Nie! Broszury emigracyjne 1944 - Stanisław Cat-Mackiewicz - ebook

Nie! Broszury emigracyjne 1944 ebook

Stanisław Cat-Mackiewicz

0,0

Opis

"Jakże łatwo zarobić sobie na uznanie, powtarzając bez żadnego uzasadnienia: jest źle, ale będzie dobrze, musi być dobrze, przy tym dlaczego „musi być dobrze” można nie uzasadniać. Wiem, że tego rodzaju optymistyczne przewidywania zapewniają wśród Polaków autorytet polityczny, ale ja nie chcę mieć autorytetu politycznego opartego na rozumowaniach bez sensu. Nie uważam tych broszur za drogę do kariery politycznej, której nie robię, lecz za spełnianie obywatelskiego i dziennikarskiego obowiązku mówienia prawdy. I dlatego nie pocieszam. Rzeczywistość jest czarna, przyszłość czarniejsza jeszcze. Nazywano mnie pesymistą, lecz gdyby więcej liczono się z moimi pesymistycznymi przewidywaniami, nie doszlibyśmy zapewne do tej przepaści, nad brzegiem której stoimy."

Stanisław Cat-Mackiewicz

W styczniu 1944 roku wojska sowieckie przekroczyły przedwojenną granicę z Polską, w grudniu Polski Komitet Wyzwolenia Narodowego przekształcony został w Rząd Tymczasowy. Spinało to klamrą ciąg innych wypadków, z których wszystkie, i każdy z osobna, przeczyły nadziei, że Polska wyjdzie z wojny niepodległa, w określonych przez siebie granicach. Wśród pesymizmu i zwątpienia Stanisław Mackiewicz mógł mieć powody do satysfakcji, choć smakowała ona wyjątkowo gorzko.

prof. Rafał Habielski

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 456

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Stanisław Cat-Mackiewicz

Nie!

© Copyright by Author’s inheritors and Towarzystwo Autorów i Wydawców Prac Naukowych UNIVERSITAS, Kraków 2014

© Copyright for Czarnym atramentem by Rafał Habielski and Towarzystwo Autorów i Wydawców Prac Naukowych UNIVERSITAS, Kraków 2014

ISBN 978-83-242-2029-8

Opracowano na podstawie wydań:Wilno, Londyn 1944; Nowogródek, Londyn 1944;Pińsk, Londyn 1944; 19 marca, Londyn 1944;Wielkanoc 1944, Londyn 1944; Przed Majem,Londyn 1944; Maj 1944, Londyn 1944;Sosnkowski, Londyn 1944; Czekamy, Londyn 1944;Rozkaz, Londyn 1944; Październik 1944,Londyn 1944; Nie!, Londyn 1944.

TAiWPN Universitas dziękuje Dyrekcji Biblioteki Jagiellońskiej w Krakowie za udostępnienie skanów oryginalnych broszur stanowiących podstawę niniejszej edycji.

W książce zachowano styl Autora, uwspółcześniając jedynie pisownię i ortografię. Wyróżnienia w tekście są oryginalne. Przypisy oraz uwagi w nawiasach kwadratowych pochodzą od redakcji niniejszego wydania.

Opracowanie redakcyjneJan Sadkiewicz

Projekt okładki i stron tytułowychEwa Gray

www.universitas.com.pl

Wilno

Od wydawcy

Szybsze tempo wypadków, zwiększające się z dnia na dzień niebezpieczeństwo Polsce grożące, wreszcie wiadomości przenikające o poglądach rządu – wszystko to skłania mnie do częstszego wydawania mych broszur. Będą więc one od dzisiaj częstsze, chociaż w swej objętości zmniejszone, a więc też cena ich będzie wynosić nie 2, lecz 1 szyling. Będą się też w nich ukazywać artykuły innych osób, podpisywane nazwiskami lub pseudonimami. AutorSzarych dokumentów, większej pracy, która ukazywać się będzie rozdziałami, podpisany jest pseudonimem.

Proszę mych czytelników z góry o darowanie mi braków korekty, złego papieru i niedbałego wyglądu. Względy estetyczne, dbałość o szatę graficzną – wszystko to są rzeczy miłe i ważne, ale nie najważniejsze. Proszę o uszanowanie tego, że wydaję te broszury sam jeden, bez czyjejkolwiek pomocy, i że przy ich wydawaniu pełnię wszelkie czynności, do gońca redakcyjnego włącznie. Byłbym wdzięczny za wszelką pomoc w kolportażu i o nią się zwracam, zwłaszcza do osób pochodzących z Wilna czy ze Lwowa, czy też z krajów z tymi miastami związanych. Nie wiem, czy będę mógł finansowo te wydawnictwa utrzymać, toteż każdy pozyskany dla ich sprzedaży sklep czy kiosk będzie przeze mnie witany z nadzieją i wdzięcznością.

Dramatyczny miesiąc

Miesiąc styczeń 1944 roku był dla nas dramatyczny. Rozpoczął się wkroczeniem wojsk sowieckich do Polski. Rząd polski zareagował oświadczeniem z 5 stycznia, o którym pisaliśmy w naszej broszurze pt.4 stycznia 1944 roku. Oświadczenie to rozpoczynało się niepotrzebnym i szkodliwym wyrażeniem przekonania, że to wkroczenie zapowiada nasze oswobodzenie. Rząd polski w Londynie wciąż nie liczy się z niebezpieczeństwem nowej okupacji i nowego zaboru, wciąż głuchy jest na hasło „Warszawa” czerwonych dywizji Berlinga i wciąż nie chce przyjąć do wiadomości i świadomości, że rząd sowiecki dąży do XVII polskiej republiki sowieckiej.

Dnia 10 stycznia „Observer” londyński zamieścił depeszę swego moskiewskiego korespondenta, którą uznano za balon próbny. Jednak dwa dni później radio sowieckie powtórzyło oficjalnie treść tej depeszy w charakterze oferty dla Polski1. Rząd sowiecki polemizował w niej ze stanowiskiem rządu polskiego wyrażonym w deklaracji z 5 stycznia, następnie oświadczył, że gotów jest zamienić granice z 1939 (wyrazy „linia Mołotow–Ribbentrop” były oczywiście ze zrozumiałych względów omijane) na linię Curzona, wreszcie wypowiedział pod adresem naszego rządu szereg brutalności.

W dniu 14 stycznia została ogłoszona odpowiedź polska. Oświadczała gotowość na przystąpienie do rokowań i wyraźnie, ostentacyjnie pomijała wyrazy „granice ryskie” lub „integralność polskiego terytorium”. Innymi słowy, od deklaracji tej zalatywał zapach trupi sal grodzieńskich, w których obradował sejm zgadzający się na rozbiór Polski.

Tak też zrozumiała ową deklarację prasa angielska, wypowiadająca nazajutrz po jej ogłoszeniu komplementy pod adresem naszego rządu. Jedno z pism pisało: waga tej deklaracji polega nie na tym, co w niej jest, lecz na tym, czego w niej nie ma. Nie ma w niej wzmianki o granicach ryskich.

Z kolan upokorzenia podnieśli nas i postawę stojącą nam przywrócili dyplomaci sowieccy.

W nocy z niedzieli na poniedziałek 17 stycznia (wszystko, co ważne, dzieje się w Sowietach zawsze w nocy, są to jakieś tradycje nocne Bóg wie z jak oddalonej przeszłości idące) radio sowieckie ogłosiło komunikat rządu sowieckiego z gniewem odrzucający nasze propozycje, twierdzący, iż odpowiedź polska dowodzi, że Polacy nie życzą sobie dobrosąsiedzkich stosunków z Rosją sowiecką. Jednocześnie powiadomiono nas tego samego zimowego ranka, że powstała komisja z sowieckim biskupem i byłym hrabią dla zbadania sprawy grobów Katynia i że komisja ta zakańcza już swe prace, ale co ważniejsze, dnia następnego drugi co do znaczenia rosyjski organ prasowy „Prawda” ogłosił depeszę swego korespondenta z Kairu, że Anglicy prowadzą tajne rokowania pokojowe z Ribbentropem i że dwóch Anglików spotkało się z tym nazistowskim ministrem.

Wszystko to sprawiło, że sprawa polska miała przez kilka dni tak dobrą prasę w Londynie, jakiej nie miała od czasów Battle of Britain. Wymysł rokowań z Ribbentropem oburzył oczywiście prasę i publiczność angielską, a postępowanie z Polską wyjaśniło sytuację. Prasa angielska poczuła i zrozumiała, że nie chodzi tu o linię Curzona, tak jak nie chodziło kiedyś o Mińsk czy o KamieniecPodolski, a tylko o to, aby Polska była sowiecka, względnie wyłącznie z Rosją związana; że nie o zdobycze terytorialne ogromnej Rosji chodzi, ale o panowanie politycznew Europie Środkowej. Ponieważ nasz rząd wspomniał o pośrednictwie Anglii i Ameryki, zostaliśmy odprawieni z gniewem. Ponieważ wiadome było, że odpowiedź naszego rządu redagowana była przy współudziale rządu brytyjskiego, wyładowano także złość do Anglików, zmyślając wiadomość o rokowaniach z Ribbentropem. Czy trzeba dodawać, że ten Kair, wzmiankowany jako miejsce nadania tajemniczej wieści o rokowaniach, miał tyle właśnie z tą wieścią wspólnego, ile ma wspólnego sowiecka urna wyborcza z rezultatem głosowania?

Prasa londyńska powtarzała więc przez dni kilka: tym razem Polacy mają słuszność, a Sowiety jej nie mają.

Rząd nasz odniósł więc wyraźne zwycięstwo dialektyczne. Nie mamy zamiaru walorów tego dialektycznego zwycięstwa pomniejszać, ale nie chcemy go wydymać do rozmiarów przesadnych i nierealnych, i co gorsza, wciąż nie możemy zapomnieć o tym, że kupione ono zostało za cenę straszliwą, za pominięcie wyrazów „integralność Polski” w deklaracji 14 stycznia. Natomiast suum cuique2, za co należy rząd pochwalić? – Za to, że nie próbował beneszować, że zamiast porywać się do rokowań z Rosją sam na sam, powiedział sobie: ani kroku z Rosją bez Anglii i Ameryki. Ktoś może tu zarzucić naszemu rządowi brak ambicji i brak samodzielności, ale w danym wypadku ten brak głupich ambicji i śmiesznej samodzielności należy mu policzyć za największą i jedyną zasługę. Europą jesteśmy, Europy się trzymajmy. Droga słodkich sam-na-samów z Rosją sowiecką, praktykowana przez Beneša, jest dla nas zamknięta, nic nas dobrego ze strony Sowietów nie czeka i w odwiedziny do tego pana chodźmy zawsze w towarzystwie cioci Anglii i wujenki Ameryki.

Nie można jednak z naszego zwycięstwa dialektycznego i z tej kilkudniowej szczęśliwej dla nas aury w prasie angielskiej czynić jakiegoś zasadniczego zwrotu. Ucho polityka powinno odróżniać głos gazet od głosu armat. Są głosy gazet, które przechodzą lub mogą przejść w głosy armat, i są inne głosy, przeznaczeniem których jest rodzić westchnienia, poezje i epitafia nagrobkowe. Waga polityczna tych dwóch gatunków głosów gazet jest nierówna.

Czy prasa londyńska, przyznając nam rację, zapowiada w przyszłości udzielenie nam pomocy fizycznej czy też tylko uznania moralnego? Oto jest wielkie pytanie, które niestety rozstrzygam negatywnie dla Polski.

Nam grozi okupacja Sowietów w Polsce i stworzenie przez rząd sowiecki faktów dokonanych. Do niczego nie prowadzi wszelkie zatajanie, zakłamywanie, zadeklamowywanie tego straszliwego niebezpieczeństwa. Jeśli dziś „Prawda” ogłasza, że rząd angielski wysyła agentów do Ribbentropa, i potem wiadomość tę prostuje, to w razie okupacji Warszawy przez wojska sowieckie „Prawda” ogłosi, że kierownictwo naszej podziemnej organizacji wojskowej to agenci hitlerowscy, i oskarżenia tego… nie odwoła.

W tej sytuacji miała miejsce wizyta u premiera Churchilla trzech naszych ministrów: Mikołajczyka, Romera i hrabiego Raczyńskiego, w dniu 19 stycznia 1944 roku, i wizyta ta daje nam okazję do sprecyzowania stanowiska politycznego Sowietów wobec nas, interesów polskiej racji stanu wobec Sowietów, polityki angielskiej wobec Sowietów i nas, poglądów naszego rządu na to wszystko, które niestety mijają się z polską racją stanu, i wreszcie skomplikowanej kwestii stosunku Polaków do polskiego rządu.

Czego chcą Sowiety?

Sowiety chcą rozszerzenia ilości swych republik celem uzyskania panowania nad Europą Środkową. Owe ostatnie reformy zapowiadające zwiększenie samodzielności republik związkowych są oczywiście tylko propagandowym ułatwieniem powiększenia Rosji o republikę sowiecką fińską, polską, rumuńską i węgierską. Na Peczorze i w kraju Komi, koło dolnych biegów Jeniseju, Obu i Leny, na dalekiej Kamczatce znajdzie się przecież miejsce dla fińskich, polskich, rumuńskich i węgierskich „faszystów”.

Dziś Sowiety zapowiadają nam ofiarowanie Odry i Prus Wschodnich. Litwie kowieńskiej dawały swego czasu Wilno, aby potem zająć ją wraz z Wilnem. Jak budując okręt, buduje się wpierw mały model, tak polityka Sowietów wobec Litwy kowieńskiej była modelem polityki w większej skali, mianowicie polityki wobec nas.

Polska racja stanu

Broniąc Ziem Wschodnich, bronimy ich nie tylko ze względów sentymentalnych, które zresztą byłyby wystarczające. Tak samo jak Brytyjczycy odmówią wymiany Edynburga na Lubekę bez podania motywów swej odmowy, tak samo my odmawiamy wymiany Wilna i Lwowa na cokolwiek i również możemy nie podawać motywów. Ale poza względami przywiązania do własnej ziemi są jeszcze względy polityczne. Oto Ziemie Wschodnie to wał, który broni i trzyma całą Europę Środkową, a w tej liczbie chroni i broni niepodległości Polski. Bez Ziem Wschodnich Polski nie będzie.

Stanowisko angielskie

Anglicy myślą: Rosja ma najsilniejszą armię lądową, która potrzebna jest wspólnej sprawie do pobicia Niemców.

Tylko autokracja potrafi tak szafować milionami żołnierzy, jak to czyni Rosja. Ta konstatacja zmusza nas do głośnego oświadczania, że Rosja jest wspaniałą demokracją.

Rosja chce kompensat w postaci rozszerzenia swych granic w Europie Środkowej. Nie podoba się nam to. Będziemy się temu opierali. Jednak, jeśli nie będzie można inaczej, to wolimy Rosjan w Warszawie od Niemców w Amsterdamie.

Polska była naszym wiernym sojusznikiem. Mamy wobec niej zobowiązania natury sentymentalnej. Chcemy je uhonorować. Nie chcemy, aby stała się ofiarą Sowietów. Dobrze wiemy, co to naprawdę znaczy. Ale Polska musi zrozumieć, że tę wojnę przegrała, że w niej poniosła straszliwą klęskę; Polacy nie mają racji, gdy myślą, że jak ich sojusznik wygrywa, to znaczy, że oni sami wygrywają. Nie ma tak dobrze! Aby wygrać wojnę naprawdę, trzeba ją wygrać samemu, własnymi siłami, własnymi armatami i fabrykami amunicji, własnym sztabem generalnym. Tylko takie zwycięstwo można dyskontować politycznie.

Pan Eden 26 stycznia powtórzył w parlamencie znaną formułę w sprawie granic Polski:

Od chwili wybuchu tej wojny nie staliśmy nigdy na stanowisku, że nic nie może ulec zmianie w terytorialnym statusie poszczególnych krajów. Z drugiej strony nie zamierzamy uznać żadnych zmian terytorialnych, które zachodzą w czasie wojny, chyba że nastąpią za swobodną zgodą i z wolnej woli stron zainteresowanych.

Rząd Jego Królewskiej Mości nie uznaje żadnych zmian terytorialnych, które miały miejsce w Polsce po wrześniu 1939 roku.

Formuła powyższa była już przez p. Edena wypowiedziana w stosunku do Polski w pamiętnym dniu lipcowym, po podpisaniu przez gen. Sikorskiego nieszczęsnego paktu. Wtedy podkreślała ona klęskę polityki gen. Sikorskiego, bo oznaczała odmowę dania gwarancji angielskich całości naszego terytorium. Ale od tego czasu rzeczy się tak na złe dla nas zmieniły, że obecnie powtórzenie przez p. Edena tej formuły powitaliśmy nieomal z radością. Politycznie rzecz biorąc: oznacza ona, że rząd polski ma bezwarunkowe prawo do… wyrażenia swej zgody na rewizję naszych granic. Czy będzie miał również prawo do wyrażenia swej niezgody… to będzie zależało od koniunktury politycznej. Powtórzenie formuły powyższej przez p. Edena w dniu 26 stycznia, po podwójnym odrzuceniu przez Sowiety propozycji rokowań z Polską i po wymyśleniu przez „Prawdę” wiadomości o tajnych rokowaniach anglo-niemieckich, było dla nas objawem pomyślnym. Zapowiadało ono Sowietom, że Anglianie uznaautomatycznie sowieckich faktów dokonanych w razie ewentualnej okupacji Polski przez Sowiety.

Pomiędzy „nie uzna” a„nie dopuścido” jest jednak wielka różnica.

Stajemy się czymś w rodzaju Schuschniggowskiej Austrii. Gdy stosunki państw europejskich z Hitlerem pogarszały się, państwa te składały przychylne oświadczenia w sprawie Austrii; gdy się te stosunki naprawiały, stosunek do Austrii znowuż ziębł i zyskiwał na dystansie. Zdaje się, że będziemy podobnym termometrem stosunku państw anglosaskich do Rosji sowieckiej.

Nieporozumienie

– Sowiety atakują rząd p. Mikołajczyka.

– Tak jest.

– Powinniście więc go bronić.

Oto jest rozumowanie naiwne, które czasami się słyszy.

Wstyd doprawdy, że trzeba wyjaśniać rzeczy tak proste. Czy Sowiety atakują rząd p. Mikołajczyka w tym przekonaniu, że to właśnie jest ten specjalny rząd polski, specjalnie dla nich nieprzyjemny i niebezpieczny, jako przeciwnik zręczny a zawzięty?

Nic podobnego nie ma miejsca. Raczej przeciwnie, o samym p. Mikołajczyku wyrażają się Sowiety wręcz z sympatią; „Daily Worker” pierwszy rekomendował go nam na premiera, „Jedność i Czyn” chwaliła go za stanowisko zajęte w sprawie drugiego frontu, a teraz ostatnio „Daily Worker”, pisząc, że do rządu polskiego powinni wejść komuniści, nadmieniał, że premierem nadal może zostać p. Mikołajczyk.

Sowiety więc nie atakują personalnie p. Mikołajczyka czy też personalnego składu jego rządu, lecz atakują samą zasadę niepodległego, konstytucyjnego polskiego rządu bez udziału komunistów.

Stawką w tej grze jestpolskość, jest niezależność i konstytucyjność rządu polskiego, a nie taki czy inny personalny skład rządu. Polskości tej bronić będziemy, pod dyktando sowieckie nikogo zmienić nie pozwolimy, ale uważamy wykorzystywanie ataków sowieckich dla nadawania rządowi p. Mikołajczyka charakteru nietykalności czy też przysparzania mu popularności za zwykłe smażenie pieczeni partyjnej i bałamucenie rzeczywistości.

Jednomyślność

Społeczeństwo polskie jest jednomyślne. Rzućmy choćby okiem na niezależną prasę polską na emigracji. Oto w sprawach polityki zagranicznej pomiędzy artykułami p. Matuszewskiego w polskiej prasie amerykańskiej a stanowiskiem narodowej „Myśli Polskiej” czy namiastek prasowych w rodzaju podziemnej „Walki”, edynburskich czy londyńskich „Listów” czy moich broszur nie ma właściwie źdźbła różnicy.

Wszyscy chcemy, by polityka polska wiązała się z państwami anglosaskimi i krajami europejskimi.

Nie zgadzamy się na ustąpienie Rosji sowieckiej choćby metra kwadratowego od granicy ryskiej.

– Czy takie też jest stanowisko rządu?

– Nie. Stanowisko rządu jest zamazane, niejasne, wstydliwe, tajone, ukrywane, ale inne. Rząd wciąż wierzy w możliwość współpracy z Rosją sowiecką. Rząd wierzy, że Sowiety mogą zatrzymać się na linii Curzona i pozostawić resztę Polski w spokoju. Rząd uważa Wilno i Lwów za słupy naszej państwowości, lecz gotów jest przyjąć rozmowy na temat „ewentualnej” rewizji granicy ryskiej. Jeśli do tych rozmów nie dochodzi, to tylko dlatego, że Sowiety w ogóle nie chcą z nami gadać.

Bucharin

Wyrzeczenie się Ziem Wschodnich jest jednoznaczne z wyrzeczeniem się Niepodległości. Kiedy odbywały się w Moskwie procesy Bucharina, Rykowa i tylu innych, i kiedy nieszczęśliwi skazańcy wypowiadali samooskarżenia i pokajania, świat cywilizowany nie mógł tego zrozumieć. Mówiono: tak czy inaczej ludzie ci nie unikną śmierci, po cóż więc się tak upadlają? – Nie wiedziano jeszcze wtedy, że w więzieniach sowieckich funkcjonują swego rodzaju maszyny łamiące odporność nerwów i pozbawiające człowieka możności kierowania swą wolą. My jednak, tu, w Anglii, jesteśmy poza zasięgiem tych maszyn. I dlatego nie należy mniemać, że przy odbieraniu nam niepodległości, przy zadawaniu przez rozbiory, po raz drugi w dziejach, śmierci naszemu państwu wyrazimy swe zadowolenie czy też swoją zgodę.

Włodzimierz Sołłohub Szare dokumenty

I

Z listu Stanisława Augusta do Jerzego III, króla Anglii, pisanego dnia 27 października 1772 roku:

Bracie, Kuzynie i bardzo drogi Przyjacielu

…ponieważ wśród niebezpieczeństw Ojczyźnie naszej zagrażających nie pozostaje nam nic innego krom wzniesienia głosu do monarchów przez swoją potęgę, swoje możliwości, swoją mądrość i swój autorytet głos największy w Rzeczypospolitej Chrześcijaństwa mających, więc zdążamy ku Waszej Królewskiej Mości, która w swej osobie łączy wszystko, co może przynieść pomoc i pocieszenie uciskanym.

Z odpowiedzi Jerzego III na list powyższy:

…już od dawna patrzę z boleścią na nieszczęścia na Waszą Królewską Mość spadające i staczające Polskę ku przepaści. Obawiam się, iż tak wielkie się stały, że nie ma innej woli, która by zatrzymać je mogła, prócz interwencji Wszechmocnego. Chętnie bym użył swej własnej, gdybym dojrzał moment, w którym mógłbym być pożyteczny.

II

W dniu 17 września 1939 roku, czyli dniu wkroczenia wojsk sowieckich do Polski, armia polska jeszcze walczyła z Niemcami. Oto komunikat niemieckiego sztabu głównego z przeddzień:

Południowa grupa niemieckiej armii wschodniej rozbiła 15 września rozproszone oddziały polskiej armii południowej. Walka z nimi trwa u bram Lwowa i nad Tanwią koło Biłgoraju. Dalej na wschód nasze oddziały zmotoryzowane dotarły do Biłgoraju.

Przez wprowadzenie nowych jednostek niemieckich został wzmocniony pierścień otaczający armię polską koło Kutna.

Nieprzyjaciel usiłował przebić się na południowy wschód od Warszawy. Usiłowania te zostały odparte, przy tym wojska nasze wzięły 8 tysięcy jeńców i 126 armat i stoją teraz tuż koło Pragi.

Białystok został wzięty. Walka o cytadelę w Brześciu nadal trwa.

Ze strony polskiej gen. Norwid-Neugebauer stwierdza, że w tym dniu walczyły jeszcze z Niemcami:

Grupa obrony Polesia, w składzie trzech dywizji piechoty, która dopiero nawiązała kontakt z nieprzyjacielem.

Armia gen. Przedrzymirskiego, w składzie sześciu dywizji piechoty i kilku brygad kawalerii, zmierzała na nowe pozycje w kierunku południowym pomiędzy Wieprzem a Bugiem.

Armia gen. Piskora, w składzie trzech dywizji piechoty, walczyła w okolicach Krasnobrodii–Zielonej–Rudek z przeważającymi siłami nieprzyjaciela.

Armia gen. Sosnkowskiego, w składzie trzech dywizji piechoty, po zwycięskich walkach pod Janowem atakowała Brzuchowice, zmierzając do połączenia się z grupą Lwowa, skutecznie odpierającą ataki niemieckie.

Armia gen. Kutrzeby, w składzie około siedmiu dywizji piechoty i kilku brygad kawalerii, wycofywała się w kierunku Warszawy, broniącej się własnymi siłami przed bombardującymi ją lotnikami i artylerią3.

Na całym terytorium nieokupowanym przez nieprzyjaciela panował porządek i spokój.

Prasa sowiecka w dniu 14 września zamieszcza następujące kłamliwe depesze:

Berlin. 12. 9. TASS. Dnia 10 września do Czerniowiec (Rumunia) nadeszły wiadomości, że cała Galicja Wschodnia objęta jest powstaniem. Miejscowa ludność ukraińska występuje przeciwko szeregowi polskich zarządzeń. W rejonie pomiędzy Kołomyją a Śniatyniem ukraińscy włościanie podpalili wiele polskich majątków.

Berlin. 12. 9. TASS. W rejonach Pińska i Baranowicz białoruska ludność wyraża silne niezadowolenie. Białorusini odmawiają wstępowania do polskiej armii i żądają stworzenia samodzielnej republiki.

Były to wszystko całkowite kłamstwa4. Na terenach nieokupowanych przez wroga ludność miejscowa, zarówno polska, jak żydowska, białoruska, ukraińska, nie tylko wykonywała najlojalniej i najskwapliwiej wszystkie nakazy władz, lecz podniecana okrucieństwem niemieckich bombardowań z powietrza, udzielała także najbardziej czynnej i serdecznej pomocy wojskom.

Rząd polski po przedwczesnym, być może, opuszczeniu stolicy, która tak długo jeszcze i tak bohatersko bronić się będzie, przebywał czas pewien w Krzemieńcu, a potem, po zniszczeniu tego miasta przez samoloty niemieckie, przeniósł się wraz z korpusem dyplomatycznym do Kut5. Należy zaznaczyć, że ambasador Sowietów Szaronow opuścił Krzemieniec już w dniu 11 września, motywując to koniecznościąporozumienia się ze swoim rządem.

III

Tak się w najogólniejszym zarysie przedstawiała sytuacja w Polsce, gdy w nocy z 16 września na 17 września o godzinie trzeciej nad ranem zastępca komisarza spraw zagranicznych Potiomkin usiłował wręczyć ambasadorowi Rzeczypospolitej p. Grzybowskiemu notę rządu ZSRR wypowiadającą neutralność w wojnie polsko-niemieckiej i zrywającą wszystkie obowiązujące pomiędzy ZSRR a Polską traktaty międzynarodowe.

Oto najważniejsze ustalenia, tezy i wnioski tej noty:

W ciągu dziesięciu dni operacji wojennych Polska straciła wszystkie swe tereny przemysłowe i centra kulturalne. Warszawa jako stolica przestała istnieć.

Rząd polski załamał się i nie przejawia żadnych oznak życia.

Oznacza to, że państwo polskie i jego rząd faktycznie przestały istnieć.

Rząd sowiecki wydał polecenie Armii Czerwonej wkroczenia do Polski w celu wzięcia pod swą opiekę życia i mienia mieszkańców zachodniej Ukrainy i zachodniej Białorusi.

Jednocześnie rząd sowiecki zamierza uczynić wszelkie wysiłki, aby uwolnić naród polski od narzuconej mu przez jego bezsensownych przywódców nieszczęśliwej wojny i dać mu możność spokojnego życia.

Nota powyższa stanowi dokument dyplomatyczny niezwykły i oryginalny. Niektóre jej argumenty, tezy i wnioski przypominają treść aktów dyplomatycznych z końca XVIII wieku, inne stanowią całkowite novum w dotychczasowej praktyce międzynarodowej.

Cesarzowa Katarzyna II w traktacie rozbiorowym z dnia 25 lipca 1772 roku głosiła:

W imię Trójcy Świętej. Duch stronniczości, rozruchów i wojny wewnętrznej od tylu lat pulsujący w Królestwie Polskim i anarchia, co dzień tam znajdująca nowe siły w sposób zdolny do zniszczenia…

(cdn.)

Zebrania manifestacyjne

Na dwóch zebraniach manifestacyjnych w Londynie i Edynburgu było obecnych przeszło trzy tysiące osób. Zważywszy na nikłą liczbę Polaków w Wielkiej Brytanii, były to tłumy. Tłumy te przyszły nie po to, by słuchać, lecz by manifestować, aby wziąć udział czynny w polityce polskiej. Grzmoty oklasków podkreślały rozumnie, świadomie, stanowczo wszystkie ostre akcenty w przemówieniach mówców. Polacy chcieli w tych manifestacjach oświadczyć całemu światu, że nie zgodzą się przenigdy na nowy rozbiór swego państwa.

Na obu zebraniach uchwalono jednogłośnie jednakową rezolucję treści następującej:

Zebrani obywatele Rzeczypospolitej Polskiej różnej wiary, języka i narodowości zanoszą wobec Boga i wszystkich wolnych i pokój miłujących narodów świata protest:

1) przeciw zamachowi Sowietów na integralność państwa polskiego, wyrażonemu w przekreśleniu prawomocnie istniejącej granicy, i przeciw tendencjom zagarnięcia naszych ziem po linię Curzona, jako żądaniom obrażającym moralność polityczną i pozbawionym podstaw prawnych, historycznych, etnograficznych i kulturalnych;

2) przeciw propozycjom sowieckim wymiany tych ziem na (…) ziemie naszych ojców są dla nas przedmiotem kultu, a nie towarem do wymiany; ludności zaś, zamieszkującej te ziemie, również za towar wymienny uważać nie pozwolimy;

3) przeciw pretensjom Sowietów do wtrącania się do wewnętrznych spraw polskich, ujawnionym w utworzeniu marionetkowego „Związku Patriotów Polskich”6i w nieprawnym używaniu godeł państwa polskiego przez władze sowieckie;

4) przeciw zatrzymaniu około miliona obywateli polskich: Polaków, Ukraińców, Białorusinów i Żydów, w Rosji, uprzednio gwałtem z państwa naszego wywiezionych.

Zebrani wierzą niezłomnie, że wojna obecna, rozpoczęta w imię obrony prawa, nie skończy się na kapitulacji przed siłą, że obietnice dane Polsce przez sojuszników będą dotrzymane i że niepodległa Polska o nienaruszonych granicach odzyska swe miejsce w Europie Środkowej, wśród swych niepodległych sąsiadów na południu i północy.

Zebrani ślubują, że nie ustaną w pracy nad odzyskaniem wolnej, całej i niepodległej ojczyzny, i dają wyraz przekonaniu, że żaden rząd polski, niezależnie od personalnego czy partyjnego składu, nie zgodzi się nigdy na nowy rozbiór Polski, rząd bowiem, który by przestąpił przez hańbę rozbioru, tym samym przestałby być rządem Polski.

Zebranie w Londynie odbyło się 28 stycznia, w Edynburgu30 stycznia. Oba zebrania organizowane były przez Związek Ziem Północno-Wschodnich i Związek Ziem Południowo-Wschodnich.

Zebranie w Londynie miało charakter bardziej polityczny, w Edynburgu bardziej uczuciowy. W Edynburgu zebranie obfitowało w momenty artystyczne, w Londynie natomiast była to potężna manifestacja kontroli i nacisku na tych, których kontrolować powinniśmy i na których naciskać możemy.

Na zebraniu w Londynie przemawiali:

Prezes Związku Ziem Południowo-Wschodnich dr Siekanowicz, który również przewodniczył zebraniu.

Prezes Związku Ziem Północno-Wschodnich dr WładysławWielhorski, który wygłosił ogólny referat polityczny.

Następnie ks. biskup Radoński w imieniu duchowieństwa katolickiego, biskup prawosławny Sawa w imieniu autokefalicznej Cerkwi prawosławnej w Polsce, p. Bukowiec w imieniu Białorusinów i mecenas Warszawski w imieniu Żydów w Polsce.

Ukraińcy przysłali na to zebranie adres podpisany przez p. Sołowija i p. Burę. Adres ten był gorąco oklaskiwany, ponieważ świadczył, iż Ukraińcy zgadzają się z nami w sprawie dziś dla Polski najważniejszej: jak i my protestują oni przeciwko uzurpacyjnym tendencjom Rosji.

Profesor Adam Żółtowski w przemówieniu wygłoszonym po angielsku do obecnych na sali przedstawicieli prasy angielskiej i amerykańskiej wyjaśnił, o co nam chodzi.

Na zakończenie w imieniu Wilna przemawiał autor niniejszego sprawozdania, a w imieniu robotników lwowskich p. Stanisław Maruszewski.

Uzasadniał rezolucję mecenas Aleksander Demidecki-Demidowicz. Przemówienie jego miało najwięcej akcentów politycznych, toteż najżarliwiej było oklaskiwane. Rzecz charakterystyczna, że urzędowy „Dziennik” opuścił w swym sprawozdaniu nazwisko p. Demideckiego przy wymienianiu mówców i nie zamieścił tekstu rezolucji, ograniczając się do podania kilku jej ustępów, aby w ten sposób zniekształcić jej sens właściwy. W ogóle zebrania manifestacyjne miały „złą prasę”. Periodyki pozostające w zażyłości z Ministerstwem Informacji w ogóle o nich nie wspomniały. Władze rządowe zastosowały do zebrania w Londynie pewne szykany, których w Edynburgu już nie było.

W Edynburgu przemawiali: prezes zarządu Związku Ziem Północno-Wschodnich senator Józef Godlewski, Jerzy Pańciewicz (który także w sprawozdaniach „Dziennika” opuszczony został), dr Władysław Wielhorski, dr prof. ojciec Innocenty Bocheński i p. Wiktor Budzyński.

Przemówienie po angielsku wygłosił dr Zdzisław Malkiewicz.

W części artystycznej zebrania edynburskiego wzięły udział panie Łada Majewska i Mira Grelichowska, p. Wajda deklamował wiersz Stanisława Balińskiego o Nowogródku, a Jan Rostworowski własny utwór okolicznościowy.

Na zebraniu w Edynburgu były obecne pani Marszałkowa Aleksandra Piłsudska i panna Wanda Piłsudska, które zajęły miejsca w czwartym rzędzie krzeseł.

Żaden zgrzyt nie zakłócił podniosłego nastroju obu zebrań, w których wypowiedziała się emigracja polska w Wielkiej Brytanii, a także obywatele Rzeczypospolitej innych narodowości: Ukraińcy, Białorusini, Rosjanie i Żydzi.

Zjazdy otrzymały liczne depesze od lotników i żołnierzy wileńskich i lwowskich.

Przypisy

1Chodzi o Oświadczenie Rządu Radzieckiego o stosunkach polsko-radzieckich. Komunikat Radzieckiej Agencji Telegraficznej (TASS) z dnia 11 stycznia 1944.

2Pol.: każdemu to, co mu się należy.

317 września 1939 najliczniejsza część polskich sił zbrojnych (ok. 250 000 żołnierzy, w tym: Front Północny gen. Dęba-Biernackiego, połączone armie „Kraków” i „Lublin” gen. Piskora i gen. Szyllinga, Front Południowy gen. Sosnkowskiego oraz zgrupowanie lwowskie gen. Langnera) znajdowała się między środkową Wisłą a Bugiem. Osobno, na zachodnim Polesiu, walczyła z Niemcami dwudywizyjna SGO „Polesie” gen. Kleeberga, a w pobliżu znajdowałasię SGO „Narew” (dwie brygady kawalerii). Garnizon Warszawy i Modlina liczył ok. 100 000 ludzi, grupa armii gen. Kutrzeby – poniżej 150 000, wybrzeża broniło ponad 10 000 żołnierzy oraz Marynarka Wojenna.

4W rzeczywistości od 11 września na terenach zamieszkanych przez ludność ukraińską zaczęło dochodzić do napadów na oddziały WP i polską ludność cywilną, krwawo zwalczanych przez oddziały milicji i wojska.

5W Krzemieńcu przebywał jedynie personel MSZ oraz korpus dyplomatyczny. Rząd, po opuszczeniu Warszawy 7 września, przebywał w Łucku, skąd 14 września kontynuowano ewakuację w kierunku granicy rumuńskiej.

6Związek Patriotów Polskich – działająca w latach 1943–1946 organizacja polityczna komunistów polskich w ZSRR.

Nowogródek

W ostatniej chwili

Artykuł wstępny w ostatnim „Robotniku” londyńskim, piśmie reprezentującym trzech ministrów w naszym rządzie, poświęcony jest stosunkowi Sowietów do Polski. Artykuł ten jest poważny i słuszny, z wyjątkiem dwóch zdań ostatnich, które są niezrozumiałe. Oto one:

Nieopatrzne wystąpienia zasilają propagandę sowiecką argumentami czy uchwałami kwestionującymi swobodę działania rządu.

Jak mogą „nieopatrzne wystąpienia” zasilać „propagandę sowiecką”… „uchwałami kwestionującymi swobodę działania rządu”? – Przede wszystkim jakiego rządu: naszego czy sowieckiego? Przecież propaganda sowiecka niczego nie uchwala, a tylko wykonuje dyrektywy swego szefa, a gdyby była ciałem wydającym uchwały, to w jakiż sposób takie uchwały mogłyby… „kwestionować” „swobodę działania” naszego czy sowieckiego rządu? Coś tu jest nie w porządku, widać, że wyjęzyczenie się przychodziło autorowi w tym miejscu z wielkim trudem, domyślamy się, że myśl, którą zamierzał wypowiedzieć, była tak nieprzyjemna, że napisawszy cały artykuł gładko i przytomnie, tutaj zaczął się plątać, jąkać i bełkotać jak to czynią dzieci, gdy wstydliwie do czegoś przyznać się muszą.

Nie wiemy więc, co miał na myśli „Robotnik”, pisząc o „nieopatrznych wystąpieniach”, wiemy natomiast, że wśród naszego rządu są ludzie, którzy uważając Wilno i Lwów za słupy naszej państwowości, gotowi są jednakowoż podjąć się rozmowy na temat ewentualnej rewizji granicy ryskiej, a nawet posuwają się jeszcze dalej.

Wiemy także, iż takim ludziom bardzo nie w smak były uchwały zebrań manifestacyjnych polskich w Londynie i Edynburgu, a zwłaszcza ustęp końcowy uchwalonej tam jednogłośnie rezolucji, że rząd, który by się zgodził na hańbę nowego rozbioru, nie byłby rządem polskim. Te uchwały są istotnie krępujące, ale tylko dla takiego rządu, który by chciał komukolwiek ziemie państwa polskiego oddawać czy też je wymieniać.

Wszelkie projekty „o ewentualnej rewizji granicy ryskiej” spotkają się:

1) z zasadniczym oporem całej polskiej emigracji;

2) z zasadniczym, jeszcze bardziej stanowczym oporem Kraju, co znalazło swój wyraz w dniach ostatnich.

A wreszcie i najważniejsze – nie prowadziłoby do niczego innego prócz hańby.

Wyobraźmy sobie na chwilę, że rząd p. Mikołajczyka, wyczerpany nerwowo groźbami faktów dokonanych, które nas mogą czekać w razie okupacji Kraju przez Sowiety, powiada: dobrze, zgadzamy się, idziemy śladami Stanisława Augusta, podpisujemy rozbiór Polski, oddajemy połowę Ojczyzny, aby jej resztę uratować. Zastrzegam się, że pisząc „wyczerpany nerwowo”, nie chcę szydzić z kogokolwiek. Rozumiem, jak ciężka jest sytuacja, przed którą nasz rząd stoi. Ale zapytuję się: cóż zarobimy na tej hańbie, co otrzymamy za wyrzekanie się ziemi ojczystej, za upokorzenie i upodlenie moralne? Czy zrzeczenie się połowy Polski zabezpieczy nas przed okupacją sowiecką? – Nie. Czy może zabezpieczyć nas przed deportowaniem naszej ludności, rozstrzeliwaniami, ogłaszaniem woli ludności o przyłączaniu Polski do Sowietów i innymi tego rodzaju faktami dokonywanymi zwykle przez Sowiety na terenach okupowanych? – Nie. Któż nam zagwarantuje, że Sowiety, już po ponownym nawiązaniu stosunków dyplomatycznych z naszym rządem, wszedłszy do Warszawy, nie odnajdą tam rozgałęzionego spisku „faszystów”, złożonego z byłych więźniów Oświęcimia, którego celem będzie „przywołanie Hitlera z powrotem”, i że dla walki z tym spiskiem itd., itd.? Któż będzie tak naiwny, aby sądzić, że Sowiety, zająwszy Warszawę i Poznań, zaproszą tam na urzędowanie rząd polski z Londynu? Jako Wilnianinowi trudno mi w ogóle pisać spokojnie o układzie, który by oddawał moją ziemię ojczystą państwu rosyjskiemu, lecz właśnie jako Wilnianin powiadam: gdybyście nas nawet sprzedali, to nic z tej sprzedaży nie uzyskacie.

Zamknięcie pism polskich

W początkach ubiegłego tygodnia zamknięte zostało przez władze brytyjskie wychodzące w Glasgow pismo „The Voice of Poland”, a w dniu 9 lutego zaskoczeni zostaliśmy zamknięciem największego i najpoczytniejszego oraz niewątpliwie najlepiej redagowanego tygodnika na emigracji, „Wiadomości Polskich”.

Stanowi to cios nie tylko dla redakcji tego pisma i jego czytelników, ale i dla polskiej kultury, tak obecnie przez nieprzyjaciela prześladowanej. Można było mieć zastrzeżenia co do charakteru działalności redaktora Grydzewskiego, sam je nieraz wypowiadałem ostatnio, ale była to działalność duża, ożywiająca i pomnażająca kulturę w Polsce. Na emigracji zaś najważniejsze było, żekontynuowałon nić kultury polskiej. W czasie tamtej, o ileż bardziej humanitarnej wojny, widziałem w tygodniowej ilustracji fotografie przebudowania sieci tramwajowej w stolicy jednego z państw walczących. Podpis pod fotografiami brzmiał: „Wielkie dzieło pokojowe podczas wojny”. Otóż i o pracy redaktora Grydzewskiego w londyńskich „Wiadomościach” powiedzieć można, że było to wielkie dzieło pokoju podczas wojny. Jeśli mieliśmy czasami pretensje, że nie pracował on tak właśnie, jakby się nam to podobało, to czemuż nikt z nas nie umiał tego robić, co on robił tak dobrze? Już w Warszawie i w Polsce stale spotykaliśmy się z publiczną dyskusją na temat, co powinny „Wiadomości” drukować, a czego nie, z wtrącaniem się osób trzecich do spraw wewnętrznych tej redakcji. Tkwił w tym największy dla redaktora Grydzewskiego hołd i pochlebstwo, było to uważanie jego pisma za rodzaj instytucji publicznej, o sprawach której można i należy dyskutować w interesie dobra publicznego jak o sprawach rządu czy sejmu. Toteż stwierdźmy, że od czasu śmierci gen. Sikorskiego żadna wiadomość z życia wewnętrznowychodźczego nie zrobiła na naszej emigracji tak dużego wrażenia jak owo zamknięcie „Wiadomości”. Jesteśmy przekonani, że minister, który wydał ten zakaz, nie orientował się w rozmiarach szkody, którą nam wyrządził.

Jeśli chodzi o polityczny aspekt tej sprawy, to wrażenie nadal jest ciężkie. Zamyka się dwa pisma polskie zamieszczające artykuły po angielsku, aby nie zaburzały dobrych stosunków pomiędzy sojusznikami. Ma się oczywiście na myśli stosunki pomiędzy sojusznikiem brytyjskim a rosyjskim, a przecież nasza prasa, tak samo opozycyjna jak rządowa, wraz z naszym rządem i naszymi siłami zbrojnymi korzysta z gościnności rządu brytyjskiego tylko dlatego, że tak tego chciały koleje wspólnej walki z Niemcami. Jesteśmy także sojusznikiem Wielkiej Brytanii. Nie na nas spada wina, że nasze stosunki z Rosją są zerwane, że musimy się bronić przed zamiarami tamtego silniejszego co prawda, ale świeższego w tej wojnie sojusznika Wielkiej Brytanii. Niegdyś Napoleon powiedział bluźnierczo, że Pan Bóg jest po stronie silniejszych batalionów. Dziś my musimy stwierdzić, że rozporządzenia ministerialne w dziedzinie swobód prasowych są po stronie silniejszych sojuszników.

W pracy politycznej „Wiadomości” także były czasami usterki i gafy, ale bilans ogólny był absolutnie dodatni. Znakomity pisarz Zygmunt Nowakowski w szeregu świetnych felietonów napisanych pod wrażeniem wydarzeń politycznych ujawnił swe czułe, wrażliwe, polskie, arcypolskie serce. Przyłączamy się do ogólnego żalu, że jego pióro na tak niespodziane natrafiło przeszkody.

Nowe żądania sowieckie

„Observer” z niedzieli 13 lutego zawiera szereg warunków, które Sowiety chcą nam podyktować. Dadzą się one podzielić na grupy następujące:

1) Odstąpienie wszystkich ziem polskich po linię Curzona i po San; Wilno i Lwów odchodzą do Rosji.

2) Polska otrzymuje zachodnią część Prus Wschodnich i ziemie położone pomiędzy Polską a Odrą.

3) Pewni członkowie rządu polskiego w Londynie będą musieli ustąpić, pewni wodzowie (czytaj: Sosnkowski) także, przedstawiciele Związku Patriotów wchodzą do rządu polskiego.

4) W Polsce oswobodzonej odbędą się wybory, przy tym nie jest pewne – pisze „Observer” – czy te wybory mają się odbyć w obecności wojsk sowieckich, czy też po ich ewentualnym ustąpieniu. Należy przypuszczać, że raczej w ich obecności.

Z powyższego widać, że nie są to warunki negocjacji, lecz raczej apel do bezwarunkowego poddania się. Chodzi tu o Anschluss Polski do Rosji.

Polska przepołowiona, okrojona na wschodzie po linię Curzona i San, odcięta od jakiegokolwiek kontaktu z innym państwem w Europie prócz nienawidzących Polski Niemiec i zaprzyjaźnionych z Sowietami Czech, taka Polska przestałaby być w ogóle państwem, a stałaby się zaledwie państewkiem niezdolnym do jakiejkolwiek samoobrony. A przecież, jak i każde inne państwo, i po wojnie będzie musiała się bronić, względnie mieć potencjał obronny, zwłaszcza że ma otrzymać terytoria, które by odeszły do niej od Niemiec. W warunkach statusu terytorialnego dyktowanego nam obecnie przez Sowiety Polska mogłaby się bronić jedynie i wyłącznie jako wasal rosyjski; żądając linii Odry rzekomo dla Polski, żąda jej Rosja dla samej siebie, bo wie, że w takich warunkach geopolitycznych Polska nie będzie i być nie może państwem samodzielnym.

Podziwiamy zresztą lojalność dyplomacji sowieckiej. Jej dalsze żądania wypowiadają szczerze myśl, że Polska jako państwo niepodległe ma przestać istnieć. Aby pod tym względem ustały wszelkie złudzenia, żąda się wejścia do naszego rządu członków Związku Patriotów. Prezeska tego związku p. Wanda Wasilewska jest Polką z urodzenia, a tylko Polką o przekonaniach specjalnych, nieuważającą Wilna i Lwowa za miasta polskie, ale już jej małżonek, p. Kornijczuk, stawia Polsce żądania dalej idące od samego rządu Sowietów, żąda mianowicie także Chełmszczyzny i rząd sowiecki ma nawet wystąpić w roli naszego dobroczynnego opiekuna i obrońcy wobec srogości p. Kornijczuka. Członkowie Związku Patriotów w rządzie polskim mieliby to samo znaczenie, jakie mieli ministrowie hitlerowcy narzuceni nieszczęśliwemu Schuschniggowi na kilkanaście dni przed upadkiem Wiednia. Znowuż zapowiedziane wybory będą analogiczne z tym plebiscytem, którego dokonał Hitler już po zajęciu Austrii.

Żądania ogłoszone przez „Observera” są to żądania całkowitego Anschlussu Polski do Rosji, z lekka i niedbale podmalowane jakimiś pozorami zewnętrznymi. Nie jesteśmy i nie byliśmy wysokiego mniemania o p. Mikołajczyku. Ale nie jest on Wandą Wasilewską. Wierzymy, że nie zgodzi się na tego rodzaju negocjacje.

Włodzimierz SołłohubSzare dokumenty

Teraz nota sowiecka z 17 września powiada:

Warszawa przestała być stolicą… Rząd polski nie daje znaku życia. Oznacza to, że państwo polskie przestało istnieć…

Cesarzowa Katarzyna II głosiła dnia 18 września 1772 roku, że chce:

…przywrócić spokój i porządek w Polsce i odbudować dawną konstytucję tego państwa oraz wolności tego narodu…

Nota sowiecka, datowana o dzień wcześniej i 147 lat później, powiada:

…rząd sowiecki chce oswobodzić naród polski z nieszczęśliwej wojny, w którą jego wplątali…

Cesarzowa Katarzyna obwieszczała w deklaracji z 18 lipca 1792 roku:

…troski ciągłe i wspaniałomyślne Jej Cesarskiej Mości i Jej miłość sprawiedliwości i porządku, jak również Jej życzliwość dla narodu polskiego jednakowego ze względu na język, pochodzenie z narodem, którym ona rządzi…

Teraz nota sowiecka twierdziła:

Rząd sowiecki nie może dłużej być obojętny wobec losu swych braci Ukraińców i Białorusinów…

Czyny, które nastąpiły po sentymentalnych słówkach Katarzyny II, doprowadziły do największej zbrodni ludzkości – do rozbiorów Polski pomiędzy Rosję a państwa niemieckie: Prusy i Austrię. Głośne w całym cywilizowanym świecie prześladowania unitów w XIX wieku wykazały praktyczną skuteczność i wagę rosyjskiej opieki nad „pokrewnymi narodami”.

Politykę i dyplomację Katarzyny miał w szczególności świeżo w pamięci zastępca komisarza ludowego spraw zagranicznych, pod którego redakcją była właśnie opracowanaHistoria dyplomacji. Tom I, zawierająca następującą charakterystykę poczynań Katarzyny w stosunku do Polski:

Jako powód do interwencji w sprawy Rzplitej i podporządkowania jej woli rosyjskiej autokracji została wykorzystana przez dyplomację obrona interesów niekatolickiej części ludności.

…Szeroko stosowano przekupstwa, lecz uciekano się także do środków bardziej radykalnych: oddziały wojsk rosyjskich nie opuszczały polskiego terytorium… Jednocześnie Rosja gwarantowała dawną polską konstytucję, bez zmian której nie można było nawet myśleć o wyjściu Rzplitej ze stanu ciągłej anarchii, tak wygodnego dla jej sąsiadów (str. 288).

Ze starych metod oddziaływania dyplomatycznego za Katarzyny była szczególnie stosowana demagogiczna agitacja wśród prawosławnej ludności państw obcych… Wiadomo, jak dyplomacja carska wykorzystywała sprawę dysydentów dla interwencji do wewnętrznych spraw Rzplitej… carat przybierał pozę oswobodziciela, aby osiągnąć swoje cele (str. 293).

Z wydanej przez Potiomkina książki dowiadujemy się, jak to Katarzyna po rozwiązaniu „pierwszej w czasie” kwestii polskiej (str. 286) konsekwentnie dążyła do zostania arbitrem losów Europy (str. 289).

Działalność rosyjskiej dyplomacji drugiej połowy XVIII wieku nie ograniczała się do zewnętrznych sukcesów. Należy się jej wybitne miejsce w rozpracowywaniu zasad prawa międzynarodowego (str. 292).

Ta ostateczna konkluzja rozdziałuHistorii dyplomacjinie pozostała również bez wpływu na notę Potiomkina. Nie ograniczyła się ona bowiem do pełnego wykorzystania wszystkich politycznych argumentów Katarzyny w stosunku do państwa polskiego, lecz spróbowała stworzyć nową w prawie międzynarodowym zasadę, że z chwilą utraty przez państwo terenów przemysłowych i centrów kulturalnych, opuszczenia przez rząd stolicy i niedawania przez niego „oznak życia” państwo przestaje istnieć, a zawarte z nim umowy i traktaty tracą moc prawną.

Dalszą konsekwencją tej tezy byłoby twierdzenie, że wobec zniknięcia państwa polskiego dotychczasowe jego terytorium przestało podlegać jakiejkolwiek władzy państwowej, stało się „no man’s landem” i może być na podstawie prawa o pierwszej okupacji zawłaszczone przez inne organizacje państwowe; zamieszkała tam ludność, stawszy się bezpaństwową; uzyska bez większych formalności obywatelstwo kraju dokonującego „pierwotnej okupacji” bezpaństwowych terenów.

Powyższe wnioski pozostawałyby, rzecz prosta, w rażącej sprzeczności z elementarnymi zasadami prawa międzynarodowego, toteż być może dlatego właśnie zasadnicza teza sowiecka została w nocie z 17 września zaledwie naszkicowana i umiejętnie ukryta wśród argumentów zapożyczonych od dyplomatów z XVIII wieku. A jednak została ona w tej nocie wypowiedziana, aczkolwiek nie rozwinięta, i szereg dalszych poczynań i oświadczeń rządu sowieckiego znajduje w niej swe „prawne” uzasadnienie.

Podczas rozmowy w dniu 19 września 1939 roku Potiomkin oświadczył ambasadorowi Grzybowskiemu, że nie uznając istnienia państwa polskiego, rząd sowiecki nie zgadza się na przekazanie gmachu Ambasady Polskiej w Moskwie przedstawicielowi jakiegoś trzeciego państwa i odmawia personelowi ambasady praw i przywilejów dyplomatycznych.

To stanowisko, jaskrawie naruszające prawo narodów i obyczaje dyplomatyczne, wywołało wielkie poruszenie wśród korpusu dyplomatycznego w Moskwie. Dziekan ciała dyplomatycznego hrabia Schulenburg, ambasador niemiecki, wystąpił z odpowiednią interwencją i Mołotow oświadczył mu, że zwyczaje dyplomatyczne będą do Polaków zastosowane. Dyplomaci polscy wyjechali, z wyjątkiem p. Jerzego Matusińskiego, radcy ambasady, który w owym czasie pełnił obowiązki konsula generalnego w Kijowie. Został on w nocy z 29 na 30 września zawezwany do lokalu pełnomocnika Ludowego Komisariatu Spraw Zagranicznych, po czym ślad jego zaginął. Na pytania w tej sprawie zadawane przez Ambasadę Polską w Moskwie już za czasów Sikorskiego rząd sowiecki uporczywie nie udzielał żadnej odpowiedzi. Prawdopodobnie został zamordowany.

W trzy godziny po zaproszeniu ambasadora polskiego na Kreml, a na pięć godzin przed otrzymaniem jego depeszy przez rząd polski w Kutach „wojska Robotniczo-Włościańskiej Armii Czerwonej przeszły granicę na całej zachodniej linii od rzeki Dźwiny Zachodniej do rzeki Dniestr, odrzucając słabe oddziały przednie i rezerwy armii polskiej” (Komunikat Operacyjnego Sztabu Generalnego Armii Czerwonej).

Dwanaście dalszych komunikatów Armii Czerwonej w okresie od 17 września do 28 września donosiło o walkach z armią polską, o starciach, zdobywaniu jeńców i zdobywaniu materiału wojennego.

IV

Jeszcze w grudniu 1938 roku francuski poseł w Sofii podawał do wiadomości swego rządu, iż według jego informacji nie jest wykluczone zrealizowanie marzeń niemieckiego Sztabu Generalnego, a mianowicie skierowania przeciw Polsce porozumienia sowiecko-niemieckiego. W takim wypadku nastąpi czwarty rozbiór Polski – dodawał dyplomata francuski.

W maju 1939 roku ambasador francuski w Berlinie powiadamia swego ministra, że jeden z najbliższych współpracowników Hitlera powiedział mu, że „coś” się przygotowuje na wschodzie, i że powiedział także: a, no! trzy były rozbiory Polski, zdaje się, że będziemy świadkami rozbioru czwartego.

W tym samym czasie, podczas swej wizyty w Warszawie, p. Potiomkin zapewniał, że w razie konfliktu zbrojnego polsko-niemieckiego Sowiety w stosunku do Polski zajmą postawę pełną życzliwości.

Przypomnijmy i przy tej okazji, że gdy w sześćdziesiątych latach XVIII wieku zaczęły w kołach dyplomatycznych kursować pogłoski o zamierzonych rozbiorach, caryca Katarzyna w deklaracji ogłoszonej w Petersburgu 15 grudnia 1763 roku pisała m.in.:

Jeśli kiedykolwiek złośliwość na współkę z kłamstwem mogłaby wymyśleć pogłoskę całkowicie fałszywą, to byłaby nią wieść, którą ośmielono się rozpowszechniać wśród publiczności, jakoby mieliśmy zamiar zająć kilka prowincji Królestwa Polskiego i Wielkiego Xięstwa Litewskiego, aby je potem wcielić do państw Naszych. Sam początek Naszego panowania powinien wystarczyć za odpowiedź na tego rodzaju wymysły… Ożywieni Jesteśmy przekonaniem, że szczęście jednego narodu nie polega na zajmowaniu krajów innego narodu. Lecz, aby prawda i czystość zamiarów Naszych nie pozostały nieznane i Najjaśniejszej Rzeczypospolitej i aby podejrzliwość i zwątpienie na zawsze z serc Polaków wygnane zostały, deklarujemy w najbardziej uroczysty sposób, że Jesteśmy szczerze i niewzruszenie zdecydowani utrzymywać Najjaśniejszą Rzeczpospolitą w posiadaniu jej ziem obecnych, zgodnie z traktatem z 1686 roku.

Mołotow oświadczył w dniu 31 maja 1939 roku, że w jednolitym froncie państw będących przeciwnikami agresji ZSRR zajmie miejsce w rzędzie pierwszym.

Toteż opinia świata była zaskoczona ogłoszeniem w dniu 23 sierpnia traktatu o nieagresji… sowiecko-niemieckiego, który doszedł do skutku po długotrwałych naradach w Moskwie ekspertów wojskowych rosyjskich, francuskich i brytyjskich, i potem, jak ze strony rosyjskiej wzywano ekspertów francuskich i angielskich do szczerszego wypowiadania się o planach wojennych, bo przecież wiadomo, po czyjej stronie staną Sowiety w zbliżającej się wojnie.

Agresja niemiecka nastąpiła w dziewięć dni po zawarciu niemiecko-sowieckiego paktu o nieagresji. W pierwszych dniach stanowisko Sowietów wobec Polski było na pozór przychylne, lecz później zmieniło się radykalnie, rzekomo na skutek wstąpienia Anglii do wojny.

Korespondent „Timesa” w depeszy z dnia 3 września donosił, że stanowisko Rosji wobec wojny nadal jest enigmatyczne i że prasa sowiecka oskarża Anglię o knucie tajnych nieprzyjaznych dla Sowietów zamiarów.

Dnia 3 września rano Mołotow w rozmowie z polskim ambasadorem wyrażał wątpliwość, czy Francja i Anglia przyjdą Polsce z pomocą.

W Warszawie po wybuchu wojny ambasador sowiecki zapytywał rząd polski, czy nie zechce skorzystać z sowieckiej pomocy w dziedzinie amunicji.

Gdy jednak ambasador polski zwrócił się w tej sprawie do rządu sowieckiego w dniu 8 września, otrzymał od Mołotowa kategoryczną odmowę, motywowaną wstąpieniem Anglii do wojny; Polska dla nas stała się teraz Anglią – oświadczył Mołotow i dodał, że ZSRR musi teraz o własnych myśleć interesach i trzymać się z dala od konfliktu. (cdn.)

Czujemy się w obowiązku dla uniknięcia nieporozumień zaznaczyć, że pseudonim Włodzimierz Sołłohub jest pseudonimem osoby, która dokonała skrótów i adaptacji dla naszego wydawnictwa powyżej zamieszczanego dzieła, dotychczas niestety drukiem nieogłoszonego. Skróty te i adaptacje dokonane zostały bez wszelkiego porozumienia z nieobecnym w Londynie autorem, wobec tego nie ponosi on za nie żadnej odpowiedzialności.

Jan Badeni Wspomnienia z Egiptu

Przyszły gorące dnie gorącego egipskiego lata 1942 roku. Nie było już na ziemi faraonów polskich żołnierzy. Odjechali wszyscy na wschód, by przejść reorganizację i stworzyć z wojskami przybyłymi z Rosji silny korpus. Pozostał tylko karpacki pułk ułanów, w którym służyłem. Tymczasem w Egipcie działo się źle. Szedł Rommel, szedł jak nigdy dotąd, godząc wprost w Aleksandrię i w deltę. Opinia zdążyła wprawdzie już się przyzwyczaić do przebiegu tych ofensyw pustynnych, które regularnie, jak przypływ i odpływ morza, przenosiły linie frontu spod Sidi Barani poza Bengazi i na odwrót. Tym razem jednak sytuacja przedstawiała się naprawdę groźnie. Rozumieli to wszyscy i rozumiał premier Wielkiej Brytanii, gdy opisując w parlamencie bitwę pod „Rycerskim Mostem”, powiedział te proste a tragiczne słowa: „Rano mieliśmy tam 300 czołgów, a po południu już tylko 70”. Niemcy triumfowali. Świat patrzył i wstrzymywał oddech. Zajęcie Kanału Sueskiego byłoby klęską, a do kanału było już niedaleko. Polskiej jednostce nie przypadła walka. Staliśmy o 100 mil od Kraju jako obrona przeciwko ewentualnemu desantowi. Chroniliśmy niezmiernie ważne mosty i zapory na Nilu, przy miasteczku od nich zwanym El Baragges. Nazwę tę przekręcali nasi ułani na bardziej swojską i pełną skojarzeń: Zbaraż. Nie dochodziły do nas bezpośrednie odgłosy bitwy. Mieliśmy jednak doskonały wgląd w jej przebieg z naszych stanowisk biegnących wzdłuż toru kolejowego i szosy, którymi to drogami odbywała się ewakuacja, ciągnęły posiłki, no i byłby wykonywany odwrót. Sam El Baragges był spokojny. Nil płynął cichym, głębokim nurtem, przesuwały się po nim od czasu do czasu leniwie ociężałe łódki o lekko wzdętych żaglach, przyczepionych do dużych niezgrabnych masztów. Tak być musiało i temu lat tysiąc. Ni śladu Rommla, ni śladu Niemców. Wsłuchiwaliśmy się więc w szosę. Ta tętniła życiem, dygotała ruchem, jako prawdziwa arteria wielkiego frontu.

Po paru dniach poczęliśmy już dobrze rozumieć mowę szosy. Nie była to mowa wesoła. Ciągnęły długie kolumny ciężarówek, ewakuujących warsztaty wojskowe, ciągnęły auta prywatne, unosząc życie, a często i mienie swych właścicieli. Ruch był prawie jednostronny: na wschód, za kanał, do Palestyny. Udało mi się pewnego dnia wyrwać do Kairu na parogodzinną przepustkę. Miały odbyć się tego dnia wyścigi, ale zamiast koni oglądałem alianckie poselstwa ścigające się na trasie do Jerozolimy. (Nasze zajęło doskonałe miejsce). Wielką stolicę już ewakuowano. Tylko ambasada brytyjska zachowała spokój. Nawet więcej, bo oto lady Lampson była jak zwykle na popołudniowym spacerze w parku klubu „Gezira” i zapraszała z miłym uśmiechem gości na weekend do Aleksandrii, której upadek Niemcy zapowiadali z godziny na godzinę.

W Kairze spoglądano na mój mundur z dużą sympatią. Miejscowa ludność miała wiele zaufania do polskich żołnierzy, wsławionych niedawnymi bojami libijskimi. Pytano z nadzieją, patrząc na mego orzełka: „Czy wracacie?”. Nie mogłem niestety na to szczere i ufne pytanie odpowiedzieć bez naruszenia elementarnych przepisów o tajemnicy wojskowej. Wieczorem Kair był jeszcze więcej wzburzony. Mówiono, że Niemcy wkroczą za parę godzin. Ale oto gdy sprzedawcy gazet na placu Mohamed Ali wykrzykiwali tragiczne tytuły wydawnictw wieczornych, nad dachami miasta przeleciało kilkadziesiąt bombowców amerykańskich. Był to nie tylko znak bezpośredniej pomocy, ale też i pierwszy widziany w Egipcie znak potęgi wielkiego alianta.

Do jednostki wracałem autem przez Mena Camp, koło piramid. Było późno i drzemałem. Nagle coś zwróciło moją uwagę. Jakiś odległy hałas. Hałas rósł. Z ciemności poczęły wyłaniać się auta, było ich dużo. Cała kolumna. Długa, niekończąca się kolumna. Jechali na zachód, na front. Szosa przemówiła wreszcie inaczej. Była to przerzucona z Syrii nowozelandzka brygada gen. Freyberga, która miała za parę godzin zatrzymać niemiecką ofensywę.

Front zakrzepł pod Alamain. Myśmy pozostali bezczynni. Na Bliski Wschód poczęły przybywać ogromne posiłki, gromadziła się armia gen. Montgomery’ego. Codziennie koło naszych stanowisk jechały pociągi, ciężkie pociągi, wioząc na front setki czołgów, dział, carrierów. Wiedziało się, że będzie ofensywa, tym razem już ostateczna ofensywa aliancka. Nie było nam jednak dane w niej wziąć udział. Odjeżdżaliśmy na wschód do armii w Iraku. Nie podjęliśmy laurów tej pustynnej wojny, która nas przedtem tyle krwi kosztowała.

Notatki polemiczne

Jedność i czyn. Ktoś może nam powiedzieć, że jednak polskie komunistyczne wydawnictwa w Wielkiej Brytanii mogą się ukazywać tylko w charakterze jednodniówek pod zmienianymi tytułami, jak „Trybuna Polska”, „Jedność i Czyn” itd. Ale w tym kraju nie brak także periodycznych wydawnictw, które by uprawiały obronę tez sowieckich. Poza tym właśnie w naszych polskich interesach leży, aby taka „Jedność i Czyn” była regularnym wydawnictwem periodycznym, tygodnikiem czy chociażby dziennikiem. Ależ prosimy o to, pod jednym warunkiem, aby nam było wolno swobodnie z nią polemizować i w tej polemice odsłaniać wszelkie znane nam fakty, daty i cyfry. W całej sprawie stosunków polsko-sowieckich my, Polacy, nie mamy nic do ukrywania, nic do zatajenia. Wszelkie rewelacje, wszelkie odsłaniania faktów mogą nam tylko korzyść przynieść. Toteż nikomu nie chcemy ust zamykać. Prosimy tylko o prawo do rzeczowej odpowiedzi.

À propos „Jedności i Czynu”. Ostatni zeszyt tego wydawnictwa cytuje artykuł, rzekomo w 1941 roku napisany przez p. Szczyrka, obecnego członka Rady Narodowej w Londynie. W artykule tym p. Szczyrek miał pisać:

Dlatego też musi się stać dla narodu polskiego oczywistością, że i pod względem ustosunkowania się do sprawy niepodległości polskiej ZSRS nie ma absolutnie nic wspólnego z polityką carskiej Rosji, że wszelkie wielkorosyjskie tendencje zostały tam tak samo gruntownie wytępione, jak z korzeniem wykarczowano społeczne i ekonomiczne podstawy carskiej Rosji.

…że walka z caratem łączyła się z walką o niepodległość Polski… Polacy muszą wiedzieć i pamiętać, że Związek Radziecki jest spadkobiercą tej właśnie wspaniałej karty dziejów narodu rosyjskiego. Jest nie tylko ich spadkobiercą. Jest tych dziejów przez swych pionierów współtwórcą.

Dotychczas p. Szczyrek nie zaprzeczył powyższemu. Czyżby istotnie kiedyś wypisywał podobnie ahistoryczne bzdury? Ano, gdyby nawet tak było, to byłby także dla nas argument dodatni. Świadczyłoby to, że Polacy tak gorąco chcieli współpracy ze Związkiem Sowieckim w wojnie z Niemcami, że gotowi byli mu wszystko wybaczyć i zapomnieć aż do utraty przytomności, a jednak Sowiety zerwały z nami stosunki dyplomatyczne.

Pod stieńkę. Zwracamy także uwagę komu należy na artykuł w „Jedności i Czynie”, na artykuł prof. Chwistka pt.Granice i honor. Ten prof. Chwistek to wyraźny sabotażysta i warto go jak najprędzej postawić pod stieńkę. Zauważcie bowiem, co pisze:

Był jeden jedyny król polski, który nosił przydomek Wielkiego. Cóż on zrobił dla naszej Ojczyzny? Oddał naszym zaciętym wrogom najstarsze polskie prowincje, żeby uzyskać możność pracy kulturalnej nad swoim narodem i odciąć się od wyniszczającej wojny.

Jeśli ktoś zechce nazywać nas, żądających oddania NIE NASZYCH (podkreślenie autora) prowincji, i nie wrogom, ale ich prawym właścicielom – jeśli ktoś odważy się nazwać nas zdrajcami, to my odpowiemy mu słowami jednego z naszych natchnionych poetów:

Wielkość ludowi przekazywał nasz testament i pójdziemy dalej swoją drogą.

…A potem co miałby do powiedzenia na ten temat Tadeusz Kościuszko, Adam Mickiewicz, Słowacki, Mochnacki, Mierosławski, Traugutt i bohaterowie walki z caratem z 1905 roku?

Dobór osób, do których apeluje prof. Chwistek, nosi wyraźne cechy „wrieditielstwa” [szkodnictwa] i sabotażu. Bo jakże! Tadeusz Kościuszko był urodzony w Mereczowszczyźnie, dzisiejszym powiecie kosowskim województwa poleskiego, a więc za linią Curzona, tak samo Adam Mickiewicz z Zaosia pod Nowogródkiem, tak samo Traugutt, tak samo Słowacki, tak samo bohaterowie walki z caratem w 1905 roku: Piłsudski, Sulkiewicz, Sławek, Prystor. Z powyżej wymienionych jedynie Mierosławski i Mochnacki byli urodzeni nie za linią Curzona, ale byli także najczynniejszymi ideologami walki z Rosją o nasze ziemie wschodnie. Sabotażysta Chwistek najwyraźniej umyślnie powybierał osoby, które w sprawie „granic i honoru” nie tylko mogłyby dać, ale już dały całym życiem swoim jak najwyraźniejszą odpowiedź.

„Litwo, Ojczyzno moja” – pisał Mickiewicz.

Profesor Chwistek – pod stieńkę.

Pińsk

Przebieg wypadków

Prasa londyńska z niedzieli 20 lutego („Sunday Times” i „Observer”) zwolniła nas z obowiązku milczenia, ogłaszając szereg informacji o poufnych dotychczas rozmowach pomiędzy rządem brytyjskim a polskim w sprawie życzeń sowieckich.

(c e n z u r o w a n e)

1) Organizacje wojskowe polskie w miarę posuwania się wojsk sowieckich będą się oddawały do ich dyspozycji. W razie zajęcia jakiejś miejscowości przez wojska sowieckie miejscowy dowódca polski zgłosi się do dowódcy sowieckiego, ujawni przed nim organizację i zastosuje się do jego życzeń. 2) Oddziały polskie, które miały jakieś zajścia z oddziałami partyzantów, przeniosą się na inne miejsca. 3) Rząd polski usunie ze swego składu ministrów Kukiela i Kota, a prezydent udzieli dymisji naczelnemu wodzowi gen. Kazimierzowi Sosnkowskiemu. 4) Pomiędzy Rosją a Polską powstanie nowa granica, która na razie będzie linią demarkacyjną. Granica ta będzie przebiegać linią Curzona do byłego zaboru austriackiego, a potem do Karpat, zostawiając Przemyśl po stronie polskiej, Lwów po stronie sowieckiej. 5) Polska może mieć nadzieje otrzymania kawałka zachodnich Prus Wschodnich i innych ziem, które przed wojną należały do Niemiec. 6) Usuwaniem Niemców z tych terenów mają się jednak zająć Sowiety, co oznacza, że przewidywana jest okupacja wojskowa sowiecka aż po Odrę.

Na całkowite przyjęcie tych propozycji nie zgadzał się oczywiście nikt z polskich ministrów. Przez poniedziałek 14 lutego i wtorek 15 lutego trwały narady naszego gabinetu. Najbardziej ustępliwy był podobno p. Mikołajczyk, najbardziej oporny minister Kwapiński, w którym widać odezwała się krew dawnego członka niepodległościowej Organizacji Bojowej. We wtorek 15 lutego minister Kwapiński opuścił nawet posiedzenie Rady Ministrów i wywołał chwilowy kryzys, aczkolwiek „Dziennik Polski”, widać z nadmiaru obyczajów demokratycznych, nie pisnął o tym ani słowa. Ale Kwapiński nie znalazł poparcia u innych ministrów socjalistycznych, panów Grosfelda i Stańczyka. W nocy z wtorku 15 lutego na środę 16 lutego zapadły rezolucje rządu i stąd noc ta stała się w historii polskiej datą tego samego typu co sejm grodzieński i inne daty innych kapitulacji.

Rezolucje te zapadły bez głosu ministra Kwapińskiego, który się wstrzymał od głosowania.

Rząd polski nie zgodził się zresztą na linię Curzona, w swej uchwale żąda linii demarkacyjnej na wschód od Wilna i Lwowa, z tym, żeby reszta terytorium państwa polskiego, tj. terytorium pomiędzy tą linią a granicą ryską, była administrowana przez wojskowe władze sowieckie z udziałem przedstawicieli innych państw zjednoczonych.

Nie zgodził się też rząd polski na jakiekolwiek zmiany personalne.

Natomiast:

Stwierdził, że już w swej deklaracji z 14 stycznia, oświadczając, że chce przystąpić do rozmów z rządem sowieckim przy współudziale rządów brytyjskiego i amerykańskiego o całokształcie spraw, tym samym nie wykluczał z tych rozmów zagadnień granicznych, żądając jednak, aby te rozmowy dotyczyły jednocześnie granic polskich na wschodzie i na zachodzie.

Czyli że:

Rezolucje rządu z 16 lutego1sprzeczne są z postawą Kraju, wyrażoną w uchwałach z 15 stycznia 1944 roku2.

Rezolucje te sprzeczne są także z postawą emigracji polskiej w Wielkiej Brytanii, wyrażoną w uchwałach powziętych jednomyślnie na dwóch zebraniach manifestacyjnych: w Londynie 28 stycznia i w Edynburgu 30 stycznia. Uchwały te w punkcie 1 stoją na stanowisku całkowitej integralności państwa polskiego, a w punkcie 2 wypowiadają się kategorycznie przeciwko zasadzie wymieniania ziem polskich, jak się to czyni z terytoriami afrykańskimi.

Uchwała rządu z 16 stycznia schodzi ze stanowiska integralności, jest to uchwała rozbiorowa, frymarcząca suknem Rzeczypospolitej.

Rząd polski wyrzekł się zasady integralności swejOjczyzny, nie otrzymując nic w zamian. Francja wyrzekła się kiedyś Alzacji i Lotaryngii, ale otrzymała za to pokój. My się wyrzekamy zasady integralności, skoro mówimyo rozmowach granicznych, nie otrzymując w zamian nic, nawet nawiązania stosunków dyplomatycznych.

Rząd polski odpowie na to, że obstawił te ewentualne rozmowy rozbiorowe i wymienne tysiącem warunków. Nie chcemy mu tego odmawiać. Ale słówko wyleci wróblem, powróci wołem. Bez zgody rządu polskiego na rozmowy graniczne nie wspomniałby Churchill w swej mowie z 22 lutego o linii Curzona3.

Słyszałem obrońcę rządu twierdzącego, że rezolucje 16 lutego nie idą dalej niż deklaracja 14 stycznia, która już puściła zasadę integralności państwa polskiego. Tak, ale deklaracja 14 stycznia była zredagowana niejasno i wykrętnie, jak niejasno i wykrętnie zredagowany był swego czasu pakt lipcowy. Chwilowe dialektyczne zwycięstwo, kilka przyjaznych głosów prasy londyńskiej, o których już dziś nikt nie pamięta, omamiły publicznośćpolską, jak o tym pisałem w broszurzeWilno. Ale oto z deklaracji 14 stycznia gabinet p. Mikołajczyka wyciągnął wnioski, których sam z początku się wypierał, oto w rezolucji z 16 lutego zgodził się na zasady rozbioru i wymiany.

Linia demarkacyjna na wschód od Wilna i Lwowa! Cóż to za nowy frazes dla użytku wewnętrznego, dla okłamywania Kraju. Linii takiej nie ma. Jedyną linią osłaniającą od wschodu Lwów i Wilno jest właśnie linia traktatu ryskiego.

Realizm rządu p. Mikołajczyka jest charakteru romantycznego, wręcz fantastycznego.

Fantazją jest, aby Rosja sowiecka, gdy raz wojsko nasze ziemie opanuje, zechciała się z nich wycofać bez zsowietyzowania Polski.

W niedzielę czytaliśmy w „Observerze” zapewnienie marszałka Stalina, że chce on polskiej administracji za linią Curzona, że to właśnie rząd p. Mikołajczyka mu to utrudnia, że wreszcie, jak nie można będzie inaczej, to administracja sowiecka obejmie te obszary.

Skądinąd słyszeliśmy o powstaniu sowieckiego komitetu w Warszawie, o jakimś gen. Roli i szefie sztabu Wiktorze, którzy mają odegrać rolę polskiego Tity4.

Zresztą – gdyby nawet – załóżmy rzecz mało prawdopodobną, że administracja polska zostanie powołana w czasie okupacji Polski przez wojska sowieckie. Powstaje od razu pytanie: jak duże będą jej kompetencje, a jaki będzie zakres działalności sowieckich władz wojskowych. I powstaje drugie, jeszcze bardziej zasadnicze pytanie:jak długobędzie trwała ta kooperacja, w którym tygodniu tej współpracy„okaże się”, że ta polska administracja to wyłącznie szpiedzy niemieccy i zakapturzeni hitlerowcy?

Również nierealne są obietnice sowieckie ofiarowania nam czegoś z własnych na Niemczech zdobyczy terytorialnych. Gdy Sowiety mówią: Polska nad Odrą, to oczywiście myślą: Sowiety nad Odrą.

Niech żyje Kwapiński!

Na wieść o zachowaniu się ministra Kwapińskiego w czasie ostatnich debat z całego serca wznoszę okrzyk: Niech żyje Kwapiński!

Z jeszcze większą radością zawołałbym, gdybym mógł:

– Niech żyje Mikołajczyk!

Niestety nie mogę.

Pokolenia polskie umierały z nadzieją, że gdy polski chłop zajmie miejsce polskiego szlachcica, to będzie lepiej. Niestety minister Mikołajczyk, stanąwszy na czele rządu, nie poszedł śladami takich szlachciców, jak Kościuszko, Traugutt, Piłsudski, lecz takich, jak…

Nie zadrażniajmy sytuacji bolesnymi porównaniami, które i tak każdemu do głowy się cisną.

Ten, kto uważnie wsłuchiwał się w przemówienia ministra Mikołajczyka, zauważył, z jakim tęsknym, a jednocześnie zaczepnym akcentem wymawia on wyrazy: „nowa Polska”. Ileż w tym zaakcentowaniu„nowa”