Noc w Las Vegas - Lee Wilkinson - ebook

Noc w Las Vegas ebook

Lee Wilkinson

3,9

Opis

Perdita Boyd poślubiła Jareda z wielkiej miłości. Jednak w noc poślubną zastała w ich sypialni półnagą kobietę. Przeświadczona, że mąż ją zdradził, uciekła od niego. Po trzech latach, gdy Perdita jest już zaręczona z innym mężczyzną, Jared zjawia się ponownie w jej życiu. Jest jedyną osobą, która może uratować bankrutującą firmę jej ojca. W zamian zaś oczekuje, że Perdita znajdzie się w jego łóżku...

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 136

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,9 (46 ocen)
16
12
15
2
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Tytuł: oryginału: Claiming His Wedding Night

Pierwsze wydanie: Harlequin Mills & Boon Limited, 2010

Redaktor serii: Marzena Cieśla

Opracowanie redakcyjne: Marzena Cieśla

Korekta: Hanna Lachowska

© 2010 by Lee Wilkinson

© for the Polish edition by Arlekin – Wydawnictwo Harlequin Enterprises sp. z o.o „ Warszawa 2012

Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.

Wydanie niniejsze zostało opublikowane w porozumieniu z Harlequin Enterprises U B.V.

Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne.

Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych lub umarłych – jest całkowicie przypadkowe.

Znak firmowy Wydawnictwa Harlequin i znak serii Harlequin Światowe Życie Ekstra są zastrzeżone.

Arlekin – Wydawnictwo Harlequin Enterprises sp. z o.o.

00-975 Warszawa, ul. Starościńska IB lokal 24-25

Skład i łamanie: COMPTEXT®, Warszawa

ISBN 978-83-238-8763-8

ŚWIATOWE ŻYCIE EKSTRA – 361

Konwersja do formatu EPUB: Virtualo Sp. z o.o.virtualo.eu

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Był śliczny czerwcowy dzień. Po nieprzyjemnie chłodnej wiośnie błękitne bezchmurne niebo zwiastowało początek łata w mieście.

Pomimo problemów finansowych, jakie dręczyły JB Electronics, piękna pogoda dobrze wpłynęła na nastrój Perdity Boyd. Szła sprężystym krokiem przez londyński Piccadilly. Wysoka i szczupła, obdarzona naturalnym wdziękiem, nawet w eleganckiej garsonce i z włosami spiętymi w kok przyciągała męskie spojrzenia. Sama uważała siebie za trochę nijaką, z oczami w kolorze bledziutkiego turkusu i jasnymi włosami. Byłaby zaskoczona, gdyby wiedziała, jaki jej uroda wywiera wpływ. Nawet starszy i nieco zrzędliwy kierownik banku, z którym się spotkała dzisiaj rano, choć odmówił udzielenia JB Electronics pożyczki, uśmiechnął się do niej i z westchnieniem pomyślał o utraconej młodości.

Po wyjściu z banku jakoś wzięła się w garść i udała się do sanatorium, gdzie jej ojciec przechodził rekonwalescencję po niedawnej operacji serca.

John Boyd siedział przy wysokim oknie, z którego rozciągał się widok na starannie utrzymany ogród. Był wysokim, przystojnym pięćdziesięciopięcioletnim mężczyzną z gęstą czupryną w kolorze blond, przetykaną siwymi pasmami, i niewielką szparą między górnymi jedynkami nadającą mu łobuzerski wygląd.

Gdy Perdita podeszła, aby go pocałować, zapytał:

– Rozumiem, że nie masz dobrych wiadomości?

Usiadła na krześle naprzeciwko niego i pokręciła głową.

– Niestety nie. Choć kierownik banku wydawał się pełen współczucia, dał jasno do zrozumienia, że nie może nam udzielić pożyczki ani zwiększyć limitu kredytowego.

John westchnął.

– Cóż, wobec tego nie pozostaje nam nic innego, jak negocjować z Salingers.

– To nie będzie proste. Są twardzi. Mamy przystawiony nóż do gardła i oni doskonale o tym wiedzą.

– Niemniej jednak nie możemy dopuścić do tego, aby mieli pakiet kontrolny. Czterdzieści pięć procent udziałów to maksimum.

– Zrobię, co w mojej mocy.

– Podwyższ do pięćdziesięciu, ale tylko w ostateczności. Kiedy się z nimi spotkasz?

– Jutro z samego rana wybieram się do ich siedziby na Baker Street.

– To dobrze, nie mamy czasu do stracenia. Z kim jesteś umówiona?

– Z panem Calhounem z kadry kierowniczej.

– Tak, słyszałem o nim. Podobno to twardy przeciwnik.

Pragnąc, by z twarzy ojca zniknęło zaniepokojenie, Perdita szybko zmieniła temat.

– Och, tak przy okazji. Sałły mówiła, że jeśli nie masz nic przeciwko, to chętnie później zajrzy.

– Pewnie, że nie mam.

– Wspominała coś o odegraniu się.

Uśmiechnął się szeroko.

– Ma kieszonkowe szachy i ostatnim razem ją pobiłem. – Po czym spoważniał. – Rozumiem, że dobrze się tobą opiekuje?

– A masz co do tego wątpliwości?

– Nie bardzo. Czasami się zastanawiam, jak dawaliśmy sobie radę bez niej.

Kiedy poprzednia gospodyni odeszła, jej miejsce zajęła Sally Eastwood, atrakcyjna czterdziestopięcioletnia wdowa, Brytyjka, która po śmierci męża wróciła ze Stanów do ojczyzny. Pracowita i pogodna, Sally okazała się prawdziwym skarbem. Urodzona i wychowana w Lancashire, wkrótce stała się częścią rodziny.

Stukanie do drzwi obwieściło pojawienie się wózka z obiadem.

– No to zbieram się – rzekła Perdita, nachylając się, aby pocałować policzek ojca.

– Powodzenia jutro – powiedział, dotykając jej dłoni. A potem dodał, próbując ukryć dręczący go niepokój: – Nie liczę na to, że od razu dojdziemy do porozumienia, ale sama wiesz, że jesteśmy bez wyjścia.

– Czy jeśli się okaże, że jednak jest szansa na zawarcie porozumienia, to czy najpierw będziesz się musiał skonsultować z Elmerem?

– Nie. Dał mi wolną rękę w kwestii tego, co trzeba zrobić w celu uratowania firmy. Po spotkaniu z Calhounem dasz mi znać, jak poszło?

– Naturalnie. – Na jej twarzy malowało się zatroskanie. – Wiem, że wolałbyś, aby to Martin prowadził te negocjacje, ale…

– I tu się właśnie mylisz, moja droga – przerwał zdecydowanie. – Uważam, że masz nawet większe szanse niż ja. Albo Martin.

Martin, który mieszkał z nimi w Londynie i zajmował się techniczno-informatyczną stroną firmy, był jedynym synem Elmera Judsona, amerykańskiego wspólnika Johna. Martin był nie tylko oczkiem w głowie Elmera, ale także ulubieńcem Johna, zastępującym mu syna, którego nie miał.

Skoro więc powiedział, że ona ma większe szanse niż Martin na pomyślne zakończenie negocjacji, to stanowiło to naprawdę ogromną pochwałę.

Zadowolona z tego wotum zaufania, Perdita ruszyła w drogę powrotną przez park. Skuszona widokiem pustej ławki w słońcu, siadła, aby przed powrotem do pracy zjeść kanapki, jakie naszykowała jej Sally. W siedzibie firmy na Calder Street wypije szybką kawę, a potem zabierze się do roboty.

Gdy jej ojciec przechodził rekonwalescencję, a Martin przebywał służbowo w Japonii, to ona zarządzała firmą. I oprócz radzenia sobie z dodatkową presją w pracy, musiała się także zajmować ostatnimi przygotowaniami do ślubu z Martinem, do którego zostało zaledwie sześć tygodni.

Kupił jej piękny pierścionek z brylantem, a ich zaręczyny zostały oficjalnie ogłoszone wczesną wiosną. I od razu zaczęły się gorączkowe przygotowania. No i większość rzeczy została już odhaczona na liście: kościół i catering zamówione, suknia uszyta przez Claude’a Rodine’a, a wczoraj, po konsultacji z ojcem, znalazła firmę, która w ogrodzie ich domu na Mecklen Square rozstawi duży namiot. Do załatwienia zostało jeszcze…

Jej myśli nagle i gwałtownie przerwał widok wysokiego, dobrze zbudowanego ciemnowłosego mężczyzny wychodzącego z taksówki, która przed chwilą podjechała pod hotel Arundel na Piccadilly.

Perdita zamarła.

– O Boże! – szepnęła.

Jared.

Jared, który po tylu latach nadal potrafił sprawić, że zamierało jej serce.

Zdążył dojść do drzwi, kiedy, jakby wyczuwając jej obecność, zatrzymał się i obejrzał.

Gdy odwrócił głowę i ich spojrzenia się skrzyżowały, poczuła się tak, jakby otrzymała cios w splot słoneczny. I gdy tak stała znieruchomiała i wpatrywała się w niego, Jared powoli się uśmiechnął. Ale w tym uśmiechu nie było radości. Perdicie zrobiło się zimno. Chwila, której tak się obawiała – a o której wiedziała, że jest nieuchronna – właśnie nadeszła.

Poczuła przypływ adrenaliny i choć wiedziała, że to beznadziejne, że on nie pozwoli jej tak łatwo odejść, odwróciła się i zaczęła biec.

Gdy Jared ruszył, aby przeszkodzić jej w ucieczce, obok Perdity zatrzymała się taksówka, z której wysiadł pasażer. Niewiele myśląc, szarpnęła za klamkę, niezgrabnie wgramoliła się do środka i z mocno bijącym sercem opadła na siedzenie.

– Dokąd? – zapytał lakonicznie kierowca, zjeżdżając z krawężnika i włączając się do ruchu.

Choć całą uwagę skierowała na patrzącego za nimi mężczyznę, odparła:

– Koniec Gower Street.

Przez całe Piccadilly jechali w korku i gdy taksówka posuwała się powoli naprzód, Perdita nieustannie oglądała się przez ramię. Nikt za nimi nie biegł, ale i tak dopiero po kilku minutach jej serce przestało walić jak młotem i mogła znowu normalnie oddychać.

Była bezpieczna. Przynajmniej na razie. A jeśli w końcu udało mu się ją wyśledzić? A jeśli wiedział dokładnie, gdzie ją znaleźć? Zadrżała na tę myśl.

Zaciskając zęby, pomyślała, że nie wolno jej tracić głowy. Wszystko zależało od tego, dlaczego Jared znalazł się w Londynie. Możliwe, że nie miało to nic wspólnego z nią.

Możliwe, że przyleciał tu ze Stanów służbowo. A może na wakacje? Jego matka urodziła się w Chelsea i zawsze żywił sentyment do Londynu.

Ale żadna z tych ewentualności nie wydawała się logiczna. Arundel to hotel, który upodobali sobie bogacze, a kiedy ostatni raz słyszała o Jaredzie, był praktycznie bez grosza. Możliwe oczywiście, że wcale nie mieszkał w Arundelu, a miał tam jedynie umówione spotkanie.

Wzięła głęboki, uspokajający oddech. Mogło też być tak, że ich spotkanie to po prostu pechowy przypadek. Znalazła się w niewłaściwym miejscu o niewłaściwej porze i tyle.

Trzy lata temu, kiedy z ojcem wrócili z Kalifornii, John przedsięwziął środki ostrożności, aby miejsce ich pobytu utrzymać w tajemnicy. Zmienił zarówno nazwę, jak i siedzibę firmy, kupił nowy dom w zupełnie innym miejscu i zastrzegł domowy numer telefonu. Krótko mówiąc, mocno utrudnił Jaredowi ich znalezienie. Utrudnił, ale nie uniemożliwił…

– Tu może być? – Do jej bezładnych myśli wdarł się głos taksówkarza.

– Och, tak… może być, dzięki.

Zapłaciła za kurs i wysiadła.

Gdy taksówka się oddaliła, Perdita zaczęła iść. Od biura dzieliło ją jakieś czterysta metrów, ale bała się podjechać bliżej, na wypadek gdyby Jaredowi udało się zapisać numer taksówki. Czuła słabość w nogach i bardzo żałowała, że Martin jest w Japonii, a nie w Londynie.

Gdy kilka lat temu usiłowała zapomnieć o Jaredzie i bólu, jaki spowodowała jego perfidia, Martin okazał się jej kotwicą i bezpiecznym portem i teraz brakowało jej jego dodającej otuchy obecności. Był atrakcyjnym mężczyzną, wysokim i mocno zbudowanym, z jasnymi włosami i chabrowymi oczami. Mężczyzną, co do którego miała pewność, że będzie dobrym mężem i ojcem. Mimo to dopiero po trzech latach cierpliwych, nienachalnych zalotów w końcu przyjęła jego oświadczyny.

Czekała niecierpliwie na dzień ślubu i moment, kiedy staną się mężem i żoną. Będzie się wtedy czuć bezpieczniejsza. Będzie – niemal – w stanie uwierzyć, że w końcu jej się udało uciec od przeszłości.

Ale choć Martin wyznał, że zakochał się w niej bez pamięci, kiedy miała zaledwie siedemnaście lat, Perdita wiedziała, że już nigdy nikogo nie obdarzy uczuciem tak namiętnym jak Jareda. I wcale tego nie chciała. To się okazało zbyt traumatyczne. Nie przyniosło niczego oprócz gorzkiego rozczarowania i cierpienia. A przynajmniej tak sobie wmawiała.

Prawda była taka, że raz oddawszy swe serce, nie miała już nic do ofiarowania. W stosunku do Martina żywiła jedynie wdzięczność za nieustające wsparcie i niemal siostrzaną miłość. Mimo to i tak chciał ją pojąć za żonę, a ona się cieszyła, że może go uszczęśliwić. I choć nigdy nie przyprawi jej o szaleńcze bicie serca, z całą pewnością nie przysporzy jej bólu.

Kiedy John i Elmer dowiedzieli się o zaręczynach, obaj byli w siódmym niebie.

– Zawsze wiedziałem, co mój syn do ciebie czuje – oświadczył Eimer. – Nie okazało się więc dla mnie zaskoczeniem to, że postanowił jechać za tobą do Anglii. Bardzo się cieszę, że jego wytrwałość w końcu się opłaciła. Lepszej kandydatki na synową nie mógłbym sobie wymarzyć.

A jej ojciec rzekł:

– Nie masz pojęcia, jak bardzo cieszy mnie fakt, że w końcu uznałaś, że Martin to mężczyzna dla ciebie. Dangerfield okazał się niewiele wart i niegodzien zaufania. Zaczynałem się martwić, że już nigdy go nie przebolejesz.

Tylko Perdita wiedziała, że nie przebolała Jareda i że nigdy do tego nie dojdzie. Czyż nie poświęciła trzech minionych lat na próbowanie?

Wszedłszy do szklanego biurowca, w którym mieściło się biuro JB, Perdita przywitała się ze strażnikiem, po czym udała się windą na drugie piętro.

W sekretariacie Helen, atrakcyjna blondynka zajmująca stanowisko asystentki, podniosła głowę znad komputera i zapytała z nadzieją w głosie:

– Poszczęściło ci się?

Perdita pokręciła głową.

– Niestety nie.

Helen, która pracowała dla nich od trzech lat, czyli od powrotu do Londynu, westchnęła.

– Jak to przyjął ojciec?

– W sumie całkiem dobrze. Chyba się już z tym pogodził.

– Więc teraz jedyna nadzieja w Salingers?

– Niestety tak.

– No to będziesz po prostu musiała oczarować pana Calhouna.

– Kierownika banku nie udało mi się oczarować – odparła cierpko Perdita.

Helen uśmiechnęła się szeroko.

– Być może nie byłaś w jego typie.

Gdy Perdita znalazła się w swoim gabinecie, odwiesiła torebkę i żakiet, po czym usiadła za biurkiem. Ale choć czekało ją dzisiaj sporo pracy administracyjnej, za nic nie była w stanie się skoncentrować. Po raz kolejny jej myśli zajmował wyłącznie Jared. Nie potrafiła odgonić wspomnień i o wpół do piątej, nie zrobiwszy praktycznie nic, postanowiła się poddać i jechać do domu. Wtedy zadzwonił telefon i Helen oświadczyła:

– Chce z tobą mówić sekretarka pana Calhouna. Jest na drugiej linii.

– Dzięki.

Obawiając się najgorszego, przełączyła się i powiedziała:

– Perdita Boyd, słucham?

Damski głos odparł:

– Panno Boyd, mam dla pani wiadomość. Niestety pan Calhoun jest zmuszony odwołać wasze spotkanie.

Perdicie zamarło serce. Starając się zachować spokój, zapytała:

– Mogę wiedzieć, jaki jest tego powód?

– Jutro rano pan Calhoun musi lecieć do Stanów – odparła zwięźle sekretarka. – Jedyne, co może pani zaproponować, to abyście się spotkali na lotnisku i porozmawiali w trakcie śniadania.

Perdita naturalnie od razu na to przystała.

– Tak. Tak, nie ma problemu.

– W takim wypadku proszę o podanie pani adresu, a jutro o szóstej trzydzieści zjawi się po panią samochód.

Ten telefon na chwilę odciągnął jej myśli od Jareda, ale gdy zaczęła iść w stronę domu, wspomnienia znowu wróciły.

Urodziła się w Stanach, ale jej matka, Amerykanka, niedługo potem zmarła i zrozpaczony ojciec zabrał ją ze sobą do Anglii. Kiedy skończyła szkołę, chcąc pokazać jej kraj, w którym przyszła na świat, John poleciał razem z nią do Kalifornii. Elmer, który miał duży dom w pobliżu Doliny Krzemowej, nalegał, aby na czas pobytu zatrzymali się u niego i Martina.

Perdita przebywała w San Jose zaledwie od kilku dni, kiedy na jednym z przyjęć poznała Jareda. Zakochała się w nim od pierwszego wejrzenia i było to uczucie, któremu oddała się bez namysłu całą sobą. Od samego początku wydawali się być jednością. Doskonale się uzupełniali i rozumieli. Uważała, że są bratnimi duszami. Ale ostatecznie to całe pojęcie bliskości i należenia do siebie okazało się zwykłym złudzeniem. Kłamstwem.

Jared – co może i brzmiało banalnie, ale taka była prawda – był wysokim, ciemnowłosym, przystojnym i charyzmatycznym mężczyzną, który zawsze przyciągał do siebie płeć przeciwną, tak jak budleja motyle. Wpatrzony był jednak tylko w nią, nie dostrzegając innych kobiet. Mimo to na początku ich związku Perdita miała problem z ukrywaniem zazdrości, kiedy któraś z nich dotknęła go czy się do niego uśmiechnęła.

Kiedy pewnego dnia przyznała się do tego, Jared pocałował ją czule i oświadczył:

– Nie masz powodów do zazdrości, moja kochana. Dla mnie liczy się tylko jedna kobieta: ty. I to się nigdy nie zmieni.

Desperacko pragnęła mu uwierzyć i niemal jej się udało, aż nadeszła tamta straszna noc w Las Vegas i jej koszmarne następstwa.

Pamiętała zaciśnięte usta Jareda, gdy jej ojciec – który dochodził do siebie po niedawnym zawale – nazwał go świnią i bezdusznym casanovą i kategorycznie nakazał opuścić dom w San Jose. Doskonale też pamiętała, jak Elmer Judson i Martin, obaj potężni i mocno zbudowani, natarli na niego, gdy odmówił wyjścia bez niej.

Ale nawet wtedy Jared nie powiedział tego, czego Perdita bała się najbardziej, tego, co by zaszokowało jej ojca i przystopowało Elmera i Martina.

Być może spodziewał się, że ona to zrobi.

Ale tak się nie stało.

I wywiązała się bójka.

Jared był młody i wysportowany i bez problemu byłby w stanie się obronić, ale choć miał sińca na policzku i rozciętą wargę, ani razu nie oddał ciosu.

Elmerowi i Martinowi udało się w końcu wyrzucić go z domu, gdy tymczasem ona stała jak posąg, po policzkach spływały jej łzy i patrzyła na niego, ignorując powtarzane raz za razem prośby: „Chodź ze mną, Perdito”.

Ostatecznym ciosem okazało się cofnięcie przez jej ojca obietnicy pomocy finansowej dla Dangerfield Software, dzięki której firma Jareda miała przetrwać kryzys. Tym samym doprowadził ją na skraj bankructwa.

Nawet wtedy nie ustawał w próbach jej odzyskania. Po kilku tygodniach nieodbierania przez nią telefonów i nieodpowiadania na listy zjawił się w siedzibie Judson Boyd w Dolinie Krzemowej i poprosił o rozmowę.

Perdita, która nadal nie doszła do siebie po jego zdradzie i doskonale wiedziała, że żadne jego słowa nie są w stanie niczego zmienić, pokręciła głową i poprosiła, aby wyszedł. Nie dając za wygraną, po raz kolejny przysiągł, że jest niewinny i oskarżył ją o brak zaufania i o to, że tak naprawdę nigdy go nie kochała.

Na te słowa do jej oczu napłynęły łzy, jednak wzięła się w garść i oświadczyła Jaredowi, że marnuje czas i że nigdy więcej nie chce go widzieć.

Jakiś czas później, kiedy poczuła się na siłach, zadzwoniła do niego i powtórzyła, że między nimi wszystko skończone, że chce się od niego uwolnić i że wraz z ojcem opuszcza Stany.

– Nie myśl sobie, że tak łatwo pozwolę ci odejść – rzucił wtedy ostrzegawczo. – Prędzej czy później znajdę cię, bez względu na to, gdzie będziesz.

Teraz, na wspomnienie tych słów, Perdita zadrżała.

No ale przecież od tamtych wydarzeń minęły prawie trzy lata. To raczej mało prawdopodobne, aby po takim czasie nadal o niej myślał? Najprawdopodobniej był już żonaty. Gdy kiedyś rozmawiali o wspólnej przyszłości, Jared twierdził, że chce mieć dzieci, możliwe więc, że był nie tylko mężem, ale i ojcem. I że zapomniał o przeszłości.

A jeśli nie? A jeśli w Londynie przebywał z jej powodu? A jeśli w końcu udało mu się ją odnaleźć?

Przywołała się do porządku. Pora przestać myśleć o Jaredzie i zacząć się koncentrować na jutrze i na tym, co się miało okazać najważniejszym spotkaniem w jej życiu.

Nazajutrz Perdita wstała o piątej trzydzieści, po niemal bezsennej nocy spędzonej na próbach niewracania pamięcią do przeszłości. Koszmarnie bolała ją głowa, a kiedy w łazience spojrzała w lustro, skrzywiła się. Cóż, zobaczymy, czego się uda dokonać za pomocą makijażu, pomyślała.

Wzięła prysznic, a potem włożyła elegancką grafitową garsonkę, a jasne włosy upięła w modny kok. Cienka warstwa podkładu ukryła cienie pod oczami, a delikatny błyszczyk i odrobina różu dodały jej twarzy blasku.

Gdy z torebką w ręku schodziła po schodach, Sally zawołała:

– Przyjechał samochód!

– Już idę.

Gospodyni, która uparła się, by wstać razem z nią, czekała na korytarzu. Uścisnęła szybko Perditę i rzekła:

– Naprawdę mam nadzieję, że wszystko się uda. Wiesz, że chcę dla ciebie jak najlepiej.

– Dzięki. Zadzwonię i dam ci znać, jak poszło.

– Nie będzie mnie w domu – rzekła z lekkim skrępowaniem. – Obiecałam twojemu tacie, że zajrzę do niego i zjemy razem śniadanie. Pomyślałam, że może wtedy chociaż na chwilę przestanie myśleć o kłopotach. A przynajmniej będzie miał z kim porozmawiać. Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko temu?

Wzruszona jej troskliwością, Perdita odparła:

– Oczywiście, że nie. Wprost przeciwnie, pomysł jest świetny.

Przed domem stała granatowa limuzyna, a kierowca czekał przy otwartych drzwiach.

– Dzień dobry pani – rzekł na powitanie.

– Dzień dobry.

Wsiadła i zapięła pasy.

Pomimo wczesnej pory korki były spore i jechali tak długo, że Perdita zaczęła się obawiać, że się spóźnią. Gdyby nie zdążyła na to spotkanie, konsekwencje okazałyby się katastrofalne.

Siedząc jak