Taniec we troje: 10 gorących opowiadań erotycznych - SheWolf, Veronica Must, Camille Bech, Fabien Dumaître, Alicia Luz, Elena Lund, Lisa Vild, Malin Edholm - ebook + audiobook

Taniec we troje: 10 gorących opowiadań erotycznych ebook

– Shewolf, Veronica Must, Camille Bech, Fabien Dumaître, Alicia Luz, Elena Lund, Lisa Vild, Malin Edholm

3,5

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

„Rozkoszuje się tym, że wabi go i uwodzi na odległość. Pod jego spojrzeniem Elin staje się rozgrzana i mokra. To, że się jest pożądaną, oznacza posiadanie władzy, i właśnie w tym momencie to ona ma nad wszystkim kontrolę – nad swoim życiem i nad jego pożądaniem".

Elin bawi się w studenckim pubie, gdzie po raz pierwszy spotyka Rolanda. To prawdziwy dżentelmen, jest czarujący i do tego niesamowicie przystojny – ma wszystko, o czym zawsze marzyła. Jest tylko jeden problem – Elin ma już partnera. (Zawsze wierna, Lisa Vild)

Życie potrafi zaskakiwać i tworzyć niespodziewane scenariusze. Zdarza się, że spotykamy kogoś w nieodpowiednim miejscu i czasie, kto rozpala nasze zmysły i burzy poukładaną codzienność. A my nie zawsze jesteśmy na to gotowi czy gotowe albo – co gorsza – jesteśmy już w związku z kimś innym...

Czy warto wówczas zaryzykować i postawić wszystko na jedną kartę? A może nie zawsze trzeba uciekać się do tak radykalnych rozwiązań?

Przekonajcie się, jak bohaterowie i bohaterki zbioru poradzą sobie z tańcem we troje...

Spotkanie po latach 1

Spotkanie po latach 2

Masaż

Gwiazda porno

Zawsze wierna

Taniec we troje

Bądź online

Co teraz, Panie Jones?

Kocham Pana, Panie Jones

Myśliwy

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 381

Oceny
3,5 (6 ocen)
1
2
2
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność



Podobne


SheWolf Veronica Must Camille Bech Fabien Dumaître Alicia Luz Elena Lund Lisa Vild Malin Edholm

Taniec we troje: 10 gorących opowiadań erotycznych

Lust

Taniec we troje: 10 gorących opowiadań erotycznych

Tłumaczenie LUST

Tytuł oryginału Taniec we troje: 10 gorących opowiadań erotycznych

Język oryginału duński

Zdjęcie na okładce: Shutterstock

Copyright © 2023 Malin Edholm, Lisa Vild, Elena Lund, Alicia Luz, Fabien Dumaître, Camille Bech, Veronica Must, SheWolf i LUST

Wszystkie prawa zastrzeżone

ISBN: 9788727094380 

1. Wydanie w formie e-booka

Format: EPUB 3.0

Ta książka jest chroniona prawem autorskim. Kopiowanie do celów innych niż do użytku własnego jest dozwolone wyłącznie za zgodą Wydawcy oraz autora.

www.sagaegmont.com

Saga jest częścią Grupy Egmont. Egmont to największa duńska grupa medialna, należąca do Fundacji Egmont, która każdego roku wspiera dzieci z trudnych środowisk kwotą prawie 13,4 miliona euro.

Spotkanie po latach 1 – opowiadanie erotyczne

Przychodziłam do tej kawiarni wielokrotnie, by popracować. Brałam laptopa, zamawiałam ulubioną latte i siadałam w wygodnym fotelu na końcu. Potrafiłam kilka godzin spędzić zatopiona w dokumentacji z paroma kawami i ciastkami na koncie. Ludzie nie stanowili problemu, zamykałam się na świat zewnętrzny, szczelnie zajęta swoimi sprawami. Lubiłam włożyć słuchawki do uszu, puścić muzykę i oddać się pracy. Lepsze to niż samotne ślęczenie w domu albo bezosobowym biurze.

Byłam pochłonięta pracą bez reszty, mocno zaczytana w procedurach, że nie zauważyłam przyglądającego mi się mężczyzny.

Gdy podniosłam wzrok, ten właśnie się dosiadał. Oniemiałam.

– Witaj, Joanno. Mogę się przysiąść?

– Już to zrobiłeś, więc po co pytasz?

– Zadziorna jak zawsze – powiedział, zajmując miejsce naprzeciwko i rozsiadając się wygodnie ze złośliwym uśmieszkiem na ustach. Siedziałam i przyglądałam się mężczyźnie z niedowierzaniem.

– Wiem, że się mnie nie spodziewałaś, ale musiałem wreszcie się z tobą spotkać.

Nie wiedziałam, co powiedzieć, nie wiedziałam, co zrobić. W jednej chwili chciałam wyjść bez słowa, a w następnej zostać i rozmawiać z nim tak, jak kiedyś. Wszystko wróciło. Tym razem na moje szczęście wspomnienia nie były podszyte cierpieniem. Minęło tyle lat…

Wyglądał bardzo dobrze. Lekko się postarzał, miał kilka zmarszczek więcej, włosy mu posiwiały na skroniach, ale oczy nadal były te same: młode, pełne ognia, wpatrujące się we mnie bardzo intensywnie. Dłonie wciąż gładkie i nieskazitelne. W jednej chwili zapragnęłam ich dotknąć, ale momentalnie zrugałam się w duchu. Miał na sobie obcisłe, świetnie dopasowane spodnie, koszulkę i marynarkę sportową. Okulary z modnymi oprawkami. Wyglądał na zadbanego, sytuowanego i bez najmniejszej wątpliwości nadal był nieziemsko przystojny. Uśmiechał się do mnie, tak jak lubiłam, tak jak pamiętałam. Figlarnie i seksownie. Nic się w tej kwestii nie zmieniło.

Kelnerka przyniosła dwie kawy.

– Kawa dla ciebie. Nadal lubisz latte?

– Owszem. W tym aspekcie nic się nie zmieniło – odparłam.

– A w jakich się zmieniło?

– W wielu, ale nie mówmy teraz o tym. Powiedz lepiej, skąd się tutaj wziąłeś. Tak nagle i niespodziewanie. Nie ukrywam, że jestem zaskoczona twoim widokiem. Minęło przecież tyle lat… – Ostatnie słowa ukłuły mnie głęboko w sercu. Zauważyłam, że Jan również odebrał je z niemym wspomnieniem. Uśmiechnęłam się do niego czule. Nie potrafiłam inaczej. Serce łomotało mi jak oszalałe, zaczęłam się denerwować i jednocześnie byłam podekscytowana.

Zamknęłam laptopa, usiadłam wygodnie i popijając kawę, słuchałam Jana. Jak zawsze potrafił pięknie mówić, patrząc przy tym nieprzerwanie w moje oczy. Opowiedział mi o rozwodzie, o tym, jak stracił kontakt z dziećmi i wyjechał za granicę. Mówił o pracy na obczyźnie, o dużych pieniądzach. Wspomniał o śmierci matki i problemach ze spadkiem. Jakiś czas temu wrócił do kraju. Założył firmę za pieniądze zarobione za granicą i powoli, sukcesywnie ją rozkręcał. Opowiadał o badaniach klinicznych, grantach. Słuchałam go zauroczona i autentycznie zaciekawiona. Zawsze chciałam brać udział w wielkich projektach, międzynarodowych badaniach, które mogą mieć wpływ na bardzo wiele dziedzin. Moja obecna praca w laboratorium była jedynie cząstkowa, głównie skupiano się na papierologii. To też lubiłam, ale jednak ciągnęło mnie do zacisza nauki.

Jan opowiedział również o tym, jak bardzo czuje się samotny i że za mną tęsknił. To ostatnie wypowiadał nieśmiało, patrząc na moją reakcję. Ścisnęło mnie w brzuchu, gdy usłyszałam jego słowa. Chciałam mu wykrzyczeć, że ja też. Nie miałam pojęcia, co się ze mną działo. Fala gorąca zalała mnie od środka. Jan ujął moją dłoń i wpatrywał się we mnie tymi swoimi wielkimi, czarnymi oczyma.

– Naprawdę za tobą tęskniłem…

Zabrałam rękę i nieznacznie się odchyliłam. Nie mogłam pozwolić, by na powrót obudził we mnie coś, co dawno zostawiłam za sobą. Opowiedziałam mu o swojej pracy, dodatkowych studiach, kursach, braku czasu. Słuchał uważnie, wydając się całkowicie pochłonięty tym, co mówię. Wpatrywał się intensywnie, zadawał pytania, dopytywał o szczegóły. Kluczył jednak wokół innego tematu, ale miałam wrażenie, że brakuje mu odwagi, by zadać pytanie. Może bał się odpowiedzi?

– Masz kogoś? Jest jakiś mężczyzna u twego boku? – W końcu się zdecydował.

Nie wiedziałam, co mu odpowiedzieć. Od jakiegoś czasu ktoś był. Wcześniej wpadałam w krótkie związki, romanse, potrafiłam się przyjaźnić z facetami, ale do pewnego momentu nie mogłam, nie umiałam i nie chciałam kochać nikogo innego. Teraz pokochałam i czułam, że to jest prawdziwe. Piękne i prawdziwe. Jan stał się wspomnieniem, okupionym cierpieniem po rozstaniu, ale teraz unosiła się w powietrzu jedynie mglista woń dawnych krzywd. Wiedziałam, że muszę zamknąć ten rozdział – i to mi się udało. A teraz siedział naprzeciw mnie, tak niebezpiecznie blisko, a jego wzrok przeszywał mnie na wskroś. Oczy czarne niczym smoła płonęły dziwnym, niewyjaśnionym blaskiem – jakby z pożądania, fascynacji. Czułam jego zapach, od którego kręciło mi się w głowie, jego uśmiech doprowadzał mnie do obłędu. Patrzyłam na jego wilgotne wargi. Zastanawiałam się, czy są nadal tak gorące jak kiedyś. Mimowolnie przygryzałam swoje na wspomnienie posiadania ich na własność. Później do mnie dotarło, że przecież nigdy nie miałam ich zupełnie na własność.

– Tak, ktoś jest w moim życiu – powiedziałam.

– Od jak dawna?

– Wystarczająco długo, by w końcu zapomnieć o twoim dotyku – rzuciłam i od razu pożałowałam swoich słów. Spojrzał z niewyjaśnioną satysfakcją w oczach i przybrał złośliwy uśmieszek. Zmienił się. Był bardziej otwarty, bezpośredni, dominujący i tajemniczy. Czułam się przy nim nieswojo, ale jednocześnie jakby mnie hipnotyzował. Strach i ciekawość mieszały się we mnie. Strach przed tym, co czułam przy nim, przed jego zmianą, tym, co skrywał, i ciekawość, do czego to nas zaprowadzi.

Nasze spojrzenia utkwiły w sobie na dłużej, jakbyśmy karmili się bezsłowiem. Nie miałam pojęcia, o czym sobie myśli, ale w mojej głowie szalała wichura. Zdawałam sobie sprawę, że jeśli nie zakończę tego tu i teraz, na powrót wtrącę się w otchłań bezdenną, przepełnioną każdą myślą o nim. No i był jeszcze Paweł. Nie mogłam go skrzywdzić. To dobry człowiek. I kochał mnie szalenie.

– Pojedziesz ze mną w jedno miejsce?

– Ale teraz? Dokąd?

– Chodź, zobaczysz. – Wstał i zaczął zbierać moje dokumenty, pakować je do torby. Dopytywałam go, gdzie zamierza mnie zabrać, ale nie chciał powiedzieć. Miał ten swój figlarny uśmiech na ustach i momentalnie zaczęłam się śmiać. Zawsze tak robił. Lubił mnie zaskakiwać i czerpać satysfakcję z mojej niepewności. Wyszliśmy z kawiarni, a ja podążałam u jego boku. Zastanawiałam się, dlaczego nie odmówiłam, nie zaprotestowałam. Czułam się przy nim taka mała, a on epatował siłą. Podobało mi się to. Wsiedliśmy do jego samochodu.

– Powiedz mi w końcu, gdzie jedziemy. Gdzie mnie zabierasz?

– Zobaczysz. Nie martw się, zaufaj mi.

– No właśnie z tym mam największy problem. – Spojrzałam na niego gniewnie, a on, uśmiechając się, odpalił silnik.

– Teraz wszystko się zmieni – powiedział to dosadnie, mocno dociskając gaz.

*

Znaleźliśmy się na strzeżonym osiedlu. Wysiadł z samochodu i podszedł do moich drzwi. Szłam za nim do jednego z domów.

– Tutaj mieszkam – poinformował, otwierając drzwi kartą.

Dom był urządzony ze smakiem i gustem. Duża kuchnia otwarta na jeszcze większy salon. Zaprowadził mnie do owej kuchni i wskazał miejsce przy wyspie kuchennej. Usiadłam niepewnie, rozglądając się dookoła. Panował przyjemny półmrok i chłód. Dom był raczej z tych „zimnych”. Dużo szkła, czerni, szarości, kafli i stali. Typowo męskie wnętrze. Było jednak bardzo czysto, by nie powiedzieć – nieskazitelnie.

– Piękny dom, imponujący. Sam urządzałeś?

– Nie, ja tylko powiedziałem, co mi się podoba. – Uśmiechnął się, jakby bardzo go rozbawiło to, co powiedział. – Napijesz się czegoś? Może wina? Mam te, które lubisz – dodał, mocno podkreślając ostatnie zdanie.

Zgodziłam się. Spodobało mi się, że pamiętał. Nalał trunku i usiadł obok, zwrócony w moją stronę. Długo rozmawialiśmy. Przy nim zapomniałam o wszystkim. O bólu, jakiego doświadczyłam za jego działaniem, o kłamstwach, którymi karmił mnie miesiącami, o rozstaniu i nawet o Pawle. Przy nim się zapominałam. Zawsze tak było i chyba tak pozostanie. Siedział blisko mnie, stanowczo za blisko. Druga butelka była już do połowy pusta. Zaczęło mi szumieć w głowie. Oczy mu błyszczały. Z każdą lampką coraz bardziej. Odgarnął mi włosy z twarzy i założył za ucho, gładząc po policzku. Mimowolnie wtuliłam się w jego dłoń. Nadal była tak samo delikatna. Doskonale pamiętałam ten dotyk. Teraz, tak samo jak kiedyś, przyprawiał mnie o dreszcze. Nie chciałam, by widział, jak silnie na niego reaguję, ale nie potrafiłam ukryć, co mi robił.

– Chodź, pokażę ci coś. – Złapał mnie za rękę i pociągnął w otchłań korytarza. Minęliśmy kilka pomieszczeń, by dotrzeć do wskazanych drzwi. Otwarł je, wsunął rękę i zapalił światło. Puścił przodem. Niepewna, ale zaciekawiona odepchnęłam dłonią drzwi, by pomieszczenie ukazało przede mną całą swoją tajemnicę. Omal nie upadłam, gdy ujrzałam to, co dla mnie przygotował. Zasłoniłam dłońmi usta, by się nie rozpłakać. Wzruszenie tak mocno ścisnęło mnie w brzuchu, że odebrało na moment dech. O mowie nie wspominając. Łzy i tak nabiegły do oczu. Doskonale pamiętam tamten dzień. Dzień z naszej wspólnej przeszłości, w którym obiecał, że w naszym domu będę miała taki pokój. Pokój, w którym na środku postawię swoją wiolonczelę i będę mogła w spokoju grać. A on po cichutku usiądzie sobie w kącie i będzie słuchał. W mojej małej kawalerce, gdy grywałam, również siadał i słuchał. Najczęściej na podłodze. Później siadał za mną i całował po karku i ramionach. Wkradał się dłońmi pod sweter i dotykał piersi. Nigdy nie mogłam dokończyć utworu. Kochaliśmy się szaleńczo za każdym razem. Na tej podłodze, tuż obok mojej wiolonczeli. Kiedy mnie zostawił, ja zostawiłam wiolonczelę. Pewnego wieczora, a właściwie nocy, gdy po raz kolejny obiecywałam sobie, że nie będę więcej przez niego płakać i pić, wyniosłam wiolonczelę na śmietnik. Postawiłam ją opartą o murek i wróciłam do kawalerki. Po piętnastu minutach zbiegłam, by zabrać instrument do domu. Pełna rozpaczy straciłam ostatni styk z jego światem, ze świadomością, że Jan rzeczywiście istnieje. Bo to dla niego grałam. I tylko z nim kochałam się po graniu. Ale wiolonczela zniknęła. Wtedy zniknęło dla mnie wszystko. Wiedziałam, że straciłam go na zawsze.

Niepewnie weszłam do pokoju. Dotykałam pięknego instrumentu. Struny błyszczały. Gładziłam każdą z osobna, uważając, by nie wydobyć żadnego dźwięku, jakby miał zburzyć tę cudowną chwilę. Czułam, że Jan obserwuje każdy mój ruch, ale nie miałam odwagi jeszcze się odwrócić. Nie mogłam teraz na niego spojrzeć. Wiedziałam, że to by wszystko zmieniło. Wszystko.

– Zagraj dla mnie, proszę… – Jego słowa zburzyły ciszę. Wybiłam się ze świata, w którym na moment pozostałam.

– Nie mogę. Dobrze wiesz, że nie mogę… – wyszeptałam, ostatkiem sił powstrzymując się, by jednak zagrać. Nie tylko dla niego, ale dla siebie. By znów poczuć ten dreszcz, tę niczym nieskrępowaną przyjemność płynącą spod smyczka. Jan, nie zwlekając, podszedł do mnie i pocałował. Wplótł swoje długie palce w moje włosy, odchylił głowę i całował. Coraz namiętniej i intensywniej. Poddałam się na moment jego temperamentowi. Przywarł do mnie całym ciałem. Czułam jego męskość. Wiedziałam, że za chwilę się nie opanujemy. Podniecenie i pożądanie rosło w ekspresowym tempie. Był natarczywy. Niemal wygłodniały. Jego dłonie coraz śmielej wędrowały po moim ciele od szyi poprzez biust, talię, skończywszy na pośladkach. Czułam z każdym dotykiem, że muszę to przerwać. Że to nie może w tym kierunku iść. Pragnęłam tego. Pragnęłam jego. I tego pragnienia szalenie się bałam. Kiedyś spokój, teraz szaleństwo, dzikość. Było mi z tym dobrze. I to była moja zguba. Elektryzował mnie jak nigdy. Zaczęłam mu się wymykać. Ostatkiem sił go odepchnęłam.

– Przestań! – krzyknęłam. Stał jak osłupiały. Oddychał szybko, drżał.

– Co się stało? Myślałem, że też tego chcesz – powiedział z wyrzutem w głosie.

Jego ton i gniewne spojrzenie sprawiły, że poczułam się bardzo nieswojo i niebezpiecznie.

– Przepraszam, ale nie mogę. Jestem z kimś… Pojawiłeś się nie wiadomo skąd, nie wiadomo jak i zachowujesz się, jakby nic się nie stało. Za chwilę znów znikniesz, a ja już dawno zamknęłam ten rozdział. – Byłam wzburzona. Nie spodziewałam się, że on tak zareaguje ani że ja tak zareaguję.

Złagodniał, ale widziałam, że nie do końca jest to szczere. Milczał i tylko wpatrywał się we mnie.

Czekałam, aż coś powie. Cokolwiek. Ale milczał. Wzięłam swoje rzeczy i wyszłam.

Nie poszedł za mną.

*

Kilka dni nie mogłam znaleźć sobie miejsca. Myślałam ciągle o Janie. Biłam się z poczuciem winy wobec Pawła, wobec Jana, wobec siebie… Im więcej mijało czasu, tym łagodniej spoglądałam na całą sytuację. Tym przychylniejsza byłam Janowi. Z drugiej jednak strony był Paweł. I nie mogłam, nie chciałam go skrzywdzić. Byliśmy zaręczeni, nasz ślub miał się odbyć niedługo. Nie planowaliśmy wielkiego przyjęcia. Skromna uroczystość, tylko my i świadkowie. Kameralnie, tak jak oboje lubiliśmy. Nie chciałam niszczyć tego, co miałam przy Pawle. On był moim bezpieczeństwem. Moją oazą spokoju. Jan – wielką niewiadomą. Niepewnością. Nieustannym znakiem zapytania. Paweł wiedział o Janie tyle, ile uznałam za stosowne mu powiedzieć. Wiedział też, że wrócił i że się spotkaliśmy na kawie. Nie był zazdrosny, bo wiedział, że go kocham i chcę z nim być. A Jan? Zastanawiałam się, czego on ode mnie chce. Rozstaliśmy się lata temu. Teraz wrócił równie gwałtownie i nie wiedziałam, co mam myśleć o nim, o naszej relacji. Czy ją podtrzymać, czy odciąć się i żyć jak dawniej?

*

Wychodziłam z biura z kolegą, mieliśmy iść jeszcze na piwo, gdy zobaczyłam Jana czekającego na parkingu. Stał oparty o swój samochód i czytał gazetę. Gdy mnie ujrzał, wrzucił ją do samochodu i ruszył w moją stronę.

Przeprosiłam kolegę i wyszłam mu naprzeciw.

– Musimy porozmawiać. Teraz – wystrzelił, nawet się nie witając.

– Nie mogę, jestem umówiona – powiedziałam równie twardo.

Nie był zachwycony moim oporem. Miałam wrażenie, że wręcz to go rozwścieczyło.

– Kiedy będziesz miała czas? Bardzo zależy mi na tej rozmowie. Proszę. – Tym razem był łagodniejszy. Wpatrywał się intensywnie, niemal nie mrugając. Przysunął się bliżej i dotknął mojej dłoni.

– Dobrze, w takim razie może dziś wieczorem?

– Przyjadę do ciebie.

– Wolałabym na neutralnym gruncie – odparłam, wiedząc, że to nazbyt niebezpieczne.

– Powiedz zatem, gdzie i o której.

– Może o dziewiętnastej w Kwadransie, wiesz, tam…

– Wiem, gdzie to jest. Będę punktualnie – odpowiedział. Ścisnął moją dłoń i jeszcze się przybliżył. Czułam jego oddech, zapach. Kręciło mi się w głowie od jego bliskości. Trzymał mnie stanowczo i pocałował w policzek. Nie miałam możliwości manewru. Jego pocałunek był delikatny i dziko namiętny. Nie chciałam, by przestawał. Poczułam, że rodzi się we mnie pragnienie. Takie jak nigdy. Jakby z uśpienia. Wsiadł do samochodu i odjechał. Obserwowałam go, aż zniknął za horyzontem.

– Yyyyy… to chyba nie był twój facet. – Kolega znalazł się przy mnie ekspresowo.

– To mój były – wyjaśniłam sucho. Nadal patrzyłam na ulicę, gdzie przed momentem znajdował się jego samochód.

– Nie wyglądał na… byłego. – Michał nie owijał w bawełnę. – Ewidentnie widać, że leci na ciebie. – Zaczął mnie szturchać, żebym się ocknęła.

– Od razu leci. Co ty mówisz? – zapytałam rozbawiona, chociaż w podbrzuszu szalało stado wijących się węży.

– Nie udawaj. Przecież widać. A ty co? Przyspieszony oddech, zaróżowione policzki. To raczej nie jest reakcja na perspektywę pójścia ze mną na piwo. – Kolega zarechotał. Jak zwykle bezbłędnie mnie odczytał i bezpośrednio z żartem nazwał to, co widział.

– Dziś to skończę. Umówiłam się z nim na wieczór. Muszę to zamknąć raz na zawsze – powiedziałam stanowczo, bardziej do siebie, przez moment wierząc we własne słowa.

– Taaa, jasne. Ty lepiej trzymaj się z dala od niego. – Michał nie odpuszczał. – Jak się z nim dziś spotkasz, to na bank pójdziecie do łóżka. Ciągnie was do siebie. A przecież jest Paweł. Masz za dwa tygodnie ślub! – niemal krzyknął.

– Przyzwoitka się znalazła!

– Martwię się o ciebie – dodał cicho.

– To się nie martw, jestem dużą dziewczynką. – Uśmiechnęłam się sztucznie. Poklepałam Michała po ramieniu, przeprosiłam i szybko wróciłam do domu. Paweł był w delegacji, więc miałam pełnię swobody. Podskórnie czułam, że powinnam się przygotować na to spotkanie. Nie miałam pojęcia, o czym Jan może chcieć rozmawiać. Obawiałam się tego. A najbardziej tego, że nie będę potrafiła się mu oprzeć. Michał miał rację. Ciągnęło mnie do niego. Jak ćmę do ognia. I wiedziałam, że mogę spłonąć, ale ciągnęło mnie mimo to. Walczyłam ze sobą. Z chęcią zatracenia się, zapomnienia, a rozsądkiem i wiernością Pawłowi. Ostatecznie postanowiłam nie pokazywać Janowi, jak na mnie działa i co mi robi, a rozmawiać z nim metodycznie, niemal służbowo. Dowiedzieć się, czego chce. Choć tak naprawdę nie mogłam się oszukiwać, że nie wiem. I nie mogłam sobie jednak odmówić małej czarnej.

Już miałam wychodzić, gdy usłyszałam dzwonek.

– Jasna cholera, kogo niesie… – powiedziałam, otwierając drzwi.

Jan stał oparty o ścianę naprzeciw drzwi z nieznacznie opuszczoną głową i patrzył znad okularów. Ręce miał włożone w spodnie garnituru. Biała koszula, już bez krawata, i marynarka. Wyglądał jak ucieleśnienie najseksowniejszego faceta, jakiego widziałam. Poczułam ucisk w podbrzuszu, szum w głowie i zimno przeszywające całe moje ciało. Zrobiło mi się słabo.

– Chyba… umawialiśmy się w innym miejscu – stwierdziłam drżącym, jakby nie swoim głosem. Nagle poczułam suchość w ustach. Doskonale wiedziałam, że skoro tutaj jest, to już nie będę potrafiła go odesłać.

– Owszem. Przyszedłem po ciebie. Mogę wejść? – spytał, nie czekając na moją odpowiedź. Wszedł i zamknął za sobą drzwi. Staliśmy chwilę naprzeciw siebie w milczeniu. Byłam wściekła, że nie uszanował mojej prośby o spotkanie się w neutralnym miejscu. A jednocześnie zdawałam sobie sprawę z tego, jak wyglądam i po co się spotykaliśmy. Naprawdę myślałam, że będziemy rozmawiać…?

Nie mogłam wytrzymać tego napięcia. On chyba też. Nasze usta gwałtownie wpiły się w siebie. Oparł mnie o ścianę i zaczął całować. Wygłodniale. Jego wargi wirowały na moich. Smakował mnie, pochłaniał i znów smakował. Pieścił szyję i ramiona tak, jak robił to zawsze. I wywoływał mrowienie całego ciała, sięgające momentami bólu. Złapał mnie za talię i objął. Przycisnął mocno, jakby chciał wniknąć we mnie. Po chwili mnie uniósł, a ja oplotłam go nogami. Jego dłonie trzymały mnie za pośladki, a moje mierzwiły jego włosy. Pragnęłam tego mężczyzny jak nikogo innego. Ustami pisał poezję na mojej skórze. Dłońmi wygrywał najlepsze utwory. Opuścił mnie na podłogę. Zdjęłam pospiesznie sukienkę i stanik, a on całował moją szyję, pieścił ją językiem i drażnił zarostem. Trzydniowy zarost to było to, co lubiłam. Wyglądał w nim pociągająco i zmysłowo. Sięgnął dłońmi do moich piersi. Masował je delikatnie, ssał i przygryzał. Najpierw jeden sutek, później drugi. Jego ręce idealnie pasowały do mych piersi. Czułam gorąco w podbrzuszu, chciałam go tu i teraz. Jego erekcja ocierała się o moje krocze. Gorąca krew buzowała w żyłach i uderzała do głowy.

Odwrócił mnie twarzą do zimnej ściany i przycisnął tak, że czułam farbę i zimno na moich piersiach. Pieścił plecy językiem. Jego gorące usta wędrowały po mojej skórze, zostawiając za sobą wilgotny ślad i gęsią skórkę. Nie mogłam się ruszyć, przywarł do mnie cały. Dłonie błądziły po moich biodrach, zsuwając ze mnie majtki. Całował i przygryzał pośladki, a jego dłoń zawędrowała w głąb. Poczuł moją wilgoć i gorąco. Jego jęk wydał mi się bardziej seksowny niż wszystko inne. Po chwili poczułam gorącą skórę Jana. Przylgnął do mnie nagi. Jego męskość rozpychała się między moimi pośladkami. Odgarnął mi włosy i całował po szyi, unosząc jedną nogę. Próbował we mnie wejść i wygięłam się w jego stronę. Wydobyłam z siebie stłumiony okrzyk. Byliśmy teraz jednością. Złączeni w miłosnym uniesieniu naszych ciał. Poruszał się we mnie powoli, czułam, jak mnie rozpycha. Drżałam. Oddychał gorącym powietrzem wprost w moją szyję, co jeszcze bardziej doprowadzało mnie do obłędu. Był silny i stanowczy. Nieprzejednany. Nie pozwolił mi upaść. Jego ruchy stały się szybsze i gwałtowniejsze. Po chwili rozsypałam się pod nim. Moje ciało wiło się w odruchu spełnienia, a wraz z nim wypełniałam się rozkoszą i ulgą. To właśnie ta ulga pomieszała mi zmysły. Jakby pożądanie niesione latami znalazło w końcu ujście. Opuścił moją nogę i oparł się dłońmi o ścianę nad moją głową. Dyszał. Odwróciłam się w jego stronę, by w końcu spojrzeć mu w twarz. Miał zamknięte oczy, oddychał szybko i nierówno. Po chwili uniósł powieki i spojrzał na mnie czarnymi oczyma pełnymi spełnienia, radości i czegoś jeszcze. Nie potrafiłam go całkiem odczytać. Miał w sobie siłę, której nie znałam, której tak się obawiałam, a która sprawiała, że nie potrafiłam mu się oprzeć. Nie znałam go takiego. Pocałował mnie czule i namiętnie.

– Bardzo miłe powitanie – wyszeptał, opierając swoje czoło o moje. Jego uśmiech mnie rozbroił. Stał się taki lekki i swobodny. Rozbawiony moją zdezorientowaną miną.

Pozbierał moje rzeczy z podłogi i podał mi. Sam się ubrał i wszedł do salonu.

– Czego się napijesz? – zapytałam.

– Poproszę to słodkie wino, które czułem na twoich ustach – odparł jak gdyby nic. Zawstydzał mnie raz po raz. Spojrzał badawczo, siadając na kanapie. A ja spoglądałam na niego z kuchni. Wyglądał tak seksownie! Pragnienie zaczęło się ponownie wzmagać. Jego potargane włosy, lekko rozpięta koszula, dłonie i usta, które miałam przed momentem na sobie. Stałam w kuchni i zastanawiałam się, co ja wyprawiam. Co się ze mną działo?! Czy przyszedł tutaj, bo wiedział, że to się wydarzy? Czy liczył na to i na tym mu zależało? Przecież nie byliśmy razem. Nawet o tym nie wspominał. Mówił jedynie, że tęsknił, więc czy tęsknił za moim ciałem? Zbeształam się w myślach za te głupoty. Wyszłam z winem i nalałam nam do kieliszków.

– Chciałeś ze mną o czymś porozmawiać – stwierdziłam i usiadłam naprzeciw niego w fotelu.

– Owszem – odparł, uważnie mi się przyglądając.

Upił spory łyk, a ja jak zahipnotyzowana wpatrywałam się w jego usta. Miałam ochotę kąsać je i ssać, by ponownie poczuć ich smak. Zauważył to.

– Proszę cię, nie oblizuj warg, bo mnie rozpraszasz.

Nawet nie wiedziałam, że to robię. Poczułam się zawstydzona, ale to uczucie tym razem nie wywoływało we mnie blokady jak kiedyś. Chciałam to wszystko czuć! Chciałam w końcu móc przeżywać pełnię emocji. Wydawało mi się, że przy nim mogę być swobodna, niekontrolująca się na każdym kroku. Czuć i chłonąć wszystko jak gąbka, i pławić się w spełnieniu, w emocjach, jakie powodował.

– Mam dla ciebie propozycję – powiedział z taką stanowczością, że czułam nieprzyjemny chłód przebiegający po plecach. Jego oczy zaczęły płonąć niewyjaśnionym ogniem. Zastanawiałam się, o co może chodzić. I przez moment poczułam, że wcale nie chcę poznać tej propozycji, bo ona go zmienia. A ja chciałam, by został jeszcze tym Janem, który przed momentem wnikał w moje ciało.

– Zaraz wszystko ci wyjaśnię. – Wychylił kieliszek, po czym złapał za butelkę i dolał nam obojgu. – Masz jeszcze wina? – zapytał.

*

Obudziło mnie słońce wpadające przez szczelinę między zasłonami. Spojrzałam na budzik, była ósma rano. Rozejrzałam się zaspana po pokoju, ale nigdzie nie było Jana. Cisza dzwoniła w uszach, a wypite wino powodowało ból głowy i nieprzyjemną suchość w ustach. Dopiero po chwili dotarło do mnie, co się właściwie wydarzyło poprzedniego wieczora, a puste butelki po winie i dwa kieliszki boleśnie przypomniały i rozbudziły, a następnie wzmogły wyrzuty sumienia. Usiadłam ciężko na łóżku i patrzyłam na dzieło mojego zniszczenia. Co ja najlepszego zrobiłam?!

Ranek wydawał się tak pospolity, tak codzienny. Zniknęła cała magia wczorajszych chwil, całe, pełne napięcia i uniesienia spotkanie. Wszystko było takie przyziemne, zwyczajne. Zdrada – tak łatwo przyszło mi temu ulec. Nie wiedziałam, co mam ze sobą zrobić. Totalny mętlik w głowie. Rozmawialiśmy bardzo długo i nawet nie wiem, w którym momencie po prostu zasnęłam. W nocy jego propozycja wydawała się całkiem sensowna, by nie powiedzieć, że intrygująca. Zapewniała mi ogrom możliwości, ale jemu również. Oczywiście incydent w przedpokoju nie dawał mi spokoju. Nie miałam pojęcia, jak mam się wobec niego zachowywać. Co to właściwie dla niego oznaczało, no i jakie poniosę tego konsekwencje. Bądź co bądź, zdradziłam Pawła. I z jednej strony wiedziałam, że podświadomie dążyłam do tego. Pragnęłam Jana od chwili, gdy dosiadł się do mnie w kawiarni. W jednej chwili zapomniałam o wszystkich krzywdach, jakich za jego działaniem doświadczyłam. Chciałam go, po prostu. Marzyłam o tym jednym momencie. By dotknął, spojrzał w ten znaczący sposób, bym na powrót poczuła to wszystko, co zawsze przy nim czułam. Wtedy wiedziałam, że żyję. Jan jednak potraktował to jako „wypadek przy pracy”, incydent, i powiedział, żebym nie robiła sobie wyrzutów, że to chwilowy powrót do przeszłości i tak mam to potraktować. Obiecał, że nie będzie w żaden sposób ingerować w moje życie. Oczywiście poza tą sprawą, z którą się do mnie zwrócił. Nie do końca rozumiałam, czego on szuka, czego ode mnie oczekuje. Byłam w totalnej rozsypce. W mojej głowie szalało milion myśli, a świadomość, że za kilka godzin wróci Paweł, mocno mnie stresowała. Jak miałam mu spojrzeć w oczy?

Zdradziłam. Okłamałam. Zrobiłam dokładnie to samo, co kiedyś Jan. Coś, czym brzydziłam się na samą myśl. Przyrzekłam sobie, że nigdy, przenigdy nikogo nie będę zdradzać i oszukiwać. Wiedziałam, jak to boli, a zrobiłam dokładnie to samo. Czułam wstręt do samej siebie. Nie miałam pojęcia, co powinnam zrobić. Chciałam być z Pawłem, kochałam go. Natomiast Jan również był mi bardzo bliski. I wzbudzał we mnie uczucia i emocje, których nigdy nie poczułam i nie poczuję przy Pawle. I pewnie przy żadnym innym mężczyźnie. Miałam wrażenie, że z nimi oboma byłabym dopełniona. Ale tak się nie da. Ktoś zawsze będzie cierpiał.

Ponadto Jan wyraźnie dał mi do zrozumienia, że więcej nie przekroczy granicy, jaka istniała między nami. Że nie zbliży się do mnie, chyba że ja tego będę chciała i wyraźnie mu o tym powiem. Stwierdził, że nie będzie niszczył mojego związku, bo on sam na tę chwilę i tak nie może mi dać więcej niż przyjaźń. Co dziwne, mówił, że potrzebuje mnie blisko, że nie potrafi beze mnie żyć. Zapytałam go wtedy, jak w takim razie żył po odejściu. Nie wdawał się w szczegóły. Powiedział, że nie potrafił. Jego twarz wtedy na moment się zmieniła, jakby wypełniła się jakimś wewnętrznym cierpieniem, niepokojem, wspomnieniem, którego nie chciał pamiętać. Stwierdził, że dla niego wtedy wszystko się skończyło. Chciałam dopytać, dowiedzieć się, ale nie pozwolił. Więc zostawiłam temat. Zastanawiałam się, dlaczego tak bardzo od tego ucieka. Tej nocy rzeczywiście już więcej mnie nie dotknął. Był obok mnie, bardzo blisko, ale nie próbował już więcej nawet mnie musnąć. Nie miałam odwagi sama do niego podejść. Z jednej strony bardzo tego potrzebowałam, a z drugiej wiedziałam, że nie mogę. Zachowywał się, jakby wcześniej nic się nie wydarzyło, a przecież kilka chwil temu kochaliśmy się szaleńczo. I to po tylu latach! Byłam zdezorientowana, zagubiona i niepewna. Obserwowałam pięknego mężczyznę, człowieka, którego niegdyś kochałam do granic możliwości. A teraz był tak daleko, mimo że patrzyłam mu w oczy. Oczy, które niegdyś były wypełnione jasnością – a teraz płonęły nieruchomym ogniem zaklętym w silnym spojrzeniu. I pod wpływem których czułam się mała i bezradna.

Gryzłam się, czy powinnam przyjąć jego propozycję. Zastanawiałam się, dlaczego to robi. Czym się kieruje, mimo że podał rozsądne argumenty. Nie wiedziałam, czy chcę i czy powinnam łączyć się z nim w taki sposób. Nie wiedziałam, czy chcę w ogóle wiązać się z nim jakkolwiek. Przeszłość nie wróci. Nic już nie będzie jak kiedyś. Staliśmy się zupełnie innymi ludźmi. Byłam zaręczona. Miałam wziąć ślub z innym mężczyzną. Być może to właśnie stanowiłoby mój gwarant bezpieczeństwa. Ale czy na pewno?

Spotkanie po latach 2 – opowiadanie erotyczne

Pawła poznałam pewnego zimowego popołudnia. Uczucie nagłe i niespodziewane.

Nie wiem, co mnie podkusiło, żeby wybrać się na te cholerne łyżwy. Przecież nie umiem jeździć! Nigdy nie miałam nawet okazji ich ubrać. Ale pchana jakąś podświadomą potrzebą wsiadłam w metro i pojechałam na Kabaty. Przez pierwsze pół godziny przyglądałam się jeżdżącym ludziom. Niektórzy naprawdę mieli do tego dryg. Moją uwagę przykuła młoda dziewczyna, na oko dziewiętnasto- lub dwudziestoletnia. Wirowała, jakby dopiero co wróciła z zawodów sportowych w łyżwiarstwie figurowym. Była piekielnie dobra. Robiła piruety, zwroty, skoki. Kręciła się jak bączek, po czym łapała zwrot i sunęła przed siebie. Patrząc na jej poczynania, miało się wrażenie, że to nic trudnego. Z takim nastawieniem wypożyczyłam swoją pierwszą parę łyżew i ruszyłam na lodowisko. Początkowo trzymałam się kurczowo barierek, by po chwili spróbować swoich sił i ruszyłam w kierunku środka tafli. Gdy tylko oderwałam się od poręczy, wpadłam na jakiegoś chłopaka i oboje runęliśmy, obijając sobie pośladki.

– Jasna cholera, co pani wyprawia? – wykrzyczał blondyn, podnosząc się pospiesznie.

– Ja, ja, ja… przepraszam. – Nie mogłam złapać równowagi, aby podnieść się z lodu.

Podał mi dłoń i pociągnął, podnosząc mnie. Wpadłam w jego ramiona.

– Bardzo pana przepraszam – wydukałam zawstydzona, opuszczając nieznacznie głowę. Nadal trzymał mnie w objęciach i przyglądał się uważnie. Nie wiedzieć czemu, nie miałam ochoty, aby puszczał.

– Pierwszy raz? – zapytał rozbawiony.

– Aż tak widać?

– Odrobinę – odpowiedział i zaczął się śmiać.

– Gdy obserwowałam, to wydawało się proste… – dodałam, robiąc naburmuszoną minę, co go dodatkowo rozbawiło.

– Chodź! Pokażę ci, jak to się robi. – I pociągnął mnie za sobą.

Czas mijał bardzo szybko. Nie zauważyłam, że spędziłam z Pawłem ponad godzinę, jeżdżąc, a właściwie ucząc się jazdy na łyżwach. Bawiłam się doskonale i po wszystkim zaprosiłam go na kawę.

– Muszę ci się jakoś odwdzięczyć! Nie dość, że uratowałeś mnie przed poobijaniem sobie tyłka, to jeszcze okazałeś się świetnym nauczycielem.

– Tyłek i tak będziesz miała poobijany, te dwa upadki były solidne. – Dał mi kuksańca w bok i ruszyliśmy do kawiarni obok lodowiska.

Usiedliśmy przy stoliku i niepostrzeżenie utonęłam w jego obłędnie niebieskich oczach. Zastanawiałam się, jak to możliwe, że jego tęczówka zmienia odcienie.

– To czego się napijesz? – zapytał.

– To ja cię zaprosiłam, więc powinnam o to zapytać.

– Nie ma mowy, żeby kobieta za mnie płaciła. To jak?

– Uparty jesteś.

– Odrobinę. – Uśmiechnął się łobuzersko, unosząc jeden kącik ust i brew. Wyglądał na zadowolonego z siebie. Przyglądał mi się uważnie znad karty i z pewnością zupełnie nie wiedział, co czyta.

– Poproszę dużą herbatę z miodem, cytryną, goździkami i szarlotkę na ciepło. Głodna jestem i zmarzłam – powiedziałam szybko i po chwili rumieniec wykwitł na mojej twarzy. – Z czego się śmiejesz? – Opatuliłam się szczelnie swetrem i udawałam naburmuszoną.

– Jesteś chyba pierwszą kobietą, która na randce chce jeść coś więcej niż sałatkę.

– Na randce? – Byłam zaskoczona.

– A nie chcesz? – zapytał zadziornie.

Przyjrzałam mu się uważnie, gdy po chwili przyszedł kelner. Paweł składał zamówienie, a ja miałam chwilę, by go poobserwować. Młody, piekielnie przystojny, dobrze zbudowany – chociaż szczupły i szalenie intrygujący. Miał w sobie przedziwny spokój, opanowanie i czułam się przy nim zadziwiająco bezpiecznie i swobodnie. Jakby otulał mnie swoim ciepłem, dobrocią. Wydał mi się bardzo opiekuńczy, a zarazem zaradny. Sprawiał wrażenie prostego chłopaka, ale był inteligentny i bystry. Spodobał mi się już tam, na lodzie.

Przesiedzieliśmy w tej kawiarni, nie przymierzając, kilka godzin. Wypiłam parę herbat, zjadłam pyszne ciastka. Poznawaliśmy się. Opowiadaliśmy o sobie. Paweł był współwłaścicielem warsztatu samochodowego. Kochał ten zawód, uwielbiał dłubać przy samochodach, udoskonalać je. Po godzinach przerabiał stare auta na nowsze modele lub tworzył je całkiem od nowa. Czasami wyjeżdżał ze wspólnikiem w delegację, by przywieźć jakieś porzucone cudeńka, czy to z Polski, czy Europy. Nie czułam się dobrze w tej dziedzinie, ale cierpliwie słuchałam. Widziałam, że mógłby rozmawiać o tym godzinami. Ewidentnie to była jego pasja. Poza tym kochał fotografię. Mówił, że go to odpręża, dodaje skrzydeł. Pokazał kilka zdjęć, które były naprawdę świetne. Pochodził z niewielkiej wsi niedaleko Łodzi. Rozstał się jakiś czas temu z dziewczyną, po drodze spotykał się z paroma, ale na ogół był sam. Ja również opowiedziałam mu trochę o sobie. O studiach, dwóch fakultetach i pracy. O marzeniu brania udziału w prestiżowych badaniach na światową skalę. O poprzednich związkach właściwie niewiele i na szczęście nie naciskał. Słuchał uważnie, ale widziałam, że niewiele z tego rozumiał. Na tamten moment nie stanowiło to dla mnie żadnej przeszkody. Ot, każdy z nas ma swoje pasje, zainteresowania i pracę. Nie musimy przecież lubić tego samego i w tym samym się realizować. Odprowadził, a właściwie odwiózł mnie do domu. Wymieniliśmy się numerami telefonów i pożegnaliśmy uściskiem dłoni. Wróciłam do mieszkania, czując, że w pewnym sensie ten wyjazd na łyżwy był mi pisany. Wprawdzie Paweł nie powodował, że serce mi się zatrzymywało, ale było w nim coś, co wprawiało mnie w przyjemny stan błogości. Pomyślałam, że może być z tego fajna znajomość.

*

Nalałam niemal pełną wannę gorącej wody. Dodałam ulubionego płynu o zapachu piwonii. Zanurzyłam zmarznięte ciało, by po chwili wynurzyć tylko głowę i oprzeć się wygodnie o krawędź wanny. Czułam odprężenie i powolną błogość. Stres całego tygodnia pomału mnie opuszczał, ale myśli kotłowały się w głowie. Minął ponad miesiąc, odkąd poznaliśmy się z Pawłem. Miesiąc spotkań, rozmów, esemesów. Miesiąc poznawania się, docierania. Miesiąc zaskoczeń, gdy niespodziewanie przyjeżdżał rano, by odwieźć mnie do pracy, abym nie tłukła się przez pół miasta autobusem. Wpadał wieczorem z ciepłym posiłkiem, abym mogła coś zjeść. I nie zawsze wchodził na górę. Miesiąc czekania na pierwszy pocałunek. A właściwie na muśnięcie warg. Miesiąc zastanawiania się, dlaczego tak się ociąga z zaciągnięciem mnie do łóżka. Dotąd poznawałam właśnie takich mężczyzn. Ledwie jedno – dwa spotkania i chcieli mnie przelecieć. Paweł był zupełnie inny. Spotykaliśmy się niemal codziennie. Pozwalał sobie na nieśmiały dotyk, na złapanie w talii, na muśnięcie dłoni czy później buziaka w policzek. W końcu, gdy wychodził z mieszkania, odważył się mnie pocałować. A właściwie zbliżyć się ustami do moich. To ja go przyciągnęłam do siebie i pokazałam, że właśnie tego chcę i jestem gotowa. Muskał mnie nieśmiało swoimi wargami, nie pozwalając na to, by język się przedostał do moich. To był bardzo subtelny i niewiarygodnie niepewny krok z jego strony. I nie mogłam go rozgryźć ani zrozumieć. Czułam, że jestem dla niego bardzo ważna. W pewnych momentach wydawało mi się, że mnie pragnie i chce się kochać, ale zaraz potem się zrywał i musiał wychodzić. Próbowałam go w jakiś sposób zachęcić, pokazać, że mi zależy, że nie jest mi obojętny. Ale on się wtedy zwykle wymykał. Czułam podskórnie, że się zakochał, i pomyślałam, że być może to uczucie go zaskoczyło albo przerosło. Było mi z nim dobrze, nawet bardzo dobrze. Nie pamiętam, by ktoś tak bardzo się o mnie troszczył. A on był nad wyraz opiekuńczy. Jednak wiedziałam, że na ten moment z mojej strony to nie była miłość.

Ubrana w ciepły szlafrok, który zresztą Paweł mi sprezentował, poszłam boso do pokoju po bieliznę. Usłyszałam dzwonek. Na zegarze wybiła dwudziesta trzecia. Stanowczo za późno na jakiekolwiek odwiedziny. Cicho, na paluszkach, podeszłam do drzwi i spojrzałam przez wizjer. Szybko otworzyłam, gdy ujrzałam Pawła. Stał niepewnie i wyglądał jakoś dziwnie. Zaskoczona wpuściłam go do środka.

– Boże, Paweł, co się stało? – zapytałam, zamykając drzwi i odruchowo osłaniając się szczelniej szlafrokiem. Stał i spoglądał niepewnie, ale coś w jego oczach sprawiło, że przez moment poczułam się niepewnie.

– Musiałem wrócić…

– No dobrze, ale czy coś się stało?

– W pewnym sensie tak – powiedział i podniósł głowę, wbijając intensywnie we mnie swoje oczy. Czyżbym ujrzała w nich pożądanie? A może tylko mi się zdawało, bo poczułam irracjonalny przypływ podniecenia, który powolną falą rozlewał się po moim ciele. I mimo gorącej kąpieli przeszedł mnie dreszcz. – Onieśmielasz mnie tak bardzo, że dotąd nie miałem odwagi zrobić tego, o czym marzę, odkąd cię poznałem.

– Czego…? – wyszeptałam, czując, jak głos mi drży. Paweł zdjął kurtkę i rzucił ją na podłogę. Nie spuszczał ze mnie swoich niewiarygodnie niebieskich oczu, które teraz stały się niczym tafla oceanu, granatowe z szarą poświatą. Podszedł bliżej i ujął moją twarz w swoje dłonie.

– Pragnę cię, Asieńko – dodał i musnął gorącymi wagami mojej szyi. Czułam, że podniecenie równie powoli rozlewa się w moim ciele, chociaż chciałam przyspieszyć zarówno jego zabiegi, jak i rozbudzić w sobie pożądanie. Objęłam jego szyję i wtopiłam się w jego usta, pobudzając je do bardziej intensywnych działań. Zrozumiał. Zachęcony moim językiem rozpoczął szalony taniec. Dłonie błądziły po ramionach, zsuwając się niżej wzdłuż talii. Odnalazł pasek szlafroka i pociągnął, tym samym odsłaniając moje ciało. Zdjął ze mnie ciepłe okrycie i przygarnął do siebie, dając sygnał, bym go objęła. Złapał za pośladki i uniósł. Całując, powędrował do sypialni i ułożył mnie ostrożnie na łóżku. Zdjął pośpiesznie swoje ubranie i po chwili leżał na mnie. Był szczupły, a jasne włoski na klacie łaskotały mój nos, gdy pieściłam jego malutkie sutki. Stękał przy tym, jakby zaskoczony niespodziewaną pieszczotą. Dotykał mnie zapamiętale, ostrożnie ucząc się każdego fragmentu mojego ciała. Poznawał je, muskał ustami i dłońmi. Nie ominął chyba żadnej wypukłości i żadnego wklęśnięcia. Jego pieszczoty były zupełnie inne niż te, których dotąd doświadczałam. Musiałam się szalenie skupić, wyciszyć i odprężyć, aby czerpać z nich przyjemność. Nauczona szybkiego, gwałtownego i mocnego seksu doznawałam zupełnie innych bodźców. Momentami czułam niecierpliwość i znużenie, więc starałam się go zachęcić. Miałam poczucie, że Paweł mógł skupić się wyłącznie na pieszczotach i to mu wystarczało.

Przejęłam inicjatywę. Położyłam go i rozpoczęłam od pocałunków – głębokich i namiętnych. Wirowałam językiem po wargach i sunęłam w dół po szyi, zmierzając do sutków. Stały ochoczo, więc zassałam je delikatnie, widząc ponowne zaskoczenie w oczach mężczyzny. Następnie zjechałam mokrym językiem po ścieżce jasnych włosów tuż do tych ciemniejszych, oplatających sterczącego penisa. Członek był relatywnie cienki, ale zwieńczony sporą, purpurową główką. Liznęłam jego wierzch i usłyszałam stęknięcie. Wzięłam to za dobrą monetę i ujęłam główkę wargami. Była prawie dopasowana i obawiałam się, czy zmieszczę całego penisa w ustach. Liżąc powoli, pochłaniałam go do końca. Poruszałam językiem, sunąc ustami w górę i dół. Słyszałam jęki Pawła przyprawione wijącym się ciałem. Żyły na członku zaczęły pulsować, więc zwolniłam, by po chwili zająć się jądrami. Robiłam to delikatnie, nie wiedząc, jakich doznań oczekuje. Obserwowałam go uważnie i uznałam, że nieco mocniejsze będą idealne. Ponownie zaczął się wić w przypływie rozkoszy. Zaskoczona faktem, że zabawa męskimi klejnotami sprawia mi przyjemność, poczułam, że podniecenie uderza mi do głowy. Byłam panią sytuacji i nie zważając na nic, wspięłam się na Pawła i go dosiadłam, biorąc całego kutasa w siebie. Nabijałam się powoli i ostrożnie, by dopasować się każdym milimetrem swojej kobiecości. Główka przedzierała się przez ścianki, drażniąc i pobudzając je z każdej strony. Ciekawe i nowe doświadczenie. Czułam się rozpychana główką, która ocierała się każdym fragmentem w moim wnętrzu. Paweł patrzył nieprzytomnym wzrokiem, gdy rozpoczęłam powolne unoszenie bioder. Początkowe, delikatne ruchy wprawiły w rytm nasze ciała. Złapałam dłonie kochanka i umieściłam je na swoich piersiach. Chciałam, by je ściskał i miętosił. Wsparłam się na jego szczupłej klatce piersiowej i zwiększyłam nacisk. Ruchy stały się szybsze i mocniejsze. Nadziewałam się, czując rozlewające mrowienie i delikatny ból rozcierający się po całym podbrzuszu. Lubiłam taką mieszankę.

Paweł, zupełnie zaskoczony doznaniami, zamknął oczy i odchylił głowę. Patrzyłam na niego i uświadomiłam sobie, że staliśmy się ciałami dążącymi do spełnienia. Nie przeszkadzało mi to, bo w tym momencie chciałam jedynie odpłynąć. Moje drżące ruchy stały się mniej harmonijne, traciłam siły, niesiona zbliżającym się orgazmem. Sunęłam w przód i tył na zmianę z górą i dołem. Paweł nie pomagał, chociaż chciałam, by złapał mnie za pośladki i lekko unosił. Nie miałam jednak już siły go nakierowywać. Zwolniłam na chwilę i wtedy na mnie spojrzał. Jego wzrok wyrażał absolutny zachwyt, a ja nie mogłam go znieść. Ruszyłam w ponowny galop, by ponownie zamknął oczy i odpłynął. Po kilkunastu ruchach wyrzuciłam z siebie okrzyk spełnienia, czując, jak Paweł już wcześniej zaczął wypuszczać kolejne strugi gęstego płynu. Jego napięta szyja, pulsująca żyła oraz zagryzione usta sugerowały mocny orgazm. Zsunęłam się z niego, a penis momentalnie się skurczył. Opadłam na łóżko i dysząc, wpatrywałam się w migoczące światła z ulicy, które malowały dziwne znaki na suficie. Paweł zarzucił rękę przez moje ciało i się tulił. Po chwili usłyszałam cichutkie, miarowe pochrapywanie.

Wzięłam prysznic, ubrałam się i położyłam obok śpiącego Pawła. Wyglądał tak niewinnie, spokojnie i błogo. Piękny mężczyzna. Żałowałam, że nie odczuwam przy nim tak silnych emocji, jakie czułam przy Janie. Obraz Jana pojawił się w moich myślach w momencie szczytowania. Nie mogłam nad tym zapanować. Nie chciałam jednak, by żył we mnie, rozniecając chaos i niszcząc nadzieję na normalne życie. Nie mogłam pozwolić, by zatarł poczucie bycia szczęśliwą. I mimo że nie żywiłam do Pawła wielkich uczuć, był mi bliski, był mi potrzebny. Otaczał mnie troską i opiekuńczością. Miałam nadzieję, że z czasem się dotrzemy i stworzymy fajny związek. Pewnie miało to jakiś odcień miłości. Czy miłość ma odcienie? Moje myśli odeszły w niebyt. Teraz byłam jedynie spokojem i bezpieczeństwem. I tego chciałam się uchwycić.

*

Uczyłam się nowego życia, życia z mężczyzną zupełnie innym niż Jan. Wspomnienia coraz mniej dawały o sobie znać, a gdy się odzywały, skutecznie je tłamsiłam. Po pół roku znajomości Paweł mi się oświadczył. Byłam zaskoczona. Wiedziałam, że dla Pawła nasz związek jest bardzo ważny i że wiąże z nami swoją wizję przyszłości. Gdy pojawił się w garniturze z różami, wiedziałam, że to ta chwila. Przez chwilę się zastanawiałam, co zrobić. Można powiedzieć, że trochę kalkulowałam. Wiedziałam, że już nigdy i z nikim nie przeżyję tego, co miałam z Janem. Nie było sensu czekać na niemożliwe. Musiałam się raz na zawsze pogodzić, że tamto życie nigdy nie wróci. Przyjęłam pierścionek.

Chciałam lepszego życia i zaczęliśmy od dnia zaręczyn. Kochaliśmy się wtedy inaczej niż zwykle. Zazwyczaj musiałam Pawła nakierowywać, pokazać, czego akurat mi potrzeba, nierzadko przejmowałam inicjatywę, co – jak zauważyłam – bardzo mu odpowiadało. Do pewnego momentu było to nawet podniecające, ale bywały chwile, że czułam się zmęczona ciągłym prowadzeniem za rękę. Wtedy zazwyczaj się nie kochaliśmy, tylko przytuleni zasypialiśmy. W dniu zaręczyn, gdy zdejmowałam z niego marynarkę, poczułam przypływ silnego pożądania. Podświadomie uruchomił we mnie wspomnienia.

– Nie musisz być zawsze taki delikatny – wyjęczałam mu prosto w usta, ciągnąc za krawat. – Chcę, byś mnie teraz posiadł. Zerżnął.

Widziałam konsternację na jego twarzy. Był zaskoczony, zmieszany, ale coś w nim mówiło, że musi, że tego właśnie potrzebuję. Już dawno widziałam, że nie ma w nim krzty dominacji w takim wydaniu, jakiego potrzebowałam. Należał do tych zmysłowych i subtelnych mężczyzn, którzy preferują długie i namiętne pieszczoty.

– Jestem twoją narzeczoną, chcę byś wziął mnie od tyłu. Tutaj, przy tym stole – dodałam, opierając się i wypinając ochoczo. Kręciłam tyłeczkiem opatulonym jedynie skąpą, koronkową halką. Westchnął ciężko i podszedł, kładąc dłonie na moich pośladkach. Chciał zdjąć koszulę, ale poprosiłam, by ją zostawił. – Sprawdź, czy jestem wilgotna – zachęcałam. Dotknął palcami mojej cipki. Ociekała sokami. – Wsuń we mnie palec albo dwa – ponagliłam. Zrobił to, lekko się ociągając.

Nie miałam pojęcia, co dzieje się w jego głowie, ale przez ten jeden moment nie miało to dla mnie znaczenia. Poddałam się dzikiemu pragnieniu. Usłyszałam, że rozpina spodnie i je zdejmuje. Po chwili jego ogromna główka zaczęła powoli napierać na wilgotne wejście do pochwy. Pierwsze przedostanie się przez ścianki spowodowało gęsią skórkę na moich plecach, a po chwili był w środku, ocierając się całkowicie. Zamruczałam zadowolona i spojrzałam przez ramię. Miał odchyloną głowę i błogość wymieszaną z onieśmieleniem na twarzy. Gdy na mnie spojrzał, wiedziałam, że mam go dla siebie. Niczym nieoszlifowany diament.

Zaczął się poruszać. Najpierw powoli, właściwie nieznacznie. Zachęciłam go, wypinając się mocniej i współgrając z jego ruchami. Nadziewałam się na penisa, by wchodził do samego końca. Uchwyciłam się brzegów stołu, spłaszczyłam cycki o blat i pochłonęłam się doznaniami płynącymi z posuwania. Przepełniały mnie od środka niczym spełniające się, wyczekiwane pragnienie. Wiedziałam, że lubię też taki seks. Dotąd nasze zbliżenia dawały ukojenie i częściowe zaspokojenie, ale nigdy całkowicie, nigdy w pełni. Potrzebowałam pewnego psychicznego działania, bo przecież w tej pozycji się kochaliśmy wielokrotnie. Ale otoczka była zupełnie inna. Wypięłam się bardziej i zachęciłam do szybszych ruchów. Poddał się temu i po chwili pieprzył mnie tak, jak lubiłam – mocno, dziko, głęboko, rozchlapując moją wilgoć po naszych udach. Uwielbiałam odgłosy miarowych uderzeń ciał o siebie. Jego jęki zwiastowały zbliżający się orgazm. Potrzebowałam jeszcze chwili, by dojść. Uniosłam się nieznacznie, by sięgnąć do łechtaczki i wtedy penis wysunął się ze mnie, wytryskując nasienie na podłogę. Spojrzałam na plamę spermy i drżącego Pawła. W pierwszej chwili poczułam złość i miałam ochotę wyjść do toalety dokończyć sama. Ale wdrapałam się na stół, rozłożyłam nogi, by mógł widzieć całą moją mokrą, pulsującą kobiecość i zaczęłam się masturbować. Na oczach mojego narzeczonego. Doszłam po chwili, wijąc się i jęcząc, tym samym przypominając sobie, że to właśnie Jan nauczył mnie tej otwartości w seksie, kochania swego ciała. Paweł natomiast stał zawstydzony i zażenowany całą sytuacją. Po wszystkim zeszłam ze stołu, pocałowałam go w policzek i poszłam do wanny. Zostawił mi kartkę na stole, że nie będzie mi przeszkadzał, wraca do siebie i mnie kocha.

Wiedziałam, że powinnam z nim porozmawiać, ale jakoś się nie składało. Od czasu tamtego seksu Paweł unikał zbliżeń. Nieustannie się wymykał i wymyślał co rusz kolejne preteksty, aby uciec. Wtedy zaczęłam się zastanawiać, czy dobrze zrobiłam, godząc się na ślub. Nie do końca byliśmy dopasowani pod kątem seksualnym. Unikaliśmy również tego tematu, jakby parzył. Nie chciałam powielać myślenia mojej matki czy babki, że „to tylko seks i są ważniejsze rzeczy w życiu”. Dla mnie ten aspekt był bardzo ważny, tak jak ważne jest dopasowanie z partnerem. We wszystkich sferach. Będąc z Pawłem, zaczęłam powoli usypiać swoje pragnienia. Dopasowywać się do niego. Zapominać o sobie. Ale to nie byłam ja. I gdy wydawało się, że wszystko układa się idealnie jak w bajce – pojawił się Jan. Burząc cały mój spokój, całą moją idyllę, którą pieczołowicie budowałam. Pojawił się i zasiał ziarno niepewności, wiedząc, że zacznie kiełkować.

*

Kilka dni przed ślubem odwiedził mnie Jan. Przyszedł z bukietem kwiatów.

– Co tutaj robisz? – zapytałam, nie wpuszczając go do środka. – Zaraz wróci mój narzeczony, lepiej, żeby cię nie spotkał.

– A więc to prawda, że wychodzisz za mąż? – odparował, wchodząc do mieszkania. Nie miałam siły się z nim szarpać. Zatrzasnęłam drzwi, zirytowana jego bezczelnością.

– Owszem, wychodzę. Przecież o tym wiedziałeś.

– Myślałem, że zmieniłaś zdanie – powiedział, wręczając mi ogromny bukiet kwiatów.

– Dlaczego miałabym zmienić?

– Wróciłem, byliśmy ze sobą. Jestem po rozwodzie. Myślisz, że dlaczego to zrobiłem?

– I myślałeś, że zostawię Pawła, całe swoje życie, tylko dlatego, że wróciłeś? – Poziom irytacji wzrastał.

– Wiem, że nie. Ale teraz mielibyśmy szansę spróbować jeszcze raz.

– To niemożliwe – stwierdziłam stanowczo.

– Rozumiem – wyszeptał.

Widziałam, że się zastanawia. Walczy ze sobą. Na tyle go znałam, że wiedziałam, iż nie będzie forsował swojego zdania, nie będzie mnie przekonywał, tłumaczył, przedstawiał argumentów. Jan nie działał w ten sposób. On chciał, bym decyzję podęła sama.

– A więc skoro niedługo zostaniesz szczęśliwą mężatką – jego sarkazm i przekąs dał mi się mocno we znaki – to mam dwie prośby. – Spojrzał wnikliwie w moje oczy, a w jego momentalnie zapłonęły wszystkie ogniki.

– Jakie?

– Przyjedziesz do mnie i zagrasz ostatni raz na wiolonczeli, bez podtekstów oczywiście.

Westchnęłam przeciągle. Doskonale pamiętałam, jak kończyło się moje granie. Spoglądałam nerwowo na zegar, Paweł miał zaraz wrócić. Obawiałam się ich spotkania, właściwie nie chciałam, by się zobaczyli. Nie w takim momencie i w takiej chwili.

– A druga prośba?

– Mimo wszystko przemyślisz moją propozycję. Może obgadasz ją z mężem. Doskonale wiesz, że to fantastyczna oferta i nie będziesz żałować, a co więcej – to jest coś, o czym zawsze marzyłaś. – Wiedział, jak mnie podejść. Doskonale wiedział, w jakie struny uderzyć. – Zatem wszystkiego dobrego na nowej drodze życia – powiedział, ujmując moją twarz w dłonie i całując w czoło. Wyszedł pospiesznie, a ja zostałam pośrodku salonu z bukietem kwiatów i mętlikiem w głowie.

Wrócił. Wiedziałam, że będzie – czy mniej, czy więcej – obecny w moim życiu. W życiu, z którego chciałam go niegdyś wyrzucić na zawsze.

*

Sny, natrętne jak złośliwa mucha, nawiedzały mnie co noc. Sny, w których byłam radosna i szczęśliwa; w których byłam z Janem, a on uśmiechał się do mnie, czule trzymając mnie za rękę. W których jak niegdyś pracowaliśmy we wspólnym gabinecie i kradliśmy pocałunki. Poddawaliśmy się ukradkowym pieszczotom, a gdy byliśmy zupełnie sami, kochaliśmy się szaleńczo na podłodze, biurku, fotelu lub gdziekolwiek. Boże, jak ja go kochałam w tych snach! I bojąc się tego, co czułam, odganiałam od siebie wszystkie myśli związane z Janem. Budziłam się wcześnie, rozgrzana i spragniona męskich ramion, dotyku długich palców na mojej spoconej skórze, drżących, ale pewnych pocałunków nabrzmiałych oczekiwaniem. Wtulałam się w plecy Pawła, ale nigdy nie potrafiłam ukoić szalejących i tłoczących się w głowie myśli. Było mi coraz trudniej być obojętną, mimo że obiecałam sobie taką być. Dosięgał mnie niepokój na samą myśl, że mam pójść do Jana. Ten ostatni raz. I zagrać. Zagrać pieśń pożegnalną, pełną bezdźwięcznych słów, ale mówiącą językiem przeminiętej miłości i namiętności.

– Jednak przyszłaś – powiedział z dziwną satysfakcją w głosie.

– Wolałam przyjść, żebyś więcej ty nie odwiedzał mnie. – Wchodząc, mocno przylgnęłam do ściany, by nie dotknąć go nawet skrawkiem ciała.

– Niemniej dziękuję że jesteś – wyszeptał wprost do mojego ucha, zdejmując ze mnie płaszcz.

Zadrżałam.

Jan zawsze potrafił jednym spojrzeniem, jednym słowem, szeptem wywołać we mnie kaskadę emocji. Byłam szalenie podatna na jego działanie. Nigdy nie dotarłam do tego, dlaczego tylko on to potrafił – i to w takim natężeniu. Nie byłam zaniedbana przez ojca. Wręcz przeciwnie, mieliśmy zawsze doskonały kontakt i moje dzieciństwo było dobre. Jan był starszy o ponad piętnaście lat i stał się swego czasu najważniejszym mężczyzną w moim życiu. Zaczęłam się obawiać, że tak zostanie na zawsze.

– Chodźmy już, nie mam zbyt wiele czasu – odparłam pospiesznie.

Jego wzrok był nadal znaczący. Starałam się pilnować, by nie pokazać, że jest szczególny. Że tli się we mnie iskierka pożądania tego mężczyzny. Musiałam pilnować swoich reakcji, by nie przygryzać warg, nie rozchylać ust i oblizywać ich, jak zwykłam to robić. Pilnować oddechu, a najlepiej bicia serca. Napięłam się do granic i czułam powolne zmęczenie kontrolowaniem.

Kroczyłam za nim do pokoju, gdzie stała wiolonczela. Gdy puścił mnie w progu, nie miałam możliwości wejść bez dotykania go. Ciepło ciała, jego zapach, drżenie na moment wybiły mnie z bezpiecznej ostoi. Ale gdy weszłam do pomieszczenia i zobaczyłam porozstawiane świece po całym pokoju i ukochany instrument na środku… łzy same napłynęły mi do oczu. Doskonale wiedział, jak mnie zmiękczyć. Działał z rozmysłem. Życie jakby zatoczyło wielki krąg. Poznaliśmy się na koncercie, to wtedy pierwszy raz zobaczyłam go w tłumie. Jego świdrujące spojrzenie nawiedzało mnie w snach. To właśnie tam, w auli na uniwersytecie, nasze światy się złączyły, by dziś zakończyć w ten sam sposób. Uświadomiłam sobie, że przy Pawle nigdy nie grałam. On nawet nie wiedział, że to moja największa pasja. Dlaczego mu zatem nie powiedziałam? Przyszłemu mężowi?

Dotknęłam instrumentu. Przejechałam delikatnie palcami wzdłuż gryfu, po szyjce, aż do ślimaka. Ogarnęło mnie przedziwne uczucie buntu. Nie mogłam i nie chciałam grać. Nie dziś, nie przy Janie i nie w takim kontekście. Niezgoda wywołała blokadę i wiedziałam, że nie wydobędę nawet dźwięku. Uśmiechnęłam się sama do siebie i podeszłam do mężczyzny. Stał jak zwykle w progu. Nie rozumiał, co robię, i wyprostował się zaskoczony.

– Nie zagram dziś. Właściwie nie zagram już nigdy więcej. – Wyminęłam go, zabrałam płaszcz i ruszyłam w kierunku wyjścia.

– Zaczekaj. Jeszcze wszystko możemy zacząć od nowa. Teraz jest najlepszy czas – powiedział, a w jego głosie usłyszałam drżenie niepokoju.

– Już kiedyś próbowaliśmy, pamiętasz?

Opuścił nieznacznie głowę na to wspomnienie.

– A więc sam dobrze wiesz, że nie możemy. Już nigdy.

Włożyłam płaszcz i już miałam wychodzić, gdy złapał mnie za łokieć i ścisnął.

– Nie możesz tak po prostu odejść.

– Mogę i odchodzę. – Spojrzałam na jego dłoń na moim łokciu. Puścił natychmiast.

– Przemyśl to jeszcze.

– Już przemyślałam. Wychodzę za Pawła, musisz się z tym pogodzić.

Ciężko westchnął, ale nie powiedział już nic więcej. To wszystko zabrnęło stanowczo za daleko.

To niestety koniec bezpłatnego fragmentu. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.

Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.