Na czerwonym Olimpie - Konstanty Srokowski - ebook

Na czerwonym Olimpie ebook

Konstanty Srokowski

0,0

Opis

Zbiór szkiców opowiadających o komunizmie w Związku Radzieckim i o ludziach którzy go tworzyli i umacniali, a także eksportowali za granicę. Znajdziemy tu bardzo interesujące informacje o m.in. Włodzimierzu Ulianowie - Leninie, Feliksie Dzierżyńskim, Lwie Trockim, Józefie Stalinie - niedoszłym prawosławnym księdzu, którego matka pieszczotliwie nazywała Soso, genialnym samouku i nieokiełznanym sadyście, lirycznym poecie i cynicznym mordercy, o Mołotowie, Budionnym i innych... książka była pisana przez polskiego działacza liberalno-demokratycznego i publicystę pochodzenia ukraińskiego, w czasach, gdy jej bohaterowie jeszcze żyli.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 176

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Konstanty Srokowski

Na czerwonym Olimpie

_____

Armoryka

Sandomierz

Projekt okładki: Juliusz Susak 

Copyright © 2014 by Wydawnictwo „Armoryka”

Wydawnictwo ARMORYKA

ul. Krucza 16

27-600 Sandomierz

tel +48 15 833 21 41

e-mail:[email protected]

Od autora

Gdy dzięki zasłużonemu wydawcy p. Bernardowi Połonieckiemu szkice te, pomyślane i pisane wyłącznie jako dziennikarskie gawędy dla „Wieku Nowego”, przeistaczają się oto w zamkniętą całość książkową, czuję się w obowiązku po pierwsze odsłonić przyłbicę mego pseudonimu dziennikarskiego, po wtóre zaś udzielić czytelnikom kilku wyjaśnień rzeczowych. 

Idzie przede wszystkim o to, aby czytelnik nie brał tych szkiców za jakieś dzieło źródłowe, systematycznie opracowane i na bezpośredniej obserwacji lub na dokumentach oparte. Dokumentów ogłoszonych drukiem i dostępnych dla postronnych a w dodatku dla cudzoziemców w tych sprawach w ogóle jeszcze niema i nie zjawią się prędko. Do bezpośrednich zaś obserwacyj żadnej sposobności nie miałem i mieć nie mogłem. Wszystko, co w tych szkicach napisałem, jest więc po prostu częścią tego osadu, który pozostawiła mi w pamięci pilna, ale z konieczności dorywcza i niesystematyczna lektura różnych dotyczących publikacyj zarówno rosyjsko-emigranckich jak i bolszewickich. 

W zakresie tych ostatnich wypada mi na pierwszym miejscu wymienić dane biograficzne działaczy bolszewickich, zawarte w wydanych dotąd tomach Wielkiej Encyklopedii Sowieckiej. 

W szkicach tych jest z pewnością wiele błędów faktycznych, niedociągnięć i nieporozumień. Mimo to jednak mam uczucie, że w całości dają one perspektywicznie poprawny, a nastrojowo wierny obraz tej garstki zuchwalców z lwiego czy chociażby tylko wilczego plemienia, którzy oto od piętnastu lat z bezprzykładnym wysiłkiem woli i umysłów, nie szczędząc ani siebie ani drugich, starają się ogromną Rosję podźwignąć z jej dotychczasowych posad i przemodelować ją zarówno w całości jak we wszystkich szczegółach według wzorów nowych, nigdzie dotąd jeszcze nie stosowanych. 

Przed sześciu z górą laty ogłosiłem niewielką pracę teoretyczno-opisową p. t. „Elita bolszewicka”. Szkice niniejsze pozostają do tej poprzedniej pracy w stosunku ilustracji do tekstu zwięzłego i może nieco suchego. I właśnie jako taki zbiór ilustracyj szkice te nie stanowią żadnej ani przedmiotowo ani logicznie zamkniętej całości. Ja sam mógłbym bez większego trudu przedłużyć je jeszcze o kilka czy nawet kilkanaście rozdziałów. Ale właśnie ich wartość ilustracyjna niewiele by przez takie powiększenie zyskała, płaszczyzna zaś nieuchronnych błędów i nieścisłości faktycznych rozszerzyłaby się jeszcze bardziej. 

Otrzymawszy od p. B. Połonieckiego zaproszenie do książkowego wydania tych szkiców, za co stary ten wydawca niechaj przyjmie na tym miejscu dank serdeczny od równie starego autora, namyślałem się, czy nie należałoby tych szkiców poddać mniej lub więcej gruntownej rekonstrukcji podnosząc je z poziomu popularnego dziennikarstwa na jakiś poziom wyższy i bardziej... „książkowy”. Rychło jednak zrozumiałem, że byłby to błąd, bo z materiału, który starczyć może tylko na lekkie i bezpretensjonalne szkice, obrazu monumentalnego namalować nie można, a przez przeróbki różne i „redagowania” szkice te utraciłyby to właśnie, co w każdym odręcznym rysunku stanowi jego główną wartość, więc pierwotność rzutu ręki i jasność raz dobrze czy źle nakreślonej linii. 

Szkice te były pisane i drukowane w kilkudniowych odstępach w czasie od 15 stycznia do 21 czerwca b. r . Nie stoją zatem w żadnym związku z tym rozwojem wypadków politycznych, który w ostatnich czasach doprowadził odpowiedzialne kierownictwo polityczne Rzeczypospolitej do tak wyraźnej i ze wszechmiar godnej uznania zmiany dotychczasowego stanowiska wobec naszego sąsiada wschodniego. 

Szkice te nie miały zatem ani nadal nie mają żadnego ubocznego pozytywnego czy negatywnego celu wynikły bowiem z czysto poznawczego stosunku mojego do Rosji, której sprawom poświęcam baczną uwagę od lat przeszło trzydziestu, w szczególności zaś do bolszewizmu, który tak czy inaczej politycznie, socjalnie i kulturalnie wartościowany, pozostanie jednak zawsze jednym z największych i najdziwniejszych fenomenów historii nie tylko rosyjskiej, lecz w ogól wszechludzkiej.

Nie mam wrażenia, aby w szkicach niniejszych ujawniał się jakikolwiek element świadomej, niechętnej lub zgoła nienawistnej karykatury w stosunku do ich przedmiotów. Gdyby jednak ktoś z czytelników miał odnieść takie wrażenie, to na ten właśnie wypadek oświadczam, że wywołanie go nie leżało bynajmniej w moich intencjach.

Kraków, we wrześniu 1933 roku

Konstanty Srokowski

Kreml carów i komisarzy

Historia robi się sama. Dziwnie mało mają w niej do gadania naprawdę nawet najpotężniejsi władcy. W każdym razie to, co w historii przedstawia pewien sens i pewną logikę rozwoju, to w ogromnej większości jest tylko sumą konsekwencyj poszczególnych aktów, z których każdy był dokonywany przez kogo innego i w odmiennym celu. 

Bolszewicy pierwotnie nie mieli zamiaru przenosić stolicy państwa z Petersburga do Moskwy. Petersburg był pod każdym względem lepiej przygotowany do roli stolicy, niż mniejsza, zaniedbana a przede wszystkim nie rozbudowana odpowiednio Moskwa. Dopiero wczesną wiosną roku 1918, kiedy po zerwaniu rokowań pokojowych w Brześciu nad Bugiem powstała możliwość zajęcia Petersburga przez wojska niemieckie, bolszewicy zdecydowali się pośpiesznie przenieść swoją stolicę do starej Moskwy. Gdy zaś przyszli do Moskwy, to z natury rzeczy musieli zająć Kreml carski nie z pietyzmu dla historii ani nie z ambicji, aby koniecznie siedzieć na fotelach carskich, ale znowu z powodu całkiem prostych okoliczności. Kreml był najbardziej pustym. Mieściło się w nim 

najwięcej gmachów, nadających się do użytku władz centralnych. Nadto Kreml przedstawiał doskonałe warunki izolacji i obronności, oczywiście nie wobec wojsk regularnych tego czy innego nieprzyjaciela, ale wobec nagłych buntów i rewolt domowych. 

Ale w rezultacie ze zbiegu tych prostych okoliczności i codziennych prozaicznych racyj złożył się akt historyczny, który zarówno w swoim faktycznym, jak symbolicznym znaczeniu ma wagę epokową. Skończyła się bowiem petersburska epoka historii Rosji, trwająca lat 215. Historia wielkiego narodu wróciła do swoich starych krosien, tkając na nich obraz wprawdzie nowy, ale z idei o wiele bardziej podobny do obrazu Rosji starej, moskiewskiej, przedpotopowej, aniżeli do Rosji nowej, zeuropeizowanej, petersburskiej. Reformatorski rozmach bolszewików i ich dzika, nie znająca przeszkód energia, z jaką wpychają ogromną Rosję na nowe drogi rozwojowe, jest pod wieloma względami bardzo podobna do reformatorskiej działalności Piotra Wielkiego. To samo zuchwalstwo celów, to samo okrucieństwo metod, ten sam rozmach, ta sama energia, przede wszystkim zaś cel ten sam - podniesienie cywilizacyjne ogromnego narodu i powetowanie wieków jego zastoju w jednym kilkunasto- czy kilkudziesięcioletnim porywie. 

I Lenin, jak gdyby dla nawiązania do tradycyj reformatorskich Piotra, musiał cofnąć się do jego siedziby i kolebki, zetknąć się z ziemią rosyjską na tym samym Kremlu i w tych samych podmiejskich wsiach i „usadjbach”, w których ongiś jego poprzednicy Iwan Groźny i Piotr Wielki podejmowali swoje zadania około rozbudowy potęgi państwa i narodu. 

Już czysto panoramicznie i dekoracyjnie Kreml moskiewski jest kompleksem architektonicznym chyba najciekawszym, a w każdym razie najoryginalniejszym na świecie. Dziwna mieszanina Azji i Europy - włoskiego renesansu, angielskiego gotyku w sutej oprawie azjatyckiej, tatarskiej, przede wszystkim zaś tamerlańskiej architektury stwarza tu całość nieporównanie oryginalną i w swoim rodzaju bezprzykładnie piękną, żaden rząd ani żaden władca na świecie takiej siedziby nie mają. Miewają o wiele bogatsze, starsze, przestronniejsze, ale równie oryginalnej i niezwykłej żaden z nich nie ma. 

Ogromna na siedmiu wyniosłych pagórkach z małym dotąd poszanowaniem miejsca i przestrzeni rozrzucona Moskwa składa się z trzech miast, które niby koła wsunięte są jedno w drugie. Więc od zewnątrz idąc do środka, mamy najpierw t. zw. „czornyj gorod” czyli gliniany, „ziemlanoj”, biorący swą nazwę od zwyczajnych chałup chłopskich, które tuliły się tu ongiś do miasta właściwego. Za czarnym następuje „biełyj gorod” czyli już murowany, a w każdym razie tynkowany i bielony, stanowiący historyczną siedzibę mniejszych kupców i wszelkiego stołecznego „raznoczyństwa”, czyli wszelkich zawodów, które tutaj szukały i znajdowały zarobek i zastosowanie. Wreszcie w środku tego białego miasta mieści się trzecie z kolei, najmniejsze, ale też najstarsze i najważniejsze zarazem - „Kitajgorod”. 

Nazwa tajemnicza do dzisiaj. Na pozór oznacza ona jakieś Chiny, ale wyraz „Kitaj” oznacza tu raczej całą mieszaninę towarów wschodnich, które tu właśnie były masami zwożone. Podobnego pochodzenia jest zresztą nasza z ukraińskiego przesiedlona „kitajka”, oznaczająca pierwotnie wstążkę wąską ze szczególnie dobrego, mocnego, więc pewnikiem azjatyckiego jedwabiu. 

Już Kitajgorod był otoczony wysokim obronnym murem, którego resztki stoją do dzisiaj z bramami i basztami. Było to bowiem handlowe i gospodarcze centrum stolicy, zasługujące na obronę i ochronę niemal na równi z leżącym tuż obok jej centrum politycznym czyli z samym Kremlem. 

Jeżeli Kitajgorod jest centrum miasta, to Kreml jest głową Kitajgorodu. Oba leżą na stoku jednego i tego samego wzgórza, ciągnącego się połogo od północy i opadającego do rzeki Moskwy na południu ścianą prawie stromą, na jakieś czterdzieści metrów ponad poziomem rzeki wystającą. Ten właśnie szczyt kitajgorodzkiego wzgórza zajmuje Kreml, który zachował do dzisiaj charakter średniowieczny mocno obronnej i bardzo wielkiej fortecy. Cały Kreml, oddzielony ogromnym Czerwonym placem od właściwego Kitajgorodu, otoczony jest murem w kształcie niemal prawidłowego trójkąta. Mur obronny wysoki przeciętnie na dziesięć metrów z ambrazurami, dziewiętnastu różnego kształtu basztami ma przeszło dwa kilometry długości, tak że przestrzeń, przezeń zamknięta, odpowiada mniej więcej przestrzeni starego Krakowa w obrębie plant. Pięć bram z trzech różnych stron muru prowadzi do wnętrza Kremlu, wypełnionego ogromnymi gmachami, pałacami, cerkwiami i rozległymi placami i ogrodami. 

Za czasów carskich wszystkie pięć bram było przez cały dzień otwartych dla wszelkiego rodzaju przechodniów, którzy wchodzili tu i wychodzili bez żadnych trudności. Dzisiaj otwarte są tylko dwie bramy od placu Czerwonego - najsławniejsza Spaskaja i obok Nikolskaja. Ale i tu gęsto rozstawione warty, zamknięcia i kraty stanowią razem szereg sit, przez które ostrożni władcy bolszewiccy przecedzają starannie wszystkich, pragnących ich odwiedzić. 

Brama Spaskaja, zbudowana przez znakomitego Arystotelesa Fioraventiego w stylu czystego renesansu w siedemnastymm wieku, otrzymała później ośmiogranną gotycką wieżę, w której Piotr Wielki umieścił zegar, wygrywający kuranty - hymn cerkiewny „Kolsławien” i marsz wojskowy t. zw. „Preobrażeński!”. 

Bolszewicy zamienili hymn cerkiewny na hymn internacjonału a marsza wojskowego pozostawili, tak że dzisiaj zegar na wieży Spaskiej wygrywa co godzinę kolejno to znany hymn internacjonału proletariackiego, to tego starego marsza wojennego.

Rosyjski Kapitol

Czym dla starożytnego Rzymu i Rzymian Kapitol, tern dla Rosji i Rosjan był, jest i zapewne na zawsze pozostanie Kreml. Bolszewiccy jego dzisiejsi władcy i gospodarze uszanowali najbardziej skrupulatnie ten ogólnonarodowy i historyczny charakter Kremla. Nie tylko nie zniszczyli ani nie usunęli z niego żadnej starożytnej pamiątki, ale przeciwnie starannie ponaprawiali szkody, wyrządzone w trzydniowej bitwie o władzę nad miastem, jaka stoczona została w listopadzie r. 1917 między bolszewikami a oddziałami szkół kadeckich, a nadto bardzo starannie i umiejętnie odrestaurowali przede wszystkim starożytne kremlińskie cerkwie, które jednak hermetycznie potem pozamykali, tak że dostęp do nich znajduje dzisiaj tylko wysoko postawiony dygnitarz własny albo mocno dystyngowany cudzoziemiec. 

A jest tam do widzenia rzeczy wiele ciekawych nie tylko dla odczuwającego związek z własną przeszłością narodową Rosjanina, lecz także dla każdego oświeconego europejczyka, nawet najbardziej obytego z zabytkami europejskimi. Przede wszystkim cztery pałace carskie, więc największy z nich, ale zarazem najmłodszy, zbudowany za Mikołaja I. na miejsce spalonego przez odchodzących Francuzów w roku 1812 starego. Jest to ogromny gmach dwupiętrowy, zwrócony swoim przeszło stumetrowej długości frontem na południe ku rzece Moskwie, zbudowany na najwyższym punkcie wzgórza Kremlińskiego. Wypełnia go siedemset ubikacyj, już to ogromnych sal reprezentacyjnych w amfiladzie na wysokim parterze, już to salonów i pokoi recepcyjnych i rezydencyjnych na pierwszym piętrze. Wszystko urządzone z niesłychanym przepychem i bogactwem a nawet - rzecz w takich wypadkach najrzadsza - z dobrym na ogół gustem. Marmury, ogromne masy półszlachetnych kamieni, w które Rosja tak obfituje, wszystkie te malachity, lapis lazuli, jaspisy i kilkadziesiąt innych rodzai minerałów zostały użyte dla stworzenia całości, równie imponujących rozmiarami, jak harmonią kształtów i kolorów. 

Bolszewicy używają tego pałacu do swoich celów reprezentacyjnych, ale ostrożnie i z pietyzmem dbając o zaszanowanie wszystkich jego dekoracyjnych szczegółów. W trzech parterowych największych salach tego pałacu odbywają się najbardziej reprezentacyjne zjazdy i kongresy bolszewickie. Tu także odbywają się plenarne posiedzenia periodycznych kongresów Kominternu, czy rezydującego w Moskwie „Internacjonału komunistycznego”. Na te okazje, tłumne i gwarne, posadzki sal, przedstawiające arcydzieła intarsji stolarskiej, układane z kilkudziesięciu gatunków drzew kolorowych, są pokrywane pomostem z grubych desek dębowych, aby tysiące butów zwycięskiego proletariatu nie zacierało blasku i barwy starych posadzek carskich i feudalnych. Potrzeba przyznać, że rewolucja rosyjska okazała się pod tym względem o wiele bardziej cywilizowaną i lepiej prowadzoną od swojej prababki francuskiej. 

W największej sali, t. zw. „Georgjewskiej”, długiej na 35 a szerokiej 18 metrów, całej z białego marmuru, złota i purpury, odbywają się powitalne i pożegnalne posiedzenia wielkich bolszewickich kongresów. Honorowi prezesowie ich zasiadają wtedy na tronie carów rosyjskich. Na piątym kongresie Kominternu plenarnemu posiedzeniu końcowemu przewodniczył delegat gdzieś z głębi... Afryki, wspaniały, ogromny, rasowy Murzyn. Siedział on tak samo na tronie carów Wszechrosji. Ale sprawiedliwość każe zaznaczyć, że tron był pokryty jakimś wcale zgrzebnym pasiastym... pokrowcem. 

Obok tego ogromnego pałacu jest jeszcze t. zw. „mały” z dwustu salonami, dalej słynna „Granowitaja pałata” z siedemnastego wieku, carskie „teremy”, czyli kobieca część starożytnego pałacu carskiego z szesnastego wieku, pałac patriarchy, szatnia patriarchy, ogromny ogród zimowy itd. Wszystko to połączone ze sobą gankami, rzuconymi w powietrze mostami i przejściami tworzy całość z pewnością niezwykłą. 

Największą jednak specjalnością Kremla są nie tyle pałace ile cerkwie, których znajduje się tutaj szesnaście, z czego cztery w charakterze katedr, czyli t. zw. „soborów”. Więc najpierw trzy starożytne sobory, ustawione dokoła jednego placu sobornego, a pełniące w historii Rosji carskiej szczególne funkcje sakralne. W Uspienskim bowiem soborze koronowali się carowie rosyjscy wszyscy bez wyjątku od Aleksandra Newskiego poczynając, w soborze Błagowieszczeńskim, zbudowanym w roku 1897, carowie i członkowie rodziny carskiej brali śluby i otrzymywali chrzest święty, wreszcie w soborze Archangielskim śpiewano nad ich martwymi ciałami „Wiecznuju pamjatj” i chowano je w podziemiach, dopóki Piotr Wielki nie przeniósł tej pośmiertnej rezydencji carskiej do katedry w twierdzy Piotropawłowskiej w Petersburgu. Dwa kremlińskie klasztory - Wozniesieński - kobiecy i „Czudow manastyrj” - męski z dalszym półtuzinem różnych cerkwi dodają Kremlowi całkiem swoistego kolorytu czegoś pośredniego między Watykanem a tybetańską Lhassą, jak stolicę Dalaj lamy opisuje Swen Hedin. 

Do tej samej grupy należy także wysoka na osiemdziesiąt metrów dzwonnica Iwana Wielkiego ze swoimi 36 dzwonami, z których największy Uspienski waży sześćdziesiąt pięć tysięcy kilogramów i ryczy a huczy w sposób niemożliwy do opisania. Młodszy jego brat, jednak o połowę od niego lżejszy, hałasuje jeszcze bardziej, wskutek czego nazywa się też „Rewunem”. Dzwony te, zestrojone w akordach molowych i durowych, gdy dzwonią jednocześnie, np. w czasie rezurekcji na Wielkanoc, wywierają też istotnie wrażenie potężne. Oczywiście bolszewicy skazali całą tę wiszącą filharmonię na milczenie, ale samych dzwonów nie pozdejmowali. Może jeszcze kiedy zadzwonią... 

Łącząca się ze starymi pałacami t. zw. „Orużejnaja pałata” jest starym skarbcem carskim. I jakkolwiek zawiera on tylko część, i to bynajmniej nie większą, wszystkich bogactw carskich, to jednak widok także i tych „okruchów” może przyprawić o zawrót głowy. Samych t. zw. „czapek” Monomacha i innych, czyli carskich paradnych okryć głowy jest przechowanych sztuk jedenaście. Nadto siedem czy ośm starych koron carskich z berłami, jabłkami, mieczami i wszystkimi innymi symbolami władzy świeckiej i kościelnej. Wszystko to zasiane po prostu kamieniami drogimi i perłami nieraz olbrzymiej wartości. Sześć różnych tronów z kości słoniowej, srebra, złota i najdroższego drzewa - to przeważnie dary poddanych lub przyjaciół. Na pierwszym miejscu tron cały ze słoniowej kości z bogatymi inkrustacjami złotymi, przysłany przez cesarza bizantyńskiego Konstantyna Paleologa carowi Iwanowi III. Kilkadziesiąt sal tego skarbca przedstawia nie tylko prawdziwą Golkondę, jeżeli idzie o materialną handlową wartość nagromadzonych tu skarbów, ale przede wszystkim z punktu widzenia ich wartości zabytkowej, nierzadko artystycznej. 

Tuż obok „Orużejnej pałaty” znajduje się ogromny gmach arsenału, który już od półtora wieku nie jest magazynem broni i amunicji, ale jedną z najbogatszych i najciekawszych zbrojowni na świecie. Szczególniej wszystkie gatunki broni azjatyckich i narodów islamickich są tu reprezentowane w kolekcjach, które pod względem pełności i bogactwa nie mają sobie równych. U wejścia do arsenału stoją przeróżnego fasonu armaty i moździerze, dekoracyjnie poustawiane piramidy kul, a wśród tego wszystkiego słynna - „Car puszka”, odlana przez majstrów rosyjskich w szesnastym wieku z lufą tak wielką, że gruby i rosły człowiek wygodnie się w niej prześpi. Naiwne to balistycznie monstrum armatnie jest jednak całkiem dobroduszne - nie strzeliło bowiem ani razu w ciągu swego czterowiekowego bytowania. 

Odpowiednikiem „Cara-puszki” jest słynny „Car-kałakoł”, który stoi na solidnym kamiennym podmurowaniu tak, jak zarył się w ziemię, spadając z rusztowania przy próbie powieszenia go w dzwonnicy Iwana Wielkiego. O rozmiarach tego dzwonu, którego dźwięku nikt nigdy nie słyszał, daje pojęcie fakt, że ludzie najwyższego wzrostu sięgają tylko do jego borty dolnej, a we wnętrzu jego, do którego wchodzi się po prostu przez dziurę, wybitą przy spadaniu, może zmieścić się wygodnie około dwudziestu osób. 

Wreszcie u wejścia na Kreml przez bramę Spasską ogromny, architektonicznie bardzo okazały i oryginalny trójkątny gmach starego senatu sądowego, zbudowany za Katarzyny II. Tutaj urzędują wszystkie centralne władze bolszewickie. Gmach uwieńczony jest ogromną białą kopułą, z której wysoko wystercza metalowy złocony flagsztok. Dzień i noc zwisa z niego od lat piętnastu olbrzymich rozmiarów czerwony sztandar. W nocy oświetla go od spodu silny elektryczny reflektor, tak że wzdymająca się na wietrze ta olbrzymia czerwona płachta czyni istotnie wrażenie ogromnego płomienia z tego pożaru, o którym jedna z pieśni bolszewickich śpiewa, że

„My na gore wsiem burżujam 

Mirawoj pażar razdujem!”

Tak w najogólniejszych zarysach wygląda sam Olimp bolszewicki. Jak widzimy, chociaż pożyczony, a raczej odziedziczony po znienawidzonych i w pogardę podanych przodkach, przedstawia się on... wcale, wcale. Wspanialszej, a w każdym razie oryginalniejszej rezydencji nie posiada dzisiaj żaden rząd na świecie. 

Teraz przypatrzmy się olimpijczykom czerwonym, jak wyglądają u siebie w domu, co robią, jak się zachowują itd. Od tej ludzkiej, wyłącznie ludzkiej strony bolszewizm jest najmniej znany. A jednak chcąc go rozumieć i powziąć o nim prawidłowe wyobrażenie, tej strony właśnie pomijać nie można.