Filthy Rich Vampires: Na wieczność - Geneva Lee - ebook
NOWOŚĆ

Filthy Rich Vampires: Na wieczność ebook

Geneva Lee

4,2

159 osób interesuje się tą książką

Opis

Magia znów się przebudziła, a walka o władzę trwa

Thea akceptuje swoje moce i zajmuje należne sobie miejsce jako królowa z Julianem u boku. Jednak ich świat kolejny raz rozpada się na kawałki.

Rozpoczyna się nowa gra kłamstw i podstępów między frakcjami walczącymi o kontrolę. Nagrodą jest władza, a Thea i Julian znajdują się w samym centrum wydarzeń. Ktoś zamordował poprzednią królową, na której tronie zasiada teraz Thea. Czas ucieka, trzeba szybko znaleźć zabójcę, zanim dopadnie on także Theę.

W oszałamiającej czwartej części bestsellerowej serii Filthy Rich Vampires magia powraca do umierającego świata, niosąc ze sobą niszczycielską moc.

Ta historia jest naprawdę SPICY. Sugerowany wiek: 18+

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 618

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,2 (23 oceny)
12
5
4
2
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
patrycjapsuj

Z braku laku…

Najsłabsza ze wszystkich części - doczytałam, żeby skończyć serię.
10
Arencl

Nie oderwiesz się od lektury

Polecam przeczytać całą serię.
00
Mekito

Całkiem niezła

Coraz gorsze tomy
00
klaudiaciacho

Całkiem niezła

Ten tom podobał mi się chyba najmniej, choć bardzo lubię tę serię. Za dużo się tutaj działo, ogólnie za długa była ta część i mocno mnie nużyła. Plus za nowe POV.
00
Madzik083

Nie oderwiesz się od lektury

polecam ❤️‍🔥
00

Popularność




Dla Królowych

Wprowadzenie

Thea

Nie! – krzyknęłam. Wyciągnęłam ręce, wychylając się mocno do przodu, by wyrwać się z uścisku silnych ramion, które ciągnęły mnie z powrotem na tron. Obejrzałam się gorączkowo za siebie i ujrzałam Lysandra! Na widok tej zdrady po kręgosłupie przebiegł mi dreszcz i jeszcze raz naparłam z całej siły ciałem. – Co ty wyprawiasz? Wypuść mnie.

– Jeszcze nie teraz – odparł.

Zacisnął usta i skinął kobiecie w kapturze, która klęczała u mojego boku i przyglądała się tej scenie.

Skierowałam na nią uwagę.

– Proszę. Musicie mnie wypuścić. – Mój głos zabrzmiał jak jęk. – Chodzi o niego. O mojego partnera godowego.

Musiałam być teraz przy nim, choćby po to, by go dotknąć. Tylko wtedy ucichłoby walenie w mojej piersi, które nakazywało mi zbliżyć się do niego. Tylko w ten sposób mogłam ukoić rozedrganą duszę, ale też ponownie odnaleźć jego głos. Ten, który wzywał mnie w przedziwnym świecie światła i cienia. Musiałam się upewnić, że on wciąż tam jest, a ja mogę go usłyszeć.

Czułam, że za chwilę zaślepią mnie łzy i w desperacji zwróciłam się do nieznajomej. Chciałam, by je ujrzała i modliłam się o jej litość.

– Guiliano przeżyje – powiedziała z mocnym akcentem.

Guiliano. Dopiero po chwili zorientowałam się, że ma na myśli Juliana. Nigdy nie słyszałam, by ktoś go tak nazywał, ale było jasne, że ta kobieta go zna. To imię musiało pochodzić z jego wcześ-niejszego życia. Nie dbałam o to. Na pewno nie teraz, gdy mój ukochany wykrwawiał się na podłodze u moich stóp.

– Muszę być przy nim – błagałam.

– Potrzebujesz swojej mocy – odrzekła cicho. – Tron ci w tym pomoże. Przepływa przez niego magia Rio Oscuro. Zaczekaj jeszcze kilka minut, pozwól, by cię uzdrowił.

– O czym ty, do cholery, mówisz? – spytałam ze złością.

Brzmiało to tak, jakby mnie podłączyli do jakiejś magicznej ładowarki. A przecież teraz nie chodziło o mnie. Wspomnienie jego głosu oddalało się z każdą chwilą.

– Muszę być przy Julianie. Usłyszałam go!

– Usłyszałaś go? – spytał powoli Lysander.

Odwróciłam głowę i zauważyłam, jak przenosi wzrok z nieznajomej kobiety na ciało swojego brata.

– Tak. – Traciłam cierpliwość. – Byłam gdzieś… – Jak do cholery miałam wyjaśnić próżnię, w której się znalazłam? – Byłam gdzie indziej. Grała tam muzyka, a światło mieszało się z cieniem. Słyszałam go i czułam. On nadal żyje.

Musiał być żywy. Wcześniej się myliłam, a przez magiczne sztuczki Willema wszystko mi się pomieszało. Nie rozumiałam, co się dzieje, ale Julian tam był. Blisko. Czułam jego obecność całym ciałem i umysłem.

– Światło i cień? – wymruczał Lysander.

Napięłam się, oczekując, że będzie ze mnie drwił. On jednak zaczął coś mamrotać pod nosem.

– „Gdy światło zgaśnie, a cienie się wypalą, marzyciele obudzą burzę…”

– „Zarówno na niebie, jak i na ziemi, magia do magii, mrok do mroku, prawdziwa miłość do prawdziwej magii” – wyszeptała kobieta.

– Reszty nie pamiętam – powiedział Lysander, uważnie wpatrując się w jej twarz. – Wiesz, z jakiej księgi pochodzi to zaklęcie i co oznacza?

– Badałam je z wielką starannością. – Spojrzała w dół, jej policzki pokryły się szkarłatem.

Oni… flirtowali ze sobą. Poczułam dziwną i nagłą chęć, by im połamać karki, ale się opanowałam. Nie miałam czasu na bałagan, ale nie było go też, by mogli kontynuować tę rozmowę pełną tajemniczych podtekstów.

– Powiedziałaś, że Julian przeżyje. Jak?

Kobieta odpowiedziała mi po krótkiej pauzie.

– Ty. Ty go uzdrowisz.

– Próbowałam. Próbowałam go karmić swoją krwią, ale nie chciał jej pić.

Przełknęłam z trudem ślinę, jakbym chciała przełknąć ból, który mnie wypełniał. Nie zamierzałam się poddać.

– Nie chodzi o twoją krew, ale o twoją magię – powiedziała. – Musisz się wzmocnić, by przywołać pieśń żyjących i sprowadzić go z powrotem z próżni.

– Z próżni? – powtórzyłam po niej. Czyżby naprawdę o to chodziło? Ciężko westchnęłam. – Stamtąd, gdzie sama byłam?

Przytaknęła.

– Słyszałaś tam muzykę życia i śmierci?

Ale Lysander zapytał, jakby mi nie uwierzył:

– Byłaś tam? W nicości?

Zignorowałam go i zacisnęłam palce na rzeźbionych podłokietnikach. Słyszałam muzykę, gdy tam byłam, ale nie miałam pojęcia, co słyszę. Z całą pewnością nie wiedziałam, jak ją mogę przywołać.

– O tak, potrafisz to zrobić – powiedziała, jakby czytała mi w myślach. – Będzie jednak łatwiej, jeśli najpierw zawołasz tu swoje siostry. Ich magia wzmocni twoją.

– Moje siostry? Ale ja nie mam… – Pokręciłam głową.

– Le regine są twoimi siostrami – wyjaśniła. – One…

– Czekają na ciebie. – Przerwał jej kobiecy głos.

Uniosłam głowę na widok dwóch zbliżających się do tronu wampirzyc. Ta, która się odezwała, miała czarne włosy opadające kaskadą na plecy i lśniące w świetle latarni jak morska toń. Obok niej stała postać tak spokojna i cicha, że przypominała statuę wyrzeźbioną z czarnego kamienia. Jedynie srebrne włosy opadały miękkimi falami na jej ramiona. Obie były ubrane w szyfonowe suknie w kolorze kości słoniowej, które zakrywały im szyje, a każda miała na głowie inną koronę.

– Teraz rozumiem, dlaczego wizje nakazały mi zaprosić Guiliano z powrotem na nasz dwór – mówiła dalej ta pierwsza. – Myślałam, że chodzi o to, by zawrzeć pokój z jego matką i zaoferować jej nasz pusty tron. Dopiero dziś wieczór objawiła mi się prawda. Czekałyśmy na ciebie, siostro.

Siostro? Uniosłam brwi, zerkając na brata Juliana. Chciałam sprawdzić, czy coś z tego rozumie, ale wpatrywał się tylko w milczeniu w królowe.

Ach, zresztą o to też nie dbałam.

– Mam gdzieś twoje wizje – warknęłam na nią. – Chcę tylko ocalić mojego mężczyznę.

– Za jaką cenę? – odezwała się teraz królowa ze srebrnymi puklami. Mówiła, niemal nie poruszając ustami.

Znałam odpowiedź. Była dla mnie tak oczywista jak bicie mojego serca.

– Każdą.

Nie było ceny, której bym nie zapłaciła, by go uratować. Poświęciłabym swoją duszę, swoje życie, by go ocalić.

– Twój partner doświadczył prawdziwej śmierci – powiedziała czarnowłosa królowa, idąc po schodach w kierunku podwyższenia, na którym stały trony. – Żeby go uratować, musisz poświęcić własne życie.

– Zrobię to – odparłam szybko.

Zbyt szybko, bo Lysander zacisnął rękę na moim nadgarstku.

– Zastanów się nad tym – powiedział cicho. – Julian nie chciałby żyć bez ciebie.

– Nie będzie żył bez niej – przerwała nam królowa. – Thea musi zaoferować swoje życie, by go tu przywołać. Wampiry nie mają wstępu do świata umarłych. Jest zawieszony między życiem i śmiercią. Musi być przywiązany do czegoś w tym świecie, by możliwe było przywołanie jego duszy z powrotem do ciała.

Przełknęłam. To nie mogło być tak proste.

– Jest moim partnerem godowym, zostaliśmy ze sobą połączeni więzią godową.

– Owszem, jest twoim partnerem godowym, a ty jego partnerką. – Skłoniła przede mną głową. – Ale nie łączy was już więź godowa. Taka więź nie może przetrwać śmierci.

Na dźwięk jej słów dopadła mnie świeża fala smutku. Czułam, jak coraz bardziej mnie wypełnia, aż tracę oddech. Choć nie chcieliśmy tego, więź godowa nas połączyła, a Julian nigdy nie wykorzystywał swojej mocy nade mną. To właśnie moc… ona go zabiła.

– Jak? – spytałam w końcu. – Jak mam to zrobić?

– Żeby sprowadzić go z powrotem, musisz przywołać pieśń żywych i zaoferować mu ją. Jeśli ją przyjmie, jego życie będzie związane z twoim.

– Co to znaczy? – spytał podejrzliwie Lysander.

– Będzie żył tak długo jak ona.

– A jeśli ona umrze? – Brat Juliana domagał się dalszych wy-jaśnień.

– Julian umrze wraz z nią – odparła srebrnowłosa królowa. – Trzeba jednak wziąć też pod uwagę inne względy. Dasz mu dostęp do naszej magii. – W jej głosie pojawiła się niechęć.

Zaczęłam się zastanawiać, czy nie chce się dzielić swoją mocą, czy też Julian wkurzył ją czymś w przeszłości. Prawdopodobnie jedno i drugie.

– Zapłacę każdą cenę – powiedziałam z determinacją, czując napływające do oczu łzy. – Każdą.

– Jesteś zbyt słaba – odparła, w końcu poruszając ustami, aż ułożyły się w delikatny uśmiech. – Potrzebujesz naszej pomocy, a nie jestem przekonana, czy on jest wart naszej magii.

– Zino – napomniała ją druga królowa głosem, w którym pobrzmiewało ostrzeżenie. – Nie czas na to.

– Uważam, że lepszego czasu nie będzie, Mariano. Nie znamy tej syreny. Nie jest taka jak my. Czy zasiądzie na tronie? Czy będzie rządzić?

Otworzyłam usta, by zaprotestować, ale jej następne pytanie było jak kopniak w brzuch.

– Czy poświęci swoje życie, by służyć sprawom tego dworu?

– Powiedziałam już, że to zrobię – rzuciłam rozgorączkowanym tonem. Jak wiele razy miałam to powtarzać, marnując cenny czas?

– Czy ty w ogóle wiesz, co to oznacza? – spytała ostro, a jej rysy, wcześniej jak zaklęte w kamieniu, zaczęły się przeobrażać, nadając jej twarzy wygląd bestii.

– Wszystko wam ofiaruję. Wszystko – przysięgłam ponownie, a gdy wypowiadałam te słowa, poczułam na głowie jakiś ciężar. Sięgnęłam palcami i wyczułam koronę, która pojawiła się znikąd, a teraz spoczywała na moich skroniach.

Lysander wytrzeszczył oczy na ten widok, a ja wiedziałam, co to znaczy, zanim Mariana odezwała się ponownie.

Uśmiechnęła się do mnie, a korona nabrała jeszcze większego ciężaru, jakby mnie przykuła do tego tronu i tego życia.

– Magia cię wybrała. Witaj, siostro. A teraz przywołajmy twojego partnera godowego z powrotem do życia.

Julian

W śmierci nie było nic spokojnego. Nie żebym zasługiwał na spokój. Dopuściłem się w swoim życiu okrutnych czynów. Zasłużyłem na dużo gorszy los niż świat cieni, w którym się teraz znalazłem. Wampiry nigdy się nie martwiły o takie sprawy jak niebo, piekło czy świat umarłych. Nie było takiej potrzeby, skoro żyliśmy całe tysiąclecia. Zawsze jednak wyobrażałem sobie w sekrecie, że śmierć będzie spokojna. Nie tak burzliwa jak życie.

Tak było wcześniej, zanim ją spotkałem… zanim znalazłem powód, by żyć. Zanim wiedziałem, co utracę, gdy przyjdzie po mnie śmierć. Teraz? Teraz przede mną rozciągała się wieczność – świat ciemności i cieni pozbawiony wszelkiej jasności, nawet jej światła.

Równie dobrze mogłem trafić do piekła. Wolałbym znosić fizyczny ból czy tortury niż tę nicość. Jej brak – brak jej światła, uśmiechu, istnienia – był dla mnie piekłem.

Wędrowałem po świecie cieni, szukając śladów kogoś czy czegoś, ale byłem tu całkiem sam.

A wtedy usłyszałem w tej nicości cichą melodię i przez krótką chwilę w oddali mignęło światło, zanim je połknęły kłębiące się na niebie ciemne chmury.

Otworzyłem usta, by ją zawołać, a przynajmniej próbowałem. Chciałem spojrzeć w dół. Chciałem unieść rękę. Jakby mnie tu w ogóle nie było. A przynajmniej mojego ciała. Stałem się czymś innym, wspomnieniem, ale miałem to gdzieś. Ogarnęło mnie coś na kształt nadziei. Światło. Muzyka.

Ona żyła.

Nic nie miało znaczenia, skoro dane mi było trzymać się tego. Teraz mogłem znaleźć spokój w tej wieczności, a jeśli czasem ujrzę znowu to światełko lub usłyszę jej muzykę, przypomnę sobie, że nie wszystko stracone. Nie, dopóki ona żyje.

Nawet… nawet jeśli o mnie zapomniała. Nawet jeśli łącząca nas więź godowa została zerwana.

Wtopiłem się w cień i mrok, pochłonęły mnie wspomnienia o niej.

Thea

– To nie działa.

Powstrzymywałam się od płaczu, klęcząc przy jego ciele. Zimne kamienie raniły moje kolana, ale ledwie to zauważyłam. Wszędzie było tyle krwi, nawet teraz, gdy przestała wypływać z jego ciała, a jego serce przestało ją pompować. Zabarwiła moje ręce i suknię, mieszając się z moją własną.

– Nasłuchuj – napomniała mnie Mariana.

Stała obok, a jej cień padał na jego ciało. Jej siostra, czy też jak mówiły, nasza siostra Zina, nie zeszła z tronu ani się nie odezwała słowem od momentu, gdy zostałam wybrana przez koronę.

– Staram się – wycedziłam, próbując usłyszeć pieśń, o której mówiła. Tę, którą czułam, przebywając w próżni.

Lysander stanął na linii mojego wzroku. Uniosłam głowę, by mu spojrzeć w oczy. Ujrzałam w nich coś, co ugodziło mnie w samo serce jak nóż. Litość. Nie wierzył, że to zadziała, a z każdą mijającą minutą byłam gotowa przyznać mu rację.

– Theo – miękko wypowiedział moje imię – jeśli nie…

– Idź stąd! – zakomenderowała Mariana twardym głosem. – Ona musi się skoncentrować.

– Dlaczego? – spytała Zina z wysokości swojego tronu. – Nie jest pierwszym wampirem, który umarł. Nie będzie też z pewnością ostatnim.

Aż się we mnie zagotowało i czułam, że za chwilę wyładuję na niej złość. Musiałam znaleźć ujście dla całej tej wściekłości i poczucia winy, zanim te emocje zjedzą mnie żywcem.

– Może byłoby inaczej, gdybyś pomogła – odpowiedziała ostrożnie Mariana.

Czułam, że tracę nad sobą kontrolę, ale zanim wybuchłam, kątem oka zauważyłam w oddali jakieś poruszenie.

– Aurelio – odezwała się moja towarzyszka do kobiety w kapturze. – Dopilnuj, by nikt tu nie wchodził. Zabierz go ze sobą.

Wymieniłam spojrzenie z Lysandrem, gdy podeszła do niego Aurelia.

Skinął lekko głową, a cienie padające na jego twarz podkreśliły ostre rysy. Jakby chciał mi obiecać, że będzie w pobliżu, gotów nieść pomoc.

Ale nie mógł mi pomóc. Wyglądało na to, że nikt nie może.

Gdy wyszli z sali, Mariana rozluźniła ramiona.

– Teraz będzie łatwiej.

– Wątpię – burknęłam, bo zaczynało mi brakować tego, co było konieczne, by próbować. Nie, nie magii. Nadziei. Każda upływająca sekunda pozbawiała mnie tej ostatniej. Wkrótce nie zostanie już nic.

Nie miałam pojęcia, co zrobię, gdy tak się stanie. Próbowałam iść za nim do krainy śmierci, ale zostałam przywołana z powrotem tutaj – do prawdziwego piekła.

– Słuchaj, aż usłyszysz muzykę – powiedziała po raz setny.

Zamknęłam oczy, próbując się wsłuchać, ale melodia, którą słyszałam wcześniej, w nicości, nie przypominała żadnej innej. Nie znałam tej pieśni. Wzięłam głęboki oddech, usiłując z powrotem zanurzyć się w próżni, ale znalazłam tylko ciszę.

Spojrzałam na Marianę z rosnącym rozczarowaniem.

– Jak brzmi ta pieśń?

Zamilkła na chwilę, mrużąc oczy.

– Nie wiem. Tylko syreny ją znają.

Tymczasem ja nie byłam syreną. Nie tak naprawdę. Zagryzłam z frustracji usta. Tylko w połowie wypełniona byłam magią, której teraz potrzebowałam. Druga połowa…

– Nie potrafię…

Nawet w moich uszach mój głos brzmiał jak wydrążony. Opadłam do tyłu i zdjęłam zakrwawione ręce z Juliana, czując, że gaśnie ostatnia iskierka nadziei. Zamiast tego zaczął mnie ogarniać żal. Pociągał mnie za sobą jak ukryty nurt. W każdej chwili mógł mnie wciągnąć do środka.

Nie byłam nawet pewna, czy chciałam z nim walczyć.

– Nie jest dość silna – oznajmiła Zina, nadal siedząc na tronie. – Mówiłam ci.

– Korona wybrała ją – rzuciła cicho Mariana.

– Korona wybrała źle.

Nie zamierzałam kłócić się z nią. Miała rację. Jakąkolwiek moc dostałam wraz z koroną, teraz już jej nie czułam. Wyparowała. Zostały tylko dwie złamane istoty, obie martwe na swój sposób.

– Chcę z nim zostać na chwilę sama – wyszeptałam, przełykając kolejne słowa. Nie powiedziałam, że chcę się pożegnać. Nie będzie między nami żadnych pożegnań.

– Nie jestem pewna. – Mariana się zawahała, ujrzałam w jej gniewnych oczach wątpliwości.

Za to Zina od razu wstała z tronu. Podeszła do mnie z zadowoleniem, które stanowiło jedyną emocję na jej stoickiej twarzy.

– Chodź – odezwała się do Mariany. – Pozwólmy jej na te ostatnie wspólne chwile.

Ostatnie wspólne chwile.

Nie zauważyłam, że wyszły, tak bardzo byłam skupiona na analizowaniu jej słów. Jeśli miała rację, to był koniec. Później przyjdą po Juliana i będę zmuszona się z nim rozstać. Ale nie byłam gotowa. Nie teraz, gdy ledwie godzinę temu tak wyraźnie czułam jego obecność. Nie teraz, gdy nadal mogłam go dotknąć.

Jego krew ostygła. Już nie ogrzewała moich rąk. Teraz była śliska i tłusta w dotyku, a ja z jednej strony chciałam ją z siebie zetrzeć, a z drugiej pozwolić, by na zawsze pokrywała moją skórę. Tylko tyle mi po nim zostało. To nie było sprawiedliwe.

Nie zdawałam sobie sprawy, że płaczę, dopóki pojedyncza łza nie spadła na moją dłoń, by się połączyć z jego krwią. Nie będzie ślubu ani dzieci. Łzy leciały coraz większym strumieniem, aż w końcu ledwie mogłam oddychać. Myślałam o wszystkich tych miejscach, w które mieliśmy się udać. Teraz już żadnego z nich nie zobaczę. Dlaczego miałabym tam pojechać bez niego u boku? Wzdychałam, z każdą sekundą zdając sobie sprawę z tego, jak wiele utraciłam. Nigdy już nie zobaczę, jak stoi w podcieniach i patrzy, jak gram na wiolonczeli. Nie wybudujemy nowego domu w Paryżu, w miejscu tego, który zniszczyła jego siostra. Nie będzie już przepełnionych czcią dotyków, nie będziemy się kochać w świetle księżyca.

Spędziłam ostatnio tyle czasu, zastanawiając się nad tym, co przyniesie przyszłość, niepewna co do dalszych kroków, że straciłam z oczu prawdę. Przyszłość zawsze tu była. W jego uśmiechu. W jego przekomarzankach z braćmi. W dłoniach, które odnajdywały moje ciało w ciemnościach nocy. Przyszłość, jedyna warta tego miana, była w nas.

Była nim.

Bez tego nic nie miało sensu. A już na pewno nie ten głupi tron czy korona.

Próbowałam zerwać ją z głowy, ale stawiała tak wielki opór, jakby nie była zwykłym przedmiotem, ale żyjącą istotą, która nie chce zostać odrzucona.

– Nie chcę cię! – Mój krzyk poniósł się po sali pustym echem, aż w końcu dosięgnął mnie z powrotem.

Opadłam na ciało Juliana, rozpadając się na kawałki. Stałam się tą słabą istotą, zawsze wiedziałam, że taka właśnie jestem. Gdyby było inaczej, jak mówiły one, uratowałabym go. Przywołałabym tę głupią pieśń. Uzdrowiłabym to, co popsułam. Ale byłam niczym. Nie byłam ani syreną, ani wampirzycą. Jedynie mieszańcem, który nie miał w tym świecie żadnej pozycji, a skoro nie mogłam uratować Juliana i tak nie chciałam tego świata.

Pozwoliłam więc sobie na łzy i krzyki rozpaczy, aż zdarłam całkiem krtań, a oczy mi wyschły. Czułam jedynie pulsowanie w tyle głowy.

Przypomniałam sobie ten wieczór, gdy spotkaliśmy się po raz pierwszy, a on patrzył na mnie, jakby miał mnie rozszarpać, i zaczęłam cichutko nucić Andante con moto. Ostatni utwór, który zagrałam, zanim pojawił się Julian, by mnie uratować i odmienić na zawsze moje życie.

To nie była pieśń życia, którą podobno władały syreny. Wręcz przeciwnie, to była pieśń o dziewczynie spotykającej śmierć. W końcu ją zrozumiałam. Sądziłam, że to opowieść o niewinnej istocie, która ucieka ze szponów złego losu, ale się myliłam. To była pieśń o utracie. O gorączkowej desperacji towarzyszącej temu żalowi. Jest w niej strach, dzika nadzieja i panika, a na końcu akceptacja. Miałam w głowie tylko fragment, który grałam z zespołem. Nie pamiętam niczego, co następowało po ostatniej części wykonanej z kwartetem, jedynie uczucie rezygnacji, które zawarł w utworze Schubert. Nie było tam ulgi. Za to bardzo dużo goryczy.

Nie mogłam dalej nucić, bo skończyłam andante. Nie chciałam dłużej ciągnąć. Zamiast tego znalazłam nową melodię, tak słodką jak smak jego pocałunków o północy. Zmieniła się w tęsknotę za jego dotykiem i bezpiecznym spokojem, który czułam w jego ramionach. Zawarłam w muzyce pochwałę Juliana – moje ostatnie pożegnanie – bo nie było takich słów, które oddałyby moje uczucia do niego. Nie miałam innego sposobu, by przekazać wszystko, co dla mnie znaczył i wszystko, czym nadal dla mnie będzie. Tylko te dźwięki; narastały we mnie, a potem wypływały.

Gdy dotarłam do ostatniej nuty i ją przeciągnęłam, wiedziałam, że to pieśń bez zakończenia. My nie mieliśmy zakończenia. Była w nas prawdziwa magia i być może dlatego korona przez pomyłkę wylądowała na mojej głowie, słysząc symfonię napisaną przez naszą więź.

Teraz jednak skończyłam pieśń i w sali zapadła cisza.

Zobaczyłam rękę na swoim ramieniu, ale dopiero po chwili ją poczułam. Poczułam jego.

– Moje kochanie. – Głos był zmęczony i kruchy, ale należał do niego.

Usiadłam i jego ręka opadła na kamienie. Julian jęknął, a ja poczułam, jak przeszywa mnie ból. Złapałam jego dłoń i w końcu odważyłam się unieść na niego wzrok. Odpowiedział mi spojrzeniem swoich niebieskich oczu, w których zalśniło światło, bo magia zadziałała. Kość wystająca z jego piersi się cofnęła, a blade policzki pokrył róż.

– Theo. – Jego głos był odmieniony przez ból.

Uciszyłam go gestem.

– Nic nie mów. Po prostu zdrowiej.

Wsparłam się na kolanach, by odsunąć zakrwawiony kosmyk z jego oczu, teraz pełnych życia, miłości i przyszłości.

Naszej przyszłości.

Upływały minuty, a my tylko patrzyliśmy na siebie, aż w końcu nie miałam pojęcia, ile tak naprawdę minęło czasu. Nie mogłam oderwać od niego wzroku. Był moim mężczyzną. Moim partnerem godowym.

W końcu na jego ustach pojawił się nieśmiały uśmiech.

– Czy teraz mogę już coś powiedzieć?

Skinęłam ze śmiechem głową, czując, że do oczu znowu napływają mi łzy.

– No dobrze – odparł. – Dlaczego masz na głowie koronę?

Julian

Thea dotknęła korony, która zdobiła jej pochyloną głowę. Na opasce lśniły cięte diamenty przypominające promienie słońca. W środku tej słonecznej eksplozji wił się wąż, symbol le regine. W zaciśniętych szczękach trzymała półksiężyc wyrzeźbiony z kamienia księżycowego. Zmarszczyła nos, uwypuklając swoje cudne piegi i westchnęła głęboko.

– Ach, to – rzuciła beznamiętnie. – To nie ma znaczenia.

Ale nie miała racji. Rozpoznałem tę koronę i widziałem na czyjej spoczywała głowie. Wiedziałem też, co oznacza fakt, że teraz ma ją Thea.

Uniosłem głowę i rozejrzałem się wokół. Nie zdziwiło mnie, że znajdujemy się w pobliżu podwyższenia z tronami trzech królowych. Sala tronowa była pusta, ale wysprzątano ją od czasu mojej ostatniej wizyty. Dwie siostry niewątpliwie zrobiły to z okazji dołączenia trzeciej królowej. Miała nią zostać moja matka, ale skoro to Thea miała na głowie koronę…

– Co się stało? – spytałem chicho. Wiedziałem, że tylko ona zna prawdę.

Milczała przez chwilę, aż w końcu się odezwała łamiącym się głosem.

– Umarłeś.

Skinąłem głową, bo nie było sensu zaprzeczać. Wiedziałem jednak, że stało się coś więcej. Oboje o tym wiedzieliśmy.

– Ale teraz jestem tu.

Przez chwilę jakby się wahała, aż w końcu otworzyła oczy i wszystko mi opowiedziała. Słuchałem spokojnie, gdy mówiła o Willemie, o tym, kim dla niej był, a potem zaczęła mi streszczać wydarzenia tego wieczoru. Gdy skończyła, w jej szmaragdowych oczach lśniły łzy.

– Nie miałam wyboru. – Splotła palce. – Zrobiłabym wszystko, żeby cię uratować.

– Nie musisz się przede mną tłumaczyć. – Gdyby tylko wiedziała, czego ja się dopuściłem, by ją odnaleźć. Gdyby wiedziała o wampirach, które torturowałem, poszukując jej po całym świecie, czy w ogóle spojrzałaby na mnie jeszcze w taki sposób?

– Nie masz nic przeciwko? – Zagryzła dolną wargę.

Przykleiłem wzrok do jej ust. Nagle w spodniach zrobiło mi się ciaśniej. Zdaje się, że bardzo szybko wracałem do zdrowia.

– Miałbym mieć coś przeciwko?

Ostrożnie się podniosłem i usiadłem przy niej. Nie czułem już bólu. Było tak, jakby to wszystko w ogóle się nie wydarzyło. Gdyby nie korona zdobiąca jej skronie, pomyślałbym, że wszystko to sobie wyobraziłem.

– Przeciwko temu, że ja… – Wskazała gestem koronę, jakby nie mogła głośno przyznać, na co się zgodziła, nosząc ją.

– Wyobrażam sobie ciebie nagą, z samą tylko koroną na głowie…

Nie musiałem jej odmalowywać reszty tej wizji. Dosiadała mnie z twarzą zasnutą mgiełką rozkoszy. Sądząc po tym, jak się zaczerwieniła, wyobraziła sobie dokładnie to samo.

– Nie wiem, czego ode mnie oczekują – przyznała. – Myślę, że to był błąd.

– Theo. – Napawałem się smakiem jej imienia na języku, a potem ściszyłem głos, bo wiedziałem, że pozostali są gdzieś niedaleko. Przesunąłem kciukiem po grzbiecie jej dłoni. Wiedziałem, że nie potrafię ukoić jej zszarganych nerwów, ale chciałem pomóc jej zaakceptować to, co zrobiła. – Przywróciłaś mnie do życia. To nie był błąd. Korona wybrała właśnie ciebie.

Otworzyła usta, by zaprotestować, ale wtedy rozwarły się drzwi do sali tronowej. Do środka wpadła moja matka, a z nią z tuzin innych osób. Wszyscy zamilkli na nasz widok.

„Julian”. – Usta Sabine ułożyły się na kształt mojego imienia, choć nie wydała z siebie żadnego dźwięku. Mój ojciec stał obok, a wyraz dezorientacji na jego twarzy przeplatał się z ulgą.

– A więc to zadziałało! – Ciszę w końcu przerwał Lysander. – O kurwa, zadziałało!

Stojąca obok kobieta uciszyła go ostrym spojrzeniem.

– Mówiłam, że tak będzie – oznajmiła Mariana, wymijając ich i idąc w naszym kierunku. Towarzysząca jej siostra pociągała lekko nosem. Zachowywała kamienną twarz i jedynie ten dźwięk był oznaką, że czuje się rozczarowana przebiegiem wydarzeń.

Mariana uśmiechnęła się do nas i dwie królowe zajęły swoje miejsca na tronach. Gdy tylko na nich zasiadły, odezwała się podniosłym tonem:

– Dołącz do nas, siostro.

Thea spojrzała mi w oczy, nadal zagryzając dolną wargę, wiedziałem, że nie ma na to ochoty. Nie tylko dlatego, że ja tu jestem. Nie przetrawiła jeszcze tego, co się wydarzyło i kim teraz jest.

– Idź – zachęciłem ją cichym głosem, który słyszała tylko ona. – Usiądź na swoim tronie.

– Ale… – Zacisnęła mocno palce wokół moich. – Co z tobą?

– Pierwszy oddam ci hołd, moja królowo. – Nachyliłem się bliżej, dotykając wargami płatka jej ucha. Zadrżała, a ja się uśmiechnąłem. – A potem przed tobą uklęknę i oddam ci hołd w odpowiedni sposób.

Jednym szybkim ruchem wstałem z podłogi, łapiąc na sobie zaszokowany wzrok obecnych. Cóż, nawet ja sam byłem zdziwiony tak szybkim powrotem do sił. Być może magia Rio Oscuro dała Thei mocy, by mnie uzdrowić, ale dziwiło mnie, że nie czuję ani śladu tamtego bólu.

Pochyliłem się, oferując jej swoją nagą dłoń bez rękawiczki, a ona ją przyjęła, na co reszta zgromadzonych zareagowała pełnym szoku westchnieniem.

Gdy wstała z kamiennej posadzki, na początku nie ruszyła się z miejsca. Powstrzymywałem się ze wszystkich sił, by jej sobie nie przerzucić przez ramię i nie zanieść w ustronne miejsce. Towarzyszyło nam zbyt wiele osób, byśmy się mogli odpowiednio ze sobą przywitać, a czując w lędźwiach nową energię, którą przyniosło to nieoczekiwane zmartwychwstanie, nie mogłem się doczekać, aż zostaniemy sam na sam.

Już miałem przegrać tę walkę i ją porwać, gdy odezwała się Sabine, mrugając, jakby właśnie się obudziła.

– Co tu się dzieje? – spytała władczo, wodząc wzrokiem od głowy Thei do mnie. Jej oczy zmieniły się w wąskie szparki, gdy zaczęła dodawać dwa do dwóch. – Co ty zrobiłaś?

Zacisnąłem mocniej palce na dłoni Thei, by ją ostrzec.

Moja matka chce cię wciągnąć w pułapkę.

Thea zaśmiała się cicho, jakby chciała dać mi znać, że o tym wie. Postanowiła jednak jej nie ignorować. Puściła moją dłoń i podeszła do Sabine, kołysząc biodrami w zakrwawionej sukni. Gdy stała tuż przed nią, uniosła brodę, jakby nie była o jakieś trzydzieści centymetrów niższa od mojej matki. Jednak jej wzrost nie miał znaczenia, bo emanowała taką mocą, jakby ją otaczała promienista aureola.

– Co zrobiłam? – powtórzyła jej pytanie. – Uratowałam twojemu synowi życie.

Sabine zamrugała. Przez chwilę wyglądała niemal na zaskoczoną, ale jej twarz w ułamku sekundy przybrała swój standardowy pełen wyższości wyraz.

– A do tego ukradłaś koronę.

– Korona została mi przekazana – powiedziała Thea cichym, ale stanowczym głosem, który wszyscy usłyszeli. – A jeśli bardziej martwisz się o koronę niż o życie swojego syna, musisz, do cholery, popracować nad priorytetami.

Żadna z nich nie cofnęła się nawet o krok, choć przez tłum przetoczył się pomruk akceptacji dla słów Thei. Kątem oka dostrzegłem lekki uśmiech na twarzy brata. Inni dopiero się pojawili i wchodzili tłumnie na salę tronową, zanim zacznie się kolejna runda.

– To prawda? – Głos Sebastiana poniósł się echem. Mężczyzna przecisnął się przez ciżbę i stanął na mój widok, z ulgą opuszczając ramiona. Nie zatrzymał się tam jednak jak inni, niezrażony widokiem królowej u mojego boku. Podbiegł, by mnie uściskać. – Ależ się cieszę, że wróciłeś z martwych.

– Wierz mi, ja również – powiedziałem z uśmiechem pomimo zaogniającej się sytuacji.

– No i nie musisz się martwić, mam przy sobie broń – dodał szeptem.

Zdaje się, że nie tylko ja spodziewałem się rozróby.

– Nikt mi nie odpowie na pytanie? – Sabine próbowała ponownie zwrócić na siebie uwagę. – Dlaczego to ona ma na głowie koronę?

Odpowiedź padła od kogoś, kto stał z tyłu, za ciżbą.

– Dlatego że jest potężniejsza niż ty, niż wy wszyscy.

Stanąłem przed Theą, gdy tłum się rozstąpił i ujrzałem Willema. Zdjął maskę i widziałem teraz jego arogancki, ponury uśmiech.

– Nie jesteś tu mile widziany – powiedziałem do niego. – Odejdź.

– Zostałem zaproszony – warknął.

Kilkoro innych gości zrobiło krok do tyłu, ale jeśli chodzi o członków mojej rodziny, żadne nie mrugnęło nawet okiem.

– Zwykłe przeoczenie – odparła Sabine, zerkając na niego. – A teraz, proszę, zostaw nas samych, byśmy mogli posprzątać ten bałagan.

Dobrze wiedziałem, jaki bałagan matka ma na myśli, ale zanim zdążyłem jej przypomnieć słowa Thei o priorytetach, moja ukochana stanęła u mego boku.

– Odejdź – nakazała Willemowi mocnym i jasnym głosem.

Nawet w tej zakrwawionej sukni, z krwią na rękach i twarzy, wyglądała jak prawdziwa królowa. Może właśnie z powodu całej tej krwi, wyglądała też jak ktoś, z kim lepiej nie zadzierać.

Sięgnąłem w głąb siebie, by poszukać łączącej nas więzi godowej i chronić Theę, jeśli nadejdzie potrzeba, ale nie było jej tam. Zamiast pojawiło się coś innego: przeplatające się światło i mrok, które zdawały się stanowić osnowę mojego i jej życia. Zanotowałem w głowie, by później ją zapytać, co jeszcze zrobiła, by mnie przywołać z powrotem do życia, a wtedy Willem się roześmiał.

– Widzę, że nie jesteś już związana z nikim więzią godową – powiedział. – To nie oznacza, że nie mam do ciebie praw. Jestem twoim ojcem, a ty moją córką, więc…

– Nie należę do żadnego mężczyzny – powiedziała Thea morderczym szeptem. – Wiem, co mi zrobiłeś, więc traktuj to jako jedyny prezent, który ode mnie dostaniesz jako od córki. Odejdź, a pozwolę ci żyć.

– Theo, są pewne sprawy…

Thea uniosła dłoń i powiew wiatru przerwał jego wypowiedź. Willem odleciał do tyłu, waląc pięściami o kamienną ścianę. Przez chwilę tam wisiał, dopóki Thea nie poruszyła ręką. Wtedy padł na posadzkę i pozostał tam, jakby był przykuty.

A więc zrobiła to. Zaatakowała go prawdziwą magią. Gdy to do mnie dotarło, poczułem się trochę przerażony, ale jednocześnie zrobiło to na mnie wrażenie.

Wszyscy obecni zaczęli się wycofywać, szepcząc między sobą z szeroko otwartymi oczyma pełnymi strachu.

Wtedy odezwała się Mariana.

– Dziś wieczór doświadczyliście narodzin nowej ery. Magia się odrodziła. Czujecie ją?

Szepty przybrały na sile. Niektóre wampiry zdjęły rękawiczki, jakby szukając na swoich dłoniach jakichś znaków.

Mój stojący nieopodal ojciec potrząsał głową. Jego twarz była kredowobiała.

– To niemożliwe.

Ale ja już wiedziałem, że to prawda. Wiedziałem, że to ta magia przywołała mnie z martwych. Nadal nie znałem szczegółów, ale to mi nie przeszkadzało. Rzuciłem teraz jedno spojrzenie na Theę, która nie tylko uratowała mnie przed śmiercią, ale też obudziła magię. Czułem ją w swoich żyłach i byłem ciekaw, czy i ona to czuje. Później ją o to zapytam, bo najpierw musiałem zrobić coś innego.

Odwróciłem się ku niej całym ciałem i mrugnąłem. Thea uniosła pytająco brwi. Zanim zdążyła zadać pytanie, padłem na kolana i skłoniłem przed nią głowę.

– Królowo – powiedziałem, uśmiechając się na brzmienie tego słowa. – Moje życie i ciało są do twojej dyspozycji. Będę cię chronił i służył ci aż do śmierci i jeszcze dłużej.

Jej oczy wypełniły się smutkiem i wiedziałem, że myśli o tym, co było wcześniej. Teraz ten zwrot „aż do śmierci” nabrał dla nas obojga nowego znaczenia.

Wszyscy przyglądali nam się uważnie ze zdjętymi maskami. Czułem jednak, że pod przykrywką przyjaznych uśmiechów czai się tu wielu wrogów. Nie wolno nikomu ufać. Nie teraz, gdy na tronie zasiadła nowa królowa. Nie kiedy w naszych żyłach płynęła magia.

Spojrzała mi w oczy i przytrzymała przez chwilę mój wzrok, a smutek na jej twarzy ustąpił miejsca niezłomnej stanowczości. Niech po nas przyjdą, a dowiedzą się, dlaczego to ona nosi koronę.

Wyciągnąłem ku niej rękę, a moja ciemna magia owinęła się wokół jej światła. Uniosłem jej dłoń do ust.

– Niech żyje królowa!

Prolog

Moja królowa.

Pod spodem, pod krwią na jej sukni i zmęczeniem, widziałem dowód tego, co wiedziałem od samego początku. Thea była królową. Już nie tylko w moich oczach, ale w oczach każdej magicznej istoty naszego świata. Lśniła, gdy od wewnątrz opromieniało ją słońce, jakby cały świat skupił się wokół jej istnienia. Zacisnęła rękę na mojej i poczułem, jak magia pulsuje przez jej skórę. Była dzika i wolna, tak jak burzowe chmury kłębiące się na horyzoncie

Spojrzała na mnie ze łzami w oczach, jakby rozumiała, dlaczego przed nią uklęknąłem. Byłem jej partnerem godowym. Jej obrońcą. Przysiągłem jej wierność na oczach wszystkich, by widzieli, że czczę ziemię, po której stąpa, a jeśli ktoś stanie przeciwko niej, będzie miał ze mną do czynienia. Czułem, jak w naszych żyłach płynie moc – jej jasna i moja ciemna, a obie karmią się sobą nawzajem. Wiedziałem, że nie ma takiej przeszkody, której razem nie stawimy czoła. Korona na jej głowie błyszczała w świetle jak symbol władzy, a ja czułem się z niej coraz bardziej dumny.

– Niech żyje królowa! – Pozwoliłem, by mój głos wybrzmiał echem w kamiennej sali.

Kilka istot za naszymi plecami powtórzyło mój okrzyk.

– Wstań – nakazała mi Thea przez zaciśnięte zęby.

– Jak sobie życzysz. – Nie mogłem powstrzymać kolejnego uśmiechu.

Wstałem z kolan, nadal trzymając ją za rękę, której nigdy nie chciałem puścić, i spojrzałem w twarze tłumu.

Wszyscy wpatrywali się w nas w absolutnej ciszy. Czekali na to, co stanie się teraz. W jaki sposób nowa królowa i jej partner godowy, jej rycerz, obejmą kontrolę. Kilka wampirów spoglądało na nas rozgorączkowanym wzrokiem, oceniając i szukając jakiejś słabości w tej nowej królowej.

Thea jednak z pewnością nie była słaba i wykaże się jako królowa.

Teraz jednak chciałem ją po prostu zamknąć w ramionach.

Moja matka podeszła do podwyższenia, okazując wściekłość i prychając jak dzika kotka.

– Ona nie może być królową.

Poczułem, jak z mojej piersi wydobywa się ryk. Nikt jej nie tknie palcem. Dotyczyło to również członków mojej rodziny.

– Została wybrana – odpowiedziała matce Mariana. – Każdy, kto się nie zgadza, niech stąd wyjdzie.

Mówiąc to, zerknęła z ukosa na Zinę, jakby rzucała siostrze wyzwanie, sprawdzając, czy ta opuści tron.

Wszyscy pozostali na swoich miejscach, gdy westchnąwszy głęboko, moja matka wyszła z sali. Czekałem, aż pójdą za nią moi bracia i ojciec. Każdy z nich wydawał się rozdarty.

Wtedy odezwała się Thea:

– Idźcie za nią. Ona jest waszą rodziną.

Okazała jej dużo więcej szacunku, niż otrzymałaby sama, gdyby sytuacja była odwrotna.

Ojciec z ulgą opuścił ramiona.

– Królowo – powiedział i pochylił przed nią głowę na pożeg-nanie.

Moi bracia poszli za jego przykładem. Lysander i Sebastian z trudem powstrzymywali się od uśmiechów, kłaniając się Thei.

Gdy wyszli, Mariana odchrząknęła.

– Do omówienia jest wiele spraw. – Zerkała to na mnie, to na Theę, a jej rysy zrobiły się teraz bardziej miękkie. – Ale mogą poczekać do rana. Powinnaś teraz odpoczywać i pozwolić, by twoje nowe moce okrzepły.

Na jej dłoni wyrosła kula światła, która ruszyła tanecznie w naszym kierunku. Mariana westchnęła z zadowoleniem, widząc, że jej magiczne moce działają.

– Idź za nią do swoich nowych komnat.

Thea zamrugała, wyraźnie zdziwiona, ale szybko się opanowała.

– Dziękuję.

Mówiąc to, wyraźnie zachwiała się na nogach. Wezwanie tak silnej magii ją wykończyło.

Instynkt wziął górę, zapomniałem o koronie i nowym statusie mojej ukochanej. Chciałem się nią zająć. Chwyciłem ją w ramiona i wyniosłem z sali, podążając w ślad za kulą światła, która prowadziła nas coraz głębiej w zakamarki dworu.

Thea objęła moją szyję ramieniem i wtuliła we mnie twarz.

– Dokąd idziemy?

– Gdzieś, gdzie będziemy mogli zamknąć za sobą drzwi na klucz – obiecałem. – A do tego wziąć kąpiel.

Musiałem z niej w końcu zdjąć zakrwawione ubrania.

Mój penis się poruszył, dając wyraz zainteresowaniu tym planem. Ignorowałem go, dopóki Thea nie zapytała:

– A łóżko?

– Jak sobie życzysz, Wasza Królewska Mość – obiecałem jej.

Wystawiła język, a we mnie obudziło się coś pierwotnego.

– Świetna myśl.

Wzięła urywany oddech, a gdy spojrzała mi w oczy, dojrzałem w niej pragnienie.

– Zamknij się wreszcie i zabierz mnie do łóżka.

Rozdział 1

Thea

To musi być tutaj.

Julian skinął głową w kierunku drzwi, przed którymi zatrzymała się kula światła, i sięgnął do klamki. Gdy tylko to zrobił, kula zniknęła, jakby spełniła swój obowiązek i nie była już potrzebna.

Patrzyłam w miejsce, gdzie wcześniej świeciła.

– Zaklęcie?

Pokiwał głową. Trzymał rękę na klamce, ale nie otwierał jeszcze drzwi, jakby i on z trudem radził sobie z rzeczywistością i tym, co się wydarzyło.

Drzwi były wysokie na przynajmniej trzy metry i zrobiono je z grubych dębowych desek. Pomijając te pokaźne gabaryty, były dość standardowe. Nie tego się spodziewałam po dworze, na którym znajdowały się trony, magiczne kule światła i królowe.

Mój żołądek zrobił salto na samą myśl o tym, jak się poczułam w towarzystwie królowych. Jakbym została przenicowana na drugą stronę. Im bardziej oddalałam się od sali tronowej i wszystkiego, co się tam wydarzyło, tym gorzej się czułam.

Magia.

Magia się obudziła. Już nie była przeklęta. Już nie spała w naszych żyłach. Czułam ją. Nie tak jak wcześniej, w tych rzadkich kradzionych momentach. Zmieniła się, ale jak? Czy będzie się objawiała poprzez małe popisowe sztuczki, jak latająca kula światła, czy też czekają mnie większe niespodzianki? No i dlaczego korona wybrała właśnie mnie? Dlaczego to ja miałam zasiąść na tronie?

Odsunęłam od siebie zmartwienia i skupiłam się na tu i teraz, na moim partnerze godowym, który stał obok.

Mocniej objęłam jego szyję ramieniem. Nie chciałam się teraz zamartwiać. Nie teraz gdy moja skóra dotykała jego i dostaliśmy drugą szansę. Prawda była jednak taka, że z minuty na minutę czułam się coraz bardziej zmęczona. Zmartwychwstanie podziałało na Juliana ożywczo, ale mnie wycieńczyło.

– Na co czekasz? – wymruczałam, walcząc ze zmęczeniem. Nie chciałam się poddać, dopóki się nim nie nasycę.

– Ja po prostu… – Nie dokończył, pokiwał tylko głową. – Mniejsza z tym. To może poczekać.

Zanim zdążyłam go przycisnąć, by zdradził, o co chodzi, otworzył drzwi i wniósł mnie do środka. Zwykłe drzwi wejściowe nie przygotowały mnie na to, co zastaliśmy w środku. Znaleźliśmy się w dużym, luksusowym holu. W odróżnieniu od pozostałej części dworu, który wykonano z kamienia, by oszałamiał brutalną elegancją, ściany tych komnat pokryte były freskami, które obrazowały ruch słońca i księżyca na niebie.

Gdy weszliśmy, słońce wspinało się po ścianie, a jego promienie padały na rośliny i zwierzęta. Ptaki na malowanym niebie wzlatywały aż do pozycji słońca w godzinie południowej. W dalszych komnatach murale się zmieniały. Słońce na nich było coraz niżej, aż w końcu pojawiał się zmierzch i gwiazdy.

Na końcu korytarza znajdowała się komnata całkowicie pogrążona w mroku nocy. Ściany pomalowano na najciemniejszy granat, który u styku z sufitem wydawał się niemal czarny. Gwiazdy zamigotały w ciemnościach, gdy weszliśmy do środka. Nie miałam pojęcia, czy to złudzenie optyczne, które wykorzystał zdolny artysta czy też magia, ale po prostu zaniemówiłam, wpatrując się w to wszystko.

Nad naszymi głowami wisiały bliźniacze kule, które rzucały ciepłe światło rozjaśniające mrok. W kominku płonął ogień, witając nas subtelnym zapachem rozgrzanych polan. Po obu stronach kamiennego kominka stały przytulne aksamitne kanapy obłożone poduchami w kolorach szlachetnych kamieni, a przed nimi stolik z jednego kawałka marmuru. Ktoś zostawił na nim butelkę wina i dwa kieliszki, jakby nas oczekiwano. Przez chwilę zastanawiałam się, czy przygotowano tę komnatę dla Sabine, która spodziewa-ła się, że to ona obejmie tron i będzie nosić koronę. Prawdopodobnie obecnie już knuła, jak się na mnie zemścić, zaszyta w jakimś kącie tego dworu. Będę musiała stawić jej czoła.

Później. Teraz skupiłam się na otoczeniu.

Trzymetrowe okna zakryte były czarnymi przezroczystymi zasłonami. Na jednej stronie widniało promieniste słońce, a na drugiej srebrny półksiężyc. Na zewnątrz nocne niebo błyszczało nad kanałem. Woda płynęła w świetle księżyca, wołając do mnie w rytmie mojego pulsu.

– Czy to jest Rio Oscuro?

Julian skinął głową, stawiając mnie na nogach, ale podtrzymując u nasady pleców, jakby nie chciał się jeszcze ze mną rozstać.

– To źródło całej magii.

– Całej? – powtórzyłam, zaczynając rozumieć. To nie był jakiś kolejny magiczny przystanek jak w Paryżu czy Grecji. – Czy dlatego…?

Nie byłam jednak pewna, o co chcę go zapytać. „Czy dlatego znaleźliśmy się właśnie tu? Właśnie dziś wieczór? Czy dlatego dwór nadal istnieje w tym właśnie miejscu? Czy to był przypadek, że mój ojciec czekał, by mnie porwać, aż znajdziemy się w Wenecji?”

– Dlatego żyjemy – powiedział cichym głosem.

Zerknęłam na niego i zauważyłam cienie na jego przystojnej twarzy. Zrozumiałam to, czego nie powiedział. To także dlatego najpierw umarliśmy. To nie mógł być zbieg okoliczności, że coś nas tu przyciągnęło, że Mordicum wybrało to miejsce, a Willem tu za mną przyjechał. A teraz czułam się połączona z magią za oknem w ten sam sposób, w jaki czułam własne ciało.

Korona na głowie zaczęła mi ciążyć. Wszystkie mięśnie mnie bolały, jakby magia, którą wcześniej przywołałam, opuszczała teraz moje ciało, by połączyć się z powrotem z wodą kanału na zewnątrz. Ledwie stałam na nogach, dobrze, że Julian podtrzymał mnie silnym ramieniem.

– Głodna? – zapytał.

W odpowiedzi zaburczało mi w brzuchu, ale przełknęłam, gdy wróciły wspomnienia. Były zamglone, przesłonięte przez zaklęcie, które rzucił na mnie Willem, trzymając mnie w niewoli. Nie pamiętałam, kiedy ostatnio coś jadłam, a to, co pamiętałam…

Skinęłam głową i dodałam szeptem.

– Dziś rano nasyciłam swój głód.

Między nami zapadła cisza, gdy do Juliana dotarło, co mam na myśli. Spojrzałam mu w oczy, czekając na jakąś reakcję na to wyznanie, bo tym właśnie było. Wyznaniem. Nie miałam pojęcia, jak długo znajdowałam się pod kontrolą Willema i piłam krew, podczas gdy on próbował manipulować wampirzą częścią moich genów.

Julian w końcu zdjął zniszczoną marynarkę i zaczął podwijać rękawy.

– Co robisz? – spytałam ze zdziwieniem.

– Potrzebujesz krwi – odparł miękko i wyciągnął ku mnie swój nadgarstek. – Cokolwiek tam zaszło, jest oczywiste, że musisz się wzmocnić.

Pokręciłam głową, czując, jak łzy napływają mi do oczu.

– Nie powinieneś… nie po tym…

– Czuję się znakomicie – wszedł mi w słowo. – Jakby Rio Oscu-ro płynęło w moich żyłach.

Ale nie chodziło tylko o niego, oboje dobrze o tym wiedzieliśmy.

– Nie chcę być potworem – powiedziałam łamiącym się głosem.

Uspokoił mnie.

– Nigdy nim nie będziesz. Korona nie wybrałaby kogoś, kogo łatwo jest skorumpować.

Jego słowa przyciągnęły moją uwagę z powrotem do ciężaru korony. Zdjęłam ją z głowy i potem rzuciłam na jedną z kanap.

Julian podniósł ją stamtąd i zaniósł na gzyms kominka. Przez chwilę trzymał ją w dłoni, kamień zalśnił w świetle.

– Theo, to ty nosisz koronę i decydujesz, kiedy ją chcesz.

Chciałabym, żeby to było tak proste, ale coś mi mówiło, że tak nie jest. Rozumiałam jednak, co ma na myśli.

– Nie chcę jej teraz mieć na głowie.

Odłożył ją na gzyms i stanął przed nią. Wiedziałam, że rozumie, o co mi chodzi. Teraz nie byłam królową. Nie wtedy gdy byliśmy tu tylko we dwoje. Nie po wszystkim, co się wydarzyło. Teraz chciałam być tylko jego partnerką godową i czuć jego ramiona.

Podszedł do mnie, nadstawiając nadgarstek, a ja wyciągnęłam ku niemu swój. Bez słowa przyjęliśmy nawzajem swój dar, ale gdy wydłużyły się moje kły i zatopiłam je w jego żyle, wraz z krwią zaoferował mi też jęk rozkoszy.

Niemal nie pamiętałam czasu spędzonego z Willemem. Wspomnienia skrywała mgła. Wiedziałam jednak, że krew, którą tam piłam, nie mogła nigdy równać się ze smakiem krwi Juliana, który teraz poczułam na języku.

Jego oczy całkiem pociemniały, łyk za łykiem pił moją krew. Nie spieszył się, choć czułam, że jego żądza rośnie. Być może martwił się, że jestem zbyt słaba, ale po wszystkim, co przeszliśmy, tego właśnie potrzebowałam. Jego ciała, jego życia, które mnie wzmacniało tak, jak moje wzmacniało jego. W jego żyłach płynęła magia, być może była tam jeszcze pozostałość po jego wskrzeszeniu z martwych. Czułam smak miodu korzennego, a gdy wypełniła mnie jego krew, drobinki światła tańczyły pod moją skórą, aż w końcu czułam się tak przepełniona magią jak woda płynąca za oknem.

Gdy Julian opuścił w końcu mój nadgarstek, pocałował ranę. Śledziłam ruch jego ust, bo pamiętałam, jak to jest czuć ich dotyk na innych częściach ciała.

– Czy piłeś krew, gdy… – Nie dokończyłam pytania.

Julian zwiesił ze wstydem głowę, a ja dostałam odpowiedź.

Położyłam uspokajającą dłoń na jego sercu i tym zakrwawionym strzępie koszuli, gdzie przeszyto go na wskroś. Zadrżałam i rzuciłam mu wymuszony uśmiech.

– Cieszę się. Nie chciałabym, żebyś głodował.

Ale było tam coś jeszcze, coś cięższego. Coś jeszcze powodowało, że pozostał z pochyloną głową. Zastanawiałam się, z jaką jeszcze winą się mierzy, i co zrobił, że tak się czuje.

– Nie było granic, których bym nie przekroczył – wyjaśnił ponurym głosem, aż poczułam więcej dreszczy. – I nie będę za to przepraszał.

– Nie oczekuję tego.

Pewnego dnia może razem stawimy czoła mrocznym wspomnieniom. Oboje byliśmy zmuszeni robić rzeczy, które wydawały się niewłaściwe. Ale teraz nie chciałam go obciążać swoim poczuciem winy.

– Ależ jesteś brudny – wyszeptałam do niego.

Uśmiechnął się łobuzersko, aż przyspieszyło mi serce. Zapomniałam na chwilę, jak się oddycha.

– Chcesz usłyszeć złą wiadomość? Ty wyglądasz jeszcze gorzej.

– Powinniśmy chyba coś z tym zrobić.

Nie odezwał się już. Zamiast tego wziął mnie za rękę i poprowadził z salonu do przyległej sypialni.

Na środku stało wielkie łoże z bogato rzeźbionym wezgłowiem, a na nim leżało tyle białych poduch, że czułam się, jakbym chodziła wśród chmur. Ta niebiańska wygoda stanowiła kontrast do ścian w kolorze atramentu. Nie było żadnych gwiazd, które przełamałyby panujący tu mrok. Pochłaniał przestrzeń i zapraszał, żebym zniknęła w tym przepastnym morzu bez dna. Tylko nad wielkim łożem wisiał półksiężyc pod nienaturalnym kątem, na jego przeciwległych ostro zakończonych punktach przyczepione były drobiny gwiazd.

Patrzyłam na niego przez chwilę, a potem przyjrzałam się dokładniej wezgłowiu łoża. To nie pnącza winorośli zdobiły ramę, ale owinięte wokół siebie węże, trzymające w pyskach ogony własnych braci. Tylko jeden wystawał ponad inne, z wysoko uniesioną głową i otwartym pyskiem, jakby się szykował, by połknąć dziwnie zawieszony księżyc.

– Wygląda jak tron – odezwałam się do Juliana.

Skinął głową.

– Twój tron jest połączony z magią zmiany, czyli transformacji. Zmienia się wraz z fazami księżyca.

Uniosłam jedną brew.

– To brzmi skomplikowanie.

– Magia jest skomplikowana.

Poprowadził mnie do przyległej łazienki, omijając łoże. Pośrodku znajdowała się okrągła wanna, wystarczająco duża dla nas obojga. Z posadzki wyrastał długi kran i wystawał łukiem ponad wanną. Zwróciłam uwagę na kratkę ściekową w kącie i zauważyłam dwie deszczownice. Do tylnej ściany przymocowano dwie umywalki, które sprawiały wrażenie wykutych z kamienia księżycowego. Domyśliłam się, że kolejne drzwi prowadzą do toalety.

Julian przesunął wzrokiem między prysznicem a wanną, a potem spojrzał na mnie.

– Prysznic – powiedziałam. Jego krew mnie orzeźwiła, ale nie byłam pewna, czy w wannie nie zasnę, a ostatnią rzeczą, o której teraz myślałam, był sen.

Szczególnie gdy Julian zaczął rozpinać guziki koszuli. Patrzyłam, jak porusza zwinnie palcami i napawałam się tym widokiem, gdy w końcu zsunął ją z ramion. Najpierw zauważyłam swój pierścionek, zawieszony na łańcuszku na jego szyi. Ale gdy całkiem zdjął koszulę, powędrowałam wzrokiem do symbolu przypominającego tatuaż, na jego piersi, nad samym sercem.

– Co to jest? – W dziwny sposób, ku swojemu przerażeniu, już wiedziałam.

Spojrzał po sobie, marszcząc czoło na widok zwiniętego węża z półksiężycem w pysku.

– Ten wąż był symbolem Ginervy – powiedział, uśmiechając się lekko. – Teraz jest twój. Okazuje się, że zostawiłaś na mnie swój ślad.

– Symbol naszej więzi – wymruczałam, zdając sobie sprawę z tego, na co patrzę. – Powiedzieli mi, że będę musiała połączyć swoje życie z twoim. Nie wiedziałam, że dosłownie.

– Co zrobiłaś? – Z jego głosu zniknął ton rozbawienia.

– Moje życie. Oferowałam je, by ocalić twoje. – Zagryzłam wargę pod jego stanowczym spojrzeniem. – Twoje życie jest teraz połączone z moim. Nie było innego sposobu. – Czekałam, aż coś powie, ale tylko tam stał. – Masz coś przeciwko?

Poruszył głową po chwili milczenia, która zdawała się trwać wieczność. Gdy się odezwał, w jego głosie usłyszałam respekt.

– To wielki honor, ale nie chcę byś dla mnie poświęcała swoje życie. Chcę, żebyś żyła, nawet beze mnie.

– Jakże mogłabym żyć z wyrwanym sercem? – wyszeptałam. – Ty byś mógł?

Odpowiedziała mi kolejna chwila milczenia, a potem nagle znalazł się przy mnie i otulił dłońmi moją twarz.

– Nie przeżyję bez ciebie ani jednego dnia – obiecał.

Wiedziałam, że nie ma na myśli ceny, którą zapłaciłam, by go ocalić. Mówił o tym, co było wcześniej, co doprowadziło do tej właśnie chwili i miejsca, w którym się znaleźliśmy.

– Nie jestem idealny. Popełniłem wiele błędów. – Na jego usta wrócił uśmiech, Julian rozluźnił się z ulgą i dodał: – W przyszłości mogę ich popełnić jeszcze więcej.

Mogę? Przewróciłam oczami, ale nie potrafiłam powstrzymać się od uśmiechu.

– Ale stawię im czoła wraz z tobą – dokończył. – Żadnych już sekretów. Nie musisz mnie chronić przed prawdą.

Wzięłam głęboki oddech, jakby dotarło do mnie pełne znaczenie jego słów. W przeszłości nie wszystko mi mówił, a ja zachowywałam się podobnie. Oboje myśleliśmy, że w ten sposób chronimy się nawzajem, ale zamiast tego zostaliśmy rozdzieleni. Dlaczego? Nie chciałam już podejmować takiego ryzyka, bez względu na okoliczności, w jakich się znajdziemy.

Przysięgłam.

– Żadnych sekretów. – Ale skoro mieliśmy nie mieć ich przed sobą… – Julianie, mój ojciec jest wampirem.

Oczy mu zalśniły jak najczystsze szafiry.

– Wiem.

– W takim razie wiesz, kim mogę się stać. Kim już mogę być.

Poczułam rosnące przerażenie, przyznając się do lęku, który na chwilę ukryłam w czeluściach umysłu, gdy usiadłam na tronie.

– Nie dbam o to. – Otarł łzę z mojego policzka twardym opuszkiem kciuka.

– Powinieneś. Co, jeśli… – Załkałam.

Pokręcił głową.

– Kocham ciebie. Nieważne, jaka krew płynie w twoich żyłach. Nie dbam o twoją magię ani o to, jak wielką będziesz miała władzę. Kocham ciebie. Całą ciebie. Ciebie władczą i słabą, tę ludzką i tę wampirzą. Nic tego nie zmieni.

– A jeśli ja się zmienię? – Zmusiłam się, by go zapytać, serce biło mi w piersi jak oszalałe.

– Jeśli się zmienisz, będę cię kochał jeszcze mocniej, tak jak teraz, gdy moja miłość do ciebie rośnie z każdą minutą – wymruczał. Milczał przez chwilę, a potem się uśmiechnął. – No dobrze, a teraz może już pora wyskoczyć z tych zakrwawionych ciuchów?

Skinęłam głową, czując łzy obsychające na policzkach.

Julian podszedł do prysznica i odkręcił kran, a potem wrócił do mnie. Niemal przestałam oddychać, gdy obszedł mnie dookoła i odnalazł zamek sukni. Odpinał go powoli, tak wolno, że czułam, jak pełnym pragnienia wzrokiem patrzy na moją nagą skórę. Dreszcz oczekiwania wypełnił mnie całą, zmiękłam w jego rękach jak wosk. Długimi palcami zdjął ramiączka sukni i zsunął ją ze mnie, aż opadła wokół moich stóp jak delikatna chmura.

Suknia była zbyt wycięta, by włożyć do niej stanik, więc teraz stałam przed nim niemal całkiem naga, poza koronkowymi paskami udającymi majteczki, pończochami i butami na obcasie.

Julian przesunął ustami wzdłuż mojego kręgosłupa i uklęknął, wkładając kciuki pod elastyczną gumkę moich fig. Niespiesznie zdjął je ze mnie, przez cały czas muskając ustami moje ciało. Czułam się tak, jakbym była zwijana do środka, z każdym ruchem jego języka mocniej i ciaśniej, aż do momentu, gdy czułam, że jeszcze chwila, a eksploduję od napięcia.

Zdjął mi buty, a potem pończochy, trzymając mnie za biodra, bym odwróciła się do niego przodem. Zamknęłam oczy, koncentrując się na tych miejscach, w których mnie dotykał. Gdy wzmocnił uścisk, usłyszałam jakiś dźwięk, jakby trzaskających iskier, i otworzyłam oczy.

Wpatrywał się w moją pierś i zaschniętą krew, którą przelałam, umierając wraz z nim. Gdy w końcu na mnie spojrzał, w jego niebieskich oczach dojrzałam udrękę.

Wypuścił mnie na chwilę z ramion i odpiął łańcuszek z szyi. Potem zdjął z niego pierścionek ze szmaragdem i sięgnął po moją rękę. Żadne z nas nie odezwało się, gdy włożył mi go na palec, ale w duszy poprzysięgłam nigdy go już nie zdejmować. Przyłożył swoją dłoń płasko do mojej i splótł palce z moimi. Energia przepływała między nami jak prąd i dowód nowej magii, którą mieliśmy w sobie, ale żadne z nas się nie odsunęło. A gdy Julian położył mi głowę na piersi, wiedziałam, że liczy uderzenia mojego serca pośród tej narastającej magii, przepływającej między nami jak prąd.

Straciłam rachubę czasu, gdy tak staliśmy na przeciwko siebie, czując wzajemną miłość. Nie chciałam, by to się skończyło.

W końcu się poruszył, wziął mnie na ręce i zaniósł pod prysznic. Spowijały nas kłęby pary, gdy mnie postawił na posadzce i sięgnął po mydło. Najpierw namydlił dłonie, a potem zaczął mnie myć. Jego dotyk był tak niezwykle czuły, że ledwie mogłam oddychać. Dotknął miejsca między piersiami i zwolnił, skupiając wzrok na wodzie różowej od krwi.

Przez chwilę mięśnie grały mu w szczęce, aż wbił we mnie palący wzrok.

– Nie powinnaś…

– Nie żałuję – odparłam z mocą. – Zrobiłabym to jeszcze raz.

Uśmiechnął się w odpowiedzi, ale był to smutny uśmiech, pełen zrozumienia.

– Jesteś moim partnerem godowym – wyszeptałam, a moje łzy mieszały się ze strugami wody, która spływała mi po twarzy.

Julian jęknął, jego twarz wykrzywiła się w grymasie pierwotnego głodu. Jednym szybkim ruchem porwał mnie w ramiona. Nie zatrzymał się, by wziąć ręcznik, od razu zaniósł mnie na łoże w przyległej sypiali. Położył mnie tak, że moje nogi wystawały poza krawędź, ale do mnie nie dołączył.

– Powiedziałem ci wcześniej, że pierwszy przed tobą uklęknę i oddam ci należny hołd, moja królowo.

Nie mogłam się powstrzymać od uśmiechu, ale mimo to przewróciłam oczami. Przesunął po mnie wzrokiem, aż cała się napięłam.

– Ale jesteś moją królową. Zawsze nią byłaś. Teraz po prostu muszę się tobą dzielić.

– Będziesz? – spytałam nieśmiało.

– Pod warunkiem, że tylko mnie będzie wolno robić to.

Słysząc jego schrypnięty głos, poczułam, jak przeszywa mnie dreszcz rozkoszy. Przyjemność kumulowała się między nogami, podczas gdy Julian ukląkł. Z jego dłoni przechodziły na moje uda impulsy magii. Rozchylił mi kolana. Zabrakło mi tchu, gdy zanurzył tam głowę, szeroko mnie otwierając. Wygięłam się na łożu w pałąk pod jego gorącym językiem. Przycisnął mnie ręką do materaca, jęcząc z pożądania.

Powiódł językiem wzdłuż mojego ciała, a ja wiłam się w odpowiedzi w pościeli, zaciskając na niej palce. Tym mocniej, im bardziej przejeżdżał językiem po moim wejściu długimi, posuwistymi ruchami. Zwolnił tylko po to, by okrążyć nim mój nabrzmiały wzgórek. Ale gdy był coraz bliżej krawędzi, zadrżałam z rozkoszy, czując rosnącą potrzebę, by poczuć go w środku.

– Proszę – wymruczałam w końcu, wijąc się pod jego dłonią. – Pragnę cię.

Zareagował tak szybko, że nie zdążyłam nawet mrugnąć, a on stał już przede mną z oczyma koloru granatowego nieba. Dotknął ustami mojej piersi i złapał zębami sutek, zajmując dogodną pozycję między moimi nogami. Gdy tak kąsał skórę i wsuwał się we mnie coraz głębiej, aż poczułam rozkoszne rozpychanie, jęknęłam, poddając się nieprzepartemu pragnieniu.

Puściłam prześcieradło i wtopiłam palce w jego pierś, gdy wsuwał się we mnie i wysuwał, jakby wracał do domu.

– Nigdy nie będę miał tego dość – powiedział, poruszając powoli biodrami, jakby się ze mną drażnił. – Tylko ty, do końca mojego życia.

– Na wieczność – powiedziałam, powtarzając nasze wcześniejsze przysięgi.

Skinął głową.

– Na wieczność.

Jego magia uniosła się na powitanie mojej, poczułam, jak się przenikają, a ja staję się na powrót jedną całością. Julian wbił we mnie spojrzenie swoich niebieskich oczu, poruszając płynnie biodrami i doprowadzając mnie coraz bliżej krawędzi, aż w końcu…

Czułam, że spadam w jego ramiona.

Zakochuję się w nim znowu, jakby od początku.

Nie było twardego lądowania, bo rozpadłam się wokół niego, ale tylko na chwilę, tylko po to, by jego mrok uniósł mnie wyżej, gdy osiągnął własny szczyt z głośnym rykiem.

Długo trwaliśmy w tej pozycji. Oplotłam jego wąską talię nogami, a nasze oddechy powoli wracały do normy. Gdy zaczęłam drżeć, pokryta warstewką potu, popchnął mnie na łoże i tam do mnie dołączył.

Objął mnie ramionami, a ja wtopiłam się w niego całym ciałem. Przesunął niżej rękę i zatrzymał ją na moim brzuchu. Zostawił ją tam na chwilę, w ochronnym geście, jakby w jakiś sposób wiedział.

Biorąc głęboki oddech, położyłam rękę na jego dłoni i odchyliłam głowę, by na niego spojrzeć.

– Muszę ci o czymś powiedzieć.

Rozdział 2

Julian

Wokół nas zapadła cisza, gdy spojrzałem Thei w oczy. Poczułem ciężar jej dłoni na swojej i szykowałem się na to, co ma do powiedzenia, ale zamilkła. Zagryzła dolną wargę, a ja zacząłem się zastanawiać, jak złe są te wieści, które ma do zakomunikowania.

– Czy Willem… – Z trudem wymówiłem to imię, ale z jeszcze większym wysiłkiem opanowałem impuls, by dorwać tego potwora i urwać mu głowę. – Czy on ci zrobił krzywdę? Albo nakazał komuś innemu, by cię skrzywdził?

Thea przełknęła, krzywiąc się z obrzydzeniem. Zrozumiała, co zasugerowałem. Zaczęła się ode mnie odsuwać, ale nie wypuściłem jej z ramion.

Rozluźniła się i zwróciła ku mnie.

– Nie. – Pokręciła głową. – A przynajmniej nie w ten sposób.

Jej odpowiedź nie przyniosła mi ulgi, ale nie chciałem naciskać, by powiedziała mi więcej. Zamiast tego czekałem.

– Powiedział mi coś. – Znowu zamilkła i przeciągnęła palcem do symbolu na mojej piersi, który oznaczał, że jestem jej własnością. – Powiedział, że jeśli syrena i wampir będą mieli dziecko, ono…

– Wiem – przerwałem jej.

Spojrzała na mnie szeroko otwartymi oczami, w których błysnął ból, więc wyjaśniłem jej szybko.

– Sabine mi o tym powiedziała, gdy zostałaś porwana.

Nie chciałem jej mówić reszty tego, co moja matka powiedziała o nas i o naszych ewentualnych dzieciach. Jednak radość widoczna na jej twarzy zaledwie chwilę temu teraz zniknęła całkowicie.

– A więc już wiesz. – Ułożyła usta w smutny grymas. – Nie możemy mieć dzieci.

Złość złapała mnie w swoje lodowate szpony.

– Możemy mieć wszystko, co tylko zachcemy.

Nie byłem pewien, kiedy się zmieniła moja wizja przyszłości. Zmiana zaczęła się, gdy ją poznałem, ale dopiero gdy ją porwano, zrozumiałem, że ta wizja jest coraz bardziej realna, a ja mam naprawdę dużo do stracenia.

– Nie chodzi tylko o to. Jeśli Willem jest faktycznie moim ojcem, nie jestem tylko syreną.

– Wiem.

Dodałem dwa do dwóch, gdy mi powiedziała, co się wydarzyło wcześniej.

– Czy to ma dla ciebie znaczenie? – spytała miękko.

– Czy ma znaczenie? – powtórzyłem, mrugając. Mocniej objąłem ją ramionami. – Nie. Jesteś moja. Kocham cię za to, kim jesteś, i nic tego nigdy nie zmieni.

– Powiedział, że dlatego nie ma syren. Na wszystkie urządzono polowanie, a jeśli to prawda, nasze dzieci… – Westchnęła, unosząc głowę na poduszce. – Rozmawiamy o tym, jakbyśmy już mieli jakieś dzieci.

– Rozmawiamy o naszej przyszłości. Nie będę za to przepraszał.

Jednak po tym, co powiedziała, w mojej głowie zrodził się nowy niepokój.

– Mamy większy problem, który musimy rozwiązać.

Uniosła brwi, a jej oczy wydawały się teraz odległe, zatopiła się w myślach.

Zastanawiałem się, czy właśnie zdała sobie sprawę z tego, co ja. Próbowałem ją wyczuć poprzez tę więź, która połączyła moje życie z jej własnym, ale nie miałem pojęcia, co czuje.

– Wampiry polują na syreny – powiedziałem przez zaciśnięte zęby. – Jeśli wiedzą, kim jesteś…

Nie potrafiłem dokończyć. Nie chciałem o tym myśleć, ale nie mogłem sobie pozwolić na ignorancję. Nie w sytuacji, gdy ryzykowałem, że utracę wszystko, o co tak walczyłem. Jeśli wampiry, jeśli mój gatunek wiedział, kim jest Thea…

Przyjdą po nią.

– Myślisz, że po mnie przyjdą? – Zamrugała i sięgnęła ręką do czoła, jakby poczuła ciężar zdjętej korony. – Nie zrobią tego, przecież…

Zamilkła. Na jej twarzy dostrzegłem zagubienie i strach. Silna władczyni gdzieś zniknęła i Thea pokazała mi się od tej strony, którą znałem tylko ja. Była tak wrażliwa i podatna na zranienie.

„Bo przecież jestem królową”.

Nie wypowiedziała tych słów, ale usłyszałem je w swoim umyśle. Przebiegły przez moją głowę jak szept, jakby impulsy komunikacji przenosiła nasza nowa więź.

Uśmiechnąłem się.

– To prawda, jesteś nią.

Thea zamarła, zdając sobie sprawę z tego, co się stało.

– Chwileczkę, czy ty słyszałeś moje myśli?

– Zgadza się.

Przytuliłem ją mocniej i jej miękkie ciało wtopiło się w moje twarde. Objęła mnie, przyklejając mi ręce do pleców, jakby nie chciała zostawić między nami żadnej przestrzeni.

Zapach dymu i cynamonu wymieszany z nocnymi kwiatami. Zadrżała w moich ramionach. Ten zapach to my. Jest jak powrót do domu.

Zajrzałem jej głęboko w oczy, by sprawdzić, jakie ma podejście do tego, że słyszę jej myśli. Wtuliłem twarz w jej włosy, wziąłem głęboki oddech i pocałowałem ją, a potem powiedziałem:

– Ty też pięknie pachniesz.

– A więc słyszysz wszystkie moje myśli? – pisnęła. – Nie jestem pewna, jak się z tym czuję.

– Chodzi ci o to, że straciłaś przewagę? – zapytałem, drocząc się z nią i składając kolejny pocałunek na jej czole. – Wcześniej ich nie słyszałem. Sądzę, że muszę być do ciebie… dostrojony, żeby to było możliwe.

– Dostrojony?

– Teraz na przykład mam w myślach wyłącznie ciebie i sądzę, że właśnie to otworzyło połączenie, które istnieje obecnie między nami. Wcześniej zbyt wiele osób potrafiło mnie wybić, za to teraz…

– Martwię się, że pomyślę sobie coś głupiego czy okrutnego, a to cię zasmuci – powiedziała cicho.

– Rozumiem – odparłem.

Ileż to razy martwiłem się tym samym, gdy po raz pierwszy zaczęła się objawiać jej umiejętność czytania mi w myślach? Jednak w odróżnieniu ode mnie, moja ukochana nie miała w sobie ani odrobiny okrucieństwa.

– Coś wymyślimy. A tak całkiem egoistycznie muszę ci powiedzieć, że bardzo mi się podoba to, że cię słyszę. Chcę cię poznać. Całą ciebie. – Położyłem rękę na jej plecach i wplotłem we włosy, przyciągając ku sobie, by ujrzeć jej twarz. – Nie chcę słyszeć tylko twoich myśli. Pragnę słyszeć ciebie – wymruczałem, wodząc ustami po jej podbródku. – Stęskniłem się.

Poczułem, jak jej ciało pode mną robi się gorące. Odurzający zapach, właściwy tylko dla niej, był słodki, dojrzały i kuszący. Wyciągnęła głowę i na jej szyi zauważyłem dwie blizny w kształcie półksiężyców. Oferowała mi swoją krew.

– To prawda… – Przełknąłem, a mój głos ociekał pragnieniem. Przyłożyłem usta pod odpowiednim kątem do tych blizn. – Naprawdę za mną tęskniłaś.

– Oczywiście, że tak – wyjęczała cichutko, gdy kłami zadrapałem powierzchnię jej skóry. – Potrzebuję cię.

– Ty mnie potrzebujesz… – Pokręciłem głową, by ponownie ją zadrapać i wydobyć spod skóry pojedynczą kroplę krwi, czerwoną i idealną niczym koralik.

Thea westchnęła.

– Jesteś królową. Nie potrzebujesz nikogo.

„Potrzebuję ciebie”, usłyszałem w myślach.

– Potrzebuję cię, Julianie – powiedziała, jakby chciała, żebym to usłyszał na głos. – Jesteś moim królem.

– Nie jestem pewien, czy twoim nowym siostrom taka wersja się spodoba. – Zaśmiałem się, choć wokół mojego serca zacisnęła się obręcz. Pewne rzeczy na temat tego dworu powinna wiedzieć. Musiałem ją ostrzec. – Nie jestem pewien, czy samo to, że jesteś królową, zagwarantuje ci bezpieczeństwo. Są takie wampiry, które w ogóle nie uznają władzy le regine.

Pokręciła głową. Przesunęła dłońmi po mojej skórze, uciekając od tematu.

– Nie chcę o tym rozmawiać.

Ale choć bardzo chciałem zostać z nią w łóżku na zawsze, ignorując powagę naszej sytuacji, nie mogliśmy tego zrobić.

– Kochanie.

Odwróciła twarz, ponownie prezentując swoją łabędzią szyję i wysyłając mi jedno polecenie za pośrednictwem naszej nowej więzi.

„Ugryź mnie”.

Na to hasło poczułem, jak krew spływa do moich genitaliów i jęknąłem. Nie grała ze mną fair i wygrała, bo wszelkie wątpliwości, jakie miałem w głowie, rozwiały się, gdy owinęła jedną nogę wokół moich bioder i przytuliła się, miękka i ciepła, do mojego sztywnego członka. To było zaproszenie. Nie tak dawno temu żyłem w strachu, że nigdy więcej jej nie ujrzę.

Teraz pieprzony świat mógł zaczekać.

Świat wokół nagle pociemniał i spojrzałem na nią czarnymi oczami. Przekazała mi zaproszenie, a ja jej ostrzeżenie. Bo to było ostrzeżenie. Zacisnęła palce na moich ramionach i przyciągnęła mnie bliżej swoich blizn, ku krwi pulsującej w żyłach pod jej jasną skórą.

„Chcę całego ciebie”, usłyszałem ponownie jej myśli.

Niebezpieczeństwo, królowe – nic nie miało znaczenia, gdy byliśmy razem.

Pochyliłem głowę, by ucałować te wrażliwe miejsca, a oddech Thei przyspieszył.

Przeciąłem jej skórę kłami, wchodząc w nią. Głębiej i głębiej, aż wypełniłem ją całą.

Długimi nogami objęła mnie w talii. Powolnym ruchem lędźwi wyrywałem z niej jęki rozkoszy. Poczułem, jak na moim języku rozlewa się jej krew. Słodsza z każdym jękiem.

„Należysz do mnie. Pragnę cię, ukochana. Pragnę cię taką, jaka miałaś być zawsze, moja na wieczność”.

Wysłałem te myśli, by krążyły między nami, gdy piłem jej krew.

Krzyczała, drżąc i tuląc się do mnie, gdy wchodziłem w nią i wychodziłem.

Jej dłoń znalazła symbol na mojej piersi i poczułem iskrę magii, która należała tylko do nas. Nasze ciała się zmieniały podczas godów, ale teraz czułem tę więź jeszcze głębiej. Byliśmy jednym, a nasze życia splotły się ze sobą tak samo jak ciała.

Uniosłem twarz, szukając jej ust, aby poczuła na moim języku smak krwi i mojego jadu.

Trzymała palce na moim pokrytym tatuażem sercu, gdy wiodłem nas w głąb wieczności. Z każdym pchnięciem szukałem jej ust. Wymazywałem pocałunkami strach i ból, które czuliśmy. Należałem do niej. Zawsze tak będzie. Nie potrzebowałem słów, by jej o tym powiedzieć. Nie musiałem dobywać głosu, by mówić do jej serca. A gdy dotarliśmy do krawędzi, wiedziałem, że ona też należy do mnie.

Tuż przed orgazmem zatopiłem jeszcze raz kły w jej szyi, a ona wypchnęła biodra na spotkanie moich.

– Weź mnie – szepnęła ponaglająco.

Czułem, jak jej rozkosz rośnie, a jej ciało na przemian rozluźnia się i napina. Poddała się temu i weszliśmy na sam szczyt, a orgazm wibrował w naszych żyłach, śpiewając własną pieśń. Nigdy wcześniej nie czułem czegoś takiego, nawet w jej ramionach. Wtedy, gdy umarła, te części jej istoty, które wcześniej pozostały niezmienione, przeszły transformację.

Schowałem kły i okrążyłem językiem rany, by jej skóra się zagoiła.

Thea padła bezwładnie w moich ramionach, ale jej nie wypuś-ciłem.

– Spalę cały świat, zanim komukolwiek pozwolę, by mi cię znowu odebrał. – Złożyłem tę przysięgę i ukryłem twarz w jej włosach.

Czekała nas bitwa. Wiedziałem, że potrzebowała przestrzeni, by pomyśleć, oddychać. Tak samo jak ja. Nasze serca szybko biły w jednym rytmie. Krew, którą mi oferowała, nie wystarczyła, więc zastanawiałem się, co pomogłoby ukoić traumę po naszej separacji.