Esesmanka - Jarosław Molenda - ebook + audiobook
NOWOŚĆ

Esesmanka ebook i audiobook

Jarosław Molenda

3,9

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!

39 osób interesuje się tą książką

Opis

Przerażająca historia Krwawej Brygidy – strażniczki w obozach: Auschwitz-Birkenau, Ravensbrück, Majdanek, Płaszów, Gries-Bolzano i Mauthausen-Gusen

OD SIOSTRY CZERWONEGO KRZYŻA I NADZORCZYNI SS PO AGENTKĘ CIA I KANDYDATKĘ DO PARLAMENTU EUROPEJSKIEGO.

Kariera obozowa Hildegard Lächert rozpoczęła się w Ravensbrück, ale pełnię swoich sadystycznych możliwości Lächert „zaprezentowała” dopiero na Majdanku, gdzie zyskała przydomek „Krwawa Brygida“. Potem trafiła na krótko pod skrzydła Kata z Płaszowa, Amona Götha, stamtąd przeniesiono ją do Bud i Rajska, które były podobozami Auschwitz-Birkenau. Ostatnie dni wojny spędziła „pracowicie” w Gries- -Bolzano, gdzie dorobiła się nowego przydomku – „Tygrysica”, a na koniec trafiła do Mauthausen- -Gusen. Jej historia powojenna jest równie ciekawa, bo złożyły się na nią – oprócz kolejnych procesów – romans z esbekiem, współpraca z CIA i start do Parlamentu Europejskiego z ramienia skrajnie prawicowej partii niemieckiej.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 341

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 9 godz. 33 min

Lektor: Kamil Małanicz

Oceny
3,9 (16 ocen)
5
6
4
0
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
szpaczek_czyta1992

Dobrze spędzony czas

⭐RECENZJA⭐ Kolejny: Potwór, Bestia, Zwyrodnialec, Popapraniec, Coś, czego nie można określić człowiekiem... "Esesmanka" autorstwa Jarosława Molendy, to reportaż, który szokuje i wstrząsa. Wiele czytałam książek tego pokroju, jednak za każdym razem jestem przerażona tych wszystkim, co tutaj się dowiaduje. Hildergard Lachert zwana "Krwawą Brygidą", a później "Tygrysicą", to kobieta, która swoją postawą oraz zachowaniem i agresją wobec obozowych ludzi przeszła sama siebie. To, co ona wyrabiała i jak traktowała ludzi, to naprawdę w głowie się nie mieści. Pisarz w swoim reportażu małymi krokami ukazuje nam życie tego potwora. Na każdej stronie możemy dowiedzieć się, jak wyglądało jej życie przed zatrudnieniem w obozie, w trakcie pracy w obozie, oraz w późniejszych latach, gdy były procesy, żeby skazać ją za zbrodnie na ludziach. W między czasie przeplatą się w tej książce jeszcze inne nazwiska, ale wszystko zmierza ku jednemu! Żeby nam, Czytelnikom pokazać brutalność, brak jakiejkolwiek...
00
zksiazkaprzykawie

Nie oderwiesz się od lektury

Dziś przychodzę do was z książką od znanego publicysty Jarosława Molendy, który w swoich książkach opiera się na faktach, co prawda była to ciężka książka ale jestem zdania, że warto poznać różne oblicza wojny. Autor przedstawia nam prawdę o potworze w ludzkiej skórze, jakim była Lächert Hildegard zwana Krwawą Brygidą, ta młoda dwudziestoparoletnia kobieta zgotowała ludziom piekło a w szczególności kobietą i dzieciom. Krwawa Brygida była bezlitosna i pozbawiona jakichkolwiek uczyć ona miała w sobie tylko samo zło, jedna z najgorszych nadzorczyń w obozach, nie był jej potrzebny żaden powód aby więźniów bić, kopać czy też zrównać z ziemią... Gdy w latach siedemdziesiątych doszło do procesu zbrodniarek wojennych, żadna z nich nie okazała skruchy, ani nie przeprosiła, wręcz przeciwnie obrońcy tych katów robili wszystko i słowa więźniarek podważali bo nie wierzyli, że takie straszne rzeczy mogły się dziać naprawdę. Jednym słowem chcieli udowodnić niewinność Niemek, a więźniarki że są winne ...
00
AStrach

Całkiem niezła

Przerażająca, acz pouczająca.
00
MarcinPiet1969

Nie oderwiesz się od lektury

Przerażające bestialstwo , tym bardziej należy przeczytać w obecnych czasach
00
Kasia105

Całkiem niezła

Kawałek historii. Warto przeczytać.
00

Popularność




 

 

WSTĘP

 

 

 

 

 

 

 

Nikt nie mógł wiedzieć tego, że wiek XX, w którym żyliśmy, będzie nazywany epoką, gdy człowiek miał najwięcej powodów, aby nienawidzić Boga. Ba, po bestialstwach drugiej wojny światowej wielu zaczynało mieć wątpliwości, o ile mieli (nie)szczęście w ogóle ją przeżyć, czyją winą był grzech pierworodny – Boga czy człowieka. Podobno Czesław Miłosz zapytał kiedyś Marię Iwaszkiewicz, dlaczego jej mąż, Bogdan Wojdowski, popełnił samobójstwo.

„Odpowiedziałam mu: «Czy nie wiesz, Czesiu, że Holokaust zabija?! Nawet po latach, tak jak właśnie Wojdowskiego, Kosińskiego, Nireńską i wielu, wielu innych», jest to zjawisko dobrze znane w psychiatrii. Matka przed wojną dwa lata chorowała, była w zakładzie psychiatrycznym. Uratowała ją wojna. Tragizm sytuacji wyzwolił w niej ukryte moce, pozwolił jej odrodzić się psychicznie. Z Bogdanem było najgorzej właśnie wtedy, kiedy wszystko zaczęło się nam dobrze układać. Mieliśmy mieszkanie, spokój i nadzieję na szczęśliwe życie. Wówczas coś w nim pękło, zawaliło się”[1].

Druga wojna światowa, ten najbardziej krwawy konflikt zbrojny w historii, dowiodła prawdziwości powiedzenia, iż wojna wydobywa z ludzi zarówno to, co najlepsze, jak i to, co najgorsze. Inna rzecz, że do społeczeństwa Zachodu, zwłaszcza następnych pokoleń, nie docierał ogrom zbrodni nazistów. Jeśli nawet ludzie mogli przez chwilę pozostawać przekonani o realności takiej zbrodni, potem jednak, jak pisał jeden z dziennikarzy, „zaczynapracować ich psychiczna samoobrona”. Po upływie tygodnia „niedowierzanie powraca jak refleks osłabiony na chwilę przez szok”[2].

Ba, nawet wojskowi byli przerażeni i zaskoczeni tym, co ujrzeli po otwarciu bram obozów koncentracyjnych. Doświadczeni korespondenci wojenni uznawali ten horror za „zbyt straszny, by umysł ludzki mógł weń uwierzyć”. Generał Eisenhower nazwał „barbarzyńskie traktowanie” uwięzionych „niemal niewiarygodnym”. Aby rozproszyć wszelkie wątpliwości co do dokładności relacji reporterów, Eisenhower zażądał, by tuzin kongresmanów i delegacja wydawców amerykańskich przybyli do Niemiec i zwiedzili obozy. Członkowie Izby Ustawodawczej opuścili Buchenwald „wstrząśnięci ponad ludzką wiarę”. Wydawcy przypuszczający, że reporterzy wyolbrzymiają sytuację, wyjechali z Niemiec przeświadczeni, że „przesada byłaby wobec tej rzeczywistości trudna”[3].

A przecież do oglądu dostali wersję „light” obozów koncentracyjnych, bo te na wschodzie, Auschwitz-Birkenau, Treblinka czy Majdanek, były w porównaniu z nimi istnym piekłem na ziemi. Według historyka Reinharda Henkysa naziści w okresie od 1942 roku do wyzwolenia Treblinki zamówili prawie osiem ton morderczego gazu cyklon B i wysłali do przemysłu ponad siedemset kilogramów ludzkich włosów[4].

Ludzka zdolność do przemocy nie zna granic narodowościowych, rasowych ani płciowych. Gdy w 1941 roku ruszyła niemiecka ofensywa na wschód, ponad pół miliona młodych kobiet podążyło za zwycięskimi oddziałami Wehrmachtu i SS do Polski, Estonii, Ukrainy, Litwy, Łotwy i Białorusi, pełniąc funkcje administratorek, pielęgniarek, sekretarek, strażniczek, narzeczonych oraz żon.

To, czego były świadkami, a w niektórych przypadkach to, czego same się dopuszczały, wywołało w nich wewnętrzną przemianę; zwłaszcza gdy pozwoliły sobie wmówić, że są lepsze od swych ofiar. W ich wypadku ignorancja i arogancja okazały się jeszcze bardziej niszczycielskie niż propaganda żerująca na owych wadach. Postrzeganie Słowian i Żydów jako podludzi pomagało tym kobietom pozbyć się wyrzutów sumienia oraz – w ich mniemaniu – zwalniało je z odpowiedzialności za własne czyny[5].

Hertha Bothe, osławiona strażniczka z obozu w Bergen-Belsen, odpowiadając ponad pięćdziesiąt lat po wojnie na pytanie, czy uważa, że popełniła „błąd”, wyjaśniała: „Czy popełniłam błąd? Ależ skąd! Błędem było istnienie obozów koncentracyjnych. Jeśli o mnie chodzi, musiałam tam pracować, w przeciwnym razie sama bym się tam dostała jako więźniarka. Na tym polega mój błąd”[6].

Co dziesiąty pracownik personelu dozorującego w obozie koncentracyjnym był kobietą. Ta praca była szansą na awans społeczny, wzbogacenie się, władzę, nowe pola działalności. Większość strażniczek pochodziła z niskich warstw społecznych i była słabo wykształcona. Obok kobiet zmuszanych do wykonywania tego zajęcia wiele ochotniczo zgłaszało się do SS. Jedną z nich była Aufseherin[7] Hildegard Lächert. Chciała być kimś lepszym, wieść godniejsze życie.

„Nazywam się – zeznawała dwa lata po wojnie – Lächert Hildegard Martha Luise, ur. 19 marca 1920 roku w Berlinie[8] jako nieślubna córka Luisy Lächert, bogowierca, narodowości i przynależności państwowej niemieckiej, siostra szpitalna, zam. ostatnio w Berlinie, Aalesunderstr. nr 4, niezamężna, bez majątku, ukończyłam szkołę powszechną i półtoraroczny kurs dla sióstr Czerwonego Krzyża, niekarana”[9].

Dlaczego pielęgniarka Hildegard Lächert zamieniła się w „Krwawą Brygidę”? Być może jako nieślubne dziecko była niekochana; na pewno była pod wpływem stresu, kiedy zaszła w ciążę w wieku osiemnastu lat. I z pewnością ani w BDM, ani w narodowej organizacji kobiecej nie zyskała takiej ludzkiej przyjaźni, uznania, a nawet miłości, jakiej potrzebowałaby w swoim życiu… Być może dlatego próbowała ulżyć własnemu nieszczęściu, swojej żałosnej, nędznej egzystencji, sprowadzając nieszczęście na innych, nienawidząc ich i czyniąc ich życie niewartym życia[10].

Posiadanie władzy dało wielu kobietom takim jak ona nie tylko cel i możliwość zdobycia uznania, lecz także szansę zarobienia większych pieniędzy (rzadko okazywało się to prawdą).

Czy więcej pieniędzy i poczucie celu naprawdę były powodem, dla którego Hermine Braunsteiner mordowała niemowlęta? Czy było jakieś uzasadnienie, aby Hildegard Lächert znęcała się nad więźniarkami, Elisabeth Volkenrath deptała kobiety, a Dorothea Binz zatłukiwała ludzi na śmierć? Jak można wytłumaczyć kobiety takie jak Herta Oberheuser, które nie były strażniczkami, a lekarkami?

 

 

 

Fot. 01. Hildegard Lächert[11]

 

 

Nie bez znaczenia był także rok podjęcia pracy w służbie obozowej oraz aktualna sytuacja na froncie. Posada taka odpowiadała głównie słabo wykwalifikowanym i bezrobotnym kobietom, które zgłaszały się do służby wartowniczej ze względu na stabilność pracy, zagwarantowane mieszkanie oraz wyżywienie. Praca w charakterze nadzorczyń była dla nich szansą na społeczny i socjalny awans[12].

W pierwszych latach po wojnie wiele placówek sądowych zajmowało się kwestią pociągnięcia do odpowiedzialności zbrodniarzy wojennych, którzy swoim postępowaniem przyczynili się do śmierci tysięcy więźniów. Jednakże tylko niewielka część strażniczek dostała się w ręce sprawiedliwości. Byłe aufzejerki przed sądem nagminnie przedstawiały siebie jako „bezwolne trybiki”, całkowicie zależne od funkcjonariuszy SS.

Oparta na tych zeznaniach opinia o rzekomej niewinności tych kobiet bardzo długo dominowała w świadomości społecznej. To esesman w mundurze, z symbolem trupiej główki na czapce, był uosobieniem najgorszego zła czasów drugiej wojny światowej. „Kiedy próbujemy sobie wyobrazić nazistowskich zbrodniarzy – stwierdza Klaus P. Fischer w Przedmowie do książki D.P. Browna Piękna bestia – nieuchronnie widzimy zimne i pozbawione wyrazu twarze SA- lub SS-manów”[13]. Ma rację, twierdząc, że według opinii publicznej wojna i zbrodnie w obozach koncentracyjnych to „męska sprawa”. Jednak często zapomina się o kobietach – nadzorczyniach SS, które w równym stopniu co mężczyźni dopuszczały się przestępczych czynów, pobić i brutalnych mordów. To właśnie one, Aufseherinnen, budziły w więźniach szczególne zdumienie i obrzydzenie, gdyż wydawały się – jako kobiety – podwójnie przeczyć naturze: człowieczeństwu i kobiecości[14].

Lächert dokonała wyboru, podobnie jak wiele pozostałych nadzorczyń, które zabijały z zimną krwią, kierując się własną wolną wolą. Wyjaśnienia „Krwawej Brygidy”, że wykonywała jedynie rozkazy, skomentowała pewna niemiecka dziennikarka relacjonująca proces zbrodniarzy z Majdanka: „Przecież nikt nigdy jej nie kazał wypuszczać psa na kobiety w ciąży ani topić dzieci w latrynach”[15].

Tajemnicą ludzkiej psychiki pozostanie to, co działo się w głowach tych dwudziestokilkuletnich dziewcząt, kiedy zamieniały się w bestie w ludzkiej skórze, torturujące i bezlitośnie mordujące więźniów i więźniarki. Ten podły czas ludzkiego okrucieństwa, gehenny istot ludzkich pozbawionych jakichkolwiek praw nie może być nazywany zezwierzęceniem oprawców. Zwierzęta bowiem zabijają tylko wtedy, gdy są głodne lub czują się zagrożone.

Tych, którzy byli strażnikami i aktywnie brali udział w mordowaniu, nic nie tłumaczy. Nie mogą swojego zachowania usprawiedliwić rozkazami Hitlera czy bezpośrednich przełożonych. Byli oczywiście wśród nich ludzie różni, zarówno gorliwi wykonawcy polityki eksterminacji, jak i ci, którzy zachowując resztki przyzwoitości, starali się nie potęgować cierpień więźniów[16].

Te na pozór całkiem zwyczajne kobiety po podjęciu służby w obozach zagłady zupełnie się zmieniały. Niemal nieograniczona władza nad więźniarkami, bezkarność oraz brutalne środowisko, w którym pełniły służbę, miały wpływ na ich zachowanie wobec osadzonych. Zgodnie z zaleceniem komendanta obozu za popełnione przez więźniarki „występki” nadzorczynie mogły nakładać następujące kary: chłostę na gołe pośladki, odebranie racji żywnościowych lub przeniesienie do obozowego aresztu bądź bunkra[17].

 

 

 

Fot. 02. Załoga SS na zdjęciu z albumu Karla-Friedricha Höckera

 

 

Zapewne nie dowiemy się, czy to presja otoczenia, polecenia przełożonych czy też osobiste predyspozycje zadecydowały o takiej postawie aufzejerek. Nie dowiemy się, dlaczego pozwoliły sobą manipulować i w krótkim czasie ze zwyczajnych dziewczyn stały się bezdusznymi, pozbawionymi wszelkich skrupułów bestiami. Być może wpływ na to miał fakt, że nadzorczynie pod względem etycznym stały na bardzo niskim poziomie. Były to przeważnie kobiety bez jakichkolwiek hamulców moralnych.

Większość z nich nie miała w ogóle wykształcenia bądź ukończyła tylko kilka klas szkoły powszechnej. Niektóre z aufzejerek jako młode dziewczyny należały do Związku Niemieckich Dziewcząt, gdzie edukowano je w duchu ideologii narodowego socjalizmu i przygotowywano do roli matki, żony i opiekunki domowego ogniska. Dla tak wychowanych kobiet ambiwalencja postaw i krytyczny dystans wobec rzeczywistości był zjawiskiem niemal nieznanym. Młode aufzejerki wykonywały swoje obowiązki z gorliwością i przekonaniem[18].

Często jednak strażniczki stosowały o wiele brutalniejsze metody radzenia sobie z „niesfornymi” podwładnymi, niż to było konieczne. Pozbawione wszelkich skrupułów biły skazane rękami, pejczami, kijami bądź gumowymi wężami. Zadawały bolesne rany matkom i dzieciom, bezlitośnie kopały najmłodszych i schorowanych oraz szczuły więźniów psami. Tylko w nielicznych przypadkach przełożeni karali załogę wartowniczą za znęcanie się nad więźniami. Komendantura, której zależało na dyscyplinie i porządku, popierała bezwzględność aufzejerek[19].

Z dnia na dzień całe pokolenie ludzi nijakich przemieniło się w wielkie tuzy, którym niezasłużona władza uderzyła do głów. Niewykształconym osobom z marginesu społecznego, dotychczas niedocenianym i pomijanym, dyktatura dała możliwość dzierżenia władzy nad ludźmi znajdującymi się w hierarchii jeszcze niżej od nich. Był to klasyczny scenariusz pod hasłem kata i ofiary. Niewiele osób, w których drzemała skrywana zdolność do okrucieństwa, było w stanie oprzeć się pokusie wcielenia go w życie.

Niektóre kobiety jako ochotniczki zgłaszały się do pełnienia obowiązków hitlerowskich katów. Z trzech tysięcy sześciuset strażniczek i członkiń personelu pomocniczego w obozach koncentracyjnych i obozach zagłady zaledwie sześćdziesiąt stanęło w okresie powojennym (lata 1945–1949) przed sądem, a tylko dwadzieścia jeden z nich zostało straconych. Dla porównania: z pięciu tysięcy mężczyzn postawionych w stan oskarżenia pięciuset otrzymało wyrok śmierci. Niechęci aliantów do skazywania Niemek za zbrodnie wojenne nie można przypisać wyłącznie względom płci, ale prędzej temu, iż mała ich liczba mordowała własnymi rękami[20].

Należy jednak zadać w tym miejscu pytanie, dlaczego ocaleni byli tak zaszokowani atakami przemocy ze strony kobiet. Z pewnością przy liczbie tysiąca dwustu esesmanów i łącznie dwudziestu ośmiu strażniczek jest oczywiste, że to one stanowiły rzucającą się w oczy mniejszość. Nie była to masa bez twarzy, ale raczej jednostki, których zachowanie zostało dobrze zapamiętane przez więźniów. Jednak ta szczególna uwaga, jaką ocaleni i sąd zwrócili na strażniczki, ma także podłoże społeczno-historyczne.

Wynikało to przede wszystkim z faktu, że zbrodnie, jakich dopuściły się strażniczki Hermine Braunsteiner i Hildegard Lächert, zostały stosunkowo dobrze zapamiętane przez ocalałych i dlatego były łatwiejsze do udowodnienia niż na przykład regularne selekcje do komory gazowej czy masowe egzekucje, w których uczestniczyli wyłącznie esesmani. Ponieważ trudno było zidentyfikować konkretnych sprawców masowych mordów poprzez gazowanie lub rozstrzeliwanie, ostatecznie głównym przedmiotem rozprawy w procesie zbrodniarzy z Majdanka stały się poszczególne przestępstwa.

Braunsteiner, zwana „Kobyłą z Majdanka” z racji predylekcji do tratowania więźniarek, była sprawczynią przestępstwa w podwójnej roli: jako szczególnie brutalna strażniczka i łamiąca stereotypy kobieta. To, że wyróżniała się na tle innych kolegów okrucieństwem wobec starszych kobiet, kobiet w ciąży i dzieci, uczyniło ją istotą nieludzką i niekobiecą, której płeć była kwestionowana, ponieważ jej zachowanie było drastycznie niezgodne z rolą spokojnej żony i troskliwej matki. To obrońca Braunsteiner, choć tę samą myśl można odnieść i do Hildegard Lächert, argumentował w obronie swojej klientki: „Jaką normalną kobietą i matką byłaby ta dziewczyna, gdyby czasy pozostały normalne”[21].

Psychiatrzy mówią, że poczucie winy może być świadome i nieświadome. Podstawowym zaś mechanizmem uwolnienia się od winy jest projekcja – to jest przerzucenie ujemnego uczucia, jakim darzy się kogoś, na tę właśnie osobę, mówiąc: nienawidzę cię, bo ty mnie nienawidzisz, i dlatego złe traktowanie ciebie jest uzasadnione. W ten sposób właśnie uczucia negatywne przypisuje się innej osobie lub grupie osób[22].

Współczesna psychiatria mówi, że warunkiem rozwoju moralnej wrażliwości osobnika jest jego zdolność do poczucia winy. Gdybyśmy uważali, że ci, którzy nie poczuwają się do winy, są osobnikami patologicznymi, to można by dojść do nonsensownego wniosku, że większość ówczesnego narodu niemieckiego to psychopaci. A tak nie jest. Ale prawdą jest, że ideologia hitlerowska nie uznawała powszechnie przestrzeganych norm moralnych, a Niemcy w większości poddali się tej ideologii. Tak więc ci, którzy spełniali rozkazy Hitlera bez zastrzeżeń, nie poczuwali się do winy. Większość zbrodniarzy zrzucała bowiem winę za swe zbrodnie na przywódców. Befehl ist Befehl [23].

 

 

 

Fot. 03. Wymowny tytuł prasowy

 

 

Bo tak byli wychowani przez Pimpf – organizację dla dzieci od sześciu do dziesięciu lat, Jungvolk i Jungmädel – od dziesięciu do czternastu lat, Bund Deutscher Mädel i Hitlerjugend – od czternastu do osiemnastu lat. Potem ci najpilniejsi znajdowali spełnienie swych marzeń w służbie SA i SS. W tych organizacjach kształtowano młodych Niemców, pozbawiając ich możliwości wyboru, podjęcia własnej decyzji, hamując ich rozwój moralny, a przyuczając do agresji i sadystycznych wyczynów.

Pewne wyjaśnienie przynosi słynny eksperyment Philipa Zimbarda ze studentami podzielonymi na więźniów i strażników. Polegał on na inscenizacji więzienia przez uczestników eksperymentu, którzy podejmowali się odgrywania roli więźnia lub strażnika więziennego. Metodyka eksperymentu została opracowana w taki sposób, by maksymalnie odzwierciedlić realia więzienia. Eksperyment został przerwany już szóstego dnia z powodu interwencji psycholożki Christiny Maslach, która dostrzegła jego niszczący wpływ na psychikę osób biorących w nim udział.

Jedynymi czynnikami, które rzutowały na zachowanie uczestników, było zaaranżowanie sytuacji społecznej oraz przydzielenie ról zwyczajnym, zdrowym, pozbawionym cech psychopatii ludziom. Tylko te czynniki wystarczyły, by zwykli ludzie dopuścili się poniżania, znęcania, tortur i nieludzkiego traktowania innych, co nazwano „efektem Lucyfera”. To, że jesteśmy zdolni do nieludzkiego traktowania innych, następuje na skutek czynników społecznych, a nie naszych indywidualnych cech osobowości.

Zresztą lepsze doświadczenie przeprowadziła w Neapolu Marina Abramović, serbska artystka, która ze słowami: „Możesz nimi sprawić przyjemność, możesz zadać ból” oddała się w ręce widzów, dając im do dyspozycji różne przedmioty. Między innymi bicz, żyletkę oraz pistolet. Podczas kilku godzin uczestnicy performance’u obcięli jej włosy, pocięli ubranie, rozebrali ją. Ktoś ją skaleczył i lizał jej krew. Widzowie wepchnęli jej między nogi drewniany kołek.

Wydarzenie zostało przerwane, gdy jakiś mężczyzna przyłożył jej do głowy pistolet. Nabity. Bo w ludziach głęboko tkwi zło i jest ono dużo silniejsze od największego dobra. Pan Hyde w każdym z nas jest zdecydowanie potężniejszy od doktora Jekylla. A cały rozwój cywilizacyjny powoduje tylko, iż dostaje on w swoje ręce coraz przemyślniejsze narzędzia do niszczenia, zadawania cierpień, zabijania. Dlatego ludzie zawsze są panami Hyde‚ami, a tylko bywają, i to z rzadka i zwykle na krótko, doktorami Jekyllami.

 

Rozdział I

 

„BLUTIGE BRIGITTE ”

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Od momentu wybuchu wojny rola niemieckiej kobiety zaczęła ewoluować. Już nie była tylko matką i żoną, już nie musiała spełniać się jedynie w tych obszarach, co do tej pory było priorytetem w niemieckiej polityce. Wiele Niemek włoży mundur, choć nie zawsze będą miały one cokolwiek wspólnego z kobiecą polityką nazistowskiego rządu. Teraz mogły uczestniczyć w działaniach wojennych, wspierając mężczyzn swoją wzorową postawą i gotowością podjęcia pracy jako personel pomocniczy.

Chęć aktywnego uczestnictwa w życiu politycznym kraju, spełnianie swoich ambicji czy nawet otrzymanie pozwolenie na broń mogły być wystarczającymi bodźcami do podjęcia specyficznej pracy w obozach koncentracyjnych. Przede wszystkim jednak słowo „służba” odgrywa w tym wypadku decydującą rolę – dzięki tej pracy młode kobiety wstępowały do wspólnoty SS, która od tej chwili zastępowała im ich własne rodziny[24].

W przypadku „Krwawej Brygidy” być może miało to znaczenie, ponieważ urodziła się jako najmłodsza z trójki rodzeństwa ze związku niezamężnej gospodyni domowej i mistrza ślusarskiego (według innych źródeł był maszynistą). Było to w czasach, gdy nieślubne dzieci były hańbą i dla matek biednych, i bogatych. Hildzia nigdy nie poznała swojego ojca. Z akt CIA wynika, że nazywał się Otto Bormann i zmarł w 1936 roku.

Od szóstego roku życia była członkinią Niemieckiego Towarzystwa Gimnastycznego, a po ukończeniu szkoły podstawowej wstąpiła do Bund Deutscher Mädel (Związku Niemieckich Dziewcząt), gdzie zapoznała się z ideami narodowosocjalistycznymi, gdyż była to po prostu sekcja żeńska nazistowskiej organizacji młodzieżowej Hitlerjugend okresu Republiki Weimarskiej i III Rzeszy. W wieku siedemnastu lat wstąpiła do NSDAP[25].

W międzyczasie rozpoczęła naukę, uczyła się na krawcową. Rzuciła jednak szkołę. W okresie od lipca 1938 roku do marca 1939 roku, będąc członkinią Nationalsozialistische Volkswohlfahrt (Narodowosocjalistyczna Ludowa Opieka Społeczna) NSDAP w Berlinie, uczęszczała do Szkoły Kolonialnej, mieszczącej się na Fehrbelliner Platz w Berlinie. Placówką kierował były generał Wehrmachtu z pierwszej wojny światowej Franz Ritter von Epp, który był Bundesführerem Reichskolonialbund.

Wszyscy uczniowie byli oczywiście członkami NSDAP o dobrej opinii. Zgłosili się na ochotnika do tego szkolenia, które odbywało się popołudniami przez sześć dni w tygodniu. Celem kursu było przygotowanie każdego ucznia do ogólnej pracy w byłych koloniach niemieckich w Afryce. Szkolenie przedmiotowe miało na celu przysposobienie Hildegard Lächert do pracy w charakterze pielęgniarki, najlepiej u rodziny brytyjskiej związanej ze służbą dyplomatyczną. W tym celu w ramach kursu pobierała także lekcje języka angielskiego.

„Krwawa Brygida” po latach twierdziła, że na początku 1939 roku była w szkole przesłuchiwana przez nieznanego mężczyznę, który powiedział, że ze względu na jej przeszłość w partii została ona, jako członkini małej grupy, wybrana do ewentualnego specjalnego zadania w pracy wywiadowczej w niemieckich koloniach w Afryce. Zgodziła się i rozpoczęła specjalne szkolenie. Wspominała, że zdobywała wiedzę jedynie na temat Brytyjskich Sił Zbrojnych: organizacji służb, policji i ich umundurowania, uzbrojenia, lotnictwa, marynarki handlowej i wojennej itp.

Krótko po rozpoczęciu szkolenia odkryła, że jest w ciąży, i ze względów finansowych musiała zrezygnować z kursu. Dowiedziała się później, że pozostałe wybrane osoby w ogóle nie przystąpiły do realizacji swoich zadań ze względu na pogorszenie stosunków między Wielką Brytanią a Niemcami. Przypuszczała, że szkolenie, jeśli nie cały projekt szkoły, było kierowane przez Abwehrę. Spośród wykładowców zapamiętała nazwisko tylko jednej osoby, był to „Herr Zimmer”, którego opisała jako mającego wówczas około pięćdziesięciu lat. Dodała, że był on znawcą Afryki i jej zdaniem został stamtąd oddelegowany w 1928 roku.

W związku z obowiązkiem pracy po zrezygnowaniu ze szkolenia była zatrudniona jako robotnica w różnych fabrykach, aż do 23 sierpnia 1939 roku, kiedy urodziła nieślubnego syna. Ale już we wrześniu podjęła ponownie obowiązkową pracę w fabryce amunicji. „Była wojna. Każdy musiał w czasie wojny zrobić coś dla swojej ojczyzny – tłumaczyła – począwszy od tych najmniejszych aż do żon generałów, które musiały pracować w fabrykach amunicji lub innych. My również musieliśmy. Młodzi w równym stopniu ze starszymi, a starsi z młodymi”[26].

O ojcu dwójki swoich dzieci, syna Dietera Hansa Jurgena i córki Karin Reginy Giseli (urodzona 3 kwietnia 1941 roku), który służył w Luftwaffe, opowiadała po wojnie przed śledczym Janem Sehnem w Krakowie w 1947 roku:

„Byłam zaręczona z Walterem Hinnrichsem, oficerem rezerwy wojsk lotniczych, który zaginął z końcem 1942 roku, przebywając na froncie, a jak później dowiedziałam się, zginął on i otrzymałam urzędowe zawiadomienie. Z nim miałam dwoje dzieci i ponieważ on przebywał na froncie, szwagier jego, Hans Peter Meister, SS-Hauptsturmführer[27], współpracownik Göbelsa w «Reichskulturkammer» i pracujący także w kancelarii Hitlera, z polecenia mego narzeczonego miał staranie o moje dzieci. Ze względu na dzieci nie chciałam i nie mogłam pracować w szpitalu, gdyż moja matka ciężko chorowała na nogi i nie mogła podołać zajęciom domowym. Szwagier mego narzeczonego z racji swego stanowiska postarał się o zajęcie dla mnie w obozie w Ravensbrück, gdzie mogłam pozostać razem z moimi dziećmi, a dzieci przebywały w tzw. Kindergarten wraz z dziećmi innych nadzorujących, a staranie o te moje dzieci miałby ówczesny Schutzhaftlagerführer SS-Hauptsturmführer Majer[28] i jego żona”[29].

Potem okazało się, że jej narzeczony nie zginął na froncie. W aktach CIA z 1957 roku znajduje się informacja o tym, że wraz z nową rodziną mieszka i pracuje jako architekt w Berlinie Zachodnim. Tej informacji prawdopodobnie nie przekazano Hildegard Lächert, która pracowała jako pielęgniarka w szpitalu lotniczym Berlin-Tegel. W końcu marca 1942 roku otrzymała wezwanie z urzędu pracy do stawienia się l kwietnia w FKL Ravensbrück. W obozie Lächert mogła przebywać razem ze swoimi dziećmi, gdyż dla dzieci funkcjonariuszy istniało tam specjalne przedszkole.

„W Ravensbrück przebywałam od kwietnia do października 1942 roku – opowiadała po wojnie – przy czym zabrałam ze sobą moją córkę, chłopak został przy mojej matce. Córki jednak w obozie nie widywałam, zresztą po trzech miesiącach zachorowała i wysłano ją do szpitala w Berlinie, gdzie przebywała około dziewięciu miesięcy i potem wróciła do mej matki, która nie chciała się zgodzić, ażeby dziecko przebywało w obozie”[30].

Karierę obozową rozpoczęła zatem już w wieku dwudziestu jeden lat od przeszkolenia w obozie Ravensbrück, gdzie zapoznano ją z brutalnym rzemiosłem tych, którzy mieli być narzędziami „ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej” oraz zarządzania i niszczenia wszelkiego niewygodnego życia: strażników w obozach koncentracyjnych i obozach zagłady. W październiku 1942 roku, mając zaledwie dwadzieścia dwa lata, przybyła do Majdanka, gdzie początkowo pracowała na zewnątrz obozu, później w samym obozie. Nigdy nie zajmowała tam specjalnego stanowiska, była, jak to się powszechnie mówi, małą lampką, pomocnikiem planistów obozowych, czasem pomocną tu, czasem tam.

Warto zastanowić się, jakimi motywami kierowały się młode dziewczyny decydujące się na pracę w kacetach. Dlaczego Niemki gotowe były poświęcić rodzinę dla pracy na rzecz III Rzeszy i w jakim stopniu przyszłe nadzorczynie SS uległy propagandzie hitlerowskiej? Co sprawiało, że kobiety tak chętnie z własnej woli zgłaszały się w początkowych latach wojny do pracy w obozach koncentracyjnych?

Odpowiedzi może być wiele, tak jak wiele było powodów, dla których Niemki postanawiały przystąpić do służby w formacji SS-Gefolge. Najczęściej przyciągało je poczucie nie misji ideologicznej, lecz perspektywy na awans społeczny. Wiele z nich było biednych i niezamężnych, bez kwalifikacji zawodowych, a obóz zapewniał stałe zatrudnienie z przyzwoitą płacą[31].

Standard życia esesmanów zależny był przede wszystkim od ich dochodów, a zatem od żołdu pobieranego stosownie do stopnia służbowego i grupy zaszeregowania – w taryfikatorze płac. Jeśli bowiem szeregowcy rezerwiści pobierali żołd istotnie niewielki, w wysokości 30–36 marek miesięcznie, to podoficerowie otrzymywali od 42 do 64 marek, zaś oficerowie młodsi od 72 do 96 marek (stawki dla Untersturmführera i Hauptsturmführera). Do tego dochodziły jednak różnego rodzaju dodatki służbowe i socjalne, co powodowało, że nawet po odliczeniu pewnych kwot (składki partyjne itp.) rzeczywista pensja esesmana była o ponad połowę wyższa[32].

 

 

 

Fot. 04. Aufseherinnen KZ Ravensbrück w oczekiwaniu na wizytę Reichsführera SS Heinricha Himmlera

 

 

Poza tym obóz stworzył dla kobiet atrakcyjną infrastrukturę. Proponowano im nie tylko mieszkanie i odzież, lecz także opiekę nad dziećmi. Od 1941 roku w obozie Ravensbrück istniało przedszkole, w którym zarówno kobiety zamężne, jak i niezamężne mogły pozostawiać swoje dzieci. Oswald Pohl, szef Głównego Urzędu Gospodarczo-Administracyjnego SS, 16 sierpnia 1943 roku, po wizycie w obozie Auschwitz, wydał rozkaz o stworzeniu również na jego terenie przedszkola oraz izby położniczej. Przyjmowano już nawet noworodki, po to, żeby umożliwić kobietom jak najszybszy powrót na stanowisko pracy.

Na przykład Hildegard Lächert, do jesieni 1943 roku pełniąca obowiązki nadzorczyni SS w obozie w Majdanku, po urodzeniu drugiego syna już w kwietniu 1944 roku wróciła do służby obozowej w Auschwitz. Dziećmi opiekowały się wykwalifikowane przedszkolanki oraz więźniarki – świadkowe Jehowy. W 1944 roku w przedszkolu w Ravensbrück znajdowało się blisko dwadzieścioro dzieci. Ponadto nadzorczyniom proponowano wiele innych udogodnień, jak choćby sprzątanie mieszkań służbowych przez więźniarki czy salon fryzjerski do własnej dyspozycji[33].

Kobiety zgłaszające się do pracy jako strażniczki miały zapewnione umundurowanie w postaci uniformów o wojskowym kroju, elementów bielizny czy butów, co – jak zauważa Joanna Czopowicz – w przypadku gorszych warunków egzystencji w czasie wojny mogło także zachęcać młode kobiety do wstąpienia w szeregi SS-Gefolge. Również w pełni wyposażone lokale mieszkalne na terenie samego obozu były ofertą na tyle poważną, aby ją rozpatrzeć.

Strażniczki miały do dyspozycji najlepsze mieszkania, były opłacane według stawek, których nie mogły osiągnąć nigdzie indziej, nie przeciążano ich obowiązkami służbowymi. Stworzono cały system zachęt i udogodnień. SS-ObergruppenführerOswald Pohl i sam Reichsführer SSHeinrich Himmler nakazywali poszczególnym komendantom obozów koncentracyjnych liczyć się z ich życzeniami. Wynikało to z ciągle niewystarczającej liczby strażniczek. Nie chciano tracić personelu już wykonującego swoje zadania. Uzupełnienie wakatów w tym zakresie, zwłaszcza w obozach na terytoriach wschodnich okupowanych przez III Rzeszę, było niezwykle trudne[34].

Do 1938 roku przeciętna niemiecka kobieta akceptowała propagandowe hasło „miejsce kobiety jest w domu”, nic nie robiąc sobie z plakatów, anonsów i ogłoszeń zachęcających ją do służby wartowniczej. Sytuacja zmieniła się w przededniu drugiej wojny światowej. Dnia 22 czerwca 1938 roku wydano rozporządzenie o zaspokojeniu zapotrzebowania na siłę roboczą. Za sprawą owego rozporządzenia urzędy pracy zmobilizowały do służby w obozach koncentracyjnych około dwudziestu procent byłych nadzorczyń, ale problem braku kobiecego personelu wciąż narastał[35].

Mimo takich zachęt Niemki niechętnie decydowały się na pracę w charakterze nadzorczyń. Wszystkie świadczenia oferowane przez państwo nie wzbudzały większego zainteresowania służbą wartowniczą. Kobiety zamężne obawiały się utraty pożyczki małżeńskiej, a żony żołnierzy straty dodatku pieniężnego na utrzymanie rodziny[36]. Dlatego w początkowej fazie wojny do służby zgłaszały się przeważnie młode, bezrobotne panny nieotrzymujące od państwa wsparcia finansowego.

Posada nadzorczyń była dla nich szansą na lepsze życie i akceptację społeczeństwa oraz pozwalała zdobyć kwalifikacje zawodowe. Wzmiankuje o tym w swoich wspomnieniach komendant KL Auschwitz Rudolf Höss: „Mimo gorliwej akcji werbunkowej prowadzonej przez narodowosocjalistyczne organizacje kobiece do służby w obozach koncentracyjnych zgłaszało się bardzo niewiele kandydatek”[37].

Decyzja o podjęciu pracy w charakterze nadzorczyni dla większości kobiet była niełatwa. Istotne znaczenie miały różnego rodzaju czynniki natury społecznej i ekonomicznej. Ba, pozyskiwanie kobiet do służby w obozach koncentracyjnych od początku budziło opór w społeczeństwie niemieckim, co wiązało się silnie ze stereotypami i propagowanym społecznym wyobrażeniem na temat tego, czym jest kobiecość i jaka jest społeczna rola kobiet.

Dlatego starano się różnymi sposobami zachęcać kobiety do wstępowania w szeregi Aufseherinnen. Poza akcjami propagandowymi prowadzonymi przez organizacje kobiece i młodzieżowe do podjęcia służby w obozach zachęcały plakaty propagandowe i ogłoszenia w prasie. Skuteczność tych przekazów miała zapewnić argumentacja, nawiązująca do swoistej misji wychowawczej, być może nieprzyjemnej, ale koniecznej z punktu widzenia dobra całego społeczeństwa[38].

„Waszym jedynym zadaniem – zapewniał materiał reklamowy – będzie pilnowanie więźniów, zatem kandydatki w wieku 21–45 lat nie muszą przechodzić zawodowego szkolenia. Wysokość wynagrodzenia Aufseherinnenzatrudnionych na terenie Rzeszy określa [wykaz] SOA IX; zostanie ono podwyższone po przepracowaniu próbnych trzech miesięcy. Zapewnia się wyżywienie oraz «dobrze umeblowane mieszkanie», a także ubrania służbowe (bieliznę i mundury)”[39].

Służba Pracy wolała zatrudniać kobiety bez formalnego wykształcenia (ohne berufliche Kenntnisse), ponieważ strażniczki miały „tylko pilnować więźniów”. Mało kto chciał jednak z własnej woli pracować w obozach. Uważano, że zatrudnienie się w roli strażniczki obozowej wykracza poza normę obowiązującą niemieckie kobiety[40].

Zgodnie z założeniami narodowego socjalizmu świadoma swej roli niemiecka kobieta powinna rodzić jak najwięcej zdrowych aryjskich dzieci, by rasa panów była coraz liczniejsza. Dlatego też kobiet odbywających służbę w obozach nie było wiele, ale ich udział w zbrodniach był relatywnie duży. Główną rolę w agitowaniu młodych dziewcząt do służby obozowej odegrał Związek Niemieckich Dziewcząt (Bund Deutsche Mädel), wyśmiewany często przez samych nazistów (mężczyzn), którzy pogardliwie rozwijali skrót BDM jako: Bund Deutscher Milchkühe („Liga Niemieckich Krów Mlecznych”) lub bardziej brutalnie: Bedarfsartikel für deutscher Männer („Produkty przydatne dla niemieckich mężczyzn”)[41].

Jak podaje Joanna Czopowicz, ogłoszenia werbunkowe publikowane w codziennej prasie lub pismach skierowanych do kobiet nie mówiły wprost o charakterze tej pracy. Dokładniejsze informacje kandydatki uzyskiwały podczas indywidualnej rozmowy lub w momencie otrzymania pisma urzędowego z kancelarii danego obozu.

 

 

 

Fot. 05. Ogłoszenie z 1940 roku o naborze dziewcząt do Waffen-SS w charakterze służby pomocniczej

 

 

Fakt, że obozy koncentracyjne ciągle poszukiwały nowych kandydatek, świadczyć może o tym, że kobiety nie miały wystarczającej motywacji do podejmowania pracy wartowniczek bądź bały się drastycznych wymogów stawianych przez Sztafety Ochronne NSDAP w czasie szkoleń na nadzorczynie[42].

W teście dla kandydatek na funkcję pomocnicy SS, który miał sprawdzić ogólną wiedzę kobiet starających się o służbę w SS-Gefolge, zamieszczono kilkanaście pytań. Dotyczyły one głównie ważnych wydarzeń historycznych dla Niemiec. Jednak w teście znalazły się także zadania z dziedziny matematyki, geografii oraz ogólnej wiedzy dotyczącej Rzeszy Niemieckiej, jak na przykład: „Kiedy i gdzie urodził się Führer?”, „Co oznacza skrót SS?”, „Kiedy odbył się pucz monachijski?”, „Kto był wynalazcą druku?”, „Ile waży kilogram żelaza?”[43].

„W związku z podaniem w sprawie zatrudnienia na stanowisku dozorczyni chcemy poinformować Panią o zakresie przyszłych obowiązków. W obozie koncentracyjnym Ravensbrück umieszczono kobiety, które popełniły wobec państwa różnego rodzaju wykroczenia, a ich izolacja ma na celu zapobieganie dalszym szkodom na rzecz społeczeństwa. Do Pani obowiązków należałoby nadzorowanie tych kobiet w trakcie pracy wewnątrz, jak i poza obozem. Ponieważ chodzi wyłącznie o nadzór nad więźniarkami, nie ma potrzeby wykazania się konkretnymi zdolnościami zawodowymi.

 

 

 

Fot. 06. Przedwojenny plakat propagandowy

 

 

Odzież robocza, umundurowanie, a także częściowo bielizna należą do typowego wyposażenia. Istnieje także możliwość zakwaterowania w kompletnie wyposażonych mieszkaniach służbowych. Przy posiadaniu odpowiednich kwalifikacji, jak i odpowiedniego stażu istnieje możliwość awansu do stopnia kierowniczki podobozu Ravensbrück. Pracując w charakterze dozorczyni, przynależy się do organów wspomagających Waffen-SS, a czynności wykonywane są równoznaczne z udziałem w operacjach wojennych.

Warunkami przyjęcia do pracy są niekaralność, a także odpowiednie zdrowie. Prosimy zatem o dostarczenie następujących dokumentów:

– zaświadczenie o niekaralności

– życiorys

– zdjęcie

– świadectwo zdrowia

– zaświadczenie z urzędu pracy o przydziale pracy.

Prosimy o dokładne wypełnienie załączonego kwestionariusza osobowego, po czym prosimy czekać na naszą odpowiedź. Kwestia ewentualnego zatrudnienia zależy w każdym przypadku od badania miejscowego lekarza garnizonowego. Zatrudnienie może rozpocząć się z dniem 1 lub 15 dnia następnego miesiąca”[44].

Takie były założenia, natomiast efekty akcji werbunkowej były niezadowalające, w związku z czym przyjmowano praktycznie wszystkie zgłaszające się chętne. Zaprzestano prowadzenia weryfikacji poziomu moralnego kandydatek. Z tego powodu po zakończeniu wojny częste były opinie, iż do tej służby trafiały kobiety z zapadłej prowincji, mające słabe kwalifikacje lub niepotrafiące dla siebie znaleźć innego miejsca w życiu.

Gdy większość obozów koncentracyjnych włączono w system realizacji „ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej”, nastąpił gwałtowny wzrost liczby więźniów. Przed urzędnikami SS zarysował się poważny problem dotyczący braku kadry wartowniczej. Władze nazistowskie podjęły wówczas decyzję o oddelegowywaniu pracownic zakładów przemysłowych do służby w obozach zagłady. Dowodem na to był nabór nadzorczyń w fabryce lotniczej „Arado-Flugzeugwerk” w Wittenberdze, gdzie zachęcano robotnice do dobrowolnej służby w SS-Gefolge[45].

Kobiety zatrudniano na stanowiskach administracyjnych w niemal każdym resorcie nazistowskiego rządu oraz wojska, również w SS. Praktycznym rozwiązaniem okazało się włączenie ich do programu germanizacji obszarów wschodnich. Kobiety te uważały się za pionierki, podobne do osadniczek z Dzikiego Zachodu lub brytyjskich kolonistek w Afryce, krzewiące cywilizację na „czarnym kontynencie” zamieszkanym przez ludy dzikie i bezwartościowe. Żydów należało zmieść z powierzchni ziemi, sowieckich komisarzy bezzwłocznie zlikwidować, a partyzantów wyłapać. Rdzenną ludność można było pozostawić w spokoju, o ile zgodzi się ona podporządkować nowym panom[46].

Esesmani mieli świadomość, że mało zmotywowany personel wartowniczy nie przyniesie pożytku, dlatego werbując kandydatki, używali perswazji, a nie przymusu. Od połowy 1943 roku urzędy pracy w kooperacji z przedstawicielami fabryk jeszcze bardziej niż uprzednio starały się zachęcać kobiety do obejmowania stanowisk aufzejerek. Przedsiębiorstwa typowały spośród własnego personelu ich zdaniem najodpowiedniejsze Niemki do służby obozowej, przekazując ich kandydatury odpowiednim organom powołującym. Te, postępując zgodnie z przepisami, wybierały głównie młode, zdrowe panny, których praca nie miała strategicznego znaczenia dla przemysłu wojennego[47].

Zanim nadzorczyni trafiła do któregoś obozu, Gestapo przeprowadzało ocenę poglądów politycznych i życia kandydatki, ponadto musiała ona złożyć pisemną deklarację lojalności wobec narodowego socjalizmu[48]. Warunkiem przyjęcia była też dobra kondycja fizyczna. Ba, kobiety zatrudnione do pełnienia służby w obozach jako Aufseherinnenweryfikowane były pod względem wcześniejszej niekaralności.

Dopiero stwierdzenie spełnienia tego formalnego wymogu jako przesłanki sine qua non umożliwiało rozpoczęcie wykonywania czynności. Wydaje się to zaskakujące, gdyż w kontekście późniejszych popełnionych zbrodni wojennych i zwykłych przestępstw pospolitych w tak przytłaczającej liczbie osoby te miały dawać gwarancję prawidłowego wykonania funkcji nadzorczyń w obozach koncentracyjnych.

Jak pokazują fakty, wśród ochotniczek były też i takie kobiety, które zostały oszukane oraz podstępem wciągnięte w bezwzględny mechanizm eksterminacji. Wmawiano im, że będą pracować w biurze, zajmując się mało skomplikowaną dokumentacją, lub że zostaną stenotypistkami w jakimś przyfrontowym sztabie. Zachowane dokumenty świadczą jednak, że większość zdawała sobie sprawę, gdzie i do jakich zadań będą oddelegowane[49].

 

 

Ciąg dalszy w wersji pełnej

 

PRZYPISY

 

 

 

 

 

 

 

[1] M. Iwaszkiewicz, Portrety, Warszawa 2020, s. 227–228.

[2] D. S. Wyman, Pozostawieni swemu losowi. Ameryka wobec Holocaustu 1941–1945, przeł. W. Sadkowski, Warszawa 1994, s. 420.

[3] Ibidem, s. 421.

[4] Blutige Brygyda, „Der Spiegel” 1975, nr 49, s. 86.

[5] P. Roland, Nazistki. Okrutne, wyrachowane, uległe, przeł. M. Sieduszewski, Warszawa 2016, s. 226–227.

[6] G. Knopp, SS. Przestroga historii, przeł. M. Dutkiewicz, Warszawa 2004, s. 217.

[7] Raczej rzadki, choć używany w języku obozowym typ nazwy: Aufseherin (niem. nadzorczyni) – niemal oficjalny, nieodmienny – był zastępowany z reguły przez spolszczenia typu: aufzejerka, aufzejerka lub aufzejerinka.

[8] Miejsce jej urodzenia nie jest pewne, ponieważ niektóre źródła podają Austrię jako jej ojczyznę, na przykład A.J. Edelheit, H. Edelheit, History of the Holocaust. A Handbook And Dictionary, Boulder 1994, s. 198.

[9] P. Setkiewicz, Nie poczuwam się do żadnej winy… Zeznania esesmanów z załogi KL Auschwitz w procesie przed Najwyższym Trybunałem Narodowym w Krakowie (24 listopada–16 grudnia 1947), Oświęcim 2016, s. 142.

[10] R. Wiggershaus, Frauen unterm Nationalsozialismus, Wuppertal 1984, s. 103.

[11] Źródła i autorzy zdjęć znajdują się w wykazie ilustracji na końcu książki.

[12] D. Graczyk, Portret kobiety w strukturach SS-Gefolge na przykładzie obozu Stutthof, „Zeszyty Muzeum Stutthof” 2014, nr 2, s. 59–60.

[13] D.P. Brown, Piękna bestia. Zbrodnie SS-Aufseherin Irmy Grese, przeł. J.S. Zaus, Zakrzewo 2017, s. 23.

[14] W. Witek-Malicka, Czy to jest kobieta…? Obraz SS-Aufseherinnen we wspomnieniach Dzieci Oświęcimia, [w:] O współczesnych praktykach genderyzacji ciała, red. K. Wódz, Katowice 2014, s. 134.

[15] W.A.-M. Sarti, Women and Nazis. Perpetrators of genocide and other crimes during Hitler’s regime, 1933–1945, London 2012, s. 130.

[16] J.K. Ardanowski, P. Sztama, Z głębokości wołam do Ciebie… Tragedia kobiet pochodzenia żydowskiego, więzionych i mordowanych w podobozach KL Stutthof w okolicach Torunia w ostatnich miesiącach II wojny światowej, Brodnica 2014, s. 192–193.

[17] D. Graczyk, op. cit., s. 67.

[18] Ibidem, s. 78.

[19] Ibidem, s. 67.

[20] P. Roland, op. cit., s. 250–251.

[21] C. Kuretsidis-Haider, I. Nöbauer, W.R. Garscha, S. Sanwald, A. Selerowicz, Das KZ Lublin-Majdanek und die Justiz, Graz 2011, s. 232.

[22] D. Brzosko-Mędryk, Czy świadek szuka zemsty?, Warszawa 1983, s. 266.

[23] Befehl ist Befehl (niem.) – rozkaz jest rozkazem.

[24] J. Czopowicz, Królewski chłód. SS-Aufseherin Luise Danz w relacjach i wspomnieniach Ocalałych, praca dyplomowa pod kierunkiem dr. Piotra Setkiewicza, Kraków 2017, s. 10.

[25] Nationalsozialistische Deutsche Arbeiterpartei – Narodowosocjalistyczna Niemiecka Partia Robotników.

[26] E. Fechner, Proces. Obóz na Majdanku w świetle wypowiedzi uczestników rozprawy przed Sądem Krajowym w Düsseldorfie, przeł. T. Kranz, Lublin 1996, s. 34–35.

[27] Stopnie w SS i ich odpowiedniki w języku polskim: SS-Mann – szeregowiec, SS-Sturmmann – starszy szeregowiec, SS-Rottenführer – starszy szeregowiec, prawie kapral, SS-Unterscharführer – kapral, SS-Scharführer – plutonowy, SS-Oberscharführer – młodszy sierżant, SS-Hauptscharführer – sierżant, SS-Sturmscharführer – starszy sierżant, SS-Untersturmführer – podporucznik, SS-Obersturmführer – porucznik, SS-Hauptsturmführer – kapitan, SS-Sturmbannführer – major, SS-Obersturmbannführer – podpułkownik, SS-Standartenführer – pułkownik.

[28] SS-Hauptsturmführer Theodor Meyer służył w Dachau, Ravensbrück, Stutthof, Neuengamme. Wyrokiem Sądu Okręgowego w Gdańsku został skazany na śmierć i stracony 10 października 1947 roku.

[29] Cyt. za: P. Setkiewicz, Nie poczuwam się do żadnej winy..., s. 142–143.

[30] Ibidem, s. 143.

[31] N. Wachsmann, Historia nazistowskich obozów koncentracyjnych, przeł. M. Antosiewicz, Warszawa 2020, s. 155.

[32] P. Setkiewicz, Załoga SS w KL Auschwitz, Oświęcim 2017, s. 21.

[33] K. Kompisch, Sprawczynie, przeł. S. Kupisz, N. Badiyan-Siekierzycka, Warszawa 2012, s. 256–257.

[34] T. Fedorszczak, Aufseherinnen – kobiecy personel w obozach koncentracyjnych SS i ich odpowiedzialność za zbrodnie wojenne (1937–1945), [w:] Pozycja prawna kobiet w dziejach, red. s. Rogowski, Wrocław 2010, s. 202.

[35] D. Graczyk, op. cit., s. 61.

[36] Ibidem, s. 60.

[37] Oświęcim w oczach SS. Höss, Broad, Kremer, przeł. E. Kocwa, J. Rawicz, Oświęcim 1972, s. 78.

[38] W. Witek-Malicka, op. cit., s. 138.

[39] D.P. Brown, op. cit., s. 103–104.

[40] Ibidem, s. 104.

[41] J. Lubecka, Nadzorczynie w niemieckich obozach, [w:] Naród w niewoli, red. F. Musiał, Kraków 2014, s. 77.

[42] D. Graczyk, op. cit., s. 62–63.

[43] Formularz rekrutacyjny dla kandydatek na nadzorczynie SS, archiwum Miejsca Pamięci Dachau, sygn. 6716.

[44] Niedatowany formularz dotyczący rekrutacji dla kobiet na stanowisko

SS-Aufseherin, Institut für Zeitgeschichte, Monachium – za: J. Czopowicz, Królewski chłód, s. 10

[45] D. Graczyk, op. cit., s. 62.

[46] P. Roland, op. cit., s. 229–230.

[47] Ibidem.

[48] K. Kompisch, op. cit., s. 251.

[49] J. Czopowicz, SS-Aufseherin. Nadzorczynie z Ravensbrück, Warszawa 2021, s. 62.

 

 

 

 

 

Copyright © by Jarosław Molenda, 2024

Copyright © by Grupa Wydawnicza FILIA, 2024

 

Wszelkie prawa zastrzeżone

 

Żaden z fragmentów tej książki nie może być publikowany w jakiejkolwiek formie bez wcześniejszej pisemnej zgody Wydawcy. Dotyczy to także fotokopii i mikrofilmów oraz rozpowszechniania za pośrednictwem nośników elektronicznych.

 

Wydanie I, Poznań 2024

 

Projekt okładki: © Mariusz Banachowicz

 

Redakcja: Dagmara Ślęk-Paw

Korekta: Magdalena Koch, Magdalena Wołoszyn-Cępa

Projekt typograficzny i łamanie: MSP Studio

 

Konwersja publikacji do wersji elektronicznej:

„DARKHART”

Dariusz Nowacki

[email protected]

 

eISBN: 978-83-8357-439-4

 

 

Grupa Wydawnictwo Filia Sp. z o.o.

ul. Kleeberga 2

61-615 Poznań

wydawnictwofilia.pl

[email protected]

 

Seria: FILIA NA FAKTACH