. Potrzebowałam uwolnić się od gównianych myśli, które wirowały mi w głowie. Byłam zła na samą siebie za tamtą wpadkę. Kova miał rację, musiałam się skupić.

Nadal jeszcze nie pogodziłam się z diagnozą. Wszystko było zbyt świeże. Wiedziałam, że właśnie dlatego popełniłam błąd przy skoku. Gdy tylko poczułam się odrobinę zmęczona, mój umysł się wyłączył, a bezładne myśli przejęły nade mną kontrolę. Nie mogłam pozwolić, żeby coś takiego się powtórzyło. Było mnie stać na więcej, wiedziałam o tym. Musiałam tylko pokonać zmęczenie i ból, jak to robiłam w przeszłości, a wszystko wróci do normy.

Utkwiłam wzrok przed sobą i skupiłam się na tym, jak moje stopy uderzają w podłoże. Zaliczyłam cały dystans w rekordowym dla siebie czasie, dwa razy udało mi się przebiec kilometr w około cztery minuty i trzydzieści pięć sekund. Kiedy skończyłam, cała się trzęsłam, ale ćwiczenie okazało się dokładnie tym, czego potrzebowałam.

Pot spływał mi po skroniach, policzki miałam czerwone. Wracałam do World Cup z konkretnym celem. Serce biło mi szybko, szybciej niż zwykle, w żyłach buzowała adrenalina – byłam nakręcona i gotowa na powrót do sali. Kova zauważył mnie od razu. Uśmiechnęłam się. Coś w jego spojrzeniu sprawiało, że czułam się jak w domu. Czoło miał pokryte zmarszczkami. Skierowałam się do szatni, żeby się wytrzeć i przebrać.

– Ja powiedziałem „trzy kilometry”.

Wyjęłam wodę z torby.

– I tyle właśnie przebiegłam.

– Niemożliwe. Nie było cię niecałe dwadzieścia minut. Zwykle biegasz przez co najmniej pół godziny.

Nadal stałam plecami do niego.

– Biegłam szybko, żeby odzyskać koncentrację. Zgodnie z twoim poleceniem – odparłam, wzruszając ramionami.

– Skończ z tym twoim nastawieniem. Ja nie będę go tolerował.

Z moim nastawieniem? To raczej z nastawieniem Kovy było coś nie tak.

– Okej, trenerze.

Nie zamierzałam się z nim kłócić.

Zrobiłam długi wydech i odwróciłam się twarzą do niego. Przyglądał mi się nieco zbyt intensywnie, co mnie niepokoiło – obawiałam się, że zacznie drążyć. Nie chodziło o to, że nie chciałam, żeby kiedykolwiek dowiedział się o mojej chorobie. Po prostu nie chciałam, żeby wiedział o niej teraz. Kiedy będzie już po wszystkim, kiedy osiągnę swój cel, na pewno mu powiem. Tymczasem musiałam być ostrożna, żeby się nie zdradzić.

– Więc znowu do tego wracamy? Do trenera? – zapytał, mrużąc oczy.

Pociągnęłam łyk wody i skinęłam głową, próbując nie dopuścić do siebie myśli, jak bardzo go to dotknęło. Jakie było bezosobowe. Nie byłam przecież tylko Adrianną, a on nie był tylko trenerem. Byliśmy Rią i Kovą, oboje to wiedzieliśmy.

– Szkoda. My nie będziemy się cofać.

W milczeniu odłożyłam butelkę do szafki i wyjęłam z niej trykot i czysty sportowy stanik. Zdjęłam koszulkę na ramiączkach, zwinęłam ją w kulkę i wrzuciłam do torby. Wsunęłam kciuki za gumkę szortów i pochyliłam się, żeby je zdjąć, kiedy dotarło do mnie, że Kova nie ruszył się z miejsca. Zerknęłam przez ramię. Nasze spojrzenia się spotkały. Żar w jego oczach mnie oszołomił.

– Co? – zapytałam, a kiedy nie odpowiedział, oświadczyłam: – Próbuję się przebrać. Nie możesz tu być, trenerze.

Uśmiechnęłam się krzywo. Jego nozdrza zafalowały. Dotarło do mnie, że lubię się do niego zwracać per „trenerze”, kiedy jestem zła. W ten sposób wzajemnie się nakręcaliśmy. To była nasza wspólna gra, a ja ją uwielbiałam i nie mogłam się powstrzymać przed wykorzystywaniem każdej nadarzającej się okoliczności. Niebezpieczna gra, która nie miała ani zwycięzcy, ani końca.

– Co się dziś z tobą dzieje? Coś jest nie tak?

– Nic się ze mną nie dzieje. Próbuję się przebrać, żeby wrócić na trening.

Ku mojemu zaskoczeniu Kova zmienił ton.

– Ja będę czekał przy poręczach.

Skinęłam głową, a kiedy wyszedł, szybko się przebrałam. Zanim opuściłam szatnię, zerknęłam na kartkę, którą tata kazał mi trzymać w torbie treningowej. Zapisałam na niej, o której i jakie leki mam zażywać, żeby móc to sprawdzić, zanim nauczę się wszystkiego na pamięć. Przeczytałam notatki, wepchnęłam torebkę z lekami głęboko do szafki i zamknęłam drzwiczki.

Kova i ja ciężko razem trenowaliśmy. Bez przerwy udzielał mi wskazówek, wykorzystując całą swoją zawodową wiedzę. Wykrzykiwał rozkazy, a ja przyjmowałam je w milczeniu, jak przystało na dobrą uczennicę. Wszystko znów wyglądało tak jak od samego początku, a moja psychika bardzo tego potrzebowała. Kiedy wpadałam w gimnastyczny trans, kompletnie zapomniałam o ciemnej chmurze wiszącej nad moją głową.

– Ja myślę, że ty jesteś gotowa na kolejny krok – powiedział, zacierając ręce. Przepełniony śmiałością optymizm widoczny w jego oczach napełniał mnie odwagą, której mi dziś brakowało. Gdyby Kova miał choć najmniejsze wątpliwości co do tego, czy w pełni opanowałam element, nad którym pracowaliśmy, nie rozważałby nawet przejścia do kolejnego etapu: dodania śruby. To było dla mnie bardzo ważne.

Może byłam dla siebie zbyt surowa.

– Uważasz, że jestem gotowa na kolejny krok?

Przyjrzał mi się badawczo.

– Ja nigdy bym tego nie zaproponował, gdybym nie miał co do tego absolutnej pewności.

Uśmiechnęłam się od ucha do ucha. Jeśli uważał, że jestem gotowa, to byłam gotowa.

– Okej… Ale będziesz mnie asekurował? – zapytałam, poprawiając skórki. Potrzebowałam go, był dla mnie niczym ochraniacz.

– Oczywiście. Będę tu stał do momentu, aż będziesz gotowa zrobić to sama.

Kiedy podeszłam do niższej żerdzi, Kova przesunął się i stanął przede mną zamiast za mną. Spojrzałam na niego, czując przepływającą przez moje ciało falę niepokoju. Jego spojrzenie złagodniało.

– To tylko dodatkowe pół obrotu. Dasz sobie radę.

– Wiem o tym, trenerze. Ale pierwszy raz jest zawsze najstraszniejszy.

Jeden z kącików jego ust powędrował w górę.

– Adrianno, nie musisz ciągle nazywać mnie trenerem. Oboje wiemy, że jestem kimś więcej.

Uśmiechnęłam się do niego słabo, a potem podciągnęłam się na niższą żerdź i przeskoczyłam na wyższą. Stanie na rękach, dwa giganty i już szybowałam w powietrzu, wykonując pierwszy obrót salta prostego. Zaczęłam drugi obrót…

– Ciaśniej… Ciaśniej… Ciaśniej… – powtarzał Kova. Jego głos docierał do mnie z bardzo bliska.

W momencie, w którym powinnam zacząć śrubę, przyciągnęłam ręce do klatki piersiowej, zacisnęłam dłonie w pięści, pochyliłam głowę i zaczęłam wirować w lewo. Wykręciłam półtorej śruby. Kiedy zauważyłam podłogę, wyciągnęłam pięty w dół, ale moja klatka piersiowa była zbyt nisko i poczułam, jak moje ciało się przechyla.