4,27 zł
Strzyga. To się zdarzyło w Sandomierzu! Opowiadanie oparte na faktach! Fragment książki: „Drzwi otworzyły się z niemiłosiernym skrzypieniem przerdzewiałych zawiasów. Najpierw spostrzegła dłoń ze świecą, a potem wchodzącego grabarza. Z tyłu za grabarzem rysowała się sylwetka duchownego w sutannie i birecie na głowie. Grabarz na jej widok przeżegnał się najpierw, potem splunął trzy razy i jednym skokiem znalazłszy się przy kobiecie, począł wyszarpywać jej koszulę z zębów... A potem? Żeby się dowiedzieć, trzeba przeczytać całe opowiadanie! Andrzej Sarwa: pisarz, poeta, tłumacz, dziennikarz. Jego dorobek obejmuje 168 samodzielnych książek. Obok literatury pięknej - poezji i prozy, są to opracowania z zakresu religioznawstwa, poradniki dotyczące uprawy roślin oraz przekłady z języków obcych. Jego ostatnie powieści: „Uwikłany”, „Szepty i cienie” oraz „Ziarna ocalenia” stanowią trylogię z gatunku theological thriller, której akcja dzieje się w Sandomierzu.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 16
Andrzej Juliusz Sarwa
Strzyga
Opowieść niesamowita
Armoryka Sandomierz
Projekt okładki: Juliusz Susak
Na okładce: Antoine Wiertz (1806–1865), L'Inhumation précipitée (The Hasty Burial) (1854),
(licencjapublic domain), źródło: http://commons.wikimedia.org/wiki/File:The_Hasty_Burial.jpg (This file has been identified as being free of known restrictions under copyright law, including all related and neighboring rights).
____
Copyright © 2015 by Wydawnictwo „Armoryka”
Wydawnictwo ARMORYKA
ul. Krucza 16
27-600 Sandomierz
tel +48 15 833 21 41
e-mail:[email protected]
Zdawało się jej, iż przypływa skądś, z jakowejś niezmierzonej dali. Z czarnej pustki niepamięci i niebytu. Na razie była samą czystą świadomością i niczym ponadto. Zawieszona w próżni niedookreślonej, zawieszona pomiędzy istnieniem a nieistnieniem wiedziała tylko jedno, iż jest, iż po prostu jest.
I właśnie owa myśl natrętna pulsowała w mózgu:
– Jestem... Jestem... Jestem...
Nie wiedziała czy mijają sekundy czy wieki. Jej oczy nie rejestrowały obrazów. Jej uszy nie wychwytywały dźwięków. Cisza i ciemność. Wszechogarniająca, wszechobecna, nieskończona...
Lecz powoli, bardzo powoli jęła uświadamiać sobie, że poczyna podlegać przemianie. Odzyskiwała poczucie własnego ciała. Mrowienie w stopach, zdrętwiałe mięśnie rąk, nieprzyjemny ucisk w kręgosłupie.
Delikatnie poczęła poruszać palcami, jakby jeszcze nie dowierzając, iż może nimi władać zgodnie z własną wolą. A one – co za radość! – by posłuszne. Zginały się i rozprostowywały w rytm sygnałów wysyłanych przez umysł.
Jakiś ciężar przygniatał jej piersi. Nie, nic na nich nie leżało. To tylko gęste, znieruchomiałe powietrze nie chciało nakarmić płuc i chociaż w nie wnikało, nie syciło przecież.
Już była sobą. Prócz czucia wracała i pamięć. Przesuwały się w niej barwne obrazy przeszłych zdarzeń...
Było lato. Tak, było lato. Za oknem w miniaturowym ogródku rosły malwy. Lubiła się wpatrywać w ich różowe, bordowe, żółte czy białe kwiaty, które zdawały się do niej uśmiechać. Lubiła patrzeć jak pszczoły siadają na płatkach, a potem wsuwają się do środka i spiwszy słodki nektar odlatują ociężałe i cale oblepione żółtym pyłkiem.
Czasami też odwiedzała ją sroka. Była to bardzo odważna sroka, bo zdarzało się, iż przycupywała na parapecie i przekrzywiwszy łebek wpatrywała się w leżącą. A później odlatywała, śmiesznie – jak to sroka – machając skrzydłami.
Lubiła patrzeć na