Nieposkromione pożądanie - Magdalena Jachnik - ebook + książka

Nieposkromione pożądanie ebook

Jachnik Magdalena

3,9

Opis

Życie Rachel komplikuje się z dnia na dzień, a to wszystko przez jej… nowego szefa. Mężczyzna obrał ją za swój cel, a ona nie potrafi odnaleźć się w obecnej sytuacji.

Nicholas jest człowiekiem pozbawionym jakichkolwiek emocji. Wykorzystuje kobiety do własnych celów, ponieważ żadna się dla niego nie liczy.

Pomiędzy nimi zawiązuje się niewidoczna więź, a Nicholas proponuje Rachel układ. Układ, który może wiele zmienić w życiu kobiety. Za sprawą przystojnego szefa daje się wpędzić w pułapkę, z której nie ma możliwości ucieczki, i wkracza do nieznanego jej dotąd świata. Okazuje się jednak, że Nicholas skrywa mroczną tajemnicę, którą Rachel za wszelką cenę chce poznać. Tylko czy jeśli dotrze do prawdy, spodoba jej się to, co odkryje?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 407

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,9 (197 ocen)
88
45
32
13
19
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
madlenna1
(edytowany)

Nie polecam

Za jakie grzech ... kaprysy byly złe to jest gorsze Kobieto zaprzestan pisania to szkodzi ludzkosci!!
alaros11

Nie polecam

Tragedia… to jak toczy się historia jest całkowicie nierealne, rozumiem fikcja literacka, bardzo źle się czyta
40
olenkaj

Nie polecam

język jakim jest napisana ta książka to dramat, szkoda czasu
30
PaullaGooBee

Nie oderwiesz się od lektury

Piękna choć ciężka historia . Polecam ❤️
20
arletatatarek

Nie oderwiesz się od lektury

🥰
20

Popularność




Nieposkromione pożądanie

Magdalena Jachnik

Strona redaktorska:

© Magdalena Jachnik, 2022

© Wydawnictwo Spark, 2022

Redakcja: Anna Adamczyk

Redaktor prowadzący: Marcin Bławat

Projekt okładki: Charlotte Mils

Zdjęcie na okładce: Shutterstock

Wszelkie prawa zastrzeżone.

ISBN: 978-83-67200-21-9

Prolog

RACHEL

– Kochanie, pośpiesz się, bo znów się spóźnimy. – Zniecierpliwiony Luca zaczął mnie poganiać. Zawsze tak się zachowuje przed wyjściem na przyjęcie do jego rodziny. Wcale nie mam ochoty się tam pojawiać i znów słuchać tych samych pytań: „Kiedy ślub?”, „Kiedy dziecko?” i, moje ulubione: „Zegar biologiczny tyka, jesteś coraz starsza”. Wcale mi się nie śpieszy do osiągnięcia statusu kury domowej, chociaż przyznam, że każda kobieta ma swoje marzenia. Ja spełniam się zawodowo. Jestem sekretarką prezesa jednej z największych firm w Nowym Jorku, a w przyszłości na pewno zostanę jego asystentką.

– Dziesięć minut. Tyle powinno mi wystarczyć. – Jeszcze tylko ostatnie machnięcie pędzlem, aby ukryć zmęczenie. Ostatnio dużo pracuję, przez co brakuje mi czasu na sen. Na szczęście makijaż znakomicie maskuje niedoskonałości.

– Rachel!

– Chwila! Przecież się nie rozdwoję.

– Gdzie są moje spodnie?

– Za każdym razem musisz zachowywać się tak samo? Przecież są w szafie, wyprasowane.

Po dziesięciu minutach jestem gotowa, możemy wychodzić. Wsiadamy do samochodu, a Luca nie odzywa się przez całą drogę. Znów się na mnie obraził, bo spóźnimy się na przyjęcie jego matki. Nie byłoby tak, gdyby nie obarczał mnie wszystkimi obowiązkami, nawet przygotowaniem mu ubrania.

Patrzę na swojego faceta i zastanawiam się, jak ja z nim wytrzymuję. Jesteśmy razem już dziesięć lat, a on nawet mi się jeszcze nie oświadczył. Dziś obchodzimy kolejną rocznicę, o której jak zwykle zapomniał. Dla niego ważniejsze są urodziny jego mamy. Ostatnio tkwimy w pewnym zawieszeniu. Coraz częściej się kłócimy, ale przecież po każdej burzy wychodzi słońce.

– Wiesz, trochę źle się dziś czuję. Może wrócimy wcześniej do domu?

– Proszę cię, nie marudź chociaż dziś. Ciesz się tym pięknym wieczorem.

Podjeżdżamy pod wielki dom jego rodziców. Przyjęcie już się rozpoczęło. Widać, że każdy szczegół został starannie dopracowany, wszystko musiało być idealne. Witam się z każdym i kieruję w stronę barku, żeby zrobić sobie drinka. Standardowo uciekam od rozmów, unikam natrętnych pytań. Siadam na skraju wielkiej kanapy daleko od wszystkich, a następnie delektuję się samotnością.

W pewnym momencie słyszę, jak mój mężczyzna delikatnie stuka widelcem o lampkę wina. Uwaga wszystkich gości skupia się na Luce.

– Witam wszystkich. – Uśmiecha się od ucha do ucha, ale jego czoło zroszone jest kropelkami potu. Widzę, że się denerwuje. – Chciałbym coś powiedzieć. Są tu dziś obecne dwie ważne dla mnie osoby. Dwie kobiety mojego życia. Mamo… – Podchodzi do matki z wielkim, pięknym bukietem róż. Kiedy to widzę, przewracam oczami. Jak zawsze ona dostaje piękne kwiaty, a ja nic. – Chcę złożyć ci najserdeczniejsze życzenia urodzinowe. Wiesz, że bardzo mocno cię kocham.

Zgromadzeni goście zaczynają klaskać i śpiewać „sto lat”. Niechętnie do nich dołączam. Gdy głosy cichną, ku mojemu zaskoczeniu, Luca bierze drugi, bardziej okazały bukiet czerwonych róż i zmierza w moją stronę.

– A teraz nadszedł czas na moją drugą kobietę. – Podchodzi do mnie, po czym klęka na kolano. Z kieszeni spodni wyciąga małe, eleganckie pudełeczko i otwiera je. Moim oczom ukazuje się cudny złoty pierścionek z diamentem.

– Kochanie… – Głos mu się łamie. – Ciebie kocham jeszcze bardziej. Ale wiem, że nie zawsze potrafię to okazać. Rachel, czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną?

Nie wierzę! Moje marzenie właśnie się spełniło. Łzy szczęścia spływają po moich policzkach.

– Taaaak!

Luca wsuwa mi pierścionek zaręczynowy na palec, a po chwili nasze usta łączą się w pocałunku.

To najcudowniejszy dzień w moim życiu.

Rozdział 1

RACHEL

W ciągu ostatnich pięciu lat moje życie prawie w ogóle się nie zmieniło. Mam narzeczonego, fakt. Tylko problem w tym, że na nic więcej się nie zanosi. Luca wcale nie poprawił swoich nawyków. Ciągła zabawa, imprezy, spotkania z kumplami w knajpie… Czy jestem szczęśliwa? I tak, i nie, ale kocham go, przynajmniej tak mi się wydaje, i nie raz rozmawialiśmy, że wszystko ma się przerodzić w wielką miłość po ślubie, ale… i tu jest właśnie problem. Po co ślub, skoro jest dobrze? Cały czas właśnie to słyszę z jego ust. Może ma rację, nie ma potrzeby zmieniać czegoś, co już jest idealne. Najważniejsze, że darzymy się miłością i zaufaniem.

On wychodzi dzisiaj z kumplami, więc ja też mogę, a dzięki temu nie muszę się nikomu tłumaczyć. Z dziewczynami w klubie trochę się odprężę.

Głośne pukanie do drzwi, wyrywa mnie z rozmyślań.

– Proszę! – krzyczę i podnoszę głowę znad papierów.

– Szef zwołał naradę, prosił, aby pani się na niej zjawiła. – Do pokoju wchodzi moja osobista sekretarka. Dopięłam swego i zostałam asystentką prezesa, jego prawą ręką. Przed podjęciem jakiejkolwiek decyzji zawsze pyta mnie o zdanie.

– Coś się stało? Mam dziś bardzo ważne spotkania na mieście, nie powinnam ich odwoływać. – Drapię się po głowie. – Powiedz mu, że dziś nie za bardzo mogę, a jeśli to mu się nie spodoba, zapisz mi, o co chodzi, zajmę się tym zaraz po powrocie – mówiąc to, wyciągam kalendarz i stukam w niego wymownie długopisem.

– Powiedział, że musi nam przekazać coś ważnego i gdyby pani próbowała się wykręcić brakiem czasu, to mam zapewnić, że nie ma nic ważniejszego.

– No to nie mam wyjścia. – Marszczę czoło. – O której?

– Za pół godziny.

– Niech mu będzie. Odwołaj wszystkie moje spotkania na dziś. – Podaję jej notes. – Dziękuję.

– Ma się rozumieć, potrzebuje pani czegoś jeszcze?

Kręcę tylko wymownie głową.

Wychodzi. Opadam na fotel i zanurzam się w nim. Ciekawe, co jest tak ważnego, że musimy się spotykać już drugi raz w tym tygodniu.

***

Udaję się do dużej, przeszklonej sali konferencyjnej. Zauważam, że już prawie wszyscy są na miejscu, albo się na nie kierują. Moje spojrzenie przykuwa tajemniczy, nieziemsko przystojny mężczyzna siedzący po prawej stronie mojego szefa. Boże, ale ma hipnotyzujące błękitne spojrzenie, mierzy mnie i praktycznie rozbiera wzrokiem. Jest całkiem inny od mojego narzeczonego, dystyngowany. Ma idealnie ułożone blond włosy, drogi garnitur szyty na miarę, koszulę zapiętą na ostatni guzik i perfekcyjnie zawiązany krawat.

Otrząsam się.

No szlag by go trafił. Jedna rzecz szczególnie zwraca moją uwagę, zajął moje miejsce. Mojemu szefowi chyba się coś pomyliło.

– Przepraszam, ale to miejsce należy do mnie. – Krzyżuję ręce na piersiach i zaciskam czerwone usta, obserwując, czy to do niego dotarło.

– Do mnie pani mówi? – Prostuje się na krześle, kładąc ręce na stole. Jego wzrok staje się chłodny, obojętny. Na jego twarzy nie maluje się nawet cień uśmiechu. – Prosiłbym o szacunek.

Że co, do cholery? On będzie pouczał mnie?

– Rachel, zajmij miejsce po drugiej stronie. – Mój pracodawca patrzy na mnie z ukosa.

– Ale to moje miejsce. Jestem pana prawą ręką.

– Usiądź tam, gdzie ci kazałem, to jest polecenie służbowe. – Jego ton staje się stanowczy, a mnie przechodzą ciarki po plecach. Bałam się go, odkąd zaczęłam pracę w tej firmie. Jest w wieku mojego ojca.

Spuszczam głowę i sadzam tyłek na pustym krześle. Zerkam na przystojniaka, ale jego wzrok pozostaje surowy. Obracam głowę w drugą stronę, przyglądając się innym pracownikom, którzy z zaciekawieniem czekają na nowiny. Kiedy wszyscy zajmują miejsca, Tom się podnosi.

– Widzę już wszystkich. – Odchrząkuje. – Wiecie, że ostatnio mam małe problemy ze zdrowiem. Przyszedł więc czas na emeryturę. – Każdemu na sali ze zdziwienia opada szczęka, a on kontynuuje: – Chciałbym wam przedstawić mojego syna, a jednocześnie nowego prezesa firmy, Nicholasa.

Mężczyzna po prawej stronie wstaje i kłania się. Zaczyna coś opowiadać, a ja nie potrafię się skupić na tym bełkocie. No to dałam popis swoich możliwości już na samym początku. Jak to się mówi, pierwsze wrażenie jest najważniejsze, a ja dałam plamę.

Rozdział 2

RACHEL

Rozglądam się po swoim biurze i nie potrafię pozbierać myśli. Wszystko wydaje mi się obce. Nie chciałabym przez swoją niewyparzoną gębę stracić pracy.

Może ten cały typ nie jest takim tyranem, na jakiego wygląda, ale te jego oczy… Wciąż odnoszę wrażenie, jakby cały czas tu był. Całkowicie różni się od mężczyzn, którzy do tej pory przewijali się w moim życiu. Zaczynam się kręcić na fotelu jak małe dziecko, pogrążając się w myślach.

Nachodzi mnie ochota porozmawiania z Lucą, tak bardzo chcę się komuś zwierzyć. Mimo to wiem, że wcale się tym nie przejmie i na pewno nie będzie słuchał, co mam do powiedzenia. Biorę telefon i już mam wybierać numer do mojego narzeczonego, kiedy ktoś puka do drzwi. Wzdycham głośno i odkładam komórkę.

– Proszę.

– Przepraszam, że przeszkadzam. – Drzwi otwiera moja sekretarka, a następnie wchodzi do środka.

– Słucham, co się stało? – Zerkam na nią z ukosa.

– Nowy szef prosił, aby znalazła pani chwilę i zjawiła się w jego gabinecie.

– Jego co?

– Gabinecie.

– Przecież ledwo przedstawił go ojciec, a już się tu panoszy?

– Ja tylko miałam przekazać informacje.

– Wiem, że ci kazał, ale co on tu w ogóle robi? Jego ojciec nie zdążył nawet stąd wyjść, a on… – przerywam w połowie zdania. Zastanawiam się, czego on może ode mnie chcieć.

– Pan Tom właśnie skończył się pakować. Jego biuro przejmuje jego syn. Niestety wszystko zostało szybko załatwione. Stwierdzili, że nie będą zwlekać.

– Mówił, czego ode mnie chce? Mam nadzieję, że nie zwolni mnie za to, że tak na niego wcześniej naskoczyłam.

– Z tego, co udało mi się podsłuchać, kiedy rozmawiali między sobą, ma zamiar wprowadzić jakieś zmiany.

– Za kogo on się uważa?! – Czuję, jak złość zaczyna we mnie wzbierać.

– Od dziś jest naszym pracodawcą. – Współpracownica zerka na mnie przepraszająco.

– Przekaż temu… jak on się tam nazywał?

– Nicholas.

– Temu Nicholasowi, że będę, gdy wykonam ważny telefon.

– Nie chce pani chyba bardziej mu podpaść?

– Przecież nic złego nie robię, po prostu muszę zadzwonić.

– Dobrze w takim razie przekażę, że to było bardzo pilne.

Biorę telefon i wybieram numer mojego faceta. Jak zwykle, kiedy bardzo go potrzebuję, on nie odbiera.

– Szlag – przeklinam pod nosem.

Próbuję jeszcze kilka razy, ale niestety teraz mnie rozłącza. Nic dziwnego, znowu wszystko jest ważniejsze od jego kobiety. Gdy wrócę do domu, będzie się gęsto tłumaczył. Mam już dość jego podejścia do życia, a tym bardziej tego, jak mnie traktuje. Co z tego, że mam mężczyznę, jeśli nie mogę mu się nawet wygadać.

Zapadam się jeszcze bardziej w fotelu, zastanawiając się, co takiego Luca robi w tym czasie, że nie miał dla mnie nawet paru minut. Przecież powinien być w domu. Niedawno stwierdził, że nie spełnia się zawodowo, i postanowił, że otworzy swój własny biznes, ale – jak to z nim bywa – znów coś poszło nie tak. Od pół roku siedzi w domu i niby szuka pracy, jednak nie wydaje mi się, aby tak było. Za każdym razem, gdy wracam, to udaje, że był tak zapracowany, że nawet nie mógł posprzątać. Zrobił się ostatnio bardzo leniwy, a ja jestem coraz bardziej wykończona – praca, dom, obowiązki, sprzątanie, gotowanie… Cały czas mam pod górkę, a kiedy próbuję wytłumaczyć mu, że nie jestem robotem, to słyszę, że znów dramatyzuję i się czepiam. Brakuje jeszcze, abym do tego wszystkiego straciła pracę.

Znów słyszę pukanie. Niepewnie otwierają się drzwi, mimo że nawet nie pozwalam nikomu wejść.

– Szef jest coraz bardziej wkurwiony, nie chcę, by miała pani problemy. – Sekretarka cicho szepcze.

– Idę, idę, bo ten hrabia to zaraz jajko zniesie. – Przewracam oczami.

Nie mam zielonego pojęcia, po co już chce ze mną rozmawiać. Jest tu dopiero kilka godzin. Najdziwniejsze w tym wszystkim jest to, że kiedy do niego szłam, z każdym kolejnym postawionym krokiem na moim karku pojawiała się gęsia skórka. Co to, do cholery, może znaczyć?

Podchodzę do jego gabinetu, po czym staję, zawieszając rękę na klamce. Rozglądam się dookoła, sprawdzając, czy w pobliżu nikogo nie ma, po czym łapię łapczywie powietrze w płuca. Zerkam w dół, przyglądając się swojej spódnicy, dłonią staram się ją wygładzić, aby wyglądać jak profesjonalistka, to samo robię z koszulą. Jeszcze jeden wdech i pukam. Stoję pod drzwiami, kiedy słyszę szorstki, beznamiętny głos:

– Wejść!

Niepewnie otwieram. Tak jak mogłam się domyślić, już zdążył się rozgościć. Ze ścian zniknęły wszystkie kolorowe obrazy Toma, a ich miejsce zastąpiły jakieś ciemne bohomazy. Wzrok kieruję w stronę biurka, na którym zawsze stały zdjęcia, ich też zdążył się już pozbyć. Na końcu pomieszczenia, tuż pod ścianą, zauważam duży, czarny, marmurowy pomnik nagiej kobiety, seksowny, i to nawet bardzo. Po drugiej stronie pomieszczenia mieści się skórzana sofa, której nie było tu wcześniej, jestem tego pewna w stu procentach. Biuro stało się chłodne, ale doskonale i perfekcyjnie dopasowane. Idealnie pasuje do tego mężczyzny. Szybki jest. Minęło raptem parę godzin.

Moje oczy zatrzymują się na nim. Marynarka spoczywa na oparciu fotela, a on ma na sobie nieskazitelnie białą koszulę. Tak pięknie opina się na jego ciele, że mogę ujrzeć każdy zarysowany mięsień pod nią. Podnoszę głowę wyżej. Jego niebieskie oczy są lodowate i surowe. Prostuje się na krześle i poprawia krawat. Patrzę na niego i mam coraz większe problemy z oddychaniem. Staram się, aby tego nie zauważył.

– Rachel, niech pani usiądzie. – Gestem dłoni pokazuje krzesło z drugiej strony biurka, a surowy ton wywołuje we mnie dziwne uczucie.

Podchodzę, po czym odsuwam mebel i siadam naprzeciwko niego. Zakładam nogę na nogę, a ręce kładę na kolanach. Mam tak spocone dłonie, że aż czuję, jak zaczynają kleić się do moich nóg. Prostuję się, przez co moje piersi wydają się jeszcze większe, niż są w rzeczywistości. Odchrząkuje.

– Wzywał mnie pan?

– Tak, ale widzę, że na jaśnie księżniczkę trzeba czekać. – Opiera dłonie o blat, pochylając się w moją stronę, a moje serce coraz bardziej odbija się od piersi. Tak cudownie pachnie wodą toaletową.

Zastanawiam się, czy powinnam się odezwać, czy poczekać na to, aż będzie kontynuował.

– Więc zacznijmy. To ja tu jestem szefem, więc należy mi się szacunek. Mam nadzieję, że twoje zachowanie z sali konferencyjnej więcej się nie powtórzy.

– Ale przepraszam pana bardzo. – Marszczę czoło, a mój niewyparzony język znów daje się we znaki. – Skąd niby mogłam wiedzieć, kim pan jest? Każda szanująca się osoba powinna się na początku przedstawić, a dopiero później zajmować miejsce, oczywiście to, które jest wolne.

– Hola, hola. – Oj chyba się wkurwił. Zauważam pulsującą żyłkę na jego czole. – Paniusiu, przywołuję cię do porządku! Jeszcze jeden taki wyskok, a uwierz mi redukcja, którą zamierzam przeprowadzić w tej firmie, zacznie się od ciebie. Nie jest mi do niczego potrzebna osoba, która mnie nie szanuje.

– Jaka redukcja? – Zdziwiona prostuję się jeszcze bardziej.

– Etatów, a niby jaka?

– Jak to?

– Normalnie. Według mnie pracuje tu za dużo osób i zastanawiam się, czy jest to potrzebne.

– Nie może pan nikogo zwolnić!

– A przekonamy się? Teraz mogę wszystko.

– Niech pan pozwoli im się chociaż wykazać na początku współpracy. – Patrzę na niego z ukosa, poprawiając sobie kosmyk włosów i zakładając go za ucho.

– Powiedzmy, że tak zrobię. – Opiera się o poręcz fotela, przystawiając swoją dłoń do podbródka. Boże, wygląda tak seksownie. – I niby co z tego będę miał?

– Moją dozgonną wdzięczność – wyrzucam z siebie bez zastanowienia.

– Powiedzmy, że chcę czegoś innego.

– Czego?

– Ciebie. – W tej chwili aż robi mi się gorąco, a przez moje podbrzusze przechodzi przyjemny, niewytłumaczalny dreszcz.

– Co?

– Nie w tym sensie, o którym pomyślałaś. Twojego posłuszeństwa, masz wykonywać moje polecenia, nie stawiać się, a wtedy może dojdziemy do jakiegoś porozumienia.

– Aaa… Jeżeli chodzi tylko o podporządkowanie, to mogę na to przystać.

– No to jedną kwestię mamy już uzgodnioną. Teraz możesz wyjść.

– To wszystko?

– Tak, na razie to wszystko. Zamknij za sobą drzwi. Do widzenia.

– Do widzenia. – Wstaję.

No co za cham. Kiedy opuszczam gabinet, czuję jego wzrok na swoich pośladkach. Normalnie jakby wypalał w nich dziury. Obracam się przez ramię, ale on wcale się nie speszył, jedynie dalej się na mnie gapił. Nie czekam dłużej, chcę jak najszybciej znaleźć się poza biurem.

Rozdział 3

RACHEL

Kiedy w końcu docieram pod drzwi swojego domu, zauważam, że wcale nie są zamknięte. Niepewnie łapię za klamkę, a widok, który zastaję za nimi, przyprawia mnie o zawał.

No niemożliwe, książę leży na kanapie, zapewne śpi, telewizor jest włączony na ful, a po podłodze walają się butelki. Nieprzyjemny zapach alkoholu i papierosów unosi się w pomieszczeniu. Normalnie płakać mi się chce. On jest kompletnie nieodpowiedzialny.

Podchodzę do niego i szturcham go w ramię, aby upewnić się, że przynajmniej oddycha.

– Czego chcesz? – mruczy pod nosem, a odór, który wydobywa się z jego ust, przyprawia mnie o mdłości.

– Jutro zobaczysz, czego chcę! – Krzywię się i szybko podchodzę do okien, aby je pootwierać.

Nie mam zamiaru spędzić z tym kretynem całego wieczoru. Dobrze, że umówiłam się dziś z dziewczynami na wyjście do klubu. Mimo że jestem zmęczona, to będzie idealne rozwiązanie. Biorę szybki prysznic i zaczynam się stroić, a w międzyczasie wykonuję telefon do Kate.

– Cześć, kochana, mam zamiar się dzisiaj upić. Gdzie się wybieramy? – Jest jedną z czwórki moich najlepszych przyjaciółek, oprócz niej są jeszcze Amelia, Linda i Mary. Staramy się wychodzić wszystkie razem, chociaż ostatnio rzadko się to zdarza. Może dzieje się to z tego powodu, że przestaję mieć chęć na porannego kaca, który zazwyczaj przychodzi po wieczornych schadzkach.

– Idziemy do Groove. Stało się coś?

– To co zwykle.

– Co, Luca znów się czepia czy się upił?

– Leży jak kłoda. – Zerkam w stronę mojego narzeczonego. – Nie mam zamiaru siedzieć z nim w tym smrodzie.

– Rozerwiemy się. Widzimy się na miejscu czy przyjechać po ciebie?

– Nie ma sensu, żebyś przyjeżdżała. – Zegarek wskazuje siódmą, jeszcze chwila i jestem gotowa. – Ósma?

– Ósma, to do zobaczenia.

– Pa. – Rozłączam się.

Kiedy przechodzę przez salon, przystaję na chwilę, obserwuję Lucę i staram się zrozumieć i przeanalizować, czy on w ogóle mnie kocha i czy potrafi się zmienić. Rzuca się z boku na bok. Wracam jeszcze do kuchni, łapię pierwszą lepszą miskę leżącą w szafce, po czym kładę ją przy łóżku. Starczy tego syfu, nie mam zamiaru więcej po nim sprzątać. Już w tym momencie dom wygląda jak jakaś stajnia.

Kiedy jadę taksówką, staram się uspokoić. Przecież ten dupek na mnie nie zasługuje, tak bardzo chciałam wygadać się mu z dzisiejszego dnia, a mogę tylko liczyć na swoje kumpele. Przez to całe rozmyślanie nawet nie mam pojęcia, jakim cudem tak szybko znajduję się pod Groove.

Ledwo płacę i otwieram drzwi, a dziewczyny biegną w moją stronę.

– Rachel, Rachel! – piszczą.

– Jak dobrze, że już jesteś. Chodźmy wreszcie do środka. Wszędzie są sami przystojniacy – wtrąca Linda.

– Dobra, dobra. Kto stawia pierwszy?

– Pierwsza kolejka należy do mnie! – krzyczy Kate i od razu biegnie w stronę baru.

Linda łapie mnie pod ramię i ciągnie za sobą. Boże, jak zwykle robią zamieszanie, ale za to je kocham. W klubie panuje idealny klimat. Głośna muzyka obija się o moje bębenki, światła mrugają z taką częstotliwością, że na początku kręci mi się w głowie. Zapach alkoholu i dymu papierosowego akurat w tym miejscu mi nie przeszkadza, a wręcz przeciwnie – nadaje mu uroku.

Przedzieram się przez tłum, parę razy ocierając się o przypadkowych mężczyzn, by to oni zwrócili na mnie uwagę. Wypijam pierwszego drinka, drugiego, trzeciego i już zaczyna mi przyjemnie szumieć w głowie. Tańczę z facetami, wydurniam się z dziewczynami, teraz mam ochotę po prostu o niczym nie myśleć. Kiedy muzyka zwalnia, a DJ puszcza z głośników wolniejszą piosenkę, parkiet pustoszeje, a my udajemy się do baru po kolejną dawkę alkoholu.

– Rech! –Amelia tak mnie szturcha w łokieć, że oblewam się drinkiem.

– Kurwa! Normalna jesteś?! Zobacz, jak ja teraz wyglądam!

– Jak zmokła kura – odzywa się Kate.

– Bardzo śmieszne. Ulżyło ci?

– Nie spinaj się tak – kontynuuje Amelia. – Patrz, tam po drugiej stronie baru siedzi przystojniak. Boże, co za ciacho.

– No to idź do niego. Pytasz mnie o pozwolenie? Nie jestem twoją matką.

– Nie o to chodzi.

– A, kurwa, o co?

– On od początku bacznie obserwuje ciebie.

W tym momencie postanawiam się odwrócić. Wiem, że tak się nie robi, bo od razu się domyśli, że go obgadujemy, ale szczerze mam wszystko w dupie.

Zamieram.

Fakt, ten facet jest przystojny, ale…

To mój szef, Nicholas.

No nie wierzę w to, co widzę. Co on tu robi? Nigdy dotąd go tu nie widziałam. Znów gapi się na mnie tymi swoimi wyłupiastymi oczami. Ten wzrok powoduje, że aż gotuję się w środku. Przez nadmiar alkoholu jestem jeszcze bardziej odważna niż dotychczas. Zerkam na niego tak, jakbym w ogóle go nie poznała. Przecież nie jestem w pracy, więc dlaczego mam być miła. Wracam do rozmów i picia drinka, a on niech się zajmie sobą i swoim kieliszkiem.

– Co, nie podoba ci się? – Amelia nie daje za wygraną. – Popieprzyło cię?

– Chyba ciebie. – Marszczę czoło i nachylam się, aby szepnąć jej do ucha. – To mój nowy szef.

– Że co, kurwa? – Aż podskoczyła na krześle.

– To, co ci powiedziałam. Przestań się podniecać! Jeżeli masz ochotę, droga wolna. Do dzieła, zostawiam go tobie.

– Dlaczego się tak denerwujesz? Nic takiego nie powiedziałam, a ty zachowujesz się jak furiatka.

– Sorry, masz rację. Nie no, podpadłam mu w pracy, a nie marzę teraz o jej utracie. W dodatku jest jakiś dziwny i chamski.

– Ale, przyznaj, jest cholernie przystojny.

– I co z tego? Ja mam narzeczonego, a ten… o tam… przypominam ci, jest moim szefem. – Gestem głowy pokazuję w jego stronę.

– Tak, tak. Ma się rozumieć, ale to nie zmienia faktu, że dalej się na ciebie gapi.

– Tyle jego.

Nie zamierzam sobie psuć wieczoru przez tego typa. Straciłam rachubę, ile już wypiłam, ale za to bawiłam się całkiem dobrze. Spoglądałam co jakiś czas w stronę Nicholasa i zauważyłam, że nie spuszczał ze mnie wzroku.

W pewnym momencie zaczyna kręcić mi się w głowie, a mój pęcherz jest pełen. Chcąc pójść do toalety, muszę przejść koło niego, ale co mi tam. Jestem po pracy i jestem wolnym człowiekiem. Idę przed siebie pewnym krokiem. Sunę między ludźmi jak gazela, a kiedy znajduję się blisko niego, łapie mnie za rękę.

– Księżniczka mnie nie poznaje? – Krzywi się i przechyla cały kieliszek, wlewając sobie jego zawartość do gardła.

– Możesz mnie puścić? – Wyrywam się.

– Ej, jak ty się do mnie odzywasz? Nie pomyliło ci się coś? – Na jego czole zauważam wyraźną żyłkę, która zaczyna pulsować.

– Chyba tobie się pomyliło. Koleś, ja teraz jestem po pracy i mogę robić wszystko, co mi przyjdzie do głowy. – Przemawia przeze mnie alkohol, no tak, mogłam się tego spodziewać.

– Maleńka, jesteś cholernie zadziorna. Podoba mi się to.

– Jestem w tym momencie zajęta. – Już mam odjeść, ale wyrasta nagle przede mną. Teraz stoimy twarzą w twarz. Jego oczy aż płoną z wściekłości.

– Podobasz mi się! Nie bój się i przysiądź do mnie, nie gryzę. – Gestem ręki pokazuje krzesło koło siebie.

– Wyśmienicie. – Uśmiecham się. – Ale wiesz co, ja się nie boję. Jestem szczepiona. – Puszczam mu oczko i kieruję się w stronę drzwi na końcu korytarza.

Wbiegam do środka, opieram się o umywalkę i spoglądam w stronę wielkiego lustra. Ten facet ma na mnie dziwny wpływ. Czuję, jak momentalnie wzrosło mi ciśnienie, a na twarzy spostrzegam wielki czerwony rumieniec. Jest mi bardzo gorąco. Staram się pozbierać myśli. Chowam się w kabinie i opadam na sedes.

Po chwili słyszę, jak ktoś wchodzi do pomieszczenia i zamyka główne drzwi na klucz. Niepewnym krokiem ruszam, zastanawiam się, po co ktoś to zrobił. Jednak nikogo nie zauważam. Rozglądam się, po czym łapię za klamkę. Szlag, zamknięte.

– Co jest, do cholery? – dyszę.

– Mówiłaś, że jesteś szczepiona, mam zamiar to sprawdzić. – Czuję ciepły oddech na swoim karku. Wyczuwam za sobą jego klatkę piersiową, a przez całe moje ciało przechodzi przyjemny dreszcz.

– Kurwa, o co ci chodzi?

– Mam zamiar tylko sprawdzić, czy te pyskate usta dobrze całują.

Obraca mnie gwałtownie, a jego wargi lądują na moich. Jego język wdziera się do środka ust w poszukiwaniu mojego. Chcę go odepchnąć, ale to jest tak seksowne i podniecające. Moje nogi robią się jak z waty. Zamykam oczy i ostatkiem siły zbieram się na odwagę. Zapieram się z całej mocy i odpycham go. Kiedy znajduje się kawałek ode mnie, biorę zamach i otwartą ręką strzelam go prosto w pysk.

– Nie pozwalaj sobie! – wrzeszczę! – Dawaj klucz!

– I tak było warto. – Podchodzi coraz bliżej mnie. Napiera swoim ciałem na moje tak, że plecami przyciska mnie do drzwi. Podnosi rękę i już ma oddać mi klucz, ale nagle zaczyna szeptać: – Do zobaczenia w biurze, tam nauczę cię pokory, jeżeli nadal chcesz dla mnie pracować. Dla mnie staniesz się uległa.

Wyrywam mu klucz z ręki, przekręcam zamek i wychodzę. Nie mam zamiaru dłużej przebywać z nim w jednym klubie. Podchodzę do dziewczyn, tłumacząc, że źle się poczułam i zamówiłam taksówkę. Bez zbędnych pytań wracają do zabawy, a ja udaję się do domu.

Rozdział 4

RACHEL

Nie wezwałam taksówki, ponieważ musiałam zaczerpnąć świeżego powietrza. To, co przed chwilą wydarzyło się w barze, rozwaliło mnie na łopatki. Co ten facet może ode mnie chcieć? Traktuje mnie jak zabawkę. Jestem tak zdenerwowana jak nigdy wcześniej, a perspektywa wrócenia do domu i pijanego Luki wcale mnie nie pociesza.

Ściągam z nóg szpilki, biorąc je w ręce, zwalniam krok i idę przed siebie. Podnoszę głowę nieco wyżej i obserwuję ciemne niebo. Potrzebuję odsapnąć i wyciszyć emocje. Czuję, że każdy mięsień mojego ciała jest potwornie spięty. Wzdycham, biorąc głęboki oddech, i ruszam przed siebie. Światła latarni oświetlają moją drogę. Na szczęście do domu mam zaledwie pół godziny i to naprawdę wolnym spacerkiem. Idąc, obserwuję domy, drzewa, pary wracające z romantycznych randek. Gdzieniegdzie zauważam jakieś zwierzątka, w końcu moją uwagę przykuwa mały, bezbronny piesek na końcu ulicy. Leży na chodniku, taki biedny i wygłodzony, jak mam przejść koło niego obojętnie? To, że mnie w życiu ostatnio nie spotyka nic miłego, to jedno, ale przynajmniej mogę komuś pomóc. Przystaję, podchodzę do niego bliżej, po czym klękam przy nim, wyciągając do niego rękę, aby mógł przyzwyczaić się do mojego zapachu. Kiedy byłam małą dziewczynką, miałam psa, ale odkąd poznałam mojego narzeczonego, nawet nie mam o czym marzyć. On przy każdej próbie namówienia go tłumaczył, że nie mamy warunków na zwierzaka, że będzie brudził, że nie będzie miał, kto się nim zajmować.

Co mam z nim zrobić?

Przecież ta mała istotka sama sobie nie poradzi, nie zasłużyła na samotność i odtrącenie.

– Co, maluszku? Pewnie zmarzłeś? Chcesz mieć nowy domek? – Zaczyna merdać ogonkiem. – A co mi szkodzi.

Próbuję go pogłaskać, o dziwo, pozwala mi na to. Smyram go chwilę za uchem, a następnie chcę cofnąć rękę, ale on wskakuje mi na kolana. Uśmiecham się sama do siebie. I co teraz? Nie zostawię go. Naprawdę mam w dupie to, co powie Luca. Tak bardzo bym chciała, aby go teraz nie było w domu. W mojej głowie kłębi się tyle myśli. W tym momencie nie potrafię zapomnieć o Nicholasie, a tym bardziej o smaku jego cudownych ust. O czym, kobieto, myślisz?, karcę samą siebie. Przecież nie powinnam. On teraz jest moim szefem, a ja jego pracownicą.

Podnoszę się delikatnie i zabieram psiaka ze sobą. Po kwadransie docieram pod swój dom, otwieram delikatnie drzwi, aby czasami nie obudzić pijanego mężczyzny. Najpierw kieruję się do pokoju i odstawiam psa na podłogę, a następnie udaję się do kuchni, by poszukać kawałka jakieś kiełbasy.

Spoglądam w stronę sofy, Luca oczywiście jest tak pijany, że pewnie nawet nie wie, że gdziekolwiek dziś wychodziłam. Spuszczam głowę, tak bardzo pragnę, aby znów był nie tylko zaradnym, ale i kochającym facetem jak wcześniej. Kiedyś mógł dla mnie zrobić wszystko, a teraz… nawet nie pamiętam, kiedy ostatnio mnie przytulił czy pocałował bez powodu. Wszystko wydaje mi się wymuszone, każde jego spojrzenie, każdy gest. Nie mam siły się na niego patrzeć, bo momentalnie ściska mnie w sercu, czuję ogromną gulę w gardle i chce mi się płakać. Chyba gdzieś pogubiliśmy się w naszym związku.

Wracam do pokoju, ale nigdzie nie dostrzegam mojego nowego przyjaciela. Rozglądam się we wszystkie strony.

– Piesku, piesku, gdzie jesteś? Chodź tu do mnie.

Po chwili słyszę małe skomlenie pod łóżkiem. Klękam i wyciągam go.

– Gdzie ty wlazłeś? Hm… jak cię nazwiemy… – Drapię się po głowie. – Mam, będziesz Hope, moją nadzieją na lepsze jutro. Zakładając oczywiście, że jesteś suczką. Podoba ci się?

Daję psince kiełbasę, którą ze smakiem zjada. Po szybkim umyciu maluszek kładzie się na łóżku w bezpiecznej odległości.

Biorę odświeżającą kąpiel i sama opadam na posłanie. Następnie zamykam oczy, a w mojej wyobraźni pojawia się ten sam zmysłowy mężczyzna z klubu, ten sam przystojny facet, który jest chamski i gburowaty, ten sam, który wywołuje we mnie tyle sprzecznych emocji, i niestety ten sam, który jest moim szefem. Nicholas. Jak ja dam radę jutro spokojnie pracować, wiedząc, że on jest niedaleko? Jakie on miał w ogóle prawo tak mnie potraktować w łazience? I o co mu, kurwa, chodziło z tą uległą? Z chęcią zrezygnowałabym z pracy, ale przez mojego narzeczonego nie mam takiej możliwości.

Kiedy myślę o moim szefie, między nogami czuję przyjemną, a zarazem niebezpieczną i zdradliwą wilgoć. Nie wiem, co się ze mną dzieje… Staram się odgonić te myśli. Wreszcie z wyczerpania zasypiam.

Rozdział 5

RACHEL

Wstaję skoro świt. Podnoszę się pośpiesznie i zerkam na drugą stronę łóżka, uśmiecham się, widząc poduszkę obok i spokojnie śpiącą małą przybłędę. Oczywiście Luki nie ma koło mnie. Zapewne ma kaca i dalej leży na kanapie w salonie, ale dobrze mu tak. Coraz bardziej mam ochotę pozbyć się go z mojego życia, tyle że jest mi przykro na myśl, że tym przekreślę wszystko, co udało nam się zbudować do tej pory, wszystkie wspólne lata. Kocham go, nawet bardzo, ale czy jestem szczęśliwa z człowiekiem, który nie daje mi poczucia bezpieczeństwa? Czy przez całe swoje życie narobiłam tyle złego, że nie zasługuję, na spokojne i idealne życie?

Przechadzam się do łazienki, zamierzając wyszykować się do kolejnego dnia pracy. Tylko w jaki sposób mam patrzeć na tego przystojniaka, nie okazując żadnych uczuć? Ten człowiek w dziwny sposób na mnie działa. Czuję do niego niechęć za jego opryskliwość i chamskie zachowanie w stosunku do mojej osoby, za to, że nie traktuje mnie jak kobiety, ani nawet na równi z sobą, ale jak zabaweczkę. Natomiast z drugiej strony czuję niewyjaśniony pociąg, tak jakby zahipnotyzował mnie tymi nieziemskimi oczętami. Jeszcze nikomu nigdy nie udało się zawładnąć całym moim ciałem i umysłem.

Szlag.

No kurde nie.

Nie mam zamiaru więcej dać się wykorzystywać i traktować tak przez jakiegokolwiek mężczyznę. Niech wreszcie nauczą się szacunku i przestaną traktować kobiety jak marionetki, a szczególnie nie pozwolę, żebym tą kobietą była ja.

Stoję naga przed dużym lustrem, specjalnie takie wybrałam – naprawdę jest wielkie i jedyne w swoim rodzaju, sięga od podłogi aż po sam sufit. Podziwiam się w nim przez chwilę, po czym przenoszę wzrok na twarz. Mam podpuchnięte oczy, pod nimi coraz bardziej wyraźne sińce, na czole jestem w stanie zaobserwować kolejne zmarszczki, a dałabym sobie rękę uciąć, że wczoraj ich jeszcze nie było.

Ostatnio jestem taka smutna, taka bez życia. Potrafię doskonale grać i w najbardziej odpowiednim momencie udawać. Po prostu muszę coś zrobić ze sobą, aby nie czuć się popychadłem, a za to stać się bardziej stanowcza i odpowiedzialna.

Lustruję kawałek po kawałku całe swoje ciało. Figura nienaganna. Biust idealny, nie jest ani za duży, ani za mały, jego wygląd zależy od tego, jaki biustonosz ubiorę. Nogi długie, a w szpilkach robią się o wiele dłuższe i zgrabniejsze, dlatego staram się z nimi nie rozstawać. Obracam się tyłem i zerkam przez ramię na swój tyłek, staję na palcach, aby mieć lepszy widok, no pośladki też krągłe i wyrzeźbione.

– No, Rachel, czego się boisz? – Uśmiecham się pod nosem.

Nie mam czego się bać, po prostu muszę im pokazać gdzie raki zimują. Dam radę.

Kiedy się obracam w poszukiwaniu swoich ciuchów, słyszę, jak ktoś łapie za klamkę. Do pokoju wchodzi mój narzeczony. Nie mam ochoty nawet z nim rozmawiać, a pewnie do tego wszystkiego wpadnie w furię, jak zobaczy, że przyprowadziłam to niewinne zwierzątko do domu. Nie wyduszam z siebie żadnego słowa, kiedy on staje za mną, a jego silne ramiona otulają mnie. Czuję ciepły oddech na sobie. Chcę się cofnąć, ale on mi na to nie pozwala.

– Rachel, jak dobrze, że jesteś – szepcze mi prosto do ucha. – Jesteś taka piękna.

– Ja wcale się z tego nie cieszę. – W odbiciu lustra widzę jego potworne zdziwienie przez to, co właśnie usłyszał.

– O co ci chodzi?

– To nie ja upijam się do nieprzytomności. To nie ja śpię we własnym smrodzie. To nie ja widzę czubek tylko własnego nosa – ciskam się, próbując wyswobodzić z jego ramion.

– A to powiedz mi, co niby mam robić całymi dniami, jak ciebie nie ma? Myślisz, że mi się nie nudzi samemu? – Ustępuje i puszcza mnie.

– Co masz robić? Ty tak na serio? Chłopie, ja zasuwam na nasz dom, na zakupy, a ty… Wziąłbyś się i znalazł wreszcie jakąś pracę. Już naprawdę mam serdecznie dość życia z takim leniem.

– Cały czas szukam pracy, ale na razie nic dla mnie nie mają.

– Uwierz mi, dłużej nie dam rady tak żyć. Masz tydzień, żeby znaleźć jakąś robotę, jak nie… – Teraz jestem pewna, nie może tak dalej być. Czyżby jedno spojrzenie Nicholasa odmieniło całe moje spojrzenie na życie?

– To co?

– To będzie koniec.

– Koniec czego?

– Koniec nas! Koniec naszego związku. Masz wziąć się wreszcie w garść i udowodnić, że mogę na ciebie liczyć.

W tym momencie słyszę ciche piszczenie. Luca momentalnie odwraca się w stronę łóżka.

– Co to, do cholery, ma być?

– Nie co, tylko kto, pozwól, że ci przedstawię. To jest Hope i od dziś z nami mieszka.

– Wiesz, że nienawidzę psów. Masz się jej pozbyć jak najszybciej.

– Prędzej pozbędę się ciebie niż jej. Po tym wczoraj udowodniłeś, jakim jesteś frajerem. Możesz o tym tylko pomarzyć.

– Rachel!

– Nie waż się na mnie podnosić głosu i, proszę, wypierdalaj z tego pokoju, zanim przestanę mieć ochotę dać ci jeszcze jedną szansę.

– Znajdę pracę, a wtedy on… ona stąd zniknie.

– Chyba w twoich snach. Teraz wyjdź, muszę się przyszykować, a ty jedynie mi przeszkadzasz.

Obraca się na pięcie i wychodzi. Podbiegam do drzwi i mocno nimi trzaskam. Klękam przy łóżku, a następnie tulę psinkę do swojej klatki.

– Nie bój się maleńka, nie pozwolę mu zrobić ci krzywdy.

Ona w podzięce liże mnie po twarzy, cichutko szczekając.

W biegu robię sobie kawę, z której upijam parę łyków, ponieważ mam kolejne obowiązki i muszę jeszcze wyjść z psem. Na moje szczęście mój mężczyzna chyba się obraził i wyszedł z domu, bo nigdzie go nie widzę. I dobrze. Kiedy wracam, zanoszę Hope do pokoju, łapię w locie banana i zbiegam, bo zaraz spóźnię się do pracy, a nie chcę dziś mieć do czynienia z moim szefem.

Rozdział 6

RACHEL

Kiedy zbiegam po schodach – może wcale nie było ich aż tak wiele – jestem tak bardzo zamyślona, że nie zauważam śliskiej plamy. W ostatniej chwili udaje mi się zamortyzować upadek na tyle, że tylko podpieram się ręką, leciutko ją brudząc.

– No nie! Tylko tego mi jeszcze brakowało!

Ogarniam torebkę, której cała zawartość wysypała mi się pod nogami.

Podbiegam w stronę mojego auta zaparkowanego na samym końcu chodnika. Wczoraj ten dzień tak wybił mnie z równowagi, że po powrocie z pracy totalnie zapomniałam, by wjechać nim do garażu. Na szczęście mieszkamy w malutkim, ale przytulnym domku, który odziedziczyłam po rodzicach w spadku. Kiedy mi go przepisywali, uważali się za starszych – choć mieli dopiero po sześćdziesiąt lat – zamierzali odpocząć i przenieść się w bardziej ustronne miejsce, aby móc wreszcie nacieszyć się tylko sobą. Twierdzili, że mają już dość zatłoczonego miasta, dlatego podarowali mi dom w formie wcześniejszego testamentu. Niestety zaraz po tym zginęli w wypadku samochodowym.

Moja posiadłość mieści się niedaleko jednej z niezbyt zatłoczonych ulic, więc pozostawienie samochodu koło domu nie sprawia nikomu żadnego problemu. Rozglądam się dookoła. W nocy chyba musiało padać, bo trawa wokół jest cała mokra, a na ulicy pozostały spore kałuże. Podnoszę głowę, ale na niebie nie dostrzegam ani jednej chmury, więc to musiało być tylko przelotne. Zbliżam się do auta z zamiarem wyciągnięcia kluczyków z torebki. No nie i jeszcze raz nie, niech to szlag. Przez to, że wszystko się rozsypało, nic nie znajdę.

Kucam i wyrzucam całą zawartość na trawę, a na samym końcu wypadają klucze. Kurde, jakiego ja mam dziś pecha od samego rana, jak tylko otworzyłam powieki. Co jeszcze może mi się przydarzyć?

I jak na zawołanie… Kurwa! Ładnie!

Rozpędzony sportowy, czerwony samochód z piskiem opon wjeżdża w sam środek największej kałuży na ulicy.

– Kurwa! – wydzieram się jak poparzona. – Żebyś frajerze tak samo został potraktowany.

Podskakuję do góry, czując nieprzyjemną wilgoć na ubraniach. Spoglądam w dół, po czym zauważam, że moje idealne, nieskazitelnie wyprasowane i dobrane ubranie nie dość, że jest mokre, to w dodatku całe w błocie. Rzucam mięsem w stronę tego rajdowca, ale chyba nawet nie przejął się tym, że ktoś w ogóle został oblany.

Starszy przechodzień, który w tym momencie przechodził przez ulicę, przystanął i spoglądał w moją stronę. Zerkam na niego, po czym nasze spojrzenia się krzyżują. Staruszek uśmiecha się i zaczyna grozić mi palcem.

W jednym momencie zalewa mnie fala upokorzenia, opuszczam głowę i wbiegam do domu.

Kieruję wzrok w stronę zegara, wiszącego na ścianie mojego domu.

– Niech to szlag, spóźnię się. Spóźnię się. – Przeskakuję z nogi na nogę. – Co mam zrobić? Nie mam ochoty na rozmowę z Nicholasem. Nie dziś – zaczynam mówić sama do siebie.

Przemierzam swoją sypialnię, po czym znajduję się koło szafy i w tym momencie zaczynam wszystko z niej wyrzucać w poszukiwaniu tego, co nada się do ubrania, aby wyglądać, jak przystało na prawdziwą asystentkę. Jedyne rzeczy, które są w miarę niewygniecione, to albo długa spódnica aż do ziemi, albo dres, i weź tu, człowieku, zdecyduj. Nie mam już ani czasu, ani możliwości, by zdążyć coś wyprasować.

Łapię szybko spódnicę, pośpiesznie ją na siebie wkładam i spoglądam do lustra. Nie jest najgorzej, ale to nie jest mój strój do pracy, tylko że dziś już nic na to nie poradzę. Przebieram jeszcze koszulę i mogę wychodzić. Tym razem przestałam się już śpieszyć. Cholera i tak się późnię. Mam jednak nadzieję, że mój przystojny szef nie zauważy, że jeszcze mnie nie ma. Do pracy mam jakieś pół godziny. Zjawiam się w niej piętnaście minut po czasie, nie jest źle.

Pośpiesznie ruszam długimi schodami do góry. Jak się cieszę, że zarzuciłam dziś na stopy tylko czółenka, a nie wysokie szpile, jak mam to w zwyczaju. Ruszam do swojego biurka, tak by nikt nie zorientował się, że jestem spóźniona. Opadam na fotel i zaczynam głośno dyszeć. Po włączeniu komputera, zauważam maila od mojego szefa. Otwieram go pośpiesznie i czytam:

Jak księżniczka już zjawi się w pracy, zapraszam do mnie.

No co za przebiegły drań, zauważył, że nie zjawiłam się punktualnie. Nigdy w mojej karierze to się nie zdarzyło, a musiało akurat dziś. Co za pech. Czuję potworne zdenerwowanie, ręce mi się pocą, a cały kark oblał się zimnym potem, ten mężczyzna dziwnie na mnie działa. Z jednej strony nienawidzę takich facetów, a z drugiej – jak pomyślę sobie, że za chwilę będziemy sami w jego biurze, ogarnia mnie dziwne podniecenie.

Wdycham.

Muszę się wziąć w garść. Podnoszę swój tyłek, poprawiam spódnicę, która opada mi na kostki, i prostuję się. Ale jak ja dziś wyglądam? Niech to szlag trafi. Idę. Podchodzę do drzwi. Biorę dwa głębokie oddechy i wchodzę bez pukania, jak do siebie. Chyba nawet o tym nie pomyślałam. Siedzi naprzeciwko rozłożony na fotelu jak jakiś hrabia. Patrzy na mnie tym swoim przenikliwym spojrzeniem. Jego cudowne blond włosy rozświetlają całe pomieszczenie, jest ubrany nienagannie, ma na sobie szary idealnie skrojony garnitur, jasną koszulę i krawat zawiązany pod samą szyją. Przesuwa swoim boskim ciałem, tak że opiera się o biurko. Stoję jak jakaś wariatka wpatrzona w niego jak w obrazek. Marszczy swoje seksowne czoło, ukazując łobuzerski uśmiech, po czym się odzywa:

– Paniusiu, mój ojciec chyba źle dobierał sobie personel. Teraz proszę, wyjdź, a jak będziesz ponownie wchodzić, to zapukaj ładnie jak przystało na pracownika.

Patrzę na niego zszokowana. On tak na serio?

– Pan mówi poważnie? Mam sobie stąd wyjść, po czym wrócić? – Moje ręce zaczynają się tak pocić, że są całe mokre.

– Tak, dobrze zrozumiałaś, tylko następnym razem masz zapukać.

Zaciskam pięści, ale robię posłusznie to, czego ode mnie wymaga. Tak bardzo potrzebuję tej pracy. Zatrzaskuję za sobą drzwi. Nogi mam jak z waty, cała się trzęsę, ale obracam się i pukam przed wejściem. Nasłuchuję, by usłyszeć zaproszenie.

– Proszę, wejdź. – Głos po drugiej stronie odzywa się donośnym, ale i stanowczym tonem.

Łapię za klamkę, a następnie waham się, czy na pewno chcę się znaleźć z nim w środku. W środku jaskini niedźwiedzia. Tylko co innego mogę zrobić? Muszę się wysilić na uprzejmość. Ponownie znajduję się w jego biurze.

– Dzień dobry, prezesie. Wzywał mnie pan do siebie? – Uśmiecham się, udając zaszczyt, że mnie zawołał.

– Tak, wzywałem – potwierdza. – Ale najpierw powiedz mi, co ty masz dziś na sobie.

– Spódnicę – udaje mi się wydusić.

– To spódnica? – zaczyna się śmiać. – Dobry żart. Jesteś asystentką prezesa, a nie zakonnicą albo panną na wygnaniu. Mam nadzieję, że to rozumiesz. – Przekręca seksownie swoją twarz na bok. – Od dziś dla ciebie będą panować inne zasady. Masz mnie reprezentować, więc koniec z takimi śmiesznymi łaszkami. Rozumiesz?

– Tak jest, panie prezesie.

– Po drugie jak jesteśmy sami w tym biurze, zwracasz się do mnie po imieniu. Zrozumiano? – Podnosi się ze swojego krzesła i zaczyna podążać w moją stronę. Nagle to pomieszczenie wydaje mi się coraz mniejsze i robi mi się potwornie gorąco.

– Tak. – Spuszczam wzrok.

– Po trzecie kiedy do ciebie mówię, masz patrzeć mi w oczy. – Jest coraz bliżej, niemal czuję jego oddech na swoich ramionach, a przez ciało przechodzi mnie niewytłumaczalny dreszcz.

– Tak. – Podnoszę głowę. Teraz nasze oczy znajdują się na tej samej wysokości.

– A po ostatnie, jak na razie – gestem ręki pokazuje mi w prawo, abym zerknęła. Wcześniej w tym pomieszczeniu nie widziałam drugiego biurka – od dziś to twoje nowe miejsce pracy. Chcę mieć cię na wyłączność.

– Ale jak to? Ja już mam swoje biuro za tymi drzwiami.

– To nie podlega dyskusji! – Przybliża swoją twarz jeszcze bliżej mojej. Czuję jego oddech na swoich ustach. Całkowicie mnie rozkojarzył. – A teraz wyjdź i idź do domu! Nie mam ochoty oglądać cię, jak jesteś tak ubrana. Do zobaczenia jutro. Tylko pamiętaj o zasadach.

– Do widzenia.

Staram się, jak najszybciej opuścić biuro. Czuję, jak w moich oczach wzbierają łzy. Nie będę płakać przez tego faceta, nie przy nim. Wszyscy pracownicy w biurze patrzą na mnie podejrzliwie i zaczynają między sobą szeptać, ale nie mam głowy na zbędne dyskusje. Zabieram swoją torebkę i wybiegam z biura. Pragnę od razu znaleźć się w domu.

Rozdział 7

RACHEL

Przez to, że wybiegłam, jak zwykle zrobiłam z siebie idiotkę przed swoimi współpracownikami. Czemu ten facet tak na mnie działa? Przy nim zapominam o wszystkim, co mnie otacza. W całym tym pośpiechu może i wzięłam swoją torebkę, ale kluczyki od auta zostały na biurku.

Kurwa.

Opieram się plecami o samochód, myśląc, co powinnam zrobić w tej sytuacji. Wrócić na górę? Nie mam na to ochoty, przecież i tak pewnie jestem teraz na językach. Wszyscy zapewne właśnie zastanawiają się, co takiego wydarzyło się w gabinecie szefa, że ja – zawsze opanowana osoba – aż z niego wybiegłam.

Nie wracam się, w zamian postanawiam, że drogę do domu pokonam na piechotę, i tak nie mam ochoty spędzić całego dnia z Lucą. Biorę się więc w garść i ruszam.

Moje myśli cały czas krążą wokół Nicholasa. Nie zgodziłabym się na jego warunki, tyle że w tym momencie nie mogę pozwolić sobie na brak stałych środków do życia, a zresztą ta firma to wszystko, co mam. Nie mam pojęcia, jak spędzę najbliższy czas z tym sadystą w jednym pomieszczeniu. Codziennie będę widzieć te olśniewające oczy, codziennie będę czuć ten przyjemny zapach jego perfum, przy każdym ruchu będę zgadywać, czy właśnie w tym momencie się na mnie patrzy. Moje ciało momentalnie się spina, a w podbrzuszu wyczuwam przyjemny dreszcz. Czyżbym pożądała mojego szefa? Przecież to jest niedorzeczne. Mój były pracodawca nigdy nie wspomniał, że ma syna, a co dopiero, że nie posiada skrupułów i nienawidzi kobiet. Nie wyobrażam sobie, co musiał przeżyć, że stał się taki bezwzględny.

Z całego tego zamyślenia wybija mnie przejeżdżający koło mnie samochód, który zaczyna na mnie trąbić. Nie wierzę własnym oczom. Tak, to dokładnie to samo auto, którego kierowca rano mnie ochlapał. To przez niego mam teraz same problemy. Zaczynam przeklinać go w myślach, kiedy zauważam, że nagle przystaje, przez co jeszcze bardziej się dziwię. Nie cofam się, a prostuję, i stanowczym krokiem kroczę dalej, może nie aż tak szybko jak przed chwilą, ale ciągle idę do przodu. Po chwili samochód przede mną zaczyna się cofać i znajduje się na równi ze mną. Ogarnia mnie niewytłumaczalne uczucie, kiedy szyba auta nieznacznie się uchyla, a kierowca odzywa się do mnie zachrypniętym, ale za to seksownym głosem.

– Panienko, przepraszam za rano, może podrzucę? – Nie spoglądam w jego stronę. Jedzie koło mnie. – Nie daj się prosić.

Dziwne uczucia, które w tej chwili mną targają, dodają mi odwagi, aby się obrócić i odezwać. Co gorszego może mi się jeszcze dziś przytrafić? Pech goni pecha.

– Chyba pan sobie robi ze mnie jaja. – Opieram ręce na biodrach. W tej pozycji mogę wyglądać groźniej, a przynajmniej tak mi się wydaje. – Po tym jak przez jakiegoś tam kierowcę, który uważa się za rajdowca i nie potrafi nawet ominąć głupiej kałuży, mam spieprzony dzień, to jeszcze teraz mam jak gdyby nigdy nic dać się przewieźć autkiem?

– Oj, nie bądź taka niedostępna. Widzę, że ci się podoba. Wsiadaj!

– Czy ty uważasz, że możesz mi rozkazywać? Zresztą nie wydaje mi się, abyśmy byli na ty.

I w tym momencie szyba odsuwa się do końca, a ja aż zamieram. Mrużę powieki, po czym parę razy je otwieram i zamykam. Nie mam pojęcia, jak, ale to mój szef. Uśmiecha się, ukazując śnieżnobiałe zęby. Ten blask mnie oślepia. Jest jeszcze bardziej boski niż w biurze. Nie ma na sobie marynarki, przez co jego koszula idealnie opina się na jego ciele.

– Wsiadaj!

– A jeśli nie?

– To wyjdę i sam wpakuję cię do środka!

– Kim ty jesteś, że masz czelność tak się do mnie odzywać?

– Jakbyś nie pamiętała, to jestem twoim szefem.

– Jestem już po pracy.

– Czyżby?

– Tak, mój przełożony dał mi wolne i kazał dopiero jutro zjawić się w pracy. – Obracam się na pięcie, mimo że moje nogi odmawiają posłuszeństwa. Już zamierzam wykonać krok, kiedy słyszę, że drzwi samochodu zatrzaskują się z hukiem, a po chwili czuję, jak podnosi mnie do góry, tak że teraz wiszę głową na jego plecach. Podniósł mnie jak jakąś marionetkę, zarzucając sobie na barki. Zaczynam się szarpać i wić. – Puść mnie! To już podchodzi pod mobbing. Nie masz żadnego prawa do traktowania swoich podwładnych w ten sposób.

– Przestań się wydzierać i tak nic ci to nie pomoże! – Czuję, jak mną rzuca, po czym opadam na fotel pasażera w aucie. Zapinam pas, a on zatrzaskuje za mną drzwi, sam udając się za miejsce za kierownicą. – Chciałem cię tylko odwieźć. – Przytyka głowę bliżej mojej szyi, przez co czuję jego nieziemsko ciepły oddech na swoim gołym karku. Macha mi przed oczami kluczykami od auta. –Chyba o tym zapomniałaś.

Wyrywam mu je z rąk, odwracając głowę w stronę okna. Nie potrafię patrzeć w jego oczy.

– To odwieź mnie do domu! – syczę przez zaciśniętą szczękę.

– Oj, twarda z ciebie sztuka. – Wybucha śmiechem. – Sądzę, że nasza współpraca będzie bardzo, ale to bardzo interesująca.

Zaciskam mocniej uda, ponieważ momentalnie czuję przyjemną ciepłą wilgoć między nimi, a na moich policzkach pojawia się niespotykany rumieniec, który zauważam w lusterku. To nie możliwe, jak jego bliskość i głos na mnie działają. Nawet mój narzeczony nie potrafi wzbudzić we mnie tak skrajnych emocji.

Resztę drogi spędzamy w milczeniu. Kiedy podjeżdżamy pod wejście do domu, słyszę, jak zwalnia blokadę zamka. Daje mi to sygnał do szybkiego wyjścia, więc odpinam pas, wyskakując na zewnątrz.

– Do zobaczenia jutro w pracy, Rachel. Tylko, pamiętaj, nie spóźnij się, bo inaczej sam tu po ciebie przyjadę, a wtedy już nie będę tak miły jak dziś.

Nie obracam się, nie odzywam, tylko wbiegam do domu, jak najszybciej potrafię. Zamykam za sobą drzwi wejściowe, po czym opieram się o nie i głośno dyszę.

Rozdział 8

RACHEL