Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
„Co (prze)widziała Antonina” Marty Pastewki to thriller psychologiczny.
Policjant Piotr Malczewski jest świadkiem morderstwa młodego mężczyzny. Kiedy Piotr składa wizytę rodzinie zamordowanego, poznaje 14-letnią Antoninę, dziewczynkę, która potrafi czytać w ludzkich myślach. Wyznaje mężczyźnie, że śmierć jej brata jest częścią pewnego skomplikowanego planu. Antonina nie mogła zapobiec temu co się musiało zdarzyć. Była bezradnym świadkiem tragedii rozgrywającej się w jej rodzinie. Policjant postanawia rozwiązać zagadkę morderstwa, a ona obiecuje mu w tym pomóc. Kluczem do jej odszyfrowania okazuje się powrót Malczewskiego do jego własnych wspomnień z okresu dzieciństwa i młodości.
Książka składa się z trzech części. Kiedy czytelnik zaczyna nabierać pewności, że podąża za pewną logiką wydarzeń, w kolejnej części książki napotyka niejako na zaprzeczenie tej logicznej układanki. Trudno oderwać się od lektury. Trzyma ona czytelnika aż do ostatniej strony.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 99
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Marta Pastewka „Co (prze)widziała Antonina”
Copyright © by Wydawnictwo Psychoskok Sp. z o.o. 2015 Copyright © by Marta Pastewka, 2015
Wszelkie prawa zastrzeżone. Żadna część niniejszej publikacji nie może być reprodukowana, powielana i udostępniana w jakiejkolwiek formie bez pisemnej zgody wydawcy.
Skład: Piotr Górski
Projekt okładki: Weronika Biront
Korekta: Krzysztof Bernaś
ISBN: 978-83-7900-486-7
Wydawnictwo Psychoskok sp. z o.o.
ul. Spółdzielców 3, pok. 325, 62-500 Konin
tel. (63) 242 02 02, kom. 695-943-706
wydawnictwo.psychoskok.pl e-mail:
Powoli podszedł do okna, za którym było widać bladoróżowe niebo. Spojrzał w dół. Zza rogu ulicy wychyliła się właśnie jakaś postać. Nie widział jej wyraźnie, zdążył dostrzec tylko, że była ubrana na czarno. Przed nią na ławce siedziała para wpatrzona w zachodzące słońce.
Nagle tajemnicza postać sięgnęła po broń. Policjant w tej samej chwili wyskoczył z mieszkania, tak jak stał, zbiegł, a właściwie sfrunął na dół i wypadł na ulicę. Ale było już za późno. Na chodniku leżał mężczyzna z zalaną krwią głową, a młoda dziewczyna pochylała się nad nim i krzyczała wniebogłosy. Po mordercy nie było śladu.
Starszy aspirant Piotr Malczewski przez chwilę stał bez ruchu i zastanawiał się, co zrobić.
Był wysokim i szczupłym mężczyzną. Miał płomienne rude włosy, bardzo ciemne oczy i jasną cerę. Był bardzo pewny siebie, lubił przygody i adrenalinę, ale mimo to w swoich policyjnych działaniach zawsze pozostawał sumienny, a nawet pedantyczny. Znany był ze swej stanowczości i umiejętności podejmowania szybkich decyzji; pracował w policji już od dwudziestu lat i niewiele mogło go zaskoczyć. A już na pewno nie to, co właśnie zobaczył.
Naprzeciwko kamienicy, z której właśnie wybiegł, znajdował się komisariat. Postanowił zacząć od powiadomienia kolegów o przestępstwie i udał się tam natychmiast.
W wielkiej sali było mnóstwo policjantów, a mimo to panowała tu nienaganna cisza; każdy skupiał się na swoim zadaniu. Odgłos kroków starszego aspiranta, głucho odbijających się od chodnika, słychać było już z daleka. Kiedy pojawił się w drzwiach, wszyscy zerwali się z krzeseł tak szybko, że trudno było uwierzyć, że jeszcze przed chwilą siedzieli. Zdyszany Piotr Malczewski zdołał wykrztusić tylko, że na chodniku leży martwy mężczyzna. To wystarczyło: ekipa zabezpieczająca ciała zabrała narzędzia i bez słowa poszła za swoim kolegą. Kilku innych ruszyło za nimi, a reszta, nic nie mówiąc, powróciła do swoich zajęć. Piotr zauważył przy tym, że wszyscy zachowują się jakoś inaczej, bardzo nienaturalnie. Jak maszyny, którymi ktoś steruje.
Policjanci zajęli się rozkładaniem barierek wokół zamordowanego oraz uspokajaniem zapłakanej młodej kobiety; jeszcze kilka minut temu podziwiała kolorowe niebo razem z martwym teraz mężczyzną. Nagle pojawiło się na ulicy mnóstwo przechodniów, ale omijali szerokim łukiem miejsce zbrodni. Po słońcu nie było już śladu, zaszło zupełnie, jakby nie chciało patrzeć na skutki ludzkiej podłości.
Od razu też, a jakże, zjawił się jakiś reporter z kamerzystą. Podszedł do Malczewskiego i, wyraźnie podekscytowany faktem, że w tym nudnym mieście doszło do tak spektakularnego morderstwa, zagadnął:
- Przepraszam, czy może pan skomentować to, co się wydarzyło?
Podsunął aspirantowi mikrofon pod sam nos i czekał.
- Tutaj? - Policjant nie bardzo wiedział, co powiedzieć. W końcu wygłosił na jednym oddechu: - Zastrzelono młodego mężczyznę, widziałem całe zajście z okna mojego mieszkania.
- Czy wiadomo, kim był zabójca? - dociekał reporter. Co jakiś czas zerkał w kamerę, nie kryjąc radości i nadziei na dobry materiał.
- Prawdę mówiąc, niewiele można powiedzieć - odparł Malczewski, usiłując sobie przypomnieć mordercę. - Był ubrany w czarny zimowy płaszcz. Nie zdążyłem zauważyć niczego więcej.
- Rozumiem. A czy wiadomo, kim była ofiara?
- Nie zostało to jeszcze ustalone. - Policjant zaczął się niecierpliwić. - Jak pan podejdzie bliżej, to dowie się więcej od moich kolegów, którzy zabezpieczyli już ciało ofiary i poszukują śladów.
Reporterowi nie trzeba było dwa razy powtarzać, bez podziękowania pobiegł do grupy policjantów, właśnie głośno komentujących między sobą zdarzenie. Aspirant Malczewski także podszedł bliżej ofiary. Wnet obok niego pojawili się kolejni dziennikarze żądni sensacji, rósł również tłum gapiów, wymieniających między sobą informacje i rozprawiających o tym, że dotąd nic takiego się w ich mieście nie zdarzało.
Malczewski spojrzał w niebo, na którym teraz widniał jasny sierp księżyca, i poczuł nagle, jak bardzo jest zmęczony.
Minęło już sporo czasu od momentu, gdy wrócił ze służby z nadzieją na odpoczynek. Gdyby to był zwykły dzień, kolejny nudny, jakich wiele w tym mieście, na pewno wracając, podśpiewywałby sobie piosenkę o życiu policjanta i o tym, że wcale nie jest takie złe. Ale to nie był zwykły dzień. Tego dnia zdarzyło się coś, czego mieszkańcy miasta nigdy wcześniej nie widzieli, a w dodatku wymagało to jego zaangażowania.
Wciąż nie dawało mu spokoju to, jak zachowywali się jego koledzy. Taka zgodność i współpraca? Zwykle brakowało chętnych do wyjścia na miasto i trzeba było przydzielać zadania według harmonogramu. Ale nie miał siły o tym teraz myśleć. Postanowił wrócić do domu i położyć się spać, teraz nic więcej nie mógł już zrobić. A nie było wiadomo, co czeka go następnego dnia...
Obudził się niespodziewanie o trzeciej dwadzieścia pięć. Był pewien, że coś zakłóciło mu sen, zawsze bowiem spał spokojnie i bez przerw, a rankiem wstawał wypoczęty i rześki. Poczuł, że powinien wstać z łóżka i podejść do okna, z którego wczoraj widział scenę zabójstwa. Wpatrując się w opustoszałą ulicę, próbował sobie przypomnieć, co go zaniepokoiło w ciemnej postaci. Wysokie buty, zimowy płaszcz... Tylko tyle? Nie, było coś jeszcze. Teraz już wiedział co.
Wrócił bardzo zmęczony, ponieważ pracował również za swojego kolegę, który nie mógł przyjść tego dnia do pracy. To za niego musiał odbębnić tę żmudną papierkową robotę, a nie radził sobie z tym najlepiej. Przez to zaczął się nawet zastanawiać, czy wciąż chce pracować w policji. Myśląc o minionym dniu, popatrzył przez okno na stary i wymagający remontu budynek policyjny po drugiej stronie ulicy. Coś wtedy przykuło jego uwagę, jakiś poruszający się kształt. Tak, wiedział, co to było: mały czarny kot. Wydawało mu się, że zwierzę też mu się przygląda, i przeraził się trochę jego strasznych świecących oczu. Kot podszedł do pary siedzącej na ławce i zatrzymał się przy niej, bacznie się przy tym rozglądając, a potem pobiegł za róg budynku i tam wskoczył do torby trzymanej przez jakiegoś mężczyznę. Nie była to torba przeznaczona dla kotów, to pewne. Pamiętał jeszcze, że była duża, pękata, pełna czegoś. No właśnie, czego? Aspirant nie mógł sobie tego przypomnieć.
I to właśnie ten mężczyzna chwilę później wyciągnął pistolet.A on zbiegł w pośpiechu po schodach, by uratować parę z ławki. Nie dość jednak szybko. Zanim to zrobił, przyglądał się chwilę, jak nieznajomy wyciąga broń. Widział ją dokładnie i nie tylko ją - z lufy pistoletu kapała na płyty chodnikowe jakaś ciecz.
Świeża krew, stwierdził, dziwiąc się, że wyrzucił z pamięci tak ważny szczegół. Kilka kropel musiało spaść i zostawić ślad
na chodniku! Miał nadzieję, że uda mu się odnaleźć te ślady, mimo że minęło już sporo czasu.
Rozsunął szerzej niebieskie zasłony i spojrzał w dół. Nie, nie sądził, że z tej wysokości zobaczy małą plamkę krwi na chodniku, po prostu patrzył. A kiedy się wychylił, dostrzegł tego samego, całkiem czarnego, kota. Wałęsał się blisko miejsca, w którym wczoraj leżały zwłoki mężczyzny z zakrwawioną głową. Sam.
Dlaczego nie było z nim jego pana? Może kot sprawdzał miejsce przestępstwa, a nie spacerował, kocim zwyczajem?
Tego na razie nie wiadomo. To przecież dopiero początek...
Wydawnictwo Psychoskok