Świadkowie Roswell. Kulisy największej rządowej mistyfikacji - Thomas J. Carey, Donald R. Schmitt - ebook + audiobook

Świadkowie Roswell. Kulisy największej rządowej mistyfikacji ebook i audiobook

Thomas J. Carey, Donald R. Schmitt

4,1

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Najbardziej wyczerpujący harmonogram wydarzeń z Incydentu w Roswell

Lato, 2 lipca 1947 roku. Około godziny 22.00 pewna para siedząca na tarasie swojego domu zauważa na niebie duży, jasny obiekt, który porusza się bezdźwięcznie, z ogromną prędkością. Po około minucie znika.

Kilka dni później, 8 lipca, media obiega wieść, że na farmie nieopodal Roswell znaleziono wrak latającego dysku, który szybko został zabrany do bazy wojskowej, gdzie rozpoczęto badania. Od tej pory rusza lawina domysłów, których nikt nie może – bądź nie chce – potwierdzić.

Najbardziej powszechna teoria spiskowa głosi, że we wraku znaleziono pozaziemskie formy życia, które trafiły do „Strefy 51” w bazie Nellis w Nevadzie.

2 lipca 2022 roku od tych wydarzeń mija równo 75 lat. To, co wydarzyło się w międzyczasie, jest fascynującą i niewiarygodną wręcz historią pełną kłamstw, niewygodnych prawd i tajemniczych zaginięć. Autorzy książki „Świadkowie Roswell” zebrali ponad 600 zeznań demaskujących informacje, które amerykański rząd starał się usilnie zataić.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 411

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 9 godz. 18 min

Oceny
4,1 (35 ocen)
17
8
7
1
2
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Pymcio

Nie polecam

Do książki powinna być dołączana gratisowo foliowa czapeczka
00
Loremi

Dobrze spędzony czas

Książka bardzo interesująca dla fanów tematyki UFO. Jednak jeśli ktoś szuka jedynie ciekawych historii to nie polecam, ponieważ tutaj mamy do czynienia z dokładnymi, bardzo szczegółowymi opisami, pełnymi nazwisk, dat itd. Osobę stawiającą pierwsze kroki w ufologii może to po prostu zniechęcić.
00
skazaninaczytanie

Nie polecam

w skrócie: Ameryka jest wspaniała. wszysko zawdzięczamy USA, a brzydcy ludzie kłamią, że w Roswell nie było kosmitów, coś dla foliowych czapek z ameryczki
00
JarekSikora

Nie oderwiesz się od lektury

Niesamowite. Opisany materiał stanowi niezbity dowód na istnienie obcej cywilizacji.
00
Julia_mistrz

Całkiem niezła

Bardzo dużo zeznań rodzin świadków.
00

Popularność




TYTUŁ ORYGINAŁU:

Witness to Roswell, 75th Anniversary Edition:

Unmasking the Government’s Biggest Cover-Up

 

Redaktorka prowadząca: Marta Budnik

Wydawczyni: Agnieszka Fiedorowicz

Redakcja: Bożena Sęk

Korekta: Katarzyna Kusojć

Projekt okładki: Łukasz Werpachowski

Zdjęcie na okładce: © Thomas / Stock.Adobe.com

 

Copyright © 2009, 2022 by Thomas J. Carey and Donald R. Schmitt

Foreword copyright © 2009, 2022 by Edgar Mitchell

Afterword copyright © 2009, 2022 by George Noory

 

Copyright © 2022 for the Polish edition by ILLUMINATIO an imprint of Wydawnictwo Kobiece Łukasz Kierus

Copyright © for the Polish translation by Robert J. Szmidt, 2022

 

Wszelkie prawa do polskiego przekładu i publikacji zastrzeżone. Powielanie i rozpowszechnianie z wykorzystaniem jakiejkolwiek techniki całości bądź fragmentów niniejszego dzieła bez uprzedniego uzyskania pisemnej zgody posiadacza tych praw jest zabronione.

 

Wydanie elektroniczne

Białystok 2022

ISBN 978-83-67335-86-7

 

Grupa Wydawnictwo Kobiece | www.WydawnictwoKobiece.pl

 

 

Skład wersji elektronicznej

Monika Lipiec /Woblink

Przedmowa

Dorastałem w dolinie rzeki Pecos na wschodzie Nowego Meksyku. Szkołę podstawową ukończyłem w Roswell, a średnią w jeszcze mniejszej miejscowości Artesia leżącej trzydzieści pięć mil dalej na południe.

Rzeka Pecos, mająca swoje początki w górach Sangre de Cristo, płynie z Kolorado na południe, gdzie po przekroczeniu granic Nowego Meksyku łączy się z Rio Grande i toczy się dalej leniwie na zachód, w kierunku teksańskiego El Paso. Jej wody na ostatnim odcinku stanowią granicę pomiędzy Stanami Zjednoczonymi a Meksykiem. Na obszarach tych żywe są nadal wspomnienia Dzikiego Zachodu – opowieści o pionierach, hodowcach bydła, koniokradach i indiańskich tradycjach. Niewielkie miasteczka i żyzne farmy doliny Pecos, w której leżą Roswell, Artesia i Carlsbad, są nieodłączną częścią tego dziedzictwa. To tutaj działali Billy the Kid, szeryf Pat Garrett i sędzia Roy Bean i rozsławili ten region na długo przed Incydentem w Roswell, o którym traktuje niniejsza książka.

W latach czterdziestych XX wieku w okolicy tej mieszkała moja rodzina: moja matka, ojciec oraz dwoje młodszego rodzeństwa. Do tego należy doliczyć dziadków ze strony ojca, dwóch wujów, ciotkę oraz ich małżonków i dzieci. Według dzisiejszej nomenklatury pracowali w agrobiznesie: zajmowali się uprawami, hodowlą, kupowali i sprzedawali bydło oraz sprzęt rolniczy. Nestor rodu, czyli dziadek ze strony ojca, był tradycyjnym dziewiętnastowiecznym hodowcą bydła, znanym w całej okolicy jako Byk Mitchell z racji nieustępliwości w dążeniu do tego, by bydło rasy hereford zastąpiło na Zachodzie hodowane tam wcześniej gatunki długorogie. Ojciec i wujowie prowadzili dwa rancza, dwie farmy i dwie firmy sprzedające sprzęt rolniczy, których dorobili się po dziesięciu latach od sprowadzenia się w okolice Roswell, co miało miejsce w 1935 roku.

Szykowałem się właśnie do rozpoczęcia nauki w ostatniej klasie szkoły średniej, gdy latem 1947 roku gruchnęła wieść, że na ranczu na północny zachód od Roswell rozbił się latający talerz. Pogłoska ta narobiła sporo szumu w małomiasteczkowych społecznościach doliny Pecos, ale już następnego dnia została sprostowana przez przedstawicieli sił zbrojnych, którzy na konferencji prasowej zorganizowanej w pobliskiej bazie lotniczej oświadczyli, że chodzi o najzwyklejszy balon meteorologiczny. To zaprzeczenie mogłoby przynieść zamierzony skutek, gdyby nie fakt, że w promieniu pięćdziesięciu mil wszyscy się znali. Tajemnice i naciski wywierane ze strony sił powietrznych na osoby mające styczność ze sprawą zaowocowały więc nieuniknionymi plotkami, powtarzanymi w największym zaufaniu tylko w gronie znajomych. Te właśnie plotki okazały się na tyle żywotne, że nie udało się ich uciszyć żadnymi groźbami.

Zaraz po Incydencie miałem zbyt wiele zajęć – chodziłem do szkoły, a popołudniami i w weekendy pracowałem w rodzinnej firmie – by słuchać tego, co starsi ode mnie mówili na temat rozbitego latającego talerza. Czasem jednak i do mnie docierały te wieści, czy to na zgromadzeniach rodzinnych, czy podczas uroczystości w mieście, zwłaszcza gdy brali w nich udział przedstawiciele pobliskiej bazy wojskowej albo ktoś z rodzin bezpośrednich świadków. Z czasem Incydent stał się dla mnie mglistym wspomnieniem z czasów szkolnych, ponieważ dostałem się do koledżu na wschodzie kraju.

W latach pięćdziesiątych moi dziadkowie odeszli w zaświaty, a rodzina sprzedała podupadłe z powodu suszy i załamania rynku posiadłości w Nowym Meksyku i przeniosła się na o wiele żyźniejsze pastwiska Oklahomy.

Choć wydarzenia z roku 1947 zatarły się w mojej pamięci podczas lat studiów i późniejszej służby w US Navy – służyłem jako pilot w czasie wojny w Korei – to jednak nie zapomniałem o nich do końca, a po powrocie z misji księżycowej, w lutym 1974 roku, zacząłem układać sobie te obrazy w większą całość.

Astronauta misji Apollo 14 doktor Edgar Mitchell w 2008 r. Fot. ze zbiorów Toma Carreya.

Mimo że nie miałem już wokół siebie rodziny z Roswell czy w ogóle z doliny Pecos ani przyjaciół ze szkolnej ławy, to jednak wielu moich dalszych krewnych nadal mieszkało w okolicy. Zostałem nawet uhonorowany przez miejscowe władze, które postanowiły upamiętnić moją wyprawę w kosmos, nazywając szosę biegnącą z Roswell do Carlsbad (przez moją rodzinną Artesię) „Autostradą Edgara Mitchella”.

W czasie nielicznych wizyt na dawnych śmieciach spotykałem się z ludźmi, jak ja to mówię, starej daty oraz z ich krewnymi w mniej więcej moim wieku, którzy chcieli porozmawiać na temat Incydentu w Roswell. Choć dla mnie była to mglista przeszłość, oni i ich rodziny nie zapomnieli o niczym, ponieważ zabroniono im mówić o tym, co tam naprawdę zaszło. Otwierali się jednak przede mną dlatego, że w ich oczach byłem nie tylko „gościem z kosmosu”, ale także miejscowym chłopakiem. Nie chcieli zabierać do grobu informacji o tym, co widzieli sami albo wiedzieli z relacji krewnych i rodziców.

W tym czasie spotkałem także Jessego Marcela Juniora, syna majora Jessego Marcela, oficera wywiadu z bazy sił powietrznych w Roswell, który przebywał na miejscu katastrofy, a potem przyniósł do domu części rozbitej maszyny – przed zawiezieniem ich do bazy widzieli je jego żona i syn. Inny major lotnictwa, oficer pracujący w administracji bazy, przyjaciel z czasów dzieciństwa, którego będę nazywał Bill, wyjawił mi przed śmiercią, że znał Marcela i wiedział o tych wydarzeniach, aczkolwiek nie brał bezpośredniego udziału w dochodzeniu.

Ci właśnie ludzie, podobnie jak świadkowie pracujący w domu pogrzebowym w Roswell, tamtejszym biurze szeryfa, a także w prasie i radiu, wzbogacili moją wiedzę na temat Incydentu podczas serii spotkań towarzyskich na początku lat siedemdziesiątych.

Niedługo później Stephen Greer i inni znani badacze UFO rozpoczęli batalię o ujawnienie obecności Obcych, zmuszając mnie do głębszego przemyślenia odbytych wcześniej spotkań i rozmów. W roku 1997 Greer, ja oraz komandor Will Miller uczestniczyliśmy w waszyngtońskiej konferencji, podczas której doszło do spotkania z wysoko postawionymi przedstawicielami Pentagonu ciekawymi, co właściwie wiemy. Zagwarantowano nam możliwość bezpośredniej rozmowy z nimi i opowiedzenia naszych historii. Od nich też otrzymaliśmy potwierdzenie, że wszystko, co wiemy, jest zgodne z prawdą, że dochodzenie trwa, że rząd nie zamierza ujawniać obecności Obcych, podobnie jak nie przyzna się do spotkań z nami w Pentagonie. Oficerowie twierdzili ponadto, że nie mogą ujawnić osobom postronnym żadnych informacji na temat „specjalnych programów dostępu”, ponieważ mogliby przypłacić to karierą.

W trakcie kolejnych trzydziestu lat pracy wielu bardzo kompetentnych badaczy, takich jak autorzy tej książki, opisało ze szczegółami nie tylko Incydent w Roswell, ale także pozostałe kontakty z Obcymi. Czytelnicy o otwartych umysłach, chętni do przekopania się przez dostępną literaturę, sami zrozumieją, że dowody na istnienie takich kontaktów są przytłaczające. Od stuleci toczymy debaty na temat, czy jesteśmy sami we Wszechświecie, lecz dopiero ostatnimi czasy zyskaliśmy dostęp do technologii, które pozwalają rzeczowo włączyć się w tę dyskusję i znaleźć satysfakcjonujące odpowiedzi bez konieczności przeżycia bezpośredniego kontaktu z Obcymi na Ziemi. Fenomen, jakim są wizyty przedstawicieli innych cywilizacji, obecnie szerzej akceptowany i rozumiany, zmienia punkt widzenia na to, kim jesteśmy we Wszechświecie, i zwiększa zainteresowanie astronomią oraz kosmologią.

Kwestia pokonywania niewyobrażalnie wielkich odległości w konkretnym czasie nie jest łatwa. Należy jednak pamiętać, że nasza nauka stawia dopiero pierwsze kroki, a odwiedzający nas goście są znacznie bardziej rozwinięci pod tym względem. Mamy jeszcze tak wiele do nauczenia się w kwestii podróży kosmicznych i międzygwiezdnych, które rozpoczęły się dopiero za życia mojego pokolenia!

Autorzy tej książki, Thomas Carey i Donald Schmitt, spędzili wiele lat na wyłapywaniu okruchów prawdy z morza zaprzeczeń i dezinformacji rozsiewanej przez kręgi pragnące utajnienia istnienia Obcych. Bez względu na to, czy w Roswell doszło do rozbicia balonu meteorologicznego (albo też do innego wypadku), prawda jest tylko jedna. Mimo to na przestrzeni tych kilkudziesięciu lat pojawiło się wiele rozmaitych wersji zdarzeń, także oficjalnych. Z tego całego szumu informacyjnego wynika niezbicie jedno: oficjalne zaprzeczanie istnienia Obcych to wierutne kłamstwo. Wielu utalentowanych badaczy UFO opowiedziało bądź opisało swoje doświadczenia dotyczące zdarzeń z całego świata. Zebranie ich w całość daje porażające świadectwo prawdy. Wszystkie te dochodzenia mają jednak początek w Incydencie w Roswell. Carey i Schmitt wykonali kawał świetnej roboty, przedstawiając dowody tej katastrofy z niebywałą wręcz szczegółowością.

 

Edgar D. Mitchell, styczeń 2009

Wstęp

Jak zdefiniować tajemnicę? Dla większości zwykłych ludzi z Nowego Meksyku i dla wielu innych zaangażowanych w „sprawę zamkniętą”, jak nazwaliśmy ten projekt, definicję tajemnicy można zawrzeć w jednym słowie: Roswell. Na początku XXI stulecia Roswell stało się synonimem jednego z najważniejszych wydarzeń w historii naszej cywilizacji. Już choćby z tego powodu zasługuje ono na dokładne zbadanie, by nie pozostała żadna wątpliwość, a raczej by ostateczne rozwiązanie było akceptowalne dla najbardziej racjonalnych spośród nas. Jako autorzy tej książki wierzymy, że udało nam się zbliżyć do tego drugiego celu.

Aby dowieść swoich racji, przeprowadziliśmy pełnoprawne dochodzenie, skupiając się na tych aspektach sprawy, które wymagają dokonania osądu. Roswell okazało się przy tym niezwykle trudnym przypadkiem, który nawet teraz, po siedemdziesięciu pięciu latach, sprawia problemy. Rozprawa, którą właśnie rozpoczynamy, dotyczyć będzie niesamowitego wydarzenia, które wojsko, nie przebierając w środkach, próbowało zamieść pod dywan. Jak każdy sędzia, także ty, drogi czytelniku, musisz poświęcić wiele czasu na przeanalizowanie materiału dowodowego. Niekiedy będzie to trudne, ale z czasem nabierzesz przekonania, że całość można podsumować zwięźle: ktoś tu próbuje coś zataić.

Rozwiązanie tej sprawy wymaga od nas zrozumienia czasów, w których doszło do Incydentu. Musimy wrócić do Ameryki, która zaledwie dwa lata wcześniej zwyciężyła w największej z wojen, do czasów, w których wojskowi cieszyli się najwyższą estymą. Musimy wrócić do czasów, w których nie doszło do przepowiadanego powojennego kryzysu ekonomicznego; w których Europę Wschodnią pozbawiono resztek niepodległości wraz z opuszczeniem tak zwanej żelaznej kurtyny; w których zimna wojna zrobiła się naprawdę mroźna; w których jeden paryski projektant mody mógł wydatnie skrócić spódniczki na całym świecie. Musimy wrócić do czasów, gdy nie istniała jeszcze klimatyzacja (poza salami kinowymi), gdy ludzie spali w parkach, by uniknąć letniej duchoty, a prasa miała za zadanie uatrakcyjnić upalne dni tekstami pełnymi fanaberii i cudów. Były to czasy sprzed telewizji, gdy radio królowało w domach, serwując obywatelom najlepszą rozrywkę i najświeższe wiadomości. Roy Rogers poślubił Dale Evans, a brooklyńscy Dodgersi z Jackiem Robinsonem na czele rozbili właśnie bejsbolowy mur separacji rasowej. Kończyła się era big-bandów, ale rock and roll miał dopiero nadejść. Muzyka popularna odzwierciedlała więc zahukanego, lecz pełnego nadziei ducha zwycięskiego narodu, co widzimy choćby w tygodniku „Billboard” z 6 lipca 1947 roku1 publikującym listę dziesięciu topowych piosenek:

 

 1. Chi Baba, Chi Baba, Perry Como

 2. Peg O’ My Heart, Jerry Murad & The Harmonicats

 3. I Wonder, I Wonder, I Wonder, Eddy Howard

 4. Peg O’ My Heart, The Three Suns

 5. Temptation, Red Ingle & The Natural Seven z wokalem Jo Stafford

 6. Peg O’ My Heart, Art Lund

 7. That’s My Desire, Sammy Kay Orchestra z wokalem Dona Cornella

 8. Across The Alley From The Alamo, The Mills Brothers

 8. (ex aequo) I Wonder, I Wonder, I Wonder, Guy Lombardo & His Royal Canadians z wokalem Dona Rodneya i The Lombardo Trio

 9. Peg O’ My Heart, Buddy Clark

10. That’s My Desire, Frankie Laine

10. (ex aequo) Peg O’ My Heart, Clark Dennis.

 

Kinematografia przestawiała się właśnie z fazy „Hollywood idzie na wojnę” na produkcje bardziej „pokojowe”, choć nadal nie było pewności, jak będzie wyglądać najbliższa przyszłość. Zniknęły już propagandowe patriotyczne agitki produkowane masowo podczas II wojny światowej, ale do słowników wpisywano właśnie takie hasła, jak „żelazna kurtyna” czy „zimna wojna”. Dziesiątka najbardziej kasowych filmów 1947 roku odzwierciedlała dający się zauważyć pesymizm, mający swoje korzenie w zakończonej dopiero co wojnie, aczkolwiek majaczące na horyzoncie czarne chmury także miały na to niebagatelny wpływ2:

 

 1. Czarny narcyz” (Black Narcissus, Archers) – Deborah Kerr, David Farrar, Sabu

 2. Człowiek z przeszłością (Out of the Past, RKO) – Robert Mitchum, Kirk Douglas, Jane Greer

 3. Dama z Szanghaju (The Lady from Shanghai, Columbia) – Rita Hayworth, Orson Welles

 4. Monsier Verdoux (Charles Chaplin) – Charlie Chaplin, Martha Raye

 5. Odd Man Out (Two Cities) – James Mason, Kathleen Ryan

 6. Krzyżowy ogień (Crossfire, RKO) – Robert Young, Robert Mitchum, Robert Ryan

 7. T-Men (Edward Small) – Dennis O’Keefe, Mary Meade

 8. Born to Kill (RKO) – Claire Trevor, Walter Slezak

 9. Mroczne przejście (Dark Passage, Warner Brothers) – Humphrey Bogart, Lauren Bacall

10. Kawaler i nastolatka (The Bachelor and the Bobby-Soxer, RKO) – Cary Grant, Shirley Temple

10. (ex aequo) Cud na 34. Ulicy (Miracle on 34th Street, 20th Century Fox) – Maureen O’Hara, John Payne, Edmund Gwenn, Natalie Wood.

 

W trakcie dwutygodniowej kampanii obejmującej koniec czerwca i początek lipca gazety całego kraju prześcigały się w donoszeniu o wizytach latających talerzy. Świadkowie opisywali niezwykłe latające dyski i inne metalowe pojazdy latające, których istnienia nie dawało się racjonalnie wytłumaczyć. Piloci wojskowi pełnili dwudziestoczterogodzinne dyżury, operatorzy radarów czuwali przy sprzęcie przez całą dobę – wszyscy inni spoglądali w niebo z nadzieją, że ktokolwiek narusza naszą przestrzeń powietrzną, przylatuje w pokoju i nie stanowi zagrożenia prowadzącego do kolejnej wojny.

Stan Nowy Meksyk był podówczas najlepiej strzeżonym miejscem w kraju, jeśli nie na całym świecie. Nie tylko prowadzono tam badania nad bronią atomową (w Los Alamos), ale przeprowadzano także testy na przejętych od Niemców rakietach V2 (w White Sands niedaleko Alamogordo). Opodal tego ostatniego miasta znajdowało się także Trinity Site, gdzie dokonano pierwszej na świecie eksplozji nuklearnej. Samo Roswell było siedzibą 509. Grupy Bombowców, jedynej w tamtym czasie jednostki lotniczej dysponującej bronią atomową. Właśnie jej samoloty dokonały dwa lata wcześniej bombardowania Hiroszimy i Nagasaki, które zakończyły II wojnę światową. I tam też miało dojść do kolejnego wydarzenia o wielkim znaczeniu dla świata, czyli do katastrofy pozaziemskiego statku kosmicznego.

Późnym rankiem 3 lipca 1947 roku przez środkowy Nowy Meksyk przeszła silna burza z piorunami. W samym środku tej nawałnicy miejscowi ranczerzy usłyszeli dźwięk nieprzypominający bynajmniej ryku gromu. Na miejscu zdarzenia pojawili się najpierw cywile. Niektórzy próbowali powiadomić o nim miejscowego szeryfa. Inni opowiadali później, co widzieli, ale dopiero po latach odważyli się wspomnieć rodzinom o wydarzeniach, które wymykają się racjonalnym wyjaśnieniom. Jak sami przeczytacie, ludzie ci, wywodzący się z pokolenia GI, święcie wierzyli, że byli naocznymi świadkami katastrofy z udziałem statku kosmicznego niewiadomego pochodzenia – czyli latającego talerza.

 

1www.billboard.com [dostęp: marzec 2022].

2Movies of the Year: The Big List, 1915–1949. www.theendofcinema.blogspot.com [dostęp: marzec 2022].

Podziękowania

Niniejszy tekst kierujemy do każdego, kto chce poznać prawdę dotyczącą niesamowitego wydarzenia, które miało miejsce siedemdziesiąt pięć lat przed powstaniem tej książki. Siły zbrojne Stanów Zjednoczonych mataczą przy tej sprawie od samego początku i choć nie bardzo im to wychodzi, nic nie wskazuje, by zamierzały przestać.

Oddany sprawie zespół badaczy w składzie Tom Carey i Don Schmitt nie rezygnował jednak i informował was przez minione lata, jak wygląda ostateczna prawda dotycząca tak zwanego Incydentu w Roswell. Podążaliśmy w tym czasie za każdym tropem bez względu na to, jak nieistotny mógł się wydawać i dokądkolwiek nas prowadził. Niniejsza książka jest już trzecim wydaniem najbardziej znaczącego dzieła wspomnianej pary autorów i badaczy – wciąż jednak pozostaje niekompletna. Ale po jedenastu latach nieprzerwanej pracy znalazło się w niej wiele nowych faktów dotyczących wydarzeń z 1947 roku, które udało się ustalić dzięki trwającemu nadal intensywnemu dochodzeniu w sprawie jednego z najbardziej oczywistych kontaktów z obcą cywilizacją.

Chcielibyśmy podziękować wszystkim świadkom oraz pozostałym źródłom informacji, ludziom, którzy wychodzili przed szereg, często niechętnie z powodu obaw o własne bezpieczeństwo, niemniej godzili się na oficjalne rozmowy na temat rzeczonego Incydentu. Wielu z nich, niestety, już nie żyje, ponieważ Ojciec Czas jest nieubłagany i nie czeka na nikogo. Bez ich odwagi i współpracy nie bylibyśmy w stanie posunąć swojej pracy poza treść poprzednich publikacji o Roswell, a ta książka nigdy by nie powstała. Specjalne podziękowania kierujemy zatem na ręce Julie Shuster, córki jednej z kluczowych postaci biorących udział w wydarzeniach z 1947 roku, oraz jej współpracowników z International UFO Museum and Research Center w Roswell, stan Nowy Meksyk. Wdzięczni jesteśmy za wasze nieustające wsparcie. Ilekroć odwiedzamy Roswell, siedziba IUFOM&RC pozostaje naszą bazą wypadową. Kolejne specjalne podziękowania należą się Jackowi Roddenowi, fotografowi z Roswell, który wskazał nam wiele istotnych tropów i pomógł dotrzeć do bardziej opornych świadków. Dziękujemy też lokalnemu archeologowi Patowi Flanary’emu, którego wiedza o terenach wokół Roswell okazała się niezastąpiona, zwłaszcza podczas ostatecznego poszukiwania miejsca katastrofy.

Podziękowanie również niech przyjmą:

John LeMay i Elvis Fleming z Historical Society for Southeast New Mexico w Roswell za pomoc w odnalezieniu kluczowych materiałów fotograficznych dotyczących życia w mieście i pobliskiej bazie lotniczej w latach czterdziestych XX stulecia.

Michael Schratt za wskazanie kilku nowych istotnych tropów i skontaktowanie nas z Johnem MacNeillem (którego symulacje komputerowe opisane są w rozdziale 11).

Gloria Hawker za pomoc w przeprowadzeniu wywiadów ze szczególnie opornymi świadkami, zwłaszcza z Eleazarem Benavidezem.

Zmarły już Earl Fulford, były sierżant RAAF-u, który w 1947 roku brał czynny udział w operacji odzyskania wraku UFO i który spełnił w końcu życiowe marzenie, by wrócić na miejsce zdarzeń i o wszystkim opowiedzieć.

Doktor David Rudiak za ogromny wkład w rozszyfrowanie „notatki Rameya” oraz za pomoc w odnalezieniu pierwszych wypowiedzi wielu znaczących świadków, które pojawiły się w gazetach po pierwszej wzmiance prasowej.

Anthony Bragalia za podzielenie się owocami własnego dochodzenia dotyczącego Incydentu w Roswell, zwłaszcza wywiadami z kilkoma nowymi świadkami, wcześniej nam nieznanymi, oraz za ogromną pomoc w połączeniu wraku, sił powietrznych i Battelle Institute.

Wprowadzenie Donalda R. Schmitta

Choć zbliżamy się już do siedemdziesiątej piątej rocznicy tej brzemiennej w skutki sprawy UFO, to jedno pozostaje niezmienne, że zacytuję wspaniałą postać radia i telewizji, Larry’ego Kinga: „O Roswell z roku na rok robi się głośniej”. Czy nie tak bywa w przypadku coraz rzadszego niestety fenomenu zwanego „prawdą”? Nieważne, jak mocno ją zakneblujesz i jak głęboko zakopiesz – nigdy nie zdołasz jej całkowicie wyciszyć. Budowla stawiana na fundamencie prawdy przetrwa wszędzie tam, gdzie zawalą się mury stawiane na grząskim kłamstwie. King pięknie to podsumował po czterech oficjalnych wyjaśnieniach przedstawionych przez Waszyngton i po niezliczonych próbach dyskredytacji tematu podejmowanych przez media. Roswell ciśnięte na śmietnisko historii nie skonało, choć wszyscy tego chcieli. Czy stało się tak, ponieważ my, niestrudzeni badacze Incydentu, przedstawialiśmy argumenty nie do zbicia, czy ta sprawa jest po prostu tak bezprecedensowa, że broni się sama?

Wielu naszych kolegów dołączyło do szeregów wątpiących, utrzymując, że tak wielkiej sprawy nie da się wyciszyć i ukryć. Co racja, to racja, nie zdołano jej ukryć – od ponad czterdziestu lat mamy kolejne przecieki. Wy po prostu nie przyjmujecie tego do wiadomości. Ci, którzy odmawiają choćby spojrzenia na dowody, nigdy się nie dowiedzą, jak wygląda prawda. Inni sugerują, że to zamierzchła przeszłość, skoro większość naocznych świadków już nie żyje. Jeśli jednak przyjmiemy do wiadomości ogromną liczbę spisanych i nagranych zeznań sugerujących, że natrafiono tam na szczątki pojazdu i ciał niewiadomego pochodzenia, to zrozumiemy, że dowody Incydentu przetrwają każdego z nas. Nieważne, na jak długo zostaną ukryte przez tych, którym zależy na nieujawnianiu prawdy – prędzej czy później i tak wszyscy je zobaczą.

Coś dziwnego się rozbiło, zostało odzyskane, a potem wysłane do dalszego badania i analiz – takie są podstawowe fakty. Dopóki ta prawda istnieje, Roswell nie zniknie. Pozwalanie, by prawda o Incydencie nadal była przemilczana, będzie największą tragedią w dziejach ludzkości. Coś tam się wydarzyło, ale pozwoliliśmy bandzie krótkowzrocznych biurokratów na zatajenie faktów. Prawda jednak zawsze zwycięża i przetrwa każdą opresję. Oni jeszcze nie wygrali. Roswell przetrwa dzięki świadectwom zawartym w tej książce.

 

Donald R. Schmitt

Wprowadzenie Thomasa J. Careya

„To jest ta sprawa. To jest ta jedyna sprawa”, jak mówi bostoński adwokat Frank Galvin grany przez Paula Newmana w filmie Werdykt z 1982 roku. Bohater wygłasza te słowa do śledczego Mickeya Morrisseya, granego przez Jacka Wardena, gdy ten radzi, by Galvin zgodził się na polubowne załatwienie sprawy i przyjął dwieście tysięcy dolarów oferowane przez adwokata oskarżonego Edwarda Concannona (w tej roli weteran ekranu James Mason). „Będą inne sprawy, Frank”, przekonuje Morrissey. Galvin odrzuca ofertę, doznawszy w tym momencie objawienia: jeśli ją przyjmie, nikt nie pozna prawdy, nikt się nie dowie, dlaczego jego klient został zamieniony na resztę życia w warzywo. Pieniądze przejdą z ręki do ręki, wszyscy wrócą do domu szczęśliwi i tak to się skończy. „OK. Jaka jest następna sprawa?”

Podobnie było ze mną i z Roswell. Stałem się wielkim fanem Donalda Keyhoe, który nagłaśniał sprawę Roswell od końca lat czterdziestych do początku sześćdziesiątych w programie UFO’s are Real. Jego napisane z wielką swadą książki rozbudziły moją fascynację tym tematem, pochłaniałem je z ogromną łatwością, choć nie należałem w tamtych czasach do zapalonych czytelników. Jedynym aspektem fenomenu UFO, do którego Keyhoe nigdy się nie zbliżył, było otwarte przyznanie, że doszło do rozbicia latających talerzy i znalezienia ich załóg, nieważne, czy żywych, czy martwych. Dla niego byłby to „o jeden most za daleko”. Nie chciał utracić wiarygodności tematu tak bliskiego jego sercu. Ignorował więc takie przypadki, choć wydawały się niezwykle interesujące.

Jesienią 1974 roku do ogólnokrajowych mediów przebiła się informacja o mieszkańcu Florydy nazwiskiem Robert Spencer Carr, który utrzymywał, że szczątki UFO i ciała kosmitów są przechowywane w miejscu zwanym „Hangar numer 18” w bazie sił powietrznych Wright-Patterson w Dayton w stanie Ohio. Chciałem znaleźć więcej szczegółów na ten temat, ale sprawa ucichła tak szybko, jak się pojawiła.

Nazwę Roswell usłyszałem po raz pierwszy w roku 1978. Wypowiedział ją kanadyjski badacz UFO Larry Fenwick, wspominając, że będzie miał coś wielkiego na temat latającego talerza, który rozbił się w pobliżu Roswell. Nie miałem wtedy pojęcia, gdzie znajduje się ta miejscowość, ale zanotowałem jej nazwę na wszelki wypadek.

Dwa lata później, w 1980 roku, przeprowadziłem się z żoną i dziećmi z rodzimej Filadelfii do Huntingdon Valley w Pensylwanii, gdzie mieszkamy do dzisiaj. Kupiłem tam i przeczytałem książkę The Roswell Incident (Incydent w Roswell) opowiadającą o rozbiciu latającego talerza, które miało miejsce w Nowym Meksyku w połowie roku 1947. Nie była to historia typu „światła na niebie” czy „dziwne znaki na ziemi”, do jakich przywykłem. Dowiedziałem się o rozbiciu załogowego pojazdu nie z tego świata zatajonym przez rząd Stanów Zjednoczonych. Historia ta miała wszystkie elementy dobrego thrillera – najpierw wyjawiono całą prawdę, potem ją zatuszowano, posuwając się nawet do grożenia śmiercią świadkom, przez co kluczowe dla tej sprawy postacie przełamały mur milczenia dopiero po trzydziestu latach. Książka i zawarta na jej kartach historia wstrząsnęły mną do głębi! Od tego momentu wszystkie inne przypadki obserwacji UFO, tak przeszłe, jak obecne i przyszłe (do dzisiaj), nagle stały się mało ważne. Od roku 1980 moje „Roswell objawione” stało się najdokładniej zbadanym i opisanym przypadkiem UFO w historii, zaczęto o nim nawet mówić „praprzodek wszystkich obserwacji UFO”.

Sprawą Roswell zająłem się bezpośrednio w 1991 roku, gdy dołączyłem do zespołu badaczy w składzie Kevin Randle i Don Schmitt, którzy próbowali namierzyć archeologa wspomnianego na kartach Incydentu w Roswell jako osobę, która odnalazła wrak statku kosmicznego. Znalezienie go zajęło mi dwa lata, w wyniku czego ujawniłem jednego z największych oszustów, a równiny San Agustin położone na zachód od Socorro wyeliminowałem z listy miejsc, gdzie mogło dojść do rozbicia latającego talerza.

Roswell odwiedziłem po raz pierwszy w 1993 roku, by spotkać się osobiście z „chłopakami”. Po tej wizycie doszedłem do wniosku, że na tym kończy się moje zaangażowanie w tę sprawę. Po pięćdziesiątej rocznicy Incydentu, która miała miejsce w 1997 roku, większość badaczy dała sobie spokój, uznawszy, że wyjaśniono już wszystko, co było do wyjaśnienia. Don Schmitt i ja uważaliśmy jednak inaczej. Rok później utworzyliśmy zespół, by kontynuować poszukiwania, a ich efektem było pierwsze wydanie tej książki.

Dochodzenie do prawdy trwa, choć mija właśnie siedemdziesiąta piąta rocznica Incydentu w Roswell. Mając do dyspozycji zeznania setek naocznych i pośrednich świadków, których odnaleźliśmy i z którymi udało nam się porozmawiać, wierzymy, że jesteśmy w stanie udowodnić, iż Roswell jest miejscem, gdzie doszło do rozbicia załogowego pozaziemskiego statku niewiadomego pochodzenia.

Wielu prawników, którzy kontaktowali się z nami po publikacji tej książki, twierdziło, że gdyby doszło do hipotetycznej rozprawy przeciw siłom powietrznym albo nawet Departamentowi Obrony Stanów Zjednoczonych, to powinniśmy ją wygrać, nie wyjmując rąk z kieszeni. A jeśli ktoś mnie zapyta, dlaczego nadal drążę tę sprawę, choć minęło już siedemdziesiąt pięć lat, odpowiem mu prosto i zwięźle: „Bo to ta sprawa. Bo to ta jedyna sprawa”.

 

Thomas J. Carey

 

1.Akta najważniejszej zamkniętej sprawy

Programy kryminalne rozpalały wyobraźnię widzów przez całe dekady, przynosząc sławę i majątek ich producentom. Zaczęło się od telewizyjnych seriali, takich jak: Man Against Crime, Gangbusters czy Dragnet, po czym nastała era bardziej wyszukanych historii prezentowanych w takich tytułach, jak choćby: Peter Gunn, Richard Diamond, Private Detective i Perry Mason, który królował w latach pięćdziesiątych. Kolejne dekady należały do Kojaka, Porucznika Columbo i Posterunku przy Hill Street, po nich nastały czasy bardziej realistycznego Prawa i porządku oraz high-techowych seriali spod znaku „CSI”. Wszystkie one, bez względu na czasy i styl, traktowały o jednym: o poszukiwaniu prawdy.

Na początku lipca 1947 roku podczas silnej burzy, tak charakterystycznej dla tego regionu w porze deszczowej, na pustynnej wyżynie wschodniego Nowego Meksyku (ok. 700 m n.p.m.) doszło do tajemniczej katastrofy. Kilka dni później przedstawiciele US Army Air Forces (nazwa US Air Forces powstała kilka miesięcy później) ogłosili krajowi i światu elektryzującą wiadomość, oznajmiając, że stacjonująca w Roswell Army Air Field (RAAF) 509. Grupa Bombowców zlokalizowała na południe od sennego miasteczka Roswell i „przejęła” rozbity latający talerz. Kilka godzin później zwołano w pośpiechu kolejną konferencję prasową, tym razem w dowództwie 8. Armii Powietrznej w Fort Worth w Teksasie (pod które podlegała 509. Grupa Bombowców), i wyjaśniono, że doszło do ogromnej pomyłki. Rzekomy latający talerz okazał się bowiem… zwykłym balonem meteorologicznym! Prasa natychmiast straciła zainteresowanie tematem, porzucając go na rzecz innych ciekawostek. Przez kolejne trzydzieści lat nikt nie wspominał o tym wydarzeniu, jeśli nie liczyć krążących tu i ówdzie pogłosek. Ciszę tę przerwał dopiero w 1978 roku oficer wywiadu służący w momencie wspomnianego zdarzenia w 509. Grupie Bombowców. Człowiek ten oświadczył publicznie, że to, co rozbiło się w pobliżu Roswell, nie było balonem meteorologicznym i „nie pochodziło z Ziemi”.

Kilkoro badaczy UFO odnotowało ten fakt i zaczęło przyglądać się sprawie. Do początku lat dziewięćdziesiątych napisano na temat Roswell kilka książek, w których lansowano tezę o pozaziemskim pochodzeniu szczątków, po czym Incydent trafił do popularnego programu telewizyjnego Unsolved Mysteries (Niewyjaśnione tajemnice), w którym również wspomniano o kosmitach. W miarę wzrostu popularności tematu nasilały się także naciski na instytucje rządowe z sugestią, aby rozważono zmianę oficjalnego stanowiska. Stało się to dopiero w roku 1994, gdy dowództwo Air Force przyznało się w końcu do kłamstwa. Oświadczono, że sprawa z 1947 roku nie dotyczyła balonu meteorologicznego, ale zagmatwano sprawę jeszcze bardziej, prezentując trzecie wyjaśnienie: prawda miała wyglądać tak, że w Roswell doszło do rozbicia skomplikowanego systemu nasłuchowego należącego do tajnego projektu Mogul. Choć sama idea, by przechwytywać fale dźwiękowe powstałe po radzieckich próbach nuklearnych dzięki wysyłanym aż do stratosfery balonom z podwieszonym sprzętem, należała do najpilniej strzeżonych tajemnic wojska, to w urządzeniach wykorzystywanych do tego celu nie było niczego tajnego ani niezwykłego. Całość składała się z kilku gumowych balonów, podczepionych do nich pasm folii aluminiowej i ramy zbitej z drewna balsa, a zatem z materiałów, których używano do konstruowania normalnych celów radarowych – nie było tam więc ani jednego przedmiotu, którego nie rozpoznałby przeciętny sześciolatek!

Później, w roku 1997 – w pięćdziesiątą rocznicę katastrofy w Ros­well – dowództwo sił powietrznych zaoferowało kolejne, czwarte już wyjaśnienie, tym razem dotyczące dawnych pogłosek i zeznań naocznych świadków, którzy wspominali o ciałach „niskich obcych istot” (wzrostu 1–1,20 metra) wydobytych ze szczątków latającego talerza. Badacze z wiadomych powodów nazwali to wystąpienie „ściemnianiem”, a rzecznik prasowy sił powietrznych usłyszał salwy śmiechu, gdy pokazywał zgromadzonym dziennikarzom manekina wysokości około 1,80 metra, twierdząc, że takich właśnie atrap używano w kilku projektach, na przykład do testowych skoków spadochronowych z dużych wysokości, które przeprowadzano nad Nowym Meksykiem w latach pięćdziesiątych w ramach przygotowań do załogowych lotów w kosmos. Zapytany o niemal dziesięcioletnią dziurę dzielącą rozpoczęcie owych programów od Incydentu, wyjaśnił, że wspomnienia świadków mogły ulec tak zwanej „kompresji czasowej”, co miało znaczyć, że po upływie tylu lat ludzie ci nie umieli przypasować konkretnych wydarzeń do konkretnych dat. Jego zdaniem ci, którzy twierdzili, że byli świadkami wydobywania ciał pozaziemskich istot z wraku w Roswell, tak naprawdę pamiętali manekiny, na które natknęli się przypadkiem podczas o ponad dziesięć lat późniejszych polowań na grzechotniki! Projekt Mogul i spadające z nieba manekiny pozostają nadal obowiązującym „wyjaśnieniem” Incydentu ze strony sił powietrznych.

W realnym świecie idealne dochodzenie powinno obejmować dwojakie podejście do najbardziej istotnych faktów. Po pierwsze, chodzi o staromodne poszukiwanie dowodów rzeczowych, takich jak choćby odciski palców na narzędziu zbrodni albo niezwykle modne ostatnio „niepodważalne” badania śladów DNA pozostawionego przez sprawców na miejscu zbrodni (czyli wszystko to, czym zajmuje się obecnie kryminalistyka). Po drugie, zbiera się ważne i wiarygodne zeznania naocznych świadków. Owoce tych prac, przedstawione w jasny i spójny sposób sędziemu, tworzą tak zwany materiał dowodowy, który – poza kilkoma oczywistymi wyjątkami – powinien wystarczyć do wygrania sprawy. W przypadku braku żelaznych dowodów oskarżenie może podjąć próbę budowania sprawy na tak zwanych poszlakach, opierając się wyłącznie na zeznaniach obciążających sprawcę – tak, same zeznania mogą wystarczyć do uzyskania wyroku skazującego, jeśli są dość przekonujące. Wielu złoczyńców trafiło na krzesło elektryczne dzięki takim właśnie postępowaniom sądowym. Przypominam o tym, ponieważ wielu sceptyków tak zwanego Incydentu1 wydaje się ignorować prawne znaczenie zeznań naocznych świadków, lekceważąc je bądź ignorując, jeśli dotyczą spraw związanych z UFO i samym Roswell. W tym ostatnim przypadku podnoszą oni także tezę, że skoro nie ma bezspornych dowodów rzeczowych rzekomego rozbicia się statku pozaziemskiego w Nowym Meksyku, to nic takiego nie miało miejsca. Koniec kropka.

Niestety nie każde śledztwo w sprawach karnych bądź cywilnych kończy się wszczęciem postępowania i skazaniem winnych. Dzieje się tak często, ponieważ oskarżeniu brakuje materiału dowodowego. Jeśli nie uda się go zgromadzić w określonym czasie, sprawę uznaje się oficjalnie za zamkniętą. Tysiące podobnych przypadków zalegają w przepełnionych szafkach na akta każdego posterunku policji. Większość z nich nie ma najmniejszych szans na rozwiązanie.

Popularny w ostatnich czasach program telewizyjny Cold Case Files zajmuje się takimi z pozoru nierozwiązywalnymi sprawami, które zostały zamknięte przed wielu laty. Choć są to fabularyzowane relacje, to jednak każda z nich opiera się na faktach, które pozostawały w uśpieniu przez dekadę albo dwie. W programie tym ciekawe są uderzające podobieństwa między metodami pracy telewizyjnego zespołu dochodzeniowego a tym, co my robimy, badając Incydent w Roswell. Są one naprawdę zadziwiające, choć jest też kilka zauważalnych różnic. Śledczy z programu dysponują wieloma ciekawymi źródłami, takimi jak choćby czekające na odkrycie i zbadanie dowody rzeczowe, kluczowe dla dochodzenia dokumenty spoczywające pod postacią mikrofilmów w odpowiednich archiwach czy też żyjący łatwi do namierzenia świadkowie, którzy może i niechętnie, ale składają istotne zeznania. Rezultatem tych radosnych działań jest branie zamkniętej sprawy pod lupę, przewałkowanie jej ponownie i doprowadzenie do rozwiązania – a wszystko to w zaledwie godzinnym programie.

Zważywszy na to, że mamy już niemal czterdziestoletnie doświadczenie w badaniu niewątpliwie wyjątkowego Incydentu, który pozostaje nadal nierozwiązany – a raczej za taki uważa go większość opinii publicznej pomimo upływu trzech czwartych stulecia – pozostaje nam traktować katastrofę w Roswell jako naszą własną „zamkniętą sprawę” do rozwikłania. W większości badacze, którzy poświęcali się rozwiązaniu tej zagadki w latach osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych, już dawno dali sobie z tym spokój i angażują się tylko wtedy, gdy jakiś obiecujący trop zostanie podany im na tacy. Jesteśmy jedynymi dochodzeniowcami z tego szacownego grona, którzy nie złożyli broni.

Choć w minionych latach rozmaici badacze UFO przedstawiali próbki materiałów pochodzących rzekomo z rozbitego pod Roswell latającego spodka, to jednak po dokonaniu stosownych analiz żaden z nich nie wydał się wystarczająco odmienny i obcy, by można było go uznać za przedmiot pochodzący z innej planety. W jednym tylko przypadku znaleziony odłamek metalu był naprawdę wyjątkowy, ale po dokładniejszym zbadaniu go okazało się, że to najzwyklejsza japońska biżuteria. Nasze poszukiwania dowodu rzeczowego – będącego Świętym Graalem sprawy Roswell – trwają więc nadal.

Dokumenty dotyczące sprawy Roswell to przede wszystkim doniesienia prasowe z 1947 roku informujące o „przejęciu” latającego spodka w pobliżu tego miasta, szybko sprostowane przez wersję o „błędnie zidentyfikowanym balonie meteorologicznym”, które to wytłumaczenie będzie obowiązywać przez kolejne trzydzieści lat. Ze względu na porę wydarzeń większość gazet wychodzących na wschodzie USA zamieściła obie wersje w wydaniach tego samego dnia (9 lipca 1947 roku), podczas gdy ich odpowiedniki z zachodniej strefy czasowej podały najpierw informację o latającym talerzu (8 lipca 1947 roku), a sprostowanie o balonie zamieściły w dniu następnym (9 lipca 1947 roku). Dzięki tym tekstom wiemy ponad wszelką wątpliwość, że na początku lipca 1947 roku w pobliżu Roswell doszło do jakiejś katastrofy. Znamy także nazwiska kluczowych świadków tego wydarzenia. Nie ustalono jedynie (stan ten nie uległ zmianie do dzisiaj), cóż takiego się tam rozbiło.

Od połowy lat osiemdziesiątych obserwujemy wysyp rządowych dokumentów uznawanych przez niektórych badaczy za autentyczne, zdających się potwierdzać prawdziwość katastrofy i późniejszego odzyskania szczątków pozaziemskiego statku kosmicznego oraz jego załogi w południowo-wschodnim Nowym Meksyku. Znane zbiorczo jako Dokumenty MJ-12, są znakomitym dowodem na to, z jak wielkimi problemami borykają się współcześni badacze UFO, jeśli chodzi o tak zwane dowody na piśmie: nie sposób bowiem ustalić ich pochodzenia, nie ma też powszechnej zgody wśród badaczy, czy są prawdziwe. To, że ujawnił je jeden z zaangażowanych w sprawę badaczy, nie oznacza przecież automatycznie, że muszą być oryginalne. Najpierw należy ustalić, kto był ich autorem, aby móc potem określić i zweryfikować kontekst oraz tło ich powstania. Bez tych ustaleń każdy cudem odnaleziony dokument traktowany jest jako potencjalne fałszerstwo, zwłaszcza jeśli nie znamy źródła jego pochodzenia. Jakby tego było mało, badacze UFO nie umieją odnieść się z należytą powagą do rozbieżności znajdowanych w takich dokumentach. Znalazca takich podejrzanych elementów – czy to złego formatu daty, czy nie w tym miejscu postawionego przecinka albo wątpliwego podpisu – natychmiast uznaje całość tekstu za fałszerstwo, podczas gdy inni marginalizują jego odkrycia, twierdząc, że są nieistotne dla sprawy, ponieważ nie chcą stracić ważnych ich zdaniem dowodów. Problem w tym, że bez powszechnego konsensusu każdy z tych dokumentów pozostanie bezwartościowym świstkiem.

W roku 1993 Government Accountability Office (GAO), instytucja kontrolna Kongresu, na żądanie kongresmena Stevena Schiffa z Nowego Meksyku rozpoczęła poszukiwanie dokumentacji dotyczącej Incydentu w Roswell, która pozostawała w posiadaniu wszelkich agencji rządowych (Departamentu Obrony, CIA, sił powietrznych itd.). Uczyniono to celem ustalenia przebiegu wydarzeń we wspomnianym okresie 1947 roku. Rezultaty poszukiwań zostały opublikowane przez GAO w 1995 roku, ale zamiast wyjaśnić sprawę, jeszcze bardziej ją zagmatwały2. Agencje nie dostarczyły bowiem kontrolerom nowych dokumentów, lecz tylko kilka znanych już wcześniej, ale najbardziej zaskakujące okazało się przyznanie, że wszystkie pozostałe papiery, takie jak telegramy, teleksy, radiogramy, listy, faktury i cała reszta kwitów stworzonych w Roswell Army Air Field (późniejszej Walker Air Force Base, ostatecznie zamkniętej w 1967 roku) i dotyczących Incydentu zniszczono wiele lat wcześniej bez stosownego wyjaśnienia i nadzoru. Dla badaczy takich jak my, przekonanych o istnieniu wielkiego rządowego spisku, nie istnieje żadne sensowne wyjaśnienie tego zachowania. Sceptycy uważają natomiast… że nic wielkiego się nie stało.

Na koniec chciałbym wspomnieć o dotyczących Incydentu dwóch dokumentach, których pochodzenie nie budzi wątpliwości. Pierwszym jest datowana na 8 lipca 1947 roku notatka FBI, którą wysłał agent z Dallas w Teksasie do nadrzędnego biura w Cincinnati w stanie Ohio niedługo po tym, jak dowódca 8. Armii Powietrznej, generał Roger Ramey, pojawił się na konferencji prasowej w Fort Worth i oznajmił światu, że znaleziony kilka dni wcześniej latający talerz tak naprawdę okazał się szczątkami balonu meteorologicznego. Notatka sugeruje, że podczas tej konferencji prasowej dopuszczono się kłamstwa. Jest w niej też mowa o tym, że lot, którym przewieziono szczątki rozbitej maszyny z lotniska w Fort Worth (gdzie trafiły po zabraniu z RAAF-u) do bazy Wright Field w Daytonie w stanie Ohio, nie został odwołany, jak stwierdził generał Ramey w dramatycznej przemowie do dziennikarzy. Drugi dokument wielu badaczy nazywa „niezbitym dowodem”. Jest to wiadomość teleksowa, którą architekt tego spisku, generał Ramey, trzymał w ręku podczas wspomnianej konferencji prasowej. Jej treść stoi w sprzeczności ze słowami, które padły wtedy z mównicy.

Kilku kluczowych świadków zdążyło umrzeć, zanim Incydent w Roswell znalazł się na celowniku badaczy UFO. Szeryf hrabstwa Chaves, George M. Wilcox, którego biuro mieściło się w Roswell i który pomagał wojsku w zatarciu śladów, zmarł w 1961 roku. Hodowca owiec z Corony, William W. „Mack” Brazel, człowiek, który pierwszy znalazł na należącym do niego polu szczątki rozbitej maszyny – i coś jeszcze – czyli osoba odpowiedzialna za rozpętanie całej afery, odszedł w 1963 roku, podobnie jak generał Ramey. Dowodzący RAAF-em w 1947 roku pułkownik William H. Blanchard zmarł na atak serca za swoim biurkiem w Pentagonie w roku 1966 już jako czterogwiazdkowy generał i zastępca dowódcy Sztabu Sił Powietrznych USA. Major Jesse A. Marcel, oficer wywiadu służący pod pułkownikiem Blanchardem w Roswell, zmarł w 1986 roku, ale już po złamaniu trzydziestoletniej ciszy, co nastąpiło w roku 1978, kiedy to wyznał, że widział w dniu katastrofy coś, co „nie pochodziło z tej planety”, czym wzbudził niemilknące do dzisiaj kontrowersje.

Kamień nagrobny Dana Wilmota, właściciela sklepu z narzędziami w Roswell, który twierdził, że z ganku swojego domu widział, jak wieczorem 2 lipca 1947 r. latający talerz leciał w kierunku północno-zachodnim. Fot. ze zbiorów Toma Careya.

Departament ds. Weteranów (U.S. Department of Veterans Affairs) oceniał, że w tamtych latach każdego dnia odchodziło z tego świata około półtora tysiąca żołnierzy, którzy walczyli na frontach II wojny światowej (w tym wielu świadków Incydentu w Roswell). Jak potwierdzi każdy agent ubezpieczeniowy, statystyki te rosły z każdym mijającym rokiem. Z tego też powodu, ścigając się nieustannie z przedsiębiorcami pogrzebowymi, dotarliśmy niebezpiecznie blisko linii kończącej nasze dochodzenie. Dość wspomnieć, że najmłodszy uczestnik Incydentu w Roswell, podówczas siedmioletni chłopiec nazwiskiem Dee Proctor, zmarł w roku 2006, mając zaledwie sześćdziesiąt sześć lat. Spośród tych nielicznych, którzy pozostali z nami, większość cierpiała na choroby wieku starczego, takie jak alzheimer albo parkinson, i nie mogła już zeznawać. Właśnie z tego powodu zostaliśmy zmuszeni do przesłuchiwania dzieci i wnuków uczestników Incydentu, ale i oni odchodzą ostatnio w alarmującym tempie. Według naszych szacunków już ponad dziewięćdziesiąt procent żołnierzy stacjonujących w roku 1947 w Roswell jest obecnie nieosiągalnych albo z powodu zgonu, albo złego stanu zdrowia. Podobne statystyki dotyczą ludności cywilnej, która wtedy mieszkała w okolicach Roswell i Corony. Właśnie z powodu całkowitego braku dowodów rzeczowych, wiarygodnej dokumentacji źródłowej i malejącej z każdą chwilą liczby świadków traktujemy Incydent w Roswell jako sprawę ostatecznie zamkniętą.

Choć jesteśmy głęboko przekonani, że nasze wojsko dopuściło się wielu przestępstw wobec ludności cywilnej z Roswell i Corony w okresie nasilonego wymuszania milczenia i zatajania prawdy, nikomu nie postawiono w tamtym czasie zarzutów, a wszelkie ograniczenia przestały obowiązywać już dawno temu. Pozostała jednak nierozwiązana sprawa z połowy XX wieku, niewyjaśniona wciąż tajemnica historyczna, którą należy rozwikłać. Choć materiał dowodowy jest w tym wypadku wyjątkowo skromny, żywimy święte przekonanie, że udowodnilibyśmy przed każdym sądem, iż w Roswell nie doszło do katastrofy balonu meteorologicznego. Wydanie wyroku w takim hipotetycznym postępowaniu sądowym sprowadzałoby się do prostej „przewagi dowodów”, jaka jest stosowana w procesach cywilnych, w przeciwieństwie do udowadniania winy „ponad wszelką wątpliwość” obowiązującego w przypadku spraw karnych. Prawdę powiedziawszy, twierdzenia sił powietrznych dotyczące sprawy Roswell są tak niewiarygodne i niepo­parte żadnymi dowodami rzeczowymi, dokumentami albo zeznaniami świadków, że nie utrzymałyby się przed żadnym sądem, co oznaczałoby pewną przegraną naszych ewentualnych przeciwników.

W nauce, która także sprowadza się do poszukiwania prawdy, istnieje prawo Ockhama, zwane nie bez przyczyny brzytwą Ockhama, stosowane podczas ustalania najbardziej prawdopodobnych wytłumaczeń obserwowanych zjawisk. W skrócie chodzi o to, że najprostsze wyjaśnienie jest zazwyczaj najlepsze, czyli prawdziwe. Brzytwa Ockhama służy więc do eliminacji mniej prawdopodobnych teorii i hipotez. W przypadku Roswell mamy do czynienia z kilkoma takimi wyjaśnieniami. W roku 1947 mogło dojść do katastrofy testowanej rakiety V2 albo innego eksperymentalnego rakietowego bądź odrzutowego statku powietrznego, takiego jak choćby Vought XF5U „Flap Jack” czy „latające skrzydło” Northrupa, japońskiej bomby balonowej „Fu-Go” albo nawet niewypału bomby atomowej. Wszystkie te teorie jednak dokładnie zbadano i obalono. Pozostały nam zatem tylko dwie wiodące hipotezy faworyzowane przez większość cywilnych badaczy: projekt Mogul sił powietrznych oraz powiązane z nim skompresowane czasowo wspomnienia o człekokształtnych manekinach spadających z nieba3 albo bona fide UFO – czyli latający talerz według terminologii obowiązującej w 1947 roku – i jego niefortunna załoga. Która z nich jest zatem fałszywa?

Nie posiadając żadnych dowodów rzeczowych i/albo akceptowalnych dokumentów, trudno przesądzić, kto ma rację, sprawa Incydentu z Roswell pozostaje więc nierozstrzygnięta. W tym miejscu wypada jednak dodać, że nie ustajemy w wysiłkach, aby znaleźć dowody w którejś z trzech wspomnianych wcześniej kategorii. Siły powietrzne lansujące przeciwną teorię nie są w stanie przedstawić choćby jednego wiarygodnego naocznego świadka rozbicia się rzekomego balonu meteorologicznego w którymś z trzech hipotetycznych miejsc katastrofy, jakie zdołaliśmy ustalić, albo operacji przewożenia jego szczątków. Nie ma też ani jednego dokumentu – dosłownie ani jednego – łączącego projekt Mogul z obiektem, który rozbił się na pastwisku należącym do Macka Brazela w lipcu 1947 roku. Skompresowane w czasie manekiny spadające z nieba jako odpowiedź na doniesienia o znalezieniu na miejscu katastrofy małych ciał są tak nieprawdopodobne, że nikt prócz kilku pismaków z tak zwanych mediów mainstreamowych4, wierzących we wszystko, co powie wojsko, nie bierze tego na poważnie, a dotyczy to także wątpiących w Incydent w Roswell!

Po „naszej” stronie debaty dysponujemy całym tłumem wiarygodnych świadków, tak wojskowych, jak i cywilów. Do dzisiaj zebrało się ich kilkuset, naocznych, ale także wiedzących o Incydencie z drugiej i trzeciej ręki, lecz nieodmiennie przekonanych o pozaziemskim charakterze obiektu, który rozbił się w roku 1947. Żaden z nich nie zna jednak całego przebiegu zdarzeń, ponieważ brali udział tylko w poszczególnych etapach Incydentu. Naszym zadaniem jest więc złożenie z tych fragmentów pełnego obrazu wydarzeń z przeszłości, jak robi się z puzzlami. Dzięki niesamowitej ilości wiarygodnych zeznań dotyczących Incydentu w Roswell, do których zdołaliśmy dotrzeć w trakcie wieloletniego dochodzenia (mamy świadków każdego etapu, od rozbicia się UFO i jego załogi przez zabranie szczątków do bazy w Roswell, gdzie dokonano pierwszej autopsji, oraz lot do Fort Worth, gdzie rozpoczęła się operacja ukrywania faktów, aż po złożenie wszystkich pozostałości w bazie Wright Field). Jesteśmy więc w stanie przedstawić bardzo spójny obraz przebiegu wydarzenia, które można uznać za kontakt z obcą cywilizacją. Jeśli więc zastosujemy brzytwę Ockhama, teoria sił powietrznych o katastrofie balonu meteorologicznego musi zostać odrzucona jako fałszywa.

 

1 Termin „Incydent w Roswell” używany na potrzeby opisania rzekomej katastrofy, późniejszego odzyskania przez wojsko wraku UFO i jego załogi oraz akcji dezinformacyjnej, które miały miejsce opodal Roswell w Nowym Meksyku w roku 1947, pojawił się po raz pierwszy w książce: The Roswell Incident Charlesa Berlitza i Williama L. Moore’a, Grosset & Dunlap, New York 1980.

2 United States General Accounting Office, Results of a Search for Records Concerning the 1947 Crash near Roswell, New Mexico, Pub. No. GAO /NSIAD-95-187, Washington, DC, GAO, lipiec 1995.

3 Hipoteza o balonie ze ściśle tajnego projektu Mogul została przedstawiona w obszernej publikacji The Roswell Report: Fact versus Fiction in the New Mexico Desert Richarda Weavera, Waszyngton, DC: U.S. Government Printing Office, 1995 (dwudziestotrzystronowe streszczenie zostało opublikowane w 1994 roku). Hipotezy o kompresji czasu i manekinach testowych można znaleźć w: The Roswell Report: Case Closed Jamesa McAndrew, Washington, DC, U.S. Government Printing Office/Barnes & Noble, Inc. 1997.

4 Broad, Wreckage.

Noty o autorach

Thomas J. Carey, urodzony w Filadelfii, ukończył Temple University (licencjat na kierunku administracja i zarządzanie) oraz Uniwestytet Stanowy Kalifornii w Sacramento (magisterium z antropologii), uczęszczał także na Uniwersytet w Toronto, gdzie otworzył przewód doktorski z antropologii.

Weteran sił powietrznych posiadający uprawnienia dostępu do informacji ściśle tajnych/poufnych, jest obecnie emerytowanym lokalnym biznesmenem. W latach 1986–2001 był dyrektorem stowarzyszenia Mutual UFO Network (MUFON) na południowo-wschodnią Pensylwanię. Od 1991 do 2001 roku był nadzwyczajnym śledczym w J. Allen Hynek Center for UFO Studies (CUGOS) oraz członkiem rady nadzorczej tej organizacji w latach 1997–2001.

Jest autorem i współautorem licznych publikacji prasowych na temat Incydentu w Roswell z 1947 roku oraz kilku książek na ten temat. Pojawiał się jako gość w licznych programach radiowych i telewizyjnych o zasięgu lokalnym i ogólnokrajowym, m.in. w Coast to Coast AM Barta Bella i George’a Noory’ego, Fox and Friends, Comcast Network Friends i Larry King Live!, uczestniczył także w kręceniu wielu filmów dokumentalnych dotyczących wydarzeń w Roswell bądź jako zaproszony gość, bądź w charakterze współtwórcy. Był konsultantem głośnego dwugodzinnego filmu dokumentalnego kanału SyFy The Roswell Crash: Startling New Evidence i udzielił w nim wywiadu, konsultował także produkcje: dla History Channel Conspiracy Theory, dla Travel Channel Weird Travels: Roswell, dla SyFy Channel Sci Fi Investigates, dla History Channel UFO Hunters. Wywiad z nim pojawił się również w rocznicowej reedycji DVD klasyka z 1951 roku The Day the Earth Stood Still (Dzień, w którym zamarła Ziemia). W 2021 roku Tom został konsultantem sześcioodcinkowej serii kanału Discovery+ traktującej o Incydencie w Roswell.

Wydanie pierwsze i drugie Świadectwa Roswell było najlepiej sprzedającą się książką na temat UFO w latach 2007–2009. Książka o tajnej historii bazy Wright-Patterson w Daytonie w stanie Ohio, zatytułowana Inside the Real Area 51, którą napisał również z Donem Schmittem, trafiła na pierwsze miejsce listy bestsellerów Amazona w kategorii „Astronomy & Space science”. I znalazła się tamże w TOP 100 książek w roku 2013. Inna książka o Roswell, The Children of Roswell, została wydana w roku 2016 i również trafiła na pierwsze miejsce w tej kategorii Amazona. Wydana w 2019 roku UFO Secrets inside Wright-Patterson utrzymuje się nadal na liście bestsellerów, a Roswell: The Chrono-logical Pictorial i Roswell: The Ultimate Cold Case CLOSED zostały wydane w 2020 roku. W roku 2021 ukazała się Touched by Roswell: Crash Encounters of the Rich and Famous.

Tom i jego żona Doreen mają dwoje dorosłych dzieci i mieszkają w Huntington Valley w Pensylwanii.

 

 

Donald R. Schmitt ukończył Uniwersytet Concordia, był także jednym z dyrektorów J. Allen Hynek Center for UFO Studies (CUFOS) w Chicago. Przez osiem lat był śledczym tej instytucji, która uchodzi za największy autorytet w sprawach UFO na świecie. Przez następne dziesięć lat piastował stanowisko dyrektora do spraw dochodzeń specjalnych w CUFOS, był również dyrektorem artystycznym International UFO Reporter.

Ma na koncie siedemnaście książek, z których siedem stało się bestsellerami. Jego pierwsza książka napisana wspólnie z Kevinem Randle’em uzyskała nominację do nagrody Showtime Golden Globes w kategorii „Najlepszy film telewizyjny”, będąc podstawą filmu zatytułowanego Roswell. Jest również współzałożycielem słynnego International UFO Museum and Research Center (IUFOMRC) w Roswell w stanie Nowy Meksyk, w którym jest doradcą i ma dożywotnie miejsce w radzie nadzorczej. Don jest także północnoamerykańskim przedstawicielem w International Coalition on Extraterrestrial Research (ICER), w której skład wchodzi obecnie dwadzieścia osiem państw i która stara się o uznanie przez ONZ. Występuje z wykładami na forum międzynarodowym oraz w filmach i telewizji, bywa konsultantem w kwestiach związanych z tematyką UFO i jako taki pojawił się w ponad trzydziestu programach i filmach dokumentalnych, między innymi w: Oprah, 48 Hours, Larry King Live, Good Morning America, FOX Nation, Peter Jennings Reports, Paul Harvey News. Prowadził seminaria na temat Roswell w czterdziestu ośmiu stanach USA oraz w Kanadzie, Meksyku, RPA, Europie, w Wielkiej Brytanii, Rosji, Chinach, Japonii i Australii.

Don i jego żona Marie mieszkają na ranczu w południowo-wschodnim Wisconsin.