Magnetyzm serc - Wood Joss - ebook

Magnetyzm serc ebook

Wood Joss

4,1

Opis

„Po raz kolejny w poszukiwaniu męża zlustrowała salę, choć musiała przyznać, że chętnie zawiesiłaby znów wzrok na mężczyźnie, z którym cały wieczór wymieniała ukradkowe spojrzenia. Dostrzegła go tuż po przybyciu, a choć go nie rozpoznała – te maski! – instynktownie wiedziała, że emanuje testosteronem. I seksem. Takim seksem, jakiego nigdy nie doświadczyła, gdyż jej kochankowie dbali raczej o własne przyjemności...”.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 161

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,1 (37 ocen)
17
8
10
2
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Joss Wood

Magnetyzm serc

Tłumaczenie:

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Quinn Rayne biegł przez parking przy promenadzie Coal Harbour, mijając turystów i mieszkańców Vancouveru, którzy wybrali się na popołudniową przechadzkę malowniczą trasą obok mariny. Słuchawki w uszach i ciemne okulary pozwalały mu ignorować tych, którzy go rozpoznawali.

Choć od dekady znajdował się w centrum uwagi, wciąż nie przywykł do bycia obiektem zainteresowania, czasami nie pozbawionego dezaprobaty. W tym mieście z pewnością znalazłby się ktoś, kto jest większym skandalistą.

Kiedy zbliżył się do mariny, zwolnił, przyłożył palec do miejsca, gdzie wyczuwał puls, i popatrzył na zegarek. Po dwóch minutach z zadowoleniem skinął głową. Nie grał już profesjonalnie w hokeja, ale był w dobrej formie. Gdy jego zawodnicy za tydzień wrócą do treningów, sprawdzi ich formę. Miał nadzieję, że sami też o nią dbali.

Wybrał swój kod przy bramie, otworzył ją i pospieszył na jacht. Miał jedno z najlepszych miejsc, z widokiem na Burrard Inlet. Po lewej widział Stanley Park, a na wprost Grouse Mountain. Mieszkanie na wodzie było o wiele ciekawsze niż na lądzie, a Quinn lubił przygody.

Wbiegł po schodkach na pokład „Red Delicious”. Gdy dotarł do przestrzeni mieszkalnej, wyjął z uszu słuchawki i wraz z czapką i okularami rzucił je na stół po prawej stronie. Zerknął na zegarek i zastanowił się, czy zdąży wziąć prysznic przed pojawieniem się Maca i Kade’a, którzy mieli mu zdać relację ze spotkania z Warrenem Baylissem, ich inwestorem.

To od Baylissa zależało, czy sfinalizują przejęcie Mavericksów od obecnej właścicielki Myry Hasselback, która rozważała też sprzedaż drużyny rosyjskiemu miliarderowi. Quinn nie potrzebował stopni naukowych swojego brata, by wiedzieć, że skoro nie został zaproszony na spotkanie zorganizowane przez Warrena, na horyzoncie pojawił się jakiś problem.

I że ten problem jest związany z jego osobą.

Gdy wszedł do środka, zauważył drobną kobiecą postać wciśniętą w róg wielkiej kanapy, z filiżanką kawy w ręce, patrzącą przez ogromne okna. Jedną nogę, długą i seksowną, podwinęła pod siebie. Tak samo siedziała na plaży w Sandy Cove w dniu, kiedy ją poznał. Miała wtedy sześć lat i rozpierała ją energia. Mieszkała po sąsiedzku, trzy domy dalej. Była towarzyszką jego dzieciństwa i nastoletnią powierniczką.

Wyczuwając jego obecność, odwróciła głowę, kołysząc rudymi włosami. Nos i policzki miała obsypane piegami. Boże, uwielbiał jej piegi, tęsknił za nimi, tęsknił za nią.

Położył ręce na biodrach, niepewny, czy coś mu się przywidziało, lecz była tak prawdziwa, że ledwie łapał oddech.

– Ruda. Co ty tu robisz, do diabła?

Gdy się uśmiechnęła, serce omal nie połamało mu żeber. Przyłapał się na tym, że też się uśmiecha, pierwszy raz tego dnia. Porwał ją na ręce. Ważyła mniej niż piórko. Otaczał ją zapach polnych kwiatów. To jej włosy tak pachniały, kiedy wtulił w nie twarz, a także jej skóra, której ciepło czuł przez koszulę. Jej śmiech natychmiast poprawił mu humor. Zawsze śmiała się głośno, swobodnie.

Cal wróciła, a jego świat odzyskał nieco sensu.

Położyła ręce na jego ramionach i lekko się odsunęła, patrząc mu w oczy.

– Cześć.

– Witaj w domu.

– Zawsze miałeś najładniejsze oczy – powiedziała, dotykając jego kości policzkowych. – Lodowozielone w szmaragdowej otoczce. – Poklepała go po policzku i dotknęła długiej brody. – Co do tego nie jestem pewna. Ukrywasz przystojną twarz.

Quinn ścisnął ją mocniej, czując reakcję swojego ciała, kiedy oplotła go nogami w pasie. Obraz nagiej Cal, dokładnie w tej samej pozycji, pojawił się na jego wewnętrznym ekranie. Szybko go odsunął. To jest Cal, jego najlepsza przyjaciółka. Nie powinna budzić w nim takich myśli. Poklepał jej małą zgrabną pupę.

– Miło widzieć, że trochę przybrałaś na wadze, odkąd ostatnio cię widziałem. – Dwa lata wcześniej Cal trafiła do szpitala z wirusem pokarmowym, który złapała w Panamie. Przypominała wtedy szkielet. Zawsze była drobna, ale teraz przynajmniej wyglądała zdrowo.

Cal znów się uśmiechnęła, cmoknęła go w usta, a Quinn zapragnął więcej. Chciał wiedzieć, czy jej wargi są tak miękkie, na jakie wyglądają, czy potrafią grzeszyć. Coś jest z nim nie tak?

Postawił Cal na podłodze i uwolnił ją z objęć. Cofnęła się i zaczesała lok za ucho.

– „Red Delicious”? Dziwna nazwa dla łodzi. – Cal zatrzepotała rzęsami. – A może to na moją cześć?

Uśmiechnął się.

– Chciałabyś. Nie, to czysty przypadek.

– Szczerze mówiąc, jest zachwycająca – rzekła Cal, rozglądając się.

Quinn powiódł wzrokiem za jej spojrzeniem. Smukłe linie 65-metrowego jachtu współgrały z minimalistycznym umeblowaniem i chłodnymi odcieniami bieli, szarości i beżu. Czasami nawet myślał, że jest tam zbyt surowo.

– Brak tylko trochę kolorów. Jakichś odważnych wzorów, barwnych poduszek – dodała Cal, jakby czytała w jego myślach. Niezależnie od tego, jak długo się nie widzieli, wciąż myśleli podobnie.

– Jest też większa niż twój poprzedni jacht. Ile osób pomieści?

– Dziesięć na dolnym pokładzie. Na rufie jest główna kabina z garderobą i łazienką, jest też druga duża kabina nieco dalej i dwie mniejsze w środkowej części. Jest także drugi mniejszy salonik, oglądam tam telewizję. No i jacuzzi.

– Robi wrażenie. Chcę wszystko zobaczyć. Kiedy kupiłeś ten jacht?

– Jakiś rok temu. – Pogłaskał Cal po głowie.

Zastanawiał się, kiedy jej włosy stały się tak jedwabiste. Cal wsunęła ręce do tylnych kieszeni dżinsów. Biała jedwabna koszulka podkreśliła drobne piersi. Quinn zauważył, że nosiła koronkowy push up.

Pomasował kark i przeszedł do części kuchennej. Otworzył lodówkę z podwójnymi drzwiami i zajrzał do środka z nadzieją, że zimne powietrze go ochłodzi.

– Wody? – spytał.

– Nie, dzięki. – Pokręciła głową.

Zamknął lodówkę i otworzył butelkę z wodą.

– Jak się ma twój tata? – spytał, przypominając sobie, dlaczego Cal wróciła do miasta.

– Okej. Operacja bajpasów się udała. Prosto z lotniska pojechałam do szpitala i spędziłam z nim trochę czasu. Już nie spał i planował, więc sądzę, że to dobry znak.

– Cieszę się.

– Wyjdzie z tego. Martwi się, kiedy będzie mógł wrócić do pracy.

Quinn dojrzał troskę w jej oczach, usłyszał strach w głosie.

– Lekarze mówią, że nie wolno mu wrócić do pracy przez dwa miesiące, a to go denerwuje.

– Powinien trochę odpocząć. Fundacja nie przestanie działać tylko dlatego, że jego nie będzie na miejscu.

Adam Foundation była najbogatszą organizacją charytatywną w Kanadzie dzięki majątkowi zgromadzonemu przez pokolenia przodków Cal. Wolontariusze, także Cal, podróżowali po świecie i wspomagali społeczności potrzebujące podstawowej pomocy.

Cal przygryzła wargę i ściągnęła brwi.

– Ktoś musi go zastąpić, zanim stanie na nogi.

– I ty jesteś tą osobą? – spytał. Cal tak długo nie było w Vancouverze, że jej obecność byłaby miłą odmianą.

– Może – odparła bez entuzjazmu. – Później o tym porozmawiamy.

Próbował odgadnąć, skąd u Cal ta ambiwalencja w stosunku do miasta, gdzie się wychowała. Było piękne i interesujące, ale Cal przyjeżdżała do domu tylko wtedy, gdy było to absolutnie konieczne. Może miało to coś wspólnego ze śmiercią jej męża, który zginął, pilotując niewielki samolot, który rozbił się na północ od miasta jakieś cztery… nie, to już pięć lat temu.

Wyszła za mąż w tym samym tygodniu, w którym skończyła dwadzieścia cztery lata. Z powodu kłótni na temat jej ślubu – Quinn powiedział jej, że straciła rozum – tamtego roku nie uczestniczył ani w jej ślubie, ani w urodzinach.

– Czy prasa wie, że jesteś w domu? – spytał, zmieniając temat. Podobnie jak on, miała przykre doświadczenia z prasą.

– Wszyscy wiedzą. Byli na lotnisku i w szpitalu.

– Przypomnij mi, skąd przyleciałaś? – Minęły dwa miesiące, odkąd ostatnio rozmawiali, a choć regularnie wymieniali mejle, nie pamiętał miejsca jej ostatniego projektu. Cal jako mediator rodzinnej fundacji przenosiła się z kraju do kraju. Jednego tygodnia mogła być w Ameryce Łacińskiej, następnego na Bliskim Wschodzie.

– Z Afryki. Z Lesotho. Pracowałam nad projektem zwalczania erozji ziemi. – Wskazała głową na wyspę kuchenną i telefon. – Twoja komórka dzwoniła, a potem telefon stacjonarny. Mac zostawił ci wiadomość, że z Wren i Kade’em są w drodze, żeby omówić dzisiejszą katastrofę. – Uniosła głowę i zmrużyła piękne oczy. – W jakie kłopoty teraz wpadłeś, Quinn?

Quinn już słyszał ciężkie kroki Maca i Kade’a na schodach. Wzruszył ramionami.

– Wiesz, jak to mówią, Ruda: kłopot z kłopotem jest taki, że zaczyna się jako zabawa.

Przywitawszy się z przyjaciółmi – którzy byli też jego zawodowymi partnerami – oraz Wren, guru drużyny od PR, wskazał im kanapy i zaproponował coś do picia. Kiedy parzył kawę, przyjaciele wyściskali i wycałowali Cal, wypytując, skąd przybywa. Nieważne, jak często się widywali, pomyślał Quinn, automatycznie odnajdywała miejsce w jego życiu i zawsze była akceptowana przez jego przyjaciół.

Podał kawę i westchnął na widok ponurych min Maca i Kade’a. Radził sobie z ich niepokojem, ale nie lubił ich frustracji ani złości. Znowu byli zirytowani. Niekoniecznie na niego, ale na sytuację, w jakiej się znalazł.

Bo on miał zwyczaj pakować się w różne sytuacje.

– Sobie też zrób kawę, stary. Będziesz jej potrzebował – powiedział Mac, opierając się wygodnie.

– Ja to zrobię – zaproponowała Cal.

Choć Quinn był jej wdzięczny, potrząsnął głową.

– Dzięki, Ruda, ja się tym zajmę.

Obszedł wyspę, wziął swój ulubiony kubek i nacisnął przycisk espresso. Ekspres zabulgotał, nalał kawę, a wtedy Quinn raz jeszcze nacisnął przycisk. Miał ochotę na whisky, ale musiał się zadowolić podwójnym espresso.

– Więc jak poszło spotkanie z Warrenem? – zapytał.

Mac, bezpośredni jak zawsze, wskazał Cal.

– Może powinniśmy pogadać na osobności.

Cal natychmiast wstała, a Quinn pokręcił głową.

– Wiesz, że możesz mówić przy Cal. Ufam jej.

Mac potarł brodę, a Cal usiadła.

– Jak chcesz. Warren jest z ciebie mniej niż zadowolony i rozważa wycofanie się z umowy.

Quinn chwycił się granitowej wyspy, jakby jachtem zakołysała wysoka fala.

– Co?

– I dlaczego? – zapytała Cal. – Co zrobił Quinn?

– Chodzi o wywiad, jakiego udzieliła Storm? – spytał Quinn.

– Częściowo – odparł Kade.

Quinn wypił łyk kawy i spojrzał na wodę. Kobieta, z którą spotykał się przez trzy tygodnie, miesiąc po rozstaniu postanowiła podzielić się ze światem intymnymi szczegółami ich romansu. Storm ze łzami oznajmiła, że Quinn nie potrafi zaangażować się emocjonalnie i że stale ją zdradzał. Z tych powodów wymagała teraz intensywnej terapii. Nic z tego nie było prawdą, ale brzmiała bardzo przekonująco.

Został oszukany. Dał jej jasno do zrozumienia, że nie szuka stałego związku, ale ona zamieniła ich niewarty zapamiętania romans w dramat. Jej wywiad zyskał rozgłos i pozwolił jej zaistnieć w mediach.

– Siadaj tu. – Kade wskazał fotel.

Quinn ciężko opadł na fotel i oparł się wygodnie. Przenosił wzrok z Kade’a na Maca i na Cal. W jej oczach widział niepokój i troskę.

– To tylko najnowszy epizod z całej serii złej prasy. Warren martwi się, że to jest stały trend. Powiedział wprost, że drużyny Mavericksów nie stać już na złą prasę.

– Chce, żebym przestał być partnerem? – spytał Quinn.

– Sugerował to.

Quinn przeklął pod nosem. Mavericksi to jego życie. Trenowanie drużyny, z którą się utożsamiał, było jego hobby i pracą. Do szaleństwa kochał to, co robił.

Ale żeby kupić drużynę, potrzebowali Baylissa. Bayliss gwarantował też korzystne umowy sponsorskie. Miał znajomości w mediach, o jakich oni mogli tylko marzyć. Ale nie chciał Quinna. Niech to jasny szlag.

Quinn spojrzał na Cal, która zsunęła się z wysokiego stołka i usiadła na podłokietniku jego fotela, otaczając go ramieniem. Rzadko kogoś potrzebował, ale w tym momencie potrzebował jej wsparcia, humoru, rzetelności.

Spojrzał na Wren.

– Czy on ma rację? Czy ja szkodzę marce Mavericks?

Wren przeniosła wzrok na stertę gazet.

– Cóż, z pewnością jej nie pomagasz. – Złączyła dłonie. – Wszystko, co ostatnio o tobie pisali, dotyczy tego samego tematu. Niestety nie mają powodu traktować cię miło. Dwa tygodnie temu o mały włos nie przejechałeś fotoreportera.

Quinn uniósł ręce.

– To był wypadek.

– A podczas wywiadu radiowego nazwałeś prasę wrzodem wiadomo na czym.

Cóż, bo to prawda.

– Zasadniczo chodzi im o to, żebyś wydoroślał – ciągnęła Wren. – Że twoje, nazwijmy to, wyczyny są coraz bardziej denerwujące. Że twój widok z inną kobietą co miesiąc jest nudny i banalny. Niektórzy idą krok dalej, pytają, kiedy pójdziesz śladem Kade’a i Maca, którzy się ustatkowali. Twierdzą, że to, co było zabawne i interesujące, jak byłeś po dwudziestce, teraz jest tylko dowodem egoizmu.

Quinn się skrzywił. Zabolało.

Choć nie tak jak świadomość, że nigdy nie będzie miał tego, co oni, własnej rodziny…

Poważnie, Rayne, znów zaczynasz? Od siedmiu lat wiesz o swojej bezpłodności, zaakceptowałeś ją. Przecież nie chcesz mieć rodziny, zapomniałeś? Przestań o tym myśleć.

Kade wziął do ręki gazetę, a Quinn zauważył, że ktoś, pewnie Wren, podkreślił jakiś tekst.

Kade przeczytał na głos:

– Według naszych źródeł transakcja kupna drużyny Mavericksów przez Quinna Rayne’a, Kade’a Webba i Maca McCaskilla oraz ich inwestora, konserwatywnego miliardera Warrena Bylissa, zbliża się do sfinalizowania. Można by pomyśleć, że Rayne postara się zachowywać przyzwoicie. Może jego partnerzy powinni mu powiedzieć, że chociaż jest znakomitym trenerem, jest też fatalnym przykładem dla swoich zawodników, a jego życie osobiste to niesmaczny żart.

Kade i Mac patrzyli mu w oczy.

– Chcecie mi coś powiedzieć? – spytał Quinn.

– Miniony rok był stresujący dla nas wszystkich – Kade zabrał głos. – Tyle się wydarzyło: śmierć Vernona, nasza współpraca z Baylissem.

– Miłość i ojcostwo – dodała Wren.

Kade skinął głową.

– To, że generujesz złą prasę, komplikuje sytuację. Chcemy, żebyś się pozbierał.

Quinn uniósł głowę i spojrzał w sufit. Chciał zaoponować, krzyczeć, że to niesprawiedliwe oskarżenia. Zamiast tego opuścił głowę i spojrzał na Cal, która wciąż siedziała na podłokietniku fotela, zamyślona.

– Jesteś bardzo milcząca, Ruda. Co myślisz?

Cal przygryzła wargę, przechyliła głowę i westchnęła.

– Wiem, jakie ważne jest dla was przejęcie drużyny i myślę, że chciałbyś zrobić wszystko, żeby do tego doszło. – Zmarszczyła nos. – Może powinieneś skończyć z seryjnym randkowaniem, nie gadać tyle, rzucić sporty ekstremalne…

Przerwał jej głośny dzwonek telefonu. Cal aż podskoczyła.

– Przepraszam, to mój. Pewnie ze szpitala.

Pochyliła się i sięgnęła po torebkę, pokazując pośladki. Quinn potarł twarz i usiłował zwilżyć wargi.

Zamiast myśleć o Cal i jej zgrabnej pupie, powinien skupić się na swojej karierze. Musi przekonać Baylissa, że jest niezbędnym elementem zespołu, a nie czynnikiem ryzyka. Musi sprawić, by media skupiły się na pozytywach jego związków z drużyną. Łatwo powiedzieć.

Gdy Cal wymknęła się na pokład, pomyślał, że jego nagłe zainteresowanie nią to komplikacja, bez której świetnie by się obył.

– Callahan Adam-Carter? Chwileczkę, pan Graeme Moore chce z panią rozmawiać.

Cal ściągnęła brwi, zastanawiając się, kim jest Graeme Moore. Obejrzała się na salonik za oknem. Wszyscy trzej mężczyźni byli bardzo przystojni. A ponieważ tylko Quinn był jeszcze do wzięcia, nie dziwiła się, że prasa skupiała na nim uwagę. W Vancouverze śniadanie nie może się obyć bez kawy i najświeższych plotek na temat ulubionych synów tego miasta.

Przez lata jego jasne włosy pociemniały, przybierając barwę toffi, ale oczy, jasnozielone, pozostały takie same, osłonięte długimi ciemnymi rzęsami. Nie była zachwycona zbyt długą brodą Quinna i włosami do ramion, ale rozumiała, czemu tak się podobał mieszkankom Vancouveru. Był bardzo seksowny i męski. Miał w sobie pewną szorstkość, którą kobiety kochają. Po latach obserwowania, jak na jego widok robią z siebie idiotki, rozumiała, że był gorącym kąskiem.

Kiedy wcześniej trzymał ją w objęciach, jej tętno przyspieszyło. I poczuła takie dziwne pulsowanie. Po pięciu latach obojętności wobec mężczyzn jej seksualność budziła się do życia. Sądziła, że padło na Quinna dlatego, że był blisko, i że od dawna nie spotykała się z żadnym atrakcyjnym mężczyzną.

To nic nie znaczy. To Quinn, na Boga. Ten sam, który próbował hodować żaby w łazience, który z niej bezlitośnie żartował i bronił jej przed szkolnymi osiłkami. Dla niej nie był najmłodszym i najlepszym trenerem hokeja w lidze NHL, którego adrenalina dostarczała strawy tabloidom, ani niegrzecznym chłopcem, który spotyka się z modelkami i szukającymi reklamy aktoreczkami.

Dla niej był po prostu Quinnem, od prawie dwudziestu lat jej najbliższym przyjacielem.

Dokładnie osiemnastu. Nie rozmawiali z sobą przez pół roku przed jej ślubem ani podczas trwania jej małżeństwa. Skontaktowali się dopiero po śmierci Toby’ego.

– Pani Carter, cieszę się, że w końcu panią znalazłem.

Pani Carter? Poczuła ucisk w żołądku.

– Wysłałem liczne mejle na pani adres w Carter International, ale dotąd pani nie odpowiedziała – ciągnął Moore. – Dowiedziałem się, że wróciła pani do kraju, więc w końcu zdobyłem numer pani komórki.

Cal wzruszyła ramionami. Jej życie jako pani Carter skończyło się w dniu, kiedy zginął Toby, i nigdy nie zwracała uwagi na mejle przychodzące na ten adres.

– Przepraszam. Z kim mam przyjemność?

– Jestem adwokatem Toby’ego Cartera, dzwonię w sprawie jego majątku.

– Nie rozumiem, po co, skoro sprawa majątku Toby’ego została przed laty załatwiona – odparła, marszcząc czoło.

Moore milczał dłuższą chwilę, w końcu podjął:

– Przeczytałem jego testament po pogrzebie, pani Carter. Pamięta pani ten dzień?

Niezupełnie. Wspomnienie śmierci Toby’ego i pogrzebu przesłaniała mgła, której nie była w stanie, i nie chciała, usunąć.

– Podałem pani teczkę, prosiłem, żeby pani przeczytała testament, kiedy poczuje się pani na siłach – mówił dalej Moore. – Nie zrobiła pani tego?

Cal odsunęła przyprawiające o mdłości emocje, które przebijały się na powierzchnię, ilekroć wspominała byłego męża albo rozmawiała o nim, i zmusiła się do myślenia. Nie, nie czytała testamentu po raz kolejny. Nie pamiętała nawet żadnej teczki. Pewnie leży tam, gdzie ją zostawiła, w gabinecie we wciąż niezamieszkanym domu Toby’ego.

– Czemu pan do mnie dzwoni, panie Moore?

– Żeby przypomnieć, że sprawa majątku pana Cartera od pięciu lat jest w zawieszeniu. Pan Carter chciał, żeby pani odziedziczyła jego majątek, ale nie chciał dzielić się nim z pani przyszłym mężem. Jego testament stanowi, że jeśli nie wyjdzie pani powtórnie za mąż przez pięć lat po jego śmierci, jest pani jego spadkobierczynią.

– Co?

– Majątek zawiera liczne rachunki bankowe, nieruchomości w kraju i za granicą. Udziały w Carter International. A także zbiory sztuki, meble i kolekcję kamieni szlachetnych. Majątek jest szacowany na dwieście milionów dolarów.

– Nie chcę tego. Niczego nie chcę. Proszę dać to jego synom.

– Testamentu nie można zmienić. Jeśli wyjdzie pani za mąż przed piątą rocznicą śmierci pana Cartera, przestanie pani być beneficjentką jego testamentu. Tylko wtedy ten majątek zostanie podzielony między jego dwóch synów.

Toby, ty draniu.

– Więc muszę wyjść za mąż w ciągu czterech miesięcy, żeby mieć pewność, że jego synowie odziedziczą to, do czego mają prawo? – zapytała Cal.

– Właśnie tak.

– Wie pan, jakie to jest szalone?

Błagając ją, by przeczytała mejle, Moore zakończył rozmowę. Cal zamknęła oczy i wzięła głęboki oddech, by zdusić atak paniki. Wszystko, co posiadał Toby, było dla niej skażone jego złą energią, ukrywaną pod na pozór czarującą osobowością, którą pokazywał światu.

Toby nie żył od pięciu lat, a wciąż budził w niej panikę, zamieniał jej ciężko wywalczoną niezależność w bezbronność. Nie chciała jego majątku. Nie chciała niczego, co do niego należało. Nie chciała mieć z nim żadnego związku.

Żeby się uwolnić od emocjonalnych więzi z pierwszym mężem, nie może ich łączyć nic, co do niego należało. Poślubi pierwszego mężczyznę, który się na to zgodzi, byle pozbyć się tego skażonego złem spadku.

Usłyszała, że drzwi się otwierają, odwróciła się i ujrzała Quinna. Przywołała na twarz uśmiech z nadzieją, że zajęty własnymi problemami Quinn nie dostrzeże, że właśnie została gwiazdą swojego dramatu.

Patrzył na nią, marszcząc czoło.

– Wszystko gra? – spytał, wskazując, by weszła ośrodka.

Kiwnęła głową i wróciła do saloniku.

– Poza tym, że potrzebuję męża, wszystko jest okej. – Zobaczyła zdumione miny zebranych i machnęła ręką. – Kiepski żart. Nie zwracajcie na mnie uwagi. I co, macie pomysł, co zrobić, żeby Quinn miał lepszą prasę?

Wren skrzyżowała nogi w kostkach, łącząc dłonie na kolanach.

– Chciałabym, żebyś nie żartowała. Najlepiej dla Quinna byłoby, gdyby się z tobą ożenił.

Mac i Kade zaśmiali się. Quinn prychnął, ale Cal tylko uniosła brwi, jakby chciała usłyszeć więcej.

– Jesteś jedynym owocem bajkowego romansu między bogatym mężczyzną i Rachel Thomas, główną solistką Royal Canadian Ballet Company, która jest uważana za jedną z najlepszym balerin świata. Byłaś żoną Toby’ego Cartera, najbardziej atrakcyjnego i nieosiągalnego kawalera z Vancouveru. Dopóki nie pojawiło się tych trzech. Ludzie cię kochają, choć rzadko bywasz w mieście – oznajmiła Wren.

Naprawdę? Mogłaby to zrobić? Starczyłoby jej odwagi? To byłoby szybkie i wygodne rozwiązanie.

Cal zebrała się na odwagę, przywołała na twarz promienny uśmiech i zwróciła się do Quinna:

– I co o tym sądzisz? Chcesz się ze mną ożenić?

Tytuł oryginału: Married to the Maverick Millionaire

Pierwsze wydanie: Harlequin Desire, 2016

Redaktor serii: Ewa Godycka

Korekta: Urszula Gołębiewska

© 2016 by Joss Wood

© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o. Warszawa 2018

Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.

Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne.

Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.

Harlequin i Harlequin Gorący Romans są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.

HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.

Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone.

HarperCollins Polska sp. z o.o.

02-516 Warszawa, ul. Starościńska 1B, lokal 24-25

www.harlequin.pl

ISBN: 978-83-276-3528-0

Konwersja do formatu EPUB: Legimi Sp. z o.o.