Morderstwo wykute w kamieniu - Tracy Donley - ebook + audiobook

Morderstwo wykute w kamieniu ebook i audiobook

Tracy Donley

4,0

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Rosemary Grey, osiedla się w miasteczku Paperwick i niecierpliwie wyczekuje sezonu świątecznego. Zamierza wprowadzić się na farmę Jacka i Charliego, mając najlepszych przyjaciół na wyciągnięcie ręki. Cieszy się pracą na Uniwersytecie Paperwick jako profesor historii. Spotkania z nieśmiałym profesorem Sethem McGuirem wywołują u niej uśmiech i radość.

Jednak Rosemary odkrywa tajemnicę skrywaną przez urokliwe miasteczko. Trzydzieści pięć lat temu odkryto kamień pokryty runami, które mogły być dziełem rdzennych mieszkańców lub wikingów. 
Gdy kamień zostaje odnaleziony, a obok niego znajduje się ciało, Rosemary i jej przyjaciele muszą rozwiązać zagadkę kryminalną, a Seth staje się głównym podejrzanym…

Ekscytująca przygoda w ciepłej atmosferze świątecznej!

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 201

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 4 godz. 18 min

Lektor: Filip Kosior
Oceny
4,0 (8 ocen)
3
2
3
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
ewakurz

Nie oderwiesz się od lektury

bardzo fajna fabuła. Dobrze się czyta
00
Mike781

Dobrze spędzony czas

Fajna, zabawna na poprawę nastroju. No i czytana przez Filipa Kosiora ❗👍👏
00
Majka888

Całkiem niezła

słabsza od tomu 1. lektor na 10
00

Popularność




Tytuł oryginału:

Murder Set in Stone (Rosemary Grey Cozy Mysteries Book 2)

Copyright © by Tracy Donley

Copyright © for the Polish ebook edition by XAUDIO Sp. z o. o.

Copyright © for Polish translation by Małgorzata Maruszkin

Projekt okładki: XAUDIO

Wszelkie prawa zastrzeżone. Reprodukowanie, kopiowanie w urządzeniach przetwarzania danych, odtwarzanie w jakiejkolwiek formie oraz wykorzystywanie w wystąpieniach publicznych – również częściowe – tylko za wyłącznym zezwoleniem właściciela praw.

ISBN 978-83-8341-081-4

Warszawa 2023

Wydawca:

XAUDIO Sp. z o.o.

e-mail: [email protected]

www.xaudio.pl

Wszystkie wydarzenia przedstawione w książce są fikcją. Jakiekolwiek podobieństwo do osób żyjących lub zmarłych, miejsc, sytuacji teraźniejszych lub minionych jest całkowicie niezamierzone.

Rozdział 1

– Wyjaśnij mi jeszcze raz, dlaczego w Paperwick w stanie Connecticut organizujemy Festiwal Wikingów. – Rosemary Grey odchyliła się na stojącym przy biurku krześle, które jak zwykle wydało jęk oburzenia, towarzyszący każdemu obrotowi, przesunięciu czy kiwnięciu. Jej niewielki, lecz przytulny gabinet na Uniwersytecie Paperwick – siedzibie Walecznego Pstrąga – stał się miejscem regularnych popołudniowych spotkań, gdzie po zajęciach schodziła się mała grupka wykładowców: doktor Jack Stone z Wydziału Literatury Angielskiej, najstarszy i ukochany przyjaciel Rosemary, oraz jej nowy przyjaciel, prawie chłopak, doktor Seth McGuire, z Wydziału Antropologii. Sama Rosemary została niedawno zatrudniona na Wydziale Historii tegoż uniwersytetu, jako specjalistka w obszarze nowożytnych początków Ameryki. Temat ten jest bardzo popularny w Connecticut, gdzie dochodziło do wielu zdarzeń, które na zawsze zapisały się w dziejach. Niekiedy do zacnego grona dołączał Charlie, mąż Jacka i autor bestsellerów, i cała czwórka dzieliła się opowieściami o tym, co im się przytrafiło danego dnia, popijając herbatę i po prostu ciesząc się towarzystwem przyjaciół.

Jack i Charlie mieszkali w Paperwick niespełna dwa lata, Seth – zaledwie rok, a Rosemary właśnie się wprowadzała do domku na farmie Jacka i Charliego, zatem wszyscy byli nowi dla społeczności, która zajmowała ważne miejsce w kolonialnej historii Ameryki. Prawdę mówiąc, za nowo przybyłego w Paperwick był uważany właściwie każdy, kogo przodkowie nie osiedli tam kilka pokoleń wcześniej. Niemniej jednak Jack i Charlie łatwo zaskarbili sobie sympatię kilku starych miejscowych rodzin, a Seth i Rosemary jako bliscy przyjaciele pary szybko zdobyli zaufanie mieszkańców i również stali się spolegliwymi członkami miejscowej wspólnoty.

Miasteczko, przycupnięte między wybrzeżem a falistymi wzgórzami hrabstwa Middlesex, nie na wszystkich mapach można było znaleźć. Od zawsze okolice zamieszkiwali rdzenni Amerykanie, a na początku XVII wieku zasiedliła je grupa purytanów, świeżo przybyłych z Anglii, poszukujących taniej ziemi, możliwości handlowych i wolności religijnej.

– Wszystko z powodu Bjørna – odpowiedział Jack na pytanie Rosemary.

– Jakiego Biurna? – Uniosła brew.

– Bjørna – poprawił ją Jack. – Festiwal jest dla niego.

– No, dobrze. A kim jest Bajorn? – dopytywała Rosemary.

– Bjørn – powtórzył Jack.

– To Zagubiony Wiking – dorzucił Seth z błyskiem w oku,

– Wiking. W Connecticut. – W głosie Rosemary dźwięczał sceptycyzm. – Czy oni aby nie zapuszczali się bardziej na północ? Bo ja wiem, gdzieś do Kanady?

– Nie zwracaj na nią uwagi, Seth – odezwał się Jack. – Utknęła lata świetlne od wikingów. Obawiam się, że ma obsesję na punkcie siedemnastego wieku. Nic na to nie poradzi.

Seth roześmiał się i potrząsnął głową.

– Nie przejmuj się, Rosie – rzucił jej leciutko wykrzywiony uśmiech, który zaczynała kochać. Podobnie kochała to, że zaczął zdrabniać jej imię, jak Jack i Charlie. Właściwie to kochała prawie wszystko, co mówił i robił nieśmiały profesor McGuire. Wciąż nie mogła wyjść ze zdumienia, że po latach samotności w największych metropoliach świata jej serce uszczęśliwił ktoś spotkany właśnie tu, w oddalonym od świata miasteczku.

– Prawie masz rację – ciągnął Seth. – Wikingowie prawdopodobnie przybili do brzegów dzisiejszej Nowej Fundlandii około roku tysięcznego naszej ery.

– Pięćset lat przed Kolumbem – uzupełnił Jack. – I otworzyli wrota przed watahą europejskich osadników.

– Zgadza się. – Seth skinął głową. – Wikingowie wylądowali na północy, ale nie zostali tam zbyt długo. Mieli nadzieję, że znajdą towary na handel. Może drewno, które mogliby zabrać do domu, na Grenlandię i Islandię. Przeważają opinie, że tubylcy nie byli przesadnie zachwyceni tymi planami i kazali wikingom pakować manatki.

– Odprawili wszystkich z wyjątkiem Bjørna – dorzucił Jack.

– Jak to? Więc Bjørn został w Kanadzie? – zdziwiła się Rosemary.

– Tak głosi legenda. – Seth pokiwał głową. – Ale pamiętaj, jak na razie to tylko legenda, nie mamy dowodów.

– Legendy często biorą początek z faktów. – Jack kilka razy poruszył brwiami, a to niezmiennie wywoływało uśmiech na twarzy Rosemary.

– Niekiedy tak jest – zgodził się Seth. – Według legendy ów Bjørn sam lub z grupką towarzyszących mu śmiałków zapuścił się w głąb kraju, no i po prostu zabłądził.

– Och, biedny Bjørn – Zagubiony Wiking, teraz rozumiem – oznajmiła Rosemary. – I mówicie, że tak się błąkał, aż zawędrował do Connecticut?

– Niezupełnie – odparł Jack. – Krążą słuchy, że dołączył do rdzennych Amerykanów, którzy się przekonali, że nie przybył, żeby ich skrzywdzić i że nie stanowi dla nich zagrożenia – ciągnął. – Z każdym pokoleniem i on, i jego towarzysze głębiej wrastali w życie wędrownych plemion, żenili się z Indiankami, a w końcu ich potomkowie dotarli na południe.

– Właśnie w te okolice. – Rosemary nadal była nastawiona sceptycznie.

– Daj spokój, niektórzy sądzą, że wikingowie osiedli w Minnesocie. Przecież mogło i tak być – odparował Jack.

– Jasne, brzmi nieprawdopodobnie – włączył się Seth. – Jednak wieść gminna głosi, że w okolicy pojawiły się dzieci o jasnej karnacji i blond włosach, które dorastały wśród rdzennych plemion.

– Potomstwo Bjørna – zgadła Rosemary.

– Właśnie – potwierdził Seth. – Jednak nikt specjalnie nie zgłębiał tych pogłosek, dopóki nie odnaleziono Skeggstone, co stało się jakieś trzydzieści pięć lat temu. Dokładnie tu, w Paperwick.

– Skeggstone… – powtórzyła Rosemary. – Z każdą chwilą robi się ciekawiej.

– Skeggstone to z dużym prawdopodobieństwem prawdziwy kamień wikingów pokryty runami – tłumaczył Seth. – Po dwóch stronach ma topornie wykute runy, a na trzeciej najprawdopodobniej podobiznę brodatego mężczyzny. Słowo „skegg” w staronordyckim oznaczało „broda”. Stąd nazwa kamienia.

– Podobizn brodatych Indian po prostu nie ma – stwierdził Jack.

– Zatem nawet jeśli to rdzenni mieszkańcy Ameryki, a nie wikingowie, wyrzeźbili kamień, przedstawili na nim kogoś, kto przybył z Europy. Oczywiście, jeśli głaz jest autentyczny.

– Wyobraźcie sobie! – Jack skoczył na równe nogi. – Megalityczny kamień! Ważący tyle, co dwóch rosłych mężczyzn blok granitu pokryty runami wikingów, odnaleziony nad wodami Mill’s Creek lata temu. Okoliczni mieszkańcy oszaleli z podniecenia. Paperwick ogarnęła gorączka: mamy przodków wikingów! I tak narodził się festiwal.

– Już rozumiem – odezwała się Rosemary. – Opowiedzcie mi o runach.

– Trudno o nich coś powiedzieć – odparł Seth. – To mogą być runy nordyckie. Ale równie dobrze coś innego. Nie jesteśmy pewni. Upływ czasu bardzo je zniszczył, większości nie da się rozpoznać. Niemniej jednak niektóre wydają się mieć nordyckie korzenie, a zdaniem ekspertów kamień może upamiętniać przybysza z Północy, który przybił do brzegu w załodze występującego w wikińskich sagach Leifa Erikssona, a później zapędził się w głąb kontynentu i zgubił drogę.

– Jak nasz Bjørn – podsumował Jack.

– To zabawne: wiking, który się zgubił – odezwała się Rosemary. – Przecież byli słynnymi podróżnikami i odkrywcami.

– Co nie znaczy, że nigdy nie zabłądzili. Nie każdy był Leifem Erikssonem.

– No więc dobrze, Bjørn zabłądził, został na kontynencie, ruszył w głąb kraju, a następnie przeniósł się na południe z wędrownymi plemionami, z którymi zdołał zawiązać przyjacielskie więzi…

– Przeleciało kilka pokoleń, aż jego prawnuki wyrzeźbiły kamień, który miał go upamiętniać. Właśnie tutaj. W Paperwick – ciągnął Jack, na powrót siadając i krzyżując nogi.

– Robi się jeszcze ciekawiej – wtrącił Seth. – W Grenlandii znajduje się inny kamień, podobny do Skeggstone. Uważa się, że postawiono go po powrocie Leifa z Ameryki Północnej, aby uczcić pamięć tych, którym nie było pisane wrócić do domu z pozostałymi uczestnikami wyprawy.

– Tak wówczas postępowano – powiedział Jack. – Zwyczajem było stawianie kamieni pokrytych runami ku czci zaginionego bohatera.

– A wśród tych, którzy nie wrócili na Grenlandię, wymienia się niejakiego Bjørna – dodał Seth.

– Może właśnie naszego Bjørna – dorzucił Jack.

– No, cóż, facet musiał być bohaterem – oświadczyła Rosemary. – Zasłużyć sobie na kamienie z runami na dwóch różnych kontynentach…

– Jesteśmy bardzo dumni z Bjørna – oznajmił Jack, splatając dłonie na kolanach.

– To nic niezwykłego, że bohatera, który zaginął podczas wyprawy, upamiętniono w taki sposób – tłumaczył Seth. – Na pewno zaś wiemy jedno: kamień z Grenlandii jest prawdziwy.

– A co z kamieniem z Connecticut? – spytała Rosemary. – Sprawdzono jego autentyczność? A przy okazji: gdzie on jest? Bardzo chciałabym go obejrzeć.

– Z tym może być problem – odpowiedział Jack i lekko się przygarbił.

– Czemu?

– Bo krótko po odkryciu został skradziony – odparł Seth.

– Ktoś ukradł megaciężki kawał skały?

– Mhm. Oczywiście, mamy zdjęcia, chociaż nie najlepszej jakości. Jednak nie jesteśmy w stanie sprawdzić samego kamienia.

– Czy przeprowadzono przynajmniej jakieś wstępne badania?

– Wszyscy specjaliści dokonali oględzin. Nie zgadzali się co do jego pochodzenia. Jeden twierdził, że to kamień nordycki. Inny utrzymywał, że fenicki. Jeszcze inny – że stworzyli go rdzenni Amerykanie. Pozostali byli zdania, że to zwykłe oszustwo, co też trzeba brać pod uwagę. Na sto procent wiemy, że kamień był stary, jednak nikt w jednoznaczny sposób nie określił pochodzenia znaków, które go pokrywały.

– Zanim go ukradziono – podsumowała Rosemary, popatrując na zmianę to na Setha, to na Jacka.

– No właśnie – potwierdził Seth.

– Chyba większość kamieni jest stara, prawda? – spytała. Jack i Seth spojrzeli na siebie i wywrócili oczami.

– Choć przez chwilę nie bądź takim niedowiarkiem – poprosił Seth.

– Jakkolwiek by było, właśnie dlatego każdego roku w pierwszym tygodniu grudnia mamy w Paperwick festiwal poświęcony wikingom – dodał Jack. – Nysnöfest.

– Niesno-co? – spytała Rosemary.

– Nysnö – odparł Jack. – To znaczy pierwszy śnieg. W krajach skandynawskich mają mnóstwo słów na określenie śniegu. Pada tam tyle, że ludzie odróżniają rozmaite rodzaje śniegu. Nysnö to pierwszy zimowy śnieg, który osiada na ziemi i nie topnieje.

– A mieszkamy przecież w mieście, które kocha festiwale – stwierdziła Rosemary. – Jestem tu zaledwie kilka miesięcy, a to już będzie mój trzeci!

– Czy to nie wspaniałe? – zaśmiał się Jack. – Nie uwierzysz, ile się tu dzieje wiosną i latem!

– Najbardziej lubię Nysnö – odezwał się Seth. – Między innymi właśnie to przyciągnęło mnie do Paperwick.

– Serio?

– Mhm… – spuścił wzrok i lekko się zarumienił. – Mam fioła na punkcie wikingów.

– Nie mów… – zdziwiła się Rosemary.

– Wprost cudownie – droczył się Jack.

– Już od dziecka – dodał Seth, spoglądając na Rosemary, jakby chciał sprawdzić jej reakcję.

– I dlatego zostałeś antropologiem? – spytała.

– NapisałempracęmagisterskąCywilizowaniinierozumiani:świat wikingów.

– Miałeś taki hełm z rogami? – spytał Jack.

– Oczywiście. Dopiero później odkryłem, że prawdziwi wikingowie nigdy nie nosili hełmów z rogami, więc je wyrzuciłem. I został mi hełm z dwiema wielkimi dziurami.

Rosemary tylko uśmiechnęła się do Setha, wzięła go za rękę i ją uścisnęła. Jednak w głębi duszy chciała go objąć i powiedzieć, że jest jeszcze cudowniejszy niż dotychczas. Cóż, musi z tym zaczekać, aż zostaną sami.

– Zatem w weekend wybieramy się na Festiwal Wikingów? – spytała.

– Nysnöfest–potwierdził Seth.

– Tak! – zakrzyknął Jack. – Pojedźmy razem. Będzie się działo!

– W tym roku zapowiada się festiwal wszech czasów – oznajmił Seth. – Stojący tu szczerze wam oddany zdołał zaprosić samego Roberta Hobbsa. Doktor Hobbs jest światowej sławy ekspertem w kwestiach związanych z obecnością wikingów w Ameryce Północnej. Wykłada w Imperial Atlantic College w Nowej Fundlandii. Od wielu lat bada szlaki przemieszczania się wikingów po północnych obszarach Stanów Zjednoczonych.

– Jesteś jego wielkim fanem, prawda? – spytał Jack.

– Koresponduję z nim od szkoły średniej – odparł Seth. – Nigdy nie myślałem, że przyjedzie do Paperwick. Zgodził się być gościem honorowym festiwalu, a na dodatek wygłosi otwarty wykład na Uniwersytecie, każdy jest zaproszony.

– Jestem pod wrażeniem, że ściągnęliśmy tu taką sławę – powiedziała Rosemary. – Czemu nic na ten temat nie pojawiło się w „Kronice Paperwick”? Przecież to poważna sprawa.

– Dopiero co otrzymaliśmy ostateczne potwierdzenie, że doktor Hobbs przyjedzie. – Seth był podekscytowany. – Miał podpisywać książki i wygłosić wykład na Harvardzie, ale przełożył wszystko, żeby przybyć do Paperwick. Możecie uwierzyć? Co to będzie za zaszczyt nareszcie poznać go osobiście. – Zmarszczył czoło. – Chociaż doktor Falkenberg oczywiście wolał, żeby główną postacią był Erik Larsen.

Doktor Ian Falkenberg, szef wydziału, na którym pracował Seth, akurat przechodził pod drzwiami.

– Na Boga! Dlatego że doktor Larsen to najlepszy w okolicy znawca mitologii nordyckiej, a w dodatku jest potomkiem prawdziwych wikingów.

Seth zaczerwienił się z zakłopotania.

– Doktor Larsen zgodził się przygotować na festiwal prezentację dotyczącą nordyckich mitów i legend.

– Cały ten pomysł z wikingami w Connecticut to jedna wielka pomyłka – prychnął doktor Falkenberg. – Kapitalistyczny wymysł, jakby ktoś mnie pytał.

– Przynajmniej w zabawny sposób ludzie dowiedzą się czegoś o historii – oponował Jack.

Doktor Falkenberg oddalił się, mrucząc pod nosem, a Seth głęboko odetchnął z ulgą.

– No, dobrze poszło.

W tym momencie do gabinetu Rosemary wpadł Charlie, mąż Jacka.

– Musimy natychmiast jechać do ratusza – oznajmił.

– Co się stało? Czemu? – dopytywał Jack, wstając tak pośpiesznie, że aż wywrócił krzesło.

– Pani Potter nas potrzebuje. Wszystko wam wyjaśnię po drodze.