3,20 zł
O niniejszym dziełku: „Roku 1669 zabrał się Potocki do spisywania i tłumaczenia sentencji i przypowieści polskich i łacińskich; niebawem przerwał pracę, choć jej nigdy zupełnie nie porzucił; r. 1688 wrócił do niej i popierał ją odtąd stale i systematycznie aż do końca życia; wynikiem tej pracy był ów właśnie foliant. Stanowi on prawdziwy skarb i dla ocenienia duchowej fizjognomii poety – który tu złożył, nie obawiając się niepowołanego oka, wyznania swe religijne, polityczne i literackie – i dla oceny czasów i ludzi, scharakteryzowanych do najdrobniejszych szczegółów; zawiera również próby staropolskiego humoru, które nas tu zająć mają, próby rubaszne i dosadne, ale swojskie, co bywa najważniejszym, bo najrzadszym przymiotem anegdot i facecji, zwykle po całym świecie zbieranych; opowiedziane z ową werwą i zamaszystością, cechującą całe literackie wystąpienie Potockiego. Otóż z nieznanego tego rękopisu zamieszczamy niżej kilka anegdot, wybierając przeważnie takie, które by objaśniały pewne przysłowia.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 28
Aleksander Brückner
Ze staropolskich anegdot i przypowieści
Armoryka
Sandomierz
Projekt okładki: Juliusz Susak
Tekst wg wydania „Ateneum”t. IV, z. 1z roku 1896.
Zachowano oryginalną pisownię.
© Wydawnictwo Armoryka
Wydawnictwo Armoryka
ul. Krucza 16
27-600 Sandomierz
http://www.armoryka.pl/
ISBN 978-83-7950-794-8
W pracy o przysłowiach, umieszczonéj w poprzednim roczniku „Ateneum”, wskazaliśmy na olbrzymi foliant wierszy Wacława Potockiego, zatytułowany „Moralia”, jako na niewyczerpane źródło polskiéj paremiografii.
Jak z każdą inną z swych prac, nosił się Wacław Potocki i z „Moraliami” przez całe dziesiątki lat. Sam nie drukował niczego; odstraszały go mniéj koszta, więcéj brak oceny i uznania w latach, kiedy to coraz bardziéj ograniczano wszelką lekturę domową do sylabizowania starych kalendarzy, zasadziwszy na nos okulary; lecz najwięcéj odstraszały poetę, rznącego prawdę — matkę duchownym, magnatom i szlachcie, jawna nietolerancya wieku, nie znosząca żadnéj krytyki ustalonych raz, acz potwornych norm życiowych, stos Łyszczyńskiego, jedném słowem czas ów,
Kiedy zawarto wszelki sposób do mówienia.
Jakoż i pismo wyniść ma na ludzkie oczy?
Abo go spalą, abo mól w kącie roztoczy.
Choćby i wyszło, tyle głosu uczyni,
Co drumka abo mucha w hirkańskiéj pustyni.
Roku 1669 zabrał się Potocki do spisywania i tłumaczenia sentencyi i przypowieści polskich i łacińskich; niebawem przerwał pracę, choć jéj nigdy zupełnie nie porzucił; r. 1688 wrócił do niéj i popierał ją odtąd stale i systematycznie aż do końca życia; wynikiem téj pracy był ów wspomniany właśnie foliant. Stanowi on prawdziwy skarb i dla ocenienia duchowéj fizyognomii poety — który tu złożył, nie obawiając się niepowołanego oka, wyznania swe religijne, polityczne i literackie — i dla oceny czasów i ludzi, scharakteryzowanych do najdrobniejszych szczegółów; zawiéra również próby staropolskiego humoru, które nas tu zająć mają, próby rubaszne i dosadne, ale swojskie, co bywa najważniejszym, bo najrzadszym przymiotem anegdot i facecyi, zwykle po całym świecie zbiéranych; opowiedziane z ową werwą i zamaszystością, cechującą całe literackie wystąpienie Potockiego. Otóż, z nieznanego tego rękopisu zamieszczamy niżéj kilka anegdot, wybiérając przeważnie takie, któreby objaśniały pewne przysłowia i dopełniały tym sposobem poprzednią pracę naszą, czego bowiem zbiéracze próżno szukali, to odnajdziemy u poety-facecyonisty, znanego i lubianego na całém Podgórzu, znającego i lubiącego wszystko, co dawne a rodzime. Zapomnieliśmy np. zupełnie przysłowie: „A toż tobie Bysiu mazia,” znaczenie jego i traf, jaki je wywołał: jedno i drugie, opowiedziane u Potockiego, usprawiedliwia nasze przypuszczenia („Ateneum”, 1895, III, str. 546); przytaczamy tu więc cały wiersz:
Przedawszy parę wołów chłopek na Kleparzu:
Przynieś, co najlepszego trunku, gospodarzu!
Postrzegszy frant gospodarz u błazna piéniędzy,
Skosztować małmazyey poda mu czym prędzéj.
Rozumiał ów, że piwo, jakie pijał doma;
Że słodsze, będzie groszem abo droższe dwoma,
Ani będzie od mazi droższa małmazyja.
Dobywszy z torby kukle, gryzie a popija.
Aż skoro trzeci garniec zawróci mu głowę —
Nie wié, że już piéniędzy zostawił połowę —
Poszedł ze psy na barłóg. Nazajutrz, kukiołki
Zażywszy, każe znowu na swe nosić wołki.
Pije po wczorajszemu; aż skoro dzień trzeci,
Pyta, co za ten trunek przychodzi Waszeci?
Jakby chłopa koprową gomułką w pół przeszył,
Tak się, słysząc, że wszytko zostawi, ucieszył.
A szynkarz, kiedy z niego drwiąc piéniądze chowa:
Mędrszy pójdziesz do domu, niźli do Krakowa.
Napiwszy i potrzebnéj nauczywszy sztuki,
Jedeneś koszt za trunek dał i od nauki.
Nie do smaku — do targu abo do szacunku,
Nie do gęby, — każ dawać do kaléty trunku.
A chłop idąc do domu, w czuprynę się skrobie;
A toż Bysin mazija, a toż Kraków tobie!
Dość chłopu łba gorzałka, dość piwo zarazi;
Dość nań kupić, żeby wóz nasmarował, mazi.
Nie chłopów, siłu dziś tak szlachty głupiéj ginie:
Przedawszy wieś, pieniądze przepiją na winie.