Sen nocy letniej - William Shakespeare - ebook

Sen nocy letniej ebook

William Shakespeare

4,8

Opis

W starożytnych Atenach, w noc świętojańską, trwają przygotowania do ślubu Tezeusza i Hipolity. Jednocześnie trzy pary kochanków: Hermia i Lizander, Helena i Demetriusz oraz należący do ponadnaturalnego świata Oberon i Tytania w wyniku sprytnej interwencji elfa Puka przeżywają szaloną, magiczną noc. Miłosne perypetie bohaterów nieco się komplikują…

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 71

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,8 (4 oceny)
3
1
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Osoby

TEZE­USZ, książę Aten

EGE­USZ, ojciec Her­mii

zako­chani w Her­mii

LYSAN­DER

DEME­TRIUSZ

FILO­STRA­TES, mistrz uciech Teze­usza

PIGWA, cie­śla

KLIN, sto­larz

DUPEK, tkacz

FLET, napra­wiacz mie­chów

RYJ, dru­ciarz

GŁO­DO­MÓR, kra­wiec

HIP­PO­LITA, kró­lowa Ama­zo­nek, zarę­czona z Teze­uszem

HER­MIA, córka Ege­usza, zako­chana w Lysan­drze

HELENA, zako­chana w Deme­triu­szu

OBE­RON, król dusz­ków

TYTA­NIA, kró­lowa dusz­ków

PUCK, czyli Robin Dobro­du­szek

Duszki

KWIAT GROSZKU

PAJĘ­CZYNA

ĆMA

ZIARNO GOR­CZYCY

osoby kro­to­chwili wyko­na­nej przez Pro­sta­ków

PYRA­MUS

TYSBE

MUR

POŚWIATA KSIĘ­ŻY­COWA

LEW

Inne DUSZKI, two­rzące orszaki Króla i Kró­lo­wej

Orszak Teze­usza i Hip­po­lity

Miej­sce: Ateny i las w ich pobliżu

Akt pierwszy

Scena I

Scena I

Ateny. Pałac Teze­usza. Wcho­dzą TEZE­USZ, HIP­PO­LITA, FILO­STRA­TES i orszak.

Teze­usz

Zbliża się z wolna, piękna Hip­po­lito,

Godzina naszych zaślu­bin; za cztery

Dni naj­szczę­śliw­sze wzej­dzie nowy księ­życ;

Lecz, ach, jak wolno stary księ­życ nik­nie!

Opóź­nia pra­gnień mych speł­nie­nie, niby

Maco­cha albo wdowa, zwle­ka­jąca

Z przy­zna­niem spadku mło­demu synowi.

Hip­po­lita

Dni cztery szybko w nocach się zanu­rzą,

A cztery noce szybko ów czas prze­śnią;

I wów­czas księ­życ, niby łuk sre­brzy­sty

Świeżo napięty na nie­bie, zoba­czy

Ślubu naszego noc.

Teze­usz

Idź, Filo­stra­cie,

Wzbudź radość w myślach mło­dzieży ateń­skiej.

Tchnij w nią śmia­łego, ulot­nego ducha

Uciech. Pogrze­bom oddaj smę­tek. Po cóż

Na godach naszych ma być ów gość blady?

Wycho­dzi Filo­stra­tes.

W zaloty sze­dłem z mie­czem, Hip­po­lito,

I krzyw­dząc cie­bie, zdo­by­łem twą miłość;

Ale poślu­bię cię na inną nutę:

W try­um­fie, pośród uciech i prze­py­chu.

Wcho­dzą EGE­USZ, jego córka HER­MIA, LYSAN­DER i DEME­TRIUSZ.

Ege­usz

Nie­chaj szczę­śliwy będzie sławny książę

Teze­usz!

Teze­usz

Dzięki, dobry Ege­uszu.

Cóż tam nowego u cie­bie?

Ege­usz

Przy­cho­dzę

Stro­skany, aby wnieść skargę prze­ciwko

Wła­snemu dziecku, mojej córce Her­mii.

Pójdź, Deme­triu­szu. Mój szla­chetny panie,

Zga­dzam się, by ją poślu­bił ten czło­wiek.

Podejdź, Lysan­drze. Mój łaskawy książę,

Ten zacza­ro­wał serce mego dziecka: –

Ty, ty, Lysan­drze, skła­da­łeś jej rymy,

Dając i bio­rąc podarki miło­sne.

Ty pod jej oknem przy bla­sku księ­życa

Stłu­mio­nym gło­sem śpie­wa­łeś pio­senki

O swej zwod­ni­czej miło­ści, by zdo­być

Jej wyobraź­nię tak wraż­liwą, dając

Sple­cione z wło­sów swo­ich bran­so­letki,

Pier­ścionki, fraszki, świe­ci­dła, dro­bia­zgi,

Wią­zanki kwia­tów, sło­dy­cze – wysłań­ców

Godzą­cych w mło­dość jej nie­do­świad­czoną.

Pod­stęp­nie skra­dłeś serce mojej córki,

A posłu­szeń­stwo, które jest mi winna,

Zmie­ni­łeś w upór nie­czuły. – Więc pro­szę,

Panie łaskawy, jeśli nie przy­sta­nie

Tu, przed obli­czem waszej łaska­wo­ści,

Na to, by żoną Deme­triu­sza zostać,

Nie­chaj mnie wes­prze przy­wi­lej ateń­ski. –

Moja jest, mogę jej wybór naka­zać:

Jeśli nie zechce przy­jąć tego pana,

Niech śmierć ją spo­tka zgod­nie z naszym pra­wem.

Teze­usz

Cóż powiesz, Her­mio? Pomyśl, piękna panno,

Ojciec twój bogiem winien być dla cie­bie,

Kimś, kto urodę twą stwo­rzył; tak wła­śnie,

Jak gdy­byś była figurką woskową,

I kształt jej nadał. Jest więc w jego mocy

Zosta­wić kształt ten lub znisz­czyć figurkę.

Prze­cież Deme­triusz jest god­nym czło­wie­kiem.

Her­mia

Lysan­der także.

Teze­usz

Tak, jest – i on także,

Lecz jeśli za nim ojca głos nie pada,

Trzeba dru­giego z nich uznać god­niej­szym.

Her­mia

Oby chciał ojciec spoj­rzeć moim okiem.

Teze­usz

Niech twoje raczej jego sąd potwier­dza.

Her­mia

Wasza łaska­wość, zechciej mi wyba­czyć.

Nie wiem, skąd bie­rze się moja zuchwa­łość

Ani czy zgodne to z moją skrom­no­ścią,

Że w obec­no­ści twej otwie­ram serce.

Lecz bła­gam waszą łaska­wość, bym mogła

Poznać naj­gor­szy los, jaki mnie spo­tka,

Gdy Deme­triu­sza nie zechcę poślu­bić.

Teze­usz

Śmierć lub wie­czy­ste roz­łą­cze­nie z ludźmi.

Więc, Her­mio piękna, zapy­taj swych pra­gnień,

Wspo­mnij twą mło­dość, dobrze krew wyba­daj,

Czy, jeśli ojca wyboru nie przyj­miesz,

Zdo­łasz wytrzy­mać w sukience zakon­nej,

Na zawsze skryta wśród klasz­tor­nych mro­ków,

By jako mniszka, dozgon­nie bez­płodna,

Wzno­sić pół­gło­sem hymny do zim­nego

I jało­wego księ­życa. Po trzy­kroć

Bło­go­sła­wione, które nad krwią swoją

Tak zapa­nują i ruszą w panień­ską

Piel­grzymkę. Jed­nak szczę­śliw­sza na ziemi

Jest róża, z któ­rej wyci­sną ole­jek,

Niż owa, która na dzie­wi­czym cier­niu

Wyra­sta, żyje i więd­nąc, umiera

W bło­go­sła­wio­nej samot­no­ści.

Her­mia

Panie,

Tak wzro­snę, będę żyła i tak umrę,

Lecz nie powie­rzę mojego dzie­wic­twa

Owemu panu, pod któ­rego wła­dzą

Nie pra­gnę duszy mojej wra­zić w jarzmo.

Teze­usz

Masz do namy­słu czas; z następ­nym nowiem –

Który na wieki ma poło­żyć pie­częć

Na związku mojej uko­cha­nej ze mną –

Musisz gotowa być, aby śmierć ponieść,

Skoro sprze­ci­wić się chcesz woli ojca.

Możesz też zostać żoną Deme­triu­sza

Lub przed ołta­rzem Diany poprzy­siąc

Życie samotne i dozgonną czy­stość.

Deme­triusz

Ugnij się, Her­mio – zrzek­nij się, Lysan­drze,

Sza­lo­nych rosz­czeń do mojego prawa.

Lysan­der

Jej ojciec kocha cie­bie, Deme­triu­szu:

Więc daj mi Her­mię, a sam się z nim ożeń.

Ege­usz

Szy­dzisz, Lysan­drze! Tak, ma miłość moją –

I miłość moja odda mu, co moje.

Ona jest moja – więc Deme­triu­szowi

Pra­gnę prze­ka­zać wszyst­kie prawa do niej.

Lysan­der

Panie, mój ród jest tak dobry jak jego

I posia­dło­ści mam nie gor­sze; miłość

Moja jest więk­sza, a los obda­ro­wał

Równo nas obu, a może mnie bar­dziej

Niż Deme­triu­sza. Lecz ponad te wszyst­kie

Prze­chwałki sta­wiam to, że piękna Her­mia

Kocha mnie. Czemu więc nie mam docho­dzić

Mych praw? Deme­triusz, w oczy mu to mówię,

Roz­mi­ło­wany był w córce Nedara,

Hele­nie, któ­rej duszyczkę omo­tał,

A ona, słodka dama, wprost sza­leje

I w szale modły bał­wo­chwal­cze wznosi

Do nie­wier­nego tego nie­go­dziwca.

Teze­usz

Tak, muszę wyznać, doszły mnie te słu­chy

I chcia­łem mówić o tym z Deme­triu­szem,

Lecz zapo­mnia­łem, mając spraw zbyt wiele.

Pójdź, Deme­triu­szu; i ty, Ege­uszu.

Ty, piękna Her­mio, znajdź siły, by złą­czyć

Upodo­ba­nia twoje z wolą ojca;

Ina­czej pod­dasz się ateń­skim pra­wom –

Któ­rych zła­go­dzić nie jeste­śmy w sta­nie –

Śmierć przy­no­szą­cym lub ślub samot­no­ści.

Pójdź, Hip­po­lito. Jak się mie­wasz, miła?

Ty, Deme­triu­szu, i ty, Ege­uszu,

Ruszaj­cie za mną. Muszę was zatrud­nić

Przy pew­nych spra­wach, powią­za­nych z naszym

Obrzę­dem ślub­nym, a także omó­wić

Coś, co naj­bli­żej was obu doty­czy.

Wycho­dzą Teze­usz, Hip­po­lita, Ege­usz, Deme­triusz i orszak.

Lysan­der

Cóż to, naj­mil­sza! Czemu tak pobla­dłaś?

Co naka­zało różom tak przy­więd­nąć?

Her­mia

Być może desz­czu im brak, który łatwo

Mogłaby przy­nieść burza w moich oczach.

Lysan­der

Ach, bieda! Wszystko, co czy­ta­łem dotąd

Lub z opo­wie­ści i bajek pozna­łem,

Mówi, że miłość praw­dziwa nie bie­gnie

Bitym gościń­cem, lecz bądź krwi róż­nice –

Her­mia

Ach, sprzecz­ność! Góra dolinę miłuje!

Lysan­der

Lub źle dobrani, gdyż róż­nią ich lata –

Her­mia

Ach, wstyd! Sędzi­wość złą­czona z mło­do­ścią!

Lysan­der

Bądź padł ów wybór z namowy przy­ja­ciół –

Her­mia

Ach, pie­kło! Miłość wybrać cudzym okiem!

Lysan­der

Lub jeśli była zgod­ność przy wybo­rze,

Wojna, cho­roba, śmierć w miłość godziły

Tak, że sta­wała się jak dźwięk ulotny,

Jak sen nie­długi, jak cień szyb­ko­nogi,

Jak bły­ska­wica pośród mro­ków nocy,

Która odsła­nia zie­mię i nie­biosa

Wście­kle na chwilę, a nim czło­wiek zdąży

Zawo­łać „Spójrz­cie!”, już ją poże­rają

Szczęki ciem­no­ści. Z taką to pręd­ko­ścią

Wszystko, co jasne, popada w ruinę.

Her­mia

Jeśli tak zawsze z woli prze­zna­cze­nia

Musi kochan­ków wier­nych zło spo­ty­kać,

Uczmy się zno­sić cier­pli­wie te próby,

Gdyż prze­ciw­no­ści są rze­czą zwy­czajną

I tak z miło­ścią zwią­zaną jak myśli,

Sny i wes­tchnie­nia, i łzy, i pra­gnie­nia,

Które miło­ści smęt­nie towa­rzy­szą.

Lysan­der

Pięk­nie dowo­dzisz; więc posłu­chaj, Her­mio.

Mam ciotkę wdowę, panią wiel­kich wło­ści,

Bez­dzietną; mieszka mil sie­dem od Aten

I tak mnie kocha jak wła­snego syna.

Tam, Her­mio miła, mogę cię poślu­bić;

Tam nie dości­gnie mnie prawo ateń­skie.

Więc jeśli kochasz mnie, wymknij się cicho

Jutrzej­szej nocy z ojcow­skiego domu.

W lesie, o milę za mia­stem, tam wła­śnie,

Gdzie napo­tka­łem cię, gdy wraz z Heleną

Kie­dyś majowe czci­łaś święto, będę

Cze­kał.

Her­mia

Mój dobry Lysan­drze! Przy­się­gam

Na łuk Kupida, naj­moc­niej napięty,

Na jego strzały naj­lep­szej grot złoty,

Na ptaki Venus, pełne nie­win­no­ści,

Na jed­no­czący dusze szał miło­ści,

Na stos, gdzie padła Kar­ta­giny pani,

Gdy znikł Tro­jań­czyk fał­szywy z przy­stani,

Na wia­ro­łomne słowa męż­czyzn wresz­cie,

Sto­kroć licz­niej­sze niż zdrady nie­wie­ście –

W miej­scu, gdzie pra­gniesz, miły, na mnie cze­kać,

Sta­wię się jutro i nie będę zwle­kać.

Lysan­der

Dotrzy­maj słowa, miła. Spójrz, Helena!

Wcho­dzi HELENA.

Her­mia

Bóg z tobą! Dokąd to, piękna Heleno?

Helena

Piękna? Deme­triusz tak cie­bie nazywa.

Nie mów więc do mnie, pięk­no­ści szczę­śliwa!

Są oczy twoje jak prze­wod­nie gwiazdy,

A głosu twego wdzięcz­niej­szy ton każdy

Niźli dla uszu paste­rza skow­ro­nek,

Gdy głóg zakwita i pola zie­lone.

Gdyby uroda zaraź­liwą była,

Nie­chbym się twoją, Her­mio, zara­ziła:

Uchem głos chwy­cić, okiem twoje oko,

Języ­kiem zło­wić twą nutę wysoką

I słodką win­nam, bo, prócz Deme­triu­sza,

Cały świat dałaby ci moja dusza.

O, ucz mnie spoj­rzeń; spraw, nie­chaj odkryję,

Czemu dla cie­bie jego serce bije!

Her­mia

Patrzę wzgar­dli­wie, on jed­nak miłuje.

Helena

Ucz mnie, jak wzgarda miłość wywo­łuje!

Her­mia

Choć go prze­kli­nam, wciąż jest zako­chany –

Helena

O, gdyby modłom mym był tak oddany!

Her­mia

Włó­czy się za mną, choć wielce mnie brzy­dzi.

Helena

Ja go miłuję, on mnie nie­na­wi­dzi.

Her­mia

Jego sza­leń­stwu nie ja jestem winna.

Helena

Lecz twoja pięk­ność! Moją być powinna!

Her­mia

Pociesz się; lica już nie ujrzy mego;

Z Lysan­drem umknę wkrótce z miej­sca tego.

Zanim mnie poznał mój Lysan­der miły,

Ateny dla mnie ziem­skim rajem były.

O, cóż mnie w miłym moim tak urze­kło,

Że mi prze­mie­nił moje niebo w pie­kło!

Lysan­der

Heleno, tobie myśl naszą odkryję:

Jutro wie­czo­rem, gdy Febe odbije

W wod­nym zwier­cia­dle swe lico sre­brzy­ste

I zro­szą trawę płynne perły czy­ste –

Kochan­kom-zbie­gom sprzyja owa pora –

Z Aten wymkniemy się w mro­kach wie­czora.

Her­mia

W tym samym lesie, gdzie błą­dzi­łaś ze mną

Pośród pier­wiosn­ków i każdą tajemną

Myśl słodką serca nasze wymie­niły,

Tam mnie napo­tka mój Lysan­der miły;

A gdy od Aten odwró­cimy głowy,

Nowych przy­ja­ciół niech nam da świat nowy.

Pomódl się za nas, żegnaj mi, sło­dy­czy.

Niech Deme­triu­sza ci szczę­ście uży­czy! –

Dotrzy­maj słowa, Lysan­drze; niech oczy

Spra­gnione poszczą. Jutro o pół­nocy.

Lysan­der

Dotrzy­mam, Her­mio.

Her­mia wycho­dzi.

Heleno, bądź zdrowa.

Niech cię Deme­triusz poko­cha od nowa!

Wycho­dzi.

Helena

Jak jedna bywa nad drugą wznie­siona!

W Ate­nach mówią, że piękna jak ona

Jestem. Cóż z tego, jeśli Deme­triu­sza

Sąd innych ludzi wcale nie poru­sza?

A jak on, patrząc w oczy Her­mii, błą­dzi,

Błą­dzi mój umysł, gdy dobrze go sądzi;

Miłość rzecz nędzną i pełną mar­no­ści

Prze­mie­nia w kształtną i pełną god­no­ści.

Miłość nie okiem, lecz myślą oce­nia,

Kupid ma skrzy­dła; jed­nak bez wej­rze­nia

Maluje się go; ślepy jest, dla­tego

Miłość nie wyda sądu rze­tel­nego;

Choć nie ma oczu, lecz będąc skrzy­dlata,

Na chy­bił tra­fił i bez­ład­nie lata.

Nazwać Kupida dziec­kiem każdy może,

Gdyż czę­sto mami sie­bie przy wybo­rze.

Jak psotni chłopcy kła­mią przy zaba­wie,

Tak chło­piec Kupid kła­mie wszę­dzie pra­wie;

Bo nim Deme­triusz w Her­mii oczach zgi­nął,

Siał gra­dem przy­siąg, że jestem jedyną;

Ów grad od cie­pła, które z Her­mii biło,

Znik­nął i tysiąc przy­siąg się sto­piło.

Ucieczkę Her­mii zdra­dzę mu zawczasu,

Niech jutro nocą wyru­szy do lasu

W pościg; a jeśli dzięki za te wie­ści

Otrzy­mam, sobie przy­spo­rzę bole­ści.

Lecz tym przy­naj­mniej mą boleść wzbo­gacę,

Że go tam ujrzę i znów z oczu stracę.

Wycho­dzi.

Scena II

Scena II

Miej­sce to samo. Izba w domu Pigwy.

Wcho­dzą cie­śla PIGWA, sto­larz KLIN, tkacz DUPEK, napra­wiacz mie­chów FLET, dru­ciarz RYJ i kra­wiec GŁO­DO­MÓR.

Pigwa

Czy jest tu cała nasza kom­pa­nia?

Dupek

Naj­le­piej wywo­łać ich zbio­rowo, jed­nego po dru­gim, zgod­nie ze spi­sem.

Pigwa

Oto zwój z imio­nami wszyst­kich ludzi, któ­rych całe Ateny uznały za god­nych, aby zagrali w naszej kro­to­chwili przed księ­ciem i księżną wie­czo­rem w dniu ich wesela.

Dupek

Po pierw­sze, dobry Pio­trze Pigwo, powiedz, o czym mówi ta sztuka; póź­niej odczy­taj imiona akto­rów; i tak doj­dziesz do sedna.

Pigwa

Słusz­nie, sztuka nasza to Naj­ża­ło­śniej­sza kome­dia i naj­okrut­niej­sza śmierć Pyra­musa i Tysbe.

Dupek

Dobry kawał roboty, upew­niam was, i ucieszny. – Teraz, miły Pio­trze Pigwo, wywo­łaj ze zwoju swo­ich akto­rów. Niech wystą­pią. – Pano­wie, roz­stąp­cie się.

Pigwa

Odpo­wia­daj­cie, kiedy was wywo­łam. – Miko­łaj Dupek, tkacz.

Dupek

Obecny. Nazwij moją rolę i ruszaj dalej.

Pigwa

Ty, Miko­łaju Dupku, wpi­sany jesteś jako Pyra­mus.

Dupek

Co to jest Pyra­mus? Kocha­nek czy tyran?

Pigwa

Kocha­nek, który zabija się naj­szla­chet­niej z miło­ści.

Dupek

To prosi o nieco łez przy wier­nym ode­gra­niu. Jeśli ja w tym wystą­pię, niech widow­nia baczy na swe oczy; wywo­łam nawał­nicę i pola­men­tuję nieco. Przejdź do następ­nych. A prze­cież naj­bar­dziej upodo­ba­łem sobie w tyra­nach. Mógł­bym z rzadką dosko­na­ło­ścią ode­grać Erku­lesa albo rolę wynio­słą, pełną napu­szo­no­ści, i wywo­łać wiel­kie poru­sze­nie.

Potężny głaz

Bił raz po raz

W zamek, trzask-prask,

Wię­zien­nych bram;

A Febe wóz

Się w górę wzniósł

I Parek-sióstr

Roz­wa­lił kram.

To było wznio­słe! – Wymień resztę akto­rów. – To żyłka Erku­lesa, żyłka tyrana; kocha­nek budzi wię­cej lito­ści.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki