Mała Ameryka - Marlena Joanna Sychowska - ebook + audiobook

Mała Ameryka ebook i audiobook

Marlena Joanna Sychowska

4,1

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Zakazany romans, kampania wyborcza i skandal, który może zatrząść posadami amerykańskiego Kongresu. W miłości i polityce wszystkie chwyty dozwolone.

Nikt nie przypuszczał, że z pozoru niewinny hashtag wywoła lawinę oskarżeń pod adresem nie tylko popularnego, ubiegającego się o reelekcję gubernatora Trevora Coxa, ale też wielu innych polityków. Trevor i jego współpracownicy muszą ratować wizerunek męża stanu w szczycie kampanii wyborczej, dlatego zwracają się z prośbą o wyemitowanie specjalnego programu o Trevorze w czołowej stacji telewizyjnej.

Tego zadania podejmuje się Lacey Keating — dawna znajoma gubernatora. Kobieta nie spodziewa się, że dawno skrywane uczucia zaprowadzą ją do miejsca, skąd nie ma już odwrotu. A fakt, że Trevor ma żonę, niczego nie ułatwia.

Tymczasem dziennikarze nie odpuszczają. Za wszelką cenę chcą poznać prawdę: kim jest #kochankaLibby i jakie ma znaczenie dla 117. Kongresu Stanów Zjednoczonych Ameryki?

Mała Ameryka to pierwszy tom z serii Lancelot Inn.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 307

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 7 godz. 42 min

Oceny
4,1 (56 ocen)
31
11
6
6
2
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
NataliaZamecka

Nie oderwiesz się od lektury

wyjątkowa.
50
bookshelf_paradise

Nie oderwiesz się od lektury

I’m in love
50
podrugiej_stronie_wyobrazni

Nie oderwiesz się od lektury

cudowna, mroczna i trzymająca w napieciu.
51
gretia

Nie oderwiesz się od lektury

Rewelacyjna, pełna nie spodziewanych zwrotów i zupełnie inna niż wszystkie ostatnio. Z niecierpliwością czekam na drugi tom🥰🥰
40
maniowanie

Nie oderwiesz się od lektury

Znakomita książka. Niebanalny romans, okraszony klimatem politycznym, intrygami i bardzo ciekawą fabułą. Wciąga od pierwszej strony, a po epilogu ma się ochotę na.. więcej i więcej! Z niecierpliwością czekam na tom drugi❤️
40

Popularność




Dla każdej tejdrugiej,

która zbyt długo wierzyła, że będzie tąpierwszą.

#Rozdział 1

Trevor

Liderem się nie bywa, liderem sięjest.

Ja jestemliderem.

Z tym przekonaniem wkraczam do wzbijającego się ponad inne gmachu studia telewizyjnego. Hol wita mnie pozorną ciszą odbijającą się od ścian wyłożonych betonowymi płytami i szklanymi panelami. Napięcie wisi w powietrzu, czuję je każdym skrawkiem swojego ciała. Mijani pracownicy wieczornego wydania, którzy teraz przeciskają się między sobą, spoglądają na mnie z rezerwą, ale na ich twarzach jednocześnie maluje się zainteresowanie. Pytania, które mają zostać mi zadane, niemal leżą na ich ustach. A ja, choć ich nie znam, wiem, czego będą dotyczyć. Nie, nie planują dzisiaj drążyć tematu wiceprezydenta; wystarczająco często się o tym mówi w mediach. Nikogo też już nie interesuje, kto jest kandydatem na nowego speakera. Mój stosunek do ustawy o przeciwdziałaniu terroryzmu? Skomplikowane, ale nie tak istotne. Tego dnia wszyscy chcą wiedzieć, co jest na taśmach, których ujawnieniem grozi grupa hakerów. Kogo nagrywali? Czy ktoś wiedział? Dlaczego rząd wciąż milczy w tejsprawie?

Co mogę im odpowiedzieć? Niewiele. Mimo to z każdego słowa ciągle próbują stworzyć pełne oświadczenie, wymusić przysięgę, że jeśli się czegoś dowiem, to im przekażę. Sam chcę to wiedzieć. By czuć siębezpiecznie.

Charakteryzatorka zaprasza mnie na fotel i zachwyca się włosami.

– Absolutnie fantastyczne! Wie pan, że większość polityków już siwieje? A u pana ani jednego siwego włoska. Fenomen! – wyrzuca z siebie kolejne zdania w pośpiechu i zaczesuje miboki.

Posyłam jej krzywy uśmiech. Zdziwiłaby się, gdybym wyjawił jej, że bardzo dobrze wiem, jak wyglądają włosy moich współpracowników i konkurentów. Mało tego, zdaję sobie sprawę, jak wygląda ich inne owłosienie. Może też nazwałaby tofenomenem.

Uśmiecham się do dziewczyny i wyciągam telefon. Szybki przegląd notatek, kiedy druga z pań matuje mi twarz. Delikatny zapach pudru przyjemnie wpada w nozdrza i przypomina momenty z dala od studia i z dala od budynku Kongresu, ba, nawet nie w domu. Hotelowy pokój, dwa kieliszki i puder. Puder, którym maskuje się tak wiele. Niepożądane wypieki, przypadkową malinkę, bliznę, piegi.

W ciągu nocy zapach się ulatniał, ale nad ranem znów go czułem. Wtedy oznaczałpożegnanie.

– Panie gubernatorze, wchodzimy za dziesięć minut – oznajmia nagle kierownikplanu.

Jest jak duch. Zjawia się niespodziewanie, cicho, wydaje polecenie iznika.

Unoszę rękę, daję mu znać, żezrozumiałem.

– Będzie pan dziś rozmawiał z Debrą Willis – dodaje jeszcze i poprawia słuchawki. – W drugiej części programu seria pytań z SMS-ów. Będą szły nażywo.

Marszczę brwi i odwracam głowę w jego stronę. Nie lubię niespodzianek, nie wtedy, kiedy od nich zależy mójwizerunek.

– Myślałem, że będę rozmawiać z LaceyKeating.

– Nie, nie, nastąpiła zmiana obsady – wyjaśnia kierownik. – Za chwilę po pana przyjdę. Szybkakawa?

– Poproszę.

Cmokam. Lacey Keating jest młodą, może niezbyt doświadczoną, ale przykuwającą uwagę prezenterką. W ciągu ostatnich lat spotkaliśmy się tylko przy kilku wywiadach i spotkaniach, ale liczyłem właśnie na nią; śmieszne, była głównym powodem, dla którego zgodziłem się wystąpić. Potrzebujemy jej. Ja i partia. Potrzeba nam twarzy wzbudzającej zaufanie, kogoś, kto będzie gotowy nam sprzyjać w mediach. Sondaże są jeszcze łaskawe, ale może przyjść dzień, kiedy sięodwrócą.

Starsza pani z bufetu przynosi mi filiżankę kawy, a charakteryzatorka poprawiakołnierzyk.

– Jest pan gotowy, panieCox.

Zawsze jestem gotowy, dziewczyno. Urodziłem sięgotowy.

– Dziękuję.

Gdy sięgam po kolejny łyk, telefon wibruje mi w drugiej ręce. Spoglądam na ekran i wzdycham. To już dziesiąta wiadomość od szefa sztabu w ciągu ostatniej godziny; wciąż podsyła mi proponowane odpowiedzi i porady. Jednak gdy odczytuję tę, dłoń drży i omal nie rozlewamkawy.

Uważaj. ONA. Zajmę się tym. Improwizuj. SprawdźTweeta.

Nie zdążam się zalogować do aplikacji, bo wraca kierownik planu i każe mi iść ze sobą. W biegu przeglądam Twittera, kiedy przechodzimy korytarzem, i pierwsze, co sprawdzam, to oznaczenia. Nic podejrzanego. Nic. Doczasu.

#kochankaLibby

Teraz rozumiem twarze mijanych przeze mnie osób. Przeklinam pod nosem. Cicho, ale soczyście. Pierwsza poprawka za chwilę zrobi ze mnie tani cyrk dla widzów telewizjikablowej.

Wchodzimy do rozświetlonego pomieszczenia. Na podwyższeniu ustawiono dwa skórzane fotele i stolik. Wkomponowany za nimi green screen wygląda nieprzyjaźnie; nie lubię nie wiedzieć, co się będzie za mną wyświetlało. Rozglądam się nerwowo. Cztery zestawy lamp HMI stoją bezpośrednio przy centralnej części studia, gotowe do działania. Wiem, że włączają je jako ostatnie, niemal równo z chwilą, gdy kamera robi najazd i zaczyna się emisja. Technicy ciągną kable, reporterzy przynoszą notatki. Panuje tu ścisk, bo wnętrze studia programu jest niewielkie i duszne. A może to dlatego, że czuję się skołowany i brakuje mi tchu? Ściany zacieśniają się dookoła mnie, przybliżają, zaraz mniezgniotą.

Ktoś zakłada mi mikrofon i zimna ręka dotykająca mnie po plecach sprawia, że wraca mitrzeźwość.

– Proszę się przedstawić, sprawdzę ustawienia dźwięku – prosi człowiek z obsługitechnicznej.

– TrevorCox.

– Świetnie. Półminuty.

Chowam telefon do kieszeni. Debra Willis, jedna z czołowych prezenterek telewizyjnych, siada już w fotelu, zakłada nogę na nogę i chowa kosmyk włosów za uchem. Studio przepełnia się słodkim zapachem jej perfum, który dusi mnie jeszcze bardziej. Rozluźniam krawat; nie powinienem, ale inaczej zsunę się zsiedziska.

– Trzy, dwa, jeden… Lecimy!

Rozbłysk światła prosto na moją twarz poraża mnie w jednej sekundzie. Przypominam ćmę, która momentalnie spala się na rozjarzonej żarówce. Prezenterka za to jest już zaprawiona w boju, więc od razu przemawia dokamery:

– Dobry wieczór państwu, Debra Willis, „Rozmowy Nocą” w WTN. Dzisiaj w naszym studiu gościmy obecnego gubernatora stanu Wirginia, a jak sondaże pokazują, może i gubernatora drugiej kadencji, Trevora Coxa! Panie gubernatorze –zwraca się do mnie z przyklejonym uśmiechem – jak się pan czuje z myślą, że ma pan szansę zostać pierwszym gubernatorem w swoim stanie, który zdobędzie to stanowisko dzięki reelekcji?1

– Zmiana konstytucji stanowej była wieloletnim procesem, którego podjęli się również poprzedni gubernatorowie. Cieszę się, że moja administracja zakończyła te zmiany. Jeśli uda mi się wygrać, będzie to oznaczało, że naprawdę tegopotrzebowaliśmy.

– Ma pan ogromne wsparcie wśród szefów swojej partii. Czy zobaczymy się z panem za kilka dni na kongresie Partii Republikańskiej, czy będzie pan pochłonięty kampaniąwyborczą?

Staram się nie mrużyć oczu, ale łuna z reflektora jest zbyt jasna, jakby ktoś celowo chciał torturować mnie światłem. W dalszej części studia panuje ciemność. Jedyne, co dostrzegam, to kolorowe kontrolki przy kamerach i urządzeniach z reżyserki. Gdybym faktycznie szukał wzrokiem Lacey, nie dostrzegłbymjej.

O ile w ogóle tujest.

Odzyskuję przytomność umysłu. To nie czas na myślenie oniej.

– Oczywiście, że moja obecność na kongresie jest niepodważalna. Kierunek, w którym zmierzają republikanie, jest jednolity z moim programemwyborczym.

– Czyli mam rozumieć, że popiera pan dążenie do zwiększenia swobód dostępu dobroni?

Nie waham się z odpowiedzią. Tego już mnienauczono.

– Wierzymy, że mamy prawo do obrony naszych domów, i druga poprawka nam to prawo gwarantuje. Nie mogę jednak przejść obojętnie wobec protestów obywateli, szczególnie że z danych, jakie posiadam, część republikanów jest zgodna z demokratami, że broń nie zawsze jest dobrymrozwiązaniem.

Kolejne pytania krążą wokół dobrze znanych tematów: medialnych, warunkujących mi dobrą pozycję w sondażach. Rozluźniam się i pozwalam, aby entuzjazm przemówił za mnie. Może jednak nikt nie zauważył tego hashtagu. Oddycham z ulgą i zaczynam sądzić, że Lacey Keating unika mnie nie dlatego, że dzisiaj coś ma się wydarzyć i nie chce być tego częścią, ale po prostu nie zamierza siedzieć tu naprzeciwko i pojedynkować się ze mną na słowa, udawać, że jesteśmy jedynie dwoma stronami tejdebaty.

W przerwie do studia wchodzi producent, by przedstawić mi drugą część programu. Miła dziewczyna uzupełnia dzbanek z wodą. Wreszcie kamera znów najeżdża na mnie iDebrę.

SMS-y od widzów są różne, niektóre zabawne, niektóre poruszają trudne sprawy. Uśmiecham się do kamery, żartuję. W myślach dziękuję już szefowi sztabu, że zdążył wszystko zatuszować, nim karuzela poszła wruch.

Kolejny SMS dotyczy pogróżek hakerów. Odpowiadam, co o nich sądzę, ale Debra nagle przerywa mojąwypowiedź:

– Panie gubernatorze, skoro jesteśmy przy temacie tych dziwnych nagrań, o których możemy czytać w sieci, niech nam pan powie, czy to możliwe, że na jednym z nich jest pan i pana kochanka, która ujawniła się dzisiaj po południu na jednym z forów jako użytkowniczkaLibby1504?

Staram się zachować zimną krew. Prostuję się na fotelu, naciągam poły marynarki. Przekręcam lekko głowę; tak jakbym chciał powiedzieć teraz dowcip. Próbuję posłać uśmiech, ale mam wrażenie, że twarz miskamieniała.

– Pani Willis – zaczynam powoli. Biorę wdech. – Internet daje nam wszystkim ogromne możliwości. W każdej chwili możemy zalogować się do kolejnej aplikacji społecznościowej i udawać, kogo tylko chcemy. Użytkowniczka Libby1504 jest mi zupełnie nieznanąosobą.

Stróżka potu wpływa mi zakołnierzyk.

– Więc wypiera się pan, jakoby miał panromans?

– Zdaje się, że rozmowy o moim życiu intymnym nie powinny mieć tu miejsca – rzucam, ale zaraz żałuję. Takim zdaniem jedynie podaję im amunicję. – Proszę mi wybaczyć, ale jestem szanującym się politykiem, mężczyzną, a przede wszystkim mężem. Wartości rodzinne są mi bardzo bliskie i cenne. W życiu nie dopuściłbym czegoś, co mogłoby sprzeniewierzyć poglądy moje i moichwyborców.

Nie, teraz nie mogę spanikować. Kiedy jest się zwykłym mężem i zostaje się przyłapanym na zdradzie, odpowiedzialność za to ponosi jedynie mężczyzna. Kiedy jest się gubernatorem, zdrada to również problem Kongresu. Amerykanie nie chcą na stanowiskach ludzi podobnych do nich, tak samo słabych i rozpustnych, mogących zostać przyłapanymi z rękami w majtkach kobiet, które nie są ich żonami. Albo są żonami ich kolegów. To ta chwila, kiedy ja mam stać na straży cnót i potępiać podobnewystępki.

Potęga mojej władzy i możliwości polega na tym, że naród wierzy, że jestemkrystaliczny.

– Zatem – dziennikarka zerka do leżących przed nią notatek – opis odbytych spotkań, które użytkowniczka Libby1504 zamieściła dzisiaj na swoim blogu, włącznie z informacją, że posiada pan bliznę na wewnętrznej stronie prawego uda, tofałsz?

Próbuję obrócić to wżart:

– Może ta użytkowniczka jest początkującą autorką romansów i opisuje fikcjęliteracką?

Mój szef sztabu zdzieli mnie po twarzy, gdy zjawię się wbiurze.

– Panie gubernatorze, pan pozwoli, że zacytuję: „Spotykaliśmy się przynajmniej raz w tygodniu, zawsze w tym samym hotelu. Spędzaliśmy ze sobą noc, a rano wychodził na śniadanie z żoną. Nasz związek trwał rok i zakończył się chwilę przed tym, jak ogłosił, że będzie ubiegał się o reelekcję. Bywałam również na kilku jego bankietach. Przysyłał mi sukienkę i ochroniarza. Otrzymywałam plakietkę pracownika wewnętrznego”. Proszę państwa, na ekranach właśnie widzimy zdjęcie plakietki, która leży na czarnym, połyskliwym materiale, co jako kobieta mogę wnioskować, że jest jedną z otrzymanych sukienek. Panie gubernatorze, możekomentarz?

Zwilżam dolną wargę językiem. Nie wolno mi teraz zrobić żadnego gwałtownego ruchu. Pilnuję mimiki, staram się nie poruszyć dłońmi, chociaż palce aż palą ze zdenerwowania. Nawet mój idealny garnitur nie ukryje, jeśli zacznę siętrząść.

– WTN zawsze słynęło z rzetelnych informacji, jestem zadziwiony, że karmią teraz państwo naszych widzów takimi fakenewsami…

– Panie gubernatorze – przerywa mi Debra ponownie i odsuwa notatki. – Nasze dwa potwierdzone źródła podają, że istotnie jest hotel, w którym widziano pana regularnie, i że nawiązywał pan kontakty z młodą kobietą, która według pana administracji posługiwała się służbową przepustką w czasie oficjalnych przyjęć, chociaż nikt nie kojarzy, by faktycznie była pracownikiembiura.

Przez całe ciało przelewa się fala złości, której nie mogę pozwolić wypłynąć. Zmuszam się do tego, by nie ruszyć nawet palcami dłoni, choć ich reakcja jest niemalnatychmiastowa.

– Nie wiem, jakie źródła ma pani na myśli, ale proszę wiedzieć, że tak tego nie zostawię. Jest pani skończona, pani Willis, a ja składam oficjalnie oświadczenie, że nic nie łączyło mnie ani z użytkowniczką forum, ani z żadną inną kobietą niebędącą moją żoną. – Przestaję już ukrywać zniecierpliwienie. – A teraz chętnie odpowiem na pytania innych widzów, o ile nie będą one dotyczyć domniemanegoromansu.

***

Nie wiem, jak udaje mi się przetrwać resztę programu, ale gdy się kończy, nie poświęcam ani jednej minuty więcej na to, by pozostać w studiu. Czuję na sobie spojrzenia reporterów i techników; może któryś z nich chciałby teraz coś powiedzieć w imieniu stacji telewizyjnej, jednak chyba przeczuwają, że to zły pomysł, i pozwalają mi odejść. Oddaję więc wszystkie przyrządy i kable, po czym wychodzę. Powoli, nie oglądając się za siebie. Nie pozwalam im triumfować, myśleć, że dziś pokonali Trevora Coxa. Z zewnątrz jestem opanowany, ale najchętniej rozniósłbym ten budynek w proch. Kiedy zatrzymuję się przy windzie, wciskam guzik i nieco dziecinie, z irytacją, kopię w blachę osłaniającą framugę. Tępy huk roznosi się po szerokim korytarzu, gdzie prócz mnie nikogo nie ma. Przez chwilę mogę zedrzeć z siebie maskę pozornego spokoju, nie kryć się z tym, że chyba przeżyłem zawał; zawał bliski politycznejśmierci.

– TrevorCox!

Lacey Keating. Jednak była tu cały czas. A ja w korytarzu nie jestem jużsam.

Zaciskam pięść wewnątrz kieszeni spodni. Mogłem się spodziewać, że nie odpuściła. Kiedy zrezygnowała z wywiadu, zrobiła unik, ale nie potrafiła się powstrzymać przed obejrzeniem mojejporażki.

Kurwa, ona wiedziała owszystkim.

– Nie udzielę ci komentarza. – Obracam się powoli. – Chyba zresztą nie jest ci potrzebny, skoro wycofałaś się z wywiadu. – Patrzę, jak dziewczyna ściska sobie kark oburącz. – Dlaczego?

Potrząsa głową i przez chwilę nie odpowiada. Jasne kosmyki włosów wypadają z luźnego koka wprost na ramiona, a do mnie dociera, że gdy ostatni raz stałem naprzeciw niej, była brunetką. Podoba mi się ta zmiana. A ciemnozielona sukienka o dopasowanym kroju podkreśla to, co zapamiętałem: że Lacey ma bardzo ładnąfigurę.

– Daj spokój, nie masz pojęcia, co tu się działo. – Rozgląda się, staje z mojej drugiej strony i zbliża się, by dokończyć szeptem: – Liam dostał cynk o tym hashtagu i zapalił się, że musimy to dzisiaj poruszyć. Nie chciałam. Naprawdę, Trevor, uwierz mi. Pogrążyć cię to ostatnie, co chciałabym zrobić z premedytacją lubbez.

– Dlatego wolałaś się wykpić i rzucić mnie na pożarcie koleżance? – stwierdzam z pogardą, gdy przestaję analizować, jakwydoroślała.

Łapię się na tym, że zbyt długo się jej przyglądam. Pewnie łatwo wyczytać teraz emocje z mojej twarzy. Sięgam do kieszeni spodni i wyciągam telefon, by zakryć nim zakłopotanie, bo w rzeczywistości wcale nie jestem aż tak wściekły na Lacey. Zirytowany, owszem, ale nie wściekły. Jednak chcę, by tak myślała, by poczuła się terazwinna.

Najwyraźniej działa, bo chrząkaniepewnie.

– To nietak.

– Mogłaś chociaż do mnie zadzwonić i powiedzieć, że szykują mi dzisiaj rzeźniewiniątek.

Lacey mruży oczy i cofa się o krok. Stuknięcie obcasa roznosi się po pustym korytarzu i przypomina coś, czego powinienem sięwstydzić.

– Zadzwonić? – parska po chwili, gdy odzyskuje rezon, a jej ton staje się opryskliwy. – Nie jestem już studentką, by biegać na twoje posyłki, panie gubernatorze. Poza tym nawet nie mam twojegonumeru.

Pocieram usta dłonią, nie chcę, by dostrzegła uśmieszek, który właśnie się na nich pojawił. Dawniej była mniej… wyszczekana.

– Będę musiał zrobić coś z tym bagnem, Lacey.

Oboje teraz patrzymy na rozsuwające się drzwi windy. Wiem, że doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że na wizji spuszczono bombę, że Amerykanie nie wybaczą ani mnie, że mogłem ich okłamywać, ani Debrze, gdy udowodnię, że zaczęła walkę z nieodpowiedniąosobą.

– Przykro mi. – Spuszcza wzrok, jednocześnie poprawiając spięte włosy. – Ta sprawa z kochanką pewnie będzie kosztować cię karierę i… małżeństwo.

Łapię jej wzrok, bada mnie. Nie przyszło mi do głowy, żeby przejmować się opinią żony, bo właściwie nie powinno mieć to dla niejznaczenia.

– Nie martwię się o Anne. – Przytrzymuję drzwi windy. – Ona wie, że to pomówienie. Ale martwię się o moich wyborców, i na to będę musiał teraz coś zaradzić. Muszę stąd iść, Lacey. Pozdrówojca.

– Trevor, czekaj…

– Lacey, jestem zmęczony – przerywam jej, a ona się czerwieni pod wpływem mojego gniewnego spojrzenia. – Mam serdecznie dość na dzisiaj. Chcesz coś powiedzieć? Możesz przeprosić za to, że mnie wystawiłaś. A jeśli to coś innego, to teraz sobie daruj, na litośćboską.

Kiedy skrzydła windy się zasuwają, Lacey Keating stoi wmiejscu.

1W rzeczywistości konstytucja stanu Wirginia zabrania ubiegania się o reelekcję. Można jednak ubiegać się drugi raz o urząd w kolejnychwyborach.

#Rozdział 2

Lacey

Newsroom programów wieczornych tonie w półmroku, odkąd wyłączono reżyserkę po dzisiejszej emisji. Tylko kilku reporterów wpatruje się w przyciemnione ekrany monitorów. Mają już znudzony, zmęczony wzrok, ale ich palce czujnie spoczywają na przyciskach myszki, by w każdej chwili uruchomić wezwanie dla reszty zespołu. Z przeszklonego gabinetu Liama widzę większość pomieszczenia, a cichnący w tle szmer pracujących komputerów, z początku irytujący, mimo przyspieszonego bicia mojego serca teraz lekko mnieusypia.

Spotkanie z Trevorem było czymś, czego powinnam unikać; zdawałam sobie z tego sprawę, mimo to nie umiałam sobie odmówić. Musiałam zobaczyć jego twarz, wyczytać to z niej. Czy naprawdę te okropne doniesienia są prawdą? Jak mogłam przez lata się niedomyślić?

– Nie wiedziałem, że znasz gubernatora Coxa. – Liam nagle wyrywa mnie z krótkiego otępienia. – Widziałem was przywindzie.

Wysoki mężczyzna opiera się o biurko i pociąga spory łyk butelkowanego piwa. Program Debry z Trevorem skończył się godzinę temu, a my przenieśliśmy się do biura Liama; uważamy to za tradycję, taki czas, by wchłaniać energię pochodzącą z budynku stacji, ale upewniamy się, czy nie wywołaliśmy wojny. Oskarżenie gubernatora stanu Wirginia o romans na pewno mogłoby się do takiejprzyczynić.

Zsuwam ze stóp pantofle i układam nogi na kanapie. Staram się zachowywać naturalnie. Liam zna mnie lepiej niż pozostali pracownicy, niż nasz wydawca, niż każdy, kto widział mnie pozapracą.

– To znajomy z dawnych lat – odpowiadam i macham niechętnie ręką. – Mój ojciec był doradcą w biurzekongresmena.

– Przed pierwsząkadencją?

– Tak. – Gniotę barki i przymykam oczy. Nie lubię się przyznawać do tego, że Trevora znam lepiej, niż powinnam. A może… wcale go nie znam. – Teraz pracuje w biurze gubernatora. Czasem się spotykają, ale ja staram się go unikać. Nie wypada, bym miała z nim zażyłe stosunki, kiedy pracuję dlaWTN.

Nie widzę tego, ale po dźwiękach rozpoznaję, że Liam sięga po metalową podkładkę i odstawia na nią piwo. Nie musiałabym nawet słyszeć tego trzasku; to zwyczaj silniejszy od wszystkiego. Otwieramoczy.

– Mogłaś powiedzieć, że masz łatwy dostęp do biura gubernatora Wirginii. Przyspieszyłabyś swojąkarierę.

Mój ojciec uważa podobnie i często mi to powtarza. Chyba dlatego kontaktu z nim równieżunikam.

Niemniej Liam ma teraz rację. W dobie Internetu, Twittera, Instagrama i całej reszty mediów społecznościowych nawet wydania programów informacyjnych nadających całodobowo powoli tracą na znaczeniu. Dostęp do newsów w czasie rzeczywistym stał się domeną influencerów. Blondynka na TikToku potrafi donieść o ważnych wydarzeniach przed nami tylko dlatego, że przypadkiem kupowała waniliowe latte w tej samej chwili i w tym samym miejscu, w którym właśnie coś się działo. Gdybym pozwoliła Liamowi korzystać z mojego źródła, miałby chociaż cień szansy, że to właśnie ktoś z naszych reporterów kupi tolatte.

Ale toniebezpieczne.

– Nie mam łatwego dostępu. – Posuwam się na kanapie i prostuję plecy. – Nie będę wykorzystywać rodzinnych koneksji, żeby zdobyć dla ciebie lepsze materiały. Ty masz od tego ludzi, a ja mam prowadzić wywiady na podstawie tego, co twoi ludzieznajdą.

– Ale z dzisiejszego wywiadu się wycofałaś – przypomina producent i podchodzi bliżej. Pachnie piwem i rozmarynem. – Nie chciałaś być tą, która wbije sztylet w plecy kogośbliskiego.

Na jego usta wstępuje coś w rodzaju chłodnego uśmiechu. Nie podoba mi się to, więc uciekam od jego przeszywającego spojrzenia, by nie dać się przyszpilić. Wystarczy, że poczułam gniewTrevora.

Liam rzadko kiedy jest zdolny dać mi do zrozumienia, że czymś go zawiodłam. Głównie dlatego, że ja go nigdy nie zawodzę. A jeśli nawet, to jak każdy dobry szef nie daje tego po sobie poznać. Mimo to czuję, że tam w głębi siebie czasem jest na krawędzi; dzisiejsze wydanie mogło go zaprowadzić na skraj burzy w jego głowie. Z jednej strony marzy o tym, by robić dobry program, z drugiej – chceshow.

Debra podarowała mu dzisiaj show w bezczelny sposób, taki, który spełnił jegozachcianki.

– Po prostu nie byłam do tego odpowiednią osobą, a Debra poradziła sobie świetnie. Zgodnie z twoimi oczekiwaniami, prawda? – ucinam i spuszczam nogi. – Powinnam wracać do domu, raczej nic się już niewydarzy.

Zamierzam wstać, ale Liam przytrzymuje mnie za bark. Nasze spojrzenia się krzyżują i przez chwilę toczymy dziwną walkę, jakby on szukał w moich oczach wyjaśnienia, którego nie chcę mu dać. To był idiotyczny pomysł, żeby dzisiaj w ogóle zostać w telewizji. Katastrofa wisiała w powietrzu od chwili, gdy powiedziałam, że nie poprowadzę tego wywiadu, a każda kolejna minuta nieuchronnie przybliżała nas do tejrozmowy.

W moich wyobrażeniach mogła się nawet skończyć składaniem wniosku w biurze dlabezrobotnych.

– Lacey, posłuchaj. – Wzdycha. Czuję, jak się spina. – Nie możesz przede mną ukrywać takich rzeczy. Jeśli z kimś łączy cię jakakolwiek relacja, muszę to wiedzieć. Jestem twoim producentem, nie mogę cię narażać potem na pomówienia. Skoro się przyjaźnicie, to się cieszę, że byłaś na tyle mądra, by oddać tę rozmowę, ale powinienem znać prawdziwy powód. A teraz… zapytam o coś. I powiedz miprawdę.

Głos zamiera mi w krtani, kiedy chcę mu odpowiedzieć. Z trudem z siebie wyduszam przytaknięcie, by potwierdzić, że uważniesłucham:

– Tak?

Piknięcie w newsroomie na moment odwraca naszą uwagę. Spoglądamy jednocześnie w kierunku reporterów, którzy zelektryzowani komunikatem zaczynają gromadzić się wokół komputera jednego z nich. Ten siedzący najbliżej ekranu jeszcze nie daje nam żadnego znaku i przez moment trwamy w dziwnymzawieszeniu.

– Wiesz, kim jest kochanka gubernatora? – Liam wykorzystuje tę chwilę i szepcze mi pytanie doucha.

Zaprzeczam ruchemgłowy.

– Nigdy bym nawet nie pomyślała, że byłby skłonny taką mieć – dodaję i przygryzamwargę.

Ciężar tego kłamstwa jest tak samo bolesny jak ciężar dłoni producenta. Przykładam palce do ust, by nie zdążyły przypomnieć mi tych kilku minut sprzed kilku lat. Już mnie tak nie pieką, jakwtedy.

Kolejne piknięcie i teraz młody dziennikarz wstaje gwałtownie, a jego krzesło odjeżdża prawie pół metra od biurka. To sygnał dla nas. Niemal w tej samej chwili rozdzwania się telefon Liama. Teraz już wiem, że wojna właśnie sięrozpoczęła.

Mężczyzna odbiera połączenie, a ja szybko wkładam buty i na drżących nogach wychodzę do newsroomu. Wszyscy już patrzą na duży ekran wiszący nad drzwiami, gdzie paski z wiadomościami zmieniają kolory: jedne z żółtego na pomarańczowy, kolejne na czerwony. Mimowolnie staję na palcach i wyciągam szyję, by przyjrzeć się migotliwymleadom.

Ten największy odczytuję równo z głosem Liama, który zjawia się za moimiplecami.

– Wiceprezydent jest wszpitalu.

Uderzam wierzchem dłoni o drugą dłoń i splatam ją palcami.

– Świetnie, zostaję w biurze. Mary! – wołam do dziewczyny, która zbliża się do mnie już z kubkiem kawy. – Potrzebuję nowej koszuli. Poproś stylistkę, by była gotowa. Na wizję wchodzę za…? – Rzucam pytające spojrzenie naproducenta.

Liam nie potrzebujeponaglenia.

– Za pięć minut. Zaraz zdejmiemy Charliego. Wysyłam Caroline do Białego Domu, dam ci znać, jak będziemy gotowi zpołączeniem.

Przeczesuję włosy palcami i czuję, jak wraca mi energia. Tak, żyjemy od alarmu do alarmu. Te piknięcia wyznaczają rytm bicia naszych serc i pozwalają mi odzyskać rezon, który straciłam, kiedy wyszłam złapać Trevora, a on mnie zwyczajnie… zbeształ.

No cóż, budynek znów zadziałał. Jesteśmy doładowani, energia w nas pulsuje. Urodziliśmy się dla właśnie takichmomentów.

– Krew w kolorze LED-ów. – Liam niemal czyta mi w myślach. – Lacey, twojemu przyjacielowi sięposzczęściło.

Sięgam po kawę i upijam łyk. Nie maskuję zadowolenia, bo właściwie nie wiem, czy powinnam i czy chcę się z tego cieszyć. Jedyną radość sprawia mi wyłącznie to, że zorientowałam się w tym „szczęściu”, kiedy odczytałam treść wiadomości z agencji. Wypowiedzenie tego na głos daje mi odrobinęsatysfakcji.

– Rano hashtag kochanka Libby będzie już tylko memem – kończę za niego. – Nikt nie będzie o tymmówił.

***

Całą noc spędzamy na wizji i rano nie wiem, jak się nazywam. Znam za to wszystkie parametry życiowe wiceprezydenta i wiem, że nie grozi mu nic prócz tego, co przeciętnemu Amerykaninowi – problemy z ciśnieniem i otyłość. Atmosfera w studiu jednak jest napięta, a reporterzy zaczynają snuć domysły. Twitter płonie od wpisów wiążących występ Trevora u Debry i sprawę wiceprezydenta jako próbę zatuszowania skandalu. I mnie przeszło to przez głowę, chociaż nie umiem zrozumieć, dlaczego akurat Biały Dom podjął się wyciszenia tematu; w końcu demokraci chętnie skorzystaliby z moralnego upadku republikanina. Nawet Liam nie może przeboleć, że zdjęliśmy z anteny temat gubernatora dla newsa, który był mydleniem oczu, i kiedy WTN zaczęło program poranny, sam postanowił wybrać się na rozmowę do dyrektoraprogramowego.

Niezdążył.

Emmanuel Bauer wpada do naszego newsroomu z prędkością błyskawicy, a szklane drzwi ledwo trzymają się w zawiasach. To starszy, ale krzepki mężczyzna, wzrostem przewyższający chyba wszystkich w całym budynku, zatem szyba cudem nie pęka pod jegonaporem.

– Co wyście najlepszego wczoraj zrobili? – ryczy wściekle. Gdy widzi Liama, napiera na niego z całych sił i nie mam pojęcia, co go powstrzymuje w ostatniej chwili, bo wygląda, jakby chciał przewrócić producenta. – Czemu, kurwa, nie wiedziałem, że szykujesz stryczek dlaCoxa?

Liam unosi rękę i przywołuje mnie do siebie, po czym odsuwa się od dyrektora na bezpiecznią odległość i spokojnieodpowiada:

– Nie będziemy kłócić się przy pracownikach, idziemy domnie.

– A Lacey to nie pracownik? – Bauer nie schodzi z tonu, a ja zastanawiam się, czy tak naprawdę to mnie się oberwie za program, który prowadziłaDebra.

Nerwowo przestępuję z nogi na nogę, ale trzymam wysoko zadarty podbródek. Nie chcę wyglądać naspłoszoną.

– Lacey to mój świadek na wypadek, gdyby doszło do rękoczynów. Poza tym mam śniadanie w gabinecie. Nie wiem jak ty, Em, ale my nie mieliśmy jeszcze niczego wustach.

Dyrektor łapie się za głowę, ale mimo zdenerwowania, na jego twarz wspina się słabyuśmiech.

– Nie myśl, że croissanty zmienią twoją sytuację. – Grozipalcem.

Wchodzimy do gabinetu Liama odprowadzani wzrokiem reporterów – gdy zamkną się za nami drzwi, zaczną stawiać zakłady, kto straciposadę.

Producent nie kłamał; podczas mojego ostatniego wejścia do jego biura przyniesiono cateringowe półmiski z potrawami śniadaniowymi. Trójkątne kanapki, spięte wykałaczkami, natychmiast pobudzają mi ślinianki i nie mogę się im oprzeć. Chwytam jedną w biegu; szynka muśnięta dressingiem, krucha sałata i gruby plaster pomidora są wszystkim, o czym marzyłam już od czwartej nadranem.

Producent siada za biurkiem, Bauer odpina guziki marynarki i mości się w fotelu naprzeciw, a mnie zostaje kanapa. Komfortowa strefa bezpiecznego uniku. BędęSzwajcarią.

– Czyj to był pomysł? – Dyrektor natychmiast przechodzi do interesującego gotematu.

Przygląda się tacom i sięga po owsianą muffinkę, po czym nalewa sobie czarnejkawy.

– Mój – odpowiada Liam, gdy rozmówca postawił wszystko na jego biurku, i splata dłonie w koszyk. – Dostaliśmy screeny z tego forum, a nasz technik wszystko sprawdził. – Przesuwa monitor ekranem do nas i klika na ikonkę na pulpicie. Otwiera się folder z kilkoma plikami graficznymi. – Na jednym ze zdjęć z hotelu widać z okna fragment budynku. Ktoś – chrząka – bywał w tym hotelu i wie, że to Lancelot Inn. Potwierdziliśmy tam tę plotkę, a później skontaktowaliśmy się z biurem gubernatora, gdzie, nieoficjalnie, uzyskaliśmy drugie źródło informacji oromansie…

– Liam, cholera jasna! – Bauer się niecierpliwi. Jest już czerwony na twarzy. – Gówno mnie obchodzi, czy Trevor Cox miał romans, czy nie. Nie będziesz atakował gości na antenie bez mojejwiedzy!

– To nie był atak – tłumaczy Liam, ale widzę, że traci pewność siebie. – To był obywatelskiakt…

– Zrobiłeś z niego pieprzoną Marię Antoninę! – wybucha znowu Emmanuel i strzepuje okruszki babeczki. – Naostrzyłeś gilotynę, a z Debry zrobiłeś kata! Ściąłeś mułeb!

Parskam i szybko zasłaniam usta dłonią, by nie wypluć przypadkiem kanapki. Sytuacja wygląda na krytyczną, ale wyobrażenie sobie zakrwawionej głowy Trevora przez chwilę mnie bawi. Krótkąchwilę.

Przełykam ostatni kęs i koncentruję się na dzbanku z kawą, ale zbyt długa cisza w gabinecie uświadamia mi, że najdrobniejszy ruch może wywołać falę wściekłości. Rozpuszczam więc jedynie włosy, przeczesuję je palcami i udaję, że nie próbuję ziewać. Zmęczenie zaczyna pochłaniać całe moje ciało i muszę się pilnować, by nie otępiło mi umysłu.

– Zrobiłem to, co uważałem za stosowne w tak niemoralnej sytuacji. Każdy dziennikarz na moimmiejscu…

– …zapytałby się swojego dyrektora programowego, czy może urwać jaja całej stacji! – ryczydyrektor.

Nawet ja teraz czuję sięzdenerwowana.

– Nie rozumiem – bąka zmieszanyLiam.

– Wiesz, kto jest największym darczyńcą kampanii Coxa? Capital Group Companies. Kojarzysz tęnazwę?

Ja tak. I Liam też, przynajmniej do takiego dochodzę wniosku, kiedy widzę, jak blednie. Jest gotowy wyciągnąć białą flagę i pomachać nią przed oczamiBauera.

Szum klimatyzacji staje się nieznośny, a poziom adrenaliny w mojej krwi podniósł się na tyle wysoko, że nie odczuwam już potrzeby wypiciakawy.

– Czyli kojarzysz. – Dyrektor poprawia się w fotelu. – Czyli wiesz, że to jednocześnie największy udziałowiec WTN. Że ta kupa kasy, która zasila mój i twój portfel, ta kupa kasy, która pozwala nam robić całkiem dobre programy, to kasa Capital Group Companies. A oni nie są zadowoleni z tego, że stacja, której są pieprzoną matką chrzestną i dobrym wujkiem w jednym, właśnie zabawiła się ich kosztem, napuszczając na ich gubernatora całe Stany Zjednoczone. A przynajmniej mieszkańców Wirginii, bo ich to najbardziej w tej chwili obchodzi! Może zapomniałeś, że choć konstytucja gwarantuje nam wolność słowa, to jednocześnie trzyma nas w garści kilku facetów w garniturach, którzy mieli więcej oleju w głowie niż my, bo zrobili interesy życia2.

Zapada cisza, ale głos Bauera wciąż huczy w mojej głowie. Mam wrażenie, że nawet wazon jeszcze drży. Taka wpadka może kosztować Liama zbyt wiele i on to rozumie, bo drżącą ręką sięga po pudełko papierosów. Zanim wyciągnie jednego, na podłogę spadną mutrzy.

– Stary, ja…

– Chciałeś zabłysnąć, hę? – Dyrektor naciąga mankiet rękawa koszuli i wypuszcza ze świstem powietrze. – Nie wyszło. Domagali się twojej głowy na srebrnej tacy. Ale wiesz, co im powiedziałem? Że to naprawisz. Że weźmiesz ją – wskazuje nagle na mnie – i zrobicie takie czary mary, że Trevor Cox będzie czyściutki jakłza.

Twarz Liama zastyga w grymasie bólu. Już nawet nie próbuje odpalić tego papierosa. Z założenia nie palił nigdy. Ale kiedy traci grunt pod nogami, puszczenie dymka chyba pozwala mu opanować kotłujące się w głowiemyśli.

Gdy nie odpowiada przez dłuższą chwilę, sama odzywam się doBauera:

– Jak mamy tegodokonać?

– Nie wiem, wymyślcie coś – burczy. – Zróbcie serię programów specjalnych. Może ekskluzywny wywiad na wyłączność? Widzowie je uwielbiają. Oczywiście, jeśli wjakim-kolwiek wydaniu będzie poruszany temat Coxa, Debra nie wchodzi na antenę. Będzie się źlekojarzyć.

Uśmiecham się kpiąco, bo układam sobie w głowie już wszystko. To ja będę musiała rozmawiać z Trevorem i studzić emocje po skandalu, wykorzystać naszą znajomość, choć właśnie tego nigdy nie chciałam robić. Może mój wyraz twarzy jest mniej zadręczony niż Liama, ale również nie jestemzachwycona.

– Powinniśmy to omówić z jego sztabem wyborczym – proponuję spokojnie. – Może już pracują nad strategią i nasz ekskluzywny wywiad nie leży w ichinteresie?

– Może nie wyraziłem się jasno – odpiera Emmanuel, siląc się na łagodność. – Nie ma o czym dyskutować, Keating. Nasza stacja pogrążyła Trevora Coxa i jego notowania spadły o pięć punktów. Oczywiście sprawa z wiceprezydentem nieco zatuszowała wczorajszą rzeź na antenie, ale internet niczego nie zapomina. Wy dwoje – pokazuje na wciąż analizującego coś w głowie Liama – macie zdementować plotki oromansie.

Ta prośba jest niczym zawoalowana groźba, której nie sposób się nie domyślić. Kręcę z niedowierzaniem głową. Medialne imperium, którego jesteśmy częścią ma się ukorzyć przed jednym człowiekiem, któremu zawróciła w głowie krótka spódniczka? Zakładam nogę na nogę, opieram łokieć o kolano i spokojnie śledząc Emmanuela, pytam w taki sposób, aby sam dyrektor programowy poczuł śmieszność tegozadania:

– A co, jeśli naprawdę miałromans?

Prycha w odpowiedzi. Wstaje i góruje teraz nade mną swoją potężną sylwetką. Przypomina bramkarza w podrzędnym klubie i tylko świetnie skrojony garnitur odróżnia go od pierwszego lepszego dryblasa w ciemnychokularach.

– Nie on pierwszy i nie ostatni, prawda? Nie pogrążaj się, Keating, doskonale wiesz, że faceci to robią. Zwłaszcza ci na stanowisku. Wszystko, byleby zachować zimną krew i nie przynosić problemów dodomu.

Jego słowa są obrzydliwe, ale irytująco prawdziwe. Mimo to podejmuję się jeszcze jednej próby przekonana Bauera do swojejracji.

– I mam to popierać? Świecić oczami i namawiać ludzi, by muwybaczyli?

– Nie, Lacey – wtrąca się nagle Liam. Zapala wreszcie papierosa i zaciąga się dymem, po czym kontynuuje: – Masz wmówić ludziom, że nic się niewydarzyło.

– Ale przecież to wszystko to był twój pomysł! – Macham rozpaczliwie rękoma. – Sam towywlokłeś…

– I teraz zrozumiałem, że popełniłem błąd – ucina mi przed końcem zdania. – Zrobimy to, co trzeba. Zajmiemy się tematem i znajdziemy dowody na to, że gubernator Cox jest niewinny, a użytkowniczka Libby1504 to żądna sławy siksa albo rosyjski troll. Pomożesz mi, prawda? – To pytanie kieruje do mnie znaciskiem.

Zatrzymuję oddech w piersi o kilka sekund dłużej. Waham się z odpowiedzią i próbuję odczytać przenikliwe spojrzenie producenta, którym wymusza na mnie reakcję. Czuję, że Liam sam nie wierzy w to, co mówi, ale wierzy w siłę pieniądza; dalsze działania przeciw gubernatorowi pozbawiłyby stację dochodu, a to oznaczałoby zawiązanie Liamowi i pewnie reszcie załogi pętli na szyi. Przyciskam palce u nasady nosa, jakby miało to przyspieszyć podjęcie decyzji. Też nie chcę niszczyć Trevora; nie ze względu na ryzyko utraty pracy, ale dlatego, że wbrew pozorom dalej jesteśmy przyjaciółmi i nie mogłabym z premedytacją grzebać w jego przeszłości i wyciągać brudów na antenie. Pomijając to, że odnalazłabym tam też samą siebie. A może właśnie dlatego mam wątpliwości? Bo wiem, że Trevor ma swoje grzeszki i nie mogę z ręką na sercu przysiąc, że na pewno nie zdradzał żony. To boli, ale czy jestem pewna, że chcę pomóc mu to zatuszować i udawać, że nie sądzę, że znów skoczy w bok? Nie wiem, czy umiałabym spojrzeć na siebie w lustrze, gdybym powiedziała jego wyborcom, dla których moralność jest tak ważna, że Trevor Cox jest idealnym mężem, kiedy przypuszczam, że tokłamstwo.

Obiecałam sobie, że na antenie będę mówić prawdę, tego wymaga ode mnie etyka mojego zawodu, albo przynajmniej moje wyobrażenie. Ale nie chcę, by wiązało się to z polowaniem na czarownice z udziałem osób, któreznam.

– Lacey? – Liam czeka naodpowiedź.

Żadnych wykrętów. To praca. Ocenią nas wyborcy. Moje wewnętrzne obawy nie mają żadnego znaczenia i nie mogą wpływać na to, co mówię na wizji. O tym decyduje Liam iEmmanuel.

– Zrobimy, jakchcesz.

Mam wrażenie, że te słowa jeszcze długo będą się obijać między ścianamibiura.

2W Stanach Zjednoczonych Ameryki żadne media nie są w pełni finansowane przez rząd, dlatego utrzymują się z własnych środków finansowych i tych pochodzących ze współprac z prywatnymiprzedsiębiorcami.

#Rozdział 3

Trevor

Walka o stanowisko gubernatora Wirginii jeszcze jest w powijakach i choć przeciętny Amerykanin mógłby sądzić, że dziś wyciągnięto ciężkie działa, lont dopiero siętli.

Na co więc czekają demokraci?, mogłoby paść z ustdzien-nikarzy. Dlaczego jeszcze nie podnoszą oskarżeń i nie wyśmiewają podwójnychstandardów?

Nikt nie wrzuci granatu do własnego podwórka. Hashtag, który właśnie opanowywał Twittera, wiązał się nie tylko ze mną, ale groził ujawnieniem grzechów wielu innych polityków. Wszyscy wiemy o tym, że już dawno obaliliśmy fundamenty moralności; my, zarówno liberałowie jak i konserwatyści. Ale fasada pozorów nadal utrzymuje budynek kongresu w całości, a wraz z nim – nas. Śmieszne, że te same pozory spajają mojemałżeństwo.

Jest już po północy, gdy mój samochód wjeżdża do Ashland. Mijamy senne przecznice, a za ostatnim osiedlem, gdzie zaczyna się las, skręcamy w uliczkę prowadzącą do domu. Odpręża mnie myśl, że lada moment zamknę się w gabinecie z butelką burbona w oczekiwaniu na rozwiązanie sprawy Libby. Ale za zakrętem czeka coś, co wywołuje nieprzyjemną obawę, bo zamiast zwyczajnych ciemności, spomiędzy drzew wyłaniają sięświatła.

– Joe, co się dzieje? – pytam kierowcy, chociaż sam już rozumiem. Pytanie nie wymaga odpowiedzi, kiedy widzę kordon mediów zaciskający się dookoła mojejbramy.

Starszy mężczyzna przez chwilę milczy, ażodpowiada:

– Dziennikarze, panie gubernatorze. Są pod pana posiadłością. Widzę przynajmniej dwa wozy transmisyjne. Mają rozstawionelampy.

– Cholera – rzucam pod nosem z pogardą. – Zgaś auto, Joe.

Szofer spełnia moje życzenie i samochód niknie w ciemności pośrodku wąskiej drogi między dwiema ścianami gęstegolasu.

– Mogę wjechać od strony starego tartaku – proponuje. – Jeśli przejdzie pan piechotą ten kawałek pomiędzy sadem a tyłem ogrodu i wejdzie kuchennymi drzwiami, nie powinni panazatrzymać.

Klepię go po ramieniu i daję mu znać ręką, żeby tak właśnie zrobił. Pomyślałem o tym samym, jednak cieszę się, że to nie ja pierwszy mówię o tymrozwiązaniu.

– Ochrona na pewno nie wpuściła ich na podjazd, stoją pewnie pod bramą – mówię bardziej sam do siebie niż dokierowcy.

Chyba próbuję uwierzyć w to, że nie będę musiał się z nimi konfrontować. Nie jestem jeszcze na togotowy.

Silnik warczy i Joe zaczyna wycofywać samochód bez włączonych świateł. Robi to sprawnie, w skupieniu. Jeśli koła wpadną do rowu, możemy pożegnać się z cichą ucieczką przed tymi hienami z telewizji, dlatego nawet go niepoganiam.

Kiedy niebezpieczeństwo mija, a my wjeżdżamy na szosę leśną, głowa opada mi na zagłówek. Już dawno nie byłem tak zmęczony, więc zamykam tylko oczy i wsłuchuję się w rytm podwozia terkoczącego na wybojach. Przypomina mi to wiele innych wypraw do lasu, gdy dyskretny przejazd był równie ważny. Może powinienem się tym brzydzić, tym, że muszę ukrywać pewne znajomości, pewne zobowiązania. A jednak się tego nie wstydzę. Nie w taki sposób, w jaki bym mógł. Nie robiłem przecież tego tylko dlasiebie.

Za oknem kończy się zagajnik i wjeżdżamy w wolną od drzew przestrzeń, gdzie w wysokiej, nieścinanej trawie piętrzą się stosy starych opon, beczek i innych śmieci. Mijamy niesprawną lampę na wykrzywionym i zbutwiałym słupie i stajemy tuż za nią. Dalsza jazda bez świateł groziłaby wypadkiem; znajduje się tam kilka zagłębień, których szofer mógłby niezauważyć.

Niemniej jeszcze kilka minut i będę wdomu.

Na terenie starego tartaku nikogo nie ma; dziennikarze nie wiedzą, że od tej dziury jest tylko kilka metrów do granicy mojej ziemi, gdzie wysoki płot odgradza las od sadu. Wysiadam z auta i spokojnie zmierzam pomiędzy drzewami, chyląc się czasem przed złamanymi gałęziami, aż dochodzę do ukrytej pod rozrośniętym bluszczem furtki. Zawias wydaje nieprzyjemny skowyt. Obracam się za siebie. Chcę się upewnić, że nikogo nie wywabił, ale na szczęście nie dostrzegam żadnego ruchu. Mlaszczę zadowolony i przechodzę na drugą stronę płotu. Stąd mam dobry widok na to, co dzieje się na przodach posiadłości; reflektory oświetlają czekający na mój powrót tłum ludzi z mikrofonami i kamerami. Ktoś właśnie próbuje się wspiąć na bramę, ale ochroniarz ściąga go natychmiast na ziemię. Kiedy wkraczam na oświetloną część, tłum gęstnieje po prawejstronie.