Zdarzyło się w Paryżu - Michelle Smart - ebook

Zdarzyło się w Paryżu ebook

Michelle Smart

3,8

Opis

Pepe Mastrangelo uwiódł malarkę Carę Delaney tylko dlatego, że potrzebował uzyskać od niej pewne informacje. Cara czuje się oszukana i wykorzystana. Gdy okazuje się, że jest w ciąży, oczekuje, że Pepe weźmie na siebie odpowiedzialność i pomoże jej finansowo w utrzymaniu dziecka. On jednak nie wierzy w swoje ojcostwo. Mimo to zgadza się ją wspierać do czasu wykonania badań genetycznych. Zamieszkują razem w Paryżu…

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 141

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,8 (29 ocen)
12
4
9
3
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
ewakowalska5

Nie polecam

Książka z gatunku głupich i szkodliwych. Nie stronie od czytania romansów, ale ten wyjątkowo uwłacza kobietom.
00

Popularność




Michelle Smart

Zdarzyło się w Paryżu

Tłumaczenie: Małgorzata Dobrogojska

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Pepe Mastrangelo jednym haustem osuszył kolejny kieliszek wina. Nieodstępująca go ani na krok ciotka Carlotta kontynuowała swoją perorę. Głównie na swój ulubiony temat, czyli jego życia prywatnego. Nie ustawała w próbach przekonania go, że koniecznie powinien pójść w ślady starszego brata i założyć rodzinę.

Ciotka Carlotta nie była w tych usiłowaniach jedyna. Cały klan Mastrangelo, łącznie z rodziną ze strony matki, traktował prywatne życie Pepego jako temat publicznych rozważań. Sam zainteresowany zazwyczaj odnosił się do ich wścibstwa z pobłażaniem, starając się docenić dobre chęci. Z uśmiechem odbijał niewygodne pytania i powtarzał, że na świecie jest zbyt wiele pięknych kobiet, by wybrać tylko jedną. Ale tak naprawdę, to chętniej zanurzyłby się w basenie pełnym elektrycznych węgorzy, niż wziął ślub.

Małżeństwo to coś dla męczenników i szaleńców, a on do nich nie należał.

Raz omal się nie ożenił, ale wtedy był młody i głupi, a ukochana z dzieciństwa złamała mu serce. Teraz uważał, że miał wtedy szczęście. Kto się na gorącym sparzy, na zimne dmucha. Tylko idiota ryzykowałby kolejną porcję bolesnych doznań, mogąc ich uniknąć.

Nigdy nikomu o tym nie opowiadał. Boże uchowaj. Dobrzy ludzie mogliby próbować namówić go na terapię.

Jednak dzisiaj cięte odpowiedzi jakoś nie przychodziły mu do głowy. Niełatwo było odpowiadać na trudne pytania pod obstrzałem pary zielonych oczu, płonących nieskrywaną odrazą. Te niezwykłe oczy należały do Cary Delaney, jego partnerki na dzisiejszej uroczystości i matki chrzestnej bratanicy Pepego. On był ojcem chrzestnym, musiał więc siedzieć obok Cary w kościele i stać u jej boku w trakcie ceremonii.

Zdążył już zapomnieć, jaka była piękna. Ogromne zielone oczy, kształtny nos, usta w formie serca i fala płomiennych splotów czyniły ją podobną do gejszy. W czerwonej, aksamitnej sukience podkreślającej zgrabną sylwetkę wyglądała niezwykle seksownie. W normalnych okolicznościach chętnie by z nią poflirtował.

Z byłymi dziewczynami zazwyczaj zachowywał dobre stosunki i często spotykał się z nimi po przyjacielsku, unikając tych, które nie kryły, że poszukują stabilizacji.

Już od miesiąca wiedział, że przy okazji chrztu ponownie spotka Carę, która od dawna przyjaźniła się z jego bratową.

Jej niechęć wcale go nie dziwiła i nie mógł jej za nią winić. Nie spodziewał się tylko, że będzie się czuł tak… Nie potrafił znaleźć odpowiedniego słowa, ale uczucie było zdecydowanie nieprzyjemne.

Zerknął na zegarek. Jeszcze tylko godzina, a potem wyrwie się na lotnisko. Następnego dnia miał obejrzeć i ewentualnie kupić doskonale prosperującą winnicę w dolinie Loary.

– Śliczne dziecko. – Ciotka Carlotta nie kryła entuzjazmu.

Jakimś cudem udało jej się wziąć na ręce Lily i teraz podniosła dziewczynkę wysoko, by mógł się jej przyjrzeć. Pucołowata twarzyczka z czarnymi, wpatrzonymi w niego oczkami przywodziła na myśl prosiaczka.

– Śliczne – potwierdził, uśmiechając się z przymusem.

W rzeczywistości nie pojmował, dlaczego wszyscy tak się zachwycali maleństwem. Byli po prostu nudni. On wolał dzieci większe, z którymi można się już było dogadać.

Nie musiał dłużej udawać zachwytu, bo uwagę ciotki Carlotty odwróciła chwilowo cioteczna babka, więc skorzystał z okazji i po prostu umknął.

Czy właśnie tak zachowywali się ludzie na chrzcinach? Na podstawie licznych zachwytów można by uznać, że Lily została poczęta w sposób niepokalany. Skoro jednak były to pierwsze od piętnastu lat chrzciny, w jakich uczestniczył, niewiele mógł na ten temat powiedzieć.

Prawdę mówiąc, najchętniej darowałby sobie całą tę uroczystość. Ale skoro był ojcem chrzestnym, zwyczajnie nie mógł. Luka, jego brat i ojciec Lily, miałby uzasadnione pretensje.

Przypuszczał, że Luka i Grace szybko postarają się o następne dziecko. Niewątpliwie nie ustaną, dopóki nie urodzi się chłopczyk. Jego rodzice mieli pod tym względem szczęście – pierwszy urodził się Luka, a następny w kolejności Pepe miał być jego towarzyszem zabaw.

Czy był w stosunku do swoich rodziców nie fair? Nie miał pojęcia i zwłaszcza dzisiaj nie miał ochoty się nad tym zastanawiać. Był wykończony, a niechętne spojrzenia rudej gejszy u jego boku wcale nie poprawiały mu nastroju.

Nieważne, pomyślał, biorąc z tacy kelnerki kieliszek czerwonego wina. Nikt nie zauważy, jeżeli wyśliźnie się wcześniej…

– Wyglądasz na zestresowanego, Pepe – wymamrotał do siebie.

Można się było spodziewać, że Cara nie pozwoli mu umknąć. Nie mógł nie zauważyć, że spogląda na niego z jakąś niezwykłą determinacją.

Sztucznie uśmiechnięty, odwrócił się do niej, udając zaskoczenie.

– Cara! – wykrzyknął z tak naciąganą serdecznością, że nawet dziecko wyczułoby fałsz.

Chwycił ją za ramiona, przyciągnął bliżej i ucałował w oba policzki. Była tak niska, że sporo nad nią górował.

– No i co powiesz? Podoba ci się przyjęcie?

Zmarszczyła brwi.

– O, tak. Bawię się doskonale.

Udając, że nie zauważył cierpkiego tonu w jej głosie, odpowiedział szerokim uśmiechem.

– Fantastycznie. A teraz, wybacz mi proszę, ale…

– Zamierzasz uciec, jak zwykle? Jej irlandzki zaśpiew pogłębił się, odkąd ją widział ostatnio. Kiedy trzy lata wcześniej spotkali się po raz pierwszy na Sycylii, ślad akcentu był ledwo wyczuwalny. Prawdopodobnie wyjechała z Irlandii do Anglii jeszcze jako nastolatka. Kiedy przed czterema miesiącami uwiódł ją w Dublinie, akcent był już mocniejszy. Teraz nie mogło być najmniejszych wątpliwości co do jej pochodzenia.

– Muszę wyjść, jestem umówiony.

– Czyżby? – Gdyby głos mógł ciąć szkło, okno przestałoby istnieć.

Wskazała głową na jego bratową.

– To z jej powodu ukradłeś wtedy mój telefon. – To nie było pytanie.

Pod jej twardym spojrzeniem wziął głęboki oddech. Kiedy rozmawiali poprzednio, miała oczy zamglone pożądaniem.

– Tak. Z jej powodu.

Wargi Cary szczególnie przyciągały wzrok, a zwłaszcza dolna, pełna i kształtna. Teraz ściągnęła je i przygryzła, przez co zrobiły się czerwieńsze i jeszcze bardziej kuszące. Za to oczy ciskały stalowe błyski.

– I dzięki temu Luka ją znalazł?

Skoro i tak znała wszystkie odpowiedzi, nie było sensu kłamać. Kłamstwo byłoby poniżające dla obojga.

– Tak.

Pokręciła głową, aż długie do ramion miedziane loki zawirowały.

– Rozumiem, że cała ta historyjka o marzeniach odwiedzenia Dublina też była zmyślona?

Wytrzymał jej lodowate spojrzenie i pozwolił sobie na lekkie złagodzenie tonu.

– Naprawdę spędziłem fantastyczny weekend. Jesteś świetną przewodniczką.

– A ty jesteś kompletnym… – przekleństwo utonęło w głębokim oddechu. – Nawiasem mówiąc, uwiodłeś mnie tylko z jednego powodu: żeby ukraść mój telefon, jak zasnę.

– Rzeczywiście, to był główny powód – przyznał, doznając nagłego ściśnięcia w gardle. – Ale mogę cię zapewnić, że cieszyłem się każdą minutą. I jestem przekonany, że ty też.

Wprost omdlewała w jego ramionach. Wciąż doskonale pamiętał tamte chwile, choć może akurat teraz wolałby o nich zapomnieć.

W tej chwili pragnął tylko znaleźć się jak najdalej od niej i tego klaustrofobicznego przyjęcia, z całym tym nieznośnym gadaniem o dzieciach i małżeństwie, i zyskać kilka godzin świętego spokoju.

Pod wpływem wspomnień zarumieniła się, ale wzrok nadal miała twardy.

– O czym ty w ogóle mówisz? Okłamałeś mnie. Przez cały weekend nie powiedziałeś jednego szczerego słowa. Bezczelnie udawałeś, że lubisz moje towarzystwo.

Postarał się o najbardziej ujmujący uśmiech.

– Naprawdę było mi z tobą przyjemnie.

Znacznie przyjemniej niż w tej chwili. Ta rozmowa była gorsza od wszystkich, które przeprowadził z nim dyrektor podstawówki. Nawet jeżeli zasługiwał na krytykę, to nie znaczy, że chętnie jej wysłuchiwał.

– Masz mnie za głupią? – burknęła w odpowiedzi. – Zainteresowałeś się mną tylko dlatego, że twój brat koniecznie chciał odnaleźć Grace.

– Mój brat miał prawo wiedzieć, gdzie przebywa jego żona.

– Wcale nie. Grace nie jest jego własnością.

– Gwarantuję ci, że dobrze przyswoił tę lekcje. Spójrz na nich. – Wskazał na Lukę, który czule obejmował żonę. – Są ze sobą szczęśliwi. Wszystko obróciło się na dobre.

– Jak dla kogo. Może nie pamiętasz, ale byłam dziewicą.

Skrzywił się mimowolnie. O tym akurat nie był w stanie zapomnieć.

– Jeżeli oczekujesz przeprosin, przepraszam, ale, jak już ci wspominałem, nie miałem o tym pojęcia.

– Mówiłam…

– Mówiłaś, że nigdy nie miałaś chłopaka na poważnie.

– Właśnie!

– To nie jest jednoznaczne z dziewictwem.

– Dla mnie jest.

– Tylko skąd miałem o tym wiedzieć? Masz dwadzieścia sześć lat. Jesteś dorosłą kobietą.

Dziewice w tym wieku to rzadkość, pomyślał, ale wolał jej tego nie mówić. Głupio byłoby dostać od niej w twarz w obecności całej rodziny. W tej chwili do złudzenia przypominała rozjuszonego teriera.

– Wykorzystałeś mnie – warknęła. – Pozwoliłeś mi wierzyć, że traktujesz mnie poważnie i że się znów zobaczymy.

– Czy coś ci obiecywałem?

– Powiedziałeś, że chciałbyś mi pokazać swój nowy dom w Paryżu i zasięgnąć rady w kwestii rozmieszczenia obrazów, a konkretnie Canaletta, którego kupiłeś na aukcji.

– To tylko interesy – odparł, wzruszając ramionami. – Ty znasz się na sztuce, a ja potrzebuję eksperta.

Zresztą nadal kogoś takiego potrzebował. Paryski dom miał się stać małą galerią sztuki, a większości kolekcji nawet jeszcze nie rozpakował.

– Mówiąc to, zanurzyłeś palec w szampanie i dałeś mi do possania.

Nagle zrobiło mu się gorąco. To było podczas ich ostatniego wspólnego posiłku, na krótko przed tym, jak zgodziła się pójść z nim na noc do hotelu.

Nie chciał o tym myśleć. I bez tego szczegóły tamtej nocy wracały do niego nieustannie.

– Dlaczego nie ukradłeś mi telefonu od razu? Dlaczego zajęło ci to cały weekend? – W jej oczach nie było już wrogości tylko konsternacja.

Dużo łatwiej było poradzić sobie z gadulstwem ciotki Carlotty niż z tym. Rozumiał, że Cara czuła się upokorzona, bo sam wstydził się swojego postępowania. Ale chyba naszedł czas, by przejść nad tym do porządku dziennego.

– Nie mogłem, bo ani na chwilę nie rozstawałaś się z torebką. – Nawet teraz miała pasek przełożony na skos przez pierś, a samą torebkę przyciśniętą bezpiecznie ramieniem.

– Mogłeś zorganizować jakiś napad. Na pewno obaj z bratem znacie odpowiednie osoby. Zaoszczędziłbyś sobie marnowania weekendu.

– Mogłoby ci się coś stać, a tego bym sobie nie darował – odparł gładko.

Miał już tego dosyć. Wtedy naprawdę zachował się okropnie, ale to było konieczne. Przeprosił i uznał temat za zakończony. Właściwie ani razu jej nie okłamał, tylko ona źle zinterpretowała jego słowa.

– Mieszkałaś z trzema koleżankami, więc nie mogłem się do ciebie włamać, a w pracy miałaś telefon przy sobie. Gdybyś podczas tego weekendu choć na chwilę zostawiła torbę niepilnowaną, zabrałbym go, ale tak się nie stało. Przez cały czas nie spuszczałaś jej z oka.

– Czyli to wszystko moja wina? – spytała, rozdrażniona.

Była chyba jedną z najdrobniejszych osób, jakie kiedykolwiek spotkał. W ciągu czterech miesięcy, kiedy jej nie widział, jeszcze straciła na wadze i jeszcze bardziej, niż pamiętał, przypominała lalkę. A jednak stała przed nim niewzruszenie i wydawało się, że nawet czołg nie ruszyłby jej z miejsca.

– Co się stało, to się nie odstanie. Przeprosiłem i z mojej strony sprawa jest zamknięta. Minęły cztery miesiące, najwyższy czas, żebyś i ty o tym zapomniała.

To powiedziawszy, ruszył w stronę Luki i Grace, gotów oznajmić im, że wychodzi.

– To jeszcze wcale nie koniec.

Było w jej tonie coś, co kazało mu się zatrzymać.

– Ja nie mogę o tym tak po prostu zapomnieć.

Drgnął, a po krzyżu przeleciał mu dreszcz lęku.

Cara obserwowała, jak Pepe zamiera w bezruchu.

Tylko on jeden mógł włożyć na chrzciny własnej bratanicy jaskraworóżową, lnianą koszulę, rozpiętą przy szyi, i granatowe drelichowe spodnie. W dodatku koszula była wyrzucona na spodnie. Mimo tego ekscentrycznego stroju emanował męskością. Chętnie pozbawiłaby go testosteronu i spuściła go w toalecie. Stojąc obok niego w kościele, czuła się nadmiernie wystrojona, co nie było w porządku, bo to on ubrał się nieodpowiednio do okazji, a nie ona. Z wąskim, arystokratycznym nosem, wysokimi kośćmi policzkowymi, starannie przyciętą bródką i ciemnymi, półdługimi włosami wyglądał jak model.

Mogłaby przysiąc, że jest gotowa na to spotkanie. Starannie wszystko zaplanowała. Miała bez emocji poprosić go o pięć minut rozmowy, wyjaśnić sytuację i przedstawić swoje żądania. Przede wszystkim obiecywała sobie zachować spokój.

W żadnym wypadku nie wolno jej zdradzić, jak była zdruzgotana, obudziwszy się samotnie w hotelowym pokoju, ani jak przerażona, gdy wskaźnik zabarwił się na różowo.

Spokój przede wszystkim.

Wystarczyło jedno spojrzenie na jego przystojną twarz, by ten staranny plan legł w gruzach.

Podczas ceremonii, kiedy pełnili obowiązki rodziców chrzestnych, myślała wyłącznie o zemście. Doszło nawet do tego, że na widok blizny przecinającej jego policzek pożałowała, że nie może pogratulować sprawcy. Pytała go o jej pochodzenie podczas wspólnego weekendu, ale skoro wykręcił się od odpowiedzi, nie drążyła tematu. Ciekawe jednak, kto mógł go aż tak nienawidzić. Pepe był ucieleśnionym wdziękiem i wszyscy go uwielbiali. A przynajmniej jeszcze do niedawna tak jej się wydawało.

Teraz ją samą szokowała gwałtowność własnych myśli i uczuć, bo była urodzoną pacyfistką. Uczestniczyła nawet w demonstracjach antywojennych.

Przez ostatnie cztery miesiące robiła sobie wyrzuty za głupotę i uległość. Powinna była wiedzieć, że nie chodziło mu o nią, bo przecież nigdy wcześniej się nią nie interesował. Nawet odrobinę.

Przy okazji jej częstych odwiedzin na Sycylii u Grace nierzadko wieczorami wychodzili we czwórkę. Pepe był zabawny i czarujący, a po kilku spotkaniach rozmawiało jej się z nim równie łatwo jak z Grace. Wysoki i przystojny przyciągał spojrzenia kobiet w różnym wieku.

Ale, choć bardzo lubiła jego towarzystwo, zdawała sobie sprawę, że jego udział w tych spotkaniach to tylko ukłon w stronę żony brata. Tak samo flirtowałby z każdą inną. Kiedy utkwił w kobiecie wielkie, niebieskie oczy, mogła łatwo poczuć się jedyną na świecie. Jednak rozsądek nakazywał nie brać go na poważnie.

Tym gorzej świadczyło o niej, że mu uległa. Już nigdy nie popełni tego błędu ani z nim, ani z nikim innym.

Widziała na własne oczy, jak niebezpieczną bronią może być seks i co się dzieje, kiedy dorośli ludzie obu płci ulegają działaniu hormonów. Rozpadały się rodziny, najbliżsi przestawali się liczyć.

Pepe wybrał taki tryb życia, a uwiedzenie Cary stało się tylko środkiem do celu. Jego brat chciał odzyskać żonę, a telefon Cary zawierał informacje na temat miejsca jej pobytu. Fakt, że była istotą ludzką z właściwymi jej uczuciami, zdawał się nie mieć najmniejszego znaczenia. Kiedy w grę wchodziła rodzina, Pepe nie znał granic.

Ale wszystko miało swoją cenę.

– Nie mogę tak po prostu zapomnieć, ty nieodpowiedzialny gnojku, bo jestem w ciąży.

Tytuł oryginału: The Sicilian’s Unexpected Duty

Pierwsze wydanie: Mills & Boon Limited, 2014

Redaktor serii: Marzena Cieśla

Opracowanie redakcyjne: Marzena Cieśla

Korekta: Łucja Dubrawska-Anczarska

© 2014 by Michelle Smart

© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa  2016

Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.

Wydanie niniejsze zostało opublikowane w porozumieniu z Harlequin Books S.A.

Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne.

Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.

Harlequin i Harlequin Światowe Życie są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.

HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.

Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone.

HarperCollins Polska sp. z o.o.

02-516 Warszawa, ul. Starościńska 1B, lokal 24-25

www.harlequin.pl

ISBN 978-83-276-1905-1

Konwersja do formatu EPUB: Legimi Sp. z o.o.