Dama z medalionem - Candace Camp - ebook

Dama z medalionem ebook

Camp Candace

4,2

Opis

Alex nie wierzy w miłość od pierwszego wejrzenia, ale przekonał się na własnej skórze, że to się czasem zdarza. Ledwie ujrzał Sabrinę, był dla niej gotów na każde poświęcenia. Bez wahania otacza opieką zagubioną pannę w męskim przebraniu, która nie pamięta, kim jest i co robi w Londynie. Alex krok po kroku odnajduje fragmenty układanki, korzystając z pomocy rodziny i znajomych. Ktoś przecież musi znać tę piękną dziewczynę. Wiele wskazówek zdobywa dzięki… snom, musi je tylko zapamiętać. Im więcej faktów odkrywa, tym bardziej jest przekonany, że Sabrinie grozi niebezpieczeństwo.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 357

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,2 (5 ocen)
3
0
2
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
2323aga

Całkiem niezła

Lubię książki tej autorki, ale wcześniejsze były lepsze. Może to kwestia tłumaczenia bo styl jakiś inny.
00

Popularność




Candace Camp

Dama z medalionem

Tłumaczenie:

Hanna Dalewska

Tytuł oryginału: His Sinful Touch

Pierwsze wydanie: HQN Books, 2018

Redaktor serii: Grażyna Ordęga

Opracowanie redakcyjne: Grażyna Ordęga

© 2018 by Candace Camp

© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2023

Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.

Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.

Harlequin i Harlequin Powieść Historyczna są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.

HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.

Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone.

HarperCollins Polska sp. z o.o.

02-672 Warszawa, ul. Domaniewska 34A

www.harpercollins.pl

ISBN: 978-83-276-9345-7

Opracowanie ebooka Katarzyna Rek

PROLOG

Powoli uniosła ciężkie powieki. Wokół panowała ciemność, tylko przy małej naftowej lampie stojącej na komódce pod ścianą było nieco jaśniej, ale to wystarczyło, by uzmysłowiła sobie, że na pewno nie jest w swoim domu. A także by zaczęła drżeć ze strachu. Choć nie całkiem jeszcze wybudzona z głębokiego snu, doskonale wiedziała, że musi uciekać stąd jak najprędzej. Bo to prawdziwy koszmar, gdy przed oczami pojawiają się dziwne i budzące lęk obrazy. Najpierw powóz, w którym jest ciemno jak w grobie, potem dziwny pokój, coś jakby salonik, i nieznany mężczyzna, który stoi przed nią i coś mówi. A obok niej stoi inny mężczyzna, którego chyba zna, ale nie jest to dobra znajomość, skoro oblewa ją paniczny strach, a ona po prostu wie, że dzieje się coś okropnego.

I ten strach wciąż trwa, dlatego nie ma się nad czym zastanawiać. Zebrała się w sobie i zaczęła powoli przesuwać jedną nogę na brzeg łóżka, potem w dół, ale tym razem zbyt energicznie, bo spadła z łóżka, uderzając głową o podłogę. Co okazało się bardzo pomocne, ponieważ dzięki temu całkiem oprzytomniała. Ostrożnie podniosła się na czworakach, odczekała chwilę i trzymając się materaca, powoli stanęła na nogach. W głowie się zakręciło, w żołądku też, więc przestraszyła się, że cała jego zawartość znajdzie się na podłodze. Odczekała więc chwilę, oddychając głęboko, a potem powoli ruszyła w stronę drzwi. Po kilku krokach przystanęła, rozglądając się na boki. Gdzie jest torebka? Przecież będzie potrzebować pieniędzy. No i musi doprowadzić się do porządku. Wyjęła wszystkie szpilki, zwinęła włosy w węzeł z tyłu głowy i znów je powtykała. Na pewno nie wyglądało to najlepiej, ale trudno. Wygładziła spódnicę sukni, ale nie sukni podróżnej, co było dziwne, skoro odbyła jakąś podroż. Przecież była w powozie, słyszała, jak skrzypią koła i dzwonią dzwoneczki przy uprzęży, a ten brudnawy pokój, w którym się ocknęła, z pewnością był w jakimś zajeździe. Jednak suknia z falbanami, którą ma na sobie, to nie jest suknia na podróż, lecz taka, w której można zasiąść do stołu.

Kiedy o tym pomyślała, w brzuchu zaburczało, ale nie ma co się łudzić. W tym pokoju na pewno nie znajdzie niczego, czym mogłaby napełnić żołądek. Nalała więc sobie zimnej wody z dzbanka i tych parę łyków dobrze jej zrobiło, bo w głowie jeszcze bardziej przejaśniało. Po raz kolejny rozejrzała się dokoła i podeszła do ściany, pod którą, obok dużej walizki, stał jej niewielki sakwojaż. Złapała go, podeszła do drzwi i nacisnęła klamkę, ale drzwi ani drgnęły. Nacisnęła jeszcze raz, ale drzwi były zamknięte na klucz. A więc ją tu zamknął! On, ten mężczyzna, który przed chwilą stanął jej przed oczami. I co teraz?

Podeszła do okna, otworzyła, spojrzała w dół i natychmiast znów odetchnęła głęboko. Przecież jest na piętrze! Ale nie wolno poddawać się rozpaczy. Zerknęła w bok i zobaczyła, że przy oknie jest rynna, wystarczy się wychylić i można jej się złapać. A na dole widać niezbyt spadzisty daszek, więc można na niego zeskoczyć. A daszek na pewno oparty jest na słupkach, więc będzie jak zsunąć się na ziemię. Czyli jest wyjście z tej sytuacji, tylko trzeba wziąć się w garść.

Ale zanim stąd ucieknie, musi się przebrać, bo ten mężczyzna na pewno będzie ją ścigać, a w przebraniu łatwiej umknie. Przyklękła przed walizą, w której, jak się spodziewała, były męskie ubrania, i zaczęła wyjmować to, co mogło się przydać. Oczywiście buty też, bo w haftowanych pantoflach daleko nie zajdzie. Zrobiła miejsce w sakwojażu, pozbywając się jednej sukni, i powkładała tam wszystko, co wyjęła z walizy, a kiedy miała już ją zamknąć, zauważyła w niej woreczek, po który sięgnęła bez wahania. I dobrze, bo woreczek był pełen banknotów i monet, ale nie miała żadnych wyrzutów sumienia. Przecież będą jej bardzo potrzebne, i co najważniejsze, akurat te pieniądze tak naprawdę to jej pieniądze.

Schowała woreczek do kieszeni, zamknęła walizę, chwyciła sakwojaż i podbiegła do okna. Sakwojaż sfrunął na daszek, ale niestety zsunął się z niego na ziemię, a w tym momencie klucz zazgrzytał w zamku. Błyskawicznie weszła na parapet i złapała się rynny, niestety mężczyzna dopadł do niej, chwycił i ściągnął z parapetu, choć broniła się zawzięcie. Wiła się jak piskorz, kopała go i drapała, wrzeszcząc przy tym:

– Ty potworze! Ty zdrajco!

Kiedy na jego policzku pojawiła się krew, krzyknął i puścił ją. Wtedy go pchnęła, a on tak mocno walnął ją w twarz, że uderzyła plecami w umywalkę. Ale nie poddała się. Chwyciła ciężki gliniany dzban z wodą i cisnęła w nim w napastnika. Celowała w czoło, ale oberwał w szczękę i w ramię, i oblał się wodą, a gdy odruchowo się cofnął, zahaczył stopą o szmaciany dywanik i runął na podłogę.

Wykorzystując ten moment, podskoczyła do okna i znów wdrapała się na parapet, potem złapała się rynny. Jednak gdy spojrzała w dół, znieruchomiała ze strachu, ale gdy usłyszała, że napastnik zbiera się z podłogi, natychmiast ożyła. Wyciągnęła nogę, palce stopy oparła o obręcz przytrzymującą rynnę przy ścianie, potem zebrała się w sobie i oderwała się od okna. Udało się, bo przywarła do zimnej, metalowej j rynny, przeklinając w duchu sutą spódnicę, która w tak niezwykłej sytuacji była wielką zawadą.

Mężczyzna wystawił głowę za okno, potem rękę i wprawdzie chwycił szarfę przy jej spódnicy, ale ona już zsuwała się po rynnie. Wtedy zaczął kląć, jeszcze bardziej wychylając się z okna, i runął na nią. Choć trzymała się z całej siły, też poleciała w dół i razem upadli na daszek. Walnęła głową tak mocno, że zabrakło jej tchu. I poczuła, że zsuwa się z daszka…

Ogarnęła ją ciemność.

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Wychodząc z domu klienta, Alex był nie w sosie. Przypuszczał, że ów klient poprosił go o zaprojektowanie letniego dom nie dlatego, że uważał go za człowieka obdarzonego talentem, lecz głównie po to, by przechwalać się, że odwiedził go syn księcia Broughtona. Poza tym Alex tego dnia w ogóle był w złym nastroju. Rankiem obudził się dziwnie niespokojny i tak już mu zostało.

Spojrzał na zegarek i uznał, że zrezygnuje z przechadzki. Dorożką szybciej dotrze na miejsce i może zdąży zobaczyć się z Conem, swoim bratem bliźniakiem, który po południu wybiera się na kolejną eskapadę. Con od zawsze był jego najlepszym przyjacielem i powiernikiem, i choć w miarę upływu lat każdy z nich miał coraz szersze grono znajomych i przyjaciół, Alex nieodmiennie największym zaufaniem darzył Cona.

Dlaczego jednak zaraz po przebudzeniu poczuł się tak dziwnie niespokojny? O Cona? Nie. Gdyby bratu przydarzyło się coś złego, od razu by to wyczuł, jak to się dzieje między bliźniakami. Może więc chodzi o sen, który od jakiegoś czasu często go nawiedza? Z tym że kompletnie nie pamiętał, co w tym śnie się dzieje, choć na pewno nie był to miły i kojący sen, skoro Alex budził się zlany potem. Ale szybko dochodził do siebie. Jednak dziś wciąż był nieswój.

Dorożka zatrzymała się przed dość wąską, solidną trzypiętrową kamienicę. Z pewnością nie była perłą architektury, ale całkowicie zaspokajała potrzeby braci. Na parterze znajdowała się księgarnia, na pierwszym piętrze pracownia Alexa i biuro Cona, a na pozostałych dwóch piętrach kawalerskie mieszkania braci, w których zamieszkali po ukończeniu edukacji. Wprawdzie przed rokiem wprowadzili się z powrotem do rodzinnego domu, ale kawalerskich mieszkań nie wynajęli i czasami tam nocowali. Con częściej, zwłaszcza gdy musiał dłużej pracować nad kolejną sprawą.

Kiedy wszedł do środka, zobaczył, że po schodach schodzi pracownik Cona, Tom Quick. Liczył sobie kilka lat więcej niż Alex, a gdy był jeszcze chłopcem, w specyficzny sposób zawarł znajomość z Reedem, starszym bratem Alexa i Cona. Mianowicie próbował ukraść mu pugilares. Jednak Reed nie oddał chłopca w ręce policji, tylko zabrał do domu, nakarmił, przyodział i posłał do szkół. Quick może i nie należał do prymusów, ale od razu stał się najbardziej lojalnym pracownikiem Morelandów. Najpierw był chłopcem na posyłki u Reeda, potem pracował w Agencji Detektywistycznej ich starszej siostry, Olivii, gdzie spisywał się znakomicie, a przed kilkoma laty przejął go Con, by pomagał mu w jego sprawach.

– Czy Con jest na górze? – spytał Alex.

– A tak, jak najbardziej jest! – ze śmiechem odparł Tom.

Alex wszedł na piętro, minął swoją pracownię i zatrzymał się na końcu korytarza przed drzwiami, obok których na ścianie wisiała mosiężna tabliczka informująca, że tu mieści się Agencja Detektywistyczna Morelandów. Otworzył drzwi i gdy tylko spojrzał na brata, już wiedział, skąd ten uśmiech na twarzy Toma. Zwykle gdy Alex spoglądał na Cona, miał wrażenie, jakby spoglądał w lustro. Wprawdzie czarne włosy Cona były nieco dłuższe, nosił też wąsy, ale na tym kończyły się różnice. Taka sama kwadratowa twarz o ostrych rysach, proste czarne brwi, zielone oczy o bystrym spojrzeniu i jędrne usta skore do uśmiechu. Do tego identyczny wzrost, ta sama budowa ciała i sposób poruszania się. Byli tak do siebie podobni pod każdym względem, że gdy stali odwróceni plecami, nawet rodzonej matce trudno było ich od siebie odróżnić.

Ale dzisiaj Con wyglądał inaczej. Był grubszy, obficie wypomadowane, czyli nadzwyczaj lśniące włosy były starannie zaczesane do tyłu, a potraktowane woskiem wąsy zostały fantazyjnie podkręcone do góry. Ubrany był w garnitur w żółto-brązową kratę, a na stoliku leżał brązowy melonik i lśniąca czarna laska z rączką w kształcie głowy lwa.

Con, który oczywiście dostrzegł, jak bardzo zaskoczył brata swoim nowym wizerunkiem, zaśmiał się, przybrał nonszalancką pozę i spytał:

– Co o tym sądzisz?

– No cóż, wyglądasz jak uciekinier z zakładu dla obłąkanych – skwitował rozbawiony Alex. – A co ty tu jeszcze robisz? Przecież miałeś jechać do Kornwalii, żeby przyjrzeć się tym, co to przewidują koniec świata już w przyszłym miesiącu.

To Olivia otworzyła agencję zajmującą się śledzeniem różnych mediów i spirytystów, którzy łatwowiernych i często pogrążonych w rozpaczy ludzi mamili opowieściami o tym, że można się skontaktować z ukochanymi zmarłymi. Jednak gdy podczas kolejnego śledztwa poznała przyszłego męża, praca przestała być już dla niej najważniejsza, przez co agencja zmieniła swój profil. Zajęła się poszukiwaniem zaginionych osób, ujawnianiem oszustw finansowych oraz sprawdzaniem kandydatów na współmałżonków i osoby ubiegające się o pracę. Wszystkim tym głównie zajmował się Tom Quick.

Kiedy Con kupił od siostry agencję, nadal zajmował się podobnymi sprawami, na których Quick znał się doskonale, niemniej miał wielką ochotę wrócić do spraw, którymi agencja zajmowała się na początku swej działalności. Ponownie więc skierował uwagę w zaświaty, ale nie ograniczał się do tropienia oszukańczych mediów. Miał większe ambicje i na przykład teraz wziął pod lupę wspólnotę religijną, która głosi koniec świata.

– Właśnie tam się wybieram – odparł Con.

– W takim razie nie ubrałeś się odpowiednio.

– Jak najbardziej odpowiednio. Wiele razy przekonałem się, że w określonych sytuacjach dziwaczne przebranie jest bardzo pomocne. Wszyscy zapamiętają głównie te wąsy i garnitur w kratkę, więc gdy wrócę do normalnego wyglądu, nikt mnie nie rozpozna.

– Tak, rozumiem… Ale dlaczego tak nagle utyłeś?

– Kazałem wywatować kamizelkę, do tego mam w butach specjalne wkładki, dzięki czemu wydaję się wyższy.

– Zdajesz sobie sprawę, że wyglądasz jak jakiś głupi goguś?

– Właśnie o to chodzi. Ale ten głupi goguś też może się czymś pochwalić. Spójrz! – Con uniósł laskę, przekręcił rączkę, czyli głowę lwa, i wysunął się długi, wąski i z pewnością ostry sztylet.

Con podał go bratu, który stwierdził z aprobatą:

– No proszę, tajna broń.

– Kilka miesięcy temu znalazłem tę laskę na naszym strychu, gdzie poszedłem razem z maluchami. – Czyli bliźniętami, Allison i Jasonem, pociechami ich siostry Kyrii. – Laskę znalazł Jason, ale to Alli odkryła, co się w niej kryje, i bardzo jej się to spodobało. W ogóle to ona jest dziwnie żądna krwi, też to zauważyłeś? Za nic nie chciała mi oddać laski, musiałem ją błagać.

– Dziwisz się? Skoro ma takiego ojca… – Alex wzruszył ramionami. – Con, ale czy ty sądzisz, że tam, gdzie się wybierasz, może być niebezpiecznie? Stąd ta tajna broń na twoim wyposażeniu?

– Nie, to nie tak. Co prawda wiem, że przywódca sekty posiada dużą siłę perswazyjną i na przykład niedawno kogoś namówił, by przekazał mu cały majątek, dzięki czemu niechybnie i w krótkim czasie trafi prosto do nieba, ale ten mąż boży stosuje takie właśnie metody, a brutalna przemoc jest mu raczej obca. Jednak wolę być przygotowany na wszystko.

– I sprytnie się przygotowałeś.

– A tak! – Con odebrał sztylet i wsunął go do laski. – Może chcesz pojechać razem ze mną?

Alex pokręcił przecząco głową. Owszem, dzięki Conowi przeżył niejedną przygodę, ale kilka lat temu to się zmieniło. Najpierw pobierał nauki w Stowarzyszeniu Architektów, potem praktykował, a teraz pracował, a więc tylko sporadycznie pomagał bratu w śledztwach.

– Niestety nie mogę, muszę popracować nad projektem domu letniego dla Blackburna. I jest coś jeszcze. Mam dziwne przeczucie, że powinienem być tutaj.

– Naprawdę? – Con odłożył laskę i wnikliwie spojrzał na brata bliźniaka. – Odbierasz jakieś sygnały? Stąd te przeczucia?

– A skąd, nie nawiedzają mnie żadne wizje, tak jak Annę. Po prostu obudziłem się dzisiaj dziwnie niespokojny. Może miałem zły sen?

– Kolejny zły sen… – mruknął Con, któremu Alex mówił o nocnych koszmarach.

– Niestety. Z tym że nie wiem, co mi się śniło, pamiętam tylko ten niepokój. Moim zdaniem to było coś takiego, co ty i ja wyczuwamy u siebie nawzajem, gdy mamy kłopoty, choć tym razem na pewno nie chodzi o ciebie. Natomiast jeśli chodzi o nasze rodzeństwo, to już nie jestem taki pewien.

– Czyli zaczynasz odczuwać coraz mocniej – stwierdził Con.

– Mam nadzieję, że tak nie jest, bo jeśli zacznę coś odczuwać za każdym razem, gdy któryś z Morelandów wpadnie w tarapaty, to szybko oszaleję.

– Masz rację. Już same córki Theo nie dadzą ci chwili spokoju ani w dzień, ani w nocy.

Alex uśmiechnął się, ale szybko spoważniał.

– Con, czy miewasz takie odczucia związane z innymi osobami?

– Nie, ale czy te twoje odczucia na pewno nie są związane ze mną? Bo może powinienem zrezygnować z tego wyjazdu?

– Nie, nie musisz.

– Ale te twoje sny…

– Moje sny? Con, coś mi się wydaje, że bardziej wierzysz w moje sny niż ja.

– Wszyscy wiemy, że Morelandowie mają sny, których nie wolno lekceważyć. Reedowi śniło się, że Anna jest w niebezpieczeństwie, prawda? A przypomnij sobie, co Kyria widziała w swoich snach.

– Tak, wiem, ale ja nigdy nie miałem takiego snu. Mnie nawiedzają koszmary, i to się zaczęło się, gdy miałem ze trzynaście lat.

– I skończyło kilka lat temu. Więc musi być jakiś powód, dlaczego tej nocy znów miałeś zły sen.

– Ach! – Alex machnął lekceważąco ręką. – Może mi zaszkodził pieczony gołąb podany na kolację.

Con już tematu nie drążył, tylko cicho prychnął i oznajmił:

– W takim razie ruszam w drogę. Mam pociąg o drugiej i nie chcę się spóźnić. – Wziął laskę, chwycił sakwojaż, włożył kapelusz i zniknął za drzwiami.

Natomiast zadumany Alex przysiadł na brzegu biurka. Snu, który z pewnością przyśnił mu się ubiegłej nocy, nie pamiętał, ale kto wie, czy nie był to sen podobny do tych, które dręczą go już od kilku tygodni. A śni mu się, że jest w nieznanym mu mrocznym i małym pokoju, leży na wąskim łóżku i trzęsie się ze strachu.

Koszmary zaczęły się po wizycie u starszego brata, Reeda, w jego wiejskiej rezydencji w Wintersett. Pojechał tam razem z Conem i podczas przechadzki z Anną, przyszłą żoną Reeda, znaleźli na drodze zamordowanego farmera. Con i Anna zostali przy zmarłym, a Alex pobiegł po Reeda. Tak bardzo był wstrząśnięty tym, co zobaczył, że poczuł wielką ulgę, gdy ruszył po pomoc i nie musiał trwać przy krwawych szczątkach. Bardzo to przeżywał, dziwne więc, że w koszmarnych snach, które potem go dręczyły, nie pojawiał się zabity farmer, lecz to, co wydarzyło się dwa lata wcześniej, gdy został porwany i uwięziony w małym ciemnym pokoju. Naturalnie, że umierał ze strachu, choć nie pierwszy raz znalazł się w opałach. Ale tym razem był sam, bez Cona. Jednak mimo strachu zachował przytomność umysłu i z pomocą Kyrii, Rafe’a oraz innych Morelandów udało mu się uciec. Tak czy inaczej, swoje przeżył i było o czym opowiadać. I zapewne właśnie wtedy odezwały się w nim niezwykłe zdolności Morelandów, czyli różne wizje i prorocze sny, te dziwne związki z niewidzialnym światem. A jeśli chodzi o sprawy bardziej przyziemne, to miłość od pierwszego wejrzenia była specjalnością tej familii. Morelandowie zakochiwali się natychmiast i na zabój. To jednak, przynajmniej na razie, nie dotyczyło Alexa, natomiast wiedząc, z jakiej rodziny się wywodzi, nie poczuł się zaskoczony, gdy odkrył, że gdy nad czymś bardzo się skupi, potrafi wyczuć coś, do czego zwykłą drogą nigdy by nie dotarł.

A z koszmarnymi snami, które zaczęły go dręczyć po tym, jak zobaczył zamordowanego człowieka, walczył zaciekle, również dlatego, że to, co ujrzał w tych snach, nieraz wracało do niego na jawie. I udało się. Koszmar pojawiał się coraz rzadziej i rzadziej, aż w ogóle przestał go zadręczać. I nagle niedawno powrócił. Z tym że w tych nowych snach nie był już kilkunastoletnim chłopcem, lecz dorosłym mężczyzną, natomiast pokój, w którym leżał w ciemnościach, był jeszcze mniejszy, mroczniejszy i bardziej wychłodzony. No i Alexa ogarniał jeszcze większy strach…

Cmoknął niecierpliwie i zsunął z biurka, bo takie wysiadywanie i rozpamiętywanie nic nie da. A z tego, że coś wyczuwa, co zwykle zakryte jest przed oczami i umysłem, powinien się tylko cieszyć, bo dzięki temu niejeden raz pomógł bratu w jego dochodzeniach i przyczynił się do tego, że agencja Cona zyskała rozgłos i była polecana zwłaszcza wtedy, gdy chodziło o odnalezienie zaginionych osób. Jednak udział Alexa w pracach agencji owiany był najgłębszą tajemnicą. Nie zależało mu na takiej sławie, ponieważ pragnął się wybić jako architekt, co nie było łatwe. Po pierwsze, wielu nieufnie odnosiło się do syna księcia pracującego zawodowo, traktując to jako arystokratyczną fanaberię, a po drugie, ponieważ jego rodzina uważana była za ekscentryków, więc bardzo by mu zaszkodziło, gdyby wyszło na jaw, że nie tylko kreśli tuszem projekty kolejnych budynków, ale również zajmuje się zjawiskami paranormalnymi i pomaga agencji, która często para się okultyzmem.

Ale naprawdę już dość tych rozważań, najwyższa pora, by wrócił do pracy, czyli zajął się kolejnym projektem. Energicznie ruszył więc do drzwi, ale zanim do nich dotarł, nagle poczuł dziwny ucisk w klatce piersiowej, a zaraz potem zaatakował go silny niepokój, a właściwie strach.

Z tym że to nie Alex się bał, lecz ktoś inny, kto swój lęk przelał na niego. Lecz to jeszcze nie wszystko. Alex odczuwał nie tylko strach, ale również obecność tego kogoś, kto tak bardzo się boi. Wrażenie było tak silne, że zaczął rozglądać się po pustym pokoju. Wprost niepojęte! Czyżby narodziła się w nim nowa ezoteryczna zdolność, a mianowicie zaczął rozmawiać z duchami? Tak jak jego babka? Albo może to coś podobnego do więzi między bliźniakami, z tym że w tym przypadku nie chodzi o Cona, lecz o kogoś innego…

Wyszedł na korytarz, podszedł do balustrady i spojrzał na hol na parterze, gdzie właśnie pojawił się ktoś, kogo nie znał. Był to niewysoki i szczupły mężczyzna. Przemierzył hol i wszedł na schody. Dziwne, bo Alex czuł się tak, jakby szedł razem z nim po tych schodach. Czyżby to był ten ktoś, kogo obecność wyczuł wcześniej?

Wszedł na piętro i ruszył w stronę Alexa. Ubrany był raczej dziwnie, bo niby jak dżentelmen, czyli miał na sobie garnitur, ale na głowie czapkę, jaką noszą robotnicy. No i garnitur był na niego za duży, dlatego podwinął nogawki, do tego tak nasunął czapkę na czoło, że prawie zasłaniała oczy.

Na widok Alexa dziwny przybysz przystanął, jakby się zawahał, ale szybko znów ruszył do przodu. Alex nie odrywał od niego oczu, a kiedy nieznajomy był już blisko niego, nagle go olśniło.

– Toż to… kobieta! – wyrzucił z siebie i od razu tego pożałował, ponieważ tajemnicza dama pisnęła i odskoczyła od niego. Ale równie szybko zareagował: – Nie, nie, proszę się nie bać! Może mógłbym w czymś pomóc?

Wtedy dziewczyna zerwała z głowy czapkę i wyrzuciła z siebie na jednym wydechu:

– Szukam Agencji Detektywistycznej Morelandów!

Milczał przez chwilę, wpatrując się w jej prześliczną twarz w kształcie serca o bardzo delikatnych rysach i w ciemnoniebieskie ogromne oczy. A z węzła z tyłu głowy wymykały się cudne czarne loki. A przy tym zdarzyło się coś niebywałego. Ta niezwykle urodziwa młoda kobieta była mu całkowicie nieznana, a jednak czuł, że coś go z nią łączy, jakaś więź nieporównywalnie silniejszą niż to, co czuł do swoich najbliższych. Jak to możliwe?

Na szczęście dość szybko ochłonął.

– Czyli dobrze pani trafiła. Jestem Alex, to znaczy Alexander Moreland. Bardzo proszę, niech pani wejdzie.

Gdy wskazał drzwi agencji, nieznajoma trochę niepewnie przeszła przez próg, on oczywiście wszedł za nią i wskazał krzesło przed biurkiem. Kiedy tam usiadła, nie zamknął drzwi, żeby jej nie wystraszyć, tylko też zasiadł za biurkiem Cona, i zrobił to tak pewnie, jakby to było jego stałe miejsce. Ale przecież też jest Morelandem, czyli kimś, kogo ona szuka.

– Proszę mi powiedzieć, w czym mogę pani pomóc, panno…

Nie przedstawiła się, tylko ściskając w rękach czapkę, niemal wydukała:

– Ja… ja przyszłam tu… bo… – Urwała, po czym zakończyła już pewniej i głośniej: – Kiedy wysiadłam z pociągu, zapytałam w kasie biletowej, oczywiście bez żadnych szczegółów, tylko bardzo ogólnie, kto może mi pomóc, i poradzono mi, że powinnam pójść do Agencji Detektywistycznej Morelandów, bo to najlepsza londyńska agencja, jeśli chodzi o poszukiwanie zaginionych osób.

– Zrobimy wszystko, by pani pomóc. – Wysunął pierwszą z góry szufladę, wyjął notes oraz ołówek i położył przed sobą. – Proszę mi powiedzieć, kogo pani chce odnaleźć?

Ogromne niebieskie oczy spojrzały na niego z niezgłębionym smutkiem.

– Siebie, proszę pana.

ROZDZIAŁ DRUGI

– Przepraszam, czy dobrze panią zrozumiałem? Siebie?

– Tak właśnie powiedziałam, muszę odnaleźć siebie. Oczywiście nie chodzi o miejsce. Wiem, gdzie jestem. Niestety nie wiem, kim jestem.

Alex zamrugał. Czy to jakiś żart? A może Con chciał mu zrobić psikusa? Gdzieś tu się schował i jest zachwycony, patrząc na minę brata… Nie, to niemożliwe. Przecież Con wyjechał, pomyślał Alex, a nawet gdyby tu był, wyczułbym jego obecność.

– Tak, rozumiem… – mruknął, byle coś powiedzieć.

– Proszę pana! – Dziewczyna poderwała się z krzesła. – Pan na pewno myśli, że uciekłam z domu dla obłąkanych, ale to nieprawda, przysięgam! Nie jestem wariatką, ale to, co się ze mą dzieje… Nie, ja tego kompletnie nie rozumiem…

Ciemnoniebieskie oczy spojrzały na Alexa tak bezradnie, tak żałośnie, że też zerwał się z krzesła. Obszedł biurko, wziął dziewczynę pod ramię i delikatnie przymusił, by znów usiadła, a sam oparł się o brzeg biurka.

– Nie, proszę pani, nie uważam pani za szaloną, tylko proszę, by zrelacjonowała mi pani, co dokładnie się dzieje.

Dziewczyna złożyła splecione dłonie na podołku i choć była ubrana w o wiele za duży garnitur, wyglądała teraz jak młoda Angielka z pewnością z wyższych sfer.

– Och… po prostu nie wiem, kim jestem, dlatego nie przedstawiłam się panu. Ale chyba mam na imię Sabrina, bo wygrawerowano je na medalionie, który mam na szyi. I proszę tak się do mnie zwracać.

– Sabrina… – powtórzył Alex, któremu spodobało się, że będzie jej mówił po imieniu, jakby znali się od lat.

– To niestety wszystko, bo nie pamiętam swojego nazwiska, nie wiem, skąd jestem i dlaczego jestem ubrana tak cudacznie.

Gdy odgarnęła z czoła bujne loki, Alex zauważył czerwone ślady po uderzeniu na czole i policzku, a ręka, którą odgarniała włosy, była podrapana.

– Ktoś panią pobił?! – krzyknął, zrywając się na nogi. – Kto to zrobił?!

Odgarnął jej włosy, by przyjrzeć się dokładniej. I jakoś dziwnie miło było dotknąć tych miękkich czarnych loków, wiedząc przy tym, że zachowuje się zbyt poufale. Dlatego cofnął rękę i znów zasiadł za biurkiem.

– Nie wiem, kto to zrobił. Mam jeszcze inne ślady. – Podciągnęła rękaw do łokcia, ukazując sine plamki.

– Ktoś musiał panią mocno złapać za rękę.

– Też tak myślę. I jeszcze coś… – Rozpięła pierwszy guzik koszuli i rozsunęła kołnierzyk koszuli, odsłaniając czerwoną szramę na gardle. – Pewnie też ktoś uderzył mnie w głowę, bo gdy tam dotknę, bardzo boli.

– Boli?

Alex znów poderwał się z krzesła, podszedł do Sabriny i znów zaczął odgarniać na bok miękkie czarne loki, starając nie być tak głupio podekscytowany. I po sekundzie już nie był, bo zobaczył krew.

– Tu jest rana! – Podszedł do umywalki w rogu pokoju, wrócił z mokrą lnianą ściereczką i zaczął ostrożnie przemywać ranę. – Proszę wybaczyć, jeśli zaboli, ale trzeba to oczyścić.

– Tak, wiem, ale zabolało tylko raz. Pan robi to bardzo delikatnie.

– Bo tak się składa – odparł z uśmiechem – że robiłem to już wiele razy.

– Naprawdę? Czyżby pana praca była aż tak niebezpieczna?

– W żadnym razie, po prostu nabrałem wprawy, gdy byłem chłopcem. Ja i mój brat byliśmy parą niezłych łobuziaków, więc co i rusz któryś z nas spadał z drzewa czy ze schodów. Wariowaliśmy, jak to chłopcy… – Skończył oczyszczać ranę i usiadł na krześle. – Może coś pani pamięta ze swojego dzieciństwa?

– Nie… – odparła drżącym głosem, a niebieskie oczy zalśniły od łez. – Już mówiłam, że nic nie pamiętam. Nie wiem, kim jestem, gdzie mieszkam, kto mnie tak pobił…

Najchętniej objąłby tę drżącą istotę i przytulił, ale byłoby to wyjątkowo niestosowne, więc tylko pytał dalej:

– Czy pamięta pani coś, co wydarzyło się ostatnio?

– Pamiętam, jak obudziłam się w pociągu na stacji Paddington, wysiadłam półprzytomna i zaczęłam iść przed siebie. Było strasznie dużo ludzi, gwar, hałas… Bardzo się bałam i bolała mnie głowa, i gorączkowo starałam się sobie przypomnieć, skąd tu się wzięłam. Może mam z kimś się spotkać? Ale ten ktoś na pewno mnie nie rozpozna, bo jestem dziwacznie ubrana. Wtedy dotarło do mnie, że ja sama siebie też nie rozpoznaję. W ogóle nie mam pojęcia, kim jestem! Przerażona tym odkryciem usiadłam na ławce, starając się za wszelką cenę przypomnieć sobie, kim jestem. I poczułam, że jestem okropnie głodna. Zabawne, prawda? Bo w takiej chwili! – Po twarzy Sabriny przemknął nikły uśmiech. – Kupiłam więc kilka prażonych kasztanów, które jakiś człowiek sprzedawał z wozu. Mogłam to zrobić, bo okazało się, że mam przy sobie pieniądze i je rozróżniam. Wiem, że to banknot pięciofuntowy, a to szyling, moneta. Byłam też świadoma, że przed stacją na pewno stoją dorożki, że ubrana jestem cudacznie i że najpewniej mam się z kimś spotkać. Ale nie wiedziałam z kim.

– A jak zorientowała się pani, że to stacja Paddington?

– Kiedy zobaczyłam napis. A tak w ogóle byłam półprzytomna, jak we mgle. Wszystko dookoła było mi nieznane. I stacja, i kiedy wyszłam na ulicę. Być może nigdy wcześniej tam nie byłam. Albo też zapomniałam, jak wygląda. Wtedy wróciłam na stację i jak już pan wie, w kasie biletowej powiedziano mi, że jeśli chcę kogoś odnaleźć w tym mieście, to powinnam przyjść do Agencji Detektywistycznej Morelandów…

– Mówiła pani, że ma medalion z wyrytym imieniem. Czy mógłbym go zobaczyć?

– Naturalnie.

Zdjęła z szyi medalion w kształcie serca na cienkim złotym łańcuszku i położyła na dłoni Alexa, który od razu zacisnął palce. W takiej chwili powinien też zamknąć oczy, ale Sabrinie mogłoby się wydać to dziwne. Jednak i tak nie musiał ich zamykać, ponieważ medalion podziałał na niego niesamowicie. Pewnie dlatego, że był jeszcze ciepły, bo zaledwie przed chwilą zdjęty z szyi. Szyi nadzwyczaj pociągającej, więc emanowała z niego czysta kobiecość. A także miłość, a to znak, że Sabrina dostała ten medalion od kogoś, kto bardzo ją kocha. I ona tego kogoś też.

Niestety nic takiego nie wyczuł, co mogłoby pomóc ustalić tożsamość Sabriny. Położył więc medalion na stole, uważnie mu się przyjrzał i zauważył na nim maleńką, prawie niewidoczną szczelinę. Kiedy wsunął w nią paznokieć, medalion otworzył się. Po jednej stronie wygrawerowane było imię, a po drugiej data. Zapewne data urodzenia, co oznaczałoby, że Sabrina niebawem skończy dwadzieścia jeden lat, czyli jest o cztery lata młodsza od niego.

– Bardzo bym chciała, żeby tak było naprawdę. Że wiem, jak mam na imię i ile mam lat… – Bezradnie wzruszyła ramionami.

– Wobec tego spróbujmy się czegoś dowiedzieć – odparł energicznie. – Ot, choćby to, że na moje oko ten medalion musiał sporo kosztować, poza tym pani maniery świadczą o tym, że pochodzi pani z wyższych sfer.

– A to już coś! – zawołała uradowana, a gdy Alex oddał jej medalion, włożyła go na szyję i zaczęła szperać w kieszeniach. – Może coś znajdę, co będzie pomocne.

Najpierw wyjęła zegarek kieszonkowy z dewizką, potem skórzany woreczek, w którym coś zabrzęczało, gdy kładła go na biurku, oraz dwie kartki, choć jedna z nich była naderwana i pognieciona. Następnie znalazła jakiś kartonik i ładną chusteczkę do nosa, a na koniec złotą i wysadzaną diamentami obrączkę, na widok której serce Alexa zabiło szybciej.

– Czyżby była pani mężatką? – spytał, sięgając po obrączkę.

– Przecież nie wiem… – Zadumała się na moment. – I nie miałam jej na palcu. A gdyby była moja, to wiadomo…

– Może zdjęła ją pani, bo nie pasowała do przebrania? – Kiedy trzymał klejnocik, wyczuwał w nim silną emocję, ale nie potrafił jej bliżej określić, a co najważniejsze, nie wychwycił kobiecych fluidów, więc ta obrączka nie musiała należeć Sabriny.

– Może… – bąknęła, niechętnie spoglądając na złoty krążek, co bardzo spodobało się Alexowi.

Odłożył obrączkę na bok, wziął do ręki chusteczkę, zauważył, że w rogu wyhaftowany jest monogram „B S A” i stwierdził:

– S to Sabrina, czyli pani nazwisko zaczyna się na B.

– Tak, tak… Już próbowałam przypomnieć sobie nazwisko na „B”, ale nic mi nie przyszło do głowy. A w tym woreczku są pieniądze. – Otworzyła go, by Alex mógł zajrzeć do środka.

– Sporo tego – powiedział. – Rzadko ktoś, a już na pewno nie młode damy, ma przy sobie tyle pieniędzy.

– I to wszystko razem jest podejrzane, prawda? Przebrana za mężczyznę kobieta, która podróżuje sama, z jednym tylko sakwojażem, ale ma dużo pieniędzy… Jakbym skądś uciekła.

– Tak pani sądzi? Że pani przed kimś uciekała?

– Nie wiem… Ale boję się, więc pewnie tak było, prawda?

– Tym bardziej że ten ktoś panią pobił – powiedział Alex i od razu tego pożałował, bo oczy Sabriny stały się jeszcze bardziej wylęknione. Dlatego dodał: – Może miała pani wypadek, kiedy jechała powozem.

W co absolutnie nie wierzył. Gdyby rzeczywiście tak się stało, nie byłaby tam sama, tylko wśród ludzi, a przynajmniej ze stangretem, którzy by nie dopuścili, by poturbowana kobieta po prostu gdzieś sobie poszła. No i powozem raczej nie jechałaby w takim przebraniu, mając przy sobie dużo pieniędzy. Och, same zagadki. Po pierwsze, po co to przebranie? By uciec przed kimś? Jedno pewne, to że ktoś ją pobił… i może ją ściga. Jakoś dotarła na dworzec i przyjechała do Londynu. Chwała Bogu, że jest tutaj i nie błąka się sama po mieście. Sięgnął po zmięty kawałek kartki, na której ktoś napisał:

…przyjedziesz, prawda? Na pewno miło spędzimy czas. Pobiegamy też po sklepach. Moja ciotka zgodziła się nam towarzyszyć.

I dokładnie opisał, jak ma wyglądać kapelusz, który zamierza kupić, ale na tym koniec.

– Wiadomo, że to kawałek listu – powiedziała Sabrina. – Czytałam to już wiele razy, ale do niczego nie doszłam. Podpisu nie ma, charakter pisma nieznany. A na pewno ten list jest od mojej przyjaciółki albo kuzynki. I dlaczego ten list został porwany?

Kiedy trzymał go w ręku, wyczuł w nim i Sabrinę, i jeszcze kogoś. A także wyczuł wielki gniew, zapewne tego kogoś, kto tę kartkę porwał.

Potem wziął do ręki zegarek, który niewątpliwie należał do mężczyzny. W tym zegarku wyczuł smutek, a także Sabrinę, i to wyczuł bardzo mocno, czyli miała go już od dłuższego czasu.

Nagle drgnął, bo przed oczami zamigotał mu jakiś dom. Pojawił się i zniknął.

– Proszę pana, czyżby coś pan na nim znalazł?

– Co? Nie, niestety nie. – Uśmiechnął się i odłożył zegarek, ale postanowił, że gdy będzie sam, jeszcze raz weźmie ten przedmiot do ręki i skupi się na nim. Bo już wiedział, że zegarek ma coś do przekazania.

Sabrina podała mu kartonik, na którym, jak się okazało, była fotografia przedstawiająca dwie elegancko ubrane młode i uśmiechnięte kobiety w słomkowych kapeluszach. Na odwrocie fotografii był adres i jawna zachęta:

Odwiedź nas, a będziesz mógł nam przyjrzeć się lepiej.

– Na pewno nie jest to zaproszenie do modystki – mruknął Alex.

– Naprawdę? – Sabrina była wyraźnie rozczarowana. – Szkoda, bo kapelusze są bardzo ładne. Więc o co chodzi? Bo tak czy inaczej, jest to zaproszenie.

– Coś takiego wręcza się tylko mężczyznom. Zaproszenie do…

– Do domu rozpusty?!

– Tak.

– O nie!

Sabrina niby się zawstydziła, ale jeszcze uważniej wpatrzyła się w kartonik.

– Hm… przecież one wyglądają zupełnie zwyczajnie, prawda? Nie są jakoś inaczej… no, wyzywająco ubrane.

– Ale to jeszcze nie znaczy, że zawsze tak wyglądają.

– Dostał pan kiedyś takie zaproszenie?

– Owszem, czasami ktoś mi je wtyka. Ale może wróćmy do naszej rozmowy.

– Tak, tak… – Ledwie zauważalnie rozbawiona schowała nieszczęsne zaproszenie do kieszeni, po czym wyjęła bilet. – Proszę, to jest bilet z Newbury do Londynu.

– Czyli już wiemy, skąd pani przyjechała.

– Tak, wiemy… i może tam mieszkam, prawda? Choć Newbury nie brzmi dla mnie znajomo.

– Tak czy inaczej, musimy się tym zająć – oświadczył Alex. – Newbury chyba jest na zachód od Reading. Szkoda, że Cona tutaj nie ma, bo jest bardzo dobry w geografii.

– Con?

– To mój brat – wyjaśnił i zamilkł, nad czymś się zastanawiając, a po chwili rozpromienił się. – Czyli wiadomo już, co powinniśmy. Bardzo proszę, idziemy. – Wstał i ruszył do drzwi.

– Ale dokąd? Dokąd? – pytała Sabrina, drepcząc za nim.

– Zabieram panią do domu.

ROZDZIAŁ TRZECI

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji

Spis treści:

OKŁADKA
STRONA TYTUŁOWA
PROLOG
ROZDZIAŁ PIERWSZY
ROZDZIAŁ DRUGI
ROZDZIAŁ TRZECI
ROZDZIAŁ CZWARTY
ROZDZIAŁ PIĄTY
ROZDZIAŁ SZÓSTY
ROZDZIAŁ SIÓDMY
ROZDZIAŁ ÓSMY
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY
ROZDZIAŁ DZIESIĄTY
ROZDZIAŁ JEDENASTY
ROZDZIAŁ DWUNASTY
ROZDZIAŁ TRZYNASTY
ROZDZIAŁ CZTERNASTY
ROZDZIAŁ PIĘTNASTY
ROZDZIAŁ SZESNASTY
ROZDZIAŁ SIEDEMNASTY
ROZDZIAŁ OSIEMNASTY
ROZDZIAŁ DZIEWIĘTNASTY
ROZDZIAŁ DWUDZIESTY
ROZDZIAŁ DWUDZIESTY PIERWSZY
ROZDZIAŁ DWUDZIESTY DRUGI
ROZDZIAŁ DWUDZIESTY TRZECI
ROZDZIAŁ DWUDZIESTY CZWARTY
ROZDZIAŁ DWUDZIESTY PIĄTY