Negocjatorzy policyjni. Zawsze chodzi o życie - Radomir Wit - ebook + audiobook
NOWOŚĆ

Negocjatorzy policyjni. Zawsze chodzi o życie ebook i audiobook

Radomir Wit

4,8

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!

49 osób interesuje się tą książką

Opis

Na oczach żony momentalnie stawał się innym człowiekiem: odbierał połączenie i z miejsca zaczynał dzwonić dalej, kompletował zespół. Ku zdziwieniu gości potrafił opuścić własną imprezę, zanim jeszcze się na dobre rozpoczęła. Niczego nie tłumaczył, nie wyjaśniał. Wiedział, że liczy się każda minuta; że czas nie jest sprzymierzeńcem. Wracał niekiedy po kilku godzinach, innym razem po kilku dniach, podczas akcji nie było z nim żadnego kontaktu.

Pomagał wtedy innym zawrócić z krawędzi otchłani, wyciągał rękę, szukał sposobu, by nawiązać nić porozumienia z kimś, kto znalazł się w kryzysowej sytuacji. Ryzykował życie, negocjując z porywaczami czy próbując powstrzymać mordującego na oślep strażnika więziennego i przekonać go, by się poddał.

Życie Krzysztofa Balcera to negocjacje. To setki uratowanych istnień – historii, które mimo dramatycznych okoliczności dobrze się zakończyły. To nieustanna walka z czasem, biurokracją i przeciwnościami losu. Walka, w której stawka była najwyższa z możliwych – zdrowie i życie człowieka.

Kto pomagał, a kto przeszkadzał? Jak pomagać, żeby nie przeszkadzać? Jak wygląda życie negocjatorów policyjnych i kto nie nadaje się do tej pracy? Ile ryzykują? Jak ścigają się z czasem? Czy po wszystkim zdarza im się płakać? Czy obrazy uratowanych osób przechowują w pamięci, czy przeciwnie, starają się je wymazać?

Radomir Wit, dziennikarz polityczny, od 2016 r. związany z TVN24. Korespondent sejmowy, autor i prowadzący programu Kampania #BezKitu, a także cyklu Sejm Wita na platformie TVN24GO. Pierwsze polityczne rozmowy przeprowadzał jako licealista w Akademickim Radiu LUZ 91.6 FM we Wrocławiu. Po drodze zajmował się kulturą, muzyką i rozrywką, między innymi w Radiu Traffic, Radiu ZET, TVP2 i Polskim Radiu. Później zrozumiał, że polityka jest jednak ciekawsza niż nawet najlepsze piosenki z listy 500 utworów wszech czasów magazynu „Rolling Stone”. I tak od 2015 r. zajmuje się śledzeniem i relacjonowaniem polskiego życia politycznego. W 2023 r. wydał książkę Sejm Wita. Czyli czego nie mówią wam politycy?, która podbiła listy bestsellerów.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 195

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 5 godz. 40 min

Lektor: Maciej Więckowski

Oceny
4,8 (21 ocen)
18
2
0
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
emilia_evka

Nie oderwiesz się od lektury

Przeczytałam jednym tchem. Mimo posiadania męża w tych służbach nie miałam pojęcia, że praca negocjatorów tak wygląda. Człowiek naogląda się amerykańskich filmów i ma mylne wyobrażenia. Bardzo dziękuję za uświadomienie jak to w rzeczywistości wygląda. Ogromny podziw dla negocjatorów, negocjatorek ale również dla ich rodzin
00
AlicjaHo

Nie oderwiesz się od lektury

Nie mogłam się oderwać od tej książki. Tak wspaniałego reportażu dawno nie czytałam! „Negocjatorzy policyjni” ma postać wywiadu na policyjnymi negocjatorami, którzy opowiadają o swojej pracy. O tym, z czym spotykają się każdego dnia, jak walczą o każde życie, niezależnie od tego przy przyszło im się zmagać z porwaniem, napadem, czy manifestowaną próbą S. Myślę, że zawód negocjatora każdy z nas kojarzy z filmów, więc przeczytanie tej książki jest doskonałą okazją do zweryfikowania naszych przypuszczeń na temat tego zawodu. Możemy przeczytać o tym jak wyglada przygotowanie do takiej pracy, co jest przeciwwskazaniem i dlaczego psycholodzy są na ogół złymi negocjatorami. A przy tym książka jest tak ciekawie napisana, że nie mogłam się od niej oderwać. Z całego serca Wam ja polecam, bo ta pozycja naprawdę jest warta uwagi. Współpraca reklamowa
00
Karinaj28

Nie oderwiesz się od lektury

Świetna książka
00
Eliza5

Nie oderwiesz się od lektury

Rewelacyjna. Żal, że tak krótka.
00
Lost70

Nie oderwiesz się od lektury

Bardzo ciekawa książka
00

Popularność




Copyright © Radomir Wit, 2024

Projekt okładki

Paweł Panczakiewicz

Redaktor prowadzący

Michał Nalewski

Redakcja

Aneta Kanabrodzka

Korekta

Sylwia Kozak-Śmiech

Bożena Hulewicz

ISBN 978-83-8352-777-2

Warszawa 2024

Wydawca: Prószyński Media Sp. z o.o.

02-697 Warszawa, ul. Rzymowskiego 28

www.proszynski.pl

WSTĘP

Czy podobnie jak ja znacie kogoś, kto potrzebował pomocy, ale jej skutecznie nie otrzymał? Jeśli tak, to pewnie wiecie, jak mimo najszczerszych chęci trudno jest komuś pomóc, jeśli nie jest się w stanie do tej osoby dotrzeć. Znam to zżerające od środka uczucie, kiedy człowiek zastanawia się, czy mógł zrobić coś więcej, a jednocześnie wie, że próbował wszystkiego. Nie da się tego racjonalnie wytłumaczyć. Nie da się też ot tak, po prostu, wymazać tej sprawy z głowy.

Darzę ogromnym szacunkiem wszystkie służby, które na co dzień na różnych polach niosą pomoc ludziom, a jednocześnie wiem, jak ogromna jest skala kryzysu zdrowia psychicznego, z którym wszyscy się konfrontujemy. Przerażające statystyki samobójstw i innych dramatycznych wydarzeń z roku na rok rosną, ale nie rośnie z nimi wydolność systemu publicznej ochrony zdrowia i wsparcia w zakresie psychologii i psychiatrii.

W tej książce opowiadam o negocjatorach policyjnych. Chcę w ten sposób wyrazić szacunek dla ich pracy i postawy. Mam również nadzieję, że opowiadane przez nich historie otworzą oczy nas wszystkich na kryzysy, jakich sami możemy doświadczyć albo jakie mogą się stać udziałem naszych bliskich. Nigdy nie wiadomo, kiedy traficie na kogoś, kto znajduje się w kryzysie. Kogoś, kto do ostatniej chwili szuka pomocy. Najważniejsze to wiedzieć, jak można pomóc. Nie zawsze trzeba to robić osobiście. Warto mieć świadomość, że są ludzie, którzy dysponują odpowiednimi narzędziami, by zawrócić z drogi tych, którzy podjęli dramatyczne w skutkach decyzje, ale żeby mogli działać, muszą otrzymać sygnał, że ich umiejętności i doświadczenie są właśnie komuś potrzebne.

Jako dziennikarz relacjonowałem niejeden protest i na miejscu praktycznie zawsze byli obecni negocjatorzy, którzy mieli za zadanie tonować emocje. Poprzez rozmowy, budowanie kontaktu doprowadzali do tego, że zaostrzający się spór łagodniał, niemniej dopiero dwa lata temu dowiedziałem się, że policyjni negocjatorzy zajmują się też interwencjami przy okazji prób samobójczych. Gdy zacząłem zgłębiać temat, okazało się, że manifestacje, protesty, kryzysowe sytuacje, porwania czy uprowadzenia są dla nich codziennością. Pomyślałem, że ich świat warto poznać i opisać. Spotykałem się z nimi w różnych częściach Polski – niektórzy prosili o pełną anonimowość, inni, jak chociażby najważniejszy bohater tej książki, były negocjator Krzysztof Balcer, szczerze i otwarcie opowiedzieli mi o blaskach i cieniach swojej profesji. O świętach bez świąt, przerwanych rodzinnych uroczystościach i życiu w cieniu ciąg­łych wezwań. O wspinaniu się na niebezpieczne budowle, pokonywaniu stromych dachów, wyścigu z czasem, ale przede wszystkim o tym, jak wygląda skuteczna walka o ludzkie życie. I jak bardzo bywa nieprzewidywalna.

Mijają trzydzieści dwa lata funkcjonowania negocjacji policyjnych w Polsce. Zaczęło się od zarządzenia Komendanta Głównego Policji z czerwca tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątego drugiego roku – powstała wtedy pierwsza komórka organizacyjna. Rok wcześniej miało miejsce zdarzenie, które pokazało, jak duża jest potrzeba wprowadzenia na stałe negocjacji i że mogą one przyczynić się do rozwiązania wielu kryzysowych sytuacji. Mężczyzna z granatem bojowym wszedł do banku, groził wysadzeniem obiektu. Kilkugodzinne negocjacje doprowadziły do zatrzymania sprawcy. Tamtego dnia funkcjonariusze wykorzystali wiedzę ze szkoleń w Stanach Zjednoczonych. W kolejnych latach specjaliści z USA przyjeżdżali do Polski, żeby dzielić się swoim doświadczeniem.

Historia formowania się struktur negocjatorów w policji to długi ciąg zdarzeń, zmian prawnych, dylematów, jak sformułować zasady pracy policjantów i policjantek, którzy specjalizują się w tego rodzaju działaniach. Dwa lata temu policja w swoich oficjalnych statystykach podała, że w Polsce jest trzystu siedemdziesięciu jeden negocjatorów (dwustu sześćdziesięciu pięciu mężczyzn i sto sześć kobiet), zatrudnionych w komendzie stołecznej i komendach wojewódzkich policji; trzystu sześćdziesięciu dwóch z nich pracuje nieetatowo. Za funkcjonowanie negocjatorów odpowiada krajowy koordynator, każde województwo ma też swoich koordynatorów.

Jeśli znalazłaś/znalazłeś się w kryzysowej sytuacji lub wiesz o kimś, kto może potrzebować wsparcia i pomocy, możesz zadzwonić pod numer alarmowy 112 lub pod numer Kryzysowego Telefonu Zaufania 116 123. Do dyspozycji są również Młodzieżowy Telefon Zaufania pod numerem 116 111, a także Dziecięcy Telefon Zaufania Rzecznika Praw Dziecka pod numerem 800 121 212.

KTÓRE STATYSTYKI SĄ WAŻNIEJSZE

„Po co ratować kogoś, kto i tak chce popełnić samobójstwo?”, zapytał kilkanaście lat temu pewien człowiek, który miał ogromny wpływ na policyjne struktury w jednym z polskich miast.

Trudno sobie wyobrazić, że w ogóle padło takie pytanie. Ale padło. Było skierowane do policjantów, którzy właśnie przekonywali szefów, że najwyższy czas na zmiany w działaniach policji. Że o sukcesie niektórych akcji może przesądzić obecność negocjatorów.

To pytanie nie pozostało bez odpowiedzi. Decydent usłyszał wtedy od jednego z nich taką oto historię:

„Dostaję pewnego dnia sygnał od dyżurnego, że muszę pilnie jechać na negocjacje. Przyjeżdża po mnie radiowóz, gnamy na bombach na miejsce zdarzenia. Po kilku minutach zjeżdżamy z głównej arterii w osiedlowe uliczki. Ledwo udaje nam się przecisnąć między ciasno zaparkowanymi samochodami. Typowe blokowisko. Podjeżdżamy pod jeden z wieżowców. Jedenastopiętrowy blok z wielkiej płyty, na samej górze stoi mężczyzna. Na miejscu są już służby. Przed klatką schodową migoczą światła radiowozów, karetek, straży pożarnej. Ogromne napięcie. Podchodzę do policjantów, którzy są na miejscu od początku, i pytam, co się dzieje.

– Nie wiemy, jak ci to powiedzieć… Tam na górze stoi Krzysiek.

– Jaki Krzysiek?

– No Krzysiek, nasz dyżurny.

– Ale jak? Dlaczego?

– Przechodził z dzieckiem przez pasy… Niczego nie mógł zrobić… Wpadł w nich rozpędzony samochód. Dziecko tam jeszcze leży, zmiażdżone… On z tego wszystkiego wszedł na górę i chce skoczyć”.

A potem padło pytanie skierowane do wspomnianego decydenta: „To iść go ratować czy pozwolić mu skoczyć?”.

Negocjator, który opowiada mi tę historię, zapamiętał zawstydzony i nieco w tamtym momencie tępawy wyraz twarzy swojego rozmówcy.

„A gdyby to był twój syn albo twoja córka? Iść ratować czy niech skoczy? Proste pytanie”.

Nie doczekał się odpowiedzi. To taki moment, kiedy wszyscy zaczynają rozumieć, że tego rodzaju pytań się nie zadaje, że zawsze trzeba ratować drugiego człowieka, niezależnie od tego, kim on jest.

Wróćmy do historii z blokowiska, negocjator opowiada dalej:

„Wchodzę na górę tego wieżowca, docieram do Krzyśka i mówię:

– Wiem, jak się czujesz.

On się wtedy do mnie odwraca, patrzy mi prosto w oczy i krzyczy:

– Skąd ty, kurwa, możesz wiedzieć, jak ja się czuję?!

No i ma rację. Moje dziecko przecież żyje, jego leży pod kołami samochodu. Skąd ja mogę wiedzieć, stojąc z nim tam, na tym dachu, jak on się może czuć? Mogę się tylko domyślać. Nie wolno mi powiedzieć, że wszystko będzie dobrze. Jedyne, co mogę zrobić, to znaleźć coś, by pomyślał, że życie ma dla niego jeszcze jakiś sens. Na tym polega moja rola, to jest kluczowe w tej pracy – znaleźć argumenty i wymyślić, jak je przedstawić. Każde życie jest ważne, nie ma znaczenia, czyje ono jest. Każde bez wyjątku jest ważne”.

Czy zawsze i wszystkich daje się uratować? – to kolejne z pytań, które często słyszą negocjatorzy policyjni. A ilu ty konkretnie ludzi uratowałeś? Ile razy ci się nie udało? Ile czasu trwała najłatwiejsza akcja? A ile najtrudniejsza? Ludzie potrzebują liczb i statystyk, żeby poukładać sobie w głowie niektóre rzeczy. Tylko że praca negocjatora to nie są statystki, nie wszystko da się policzyć i uszeregować w tabelkach. Tego zresztą nie rozumiało wielu decydentów. Nie byli w stanie pojąć, że praca policyjnych negocjatorów nie polega na odbiciu karty, napisaniu raportu, odhaczeniu dyżuru.

Akcja może trwać kilka minut, kilka godzin, a nawet kilka czy kilkanaście dni. Wszystkie służby chroniące miejsce zdarzenia muszą wtedy czekać, aż negocjatorzy skończą swoje działania; ekipy są w pewnym sensie zamrożone, zabezpieczają negocjacje i czekają na ich wynik. W tym czasie można uratować jedną osobę. Ale za tą jedną osobą stoi życie kilku czy kilkunastu innych – rodziny, przyjaciół, ich też w pewnym sensie ratują negocjatorzy.

ŻYCIE TO NIE FILM

Gdy bohaterowie zgromadzonych przeze mnie opowieści zaczynali swoją przygodę z negocjacjami, w Polsce o pracy negocjatorów policyjnych można było usłyszeć chyba tylko w amerykańskich filmach i serialach. Tam bohaterscy funkcjonariusze zawsze doprowadzali do zwycięstwa dobra nad złem, najczęściej z patetyczną muzyką w tle. Były też szybkie samochody i tętniące życiem komisariaty, gdzie czekali na telefony. Mieli komfortowe warunki pracy, własne gabinety, rozbudowane zespoły, a co najważniejsze – czas. Dużo czasu, by się szkolić, analizować akcje, myśleć o tym, co dalej, szukać sposobów, jak wejść w głąb ludzkiego umysłu. No i – jak to w amerykańskich filmach czy serialach – było też dużo kawy, pączków z dziurką, opcjonalnie mógł się też pojawić jakiś pies, wierny towarzysz w pełnieniu służbowych obowiązków. Tyle fikcja, wróćmy do rzeczywistości.

„Informację dostajemy od dyżurnego wojewódzkiego, który powiadamia koordynatora albo osobę przez niego upoważnioną, że trzeba wyznaczyć zespół do sytuacji kryzysowej – opowiada wieloletni negocjator. – Dojeżdżamy na miejsce zdarzenia i ustalamy, kto i co robi. Ja zawsze pytam, kto chce negocjować pierwszy, bo wejście z marszu w daną sytuację nie jest łatwe. Bywamy wzywani w różne miejsca, czasami bardzo niebezpieczne. Może na przykład chodzić o komin. Najwyższy, na jakim byłem, miał sześćdziesiąt dwa metry. Kosz strażacki tak wysoko nie sięga, dlatego musiałem tam wejść”.

„Najważniejsze zawsze jest zapewnienie bezpieczeństwa dla negocjatorów. Dopóki sam nie będę bezpieczny, nie mogę podjąć negocjacji – opowiada policjant z południa kraju. – Czasami, jeśli rozmowy się przedłużają, spada odporność fizyczna i dowodzący akcją może podjąć decyzję o rozwiązaniu siłowym. Dowódca ma w jednej ręce młotek, a w drugiej kombinerki. Kombinerki to negocjatorzy, młot to pododdział antyterrorystyczny. Zaczynamy od kombinerek i próbujemy pokojowo, bez użycia siły, opanować sytuację. Dopiero potem w ruch idzie młotek. Koledzy z pododdziału są zabezpieczeniem”.

„W drodze zbiera się informacje, szkicuje sytuację, analizuje i planuje różne warianty. Aż w końcu zespół dociera na miejsce. Jak zacząć negocjacje? Na początek najprościej byłoby powiedzieć »dzień dobry«. Tylko czy dla człowieka balansującego na krawędzi dachu, gdzie przywiodła go jakaś tragedia, ten dzień naprawdę będzie dobry? Jest wiele słów i sformułowań, których podczas nawiązywania kontaktu lepiej unikać, i są takie, które mogą pomóc. Nie ma jednak sztywnych schematów i niczego nie można być pewnym. Z reguły unikamy zdań typu Dlaczego pan tu jest? Dlaczego pan to robi? Mogą wyzwolić agresję. Musimy pamiętać, że człowiekowi w kryzysie towarzyszą emocje, zazwyczaj bardzo silne. Doszedł do ściany, a to znaczy, że jest tak wyczerpany emocjonalnie, że sam nie jest już w stanie sobie poradzić. Każde słowo może odebrać jako atak na siebie – wyjaśnia jeden z dowódców zespołów negocjacyjnych i dodaje: – Wiele osób wychodzi z założenia, że łatwiej porozmawiać z policją, niż obarczać swoimi sprawami rodzinę. Wolą jak najdalej odsunąć kryzys od bliskich, nie chcą im robić problemu. Mamy tego świadomość jako negocjatorzy”.

„Udane negocjacje to takie, w które angażujemy się na maksa, na sto procent”, opowiada mi pewna policjantka, która doświadczeniem mogłaby obdzielić kilka osób. Pytana o swoje sposoby na udane negocjacje, tłumaczy: „Gdy jadę już na miejsce zdarzenia, to wszystko inne przestaje mieć znaczenie. I to pomaga. Nie można mieć z tyłu głowy, że w domu czeka dziecko, które nie ma opieki, a ja nie wiem, o której wrócę; że coś tam jest niezrobione”.

Dlatego tak istotne jest wsparcie bliskich, praca negocjatorów i negocjatorek to wspólny wysiłek. Ich żony, mężowie, dzieci – wszyscy w pewnym sensie są zaangażowani. Muszą dbać o odpowiedni podział obowiązków, zajmować się domem, stworzyć miejsce, do którego chce się wracać po dniach pełnych niewyobrażalnych emocji. Gdy negocjator jedzie na akcję, w głowie może mieć tylko jedno – negocjacje.

„Jeśli ktoś źle się czuje fizycznie, to nie powinien jechać. Wtedy wszystko przeszkadza, rozprasza, myśli wędrują w różnych kierunkach. Nagle w głowie rozwija się lista: a to mam umówione spotkanie, a to trzeba coś załatwić, gdzieś iść, coś podpisać… Dla mnie to zasada numer jeden: starać się, żeby nic nie przeszkadzało”, opowiada mi wspomniana policjantka.

Realizacja tych starań w praktyce bywa czasami wyzwaniem. Byli tacy negocjatorzy i takie negocjatorki, którzy przeszli przez sito weryfikacji, ale okazywało się, że nie potrafią odcinać się mentalnie od bieżących spraw. Myśli o bliskich, rodzinie i dzieciach nie pozwalały im się skupić. Byli też tacy, którzy wprawdzie mogli liczyć na wsparcie rodziny, ale jednocześnie na różne sposoby ich bliscy płacili za to zbyt wysoką cenę. Tylko niektórym udaje się łączyć z sukcesem życie zawodowe z prywatnym, są w stanie zbudować partnerskie relacje i wdrożyć w nich szereg zasad, które stają się wyznacznikami codzienności.

„Miałam w domu taki układ, że kto pierwszy odbierze telefon, ten jedzie, bo tak się składało, że mąż też jeździł na akcje, tylko z innego wydziału. Dla mnie to była zawsze taka adrenalina, że mogłabym codziennie brać w nich udział. No i właśnie tak robiłam, żebym to ja odbierała ten telefon pierwsza”.

Policjantka, która o tym wspomina, dodaje, że gdy mąż już się połapał, że jej częstsze wyjazdy to nie przypadek, przyjął to ze zrozumieniem.

„Nie przeszkadzało mu to”, twierdzi i dodaje, że dzięki temu udawało jej się jeździć na wezwania z czystą głową, miała psychiczny komfort, który wynikał z partnerskich relacji z mężem.

CIĄG DALSZY DOSTĘPNY W PEŁNEJ, PŁATNEJ WERSJI