Morska pogoń. Drużyna. Tom 9 - John Flanagan - ebook + audiobook

Morska pogoń. Drużyna. Tom 9 ebook i audiobook

John Flanagan

4,4

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!

11 osób interesuje się tą książką

Opis

Dziewiąty tom bestsellerowej serii Johna Flanagana, autora Zwiadowców!

Po latach grabieży i napaści Skandianie, na mocy zawartych traktatów, pełnią funkcję strażników Morza Białych Sztormów. Pilnują bezpiecznej żeglugi handlowych jednostek i walczą z piratami w każdej, najmniejszej nawet zatoczce. Ale nie wszystkim się to podoba.
Kiedy wrogowie napadają na Hallasholm, uszkadzają każdy zdatny do żeglugi statek i kradną dumę skandiańskiej floty, ,,Wilczy Wicher’’, okręt oberjarla Eraka. Na szczęście dla wszystkich jest jeszcze nadzieja. Nowa wersja starej ,,Czapli’’, dłuższa i mocniejsza od poprzedniczki, tym razem nie cumowała w porcie. Hal chciał wprowadzić poprawki do konstrukcji, więc tymczasowo zostawił okręt w warsztacie przy Wschodnim Strumieniu. Okazało się, że napastnicy go nie znaleźli.
Hal i załoga ,,Czapli’’ - wraz z oberjarlem Erakiem - ruszają na poszukiwanie ,,Wilczego Wichru”. Ale kiedy odkrywają, że złodzieje używają okrętu do plądrowania statków i miast, za co obwiniają Skandian, Hal zdaje sobie sprawę, że piraci mają jakiś złowieszczy plan.
Załoga ,,Czapli’’, pomimo mniejszej liczebności, jest zdeterminowana i gotowa do działania. Wszystko wskazuje na to, że na morzu rozegra się wielka epicka bitwa…

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 264

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 6 godz. 37 min

Oceny
4,4 (137 ocen)
89
24
16
6
2
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Nika_Roza

Nie oderwiesz się od lektury

Uwielbiam książki Johna Flanagan❤️👍❤️
MirkaKrzys

Nie oderwiesz się od lektury

świetna
10
anyolki
(edytowany)

Nie oderwiesz się od lektury

Kolejny świetny tom serii! Uwielbiam i "Drużynę" i "Zwiadowców"
10
kppgw

Nie oderwiesz się od lektury

ez
00
joasiaas

Nie oderwiesz się od lektury

Bardzo ciekawie napisana książka. Świat wykreowany przez autora wciąga. jak zawsze książka na bardzo wysokim poziomie.
00

Popularność




KSIĄŻKI JOHNA FLANAGANA W WYDAWNICTWIE JAGUAR:

KSIĘGA 1: RUINY GORLANU

KSIĘGA 2: PŁONĄCY MOST

KSIĘGA 3: ZIEMIA SKUTA LODEM

KSIĘGA 4: BITWAO SKANDIĘ

KSIĘGA 5: CZARNOKSIĘŻNIK Z PÓŁNOCY

KSIĘGA 6: OBLĘŻENIE MACINDAW

KSIĘGA 7: OKUP ZA ERAKA

KSIĘGA 8: KRÓLOWIE CLONMELU

KSIĘGA 9: HALTW NIEBEZPIECZEŃSTWIE

KSIĘGA 10: CESARZ NIHON-JA

KSIĘGA 11: ZAGINIONE HISTORIE

KSIĘGA 12: KRÓLEWSKI ZWIADOWCA

KSIĘGA 13: KLAN CZERWONEGO LISA

KSIĘGA 14: POJEDYNEKW ARALUENIE

KSIĘGA 15: ZAGINIONY KSIĄŻĘ

KSIĘGA 16: UCIECZKA Z ZAMKU FALAISE

WCZESNE LATA:

KSIĘGA 1: TURNIEJW GORLANIE

KSIĘGA 2: BITWA NA WRZOSOWISKACH

KSIĘGA 1: WYRZUTKI

KSIĘGA 2: NAJEŹDŹCY

KSIĘGA 3: POŚCIG

KSIĘGA 4: NIEWOLNICYZ SOCORRO

KSIĘGA 5: GÓRA SKORPIONA

KSIĘGA 6: NIEZNANY LĄD

KSIĘGA 7: KALDERA

KSIĘGA 8: POWRÓT TEMUDŻEINÓW

KSIĘGA 9: MORSKA POGOŃ

Tytuł oryginału: Brotherband 9: The Stern Chase

Text Copyright © John Flanagan, 2022

First published by Penguin Random House Australia Pty Ltd.

This edition published by arrangement with Penguin Random House Australia Pty ltd.

Cover illustration by Jeremy Reston

Cover design © www.blacksheep-uk.com

All rights reserved.

Copyright for the Polish edition © 2022 by Wydawnictwo Jaguar Sp. z o.o.

Redakcja: Aneta Kanabrodzka

Korekta: Magdalena Magiera, Ida Świerkocka

Skład wersji elektronicznej: Michał Latusek

Wydanie pierwsze w tej edycji, Wydawnictwo Jaguar, Warszawa 2022

ISBN 978-83-8266-163-7

Książka dla czytelników w wieku 11+

Adres do korespondencji:

Wydawnictwo Jaguar Sp. z o.o.

ul. Ludwika Mierosławskiego 11a

01-527 Warszawa

www.wydawnictwo-jaguar.pl

instagram.com/wydawnictwojaguar

facebook.com/wydawnictwojaguar

tiktok.com/@wydawnictwojaguar

twitter.com/WydJaguar

Wydanie pierwsze w wersji e-book

Wydawnictwo Jaguar, Warszawa 2022

CZĘŚĆ PIERWSZANOWA „CZAPLA”

ROZDZIAŁ 1

Hal uśmiechnął się pod nosem. „Czapla” gładko cięła wodę, wznosiła się na niej i opadała z wdziękiem, wspinała się na drobne, równe fale i zjeżdżała w dół, wysoko wznosząc rozbryzgi po obu stronach dziobu.

Tak przyjemnie było znowu czuć delikatne wibrowanie rumpla i kołysanie pokładu pod stopami. Wraz z drużyną przez całą zimę budował nową „Czaplę”, a teraz się cieszył, że wreszcie jest na morzu i znowu dowodzi.

Znajdowali się u wybrzeży Sonderlandu, na zachód od Hallasholmu. Poddawali nową łódź ostatnim próbom.

– Jest zdecydowanie szybsza niż stara łajba – powiedział do Stiga, który stał obok, wpatrzony w napięty łuk żagla.

– Zdziwiłbym się, gdyby było inaczej – stwierdził z uśmiechem pierwszy oficer. – Jest o całe dwa metry dłuższa.

Hal kiwnął głową. Rzeczywiście, dodatkowe metry przekładały się na większą prędkość, ale to nie wszystko, ponieważ eksperymentom poddał też żagle – zmienił ich kształt i wzmocnił je dodatkowymi szwami, aby wypełnione wiatrem stały się bardziej wydajne. Miały zresztą większą powierzchnię, bo wydłużył też maszt i rejki.

Pomyślał, że rezultat jest całkiem zadowalający. Jedna rzecz trochę go jednak martwiła i między innymi właśnie z tego powodu wypłynęli w morze – chciał przetestować „Czaplę” w różnych warunkach i sprawdzić, czy zawsze daje z siebie maksimum możliwości.

– Zmieniamy kurs! – zawołał do Ulfa i Wulfa, czekających w gotowości, ponieważ to oni odpowiadali za szoty i fały, którymi kontroluje się żagle.

Wulf dał znak, że usłyszeli rozkaz i są gotowi.

– Zwrot! – krzyknął Hal, przesuwając rumpel, by łódź przeszła przez linię wiatru.

Kiedy zaczęła skręcać, bliźniacy opuścili jeden żagiel i podnieśli drugi.

Teraz, pomyślał Hal, wyczuwając lekkie wahanie w chwili, gdy dziób zaczął skręcać. Łódź ostatecznie zdążyła nabrać wystarczającej prędkości, by wykonać manewr bez zakłóceń, a postawiony żagiel w ciągu kilku sekund z głuchym hukiem naprężył się na wietrze i „Czapla” gładko weszła na przeciwny kurs. A jednak to chwilowe zawahanie wystąpiło. Hal wyczuwał je zresztą już wcześniej, kiedy wiatr wiał z mniejszą siłą niż rześka bryza, która teraz tak skutecznie pchała ich do przodu.

– Poluzować szoty!

Bliźniacy wykonali rozkaz i żagiel lekko się wybrzuszył, jednocześnie tracąc mocno napiętą linię. „Czapla” teraz sunęła przed siebie wolniej, pchana wiatrem z lewej burty.

Hal czekał, świadom, że Stig bacznie mu się przygląda, podobnie jak Thorn, trwający na posterunku przy stępce płetwowej. Obaj jego przyjaciele doskonale wiedzieli, co go niepokoi. Rozmawiali na ten temat wcześniej, jeszcze przed wypłynięciem w morze.

– Nadal zwalnia pod wiatr mimo pracy steru? – zapytał cicho Stig, na co on przytaknął.

– Wypróbuję ją jeszcze raz – odparł, po czym zawołał do bliźniaków: – Zmiana kursu!

Wulf dał znak, że są gotowi, a on wydał taką samą komendę, jak przed chwilą:

– Zwrot!

Rumpel się obrócił i dziób zaczął się ustawiać w stronę wiatru, ale tym razem, ponieważ prędkość łodzi była mniejsza, ruch też był wolniejszy i bardziej niepewny. Hal wyraźnie czuł opór. Dziób poszedł w górę, usiłując przeciąć linię wiatru, zaraz potem jednak opadł na prawo, przez kadłub przeszło drżenie, a żagiel gwałtownie załopotał, tracąc napięcie. „Czapla” zwolniła, przerwała zwrot i w końcu całkiem się zatrzymała. Płachta płótna i szoty zwisały smętnie, lecz już po chwili, gdy dziób mocniej przesunął się na sterburtę, żagiel złapał wiatr, a gdy Ulf i Wulf wybrali szoty, ponownie się wydął, łódź się ustabilizowała i znowu zaczęła ciąć fale, ustawiona w początkowym zwrocie na lewą burtę.

Stig pokręcił głową ze zmartwioną miną.

– Stara łódź dałaby radę – stwierdził.

Hal wzruszył ramionami. Domyślał się, w czym tkwi problem, i wiedział, że łatwo będzie mu zaradzić.

– Dziób leży za nisko na wodzie. Przez to powstaje opór podczas zwrotu – odparł. – Trzeba dokonać drobnych poprawek.

Zawołał Ingvara i Jespera, którzy obserwowali sytuację z miejsca na ławkach wioślarskich przy bakburcie, kilka metrów od masztu w stronę dziobu.

– Przesuńcie beczkę o metr do tyłu – polecił.

Przeszli na podniesione śródpokładzie, gdzie stała dwudziestolitrowa beczka z wodą i gdzie Hal wcześniej wyrysował kredą kreski wyznaczające półmetrowe odcinki.

Przetoczyli beczkę wzdłuż linii, umieścili ją na wskazanej przez Hala kresce i przez chwilę starannie poprawiali jej ustawienie, żeby było naprawdę równo. Wiedzieli, że jeśli on mówi „metr”, to nie ma na myśli „metr i jeszcze trochę” ani „dziewięćdziesiąt centymetrów”, tylko dokładnie metr.

Jesper, zadowolony z rezultatu, odwrócił się i dał znak Halowi. Potem obaj wrócili na swoje miejsca w zagłębieniu dla wioślarzy, przez cały czas pilnie wpatrzeni w dowódcę, który w końcu kiwnął głową i cicho powiedział do Stiga:

– To powinno wystarczyć.

Wypełniona wodą beczka ważyła dwadzieścia kilogramów. Hal miał nadzieję, że dzięki przesunięciu jej bliżej rufy dziób lekko się podniesie. Ustawił łódź na wiatr. Ulf i Wulf natychmiast zaczęli wybierać szoty i tym samym naprężać żagiel, ale Hal kazał im przestać. Chciał na razie utrzymać umiarkowaną prędkość, by sprawdzić, czy ta drobna zmiana wpłynie na zachowanie „Czapli”.

Spojrzał na żagiel i wskaźnik wiatru. Żagiel, owszem, był wypełniony wiatrem, ale już lekko tracił napięcie. Wiatr wiał od bakburty.

– Gotowi do zwrotu! – zawołał i zaraz potem dodał: – Zwrot!

Przesunął rumpel i łódź ustawiła się do wiatru. Tym razem Hal nie poczuł żadnego wahania. Dziób przesuwał się pięknie i gładko, manewr nie wymknął się spod kontroli. Załopotał lewy żagiel. Ulf i Wulf opuścili go i wciągnęli prawy.

Rozległo się jakże znajome „łump!” w chwili, gdy płótno wypełniło się wiatrem. Bliźniacy wybrali szoty, by nadać żaglowi kształt wyraźnie napiętego łuku. „Czapla” pomknęła przed siebie nowym halsem, coraz bardziej przyspieszając. Hal pozwolił sobie na pełen zadowolenia uśmiech.

– Jeszcze jedna próba! – zawołał i powtórzyli całą sekwencję: odczekali, aż prędkość spadnie, i zrobili zwrot na prawą burtę.

„Czapla” ponownie przeszła test bez zarzutu – gładko skręciła, weszła na nowy kurs i znowu przyspieszyła. Dowódca, z jeszcze szerszym uśmiechem na twarzy, lekko przesunął rumpel. Jak zwykle napawał się łagodnym drżeniem przechodzącym od rumpla do jego dłoni – drżeniem, które mówiło mu, że łódź jest żywą istotą, a nie martwą konstrukcją z drewna, lin i płótna. Należała do niego, była mu posłuszna i wykonywała polecenia bezbłędnie i z gracją. Znowu stopniowo nabrała tempa, a kiedy bliźniacy napięli żagiel, zaczęła lekko skręcać w prawo.

– Trochę poluzujcie! – zawołał i łódź wróciła na kurs.

Dziób ciął wodę jak gigantyczny nóż, wznosząc spienione rozbryzgi po obu stronach. Wbrew oczekiwaniom, w wyniku poluzowania żagla nieco się podniósł, zmniejszyła się siła naporu wody na kadłub i łódź zaczęła mknąć jeszcze szybciej, praktycznie ślizgając się po powierzchni.

Uczucie, jakie ogarnęło Hala, było euforyczne, ale zauważył, że brakuje w nim pewnego elementu. Otóż na starej „Czapli” jakaś drobna usterka czy niedoróbka w kadłubie bądź stępce powodowała, że w chwili, gdy łódź pruła przed siebie tak jak teraz, przechodziło przez nią lekkie wibrowanie, któremu towarzyszył głuchy pogłos rezonujący na całej długości.

Bardzo lubił tę skazę i teraz mocno odczuwał jej brak. Zastanawiał się, czy nie dałoby się jakimś sposobem dodać tego przyjemnego drżenio-pomruku do nowej konstrukcji. Zapisał sobie w pamięci, by poeksperymentować po powrocie do Hallasholmu.

– Hal? – zagaił cicho Stig, wyrywając go z zamyślenia.

Dowódca niechętnie wrócił do rzeczywistości. Takie szybkie tempo było niezmiernie ekscytujące, ale mogło spowodować zagrożenie. Łódź była bliska wymknięcia się spod kontroli i wkrótce dała o tym znać – zaczęła z coraz większą siłą bujać się na boki.

Gdyby trwało to zbyt długo, sternik nie byłby już w stanie zapanować nad nią, bo kołysałaby się coraz szybciej i mocniej i w końcu zaczęłaby bezwładnie płynąć po falach, a nawet mogłaby się wywrócić.

– Poluzować! – zawołał do bliźniaków, którzy czym prędzej wykonali polecenie. Żagiel lekko opadł, łódź zwolniła, a kołysanie ustało. „Czapla” znów gładko i posłusznie sunęła do przodu.

Stig pokręcił głową.

– Nie lubię tego – wyznał.

Hal skinął głową.

– Nic dziwnego, że nazywają to śmiertelnym kołysaniem.

Thorn, uznawszy eksperyment za zakończony, podszedł do nich i stwierdził, wskazując na beczkę:

– Chyba daje radę. Ale naprawdę będziemy musieli żeglować z beką wody na śródpokładzie?

Dowódca pokręcił głową.

– Po powrocie poprawię kąt ustawienia masztu – odparł. – Przesunę go nieco w tył, powinno to wystarczająco dociążyć rufę i podnieść dziób.

Thorn kiwnął głową. Jako doświadczony żeglarz doskonale wyczuwał łódź i też wcześniej zauważył, że lekko dryfuje podczas robienia zwrotu z mniejszą prędkością. Nie miał jednak odpowiednich umiejętności technicznych ani nawet pojęcia, jak można naprawić taką usterkę. Te sprawy zostawiał młodemu skirlowi.

– Skoro tak twierdzisz – skwitował.

Stefan, widząc, że zaliczyli wszystkie eksperymentalne manewry i „Czapla” szczęśliwie wraca do portu, zajął przypisaną mu pozycję obserwacyjną na szczycie masztu. Po chwili z góry dobiegł jego głos:

– Żagiel z lewej burty!

ROZDZIAŁ 2

Wszyscy się odwrócili i podążyli wzrokiem w kierunku wskazywanym przez niego ramieniem, ale z pokładu jeszcze nic nie było widać. Kilka sekund później Stefan dodał:

– Nie jeden, lecz dwa okręty! Płyną blisko siebie!

Hal i Stig spojrzeli po sobie. Owszem, zdarzało się, że okręty pływały razem, ale „blisko siebie” brzmiało złowieszczo.

Pierwszy oficer podszedł do sterburty i lekko wskoczył na nadburcie, jedną ręką przytrzymując się sztagu.

– Widzę je! – zawołał, a niemal w tej samej chwili Stefan dodał kolejne szczegóły:

– Mają opuszczone żagle! I stoją w dryfie!

Hal poczuł przyspieszone bicie serca. Dwa okręty blisko siebie, nieruchomo unoszące się na wodzie z opuszczonymi żaglami – bo zawołanie Stefana „żagiel z lewej burty” było tylko żeglarskim hasłem – zwykle oznaczało jedno.

Po chwili Stig potwierdził jego podejrzenia.

– Walczą! – zawołał. – Ten bliżej nas to okręt piracki. Przysunął się bardzo blisko, pewnie szykują się do abordażu.

Hal popatrzył na swoją drużynę. Wszyscy wyczekująco wlepiali w niego wzrok.

– Do broni! – rozkazał.

Czaple rzuciły się w stronę ławek, gdzie leżała broń. Tarcze spoczywały na kołkach wzdłuż burt. Hal przywołał Edvina, gdy ten pokazał się z mieczem u pasa.

– Przynieś mi mój miecz – polecił.

Edvin przeszedł na rufę, wyjął broń Hala z jego prywatnej skrytki i mu ją podał. Dowódca zapiął pas z mieczem i chwycił za rumpel, kiwając głową w podziękowaniu.

– Ulf! Wulf! Ustawię „Czaplę” tak blisko linii wiatru, jak tylko się da!

Bliźniacy kiwnęli głowami i chwycili za szoty. Walczące okręty znajdowały się w najgorszej możliwej pozycji w stosunku do „Czapli” – niemal równo pod wiatr. Hal przesunął rumpel, by obrócić łódź, aż żagiel załopotał, po czym puścił i pozwolił, by dziób przesunął się o stopień czy dwa, podczas gdy bliźniacy poprawiali żagiel.

Thorn, który był dowódcą wojskowym, ruszył w stronę Hala. To on miał poprowadzić atak. Po drodze odczepił drewniany hak, którego używał na co dzień, i zastąpił go wielką maczugą. Pytająco unosząc brwi, spojrzał na skirla, zdając się na jego wiedzę.

– Dotrzemy do nich w dwóch długich zwrotach – powiedział Hal, domyślając się pytania. – Dokonamy abordażu od prawej strony, blisko dziobu.

Stary wilk morski skinął głową na znak, że zrozumiał. Właśnie tego się spodziewał. Spojrzał na Stiga, który już zeskoczył z nadburcia i teraz na próbę wymachiwał toporem.

– Gotowy? – spytał Thorn.

Pierwszy oficer odpowiedział szerokim uśmiechem.

– Prowadź – rzucił, a kiedy Thorn ruszył na dziób, natychmiast pomaszerował za nim. Pozostali członkowie drużyny na razie trzymali się z boku, robiąc przejście dwóm najważniejszym wojownikom, którzy mieli zapoczątkować atak. Zaraz za nimi zamierzali stanąć Jesper, Stefan i Ingvar, następnie Edvin, a na końcu Ulf i Wulf, którzy do ostatniej chwili zajmowali swoje stanowiska przy żaglach.

Hal miał zostać przy sterze i tylko w razie potrzeby dołączyć do bitwy.

Obok niego leżała Kluf, z łbem opartym na wyciągniętych łapach. Wodziła wzrokiem dokoła, przypatrując się przygotowaniom, a kiedy wszyscy zajęli pozycje, trzymając broń w gotowości, wydała warczenie z głębi piersi. Zdawała sobie sprawę, co teraz nastąpi. Nieraz już to widziała.

– Spokojnie – ostrzegawczo powiedział Hal. – Ty zostajesz.

W odpowiedzi znowu zawarczała.

Hal podjął decyzję o interwencji nie tylko powodowany poczuciem sprawiedliwości. Kilka lat temu Erak podpisał umowy i traktaty z innymi krajami leżącymi w basenie Morza Białych Sztormów, ustanawiające Skandię i jej potężną flotę wojenną strażnikami wód. Skandyjskie wilcze okręty, wcześniej długo cieszące się złą sławą drapieżców, teraz same zwalczały piractwo i osłaniały kupców, którzy dzięki temu mogli bezpiecznie prowadzić działalność handlową. Hal miał zatem obowiązek pospieszyć na pomoc statkowi handlowemu, stanąć do walki i zatopić bądź pojmać piracki okręt.

– Przygotować się do zwrotu! – zawołał. – I zwrot!

Łódź przecięła linię wiatru i pomknęła przed siebie, tym razem bez cienia wahania. Dziób gładko ciął wodę. Prawy żagiel opadł, podczas gdy lewy szybko wjechał na maszt, wypełnił się wiatrem, wydął i zaraz się uspokoił dzięki wysiłkom bliźniaków.

Podczas manewru „Czapla”, rzecz jasna, wytraciła prędkość, ale po dwudziestu metrach na nowym kursie nabrała rozpędu i teraz szybko płynęła w stronę dwóch okrętów. Hal kątem oka dostrzegł ruch przy ławkach z lewej strony. Lydia wyszła na pokład i ruszyła w jego kierunku. Na ramieniu miała kołczan pełen strzałek, a u jej pasa wisiał atlatl, którym nimi miotała.

Podczas zbliżającej się bitwy miała walczyć na odległość. Nie była wystarczająco wytrenowana do bezpośrednich potyczek z przeciwnikiem, chociaż w razie potrzeby umiałaby się obronić. Jej zadanie polegało na osłanianiu pochłoniętych walką członków drużyny i na unieszkodliwianiu zagrażających im przeciwników za pomocą celnych strzałek.

– Jeszcze nas nie zauważyli – stwierdziła.

Hal uważnie popatrzył na spięte w bitwie okręty. Obie załogi tworzyły skłębioną masę na dziobie statku handlowego – jednostki o szerokim kadłubie, z mnóstwem miejsca do przewożenia towarów, ale przez to mało zwinnej i niezbyt szybkiej. Lydia miała rację. Piraci pragnęli łupu i byli zdeterminowani, a handlarze, zepchnięci aż na dziób, z trudem usiłowali się bronić. Nikt nie zwrócił uwagi na niewielką skandyjską łódź zmierzającą w ich stronę.

– Miejmy nadzieję, że zauważą nas dopiero wtedy, gdy będzie już dla nich za późno – odparł Hal. Kluf znowu zawarczała, więc rzucił jej ostrzegawcze spojrzenie i gestem nakazał, by była cicho. Za nic nie chciał, by ostrzegła wroga ujadaniem.

– Spokój, dziewczyno – rozkazał, a suka znowu położyła łeb na łapach, wydając serię stłumionych, pełnych frustracji pomrukiwań.

– Czas na kolejny zwrot – stwierdził Hal, oceniwszy prędkość, kąt i odległość. Chciał ustawić „Czaplę” wzdłuż prawej burty pirackiego okrętu. Uważając, by nie narobić hałasu, cichym gwizdnięciem przykuł uwagę bliźniaków, po czym dał znak, że mają się szykować do zwrotu, i znowu przesunął rumpel.

Łódź gładko wykonała zwrot i pomknęła w stronę walczących okrętów. Hal już widział, że są złączone linami na kotwiczkach, które wcześniej wyrzucili piraci, by zdobycz im nie umknęła.

– Co to za ludzie? – spytała Lydia.

Skirl, zakładając, że ma na myśli piratów, odparł:

– Wyglądają na Iberyjczyków. Widać oczy namalowane na dziobie.

Dostrzegł ten szczegół już podczas poprzedniego zwrotu. Mieszkańcy Iberii malowali oczy na dziobach swych okrętów. Ta tradycja wiązała się z dawnymi przesądami. Przodkowie współczesnych Iberyjczyków wierzyli, że dzięki namalowanym oczom okręt potrafi odnaleźć drogę na nieznanych wodach. Hal ponuro pokręcił głową. Ze wszystkich morskich ludów, do których zwrócił się Erak, Iberyjczycy okazali się najbardziej oporni w kwestii wnoszenia opłat za skandyjską ochronę, a to dlatego, że piractwo opłacało im się bardziej niż innym nacjom.

„Czapla” była już niedaleko. Jeszcze tylko czterdzieści metrów.

– Opuścić żagiel! – zawołał do Ulfa i Wulfa.

Nie chciał walnąć w iberyjski okręt z pełną prędkością. Bliźniacy poluźnili liny i na pokład spadła bezładna plątanina płótna, po czym łódź natychmiast zwolniła. Po chwili gładko podpłynęła do pirackiego okrętu i lekko uderzyła o burtę. Hal stwierdził, że wszystko obliczył niemal idealnie.

Jesper i Stefan zarzucili drapacze, zaczepili je o nadburcie wrogiego okrętu i pociągnęli za liny, żeby obie jednostki się do siebie zbliżyły. Thorn odwrócił się w stronę gotowych do ataku wojowników i zgodnie z tradycją zakrzyknął:

– Bierzmy ich!

Zwinnie skoczył na nadburcie „Czapli”, a z niego na piracki okręt, lekko wymachując maczugą. Stig był o krok za nim z lewej strony, trzymał w gotowości topór. Po chwili dołączyli do nich pozostali członkowie drużyny, wykrzykując własne wersje Thornowego zawołania bojowego.

Cała załoga pirackiego okrętu znajdowała się na statku handlowym, dzięki temu zresztą „Czapla” zdołała podpłynąć do nich niezauważenie. Skandianie przebiegli na drugą stronę i zaczęli przeskakiwać na zaatakowany statek.

Dopiero wtedy tamci odnotowali ich obecność.

ROZDZIAŁ 3

Thorn rzucił się na Iberyjczyków od tyłu, walnął jednego maczugą, aż ten poleciał na bok, po czym zamachnął się jeszcze raz i rąbnął drugiego w pierś dokładnie w chwili, gdy zdumiony agresor odwrócił się w jego stronę.

Trzeci próbował zrobić unik, ale Thorn uderzył go swoją ulubioną niewielką tarczą w kształcie misy i trafił w bok głowy. Mężczyzna osunął się na pokład nieprzytomny.

Siłą rozpędu Skandianin wbił się między zaskoczonych piratów, rozdając miażdżące ciosy na prawo i lewo. Tamci rozpaczliwie próbowali robić uniki, ale niewiele mogli zdziałać w ciasnej przestrzeni. Żadna tarcza nie mogła ich ochronić przed śmiercionośną maczugą. Dowódca dosłownie zrobił z nich miazgę.

Stig dostrzegł, że jeden z Iberyjczyków szykuje się, by zadać Thornowi cios mieczem, szybko więc wystąpił do przodu i pochwycił uniesiony oręż między ostrze topora i szpikulec umieszczony po przeciwnej stronie styliska, przekręcił nadgarstek, by zablokować miecz, po czym szarpnął z całych sił, aż ten wypadł przeciwnikowi z ręki. Pirat obejrzał się i zobaczył tuż nad sobą twarz wysokiego Skandianina i błyszczące ostrze topora. Wbił w nie wzrok jak zahipnotyzowany. Tym samym przypieczętował swój los. Stig obrócił brzegiem wzmocnioną metalem tarczę i pchnął ją tamtemu prosto w żebra, wkładając w ten ruch całą siłę. Rozległ się paskudny trzask, a następnie pirat osunął się na kolana, wrzeszcząc z bólu, przycisnął oba ramiona do boków i przewrócił się na pokład.

Po prawej stronie Ingvar walczył z piratem, który też usiłował zaatakować Thorna. Zadał cios halabardą, zaczepiając hakiem o napierśnik, po czym pchnął z całych sił, a dzięki potężnej sylwetce miał ich niemało. Pirat stracił równowagę i przeleciał kilka metrów w powietrzu, w stronę reszty Skandian. Wtedy Ingvar wyszarpnął hak, obrócił broń, zamachnął się i trafił drzewcem w hełm przeciwnika. Hełm wprawdzie wytrzymał, ale nie zdołał całkiem zamortyzować siły ciosu. Ogłuszony mężczyzna, wytrzeszczając oczy, osunął się na pokład.

Stefan, Edvin i Jesper również siali zniszczenie w szeregach Iberyjczyków. Wszyscy trzej, doskonale wytrenowani pod okiem Thorna, byli wyśmienitymi szermierzami. Ich ostre miecze śmigały w powietrzu jak błyskawice, zadając kolejne ciosy i tryskające krwią rany.

Walczyli na ograniczonej przestrzeni, dlatego mając w pamięci nauki Thorna, posługiwali się raczej samymi czubkami ostrzy, zadając krótkie, precyzyjne pchnięcia, zamiast szeroko wymachiwać bronią, co w tych warunkach po prostu by się nie sprawdziło.

„Na zatłoczonym pokładzie – powtarzał Thorn – trzycentymetrowy czubek sprawdza się lepiej niż metrowa klinga”. Teraz mogli w pełni się przekonać, że miał rację. Ich miecze, wyrzucane drobnymi, szybkimi ruchami, skutecznie kąsały, niezawodnie odnajdując cel. Piraci raz po raz krzyczeli z bólu i przyciskali dłonie do poranionych torsów i nóg.

Całkowicie zaskoczeni zaciekłym atakiem od tyłu, nadal nie mogli się pozbierać. Niektórzy próbowali stawiać czoło napastnikom, inni wciąż walczyli z kupcami, spychając ich coraz dalej na dziób.

Kupcy na widok grupy Skandian, niewielkiej, lecz zdeterminowanej i śmiertelnie niebezpiecznej, szybko nabrali wigoru.

– Dalej! – krzyknął ich kapitan i skoczył do przodu, waląc długim mieczem w hełm kapitana piratów, a ten, nieprzygotowany na niespodziewany akt agresji, nie zdążył sparować ciosu. Ostrze głęboko rozcięło metal. Pirat pewnie zdążył jeszcze zarejestrować, że miecz wypadł mu z ręki, a on sam jest teraz zdany na łaskę swojej wcześniejszej ofiary.

I zapadł się w ciemność.

Iberyjczycy znaleźli się między młotem a kowadłem. Decydującą rolę odegrał element zaskoczenia. Żaden nie spodziewał się ataku ze strony Skandian. Thorn swoją maczugą i Stig toporem załatwili połowę z nich. Pozostali padli pod ciosami halabardy Ingvara i śmiercionośnych mieczy pozostałych członków drużyny. Co najmniej dwóch próbujących ucieczki dosięgły strzałki Lydii. Dosłownie w ciągu kilku sekund pokład zasłały ciała agresorów.

Ocaleńcy rzucali broń i błagali o litość.

Skandianie cofnęli się o kilka kroków, a kupcy wkroczyli pomiędzy napastników, popychając ich tak, by ustawili się w szeregu, po czym zmusili ich do klęknięcia. Kto się ociągał, natychmiast dostawał upomnienie w postaci kopniaków i ciosów.

Kapitan, dzierżący w ręku miecz splamiony krwią dowódcy piratów, odszukał wzrokiem Thorna, trafnie rozpoznając w nim przywódcę pomocnej drużyny.

– Skandianie, zawdzięczamy wam życie – powiedział. – I ocalenie statku.

Thorn kiwnął głową. Ciężko dyszał, nie tyle z wyczerpania, ile z powodu wciąż krążącej w jego krwi adrenaliny.

– Oto, co zrobimy – odparł, po czym, wskazując na klęczących piratów, dodał: – Lepiej zróbcie z nimi porządek. Zwiążcie im ręce z tyłu, a my odstawimy ich do portu.

– Możemy od razu ich powiesić – zaproponował kapitan.

On jednak pokręcił głową.

– My tak nie postępujemy. Muszą stanąć przed sądem.

Kapitan cofnął się niechętnie. Jego załoga miała wprawdzie liczebną przewagę nad drużyną Skandian liczącą niecały tuzin ludzi, ale widział swoich wybawców w akcji i miał świadomość, że w tym wypadku liczby nie znaczą znowuż tak wiele.

– Strata czasu – rzucił, podejmując jeszcze jedną próbę. – I tak skażą ich na powieszenie.

Tym razem Thorn nie odpowiedział. W milczeniu popatrzył kapitanowi w oczy, twardo i nieustępliwie, aż w końcu tamten spuścił wzrok i odwrócił się w stronę swoich ludzi.

– Zwiążcie te bestie – rozkazał, a kiedy kupcy rzucili się, by wykonać polecenie, Thorn powiedział:

– Czterem zwiążcie ręce z przodu. Niech powiosłują do portu.

„Czapla” wprowadziła za sobą dwa okręty do najbliższego większego portu, jakieś dziesięć kilometrów dalej wzdłuż wybrzeża.

Kiedy cumowali, na brzegu zebrała się grupka zaciekawionych gapiów. Okręt Iberyjczyków i statek handlowy zajęły miejsca wzdłuż kei, a „Czapla” po zewnętrznej stronie tego drugiego. Kupcy ustawili piratów rzędem i połączyli liną zawiązaną każdemu na szyi. Dźgali ich ostrzami mieczy i walili drzewcami włóczni po łydkach i ramionach, by zmusić ich do szybszego marszu. Piraci zaś, świadomi, jaki los ich czeka, niechętnie powłóczyli nogami, za wszelką cenę starając się opóźnić przebieg zdarzeń.

Napadanie na statki uznawano za poważną zbrodnię, a ich przyłapano na gorącym uczynku. Raczej nie mogli oczekiwać łaskawego potraktowania ze strony sonderlandzkiego sądu.

Hal, Thorn i Stig ruszyli szybkim krokiem i wkrótce wyminęli więźniów. Większość szła ze wzrokiem wbitym w ziemię, jeden uniósł jednak głowę na widok trzech Skandian i zaczął ich obrzucać obelgami:

– Bądźcie przeklęci! Macie się za niezwyciężonych, ale wkrótce nas popamiętacie! Zobaczycie, co dla was szykujemy! Pożałujecie dnia, w którym ujrzeliście iberyjski okręt, bo…

Więcej nie zdołał powiedzieć, ponieważ dwaj jego kompani przysunęli się do niego i zaczęli go okładać związanymi ramionami.

– Zamknij ryj, Miguel! – warknął jeden z nich. – Morda w kubeł!

Pirat zamilkł i tylko groźnie łypał na swoich towarzyszy.

Stig popatrzył na niego, ze zdumieniem unosząc brwi.

– Co to miało być?

Hal wzruszył ramionami.

– Czcze pogróżki. Czeka ich marny los, nie zdołają się zemścić. – W tej samej chwili dostrzegł krzepką postać zmierzającą w ich stronę. Brązowy medalion na szyi oznaczał, że mają do czynienia z zarządcą portu. – A oto człowiek, z którym musimy pomówić – zmienił temat.

Zarządca portu, przysadzisty mężczyzna w średnim wieku, z pewnością sam kiedyś żeglował, ale obecnie jego praca polegała głównie na siedzeniu na miejscu. Był szeroki w pasie, co wyraźnie świadczyło o obżarstwie i niechęci do ruchu, miał zaczerwienioną i dziwnie niezdrową cerę, długie, płowe włosy nosił z przedziałkiem pośrodku, zaplecione w warkoczyki, podobnie jak brodę. Potrząsnął dłonią Hala i powiódł wzrokiem po grupie jeńców, których mieszkańcy miasta witali obelgami i szyderstwami. Sonderlandczycy szczerze nienawidzili piratów, a wieść o ataku na statek handlowy, któremu z pomocą przyszli Skandianie, już zdążyła się roznieść.

– Dobra robota – pochwalił wojowników, po czym wskazał tawernę przy nabrzeżu i zaproponował: – Może się napijemy?

Hal pokręcił głową.

– Chcemy czym prędzej wrócić do Hallasholmu – odparł. – Lepiej szybko załatwmy, co mamy do załatwienia. Zaraz potem ruszamy.

Zarządca, nieco rozczarowany, pomaszerował w stronę swej siedziby na końcu kei. Budynek z niskimi drzwiami i stromym dachem krytym strzechą wyglądał dość niepozornie, ale wnętrze okazało się całkiem przestronne, wysokie i jasno oświetlone.

Wedle warunków traktatu, który Erak zawarł lata temu, załoga „Czapli” miała prawo do jednej trzeciej wartości przechwyconego ładunku i dwóch trzecich wartości pojmanego pirackiego okrętu. Poza tym przysługiwała im opłata za każdego ze schwytanych i doprowadzonych przed sąd piratów. Ten dzień okazał się więc bardzo owocny. Czaple zawsze równo dzieliły się zyskiem. Niektórzy skirlowie przyznawali sobie większą część, ale Hal zadowalał się taką samą zapłatą jak reszta drużyny. W końcu, jak sam twierdził, w pojedynkę by tego wszystkiego nie dokonał.

Dokładną sumę można było obliczyć dopiero po sprzedaży okrętu i wycenie ładunku. Hal wiedział, że może zaufać zarządcy portu. Dzięki gorzkim doświadczeniom tych, którzy próbowali oszukać Eraka i jego ludzi, wszyscy dobrze wiedzieli, że wkrótce mogliby tego pożałować.

Hal złożył podpisy na wszystkich potrzebnych dokumentach, Thorn podpisał się jako świadek, na koniec podpisy złożył również zarządca, po czym zebrał karty i postukał nimi o blat, by wyrównać brzegi.

– Na pewno nie macie ochoty się napić?

Hal ponownie odmówił:

– Dziękujemy. Może innym razem. Musimy zdążyć na ucztę zaręczynową.

ROZDZIAŁ 4

„Czapla”, pchana rześkim wiatrem, pomknęła wzdłuż wybrzeża na wschód. Podróż powrotna zajęła trzy dni. Hal nie zacumował w porcie, lecz przepłynął kilkaset metrów w górę wąskiego strumienia, gdzie mieścił się jego warsztat szkutniczy.

Przez kolejne trzy dni, podczas gdy reszta drużyny szykowała się do uczty, Hal i Stig intensywnie pracowali. Stig z zaciekawieniem przyglądał się innowacyjnemu rozwiązaniu, jakie skirl postanowił wprowadzić na „Czapli”. Była to tajemnicza prostokątna tarcza szerokości metra i wysokości dwóch metrów, umieszczona na wspornikach za sterem.

– Do czego to ma służyć? – zapytał.

– Podczas morskich potyczek sternik często staje się celem – wyjaśnił Hal. – Ta konstrukcja ochroni mnie czy inną osobę, która akurat będzie stała u sterów, przed strzałami i pociskami lecącymi od strony rufy.

– Zwykle to ja służę za taką konstrukcję – stwierdził Stig, który podczas dotychczasowych bitew osłaniał Hala swą potężną tarczą.

Ten kiwnął głową.

– Właśnie stąd wziął się mój pomysł. Teraz będziesz mógł swobodnie zająć się ważniejszymi sprawami.

Wysunął tarczę ze wsporników i postawił na rufie, żeby była pod ręką. Potem we dwóch przesunęli maszt w tył tak, aby przód łodzi nieco się podniósł i żeby beczka nie była już potrzebna. Hal poświęcił na tę operację sporo czasu, starannie napiął baksztagi trzymające maszt, a potem małym skiffem opłynął łódź, by obejrzeć ją z poziomu wody.

Stig, wiedząc, że przyjaciel nie przestanie dokonywać kolejnych drobnych poprawek, dopóki nie zrobi się tak ciemno, że nic nie będzie widać, w końcu ogłosił przerwę.

– Daj już spokój. Jest świetnie i lepiej nie będzie. Poza tym trzeba już ruszać na ucztę.

Hal, w miarę zadowolony z rezultatów, uznał, że na dzisiaj wystarczy. Zaciągnęli łódź do szopy na brzegu strumienia i wyruszyli do Hallasholmu.

Uczta właśnie się zaczynała.

Przybyło na nią całe miasto. Była to ważna uroczystość ze względu na popularność, jaką cieszyli się główni bohaterowie wieczoru, Lydia i Ingvar.

Ingvar urodził się i wychował w Hallasholmie. Wszyscy jego ziomkowie z radością obserwowali, jak wspaniale się rozwija jako członek drużyny „Czapli”. Z powodu poważnej wady wzroku, na którą cierpiał już od dzieciństwa, nie miał możliwości wykazać się swą niezwykłą siłą – aż do momentu, gdy Hal wyposażył go w parę patrzałek. Dzięki temu wynalazkowi Ingvar był w stanie widzieć dalej niż na metr.

Potem Thorn wziął go pod swoje skrzydła, uczył i trenował, rozwijał jego umiejętności motoryczne, poczucie równowagi i postrzeganie przestrzenne, aż Ingvar stał się wojownikiem nie tylko słynącym z siły, lecz także z niezwykłych umiejętności.

Lydia pochodziła z południowego wschodu. Osierocona we wczesnym dzieciństwie, jedynego bliskiego krewnego, dziadka, straciła podczas ataku piratów na rodzinne miasto. Podczas bitwy łódka, którą próbowała uciec, wypłynęła daleko w morze i dziewczyna o mało nie utonęła, lecz wówczas na pomoc przyszły jej goniące owych piratów Czaple, po czym przyjęły ją do swojej drużyny.

Wkład, jaki do niej wniosła ta wyśmienita tropicielka i łowczyni, był bezcenny. Jej atlatl i zawsze trafiające do celu metrowe strzałki tyle razy ratowały członków drużyny podczas potyczek z wrogiem, że nikt już nawet nie byłby w stanie tego zliczyć.

Młoda kobieta trafiła w Hallasholmie pod opiekę szanowanej wdowy i szybko zyskała uznanie nowych ziomków. Skromne zachowanie zapewniło jej sympatię Skandian, a pozycja zaufanej członkini drużyny Czapli, cieszącej się wielką estymą, tylko dodała jej popularności.

Tak więc gdy miesiąc temu Lydia i Ingvar nieśmiało oznajmili, że w przyszłym roku zamierzają się pobrać, wszyscy, mimo sporego zaskoczenia, przyjęli to z entuzjazmem, ponieważ kochali tę dwójkę młodych ludzi. Zaskoczenie zaś wynikało z tego, że zdaniem niektórych, Lydia, gdyby miała wybrać sobie na męża któregoś z kolegów, to byłby nim raczej Hal, ewentualnie Stig.

Hal jednak nie był jeszcze gotów, by się ustatkować, a Stig stronił od romantycznych przygód od śmierci żony w dalekim kraju na zachodzie. Poza tym Lydia traktowała ich raczej jak braci, nie szukała w nich partnerów.

Z Ingvarem łączyła ją inna relacja. Podczas wspólnych podróży i walk przeciwko różnym wrogom wytworzył się między nimi głęboki wzajemny szacunek, który stopniowo zmienił się w coś więcej.

W walce Ingvar nie miał sobie równych, ale jego słabym punktem był wzrok, nawet genialny wynalazek Hala nie do końca rozwiązał ten problem. Lydia pomagała mu w ten sposób, że podczas bitew trzymała się z boku i wypatrywała napastników, którzy mogliby wykorzystać wadę wzroku nieustraszonego mężczyzny. Śmiercionośne strzałki bez pudła trafiały w każdego, kto się na to porywał, a Ingvar często nawet nie był świadom jej interwencji.

Z czasem dziewczyna zaczęła podziwiać jego odwagę i lojalność wobec pozostałych członków załogi, zwłaszcza Hala. Pomimo niezrównanej siły i rosnącej sławy wojownika Ingvar nigdy się nie pysznił, nigdy nie wywyższał. I nigdy się nie skarżył na słaby wzrok. Niezmiennie pozostawał szczerym, lojalnym i godnym zaufania członkiem drużyny, zawsze gotowym w razie potrzeby biec kompanom na pomoc.

Ingvar z kolei od początku ubóstwiał cichą, smukłą dziewczynę, którą wyłowili kiedyś z morza. Uważał ją za świetną tropicielkę i łowczynię, ale przede wszystkim podobały mu się jej cicha pewność siebie i pogodne usposobienie. Byłby gotów oddać za nią życie.

Dzień chylił się ku końcowi, słońce już znikło za pasmem wysokich gór na północ od Hallasholmu. Główny plac otaczały szeregi pochodni, a że dopiero zaczynała się wiosna i wieczory wciąż były chłodne, wszyscy cieszyli się nie tylko ich blaskiem, lecz także ciepłem płomieni. Nad placem rozwieszono sznury kolorowych latarenek. Cztery paleniska, na których szykowano jadło, też dawały ludziom światło i ciepło. Na rożnach nad rozgrzanymi węglami, które syczały od kapiących na nie soków i tłuszczu, kręciły się wół, baran i dwa dziki.

Ingvar i Lydia, goście honorowi, siedzieli na krzesłach ustawionych na stopniach przed wejściem do Wielkiej Hali oberjarla. Nieprzywykli do bycia w centrum zainteresowania, dość speszeni ściskali dłonie gości i witali się ze znajomymi i sąsiadami.

Na placu ustawiono na kozłach długie stoły uginające się pod ciężarem półmisków pełnych gotowanych warzyw, chrupiących placków i krągłych bochnów chleba. Niedaleko miejsc honorowych ustawiła się grupa muzykantów. Kilkanaście par już tańczyło do skocznej melodii. Z obu stron na niskich stołach stały wielkie odszpuntowane beczki piwa, aby ucztujący do woli mogli dolewać sobie trunku. Było również wino – cztery dni wcześniej Hallasholm odwiedził gallijski kupiec i Erak nabył u niego kilkanaście butelek specjalnie na tę okazję.