Zatonięcie Titanica - oprac. Aleksandra Liszka - ebook

Zatonięcie Titanica ebook

oprac. Aleksandra Liszka

3,3

Opis

Książka stanowi opis największej katastrofy morskiej w dziejach. Tekst pochodzi z anonimowej broszurki, która została zredagowana na krótko po zatonięciu statku. Przeredagowana, jest zrozumiała dla współczesnego czytelnika, zachowuje jednak walory i klimat dawnego piśmiennictwa.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 60

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,3 (33 oceny)
10
8
3
7
5
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
ostatnia_kropka

Z braku laku…

Pisana na kolanie, pełno literówek, szkoda też, że nie opisano dokładniej owej anonimowej broszury, bo wiarygodność spada, nie ma jak zlokalizować tej pozycji.
00

Popularność




oprac. Aleksandra Liszka

Zatonięcie Titanica

Opis największej katastrofy morskiej w historii

© oprac. Aleksandra Liszka, 2020

Książka stanowi opis największej katastrofy morskiej w dziejach. Tekst pochodzi z anonimowej broszurki, która została zredagowana na krótko po zatonięciu statku. Przeredagowana, jest zrozumiała dla współczesnego czytelnika, zachowuje jednak walory i klimat dawnego piśmiennictwa.

ISBN 978-83-8221-064-4

Książka powstała w inteligentnym systemie wydawniczym Ridero

Nawet Bóg nie zatopi Titanica

legendarny cytat pasażera Titanica

Tak, płynąłem kiedyś statkiem, który wydawał się niezatapialny.

Joseph Bruce Ismay

© nada 2020

Pływające miasto

Dnia 10 kwietnia, 1912 roku w przystani morskiej Southampton zebrały się tłumy ludzi. Największy w święcie pa­rowiec osobowy linii okrętowej White Star Line[1]Titanic[2], wyruszał w swą dziewiczą podróż do Nowego Yorku. Okręt ten zbudowany i wyekwi­powany kosztem $10,000,000 przez firmę Harland & Wolff[3] w Belfaście, wzbudzał podziw swoim ogromem. Mierzył 900 stóp[4] długo­ści, 93 szerokości, a wypychał swym ol­brzymim kadłubem 68 000 ton wody.

Pasażerów przyciągała również wieść o eleganckim wykończeniu i wszelkich możliwych wygodach. Bezpieczeństwo, szybkość, luksus i elegancja- na to wszystko stawiano przy budowie tego morskiego kolo­sa. Titanic miał być transatlantykiem najlepszym z możliwych. Podzielony na piętnaście hermetycznie zamykanych komór, które w jednej chwili za pociśnięciem dźwigni z pomostu kapitańskiego można było zamykać lub otwierać, nawet w wypadku zderzenia z innym okrętem lub też uderzenia o skałę, zapewniał pełnię bezpieczeństwa podróżnym. Mówiono, że w razie katastrofy część ko­mór zostanie zalana wodą a inne, puste, utrzymają statek na powierzchni morza.

Titanic jest bezpiecz­ny bezwarunkowo. Oto sąd, jaki wydał świat technicz­ny o tym kolosie. Przekonanie to było tak silne, że zapomniano, a raczej zlekceważono konieczność zaopatrzenia go w środki ra­tunkowe zalecane przez prawa międzynarodowe.

Titani

c

gotowy

do wodowania

Na Titanicu było wszystko, co mogło tylko służyć bogatym podróżnym pierwszej i drugiej klasy. Budując go, nie liczono się już z osobami, podróżującymi klasą trzecią, którzy rekrutowali się z proletariatu[5] państw środkowej Europy. Chociaż nie przygotowano dla nich warunków wprawiających w zachwyt, mieli na Titanicu wygody lepsze niż na in­nych tego typu statkach. Uwzględniano za to wymagania multimilionerów obu pół­kul świata. Teatr, sala koncertowa, łazienki, plac do gry w tenisa, basen, biblio­teka, kaplica, sala balowa, olbrzymie lo­downie, sale jadalne itp.: wszystko to znajdowało się na Titanicu dla wygody lepiej sytuowanych. Podróżni pierwszej klasy płacili za przejazd z Southampton do Nowego Jorku drobno­stkę, bo tylko 4,350 $.

Kajuta

nr 59 B

W chwili wyruszenia z Southampton na Titanicu znajdowało się 2 223 podróżnych włącznie z załogą okrętową Był on więc niejako małym pływającym mia­steczkiem. Celem wyżywienia w czasie podróży mieszkańców tego miasteczka za­brano 75 000 funtów[6] świeżego mię­sa, 11 000 ft [7]ryb, 6 000 ft. wędlin, 80 000 ft. kartofli, 40 000 jaj i odpowiednią ilość mąki, cukru, kawy, jarzyn, nie mówiąc już o wszelkiego rodzaju trunkach. W kredensie okrętowym znajdowało się 21 000 talerzy. Słowem Titanic był dobrze zaprowiantowaną, małą pływającą osadą, której burmistrzem i kierownikiem był kapitan E. J. Smith[8], stary wilk morski, który przeszło 40 lat swego życia spędził na morzu.

Miasteczko się zaludnia

Już na trzy godziny przed odpłynięciem okrętu tłumy podróżnych spieszyły na pokład Titanica. Można tam było zobaczyć gromadki ludzi różnej narodowości, płci i wieku, trzymających w ręku walizy podróżne lub tobołki. Spieszyli na okręt i z ciekawością przyglądajli się jego ogromowi.

— Widzisz, Maryś co tó za wielgachny okręt — odezwał się młody przystojny mężczyzna niosący trzyletniego chłop­czyka na ręku do idącej obok niego mło­dej, rumianej kobiety. — Widzisz teraz sama, że nie ma się co obawiać jechać przez morze. Jak jechałem pierwszy raz do Ameryki to nasz okręt był o połowę mniejszy, a przecie szczęśliwie zajecha­łem, choć była wielka burza na morzu. Do kraju płynąłem na o wiele mniejszym okręcie, a ten taki wielki i zupełnie nowy, to nie ma strachu, żeby utonął.

— Prawda, że wielki, ale jak mi sam opowiadałeś, to i morze wielkie, że go okiem nie przejrzeć, a i głębokie strasznie być musi. Co by się stało z nami i z naszym Henrysiem, gdyby tak broń Boże okręt zatonął?…

— E, głupstwo! Taki olbrzym nie za­tonie nigdy. Patrz ile tu bogaczy róż­nych wsiada razem z nami na ten okręt. Czy myślisz, że oni ryzykowaliby swoje życie na byle jakiem pudle?

Była to rodzina Borowskich, pochodzą­cych z Galicji. Mąż, nie mogąc wyżywić przy wzmagającej się drożyźnie wyzywić rodziny ze szczupłego zarobku przy wzmagającej się drożyźnie, pożyczył od krewnych pieniądze na drogę i pozostawi­wszy we łzach rozpływającą się Marysię wraz z półrocznymniemowlęciem, wyje­chał do Ameryki. Chociaż nie trafił na do­bre czasy, jakoś mu się poszczęściło i po dwóch latach ciężkiej pracy uciułał wystarczającą ilość pieniędzy, by spłacić zaciągnięty dług. Postanowił wrócić do kraju, by zabrać żonę i dziecko do Ameryki. Sprzedał więc dwa zagony pola i chałupinę, jaką miał po ojcu, kupił karty okrętowe [1]i wraz z żoną i dzieckiem znalazł się na Titanicu, do którego na­pływało coraz więcej podróżnych.

Restauracja

A La Carte

Powozy i samochody przywoziły do przystani pasażerów pierwszej i drugiej klasy, za którymi służba okrętowa wnosiła pomniejsze pakunki podróżne do kajut urządzonych z największym przepychem. Windy parowe pracowały go­rączkowo i z pośpiechem, wciągając w sznurowych siatkach większe walizy i kufry podróżne; majtkowie uwijali się żwawo, czyniąc ostatnie przygotowania do odjazdu. Na samym spodzie okrętu trzy tuziny półnagich mężczyzn o muskularnych ramionach bez ustanku zasilało węglem olbrzymie paleniska pod kotłami, wytwa­rzając parę o sile 50 tysięcy koni.

Jednym z dozorców nad tymi robotni­ kami zmieniającymi się co cztery godzi­ny był niejaki Fred Dilley, przydzielony na Titanic z parowca Oceanic[2]. W kilka godzin po objęciu stanowiska zauważył, że w powierzonym sobie przedziale węglowym no. 6., w którym nagromadzonych było kilkaset ton węgla, wybuchł pożar. Węgiel, nie zmoczony należy­cie wodą, palił się od spodu. Dilley zawia­domił natychmiast o pożarze pierwszego oficera okrętu, a ten, porozumiawszy się z kapitaniem Smithem, zakazał mu suro­wo wspominać o tym, że węgiel płonie. Nie chciano wywoływać przerażenia wśród pasażerów: gaszenie ognia miało odbywać się w tajemnicy. Dilley przy pomocy dwunastu ludzi robił, co mógł, by przywrócic normalną sytuację: opróżnił nawet przedzia­ły węglowe nr. 2 i 3, które znajdowały się najbliżej miejsca, w którym szalał ogień. Nic to nie po­mogło; ogień pożerał coraz większe za­pasy czarnego kruszcu.

Miasto pływające wreszcie się zaludniło. Po tym, jak ostatni podróżny wsiadł na okręt, ściągnięto pomost, zamknięto szczelnie barierę, rozległa się komenda kapitana, stojącego na pomoście, zawarczały olbrzymie łańcuchy kotwicz­ne, u których każde ogniwo ważyło 715 funtów, gwizd syreny okrętowej wstrzą­snął powietrzem i olbrzym Titanic, przy dźwiękach orkiestry okrętowej ruszył majestatycznie z miejsca, żegnany okrzy­kami tysiąca piersi. Któż wówczas przypuszczał, że pierwsza podróż tego wspaniałego ol­brzyma będzie zarazem jego ostatnią; że za cztery dni to pływające mia­sto z większą częścią swych mieszkańców legnie na zawsze na dnie oceanu?

[1]karty okrętowe- bilety

[2]RMS Oceanic był transatlantykiem, zbudowanym dla White Star Line, który wyruszył w swoją dziewiczą podróż 6 września 1899. Był największym statkiem na świecie do roki 1901. W czasie I wojny światowej wykorzystywała go marynarka brytyjska.

Na pokładzie

Z chwilą gdy okręt ruszył z miejsca, na pokładzie powstał ożywiony ruch. Podróżni powychodzili ze swych kajut i oparci o parapet, powiewali chustecz­kami, żegnając stojących na brzegu. Okręt sunął majestatycznie, pozostawia­jąc za sobą smugę wzburzonej piany. Wymijajął zręcznie stojące w przystani statki, które w porównaniu z nim wy­glądały jak małe łodzie spacerowe. Nagle je­den z nich, New York, rzu­cony falą, otarł się o bok Titanica, uszka­dzając się znacznie. Na olbrzymie kolizja ta nie pozostawiła najmniejszego śladu.