Mistrz gry w polo - Susan Stephens - ebook

Mistrz gry w polo ebook

Stephens Susan

3,6

Opis

 

Argentyńczyk Carlos Caracas jest światowej sławy mistrzem gry w polo. A najlepszy zawodnik powinien dosiadać najlepszego konia! Tak się składa, że taki rumak należy do Belli Wheeler, trenerki koni brytyjskiej drużyny. I absolutnie nie jest na sprzedaż. Carlos nie przyjmuje odmowy. Jego apetyt rośnie: chce mieć dla siebie i konia, i dziewczynę…

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 144

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,6 (37 ocen)
13
6
11
6
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Okładka

Strona tytułowa

Susan ‌Stephens

Mistrz ‌gry ‌w polo

Tłumaczenie:Barbara Górecka

ROZDZIAŁ PIERWSZY

– Czy ‌mogę wejść?

Bella z drżeniem ‌rozpoznała ‌aksamitny ‌głos z leciutkim południowoamerykańskim ‌akcentem. Mężczyzna ‌odsunął ‌skobel ‌i wkroczył do ‌stajni. ‌Tylko jeden człowiek mógł ‌zmylić ochronę Królewskiego Klubu ‌Polo w Windsorze: Carlos ‌Caracas, ‌wybitny gracz w polo ‌zwany w tych ‌kręgach Zabójcą, posiadacz ‌najwyższego miejsca ‌w rankingu, co pozwalało ‌mu cieszyć się przywilejami, ‌o których inni ‌mogli ‌tylko pomarzyć; do ‌tego niesamowicie przystojny. Bella ‌nieraz obserwowała Carlosa w trakcie ‌meczu, fantazjując o nim, ‌lecz nic nie przygotowało ‌jej na ‌bezpośrednie spotkanie.

– A, ‌zatem ‌to jest Misty. ‌– Pogłaskał ‌konia ‌po szyi. ‌– Z bliska wydaje ‌się ‌mniejsza...

– Pozory mylą. ‌– ‌Bella nieprzerwanie smarowała maścią ‌kopyta zwierzęcia. ‌Od dziecka przywykła do ‌życia wśród ‌zwierząt i tak ‌jak ‌one ‌umiała wyczuwać niebezpieczeństwo. Był ‌taki piękny, ‌opalony, w świetnie dopasowanych ‌białych bryczesach, ‌ciemnej ‌koszulce polo i wysokich skórzanych ‌oficerkach, a do tego te ‌niesforne czarne loki ‌i dwudniowy zarost.

Wkrótce zacznie się ‌mecz...

Jako trenerka ‌koni ‌i jedna ‌z kilku osób szkolących ‌brytyjską ‌drużynę doskonale ‌o tym wiedziała. To raczej ‌Carlos, ‌kapitan zespołu przeciwników, ‌powinien się ‌znajdować ‌gdzie indziej.

– Muszę z tobą ‌porozmawiać ‌o Misty.

– Pora nie jest ‌odpowiednia – ‌odparła Bella chłodno.

Skinął na ‌to głową, ale w jego ‌oczach ‌błysnęło wyzwanie. ‌Sytuacja finansowa Belli ‌nie upoważniała jej bynajmniej do robienia sobie wrogów. Recesja mocno nadszarpnęła jej oszczędności. Świat graczy polo był mały. Jeśli zadarło się z jednym, to tak jakby ze wszystkimi. Mimo to nie zamierzała się ugiąć przed rozmówcą.

– Czy to wszystko?

– Nie. Uważam, że Misty powinna chodzić pod jeźdźcem, który ją w pełni doceni.

– Zapewniam, że kapitan drużyny angielskiej świetnie zna jej zalety.

– Czy jednak dosiada jej w sposób, który sprawia Misty przyjemność?

Zerknęła na zegarek. W ustach Caracasa wszystko brzmiało jak zaproszenie do łóżka. Gdy pieszczotliwie głaskał kark klaczy, Bella oddała się przez chwilę marzeniom. Sprężysty, umięśniony, stuprocentowy mężczyzna. Kto wie, co wynikłoby z tego spotkania, gdyby stała tu inna kobieta? – pomyślała z ironią, wchodząc pomiędzy niego a jabłkowitego konia.

– Wolałbym mieć cię po swojej stronie, Isabello – mruknął Carlos. – Szkoda, że pracujesz dla konkurencji.

– Jest mi dobrze tu, gdzie jestem – odparła oschle.

– Być może jednak zmienisz zdanie...

– Nie warto się łudzić – odparowała ze śmiechem.

– Czy to wyzwanie, Bella? Ostrzegam cię, zawsze je podejmuję!

Zirytowana spokojem, z jakim klacz poddawała się pieszczocie rąk Carlosa, podczas gdy jej samej krew szumiała w skroniach, warknęła nieuprzejmie:

– Coś jeszcze?

– Nie martw się, już sobie idę. – Podniósł ręce uspokajającym gestem. – Ale wrócę do ciebie, Misty – obiecał, na co klacz zastrzygła uszami i cicho parsknęła.

Chodziły słuchy, że słynny Argentyńczyk planuje kupić klacz, którą Bella na nieszczęście pokochała jak własne dziecko. Teraz była bliska jej utraty. Tradycja wymagała, aby najlepszy gracz w polo dosiadał najlepszego konia, a Misty była absolutnie wyjątkowa. Jedynie głupiec, który miał za nic dalszą karierę w branży, udaremniłby zamiary Carlosa Caracasa.

Niedoczekanie, powiedziała sobie w duchu Bella. Szlachetna klacz była jedyną pamiątką po zmarłym ojcu. Kiedy pędziła po boisku, ludzie wciąż wspominali Jacka Wheelera, najlepszego z trenerów, nie pamiętając wtedy, że był też hazardzistą, który przegrał cały majątek.

– Misty pozwala się dosiąść tylko tym, którym ufa – bąknęła.

– Jak każda kobieta – odparł z szerokim uśmiechem i powiódł doświadczoną dłonią po przedniej nodze klaczy. – Dobre nogi – pochwalił.

Bella nie miała cienia wątpliwości, że cała stajnia została równie dokładnie obejrzana. Pragnęła, żeby Carlos już sobie poszedł i przestał jej działać na nerwy.

– Miłego meczu – wymamrotała. – Misty i tak prześcignie twoje konie z pampy...

– Zobaczymy – przerwał jej z rozbawieniem. – Konie Criollo to potomkowie hiszpańskich rumaków bojowych. Są silne, lojalne i mają walkę w genach.

Zupełnie jak Carlos, pomyślała. Nieraz w czasie meczu podziwiała go za szybkość i zwinność, bezbłędną koordynację ręki i oka, intuicję i podejście do koni. Niechętnie przyznawała, że wywiera to na niej wrażenie.

– Niech zwycięży najlepszy – rzekła sentencjonalnie, kładąc dłoń na karku klaczy.

– Tak będzie – odparł niekwestionowany król pojedynku. – Skończyłem oględziny i jestem z nich rad – dorzucił. – Oczywiście będę chciał poznać opinię weterynarza, ale jeśli Misty spełni dziś moje oczekiwania, w co nie wątpię, to wystąpię do ciebie z ofertą. Podaj swoją cenę, Bella.

– Na Misty nie ma ceny, señor Caracas. Nie potrzebuję pańskich pieniędzy.

Przyjrzał jej się, przechylając głowę. W światku polo powszechnie było wiadomo, że to nieprawda.

– Wszyscy ich potrzebują, bo muszą z czegoś żyć, chica - odparł z leciutką drwiną.

– Czy to groźba?

Czyżby miała stracić wszystko, na co tak ciężko pracowała? Strach chwycił ją za gardło lodowatą dłonią. W starciu z Carlosem nie miała żadnych szans, był bogatszy, bardziej utalentowany i miał lepsze podejście do koni niż jakikolwiek znany jej mężczyzna. Po co rzucała mu wyzwanie, narażając na szwank swoją karierę?

– Spokojnie, Bella. Jesteś przemęczona. Polo to tylko gra – powiedział Carlos, po czym odwrócił się i wyszedł ze stajni.

Żałowała, że nie może być teraz w domu, gdzie życie było takie nieskomplikowane. Zapraszała do siebie okoliczne dzieci, by nauczyć ich opieki nad zwierzętami. Jeśli zadrze z Carlosem, niechybnie utraci swój azyl.

Postanowiła wyprowadzić konie na boisko i dopiero tam sprawdzić, czy wszystko jest w porządku. Niespodziewana wizyta Caracasa naprawdę nią wstrząsnęła i uświadomiła, że jej życie przypomina domek z kart, który może się w każdej chwili zawalić. Poza tym Carlos nigdy nie przychodził bez powodu...

Bella uznała, że jedyny sposób to zwalczyć jego ogień swoim lodem. Nadal przecież nosiła przydomek Lodowa Dziewica. Życie nauczyło ją kontrolowania uczuć. Misty była nie tylko wspaniałą klaczą, lecz także symbolem determinacji Belli, żeby przywrócić rodowemu nazwisku szacunek, nadszarpnięty przez ojca, który wpadł w szpony hazardu. Przed śmiercią obiecała mu, że zaopiekuje się Misty, i pragnęła dotrzymać słowa.

Stajenni życzyli jej powodzenia, gdy pospieszyła za Misty, nie chcąc stracić klaczy z oczu ani na chwilę. Powtarzała sobie, że Carlos Caracas wkrótce wróci na swą bezkresną pampę, gdzie na ranczu wielkości hrabstwa hodował i trenował konie.

Podbiegła do stojącej wśród innych koni Misty i objęła ją mocno za szyję, szepcząc do ucha, że nikomu jej nie sprzeda, a zwłaszcza brutalowi o czarnym sercu z dalekiej Argentyny. Wolałaby już... Tutaj musiała urwać i otrząsnąć się z niepokojących obrazów, które raptem napłynęły jej do głowy. Rozmyślanie o rozkoszy w ramionach Carlosa było nonsensowne. Następnym razem lepiej po prostu zadbać o zamknięcie na klucz drzwi do stajni.

Nigdy nie słuchał plotek, wolał sam wyrabiać sobie opinię o ludziach, miejscach, zwierzętach... o Isabelli Wheeler.

Oczy Lodowej Dziewicy były z początku nieufne i wrogie, ale później się to zmieniło. Bujne rude włosy spięła ciasno klamrą. Sprawiała wrażenie nienagannej w każdym calu, ale on znał konie stojące spokojnie w zagrodzie, które potrafiły wierzgać jak szalone, jeśli nie podeszło się do nich z respektem. Bella była niezwykle opanowana. Cieszyła się zasłużonym szacunkiem w kręgach koniarzy, ale nadal stanowiła dla nich zagadkę, pilnując dostępu do życia prywatnego. Była wyzwaniem, któremu nie potrafił się oprzeć.

Zwołał drużynę na przedmeczową naradę. Był pobudzony bardziej niż zwykle, co nie uszło uwagi kolegów, przyglądających mu się niepewnie.

– Zero litości – nakazał – ale nie ryzykujcie zdrowia koni. Uważajcie zwłaszcza na jabłkowitą klacz pod kapitanem drużyny przeciwnika. Być może będę chciał ją odkupić...

Nie dopuszczał myśli, że Bella nie zechce sprzedać mu konia. Jakże chętnie zobaczyłby w jej chłodnych oczach błaganie o rozkosz, którą tylko on umiał zapewnić. Pragnął odkryć, kim naprawdę jest Bella Wheeler. Nie potrzebował dodatkowej zachęty, by z ochotą podjąć to wyzwanie. Oczy zapłonęły mu blaskiem, który jego drużyna uznała za wezwanie do boju. Z wielu gardeł wyrwały się waleczne okrzyki.

Galopem ruszył na boisko, unosząc kask na powitanie wiwatujących tłumów. Bella nie podda mu się tak łatwo jak jej śliczna klacz. Za jej opanowaniem kryło się jednak coś więcej. Strach. Zastanowił się nad tym. Bała się stracić ukochanego konia, tak, to mógł zrozumieć, ale było też coś jeszcze: dlaczego tak zdolna i ładna kobieta żyła jak zakonnica, choć obracała się w kręgach znanych z rozwiązłości?

Ponieważ jest inna, odważna i niezależna, odpowiedział sam sobie. Poradziła sobie z nałogiem ojca, który stoczył się na dno, przepuściwszy cały majątek, i nie przestała go wspierać. Zdołała uratować, co się dało, z kwitnącego kiedyś przedsięwzięcia. Nie zależało jej chyba jednak na życiu osobistym, bo nie ubierałaby się tak szaro i bez odrobiny wdzięku.

Lodowa Dziewica mogła się okazać przydatna. Z tą myślą założył kask i opuścił osłonę twarzy. Skupił wzrok na bocznej linii boiska, wypatrując Belli. Za chwilę rozpocznie się mecz.

ROZDZIAŁ DRUGI

Bella czuła złość. Carlos Caracas niemal w pojedynkę rozbił drużynę przeciwnika. Jedynym jasnym punktem był moment dekoracji, kiedy książę, który dzisiaj rozdzielał medale, nazwał Misty najlepszym koniem meczu. Niestety, sekundę później uchwyciła spojrzenie Carlosa, które mówiło: „Klacz jest moja, należy do mnie”. Zgromiła go wzrokiem; po moim trupie, pomyślała.

Posłał jej na to uśmiech drapieżnika. Wieczorem mieli się spotkać jeszcze raz, bo książę zaprosił wszystkich graczy i trenerów na kolację do zamku. Nie widziała powodu odmawiać. Zresztą szansa, że otrzyma miejsce obok Carlosa, była bliska zeru. Zgodnie z protokołem zasiądzie razem ze swoją drużyną. Poza tym nieczęsto miała okazję obracać się w kręgach królewskich. Zaproszenie od księcia było sygnałem, że stajnie jej ojca znowu wracają do łask. Już niedługo jego imię odzyska dawny splendor.

– Mam nadzieję, że nie masz mi za złe, że posadziłem cię obok siebie – oznajmił książę z miłym uśmiechem.

– Ależ oczywiście, sir, to dla mnie zaszczyt – odrzekła uprzejmie, usiłując nie przejmować się swoim towarzyszem z lewej strony księcia. Ani tym, że zdawał się z nim niezwykle zaprzyjaźniony.

– Kapitan zwycięskiej drużyny i właścicielka najlepszego konia meczu. Połączenie ich w parę wydało mi się nieuchronne – wyznał książę, który lubił wyrażać się bez ogródek.

– W rzeczy samej, sir – zgodziła się Bella, mierząc wzrokiem rozbawionego Carlosa. Co to niby miało znaczyć?

– Wasza Książęca Mość jest jak zwykle szalenie spostrzegawczy – wtrącił Carlos, spoglądając Belli prosto w oczy.

Bella Wheeler w sukni wieczorowej – bawił się tą myślą przez całą drogę do zamku. Spodziewał się, że rozpuści długie lśniące włosy i ukaże choć trochę młodego ciała, które skrywała wcześniej pod strojem roboczym. Ku jego rozczarowaniu założyła suknię, która spodobałaby się jej babci, a włosy zaczesała gładko i spięła jeszcze ciaśniej niż przedtem. Jeśli tak dalej pójdzie, przy następnym spotkaniu będzie miała napis na czole: „Radzę ci, nie dotykaj”.

– Słyszałem o tobie wiele dobrego, Bella – przemówił książę, wytrącając Carlosa z zamyślenia. – Nie tylko w kontekście trenowania koni. Ponoć zajmujesz się dziećmi z ubogich rodzin.

Odpowiedziała skromnym uśmiechem, wyraźnie nie zamierzając się przechwalać.

Po pewnym czasie rozluźniła się i przestała wreszcie podejrzewać spisek przy rozsadzeniu gości. Siedząc naprzeciw jednego z najatrakcyjniejszych mężczyzn na świecie, mogła jedynie żywić nadzieję, że pojął jej przesłanie: „Wynoś się z mojego życia, Caracas. Nikt cię tu nie chce”.

Szkoda tylko, że nie była to prawda. Pragnęła Carlosa tak silnie, że obawiała się, że książę, światowy człowiek, mógłby to zauważyć. Carlos był mężczyzną, który mógł mieć każdą kobietę, jakiej tylko zapragnie. Ogarnęła ją zgroza. A jeśli Caracas wyczuje jej żądze? Co sobie o niej pomyśli?

Uzna ją za naiwną idiotkę, co nie będzie dalekie od prawdy. Na razie musiała się szczypać ukradkiem w ramię, żeby się przekonać, że ten przepych jej się nie przyśnił. Co za szczęście, że udało jej się znaleźć na dnie szafy tę suknię; była wprawdzie niemodna, ale odpowiednio skromna, co miało największe znaczenie. Nie lubiła ściągać na siebie uwagi, przez co często sprawiała wrażenie chłodnej i zdystansowanej.

Zesztywniała, uchwyciwszy wzrok Carlosa, który spojrzał na nią uważnie, po czym odwrócił się, zagadnięty przez księcia. Z ulgą rozejrzała się dookoła, podziwiając portrety królów i rycerzy, dam dworu w suto marszczonych jedwabiach, dzieci o bladych i smutnych twarzyczkach. Stół, przy którym zasiadło chyba z pięćdziesiąt osób, był zastawiony srebrem i kryształami, połyskującymi w magicznym blasku świec. Gości obsługiwał królewski lokaj z ekipą podkomendnych, którzy bezszelestnie krążyli z tacami potraw i butelek. Bella poruszyła się niespokojnie. Nie przywykła do tak długiego siedzenia w sztywnym bezruchu. Czuła się jak ptak w klatce, pragnący się wyrwać na upragnioną wolność. Carlos wydawał się równie swobodny, jak na boisku do gry w polo. Rozparty wygodnie na krześle, uprzejmie i ze swobodą gawędził z gospodarzem. Plotkowano, że swoją estancią rządzi jak udzielny książę. W stroju sportowym było mu bardzo do twarzy, ale w szytym na miarę wieczorowym garniturze prezentował się oszałamiająco. Śnieżnobiała koszula i stalowoszary krawat cudownie podkreślały opaleniznę.

Do licha, obserwował ją! Pospiesznie spuściła wzrok na swój talerz. Znacznie bezpieczniej czuła się z końmi niż z mężczyznami. Mężczyźni byli silni, mieli nad nią przewagę fizyczną, zwłaszcza Carlos Caracas. Kiedy przegrało się walkę tak sromotnie jak ona, nie sposób było wymazać tego z pamięci.

Niech to diabli! Zachowywała się jak romantyczny podlotek, a nie profesjonalistka, za jaką się uważała. Prostując się, spróbowała podjąć wątek, który z pewnością zainteresuje księcia, ale on także zdawał się grać w drużynie Carlosa.

– Jestem zaskoczony, że nie złożył pan oferty kupna najlepszego konia meczu, Caracas – zauważył po chwili rozmowy z nią. Zesztywniała. Czy wszystko musi sprowadzać się do tego?

– Przeciwnie, sir, złożyłem, ale panna Wheeler zdaje się mieć wątpliwości...

– Jak to? – zdumiał się książę. – Señor Caracas posiada olbrzymią posiadłość w Argentynie, nigdy nie widziałem lepszych warunków dla koni...

Caracas uśmiechał się do Belli, której twarz zastygła jak kamienna maska.

– Carlos jest najlepszym jeźdźcem na świecie – przekonywał z werwą książę. – Powinien mieć dostęp do równie wspaniałych koni. Proszę się jeszcze zastanowić, panno Wheeler...

Posłała Carlosowi miażdżące spojrzenie, nie mogło to jednak przesłonić faktu, że jeśli będzie się nadal upierała przy swojej decyzji, to nieodwołalnie straci poparcie księcia, a na to nie mogła sobie pozwolić. Skinęła uprzejmie, z pozoru wyrażając zgodę, ale gotowała się w środku. Nie da się zmusić do sprzedaży swego najcenniejszego skarbu. Musi istnieć sposób wyplątania się z tej matni; obiecała sobie go znaleźć.

Nieoczekiwanie Carlos wspomniał o projekcie, bliskim także jej sercu. Zamierzał mianowicie umożliwić naukę jazdy konnej dzieciom z ubogich rodzin, czym ona zajmowała się od lat, widząc wymierne korzyści tego programu.

– Marzę, by poczuły nieokiełznaną wolność pampy – tłumaczył – i odkryły życie, jakie wiodę na moim ranczu w Argentynie.

Bella pomyślała cierpko, że sama także chętnie by to odkryła. Nabrała podejrzeń, że temat nie został poruszony przypadkowo, gdy się okazało, że Carlos przekonał księcia, by został patronem tego przedsięwzięcia.

– To projekt podobny do twojego – zwrócił się do niej książę. – Sądzę, że nadarza się wspaniała okazja rozszerzenia działalności.

Na widok iskierki triumfu w oczach Carlosa Bella była już niemal pewna, że zastawił na nią pułapkę. Ładne mi „rozszerzenie działalności”. Tak jakby Argentyna leżała w sąsiednim hrabstwie, a nie na końcu świata. Chyba zbladła jak ściana, bo książę pokazał lokajowi, żeby dolał jej wody do szklanki.

– Sir, nie mogę wyjechać z Anglii... przecież zbliżają się święta Bożego Narodzenia... – jąkała nieskładnie. Złamała protokół, odzywając się nieproszona, ale książę widział jej pomieszanie i nie wziął tego za złe.

Przeciwnie, starał się ją łagodnie nakłonić do wyrażenia zgody.

– Święta w Argentynie to wyjątkowe przeżycie. Nie ma śniegu, jest tak cudownie ciepło i przyjemnie! Jestem pewien, że uda się tak wszystko zorganizować, żebyś mogła bez przeszkód wyjechać z kraju, a Carlos wynajmie współpracowników, którzy pomogą ci w codziennych zajęciach na estancii.

Czy oni to wcześniej uknuli?

Z najwyższym trudem trzymała język za zębami, gdyż dwukrotne przerwanie księciu byłoby niewybaczalnym naruszeniem etykiety.

– Rozumiem twoje obawy – zapewnił książę. – Taki projekt wymaga mnóstwo papierkowej roboty, ale nie ty będziesz ją wykonywać. Twoją rolą będzie raczej uczenie dzieci jazdy konnej i dzielenie się z nimi miłością do koni i do zwierząt w ogóle.

– Sir – zaczęła z rozpaczą w głosie. W żadnym razie nie mogła opuścić swoich stajni, zbyt ciężko na to wszystko pracowała. Spojrzała nawet błagalnie na Carlosa, ale on tylko się do niej uśmiechnął.

– Otrzymasz sowite wynagrodzenie – zakończył książę, jakby to przeważało sprawę.

– Nie chodzi o pieniądze, sir – bąknęła zakłopotana.

– Duma jest wspaniałą cechą, Bella, ale wszyscy musimy być praktyczni – odparł. – Argentyńscy gaucho przez setki lat zdobywali wiedzę i doświadczenie w pracy z końmi, którymi mogą się z nami podzielić. To wprost bezcenne, nie uważasz? – Książę wpatrywał się w nią intensywnie.

Nie miała dobrej odpowiedzi. Nie mogła przecież jawnie sprzeciwić się władcy.

– Wasza Wysokość ma rację – oznajmiła, unikając spojrzenia Carlosa.

– Możesz zabrać ze sobą Misty – dodał radośnie książę. – Jestem pewien, że Carlos nie będzie miał nic przeciw temu.

To jakiś ponury żart, myślała Bella, gdy obaj mężczyźni wymienili znaczące spojrzenia. Zatem sprytny Argentyńczyk zwyciężył, zdołał wywieść ją w pole.

Próbowała się pocieszać, że dosiadana przez najlepszego gracza polo klacz z pewnością na tym skorzysta, a jej zgoda na propozycję księcia oznacza dobre rokowania dla przyszłości stajni. Aspekt finansowy także nie był bez znaczenia...

– Pamiętaj, że nie zamierzam sprzedawać ci Misty – zwróciła się do Carlosa.

Książę wyraził swe rozczarowanie, ale Carlos zbył jej uwagę zdawkowym: „Będziemy się tym martwić później”.

Czuła się zdana na łaskę i niełaskę potężnego i wpływowego Caracasa, i nawet książę nie był w stanie jej pomóc.

– Nie mogę zostawić mojej pracy – powiedziała z mocą, podejmując ostatnią rozpaczliwą próbę wywinięcia się z tej sytuacji.

Carlos natychmiast zaproponował skuteczne rozwiązanie tej kwestii.

– Wyślę grupę doborowych ludzi, którzy przejmą codzienne obowiązki – oznajmił, wzruszając ramionami. – Nie będziesz się musiała o nic martwić.

Czy tylko ona dostrzegała błysk ironii w jego czarnych oczach?

Najwyraźniej, książę bowiem odetchnął z ulgą.

– To będzie nasz wspólny projekt, Bella – powiedział z uznaniem. – Zależy mi na tym, żebyś podzieliła się swoim doświadczeniem w pracy z dziećmi i końmi z naszymi argentyńskimi kolegami.

Musiała przyznać, że brzmi to niezwykle logicznie. Sprytny manewr Carlosa rozłożył ją na łopatki, nie pozostawiając wyboru. Obserwował ją teraz spod wpółprzymkniętych powiek.

– Zatem jaka jest twoja odpowiedź, Bella? – ponaglił delikatnie książę.

– Czy mogę się nad tym w spokoju zastanowić, sir? – odważyła się spytać.

Jego Książęca Mość wyraźnie się wahał.

– Byle nie za długo – wtrącił Carlos, mając za nic wymogi etykiety. Liczyło się tylko to, żeby wszystko szło po jego myśli.