Druga żona - Sheryl Browne - ebook

Druga żona ebook

Sheryl Browne

5,0
31,99 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Mroczny thriller psychologiczny autorki bestsellerowej „Opiekunki”. Rebecca i Nicole przysięgły sobie, że zawsze będą najlepszymi przyjaciółkami. Trzy lata po ich ostatnim spotkaniu Rebecca odbiera telefon od męża Nicole, Richarda, który informują ją o tragicznej śmierci żony. Kobieta odebrała sobie życie. Rebecca postanawia pomóc pogrążonej w smutku rodzinie. Przyjeżdża do domu przyjaciółki. Stopniowo jednak sprawy się komplikują. Rebecca zaczyna żyć życiem swojej przyjaciółki, a tajemnice zaczynają się piętrzyć.

Jakie sekrety Nicole skrywała przed wszystkimi ludźmi, którzy ją znali i kochali? Czy na pewno była szczęśliwa w swoim pozornie doskonałym związku? Rebecca zaczyna podejrzewać, że nie wszystko jest takie, jak na pozór wszystkim się wydaje.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 407

Oceny
5,0 (2 oceny)
2
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
MarzenaWisniowska

Nie oderwiesz się od lektury

Polecam bardzo. Wciągająca, ciężko się oderwać 🙂
00



SHERYL

BROWNE

DRUGA ŻONA

Przełożył Jacek Żuławnik

Tytuł oryginału: The Second Wife

Copyright © Sheryl Browne, 2019

First published in Great Britain in 2018 by Storyfire Ltd trading of Bookouture

Copyright © for the Polish edition by Grupa Wydawnicza Foksal, MMXXI

Copyright © for the Polish translation by Jacek Żuławnik, MMXXI

Wydanie I

Warszawa MMXXI

Niniejszy produkt objęty jest ochroną prawa autorskiego. Uzyskany dostęp upoważnia wyłącznie do prywatnego użytku osobę, która wykupiła prawo dostępu. Wydawca informuje, że wszelkie udostępnianie osobom trzecim, nieokreślonym adresatom lub w jakikolwiek inny sposób upowszechnianie, upublicznianie, kopiowanie oraz przetwarzanie w technikach cyfrowych lub podobnych – jest nielegalne i podlega właściwym sankcjom.

Dedykuję mojemu synowi Drew, który tak barwnie opowiedział mi o swoim pomyśle na tę książkę, że nie miałam wyjścia i musiałam ją napisać!

Prolog

Nigdy nie przypuszczałam, że popadnę w stan emocjonalnego odrętwienia, w którym przestanę racjonalnie myśleć i zagubię poczucie tożsamości. Utracę z oczu samą siebie. Zaczyna się niepozornie i rozwija stopniowo, subtelnie, po cichu, aż w końcu zaczynasz wierzyć, że całe to szaleństwo po prostu ci się „ubzdurało”.

Wiem z doświadczenia, że to moje zapadanie się w nicość nie potrwa długo. Zsuwając się do wodnego grobu, odruchowo młócę rękami i nogami. Woda jest lodowata, o wiele zimniejsza od powietrza. Hipotermia to tylko kwestia czasu: dążąc do zachowania ciepła na potrzeby najważniejszych narządów, organizm prędko obkurcza żyły powierzchowne. Pojawia się bolesne pulsowanie w głowie. Rośnie tętno i ciśnienie krwi – słyszę go, ten dziwny ni to świst, ni to bulgot, dochodzący nie z wody, lecz z wnętrza mojego ciała. Mięśnie nagle tężeją i przechodzą mnie dreszcze, których nie mogę opanować. Płuca napierają na klatkę piersiową od środka i rozpaczliwie domagają się powietrza. Jeśli nabiorę tchu, oczywiście wypełnią się wodą i będzie po mnie. Mam nadzieję, że zanim do tego dojdzie, temperatura mojego ciała zdąży spaść na tyle, by uleciało ze mnie całe to zmarnowane życie.

Łzy żalu mieszają się z mętną wodą, a myśli przychodzą i odchodzą falami. Przed oczami mam obrazy, lecz nie są to migawki z dawnego życia. Nie, w tych ostatnich chwilach widzę ich dwoje – splecione ciała i języki, powolne, zmysłowe ruchy, upojenie i satysfakcja ze świadomości, że zmusili mnie, abym na to patrzyła. Wspinając się na szczyt rozkoszy, odwróciła do mnie swoją uśmiechniętą twarz i szepnęła: „Ubzdurało ci się”.

Widzę również inne kobiety, dostrzegam ich konsternację, niedowierzanie i głębokie rozczarowanie, które po chwili ustępują strachowi, kiedy raptem dociera do nich, że są uwięzione jak motyle pod szklanym kloszem. Próbują się uwolnić, ale stopniowo tracą kolor, a ich kruche skrzydła rozpadają się w pył.

Mój cierpliwy i lojalny pies, źródło bezwarunkowej miłości bez względu na nastrój – widzę go, leży na chodniku w korytarzu, czeka na znajomy pomruk silnika samochodu, szczęk klucza w zamku. Będzie mi go brakowało. Mam nadzieję, że zaopiekują się nim i będą dla niego dobrzy.

Ból i żal z czasem stają się mądrością. Byłaś za mało czujna. Tak brzmiały ostatnie słowa, które do mnie wypowiedziała. To prawda – byłam.

1. Rebecca

Obecnie

Msza rozpoczęła się i zakończyła pięknym, poruszającym Nimrodem Elgara. Rebecca pomyślała, że często wybiera się ten utwór na nabożeństwach żałobnych, ale nie potrafiła uwolnić się od przeświadczenia, że sama Nicole nie zdecydowałaby się na niego. Wolałaby raczej The Lark Ascending Vaughana Williamsa z partią skrzypiec oddającą trzepot skrzydeł ptaka w locie. Powiedziała kiedyś, że ta muzyka kojarzy jej się z wiejskim krajobrazem i zielonymi wzgórzami Anglii. Kiedy o tym rozmawiały, nie syciły oczu bukolicznymi obrazkami, lecz leżały na łóżku Nicole we współdzielonej klitce, odpoczywały objedzone kurczakiem, frytkami i lodowym trio z pobliskiego pubu U Berniego. Niszczejący edwardiański budynek, w którym wtedy mieszkały, w późniejszych latach zburzono pod osiedle emeryckie, ale pub nadal stał w dawnym miejscu, niedaleko ich domu przy Hagley Road na przedmieściach Birmingham. Rebecca zauważyła go, jadąc od stacji New Street i kierując się w stronę autostrady, którą zamierzała dotrzeć tutaj, do tego niewielkiego kamiennego normandzkiego kościółka w Worcestershire, aby pożegnać kobietę dawniej, u progu dorosłości, będącą dla niej jak siostra. Na studiach były nierozłączne, po dyplomie też utrzymywały kontakt, ale coraz rzadszy – czas i geografia skutecznie powiększały dzielący je dystans. Rebecca wciąż nie mogła uwierzyć, że Nicole nie żyje. Nie docierało do niej również to, jak umarła.

Popełniła samobójstwo.

Rebecca nie potrafiła pogodzić się z faktem, że Nicole, ta płomiennoruda, osiemnastoletnia wolna dusza, która wpadła jak tornado w jej szare i nijakie studenckie życie, postanowiła skończyć ze sobą. Przecież biła od niej taka radość życia! Nicole pragnęła doświadczyć wszystkiego, co świat miał do zaoferowania. Ubierała się z artystowską dezynwolturą – zamiast modnych krótkich topów na cienkich ramiączkach wolała sukienki w etniczne wzory – i czarowała rzadko spotykaną subtelną urodą. Pragnęła spróbować wszystkiego: od zjazdów na linie po nurkowanie głębinowe. Kiedy szły do klubu, wirowała w tańcu jeszcze długo po tym, jak Rebecca opadła z sił; na festiwalach w parkach pląsała boso w deszczu. Rebecca wiedziała, że Nicole przewyższa ją talentem – i że pewnego dnia wzbije się wysoko jak skowronek z utworu Vaughana Williamsa, skończy akademię sztuk pięknych i będzie wystawiała swoje prace w Tate, w Birmingham Art Gallery i we wszystkich najlepszych londyńskich galeriach. Nic jej nie zatrzyma. Nie była wojującą feministką, ale głęboko pogardzała każdą instytucją, która odbierała kobietom prawo do równego traktowania albo wręcz postrzegała je tak, jakby były ludźmi gorszego sortu, i pozbawiała szans na realizowanie ambicji. Plan Nicole na życie nie przewidywał małżeństwa – nie potrzebowała męża, który by ją kontrolował i ograniczał. Nie zamierzała dać się dobrowolnie spętać. Oczywiście miłość to zmieniła, rozbudziła w Nicole żarliwe, dotąd uśpione uczucie i sprawiła, że dziewczyna zakochała się po uszy.

Po zakończeniu tego związku, z którego Nicole wyszła fizycznie i emocjonalnie pokiereszowana, Rebecca nie wyobrażała sobie, żeby przyjaciółka mogła jeszcze kiedykolwiek z równą łatwością obdarzyć kogoś uczuciem. Przeniosła spojrzenie na stojącego nad otwartym grobem drugiego męża Nicole. Richard Gray. Wyglądał elegancko w nienagannym czarnym garniturze i płaszczu. Był wysokim, barczystym mężczyzną. Miał przyprószone siwizną skronie, co zawsze dodaje facetowi atrakcyjności. Przystojny. Rebecca rozumiała, co takiego pociągało w nim Nicole. W swym zauroczeniu Nicole wychwalała go pod niebiosa. Dobry, troskliwy, życzliwy – rozpływała się nad Richardem w pierwszym, pełnym entuzjazmu mailu, w którym przyznała się do nowego mężczyzny w swoim życiu, nazywając go „wyjątkowo tolerancyjnym”. Richard wyciągnął rękę, położył dłoń na ramieniu stojącej obok dziewczyny i zacisnął palce. Rebecca rozpoznała ją ze zdjęć przysyłanych przez Nicole – to Olivia, dorosła córka Richarda i jego oczko w głowie.

Z początku Rebecca była nieufna. Uważała, że rok od rozwodu to za mało, by dojść do siebie po bolesnym związku z brutalnym, niewiernym mężczyzną, którego jak się wydawało, jedynym celem w życiu było podcinanie Nicole skrzydeł. Przyjaciółka uspokajała Rebeccę, że bogatsza o doświadczenie wyczuje mizogina na kilometr i nie będzie brnęła w relację, jeśli tylko pojawią się jakiekolwiek niepokojące sygnały – choćby nawet to, że Richard będzie się upierał przy decydowaniu o tym, co powinna zamówić w restauracji.

Była jak skowronek, który tak długo bił skrzydłami o pręty klatki, aż opadł z sił i stał się niezdolny tak do walki, jak ucieczki. Została zraniona i miała uraz. Rebecca przypuszczała, że pomimo koszmaru pierwszego małżeństwa, albo może właśnie z tego powodu, Nicole zachłannie rzuciła się na tę szansę na nowe życie i nową miłość, gotowa ją wykorzystać.

Nicole i Richard wkrótce się pobrali. Rebecca zastanawiała się, czy Nicole zechce ponownie postarać się o dziecko, którego pierwszy mąż tak okrutnie ją pozbawił. Sam, syn Rebekki, pechowo złamał nogę tuż przed ślubem Nicole, dlatego mieszkająca we Francji Rebecca nie mogła przyjechać na uroczystość, ale życzyła przyjaciółce wszystkiego najlepszego, modląc się, aby Richard naprawdę okazał się taki, za jakiego go miała. Modlitwy najwyraźniej zostały wysłuchane. Nie zmieniły tego nawet problemy, które spadły na małżonków wkrótce po przeprowadzce do nowo zakupionego domu w niewielkim miasteczku Marley. Rebecca z ulgą przeczytała ostatnią wiadomość, jaką dostała od Nicole. Przyjaciółka pisała, że nadal tworzy, a także myśli o wystawie swoich prac – pejzaży malowanych akwarelami – w miejscowym domu kultury. Zaskoczyła tym Rebeccę, która pamiętała, że Nicole zawsze tworzyła obrazy olejne, nakładając śmiałe kolory na abstrakcyjne wzory.

Przeżyła szok, kiedy otworzyła e-mail od Richarda i dowiedziała się o śmierci Nicole. O jej nagłym, gwałtownym załamaniu po zgonie matki i decyzji o odebraniu sobie życia.

Jak do tego doszło? W jaki sposób ta silna kobieta – która przecież pomimo całkowicie błędnego przekonania o własnej słabości zdołała przetrwać traumę nieudanego małżeństwa – przegrała tę walkę? Czy przygnębienie wywołane żalem po stracie bliskiej osoby naprawdę potrafi pchnąć człowieka do czegoś tak drastycznego?

Rebecca podejrzewała, że tak. Przecież sama po śmierci męża czuła się tak, jakby utraciła część siebie. Ten ból z czasem słabnie, ale nigdy tak naprawdę nie mija, jest jak fala żalu, która wzbiera, kiedy najmniej się tego spodziewasz. Rebecca wątpiła jednak, aby załamanie Nicole miało tylko tę jedną przyczynę; raczej pogubiła się, zmęczona innymi problemami, i stopniowo podupadała na zdrowiu psychicznym. Czy Richard zdawał sobie sprawę, jak mocno się z tym borykała?

Uświadomiła sobie, że wpatruje się w Richarda, ale zamiast niego widzi wzburzone, wirujące wody rzeki Severn, włosy Nicole przez chwilę unoszące się na powierzchni jak ognistoczerwone wodorosty – i niemo opadające w mętną toń ciało. Odwróciła wzrok.

Był zdruzgotany. Rebecca poczuła, że coś ściska ją w żołądku. Richard odwrócił głowę, przeciągnął dłonią po twarzy i ciężko westchnął, chcąc opanować emocje. Tłumek rozsunął się z szacunkiem, żeby zrobić mu przejście. Olivia jako jedyna poszła za ojcem, dogoniła go, objęła ramieniem i zaczęła prowadzić.

Kiedy powoli ruszyli z powrotem w stronę kościoła, Rebecca z początku śledziła ich wzrokiem, by po chwili dojść do wniosku, że nawet w taki sposób nie powinna przeszkadzać im w żałobie, i opuściła spojrzenie. Wyglądało na to, że jej wątpliwości były nieuzasadnione i Richard naprawdę bardzo kochał Nicole.

Zaczekała, aż ludzie się rozejdą, i dopiero wtedy przykucnęła, żeby złożyć kwiaty – prostą kompozycję ze złotych żonkili.

– Od wód jeziora aż po drzewa tańczyły, wiatr im w takt powiewał1 – ocierając łzę z policzka, zacytowała wiersz Wordswortha, który obie tak bardzo lubiły i którego fragmentami się przerzucały, gdy pewnego ciepłego wiosennego dnia położyły się na trawie, żeby pooglądać chmury sunące po niebie. – Leć wysoko, ptaszyno – wyszeptała. – Zabierasz ze sobą kawałeczek mojego serca.

Zamilkła na chwilę, pochylając się nad grobem. Kiedy podniosła głowę, zobaczyła idącą szybkim krokiem w jej stronę córkę Richarda.

– Proszę wybaczyć, nie chciałam pani przeszkodzić – odezwała się Olivia, widząc, że Rebecca wyciera oczy.

– Nic się nie stało – zapewniła ją Rebecca. – Przepraszam – dodała, przesuwając palcem pod nosem. Sięgnęła do torebki w poszukiwaniu chusteczek. Była pewna, że przed wyjściem uzupełniła zapas.

Olivia uśmiechnęła się i poratowała Rebeccę jedną z własnych.

– Zastanawialiśmy się, czy przyjedzie pani do domu – powiedziała. – Tata chciał z panią porozmawiać, ale… prawdę mówiąc, przytłoczyły go emocje.

– Wiem, zauważyłam. – Rebecca wydmuchała nos. – To zrozumiałe. Sama chciałam do niego podejść. Od razu widać, że bardzo ją kochał.

Olivia smutno pokiwała głową.

– To prawda. Po śmierci mamy długo nie mógł znaleźć kogoś, na kim naprawdę by mu zależało. Zresztą myślę, że też się trochę bał. Wie pani, oddać serce drugiej osobie tylko po to, by ją stracić.

– Mój Boże, oczywiście. Przepraszam, zapomniałam – odparła Rebecca współczującym tonem. – Kiedy zmarła?

– Och, lata temu. – Olivia machnęła ręką, jakby już dawno przebolała stratę. – Miałam pięć lat. Wciąż mi jej brakuje, ale…

Rebecca ujrzała smutek w oczach kobiety i wiedziała, że to prawda. Strata matki należy przecież do tych, z którymi najtrudniej się pogodzić. Syn Rebekki, dziś już prawie dwudziestoletni (w co nadal nie mogła uwierzyć), miał zaledwie dziesięć lat, kiedy zmarł jego ojciec. Cierpiała, widząc rozdarte serce małego Sama i mając świadomość, że nie jest w stanie temu zaradzić.

– Ból nigdy nie przemija, ale z czasem słabnie. – Olivia wyciągnęła rękę i ścisnęła ramię Rebekki, tak jakby to ona była tą, której należało dodać otuchy.

I rzeczywiście, Rebecca czuła, że bardzo potrzebuje pocieszenia. Chciała się upewnić, że nie zawiodła Nicole. Gdyby tylko zdecydowała się wcześniej sprzedać dom i przeprowadzić z powrotem do Wielkiej Brytanii, być może mogłaby jakoś pomóc przyjaciółce.

– Przyjedzie pani do nas, prawda? – spytała Olivia, wpatrując się w nią wyczekująco. Ma niezwykłe oczy, pomyślała Rebecca. Brązowo-złocistożółte, takie… tygrysie. – Zaplanowaliśmy konsolację w domu.

– Tak – odparła Rebecca, kiwając głową. – Z chęcią. – Choć tak naprawdę zastanawiała się, jak zniesie widok pustego domu, po którym będzie się snuł duch Nicole, ale trudno, musiała to zrobić. Musiała zobaczyć, jak mieszkała Nicole i czy rzeczywiście zadomowiła się w tym miejscu. I na pewno musiała porozmawiać z Richardem, mężczyzną, z którym jej przyjaciółka zaczęła wić wspólne gniazdo.

– Doskonale. Sprawi pani przyjemność tacie. Wiem, że chciałby dowiedzieć się o pani czegoś więcej. – Olivia wzięła ją pod rękę i razem ruszyły ścieżką.

– O mnie? – spytała z zaciekawieniem Rebecca.

– O tym, co z Nicole wyprawiałyście za młodu – wyjaśniła Olivia, porozumiewawczo ściskając jej ramię.

– O rety. – Rebecca się roześmiała. – Będę musiała uważać, żeby nie wypaplać za dużo.

– Ależ proszę się nie krępować – poprosiła Olivia. – Niech pani nie pomija nawet najbardziej pikantnych szczegółów, jeśli tylko rozbawią tatę. Bardzo bym chciała znów zobaczyć, jak się śmieje. Nawiasem mówiąc, jak powinnam się do pani zwracać? Może po prostu przejdziemy na ty?

– Chętnie. Mów mi Becky. Chociaż Sam ochrzcił mnie „Becks”, bo podobno kiwam jak Beckham.

– Przyjaciele nazywają mnie Liv – odparła Olivia. – Kim jest Sam?

– Moim prawie dwudziestoletnim synem.

– O proszę! – Olivia spojrzała na nią zaskoczona. – Musiałaś urodzić go w bardzo młodym wieku.

– No tak – przyznała Rebecca z uśmiechem, przyjmując wątpliwy komplement. – Studiuje tutaj, na Wyspach. Jego dziewczyna uczy się w tej samej szkole, więc było do przewidzenia, że będzie spędzał więcej czasu w Anglii niż we Francji.

Czy Sam miałby jej za złe, że zdradza takie osobiste szczegóły? Raczej nie. Z początku zachowywał się nieco wstydliwie, ale kiedy Laura wreszcie przyszła z wizytą i wyznała, że zakochała się w nim równie mocno jak on w niej, zapiał z zachwytu jak duże dziecko i niewiele brakowało, a wdrapałby się na dach, żeby obwieścić to całemu światu.

– Cudownie byłoby go poznać. Jeżeli spędzacie wakacje gdzieś w okolicy, moglibyśmy się jakoś… – Urwała i spochmurniała, jakby nagle przypomniała sobie, że tej osoby, która łączy ją i Rebeccę, nie ma już wśród żywych.

Rebecca współczuła jej, doskonale zdając sobie sprawę, jakie to okropne uczucie – to chwilowe roztargnienie, po którym następuje przytłaczający smutek, kiedy przypominasz sobie, że osoba, na której tak bardzo ci zależało, już nie istnieje.

– Byłoby miło. – Uśmiechnęła się, ale do niczego się nie zobowiązała, mimo że mogłaby to być niezła okazja, by dowiedzieć się czegoś więcej o Richardzie. – Och, odjechały wszystkie auta zakładu pogrzebowego – powiedziała na widok limuzyn opuszczających parking przed kościołem. Jak Olivia zamierzała dostać się do domu?

– Tak, powiedziałam tacie, żeby pojechał i przywitał gości. Pomyślałam, że zabiorę się z tobą – wyjaśniła Olivia. – O ile to nie kłopot?

Zatem musiała założyć, że Rebecca zgodzi się pojechać do domu Nicole i Richarda. No, ale to chyba zrozumiałe, skoro była jej najbliższą przyjaciółką.

– Ależ skąd – zapewniła Rebecca. – Nie ma sprawy.

Przez chwilę szły w milczeniu.

– Wspominała, że znów maluje – odezwała się w końcu Rebecca, wracając myślami do ostatniego e-maila od Nicole. – Podobno planowała wystawę?

– Tak, to prawda – potwierdziła Olivia. – Malowała akwarele. Głównie pejzaże. Nadal wiszą w domu kultury. Później możemy pójść je obejrzeć, jeśli chcesz.

– Same akwarele? Żadnych olejów? – spytała niby od niechcenia.

– Nie. – Zatrzymały się przy aucie Rebekki. Olivia smutno westchnęła. – W sumie to szkoda. Część z płócien, które ze sobą przywiozła, była naprawdę dobra. Ale podobno nie chciała robić bałaganu w domu.

Ach tak? Rebecca uniosła brew. Otworzyła drzwi i zajęła miejsce za kierownicą. Czy to na pewno ta sama Nicole, której życiowe motto po pierwszym małżeństwie brzmiało: nie przejmuj się sprzątaniem, bo brud nie zając, nie ucieknie?

2. Nicole

Kwiecień, rok wcześniej

Droga Becky!

Siedzisz? Oczywiście, że nie. Jest trzecia w nocy. Leżysz w łóżku i śpisz, podczas gdy dla mnie sen stał się równie nieuchwytny jak czas! Nie uwierzysz, ale poznałam kogoś! Mężczyznę, ma się rozumieć. Tak, wiem, zarzekałam się, że już nigdy nie zaufam żadnemu mężczyźnie, ale tym razem jest zupełnie inaczej, naprawdę. Ufam mu. Spotykamy się od miesiąca i kilku dni, ale wiele nas łączy, przez co czuję się tak, jakbym znała go od zawsze. Jest wdowcem i wygląda tak, że z miejsca powinnam zabarykadować przed nim swoje serce; jest wysoki, atrakcyjny i ciemnowłosy, odrobinę szpakowaty na skroniach, słowem: olśniewająco przystojny. Wiem, co powiesz: że dostrzegam wyłącznie jego zalety i powtarzam błąd, który popełniłam przy tamtym łajdaku, moim byłym mężu, ale Richard jest wyjątkowo tolerancyjnym, bardzo troskliwym i etycznym człowiekiem. Pięć lat temu zmarła jego żona. Opiekował się nią przed śmiercią, a kiedy odeszła, był zdruzgotany. Nadal widzę w jego oczach smutek, gdy o niej opowiada. Samotnie wychował córkę, która dziś ma dwadzieścia dwa lata, ale widać, że nadal jest jego oczkiem w głowie; muszę przyznać, że ich wzajemne przywiązanie bardzo mnie ujęło. Spotkałyśmy się tylko raz. Urocza osoba. Był bardzo młody, kiedy się urodziła, co jak mi się wydaje, dodatkowo spotęgowało smutek po stracie jej matki. Poza tym jest niezwykle skromny, tak jakby nie do końca zdawał sobie sprawę z wrażenia, jakie robi na kobietach. Niesamowite, ale kiedy zapraszał mnie na kawę, wyglądał na wręcz skrępowanego. Później powiedział mi dlaczego: ponieważ bał się, że dam mu kosza. Byłam w galerii Ikon z Peterem – no wiesz, tym wykładowcą, z którym pracowałam lata temu na studiach; na pewno pamiętasz, przecież się poznaliście – i kiedy Peter stwierdził, że musi się pożegnać, bo jest już spóźniony – jak to zwykle on – dopiero wtedy Richard odważył się do mnie podejść. Oglądałam najnowszą wystawę sztuki nowoczesnej: przedmioty z przetworzonych materiałów i rzeczy z odzysku. Głowiłam się nad znaczeniem jednego z eksponatów. Richard rzucił jakąś uwagę, a ja na to… Ale odchodzę od tematu. Chcę powiedzieć, że nagle zaiskrzyło między nami. To była chwila. Zaczęliśmy rozmawiać i od słowa do słowa… Tym, co go we mnie zachwyciło, nie było oczywiście moje ciało, bo umówmy się, mężczyźni rzadko szaleją na punkcie obwisłych cycków i fałdek tłuszczu na brzuchu, ale – uważaj – i tak mu się oddałam.

Zebrałaś już szczękę z podłogi?

Nie myśl sobie, że dałam się uwieść jakiemuś żigolakowi. Skromny spadek po ojcu i pieniądze z ugody rozwodowej zdążyłam włożyć w dom i pracownię, gdyby więc Richard liczył na zostanie moim utrzymankiem, toby się mocno rozczarował. Ale spokojnie, nic z tych rzeczy. Richard jest stabilny finansowo, mieszka w okazałym domu w Worcestershire (zastanawia się nad sprzedażą, ale byłoby szkoda, bo z budynku roztacza się przepiękny widok na rzekę) i jeździ jaguarem XF sportbrake (o ile dobrze zapamiętałam nazwę). Poza tym to ja go uwiodłam, a nie na odwrót. Richard od samego początku zachowywał się jak prawdziwy dżentelmen, całował zawsze namiętnie, ale nigdy nie przekraczał niewidzialnej granicy. W końcu jednak uznałam, że wystarczy tego kuszenia, i dziś wieczorem przestałam się opierać. Wiem, co powiesz! Ta, której pewność siebie zniszczył lubiący dyrygować innymi mizogin, otwiera serce przed kolejnym mężczyzną i idzie z nim do łóżka. Nadal nie mieści mi się to w głowie. I wciąż przechodzi mnie przyjemny dreszcz na samą myśl. Poważnie. Richard był wprawdzie zaskoczony moją nagłą figlarnością – w pozytywnym tego słowa znaczeniu, jak przyznał, kiedy potem leżeliśmy przytuleni; powtarzam: przytuleni! – ale w sposób godny podziwu stanął na wysokości zadania. Wie, jak dogodzić kobiecie. Do tego stopnia, że choć przed godziną osiągnęliśmy bardzo satysfakcjonujący wspólny orgazm, a Richard zapadł w sen, znowu mnie korci, żeby wskoczyć do łóżka.

Załączam zdjęcie. Nie, nie nagiego Richarda. Zrobiłam je wcześniej, kiedy byliśmy na lunchu. Czekam na Twoje spostrzeżenia.

Całuję i ściskam,

Nicole.

PS Wybacz, że długo nie pisałam. Obiecuję, że teraz, kiedy wreszcie złapałam oddech, postaram się to nadrobić.

PPS O rany, jestem ciemna jak tabaka w rogu! Koniecznie napisz, co słychać u CIEBIE!

Nicole wróciła do sypialni z dwiema szklankami zimnej lemoniady. Richard wybudzał się ze snu. Oby nie miał nic przeciwko temu, że schodząc do kuchni, wzięła jego koszulę. Nawet przez chwilę nie łudziła się, że będzie emanowała seksapilem jak Cameron Diaz, ale w męskiej koszuli na pewno prezentowała się bez porównania lepiej niż w swoim zwyczajowym stroju do spania: starym, spranym kombinezonie, który wyglądał jak kalesony noszone przez kowbojów i na którego widok nawet listonosz unosił brew.

– Ach, jesteś – powiedział Richard, opierając się na łokciach. Obrzucił ją takim spojrzeniem, że poczuła, jak oblewa się rumieńcem aż po dekolt. Jasna karnacja ma tę zasadniczą wadę, że widać na niej jak na dłoni, kiedy czerwieniejesz z zakłopotania. – Bałem się, że cię odstraszyłem.

– To przecież mój dom – przypomniała mu, stawiając zroszoną szklankę na szafce nocnej. – Poza tym wyobrażasz sobie, że miałabym zostawić tak namiętnego kochanka?

– Czyli było ci dobrze? – Zaśmiał się, ujmując jej dłoń.

– Bosko – odparła, przesadzając może tylko odrobinę. – Znasz moje ciało lepiej niż ja sama.

Richard powiódł po niej pożądliwym wzrokiem.

– Moje małżeństwo było udane pod tym względem – powiedział. Uśmiech w jego oczach zaczął przygasać, jak zawsze, kiedy myślał o niej. – Właśnie przypomniałaś mi, jak wiele satysfakcji może dawać takie obopólne oddanie. Wracaj do łóżka. – Było widać, że próbuje powstrzymać wzbierający ze zrozumiałych względów smutek. Łagodnie przyciągnął Nicole do siebie. – Do rana zostało jeszcze mnóstwo czasu.

– Hm, propozycja nie do odrzucenia – skwitowała z uśmiechem, zatrzymując spojrzenie na jego torsie.

Richard podniósł kołdrę i poklepał materac tam, gdzie leżała, zanim wybrała się do kuchni po lemoniadę. Naprawdę był niesamowity, i to pod każdym względem: dobry, czuły zarówno w łóżku, jak i poza nim, atrakcyjny… O tak, zdecydowanie ją pociągał. Bezwstydnie wpatrywała się w jego mocną i jędrną, ale nie nazbyt umięśnioną klatkę piersiową. Wspominał, że lubi dbać o siebie, co Nicole akurat bardzo się podobało.

Przesunęła wzrok na jego pełne, ale nie zanadto zmysłowe usta, ułożone w swobodny uśmiech. Z lekką złością poczuła, jak jej policzki znowu robią się czerwone – to dlatego, że przypominała sobie, co jeszcze niedawno robiły te usta: pieściły jej skórę, piersi, sutki… Bez pośpiechu, wręcz boleśnie powoli poznawały jej ciało i jego zakamarki.

Po latach przymusowego celibatu w małżeństwie nie wiedziała, czego się spodziewać, gdy ostatecznie zerwała z postanowieniem trzymania się z daleka od mężczyzn i zdecydowała się przespać z Richardem. Wyobrażała sobie, że będzie niezręcznie. Ale miała nadzieję, że ta niezręczność nie stanie się nieznośna, gdy dłonie kochanka spoczną na jej piersiach – że nie zniechęci go do siebie.

Niepotrzebnie się martwiła. W łóżku Richard okazał się równie bezinteresowny jak poza nim i szybko przegnał duchy, które razem z nią wsunęły się pod kołdrę. Nie było fajerwerków. Ale też na szczęście obeszło się bez niezbornych pchnięć i bezładnej kotłowaniny, bez całej tej niecierpliwości typowej dla pierwszych krępujących kontaktów w młodości. Richard instynktownie wiedział, gdzie i jak dotykać. Łagodnym szeptem sprawił, że się rozluźniła i zaufała mu, pozwoliła zabrać się w piękną podróż pełną zmysłowych odkryć, dotrzeć do miejsc, o jakich zawsze fantazjowała, lecz nigdy nie przypuszczała, że kiedykolwiek odwiedzi je z mężczyzną. Orgazm był jak ciepła, cudowna fala, która rozlała się po całym ciele Nicole i wstrząsnęła nią do głębi. Nigdy wcześniej nie przeżyła czegoś takiego. Nigdy nie wyobrażała sobie, że stanie się tak rozkosznie bezbronna w rękach mężczyzny. Po tym, jak jej mizoginiczny były mąż przestał z nią sypiać – co było elementem jego cynicznej gry, obliczonej na przejęcie nad nią kontroli i pozbawienie jej dziecka, którego tak rozpaczliwie pragnęła, z czego dopiero teraz w pełni zdawała sobie sprawę – czuła się równie pociągająca jak zimny obiad. Straciła pewność siebie i zaczęła wstydzić się własnego ciała, tak jakby nagle stała się odpychająca dla mężczyzny i jakby było z nią coś bardzo nie w porządku. Przestała go pociągać do tego stopnia, że wolał płacić za seks z innymi kobietami, o czym dowiedziała się dopiero po dłuższym czasie. Jakby tego było mało, sadystycznie potęgował ból Nicole, uparcie twierdząc, że „ubzdurało jej się” to wszystko.

Obwiniała siebie za jego zdradę, tak jak obarczała się odpowiedzialnością za całą resztę. W końcu straciła wszelki szacunek dla siebie, pozostała jej tylko nienawiść do własnej osoby i pretensja o to, że w swej żałosności pozwoliła mu przejąć kontrolę nad sobą, z początku tylko nieznacznie, tylko trochę, a potem już całkowicie i na wszystkich frontach. Podlegała mu finansowo i seksualnie, pozbawił ją wszystkiego. Musiała przejść naprawdę bardzo długą drogę, aby ponownie zacząć sobie ufać. Ale teraz czuła, że może zaufać również temu mężczyźnie, który pomógł jej na nowo odkryć miłość i dzięki któremu dotarło do niej, że nadal jest atrakcyjną kobietą, zasługującą na to, aby być kochaną. Zwrócił jej utracone poczucie własnej wartości.

– Myślisz o nim – napomniał ją Richard, marszcząc czoło w udawanej złości.

Zdała sobie sprawę, że rzeczywiście popadła w zadumę. Richard ścisnął jej dłoń i mocniej przyciągnął ją do siebie. Klapnęła na łóżko. Oparł się plecami o zagłówek.

– Wyrzuć go z pamięci – polecił stanowczym tonem, obejmując ją i przytulając. – Spójrz na to tak: każda myśl zmarnowana na tego człowieka oznacza, że on wciąż ma nad tobą władzę. Nie dawaj mu tej satysfakcji, Nicole. Bądź tu i teraz.Ze mną.

Spojrzała mu w oczy – bladoniebieskie, barwy zimowego nieba, a jednak nie zimne – i zobaczyła w nich życzliwość. Płonęły pożądaniem. Uświadomiła sobie, że mizogin początkowo miał identyczny wzrok. Tyle że w jego przypadku chodziło o pragnienie kontrolowania jej, w czym nie od razu się zorientowała. Natomiast Richard chciał się z nią kochać, chciał stłumić jej wątpliwości i uciszyć obawy. To ogromna, niemierzalna różnica.

– Masz rację. – Dobrze zrobiła, powierzając mu część swoich tajemnic. I dobrze, że znalazła w sobie dość odwagi, by to zrobić. Richard pochwalił ją za to. „Jesteś silną, dzielną i piękną kobietą, która ma swój rozum”, tak się wyraził, po czym delikatnie zamknął ją w objęciach. To wtedy poczuła, że mogłaby go pokochać i byłaby przy nim bezpieczna.

– Jak zawsze – podsumował z rozbawieniem. – Jak myślisz, pochwaliłaby to, co tu robimy? – spytał, wskazując brodą stojącą na szafce nocnej fotografię matki Nicole.

– W żadnym wypadku. Byłaby zażenowana faktem, że jej rozwiązła córka spółkuje z mężczyzną, z którym nie jest w związku małżeńskim! – Czując, że się czerwieni aż po mieszki włosów, Nicole wyciągnęła rękę i położyła ramkę ze zdjęciem pleckami do góry. Zupełnie zapomniała o matce i jej nabożnym spojrzeniu. – Myślę, że ma mi za złe to, że udało mi się wyplątać z takiego związku, w jakim ona sama musiała trwać z moim ojcem. W domu, w którym się wychowałam, seks był na cenzurowanym. Broń Boże, żeby kobieta czerpała z niego jakąkolwiek przyjemność. Mam wrażenie, że matka czuje do mnie urazę nawet za to, że nie urodziła więcej dzieci, przez co jestem jej jedyną żyjącą spadkobierczynią. Z całą pewnością wolałaby zostawić wszystkie pieniądze jakiemuś schronisku dla zwierząt. Oczywiście gdyby lubiła zwierzęta.

Zapytana, Nicole musiałaby odpowiedzieć szczerze, że sama też miała do matki żal – o to, że nie potrafiła pomóc córce, kiedy ta najbardziej tego potrzebowała. Z trudem przyjmowała do wiadomości, że matka oczekiwała od niej, iż będzie w milczeniu i posłusznie znosiła wykorzystywanie przez mizogina tylko dlatego, że jest jej mężem. Uciekłaby od niego wcześniej, gdyby miała dom, do którego mogłaby wrócić, i gdyby nie nastawienie matki: jak sobie pościeliłaś, tak się teraz będziesz wysypiać, dopóki nie wydasz ostatniego tchnienia. Być może zdołałaby uratować swoje nienarodzone dziecko.

– Wobec tego proponuję nie ustawać w szokowaniu twojej rodzicielki – podpowiedział Richard z szelmowskim błyskiem w oku, składając pocałunek na ustach Nicole.

Odsunęła od siebie bolesne myśli o straconym dziecku i poddała się dotykowi Richarda. Tym razem poprowadził ją przez krótszą, ale nie mniej namiętną grę wstępną. Kiedy wychodziła za mizogina, nie była bynajmniej dziewicą, lecz teraz, angażując się w ten nowy, zaskakujący związek, denerwowała się prawie tak jak dziewczyna przeżywająca swój pierwszy raz. Richard to wyczuwał. Musiało łączyć ich coś wyjątkowego; nie mogła się co do niego mylić. W młodości była silną kobietą, pragnącą za wszelką cenę uniknąć zaszufladkowania. Potem stała się ofiarą, której uświadomienie sobie własnego położenia zajęło zbyt wiele czasu. Postanowiła, że odzyska dawną siłę i znów rozwinie skrzydła.

– Jesteś piękna – wyszeptał Richard i wsunął się w nią. – Spójrz, jak na mnie działasz. Masz nade mną władzę, Nicole.

Z początku poruszał się szybko, ale potem zwolnił i spojrzał jej w oczy. Kochali się przy włączonym świetle. Nicole przeżywała uniesienie już na samą myśl, że ten przystojny mężczyzna patrzy na nią, dostrzega w niej coś pięknego – i pożąda jej.

– Zostań ze mną, Nicole. Pozwól mi udowodnić, że potrafisz podejmować decyzje. Że możesz być, kim chcesz.

Kiedy skończyli, Nicole położyła głowę na piersi Richarda i wsłuchując się w wyraźne, rytmiczne bicie jego serca, uroniła łzę, która spłynęła jej po policzku.

Leżeli przez dłuższy czas spleceni pod kołdrą, czekając na pierwsze nuty ptasiego śpiewu o brzasku.

– Mogę cię o coś zapytać? – odezwała się, wodząc palcem wokół jego sutka.

– O co tylko chcesz.

– Nigdy mi nie mówiłeś… – Zawahała się. – Jak umarła twoja żona? – Mięśnie ramienia, którym ją otaczał, nagle się napięły i Nicole wstrzymała oddech. Nie chciała obudzić bolesnych wspomnień i miała nadzieję, że tego nie zrobiła.

– Popełniła samobójstwo – odparł cicho. – Tak przynajmniej stwierdził koroner. Popiła leki alkoholem. Zabrała kluczyki do samochodu, wyszła, zanim się zorientowałem, i…

Zdumiona Nicole spojrzała na niego.

– Ale przecież mówiłeś…

– Że była chora? Bo była. – Wziął głęboki oddech. – Cierpiała na stwardnienie rozsiane. Widziała, jak jej matka zmaga się z tą samą chorobą, która wprawdzie nie jest w stu procentach dziedziczna, ale moja żona w oczywisty sposób była na nią podatna genetycznie.

– Mój Boże, to okropne. – Nicole współczuła mu z całego serca.

– Tak, dla niej to było straszne. Choroba u każdego przebiega inaczej, ale Emily nie była w stanie żyć z myślą o tym, jak to będzie wyglądało w jej przypadku. Bała się tego, co mogło się zdarzyć. – Przerwał. Leżał, wpatrując się w sufit i delikatnie głaszcząc Nicole po plecach. – Szczerze mówiąc, podejrzewam, że wydawało jej się, że życie z nią będzie dla mnie nie do zniesienia. Próbowałem, ale nie potrafiłem wyprowadzić jej z błędu.

– Nie obwiniaj się – powiedziała łagodnie. – W małżeństwie możemy tyle, na ile nas stać, nie więcej. Sam mi to mówiłeś, pamiętasz?

– Rzeczywiście. – Spojrzał jej w oczy i uśmiechnął się. – Powtarzam sobie, że nie zrobiłem nic złego, ale czasem… nie daje mi to spokoju.

Nicole pokiwała głową.

– A jak zareagowała twoja córka? Musiała być załamana.

– Tak, ale jest bardzo silną osobą. Bardzo odporną. Może to zabrzmi dziwnie, ale myślę, że śmierć matki ją wzmocniła.

Kiedyś byłam taka sama, pomyślała Nicole. W dzieciństwie brakowało jej pewności siebie, ale po śmierci ojca – którego kopią, jak na ironię, okazał się jej mąż łajdak – dostała skrzydeł. Po raz pierwszy poczuła się wolna, zrzuciła kajdany, w końcu mogła być taką Nicole, jaką zawsze chciała. Już nie musiała dążyć do doskonałości, której w oczach ojca i tak nigdy nie zdołałaby osiągnąć. Przewidział dla niej miejsce w rodzinnej firmie; chyba naprawdę myślał, że spełniałaby się w roli radczyni prawnej. Próbował pozbawić ją marzycielskiej żyłki. Nalegał, żeby zaczęła ubierać się w inny sposób, nauczyła się gotować, znalazła odpowiedniego kandydata na męża. Chciał ją zaszufladkować, przylepić jej etykietkę, wtłoczyć w określone ramy. Następnego dnia po jego pogrzebie złożyła podanie o przyjęcie na upragnione studia. Niewykluczone, że jednak miała mentalność ofiary. Postrzegała siebie jako silną osobę, a mimo to brakowało jej przekonania o własnej mocy.

– To wcale nie brzmi dziwnie – zapewniła Richarda. – Przeciwnie. Myślę, że znajdę z Olivią wspólny język.

– Och, na pewno. – Przyciągnął ją do siebie. – Czy teraz ja mogę cię o coś zapytać?

– O co tylko chcesz – odparła ze śmiechem, wtulając się w niego.

– Wyjdziesz za mnie?

3. Rebecca

Obecnie

Do stylowego domu, który Nicole i Richard kupili wspólnie, prowadził długi podjazd. Budynek stał na półhektarowej działce i był po prostu olśniewający. Rebecca weszła do oślepiająco białego wnętrza i znalazła się w korytarzu większym od salonu w jej własnym mieszkaniu.

Przeszło jej przez myśl, że może powinna zdjąć buty, ale zobaczyła, że Olivia tego nie robi, i sama też zrezygnowała, mimo że najchętniej pozbyłaby się szpilek – choćby po to, żeby nie porysować drogich na pierwszy rzut oka płytek na podłodze. Cały dom lśnił nieskazitelną czystością. W przestronnym salonie stały zachwycające nowoczesne skórzane sofy. Spojrzała w stronę kuchni i zastanowiła się, czy w tym sterylnym, nieskażonym nawet odrobiną brudu pomieszczeniu w ogóle się gotuje.

Rebecca była nieco zdziwiona. Wydawało jej się, że przy tak szerokim wyborze stylowych nieruchomości Nicole zdecyduje się na coś bardziej wiejskiego w klimacie, dom z oryginalnymi belkami, niszami kominkowymi i żelaznymi piecykami na drewno. Nicole była podekscytowana przeprowadzką do nowego mieszkania, wspominała, że Richard nazwał je czystym płótnem, na którym wspólnie stworzą piękny obraz. Rebecca ani przez chwilę nie miała wątpliwości, że właśnie tak się stanie. Artystyczna dusza przyjaciółki zawsze znajdowała odzwierciedlenie w jej guście, jeśli chodzi o wystrój: kolorowe poduszki, palety barw, rozmaite desenie i faktury, bez oglądania się na prawidła sztuki dekorowania wnętrz. Pokój, który wynajmowały w czasach studenckich, tonął w przedmiotach kupionych na targu staroci w Birmingham, ale jakimś sposobem wszystko do siebie pasowało, składając się na oryginalny, ale przytulny chaos.

W niewielkim domku, który kupiła po rozwodzie, w kwestii wystroju wnętrza Nicole również podążyła za głosem serca i postawiła na totalny eklektyzm: każdy mebel z innej parafii, wszechobecne poduchy, na podłogach wzorzyste dywany, na ścianach odważne kolory. Było urokliwie, nawet jeśli z pozoru nieco kiczowato, ale wnętrze z pewnością oddawało ducha Nicole. Zupełnie inaczej niż ta rezydencja. Z drugiej strony, pomyślała Rebecca, urządzenie domu o takich rozmiarach na pewno wymagało czasu, starannego planowania i pomocy zawodowych projektantów.

– Rebecco. – Męski głos wyrwał ją z zamyślenia. Stała przed wyjściem na taras i spoglądała na basen, przypominając sobie szczegóły korespondencji z Nicole.

Odwróciła się powoli i stanęła jak wryta, ponieważ z bliska Richard okazał się jeszcze przystojniejszy. Przewyższał ją prawie o głowę, miał wysokie kości policzkowe i wyrazistą linię szczęki. Klasyczna męska uroda. Ciekawe, czy Nicole kusiło, żeby namalować jego portret? Z pewnością trudno byłoby uchwycić spojrzenie tych uderzająco pięknych, hipnotyzujących bladoniebieskich oczu. Wpatrzona w nie Rebecca niemal przegapiła dłoń wyciągniętą na powitanie.

Czym on się właściwie zajmuje? – przemknęło jej przez myśl. Bo to, że jest zamożny, widać gołym okiem. Nicole wspominała, że Richard działa w branży deweloperskiej i że postanowili wspólnie zmobilizować środki, aby razem kupić dla siebie dom. Ten był wart zapewne ponad milion funtów – ciekawe, czy pieniędzy Nicole wystarczyło na choćby jedną czwartą tej sumy. Nicole nie omieszkała napisać, że Richard nalegał, aby zachowała osobne konto na własne potrzeby – dla spokoju ducha, jak się podobno wyraził, co według Rebekki świadczyło o dużej troskliwości z jego strony.

– Richard – odparła, układając usta w uśmiech.

Odpowiedział tym samym i przez chwilę, zmrużywszy oczy, przyglądał jej się z lekko krępującym skupieniem.

– Miło cię wreszcie… – zaczęli jednocześnie i urwali z zakłopotaniem.

– …poznać – dokończył Richard. – Szkoda tylko, że w tak tragicznych okolicznościach – dodał, ujmując dłoń, o której Rebecca wreszcie sobie przypomniała. – Wiem, że Nicole bardzo zależało na twoich odwiedzinach.

Łzy zakręciły się jej w oczach. Spuściła wzrok. Nicole zaprosiła ją do siebie krótko po ślubie. Rebecca zaplanowała wizytę u Sama, który wynajmował pokój w pobliżu uczelni w Warwickshire i obiecał matce zwiedzanie ze sobą w roli przewodnika. Zaniepokojona dziwnym e-mailem, który Nicole przysłała z podróży poślubnej, postanowiła, że koniecznie musi porozmawiać z przyjaciółką twarzą w twarz. Potem Nicole napisała esemesa z informacją, że Olivia zachorowała. Poniewczasie Rebecca uznała, że powinna była go zignorować, udać, że go nie zauważyła, i jednak się zjawić.

– Też żałuję, że wszystko ułożyło się tak, a nie inaczej – szepnęła. – Zamierzałam przyjechać z wizytą wcześniej, ale…

– Życie lubi krzyżować nam plany – zauważył ze współczuciem.

Śmierć również, pomyślała. Poczuła łzę spływającą po policzku i podniosła rękę, żeby ją otrzeć.

– Przepraszam – bąknęła. – Wydawało mi się, że panuję nad tym, ale… – Smutno wzruszyła ramionami.

– Niewiele trzeba – dokończył z pełnym zrozumienia uśmiechem. – Nie musisz przepraszać. Ja też wypłakałem swoje. Mamy do tego prawo.

Rebecca pokiwała głową, ale nie poprawiło jej to samopoczucia. Nadal miała wrażenie, że opuściła przyjaciółkę akurat wtedy, kiedy ta rozpaczliwie jej potrzebowała.

– Gdzie Skoczek? – spytała.

Jak tylko urządziła się po rozwodzie, Nicole przygarnęła porzuconego kundla z miejscowego schroniska. Nazywała go swoim wiernym facecikiem, który odtąd będzie jej jedynym męskim towarzyszem i będzie darzył ją bezwarunkową miłością.

– W kojcu – odparł Richard. – Tylko dziś – dodał prędko, widząc jej zaniepokojenie. – Zamknąłem go razem z moim psem. Uznałem, że przy tylu ludziach przewijających się przez dom mogą niepotrzebnie się zestresować.

Rebecce ulżyło. Nicole byłaby zdruzgotana, gdyby wiedziała, że Skoczek znowu siedzi w kojcu i umiera z tęsknoty za swoją panią.

– Może coś zjesz? Zapraszam – powiedział Richard, wskazując ludzi zgromadzonych w części jadalnianej, znajdującej się w głębi otwartego pomieszczenia, które zajmowało większość parteru. Meble w jadalni, mozaika szkła, chromu i bieli, były nieskazitelne, tak jak w pozostałych strefach domu. – To był długi poranek. Domyślam się, że nie miałaś czasu na porządny posiłek.

– Dziękuję, ale właściwie nie jestem głodna – odparła z uprzejmym uśmiechem.

– Wobec tego może kieliszek wina? Mam wyborne château bourgneuf.

– Obawiam się, że nigdy go nie próbowałam. – Hotel, w którym zamierzała się zatrzymać, znajdował się wprawdzie blisko, ale musiała jeszcze do niego dojechać, dlatego wolała nie pić niczego mocnego.

– Na bazie merlota – wyjaśnił Richard. – Ulubiony trunek Nicole.

– W takim razie poproszę – powiedziała, utrzymując z nim kontakt wzrokowy, choć wolałaby, żeby przestał się w nią wpatrywać. – Ale tylko jeden.

– Znakomicie. – Na twarzy Richarda pojawił się szeroki uśmiech. – Jeśli chcesz, możesz przenocować – zaproponował, biorąc ją delikatnie pod rękę i prowadząc. – Mamy kilka pokoi gościnnych.

Czy powinna? Z jednej strony nie zrobiła rezerwacji, z drugiej nie chciała się narzucać Richardowi.

– Nicole na pewno wolałaby, żebyś została u niej niż w hotelu – zauważył Richard, widząc wahanie Rebekki. – Dla nas to naprawdę żaden kłopot.

Rebecca pokiwała głową. Miał rację. Nicole nie spodobałby się pomysł, żeby jej przyjaciółka musiała nocować w hotelu. Tutaj przynajmniej będzie bliżej niej, poza tym będzie miała okazję lepiej poznać mężczyznę, którego Nicole obdarzyła miłością. Czuła, że powinna to zrobić.

– Dziękuję. To bardzo miłe z twojej strony.

– Żaden kłopot – powtórzył.

– Wspaniały dom – skomentowała Rebecca, rozglądając się po wnętrzu. – Jak z folderu reklamowego.

– Spodobał się nam obojgu – odparł Richard z tęsknym westchnieniem. – Myślę, że Nicole była tu szczęśliwa.

Rebecca pokiwała głową. W takiej rezydencji każdy byłby szczęśliwy – pod warunkiem że zatrudniałby armię ludzi do jej utrzymania.

– Nietrudno się domyślić dlaczego. Jest bardzo przestronny. Uwielbiam takie otwarte wnętrza.

– Ja też. – Richard powiódł wzrokiem za jej spojrzeniem. – Nie przepadam za osobnymi, ciasnymi pomieszczeniami. Czuję się wtedy…

– Klaustrofobicznie? – podsunęła Rebecca.

– Można tak powiedzieć. – Uśmiechnął się. – To pewnie dlatego, że na co dzień najczęściej pracuję na dworze. Nicole na szczęście wzięła tę moją specyficzną preferencję pod uwagę.

Nie mogła postąpić inaczej, była osobą z natury troskliwą i opiekuńczą.

– Pewnie trudno utrzymać to mieszkanie w czystości?

Richard zachichotał.

– Wszystko lśni, prawda? Przyznaję, że to w głównej mierze zasługa ciężkiej pracy Nicole. Ja nie potrafię dbać o porządek tak pedantycznie jak ona, więc teraz pewnie czeka mnie zatrudnienie sprzątaczki.

– Nicole bardzo nie spodobałby się ten pomysł – wtrąciła Olivia, zbliżając się do nich. – Z jakiejś niezgłębionej przyczyny wolała sama wykonywać wszystkie prace w domu.

Ktoś podszedł, żeby złożyć kondolencje, i Richard odwrócił się do niego. Rebecca w zdumieniu patrzyła na Richarda i jego córkę. Czy na pewno mówimy o tej samej Nicole? Tej, która tak nie cierpiała sprzątać? Ani w ogóle nie przepadała za wszelkimi „babskimi zajęciami”, jak je nazywał jej ojciec. Nie znosiła faktu, że matka skakała wokół ojca i że tego samego oczekiwał od Nicole pierwszy mąż despota. Nienawidziła siebie za to, że pozwoliła się zastraszyć i robiła, co kazał.

Życie jest na to zbyt krótkie, powiedziała po tym, jak wreszcie udało jej się uwolnić od tyrana. Nie cierpiała porządków – a jednak dom lśnił. Czyżby obsesja Nicole na punkcie czystości była jednym z objawów choroby? Richard mógł nawet nie zdawać sobie z tego sprawy.

4. Nicole

Kwiecień, rok wcześniej

Wstając po cichu z łóżka, żeby nie zbudzić Richarda, Nicole zawiesiła pełne zachwytu spojrzenie na torsie kochanka. Przykryty od pasa w dół jej patchworkową jedwabną kołdrą i z ręką spoczywającą na czole wyglądał jak śniący młody bóg. Przeszedł ją dreszcz rozkoszy na wspomnienie tego, co robił z jej ciałem. Westchnęła błogo i ruszyła na palcach w stronę drzwi. Potknęła się o jedną z poduszek, które w uniesieniu zrzucili na podłogę, ale na szczęście Richard się nie poruszył. Biedaczek musiał być wykończony. Niewiele brakowało, a jej plan wymknięcia się chyłkiem wziąłby w łeb.

– Cii – szepnęła do Skoczka, kładąc palec na ustach.

Skoczek zapracował na swoje imię tym, że od dnia, w którym Nicole przywiozła go do domu ze schroniska, bez przerwy skakał i brykał, nie odstępując jej na krok. Nawet on sprawiał wrażenie zakochanego, ganiał i wariował, a potem spał przytulony do golden retrievera Richarda. To, że Łazęga był tej samej płci, w ogóle mu nie przeszkadzało. Nicole bała się, że psy będą ze sobą walczyły, ale nie – z miejsca się polubiły.

Uśmiechnięta zeszła cicho na dół, żeby wypuścić Skoczka do ogrodu, po czym wróciła na górę i skierowała się do drugiej sypialni, która służyła jako domowe biuro. Włączyła komputer i sprawdziła skrzynkę pocztową. Nie była zaskoczona, kiedy zobaczyła wiadomość od Becky. Zawahała się, zanim ją otworzyła – oby tylko Becky nie pomyślała, że kompletnie mi odbiło, przemknęło jej przez głowę.

Droga Nicole,

czyś Ty zwariowała? Nie, nie odpowiadaj. Powiedz tylko jedno: czy pozwoliłaś mu zapłacić za lunch?

Ściskam,

Twoja lekko zszokowana przyjaciółka, która chyba znowu musi się położyć.

Biedna Becky. Najwyraźniej sądziła, że Nicole postradała rozum. Muszę ją zapewnić, że wszystko ze mną w porządku, uznała Nicole i zaczęła pisać krótką odpowiedź. Miała niewiele czasu, bo chciała zabrać się do szykowania śniadania; nie zamierzała robić tego codziennie, ale stwierdziła, że tym razem Richard na nie zasłużył.

Droga załamana przyjaciółko,

Richard nie jest seryjnym zabójcą! A nawet – uważaj! – nie chrapie! Odpowiadając na Twoje pytanie o lunch: zaproponował, ale zrozumiał, kiedy odmówiłam. Powiedział, cytuję: „Bo uznałabyś, że próbuję cię podporządkować?”. Zapunktował, nie sądzisz? A jeśli chodzi o pierwsze pytanie, to chyba tak, zwariowałam. Bo właśnie zgodziłam się za niego wyjść. Proponuję, żebyś wzięła kilka głębokich oddechów, zanim zaczniesz odpisywać. Lecę robić śniadanie.

Pozdrówki.

Nicole.

PS Doskonale Cię rozumiem i wybaczam Ci, że wątpisz w moje zdrowie psychiczne.

Poszła do łazienki, umyła zęby i uszczypnęła się w policzki, żeby nadać im kolor. Rety, zachowuję się jak zadurzona nastolatka, pomyślała. Miękko zbiegła na dół, cicho nucąc Ave Maria – oboje z Richardem uznali, że koniecznie chcą, aby ktoś zaśpiewał to na ich ślubie. A pierwszy taniec miała ochotę zatańczyć do Can’t Take My Eyes Off You Frankiego Vallego i The Four Seasons. Jeszcze nie uzgodniła tego z Richardem, ale liczyła, że się zgodzi.

Mrucząc pod nosem, weszła do kuchni i urwała w pół nuty. Oto stał przed nią, bosy i nagi od pasa w górę – nadal miała na sobie jego koszulę – i robił śniadanie. Nicole zamrugała speszona. Oby tylko po namyśle nie pożałował oświadczyn i nie uznał ich za pochopne. Gdyby jednak, nie miałaby wyjścia – musiałaby go porwać, skrępować i uwięzić w swojej pracowni.

– Cześć – rzucił z uśmiechem. – Lubisz jajecznicę?

– Pewnie – potwierdziła zachwycona. – Zwłaszcza jeśli usmaży mi ją mój własny, prywatny Adonis.

Richard parsknął śmiechem.

– Chyba potrzebujesz okularów – skomentował i wyciągnął rękę, żeby włączyć ekspres do kawy. – Poza tym zaczekaj z pochwałami, aż spróbujesz.

– Och, na pewno będzie mi smakowało.

Podrapała Skoczka, który licząc na smaczny kąsek, wyrósł przy boku Richarda, chwilowo ignorując swoją panią, a potem usiadła na stołku przy wyspie. Wsparła brodę na dłoniach i przyglądała się Richardowi, a raczej gapiła się na niego zdumiona. To sen czy jawa? Czy ten zniewalający facet naprawdę przygotowuje śniadanie po tym, jak przez pół nocy uprawiał z nią fantastyczny seks i poprosił ją o rękę?

– Pasuje ci – zauważył, wkładając pieczywo do tostera.

– Ale co? – spytała zaskoczona brakiem wyrzutów sumienia, że wcale nie ma ochoty wyręczać go w kuchni. To wpływ Richarda, uznała. Był normalnym mężczyzną, jakiego potrzebowała. Nie wzbudzał w niej poczucia winy po to, żeby poprawić mniemanie o sobie.

– Koszula. – Puścił do niej oko. – Wygląda na to, że zdążyłaś się do niej przyzwyczaić. Będę musiał wrócić do domu półnagi.

– Chcesz spowodować karambol? – Zmierzyła go pożądliwym wzrokiem. – Przyznaję, że dobrze się nosi. – Westchnęła i oparła się pokusie przysunięcia kołnierzyka do nosa i wciągnięcia zapachu mężczyzny, woni będącej subtelnym połączeniem drewna cedrowego i orchidei. – Ale oddam ci, jeśli tak bardzo chcesz.

Na to Richard odstawił naczynia, założył ręce na piersi, przyłożył kciuk do brody i zastygł w pozie oczekiwania.

Nicole oblała się rumieńcem i roześmiała.

– Nie teraz, wariacie. – Zakręciło jej się w głowie na myśl o tym, że miałaby paradować w kuchni w samych majtkach. Gdyby listonosz zobaczył ją przez okno, chyba dostałby zawału.

– Psiakrew – westchnął rozczarowany. – Liczyłem, że zaostrzymy sobie apetyt małym co nieco na wyspie.

– Richardzie! – zbeształa go z udawaną surowością. – Jesteś okropny!

– Wiem. Ale przy tym nie można mi się oprzeć. – Puścił do niej oko i powrócił do przerwanej czynności.

Bez dwóch zdań, pomyślała. Miała na niego ochotę. Ale nie. Nie była gotowa na to, żeby pokazywać mu się w pełnej krasie w świetle dnia. Jeszcze nie teraz.

– Dokąd chciałabyś wyjechać w podróż poślubną? – spytał, uwijając się przy kuchence. Skoczek nie odstępował go na krok.

„Podróż poślubną”? Na to chyba też nie była jeszcze przygotowana. Jeszcze to do niej nie docierało.

– Nie wiem, nie myślałam o tym… – Bądź stanowcza, upomniała samą siebie. Musisz postanowić tu i teraz. Tak trzeba. Obiecała sobie, że już nigdy nie pozwoli mężczyźnie decydować za nią. – Może w jakieś egzotyczne miejsce?

– Barbados? – zaproponował, smażąc jajecznicę z wprawą zawodowego kucharza. – A może Tajlandia? Jeśli chcesz połączyć zwiedzanie z plażowaniem, nie ma nic lepszego niż słońce, morze i miasta Azji Południowo-Wschodniej.

– Brzmi doskonale – odparła, zarazem zdumiona i zachwycona.

– Świetnie. – Uśmiechnął się z aprobatą. – Zastanawiałaś się, gdzie moglibyśmy zamieszkać? – spytał, przecierając szmatką kubek do kawy.

Słucham? Nicole miała wrażenie, jakby wpadła w przyprawiający o zawrót głowy, podniecający, porywający wir szczęścia. Ostatni raz czuła się tak, kiedy przyjęto ją na akademię sztuk pięknych i wreszcie mogła swobodnie malować.

– E… jeszcze nie – wybąkała. Naprawdę sądził, że leżąc przy nim naga, Nicole była w stanie skupić się na czymkolwiek poza tym, jak jest im dobrze? – A ty?

– Trochę – przyznał. – Jak wiesz, sprzedaję dom. Dlatego wydaje mi się, że powinniśmy to przemyśleć.

– Bo jest pełen wspomnień. – Znowu zrobiło jej się go szkoda.

Potwierdził skinieniem głowy i dodał smutno:

– Moim zdaniem najlepszym rozwiązaniem byłby zupełnie nowy początek. Nie wyobrażam sobie, żeby kobieta chciała mieszkać z mężczyzną i duchem jego byłej żony.

Nicole otworzyła szeroko oczy. Nie spodziewała się takiej przenikliwości po mężczyźnie.

– Najlepiej, gdybyśmy kupili nowy dom, który będzie tylko nasz – powiedział. – Ale wiem, przez co przeszłaś, dlatego zrozumiem, jeśli zechcesz zatrzymać swoje lokum.

Wpatrywała się w niego w osłupieniu. Nie przypominała sobie, żeby kupowała los na loterii, ale miała wrażenie, jakby wygrała główną nagrodę. Nie zastanawiała się nad tym, gdzie będą mieszkali, ale… Pomysł znalezienia czegoś wspólnie, czegoś tylko dla nich – w dodatku miałaby swój udział w podejmowaniu decyzji – wydał jej się doskonały. Z zastrzeżeniem, że nie pozwoli, by Richard wziął na siebie większość kosztów związanych z zakupem domu. Jeśli mają to zrobić – jeśli ich małżeństwo ma się opierać na zasadzie równości – Nicole będzie musiała dołożyć się do kosztów.

5. Rebecca

Obecnie

Rebecca postanowiła skorzystać z gościnności Richarda, jak również przyjąć ofertę Olivii, która zaproponowała, że zawiezie ją do miasta na wystawę, aby Rebecca mogła obejrzeć ostatnie dzieła Nicole – i ocenić, czy przyjaciółka namalowała je z dawnym zaangażowaniem. Zgodziła się również na mały kieliszek wina, które teraz popijała, przyglądając się Richardowi krążącemu wśród gości. Nadal wyglądał na zdruzgotanego, a z jego spojrzenia bił przejmujący smutek, lecz mimo to uśmiechał się uprzejmie, tak jak wymagała tego okazja, i swobodnie rozmawiał z ludźmi, którzy zgromadzili się, żeby pożegnać jego żonę.

Osaczyły go dwie kobiety, zwracając się do niego z przesadną czułością – jedna trzymała go w objęciach dłużej, niż wypadało, a druga wzięła go za rękę, ścisnęła i nie chciała puścić.

Odczekawszy stosowną chwilę, Richard ukłonił się czarująco, przeprosił obie panie i odwrócił się, żeby zabrać ze stołu dwie puste butelki po winie.