Makbet - William Shakespeare - ebook

Makbet ebook

William Shakespeare

3,2

Opis

Makbet wraz z przyjacielem Bankiem są dowódcami wojsk Duncana, króla Szkocji. Podczas powrotu z bitwy ukazują im się wiedźmy i wieszczą, że Makbet będzie królem. Ten początkowo w to nie wierzy, jednak przepowiednia zaczyna się spełniać. Po tym, jak zostaje tanem Cawdoru, Makbet zaczyna myśleć o poszerzeniu władzy. Za namową żony zabija Duncana, który przybył na jego dwór, i obejmuje tron. Tuszowanie śladów skłania go do popełniania kolejnych zbrodni…

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 80

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,2 (5 ocen)
1
0
3
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
EmiKru

Całkiem niezła

Super tłumaczenie, dzięki ktoremu treść lektury w ładny sposób może dotrzeć do dzisiejszej młodzieży, jednakże nie ukrywam, że byłoby jeszcze lepiej, gdyby było obecne również i opracowanie czy streszczenie.
00

Popularność




Akt pierwszy

Scena I

Scena I

Otwarte pola. Bły­ska­wice i gromy.

Wcho­dzą trzy CZA­ROW­NICE.

Pierw­sza Cza­row­nica

Kiedy się tu spo­tkamy jesz­cze?

Gdy bły­śnie pio­run, luną desz­cze?

Druga Cza­row­nica

Gdy wrzawa ciszy ule­gnie,

Ktoś zwy­cięży, ktoś pole­gnie.

Trze­cia Cza­row­nica

Zanim słońce z nie­bios zbie­gnie.

Pierw­sza Cza­row­nica

Gdzie?

Druga Cza­row­nica

Na skraju wrzo­so­wi­ska.

Trze­cia Cza­row­nica

By Mac­be­tha ujrzeć z bli­ska.

Pierw­sza Cza­row­nica

Idę, Sza­ro­ko­cie!

Druga Cza­row­nica

Ropu­cha woła.

Trze­cia Cza­row­nica

Naprzód!

Wszyst­kie

Pięk­nym jest brzyd­kie, brzyd­kim piękne.

Wzlećmy w mgłę i powie­trze stę­chłe.

Wycho­dzą.

Scena II

Scena II

Obóz. Wrzawa bitewna na zewnątrz.

Wcho­dzą KRÓL DUN­CAN, MAL­COLM, DONAL­BAIN, LENOX i ich Towa­rzy­sze; napo­ty­kają krwa­wią­cego KAPI­TANA.

Dun­can

Cóż to za czło­wiek krwią ocie­ka­jący?

Wno­sząc ze stanu jego, ma on może

Naj­śwież­sze wie­ści o bun­cie.

Mal­colm

To mężny

Ofi­cer, który wal­czył, by uchro­nić

Mnie przed poj­ma­niem. – Witaj, dzielny druhu!

Powiedz kró­lowi, jak ów bój prze­bie­gał,

Gdy odcho­dzi­łeś.

Kapi­tan

Ważyły się szale;

Są jak pły­wacy dwaj zmę­czeni, któ­rzy

Tak się scze­pili, że nie mogą pły­nąć.

Ów bez­li­to­sny Mac­don­wald (jest godny

Być bun­tow­ni­kiem, bowiem go obla­zły

Jak wszy roz­liczne plu­ga­stwa Natury)

W pomoc z zachod­nich wysp zawe­zwał pie­szych

I kon­nych zbó­jów, a For­tuna patrzy

Z uśmie­chem na tę zaja­dłość prze­klętą

Jak bun­tow­ni­cza kurwa: lecz zbyt słaba,

Gdyż dzielny Mac­beth (słuszne to nazwa­nie),

Gar­dząc For­tuną, z mie­czem unie­sio­nym,

Dymią­cym krwa­wych mozo­łów opa­rem,

Jak dzie­cię Męstwa wyci­nał swą drogę,

Aż ujrzał łotra.

Ręki nie podał mu, nie rzekł mu „żegnaj”,

Aż go nie roz­pruł od pępka po szczęki

I głowy jego nie zatknął na szańcu.

Dun­can

Dzielny kuzy­nie! O godny szlach­cicu!

Kapi­tan

Jak wio­sną, kiedy słońce po zrów­na­niu

Dnia z nocą wscho­dzi, przy­wo­dząc strasz­liwe

Burze okrę­tom i łoskot pio­ru­nów,

Tak, miast pocie­chy, która miała nadejść,

Nabrzmiały nowe stra­pie­nia. Posłu­chaj,

O królu Szko­cji, posłu­chaj: gdy tylko

Spra­wie­dli­wo­ści naszej dłoń waleczna

Kazała zbó­jom tym wziąć nogi za pas,

A już Nor­we­gii pan, zwę­szyw­szy korzyść,

Z świe­żymi ludźmi, migo­cząc orę­żem,

Natarł ponow­nie.

Dun­can

Czy nie prze­ra­ziło

To naszych wodzów, Mac­be­tha i Banqua?

Kapi­tan

Jak orła wró­bel albo lwa zają­czek.

Jeśli mam prawdę rzec, muszę tu wyznać,

Że byli jak dwa działa obcią­żone

Podwój­nym, grzmią­cym ładun­kiem. Dla­tego

Obaj

W dwój­na­sób razić roz­po­częli wroga:

Jak gdyby chcieli się w krwi ską­pać albo

Drugą Gol­gotę zapi­sać w pamięci;

Nie umiem tego rzec –

Lecz mdleję; rany pro­szą o ratu­nek.

Dun­can

Twe słowa rów­nie godne są jak rany:

Chwałę ci niosą. – Spro­wadź­cie leka­rzy.

Wycho­dzi Kapi­tan, pod­trzy­my­wany.

Wcho­dzą ROSSE i ANGUS.

Kto tu nad­cho­dzi?

Mal­colm

Czci­godny tan Rosse.

Lenox

Jakiż to pośpiech z jego oczu bije!

Tak patrzeć winien ktoś, kto chce oznaj­mić

Rze­czy nie­zwy­kłe.

Rosse

Niech Bóg strzeże króla!

Dun­can

Czci­godny tanie, skąd przy­by­wasz?

Rosse

Wielki

Królu mój, z Fife, gdzie cho­rą­gwie nor­we­skie

Szy­dzą z Nie­bio­sów i łopo­tem mrożą

Naszych roda­ków. Sam Nor­weg tam przy­był

Z nie­zli­czo­nymi woj­skami

I wspo­ma­gany przez pod­łego zdrajcę,

Tana Caw­doru, roz­po­czął bój straszny,

Aż oblu­bie­niec Bel­lony, zakuty

W zbroję har­towną, zastą­pił mu drogę

I prze­ciw­sta­wił podobną walecz­ność,

Ostrze swe jego ostrzu, a ramie­niu

Bun­tow­ni­czemu ramię swe, by jego

Ducha zuchwal­stwo poskro­mić. Zakoń­czę:

Zwy­cię­stwo nasze jest –

Dun­can

Wiel­kie to szczę­ście!

Rosse

A teraz

Sweno, Nor­we­gii król, błaga o pokój;

Nie damy jed­nak mu pogrze­bać ludzi,

Póki nie złoży w Saint Colme’s Inch na nasze

Ręce dzie­się­ciu tysięcy tala­rów.

Dun­can

Już ni­gdy wię­cej się nie sprze­nie­wie­rzy

Naj­święt­szym spra­wom naszym tan Caw­doru –

Idź­cie o śmierci jego wieść roz­gło­sić,

A god­ność jego Mac­beth będzie nosie.

Rosse

Panie mój, tak będzie.

Dun­can

Co stra­cił, Mac­beth szla­chetny zdo­bę­dzie.

Wycho­dzą.

Scena III

Scena III

Wrzo­so­wi­sko.

Grom. Wcho­dzą trzy CZA­ROW­NICE.

Pierw­sza Cza­row­nica

Sio­stro, gdzie byłaś?

Druga Cza­row­nica

Zabi­ja­łam świ­nie.

Trze­cia Cza­row­nica

A ty, sio­stro?

Pierw­sza Cza­row­nica

Żona żegla­rza pew­nego kasz­tany

Nio­sła w far­tu­chu; żarła, żarła, żarła;

„Daj mi jed­nego” – powia­dam. – „Zejdź z drogi,

Ty cza­row­nico!” – wrzesz­czy tłu­sta zdzira.

Jej mąż, Kapi­tan, pły­nie na Tygry­sie do Aleppo,

Lecz w sicie poże­gluję tam

Jak bez ogona szczur, i dam,

Oj, dam mu, dam mu, dam.

Druga Cza­row­nica

Dam ci wiatr.

Pierw­sza Cza­row­nica

Jesteś miła.

Trze­cia Cza­row­nica

Ja dodam drugi.

Pierw­sza Cza­row­nica

Resztę już mam na me usługi.

Tak dmą, że będą ode­gnani

Od każ­dej mor­skiej przy­stani

Na mapie żegla­rza.

Uschnie przy mojej pomocy,

Nie uśnie za dnia ni w nocy,

Nie przy­mknie zmę­czo­nych powiek,

Żyjąc jak wyklęty czło­wiek.

Sie­dem nocy udrę­czo­nych,

Dzie­więć razy pomno­żo­nych

Razy dzie­więć, spę­dzi w męce,

Bólach, zwąt­pie­niu, udręce.

Choć zato­pić go nie mogę,

Będzie miał burz­liwą drogę.

Spójrz­cie, co tu mam.

Druga Cza­row­nica

Pokaż mi, pokaż mi.

Pierw­sza Cza­row­nica

Jest to paluch oka­zały

Ster­nika, co wpadł na skały.

Trze­cia Cza­row­nica

Bębny! Bębny zagrzmiały!

Nad­cho­dzi Mac­beth śmiały.

Wszyst­kie

My, Sio­stry Losem Rzą­dzące,

Nad lądem i morzem mknące,

Za ręce się pochwy­cimy

I trzy koła zato­czymy,

Trzy w twą stronę, trzy w mą stronę,

Dzie­więć kół już zato­czone.

Stój­cie! Działa czar.

Wcho­dzą MAC­BETH i BANQUO.

Mac­beth

Cóż za dzień, brzydki i piękny zara­zem.

Banquo

Jak stąd daleko do For­res? – A cóż to

Za stwory nędzne i dziko odziane?

Nie są podobne do miesz­kań­ców ziemi,

Lecz stoją na niej. Czy jeste­ście żywe?

Czy czło­wiek może zadać wam pyta­nie?

Tak, poj­mu­je­cie, bowiem przy­kła­da­cie

Kości­ste palce do warg wychu­dzo­nych.

Mógł­bym was nazwać kobie­tami, jed­nak

Te brody wasze wzbra­niają tak sądzić.

Mac­beth

Jeśli może­cie – mów­cie, kim jeste­ście?

Pierw­sza Cza­row­nica

Cześć Mac­be­thowi! Cześć ci, tanie Gla­mis!

Druga Cza­row­nica

Cześć Mac­be­thowi! Cześć ci, tanie Caw­dor!

Trze­cia Cza­row­nica

Cześć Mac­be­thowi, który będzie kró­lem!

Banquo

Mój dobry panie, czemu dreszcz cię prze­biegł

I zda­jesz lękać się tych słów, tak pięk­nych? –

Zakli­nam w imię prawdy: czy jeste­ście

Złu­dze­niem, czy też was tu rze­czy­wi­ście

Widzimy? Mego szla­chet­nego druha

Łaską obda­rza wasze powi­ta­nie

I wielką wróżbą wspa­nia­łego losu,

Połą­czo­nego z kró­lew­ską nadzieją,

Która go wpra­wia w osłu­pie­nie; do mnie

Nie prze­ma­wia­cie. Lecz jeśli umie­cie

Zaj­rzeć w głąb nasion czasu, by powie­dzieć,

Które z nich wzro­śnie, a które uwięd­nie,

Prze­mów­cie do mnie, który was nie bła­gam

O łaski; nie dbam też wcale o waszą

Nie­na­wiść.

Pierw­sza Cza­row­nica

Cześć ci!

Druga Cza­row­nica

Cześć ci!

Trze­cia Cza­row­nica

Cześć ci!

Pierw­sza Cza­row­nica

Mniej­szy niż Mac­beth, lecz więk­szy.

Druga Cza­row­nica

Nie tak szczę­śliwy, lecz szczę­śliw­szy.

Trze­cia Cza­row­nica

Spło­dzisz kró­lów, choć kró­lem nie będziesz.

Więc cześć Mac­be­thowi i Banquo!

Pierw­sza Cza­row­nica

Banquo i Mac­be­thowi cześć!

Mac­beth

Cze­kaj­cie, mówcy pokrętni, cóż wię­cej?

Wiem, że Sinela śmierć czyni mnie tanem

Gla­mis. Lecz skądże poja­wił się Caw­dor?

Ów tan Caw­doru żyje, to pan możny;

A zostać kró­lem, nie, to się nie mie­ści

W gra­ni­cach wiary bar­dziej niż nadzieja,

Że mogę zostać Caw­do­rem. Skąd macie

Wie­ści prze­dziwne tak? Mów­cie, dla­czego

Na tym sma­ga­nym wichrem wrzo­so­wi­sku

Zaszły­ście drogę nam z tym powi­ta­niem

Pro­ro­ku­ją­cym? – Mów­cie, roz­ka­zuję.

Cza­row­nice zni­kają.

Banquo

Z ziemi powstają bańki tak jak z wody;

To wła­śnie one. – Ale gdzie znik­nęły?

Mac­beth

W powie­trzu. To, co zdało się cie­le­sne,

Roz­wiało się na wie­trze niby tchnie­nie.

Gdyby zostały!

Banquo

Czy te, o któ­rych mówimy, tu były,

Czy też zje­dli­śmy to ziele sza­leń­stwa,

Czy­niące rozum więź­niem?

Mac­beth

Masz ojcem kró­lów być.

Banquo

Ty masz być kró­lem.

Mac­beth

Tanem Caw­doru także. Tak to brzmiało?

Banquo

Te same słowa i pio­senka. Któż to?

Wcho­dzą ROSSE i ANGUS.

Rosse

Nowiny o twym zwy­cię­stwie, Mac­be­cie,

Szczę­śli­wie doszły do króla; a kiedy

Słu­chał, jak męż­nie wal­czy­łeś z rebe­lią,

Podziw z pochwałą zaczęły bój toczyć

O to, co jego tu ma być, co twoje.

Bój ustał na wieść, że jesz­cze dnia tego

Wdar­łeś się w krzep­kie sze­regi Nor­we­gów,

Nie­za­tr­wo­żony nawet wła­snym dzie­łem:

Obra­zem śmierci pomno­żo­nym. Gońcy,

Jeden za dru­gim, spa­dali tam gra­dem;

Każdy wysła­wiał cię za tak nie­złomną

Obronę jego kró­le­stwa i try­skał

Ulewą pochwał.

Angus

Jeste­śmy wysłani,

Aby prze­ka­zać ci wdzięcz­ność monar­chy;

Potwier­dzić mamy tylko, że przy­bę­dziesz,

A nie nagra­dzać cię.

Rosse

Lecz śle ci więk­szych zaszczy­tów zada­tek:

Kazał, bym nazwał cię tanem Caw­doru.

Więc tym tytu­łem, mój czci­godny tanie,

Zwę cię, bo twój jest.

Banquo

Co! Dia­beł rzekł prawdę?

Mac­beth

Żyje Caw­doru tan, więc czemu pra­gniesz

Stroić mnie w szaty poży­czone?

Angus

Jesz­cze

Żyje ten, który był tanem, lecz groźny

Wyrok przy­gwoź­dził jego życie; pew­nie

Straci je wkrótce, gdyż zasłu­żył na to.

Czy z Nor­we­gami wszedł w zmowę, czy trzy­mał

Z bun­tow­ni­kami dla skry­tej korzy­ści,

Czy też z oboma chciał zgu­bić ojczy­znę,

Nie wiem; lecz przy­znał się do zdrady głów­nej,

Któ­rej dowie­dli mu, i to się stało

Jego ruiną.

Mac­beth

na stro­nie

Gla­mis, tan Caw­doru.

Naj­więk­sze czeka.

do Rosse’a i Angusa

Dzięki wam za trudy.

do Banqua

Wie­rzysz, że dzieci twe będą kró­lami,

Gdy obie­cały im to owe, które

Tanem Caw­doru mnie nazwały?

Banquo

Jeśli

Uwie­rzysz temu w pełni, myśl ta może

Kazać ci pra­gnąć nie tylko god­no­ści

Tana Caw­doru, lecz także korony.

Dziwna to sprawa. Narzę­dzia Ciem­no­ści

Czę­sto, chcąc przy­wieść nas do zguby, mówią

Prawdę. A będąc uczciwe w drob­nost­kach,

Zdradę gotują w spra­wach naj­waż­niej­szych. –

Kuzyni, pro­szę na słowo.

Mac­beth

na stro­nie

Dwie prawdy

Wypo­wie­dziane w szczę­śli­wym pro­logu

Sztuki kró­lew­skiej, która ma nastą­pić. –

Dzięki wam.

na stro­nie

Rada ta nad­przy­ro­dzona

Nie może zła być; nie może być dobra: –

Jeśli zła, czemu przy­nio­sła praw­dziwą

Zapo­wiedź? Jestem już tanem Caw­doru.

A jeśli dobra, dla­czego ule­głem

Pod­szep­tom, któ­rych strasz­liwe obrazy

Włosy mi jeżą i każą łomo­tać

Sercu o żebra, nie­zgod­nie z naturą?

Lęk ten jest mniej­szy niż owe strasz­liwe

Wyobra­że­nia. Myśl moja, dla któ­rej

Mor­der­stwo na­dal jest tylko złu­dze­niem,

Tak jed­nak wstrząsa całą mą istotą,

Że dusza moja gubi się w domy­słach

I to dostrzega tylko, czego nie ma.

Banquo

Spójrz­cie, jak zamy­ślony jest nasz towa­rzysz.

Mac­beth

na stro­nie

Jeśli Traf pra­gnie, abym został kró­lem,

Cóż, nie­chaj da mi koronę, nie każąc

Sta­rać się o nią.

Banquo

Te nowe god­no­ści,

Które nań spa­dły, są jak nowe szaty:

Wygodne, kiedy nieco się zużyją.

Mac­beth

na stro­nie

Co ma przyjść, przyj­dzie, co ma minąć, minie;

W dni naj­burz­liw­sze czas jed­nako pły­nie.

Banquo

Godny Mac­be­cie, cze­kamy.

Mac­beth

Wybacz­cie;

Mój otę­piały umysł był zajęty

Spra­wami, które ucie­kły z pamięci.

Mili pano­wie, wasz trud jest spi­sany

Tam, gdzie każ­dego dnia odwrócę kartę,

By o nim czy­tać. – Ruszajmy do króla. –

do Banqua

Pomyśl znów o tym, co się wyda­rzyło,

A kiedy będzie nieco wię­cej czasu

I roz­wa­żymy to, musimy szcze­rze,

Serca odkryw­szy, pomó­wić.

Banquo

Naj­chęt­niej.

Mac­beth

Więc dość, na razie. Pójdźmy, przy­ja­ciele.

Wycho­dzą.

Scena IV

Scena IV

For­res. Kom­nata w pałacu. Głos trąb.

Wcho­dzą DUN­CAN, MAL­COLM, DONAL­BAIN, LENOX i Orszak.

Dun­can

Czy już zgła­dzono Caw­dora? Wró­cili

Ci, któ­rym rzecz tę zle­cono?

Mal­colm

Mój władco,

Nie powró­cili jesz­cze, lecz mówi­łem

Z czło­wie­kiem, który na śmierć jego patrzył;

Jak opo­wie­dział, ów z całą szcze­ro­ścią

Wyznał swe zdrady i ze skru­chą pro­sił

O wyba­cze­nie waszej wyso­ko­ści.

Nic w życiu jego nie było tak piękne

Jak poże­gna­nie życia: zmarł, jak gdyby

Uczył się śmierci, odrzu­ca­jąc z wzgardą

To, co naj­droż­sze dlań było.

Dun­can

Nie można

Wyczy­tać myśli ludz­kich z rysów twa­rzy;

W szlach­cicu owym zawsze pokła­da­łem

Naj­więk­szą ufność.

Wcho­dzą MAC­BETH, BANQUO, ROSSE i ANGUS.

O, godny kuzy­nie!

Grzech nie­wdzięcz­no­ści ciężko mnie przy­tła­cza.

Pędzisz tak szybko, że żadna nagroda

Skrzy­deł tak lot­nych nie ma, by cię dognać.

Obyś zasłu­żył na mniej; gdy­bym pra­gnął

Nagro­dzić cie­bie tak, aby ma wdzięcz­ność

Spła­ciła dług mój, nic by nie zostało,

Gdyż dając wszystko, dał­bym ci zbyt mało.

Mac­beth

Wier­ność i służba, które ci winie­nem,

Same spła­cają się przy wypeł­nia­niu.

Wasza wyso­kość ma przy­jąć jedy­nie

Naszą powin­ność; powin­no­ści nasze

Są dla two­jego tronu i twych wło­ści

Jak dzieci albo słu­dzy, któ­rzy czy­nią

To, co powinni, jeśli czy­nią wszystko

Dla twej miło­ści i czci.

Dun­can

Witam cię tu;

W sercu posia­łem cię i będę czu­wał,

Byś wyrósł pięk­nie. – Mój szla­chetny Banquo,

Który zasługi odda­łeś nie mniej­sze

I nie mniej znane będą, niech do serca

Przy­ci­snę cie­bie.

Banquo

Lecz jeśli tam wzejdę,

Twym będzie żniwo.

Dun­can

Moja wielka radość,

Prze­peł­nia­jąca mnie po brzegi, pra­gnie

Skryć się w maleń­kich kro­plach smutku. – Moi

Syno­wie, krewni, tano­wie i wszy­scy,

Któ­rzy swe miej­sca macie bli­sko tronu,

Wiedz­cie, że oto skła­damy dzie­dzic­two

Na naj­star­szego naszego, Mal­colma,

Któ­remu tytuł księ­cia Cum­ber­landu

Odtąd dajemy; god­ność ta nie może

Bez towa­rzy­stwa żad­nego go zdo­bić,

Więc szla­chet­no­ści oznaki jak gwiazdy

Zalśnią na wszyst­kich, któ­rzy zasłu­żyli. –

Stąd do Inver­ness wyru­szamy, aby

Dług wobec cie­bie zwięk­szyć.

Mac­beth

Pracą spo­czy­nek jest, gdy nie w twej służ­bie.

Sam będę goń­cem, który wieść szczę­śliwą

O twym przy­by­ciu prze­każe mej żonie.

Żegnam z pokorą.

Dun­can

Czci­godny Caw­do­rze!

Mac­beth

na stro­nie

Książę Cum­ber­land! – Sto­pień ów prze­sko­czę,

Lub runę z niego i na dno się sto­czę.

Gwiazdy, zaga­ście swe ognie pro­mienne!

Skryj­cie pra­gnie­nie mroczne i bez­denne.

Niech oko na dłoń nie zerka, lecz widzi,

Co dłoń uczyni, choć się czynu wsty­dzi.

Wycho­dzi.

Dun­can

Wierny mój, godny Banquo; jego męstwo

Wychwa­lać ucztą jest dla mnie praw­dziwą.

Ruszajmy za tym, któ­rego gna tro­ska,

By nam wypra­wić powi­ta­nie. Jest to

Nasz nie­zrów­nany krew­niak.

Głos trąb.

Wycho­dzą.

Scena V

Scena V

Inver­ness. Kom­nata w zamku Mac­be­tha.

Wcho­dzi LADY MAC­BETH, czy­ta­jąc list.

Lady Mac­beth

Napo­tka­łem je w dniu zwy­cię­stwa i mam naj­pew­niej­sze donie­sie­nia, że wie­dzą górują nad śmier­tel­ni­kami. Gdy pło­ną­łem pra­gnie­niem wypy­ta­nia ich o wię­cej, prze­mie­niły się w powie­trze i roz­pły­nęły w nim. Gdy sta­łem onie­miały ze zdu­mie­nia, przy­byli wysłan­nicy kró­lew­scy, któ­rzy pozdro­wili mnie „tanie Caw­doru”; a tak wła­śnie powi­tały mnie te Rzą­dzące Losem Sio­stry i wska­zu­jąc czas, który ma nadejść, rze­kły: „Cześć temu, który będzie kró­lem!”. Pomy­śla­łem, że dobrze będzie, jeśli ci to prze­każę (moja naj­droż­sza współ­to­wa­rzyszko w wiel­ko­ści), abyś nie stra­ciła spo­sob­no­ści wese­le­nia się, nie wie­dząc o wiel­ko­ści, którą ci przy­rze­czono. Złóż to w sercu i bądź zdrowa.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki