MANEKINY - Jolanta Żuber  - ebook

MANEKINY ebook

Jolanta Żuber

4,4

Opis

Młode małżeństwo z Leśniska traci w pożarze swoje jedyne dziecko. Natalia Berner pogrąża się w rozpaczy, a dramatu całej sytuacji dodaje fakt, że kobieta nie akceptuje już swojego poparzonego ciała. Adam, jej mąż i właściciel domu pogrzebowego, postanawia zemścić się na wszystkich, którzy doprowadzili do pożaru. Wpada na pomysł niebezpiecznej, krwawej gry, by wymierzyć sprawiedliwość. 

Monika i Marek toną w długach. Widmo utraty domu i niekończących się rat sprawia, że rozpaczliwie poszukują wyjścia z sytuacji. Kiedy dostają propozycję udziału w tajemniczej grze, nie wahają się z niej skorzystać. Miejsce, do którego trafiają, i zasady w nim panujące odbiegają jednak od ich wyobrażeń. Przesiąknięte mrokiem ściany popychają ich do coraz gorszych czynów. 

Gdzie przebiega granica między dobrem a złem? I ile człowiek jest w stanie zrobić… dla pieniędzy?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 373

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,4 (114 oceny)
74
22
13
2
3
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
DeeBee06

Nie oderwiesz się od lektury

Mocna, bezlitosna i niedająca o sobie zapomnieć. Mnie zostawiła z pytaniem jak daleko przesunęła bym swoją granicę. Mocno polecam!!
Malwi68

Całkiem niezła

Książka "Manekiny" autorstwa Jolanty Żuber to mrożąca krew w żyłach opowieść o ludzkiej desperacji i moralnej zgniliźnie. Autorka przedstawia nam historie dwóch rodzin z Leśniska, które, zmuszone przez tragiczne okoliczności, zostają wciągnięte w makabryczną grę, która stawia pytania o granicę między dobrem a złem oraz o to, do jakich skrajności ludzie są zdolni, by osiągnąć cel. Główna bohaterka, Natalia Berner, po utracie dziecka i poparzeniach ciała staje się symbolem emocjonalnej rozpaczy i nie akceptacji własnego losu. Jej mąż, Adam, który postanawia zemścić się na winnych tragedii, wprowadza czytelnika w mroczny świat zemsty i przemocy. Monika i Marek, z kolei, reprezentują ludzi tonących w długach i beznadziei, gotowych pójść na wiele, by poprawić swoją sytuację finansową. Wkraczają w tajemniczy świat gry, który odwodzi ich od początkowych intencji i prowadzi do serii coraz bardziej okrutnych wyborów. Książka "Manekiny" to trzymająca w napięciu opowieść, która zadaje ważne py...
20
Urfreya

Nie polecam

Zaczęłam czytać i odłożyłam dość szybko, gdy zorientowałam się, co to jest za książka. Ale wróciłam, bo uważam, ze trzeba przeczytać by ocenić, a te wszystkie ochy i achy naprawdę mnie zastanawiały. Jest to bardzo mało wiarygodna i logicznie niespójna historia, stworzona tylko po to, by pokazać przemoc, dewiacje, maltretowanie i przemoc seksualna/ gwałt. Jest tu próba kreacji bohaterów, którzy maja rozterki etyczne, zarówno co do stosowania przemocy, jak i jej akceptowania. Moim zdaniem próba nieudana, bo zarówno sytuacje, i „rozterki” postaci są tak topornie przedstawione i przedramatyzowane, ze stają się płaskie, płytkie i…zwyczajnie żenujące. Jak dla mnie motywy, jakimi kierują się postaci stosujące przemoc w tej książce to kompletny nonsens. Ja rozumiem, ze ta książka ma szokować i wywoływać emocje- jedyne, co we mnie wywołała to niesmak. Nie rozumiem zatem skąd te zachwyty?
10
wykers87

Nie oderwiesz się od lektury

Jeśli szukasz oryginalnego thrillera to warto skusić się na tę książkę. Mocna, fascynująca fabuła. Gry w domu cudów fantastyczne, bohaterowie ciekawi aż chce się czytać kolejne kartki. Nowość i świeżość na rynku, gratuluję autorce tak świetnej historii, z chęcią sięgnę po inny tytuł, a ten chyba zakupię w papierze na prezent! Polecam.
10
biedronka51

Nie oderwiesz się od lektury

mocne!
10

Popularność




Jolanta Żuber

MANEKINY

RedaktorAnna Kołtek

KorektorBeata Buko

Projektant okładkiŹródło: alrax/istock.photo.com

© Jolanta Żuber, 2023

© Źródło: alrax/istock.photo.com, projekt okładki, 2023

Młode małżeństwo z Leśniska traci w pożarze swoje jedyne dziecko. Natalia Berner pogrąża się w rozpaczy, a dramatu całej sytuacji dodaje fakt, że kobieta nie akceptuje już swojego poparzonego ciała. Adam, jej mąż i właściciel domu pogrzebowego, postanawia zemścić się na wszystkich, którzy doprowadzili do pożaru. Wpada na pomysł niebezpiecznej, krwawej gry, by wymierzyć sprawiedliwość.

Gdzie przebiega granica między dobrem a złem? I ile człowiek jest w stanie zrobić… dla pieniędzy?

Książka powstała w inteligentnym systemie wydawniczym Ridero

Prolog

Tamtej wiosny Natalia w końcu ukręciła łeb wszystkim koszmarom. Skończyły się dla niej dwa światy — brudny, którego nienawidziła, i ten, który pamiętała jeszcze z czasów, gdy była małym dzieckiem, tuż przed przybyciem pana O.

Padało. Natalia obserwowała zza szyby, jak kwietniowa ulewa się wzmaga, nawadniając ziemię, która po miesiącach bez śniegu i deszczu łaknęła wilgoci. Dziewczyna twierdziła, że to jednak wcale nie deszcz, tylko wszystkie łzy, które wylała przez pana O. Przypominały jej, że już dzisiaj musi to zrobić. Zdecydować się na ostateczny krok.

Zerknęła na dół, na zniszczoną nieco bramę i duży kosz, wokół którego walały się śmieci. Przesunęła ręką po malutkiej szybie, jakby chciała z niej zetrzeć te wszystkie krople.

Niewielkie poddasze było jej największym azylem. Odkąd pamiętała, to właśnie tam mogła uciekać, bo pan O. bał się ciemności i wchodzenia po kruchych już schodach — chociażby ze względu na to, że się zawalą a on sam utknie gdzieś bez pomocy. Ona też się trochę tego obawiała, ale jako dziecko nie miała zbyt wielkiego wyboru, gdy gruby i tłusty ojczym, niezadowolony z ciąży swojej kolejnej żony i jej zmieniającego się ciała, sięgał po zakazany owoc w postaci jej młodszej wersji. Trwało to kilka długich lat, kilka tysięcy dni, jeszcze więcej godzin i minut liczonych na krótkich, a potem nieco dłuższych paluszkach. Leżała wtedy zwykle przygnieciona do zimnych płytek w łazience albo do drewnianego łóżka w różowym pokoju. I trwałoby to pewnie dłużej, gdyby nie ten jeden ciepły kwietniowy wieczór, kiedy wszystko sprzysięgło się przeciwko niemu. Szczęście. Przełom. Spokój. Odwaga. Natalia nigdy nie wiedziała, jak to nazwać, ale była pewna, że gdyby nie podsłuchała wtedy swojej matki, gdyby nie dowiedziała się, że ona też zezwala na takie traktowanie córki, choć zawsze się tego wypierała, tkwiłaby dalej w tym bagnie. Ale stało się. Najdroższa osoba zawiodła ją najbardziej, jak tylko się dało, a rozgoryczenie i żal w końcu ewoluowały, przeradzając się w złość i dopingując do działania.

Słyszała, jak w radiu mówią, że początek wiosny jest depresyjny, że to wtedy ludzie popełniają najwięcej samobójstw, i niemal przekonała się o tym na własnej skórze. Była o krok od zniszczenia swojego ciała, tak by nie zostały na nim już żadne ślady tłustych palców pana O. Ale na szczęście w porę się cofnęła. Nawet jeśli jej życie było zupełnie bezbarwne, może po prostu za bardzo je kochała?

Ojczym przyszedł chwilę przed siedemnastą, kiedy jej matka wychodziła na autobus. Późna ciąża dawała już kobiecie się we znaki, ale nadal pracowała, bo utrzymanie rodziny z jednej pensji było niewykonalne. Natalia nie lubiła tej godziny, zawsze przeciągała czas rozstania, jak tylko mogła. Uczepiona ubrań matki, prosiła, by ta zabrała ją ze sobą, obiecywała, że będzie cicho. Albo błagała, żeby pozwoliła jej nocować u koleżanki, ale pod żadnym pozorem nie zostawiała jej samej. Nie było jednak takiej możliwości, więc kiedy tylko drzwi za matką się zatrzaskiwały, dziewczynka biegła do swojego pokoju, czekając na to, co miało nastąpić.

To było już jak rytuał. Ojczym przychodził, siadał na łóżku i najpierw wypytywał mimochodem o lekcje; chwalił, że udała mu się pasierbica i nóżki ma takie jak kózka, a pupcię lepszą niż u mamusi, ale później to stawało się nieważne i zajmował się wciąganiem dziewczyny na swoje kolana. Całował ją w szyję, policzki i dyszał, wpuszczając w przestrzeń między nimi drobinki śliny. Przestała się wyrywać po miesiącu takich rytuałów, bo wiedziała, że wtedy skończy szybciej. A kiedy tylko się zaspokoił, uciekała na poddasze z lampką i książką, marząc o tym, że kiedyś ktoś zabierze ją z tej strasznej krainy. Marzyła aż do tamtego wieczoru. Nikt nie wiedział, że podsłuchiwała, gdy matka mówiła ojczymowi, by uważał, bo mała zaczęła miesiączkować. Nikt nie wiedział, że słyszała, iż w razie problemów będzie trzeba zrobić jej skrobankę, a na to nie mogą sobie pozwolić.

— Musisz być ostrożny albo z tym skończyć. Rozumiesz?

Przypominała sobie te słowa. Jej matka miała niski, gardłowy głos, w którym nie było już tej dawnej czułości.

— Ty nie możesz, Grażka, bo ten lekarzyna ci zabronił, to gdzie mam iść, na bok? Czy wracać do byłej? Tu wszystko mam, przecież smarkuli nigdy nic nie wkładałem, już nie rób ze mnie takiego pojeba! — odpowiadał wzburzony pan O.

Kłamał. Jak zawsze. Kłamał o wkładaniu, bo robił to regularnie. Nie wystarczało mu już dotykanie po udach, musiał mieć wszystko to, co robią dorośli. Myśl o dziecku, a potem o pozbawieniu go życia sprawiła, że Natalii zrobiło się jeszcze bardziej niedobrze. Przed oczami stanęła jej krew, ból i duży brzuch, znacznie większy od tego, który miała teraz przez ciągłe zajadanie stresu. Nie chciała, by do tego doszło, nie chciała też tej przeklętej miesiączki, a przede wszystkim — nie chciała stawać się kobietą, której tak naprawdę zabrano całą niewinność. W zasadzie niczego już od życia nie chciała.

Uciekła do pokoju i schowała do pokaźnego plecaka najpotrzebniejsze rzeczy — telefon, ładowarkę, ulubione książki, gumki do włosów, szczoteczkę do zębów, skarbonkę, ubrania, notes, a potem zniosła to na dół, kiedy ojczym się kąpał. Mogła uciec już teraz — nikt by się nie zorientował, ale pomyślała, że powinna mieć chociaż jakieś siniaki, cokolwiek, by nie uwierzono dorosłym, tylko jej. Dlatego postanowiła, że tym razem będzie się bronić, a kiedy pan O. skończy — ucieknie, nie jak zwykle na poddasze, ale na policję, a później daleko, daleko stąd. Gdzieś, gdzie nie będzie oddechu pana O., jego tłustych rąk i śmiechu, gdy obserwował jej nagie, zmieniające się mimo woli ciało. Nikt nie zrobi jej żadnego dziecka, a potem nie wyjmie go z brzucha, bo jest problemem. Nie, tak się po prostu nie robi!

Spojrzała na łazienkę, a później powędrowała do swojego pokoju, modląc się w duchu, żeby starczyło jej odwagi, by znieść otarcia, uderzenia i wszystko, co spowoduje ta odmowa. Otworzyła okno i wdychała rześkie kwietniowe powietrze, myśląc o świecie bez brudów, o księciu z bajki i dobrej wróżce, która przemieni jej mamę we wspaniałą osobę. Taką, którą była, zanim zakochała się w panu O. Bo naprawdę było dobrze. Nie jakoś specjalnie miło — w końcu mama też często krzyczała i była nerwowa — ale nigdy nie pozwalała obcym jej skrzywdzić, a kiedy tylko Natalia płakała, brała ją na ręce i głaskała po głowie, mówiąc, że jest jej mądrą, śliczną córeczką i kiedyś będą się o nią bili chłopcy.

— Nie lubię cię już — powiedziała do siebie. — Nie lubię cię, mamo, bo też jesteś zła — szepnęła i poczuła, że po jej policzkach spływają łzy. Jedna za drugą. Kap, kap. Jakby wreszcie świat dał jej do zrozumienia, że ma przestać się łudzić i dawać szansę tym, którzy ciągle zawodzą. Jakby doszło do niej, że zaufania nie można rozciągnąć w nieskończoność.

A potem wszedł pan O. Zapytał o lekcje i pogłaskał ją po głowie, mówiąc, że jest śliczną dziewczynką tatusia, a będzie jeszcze piękniejszą kobietą oraz żeby zawsze pamiętała o tym, że to on pierwszy pokazał jej miłość.

I miał absolutną rację. W tym jednym mogła się z nim zgodzić — nigdy nie pozbędzie się wspomnień i tego palącego uczucia wstydu. Zawsze będzie pamiętała, co jej zrobił, i zawsze już będzie naznaczona przez jego dotyk.

Ale potem przyszła kolejna myśl.

O tym, że ostatni raz pozwoli, by coś wdarło się do jej wnętrza i rozrywało duszę na kawałki. Zamknęła oczy, a w jej głowie rozbrzmiał głos, którego nie znała, ale teraz bardzo potrzebowała usłyszeć.

Jesteś dzielną dziewczynką, Natalia. Uda ci się. Uda. Pamiętaj, że to było złe, że nikt nie miał prawa zabierać ci tego światełka.

1

Lublin, 2016

Odkąd lata temu jej przyrodnią siostrę zabrano do przytułku, a ojca wsadzono za kratki, Renata dostała się pod opiekę babci. Zajmowała teraz pokój Natalii. Pomieszczenie było spore i choć na początku niezbyt dostosowane do potrzeb niemowlaka, to dobrzy sąsiedzi — którzy nagle zaczęli oferować pomoc — przemalowali je, dołożyli się do łóżeczka i zakupu niezbędnych sprzętów. Oczywiście w duchu wyrzucali sobie, że niczego wcześniej nie zauważyli ani nie słyszeli o żadnym molestowaniu, bo ta rodzina była przecież taka porządna. Renata wychowywała się więc z dala od przyrodniej siostry, a matkę zastąpiła jej babcia, która była uosobieniem dobroci i ciepła, choć nawet ona nie potrafiła przerwać koszmaru Natalii. Mimo tego, że nie miała typowej rodziny, Renata dorastała szczęśliwie.

Dziewczyna włączyła przenośne radio i weszła pod prysznic, a w myślach przeklinała fakt, że nie było obok żadnego mężczyzny, który naprawiłby deszczownicę, bo kąpiel w takich warunkach okazała się sporym wyzwaniem. Krople miarowo uderzały o posadzkę. Odpływ — nieco już zatkany — blokował strumień tak, że większa część łazienki dosłownie pływała w gigantycznej kałuży. Dziewczyna postawiła stopy na skrawku suchej powierzchni i okręciła wokół siebie ręcznik. Włosy zawinęła w niechlujny turban, wklepała w twarz krem nawilżający i obejrzała się z każdej strony, a potem pomaszerowała do swojej sypialni.

Wyjrzała przez okno. Pusto. Na podjeździe wciąż nie było samochodu Maćka, z którym umówiła się na wieczór. Światła reflektorów obcych aut rozświetlały wnętrze maleńkiego domu i pięknie lśniły w srebrzystym śniegu. Renata włączyła telewizor, nastawiła program o ślubach i wstawiła wodę. Babci nie było — siedziała u sąsiadki, dając jej i Maćkowi nieco przestrzeni, ale oczywiście bez zbędnego przedłużania „tych miłostek” i wspólnego nocowania.

Renata zastanawiała się, co takiego mogło zatrzymać jej chłopaka na dłużej. Zaczynała się niecierpliwić. Nie sięgnęła jednak po telefon. Nie chciała sprawiać wrażenia natarczywej, bo to zawsze psuło coś w związkach, a ona wolała, żeby ten trwał jak najdłużej. Po raz pierwszy w życiu czuła, że jest naprawdę zakochana.

Skoro się umówili, na pewno przyjedzie. Przez ozdobione zimowymi figurami okno zobaczyła jakiś błysk. Gdzieś mignęły cienie przemykających pospiesznie ludzi. Przeszła do sypialni i włożyła szare, obcisłe spodnie i zdobioną przy dekolcie, różową bluzkę. Wyciągnęła suszarkę z nocnej szafki i nastawiła chłodny nawiew. Przeglądała się w lustrze, rozczesując włosy i nawijając kolejne pasma na szczotkę. Cieszyła się ze swojego piękna. Miała duże, pełne usta, które i bez szminki wyglądały ponętnie, drobny nosek i wydatne kości policzkowe, a całości obrazu dopełniała owalna twarz i kaskada ciemnych włosów. Zwiększyła moc suszarki i zaczęła mruczeć pod nosem słowa piosenki, której fragment dobiegał z salonu, co oznaczało, że program już się zaczął. Była pobudzona, bo pierwszy raz mieli dom na dłużej tylko dla siebie. Wiedziała, że spędzi z Maćkiem upojne chwile, takie, o których codziennie pisali i rozmawiali. Wszystkie jej fantazje dziś wreszcie miały stać się rzeczywistością.

Nagle coś uderzyło o podłogę. Wzdrygnęła się i wyłączyła suszarkę, odkładając ją na tę samą szafkę co wcześniej. Przeczesała grzywkę i powiedziała:

— Smalczyk, jeśli to ty coś stłukłeś, śpisz dzisiaj na wycieraczce!

Po zwierzaku, do którego kierowała te słowa, nie było jednak śladu. Rozejrzała się po domu i choć nie była przesadnie bojaźliwa, to poczuła dziwne napięcie. Coś znów hałasowało. Zlokalizowała źródło. Z kąta, tuż za kanapą, wystawał czarny koci łebek. Zrobiła kilka kroków w jego stronę, ale kot nastroszył sierść i parsknął. Wyglądał tak, jakby się jej bał, a przecież zawsze ochoczo wskakiwał na kolana.

— Smalczyk, co jest? — Pokręciła głową i rozłożyła szeroko ręce. Kocur zjeżył grzbiet i ponownie fuknął. — Jak chcesz, ale potem nie proś o to, żeby cię głaskać — powiedziała obrażonym tonem i sięgnęła po pilota. Obróciła się w stronę telewizora.

Wtedy go zobaczyła. Stał przed nią. Ubrany w ciemną kurtkę i dobrze skrojony garnitur. Jedną rękę, tę z bronią, trzymał wymierzoną w jej klatkę piersiową, drugą szukał czegoś pod okryciem. Zamarła. Nogi miała jak z waty, a kiedy odzyskała świadomość i zdolność mówienia lub po prostu władzę nad własnym ciałem, on okazał się szybszy. Minęła nanosekunda, zanim z jej ust wydostał się wrzask. Zamaskowany mężczyzna w kurtce przypominającej setki innych w mieście wpatrywał się chłodno w jej oczy i ściskał ją za szyję. Podniósł broń do delikatnych warg, nakazując niemo milczenie, a kiedy ucichła, sięgnął do wnętrza kurtki, a potem wbił w ramię Renaty strzykawkę z etorfiną. Jeszcze przez sekundę miała siłę się szamotać, ale potem wszystko zrobiło się ciężkie, jej ręce i nogi były jak z ołowiu, a oczy same się zamykały.

Przeżyję, niedługo rocznica, muszę ją spędzić z Maćkiem, przypomnieć, że czekałam z tym tylko na niego.

Borys schował strzykawkę i wymacał w kieszeni drugą, z diprenorfiną, by móc skutecznie obudzić Renatę, po czym skinął głową. Wyraz twarzy dziewczyny przypominał spauzowany wrzask, a jej półprzymknięte oczy wyglądały tak, jakby wciąż się dziwiły, dlaczego wdarł się do jej domu. Mężczyzna przesunął wątłe ciało w stronę drzwi, zarzucił na nie płaszcz, uprzednio zabrawszy portfel i dokumenty. Następnie zawinął trochę ubrań i kilka par butów w foliowy worek i wyszedł tylnym wyjściem, zgodnie ze wskazówkami Bernera. Zdjął maskę, postawił kołnierzyk kurtki, zarzucił kaptur i umieścił nieprzytomną dziewczynę w bagażniku. Nie spieszył się. Był pewny, że w tej zapyziałej norze na Bronowicach nikt mu się nie sprzeciwi, a jeśli ktokolwiek coś zauważy, to jedyną reakcją będą krzywe spojrzenia albo schowanie się w głębi domu. Nikt mu nic nie zrobi. Zrealizuje plan Bernera do końca. Uruchomił silnik i wbił w nawigację „Leśnisko”. Cieszył się, że poszło mu ze smarkulą tak gładko.

Ruszył powoli. Kiedy włączał się do ruchu, usłyszał dzwonek telefonu, który dochodził z wnętrza worka. Zmarszczył brwi i sięgnął po niego. Na ekranie pojawiło się zdjęcie umięśnionego chłopaka bez koszulki. Borys uśmiechnął się szczerze, przez chwilę chciał odebrać i powiedzieć mu coś w stylu, że będzie musiał sobie poszukać innej dziewczyny, ale wiedział, że to byłoby nierozsądne. Odrzucił połączenie i napisał w imieniu Renaty, że źle się czuje, a także zapytał, czy mogą przełożyć spotkanie. To zapewni mu trochę czasu na ucieczkę i sprawi, że chłopak nie zacznie się od razu dobijać do drzwi w poszukiwaniu ukochanej. Resztą zajmie się już Berner. On zawsze ma wszystko pod kontrolą.

Wyjechał z miasta i przemierzał teraz wiejskie ścieżki. Było ślisko, jechał więc wolno, uważając na każdy zakręt, byleby nie wypaść z drogi. Ciemność jeszcze bardziej komplikowała sytuację, a kiedy napadało więcej śniegu, Borys przeklął w myślach, że nie wyjechał wcześniej i znów trafiła mu się zła trasa. Zerknął we wsteczne lusterko. Nikt za nim nie jechał, więc nieco się uspokoił, sięgnął po puszkę z bezalkoholowym piwem i upił łyk. Pocieszał się tym, że jeszcze chwila i będzie mógł napić się czegoś z procentami, musi tylko dowieźć na miejsce tę smarkulę. Poprawił garnitur, a potem poluzował krawat — koszula zdążyła się pognieść dobrych kilkanaście minut temu i zdawał sobie sprawę, że bez żelazka nic jej nie pomoże. Nienawidził pomiętych ubrań, plam i wszystkiego, co w jakikolwiek sposób zaburzało jego elegancki od kilku lat ubiór.

Czuł lekkie podniecenie, jakby jakiś prąd przeszedł go od stóp do głów, a wszystko to na myśl o rychłym przelewie. Od sześciu lat — od kiedy pracował dla Bernera — wciąż dostawał duże zlecenia, a pieniądze nie stanowiły już dla niego problemu. Co więcej, szef nie był jedynie tym, który zleca, lecz także przyjacielem, z którym wychodził czasem na partyjkę bilardu. Był ustawiony na kolejne lata. Odkąd Adam Berner wyciągnął go ze śmierdzącej dziury i uwolnił od roboty sprzątacza kibli w kasynie, obiecał sobie, że nigdy więcej nie wróci już do takiego syfu i odtąd stanie się eleganckim facetem, któremu bliżej do salonów niż do rynsztoka. Co prawda sporo przyzwyczajeń z nim zostało, ale jego życie zmieniło się o sto osiemdziesiąt stopni, oczywiście na lepsze. Nie bał się już tak jak na początku, że bańka pryśnie, wiedział, że jest potrzebny Bernerowi, a on jemu, i ich współpraca będzie owocna, dopóki czegoś nie wywinie, a tego zamierzał unikać jak ognia.

Przyglądał się mijanym słupom latarni, ośnieżonym drzewom i podśpiewywał sobie pod nosem, jakby to była zwykła wycieczka do rodzinnego domu na święta albo inną okazję. Do Leśniska pozostało mu jakieś piętnaście kilometrów, ale czuł, że przez swoją monotonię droga robi się coraz dłuższa i dłuższa. Pożałował, że smarkula jest w bagażniku nieprzytomna, a nie tutaj, obok — mogłaby dotrzymać mu towarzystwa, choćby skrępowana. Zawsze milej byłoby popatrzeć na młode, jędrne, dopiero co rozkwitające ciałko.

Miał nadzieję, że środek podany dziewczynie wystarczy na bezproblemowe przewiezienie jej do Bernera tak, by nie sprawiała kłopotów, a jednocześnie — że nic jej w bagażniku nie odwali. Zastanawiał się, co Adam z nią zrobi, przecież to nie ona była winna tego, co stało się przed trzema miesiącami, tylko jej matka. Ale tak naprawdę ludzki los nie obchodził go zbyt wiele, kierowała nim wyłącznie ciekawość. On miał do wykonania proste zadanie: przewieźć kobietę z punktu A do punktu B bez zbędnych problemów i skończyć kolejny fartowny dzień, a potem zacząć następny. Przyspieszył. Na drodze żywego ducha. Leśnisko po ostatnim incydencie opustoszało, jedynie dom Adama Bernera zachował się w niezmienionej formie. I choć kawałek dalej stało kilka usługowych budynków, to pod adres Bernera nie zapuszczano się bez potrzeby, a ostatni sąsiedzi uciekli, twierdząc, że pożar przelał czarę goryczy. Szeptali też, że więcej się tam nie pojawią, chyba że w interesach. Te zaś dotyczyły zmarłych, bo kilkanaście kilometrów dalej, przy małym cmentarzu, mieścił się niewielki zakład pogrzebowy stanowiący jedyną atrakcję w okolicy.

Borys widział już przed sobą dom Bernera, wątłe światło było niczym drogowskaz. Brama się otworzyła, a tuż za nią pojawił się wysoki, ubrany w gruby płaszcz i szalik mężczyzna. W ustach trzymał niezapalonego papierosa. Borys minął szefa i zaparkował pod domem. Nie wysiadał z auta, to tamten zajął miejsce na siedzeniu pasażera i odetchnął głęboko.

— Co z nią zrobisz? — Borys spojrzał w prawo i bez zbędnych wstępów zapytał: — Po co ci ta smarkula, Adaś?

— Wymyśliłem pewną grę. — Adam Berner miał miękki, przyjemny ton, jakby wyjęty wprost z lektorskiego banku głosów. Siedział, trzymając papierosa między zębami, i wyglądał tak, jakby pochłaniał cały wydobywający się z niego dym, bo przez jego usta nie wydostawało się go zbyt wiele. Poluzował szalik i przeczesał ręką długie, sięgające za uszy włosy.

— Jaką? — drążył Borys.

— Niedługo się przekonasz. Będziesz mi bardzo potrzebny. To, co robiliśmy do tej pory, jeśli chodzi o zmarłych, to pikuś. Poza tym prezes szpitala zaczyna coś marudzić, że prawnicy węszą i chyba nie będzie mógł nam już dostarczać trupów, a na pewno nie w takiej liczbie. To nieco komplikuje sprawę, bo dochody się zmniejszą… Stąd pomysł z grą. Czuję, że to będzie coś spektakularnego, coś, o czym ludzie do tej pory tylko czytali, ale nie mieli śmiałości wyobrazić sobie, że zobaczą to na żywo.

— Co to znaczy?

— Słyszałeś kiedyś o red roomie?

— Hmm… — Borys zmarszczył czoło i potarł je intensywnie. — Chcesz urządzić sobie pokój dla prostytutek, a ta smarkula ma tam tańczyć?

— Nie. To są dark roomy. A ja mam na myśli pokój tortur. Wiesz doskonale, że matka dziewczyny jest w psychiatryku, więc wymigała się od odpowiedzialności. Jestem pewien, że z jej mózgiem wszystko w porządku, no może oprócz tego, że nigdy nie wylewała za kołnierz. Jakimś cudem oszukała tych lekarzy. Może siedzi sobie teraz, jakby nigdy nic, w jakiejś salce i rysuje na karteczkach bazgroły dla psychiatrów. Nie mogę jej ukarać bezpośrednio, więc będzie musiała znieść coś innego.

— Co takiego? — dopytywał Borys.

— Wiesz, w jakim stanie jest Natalia? Nie mogę tego tak zostawić. Jej matka nigdy nie zobaczy już swojej Renatki. A jeśli kiedykolwiek do tego dojdzie, to już nie będzie ta sama dziewczyna co kiedyś.

— Kurwa, Adaś, czy ty zamierzasz…?

— Zamierzam wymierzyć karę adekwatną do winy. A przy okazji sporo zarobimy na takim pokazie. To nie są psie pieniądze, ludzie za krzywdę innych są w stanie zapłacić grube sumy. Będziemy mieć własny, pieprzony red room, w którym zrobimy z ludzi manekiny, a za sznurki będą ciągnąć widzowie przed komputerami. Jasne?

— Okej, wszystko chwytam. Chcesz zemścić się na Renacie, zrobić jej coś złego na wizji i puścić to w dark necie, ale potrzebujesz do tego człowieka. Sorry, Adaś, ja się nie pcham w takie bagno. Zabrałem tę laskę, ale nie licz, że będę ją tykał. Nic mi nie zrobiła, mam gdzieś jej los, ale nie chcę upuszczać jej krwi. To, co robimy w zakładzie, to jednak co innego, bo trupy są martwe, nie? No i my celowo ich nie uśmiercamy, tylko szanowny pan prezesik tuszuje błędy w sztuce. Martwi nie zaprotestują, nie będą krzyczeć. A ona? Umywam ręce. — Podniósł dłonie do góry, jakby na potwierdzenie swoich słów.

— Uspokój się. Najpierw muszę sprawdzić, jaki będzie na to popyt. I ile ludzie będą w stanie zapłacić za to, żeby ktoś wykonał ich polecenie, wbił szpilkę, przeciął skórę nożem, podpalił. Jak laleczkę voodoo. Im surowsza kara, tym więcej pieniędzy.

— Nie chcesz jej zabić, prawda?

— Nie — odpowiedział stanowczo Berner. — Nie jestem mordercą i nigdy nikogo nie skrzywdzę w ten sposób, ale ta sytuacja to co innego.

— Więc kto zajmie się smarkulą? Co z nią teraz?

— Najpierw przeniesiemy ją do pokoju za gabinetem. Natalia nie ma do niego dostępu, bo dobudowałem go, kiedy była w szpitalu. Tam właśnie będzie przebywać Renata. W nim zamkniemy ją na dłużej.

Borys pokiwał głową, choć niewiele z tego rozumiał. Wiedział jednak, że Adam Berner nie odpuści zemsty, nie zapomni o śmierci własnego dziecka i zrobi wszystko, by osoby zamieszane w tę sprawę odpokutowały albo cierpiały jeszcze mocniej.

— Przeniesiemy ją tam — kontynuował. — Jeśli nic nikomu nie powiesz, dobrze zarobisz. W odpowiednim momencie wszystko wyjawię Natalii, ale jeszcze nie teraz, jeszcze wszystko jest za świeże, by mieszać jej w głowie.

— Możesz na mnie liczyć.

— Masz antidotum? — zapytał Berner, na co Borys szybko kiwnął głową i wymacał zabezpieczony płyn w kieszeni kurtki.

Obaj wysiedli z auta i otworzyli bagażnik. W środku — przykryta kocem we wzory — leżała Renata, ubrana w szare spodnie, zdobioną bluzkę i designerski płaszcz w panterkę. Jeszcze czysty i niezużyty. Berner rozejrzał się wokół, choć i tak wiedział, że nikt nie nadjedzie, i skinął na Borysa. Razem ruszyli w kierunku garażu, a stamtąd pod gabinet. W sypialni paliła się jedynie lampka nocna. Natalia od kilku miesięcy zasypiała przy włączonym świetle, bo wciąż dręczyły ją koszmary, ale sen — dzięki tabletkom — miała tak mocny, że równie dobrze mogli przestać się z Borysem skradać, tylko zwyczajnie wnieść dziewczynę.

Berner kopnął drzwi czubkiem buta i weszli do chłodnego, mało przytulnego pomieszczenia, które stanowiło zarówno kącik sypialny, jak i łazienkę. Znalazło się w nim także miejsce dla kilku regałów wypełnionych książkami i różnymi bibelotami. Na pierwszy plan wybijały się jednak ciemne, plastikowe głowy manekinów, które zdobiły zakamarki między książkami. Wszystko wyglądało tak, jakby było to zwyczajne, gościnne pomieszczenie, choć urządzone dość chaotycznie i ukryte przed spojrzeniami obcych. Własna strefa dająca namiastkę prywatności. Ale Berner doskonale wiedział, że to tylko złudzenie.

— Będzie krzyczeć, jak się obudzi — stwierdził i wyjął strzykawkę.

— Nikt jej nie usłyszy, zadbałem o odpowiednie wygłuszenie, a poza tym są tu kamery. Zresztą… będziesz jej codziennie doglądał i poczekasz, aż się obudzi. Natalia praktycznie nie opuszcza pokoju, więc…

— A jak jej to wytłumaczysz? Jak wyjaśnisz smarkuli, za co tutaj siedzi?

— Lepiej, jeśli nie dostanie żadnego wytłumaczenia, to bardziej podziała na jej psychikę. Nieświadomość tego, dlaczego tak się stało i kiedy stąd wyjdzie, sprawi, że będzie się zastanawiać, myśleć, prosić, błagać, aż w końcu wpadnie w marazm, a tacy ludzie są najbardziej podatni na rozkazy.

— Super. A jak wyjdzie, to naśle na nas psy. — Borys potarł intensywnie twarz. — I będzie piekiełko.

— Skąd pomysł, że wyjdzie i że ktokolwiek będzie jej szukał?

— Adaś, no to logiczne. Będą węszyć wszyscy: z tego szpitala, ze szkoły, znajomi, rodzina. Jej babka… Staruszki najbardziej przeżywają takie rzeczy. No i ten chłoptaś, który dzwonił. Swoją drogą, tamten szczyl jest jak góra mięsa, a przy tobie to nawet jak dwie.

Berner uśmiechnął się ironicznie, przysunął bliżej Borysa i ściszył głos, choć w pomieszczeniu byli tylko we dwóch, nie licząc wciąż nieprzytomnej dziewczyny.

— Posłuchaj… Czasem wystarczy wysłać kogoś daleko w świat, kupić mu fałszywy bilet na inny kontynent, załatwić lot, choć w samolocie nie będzie innych pasażerów, użyć z daleka od domu karty kredytowej, a potem powoli, powolutku odcinać go od przeszłości. Nie oddzwaniać, odpisywać jedynie zdawkowe „pozdrawiam” i wysyłać ememesy z pięknymi widoczkami. Sprawimy, że wyjedzie, będzie daleko stąd, gdzieś, gdzie nikt jej nie będzie szukał… Do osiemnastki zostało jej kilka dni, odpowiada za siebie, jest dorosła. Rozumiesz?

Zrozumiał. O nic więcej w tej kwestii nie pytał, cieszył się na kolejne dobrze płatne zlecenie, bo doskonale wiedział, że to on będzie musiał się zająć zaaranżowaniem wyjazdu dziewczyny. U Bernera wszystko było proste i choć Borys nigdy nie zamierzał wplątywać się w niebezpieczny świat, wsiąknął weń na dobre z chwilą podjęcia decyzji o pracy dla Adama. Starał się nie myśleć już, co by było, gdyby nie został zauważony w tamten piątek w kasynie, co by było, gdyby Berner nie wziął go na rozmowę, ale czasem to do niego wracało. Tonąłby w gównie po uszy, sprzątałby po wielkich, grubych i łysych biznesmenach, którzy przegrywali połowę majątku w godzinę, a potem ściskało im zwieracze z żalu do tego stopnia, że przez następną siedzieli w kiblu.

— Jasne, Adaś. — Wyszczerzył zęby w półuśmiechu i oparł się o ścianę. — Jeśli mam poczekać, aż się obudzi, to przydałoby się więcej alkoholu, bo czytać… — wskazał na książki — …raczej nie zamierzam.

— Nie spodziewałem się tego po tobie, zresztą podejrzewam, że niewiele zrozumiałbyś nawet z powieści dla młodzieży. To dla Renatki. Czytanie pozwoli jej trochę odetchnąć, będzie mogła wyobrazić sobie inny świat. Przyniosę ci wodę, a jak obudzisz małą, to dasz jej coś do zjedzenia. A, i jeszcze jedno, Borys… — Stanął w drzwiach i odwrócił się w kierunku siadającego na brzegu łóżka mężczyzny. — Trzymaj łapy przy sobie, to jest dla nas tylko marionetka.

— A popatrzeć można? — Odchylił lekko materiał bluzki dziewczyny i odsłonił pępek, ukazując tkwiący w nim kolczyk. Delikatne, jędrne ciało wywołało w nim napięcie.

— Nie — oznajmił stanowczo Berner i to wystarczyło, by sprowadzić do parteru pobudzonego Borysa.

Nie mógł sprzeciwić się szefowi, choćby ten rzucił mu pod nogi nagą, seksowną tancerkę o proporcjach modelki, która sama domagałaby się dotyku. Wstał więc z łóżka, usadowił się w fotelu i odchylił do tyłu. Mruknął, że jak tylko smarkula się obudzi, to da znać, a teraz poczyta sobie trochę więcej o dark webie.

— Adaś? — zapytał jeszcze.

— No?

— A te ściany to nie mogły być w innym kolorze? No nie wiem, na przykład niebieskie?

— Czarny jest odpowiedni. Nie daje żadnej nadziei — zawyrokował Berner.

Chwilę później drzwi się zamknęły. Pierwszy raz z Renatą w środku.