Złośliwy figiel. The Adventure of the Norwood Builder - Arthur Conan Doyle - ebook

Złośliwy figiel. The Adventure of the Norwood Builder ebook

Arthur Conan Doyle

5,0

Opis

Książka w dwóch wersjach językowych: polskiej i angielskiej. A dual Polish-English language edition.

Sherlocka Holmesa i doktora Watsona odwiedza przerażony John Hector McFarlane, młody prawnik z Blackheath, oskarżony o morderstwo swojego klienta, budowlańca Jonasa Oldacre’a. McFarlane wyjaśnia Holmesowi, iż Oldacre przyszedł do niego dzień wcześniej z prośbą o nadanie legalnej formy jego testamentowi. McFarlane odkrywa z zaskoczeniem, że Oldacre przepisał mu cały swój majątek. McFarlane nie rozumiał dlaczego, mimo iż Oldacre wyjaśnił, że jego wcześniejszy związek z matką McFarlane’a daje mu pewność, że to on będzie jego najbardziej godnym zaufania spadkobiercą. Sprawy zaprowadziły McFarlane’a do domu Oldacre’a w Norwood, gdzie miał sprawdzić kilka dokumentów. Były one trzymane w sejfie w pokoju, gdzie rzekomo miało miejsce morderstwo. McFarlane wyszedł dość późno, więc postanowił przenocować w lokalnej gospodzie. O morderstwie przeczytał w gazecie następnego ranka w pociągu. Była tam wyraźnie mowa, że policja szuka właśnie jego. Dowody przeciwko młodemu McFarlane’owi są dosyć obciążające. (za Wikipedią).

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 84

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
5,0 (1 ocena)
1
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




 

 

Arthur Conan Doyle

 

Złośliwy figiel

The Adventure of the Norwood Builder

 

 

Książka w dwóch wersjach językowych: polskiej i angielskiej.

A dual Polish-English language edition.

 

przekład anonimowy 

 

 

Armoryka

Sandomierz

 

 

 

Projekt okładki: Juliusz Susak

 

Sidney Edward Paget (1860-1908), Ilustracja opowiadania A.C.Doyle’a The Adventure of the Norwood Builder (1903), licencjapublic domain, źródło: https://pl.wikipedia.org/wiki/Plik:The_Adventure_of_the_Norwood_Builder_06.jpg

 

Tekst polski według edycji z roku 1947.

Tekst angielski z roku 1905.

Zachowano oryginalną pisownię.

 

© Wydawnictwo Armoryka

 

Wydawnictwo Armoryka

ul. Krucza 16

27-600 Sandomierz

http://www.armoryka.pl/

 

ISBN 978-83-7950-605-7 

 

 

 

Złośliwy figiel

Sądząc ze stanowiska kryminalnego znawcy, mogę cię, kochany Watsonie, zapewnić, że od śmierci nieodżałowanej pamięci profesora Moriarty, Londyn stał się miastem dziwnie nieinteresującym — narzekał Sherlock Holmes.

— Niewielu znalazłbyś porządnych obywateli, którzy by podzielili to twoje zdanie — odpowiedziałem.

— No! no! nie chcę być egoistą — rzekł z uśmiechem, odsuwając się nieco z krzesłem od stołu, przy którym kończyliśmy śniadanie. — Społeczeństwo zyskało, nie ma wątpliwości, stratny jest tylko biedny specjalista, skazany na przymusowe bezrobocie. Póki żył tamten człowiek, każdy numer porannej gazety przynosił nieskończoną liczbę możliwych wypadków. Nieraz, Watsonie, drobna wskazówka, najlżejszy ślad wystarczały, aby mnie przestrzec, że na dnie tej roboty jest potężny i złośliwy umysł. Drobne kradzieże, napady, bezcelowe zniewagi, dla człowieka, mającego w ręku ślad, mogły mieć jedno i to samo znaczenie. Dla kogoś, kto chciał naukowo studiować wyższą kryminalistykę, nie było w Europie stolicy odpowiedniejszej nad Londyn ówczesny, lecz teraz...

Wzruszył ramionami z zabawnym ubolewaniem nad tym stanem rzeczy, do którego sam tak wiele się przyczynił. W epoce, o której wspominam, Holmes już był powrócił od kilku miesięcy, a ja, na jego żądanie, odsprzedawszy praktykę, zamieszkałem z nim razem w dawnym mieszkaniu naszym przy Bakerstreet.

Pewien młody doktór, imieniem Verner, kupił ode mnie niewielką moją praktykę w dzielnicy Kensigton i dziwnie mało zastanawiał się nad możliwie wysoką ceną, jaką odważyłem się zaproponować; wytłumaczenie tego faktu przyszło w kilka lat później, gdym odkrył, że Verner jest jakimś krewnym Holmesa i że pieniądze na to kupno pochodziły od mego przyjaciela.

Nasze wspólne pożycie przez tych kilka miesięcy nie było do tego stopnia bezbarwne, jak narzekał Sherlock Holmes, gdyż przeglądając moje notatki, widzę tam ciekawą sprawę eks. prezydenta Murillo, skandaliczną awanturę holenderskiego „Friesland“, w której omal obydwaj nie utraciliśmy życia, i kilka innych. Lecz dla chłodnej i dumnej natury Sherlocka wstrętne były oklaski tłumu i publiczne uznanie, i zobowiązał mnie słowem, że nic donosić nie będę ani o nim, ani o jego metodach, ani o jego powodzeniach; zakaz ten, jak już wspomniałem, dopiero teraz został cofnięty.

Sherlock Holmes rozparł się w fotelu i rozwijał właśnie poranną gazetę, gdy uwagę naszą zwróciło gwałtowne dzwonienie, po którym natychmiast przyszło kilka głuchych uderzeń, jakby pięścią, we drzwi wchodowe. Gdy drzwi sieni otworzono, usłyszeliśmy na schodach szybkie kroki, a w kilka sekund później wpadł do pokoju młody człowiek, blady, z dzikim spojrzeniem, w stanie najwyższego niepokoju. Rzucił okiem na każdego z nas, a widząc pytające wejrzenie, pojął, ze musi się wytłumaczyć ze swego bezceremonialnego napadu.

— Przykro mi, że niepokoję pana, panie Holmes zawołał. — Niech mi pan tego za złe nie bierze. Ja omalże nie szaleję. Panie Holmes, jam ów nieszczęśliwy Jan Hektor Mc Farlane.

Powiedział to w ten sposób, jak gdyby samo nazwisko jego mogło nam wytłumaczyć odwiedziny jego, jak i dziwny sposób obejścia; ale z obojętnej twarzy mego przyjaciela wniosłem, że i dla niego nazwisko to nie przyniosło objaśnienia.

— Może papierosa, panie Mc Farlane — rzekł podając mu papierośnicę. — Pewien jestem, że wobec symptomatów pańskich, mój przyjaciel dr Watson przepisałby środki uspokajające. Powietrze było tak upalne przez ostatnich kilka dni. Teraz, gdy pan cokolwiek zebrał myśli, niech pan usiądzie i opowie nam powoli, spokojnie, kim pan jest i czego potrzebuje. Rzuciłeś pan swoje nazwisko jak gdyby ono miało mi coś przypominać, ale zapewniam pana, że oprócz widocznych znamion, które mówią mi, że jesteś nieżonaty, prawnik, wolnomularz i astmatyczny nieco, nic więcej nie wiem o panu.

Obznajomiony z metodą mego przyjaciela, łatwo dostrzegłem nieporządek w odzieniu naszego klienta, pęk papierów urzędowych w kieszeni paltota, znak masoński przy łańcuszku od zegarka i ciężki oddech, wszystkie znaki, które spowodowały powyższe dedukcje. Młodzieniec jednakże spoglądał na nas ze zdumieniem.

— Tak, panie Holmes, wszystko to prawda, a prócz tego jestem najnieszczęśliwszym człowiekiem w Londynie. Na miłość Boską! nie opuszczaj mnie, panie Holmes! Jeżeli przybędą, aby przyaresztować mnie, zanim skończę moją historię, — każ im poczekać, niech zdążę opowiedzieć panu całą prawdę. Spokojny pójdę do więzienia, jeśli będę miał pewność, że pan dla mnie pracuje i działa.

— Aresztować pana! — rzekł Holmes. — W istocie to bardzo miło... to jest... bardzo interesująco, chciałem powiedzieć. I na zasadzie jakiego oskarżenia spodziewa się pan aresztowania?

— Oskarżają mnie o zamordowanie pana Jonesa Oldacre z Lower Norwood.

Twarz mego towarzysza wyrażała współczucie, w którym, lękam się, była znaczna część zadowolenia.

— Proszę, proszę — wyrzekł — a w tej chwili właśnie mówiłem przy śniadaniu do przyjaciela mego dra Watsona, że sensacyjne wypadki zniknęły ze szpalt naszych dzienników.

Nasz gość wyciągnął drżącą rękę i sięgnął po „Daily Telegraph“, leżący wciąż na kolanach Holmesa.

— Gdybyś pan był tam zajrzał wcześniej wiedziałbyś, co mnie tu sprowadza. Mam takie wrażenie, jak gdyby moje nazwisko i moje nieszczęście było w tej chwili na ustach każdego mieszkańca Londynu.

Odwrócił gazetę i ukazał środkową stronicę.

— Tu oto jest i pozwolisz pan, że przeczytam głośno. Posłuchaj panie Holmes. Nagłówki są takie. „Tajemnica w Lower Norwood. Zniknięcie znanego budowniczego. Podejrzenie o mord i podpalenie. Ślady mordercy.“ To są te ślady, za którymi idąc, znajdą mnie tu niezawodnie. Wiem, że jestem śledzony od stacji London-Bridge i tylko czekają na upoważnienie, by mnie zaaresztować. A moja matka, z pewnością życiem to przypłaci, biedna matka!

Załamał ręce i kołysał się naprzód i w tył pełen bólu i niepokoju. — Z zajęciem przypatrywałem się człowiekowi, który był posądzony o tak ciężką zbrodnię. Powierzchowność jego, dość ujmująca, choć bez wybitnych cech charakterystycznych, oczy bladoniebieskie, płowe włosy i uczuciowe usta wzbudzały sympatię.

— Musimy wyzyskać czas, jaki nam pozostaje — rzekł Holmes. — Watsonie, bądź tak dobry i przeczytaj mi odnośny ustęp w dzienniku.

U spodu tłustych i potężnych nagłówków, które klient nasz już przytoczył, czytałem co następuje: „Ostatniej nocy, albo nad samym już ranem, zdarzył się w Lower Norwood wypadek, który naprowadza na domysł jakiejś okropnej zbrodni. Pan Jonas Oldacre jest znanym powszechnie mieszkańcom dzielnicy Norwood, gdzie jako budowniczy od wielu lat trudni się przedsiębiorstwami budowlanymi. Pan Jones Oldacre jest nieżonaty, ma lat pięćdziesiąt dwa i mieszka w willi Deep Dene przy ulicy Sydenham. Ma on opinię człowieka o zwyczajach ekscentrycznych, skrytego, zamkniętego. Od kilku lat przestał pracować w swym zawodzie, który mu pomógł do zebrania znacznego majątku. Za domem jednakże pozostał niewielki plac przeznaczony na skład drzewa i ubiegłej nocy zaalarmowano straż pożarną wieścią, że skład ten pali się. Sikawki wkrótce znalazły się na miejscu, nie mogły jednak wstrzymać ognia i jeden ze stosów suchego drzewa spalił się doszczętnie. Aż do tej chwili zdarzenie to miało pozór zwykłego wypadku, lecz niektóre wskazówki naprowadziły, zdaje się, na ślad wielkiej zbrodni. Ogólne zdumienie obudziła nieobecność właściciela domu przy pożarze, a przy bliższym poszukiwaniu okazało się, że zniknął bez śladu. Przy rewizji jego pokoju okazało się, że łóżko było nietknięte, że szafa ogniotrwała stała otworem, a liczne i ważne bardzo papiery rozrzucone walały się tu i ówdzie, wreszcie znaleziono ślady morderczej walki, plamy krwi na dywanie i dębową laskę również krwią poplamioną. Wiadomym jest, że późnym wieczorem p. Jones Oldacre miał gościa młodego prawnika nazwiskiem Jan Hektor Mc Farlane, będącego wspólnikiem firmy Graham i Mc Farlane w Londynie. Policja posiada w ręku dokument, który jest przekonywającym motywem do zbrodni i nie ulega żadnej wątpliwości, że sprawa przybierze ciekawy obrót. — W ostatniej chwili donoszą, nam, że p. Jan Hektor Mc Farlane już został aresztowany pod zarzutem morderstwa, popełnionego na p. Jonasie Oldacre. W każdym razie pewnym jest, że wydano już rozkaz aresztowania go. Przy śledztwie w Norwood wyszły na jaw dalsze, ponure szczegóły. Prócz znaków walki w sypialni nieszczęśliwego znaleziono poszlaki, które pozwalają przypuszczać, że przez otwarte drzwi balkonu wyrzucono jakiś wielki przedmiot w kierunku stosu drzewa, wreszcie nie ulega wątpliwości, iż oprócz popiołów drzewnych, można rozróżnić zwęglone szczątki ciała. Według zdania policji popełniono jedną z najsensacyjniejszych zbrodni. Ofiara została zamordowaną we własnej sypialni, a zwłoki wyrzucono na stos drzewa, który podpalono później celem ukrycia wszelkich śladów morderstwa. Śledztwo powierzono doświadczonym rękom inspektora Lestrade ze Scotland-Yard, który idzie szlakami zbrodniarza z wrodzoną sobie energią i bystrością.“

Sherlock Holmes słuchał tego dziwnego sprawozdania z zamkniętymi oczyma, zetknąwszy końce palców.

— Sprawa ta ma niewątpliwie kilka punktów interesujących — rzekł w końcu. — Przede wszystkim czy wolno pana zapytać, panie Mc Farlane, jak się to dzieje, że pan dotąd jesteś na wolności, gdy dość jest powodów, które by usprawiedliwiały pańskie zaaresztowanie?

— Ja mieszkam w willi Torington, w Blackheath z rodzicami, panie Holmes; poprzedniego wieczoru jednakże, zatrzymany do później godziny przez pana Oldacre, przespałem noc w hotelu w Norwood i stamtąd wprost udałem się do biura. Nie wiedziałem o niczym, dopóki w pociągu nie przeczytałem tego, coś pan słyszał przed chwilą. Od razu pojąłem straszne niebezpieczeństwo, jakie mi grozi, i przybiegłem tutaj, aby oddać sprawę w pańskie ręce. Nie wątpię, że do tej pory już bym był aresztowany albo w City, w moim biurze, albo w domu rodziców. Człowiek jakiś śledził mnie od stacji London Bridge i przekonany jestem... O! Boże, co to?

Był to ostry dźwięk dzwonka, a zaraz potem ciężkie kroki na schodach. W chwilę później nasz stary przyjaciel, Lestrade, ukazał się we drzwiach. Za plecami jego dostrzegłem dwóch policjantów w uniformach.

— Panie Janie Hektorze Mac Farlane — rzekł Lestrade.

Nasz nieszczęśliwy klient podniósł się śmiertelnie blady.

— Aresztuję pana za rozmyślne morderstwo Jonasa Oldacre z Lower Norwood.

Mc Farlane zwrócił się do nas z rozpaczliwym gestem i padł na krzesło jak człowiek zmiażdżony.

— Chwilkę jeszcze, Lestrade — rzekł Holmes. — Pół godziny wcześniej czy później niewiele znaczy, a ten pan dawał nam sprawozdanie z tej niezwykle zajmującej sprawy i opowieść jego może się w znacznej mierze do wyświetlenia prawdy przyczynić.

— Sądzę, że nie ma żadnej trudności w wyświetleniu jej — rzekł posępnie Lestrade.

— Pomimo to, jeśli pozwolisz, wysłuchałbym chętnie jego opowiadania.

— Oczywiście, panie Holmes, trudno odmówić panu, skoro dawniej zdarzyło się raz czy dwa, że byłeś nam pomocnym — rzekł Lestrade. — Jednakże pozostać muszę z moim więźniem i ostrzegam go, że cokolwiek opowie teraz, będzie zapisane do protokołu i może świadczyć przeciwko niemu.

— Niczego więcej nie pragnę — rzekł nasz klient. — Jedynym moim życzeniem jest, abyś pan wysłuchał i rozpoznał absolutną prawdę.

Lestrade spojrzał na zegarek.

— Daję panu pół godziny czasu — rzekł.

— Przede