Biali i Czarni – inni czy podobni? - Jerzy Gilarowski - ebook

Biali i Czarni – inni czy podobni? ebook

Jerzy Gilarowski

0,0

Opis

Afryka często zdumiewa, czasami przeraża, ale zawsze fascynuje

Afryka ma różne oblicza, jest pełna kontrastów i sprzeczności. Jerzy Gilarowski, polski geograf i wykładowca, nauczający również na Czarnym Lądzie, zabiera nas w podróż po tym zaskakującym kontynencie.

Autor za cel stawia przybliżenie Czytelnikowi kultury suahili, tworzonej głównie przez mieszkańców wybrzeża Afryki Wschodniej i sąsiednich wysp. Dowiemy się, co grozi albinosom, jakie wierzenia oraz przesądy wciąż są żywe i jakie znaczenie ma nauka sztuki uwodzenia. Wybierzemy się do hałaśliwych miast, łączących lokalną tradycję z europejską nowoczesnością. Spróbujemy miejscowych potraw, obejrzymy wyroby rękodzielnicze, wspólnie potańczymy i pomuzykujemy. Autor nie ucieknie też od tematów trudnych, aby pozwolić Czytelnikowi w pełni zrozumieć, z jakimi problemami borykają się dziś Afrykanie.

Biali i Czarni – inni czy podobni?” to zbiór błyskotliwych, osobistych impresji na temat miejsc i ludzi, którzy tworzą dzisiejszą Afrykę – barwną, różnorodną i niezmiennie fascynującą.

Szamani zajmują szczególną rolę w tych wierzeniach. Chodzi się do nich nie tylko po to, aby wyleczyć chorobę, ale też, by poznać swoją przyszłość, znaleźć przestępcę bądź złodzieja, dostać amulet, który będzie chronił i przynosił szczęście, albo też poprosić, a może lepiej – kupić – powodzenie dla siebie i wskazanej osoby. Nierzadko też prosi się o rzucenie uroku na rywala lub znienawidzoną osobę. Czarna magia jest praktykowana w celach osobistych, politycznych czy też finansowych, w dobrych i złych intencjach i z różnym natężeniem.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 161

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Moim Najbliższym

Wstęp

Spędziłem w Afryce sporą część mojego życia. Wiele widziałem i wiele słyszałem, nie mówiąc o tym, że i… wiele przeczytałem. Najdłużej mieszkałem w Tanzanii (zresztą w dalszym ciągu mieszkam i pewnie zostanę tu do końca życia), stąd lwia część tej książki będzie traktowała o tym kraju. Tak, znam Tanzanię chyba nie gorzej niż własną ojczyznę. W końcu moi afrykańscy przyjaciele mówią o mnie, że jestem Polakiem z plemienia Hehe1.

Zarówno w tej książce, jak i w mojej poprzedniej (Afryka dzisiaj. Piękna, biedna, różnorodna) szczególną rolę odgrywają ludzie. Napiszę o tych dobrych i o tych złych, o tych z miasta i o tych ze wsi, o uczciwych i skorumpowanych, o kobietach i mężczyznach, o nauczycielach, politykach, biznesmenach, urzędnikach i o wielu innych, których to charaktery, postawy i systemy wartości będę starał się ukazać.

Biali i czarni – inni czy podobni? nie jest książką naukową ani popularnonaukową. Nie jest też książką typowo podróżniczą. Jest to zbiór opowiadań o Afryce Wschodniej, w których przedstawiam różne aspekty kultury suahili, głównie te niematerialne, interpretowane na mój sposób. Jednak miejscami nie mogłem uniknąć pewnego naukowego podejścia. W końcu jestem nauczycielem akademickim.

Tytuły poszczególnych rozdziałów zaczynają się od kolejnych liter alfabetu. Przyjąłem taką samą konwencję jak w Afryce dzisiaj…, gdyż uważam, że takie opisywanie poszczególnych aspektów rzeczywistości lepiej oddaje mój subiektywny obraz miejsca, w którym mieszkam i które pokochałem. Kolejność zawartej tematyki jest w związku z tym w pewnym sensie przypadkowa. Pierwszy rozdział będzie więc o Albinosach, a ostatni o Złodziejach. Oczywiście zamiast o Albinosach mogłem napisać o Adwentystach, Agresji bądź Alkoholu, a zamiast o Złodziejach – o Ziemi uprawnej czy o Znaleziskach archeologicznych. Wybrałem jednak tematykę, w moim mniemaniu, najciekawszą, która najtrafniej oddaje charakter tego miejsca. Wszystkie rozdziały składają się na pewny obraz Afryki Wschodniej, a właściwie tej jej części, jaką ja widzę i przeżywam. Na pewno nie udało mi się uniknąć uproszczeń, ale z całą odpowiedzialnością pragnę zaznaczyć, że mój stosunek do Afryki i jej mieszkańców jest niezwykle przyjazny. Opisywane w książce sytuacje są oparte na osobistych doświadczeniach i na pewno nie mają na celu kształtowania negatywnego wizerunku tej części świata czy umacniania istniejących krzywdzących uprzedzeń.

Jest to książka o kulturze suahili, którą stworzyli (i dalej tworzą) mieszkańcy wybrzeża Afryki Wschodniej – a więc Tanzanii, Kenii, północnego Mozambiku oraz sąsiednich wysp – Zanzibaru, Pemby, Mafii i Komorów. Samo słowo suahili (w oryginale swahili) wywodzi się z arabskiego sahil (w liczbie mnogiej – sawahil) i oznacza dosłownie „wybrzeże”. Tak nazywali położone nad Oceanem Spokojnym rejony Afryki Wschodniej odwiedzający je od VII wieku n.e. arabscy kupcy. Później znaczenie tego słowa objęło również język, mówiących nim ludzi i ich kulturę2. Powstała ona na pograniczu świata arabskiego i Czarnej Afryki poprzez integrację imigrantów z Półwyspu Arabskiego i plemion Bantu, a także częściowe wymieszanie się ich krwi (odsetek Mulatów jest tutaj znacznie wyższy niż wewnątrz kontynentu). Mieszankę tę później uzupełnili, i w pewnym sensie wzbogacili, imigranci z południowej Azji, głównie z Persji i Indii. Na końcu przyjechali Europejczycy. Każda z tych grup „przywiozła” swoją własną kulturę, która w zetknięciu z innymi absorbowała od nich nowe cechy, a w zamian użyczała im swoich. W rezultacie powstało coś niezwykłego, niepowtarzalnego, ale i też jednolitego w swej rozmaitości. Suahili nie stanowią narodu; jednoczy ich jednak wspólna kultura, na którą składają się między innymi: historia, język, tradycje, obyczaje, obrzędy, wzory zachowań, sztuka, muzyka czy też nawet kuchnia.

Napisałem wcześniej, że kultura suahili dotyczy głównie wybrzeża. Tak, to prawda, ale w Bukavu, Gomie3 i przygranicznych terenach północnego Malawi też mówi się w suahili. I prawdą też jest, że nikt nigdy nie wyznaczył tak naprawdę granicy, do jakiej sięga ta kultura. Czy to jest sto, dwieście czy tysiąc kilometrów od linii brzegowej Oceanu Indyjskiego? A może jeszcze więcej? Miałem więc pewien dylemat odnośnie do wyodrębnienia obszaru, o którym będę pisał. Oczywiście, że w pewnym sensie „natężenie” tej kultury jest największe na wybrzeżu, ale w Bukavu i Gomie też stoją meczety i tamtejszy islam również pozostaje w zgodzie z wiarą w lokalne bóstwa. Musiałem pójść na kompromis z samym sobą i postanowiłem, że będę pisał głównie o wybrzeżu, choć od czasu do czasu wspomnę o innych częściach wschodniej Afryki.

Istotnym elementem kultury suahili jest język suahili (kisuahili), będący mieszanką języków Bantu ze znacznymi dodatkami języka arabskiego4. Wiele słów i wyrażeń pochodzi też z hindi, portugalskiego, niemieckiego i angielskiego. Jest to lingua franca dla mieszkańców Afryki Wschodniej – Tanzanii, Kenii i Ugandy. Mieszkańcy tych krajów generalnie mówią dwoma językami – swoim językiem plemiennym oraz właśnie w suahili. Bardziej wykształceni znają jeszcze angielski – język swojej dawnej metropolii. W suahili mówi się także we wschodniej części Demokratycznej Republiki Konga i północnych skrawkach Malawi, jednakże na tych obszarach istotne dla kultury suahili elementy są mniej widoczne lub nie występują. Nawet centralne i zachodnie obszary Tanzanii i Kenii są inne niż na wschodzie. Kultura ta jest więc głównie kulturą wybrzeża. Zaczęła ona powstawać, kiedy migrujące z pogranicza Kamerunu i Nigerii ludy Bantu osiedlały się na wybrzeżu i wyspach Afryki Wschodniej, a następnie, począwszy od X wieku, założyły państwa–miasta. Najbardziej znane z nich to: Kilwa, Songo Mnara, Kizimkazi Mkunguni i Qanbalu w Tanzanii oraz Mombasa, Malindi, Lamu i Gedi w Kenii. Miasta te (i wiele innych) tworzyły od średniowiecza, praktycznie po czasy portugalskiej ekspansji, coś w rodzaju nieformalnej organizacji gospodarczej. Każde z nich istniało i funkcjonowało jednak niezależnie, opierając się na handlu z Arabami, Persami, Hindusami, a później nawet z Chińczykami i ludami Azji Południowo-Wschodniej.

W miastach panował islam, wprowadzony tutaj przez imigrantów z Arabii. Kultura suahili jest głównie, ale nie tylko, kulturą islamu, choć jakże innego niż w krajach Półwyspu Arabskiego. Tutejszy, zwany czasem „czarnym islamem”, jest w pewnym sensie religią synkretyczną, zawierającą elementy rodzimych religii afrykańskich, gdzie wiara w Allacha połączona jest z wiarą w lokalne bóstwa. Stanowi kompromis między czystym – można powiedzieć – średniowiecznym islamem a tradycjami kulturowymi lokalnych plemion. Istnieje tutaj też i chrześcijaństwo (w różnych jego odmianach) wprowadzone przez Portugalczyków, a później Niemców i Brytyjczyków. Jednakże na wybrzeżu Kenii i Tanzanii odsetek muzułmanów jest znacznie wyższy niż chrześcijan. W dużych miastach nierzadko można natknąć się na świątynię hinduską, a na głębokiej wsi na miejsce kultu przodków. Za tym zróżnicowaniem religijnym idzie zróżnicowanie obyczajów, obrzędów, zachowań, wartości i stylów życia. Ale jest to klasyczny przypadek jedności w różnorodności. Tutaj ludzie przyzwyczaili się do tego, że oprócz nich samych są i inni, ale ci inni, podobnie jak oni sami, żyli tutaj od setek lat, tylko przyjęli inną wiarę (zresztą w większości przypadków – tak niedawno temu). Jest to obszar religijnej tolerancji. To świat, gdzie katolicy, protestanci, anglikanie, muzułmanie, hindusi i wyznawcy religii lokalnych żyją w symbiozie. W Kenii, Tanzanii, Mozambiku powszechne są mieszane, chrześcijańsko-muzułmańskie małżeństwa. On idzie do meczetu, ona do kościoła, albo odwrotnie, a ich dzieci same później podejmują decyzję, do której z tych instytucji skierować swoje kroki. Oczywiście zdarzają się wyjątki, przypadki religijnej ksenofobii – na przykład oblanie kwasem europejskich turystek na Zanzibarze, ale o wyjątkach nie będę pisał – są one zawsze i wszędzie.

Morogoro (Tanzania). Miejsce oddawania kultu lokalnym bóstwom.

1 Hehe (Wahehe) są grupą etniczną zamieszkującą region Iringi, w którym obecnie mieszkam i pracuję.
2 W literaturze można znaleźć wiele różnych definicji kultury. W tej książce kulturę będziemy rozumieli jako ogół wytworów pewnego społeczeństwa. Wytwory te są materialne, jak na przykład miasta z ich charakterem zabudowy i architekturą, i niematerialne, na przykład tradycje i obyczaje.
3 Miasta w Demokratycznej Republice Konga.
4 W języku polskim pisownia wyrazu swahili (w swojej oryginalnej graficznej postaci) zmieniona została na suahili. Taka forma w polskiej pisowni występuje najczęściej. Podobnie jak Rwandę zastąpiono Ruandą, a Ouagadougou – Wagadugu. Zmieniona została nie tylko graficzna postać, ale i wymowa powyższych słów. Pisownia polska tych wyrazów, zachowująca ich brzmienie z języka oryginału, wyglądałaby następująco: Słahili, Rłanda, Łagadugu. Przyznam, że nie wyglądałoby to najlepiej. Suahili jest zapisywany alfabetem łacińskim. Dla Polaków wymowa nie sprawia żadnej trudności. Większość głosek wymawia się tak jak w języku polskim.

Albinosi – ludzie przeklęci

Średnio co dziesięciotysięczny człowiek na świecie choruje na albinizm, zwany też bielactwem. Choroba ta występuje na wszystkich kontynentach, ale szczególne częsta jest w Afryce Subsaharyjskiej, a w jej obrębie – głównie w Afryce Wschodniej. W niektórych częściach Tanzanii zdarza się, że nawet co tysięczne dziecko rodzi się albinosem (średnia dla świata to jedno na ٢٠ ٠٠٠ nowo narodzonych dzieci). Bielactwo jest, w pewnym sensie, chorobą rodzinną. Co drugi albinos w Tanzanii twierdzi, że w jego bliższej i dalszej rodzinie jest jeszcze co najmniej jedna osoba z albinizmem. To choroba genetyczna. Nawet jeśli rodzice nie są albinosami, a mają gen bielactwa z poprzednich pokoleń, to ich dziecko może urodzić się albinosem. W Afryce Wschodniej nie jest rzadkością zawieranie małżeństw przez kuzynów (więcej na ten temat w rozdziale „Rodzina”). I to jest głównym powodem pozostawania tej choroby w obrębie rodzinnych klanów.

W związku z tym, że albinosi mają bardzo jasną skórę, białe włosy, rzęsy i brwi, są szczególnie „inni” właśnie na południe od Sahary, gdzie przeważająca część społeczeństwa jest czarnoskóra. Budzą strach, nienawiść, czasem pogardę i kpinę. Nie u wszystkich, u niewielu, ale właśnie z powodu tych niewielu albinosi łatwego życia nie mają.

Z albinosami wiąże się wiele przesądów. Na przykład w wielu afrykańskich wierzeniach uważa się, że w ich ciała wcieliły się duchy zmarłych niegdyś przodków albo duchy europejskich kolonizatorów, albo że choroba ta jest karą za grzechy rodziców, albo że można się nią zarazić przez dotyk bądź samo przebywanie w pobliżu albinosa. Niektórzy wierzą, że widok dziecka z albinizmem stanowi zły znak (podobnie jak u nas widok czarnego kota przebiegającego drogę). Wszystko to sprawia, że albinosi są najbardziej prześladowaną grupą społeczną, ale jak wspomniałem, nie przez wszystkich, przez niewielu, bardzo niewielu, ale to wystarcza, by ich życie zamieniało się w koszmar.

W Afryce istnieje również przesąd, że ciała albinosów, a właściwie ich poszczególne części, mają szczególną moc. I właśnie dlatego ludzie ci stają się nierzadko ofiarami morderstw i okaleczeń. Zwykle widok człowieka z brakującymi częściami rąk, nóg czy też uszu każe myśleć, że uległ on nieszczęśliwemu wypadkowi. Jeśli jednak tym człowiekiem jest albinos – czy to w Kenii, Ugandzie, Malawi, czy na przykład w Tanzanii – wszyscy doskonale wiedzą, jaka jest prawdopodobna przyczyna jego kalectwa: bestialska napaść i odcięcie kończyn.

Okaleczanie albinosów, a niekiedy również ich zabijanie, wiąże się więc z zapotrzebowaniem na części ich ciała. Odcięte służą, po odpowiednim ich spreparowaniu, jako amulety, które mają ochraniać ich posiadaczy przed wszelkimi niepowodzeniami, a nawet przynosić im szczęście. Aż trudno uwierzyć, że tak dużo ludzi wierzy w ich magiczną moc. Niektórzy są gotowi wydać fortunę, aby mieć taką „ochronę”. To okropne, ale niestety, takie rzeczy dzieją się naprawdę – popyt napędza podaż. Kilka lat temu wysoki rangą oficer policji w Dar es Salaam stwierdził, że cena za „kompletny zestaw” części ciała albinosa, to znaczy – obie nogi i ręce, genitalia, uszy, język i nos, wynosi 75 000 dolarów amerykańskich. Najbardziej narażone na ataki są dzieci. Bezbronne stanowią łatwy cel dla zwyrodniałych przestępców. Ataki są szczególnie brutalne. Bandyci używają najczęściej maczet, czasem zwykłych noży, i zaślepieni żądzą zysku zdają się nie słyszeć przerażającego jęczenia swoich ofiar. Ale nie tylko żywi albinosi są w „cenie”. Zdarza się, że przestępcy posuwają się do zbezczeszczenia grobów niedawno zmarłych osób dotkniętych bielactwem.

W miastach albinosi mogą czuć się w miarę bezpieczni – za dużo świadków dookoła, a i wiara w zabobony jest znacznie mniejsza. Co innego na wsi, a zwłaszcza na północy Tanzanii, w regionach Mwanza i Shinyanga, gdzie miejscowi znachorzy „wypromowali” wiarę w magiczną moc kończyn ciał albinosów. Tam się wszystko zaczęło, po czym zło rozlało się na całą wschodnią Afrykę. W północnej Tanzanii dla albinosów jest szczególnie niebezpiecznie. To dlatego zwykle poruszają się oni w towarzystwie, starają się nie wychodzić z domu po zachodzie słońca z obawy przed atakiem, są bardzo czujni. Z drugiej strony właśnie po zmierzchu nie ma zagrożenia ze strony palącego afrykańskiego słońca. Rak skóry zbiera śmiertelne żniwo. Z jego powodu średnia życia albinosów jest o kilkanaście lat niższa niż nie-albinosów. W dzień słońce, po zmierzchu źli ludzie. Albinosi są grupą przeklętą.

Na szczęście wymiar sprawiedliwości zaczyna wyznaczać coraz surowsze kary za ataki na albinosów. W 2015 roku sąd w Tanzanii skazał na karę śmierci czterech mężczyzn, którzy porwali, zabili i rozczłonkowali siedemnastoletniego albinosa. Głośnym echem odbił się też w Tanzanii proces sześciu mężczyzn, którzy zaatakowali dwunastoletniego chłopca z albinizmem, odcięli mu lewą dłoń i, spłoszeni, uciekli. Szybko jednak zostali złapani, kiedy szukali potencjalnego kupca. Za planowanie i próbę zabójstwa sąd wymierzył im karę po 20 lat więzienia. Okolicznością łagodzącą był fakt, że nigdy wcześniej nie byli karani. W mediach społecznościowych zawrzało. Dlaczego wymierzono im tak niską karę za próbę zabójstwa? Pewna kobieta napisała na Facebooku, że to „zbyt niska kara w kraju, w którym wymierza się karę 30 lat więzienia za zapłodnienie dziewczynki w wieku szkolnym. Prawo musi zostać zmienione”. Zdecydowane kroki wymiaru sprawiedliwości budzą ogromne poparcie wśród Tanzańczyków, ale ze smutkiem muszę stwierdzić, że do sądów trafiają zwykle wykonawcy zbrodni, ale nie ich zleceniodawcy – bogaci kupcy.

Aby zmniejszyć liczbę ataków na dzieci z albinizmem, rząd Tanzanii ustanowił tak zwane Temporary Holding Centres (w luźnym tłumaczeniu – Czasowe Ośrodki Pobytu), które w założeniu miały stać się bezpiecznymi domami. Obecnie w Tanzanii funkcjonują 32 takie ośrodki, z których największy gości około 300 podopiecznych. Do instytucji tych dzieci oddają sami rodzice, wierząc, że całodobowa opieka uchroni je przed napaścią.

Niestety dobre chęci tanzańskich polityków nie przekładają się na szczęście wychowanków powstałych ośrodków. Różne organizacje międzynarodowe w swoich raportach stwierdziły, że pomimo dobrych intencji rządzących centra te nie służą w praktyce dobru dzieci, gdyż przypominają raczej izby zatrzymań dla młodocianych przestępców (detention centres). Ośrodki są przeludnione, dysponują niedostateczną infrastrukturą, oferują niski poziom edukacji szkolnej i bardziej niż skromne wyżywienie, a przede wszystkim dzieci padają ofiarą fizycznych, psychicznych i seksualnych nękań.

Ale wracając do kwestii okaleczania czy też zabijania albinosów, trzeba przyznać, że nie wszędzie poziom tego zjawiska jest taki sam. W Tanzanii, jak już wspomniałem, albinosi najbardziej są narażeni na niebezpieczeństwo na północy kraju, gdzie wiara w magiczną moc, jaką dają części ich ciała, jest szczególnie powszechna, natomiast w skali regionalnej to makabryczne zjawisko wezbrało na sile w Malawi. Składa się na to wiele czynników – na przykład stopień wiary społeczeństwa w przesądy, sprawność działania policji, polityka państwa czy zamożność obywateli. Według organizacji Under The Same Sun (Pod Tym Samym Słońcem) rosnąca ostatnio liczba ataków na albinosów w Malawi wiąże się z zapotrzebowaniem na części ich ciała w sąsiednich krajach. W bogatej w surowce naturalne Tanzanii dużo jest zamożnych ludzi, którzy gotowi są zapłacić każde pieniądze za ten „chodliwy towar”. Malawijskie Stowarzyszenie Osób z Albinizmem udokumentowało 65 ataków na albinosów w okresie grudzień 2014 – kwiecień 2016, z czego 13 stanowiły morderstwa. W tym samym czasie z kolei liczba ataków na albinosów w Tanzanii znacznie zmalała, a jeszcze w 2007 roku udokumentowano w tym kraju 70 morderstw popełnionych na albinosach i ponad 150 przypadków obcięcia kończyn ich ciał. Fakty te każą twierdzić, że na tanzańsko-malawijskiej granicy odbywa się mroczny handel częściami ludzkich ciał. Wskazują też na to ustalenia policji, która odkryła kilka przypadków, w których przestępcy wyznali, iż dostali zlecenia od bogatych ludzi z Tanzanii na konkretne części ciała albinosa. W Malawi opieka państwa nad albinosami, czy też ich ochrona, wygląda dużo gorzej, stąd przestępstwo łatwiej jest popełnić właśnie tam. W pewnej gazecie przeczytałem, że ta grupa ludzi jest w Malawi wręcz narażona na wyginięcie. I tak się może stać, jeśli państwo to nie podejmie stosownych działań.

Biurokracja

Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej

Czarna magia, przesądy i zabobony

Dostępne w wersji pełnej

Dzień dobry

Dostępne w wersji pełnej

Edukacja

Dostępne w wersji pełnej

Fasola, kukurydza i ryż

Dostępne w wersji pełnej

Gwałt – czyli „femicide”

Dostępne w wersji pełnej

Hałas

Dostępne w wersji pełnej

Inwestycja

Dostępne w wersji pełnej

Jałmużna

Dostępne w wersji pełnej

Korupcja

Dostępne w wersji pełnej

Lokalny transport

Dostępne w wersji pełnej

Maria

Dostępne w wersji pełnej

Ngariba – o barbarzyńskim zabiegu obrzezania

Dostępne w wersji pełnej

Ożenek

Dostępne w wersji pełnej

Pochówek

Dostępne w wersji pełnej

Rodzina

Dostępne w wersji pełnej

Sztuka suahili

Dostępne w wersji pełnej

Taniec afrykański

Dostępne w wersji pełnej

Unyago – sztuka uwodzenia i seksu

Dostępne w wersji pełnej

Wirus

Dostępne w wersji pełnej

Złodzieje i oszuści

Dostępne w wersji pełnej

Biali i Czarni – inni czy podobni?

ISBN: 978-83-8313-418-5

© Jerzy Gilarowski 2023

Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie, reprodukcja lub odczyt jakiegokolwiek fragmentu tej książki w środkach masowego przekazu wymaga pisemnej zgody Wydawnictwa Novae Res.

REDAKCJA: Agata Dobosz

KOREKTA: Agnieszka Łoza

OKŁADKA: Paulina Radomska-Skierkowska

Wydawnictwo Novae Res należy do grupy wydawniczej Zaczytani.

Zaczytani sp. z o.o. sp. k.

ul. Świętojańska 9/4, 81-368 Gdynia

tel.: 58 716 78 59, e-mail: [email protected]

http://novaeres.pl

Publikacja dostępna jest na stronie zaczytani.pl.

Na zlecenie Woblink

woblink.com

plik przygotowała Katarzyna Błaszczyk