Złote serca czy złote żniwa? Studia nad wojennymi losami Polaków i Żydów - Wojciech J. Muszyński, Marek J. Chodakiewicz - ebook

Złote serca czy złote żniwa? Studia nad wojennymi losami Polaków i Żydów ebook

Wojciech J. Muszyński, Marek J. Chodakiewicz

4,1

Opis

"Złote serca czy złote żniwa?" to zbiór studiów na temat stosunków polsko-żydowskich w czasie II wojny światowej. Autorzy, kierując się poszukiwaniem Prawdy o tamtych czasach, zaprezentowali w nich wyniki swoich badań i analiz. W swych rozważaniach odrzucili dwie skrajne interpretacje historii: "czarną legendę" i heroiczną mitologię. Pierwsza z nich to fałszywe, kolektywistyczne oskarżanie Polaków o współudział w zbrodni Holokaustu i czerpanie z niej korzyści materialnych. Druga z kolei, sprzyja bezkrytycznemu podejściu do historii Polski i przedstawianiu Polaków wyłącznie w pozytywny sposób. Obie funkcjonują głównie na poziomie kultury popularnej, chociaż oskarżenie Polaków o współudział w niemieckich zbrodniach znalazło - za sprawą postmodernizmu - zwolenników wśród profesjonalnych badaczy.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 543

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,1 (7 ocen)
4
1
1
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Wydanie I

Copyright © Marek J. Chodakiewicz i Wojciech J. Muszyński

Copyright © dla polskiego wydania The Facto 2011

Wszelkie prawa zastrzeżone. Książka ani żadna jej cześć nie może być przedrukowana ani w żaden inny sposób reprodukowana lub odczytywana w środkach masowego przekazu bez pisemnej zgody Wydawnictwa The Facto.

ISBN 978-83-61808-11-4

Projekt okładki:

Robert Stachowicz QLCO

Redakcja:

Jolanta Mysiakowska-Muszyńska Jacek Rajkowski

Korekta:

Marzena Bojarczuk

Indeks:

Paweł Styrna

Wydawca:

The Facto Sp. z o.o.

ul. Skierniewicka 21/53, 01-230 Warszawa

www.thefacto.pl

Konwersja do formatu EPUB: Virtualo Sp. z o.o.virtualo.eu

Ten, kto szerzy nienawiść do Polaków popełnia grzech! Musimy postępować wprost przeciwnie. W kontekście antysemityzmu i ogólnej apatii ci ludzie są wspaniali. Czyhało na nich wielkie niebezpieczeństwo za pomaganie nam. Było to śmiertelne niebezpieczeństwo nie tylko dla nich, ale czasami nawet dla całego podwórka, przy którym mieszkali…. Powtarzam to dzisiaj: aby spowodować śmierć setki Żydów, wystarczył jeden polski donosiciel. Aby ocalić jednego Żyda, czasami trzeba było pomocy dziesięciu uczciwych Polaków, pomocy całej polskiej rodziny, nawet jeśli robiono to dla pieniędzy. Niektórzy udostępnili swoje mieszkania, inni fałszowali dowody osobiste. Musimy doceniać nawet pasywną pomoc, np. piekarza, który nie doniósł. Przecież dla polskiej rodziny składającej się z czterech osób było problemem, gdy musiała zacząć kupować podwójne porcje kajzerek czy mięsa. A jakim kłopotem było udawać się daleko od miejsca zamieszkania, aby zaopatrywać ukrywającą się u nich rodzinę [żydowską]…. I stwierdzam, że nie ma znaczenia, czy wzięli za to pieniądze. Życie przecież nie było łatwe take dla Polaków. Nie było łatwo utrzymać się. Żyły sobie wdowy i byli urzędnicy, którzy zarabiali parę dodatkowy złotych, pomagając [Żydom]. I byli sobie rozmaitego rodzaju ludzie, którzy pomagali.

Yitzhak Zuckerman (Icek Cukierman) „Antek”

syjonista-socjalista, bojowiec Żydowskiej Organizacji Bojowej

Jesteście Żydówkami. Jak was znajdą, to zabiją was oraz mnie, moją żonę i córki. Mam przykazanie od Pana Boga Wszechmogącego, aby ratować cierpiących Żydów, ale nie wiem, czy mam rację, robiąc to… Idę do kościoła, wzywam Pana Boga. On nie odpowiada. W związku z tym decyduję się was ratować. Jeśli Bóg otoczył was swoją opieką i przywiódł tutaj z getta, a Niemcy was nie znaleźli, to ja wam pomogę.

Dr Antoni Docha do Fani i Heleny Bibilowicz.

Dr Docha, szef sanitarny powiatu Sokółka AK-AKO,

uratował obie dziewczyny w Żukiewiczach pod Grodnem,

za co wraz z żoną Janiną został wyróżniony

tytułem Sprawiedliwego wśród Narodów Świata w 1979 r.

Pamięci

prof. Janusza Kurtyki

wstęp

Złote serca czy złote żniwa? to zbiór studiów na temat stosunków polsko-żydowskich w czasie II wojny światowej. Autorzy, kierując się poszukiwaniem Prawdy o tamtych czasach, zaprezentowali w nich wyniki swoich badań i analiz. W swych rozważaniach odrzucili dwie skrajne interpretacje historii: „czarną legendę” i heroiczną mitologię. Pierwsza z nich to fałszywe, kolektywistyczne oskarżanie Polaków o współudział w zbrodni Holokaustu i czerpanie z niej korzyści materialnych. Druga z kolei, sprzyja bezkrytycznemu podejściu do historii Polski i przedstawianiu Polaków wyłącznie z pozytywny sposób. Obie funkcjonują głównie na poziomie kultury popularnej, chociaż oskarżenie Polaków o współudział w niemieckich zbrodniach znalazło – za sprawą postmodernizmu – zwolenników wśród profesjonalnych badaczy.

Nasi autorzy weryfikują i korygują tego rodzaju fałszywe wyobrażenia o rzeczywistych uwarunkowaniach stosunków polsko-żydowskich. Podejście to jest wynikiem rzetelnych badań naukowych, opartych na tradycyjnych, logocentrycznych i empirycznych podstawach nauki. Z poznawczego punktu widzenia ma ono charakter umiarkowany i wydaje się o tyle przekonujące, że wyczerpująco i wielowątkowo przedstawia złożony obraz wzajemnych relacji między chrześcijańską większością a żydowską mniejszością.

W odróżnieniu od tego, modna obecnie tzw. „czarna legenda” koncentruje się wyłącznie na przypadkach patologii społecznych i zachowaniach kryminalnych, uznając je za obowiązującą normę. Podobne podejście kryje jednak w sobie błąd logiczny. Patologia jest bowiem normą jedynie w środowisku patologicznym, choć i tam możemy wyróżnić rozmaite stopnie zdegenerowania. Z kolei, mitologia heroiczna skupia się wyłącznie na przypadkach bohaterstwa sugerując, że albo były one postawą dominującą, albo też stanowiły przeciętną średnią zachowań polskich chrześcijan w czasie II wojny światowej. Obie te interpretacje zawierają w sobie sprzeczność – niezwykłość i wybitność nigdy nie mogą być ani zbiorową cechą dominującą całego społeczeństwa (oprócz zbiorowości bohaterów), ani średnią przeciętną. Wówczas bowiem takie postawy straciłyby swój szczególny charakter. Wyjątkowość nie może być masowa.

Szkoła mitologii heroicznej narodziła się w okresie Polski „ludowej” jako podświadomy odruch samoobrony i psychologiczny mechanizm samozachowawczy w systemie totalitarnym. Stanowiła istotny element „pokrzepiania serc” w niewoli, a potem siłą inercji zaadoptowała się w tzw. III RP. W najlepszym wypadku stanowiła depozyt informacji do wstępnych badań, dotyczących relacji polsko-żydowskich.

„Czarna legenda” tymczasem znalazła wielu admiratorów na Zachodzie, gdzie co prawda panowała wolność słowa, lecz nie było narracyjnej konkurencji. Ton historiozoficzny legendzie Polaka-antysemity nadała propaganda stalinowska, wzmocniona moralnie kapitałem propagandowym, czerpanym z wyzwolenia obozu zagłady w Auschwitz w styczniu 1945 r. Wykreowanie wizerunku Polaka-faszysty, którego impulsy antysemickie należało zdemaskować i stłamsić nadawało okupacji sowieckiej ziem polskich wymiar niemal humanitarny. Ten wątek narracyjny wzbudzał wyrozumiałość dla Związku Sowieckiego i antypatię do Polaków, która wśród intelektualistów istnieje do dzisiaj. Stanowił również swoiste alibi moralne dla mocarstw zachodnich, przynosząc ulgę w postjałtańskich „wyrzutach sumienia”.

Na Zachodzie dyskurs historyczny został zmonopolizowany przez środowiska żydowskie, do czego przyczyniły się odpowiednie wyzyskanie przez nie klimatu kulturowego oraz zaniechania strony polskiej, w szczególności trwająca kilka dekad nieobecność przedstawicieli polskiej nauki w obiegu naukowym Zachodu. Po pierwsze, polska diaspora była niezorganizowana i w ogromnym stopniu nieprzygotowana – zarówno merytorycznie, jak i materialnie – do uczestnictwa w nowoczesnych debatach. Po drugie, przez 50 lat Polska pozostawała w niewoli. Polacy z kraju nie mogli wesprzeć Polaków na emigracji w tym dyskursie, dostarczając im chociażby dokumenty archiwalne, czy prezentując wyniki stosownych badań naukowych. Po trzecie – i najważniejsze – w klimacie intelektualnym, wytworzonym przez kontrkulturową rewolucję lat 60. dominującym stał się pogląd, że racja jest zawsze po stronie mniejszości. Wszelkie próby zaprezentowania pełnego kontekstu historycznego, warunkującego różnorodność postaw Żydów – ofiar Holokaustu, są automatycznie określane mianem „antysemityzmu”. W tych warunkach, próby wyczerpującego ukazania położenia i reakcji na nie polskiej ludności chrześcijańskiej są natychmiast traktowane jako „apologetyka antysemityzmu”.

W takim klimacie bardzo niewielu badaczy na Zachodzie pozostało wiernych podejściu empirycznemu i logocentrycznemu do obowiązującej narracji o stosunkach polsko-żydowskich. Pomijamy już fakt, że większość z nich, wyrażając opinie o Holokauście, Żydach i Polakach, raczej nie zna źródeł ani języków miejscowych. Opierają się oni głównie na tzw. źródłach wtórnych, czyli monografiach i opracowaniach w języku angielskim.

Niniejsza praca ma przywrócić właściwe proporcje w toczącej się właśnie w Polsce i na świecie ważnej debacie publicznej. Debata ta ma nie tylko wymiar naukowy, przede wszystkim historyczny, ale również kulturowy, etyczny i moralny. Dyskusja, w której głównym tematem jest dobro i zło może zdeterminować sposób myślenia Świata o Polakach, a także Polaków o samych sobie.

Na poziomie kulturowym i politycznym debata ta nie dotyczy prawdy historycznej. Wprost przeciwnie – odnosi się do rozmaitych wyborów na dziś. Duża część jej uczestników patrzy na przeszłość Polski przez pryzmat swoich współczesnych opinii i sympatii ideowych. Niewielu z nich jest zainteresowanych odtworzeniem historii stosunków polsko-żydowskich takiej, jaka ona była w rzeczywistości. W pewnym sensie, dla mniejszej grupy dysputantów stanowi to również swego rodzaju deklarację światopoglądową. Zakłada ona, iż do Prawdy można i powinno się dochodzić. Naturalnie, stoi to w sprzeczności z obowiązującymi obecnie modami intelektualnymi – zarówno z twierdzeniem, że Prawda nie istnieje, jak również wyobrażeniem, że rozmaite „prawdy” można sobie dowolnie dopasowywać, w zależności od sytuacji (w tym również sympatii kulturowych oraz politycznych).

Dyskurs ten dotarł do Polski wraz z rozwojem globalizacji, rzucając tym samym intelektualne wyzwanie rodakom i wymuszając na nich ponowne samookreślenie się. I tak powinno być. Polska jest w końcu wolna, a otwarte zmaganie się z intelektualnymi herezjami stanowi przecież przywilej wolności. Wywodząca się z tego debata stanowi więc wynik globalizmu i jest w niego wpisana. Globalizm bowiem jest nośnikiem dwóch orientacji: tradycyjnej i postmodernistycznej. Te dwie twarze Zachodu, stanowiące o jego cywilizacyjnym rozbiciu to – z jednej strony – absolutne, logocentryczne i empiryczne wartości naszej cywilizacji: Dobro, Prawda i Piękno (a co za tym idzie: wolność jednostki, nienaruszalność własności prywatnej, patriotyzm i prymat tradycyjnej rodziny). Przeciwko temu powstaje rewolucja kontrkulturowa różnego rodzaju gnostyków, na czele z moralnym relatywizmem jako taranem postmodernistycznej dekonstrukcji. Ostatecznym celem rewolucji jest zniszczenie tradycyjnych wartości i ustanowienie totalitarnej tyranii. W tym schemacie Zagłada Żydów stanowi jedynie wytrych, służący lewicy i jej liberalnym apologetom jako środek dotarcia do umysłów ludzi i zohydzania postaw konserwatywnych, tradycjonalistycznych i narodowych. Reductio ad Hitlerum to wygodny mechanizm stygmatyzowania obrońców tradycji i wolności, a w tym i tradycyjnej nauki.

Jak pokazał to, przez pryzmat zmagań z gnozą, wybitny myśliciel konserwatywny Eric Voeglin, bój ten toczy się od tysiącleci. W jego obecnej odsłonie walka trwa od rewolucji kontrkulturowej lat 60. na Zachodzie. W Polsce atakują wartości tradycyjne kontrkulturowi radykałowie, którzy traktują Holokaust instrumentalnie, uznając go (przynajmniej obecnie) za jedyny absolut. Wszystko inne – według radykałów – nadaje się na przemiał dekonstrukcji i postmodernizmu. Wtóruje im chór postkomunistów i liberałów, którzy przecież już „wybrali przyszłość”, czyli odrzucili rzekomo zbędny bagaż tradycji, także w nauce.

W ramach postmodernistycznego dyskursu filozoficznego, radykałowie próbują wprowadzić w dziedzinie nauk historycznych w Polsce takie same pojęcia i wartości, jakie od lat 60. funkcjonują w badaniach nad dziejami mniejszości w Stanach Zjednoczonych i w innych krajach Zachodu (w szczególności dotyczy to historii Murzynów i Indian). Następnie, w podobnych kategoriach usiłują rozpatrywać historię Żydów w Polsce. Zabieg ten ma służyć podważeniu tradycyjnego rozumienia dziejów Polski. Prowadzi to do stworzenia nowej jakości w rozumieniu siebie przez Polaków, czy raczej, post-Polaków. Efektem tego procesu ma być wykorzeniony homo novus, nowa mutacja wyzutego z polskości homo sovieticusa.

Powyższe koncepty często trafiają na podatny grunt. Przestrzeń po skompromitowanym marksizmie zajmuje obecnie moralny relatywizm z jedyną świętością, jaką jest fałszywie ukazywana Zagłada Żydów. Redukcjonistyczna „czarna legenda” o rzekomej zbiorowej polskiej współodpowiedzialności za Holokaust ma zastąpić strzępki indywidualnych wspomnień i zbiorowy stereotyp heroicznej mitologii. W obliczu tej ofensywy kontrkulturowej post-peerelowskie elity w większości zaniechały rzetelnych badań naukowych, przyjmując „czarną legendę” jako własną. Radykałowie triumfują.

W tej sytuacji rodzimych badaczy z Polski, wiernych tradycjonalizmowi, zdecydowali się wesprzeć rodacy z zagranicy i osoby polskiego pochodzenia, uznające prymat logocentryzmu i empiryki. To właśnie oni są współautorami zbioru Złote serca czy złote żniwa? W obliczu bezlitosnego parcia kontrkulturowego przeciwstawienie się nowej modzie stało się imperatywem, lecz dla wielu bynajmniej nie odruchowym. Niesie ze sobą bowiem niebezpieczeństwo prześladowań, ostracyzmu i napiętnowania. Nie obawiamy się tego jednak, wierząc w słuszność swych działań.

W tym sensie czujemy się kontynuatorami wielowiekowej tradycji obrońców wolności. Tym samym, mamy w pamięci takie osoby, jak klasyczny libera! Tomas Garrigue Masaryk, który stanął w obronie człowieka oskarżanego o mord rytualny. Masaryk wziął udział w tzw. procesie Hilsnera w 1899 r. Bezdomny i upośledzony Leopold Hilsner, który był pochodzenia żydowskiego, zabił katolicką nastolatkę o nazwisku Anezka Hrûzova niedaleko wioski Polna pod Karlovymi Varami. Cesarsko-Królewski prokurator oraz prawnik rodziny ofiary wnieśli, że miał miejsce rzekomo mord rytualny. Masaryk wystąpił w obronie Hilsnera i doprowadził do ponownego procesu. W swej obronie nie odwoływał się do emocji, lecz opierał się na żelaznej logice i empiryzmie. Dowiódł, że chodziło o zbrodnię pospolitą, a Hilsner był pomocnikiem, nie zaś głównym sprawcą. W ówczesnym klimacie intelektualnym i kulturowym stanowiło to nie lada wyzwanie. Większość nie chciała słuchać racjonalnych argumentów opartych na żmudnych badaniach, faktach i logocentryzmie. Wtedy przekonanie o „prawdzie” mordu rytualnego było niemal powszechne. Dominował ponadto prymat kultury większościowej nad mniejszościowymi – narodowo i wyznaniowo. Generalny kontekst cywilizacyjny pozostawał bardzo silnie chrześcijański, a kontekst szczegółowy był w przeważającej mierze etnonarodowy.

Obecnie jest wprost przeciwnie. W nowoczesnym systemie liberalnym obowiązuje kult „Innego”. Posługiwanie się logiką i empiryzmem, czyli standardowymi metodami naukowymi, w badaniach nad mniejszościami wymaga niezwykłej odwagi. Jest to, z jednej strony, wynik fetyszyzacji mniejszości jako jednej z naczelnych cech nowoczesnego liberalizmu. Z drugiej zaś strony, ideologia ta wykorzystuje krytyczne podejście do historii kultury większościowej, szczególnie religii chrześcijańskiej, ale również historii narodowej. Podczas gdy w tego rodzaju dyskursie mniejszości ulegają fetyszyzacji i są wynoszone na piedestał, większość narodowa jest demonizowana. Autorzy zbioru Złote serca czy złote żniwa? unikają takich prymitywnych postmarksistowskich i postmodernistycznych zabiegów retorycznych.

Oddajemy w Państwa ręce pracę, na którą złożyły się studia z wielu dziedzin. Łączy je zaś fakt, że stanowią naukową przeciwwagę dla różnego rodzaju twierdzeń o rzekomej polskiej zbiorowej winie za zbrodnie Holokaustu. Niniejsza publikacja składa się z trzech zasadniczych części.

W części pierwszej, najobszerniejszej – zatytułowanej Refleksje i polemiki – znalazło się osiem tekstów, stanowiących głosy w dyskusji wokół najnowszych publikacji o stosunkach chrześcijańsko-żydowskich w okresie II wojny światowej. Każdy z nich zawiera elementy mikrostudiów terenowych, kwerendy źródłowej i badań własnych autora, co powoduje, że nie są one jałowym teoretyzowaniem, lecz studiami mocno osadzonymi w realiach epoki.

Dział ten otwiera tekst prof. Marka Jana Chodakiewicza poświęcony różnym aspektom toczącej się obecnie dyskusji o udziale Polaków w eksterminacji Żydów: poczynając od symboliki, poprzez kontekst lokalny i międzynarodowy tych wydarzeń, po kwestie propagandowe i odniesienia do czasów współczesnych. Autor zwraca uwagę, że temat ten – jak żaden inny – wymaga od historyka, aby wszelkie konkluzje i ostateczne tezy poprzedził wszechstronną i szczegółową kwerendą archiwalną oraz badaniami terenowymi. Tylko w ten sposób możliwe będzie odtworzenie i opisanie przeszłości w całej jej złożoności i bez zniekształceń wynikających z anachronizmu autorów. Kolejne studia – prof. Petera Stachury i dr. Piotra Gontarczyka – stanowią analizę najnowszej książki amerykańskiego socjologa Jana Tomasza Grossa. Wiele uwagi poświęcają oni szczegółowym uwagom, odnoszącym się do wartości naukowej tej pracy. Autorzy wskazują typowe błędy wynikające z publicystycznej maniery tego pisarza – zwłaszcza selektywne podawanie faktów i prezentowanie ich bez kontekstu historycznego. Mankamenty te świadczą o nieuczciwości intelektualnej autora i pisania pod z góry przyjętą tezę. Uwagę obu historyków zwrócił również fakt, że mimo naukowego tytułu, Jan Tomasz Gross nie prowadzi żadnych samodzielnych badań naukowych odnoszących się do opisywanych przez niego wydarzeń.

Wiele miejsca poświeciliśmy również kwestii polskiej pomocy eksterminowanym przez Niemców Żydom: na szczególną uwagę zasługuje tu zapomniany artykuł Teresy Prekerowej z 1993 r. o pomocy Żydom – uciekinierom z obozu śmierci Treblinka II. Uzupełnieniem badań tej wybitnej historyk są studia dr. Ryszarda Tyndorfa i Marka Paula, którzy na podstawie wstępnych badań opartych głównie o źródła żydowskie opisali ponad 200 przypadków Żydów uratowanych przez polskich chrześcijan. Sprawie analizy zachowań ludności żyjącej wokół obozów śmierci poświęcony został artykuł Pawła Styrny – odpowiada on na pytanie, na ile tragizm położenia ludzi, którzy co dzień zmuszeni byli obcować ze śmiercią, mogących ją obserwować na własne oczy i wręcz fizycznie poczuć jej woń – wpływał na ich życie i moralne wybory. Z kolei, Bethany M. Pałuk w swoim studium rozprawia się z mitem szabrownictwa jako rzekomej cechy charakterystycznej ogółu Polaków, wyróżniającej ich jako wspólnotę wśród innych mieszkańców Europy.

W części drugiej naszej pracy – Wokół metodologii – o ddaliśmy głos ekspertom, którzy podjęli się dokonania analizy różnych aspektów stosunków polsko-żydowskich w czasie okupacji niemieckiej według ich własnej metodologii. Dział rozpoczyna esej ks… prof. Waldemara Chrostowskiego, który podjął się analizy charakterystycznych postaw Polaków w tamtym okresie w aspekcie teologicznym. Opisując to zagadnienie, autor zwraca uwagę na ówczesne uwarunkowania oraz złożoność i niejednoznaczność tej problematyki, a także niebezpieczeństwa, które czyhają na osoby ulegające pokusie ferowania zbyt łatwych i efektownych osądów moralnych. Z punktu widzenia prawnika, tematyką statusu majątków żydowskich w świetle przepisów prawnych zajęła się sędzia Barbara Gorczycka-Muszyńska. W swoim tekście zwraca ona uwagę na niezwykłe, jak na warunki państwa komunistycznego (Polski pojałtańskiej), uprzywilejowanie właścicieli majątków zagarniętych w czasie wojny przez niemieckiego okupanta – w tym w dużej części właśnie Żydów. Osoby te uzyskały szerokie możliwości i preferencje prawne w zakresie odzyskiwania swojej przedwojennej własności w sytuacji, gdy np. polscy ziemianie czy właściciele zakładów przemysłowych tracili swoje majątki w wyniku nacjonalizacji (czytaj: grabieży w „majestacie prawa”). Z tekstem tym koresponduje esej dr. Tanii Mastrapy, amerykańskiej prawniczki, która zajmuje się zawodowo badaniem statusu prawnego stosunków własnościowych na Kubie – możemy zatem porównać, jak podobny do polskiego był modus operandi komunistów w innej części świata w odniesieniu do własności prywatnej.

Interesująca i być może nawet zaskakująca dla niektórych czytelników, wyda się socjologiczna analiza metodologii zaprezentowanej przez Jana Tomasza Grossa w jego najnowszej książce Złote żniwa. Zadania podjął się dr Tomasz Sommer, który doszedł wniosku, że mimo wykształcenia socjologicznego Gross i jego praca nie mają nic wspólnego z klasycznym warsztatem tej dziedziny nauki. Ostatnim w tym dziale jest ciekawa analiza prof. Johna Radziłowskiego o „neostalinistach”, czyli postmodernistycznej szkole historycznej, której jednym z reprezentantów jest autor Złotych żniw. Analizując prace części historyków zajmujących się problematyką stosunków polsko-żydowskich, doszedł on do przekonania, że są oni zwolennikami neostalinowskiej wizji dziejów w nowym paranaukowym kamuflażu. Obficie czerpią z komunistycznej propagandy, a ich celem nie jest poszukiwanie prawdy, lecz – co już było powiedziane wyżej – swoiście pojmowana misja „wstrząsania sumieniami” i „zmieniania świata”.

Dopełnieniem całości jest część trzecia – Kontekst historyczny – na którą złożyły się trzy studia dotyczące bezpośrednio kontekstu stosunków polsko-żydowskich w czasie II wojny światowej. Dział rozpoczyna obszerne i bogato ilustrowane przykładami studium Marka Paula o zachowaniu się ludności żydowskiej w czasie kampanii wrześniowej w 1939 r. Autor ukazuje stosunek Żydów do polskiego aparatu państwowego, inwazji sowieckiej po 17 września 1939 r., a także stosunki wewnątrz tej społeczności. Poruszające wydają się też wzajemne odniesienia między zwykłymi ludźmi, Polakami i Żydami, a w szczególności liczne przykłady zbrodni na polskich sąsiadach, których dopuszczały się grupy dywersantów, złożone w dużej części z żydowskich komunistów. Kolejne dwa teksty, zamykające niniejszą publikację, dotyczą zmitologizowanej we współczesnej literaturze przedmiotu kwestii antyżydowskości polskiego obozu narodowego. Dr Wojciech Jerzy Muszyński omawia charakter i formy, w jakich w propagandzie endecji pojawiała się tematyka żydowska, zarówno przed wojną, jak i podczas okupacji niemieckiej. Zwraca on uwagę, że na podstawie dostępnych wydawnictw archiwalnych łączenie antyżydowskich enuncjacji polskich narodowców z rasistowskim i ludobójczym programem niemieckich narodowych socjalistów jest fałszowaniem historycznej prawdy. Endecy bowiem nie tylko nie akceptowali antysemickiej polityki okupanta, lecz czynnie się jej przeciwstawiali na łamach swoich pism, m.in. dokumentując niemieckie zbrodnie na Żydach. Wymiar praktyczny sprzeciwu narodowców wobec eksterminacji Żydów omawia także w swoim studium Sebastian Bojemski na przykładzie struktur najbardziej znanej organizacji podziemnej nurtu narodowego – Narodowych Sił Zbrojnych. Przytacza on wiele przykładów bezpośredniej pomocy udzielanej Żydom przez żołnierzy NSZ, a także liczne fakty udziału Polaków żydowskiego pochodzenia w podziemiu narodowym (gdzie pełnili także funkcje dowódcze), co w sposób jednoznaczny przeczy tezie o bezkompromisowym antysemityzmie tego obozu politycznego.

Praca ta powstała dzięki ochotniczej mobilizacji ludzi dobrej woli na Zachodzie i w kraju. W pierwszej kolejności należy wymienić naszych autorów, którzy – mimo nawału innych zajęć i działając niejako na komendę w obliczu potrzeby chwili – potrafili w przystępny sposób przedstawić syntezę swoich wieloletnich badań. Obok nich, szczególnie na Zachodzie, wspierali nas wolontariusze, dzięki którym praca ta mogła się ukazać. Znaleźli się wśród nich potomkowie polskiej szlachty, dziewiętnastowiecznych powstańców, legionistów i żołnierzy innych formacji z czasów I wojny światowej, więźniów Sybiru i Gułagu, Auschwitz oraz innych obozów nazistowskich, jak również dzieci Zamojszczyzny, przymusowych robotników w III Rzeszy, Sprawiedliwych wśród Narodów Świata (z drzewkiem w Yad Vashem i tych jeszcze nie wyróżnionych), a także żołnierzy, lotników i marynarzy Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie i podziemia niepodległościowego okresu II wojny światowej i czasów powojennych (W tym miejscu wspomnijmy m.in. syna wachmistrza 24. pułku ułanów, który wziął udział w tym projekcie obok prawnuka jednego z premierów II RP. Jest „Michał Anioł radioastronomii” jak nazwał go Time oraz psycholog kliniczny. Są zaangażowane dziewczyny z „ligi bluszczowej” [Ivy League] najlepszych amerykańskich uniwersytetów są życzliwi z Facebook). Wszyscy oni zostali wychowani w poczuciu obowiązku kontynuowania szczytnych tradycji polskiej inteligencji.

Bez ich pomocy praca ta nie mogłaby powstać. Większość naukowców polskiego pochodzenia nie zna bowiem języka polskiego na tyle, aby móc pisać teksty czy książki naukowe. W związku z tym ich studia wymagały tłumaczenia i prac redakcyjnych. Za te wysiłki chcielibyśmy podziękować przede wszystkim Pawłowi Styrnie z Chicago (obecnie studentowi w Washington, DC), Andrzejowi Skulskiemu (Ottawa), Szymonowi Apanowiczowi (Calgary), prof. Marianowi Pospieszalskiemu (Charlottesville, VA) oraz całej rzeszy innych przyjaciół, kolegów i znajomych, którzy prosili o anonimowość (jak np. informatyk, który pro bono przygotował anglojęzyczną stronę udostępniającą tę pracę pod adresem www.heartsofgoldpl.com). Z jednej strony to skromność, z drugiej zaś – obawa przed terrorem politycznej poprawności. W tym kontekście chcielibyśmy przytoczyć fragment listu tłumaczki i redaktorki do jednej z naszych anglojęzycznych autorek, która wyraziła obawę o konsekwencje uczestnictwa w naszym projekcie: „Kiedykolwiek się martwisz, pomyśl sobie o tym, że absolutnie nic nie może Ci się stać. Jesteśmy w wolnym kraju, nikt nie zapuka Ci do drzwi w nocy, nie będzie Ci przeszukiwać domu, nie aresztuje Cię. Nie będzie ani przesłuchań, ani tortur. Po prostu stosujesz w praktyce swoje prawo do wolności myśli i robisz to w bardzo cywilizowany sposób. Tak długo, jak pozostaniesz wstrzemięźliwa i uczciwa, unikasz inwektyw, uprzedzeń i kłamstw, stoisz na solidnej podstawie. A co z tymi, którzy chcieliby Cię ostracyzować za Twoje myśli? I tak przecież nie chciałabyś z takimi pracować, bo naprawdę udusiłabyś się. Naprawdę”1.

W końcu dziękujemy dr. Ryszardowi Tyndorfowi z Toronto za konsultację merytoryczną. Obok niezależnego naukowca Marka Paula (również z Kanady), dr Tyndorf jest jednym z największych na świecie znawców dokumentów dotyczących relacji polsko-żydowskich (oraz polsko-ukraińskich). Bez niego niniejsza publikacja po prostu nie miałaby szans zaistnieć.

Wśród wolontariuszy krajowych dziękujemy w pierwszym rzędzie Jolancie Mysiakowskiej-Muszyńskiej, bez której wszechstronnej pracy redakcyjnej i poświecenia praca ta nie mogłaby powstać. Pragniemy również podziękować Pani Sędzi Barbarze Gorczyckiej-Muszyńskiej za konsultację merytoryczną i zaangażowanie w nasz projekt. Dziękujemy też wszystkim autorom z Polski, którzy odłożyli na bok swoje sprawy i przyłączyli się do naszego projektu oraz za wszelkie wsparcie i pomoc historykom – pracownikom naukowym Instytutu Pamięci Narodowej: dr. hab. Janowi Żarynowi, dr. Krzysztofowi Kaczmarskiemu (IPN Rzeszów), Leszkowi Bukowskiemu (IPN Kielce) i Rafałowi Sierchule (IPN Poznań), Panu Sędziemu Andrzejowi Jankowskiemu (IPN Kielce). Dziękujemy też wszystkim życzliwym recenzentom tej publikacji, a wreszcie, Last but not Least, osobom zajmującym się korektą i składem oraz tłumaczeniami.

prof. Marek Jan Chodakiewicz,

dr Wojciech Jerzy Muszyński

Washington, DC – Warszawa, 1 marca 2011 r.

część I   studia i polemiki

Refleksje: nowa praca, stare podejście2

Prof. MAREK JAN CHODAKIEWICZ

Przeczytaliśmy Złote żniwa. Mocne uderzenie w próżnię. Twierdzimy tak na podstawie własnych badań – ogólnych oraz szczegółowych, mikrograficznych3. Proponujemy więc skonfrontować stereotypy rozpowszechniane przez Jana Tomasza Grossa z wynikami własnych dociekań; weźmy pod uwagę przede wszystkim stosowaną przez autora metodologię. Zamiast kwestionować i dezawuować każdy szczegół, co jest niemożliwe bez osobnych, szczegółowych badań każdego z opisanych przez autora przypadków, przyjrzyjmy się całej budowie Złotych żniw.

Już na wstępie zaznaczmy, że poglądy Grossa są zupełnie inne niż przekonania Teresy Preker, będącej do niedawna jednym z największych autorytetów moralnych i naukowych środowiska liberalnego – środowiska inteligencji postępowej, zajmującego się dziejami Żydów w Polsce, a szczególnie Holokaustem4. Gross ją „zdetronizował” i całkowicie zanegował: zarówno pod względem metodologicznym, jak i faktograficznym. Tradycyjny liberalizm w historiografii, reprezentowany przez Preker, zastąpił nowoczesny liberalizm, oparty na moralnym relatywizmie, postmodernizmie i dekonstrukcji – taki, jaki obecnie występuje na Zachodzie.

Podczas lektury czwartej książki Jana T. Grossa nasunęły nam się następujące refleksje5.

Refleksja 1: Symbol

Symbol jest narzędziem uciekania się do sfery pozaintelektualnej. Ma wzbudzić w nas określone emocje, zaszokować. Symbole mogą być audialne (np. muzyka instrumentalna, pieśni) albo wizualne (obrazy, sztandary, wizerunki, zdjęcia i filmy). W Złotych żniwach takim symbolem, mającym wywołać poczucie grozy i wzbudzić odrazę, jest fotografia rzekomych kopaczy żydowskiego złota z okolic Treblinki. Jednak osoba myśląca krytycznie natychmiast zastanowi się nad interpretacją owej fotografii, zaprezentowaną przez Grossa. Co to zdjęcie rzeczywiście przedstawia?

Przypomniała nam się natychmiast makabryczna fotografia wianuszka martwych dzieci, przywiązanych jakoby drutem kolczastym do drzewa. Od wielu lat zdjęcie to funkcjonuje jako symbol – rzekomy dowód bestialstwa ukraińskich nacjonalistów wobec Polaków w latach 40. ubiegłego stulecia. Niedawno jednak okazało się, że zdjęcie to przedstawia ofiary pospolitego morderstwa z lat 20. Dokładniej – swoje własne dzieci zabiła oszalała matka. Ukraińska Powstańcza Armia nie miała z tym nic wspólnego. Dopiero krytyczne, naukowe podejście do fotografii, która na poziomie emocjonalnym zupełnie zawładnęła wyobraźnią ogółu (planowano nawet postawić pomnik ofiarom rzezi wołyńskich, oparty na tym obrazie) spowodowało dojście do prawdy. Zdjęcie jako pierwsza opublikowała „Rzeczpospolita”6.

W tym kontekście warto zwrócić uwagę, że zdaniem prof. Bogusława Wolniewicza to rzekome zdjęcie z Treblinki przedstawia nie poszukiwaczy złota, lecz osoby porządkujące groby i prowadzące prace ekshumacyjne, co było bardzo częste w czasach powojennych. Czy rzeczywiście tak jest? Nie wiemy tego, ale wiemy, że krytyka źródeł jest podstawą wszelkich badań. A tej w Złotych żniwach zabrakło.

Refleksja 2: Metodologia

W swej najnowszej książce Jan T. Gross posługuje się tą samą metodologią, którą zapoczątkował w Upiornej dekadzie, rozwinął w Sąsiadach, a następnie w Strachu. We wstępie – w miejscu hipotezy – pojawia się konkluzja, zresztą tradycyjnie już niepoparta rzetelnymi badaniami. Następnie, chcąc wbić szokującą konkluzję w głowę czytelnika, autor prezentuje makabryczny obraz-symbol: w ostatniej pracy jest to zdjęcie rzekomych kopaczy żydowskich zębów, a we wcześniejszej choćby rzekomy mecz piłki nożnej w Jedwabnem, rozgrywany żydowską głową. Następnie przytacza niezweryfikowane relacje, pasujące do konkluzji-tezy. W rozważaniach tych zdecydowanie zabrakło krytyki źródeł. Ponadto, Gross nie prezentuje wyników własnych badań, wykorzystując źródła wtórne i dociekania innych autorów. To wszystko opakowane jest w moralizatorską prozę, ocierającą się miejscami o historię, ale sprzedawaną jak produkt popkultury dla przeciętnego inteligenta, w żadnym wypadku nie dla specjalisty.

Podsumowując: jest to „metodologia” postmodernizmu i dekonstrukcji. Wygodne narzędzie fantazji literackich, obecnie niezmiernie modne w kontrkulturze Zachodu, ale niemające nic wspólnego z tradycyjną nauką historyczną. „Metodologia” ta została wręcz stworzona, aby rzucić wyzwanie podstawom zachodniej nauki: logocentryzmowi i empiryzmowi. Notabene, trudno tę postmodernistyczną „metodologię” traktować poważnie, bowiem u jej podstaw leży twierdzenie, że tradycyjna zachodnia metodologia jest wymysłem przedstawicieli prześladującego mniejszości systemu patriarchalnego. A więc należy ją odrzucić, w szczególności zaś jej „faszystowskie” twierdzenie, że prawda istnieje i jest poznawalna. Postmoderniści, dekonstruując w ten sposób tradycyjną metodologię Zachodu, propagują hasło, że „prawda nie istnieje” Jeśli prawda nie istnieje, to o czym są Złote żniwa?

Refleksja 3: Złote zęby dla wszystkich

Czy w związku z tym opowieści o złotych zębach są wymysłami? Zapewne nie. W czasie wojny zdarzały się potworne rzeczy. Nasz przyjaciel, prof. Iwo Pogonowski, przeżył pięć lat w niemieckich obozach koncentracyjnych, głównie w Sachsenhausen. Opowiadał, że w tym kacecie działał „gang złotników”. Zaczynało się od tego, że żydowscy członkowie specjalnego komando, które zajmowało się paleniem zwłok w krematorium, mieli za zadanie wyszukiwanie dla skarbu III Rzeszy precjozów w ciałach nieboszczyków. Naturalnie, wyrywali też złote zęby zamordowanym, z których część kradli na własny użytek. Następnie, złote zęby przechodziły przez mafijny łańcuch składający się z więźniów różnych narodowości i wyznań, aby w końcu trafić do „szefów tego przedsiębiorstwa”: strażników-esesmanów7.

Przypomniało nam się też, jak ponad 15 lat temu, podczas kwerendy w Archiwum Akt Nowych w Warszawie natknęliśmy się na raport o tzw. pinkertowcach. Byli to pracownicy zakładu pogrzebowego w getcie warszawskim. Przy okazji uprawiali oni proceder właściwy hienom cmentarnym – wyrywali złote zęby żydowskim zmarłym. W pewnym momencie komuniści, w zamian za złoto, obiecali im ochronę i przenieśli do lasów wyszkowskich. Tam członkowie Gwardii Ludowej i Żydowskiej Organizacji Bojowej wszystkich ich wystrzelali. Polskiej Partii Robotniczej zależało na złocie, jednak członkowie ŻOB byli przeciwni hienom żerującym na rodakach. Raportem tym podzieliliśmy się z Piotrem Gontarczykiem i Leszkiem Żebrowskim i opublikowaliśmy go wspólnie w pracy Tajne oblicze GL-AL i PPR8.

Takich przypadków było więcej. W tym czasie natrafiliśmy również na ślad mordu popełnionego na ludności żydowskiej przez oddział GL Grzegorza Korczyńskiego. Zaczęło się od kłótni wewnątrzpartyjnej, a skończyło na zabiciu wszystkich Żydów, w tym kobiet. Zginęło wówczas co najmniej kilkadziesiąt osób. Ofiary obrabowano. O sprawie tej krążyły plotki od czasu ucieczki funkcjonariusza UB Józefa Światły na Zachód. Ale wówczas raczej nie nagłaśniano sprawy „złota żydowskiego”. Wyszła ona na jaw po tym, jak grupę komunistyczną rozbił oddział Narodowych Sił Zbrojnych i znaleziono złoto oraz inne dowody zbrodni. Zresztą, sprawę zbadał dokładnie i opisał Piotr Gontarczyk w swojej wyśmienitej pracy Polska Partia Robotnicza. Droga do władzy, 1941-19449.

Bandytyzm – zwykły i rewolucyjny – był plagą polskiej wsi. To właśnie z uwagi na bandytyzm partyzantka niepodległościowa zlikwidowała wielonarodową bandę „Złotego Janka”, który terroryzował Białostocczyznę, kradnąc m.in. złoto – i polskie, i żydowskie. Opisał to Kazimierz Krajewski w pracy Uderzeniowe Bataliony Kadrowe 1942-194410. O okropnych przypadkach mordów i rabunków w czasie okupacji niemieckiej można by pisać ad nauseam.

Refleksja 4: Kontekst międzynarodowy

Należy pamiętać, że bandytyzm i inne podobne zjawiska nie dotyczą tylko Polski, ale całego świata. W momencie załamania się prawa i porządku, a szczególnie podczas wojny, bestialstwo staje się normą. Gdy studiowaliśmy historię Japonii w latach 80., pamiętamy stale przewijający się motyw przeraża jącego okrucieństwa. Przez wieki po każdej niemal bitwie okoliczni chłopi zgodnie dobijali rannych i rabowali zabitych. Naturalnie, wojownicy (bushi) nagminnie rabowali, gwałcili i zabijali chłopów w trakcie kampanii wojennych.

I nie tylko. Na chłopie (inakape) można było bezkarnie przetestować swój nowy miecz (katana). Zagadnienie to ma bogatą bibliografię11.

Zanim jednak posłużymy się analogiami z tak odległych krajów, warto przebadać ich historię, aby przekonać się, czy – i w jakim stopniu – może posłużyć ona do zilustrowania zjawisk nam bliskich. W Złotych żniwach odnajdujemy wiele porównań między sąsiadami-Polakami a sąsiadami-Hutu, między Polską a Rwandą. W Rwandzie rząd ludobójców był zdominowany przez Hutu. To z poruczenia, rozkazu, a czasami ze względu na groźby swoich władz członkowie plemienia Hutu mordowali Tutsi oraz broniących ich Hutu. W okupowanej Polsce rząd nie był polski, a niemiecki. Z punktu widzenia nazistowskiej polityki okupacyjnej stosunek Niemców do Polaków był często taki, jak Hutu do Tutsi, a co najmniej taki, jak aktywnych i skłonnych do ludobójstwa Hutu do pasywnych i sprzeciwiających się ludobójstwu innych Hutu.

Chcąc zachować odpowiednie standardy, prof. Gross powinien porównać stosunek sąsiadów-Niemców do Żydów w Polsce: reichsdeutschów i volskdeutschów. Rząd III Rzeszy był rządem Niemców, nie zaś polskich chłopów. NSDAP to nie Polskie Stronnictwo Ludowe. Jeśli w ogóle można porównywać Rwandę do okupowanej Polski to tylko w okresie kolonialnym, gdy rządy sprawowali Belgowie. Wówczas można snuć rozważania o różnicach i podobieństwach między podbitymi Tutsi i Hutu oraz Polakami i Żydami pod obcą okupacją. Czy jednak faworyzowanie Tutsi przez Belgów znajduje swoje odniesienie w nastawieniu Niemców do Polaków? Wątpliwe. Wypadałoby też przyjrzeć się eksterminacji plemienia Herero przez Niemców z udziałem wojsk kolonialnych, składających się z Afrykanów innych plemion. Albo Ghurków w tłumieniu buntów i powstań w Indiach na zlecenie rządu brytyjskiego. Gross nic takiego nie zrobił. Zagadnienie to ma jednak bogatą bibliografię12.

Warto w tym miejscu nadmienić, że bardzo interesujące byłyby badania nad rolą wojsk kolonialnych złożonych z autochtonów w utrzymywaniu ładu kolonialnego. Należy o tym wspomnieć nie tylko w kontekście rozważań nad formacjami kolaborującymi z okupantem niemieckim pod okupacją nazistowską,

ale przede wszystkim przy okazji badań nad dowodzonym przez Stalina „ludowym” Wojskiem Polskim, które – wraz z NKWD, Armią Czerwoną i UB – niszczyło podziemie antykomunistyczne w Polsce (1944-1956). Można by więc – za radą prof. Ewy Thompson, wykorzystując badania komparatystyczne, rozpatrywać w ten sposób cały złożony problem podległości kolonialnej Polski13.

W tym wypadku, omawiając kwestię wykonywania rozkazów oraz przymuszania podwładnych do zbrodniczych czynów, bardziej adekwatne byłoby – zamiast niestosownego odnoszenia się do sytuacji w Rwandzie – przypomnienie debat toczących się na ten temat przy okazji badań nad Holokaustem. Christopher Browning postawił tezę, że właściwie każdego człowieka można przymusić pośrednio czy bezpośrednio do czegokolwiek. I nie trzeba nawet przymusu fizycznego. Wystarczy odpowiednia atmosfera psychologiczna, presja własnej grupy (peer pressure) czy ramy instytucjonalne. Browning doszedł do takiego szokującego wniosku w trakcie badań nad niemieckimi rezerwistami batalionu policyjnego, który działał w Polsce, rozstrzeliwując głównie Żydów, ale również Polaków. Naukowiec ten opublikował rezultaty swoich badań w pracy Ordinary Men: Reserve Police Battalion 101 and the Final Solution in Poland14.

Odpowiedzią na prowokacyjną tezę Browninga było szokujące oskarżenie, pióra Jonah Goldhagena: Hitler’s Willing Executioners: Ordinary Germans and The Holocaust15. Goldhagen argumentował, że wszyscy Niemcy są odpowiedzialni za Holokaust, bowiem ich ideologią był „eksterminacyjny antysemityzm”. Metodologiczna i koncepcyjna miałkość tej i innych prac tego autora (który m.in. oskarżył o współudział w Zagładzie Kościół katolicki na czele z papieżem Piusem XII) doprowadziła do jego powszechnej dyskredytacji w świecie naukowym. Chyba najbardziej krytyczną opinię na temat Goldhagena wyraził jeden z najsłynniejszych badaczy Holokaustu, prof. Raul Hilberg.

Nie ulega wątpliwości, że w tej debacie Gross nie tylko stanął po stronie Goldhagena, ale też w pewnym sensie splagiatował jego „metodologię” i retorykę, dopasowując je do sytuacji w Polsce. Podobnie jak Goldhagen, Gross odrzuca różnorodne, indywidualne doświadczenia ludzkie, które można odtworzyć za pomocą żmudnych badań szczegółowych; woli posługiwać się uogólnieniami, tworząc i rozpowszechniając stereotypy.

Refleksja 5: Natura ludzka

W Złotych żniwach, podobnie jak w innych pracach Grossa, zabrakło rozważań nad problemem natury ludzkiej. Chcąc bowiem właściwie ocenić charakter i skalę jakiegokolwiek zjawiska (w tym również zbrodni i okrucieństw) należy umieć dokonywać porównań. Jest to podstawa metodologiczna badań, obowiązująca w logocentrycznej szkole empirycznej. Porównywanie rozmaitych okrucieństw dowodzi, że zdolność do wyjątkowego bestialstwa jest cechą właściwą całej rasie ludzkiej, a nie tylko polskim chłopom. Aby przywołać bon mot: „Jeśli chodzi na dwóch nogach, to jest zdolny do każdego bestialstwa”

Czy to usprawiedliwia tych polskich chłopów – szerzej: jakichkolwiek ludzi, którzy rabowali i mordowali Żydów? Naturalnie, że nie. To bestialstwo bez usprawiedliwienia. Ale czy jest to powód do obarczania winą za okrutne zbrodnie na Żydach wszystkich polskich chłopów, czy też Polaków w ogóle? Nie. Jednak efekty takiego uogólnienia są już widoczne – vide: powszechnie występujące w zachodnich mediach „polskie obozy koncentracyjne”16. Jest to jednak nie do przyjęcia.

Chrześcijaństwo przecież wyraźnie uczy, że każdy odpowie indywidualnie za swoje winy, grzechy i zbrodnie przed Panem Bogiem. Przyznajmy zarazem, że zachowanie bestialskie nie powinno budzić zdziwienia. Co więcej, należy się go właśnie spodziewać. Jest to uniwersalny wymiar naszej ludzkiej marności.

Refleksja 6: Kontekst krajowy

Zarazem jednak uniwersalnym wymiarem ludzkiej natury jest zdolność do czynienia dobra. I tutaj nasuwa się kolejna uwaga metodologiczna do pracy Grossa. Socjolog ten skoncentrował się na wiosce Wólka Okrąglik. Bardzo dobrze, jak najbardziej należy opisywać takie patologie. W takim wypadku należy wyraźnie zaznaczyć, że jest to patologia. Natomiast autor Złotych żniw udaje, że podobne zachowania stanowiły ogólnopolską normę. Podobnego uogólnienia można dokonać dopiero na podstawie badań komparatystycznych wielu miejscowości, nie zaś przywołując kilka przykładów, które akurat pasują do tezy. A co z ich weryfikacją? Zaznaczamy tutaj, że opinie Grossa o Wólce Okrąglik powstały bez koniecznych badań mikrograficznych, a jedynie w oparciu o kilka niezweryfikowanych relacji. Jak już pisałem w odniesieniu do Strachu, historia to przecież nie wycinanka17. Nie można wyciągać z lamusa tylko tych przedmiotów, które nam się podobają i pasują do preferowanych przez nas teorii. Niestety, ta postmodernistyczna metodologia dekonstrukcji dominuj e u prof. Grossa. W dalszym ciągu przedstawia on wnioski bez przeprowadzenia niezbędnych badań18.

Chcąc się przekonać, jak dalece nieuprawnione są stereotypy i uogólnienia stosowane przez Grossa, jak słabo udokumentowana jest jego nowa praca, wystarczy zapoznać się z monumentalnymi badaniami niezależnego historyka, Marka Paula z Kanady. Udokumentował on kilka tysięcy przypadków, zupełnie innych niż te przywołane przez autora Złotych żniw i na tej podstawie przedstawił polską normę. Większość z nich pochodzi ze źródeł żydowskich. Proszę sprawdzić i porównać. Mark Paul opublikował niektóre swoje prace na witrynie pisma Glaukopis (www.glaukopis.pl). Inne rezultaty jego poszukiwań badawczych są dostępne na witrynie Kongresu Polonii Kanadyjskiej. Czy Gross te źródła zna i je ignoruje? Czy po prostu nie zna i nie ma ochoty poznać?

I tutaj – z powodu niekompletności badań Grossa – stajemy przed poważnym dylematem. Dlaczego wojennym symbolem Podlasia czy Białostocczyzny ma się stać wieś Wólka Okrąglik? Tamtejsza ludność – jak twierdzi Gross na podstawie bardzo nielicznych relacji – była zdegenerowana, rabowano żydowskie dobra, a chłopki prostytuowały się z esesmanami. A co z pobliskim Paulinowem? Tam, w lutym 1943 r., za przechowywanie Żydów Niemcy rozstrzelali 15 polskich włościan, w tym kobiety. A wiedziała o tym i w różny sposób pomagała ukrywać nieszczęśników właściwie cała wieś. Czy to nie piękny symbol dobra? Pomijam już, że chłopów zadenuncjował żydowski uciekinier, który okazał się agentem policji niemieckiej.

Albo dlaczego nie zrobić symbolem okolic Brzostowicy Małej? Jak podaje Mark Paul, we wrześniu 1939 r. komunistyczna bojówka z sąsiedniej Brzostowicy Wielkiej, składająca się z Żydów i Białorusinów oraz okolicznych bandziorów uzbrojonych w siekiery i kosy napadła na dwór i wieś, mordując całą polską ludność tej miejscowości. Ofiary przed śmiercią straszliwie torturowano, nie wyłączając niepełnosprawnej hrabiny Ludwiki Wołkowickiej (opisał to prof. Krzysztof Jasiewicz). Czy taki przypadek uprawnia nas do wyciągnięcia daleko idących uogólnień o postawie tych mniejszości podczas II wojny światowej? Na pewno nie. Ale przy okazji warto zastanowić się, dlaczego Mark Paul twierdzi, że zbrodnia w Brzostowicy Małej miała charakter nie tylko klasowy, ale również rasistowski: ofiarami sąsiadów byli sami Polacy. To było przed Jedwabnem.

Refleksja 7: Regionalistyka

Dopiero rzetelne badania regionalne, mikrostudia (case studies) pomogą nam w sformułowaniu wniosków ogólnych. Póki co, takich jest jednak niewiele. Pewna liczba mikrostudiów powstała w ramach projektów badawczych Instytutu Pamięci Narodowej dzięki wizji rozwoju i uporowi śp. Janusza Kurtyki. Rozmawialiśmy nawet na ten temat i zgadzaliśmy się, że potrzeba jeszcze wiele badań szczegółowych zanim będziemy mogli pokusić się o solidną syntezę najnowszych dziejów Polski. Jednak nawet IPN-owskie studia nad dziejami poszczególnych miejscowości skupiają się na razie na wybranych zagadnieniach. Jedną z przyczyn tego stanu rzeczy jest brak odpowiednich wzorców metodologicznych. Ale jak kondycja nauki polskiej ma się poprawić, gdy Gazeta Wyborcza w prymitywny sposób wyszydza dorobek IPN-u, szczególnie pogardliwie odnosząc się do mikrostudiów?19

Z drugiej strony, Gazeta Wyborcza stosuje różną miarę do podobnych zjawisk. Czy bowiem właśnie praca Sąsiedzi nie była takim – przyznajmy, wielce ułomnym – mikrostudium Jedwabnego? Czy nie są mikrografiami wychwalane przez to samo środowisko wydawców Grossa najnowsze prace Jana Grabowskiego czy Barbary Engelking-Boni? I czy, przyglądając się właśnie toczącej się dyskusji o Złotych żniwach, nie dostrzeżemy – głównie wśród profesjonalnych historyków, ale również wśród moralizatorów – częstych wtrętów przyczynkarskich, odwołujących się właśnie do szczegółów zwykle dostępnych na najniższym poziomie poszukiwań badawczych, w wioskach i w pamięci ludzi zwykłych, przeciętnych, zapomnianych, ignorowanych? To właśnie mikrografia. Naturalnie, wszystkie takie przekazy należy weryfikować. Pierwszym krokiem do tego jest zweryfikowanie zdobytych informacji we własnym zakresie przez samego naukowca czy amatora (autora). Drugą fazą weryfikacji jest upowszechnianie. Stąd też, nowymi faktami należy jak najszybciej podzielić się z profesjonalnymi badaczami. Podzielić i upowszechnić – oznacza to nie tylko jednorazową publikację badań, lecz również skuteczne i jak najszersze rozpowszechnienie relacji wraz z informacją o jej autorze. Dzięki temu inni badacze będą mogli łatwo odnaleźć źródło nowych informacji.

Niestety, często jest to niemożliwe z powodu wykluczania. Niektórzy – głównie tolerancyjnie nastawieni – historycy uważają, że na pewne nazwiska nie należy się powoływać. Jest to nie tylko wynik politycznej poprawności i swoistego dążenia do przemilczenia dokonań adwersarzy, ale również chęć podkreślenia własnej rzekomej odkrywczości.

A czy ma to znaczenie, że jakieś dokumenty po raz pierwszy opublikował znany ze skrajnych poglądów Henryk Pająk? Bądź też, że jakieś nieznane źródło odkrywczo skomentował prof. Jerzy Robert Nowak, nielubiany na lewicowych salonach? Oczywiście, że to nie powinno mieć znaczenia. W związku z tym dziwi, że w tolerancyjnie nastawionych kręgach nie wymienia się krytycznych badań endeka Leszka Żebrowskiego. Zostały one prawie całkowicie pominięte w pracy o losie ludności żydowskiej podczas Powstania Warszawskiego – prawdopodobnie dlatego, że odkrycia Żebrowskiego nie przystają do z góry przyjętej tezy, że podczas tego zrywu narodowego „AK i NSZ wytłukły mnóstwo Żydów”20.

Przykłady takich antyintelektualnych praktyk można mnożyć. Wtórujący ponownie Grossowi eksperci Tygodnika Powszechnego jako przykłady ilustrujące jego tezy wymieniają Rechtę i Stanin na Lubelszczyźnie, gdzie doszło do zabijania Żydów przez chłopów i granatowych policjantów21. Zapominają jednak nadmienić nie tylko o tym, że istnieją inne interpretacje tych tragicznych zdarzeń, ale również i o tym, że to przecież myśmy wprowadzili te fakty do obiegu naukowego ponad 10 lat temu w naszej pracy Polacy i Żydzi 1918-19SS22. Znajdował się tam również fragment dotyczący Jedwabnego, lecz nie wzbudził on zainteresowania dopóki Gross nie zastosował swojej terapii szokowej wobec polskich inteligentów, pozbawionych przez 50 lat dyktatury komunistycznej podstawowej wiedzy faktograficznej. Stąd też, przemilczane zostało jedyne mikrostudium Jedwabnego i zbrodni tam popełnionych, również naszego pióra: The Massacre in Jedwabne, July 10,1941: Before, During, After23.

Nauka nie polega na takich cenzorskich działaniach. Nauka polega na gromadzeniu i przedstawianiu faktów oraz wolnej wymianie opinii. Nauka polega też na szerzeniu wiedzy, w tym poprzez ustosunkowywanie się do prac, z którymi się nie zgadzamy. Naturalnie, można wykluczać niewygodnych sobie naukowców. Można też próbować monopolizować dyskurs, ale jest to ze szkodą dla nauki.

Badacze-regionaliści często zwracają uwagę na koryfeuszy kontrkultury z warszawsko-krakowskiego centrum oraz z Zachodu, odruchowo próbując sprostać ich oczekiwaniom. W ten sposób tworzy się terror intelektualny sprzyjający bądź zaniechaniu badań mikrohistorycznych (często ich spaczenie – pisanie „pod” odpowiednią tezę), bądź też ich spowolnienie i zmarginalizowanie. Naturalnie, nie wszyscy ulegają tej atmosferze, co widać po wydawanym z zapałem przez zespół Dariusza Magiera na Podlasiu Wschodnim Roczniku Humanistycznym (uprzednio Radzyński Rocznik Humanistyczny).

Refleksja 8: Mikrostudium własne

Do tej pory jedyną całościową, wszechstronną pracą mikrograficzną dotyczącą demografii, gospodarki, polityki, podziemia, instytucji, elit, ludu, mniejszości i okupantów czasów wojny i okresu powojennego pozostaje nasza monografia powiatu kraśnickiego (janowskiego): Between Nazis and Soviets: Occupation Politics in Poland24. Jest to rozszerzona wersja pracy doktorskiej obronionej w Columbia University, nad którą badania prowadziliśmy, będąc na stypendium w Polsce w latach 90. Naszą pracę uznano za kontrowersyjną zanim ją jeszcze obroniliśmy. Notabene, Gross miał być jednym z naszych egzaminatorów, ale zrezygnował. Porzucił nas też nasz promotor, prof. Istvan Deak, któremu zwyczajnie już nie chciało się walczyć o nas. Najpierw jednak napisał list: „nikt od czasów historyków Rankego nie zbadał więcej źródeł pierwotnych (primary sources). Jesteś zupełnym lodołamaczem (trailblazer) [mikrohistorii]”. Do końca doprowadził nas prof. Mark von Hagen, za co jesteśmy mu bardzo wdzięczni zważywszy, że nie zgadzał się z nami w wielu kwestiach, w tym ideowych.

Badania w 16 archiwach dziesiątek tysięcy teczek doprowadziły nas do wniosku, że w wyniku terroru ludzie podlegli okupantom poruszali się w ramach triady: kolaboracja – dostosowanie się – opór. Właśnie dostosowanie się było najbardziej charakterystyczną cechą okupacji. Dopiero z czasem – pod wpływem polityki okupanta – dostosowanie się przechodziło w powszechny opór bierny. Badania ukazały obraz społeczeństwa ściśle kontrolowanego, sparaliżowanego strachem i zupełnie spauperyzowanego, lecz czasami odgryzającego się. Zjawisko to w zróżnicowany sposób dotyczyło prowincji.

Okupanci ściągali z polskiej wsi ogromne kontyngenty żywnościowe, wzrastające szczególnie po 1940 r. Komuniści wymagali tyle samo, co naziści, ale byli mniej skuteczni w wymuszaniu, przynajmniej do 1947 r. Ponadto, okupanci domagali się rozmaitych świadczeń, w tym w formie wykonywanych na miejscu różnego rodzaju robót przymusowych. Zachęcano do ochotniczych wyjazdów na roboty do Rzeszy, a - po pewnym czasie, gdy zabrakło chętnych – wywożono przymusowo. W ten sposób wywieziono ok. 10 tys. Polaków (10%) z powiatu Kraśnik.

Z błahych powodów chłopów karano mandatem, konfiskatą, biciem, obozem, śmiercią. Przymusowo osiedlano wysiedleńców i uciekinierów, najpierw z Polski zachodniej, a następnie z Kresów. Ogółem, było to co najmniej 12 tys. chrześcijan (osobno przywieziono ok. 8 tys. Żydów). Przesiedlano pojedyncze rodziny w ramach powiatu, a nawet całe wsie w ramach projektów inżynierii społecznej czy doraźnych potrzeb wojennych. Okupanci – szczególnie Niemcy – przeprowadzali okresowo rozmaite, mniejsze i większe, akcje pacyfikacyjne, przeciwpartyzanckie oraz gospodarcze. Opornych bito, palono gospodarstwa, zabijano. Między 1939 a 1944 r. zniszczono 33 wsie, w tym 15 całkowicie, np. w lutym 1944 r. w Borowie i okolicach zginęło prawie 900 osób (ludności cywilnej) ukaranych za wspieranie partyzantki NSZ. Była to największa pacyfikacja w Polsce centralnej.

Refleksja 9: Chaos

Już od września 1939 r. dochodziło do coraz częstszych rabunków, a rozmaite oddziały wojskowe i partyzanckie zaopatrywały się we wsiach – za pozwoleniem chłopów i bez ich pozwolenia. W rezultacie, na wsi panowały przeraźliwa bieda, głód i strach. Brakowało podstawowych artykułów przemysłowych. Szerzyły się choroby. Panowała wysoka śmiertelność z powodów „naturalnych” – poza „zwykłym” terrorem, skierowanym przeciwko Polakom. Terror narastał wraz z upływem czasu, szczególnie po wprowadzeniu przez okupanta polityki masowej zagłady ludności żydowskiej. Co więcej, z powodu eksterminacyjnej polityki Niemców w stosunku do Żydów i jeńców sowieckich oraz za sprawą natężenia retorsji okupanta w stosunku do Polaków, jak również wzmożenia działalności band rabunkowych, grup uciekinierów i partyzantki, od połowy 1942 r. na prowincji polskiej nastąpiło niemal całkowite załamanie prawa i porządku.

Zapanował chaos. Temu stanowi rzeczy stopniowo zaczęła przeciwstawiać się lokalna, spontanicznie tworzona samoobrona. Opierała się ona często na przedwojennych działaczach społecznych i politycznych najniższego szczebla, na wsi wywodzących się głównie z ruchu ludowego. Posiadała ona związki z rozmaitymi odłamami podziemia niepodległościowego. Dotyczyło to nie tylko powiatu kraśnickiego, ale również Wileńszczyzny i Nowogródczyzny, które badaliśmy oddzielnie25 oraz – wedle ustaleń innych historyków – prawie całego terytorium centralno-wschodniego II RP.

Sytuacja była po prostu tragiczna. Na poziomie gospodarczym dotyczyła ona, oprócz uciekinierów i przesiedleńców, szczególnie małorolnych i bezrolnych chłopów, a takich była większość. Ok. 15-20 tys. (ponad 10%) ludności chrześcijańskiej potrzebowało stałej zapomogi, aby przeżyć w powiecie Kraśnik. Szacunkowo trzy razy tyle okresowo korzystało w różnym zakresie z opieki społecznej. Średniozamożni i zamożni rolnicy dawali sobie radę lepiej, jeśli udało im się ukryć jedzenie i sprzedać po czarnorynkowych cenach w głodujących miastach. Jeśli natomiast padali ofiarą bandytyzmu, stawali się zupełnie bezradni. Spadali do najbiedniejszej kategorii. Tragizm sytuacji najlepiej odzwierciedlają raporty Rady Głównej Opiekuńczej, ale też i podziemia, a nawet władz okupacyjnych.

Refleksja 10: Patologie

Bieda, głód, strach i terror charakteryzujące oba systemy okupacyjne, a przejawiające się w szczególnie ekstremalnej formie w okresie wojny rodziły całą gamę patologii. Po pierwsze, totalitaryzm zachęcał do załatwiania porachunków osobistych poprzez denuncjacje „polityczne”. Donosy stały się plagą, np. w jednej ze wsi między Zakrzówkiem a Wilkołazem rolnik miał ogiera rozpłodowego, który zarobkował dla właściciela, nielegalnie pokrywając klacze sąsiadów. W jednym wypadku sąsiad po fakcie odmówił zapłaty. Ponieważ właściciel ogiera był przy okazji zastępcą sołtysa i członkiem miejscowej komisji kontyngentowej, to zwiększył wymiar dostaw przymusowych właścicielowi klaczy, aby tym sposobem odebrać dług. Chłop poczuł się poszkodowany i prześladowany, w związku z czym zadenuncjował sąsiada władzom okupacyjnym – oskarżył go o nielegalne zarobkowanie. Takie konflikty i metody ich rozwiązywania były bardzo częste. W najlepszym wypadku winni dostawali mandaty albo zwiększano im kontyngent. Częściej bito, przetrzymywano w areszcie lub posyłano do miejscowego obozu pracy, rzadziej do zamku w Lublinie (mieściło się tam więzienie), Majdanka, a nawet do Auschwitz. In extremis rozstrzeliwano.

W podobny sposób karano za inne przewinienia. Szerzyły się prostytucja, pijaństwo, szaber, przemoc. Brak poszanowania własności prywatnej i publicznej stał się powszechny. Nielegalny wyrąb lasu, kłusownictwo i inne formy gospodarki rabunkowej, które naturalnie miały miejsce i przed wojną, teraz spotęgowały się do niespotykanych rozmiarów.

Kradzieże i rabunki były nagminne, znacznie częstsze niż przed wojną. Zaczęły się już we wrześniu 1939 r. Po wycofaniu się wojska z Kraśnika, Żydzi i chrześcijanie zrabowali koszary 24. pułku ułanów, w tym mieszkania rodzin oficerskich i podoficerskich. Okradano zbombardowane pociągi. Napadano na pojedynczych uciekinierów. Włamywano się do opuszczonych mieszkań, szczególnie do tych, w których nieobecni byli mężczyźni, którzy walczyli w szeregach WP – tam nie było komu bronić dobytku. Potem niektórzy chłopi okradali wycofujących się i uciekających żołnierzy polskich. Zabierano śpiącym konie, buty, płaszcze. A były to tereny prawie wyłącznie etnicznie polskie z wyjątkiem wsi Otrocz i kilku innych ukraińskich miejscowości za Sanem. W niektórych miejscach kradzieży dokonywała też „czerwona milicja”, bowiem do powiatu kraśnickiego weszły wojska sowieckie, a niektóre patrole dotarły aż do Urzędowa.

Sytuacja uspokoiła się po wkroczeniu Niemców. Jednak nie od razu. W niektórych miejscach, np. w zbombardowanym Janowie okupant na samym początku zachęcał do rabowania miejscowych sklepów, które były w większości żydowskie. Ludzie z marginesu społecznego rozdzierali towar między sobą, co lepsze rzeczy brali żołnierze Wehrmachtu, którzy takie sytuacje fotografowali. Potem Niemcy żelazną ręką przywrócili spokój, pod karą śmierci wymusili również oddawanie zrabowanego mienia, szczególnie państwowego.

Przestępcy działali jednak nadal. Skupili się na dworach, plebaniach, zamożniejszych gospodarzach oraz kupcach żydowskich. Tych ostatnich napadano również na drogach, zabierano nawet jajka. Początkowo na bandytyzm szybko reagowała żandarmeria niemiecka, a szczególnie efektywnie „granatowa policja”. Wówczas władze policyjne broniły nadal zarówno Żydów, jak i chrześcijan, np. jeszcze w 1940 r. żandarmeria interweniowała w Kraśniku, aby ukarać Polaka, który szantażował Żyda. W Modliborzycach aresztowano sprawców napadów, m.in. na żydowskiego kupca. Jednak po okresie wstępnym okupant stopniowo zaniechał tych czynności. Od połowy 1941 r. fala rabunków potęgowała się, a złodzieje pozostawali niemal bezkarni aż do nieśmiałej początkowo reakcji samoobrony wiejskiej i podziemia niepodległościowego jesienią 1942 r.

W tym okresie okupant stopniowo zrezygnował z rutynowych działań policyjnych z prawdziwego zdarzenia, coraz częściej uciekając się do aktów „terroru przybliżonego” (approximated terror). A ten uderzał głównie w postronne osoby, w najlepszym wypadku pośrednio związane z grupami rabunkowymi, a raczej rzadko w samych bandytów. Przez następne lata ogień bandytyzmu wybuchał gwałtownie tu i ówdzie, nigdy nie uspokajając się na stałe aż do czasu pacyfikacji przez komunistów pod koniec lat 40. Bandyci nie przebierali w środkach. Stosowano najbardziej wyrafinowane tortury. W jednym wypadku, według raportu podziemia, aby wymusić na rolniku oddanie ukrytego mienia jego żonie wyrywano włosy łonowe (w obecności męża).

Jest to kontekst szczegółowy, którego zupełnie brakuje w Złotych żniwach.

Refleksja 11: Żydzi Żydom

Zastanawiające jest, dlaczego Gross prawie zupełnie pominął drażliwy aspekt stosunków żydowsko-żydowskich podczas okupacji. Jest to przecież niezbędny czynnik, który pomoże nam w pełni zrozumieć głębię tragedii Holokaustu. Wpisuje się też znakomicie w etyczny i socjologiczny wymiar debaty Browning-Goldhagen. Czy wbrew ich woli można przymusić ludzi do czynów ohydnych – takich, których w normalnych warunkach nigdy by nie popełnili? Można, ale nie wbrew ich woli. Wola bowiem wyraża się wolnym wyborem i zawsze można powiedzieć: „Nie!” A przynajmniej jednostka wybitna tak postępuje. Ale wybitność jest przecież z definicji wyjątkowa. Z przeciętnymi ludźmi sprawa wygląda inaczej, chociaż przecież teoretycznie mają taki sam wybór jak wybitni.

Nasze badania potwierdzają opinię Hannah Arendt na temat negatywnej roli części elity żydowskiej w czasie okupacji26. Początkowo kierownictwo tej społeczności wywodziło się z lokalnych elit i dobrze służyło swojemu ludowi. Jednak Niemcy dość szybko wyeliminowali takich przywódców (np. rabina Friedlinga z Zakrzówka albo Pinkwasa Wagmana z Urzędowa). Zastąpiono ich spolegliwymi działaczami, którzy bardzo szybko – głównie pod wpływem widma terroru – stali się w zasadzie przekaźnikami woli okupanta. Spolegliwość dała prominentom pewien zakres bezpieczeństwa. Ale nie ludowi. To prezesi i pracownicy Judenratów oraz policjanci w gettach (Żydowska Służba Porządkowa) bezpośrednio nadzorowali wykonywanie niemieckich poleceń w zakresie konfiskaty mienia, wypełniania obowiązku pracy niewolniczej oraz innych form eksploatacji gospodarczej. W końcu, to prominenci właśnie, a szczególnie policjanci żydowscy, wykonali polecenie deportacji swoich współwyznawców i rodaków do obozów śmierci. Bez ich udziału o wiele trudniej byłoby nazistom najpierw zarządzać społecznością żydowską, a potem przeprowadzić Holokaust.

Historyk Isaah Trunk twierdzi, że kolaboracja opłacała się prominentom, bowiem procentowo więcej ich przeżyło niż przeciętnych Żydów27. Dotyczy to szczególnie policjantów w gettach, których wskaźnik przeżycia dochodzi do 25%. Ta generalizacja nie odnosi się jednak do powiatu kraśnickiego. Tutejsza policja żydowska rzeczywiście przeżyła najdłużej ze wszystkich, ale na wiosnę 1944 r. – gdy wyszła na jaw próba zbiorowej ucieczki policjantów z obozu w Budzyniu – Niemcy wszystkich rozstrzelali, na czele z komendantem.

Podkreślmy: Holokaust przeprowadzili Niemcy, ale mieli też rozmaitych pomocników, w tym i żydowskich kolaborantów. Jest to w zasadzie temat tabu. Pamiętajmy też, że to okupant narzucił społeczności żydowskiej, a w tym i jej elicie, zakres kolaboracji. W związku z tym niemiecka polityka dyktowała też charakter przystosowania się i oporu. Zresztą, to samo dotyczy polskiej ludności chrześcijańskiej i jej kierownictwa. Skutki polityki nazistowskiej były apokaliptyczne.

Refleksja 12: Okupant i jego ofiary

Zacznijmy od ofiar. Społeczność żydowska była główną ofiarą niemieckiego terroru w Polsce – to stwierdzenie jest prawdziwe również w przypadku zbadanego przez nas mikroregionu. Ogółem, w ramach Holokaustu okupanci wymordowali między 15 a 17 tys. Żydów w powiecie kraśnickim, w większości miejscowych, ale również i deportowanych z innych miejsc. Było to szacunkowo między 90 a 95% ludności żydowskiej, która znalazła się tam pod władzą nazistów od września 1939 r. Polaków z ręki niemieckiej zginęło od 8 do 10 tys. Było to między 5 a 7,5% ludności chrześcijańskiej.

Chcąc zilustrować różnicę w skali i dynamice gwałtownej śmierci, posłużmy się przykładem gminy Chrzanów. W czasie całej okupacji niemieckiej z tej gminy zginęło 104 Polaków, w większości chłopów. Społeczność żydowska została wymordowana jednego dnia przez oddział SS – rozstrzelano ok. 200 osób jesienią 1942 r.

Natomiast w okresie początkowym (1939-1941) z rąk niemieckich zginęło proporcjonalnie tyle samo Żydów, co chrześcijan, np. w październiku i listopadzie 1939 r. Żydzi stanowili ok. 10% wszystkich rozstrzelanych zakładników (5 na 50 osób), a więc tyle procent, ile stanowili w całej ludności powiatu. To prawda, że prawnie byli dyskryminowani bardziej niż Polacy. W praktyce początkowo podlegali mniejszym represjom policyjnym, np. między marcem a lipcem 1940 r. żandarmeria aresztowała 82 Polaków i tylko 4 Żydów za różne wykroczenia przeciwko prawu okupacyjnemu.

Jednak od początku śmiertelność „z powodów naturalnych” wśród ludności żydowskiej była większa niż wśród chrześcijan. W sierpniu 1940 r. ok. 40 Żydów zmarło z głodu w Ulanowie, czyli w jednym miasteczku. Dla porównania: w kwietniu 1940 r. 12 chrześcijan zmarło z przyczyn „naturalnych” w Kraśniku (przez cały 1940 r. w tej miejscowości zmarło 125 chrześcijan, z czego 109 osób śmiercią „naturalną”, a 16 gwałtowną). W samym tylko kwietniu 1941 r. 51 Żydów zmarło w całym powiecie na rozmaite choroby; przyjmujemy, że w 1941 r. było 600 takich „naturalnych” zgonów. Szacujemy, że ok. 1 000 Żydów zmarło z głodu i chorób od 1939 r. do rozpoczęcia Holokaustu wiosną 1942 r. Potem śmiertelność wśród osób, które uniknęły zagazowania lub rozstrzelania, pozostawała nadal na wysokim poziomie. W czerwcu1943 r. w obozie w Budzyniu – jedynym miejscu, w którym w tym czasie „legalnie” żyły niedobitki lokalnej społeczności żydowskiej – wskaźnik śmiertelności wynosił 20 osób tygodniowo; więźniowie – było ich ok. 2 000 – umierali z powodu okropnych warunków i bestialskiego traktowania.

Wpływ na wysoką śmiertelność „naturalną” miała oczywiście polityka okupanta: izolacja, zamknięcie w gettach, zwiększenie liczby mieszkańców w jednym pomieszczeniu, odcięcie od podstawowych artykułów spożywczych i higienicznych oraz lekarstw. Zanim doszło do masowych mordów, Niemcy ustanowili system okupacji totalnej. Wymuszali spolegliwość wśród swoich żydowskich i chrześcijańskich niewolników. Nagradzali do pewnego stopnia postawy aktywnie afirmacyjne, a karali wszystko, co uznali za opór, od czasu do czasu nawet i pasywną spolegliwość. Jednak już od początku brutalnie egzekwowali zarządzenia okupacyjne. Od początku stosowali odpowiedzialność zbiorową. W powiecie kraśnickim „zgodnie z zarządzeniem p[ana] Kreishauptmanna z 23 X 1942 […] karani będą śmiercią ci wszyscy mieszkańcy i sąsiedzi, którzy Żydów przetrzymują, zaopatrują w żywność lub są im w ucieczce pomocni, a w szczególności, kto oddaje furmanki do dyspozycji Żydom”. Ustaliliśmy, że w powiecie kraśnickim co najmniej 50 Polaków zginęło, ukaranych za ratowanie Żydów.

Refleksja 13: Solidarność i zysk

Relacje chrześcijańsko-żydowskie miały wieloraki wymiar. W pewnych aspektach były pozytywne – zwykle wtedy, gdy indywidualne predylekcje albo interes własny dyktowały życzliwość i solidarność. Jednym z głównych obszarów dobrych stosunków polsko-żydowskich był handel. Do wiosny 1942 r., mimo zakazów i kar, ludność żydowska starała się kontynuować uprawianie zajęć przedwojennych, w tym handlu. Bardzo pomagało w tym kilka czynników. Po pierwsze, w powiecie kraśnickim istniały tylko otwarte getta. Niemcy nie budowali murów, a strzegli ich policjanci żydowscy i granatowi albo za przyjaźnieni, albo przekupni. Łatwo więc było się wymknąć. A klienci czekali, chłopi bowiem woleli dostać dobre ceny od zaufanych kupców niż oddawać produkty na przymusowy kontyngent.

Od końca 1940 r., Niemcy usprawnili kontrolę przepływu ludności i Żydzi nie byli w stanie przedostać się z towarami do większych miast, skończył się zysk, a więc i fundusze na dalszy handel. Wyczerpywały się też oszczędności. Co więcej, kupcom żydowskim zaczęło brakować towarów przemysłowych na wymianę z chłopami. Mimo to, w 1941 i 1942 r. mieszkańcy gett dalej wędrowali znajomym szlakiem do wiosek, tym razem wymieniając rozmaite przedmioty przemysłowe na jedzenie. Oprócz tego żebrali, co spotykało się z częściowo pozytywnym odzewem, szczególnie w zaprzyjaźnionych gospodarstwach.

Błaganie o jedzenie kontynuowali uciekinierzy przed eksterminacją od wiosny 1942 r. do lipca 1944 r. Również w tym wypadku reakcja była raczej pozytywna, chociaż poziom szczodrobliwości spadał pod wpływem niemieckiego terroru oraz powszechnej niemal pauperyzacji ludności wiejskiej. Oprócz handlowania z Żydami oraz zaopatrywania ich, Polacy (w tym chłopi) również ich ukrywali. Przed początkiem eksterminacji służyli jako łącznicy i posłańcy między rozdzielonymi rodzinami żydowskimi w różnych częściach powiatu i Generalnego Gubernatorstwa oraz eskortowali nielegalnie podróżujących Żydów w rozmaitych celach i do różnych miejsc. Po rozpoczęciu Holokaustu wiosną 1942 r. przynajmniej część takich łączników, w miarę możliwości, kontynuowała swoją działalność.

Mechanizm ratowania Żydów w miastach najlepiej opisał Gunnar S. Paulsson: najczęściej był to łańcuszek ludzi dobrej woli, reagujących na żydowskie prośby28