Życiologia - Miłosz Brzeziński - ebook + audiobook + książka

Życiologia ebook i audiobook

Miłosz Brzeziński

4,7

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Kultowa książka traktująca o zarządzaniu sobą w czasie, zdaniem Czytelników. Bestseller „zdaniem” statystyk.

Rozszerzona i upiękniona edycja jednej z najciekawszych i najchętniej kupowanych książek o możliwości i niemożliwości budowania równowagi w życiu zawodowym, prywatnym i związkach. O tym, jak się wiązać, kłócić, obijać i dogadywać. O tym, że choć życie nie jest łatwe, a człowiek nie jest doskonały, można czerpać z pomysłów tych, którzy mieli szczęście i cierpliwość sobie poradzić. Podczas lektury „Życiologii” ucieszysz się nie tylko dlatego, że książka ta podda Ci pomysły na rozwiązanie problemów, ale też dlatego, że inni mają gorzej. W życiu jest tak: wiążemy się z kimś na stałe, bo jest najlepszy. Ale po jakimś czasie… cóż - najczęściej zostajemy z nim, bo po prostu inni są gorsi. Nic tak nie poprawia relacji w związku jak wyprawa z „zaprzyjaźnioną parą” na weekend. - Dobrze, że nie jesteś jak ona/on, kochanie! I teraz ciekawostka: ta sama reguła podobno dotyczy pracy. A hobby i własne zainteresowania? Jak to wszystko pomieścić w ciągu doby? Zapraszamy do lektury! „Życiologia” uczciwie zapracowuje na swoją markę!

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 183

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 5 godz. 31 min

Lektor: Miłosz Brzeziński

Oceny
4,7 (553 oceny)
419
103
20
8
3
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Claudia71

Nie oderwiesz się od lektury

Świetna i bardzo potrzebna lektura. Autor książki cudowny w roli lektora. Polecam posłuchasz,nie raz pokiwasz głową,nauczysz się ,a szeroki uśmiech czasem przechodzący w rechot będzie trzymał Ciebie przez cały czas czytania,słuchania. Dobrego dnia!!!
00
Gryka49c

Nie oderwiesz się od lektury

dla mnie ta książka jest o tym jak być szczęśliwym skutecznym . .i jeszcze do tego pełna poczucia humoru co mi się bardzo podoba
00
Madzia2707

Nie oderwiesz się od lektury

Książka zdecydowanie dla każdego! Polecam!
00
Yelonky_PL

Z braku laku…

Zbiór miłych dla ucha ogólnych zasad pożycia w społeczeństwie. Raczej nic odkrywczego. Przynajmniej ja nie znalazłem tam dla siebie nic przydatnego.
00
Jana21400

Nie oderwiesz się od lektury

Czytam tylko dobre książki. Ta jest dobra.
00

Popularność




WYDANIE DRUGIE – POPRAWIONE

ISBN 978-83-949857-1-4

© COPYRIGHT BY 989 – Instytut Kreowania Skuteczności, Miłosz Brzeziński, 2017

PROJEKT, ILUSTRACJE I CAŁA RESZTA Piotr Wyskok

FOTOGRAF Arkadiusz Markowicz

REDAKCJA I KOREKTA Iwona Brzezińska

REDAKTOR TECHNICZNY Krzysztof Wiliński

WYDAWCA 989 – Instytut Kreowania Skuteczności, Warszawa, 2017

SKŁAD WERSJI ELEKTRONICZNEJ Marcin Kapusta

konwersja.virtualo.pl

Mojej Córeczce Zosi,skarbnicy celnych pytań

– Co się czepiasz? Śmieci wyrzucone, dziecko wykąpane, pensja przyniesiona, nie wracam po nocach, nie zdradzam. Nie styka ci za czołem?

– Dom to nie projekt biznesowy, panie dyrektorze! Tu chodzi o coś więcej, niż ptaszka postawić przy liście zadań… À propos ptaszka…

– Oj, bo się zagalopujesz!

– Nie strasz mnie, bo wystarczy, że twoja matka mnie straszy!

– I dobrze! Odwal się od mojej matki, bo twoja to dopiero…

– CO!? TWOJA MATKA…

I tak dalej…

Nic nie jest bardziej obceczłowiekowi zajętemuniż życie.

SENEKA

Jak zacząć porządkowanie wszystkiego?

Tak. Wiem, że wnikacze zaraz podchwycą błąd logiczny w podtytule książki: nie można zarządzać czasem, bo czasu jest tyle samo. Można zarządzać sobą w czasie. Spójrz jednak na to inaczej. Wyobraź sobie, że jesteś ogrodnikiem…

I zarządzasz trzema ogrodami. I nie masz nikogo do pomocy. I masz jeden komplet narzędzi.

Nie dasz rady stworzyć trzech wybitnych ogrodów. Ale trzy całkiem niezłe – owszem. Bo ogrodu nie da się oszukać. Jeśli jednemu z nich poświęcisz nieco więcej czasu, dwa pozostałe będą wyglądały gorzej.

I część ogrodników się z tym zgadza, bez pretensji.

Trzy Ogrody Twojego Życia to Praca, Dom i Ty.

Jeden komplet narzędzi. Jedna para rąk. Ciało zakotwiczone w czasie bardzo konkretnie i umysł bez ograniczeń szalejący w przeszłości, teraźniejszości i przyszłości. Jak to pogodzić?

– Jestem aktorem, jak wiesz, Miłosz. – Usłyszałem kiedyś podczas spotkania. – Ciągle mnie nie ma, nie konsumuję dobrze tego, co zarobię. Nawet nie to, że nie zdążam… Chociaż może właśnie o to chodzi. Ale wydaje mi się, że nie umiem, wiesz? Jak to utrzymać w równowadze? I rodzinę, i pracę? Po równo mam się wszystkim zajmować? Jakby mi na niczym nie zależało?

Czy trzeba wszystkie części ogrodu pielęgnować z równym zaangażowaniem? Bo najlepiej, żeby było wszystkiego po równo? Po równo, czyli jak? Nijak? Bez smaku?

– A może olać to po prostu? – To, z kolei, słowa prezesa polskiego oddziału jednej z największych firm IT na świecie. – Może to nie musi być po równo. Może część po prostu zaniedbać, liczyć się z tym, że nie jestem osobą specjalnie domową, rodzinną. Kolumb też nie był. Edison też nie. Może życie wcale nie musi stać równo na wszystkich nóżkach?

No właśnie. Jak to jest?

Jak gubi nas potoczne myślenie o układaniu sobie życia?

– Kochanie, wiesz, jak bardzo jestem zmęczony? Ostatnio mam ciężki okres w pracy…

– Bo ty jesteś pracoholikiem. Ciągle jesteś zmęczony. Ja też nie mam lekko, ale za coś się zabieram. Nie masz dużo obowiązków w domu. Rób chociaż to, co masz…

– A mogę najpierw odpocząć? Dom chyba służy do odpoczywania, a nie, żeby się urobić po pachy jeszcze bardziej po pracy.

– Proszę, ale ja wiem, jak się to twoje odpoczywanie skończy. Film będzie, a potem powiesz, że za późno i sąsiadom nie będziesz szurał porządkami.

– To jest, do cholery, mój czas, czas dla mnie i sobie na niego zapracowałem chyba, prawda? Kiedy mam mieć czas dla siebie? Jak umrę?

– Ciebie to żywcem do nieba wezmą, cierpiętniku…

– Nie, ciebie wezmą!

Itd.

Czas to pieniądz – powiadają… Otóż – niestety nie. Czas to życie. Życie, które upływa, i nikt Ci tego, co minęło, już nie odda. Czas to pieniądz, tak mawiali panowie do chłopów. Ci, którzy nie musieli pracować, do tych, którzy na nich pracowali. Popierasz ten ciekawy system? Czemu nie! Jak powiedział Leszek Czarnecki: „Nie mam nic przeciwko pracy w korporacji, pod warunkiem że jest to moja korporacja”.

Wyobraź więc sobie, że jeszcze Twój pradziadek, dziadek, a może nawet i rodzice pracowali często od rana do nocy. Mało było czasu na kino, książki czy samorealizację. Do roboty szło się świtem i „orało” do zmierzchu. I potem się spało. Teraz mamy natomiast marzenie, by pójść do pracy na osiem godzin, a potem walnąć się na kanapę i przez resztę doby mieć czas dla siebie. Bo tak jest normalnie.

Otóż nie jest. I nigdy nie było. Czas dla siebie był luksusem i przywilejem. Większość ludzi zajmowała się pracą (z mniejszymi i większymi przerwami) przez cały dzień. Tylko niektórzy mieli nieco czasu po godzinach na „kręcenie fujarek” i haftowanie, ale na pewno nie wszyscy. W zasadzie to stan szlachecki wywalczył dla siebie czas, ostentacyjnie się leniąc i imprezując. Nawet stroje w modzie szlacheckiej wskazywały, że użytkownik nie mógł się zająć robotą, nawet gdyby chciał.

Współczesność natomiast, głównie przez to, że czas na pracę jest niby ściśle określony, niemal wymusza na nas aranżację czasu dla siebie i rozwoju osobistego.

– Długo będziesz tak leżała? W internecie są poradniki, jak malować, haftować, na drutach robić…

– No i?

– No to może byś coś konkretnego porobiła.

– Zmęczona dziś jestem.

– No, ale w ogóle.

– Odczep się, odpoczywam. Oglądam. Jak chcesz, możesz ze mną pooglądać.

– Nie oglądam. Kleję samolot.

– No to rzeczywiście produktywne to jak cholera. I rozwija…

– Każde hobby jest bezproduktywne, więc nie stękaj.

– Języków można się uczyć. Z tego akurat coś jest.

– A ty co niby produktywnego robisz?

– Oglądam program historyczny. W czym moja pasja jest gorsza od Twojej? Ja jestem mądrzejsza o wiedzę historyczną, a ty? Przyklejasz skrzydełko kropelką? Jak cię to rozwija?

– Aaaa… gadanie z tobą.

„Obowiązkowo ćwicz i lep z gliny, i czytaj, i pisz pamiętniki, i dbaj o cerę, i schudnij, i miej rodzinę, i pracuj z sukcesem”. Ale właściwie niby czemu mamy się zabierać za wszystko? Nigdy nie było tak, żeby wszyscy chcieli się zajmować literaturą i sztuką. Niektórzy woleli sobie po prostu żyć i też byli szczęśliwi. Zajmować się na przykład pracą. A najłatwiej ze wszystkiego jest cały dzień harować, ignorując rodzinę (bo przecież pracuję!), zajmować się jednym tylko Ogrodem Zawodowej Roboty – gdzie wszystko za nas opisano, rozpisano i obowiązki przydzielono. Pracoholizm, czy pracowanie całymi dniami (a potem dętka na kanapie), to nie choroba współczesności, tylko odwieczna norma. Norma, od której zawsze próbowano uciec, chwytając się różnych sposobów.

W związku z rozwojem pojęcia pracy jako miejsca spędzania czasu, automatyzacji i wielu możliwości spędzania czasu wolnego – być może po raz pierwszy w historii my, ludzie, mamy szansę z pracoholizmu wyjść rozsądnie i zadać sobie pytanie, co by tu jeszcze w ciągu dnia porobić. I wiecie co – wielu z nas nie radzi sobie z odpowiedzią na to pytanie. Woli więc odpowiadać to, co zawsze: „Zapracowany jestem”. Wiemy jednak skądinąd, iż uzasadnienie: „bo zawsze tak robiliśmy” bywa prostą drogą do porażki. Zarówno w pracy, jak i w domu.

I to właśnie z tej perspektywy obserwacja zjawisk zawodowych doprowadzić może do ciekawej, rewolucyjnej tezy:

• Pracoholik jest największym leniem, niepełnosprawnym życiowo.

• Dom nie jest miejscem odpoczynku, tylko pracy, a…

• Czas dla siebie to nagroda dla elity życiowych mędrców.

Praca, Dom, Ja. Trzy Ogrody, do których dostęp wraz z narodzinami uzyskuje każdy z nas. Posada, którą – czy tego chcemy, czy nie – dzierżymy do „godziny śmierci naszej”. Nie można jej się pozbyć. Można najwyżej zaniedbać nieco któryś z Ogrodów, a inny faworyzować.

Dostęp do Trzech Ogrodów Życia masz od momentu narodzin do śmierci. Nie da się ich zrzec, sprzedać ani pozbyć. Jedyna prawdziwa odpowiedź w życiu, jakiej sobie udzielasz, to pejzaż każdego z ogrodów, bo na koniec liczy się tylko to, co zrobiłeś, a nie to, co mogłeś zrobić albo zamierzałeś zrobić. ■

Wielu z nas rzeczywiście rezygnuje ze zbalansowanej pracy nad Ogrodami i poprzestaje tylko na jednym z nich.

„Bo pieniądze są ważne i jeśli będzie mnie stać na życie na średnim poziomie, to nic więcej nie chcę”.

„Bo ja jestem najważniejszy i jeżeli ja będę szczęśliwy, to wszystkim się ten stan udzieli”.

„Bo najważniejsza jest rodzina i jak się dla niej poświęcę, to będę szczęśliwy”.

O tych Trzech Ogrodach i odpowiedniej ich jakości utrzymania jest właśnie ta książeczka. ■

Drzewiej bywało

Najważniejsze w życiu jest to, żeby najważniejsze rzeczy pozostały najważniejsze.

S.R. COVEY

Dlaczego wciąż się zastanawiam, co jest najważniejsze?

– Kochanie, zobacz, jak sobie poradziłam.

– Co?

– No tju.

– Gdziu?

– Tju… Na ścianie. Obrazki powiesiłam sama.

– No i super, ładnie. Wiesz, to teraz nie jest trudne zajęcie. Wkrętarki są, młotki. Nawet dziecko by dało radę.

– No to fajnie. A możesz ty teraz dać radę wynieść śmieci i pomyć naczynia?

– Ja? Weź… to nie jest zajęcie dla faceta.

– To co będziesz robił w takim razie w domu, skoro ja mam zmywać, wkręcać kołki i sprzątać? Masz jakieś męskie zajęcia?

– Będę siedział na fotelu, oglądał wiadomości i czuwał, czy nie zbliża się jakaś wojna. A jak się zbliży, pójdę na nią i będę dosyłał część żołdu. A ty będziesz tęskniła.

– A ty co na tej wojnie będziesz robił?

– A ja będę bohaterem. Bo każdy mężczyzna, który wychodzi za próg domu na wojnę, z klucza staje się bohaterem.

Żyjemy w wyjątkowych czasach. Dawno temu, kiedy wznoszenie domostw i harówa wymagały głównie pracy fizycznej, nastąpił podział ról. Kiedyś kobiety tkwiły w domu. Zajęte opieką nad starzejącymi się rodzicami, z oczami dookoła głowy za dziećmi i obarczone przetrwaniem rodziny. Przeżuwały rzemienie, ganiając pluskwy pod łóżkami i plotkując. Mężczyźni biegali wokół domu i poza nim, budując, chodząc za pługiem, polując, a z czasem „robiąc” w fabryce, w kopalni i obijając się we wspólnie świntuszącym gronie. Jeszcze w XIX wieku trzeba było w fabryce stać po 13 godzin, a jak urwało palec, maskować wszelkimi sposobami, bo przed wejściem do zakładu pracy stała kolejka chętnych na nasze miejsce. Twardym trzeba było być.

Albo wojna była. Każde pokolenie miało jakąś. Ciężkie miecze, kolczugi, zbroje po kilka dobrych kilogramów. Albo zimowe oblężenia. Tygodniami. Gdzie ci mężczyźni?

Przed 1900 rokiem w żadnej kulturze świata nie królował model 2+1. Rodziny mieszkały razem lub w pobliżu, z mamami, z siostrami, z babkami, z dziećmi i wszyscy się wszystkimi opiekowali. Dzieci ganiały: a to z ciocią, a to z babcią, lądując u mamy jedynie od czasu do czasu. Grzeczni dostawali od babuni ciastka, a jak ktoś chciał być zwyrodnialcem, to spora część rodziny miała szansę być tego świadkiem i zwrócić mu uwagę. Na przykład gdyby tacie przyszło do głowy szarpnąć mamę.

Ale… już tak nie jest. I nie ma do tego powrotu. Coraz więcej gospodarstw domowych to gospodarstwa singli. Świat zmienia się tak szybko, że różnice międzypokoleniowe są większe niż kiedykolwiek. Socjologowie mówią nawet o „psich latach” – wiek psa liczy się tak, że jeden rok jego życia jest jak siedem ludzkich. I właśnie według badaczy dzisiejszy rok to jak niegdyś siedem lat. W takim tempie zmienia się świat. A i struktura zawodowa się zmieniła. W naszej kulturze coraz więcej osób nie pracuje fizycznie. Negocjuje, pisze listy, prowadzi spotkania. Nie ma więc przeszkody dla partnerstwa. Nie ma dowodów na to, że każdy mężczyzna jest lepszy od każdej kobiety w biznesie. Ba, nie ma nawet dowodów, że większość mężczyzn jest lepsza. Oczywiście, średnia zarobków mężczyzn jest wyższa, szklane sufity w firmach itp. Owszem. Ale to już się zmienia i tego nie powstrzymamy. Ekonomiści są przekonani, że kapitalizm jest maszyną wykonującą jedną tylko funkcję: sortującą skutecznych od nieskutecznych. I w biznesie międzynarodowym nie jest ważne, czy jesteś kobietą, mężczyzną, półkobietą, półłosiem, półfacetem, półcentaurem z łuskami. Nieważne. Ważne, czy jesteś efektywny w pracy. To jest jedyny podział zrozumiały dla biznesu. I warto o nim pamiętać. Warto pamiętać także dlatego, że jeśli chcemy mieć więcej spokoju w domu, to lepiej się efektywnie podzielić, niż wyzyskiwać bliskich. Efektywnie, czyli nie jeden robi wszystko. Nie zawsze lepszy robi to, w czym jest lepszy… Prawdę mówiąc – nieważne, jak się dzielimy. Ważne, by był w tym jakiś zamysł. Ponieważ dom, w analogii do biznesu, także do czegoś zmierza, też może być na minusie, też może upaść i też może nas zwolnić, proponując takie funkcje rodzinne, których raczej nie przyjmiemy. Ale porównując dom z biznesem, znajdziemy też parę różnic, nie tylko emocjonalnych.

Jak wytrzymać z rodziną pod jednym dachem, kiedy nie da się wytrzymać?

– Kochanie…

– Słucham?

– Co to za ton?

– Jaki znowu ton?

– No twój.

– Chcesz coś powiedzieć, czy zaczepki szukasz?

– Powiedzieć. Porozmawiać właściwie.

– O czym?

– Że nie rozmawiamy.

– Przecież są wakacje, wczasy, cały czas ze sobą rozmawiamy.

– Ale o czymś ważnym bym chciała?

– Ja pierdziu… O niby czym ważnym rozmawiać, jak są wakacje? Wszystko razem robimy. Odzywam się do ciebie ciągle. Mówiłem, że kocham, pytałem, czy dziecko gdzieś zabrać… No mówię coś.

– To nie jest mówienie.

– Jest.

– Ja wiem lepiej. Kobiety wiedzą lepiej…

– To może powinienem mieć harem? Miałybyście z kim rozmawiać. Arabowie nie są tacy głupi. Mają przynajmniej spokój.

– Arabowie mogą mieć tyle żon, na ile ich stać.

– Fajna ta rozmowa. A możemy teraz zacząć jakąś taką, w której nie masz do mnie pretensji?

Najlepiej by było, gdybyśmy w domu wszyscy byli kobietami, a w pracy mężczyznami. Praca zawodowa na tle złożoności życia jest, jak już pisałem, relatywnie prostym układem zależności. Nasz układ nerwowy radzi sobie z takimi zagadkami bez napinania półkul. W pracy większość zadań jest rozpisana, zaplanowana, rozdzielona, jasna. W pracy dogadujemy się z dorosłymi (albo przynajmniej takimi, od których dorosłości można wymagać). W pracy jest jasna wypłata. W pracy istnieją armie osób do: planowania, dostarczania, motywowania, przewodzenia, strategii, promocji, ograniczania kosztów, wydatków… itp.

A w domu? Mówiąc krótko – w domu nie. Wizja domu jest dziś dość miałka. Dom może być pusty jak w katalogu „Ikea”. Dom może być pełen wspólnych radości jak w reklamie obiadów z torebki. Ale tak naprawdę dom ma poważny, w porównaniu z pracą, kłopot. Jest najtrudniejszym do realizacji testerem dojrzałości. Dlaczego?

Bo w domu nikt nic nie każe, a nawet jeśli każe, to można się wypiąć. Nikt nam nie powie też, do czego dom zmierza (chyba że zmierza do rynsztoka – wtedy nie raz to usłyszymy). Partnerem jest zwykle ktoś, kogo kochamy. Na ogół też szanujemy. W domu najczęściej nie mamy sumienia wyzyskiwać domowników, w odróżnieniu od pracowników innych działów w robocie. Ze względu na wielość niepisanych zasad dom jest totalnym chaosem rzeczy do zrobienia – pilnych i ważnych, pilnych albo ważnych, ale nie takich pilnych, które nas denerwują, bo sąsiedzi zrobili, a my nie możemy się za nie zabrać, i wreszcie zupełnie dowolnych, z tysiąca różnych stron, którymi trzeba się zajmować i samemu ustalić, kiedy się za nie zabrać. W domu nigdy nie ma dwunastej. Na wszystko jest albo za pięć dwunasta, albo pięć po dwunastej. Dom, jeśli go zostawić samemu sobie, z gracją baletnicy się roztrzaska o parkiet. Dom sam się nie zrobi. Nieruszany dom będzie sufitem z telewizorem, poczekalnią na śmierć.

Oczywiście, że i pracę można zorganizować bez sensu. Można przecież łazić na cały dzień do pracy i nie być niczym więcej niż pracownikiem firmy, a na koniec w życiu nie mieć niczego oprócz pieniędzy i przekonania, że szczęście da się kupić.

Podobno człowiek szczęśliwy kupuje:

• coś sobie dla przyjemności,

• codziennie.

Klasyczna oznaka bycia kalafiorem. Dlaczego więc tak łatwo wpadamy w pułapkę poglądu, że chodzenie do pracy jest najcięższą czynnością w życiu?

Przykład klasycznej scenki.

– Musimy się jakoś podzielić. Trzeba iść z dzieckiem do lekarza, z psem do weterynarza, wpłacić zaliczkę za wakacje i dogadać się w końcu z sąsiadami, czy też jadą. No i musimy zrobić zakupy na weekend, bo przyjeżdżają rodzice.

– To jak się dzielimy?

– A jak proponujesz?

– Czemu ja muszę ciągle coś proponować?

– Mogę ja… Ja zrobię weterynarza, wakacje i sąsiadów. Ty dziecko i…

– Spotkanie mam jutro do osiemnastej.

– Dobrze, to podział może być taki: będę panią domu i będę pracowała do nocy w domu. Jak Mariola.

– A ja będę biznesmenem i będę pracował do nocy w pracy? Dobrze, ale ja będę przychodził tu jak do hotelu, bo skoro za wszystko płacę, to nic już tu nie robię, zgoda? Jak mąż Marioli, Stefan.

– To może się wyprowadź do Marioli.

– A pewnie, że tak. Ciągle się coś wali i w ogóle nie ma żadnego porządku, jakiś chaos, pięćset rzeczy do zrobienia!

– W TVN-ie ci nie powiedzieli, jak to wszystko poukładać? Wróć do życia, będzie ci łatwiej! Od tygodnia ci mówię!

– To mów tak, żebym zrozumiał.

– Chyba bym musiała wykupić w TVN-ie pasek na dole ekranu: UWAGA! Marian, pies rzyga od trzech dni! Wstań i jedź z nim do weterynarza.

– Wypchaj się!

– Sam się wypchaj. Tu jest lista zakupów. Baczność i marsz!

Tak naprawdę znikąd pomocy. Nikt nie tłumaczy nam, jak sobie porządkować zadania domowe. Możemy jedynie podpatrywać rodziców. Ani zabawa lalkami w dom, ani pistoletami w wojnę nie pomagają dziewczynkom i chłopcom w umiejętności ustalania priorytetów. A szkoła? Do czego przygotowuje nas szkoła?

W szkole od lat najmłodszych uczą nas, jak szukać informacji w książkach i jak ryć na blachę zadane treści teoretyczne. Nie uczą, jak prowadzić domową buchalterię, jak stosować zasadę win-win, jak się dogadywać, jak ustalać priorytety, co robić z różnicą poglądów. A jeśli nie mamy dobrych przykładów z własnego domu, to zostaje pewnie oglądanie seriali obyczajowych w TV. Bo skąd wziąć taką wiedzę? Nie wiadomo. Skoro jednak nikt jej nas nie uczy, to widocznie się zakłada, że skądś ją powinniśmy mieć. Nie to co z biologią czy matematyką. Dziwne…

Jak więc sobie radzimy? Najłatwiej uciec w coś, co znamy, a przecież od najmłodszych lat najlepiej umiemy wykonywać polecenia: „Załóż kapcie, umyj zęby, podziel się, oddaj, nie bierz, naucz się odtąd dotąd, dowiedz się, o czym jest ten wiersz”. Zatem?… Gdzie lepiej? W pracy czy w domu?

Pewien prezes, mój były klient, pracował po 14 godzin na dobę. Na pytanie, czemu nie idzie do domu, odparł krótko:

– Po co? Tam się nic nie dzieje.

Pewna pani smutno spojrzała na mnie kiedyś podczas spotkania i na to samo pytanie odrzekła:

– Po pierwsze, nie mam czasu dla siebie, a po drugie, co ja mam niby w domu robić? Rybki hodować? Storczyki uprawiać?

Zapewne jednak, kiedy będziemy umierać, raczej pożałujemy, że za mało przebywaliśmy z tymi, którzy nas kochali, a nie tego, że za krótko byliśmy w pracy. Że za mało korzystaliśmy z przyjemności. Za mało „uprawialiśmy” wartości. Jak więc odważyć się i ugryźć tematy, których staramy się nie widzieć tak długo, jak się da, choć wiemy, że są ważne? Jak skorzystać z atrakcji tej części lunaparku zwanego życiem, żeby z powodu głupiego strachu nie pozbawiać się największej być może przyjemności, za którą już zapłaciliśmy, kupując bilet? Jak być mądrym pracownikiem, doprowadzić do sukcesu dom i kiedy mieć czas dla siebie?

Jak w Trzech Ogrodach Życia poczuć się dobrze? Zwłaszcza że nie mamy od kogo się dowiedzieć, jak to zrobić, gdyż reprezentujemy jedno z pierwszych pokoleń osadzonych w takiej sytuacji. ■

Składzik narzędzi ogrodnika

12 zasad, które najczęściej będą się pojawiały w tej książce

1.

Życie partnerskie, rozwój osobisty i praca mają więcej aspektów, niż te, które opisano w tej książeczce. Nie piszę o wszystkim, ale o pewnym popularnym oszustwie i zaniedbaniu, którego wielu z nas dopuszcza się codziennie: że wystarczy dobrze robić jedno, a reszta jakoś SIĘ ułoży.

2.

W podanych tu przykładach szukaj dobrych intencji. Rozważaj, co dobrego niesie ich treść. Zwłaszcza wtedy, kiedy coś budzi Twoje wątpliwości i przychodzi Ci do głowy myśl: „Oj, nie zawsze, bo…”

3.

Nie wykorzystuj zawartych tu porad do celowego krzywdzenia innych ludzi (siebie też).

4.

Zmiana to zawsze praca z ludźmi. Nieważne, ile masz przemyśleń, w życiu nie ma czasu na wykłady. Nikt nie słucha, zwłaszcza kiedy ktoś wpada w ton pouczalstwa. Naucz się postępować z szacunkiem dla ludzi, krótko i konkretnie. Naucz się chwalić ludzi długo, emocjonalnie, epicko i… też konkretnie. Ludzie chcą wiedzieć, za co świat ich ceni i w jakich warunkach uważani są za skutecznych.

Żony pytają mężów: „Ładnie wyglądam?”, nie po to, żeby się dowiedzieć, czy ładnie wyglądają obiektywnie, tylko by uzyskać informację o kolejnej metodzie sprawienia przyjemności małżonkowi. „W co się ubrać, żebyś się do mnie uśmiechał?”. Rezolutni partnerzy pytają czasem: „Za co konkretnie mnie kochasz?”, i cierpliwie wysłuchują odpowiedzi. Z tego samego powodu. Człowiek chce wiedzieć, w czym jest skuteczny. Dzięki temu można wiele osiągnąć. Wreszcie po to o niedociągnięciach mówimy krótko, by dać ludziom poczucie, że mają mało do poprawienia, a w wielu działaniach są już mistrzami. To znacznie bardziej motywuje, niż słowa: „Jesteś do niczego, wszystko ci z rąk leci, w niczym nie jesteś dobra, nigdy nie byłaś, jak twoja matka, genetyczna bajaderko”. A takie poczucie mamy, jeśli przez cały dzień ktoś nas się czepia. Wtedy nawet nie wiadomo, od czego zacząć. Tyle tego jest i człowiek nie robi nic. Rozwijając swoje najlepsze cechy, ludzie mają szansę stać się mistrzami. Dociągając tylko te, które im kuleją, będą najwyżej przeciętni.

Podsumowując: krytykę przemyśl, by było krótko i nie za dużo. Wtedy jest szansa na zmianę. Pochwał za konkretne działania jak najwięcej. Oczywiście w ten sposób pojmowana krytyka może być wyrażana często. O ile pochwały są wyrażane 3-5 razy częściej. Jest to bardzo silne narzędzie motywacyjne, bo dążenie ludzi do działania, w którym są postrzegani jako skuteczni, bywa świetnym pogromcą lęku. Przede wszystkim zaś gwarantuje dzienną porcję głasków od audytorium, a niczego nie da się porównać do zastrzyku endorfin po sukcesie.

5.

Nie domagaj się od ludzi i przedmiotów niemożliwego. Kubek z herbatą nie może być latarką. I nie ma co go za to winić. Schody nie nadają się na motocykl, a koncert „Behemotha” na kołysankę. To oczywiste. Ale pójdźmy dalej. Nie wymagaj od milczenia, że rozwiąże konflikty. Za to milczenie właśnie nieźle odwleka starcia. Narkotyki nie rozwiązują problemów, za to dają na chwilę zapomnienie. Bicie nie wzbudza miłości ani szacunku. I jeszcze dalej. Drugi człowiek może dać nam wiele, ale są rzeczy, które możemy sobie dać tylko my sami. Bezmyślne pomaganie szkodzi. Poświęcanie się nie wyzwala wdzięczności, a raczej roszczenia i złość. I tak dalej. Jeśli będziemy wymagać od innych to, co realnie możemy dostać, zwiększa się szansa, że to dostaniemy.

6.