Banita - Wojciech Zieliński - ebook

Banita ebook

Wojciech Zieliński

4,0
36,90 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Aby ochronić Ziemię, ludzie potrafią się zjednoczyć. Ale na jak długo?

Zagrożenie ze strony obcej cywilizacji zmusza przywódców światowych mocarstw do współpracy, jednakże natura ludzka okazuje się taką samą niewiadomą, jak plany istot ze Świata Centralnego. Wzajemne animozje okazują się wielkim wyzwaniem, a czas działa na niekorzyść mieszkańców Ziemi. Co by się stało, gdyby wykorzystując najniższe instynkty, ktoś zaczął manipulować ludźmi?

Znani z „Kontrolera” bohaterowie znów muszą stawić czoła niebezpieczeństwu. Tym razem jednak ma ono inną twarz - pełną złych emocji i nienawiści twarz drugiego człowieka…

 

Cykl KULA ŚWIATÓW
1. Kontroler
2. Banita

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 404

Oceny
4,0 (35 ocen)
12
13
8
2
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
black_night

Dobrze spędzony czas

autor mógłby darować sobie wkręty do aktualnej sytuacji politycznej pisząc książkę o czas odległych o 8 lat.
00
Ewelina_R
(edytowany)

Dobrze spędzony czas




WOJCIECH ZIELIŃSKI

Banita

 

 

© 2021 Wojciech Zieliński

© 2021 WARBOOK Sp. z o.o.

 

 

Redaktor serii: Sławomir Brudny

 

Redakcja i korekta: Zespół redakcyjny

 

eBook: Dominik Trzebiński Du Châteaux, [email protected]

 

Projekt okładki: Corinna Wróbel // INTERMARUM

 

ISBN 978-83-66955-01-1

 

Wydawca: Warbook Sp. z o.o.

ul. Bładnicka 65

43-450 Ustroń, www.warbook.pl

Prolog

Poniedziałek, 25.04.1955, godz. 14:25 GMT (14:25 czasu lokalnego), Ko­pen­ha­ga, Ho­lan­dia

Dro­gi N.B.

W mo­men­cie gdy czy­tasz ten list, z pew­no­ścią wiesz już, że za­wa­rłem w nim ostat­nie sło­wa do Cie­bie. Po­mi­mo ró­żnic, ja­kie nas na­uko­wo dzie­li­ły, wa­żnym dla mnie jest, abyś pa­mi­ętał, że za­wsze ce­ni­łem Cię za­rów­no jako na­ukow­ca, jak i przy­ja­cie­la. Co oczy­wi­ście nie świad­czy o tym, że for­so­wa­na przez Cie­bie teo­ria me­cha­ni­ki kwan­to­wej jest pra­wi­dło­wa. To jed­nak, któ­ry z nas miał ra­cję, oraz czy w isto­cie Bóg gra w ko­ści, roz­sądzą po­ko­le­nia, któ­re na­dej­dą po nas, a kto wie, czy na­wet nie pó­źniej­sze.

Tę ko­re­spon­den­cję chcia­łem po­świ­ęcić in­ne­mu za­gad­nie­niu, zwi­ąza­ne­mu ze spra­wą, co do któ­rej by­li­śmy w pe­łni zgod­ni. Ko­ali­cja Na­uko­wa, któ­rą uda­ło nam się stwo­rzyć wraz z po­zo­sta­ły­mi jej świa­tły­mi człon­ka­mi jest, jak i z pew­no­ścią będzie, czy­mś nie­zwy­kłym i pio­nier­skim, a jej dzia­ła­nia po­zwo­lą uchro­nić ludz­ko­ść przed za­gła­dą, jaką zgo­to­wał nam śle­py los.

Nasz ga­tu­nek nie jest jed­nak za­gro­żo­ny wy­łącz­nie przez isto­ty, któ­rych przed­sta­wi­cie­la spo­tka­li­śmy w 1927 roku. Nasz wła­sny ape­tyt na wie­dzę, chęć od­kry­cia nie­zna­ne­go, opi­sa­nia nie­zde­fi­nio­wa­ne­go w nie­od­po­wie­dzial­nych rękach może oszczędzić wy­si­łku ra­som ob­cym. Brak ogląda­nia się na kon­se­kwen­cje, za­rów­no te zba­da­ne, jak i te je­dy­nie prze­wi­dy­wa­ne, ro­dzi ry­zy­ko do­pro­wa­dze­nia do za­gła­dy za­rów­no na­sze­go, jak i po­ten­cjal­nie in­nych świa­tów.

Wnio­ski te wy­ci­ągam nie tyl­ko na pod­sta­wie prze­my­śleń, ale włas­nego do­świad­cze­nia, błędu, któ­ry już kosz­to­wał ży­cie nie­win­nych, bez­i­mien­nych ofiar, a może kosz­to­wać znacz­nie wi­ęcej.

W 1943 roku, pod­czas pra­cy dla Dzia­łu Ba­dań i Wdro­żeń Biu­ra Uzbro­je­nia Ma­ry­nar­ki Wo­jen­nej Sta­nów Zjed­no­czo­nych, uczest­ni­czy­łem w pro­jek­cie o kryp­to­ni­mie „Ra­in­bow”. Opar­te na zde­fi­nio­wa­nej przez mnie wcze­śniej jed­no­li­tej teo­rii pola do­świad­cze­nie mia­ło do­wie­ść ist­nie­nia i po­zwo­lić na zba­da­nie wła­ści­wo­ści jed­no­bie­gu­no­we­go pola ma­gne­tycz­ne­go. Teo­re­tycz­ne roz­wa­ża­nia w tej dzie­dzi­nie były bar­dzo obie­cu­jące, a ich prak­tycz­ne za­sto­so­wa­nia w cza­sach woj­ny bu­dzi­ły na­dzie­ję na ura­to­wa­nie wie­lu ist­nień ludz­kich. Wraz z J.N. oraz N.T. by­li­śmy za­fa­scy­no­wa­ni mo­żli­wo­ścią ochro­ny okrętów przed tor­pe­da­mi oraz mi­na­mi elek­tro­ma­gne­tycz­ny­mi, jed­nak pó­źniej­sze eks­pe­ry­men­ty po­ka­zy­wa­ły, że tak na­praw­dę sto­imy u pro­gu prze­ło­mu w za­kre­sie ma­sko­wa­nia okrętów, a może i in­nych obiek­tów woj­sko­wych. Wstęp­ne ob­li­cze­nia po­ka­zy­wa­ły, że zwi­ęk­sza­jąc po­ten­cjał pola elek­tro­ma­gne­tycz­ne­go, będzie­my w sta­nie w ko­ńcu do­ko­nać cudu w dzie­dzi­nie ma­sko­wa­nia obiek­tów – spra­wić, aby sta­ły się one nie­wi­dzial­ne za­rów­no dla ra­da­rów, jak i dla oka ludz­kie­go.

28 pa­ździer­ni­ka 1943 roku prze­pro­wa­dzi­li­śmy ko­lej­ną pró­bę, któ­ra oka­za­ła się ostat­nią, ale ci­ążącą na moim su­mie­niu do dziś. Obiek­tem eks­pe­ry­men­tu był okręt USS „El­brid­ge” wraz z pod­sta­wo­wą za­ło­gą. Po uru­cho­mie­niu ce­wek obiekt zgod­nie z hi­po­te­zą znik­nął, jed­nak po­zo­sta­łe ob­ser­wo­wa­ne przez nas efek­ty były zu­pe­łnie nie­zro­zu­mia­łe, przy­naj­mniej wte­dy. Re­la­cji z pierw­szej ręki na ten te­mat mo­żesz wy­słu­chać od jed­ne­go z nie­wie­lu świad­ków, któ­rzy prze­ży­li i cie­szą się zdro­wiem fi­zycz­nym oraz psy­chicz­nym, ma­ry­na­rza okrętuSS „An­drew Furn­seth”, C.A. Zo­stał on prze­ze mnie oso­bi­ście zo­bo­wi­ąza­ny do za­cho­wa­nia w ta­jem­ni­cy tego, cze­go był świad­kiem, jed­nak po mo­jej śmier­ci obiet­ni­ca ta prze­sta­je go obo­wi­ązy­wać. In­for­ma­cje na te­mat eks­pe­ry­men­tu zo­sta­ły ca­łko­wi­cie utaj­nio­ne, ko­pia akt znaj­du­je się jed­nak w skryt­ce ban­ko­wej w Szwaj­ca­rii, do któ­rej do­stęp mo­żesz uzy­skać wspól­nie z E.S. w przy­pad­ku mo­jej śmier­ci.

We wspo­mnia­nej skryt­ce od­naj­dziesz rów­nież wy­ni­ki mo­ich dal­szych ba­dań nad tym gro­źnym fe­no­me­nem, ja­kie­go do­świad­czy­li­śmy pod­czas eks­pe­ry­men­tu. Wiedz bo­wiem, że wi­dząc skut­ki tego do­świad­cze­nia, uzna­łem, że nie mogę po­zo­sta­wić tej kwe­stii nie­wy­ja­śnio­ną. Nie­ste­ty wnio­ski, do któ­rych do­sze­dłem, są prze­ra­ża­jące.

Pi­sząc w skró­cie, eks­pe­ry­ment, któ­ry zo­stał prze­pro­wa­dzo­ny w stocz­ni ma­ry­nar­ki wo­jen­nej w mie­ście Fi­la­del­fia w sta­nie Pen­syl­wa­nia, sta­no­wił tak na­praw­dę pierw­szą, nie­świa­do­mą pró­bę pod­ró­ży do in­ne­go, rów­no­le­głe­go świa­ta. Pró­bę nie­uda­ną przede wszyst­kim z uwa­gi na za­sto­so­wa­nie zde­cy­do­wa­nie zbyt ni­skiej mocy wy­two­rzo­ne­go pola elek­tro­ma­gne­tycz­ne­go. Moje pó­źniej­sze ob­li­cze­nia wy­ka­za­ły, że ist­nie­je pe­wien za­kres mocy, któ­ry po­wi­nien zo­stać okre­ślo­ny jako za­ka­za­ny, jest on bo­wiem zbyt ni­ski do otwar­cia prze­jścia, a jed­no­cze­śnie wy­star­cza­jąco wy­so­ki, aby do­ko­nać ma­ni­pu­la­cji cza­so­prze­strzen­nej, po­wa­żnie za­gra­ża­jącej con­ti­nu­um cza­so­we­mu.

Wiem, że tego ro­dza­ju wy­ni­ki sta­no­wią prze­łom, w szcze­gól­no­ści je­śli cho­dzi o dzia­ła­nia, któ­re po­dej­mu­je­my wspól­nie z na­szy­mi uczo­ny­mi ko­le­ga­mi i ko­le­żan­ka­mi w ra­mach za­wi­ąza­nej Ko­ali­cji. Moje ana­li­zy, z któ­ry­mi, jak ufam, będziesz chciał się za­po­znać, po­ka­zu­ją jed­nak, że sto­so­wa­nie zbyt ni­skich, a jed­no­cze­śnie wy­ge­ne­ro­wa­nych na gra­ni­cy na­szych ów­cze­snych, jak i obec­nych mo­żli­wo­ści pól elek­tro­ma­gne­tycz­nych sta­no­wi za­gro­że­nie nie tyl­ko dla istot ob­jętych tym po­lem, ale wręcz dla ca­łe­go świa­ta. Wy­star­czy spoj­rzeć na ano­ma­lie wy­stępu­jące w Trój­kącie Ber­mudz­kim, któ­rych na­tu­ra, za­rów­no we­dług opi­sów świad­ków, jak i od­czy­tów po­zio­mu pro­mie­nio­wa­nia, jest ana­lo­gicz­na do tego, co za­ob­ser­wo­wa­li­śmy na USS „El­brid­ge”.

Bio­rąc pod uwa­gę po­wy­ższe, ape­lu­ję do Cie­bie, jak i do ca­łej na­szej Ko­ali­cji o bacz­ną kon­tro­lę do­świad­czeń pro­wa­dzo­nych w tym kie­run­ku oraz o po­wstrzy­ma­nie się od dal­szych ba­dań o tym cha­rak­te­rze do mo­men­tu, gdy uzy­ska­my mo­żli­wo­ść wy­two­rze­nia ta­kie­go na­tęże­nia pola elek­tro­ma­gne­tycz­ne­go, któ­re nie będzie za­gra­żać ist­nie­niu na­sze­go świa­ta.

Li­czę na Cie­bie.

A.E.

Prin­ce­ton, New Jer­sey, 10.01.1955

 

 

Mężczy­zna odło­żył list na sto­lik i za­my­ślił się. O śmier­ci nadaw­cy do­wie­dział się już kil­ka dni temu, zresz­tą cały na­uko­wy świat opła­ki­wał ode­jście najświa­tlej­sze­go umy­słu fi­zy­ki ów­cze­snych cza­sów. Ad­re­sat li­stu, jak jego au­tor wspo­mniał, nie za­wsze się z nim zga­dzał. Jed­nak choć na pierw­szy rzut oka bro­ni­li sprzecz­nych teo­rii – Al­bert Ein­ste­in był bo­wiem zwo­len­ni­kiem po­rząd­ku i pra­wa obo­wi­ązu­jące­go cały zna­ny, jak i do­pie­ro cze­ka­jący na po­zna­nie wszech­świat, pod­czas gdy Niels Bohr do­pusz­czał lo­so­wo­ść na­tu­ry me­cha­ni­ki kwan­to­wej – da­rzy­li się ogrom­nym sza­cun­kiem, a wspól­ne prze­ży­cie spo­tka­nia z isto­tą z in­ne­go świa­ta, ja­kie było ich udzia­łem na Kon­gre­sie So­lvaya w 1927 roku, po­łączy­ło ich rów­nież przy­ja­źnią, o któ­rej wie­dzia­ło nie­wie­le osób.

Pod­nió­sł słu­chaw­kę i wy­kręcił nu­mer cen­tra­li. Po­pro­sił o po­łącze­nie z Du­bli­nem. Chwi­lę to trwa­ło, jed­nak w ko­ńcu po dru­giej stro­nie ode­zwał się głos, któ­ry roz­po­znał na­wet bez ko­niecz­no­ści przed­sta­wia­nia się roz­mów­cy.

– Er­win Schrödin­ger, z kim roz­ma­wiam?

– Er­win, dro­gi przy­ja­cie­lu, tu­taj Niels. Jak się do­my­ślam, otrzy­ma­łeś list?

Na od­po­wie­dź ho­len­der­ski fi­zyk mu­siał chwi­lę po­cze­kać. Jego au­striac­ko-ir­landz­ki ko­le­ga naj­wy­ra­źniej nie czy­tał jesz­cze ko­re­spon­den­cji, to­też za­pew­ne prze­rzu­cał wła­śnie pa­pie­ry na swo­im sto­li­ku w przed­po­ko­ju domu znaj­du­jące­go się w dziel­ni­cy Clon­tarf East w sto­li­cy Ir­lan­dii.

– Otrzy­ma­łem list od Al­ber­ta, nie otwie­ra­łem go jed­nak – od­pa­rł po chwi­li Schrödin­ger.

– Prze­czy­taj go w ta­kim ra­zie w spo­ko­ju. Ja zdąży­łem już się za­po­znać z jego tre­ścią i wy­gląda na to, że cze­ka nas wy­jazd do Zu­ry­chu. Czy jesz­cze w tym ty­go­dniu będzie to mo­żli­we?

Roz­mów­ca po dru­giej stro­nie ka­na­łu La Man­che znów mil­czał przez chwi­lę. Za­raz jed­nak od­po­wie­dział.

– Czwar­tek?

– Do­sko­na­le, spo­tkaj­my się za­tem o dru­giej po po­łud­niu na dwor­cu Zu­rych Haupt­bahn­hof.

– Do zo­ba­cze­nia.

Bohr odło­żył słu­chaw­kę. Wstał i po­sze­dł do holu, gdzie po­le­cił swo­je­mu ka­mer­dy­ne­ro­wi za­mó­wie­nie mu bi­le­tów na po­ci­ąg. ■

Rozdział 1

Wtorek, 26.10.2027, godz. 15:42 GMT (23:42 czasu lokalnego), Cheng­du, Sy­czu­an, Chi­ńska Re­pu­bli­ka Lu­do­wa

Wiel­ki cy­fro­wy ze­gar umiesz­czo­ny pod skle­pie­niem cen­trum kon­tro­li trans­fe­ru wska­zy­wał kil­ka mi­nut i kil­ka­dzie­si­ąt se­kund do zera. Ostat­nie po­nad trzy go­dzi­ny pro­fe­sor Yun Gon-Chin prze­sie­dział głów­nie w przy­le­ga­jącym do po­miesz­cze­nia ga­bi­ne­cie. Pró­bo­wał za­jąć się pra­cą, ale na­pi­ęcie zwi­ąza­ne z od­by­wa­jącym się do­świad­cze­niem sku­tecz­nie utrud­nia­ło mu sku­pie­nie się na ja­kim­kol­wiek za­da­niu. Po raz pierw­szy od daw­na spędził czas nie­mal zu­pe­łnie bez­pro­duk­tyw­nie.

Z pu­łkow­ni­kiem Han Yun­giem, swo­ją asy­stent­ką Yao Xian­mei oraz dwo­ma tu­zi­na­mi tech­ni­ków i na­ukow­ców ob­ser­wo­wał te­raz zmie­nia­jące się cy­fry na cy­fer­bla­cie, od cza­su do cza­su rzu­ca­jąc wzro­kiem przez pa­no­ra­micz­ne okno, za któ­rym wi­dać było wiel­ką ja­ski­nię z oświe­tlo­nym licz­ny­mi re­flek­to­ra­mi otwo­rem w kszta­łcie od­wró­co­ne­go ostro­słu­pa, znaj­du­jącym się w jej cen­trum. Część uczest­ni­ków tego ma­jące­go się za chwi­lę od­być spek­ta­klu w po­wa­dze i sku­pie­niu wpa­try­wa­ła się w ho­lo­gra­ficz­ne ekra­ny.

Yun do­sko­na­le wie­dział, że była to ra­czej poza, ma­jąca za za­da­nie z jed­nej stro­ny po­ka­zać ich od­da­nie spra­wie, a z dru­giej za­ma­sko­wać nie­pew­no­ść i stres. Cen­trum kon­tro­li dzia­ła­ło au­to­ma­tycz­nie, a wy­da­rze­nia, któ­rych mie­li być świad­ka­mi już za nie­spe­łna kil­ka mi­nut, były ca­łko­wi­cie za­le­żne od po­praw­ne­go funk­cjo­no­wa­nia sys­te­mów na stat­ku eks­pe­dy­cyj­nym wy­sła­nym w nie­zna­ne oko­ło trzech go­dzin i pi­ęt­na­stu mi­nut temu. Do­pó­ki nie na­stąpi trans­fer po­wrot­ny, wszy­scy znaj­du­jący się w kom­plek­sie byli bier­ny­mi ob­ser­wa­to­ra­mi. Nie po­sia­da­li żad­nych mo­żli­wo­ści mo­ni­to­ro­wa­nia pro­ce­su ani kon­tak­tu z wy­pe­łnio­nym na­ukow­ca­mi, tech­ni­ka­mi oraz ochro­ną czar­nym po­jaz­dem w kszta­łcie dwóch ostro­słu­pów pra­wi­dło­wych czwo­ro­kąt­nych1), po­łączo­nych ze sobą pod­sta­wa­mi.

1) Ostrosłup posiadający w podstawie czworokąt foremny (czyli kwadrat), którego wszystkie ściany boczne są identyczne.

– Ja­kie są szan­se, że gdy od­li­cza­nie się sko­ńczy, nic się nie wy­da­rzy? – za­py­tał ci­cho pu­łkow­nik Han.

Na­uko­wiec spoj­rzał na nie­go z uko­sa.

– Do­tych­czas son­dy wra­ca­ły bez pro­ble­mu. Je­śli za­ło­ga stat­ku eks­pe­dy­cyj­ne­go nie zmie­ni­ła ko­or­dy­nat, a trans­fer po­wrot­ny zo­stał przez nią za­ini­cjo­wa­ny zgod­nie z in­struk­cja­mi, po­win­ni się po­ja­wić zgod­nie z pla­nem.

Yun do­sko­na­le so­bie zda­wał spra­wę z tego, że od­po­wie­dział wy­mi­ja­jąco. Nie mógł prze­cież przy­znać, że nie ma po­jęcia. Wcześ­niej­sze eks­pe­ry­men­ty co praw­da ko­ńczy­ły się suk­ce­sem – dwu­krot­nie pe­łnym, kie­dy wy­sła­ne na po­kła­dzie sond szym­pan­sy wró­ci­ły je­dy­nie nie­co wy­chu­dzo­ne, albo tyl­ko po­ło­wicz­nym, gdy czte­ry inne nie­spo­dzie­wa­nie zma­rły pod­czas trans­fe­ru wy­cho­dzące­go, je­śli wie­rzyć za­mon­to­wa­nym w urządze­niu ka­me­rom. Te­raz wy­sła­li po­nad dwu­stu trzy­dzie­stu lu­dzi. A ich los albo będzie zna­ny za nie­ca­łą mi­nu­tę, albo po­zo­sta­nie ta­jem­ni­cą za­bra­ną przez pod­ró­żni­ków do gro­bu lub gdzie­kol­wiek tra­fią.

Żo­łnierz nie dał się jed­nak tak ła­two zbyć. Pra­co­wał z na­ukow­ca­mi już dłu­go i po­mi­mo bra­ku wy­kszta­łce­nia upraw­nia­jące­go go do ty­tu­łu wy­ższe­go niż li­cen­cjat skie­ro­wa­ny zo­stał do tego pro­jek­tu nie­przy­pad­ko­wo. Yun rów­nież zda­wał so­bie z tego spra­wę, to­też na wi­dok zi­ry­to­wa­nej miny ofi­ce­ra po­śpie­szył z dal­szy­mi wy­ja­śnie­nia­mi.

– Na­sze ba­da­nia opie­ra­ją się, jak pan wie, na wy­ni­kach eks­pe­ry­men­tów pro­wa­dzo­nych przez pro­fe­so­ra Kor­se­wi­cza, pol­skie­go no­bli­sty z dzie­dzi­ny fi­zy­ki. Jego do­świad­cze­nia po­le­ga­ły na wy­sy­ła­niu sond przy wy­ko­rzy­sta­niu od­wrot­nych do sto­so­wa­nych przez nas po­ten­cja­łów elek­tro­ma­gne­tycz­nych, wsku­tek któ­rych son­dy te mo­gły po­ko­ny­wać bar­dzo duże dy­stan­se w bar­dzo krót­kim cza­sie. Po­mi­mo obie­cu­jących wy­ni­ków jego do­świad­czeń pre­cy­zyj­ne wy­li­cze­nie miejsc lądo­wa­nia tych urządzeń na­dal sta­no­wi pro­blem. Nie­wiel­ki, co praw­da, bio­rąc pod uwa­gę ska­lę od­le­gło­ści, jed­nak li­czo­ny w dzie­si­ąt­kach, a cza­sem na­wet set­kach ki­lo­me­trów.

Na­uko­wiec za­mil­kł na chwi­lę, po czym pod­jął:

– Na­szym ce­lem nie była pod­róż na ja­kim­kol­wiek dy­stan­sie, a wy­ko­rzy­sta­nie dy­le­ta­cji cza­so­wej2), po­ja­wia­jącej się pod­czas ta­kie­go trans­fe­ru, w celu „wy­dłu­że­nia” cza­su bie­gnące­go na po­kła­dzie stat­ku względem lo­kal­ne­go, ziem­skie­go cza­su. Nie­ste­ty, nie ozna­cza to, że mo­że­my igno­ro­wać pro­blem po­praw­ne­go wy­zna­cze­nia punk­tu po­wro­tu.

2) Zjawisko różnic w pomiarze czasu dokonywanym równolegle w dwóch różnych układach odniesienia, z których jeden przemieszcza się względem drugiego.

– Co pan ma na my­śli? – prze­rwał mu pu­łkow­nik. – Prze­cież jak pan po­wie­dział, nie prze­no­si­my się w prze­strze­ni. Nasz sta­tek ma wy­lądo­wać do­kład­nie w tym sa­mym miej­scu, z któ­re­go wy­star­to­wał, czy­li ko­or­dy­na­ty po­wro­tu po­zo­sta­ją nie­zmie­nio­ne.

– Tyl­ko względem na­szej pla­ne­ty – od­pa­rł Yun. – Zie­mia nie jest jed­nak bez­względ­nym ukła­dem od­nie­sie­nia dla na­sze­go wszech­świa­ta. Po­ru­sza się ru­chem ob­ro­to­wym wo­kół wła­snej osi, ru­chem obie­go­wym wo­kół Sło­ńca, na­to­miast cały Układ Sło­necz­ny wy­ko­nu­je ruch obie­go­wy względem cen­trum ga­lak­ty­ki. Wresz­cie sama ga­lak­ty­ka jest w ci­ągłym ru­chu względem ja­kie­goś cen­trum na­sze­go wszech­świa­ta. To po­wo­du­je, że miej­sce, w któ­rym znaj­du­je­my się obec­nie, jest od­da­lo­ne od miej­sca, w któ­rym by­li­śmy trzy go­dzi­ny temu, o set­ki ty­si­ęcy ki­lo­me­trów.

Chi­ński na­uko­wiec spoj­rzał na żo­łnie­rza. Za­sta­na­wiał się, czy pu­łkow­nik nadąża za wy­kła­dem. Za­in­te­re­so­wa­nie ry­su­jące się w ciem­nych oczach pa­trzących nad nie­go spod si­wie­jących brwi skło­ni­ło go do kon­ty­nu­owa­nia wąt­ku.

– Na­sze wcze­śniej­sze do­świad­cze­nia, je­śli cho­dzi o wy­li­cza­nie punk­tu po­wro­tu, da­wa­ły o wie­le lep­sze re­zul­ta­ty niż eks­pe­ry­men­ty pro­fe­so­ra Kor­se­wi­cza. Wy­ni­ka­ło to po części z udzie­lo­ne­go nam przez Par­tię wspar­cia w po­sta­ci zde­cy­do­wa­nie po­tężniej­sze­go sprzętu kom­pu­te­ro­we­go, po­zwa­la­jące­go na bar­dziej pre­cy­zyj­ne wy­li­cze­nia, a po części z fak­tu, że nie mu­sie­li­śmy w nich uwzględ­niać za­kła­da­ne­go prze­su­ni­ęcia w prze­strze­ni do­ce­lo­wej. Na­le­ży jed­nak pa­mi­ętać, że choć ruch ob­ro­to­wy i obie­go­wy na­szej pla­ne­ty są zmie­rzo­ne i wy­li­czo­ne, ruch obie­go­wy Ukła­du Sło­necz­ne­go opar­ty jest na du­żych przy­bli­że­niach. Na­to­miast ruch ga­lak­ty­ki to kwe­stia wy­li­czeń ba­zu­jących ca­łko­wi­cie na ob­ser­wa­cji prze­su­ni­ęć względem in­nych wi­dzia­nych przez nas, Zie­mian, obiek­tów. Nie wie­my, czy szyb­ko­ść lub kie­ru­nek ru­chu, ja­kie za­ob­ser­wo­wa­li­śmy w prze­szło­ści, nie ule­gną zmia­nie na przy­kład pod wpły­wem sił gra­wi­ta­cyj­nych obec­nych we wszech­świe­cie. Do tego do­cho­dzi jesz­cze kwe­stia prze­su­ni­ęć w prze­strze­ni, do któ­rej pod­ró­żu­je­my, choć zgod­nie z na­szy­mi ob­li­cze­nia­mi siły tam dzia­ła­jące na sta­tek są mi­ni­mal­ne.

Han po­wo­li po­ki­wał gło­wą. Otwo­rzył usta, aby za­dać ko­lej­ne py­ta­nie, uwi­ęzło mu ono jed­nak w gar­dle w mo­men­cie, gdy po­miesz­cze­nie wy­pe­łni­ło lek­kie bu­cze­nie za­my­ka­jącej się na sze­ro­kim oknie prze­sło­ny. Prze­nió­sł wzrok na ze­gar, wska­zu­jący mi­nus dwa­dzie­ścia se­kund. W po­miesz­cze­niu z gło­śni­ków wy­do­był się przy­jem­ny ko­bie­cy głos od­li­cza­jący czas po­zo­sta­ły do po­ja­wie­nia się stat­ku.

– Sie­dem… sze­ść… pięć…

Wszy­scy w po­miesz­cze­niu wstrzy­ma­li od­dech.

Cze­ka­ła ich hi­sto­rycz­na chwi­la – po­wrót pierw­szych przed­sta­wi­cie­li ro­dza­ju ludz­kie­go z in­nej prze­strze­ni.

– Trzy… dwa… je­den… zero…

Oczy tech­ni­ków, na­ukow­ców i żo­łnie­rzy prze­by­wa­jących w sali kon­tro­li trans­fe­ru wpa­try­wa­ły się w przy­ciem­nio­ny ob­raz za oknem. Ocze­ki­wa­li po­dob­ne­go jak po­przed­nio bły­sku, nie wy­da­rzy­ło się jed­nak ab­so­lut­nie nic. Ze­gar za­czął od­li­czać se­kun­dy do przo­du.

– Trans­fer po­wrot­ny nie na­stąpił – do­pie­ro po dłu­ższej chwi­li ode­zwał się głów­ny kon­tro­ler, ob­wiesz­cza­jąc to, co wszy­scy już wie­dzie­li.

Yun za­re­ago­wał po na­stęp­nych kil­ku­na­stu se­kun­dach, jak­by to, co się wy­da­rzy­ło, czy też wła­ści­wie nie wy­da­rzy­ło, jesz­cze nie w pe­łni do­ta­rło do jego świa­do­mo­ści. Bez sło­wa od­wró­cił się i mi­ja­jąc pu­łkow­ni­ka, na­dal wpa­tru­jące­go się w wi­dok za oknem, ze zre­zy­gno­wa­ną miną po­czła­pał w stro­nę swo­je­go ga­bi­ne­tu. Kil­ku tech­ni­ków od­pro­wa­dzi­ło go wzro­kiem, nikt jed­nak nie od­wa­żył się ode­zwać. Wszy­scy zda­wa­li so­bie spra­wę z tego, że Yun za­wió­dł. A ta­kie po­ra­żki nie były ak­cep­to­wa­ne przez Par­tię.

***

Pro­fe­sor wsze­dł do ga­bi­ne­tu, sta­ran­nie za­mknął drzwi i opa­dł na sto­jący w rogu po­miesz­cze­nia fo­tel. Dwie­ście trzy­dzie­ści czte­ry oso­by znik­nęły bez wie­ści. Eks­pe­ry­ment się nie po­wió­dł. Cze­ka go, w naj­lep­szym wy­pad­ku, pra­ca dy­dak­tycz­na na pod­rzęd­nym uni­wer­sy­te­cie. Naj­gor­szych sce­na­riu­szy, jak i wy­ni­ka­jących z nich kon­se­kwen­cji pró­bo­wał nie roz­wa­żać.

Nie wie­dział, jak dłu­go sie­dział bez ru­chu, gdy na­gle do­bie­gł do nie­go stłu­mio­ny przez drzwi, bar­dziej wy­czu­wal­ny niż sły­szal­ny huk, a podło­ga lek­ko za­drża­ła. Na­tych­miast wy­rwa­ło go to z ma­ra­zmu. Drzwi otwo­rzy­ły się z gło­śnym trza­skiem i zo­ba­czył w nich roz­en­tu­zja­zmo­wa­ne­go głów­ne­go kon­tro­le­ra trans­fe­ru.

– Są…!

Strzał ad­re­na­li­ny, ja­kie­go pro­fe­sor do­znał na dźwi­ęk tego jed­ne­go sło­wa, po­de­rwał go z fo­te­la. Ru­szył w stro­nę drzwi, aby po chwi­li pa­trzeć przez pod­no­szącą się w oknie prze­sło­nę na wnętrze ja­ski­ni. Ze­gar za­trzy­mał się na dwóch mi­nu­tach i dwu­dzie­stu dwóch se­kun­dach od­li­czo­nych od pla­no­we­go trans­fe­ru po­wrot­ne­go.

Na lewo od sto­żko­wa­te­go otwo­ru le­żał, opie­ra­jąc się na jed­nej ze ścian, czar­ny sta­tek eks­pe­dy­cyj­ny. Jego po­wierzch­nia lek­ko pa­ro­wa­ła.

Pro­fe­sor z try­um­fem spoj­rzał na sto­jące­go na­dal w tym sa­mym miej­scu co po­przed­nio pu­łkow­ni­ka Sił Stra­te­gicz­nych Chi­ńskiej Re­pu­bli­ki Lu­do­wej3). Han z lek­kim uśmie­chem po­wo­li po­ki­wał gło­wą.

3) Utworzone w 2015 roku siły wsparcia strategicznego Chińskiej Armii Ludowo-Wyzwoleńczej, których obszarami działania są elektronika, cyberprzestrzeń oraz przestrzeń kosmiczna.

Do­pie­ro po chwi­li do Yuna za­częły do­cho­dzić gło­sy, któ­re prze­bi­ja­ły się przez ogól­ny har­mi­der w sali.

– Sta­tek Eks­pe­dy­cyj­ny Chi­ńskiej Aka­de­mii Nauk4), tu Cen­trum Kon­tro­li Trans­fe­ru Min­gy­uan, czy nas sły­szy­cie? – mó­wił do mi­kro­fo­nu kie­row­nik sek­cji łącz­no­ści.

4) Największa chińska państwowa instytucja naukowa, główny chiński ośrodek badawczy w zakresie nauk ścisłych i techniki.

Z gło­śni­ka jed­nak pły­nęły tyl­ko trza­ski za­kłó­ceń.

– Pro­fe­so­rze Yun, brak kon­tak­tu ra­dio­we­go – za­mel­do­wał tech­nik.

– Otwo­rzyć zdal­nie ścia­nę i wy­słać eki­pę zwia­dow­czą – wy­dał po­le­ce­nie na­uko­wiec.

Tech­nik rzu­cił kil­ka słów do in­ter­ko­mu.

Jed­na ze ścian obiek­tu drgnęła, aby po­chy­lić się i z głu­chym hu­kiem opa­ść na skal­ną po­wierzch­nię. W od­sło­ni­ętej struk­tu­rze, wy­pe­łnio­nej sta­lo­wy­mi prze­jścia­mi i kon­te­ne­ro­wy­mi po­miesz­cze­nia­mi, bły­ska­ły po­ma­ra­ńczo­we świa­tła ostrze­gaw­cze. Były one je­dy­ny­mi ozna­ka­mi ak­tyw­no­ści we wnętrzu stat­ku.

Po chwi­li obok ścia­ny, wy­gląda­jącej te­raz jak trój­kąt­na ram­pa, po­ja­wi­ło się kil­ka po­sta­ci ubra­nych w bia­łe kom­bi­ne­zo­ny. Po­ru­sza­ły się po­wo­li, dźwi­ga­jąc na ple­cach apa­ra­ty tle­no­we, po­łączo­ne z he­łma­mi prążko­wa­ny­mi ru­ra­mi. Ostro­żnie we­szły na ram­pę i skie­ro­wa­ły się w stro­nę naj­bli­ższych sta­lo­wych scho­dów we­wnątrz obiek­tu.

– We­szli­śmy do środ­ka. Ska­ne­ry nie wy­ka­zu­ją ano­ma­lii at­mos­fe­rycz­nych ani nie­zna­nych śla­dów bio­lo­gicz­nych – w gło­śni­ku roz­le­gł się nie­co stłu­mio­ny głos do­wód­cy gru­py zwia­dow­czej. – Je­ste­śmy w ślu­zie nu­mer czte­ry. Brak oznak ży­cia. Idzie­my w stro­nę most­ka.

At­mos­fe­ra w po­miesz­cze­niu kon­tro­l­nym nie­co zgęst­nia­ła. Szum roz­mów uci­chł, wszy­scy wsłu­chi­wa­li się w ra­por­ty gru­py zwia­dow­czej z tru­dem po­ru­sza­jącej się po po­chy­lo­nych ko­ry­ta­rzach le­żące­go na boku stat­ku.

– Do­tar­li­śmy do cen­trum do­wo­dze­nia. Wszyst­kie sys­te­my wy­gląda­ją na spraw­ne. Mo­ni­to­ry dia­gno­stycz­ne wy­ka­zu­ją nie­wiel­kie uszko­dze­nia struk­tu­ral­ne, praw­do­po­dob­nie po­wsta­łe wsku­tek upad­ku.

Yun spoj­rzał py­ta­jąco na głów­ne­go kon­tro­le­ra.

– Sta­tek po­ja­wił się ja­kieś pięć me­trów nad podło­żem, nie­co prze­su­ni­ęty rów­nież względem pla­no­wa­nej po­zy­cji trans­fe­ru po­wrot­ne­go – wy­ja­śnił szyb­ko tech­nik.

Pro­fe­sor zro­zu­miał, że to mu­sia­ło być źró­dłem huku, jaki usły­szał w swo­im ga­bi­ne­cie. Wy­li­cze­nia po­wro­tu, za­rów­no w za­kre­sie lo­ka­li­za­cji, jak i cza­su, mu­sia­ły być nie­do­kład­ne. Jak chwi­lę pó­źniej za­ra­por­to­wał do­wód­ca zwia­du, czas mi­sji za­trzy­mał się na trzy­dzie­stu dniach, pi­ęciu go­dzi­nach i dwu­dzie­stu dwóch mi­nu­tach – tyle do­kład­nie sta­tek prze­by­wał poza Zie­mią.

Pro­fe­sor od­no­to­wał w pa­mi­ęci, że będzie mu­siał spraw­dzić źró­dło błędu. Te­raz jed­nak nie to było naj­wa­żniej­sze, zwłasz­cza że fakt po­ja­wie­nia się obiek­tu w ja­ski­ni, a nie na przy­kład w jej wy­ko­na­nych z li­tej ska­ły ścia­nach lub w ogó­le poza pla­ne­tą, w prze­strze­ni ko­smicz­nej, wska­zy­wał na bar­dzo nie­wiel­ką nie­ści­sło­ść ob­li­czeń.

– Na­dal nie ob­ser­wu­je­my żad­nych śla­dów ży­cia. Prze­miesz­cza­my się w kie­run­ku la­bo­ra­to­rium głów­ne­go… – re­la­cjo­no­wał do­wód­ca gru­py zwia­dow­czej.

Za­rów­no jed­nak la­bo­ra­to­rium głów­ne, jak i eks­plo­ro­wa­ne pó­źniej po­miesz­cze­nia miesz­kal­ne czy so­cjal­ne wy­gląda­ły po­dob­nie – sta­tek był spraw­ny, ale ca­łko­wi­cie pu­sty.

Do­pie­ro w la­bo­ra­to­rium bio­lo­gicz­nym zwia­dow­cy na­tra­fili na klat­ki z wy­stra­szo­ny­mi szczu­ra­mi. Było to za­ska­ku­jące. Yun przy­pusz­czał, że wszyst­kie or­ga­ni­zmy żywe zgi­nęły, po­dob­nie jak w po­przed­nich nie­uda­nych eks­pe­ry­men­tach.

Je­śli wy­da­rzy­ło­by się to pod­czas trans­fe­ru wy­cho­dzące­go, sta­tek wró­ci­łby zgod­nie z wy­tycz­ny­mi au­to­ma­tycz­ne­go pro­gra­mu w kom­pu­te­rze po­kła­do­wym, a śla­dy bio­lo­gicz­ne w ci­ągu mie­si­ąca ule­gły­by de­ge­ne­ra­cji, któ­ra, jak po­ka­zy­wa­ły po­przed­nie do­świad­cze­nia, prze­bie­ga­ła nie­na­tu­ral­nie szyb­ko. Je­śli śmie­rć na­stąpi­ła­by pod­czas trans­fe­ru po­wrot­ne­go, po­win­ni za­stać dość ma­ka­brycz­ny wi­dok po­zba­wio­nych ży­cia ciał roz­rzu­co­nych na ca­łym po­kła­dzie.

Ten jed­nak był pu­sty, je­śli nie li­czyć szczu­rów, któ­rych obec­no­ść za­prze­cza­ła oby­dwu teo­riom. Gdzie w ta­kim ra­zie po­dzia­li się lu­dzie? Dwie­ście trzy­dzie­ścio­ro czwo­ro mężczyzn i ko­biet, na­ukow­ców, tech­ni­ków i żo­łnie­rzy?

***

Re­ko­ne­sans za­ko­ńczył się dwie go­dzi­ny pó­źniej. Nie stwier­dzo­no śla­dów ska­że­nia che­micz­ne­go ani bio­lo­gicz­ne­go i Yun, po kon­sul­ta­cji z kil­ko­ma in­ny­mi na­ukow­ca­mi, pod­jął de­cy­zję o nie­sto­so­wa­niu kom­bi­ne­zo­nów pod­czas dal­szych ba­dań stat­ku. Na po­kład we­szli in­for­ma­ty­cy, ma­jący na celu ana­li­zę za­pi­sów z kom­pu­te­ra po­kła­do­we­go.

Po na­stęp­nych trzech go­dzi­nach z po­jaz­du ostro­żnie wy­nie­sio­no dwa nie­ty­po­we urządze­nia: mniej wi­ęcej pó­łto­ra­me­tro­we rury o prze­kro­ju wie­lo­kąta, za­mkni­ęte z oby­dwu stron. W dwóch trze­cich ich dłu­go­ści za­mon­to­wa­ny był wy­pro­fi­lo­wa­ny na­ra­mien­nik, wy­po­sa­żo­ny w stan­dar­do­we, woj­sko­we przy­rządy ce­low­ni­cze, po­zwa­la­jące na na­mie­rza­nie za­rów­no w pod­czer­wie­ni, nok­to­wi­zji, jak i w świe­tle wi­dzial­nym. Do rur gru­bym ka­blem przy­łączo­ne były ple­ca­ki – jak się pó­źniej oka­za­ło, kry­jące w swo­ich wnętrzach wy­daj­ne aku­mu­la­to­ry.

W kom­pu­te­rze w la­bo­ra­to­rium, gdzie od­kry­to owe urządze­nia, in­for­ma­ty­cy zna­le­źli do­ku­men­ta­cję tech­nicz­ną. Była to spe­cy­fi­ka­cja ar­te­fak­tów wraz z in­struk­cją użyt­ko­wa­nia, bez szcze­gó­ło­wych pla­nów kon­struk­cyj­nych czy dzien­ni­ka ba­dań. Urządze­nia na­zwa­ne zo­sta­ły „prze­no­śny­mi klat­ka­mi elek­tro­ma­gne­tycz­ny­mi” i mia­ły po­zwa­lać na ogra­ni­cze­nie mo­żli­wo­ści dzia­ła­nia za­mkni­ętych w nich przed­sta­wi­cie­li Świa­ta Cen­tral­ne­go.

***

Yun z in­for­ma­ty­ka­mi pra­cu­jący­mi nad ana­li­zą da­nych kom­pu­te­ra z la­bo­ra­to­rium, w któ­rym zna­le­zio­no klat­ki, sie­dzie­li w nie­wiel­kiej sal­ce kon­fe­ren­cyj­nej, do któ­rej wła­śnie wkro­czył pu­łkow­nik Han z dwo­ma in­ny­mi ofi­ce­ra­mi. Nie wy­gląda­li na żo­łnie­rzy li­nio­wych, ra­czej na po­li­tycz­nych lub lo­gi­sty­kę.

– To jest dok­tor po­rucz­nik Yu Hin­tao i dok­tor po­rucz­nik Cheng Xing – przed­sta­wił nowo przy­by­łych. – Pro­szę o prze­szko­le­nie ich w za­kre­sie ob­słu­gi kla­tek. Do­star­czą je do miej­sca do­ce­lo­we­go i prze­szko­lą per­so­nel, któ­ry będzie z nich ko­rzy­stał.

– Ale… – Yun spró­bo­wał prze­rwać, lecz za­mil­kł, wi­dząc gro­mi­ące spoj­rze­nie naj­wy­ższe­go stop­niem żo­łnie­rza.

– Pa­nie pro­fe­so­rze – zwró­cił się do Yuna pu­łkow­nik. – W imie­niu Par­tii oraz ca­łe­go na­ro­du gra­tu­lu­ję uda­ne­go eks­pe­ry­men­tu. Bar­dzo ża­łu­ję, że urządze­nia nie będą mo­gły być trans­por­to­wa­ne przez człon­ków eks­pe­dy­cji, jed­nak jak pan wie, mu­szą oni zo­stać pod­da­ni kwa­ran­tan­nie.

Yun sze­ro­ko otwar­ty­mi oczy­ma wpa­try­wał się w woj­sko­we­go. Nie ro­zu­miał, co się dzie­je. Prze­cież nikt nie wró­cił…

– Pana na­to­miast mam przy­jem­no­ść za­pro­sić do Pe­ki­nu, gdzie w Zhon­gnan­hai5) zo­sta­nie pan ude­ko­ro­wa­ny Or­de­rem Sun Jat-sena6) za pa­ński wkład w bez­pie­cze­ństwo na­ro­do­we. Śmi­gło­wiec już cze­ka.

5) Zespół budynków w Pekinie położony po zachodniej stronie Zakazanego Miasta, obecnie stanowiący rezydencję najwyższych władz państwowych ChRL.
6) Ustanowione przez Czang Kaj-szeka w 1941 roku wysokie odznaczenie cywilne Republiki Chińskiej przyznawane za wkład w rozwój i bezpieczeństwo narodowe.

Pro­fe­sor chciał coś po­wie­dzieć, lecz to­wa­rzy­szący pu­łkow­ni­ko­wi ofi­ce­ro­wie sztyw­no usie­dli przy po­dob­nie zdez­o­rien­to­wa­nych co na­uko­wiec in­for­ma­ty­kach. Han ob­ró­cił się na pi­ęcie i wy­sze­dł z po­miesz­cze­nia, da­jąc tym sa­mym znak, że spo­tka­nie zo­sta­ło za­ko­ńczo­ne. ■

CZĘŚĆ I

Prze­szło­ść or­ga­ni­zu­je się wci­ąż na nowo wraz z te­ra­źniej­szo­ścią.

Jean-Paul Sar­tre (1905–1980),

fran­cu­ski po­wie­ścio­pi­sarz, dra­ma­turg, ese­ista i fi­lo­zof, lau­re­at Na­gro­dy No­bla w dzie­dzi­nie li­te­ra­tu­ry za 1964 rok (od­mó­wił przy­jęcia na­gro­dy)

Rozdział 2

Czwartek, 27.04.2028, godz. 16:30 GMT (16:30 czasu lokalnego), wy­spa Scal­pay, pó­łnoc­na Szko­cja, Wiel­ka Bry­ta­nia

Huk fal roz­bi­ja­jących się o ska­ły pó­łwy­spu Eile­an Glas za­głu­szył nie­mal ca­łko­wi­cie ło­mot wir­ni­ków czar­ne­go pa­sa­żer­skie­go śmi­głow­ca Air­bus Ra­cer7), osia­da­jące­go na tra­wia­stej mu­ra­wie nie­da­le­ko la­tar­ni mor­skiej. Kie­dyś obiekt ten sta­no­wił mu­zeum, ale osiem lat temu la­tar­nia oraz te­ren wo­kół niej zo­sta­ły wy­ku­pio­ne przez ano­ni­mo­we­go na­byw­cę. Na miej­scu na­tych­miast roz­po­częły się pra­ce bu­dow­la­ne, któ­rych za­kres owia­ny był ta­jem­ni­cą, po­dob­nie zresz­tą jak to­żsa­mo­ść in­we­sto­ra, fi­nan­su­jące­go wszyst­ko przy uży­ciu bit­co­inów8) – wa­lu­ty, któ­ra po la­tach pro­spe­ri­ty, w mo­men­cie we­jścia na ry­nek pierw­szych kom­pu­te­rów kwan­to­wych prze­ży­ła dra­ma­tycz­ny krach, co nie tyl­ko po­zba­wi­ło wie­lu jej fa­nów ma­jąt­ków, ale w kil­ku przy­pad­kach do­pro­wa­dzi­ło do sa­mo­bójstw. Jed­nak oso­ba, któ­ra za­in­we­sto­wa­ła w pod­upa­da­jące mu­zeum tyl­ko po to, aby je na­stęp­nie, przy nie­ma­łych pro­te­stach lo­kal­nej spo­łecz­no­ści, za­mknąć dla ru­chu tu­ry­stycz­ne­go, zda­wa­ła się dys­po­no­wać nie­prze­bra­ny­mi ilo­ścia­mi tej kryp­to­wa­lu­ty.

7) Szybki pasażerski śmigłowiec zaprezentowany przez Airbus Helicopters na paryskim Salonie Lotniczym w 2017, planowany do wprowadzenia jako funkcjonalny prototyp na przełomie lat 2020 i 2021.
8) Wprowadzona w 2009 roku kryptowaluta, tworzona za pomocą „kopania” wymagającego wysokiej mocy obliczeniowej.

Nie wia­do­mo, czy przez wzgląd na tra­dy­cję, czy też wy­ma­ga­nia praw­ne, po wy­je­cha­niu bul­do­że­rów i in­ne­go ci­ężkie­go sprzętu bu­dow­la­ne­go la­tar­nia i jej naj­bli­ższa oko­li­ca po­zo­sta­ły nie­mal nie­na­ru­szo­ne. Je­dy­ny­mi wi­docz­ny­mi zmia­na­mi był nowy, schlud­nie wkom­po­no­wa­ny w te­ren płot, na­je­żo­ny za­ka­mu­flo­wa­nym, no­wo­cze­snym sprzętem in­wi­gi­la­cyj­nym, oraz tra­wia­ste lądo­wi­sko dla he­li­kop­te­rów. Wbu­do­wa­ne w skal­ne wznie­sie­nie, na któ­rym wzno­si­ła się la­tar­nia, po­tężne sta­lo­we wro­ta su­ge­ro­wa­ły, że zde­cy­do­wa­na wi­ęk­szo­ść no­wo­ści znaj­do­wa­ła się pod zie­mią.

Po­zo­sta­wio­no rów­nież sta­re ka­mien­ne domy, sto­jące tuż obok la­tar­ni. W drzwiach tego, któ­ry na prze­ło­mie osiem­na­ste­go i dzie­wi­ęt­na­ste­go wie­ku za­miesz­ki­wał pierw­szy la­tar­nik, Ale­xan­der Reid, stał wy­so­ki, star­szy mężczy­zna. Ubra­ny był w gru­by we­łnia­ny swe­ter i szkoc­ki kilt9), oby­dwa zde­cy­do­wa­nie nie pierw­szej świe­żo­ści. Uwa­żny ob­ser­wa­tor za­uwa­ży­łby jed­nak cha­rak­te­ry­stycz­ny wzór tar­ta­no­wej spód­ni­cy, przy­na­le­żny kla­no­wi Gre­gor – jed­ne­mu z naj­star­szych w Szko­cji, któ­re­go hi­sto­ria si­ęga­ła aż IX wie­ku.

9) Narodowy strój szkocki – spódnica zrobiona z materiału o kraciastym wzorze. Tradycyjny męski ubiór.

Gdy ło­pa­ty głów­ne­go wir­ni­ka śmi­głow­ca za­częły zwal­niać, mężczy­zna z dłu­gą siwą bro­dą i po­skle­ja­ny­mi w strąki wło­sa­mi wol­nym kro­kiem po­czła­pał w kie­run­ku ma­szy­ny. Po chwi­li drzwi po­jaz­du się roz­su­nęły, a ze środ­ka wy­sia­dło dwóch mężczyzn w mun­du­rach.

Ubra­ny w gra­na­to­wy uni­form RAF10) ge­ne­rał Char­les Lock­bee ro­zej­rzał się po oko­li­cy i na­tych­miast zlo­ka­li­zo­wał nad­cho­dzące­go go­spo­da­rza. Wska­zał go dło­nią dru­gie­mu woj­sko­we­mu, nie­daw­no awan­so­wa­ne­mu na sto­pień ge­ne­ral­ski Gre­go­ry’emu Brow­no­wi. Ten bez sło­wa ski­nął gło­wą i oby­dwaj skie­ro­wa­li się ku nad­cho­dzące­mu Szko­to­wi.

10) Royal Air Force (Królewskie Siły Powietrzne) – siły lotnicze Wielkiej Brytanii.

– Na­zy­wam się Char­les Lock­bee, a to jest Gre­go­ry Brown… – przed­sta­wił sie­bie i to­wa­rzy­sza star­szy z ge­ne­ra­łów, gdy tyl­ko zbli­ży­li się do mężczy­zny.

Go­spo­darz jed­nak nie po­zwo­lił mu do­ko­ńczyć.

– Ile razy mam wam mó­wić, że nie je­stem za­in­te­re­so­wa­ny wspó­łpra­cą z woj­skiem? – wy­pa­lił z sil­nym szkoc­kim ak­cen­tem, ły­pi­ąc na przy­by­szy spod krza­cza­stych brwi. – Roz­kręćcie z po­wro­tem śmi­gie­łko i wara mi stąd. To te­ren pry­wat­ny.

Mó­wi­ąc to, mężczy­zna ob­ró­cił się na pi­ęcie i już miał po­ma­sze­ro­wać z po­wro­tem do domu, gdy sło­wa, któ­re po­wie­dział Lock­bee, go za­trzy­ma­ły.

– Pra­co­wa­li­śmy z dok­to­rem Hems­bym…

Szkot wy­pro­sto­wał się i od­wró­cił w stro­nę go­ści. Jego twarz przy­bra­ła pur­pu­ro­wy ko­lor, oczy jesz­cze bar­dziej się zwęzi­ły. W szpa­rach wi­dać było szcze­ry gniew.

– To mo­że­cie go po­słać ode mnie do dia­bła. A te­raz wy­no­cha! – wy­ce­dził przez zęby.

– W pew­nym sen­sie dok­tor Hems­by sam się już tam po­słał – spo­koj­nie, nie zwa­ża­jąc na na­strój roz­mów­cy, od­pa­rł Lock­bee. – Właś­nie dla­te­go pana od­wie­dzi­li­śmy. Po­trze­bu­je­my pa­ńskiej po­mo­cy w kon­ty­nu­owa­niu pra­cy, któ­rą dok­tor Hems­by roz­po­czął.

– Nie mam nic wspól­ne­go z jego ba­da­nia­mi. Pra­cu­ję nad czy­mś zu­pe­łnie in­nym – od­pa­rł mężczy­zna, ale jego twarz zdra­dza­ła ros­nącą cie­ka­wo­ść.

Lock­bee za­uwa­żył tę sub­tel­ną zmia­nę i po­sta­no­wił kuć że­la­zo, póki go­rące. Od sa­me­go po­cząt­ku zda­wał so­bie spra­wę, że spo­tka­nie nie będzie na­le­ża­ło do pro­stych. Był na­wet nie­co za­sko­czo­ny, że tak szyb­ko zy­skał za­in­te­re­so­wa­nie sa­mot­ni­ka.

– Ale miał pan, i to ca­łkiem zna­czący. Mo­żna by po­wie­dzieć, że ba­da­nia nad uni­wer­sal­nym tłu­ma­czem to w du­żym stop­niu pa­ńska za­słu­ga. – Gdy woj­sko­wy wy­po­wie­dział ostat­nie sło­wa, na­tych­miast tego po­ża­ło­wał.

Skó­ra na twa­rzy pu­stel­ni­ka po­now­nie przy­bra­ła pur­pu­ro­wą bar­wę. Lock­bee zdał so­bie spra­wę, że roz­ma­wia ze Szko­tem, gó­ra­lem, któ­ry nie za­po­mi­na wy­rządzo­nych mu w prze­szło­ści krzywd. Na­tu­ra tego czło­wie­ka nie mo­gła zo­stać zmie­nio­na ani przez ode­bra­ne przez nie­go wy­kszta­łce­nie, ani przez lata spędzo­ne na sta­no­wi­sku wy­kła­dow­cy Oxfor­du.

– Pa­nie pro­fe­so­rze, pro­szę wy­ba­czyć mo­je­mu ko­le­dze ten lap­sus – włączył się do roz­mo­wy Brown, wi­dząc zbli­ża­jącą się ka­ta­stro­fę. – Oczy­wi­ście zda­je­my so­bie spra­wę, że mo­del pro­to­ty­po­wy tego roz­wi­ąza­nia zo­stał przy­go­to­wa­ny pod pa­ńskim prze­wod­nic­twem. Wła­śnie dla­te­go uwa­ża­my, że jest pan je­dy­ną oso­bą, któ­ra mo­gła­by nam po­móc.

Ogień na twa­rzy mężczy­zny nie­co przy­ga­sł. Lock­bee ode­tchnął z ulgą, w du­chu dzi­ęku­jąc ko­le­dze za jego na­tych­mia­sto­wą re­ak­cję.

– Dla­cze­go mia­łbym wam po­ma­gać? – wy­mam­ro­tał uczo­ny.

– Mo­że­my za­pro­po­no­wać panu hoj­ny grant ba­daw­czy, któ­ry po za­ko­ńcze­niu na­szej wspó­łpra­cy będzie pan mógł wy­ko­rzy­stać we­dług wła­sne­go uzna­nia – po­now­nie prze­jął pa­łecz­kę Lock­bee.

Brown nie mógł za­ofe­ro­wać ni­cze­go ma­te­rial­ne­go. Był sze­fem ope­ra­cji cy­ber­ne­tycz­nych MI611) i jako przed­sta­wi­ciel wy­wia­du za­gra­nicz­ne­go nie miał mo­żli­wo­ści dzia­ła­nia w Zjed­no­czo­nym Kró­le­stwie. Co in­ne­go Lock­bee – on wy­stępo­wał w imie­niu kontr­wy­wia­du, sze­rzej zna­ne­go jako MI512), i po­sia­dał pe­łne upraw­nie­nia do pro­wa­dze­nia ope­ra­cji na te­re­nie kra­ju.

11) Brytyjska służba specjalna, znana również jako SIS (ang. Secret Intelligence Ser­vice), powołana w celu prowadzenia wywiadu zagranicznego.
12) Security Service lub MI5 – brytyjska Służba Bezpieczeństwa odpowiedzialna za ochronę kraju przed penetracją obcych służb wywiadowczych (kontrwywiad), walkę z terroryzmem, bezpieczeństwo wewnętrzne Wielkiej Brytanii oraz ochronę tajemnicy państwowej.

– Jak hoj­ny? – Oczy star­ca tym ra­zem wy­pe­łni­ły iskier­ki za­in­te­re­so­wa­nia.

Do­tych­czas pro­wa­dzo­ne przez nie­go ba­da­nia fi­nan­so­wa­ne były przez ta­jem­ni­cze­go in­we­sto­ra, wła­ści­cie­la miej­sca, w któ­rym się ak­tu­al­nie znaj­do­wa­li. Nie­co po­nad pół roku temu kon­takt nie­spo­dzie­wa­nie się urwał. Pro­fe­sor na­dal, co praw­da, miał do­stęp do kont, któ­re po­zwa­la­ły na po­kry­wa­nie bie­żących kosz­tów, za­so­by tam zgro­ma­dzo­ne jed­nak top­nia­ły, a obec­nie dno prze­świ­ty­wa­ło już bar­dzo wy­ra­źnie. Po zwol­nie­niu wi­ęk­szo­ści per­so­ne­lu, da­lej tnąc wy­dat­ki, mó­głby prze­trwać jesz­cze pół roku, może rok. Ofer­ta była więc in­te­re­su­jąca i zde­cy­do­wa­nie war­ta roz­wa­że­nia, nie­za­le­żnie od emo­cji, któ­re nim tar­ga­ły.

– Będzie pan mógł fi­nan­so­wać swo­je ba­da­nia przez naj­bli­ższe trzy lata – od­pa­rł szyb­ko ge­ne­rał MI5.

Wi­dać było, że woj­sko­we­go nie za­sko­czy­ło to py­ta­nie, jak rów­nież od­po­wie­dź, któ­ra pa­dła z ust Szko­ta:

– Pięć lat… i po­ziom fi­nan­so­wa­nia o dwa­dzie­ścia pro­cent wy­ższy niż obec­ny.

Lock­bee uśmiech­nął się w du­chu. Spo­dzie­wał się żąda­nia pod­wy­ższe­nia bu­dże­tu o trzy­dzie­ści lub na­wet czter­dzie­ści pro­cent.

– Zgo­da – od­pa­rł z po­wa­żną miną. – Czy będzie pan tak uprzej­my i do­łączy do nas w dro­dze po­wrot­nej do Lon­dy­nu?

Na­uko­wiec za­wa­hał się przez chwi­lę. Ten żo­łnierz zbyt szyb­ko się zgo­dził. Czuł, że mógł ugrać wi­ęcej. Jed­nak jako ro­do­wi­ty Szkot był oszczęd­ny, ale nie pa­zer­ny.

– Spa­ku­ję się i mo­że­my le­cieć – od­pa­rł i nie cze­ka­jąc na od­po­wie­dź, od­wró­cił się i po­czła­pał w kie­run­ku swo­je­go domu.

Brown spoj­rzał na Lock­bee’ego. Upew­niw­szy się, że na­uko­wiec nie może go usły­szeć, po­sta­no­wił wy­ci­ągnąć wi­ęcej in­for­ma­cji od swo­je­go to­wa­rzy­sza z MI5. Na lot­ni­sko Stor­no­way przy­by­li osob­ny­mi sa­mo­lo­ta­mi, a w le­cącym śmi­głow­cu trud­no było roz­ma­wiać, rów­nież z uwa­gi na pi­lo­tów, któ­rzy nie­ko­niecz­nie po­win­ni sły­szeć roz­mo­wę dwóch wy­so­kiej ran­gi ofi­ce­rów wy­wia­du.

– Dla­cze­go on tak ostro za­re­ago­wał na Hems­by’ego? Nie pra­co­wa­li ra­zem?

– Pro­fe­sor Iain Mac­Gre­gor, któ­re­go mia­łeś oka­zję po­znać, był men­to­rem Pau­la. Za­uwa­żył jego ta­lent i za­chęcił do za­jęcia się dzie­dzi­ną, w któ­rej sam był świa­to­wej sła­wy au­to­ry­te­tem, Sztucz­ną In­te­li­gen­cją – roz­po­czął wy­ja­śnie­nia Lock­bee. – Mło­dy stu­dent po prze­czy­ta­niu o eks­pe­ry­men­cie prze­pro­wa­dzo­nym przez Face­bo­oka w dwa ty­si­ące sie­dem­na­stym roku13) wpa­dł na po­my­sł, aby wy­ko­rzy­stać za­sto­so­wa­ne tam al­go­ryt­my do tłu­ma­cze­nia języ­ków, dla któ­rych nie ma da­nych re­fe­ren­cyj­nych. Je­śli bo­wiem kom­pu­ter jest w sta­nie stwo­rzyć język sam, to mo­żli­we, że będzie mógł rów­nież roz­szy­fro­wać wy­my­ślo­ny przez ko­goś in­ne­go. Po­dzie­lił się po­my­słem z Mac­Gre­go­rem, któ­ry przy­jął ideę en­tu­zja­stycz­nie i bar­dzo za­an­ga­żo­wał się w ba­da­nia. Zbu­do­wał ze­spół, w któ­rym Hems­by pe­łnił rolę li­de­ra. I tak sie­lan­ka by trwa­ła, gdy­by nie star­cie dwóch sam­ców alfa… Hems­by uwa­żał, że osi­ągni­ęte wy­ni­ki to głów­nie jego za­słu­ga jako po­my­sło­daw­cy, Mac­Gre­gor na­to­miast stał na sta­no­wi­sku, że to pra­ca ze­spo­łu mia­ła naj­wi­ęk­szy wpływ na prze­łom. Kon­flikt dość nie­ele­ganc­ko roz­wi­ązał Hems­by, wy­sta­wia­jąc do wia­tru swo­je­go men­to­ra i przed­sta­wia­jąc ba­da­nia jako wła­sne, dzi­ęki cze­mu otrzy­mał pre­sti­żo­wą Na­gro­dę Tu­rin­ga14) i stał się cen­niej­szy dla uczel­ni w kon­te­kście za­rów­no wi­ze­run­ko­wym, jak i fi­nan­so­wym… I tak oto nasz nie­co sier­mi­ężny w oby­ciu Szkot za­ko­ńczył ka­rie­rę na Oxfor­dzie.

13) Eksperyment opierał się na współdziałających ze sobą Sztucznych Inteligencjach, które w ramach treningu wytworzyły sztuczny język do porozumiewania się pomiędzy sobą, niemożliwy do rozszyfrowania przez ludzi.
14) Nagroda przyznawana corocznie od 1966 roku za wybitne osiągnięcia w dziedzinie informatyki przez Association of Computing Machinery. Czasami określana jest mianem „informatycznej Nagrody Nobla”.

Brown zmarsz­czył czo­ło. Za­czął ro­zu­mieć, dla­cze­go tak ła­two było zwer­bo­wać do po­mo­cy mło­de­go in­for­ma­ty­ka. Im bar­dziej ela­stycz­ny kręgo­słup mo­ral­ny, tym pla­stycz­niej­szy umy­sł, któ­ry dzi­ęki za­sto­so­wa­niu od­po­wied­nich me­tod mo­żna było ukszta­łto­wać zgod­nie z wła­sny­mi po­trze­ba­mi. A spo­so­bów na to za­rów­no kontr­wy­wiad, jak i wy­wiad mia­ły na­praw­dę wie­le.

– A skąd wie­dzia­łeś, że Mac­Gre­gor po­ła­si się na kasę? – spy­tał po krót­kiej pau­zie szef ope­ra­cji cy­ber­ne­tycz­nych MI6.

– Wiem, że kon­ta, z któ­rych Mac­Gre­gor czer­pie środ­ki na swo­je ba­da­nia, są pra­wie pu­ste. Za­częli­śmy ob­ser­wo­wać tę in­we­sty­cję lata temu, na dłu­go przed na­szym spo­tka­niem z Kon­tro­le­rem czy roz­po­częciem prac nad sze­ścia­nem. Gość, któ­ry w dwa ty­si­ące dwu­dzie­stym dru­gim roku na­gle po­ja­wia się zni­kąd i sy­pie kasą w kryp­to­wa­lu­cie jak z ręka­wa, przy czym nikt ni­g­dy go nie wi­dział, jak się do­my­ślasz, nie umknął na­szej uwa­dze.

– I co usta­li­li­ście?

– No wła­śnie pro­blem w tym, że nic… Ma­sku­je się wręcz ide­al­nie. Czy ra­czej ma­sko­wał, bo ope­ra­cje na kon­tach usta­ły nie­ca­łe sie­dem mie­si­ęcy temu. Od tego cza­su Mac­Gre­gor już tyl­ko ko­rzy­sta z kasy, któ­ra kie­dyś musi się sko­ńczyć. Na na­sze szczęście ten mo­ment zbli­ża się wiel­ki­mi kro­ka­mi, a pro­fe­so­rek, po­mi­mo za­ci­ęcia na­uko­we­go, rów­nież do­sko­na­le zda­je so­bie z tego spra­wę.

Brown znów się za­my­ślił. Hi­sto­ria, ja­kich wie­le w świe­cie wy­wia­du – ktoś po­trze­bu­je pie­ni­ędzy, a tych aku­rat słu­żbom nie bra­ku­je, mo­żna więc po­móc w za­mian za przy­słu­gę.

– A dla­cze­go w ogó­le go po­trze­bu­je­my? Hems­by nie może po­ci­ągnąć de­szy­fra­cji da­lej?

– Hems­by… – Tym ra­zem za­my­ślił się na chwi­lę Lock­bee. – Pa­mi­ętasz pro­jekt „Pa­trio­ta”?

Brown przy­po­mniał so­bie pro­gram, w któ­rym mło­dy in­for­ma­tyk mi­mo­wol­nie uczest­ni­czył. I dzi­ęki któ­re­mu uda­ło im się skło­nić tego lau­re­ata Na­gro­dy Tu­rin­ga do wspó­łpra­cy, nie­za­le­żnie od jego wła­snej woli. Pa­mi­ętał rów­nież o mo­żli­wych ne­ga­tyw­nych skut­kach uczest­nic­twa w tym pro­gra­mie. Prze­czu­wał, co po­wie mu ge­ne­rał MI5.

Po­ki­wał wol­no gło­wą, uwa­żnie przy­pa­tru­jąc się Lock­bee’emu.

– No więc pró­bo­wa­li­śmy wy­pro­wa­dzić Hems­by’ego z transu. Nie­ste­ty nie uda­ło się, za­pa­dł w śpi­ącz­kę. Od pół roku sta­ra­my się go wy­bu­dzić, jed­nak z mar­nym skut­kiem. Le­ka­rze nie są do­brej my­śli.

Brown w du­chu po­dzi­ęko­wał Lock­bee’emu za to, że nie do­rzu­cił cze­goś w sty­lu „nie da się zro­bić omle­tu bez zbi­cia kil­ku jaj”. Oby­dwaj do­sko­na­le wie­dzie­li, że w ich pra­cy bez ofiar się obej­dzie. I nie­za­le­żnie od tego, czy im się to po­do­ba­ło, czy nie, mu­sie­li się z tym po­go­dzić. Albo zmie­nić za­wód…

***

Odór al­ko­ho­lu bi­jący od nie­gdy­siej­sze­go au­to­ry­te­tu w dzie­dzi­nie Sztucz­nej In­te­li­gen­cji dał się im we zna­ki do­pie­ro w śmi­głow­cu. Na­wet kli­ma­ty­za­cja, usta­wio­na na wy­ższe niż wcze­śniej ob­ro­ty, nie zdo­ła­ła go wy­eli­mi­no­wać, może je­dy­nie lek­ko zmniej­szyć, za­bez­pie­cza­jąc tym sa­mym wnętrze po­jaz­du przed skut­ka­mi tor­sji wspó­łpa­sa­że­rów. Sam wi­no­waj­ca nie­spe­cjal­nie przej­mo­wał się wy­wie­ra­nym wra­że­niem – na­tych­miast po star­cie po­zbył się nad­mia­ru za­le­ga­jących w je­li­tach ga­zów, a na­stęp­nie za­pa­dł w płyt­ki sen, po­chra­pu­jąc co chwi­lę.

Lock­bee i Brown nie ode­zwa­li się do sie­bie ani sło­wem przez cały lot, choć oby­dwaj za­sta­na­wia­li się, jak ktoś taki jak Mac­Gre­gor mógł sto­czyć się aż tak bar­dzo. I czy w tym sta­nie rze­czy­wi­ście wart będzie tych kil­ku mi­lio­nów fun­tów, któ­re za­in­we­sto­wa­li w jego po­moc. Choć z dru­giej stro­ny, ktoś inny już za­pła­cił za jego po­moc dużo wi­ęcej. Ta­jem­ni­czy in­we­stor nie wy­rzu­cił go na bruk po pierw­szym ty­go­dniu, mie­si­ącu czy na­wet roku, tyl­ko fi­nan­so­wał przez ostat­nie osiem lat. Ist­nie­je więc szan­sa, że pod tą od­rzu­ca­jącą po­wło­ką kry­je się na­dal świa­tły umy­sł i zdol­no­ści, któ­re po­zwo­lą na od­czy­ta­nie i zro­zu­mie­nie ca­ło­ści in­for­ma­cji prze­cho­wy­wa­nych przez czar­ne sze­ścia­ny po­cho­dzące od ob­cej cy­wi­li­za­cji. ■

Rozdział 3

Niedziela, 28.04.2030, godz. 16:24 GMT (04:24 czasu lokalnego), ro­syj­ska sta­cja ba­daw­cza, je­zio­ro Na­ły­cze­wo, Kraj Kam­czac­ki, Fe­de­ra­cja Ro­syj­ska

Bez­chmur­ne nie­bo było jesz­cze ciem­ne. Po­ło­żo­na z dala od sku­pisk ludz­kich baza przy je­zio­rze Na­ły­cze­wo mo­gła­by sta­no­wić ide­al­ne miej­sce do ob­ser­wa­cji gwiazd – zwłasz­cza że głów­nych za­bu­do­wań nie oświe­tla­no zbyt moc­no, to­też nic nie za­kłó­ca­ło wi­do­ku nie­bo­skło­nu. Miej­sce to nie było jed­nak do­stęp­ne dla zwy­kłych śmier­tel­ni­ków. Sta­cja ba­daw­cza sta­no­wi­ła jed­ną z wie­lu pil­nie strze­żo­nych, taj­nych pla­có­wek na­uko­wych Fe­de­ra­cji Ro­syj­skiej, a po­ło­żo­ny nie­co na ubo­czu nie­po­zor­ny, pro­sto­kąt­ny bu­dy­nek H krył w swym wnętrzu jed­no z naj­wi­ęk­szych za­gro­żeń dla ca­łej ludz­ko­ści – przed­sta­wi­cie­la rasy po­cho­dzącej z in­ne­go wszech­świa­ta, isto­tę opar­tą na ener­gii zwa­ną Star­szym. I gdy­by osob­nik ten nie był uwi­ęzio­ny w klat­ce elek­tro­ma­gne­tycz­nej oraz chro­nio­ny przez ro­tu­jące eli­tar­ne siły chi­ńskie, ro­syj­skie i ame­ry­ka­ńskie, pew­nie znisz­czy­łby pla­ne­tę i cały Układ Sło­necz­ny, jak wcze­śniej pla­no­wał i z czym nie­spe­cjal­nie się krył. Zresz­tą fakt, że obec­nie był pod kon­tro­lą, nie ozna­czał, że nie sta­no­wił za­gro­że­nia. Tkwił w ku­li­stym wi­ęzie­niu bez ru­chu, po­ra­nio­ny pod­czas star­cia z 2027 roku, bez mo­żli­wo­ści re­ge­ne­ra­cji, ale na­dal śmier­tel­nie nie­bez­piecz­ny.

Wie­dział, że czas nie sta­no­wi dla nie­go naj­mniej­sze­go pro­ble­mu. Ży­cie jego, jak i in­nych istot ze Świa­ta Cen­tral­ne­go, z któ­re­go po­cho­dził, było dłu­ższe niż kil­ku po­ko­leń Zie­mian. A nie­ca­łe trzy lata, któ­re prze­by­wał tu­taj, sta­no­wi­ły je­dy­nie krót­ki okres wy­cze­ki­wa­nia, któ­re mo­gło trwać de­ka­dy czy na­wet wie­ki. Wy­star­cza­jąco po­znał za­miesz­ku­jące tę pla­ne­tę isto­ty żywe, by wie­dzieć, że w ko­ńcu po­pe­łnią błąd, po­ró­żnią się mi­ędzy sobą, a on będzie mógł to wy­ko­rzy­stać, aby się uwol­nić i znisz­czyć tę pry­mi­tyw­ną rasę, jak rów­nież całe ży­cie w tym ukła­dzie. Spe­łni swój obo­wi­ązek względem po­bra­tym­ców, zre­du­ku­je po­pu­la­cję tego świa­ta, aby w swo­im wła­snym ochro­nić ży­cie, któ­re zgod­nie z nada­nym przed eona­mi Pra­wem jest naj­wa­żniej­sze.

Nie czuł nie­na­wi­ści do istot, któ­re go schwy­ta­ły i prze­trzy­my­wa­ły, tak samo jak one nie czu­ły nie­na­wi­ści w sto­sun­ku do in­sek­tów czy zwie­rząt, któ­rym od­bie­ra­ły ży­cie, aby zdo­być po­ży­wie­nie. Nie od­czu­wał chęci za­bi­ja­nia. Po pro­stu mu­siał to uczy­nić, aby wy­ższa spo­łecz­no­ść ze Świa­ta Cen­tral­ne­go mo­gła na­dal żyć i roz­wi­jać się. Było to pro­ste, lo­gicz­ne, przy­czy­no­wo-skut­ko­we ro­zu­mo­wa­nie.

***

Czte­ry błękit­ne roz­bły­ski w od­da­li przy­ku­ły uwa­gę star­sze­go sze­re­go­we­go Wa­si­li­ja Po­po­wa. W ciem­no­ści nocy były zde­cy­do­wa­nie zbyt ja­sne, aby dało się je prze­oczyć. Nie za­nie­po­ko­iły one jed­nak żo­łnie­rza na tyle, by za­mel­do­wał o tym cen­tra­li. Mo­gły sta­no­wić prze­cież wy­ła­do­wa­nia at­mos­fe­rycz­ne, a mel­du­nek o nich przy­spo­rzy­łby mu wi­ęcej kło­po­tów ani­że­li sła­wy. Uznał, że na­wet ob­ra­ca­nie w ich stro­nę ci­ężkie­go ka­ra­bi­nu ma­szy­no­we­go Kord15), za­mon­to­wa­ne­go na opan­ce­rzo­nej wie­życz­ce, będzie wy­si­łkiem bez spe­cjal­ne­go uza­sad­nie­nia. Do ko­ńca słu­żby po­zo­sta­ło nie­co po­nad pó­łto­rej go­dzi­ny, więc sen­no­ść do­skwie­ra­ła mu już zde­cy­do­wa­nie. Cze­kał tyl­ko szó­stej, aby przy­szli zmien­ni­cy.

15) Rosyjski wielkokalibrowy (12,7 mm) karabin maszynowy produkowany od roku 2001, o szybkostrzelności do 750 strzałów na minutę.

Si­ęgnął po ku­bek ter­micz­ny, w któ­rym miał kawę. Upił łyk i skrzy­wił się. Ku­bek, co praw­da, za­wie­rał na­pój, ale na­zy­wa­nie na­czy­nia ter­micz­nym wy­da­wa­ło się nad­uży­ciem. Kawa była zim­na.

– Pa­vel, skocz po nową kawę, ta już ca­łkiem wy­sty­gła. – Mó­wi­ąc to, kop­nął przy­sy­pia­jące­go na sie­dząco ko­le­gę.

Ten aż pod­sko­czył. Wa­si­lij zro­zu­miał, że Pa­vel spał w naj­lep­sze. W grun­cie rze­czy do­brze mu tak. Są na war­cie, a na war­cie się nie śpi. Przy­sy­piać to co in­ne­go, ale nie spać.

Dru­gi żo­łnierz wy­be­łko­tał tyl­ko coś nie­zro­zu­mia­le, po­pra­wił się na sie­dzi­sku, gło­wa opa­dła mu na pie­rś i za­chra­pa­niem dał znać, że po­now­nie udał się w ob­jęcia Mor­fe­usza. Wa­si­lij zme­łł prze­kle­ństwo w ustach i wró­cił do kon­tem­plo­wa­nia roz­gwie­żdżo­ne­go nie­ba. Obie­cał so­bie, że po słu­żbie po­pro­si o zmia­nę part­ne­ra. Z obec­nym ani po­ga­dać, ani za­grać w kar­ty, ani na­wet się na­pić. A w szcze­gól­no­ści się na­pić, Pa­vel bo­wiem był jed­nym z tych, któ­rzy na po­kaz po­tępia­li al­ko­hol w woj­sku, co zresz­tą bar­dzo po­do­ba­ło się prze­ło­żo­nym. Szko­da tyl­ko, że nie wie­dzie­li oni, jak po­wa­żnie ten żo­łnierz spec­na­zu16) pod­cho­dzi do słu­żby war­tow­ni­czej. Ale na ko­le­gów się nie do­no­si, nie w si­łach spe­cjal­nych. Są pew­ne nie­pi­sa­ne za­sa­dy, któ­rych się nie ła­mie.

16) Wojskowe siły specjalne podległe wcześniej radzieckiemu, a obecnie rosyjskiemu zarządowi wywiadu wojskowego GRU.

My­śląc o al­ko­ho­lu, przy­po­mniał so­bie nie­wiel­ką pier­siów­kę, któ­rą miał w przed­niej kie­sze­ni ka­mi­zel­ki tak­tycz­nej. Rzu­cił jesz­cze okiem na ko­le­gę, ten jed­nak spał w naj­lep­sze. Od­chy­lił się lek­ko i wy­jął na­czy­nie. Zbli­żył je do ust, nie zdążył jed­nak się na­pić.

Nie usły­szał mo­men­tu wy­strza­łu. Po­cisk z ka­ra­bi­nu snaj­per­skie­go prze­bił jego hełm, wwier­ca­jąc się w mózg, i wy­le­ciał z dru­giej stro­ny. Ogrom­na pręd­ko­ść spo­wo­do­wa­ła, że prze­sze­dł przez ke­vlar jak przez ma­sło. Na­sta­ła ciem­no­ść bez gwiazd. Szyb­ko, nie­mal bez­bo­le­śnie. Wa­si­lij bez wy­da­nia ja­kie­go­kol­wiek dźwi­ęku osu­nął się na zie­mię, tuż obok mar­twe­go już Pa­vla.

***

Strze­lec wy­bo­ro­wy omió­tł ce­low­ni­kiem pierw­szy po­ste­ru­nek war­tow­ni­czy na dro­dze do bu­dyn­ku H. Wąski trakt znaj­do­wał się w nie­wiel­kim wąwo­zie, któ­re­go ścia­ny, na dole ska­li­ste, prze­cho­dzi­ły w gór­nej części w twar­dą gli­nę, na sa­mym szczy­cie po­ro­śni­ętą wy­so­ką na ja­kieś pół me­tra tra­wą. Snaj­per ubra­ny w pe­łny strój ma­sku­jący z po­wło­ką ter­mo­izo­la­cyj­ną był nie­mal nie­wi­docz­ny, za­rów­no dla nie­uzbro­jo­ne­go oka, jak i czuj­ni­ków czy ka­mer ter­mo­wi­zyj­nych.

Jesz­cze przez chwi­lę uwa­żnie lu­stro­wał punkt kon­tro­l­ny i jego bez­po­śred­nią oko­li­cę. Cia­ła żo­łnie­rzy, któ­rych za­bił, nie zro­bi­ły na nim naj­mniej­sze­go wra­że­nia, po­dob­nie jak świa­do­mo­ść, że jego part­ner zaj­mu­jący sta­no­wi­sko nie­co wy­żej w po­dob­ny spo­sób wy­eli­mi­no­wał stra­żni­ków z dru­gie­go punk­tu war­tow­ni­cze­go. Po­wo­li prze­nió­sł ce­low­nik na omia­ta­jącą dro­gę przed po­ste­run­kiem ka­me­rę. Wie­dział, że do­kład­nie to samo zro­bił dru­gi strze­lec, ce­lu­jący w ka­me­rę dru­gie­go sta­no­wi­ska ka­ra­bi­nu ma­szy­no­we­go. Zgod­nie z pla­nem oby­dwaj po­win­ni jesz­cze chwi­lę od­cze­kać przed uniesz­ko­dli­wie­niem re­je­stra­to­rów.

***

W po­miesz­cze­niu mo­ni­to­rin­gu na jed­nym z ho­lo­mo­ni­to­rów po­ja­wi­ło się czer­wo­ne okno. Dy­żur­ny le­ni­wie spoj­rzał na ekran. Wy­świe­tla­ny ob­raz go zdzi­wił. In­for­ma­cja mó­wi­ła o wy­kry­ciu fali gra­wi­ta­cyj­nej w oko­li­cy sta­cji ba­daw­czej. Od kie­dy pó­łto­ra roku temu roz­po­czął czyn­ną słu­żbę na tym po­ste­run­ku, wi­dział taki ko­mu­ni­kat po raz pierw­szy. Przy­su­nął się bli­żej mo­ni­to­ra i na­ci­snął uno­szącą się w po­wie­trzu iko­nę. Na ekra­nie uka­za­ła się sche­ma­tycz­na mapa z za­zna­czo­nym miej­scem wy­kry­cia zja­wi­ska. Pod nią był tekst z su­ge­ro­wa­ny­mi pro­ce­du­ra­mi.

Zgod­nie z in­struk­cją prze­słał wia­do­mo­ść do do­wód­cy zmia­ny, a na­stęp­nie uru­cho­mił opcję zauto­ma­ty­zo­wa­ne­go zwia­du. Na da­chu bu­dyn­ku otwo­rzył się nie­wiel­ki han­gar, z któ­re­go po­wo­li wznió­sł się dron zwia­dow­czy. Po osi­ągni­ęciu wy­so­ko­ści prze­lo­to­wej z ci­chym szu­mem czte­rech nie­wiel­kich wir­ni­ków skie­ro­wał się w stro­nę wy­kry­te­go sy­gna­łu. Ob­ra­zy z ka­me­ry, fil­mu­jącej w świe­tle wi­dzial­nym, pod­czer­wo­nym i nok­to­wi­zyj­nym, prze­ka­zy­wa­ne były w cza­sie rze­czy­wi­stym na ho­lo­ekran kom­pu­te­ra.

***

Dru­gi ze snaj­pe­rów usły­szał szum zbli­ża­jące­go się dro­na. Prze­szło mu przez myśl, że na­stąpi­ło to szyb­ciej, niż za­kła­da­li, ale na­dal w gra­ni­cach nor­my. Szum na­ra­stał, co ozna­cza­ło, że za chwi­lę żo­łnierz znaj­dzie się w za­si­ęgu ka­mer ma­szy­ny zwia­dow­czej. Po­dob­nie jak jego part­ner był do­brze za­ma­sko­wa­ny, więc obiek­tyw re­je­stra­to­ra bez­za­ło­gow­ca omió­tł jego sta­no­wi­sko bez za­trzy­my­wa­nia się nad nim i skie­ro­wał się w stro­nę miej­sca trans­fe­ru, z któ­re­go przy­by­li on, jego part­ner i po­zo­sta­ła część gru­py ude­rze­nio­wej.

Na­słu­chu­jąc od­da­la­jące­go się szu­mu ma­szy­ny zwia­dow­czej, sku­pił się na ko­lej­nej części pla­nu. W za­si­ęgu wzro­ku i strza­łu z obec­ne­go miej­sca miał za­rów­no dru­gi po­ste­ru­nek kon­tro­l­ny, jak i sta­lo­wą bra­mę bu­dyn­ku. Przed nie­wiel­ki­mi drzwia­mi wbu­do­wa­ny­mi w duże we­jście w nie­dba­łych po­zach sta­ło dwóch stra­żni­ków, a nie­co da­lej za­uwa­żył jesz­cze dwie pary Ro­sjan, naj­wy­ra­źniej pa­tro­lu­jących swo­je sek­to­ry.

Z kie­sze­ni ka­mi­zel­ki tak­tycz­nej wy­jął nie­wiel­ki emi­ter ul­tra­so­no­gra­ficz­ny i po­sta­wił obok sie­bie na trój­no­gu. Skie­ro­wał go w stro­nę za­bu­do­wań i włączył, a na­stęp­nie spoj­rzał w oku­lar ce­low­ni­ka ka­ra­bi­nu. Po­ja­wił się w nim nie­wiel­ki ho­lo­gra­ficz­ny ob­raz, a gdy urządze­nie wy­sła­ło nie­sły­szal­ne dla ludz­kie­go ucha fale dźwi­ęko­we, wi­zjer za­ja­śniał sła­bym świa­tłem. Część z fal od­bi­ła się od ścian, jed­nak część, o in­nej często­tli­wo­ści, przez nie prze­nik­nęła i dała żo­łnie­rzo­wi sche­ma­tycz­ny ob­raz wnętrza. Nie­wiel­ki kom­pu­ter asy­stu­jący na­tych­miast ozna­czył dwu­na­stu żo­łnie­rzy znaj­du­jących się w środ­ku.

W słu­chaw­ce za­trzesz­czał krót­ki mel­du­nek, po któ­rym snaj­per wy­ce­lo­wał z po­wro­tem w kie­run­ku ka­me­ry nad dru­gim po­ste­run­kiem kon­tro­l­nym. Po sy­gna­le od­cze­kał do­kład­nie dwie se­kun­dy i po­ci­ągnął za spust.

Dzia­ła­nie ka­ra­bi­nów, któ­ry­mi dys­po­no­wa­li oby­dwaj strzel­cy, nie opie­ra­ło się na wy­rzu­cie po­ci­sku za po­mo­cą ener­gii ła­dun­ku wy­bu­cho­we­go. Dzi­ęki wy­ko­rzy­sta­niu po­przecz­ne­go pola ma­gne­tycz­ne­go, wy­two­rzo­ne­go przez dwie szy­ny, po­mi­ędzy któ­ry­mi znaj­du­je się zbu­do­wa­ny z prze­wo­dzące­go ma­te­ria­łu po­cisk, zo­sta­je on wy­rzu­co­ny ca­łko­wi­cie bez­gło­śnie. W ich rękach znaj­do­wa­ły się zmi­nia­tu­ry­zo­wa­ne dzia­ła elek­tro­ma­gne­tycz­ne, ci­che, da­le­ko­si­ężne i pre­cy­zyj­ne.

***

Dy­żur­ny mo­ni­to­rin­gu na­tych­miast za­re­je­stro­wał brak ob­ra­zu z dwóch ka­mer za­mon­to­wa­nych na po­ste­run­kach kon­tro­l­nych. Wie­dział, że coś jest nie tak. Wy­ci­ągnął rękę do ko­mu­ni­ka­to­ra, ale prze­szko­dził mu syk otwie­ra­nych drzwi. Do po­ko­ju wsze­dł po­rucz­nik Sier­giej Fir­mow.

– Co się dzie­je? – za­py­tał ofi­cer, jed­no­cze­śnie omia­ta­jąc wzro­kiem ekra­ny.

Dy­żur­ny na­brał duży haust po­wie­trza, aby od­po­wie­dzieć, prze­ło­żo­ny jed­nak go ubie­gł.

– Wi­dzę… – Mó­wi­ąc to, zła­pał za ko­mu­ni­ka­tor przy­pi­ęty do pasa, uru­cho­mił go i za­czął wy­da­wać roz­ka­zy: – Od­dział Alfa, skie­ro­wać się zgod­nie z ko­or­dy­na­ta­mi Zwia­dow­cy Je­den – od­nió­sł się do po­zy­cji, na któ­rej wi­siał nie­daw­no wy­sła­ny dron, te­raz prze­ka­zu­jący ob­raz czte­rech nie­ty­po­wych, sto­żko­wa­tych czar­nych obiek­tów sto­jących na nie­wiel­kiej po­la­nie.

Fir­mow prze­łączył się na inną często­tli­wo­ść.

– Po­ste­ru­nek Pierw­szy, nie mamy ob­ra­zu z wa­szej ka­me­ry, co się dzie­je?

Ci­sza.

– Po­ste­ru­nek Pierw­szy, śpi­cie tam? – pod­nie­sio­nym gło­sem rzu­cił do ko­mu­ni­ka­to­ra. – Po­ste­ru­nek Dru­gi, po­daj­cie sta­tus Po­ste­run­ku Pierw­sze­go.

Punk­ty kon­tro­l­ne roz­miesz­czo­no w taki spo­sób, aby mo­żli­wa była wzro­ko­wa kon­tro­la sta­tu­su ka­żde­go z nich. Na tak za­da­ne py­ta­nie je­den ze stra­żni­ków z dru­gie­go po­ste­run­ku po­wi­nien prze­mie­ścić się, aby móc oce­nić, co się sta­ło na pierw­szym punk­cie kon­tro­l­nym. Ża­den z nich nie mógł jed­nak po­stąpić zgod­nie z pro­ce­du­rą – oby­dwaj le­że­li mar­twi.

– Po­ste­ru­nek Pierw­szy, zgło­ście się.

Po­rucz­nik już wie­dział, że sy­tu­acja jest po­wa­żna. Po­now­nie zmie­nił często­tli­wo­ść.

– Od­dział Beta, skie­ro­wać się w stro­nę Po­ste­run­ku Pierw­sze­go. Pod­cho­dźcie ostro­żnie, mo­żli­wy kon­takt bo­jo­wy.

Ko­lej­ne klik­ni­ęcie przy­ci­sku zmia­ny często­tli­wo­ści nada­wa­nia.

– Ochro­na bu­dyn­ku, mo­żli­wy kon­takt bo­jo­wy na po­ste­run­kach kon­tro­l­nych. Za­jąć po­zy­cje obron­ne.

Fir­mow sko­ńczył wy­da­wać po­le­ce­nia i skie­ro­wał się do wy­jścia. W drzwiach rzu­cił jesz­cze do za­sko­czo­ne­go sy­tu­acją dy­żur­ne­go:

– Obu­dź sze­fa, naj­le­piej oso­bi­ście.

Nie cze­ka­jąc na od­po­wie­dź, szyb­ko wy­sze­dł z po­miesz­cze­nia.

***

Osiem ubra­nych na czar­no syl­we­tek pod­nio­sło się z zie­mi za­raz po tym, jak ich snaj­per­ska osło­na wy­eli­mi­no­wa­ła za­rów­no war­tow­ni­ków, jak i ka­me­ry. Na ugi­ętych no­gach wszy­scy po­bie­gli w stro­nę punk­tu pierw­sze­go. Tam dwój­ka żo­łnie­rzy od­dzie­li­ła się, ob­sta­wia­jąc sta­no­wi­sko ka­ra­bi­nu ma­szy­no­we­go, pod­czas gdy resz­ta od­dzia­łu ru­szy­ła do dru­gie­go sta­no­wi­ska. Po chwi­li je mi­nęli, nie zo­sta­wia­jąc jed­nak ni­ko­go przy dru­gim ka­ra­bi­nie. Roz­pro­szy­li się i roz­po­częli ostro­żne po­de­jście do bu­dyn­ku.

Z tego sa­me­go miej­sca, skąd wy­ru­szy­li, pod­nio­sła się jesz­cze jed­na po­stać. Nie­co wy­ższa od resz­ty, nie nio­sła ze sobą bro­ni. Ru­szy­ła szyb­ko w kie­run­ku po­zo­sta­łych.

Od­dział ude­rze­nio­wy, ma­jąc w za­si­ęgu wzro­ku we­jście do bu­dyn­ku H, cze­kał na strzel­ca wy­bo­ro­we­go, któ­ry miał mu uto­ro­wać dro­gę do wnętrza.

***

Snaj­per zo­ba­czył, że żo­łnie­rze z pa­tro­lu przy­sta­nęli. Jed­no­cześ­nie je­den z tych przy bra­mie przy­ło­żył rękę do ucha, naj­wy­ra­źniej słu­cha­jąc mel­dun­ku. Ten cel jed­nak, po­dob­nie jak jego to­wa­rzysz, byli przy­dzie­le­ni part­ne­ro­wi, więc nie mu­siał się nimi przej­mo­wać. Wy­ce­lo­wał w stro­nę żo­łnie­rzy, któ­rzy się przed chwi­lą za­trzy­ma­li. Ci spoj­rze­li po so­bie i le­ni­wie za­częli zdej­mo­wać z ra­mion naj­now­sze wer­sje au­to­ma­tów A-76217). Naj­praw­do­po­dob­niej za­kła­da­li, że to ko­lej­ne ćwi­cze­nia, tym ra­zem ogło­szo­ne o wy­jąt­ko­wo bar­ba­rzy­ńskiej po­rze.

17) Karabinek automatyczny produkcji rosyjskiej będący następcą AK-74M w wersji na amunicję kalibru 7,62 mm, przeznaczony dla sił specjalnych.

Dwa bez­gło­śne strza­ły, dwóch lu­dzi upa­dło w bło­to. Strze­lec bły­ska­wicz­nie prze­nió­sł ce­low­nik na dru­gą parę war­tow­ni­ków. Ci szyb­ko zro­zu­mie­li, co się dzie­je, i bie­giem ru­szy­li w kie­run­ku nie­wiel­kiej za­po­ry z usta­wio­nych przed we­jściem trój­kąt­nych blo­ków zbro­jo­ne­go be­to­nu. Nie zdąży­li do nich do­trzeć.

Od­dział ude­rze­nio­wy już po pierw­szych strza­łach ostro­żnie za­czął prze­su­wać się ku we­jściu do bu­dyn­ku. Wy­po­sa­żo­ny­mi w tłu­mi­ki skró­co­ny­mi lu­fa­mi ka­ra­bin­ków au­to­ma­tycz­nych QBZ-19118) żo­łnie­rze ce­lo­wa­li w stro­nę bra­my.

18) Wprowadzony do służby w 2019 roku karabinek automatyczny produkcji chińskiej kalibru 5,8 × 42 mm.

Po od­da­niu ostat­nich strza­łów snaj­per, tym ra­zem już bez nad­mier­nej ostro­żno­ści, po­de­rwał się na rów­ne nogi i po­pędził do trze­cie­go wy­zna­czo­ne­go mu w ra­mach pla­nu tak­tycz­ne­go sta­no­wi­ska. Jego ko­lej­nym za­da­niem była osło­na kie­run­ku, z któ­re­go mogą nad­cho­dzić po­si­łki dla ob­ro­ńców bu­dyn­ku H.

***

Od­dział szyb­kie­go re­ago­wa­nia o kryp­to­ni­mie Alfa po­ru­szał się pie­szo. Brak ja­kiej­kol­wiek dro­gi do miej­sca, w któ­rym za­trzy­mał się dron, unie­mo­żli­wiał za­sto­so­wa­nie ko­ło­wych po­jaz­dów zwia­dow­czych. Żo­łnie­rze do­tar­li do skra­ju za­gaj­ni­ka tuż przed nie­wiel­ką po­la­ną. Do­wód­ca pod­nió­sł w górę za­ci­śni­ętą pi­ęść, sy­gna­li­zu­jąc po­ten­cjal­ne za­gro­że­nie, i cała dru­ży­na przy­klękła, mie­rząc z ka­ra­bi­nów w otwar­tą prze­strzeń. W wi­zje­rach ce­low­ni­ków nok­to­wi­zyj­nych do­sko­na­le wi­dzie­li sto­jące na po­la­nie czte­ry sto­żko­wa­te kszta­łty. Sły­sze­li rów­nież szum dro­na nad gło­wa­mi. Ope­ra­tor zwia­du na nie­wiel­kim podłu­żnym ho­lo­gra­mie, któ­ry zak­ty­wo­wał na przed­ra­mie­niu, wstu­kał se­rię po­le­ceń. Dron za­rea­go­wał za­to­cze­niem okręgu nad po­la­ną. Żo­łnierz w sku­pie­niu ob­ser­wo­wał, czy na sche­ma­tycz­nej map­ce po­ja­wi się ja­kie­kol­wiek źró­dło cie­pła, mo­gące su­ge­ro­wać war­tę przy urządze­niach. Nic ta­kie­go nie zo­sta­ło wy­kry­te. Dał ręką sy­gnał do­wód­cy, na co ten bez­gło­śnie wy­dał czte­rem żo­łnie­rzom po­le­ce­nie ostro­żne­go wy­jścia zza osła­nia­jących ich ni­skich drzew. Zwia­dow­cy skie­ro­wa­li się w stro­nę ta­jem­ni­czych obiek­tów. Po­zo­sta­li przez cały czas omia­ta­li lu­fa­mi bro­ni oko­li­cę.

***

Żo­łnie­rze od­dzia­łu Beta, wzbi­ja­jąc nie­wiel­ką chmu­rę ku­rzu, za­trzy­ma­li swo­je wozy zwia­dow­cze Cha­borz M-619) na­prze­ciw­ko po­ste­run­ku kon­tro­l­ne­go. Nad nimi, nie­co z przo­du, le­ciał nie­wiel­ki dron, go­to­wy w ka­żdej chwi­li prze­ka­zać in­for­ma­cje o za­gro­że­niu kry­jącym się na dro­dze. Po­ru­szał się jed­nak na zbyt ni­skim pu­ła­pie, aby wy­kryć przy­kry­te­go ma­sku­jącym ko­cem ter­micz­nym snaj­pe­ra, le­żące­go w krza­kach na wzgó­rzu.

19) Sześcioosobowy terenowy pojazd patrolowy produkowany dla rosyjskich sił specjalnych od 2018 roku przez czeczeńską firmę ChechenAuto OJSC.

Z od­le­gło­ści osiem­dzie­si­ęciu me­trów wi­dzie­li już wy­ra­źnie za­rów­no sta­lo­wą osło­nę, otwór strzel­ni­czy, jak i wy­sta­jący z nie­go wiel­ko­ka­li­bro­wy ka­ra­bin ma­szy­no­wy. Lufa po­ru­sza­ła się, wy­ra­źnie przez ko­goś ob­słu­gi­wa­na.

Do­wód­ca wy­sia­dł z wozu i przy­kuc­nął. W jed­nej ręce cały czas trzy­mał od­bez­pie­czo­ną broń, dru­gą prze­łączył ka­nał trans­mi­sji. Wszy­scy żo­łnie­rze z wy­jąt­kiem kie­row­ców i ope­ra­to­rów ka­ra­bi­nu ma­szy­no­we­go ostro­żnie opu­ści­li po­jaz­dy.

– Po­ste­ru­nek Pierw­szy, tu do­wód­ca Gru­py Szyb­kie­go Re­ago­wa­nia Beta, po­daj­cie iden­ty­fi­ka­cję – rzu­cił w eter.

Od­po­wie­dzia­ła mu ci­sza, prze­ry­wa­na je­dy­nie ci­chy­mi trza­ska­mi za­kłó­ceń. Po­wtó­rzył roz­kaz, tym ra­zem rów­nież bez od­ze­wu. Za­kła­da­jąc, że ko­mu­ni­ka­cja ra­dio­wa zo­sta­ła prze­rwa­na, wy­jął nie­wiel­ką la­tar­kę i bły­snął kil­ka razy w stro­nę sta­no­wi­ska. Z na­pi­ęciem ob­ser­wo­wał po­ste­ru­nek w ocze­ki­wa­niu na od­po­wie­dź. Na­de­szła ona po krót­kiej chwi­li – jed­nak nie w po­sta­ci bły­sku, a po­sła­nej w jego stro­nę se­rii po­ci­sków ka­li­bru 12,7 mi­li­me­trów, roz­ry­wa­jąc jego cia­ło na ka­wa­łki. Nie zo­ba­czył już swo­ich to­wa­rzy­szy rzu­ca­jących się na zie­mię i otwie­ra­jących ogień za­po­ro­wy w kie­run­ku otwo­ru strzel­ni­cze­go.

***

Huk strza­łów z wiel­ko­ka­li­bro­we­go ka­ra­bi­nu ma­szy­no­we­go do­ta­rł do żo­łnie­rzy od­dzia­łu Alfa w ułam­ku se­kun­dy. Od razu roz­po­zna­li ter­kot Kor­da, umiesz­czo­ne­go praw­do­po­dob­nie na sta­no­wi­sku kon­tro­l­nym.

W tym sa­mym mo­men­cie ci­szę po­mi­ędzy se­ria­mi wy­pe­łnił dźwi­ęk przy­po­mi­na­jący szum lub bzy­cze­nie. Nad za­gaj­nik znaj­du­jący się po prze­ciw­nej stro­nie po­la­ny unio­sła się chmu­ra ma­łych owa­dów. To ona była źró­dłem ha­ła­su. Chmu­ra mia­ła nie­re­gu­lar­ny kszta­łt i po­wo­li prze­su­wa­ła się w stro­nę od­dzia­łu. Zwia­dow­cy ostro­żnie przy­kuc­nęli, ob­ser­wu­jąc nie­ty­po­we zja­wi­sko. Dźwi­ęk wy­da­wał się co­raz bar­dziej me­ta­licz­ny.

W jed­nej trze­ciej od­le­gło­ści od znaj­du­jących się w cen­trum po­la­ny obiek­tów chmu­ra roz­dzie­li­ła się na dwie części. Mniej­sza po­szy­bo­wa­ła wy­żej, w stro­nę wi­szące­go dro­na, dru­ga roz­ci­ągnęła się w po­zio­mie i na­dal zbli­ża­ła do żo­łnie­rzy.

Ope­ra­tor bez­za­ło­gow­ca włączył na swo­im ho­lo­gra­mie wi­dok z ka­mer i skie­ro­wał jed­ną z nich w stro­nę zja­wi­ska. Prze­łączył re­je­stra­tor w tryb pod­czer­wo­ny i za­ma­rł. Owa­dy nie wy­dzie­la­ły cie­pła, ter­mo­wi­zja w ogó­le ich nie re­je­stro­wa­ła.

***

Za­stęp­ca do­wód­cy od­dzia­łu Beta prze­tur­lał się za nie­wiel­ki ka­mień, sta­no­wi­ący osło­nę dla gra­du po­ci­sków sy­pi­ących się z ka­ra­bi­nu umiesz­czo­ne­go za opan­ce­rzo­ną osło­ną. Wie­dział, że mają nie­wiel­kie szan­se na znisz­cze­nie sta­no­wi­ska za po­mo­cą po­sia­da­nej bro­ni.

– Po­ste­ru­nek Pierw­szy prze­jęty przez wro­ga! Po­trzeb­ne wspar­cie po­wietrz­ne lub ar­ty­le­ryj­skie! Ogień na Po­ste­ru­nek Pierw­szy! – krzyk­nął do ko­mu­ni­ka­to­ra.

Usły­szał opa­no­wa­ny głos Fir­mo­wa:

– Po­twier­dzam, wspar­cie po­wietrz­ne, ogień na Po­ste­ru­nek Pierw­szy, czas oko­ło trzy­dzie­ści se­kund.

Za­stęp­ca do­wód­cy Bety po­twier­dził przy­jęcie mel­dun­ku i na­ka­zał swo­im lu­dziom po­zo­sta­nie w ukry­ciu. Wie­dział, że w mo­men­cie wy­sła­nia Alfy na miej­sce fali gra­wi­ta­cyj­nej sta­le pa­tro­lu­jący oko­li­cę dron S-70 „Ochot­nik”20) zo­stał skie­ro­wa­ny w oko­li­ce bazy. Uzbro­jo­ny w kie­ro­wa­ne ra­kie­ty był w sta­nie szyb­ko i pre­cy­zyj­nie wes­przeć oby­dwa od­dzia­ły.

20) Zbudowany w układzie latającego skrzydła przez Biuro Projektowe Suchoja ciężki bezzałogowy statek powietrzny, którego pierwsze próby przeprowadzono w roku 2019.

Gdy wszy­scy po­zo­sta­li przy ży­ciu człon­ko­wie Bety skry­li się za osło­na­mi te­re­no­wy­mi, ka­ra­bin z punk­tu kon­tro­l­ne­go prze­stał strze­lać. Lufa przez chwi­lę omia­ta­ła prze­strzeń, z któ­rej ata­ko­wa­li Ro­sja­nie, po czym za­sty­gła w miej­scu, jak­by w ocze­ki­wa­niu na ko­lej­ną falę ata­ku. Za­miast niej jed­nak kil­ka­na­ście se­kund pó­źniej żo­łnie­rze usły­sze­li świst ra­kie­ty prze­la­tu­jącej im nad gło­wa­mi i nie­co mrocz­ny jesz­cze po­ra­nek roz­świe­tlił wy­buch, ca­łko­wi­cie nisz­czący po­ste­ru­nek oraz za­gra­ża­jące ze­spo­ło­wi sta­no­wi­sko ka­ra­bi­nu ma­szy­no­we­go.

***

Gdy je­den ze snaj­pe­rów prze­miesz­czał się w miej­sce, z któ­re­go mó­głby ob­ser­wo­wać oba po­ste­run­ki, pierw­sze po­ci­ski ci­ężkie­go ka­ra­bi­nu ma­szy­no­we­go Kord za­bi­ły wła­śnie do­wód­cę od­dzia­łu. Chwi­lę pó­źniej, le­żąc już na swo­im do­ce­lo­wym sta­no­wi­sku, wi­dział, jak za­raz po za­ko­ńcze­niu ostrza­łu dwie po­sta­cie zry­wa­ją się na rów­ne nogi i bie­gną w stro­nę dru­gie­go punk­tu opo­ru. Chwi­lę pó­źniej opusz­czo­ne sta­no­wi­sko eks­plo­do­wa­ło wsku­tek ude­rze­nia ra­kie­ty, praw­do­po­dob­nie z dro­na. Pla­ny za­kła­da­ły, co praw­da, atak mo­ździe­rzo­wy, ale je­śli cho­dzi o efekt, w grun­cie rze­czy w obu przy­pad­kach był on po­dob­ny.

Znów prze­nió­sł ce­low­nik na oko­li­ce znisz­czo­ne­go sta­no­wi­ska ognio­we­go. Zo­ba­czył po­wo­li zbli­ża­jących się do nie­go żo­łnie­rzy. Od­cze­kał, aż zrów­na­ją się z punk­tem kon­tro­l­nym, i po­now­nie na­ci­snął spust.

***

Bez­gło­śny, lecz po­tężny strzał wy­rzu­cił mło­de­go ka­pra­la w po­wie­trze. Po­zo­sta­li człon­ko­wie gru­py szyb­kie­go re­ago­wa­nia za­dzia­ła­li in­stynk­tow­nie, mo­men­tal­nie pa­da­jąc na zie­mię. Gdy dru­gi strzał za­bił ko­lej­ne­go żo­łnie­rza, za­stęp­ca do­wód­cy Bety na­ka­zał wy­co­fa­nie się na po­przed­nie po­zy­cje. Wie­dział, że to ro­bo­ta strzel­ca wy­bo­ro­we­go, nie mógł jed­nak do­strzec bły­sku ga­zów wy­lo­to­wych, przez co zlo­ka­li­zo­wa­nie łow­cy gra­ni­czy­ło z cu­dem. Zda­wał so­bie spra­wę, że musi on być ukry­ty na któ­ry­mś z wierz­cho­łków wąwo­zu. Po­now­nie zak­ty­wo­wał ra­dio­sta­cję.

– Po­ste­ru­nek Pierw­szy zli­kwi­do­wa­ny, kon­takt ze strzel­cem wy­bo­ro­wym. Brak jed­no­znacz­nej lo­ka­li­za­cji, po­trzeb­ne ob­sza­ro­we wspar­cie ognio­we na wierz­cho­łki ka­nio­nu.

Po­rucz­nik z cen­trum do­wo­dze­nia po­twier­dził udzie­le­nie wspar­cia. Tym ra­zem sza­co­wa­ny czas wy­no­sił pi­ęt­na­ście se­kund.

***

Dru­gi ze snaj­pe­rów ata­ku­jącej gru­py już uniesz­ko­dli­wił wszyst­kie ka­me­ry prze­ka­zu­jące ob­raz do cen­trum do­wo­dze­nia. Żo­łnie­rze pa­tro­lu­jący te­ren le­że­li mar­twi na mu­ra­wie wo­kół bu­dyn­ku. Czar­ne po­sta­cie zdąży­ły prze­mie­ścić się do nie­wiel­kich drzwi wbu­do­wa­nych w ma­syw­ne sta­lo­we wro­ta. Osła­nia­ny przez ko­le­gów, krępy żo­łnierz wy­jął pal­nik la­se­ro­wy i za­czął wy­ci­nać otwór o wiel­ko­ści po­zwa­la­jącej jego to­wa­rzy­szom do­stać się do środ­ka. Na­past­ni­cy usta­wi­li się po oby­dwu stro­nach. Je­dy­nie naj­wy­ższy z nich sta­nął na­prze­ciw­ko we­jścia, wy­pro­sto­wa­ny, mil­czący i jak­by nie­obec­ny my­śla­mi.

Je­den z żo­łnie­rzy pchnął drzwi, któ­re wpa­dły do środ­ka. Za­nim jesz­cze ude­rzy­ły z hu­kiem o zie­mię, za sta­lo­wą ta­flę po­le­cia­ły dwa gra­na­ty bły­sko­wo-hu­ko­we. Od­głos upa­da­jące­go me­ta­lu zlał się z se­rią hu­ków i bły­sków, po czym do po­miesz­cze­nia wpa­dła gru­pa ude­rze­nio­wa. Pierw­szy z ata­ku­jących do­stał bez­po­śred­nio w pie­rś, jed­nak za­sło­nił w ten spo­sób dwóch in­nych, któ­rzy na­tych­miast zlo­ka­li­zo­wa­li ob­ro­ńców po obu stro­nach po­miesz­cze­nia i od­da­li w ich stro­nę po dwie dwu­strza­ło­we se­rie. Na­stęp­ny przy­kuc­nął za­raz za we­jściem i ostrze­lał kry­jących się za skrzy­nia­mi żo­łnie­rzy na an­tre­so­li. Prze­su­nął się w lewo i zo­ba­czył lądu­jący tuż obok nie­go gra­nat odłam­ko­wy. Zda­jąc się na in­stynkt, kop­nął moc­no ła­du­nek wy­bu­cho­wy, po­sy­ła­jąc go pod prze­ciw­le­głą ścia­nę, i od­sko­czył w bok, aby skryć się przed skut­ka­mi eks­plo­zji. Ta­kim re­flek­sem nie po­pi­sał się żo­łnierz, któ­ry jako dru­gi wpa­dł do po­miesz­cze­nia. Fala ude­rze­nio­wa i odłam­ki tra­fi­ły pro­sto w nie­go, po­sy­ła­jąc jego bez­wład­ne cia­ło na ścia­nę.

W tym mo­men­cie mur za żo­łnie­rzem na an­tre­so­li eks­plo­do­wał. Po­cisk ze snaj­per­skie­go ka­ra­bi­nu elek­tro­ma­gne­tycz­ne­go, o zde­cy­do­wa­nie wi­ęk­szej ener­gii ki­ne­tycz­nej niż w przy­pad­ku stan­dar­do­wej bro­ni, prze­sze­dł przez be­ton jak przez ma­sło i zma­sa­kro­wał klat­kę pier­sio­wą ob­ro­ńcy. Chwi­lę pó­źniej po­dob­ny los spo­tkał dru­gie­go, kry­jące­go się za za­ło­mem ro­syj­skie­go żo­łnie­rza.

Atak strzel­ca wy­bo­ro­we­go zdez­o­rien­to­wał ob­ro­ńców, co na­tych­miast wy­ko­rzy­sta­li na­past­ni­cy. Wszy­scy poza mężczy­zną sto­jącym na­prze­ciw­ko we­jścia zdo­ła­li do­stać się do po­miesz­cze­nia i za­jąć po­zy­cje.

Wy­so­ki, ubra­ny na czar­no żo­łnierz, igno­ru­jąc ka­no­na­dę, wol­nym kro­kiem zbli­żył się do bu­dyn­ku. Za­cho­wy­wał się tak, jak­by sze­dł na spa­cer, a wy­bu­chy gra­na­tów, eks­plo­du­jące od po­ci­sków snaj­per­skich ścia­ny czy stłu­mio­ne se­rie z ka­ra­bi­nów nie ro­bi­ły na nim naj­mniej­sze­go wra­że­nia. Po­wo­li prze­sze­dł przez znisz­czo­ne we­jście i ro­zej­rzał się.

***

Żo­łnie­rze od­dzia­łu Beta usły­sze­li syk nad­la­tu­jącej bom­by. Tak na­praw­dę były to dwa ła­dun­ki, któ­re po ude­rze­niu w oby­dwa wzgó­rza oka­la­jące dro­gę za­mie­ni­ły wy­so­ką tra­wę i ro­snące tam nie­wiel­kie drze­wa w po­piół. Ob­sza­ro­wo­ść ata­ku w tym przy­pad­ku ozna­cza­ła za­sto­so­wa­nie pre­cy­zyj­nych bomb za­wie­ra­jących żel za­pa­la­jący, wy­twa­rza­jący tem­pe­ra­tu­rę z po­wo­dze­niem mo­gącą kon­ku­ro­wać z pie­ca­mi hut­ni­czy­mi.

Do­wo­dzący od­dzia­łem wie­dział, że je­śli na któ­ry­mś ze wzgórz był za­gra­ża­jący im snaj­per, nie miał szans na prze­ży­cie.

Bez­gło­śnie wy­dał roz­kaz ostro­żne­go po­de­jścia. Żo­łnie­rze z lek­kim oci­ąga­niem wy­chy­nęli zza za­słon i po­wo­li za­częli prze­miesz­czać się w stro­nę Po­ste­run­ku Dru­gie­go. Do­tych­cza­so­wa noc nie­mal zmie­ni­ła się w dzień, a do­skwie­ra­jące zim­no w żar bi­jący od pa­lących się po oby­dwu stro­nach sto­ków.

Gdy do­szli do celu, tym ra­zem już zde­cy­do­wa­nie ostro­żniej usta­wi­li się na po­zy­cjach chro­ni­ących ich od ognia ka­ra­bi­nu. Kie­dy tyl­ko zo­ba­czy­li po­ru­sza­jącą się w lewo i w pra­wo lufę, wie­dzie­li już, że praw­do­po­dob­nie nie są to ob­ro­ńcy. Na­past­ni­cy prze­jęli rów­nież dru­gi po­ste­ru­nek.

***

Wszy­scy żo­łnie­rze gru­py Alfa ob­ser­wo­wa­li zbli­ża­jące się chmu­ry nie­ty­po­wych owa­dów. Mniej­sza z nich wy­strze­li­ła w stro­nę dro­na. Ob­raz na ho­lo­mo­ni­to­rze znik­nął, a dane dia­gno­stycz­ne na te­mat dro­na zmie­ni­ły ko­lor na czer­wo­ny. Bez­za­ło­go­wiec spa­dł na zie­mię, po­zba­wio­ny ener­gii.

Dru­ga chmu­ra w tym sa­mym mo­men­cie szyb­ko ru­szy­ła w stro­nę żo­łnie­rzy. Ci na­ci­snęli spu­sty au­to­ma­tów, jed­nak obiek­ty były zbyt małe, aby do­si­ęgły ich mie­rzo­ne po­ci­ski. Ow­szem, kil­ka „owa­dów”, tra­fio­nych lub po­trąco­nych przez le­cącą kulę ka­ra­bi­no­wą, spa­dło na zie­mię, wi­ęk­szo­ść jed­nak prze­by­ła dy­stans dzie­lący ich od ko­man­do­sów i gdy zna­la­zły się ja­kieś dzie­si­ęć me­trów od nich, bły­snęły nie­wiel­ki­mi krop­ka­mi świa­tła. Były to ma­lut­kie pola ener­ge­tycz­ne, wy­rzu­ca­jące strza­łki, któ­re ude­rzy­ły w żo­łnie­rzy.

Ko­man­do­sów chro­ni­ły ka­mi­zel­ki i he­łmy z przy­łbi­ca­mi, jed­nak na ko­ńczy­nach mie­li tyl­ko częścio­we pan­ce­rze z tward­nie­jące­go pod wpły­wem ude­rze­nia ma­te­ria­łu. Po­mi­ędzy kom­po­nen­ta­mi były luki, umo­żli­wia­jące spraw­ne po­ru­sza­nie się ope­ra­to­rów. To w nie tra­fi­ły strza­łki za­wie­ra­jące sil­ną daw­kę środ­ka zwiot­cza­jące­go, dzia­ła­jące­go w prze­ci­ągu nie­spe­łna se­kun­dy po wpro­wa­dze­niu do krwi ob­wo­do­wej.

Ko­man­do­si pa­da­li jak ra­że­ni pio­ru­nem i po kil­ku se­kun­dach tra­ci­li przy­tom­no­ść.

Z za­gaj­ni­ka po dru­giej stro­nie po­la­ny ci­cho wy­bie­gło dzie­si­ęciu lu­dzi ubra­nych w czar­ne mun­du­ry. Nie mie­li he­łmów, a ka­ra­bin­ki nie­śli prze­wie­szo­ne przez ple­cy. Po­zba­wie­ni ci­ężkie­go uzbro­je­nia, szyb­ko do­tar­li do le­żących żo­łnie­rzy spec­na­zu. Ka­żdy z nich zła­pał jed­ne­go, wrzu­cił go so­bie na ra­mio­na i szyb­ko, jak­by nie czu­jąc ci­ęża­ru bez­wład­ne­go cia­ła, prze­nió­sł do cze­ka­jących sto­żków. Ar­te­fak­ty mo­gły po­mie­ścić po pięć osób. Ra­zem z na­past­ni­ka­mi do sto­żków tra­fi­ło za­tem dzie­si­ęciu ro­syj­skich żo­łnie­rzy.

Po uło­że­niu nie­przy­tom­nych w sto­żkach mężczy­źni wró­ci­li do miej­sca, gdzie zo­sta­ła resz­ta ob­ro­ńców. Bez chwi­li wa­ha­nia, bez­na­mi­ęt­nie zdjęli z ple­ców ka­ra­bi­ny i od­da­li po jed­nym strza­le do ka­żde­go z nich. Po wy­ko­na­niu za­da­nia za­wró­ci­li do po­jaz­dów, wsie­dli i za­mknęli trój­kąt­ne wła­zy.

Po­la­nę roz­świe­tlił błysk, w któ­rym wszyst­kie sto­żki znik­nęły.

***

Star­szy sze­re­go­wy od­dzia­łu spec­naz sta­no­wi­ące­go bez­po­śred­nią ochro­nę bu­dyn­ku H zo­ba­czył w dziu­rze, któ­ra jesz­cze nie­daw­no była drzwia­mi, wy­so­ką po­stać roz­gląda­jącą się po tęt­ni­ącym strze­la­ni­ną po­miesz­cze­niu. Nie­wie­le my­śląc, wy­ce­lo­wał w nią i dwu­krot­nie na­ci­snął spust. Dwa po­ci­ski po­mknęły w kie­run­ku mężczy­zny. Żo­łnierz spo­dzie­wał się od­rzu­ce­nia na­past­ni­ka do tyłu, jed­nak mężczy­zna stał na­dal, a w miej­scach, gdzie ude­rzy­ły kule, dziw­nym świa­tłem ja­śnia­ły dwa otwo­ry. Cały czas pa­trząc przez ce­low­nik, sze­re­go­wy prze­nió­sł wzrok na gło­wę po­sta­ci. Ubra­ny na czar­no mężczy­zna o ja­snej ce­rze pa­trzył pro­sto na nie­go. Jego oczy ża­rzy­ły się fio­le­to­wym bla­skiem.

Żo­łnierz nie zdążył się dłu­żej nad tym za­sta­no­wić. Kula po­sła­na w jego stro­nę przez oskrzy­dla­jące­go ob­ro­ńców z pra­wej stro­ny tra­fi­ła go pro­sto w szy­ję. Zła­pał się za try­ska­jącą krwią tęt­ni­cę i padł, to­cząc z góry ska­za­ny na nie­po­wo­dze­nie bój o na­stęp­ny od­dech.

***

In­ten­syw­no­ść ka­no­na­dy w bu­dyn­ku H za­częła szyb­ko spa­dać, aż w ko­ńcu strza­ły nie­mal ca­łko­wi­cie uci­chły. Je­dy­nie nie­licz­ne, po­je­dyn­cze stuk­ni­ęcia wy­tłu­mio­nej bro­ni świad­czy­ły o do­bi­ja­niu jesz­cze ży­jących ob­ro­ńców przez na­past­ni­ków. Wy­da­wa­ło się, że są kom­plet­nie wy­zu­ci z ja­kich­kol­wiek emo­cji, jak­by byli ro­bo­ta­mi bez krzty­ny czło­wie­cze­ństwa. Za­bi­ja­nie Ro­sjan nie było wy­wo­ła­ne chęcią ze­msty czy wro­go­ścią, lecz wy­da­wa­ło się zu­pe­łnie bez­dusz­ne.

Żo­łnierz, któ­ry chwi­lę wcze­śniej to­ro­wał dro­gę do środ­ka za po­mo­cą pal­ni­ka la­se­ro­we­go, pod­sze­dł do klat­ki elek­tro­ma­gne­tycz­nej na środ­ku po­miesz­cze­nia, z któ­rej Star­szy nie­wzru­sze­nie ob­ser­wo­wał star­cie. Uru­cho­mił pal­nik i do­tknął nim na­ła­do­wa­nej elek­trycz­nie klat­ki.

Po­sy­pa­ły się iskry, a do­tych­czas ja­rząca się nie­bie­ska­wym świat­łem siat­ka za­mi­go­ta­ła i zga­sła. Ła­du­nek, któ­ry przez ostat­nie lata tłu­mił zdol­no­ści isto­ty po­za­ziem­skiej, znik­nął. Star­szy od­czuł przy­pływ ener­gii, któ­rą na­tych­miast spo­żyt­ko­wał na od­bu­do­wa­nie swo­jej znisz­czo­nej po­wło­ki. Wie­dział, że wy­li­cze­nie obec­nej po­zy­cji oraz wspó­łrzęd­nych miej­sca, gdzie będzie mu­siał wy­ko­nać trans­fer po­wrot­ny, czy­li w bez­po­śred­nią oko­li­cę Sło­ńca, zaj­mie mu kil­ka se­kund. A kie­dy już to zro­bi, będzie mógł wresz­cie do­pe­łnić swo­jej mi­sji i znisz­czyć za­rów­no te pry­mi­tyw­ne isto­ty, jak i cały układ pla­ne­tar­ny, aby nie mógł się po­now­nie od­ro­dzić, jak to mia­ło miej­sce wcze­śniej. Nie po­pe­łni błędu, jaki po­pe­łni­li jego po­przed­ni­cy. Do­ko­na ca­łko­wi­tej ani­hi­la­cji, a w tym miej­scu po­zo­sta­nie tyl­ko czar­na dziu­ra wsy­sa­jąca wszyst­ko, co znaj­dzie się w ob­sza­rze jej ho­ry­zon­tu zda­rzeń21).

21) Sfera otaczająca czarną dziurę lub tunel czasoprzestrzenny, stanowiąca granicę, po przekroczeniu której prędkość ucieczki dla dowolnego obiektu i fali przekracza prędkość światła w próżni, co oznacza, że jest niemożliwa do osiągnięcia.

***

Snaj­per usły­szał świst ra­kie­ty, któ­ra nie­ca­łą se­kun­dę pó­źniej eks­plo­do­wa­ła w sa­mym środ­ku po­ste­run­ku kon­tro­l­ne­go nu­mer dwa. Nie ża­ło­wał żo­łnie­rzy ze swo­je­go od­dzia­łu, ob­sta­wia­jących to sta­no­wi­sko ka­ra­bi­nu ma­szy­no­we­go. Wszy­scy zna­li swo­je za­da­nia i w przy­pad­ku gru­py ude­rze­nio­wej nie na­le­żał do nich po­wrót do domu. Mi­sja mia­ła cha­rak­ter sa­mo­bój­czy – mie­li uwol­nić obiekt znaj­du­jący się w bu­dyn­ku, a na­stęp­nie spo­wol­nić po­si­łki ob­ro­ńców na tyle, na ile będzie to mo­żli­we. I nie mo­gli zo­stać schwy­ta­ni. Cel oraz mo­ty­wa­cja do jego osi­ągni­ęcia były ja­sne i kla­row­ne. Tłu­mi­ły rów­nież in­stynkt sa­mo­za­cho­waw­czy – plan oraz jego eta­py były jed­no­znacz­ne, ka­żdy czło­nek ata­ku­jące­go od­dzia­łu wy­ko­ny­wał swo­je za­da­nie bez chwi­li wa­ha­nia.

Prze­nió­sł ce­low­nik na Ro­sjan, któ­rzy ostro­żnie za­częli wy­cho­dzić zza osłon i prze­su­wać się w stro­nę celu. Na­mie­rzył pierw­sze­go i po­ci­ągnął za spust. W nie­mal ca­łko­wi­tej ci­szy żo­łnierz padł jak ra­żo­ny gro­mem. Po­zo­sta­li na­tych­miast zro­zu­mie­li, że są w za­si­ęgu ko­lej­ne­go strzel­ca wy­bo­ro­we­go. Szyb­ko wy­co­fa­li się na po­przed­nie po­zy­cje.

Snaj­per wie­dział, jaki los spo­tkał jego part­ne­ra kil­ka mi­nut wcze­śniej. Ocza­mi wy­obra­źni wi­dział do­wód­cę gru­py po­da­jące­go ko­or­dy­na­ty bom­bar­do­wa­nia. Prze­ka­zał od­po­wied­ni mel­du­nek i po­now­nie szu­kał celu, któ­ry mó­głby jesz­cze zli­kwi­do­wać, za­nim wspar­cie po­wietrz­ne go zneu­tra­li­zu­je. Bom­bar­do­wa­nie środ­ka­mi za­pa­la­jący­mi, od któ­rych zgi­nął jego part­ner, było oby­dwu bar­dzo na rękę. Nie mu­sie­li nisz­czyć swo­je­go sprzętu; jako zde­cy­do­wa­nie bar­dziej za­awan­so­wa­ny niż ten, ja­kim dys­po­no­wa­ła Chi­ńska Ar­mia Lu­do­wo-Wy­zwo­le­ńcza, nie mógł tra­fić w ręce śled­czych, któ­rzy przy­będą tu­taj po ca­łej ak­cji. Bom­by zro­bią to za nich, a uzbro­je­nie oraz wy­po­sa­że­nie po­zo­sta­łych człon­ków od­dzia­łu od­po­wia­da­ły sprzęto­wi for­ma­cji, któ­rej miał być przy­pi­sa­ny atak.

Za­nim syk nad­la­tu­jącej bom­by, a na­stęp­nie huk wy­bu­chu i ogień w mgnie­niu oka ogar­nia­jący wzgó­rze ode­sła­ły w nie­byt le­żące­go żo­łnie­rza, zdążył on jesz­cze zo­ba­czyć słu­py świa­tła rzu­ca­ne przez re­flek­to­ry szyb­ko nad­je­żdża­jących sa­mo­cho­dów pa­tro­lo­wych, któ­re mia­ły wzmoc­nić ro­syj­skie siły na­cie­ra­jące w stro­nę bu­dyn­ku H. Prze­ka­zał na­stęp­ny mel­du­nek i zgi­nął, czu­jąc się szczęśli­wym z po­wo­du do­brze wy­ko­na­ne­go za­da­nia.

***

Do­wód­ca gru­py na­past­ni­ków, któ­rzy jesz­cze przed chwi­lą za­bez­pie­czy­li bu­dy­nek H, ode­brał wia­do­mo­ść od snaj­pe­ra. Wi­dząc łunę ognia, któ­rej po­ja­wie­niu się to­wa­rzy­szył ogłu­sza­jący huk, ge­sta­mi prze­ka­zał roz­ka­zy. Żo­łnie­rze usta­wi­li się w pó­łko­lu i klęka­jąc na jed­no ko­la­no, mie­rzy­li z ka­ra­bi­nów w kie­run­ku za­krętu. Wie­dzie­li, że nie­dłu­go po­ja­wią się siły ob­ro­ńców bazy, wzmoc­nio­ne przez je­den, a może na­wet dwa do­dat­ko­we od­dzia­ły.

Nie szu­ka­li jed­nak opty­mal­nych po­zy­cji obron­nych. Nie oko­pa­li się ani nie skry­li za prze­szko­da­mi te­re­no­wy­mi. Wie­dzie­li, że obro­na będzie ska­za­na na nie­po­wo­dze­nie. Nie mie­li rów­nież żad­nych pla­nów od­wro­tu. Po­dob­nie jak strzel­cy wy­bo­ro­wi, zna­li swo­ją rolę w pla­nie. I wie­dzie­li, jak ona ma się sko­ńczyć. Mie­li roz­kaz po­ło­żyć ogień za­po­ro­wy i utrzy­mać go, do­pó­ki któ­ry­kol­wiek z nich jesz­cze będzie od­dy­chał. ■

Rozdział 4

Niedziela, 28.04.2030, godz. 16:45 GMT (04:45 czasu lokalnego), ro­syj­ska sta­cja ba­daw­cza, je­zio­ro Na­ły­cze­wo, Kraj Kam­czac­ki, Fe­de­ra­cja Ro­syj­ska

Star­szy wy­sze­dł z roz­ci­ętej klat­ki, bez sło­wa mi­ja­jąc żo­łnie­rza ga­szące­go pło­mień pal­ni­ka. Te kil­ka chwil, któ­re za­jęło roz­ci­na­nie drob­nej siat­ki, wy­star­czy­ło, aby od­bu­do­wał swo­ją po­wło­kę ze­wnętrz­ną i ob­li­czył ko­or­dy­na­ty punk­tu wy­jścia w oko­li­cy Sło­ńca. Te­raz wo­kół nie­go za­częły po­ja­wiać się nie­wiel­kie iskier­ki, któ­re krążąc wko­ło, po­wo­li przy­bie­ra­ły kszta­łt sto­żka.

Na­gle obcy od­czuł sku­pio­ną na so­bie wi­ąz­kę świa­tła. Nie­wi­docz­na dla ludz­kie­go oka, zo­sta­ła na­tych­miast za­re­je­stro­wa­na przez ze­wnętrz­ną, świa­tło­czu­łą po­wło­kę isto­ty. Mia­ła cha­rak­ter wy­wo­ła­nia – Star­szy na­tych­miast zro­zu­miał, że w po­miesz­cze­niu był jesz­cze je­den przed­sta­wi­ciel Świa­ta Cen­tral­ne­go.

Za­sko­czo­ny od­wró­cił się w stro­nę, skąd pa­dał pro­mień, aby oczy, któ­re sta­no­wi­ły je­dy­ne uze­wnętrz­nie­nie jego praw­dzi­we­go, ener­ge­tycz­ne­go wnętrza, mo­gły zlo­ka­li­zo­wać nadaw­cę. Bo kim był ów nie­zna­jo­my, Star­szy wie­dział już w mo­men­cie, gdy cien­ki, skon­den­so­wa­ny ni­czym la­ser słup świa­tła w nie­go ude­rzył. Te­raz, pa­trząc na nie­go, mógł od­po­wie­dzieć swo­ją często­tli­wo­ścią.

– Vio­let Czter­na­sty – po­pły­nął bez­gło­śny ko­mu­ni­kat.

Ko­mu­ni­ka­cja po­mi­ędzy obie­ma isto­ta­mi od­by­wa­ła się w spo­sób wy­kra­cza­jący poza ludz­kie mo­żli­wo­ści per­cep­cji. Opar­ta była na trwa­jących ułam­ki se­kund bły­skach w pa­śmie świa­tła nie­wi­dzial­ne­go, ge­ne­ro­wa­nych przez ich oczy. Ko­lej­ne sy­gna­ły po­ja­wia­ły się w nie­zwy­kle szyb­kim tem­pie; je­dy­nie bar­dzo szyb­ki kom­pu­ter by­łby w sta­nie za­re­je­stro­wać i od­czy­tać prze­kaz, a na­stęp­nie w od­po­wied­nio dłu­ższym cza­sie go zin­ter­pre­to­wać. Gi­ga­baj­ty in­for­ma­cji wy­mie­nia­nych przez ob­cych, prze­twa­rza­ne na po­zio­mie czy­stych po­wi­ązań lo­gicz­nych, prze­la­ty­wa­ły po­mi­ędzy nimi z pręd­ko­ścią świa­tła.

– Kar­ma­zy­nie Czwar­ty – obcy zwró­cił się do oswo­bo­dzo­ne­go Star­sze­go jego uprosz­czo­nym, lecz praw­dzi­wym imie­niem – zo­sta­łeś uwol­nio­ny, abyś mógł sta­wić się przed Kon­tro­le­rem Głów­nym. W imie­niu Zgro­ma­dze­nia Kon­tro­li Po­pu­la­cji Kuli Świa­tów roz­ka­zu­ję ci za­nie­cha­nia re­duk­cji ni­niej­szej po­pu­la­cji.

Dla Star­sze­go uła­mek se­kun­dy, któ­re­go po­trze­bo­wał do prze­ana­li­zo­wa­nia in­for­ma­cji prze­ka­za­nych mu przez przy­by­sza, wy­da­wał się wiecz­no­ścią. Wy­słał falę świetl­ną, od któ­rej jego oczy nie­co po­ja­śnia­ły, zmie­nia­jąc bar­wę z ciem­nej czer­wie­ni w in­ten­syw­ny róż.

– Ist­nie­jąca tu­taj po­pu­la­cja za­gra­ża na­sze­mu świa­tu i w ra­mach ochro­ny ży­cia, na­ka­zy­wa­nej przez Pra­wo, po­win­na zo­stać zre­du­ko­wa­na. Jako Kon­tro­ler je­stem za to od­po­wie­dzial­ny. Aby mi nie utrud­niać wy­ko­na­nia tego za­da­nia, po­wi­nie­neś opu­ścić ten świat i udać się tam, skąd przy­sze­dłeś, Ba­ni­to.

Na­zwa­nie Vio­le­ta Czter­na­ste­go Ba­ni­tą nie było przy­pad­ko­we. Obcy po­cho­dził z rodu, któ­ry przed po­nad czte­ry­sto­ma mi­lio­na­mi ziem­skich lat zo­stał ska­za­ny na ba­ni­cję ze Świa­ta Cen­tral­ne­go za czy­ny jed­ne­go z jego przod­ków. Vio­let Dzie­wi­ąty spra­wo­wał wte­dy funk­cję Kon­tro­le­ra, któ­ry przy­był do tego wszech­świa­ta i tego ukła­du pla­ne­tar­ne­go. W ra­mach pro­wa­dzo­nych dzia­łań na dwóch pla­ne­tach wy­krył roz­wi­ja­jące się ży­cie – w jed­nym przy­pad­ku była to za­awan­so­wa­na cy­wi­li­za­cja ko­smicz­na, w dru­gim je­dy­nie pry­mi­tyw­ne or­ga­ni­zmy. Przo­dek ów uznał, że znisz­cze­nie ca­łe­go ukła­du nie jest ko­niecz­ne, i ogra­ni­czył się do zwi­ęk­sze­nia po­zio­mu pro­mie­nio­wa­nia gam­ma do war­to­ści, któ­re zna­cząco zre­du­ko­wa­ły po­pu­la­cję na jed­nej z pla­net, nisz­cząc pra­wie do­szczęt­nie cy­wi­li­za­cję na dru­giej. Dzia­ła­nie to nie zo­sta­ło jed­nak oce­nio­ne po­zy­tyw­nie przez Zgro­ma­dze­nie, gdyż po­zwo­li­ło nie­do­bit­kom cy­wi­li­za­cji kos­micz­nej na uciecz­kę i od­ro­dze­nie się w in­nym, trud­niej do­stęp­nym miej­scu Świa­ta Czwar­te­go, w któ­rym ist­nia­ła mi­ędzy in­ny­mi Zie­mia. Kon­tro­ler wraz z ca­łym swo­im ro­dem o uprosz­czo­nym na­zwi­sku Vio­let zo­stał wy­gna­ny ze Świa­ta Cen­tral­ne­go – sta­li się Ba­ni­ta­mi, któ­rym nie wol­no było ni­g­dy po­wró­cić.

Kar­ma­zyn Czwar­ty po­cho­dził z wy­so­kie­go rodu, któ­re­go ne­stor, Kar­ma­zyn Pierw­szy, od nie­mal mi­liar­da ziem­skich lat pia­sto­wał funk­cję Kon­tro­le­ra Głów­ne­go. Zdo­był ją wsku­tek woj­ny do­mo­wej, za­ko­ńczo­nej ko­rzyst­nym dla nie­go ro­zej­mem z Gra­na­ta­mi, któ­rych względy i wpły­wy w Zgro­ma­dze­niu ma­la­ły nie­mal przez cały okres od za­ko­ńcze­nia spo­ru. Te­raz tyl­ko nie­licz­ni spo­śród nich, w tym nie­daw­no ani­hi­lo­wa­ny Blue Sie­dem­dzie­si­ąty Ósmy, pe­łni­li funk­cje Kon­tro­le­rów.

– Przed­sta­wi­cie­le tu­tej­szej po­pu­la­cji po­zwo­li­li na osi­ągni­ęcie zna­czących prze­ło­mów w na­szej na­uce, któ­re sta­no­wi­ły pod­sta­wę de­cy­zji Zgro­ma­dze­nia o re­ali­za­cji pla­nu Vio­le­tów – od­pa­rł Ba­ni­ta. – Oto de­cy­zja z pod­pi­sem Kon­tro­le­ra Głów­ne­go.

Do prze­sy­ła­nej in­for­ma­cji Vio­let za­łączył uni­kal­ny cy­fro­wy klucz, sta­no­wi­ący pod­pis Kar­ma­zy­na Pierw­sze­go. Star­szy mógł zwe­ry­fi­ko­wać go bar­dzo szyb­ko – był au­ten­tycz­ny, a to ozna­cza­ło, że nie miał wy­bo­ru. Mu­siał pod­po­rząd­ko­wać się roz­ka­zo­wi swo­je­go przy­wód­cy.

– Chcia­łbym, aby moje ście­żki wska­zy­wa­ły na po­praw­no­ść wa­sze­go my­śle­nia. Nie­ste­ty nie je­stem w sta­nie prze­pro­wa­dzić od­po­wied­nie­go toku ro­zu­mo­wa­nia, w ra­mach któ­re­go wa­sze dzia­ła­nia nie ozna­cza­ły­by za­gro­że­nia dla na­szej rasy.

– To dla­te­go, że two­je ście­żki są zgod­ne wy­łącz­nie ze ście­żka­mi Kar­ma­zy­nów – bez­na­mi­ęt­nie od­pa­rł Vio­let. – Na­sze są po­łącze­niem ście­żek Gra­na­tów i Kar­ma­zy­nów, dla­te­go mo­że­my wnio­sko­wać ina­czej, le­piej niż wy. Nie ma to jed­nak zna­cze­nia w kon­te­kście roz­ka­zów, któ­re ci przy­no­szę. Zgod­nie z Pra­wem masz obo­wi­ązek się do nich za­sto­so­wać.

Kar­ma­zyn wie­dział, że przy­naj­mniej w tej kwe­stii Ba­ni­ta ma ra­cję. Szyb­ko zmie­nił ob­li­cze­nia sko­ku i wy­zna­czył kurs bez­po­śred­ni na salę Zgro­ma­dze­nia Głów­ne­go Kon­tro­li Po­pu­la­cji Kuli Świa­tów w Świe­cie Cen­tral­nym. Nie było to trud­ne. Obiek­ty w Świe­cie Cen­tral­nym nie od­dzia­ły­wa­ły na sie­bie gra­wi­ta­cyj­nie. Ko­or­dy­na­ty okre­ślo­ne­go miej­sca w jego oj­czy­stym świe­cie były za­wsze ta­kie same, okre­śla­ne względem uni­wer­sal­ne­go dla tej prze­strze­ni ukła­du od­nie­sie­nia.

Ilo­ść iskier do­oko­ła Kar­ma­zy­na zwi­ęk­szy­ła się i jego syl­wet­ka ukry­ła się w sto­żku. Po chwi­li na­stąpił błysk i Kar­ma­zyn znik­nął.

Vio­let nie cze­kał, aż przed bu­dyn­kiem ode­zwą się strza­ły usta­wio­nych w pó­łko­lu człon­ków od­dzia­łu ude­rze­nio­we­go. W po­dob­ny spo­sób prze­nió­sł się do ob­ra­ne­go przez sie­bie punk­tu w in­nym świe­cie.

***

Pu­łkow­nik Wa­si­lij Gub­ka, we­te­ran star­cia ze Star­szym z roku 2027, a obec­nie awan­so­wa­ny i mia­no­wa­ny do­wód­cą ochro­ny sta­cji, wy­sia­dł z szyb­kie­go sa­mo­cho­du pa­tro­lo­we­go, któ­rym pod­je­chał przed bu­dy­nek H. Dwie dru­ży­ny i nie­do­bit­ki trze­ciej za­bez­pie­cza­ły te­ren, choć wszy­scy zda­wa­li so­bie spra­wę, że nie za bar­dzo było go przed kim chro­nić. Naj­wa­żniej­szy obiekt znik­nął, a do­oko­ła, w pó­łko­lu, le­że­li ubra­ni na czar­no Chi­ńczy­cy, któ­rzy jesz­cze nie­ca­łą go­dzi­nę temu sta­wia­li za­ci­ęty opór. Za­ci­ęty i na swój spo­sób bo­ha­ter­ski – ża­den z nich nie po­zwo­lił się wzi­ąć żyw­cem.

– Ale bur­del… – wy­ce­dził przez zęby pu­łkow­nik, roz­gląda­jąc się do­oko­ła.

– Pa­nie pu­łkow­ni­ku, mel­du­je się… – Obok nie­go wy­ró­sł po­tężny, ubra­ny w nie­co za­bru­dzo­ny mun­dur po­lo­wy i ka­mi­zel­kę tak­tycz­ną żo­łnierz. Czar­ny hełm z przy­łbi­cą trzy­mał w ręce.

– Spo­cznij­cie, Fio­do­ro­wicz – prze­rwał mu Gub­ka. – Uda­ło wam się ko­goś poj­mać?

– Nie, pa­nie pu­łkow­ni­ku. Wy­gląda na to, że wszy­scy, któ­rzy prze­ży­li szturm na bu­dy­nek, usta­wi­li się tu­taj w dość dziw­nej for­ma­cji. Nie kry­li się, nie umoc­ni­li po­zy­cji, po pro­stu klęcze­li i kła­dli ogień za­po­ro­wy. Zdej­mo­wa­li­śmy ich zza osłon te­re­no­wych jak na strzel­ni­cy.

– I jak ro­zu­miem, nie wpa­dli­ście na to, aby któ­re­goś tyl­ko ra­nić?