Detektywi z podstawówki. Tajemnica kierowcy Ogórka - Alicja Sinicka - ebook + audiobook

Detektywi z podstawówki. Tajemnica kierowcy Ogórka ebook i audiobook

Alicja Sinicka,

4,7

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Detektywi z podstawówki znów na tropie!

Kasia, Karol i Wojtek wyjeżdżają na klasową wycieczkę do Gospodarstwa Pod Chmurką, zajmującego się agroturystyką. Wsiadają do autobusu, za którego kierownicą siedzi naburmuszony Stanisław Ogórek. Detektywi nie wiedzą, dlaczego jest w złym humorze, ale nie zwracają na to większej uwagi do chwili aż w gospodarstwie dochodzi do zagadkowej sytuacji.

Znika ukochany pies właścicielki – Morela!

Wcześniej suczka obsikała leżącą na ziemi torebkę kierowcy autokaru.

Rozgniewany Stanisław Ogórek groził Moreli. Być może to on maczał palce w jej zniknięciu? W przerwach między dojeniem krów, karmieniem kur i jazdą konną, młodzi detektywi prowadzą kolejne śledztwo i nie spoczną dopóki nie doprowadzą sprawy do końca!

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 93

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 2 godz. 12 min

Lektor: Józef Pawłowski
Oceny
4,7 (6 ocen)
4
2
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
lili_zileono_mi

Dobrze spędzony czas

Karol wraz z klasą udają się na paro dyniowa wycieczkę na wieś, kierowcą autobusu jest naburmuszony pan Stanisław. Młodzi detektywi nie zwracają na to większej uwagi, do czasu aż po przyjeździe na miejsce zaczynają się dziać dziwne rzeczy. Autobus się psuje, a suczka właścicielki gospodarstwa u której się zatrzymali znika, a pamiętają że kierowca nie był dla niej miły. Kto stoi za zniknięciem psa? Jaką tajemnice skrywa kierowca? Czy młodzi detektywi znów rozwiążą te zagadki? To już kolejny tom przygód młodych detektywów i znów wspaniale bawiliśmy się czytając. Młodzi bohaterowie mają mnóstwo pomysłów energii i zapału przy rozwiązywaniu sprawy zaginionego psiaka, a ich wyobraźnia nie zna granic. Książka zmusza nas do główkowania, no i oczywiście rozwiązanie zaskakuje i uczy, nie wolno nigdy oceniać nikogo z góry
00
Karinaj28

Nie oderwiesz się od lektury

Super ksiazka
00

Popularność




Re­dak­cja i ko­rektaAgnieszka Czap­czyk
Pro­jekt gra­ficzny okładkiŁu­kasz Sil­ski
Skład i ła­ma­nieAgnieszka Kie­lak
Ilu­stra­cjeŁu­kasz Sil­ski
© Co­py­ri­ght by Skarpa War­szaw­ska, War­szawa 2024 © Co­py­ri­ght by Ali­cja Si­nicka, War­szawa 2024
Ze­zwa­lamy na udo­stęp­nia­nie okładki książki w in­ter­ne­cie
Wy­da­nie pierw­sze
ISBN 978-83-83294-35-3
Wy­dawca Agen­cja Wy­daw­ni­czo-Re­kla­mowa Skarpa War­szaw­ska Sp. z o.o. ul. Bo­row­skiego 2 lok. 24 03-475 War­szawa tel. 22 416 15 81re­dak­cja@skar­pa­war­szaw­ska.plwww.skar­pa­war­szaw­ska.pl
Kon­wer­sja: eLi­tera s.c.

Moim uko­cha­nym Dzie­ciom,

Hani i Oska­rowi

Kiedy się obu­dzi­łem, zo­ba­czy­łem duży pro­mień słońca na mo­jej ciem­nej koł­drze i ode­tchną­łem z ulgą. Za­po­mnia­łem wczo­raj spraw­dzić pro­gnozę po­gody, a za­le­żało mi na tym, żeby dzi­siaj było sło­necz­nie, bo je­cha­li­śmy na kla­sową wy­cieczkę, i to nie byle jaką! Trzy dni poza na­szym ro­dzin­nym mia­stem, dwie­ście ki­lo­me­trów od domu. Na­sza pani po­wie­działa ostat­nio, że jest już wio­sna, dni ro­bią się co­raz dłuż­sze i trzeba to wy­ko­rzy­stać. Na po­czątku i ja, i Woj­tek by­li­śmy tro­chę prze­stra­szeni, bo przy­po­mnie­li­śmy so­bie, jak w ze­szłym roku z oka­zji wio­sny pani po­sta­no­wiła zro­bić za bu­dyn­kiem szkoły mały ogró­dek wa­rzywny. Wy­zna­czyła dy­żury i ka­zała nam na zmianę pie­lę­gno­wać ro­snące rzod­kiewki, szczy­pio­rek i mar­chewki. Ra­zem z ple­wie­niem i pod­le­wa­niem! Nie było to pro­ste! Ja mia­łem dy­żur z Wojt­kiem i czę­sto przy­dep­ty­wa­łem któ­rąś z grzą­dek. Woj­tek mó­wił, że to wszystko przez moje wiel­kie stopy. Cza­sem na­ma­wia­li­śmy Ka­się, żeby tro­chę nam po­mo­gła, ale ona twier­dziła, że wy­star­czy jej już cho­dze­nie do ogródka na wła­snym dy­żu­rze, który miała z Ni­kolą. Ni­kola, jak to Ni­kola, żeby przy­po­do­bać się pani, po­sta­no­wiła zro­bić do­dat­kowe grządki i za­siać tam jesz­cze ko­pe­rek i pie­truszkę! Do­wie­działa się od ko­goś, że pani prze­pada za pie­truszką, i chciała spra­wić jej przy­jem­ność. Może i pani ten po­mysł się spodo­bał, ale my by­li­śmy źli, bo do­ło­żyła nam pracy!

Na szczę­ście w tym roku na­szą wy­cho­waw­czy­nią zo­stała inna pani, bo w końcu by­li­śmy już w czwar­tej kla­sie. Pani Wrona z oka­zji wio­sny po­sta­no­wiła za­brać nas na wy­cieczkę do... Mu­szę się sku­pić, żeby do­brze wy­mó­wić tę na­zwę: do go­spo­dar­stwa agro­tu­ry­stycz­nego. Uff, strasz­nie trudne słowo, to zna­czy te­raz już nie tak bar­dzo, bo tro­chę się do niego przy­zwy­cza­iłem, ale na po­czątku brzmiało ko­smicz­nie. Te­raz już wiem, że w ta­kim go­spo­dar­stwie czło­wiek od­po­czywa na ło­nie na­tury. W po­bliżu są łąki, lasy, można po­od­dy­chać świe­żym po­wie­trzem. W na­szym wy­padku na tym jed­nak atrak­cje się nie koń­czyły, bo mie­li­śmy tam jesz­cze doić krowy, kar­mić kury, a chętni mo­gli na­wet uczyć się jeź­dzić konno. Tak na­prawdę tro­chę się tego wszyst­kiego oba­wia­łem, ale z dru­giej strony – lep­sze to niż sie­dze­nie na lek­cjach od po­nie­działku do środy, a już na pewno lep­sze to niż dy­żury w ogródku wa­rzyw­nym, szcze­gól­nie je­śli ktoś ma ta­kie wiel­kie stopy jak ja.

– Ka­rol, wsta­waj, bo się spóź­nisz na wy­cieczkę. Pod­wiozę cie­bie i Ka­się, że­by­ście nie mu­sieli tasz­czyć tych cięż­kich ple­ca­ków na pie­chotę.

Mama we­szła do mo­jego po­koju z wło­sami za­wi­nię­tymi w nie­bie­ski ręcz­nik. No ja­sne – do­piero co wy­myła włosy, a mnie po­ga­niała! Już ja wie­dzia­łem, jak to wszystko się skoń­czy. To ja będę na nią cze­kał przed wyj­ściem, a nie ona na mnie.

– Do­brze, do­brze, już wstaję.

– Zro­bi­łam ci owsiankę.

– Z mio­dem i ma­li­nami?

– I z ka­wał­kami ja­błek – do­dała z uśmie­chem.

– Dzięki.

Od razu usia­dłem na łóżku. Do­brze, że spa­ko­wa­łem się wczo­raj. Te­raz po­zo­sta­wało tylko zjeść śnia­da­nie, wy­myć zęby, ubrać się i wy­ru­szyć w drogę. Mar­twiło mnie tylko to, że w pią­tek w szkole zgu­bi­łem gdzieś mój ze­ga­rek. Lu­bię mieć go przy so­bie. Co prawda mo­głem spraw­dzać też go­dzinę na te­le­fo­nie, ale to jed­nak nie to samo.

Po trzy­dzie­stu mi­nu­tach by­łem już go­towy do wyj­ścia i oczy­wi­ście, tak jak to prze­wi­dzia­łem, mu­sia­łem jesz­cze po­cze­kać na mamę, która koń­czyła ukła­dać so­bie włosy w ła­zience. Szum su­szarki ustał, a po­tem usły­sza­łem jesz­cze kilka psik­nięć i mama we­szła do przed­po­koju w błysz­czą­cym koku, z któ­rego wy­pły­wało kilka pasm. Za­czy­nała dziś nową pracę, oczy jej lśniły, jakby już miała przed nimi to wszystko, co bę­dzie się działo w fir­mie.

– A gdzie twój ze­ga­rek? – za­py­tała Iga, wsu­wa­jąc na ra­miona ple­cak.

Moja młod­sza sio­stra za­wsze wszystko za­uwa­żała. Była w tym jesz­cze lep­sza niż Ka­sia.

– Wła­śnie! – przy­tak­nęła mama, zer­ka­jąc na mój nad­gar­stek

Za­po­mnia­łem jej po­wie­dzieć, że gdzieś prze­padł w pią­tek.

– Zgu­bi­łem go. – Wzru­szy­łem ra­mio­nami.

Mama aż przy­ło­żyła dłoń do ust.

– Taki fajny ze­ga­rek – po­wie­działa ze smut­kiem w gło­sie. – Jak to się stało?

– Mu­siał mi się zsu­nąć pod­czas wu­efu w pią­tek. Chyba za­po­mnia­łem go ścią­gnąć – wy­ja­śni­łem. – Cho­ciaż nie pa­mię­tam do­kład­nie. Kiedy zaj­rza­łem do szafki po lek­cji i chcia­łem go za­ło­żyć, to go tam nie było.

– Prze­bie­ra­łeś się w szatni? – za­py­tała mama, która z prze­ję­cia za­częła ba­wić się swoim wi­sior­kiem w kształ­cie słońca. Może spraw­dzała, czy wszystko z nim w po­rządku, czy przy­pad­kiem go nie utra­ciła, tak jak ja ze­ga­rek.

– Tak, w szatni. Wy­daje mi się, że go ścią­gną­łem i wło­ży­łem do szafki, ale pew­no­ści nie mam.

– A szafkę za­my­kasz na ja­kiś klucz?

– Nie mamy tam żad­nych klu­czy.

Mama przez chwilę przy­glą­dała mi się w mil­cze­niu, a Iga pa­trzyła na mamę z za­cie­ka­wie­niem i to ona pierw­sza się w końcu ode­zwała:

– A może ktoś ci go ukradł!

– Nie­moż­liwe. – Mach­ną­łem ręką. – Nikt z mo­jej klasy by cze­goś ta­kiego nie zro­bił.

– Ty masz sza­loną klasę! – Iga nie od­pusz­czała. – A pu­char tego zna­nego pił­ka­rza? A cho­inka?

– Daj spo­kój! – zga­si­łem sio­strę i po­krę­ci­łem głową. – Mam ten ze­ga­rek prze­szło rok i za­wsze cho­wam go do szafki przed wu­efem. Gdyby ktoś chciał mi go ukraść, już dawno by to zro­bił. Poza tym, co by mu było po moim ze­garku, skoro nie mógłby z nim cho­dzić do szkoły?

– Dla­czego by nie mógł? – za­py­tała Iga, za­wi­ja­jąc za ucho swój lo­czek.

– Bo prze­cież zo­ba­czył­bym to, a wtedy bym już so­bie z ta­kim zło­dzie­jasz­kiem po­roz­ma­wiał!

– Do­brze, daj­cie już spo­kój – prze­rwała nam mama. – Za­dzwo­nię póź­niej do szkoły i za­py­tam, czy nie zna­leźli ni­g­dzie two­jego ze­garka. Pew­nie mie­li­ście wuef na dwo­rze, co? W pią­tek była taka ładna po­goda.

– Tak, bie­ga­li­śmy wo­kół bo­iska na czas. My­ślę, że mógł mi gdzieś wy­paść, a ja tego nie za­uwa­ży­łem.

– Pew­nie jesz­cze się znaj­dzie. – Mama ob­jęła mnie ra­mie­niem.

Usły­sze­li­śmy dzwo­nek do­mo­fonu. Wyj­rza­łem przez okno i zo­ba­czy­łem Ka­się sto­jącą przy furtce. Miała na gło­wie cza­peczkę moro i wielki gór­ski ple­cak, który był pra­wie taki jak ona. Chyba po­my­liła go­spo­dar­stwo agro­tu­ry­styczne z obo­zem prze­trwa­nia. Uśmiech­ną­łem się do sie­bie na tę myśl, a po­tem ra­zem z mamą i Igą wy­szli­śmy z domu.

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki