Zanim zakwitną kasztany - Margaret Feljan - ebook

Zanim zakwitną kasztany ebook

Margaret Feljan

3,0

Opis

Młodość uchodzi za najpiękniejszy okres w życiu. W naszych czasach trudno go jednak nazwać beztroskim. Bałagan związany z wprowadzaniem nowych matur, lęk przed bezrobociem – sprawy dorosłych coraz mocniej (i chyba zbyt wcześnie) wdzierają się w życie młodzieży.
Ten szaleńczy wir życia wciąga również Magdę, uczennicę II klasy liceum. Wiecznie zaganianej, przemęczonej nauką nastolatce niepostrzeżenie umykają sprawy naprawdę ważne: niepokojące zachowanie jej chłopaka, kłopoty najbliższej przyjaciółki...

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 222

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,0 (22 oceny)
3
4
8
4
3
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Margaret Feljan
Zanim zakwitną kasztany
© Copyright by Margaret Feljan 2006Projekt okładki: Margaret FeljanWykonanie okładki (grafika komputerowa): Piotr Matuszczyk
ISBN 978-83-7564-285-8
Wydawnictwo My Bookwww.mybook.pl
Publikacja chroniona prawem autorskim.Zabrania się jej kopiowania, publicznego udostępniania w Internecie oraz odsprzedaży bez zgody Wydawcy.

Mojej córce Michalinie

OD AUTORKI

Dziękuję mojej Rodzinie za ich miłość, oddanie… za wszystko.

Składam podziękowania wszystkim moim mecenasom i opiekunom, którzy wspierają moją twórczość literacką: Pani Krystynie Piaseckiej, Panu Henry’emu Massowi, Panu Bogusławowi Biegeszowi.

Ponadto dziękuję wszystkim moim znajomym i przyjaciołom, którzy wytrwale towarzyszą mi na drodze literackiej i dopingują do dalszej twórczości.

Margaret Feljan

Rozdział I

Seledynowe ściany pokoju od strony wschodniej ozdobione były różnymi kolorowymi zdjęciami, przedstawiającymi migawki z życia trzyosobowej rodziny Wierzbowskich. Obok nich wisiała reprodukcja „Panien z Awinionu” Pabla Picassa. Nagie postacie kobiet, celowo przerysowane przez malarza, w pierwszej chwili szokowały, ale ich kanciaste ciała, maski na twarzach, pobudzały wyobraźnię.

Od strony południowej, przy oknie, stały na podłodze, w równych rzędach, trzy donice pachnące surowym dębem. Rosły w nich pnącza bluszczu, beniaminka i pióropusze juki. Listki bluszczu pięły się po bambusowych drabinkach. Czasami pod wpływem powietrza lekko drgały i muskały białe, tiulowe firanki, modnie udrapowane na metalowym karniszu. Zielona oaza zapraszała do wytchnienia.

W lewym rogu pomieszczenia stał regał w kolorze jasnego orzecha, który uginał się pod ciężarem książek. Niejeden bibliotekarz pozazdrościłby tego księgozbioru. Można tu było znaleźć dzieła wybitnych pisarzy i poetów od Mickiewicza do Dana Browna. Nie zabrakło również encyklopedii PWN. Oprócz nich w zbiorach znalazły się bogato ilustrowane książki z dziedziny biologii i medycyny.

Obok regału ustawione było młodzieżowe biurko z dwoma szufladami i ruchomym blatem z klawiaturą. Połyskujący niebieskim światłem ekran najnowszej generacji komputera zapraszał do wirtualnego świata. W pobliżu niego leżały rozrzucone zeszyty, książki, ołówki i inne szkolne akcesoria. Na brązowym skórzanym fotelu, lekko odsuniętym od blatu, leżał szary plecak oraz czerwona bluza od dresu. Naprzeciwko biurka, po prawej stronie stała pękata szafa z mnóstwem schowków i przegródek. Spod jej niedomkniętych lustrzanych drzwi wystawały różne damskie fatałaszki, przypominające kolorowe motyle.

Obok, na małej toaletce były poukładane plastikowe tubki, flakony i słoiczki z kosmetykami. Ich różnorodne konsystencje, kwiatowo-cytrusowe aromaty z nutą piżma przypominały magiczne eliksiry.

Na środku pokoju stał turkusowy tapczan oraz mały szklany stolik. Delikatne światło stojącej obok lampy oświetlało dziewczynę siedzącą na atłasowym pufie, która pisała coś z zapałem w swoim pamiętniku:

5 stycznia 2004 r. godzina 20:00

Na imię mam Magda. Jestem uczennicą II LO w Katowicach.Natura jak zwykle spłatała mi figla. Zamiast być długonogą,ciemnoskórą topmodelką, jestem tylko niewysoką – 155 cm – szatynkąo bladej cerze izielonych oczach. Na szczęście Bozia podarowała mina otarcie łez włosy falowane, które miękko okalają moją pucułowatąbuzię i niczym płaszcz opadają do połowy pleców. Zgrabny mały noseki czarną oprawę oczu. Chociaż do miss mam daleko, to i tak nie mogęnarzekać na powodzenie u menów. Kręcą się różni, ale moje sercenależy do Jacka. Ale nie o tym chciałam pisać! Od paru miesięcyzadaję sobie pytanie, dlaczego właśnie mój rocznik 1986 ma pisaćmaturę na nowych zasadach. Matura 2005, to jest właśnie moja zmora!Do tej pory ciągle oniej mówili, ale to właśnie my mamy dostąpićtego zaszczytu! Wprawdzie od samego początku nasza edukacjabiegła innym systemem niż poprzednich roczników, tzn. 6 latpodstawówki, 3 lata gimnazjum, 3 lata liceum, ale dlaczego tomy musimy być pionierami?! Nie dali nam zbyt wiele czasu naprzystosowanie się do nowych warunków: poziom podstawowy, poziomrozszerzony, punkty i procenty zamiast ocen, rozumienie tekstu,analizy porównawcze, prezentacje, testy wielokrotnego wyborui inne nowinki edukacyjne. Boże kochany! Jak ja to wszystkozaliczę? Starsze roczniki śmieją się z nas i ciągle przezywają„królikami doświadczalnymi”. Łatwo im się śmiać, oni mająmaturę według starych zasad! Nie muszą się wysilać! Codzienniezadaję sobie jedno i to samo pytanie: komu do szczęścia było topotrzebne? Mam wrażenie, że wpadliśmy w wielką pajęczą sieć,a do tej pory żyliśmy w kenozoiku i rządziły nami wyłączniemamuty!

To po prostu w pale się nie mieści! Czy ten egzamin można zdać?Boże, co ze mną będzie, jak nie zaliczę? Co ja ze sobą zrobię? Gdziebędę szukać pracy? No, właśnie, praca! Kto da mi pracę? Przecieżteraz w ofertach żądają od kandydata co najmniej 5-letniegodoświadczenia. Hm, ciekawe, gdzie miałam je zdobyć? Możew podstawówce? Wymagają również znajomości dwóch języków! Tutajprzynajmniej nie mam problemów (angielski w mowie i piśmie znamperfekt, francuski dobrze). Żądają jeszcze bardzo dobrej obsługikomputera – uff, na szczęście znam wszystkie dostępne programy.Ewentualnie mogę podjąć pracę w biurze!

Informatyka tak szybko pędzi do przodu, że za chwilę mój komputerodstawię do lamusa i będę musiała kupić nowszy sprzęt, ale skądwezmę kasę? Przydałoby się również prawo jazdy! Niestety, nie mamsponsora. Na razie o prawku mogę tylko pomarzyć. Z wymagańzostała jeszcze dobra prezencja. To przy dobrych umiejętnościachstylizacyjnych i odpowiednich zasobach finansowych można osiągnąć.No tak, znowu pojawia się problem kasy. Chociaż nie zaliczamy się dobiednej rodziny, to i tak po ostatnich podwyżkach cienko przędziemy!Wymagania pracodawców co do jakości i wydajności pracy są corazwiększe, ale niestety nie idzie to w parze z godziwym wynagrodzeniem!O zgrozo! Biali murzyni! Sama już nie wiem, co dalej będzie z moimżyciem. Mam się dalej uczyć? Czy może spakować po egzaminie walizkii wyjechać do Holandii lub do Ameryki? Rodzice nie mają dla mnieczasu! Ciągle gdzieś gonią za dodatkowymi pieniędzmi! A ja mam tylkosiedzieć sama w domu z nosem w książkach i wkuwać do matury.Nawet nie mam rodzeństwa! No i komu mam się pożalić? Okropnyżywot jedynaczki!

Oczy mi już wyłażą, mózg się wprost lasuje od tej monotonnejnauki! Wkuwam i ryję, a w głowie tylko zamęt. Naprawdę muszęsolidnie odpocząć. Przecież do egzaminów jeszcze daleko. Mam jeszczetrochę czasu! Wszystko może się jeszcze zmienić. Zdążę zakuć, zdaći zapomnieć, ale jak to mam wytłumaczyć rodzicom?

Jutro umówiłam się na randkę z Jackiem i to jest teraznajważniejsze, a nie jakieś tam egzaminy, testy, szkolne nakazyi zakazy. Muszę jutro zrobić się na bóstwo, a na czole znowu mamniespodziankę – ogromny pryszcz. O zgrozo!

Magda przerwała pisanie pamiętnika i z przerażeniem wzięła do ręki lusterko. Długo przyglądała się swojemu odbiciu. Z markotną miną zaczęła się nad sobą użalać.

Dlaczego nie mam ciała Jennifer Lopez i talentu Shakiry? Wtedy byłabym nieźle ustawiona. No tak, to nie te geny. Muszę złożyć zażalenie do Pana Boga. O rety! Całkiem zapomniałabym o jutrzejszej randce. Muszę koniecznie zlikwidować pryszcze. Kiedy wreszcie pozbędę się tego okropnego trądziku? Inne dziewczyny mają buzie gładkie jak aksamit, a ja wyglądam jak wypłosz. We wszystkich kobiecych magazynach specjaliści doradzają, jak poprawić urodę. Kupowałam różne cudowne środki w drogeriach, aptekach i nic to nie pomogło. Nabiłam tylko kieszeń firmom farmaceutycznym i kosmetycznym. Wstrętne krosty dalej panoszą się na mojej twarzy.

Dziewczyna odłożyła lusterko i skierowała kroki w stronę toaletki. Zaczęła gorączkowo szukać kosmetyków pielęgnacyjnych. Gdzie jest ten peeling, maseczka ogórkowa, tonik i wałki? – coraz bardziej denerwowała się. Raz do ręki wpadła jej tubka z kremem przeciw cellulitowi, po chwili nawinął się słoik żelu do włosów. Chyba czort przykrył ogonem maseczkę i peeling. Wałki też gdzieś się podziały. Może zostawiłam w łazience? – przez moment się zastanawiała.

Pochłonięta dalszym przerzucaniem zawartości szuflady i blatu toaletki, w ostatniej chwili usłyszała odgłos kroków na drewnianych schodach.

Zaraz muszę schować pamiętnik i kosmetyki. To na pewno idzie matka – pomyślała. Dostanie zawału, jak zobaczy, że znowu zajmuję się błahostkami zamiast przygotowywać się do matury. Oho! Słyszę, jak pędzi w stronę mojego gniazdka, na pewno chce znowu mnie pouczać!

W pośpiechu chowała rzeczy do szuflady.

Po chwili do pokoju weszła Aleksandra Wierzbowska, drobnej budowy brunetka o dużych zielonych oczach. Na pociągłej bladej twarzy malował się tajemniczy uśmiech. Długie włosy miała zawinięte w modny kok. Chociaż poranny makijaż stracił już swój blask, to i tak wyglądała powabnie. Ubrana w beżowe spodnium, które uwypuklało jej zgrabną sylwetkę, oraz ozdobiona złotą biżuterią wyglądała jak modelka z magazynu mody. Córka podbiegła i zawołała do niej:

– Cześć, mamo! Dobrze, że już wróciłaś z pracy.

– Witaj, skarbie! – matka objęła ją serdecznie i pocałowała w policzek. Usiadła wygodnie na tapczanie i z uśmiechem zaczęła wypytywać:

– Jak minął ci dzień? Co słychać w szkole? Czy jadłaś już obiad?

Córka odwzajemniła jej uściski i zajęła miejsce tuż obok. Patrząc matce głęboko w oczy, odpowiedziała:

– Mamo, dlaczego tak późno wracasz do domu? Martwiłam się o ciebie – położyła dłoń na jej ramieniu. – Dzwoniłam o 17:30, potem wysłałam ci SMS. Nie odpowiadałaś na moje telefony! Czy coś się złego stało?

– Kochanie, nie denerwuj się, po prostu musiałam zostać dłużej w laboratorium, a tam nie wolno mieć włączonego telefonu. Dzisiaj szef zlecił mi dodatkowe analizy. Gdyby to nie było takie ważne, przyjechałabym prędzej. Mam nadzieję, że mnie rozumiesz, córeczko? Na drugi raz, jak zostanę po godzinach, nie zapomnę zadzwonić do ciebie. Obiecuję, że już się nie będziesz o mnie niepotrzebnie martwiła. Zgoda?

– W porządku. Rozumiem, mamuś, ale kiedy nie ma taty i ty jeszcze wracasz wieczorami, to czuję się wprost okropnie. Jeszcze na dodatek dołują nas w szkole. Ale na szczęście dostałam dzisiaj z biologii szóstkę.

– Bardzo się cieszę, kochanie, z twojego sukcesu. A jak ci poszła klasówka z chemii?

– Z chemii, z chemii – powoli cedziła słowa. – Mamo, proszę, tylko nie wpadaj w panikę – błagała. – Znowu kapa. Co ja mogę na to poradzić, że ta nieznośna nauczycielka właśnie na mnie rzuciła haczyk? A dzisiaj maglowała mnie przez całą godzinę, możesz to sobie wyobrazić?! Nawet ze strachu się spociłam, wszystkie zadania poplątały mi się w głowie.

– Przecież ostatnio tłumaczyłam ci, jaką metodą masz je rozwiązywać. Wczoraj mi mówiłaś, że wszystko rozumiesz. O czym ty myślisz?! – z irytacji Aleksandra podniosła głos i spojrzała na córkę badawczo. – Na pewno o Jacku lub o niebieskich migdałach! Za rok masz maturę. Wybrałaś medycynę, a chemia to podstawa. Dobrze wiesz, że dostać się na studia nie jest łatwo. Na jedno miejsce przypada dwudziestu kandydatów. Czy ci na tym nie zależy? Jak wyobrażasz sobie dalszą przyszłość? Zrozum wreszcie, dziewczyno, że talent to jeden procent, a dziewięćdziesiąt dziewięć to żmudna i systematyczna praca. Jeśli chcesz coś w życiu osiągnąć, musisz twardo dążyć do wytyczonego celu i pokonać wiele przeciwności losu. Życie to nie bajka! A wracając do chemii, jeżeli nie potrafisz zrozumieć tego przedmiotu, to radzę ci zmienić kierunek studiów albo od jutra zabieraj się do solidnej nauki. W wolnych chwilach mogę z tobą popracować. Jeżeli ty oczywiście będziesz chciała się uczyć!

Aleksandra coraz bardziej się denerwowała. Jej głos był stanowczy, a wzrok przenikliwy. Na policzki wystąpiły rumieńce. Marszczyła nos. Madzia widząc tak wielkie jej wzburzenie, postanowiła ją jakoś udobruchać. Przymilnie ją objęła i popatrzyła prosto w oczy:

– Mami, nie denerwuj się, proszę, błagam. Po prostu stres mnie dobija. Kołacze moim sercem, a myśli uciekają mi gdzieś daleko. Nie mogę się skupić. Nawet żołądek podskakuje mi do gardła. Po każdym wywołaniu do tablicy zbiera mi się na wymioty. Ciągle boli mnie głowa. I ty chcesz, żebym coś konstruktywnego napisała? Nawet nie wiem, ile jest dwa razy dwa. Tak się boję. Przecież mówiłam ci, że psorka jest okropna! Wyżywa się na uczniach, grozi i krzyczy. Uważa, że jak ona rozwiąże zadanie w dwie minuty, to uczniowie zrobią to w trzy. Tego nie da się po prostu wykonać! Ledwo nadążam wypisać dane z zadania. A gdzie jest reszta? Proszę, nie złość się więcej i nie krzycz. Dobrze wiesz, że muszę mieć trochę więcej czasu na zastanowienie się. Przykro mi bardzo, że nie potrafię tak jak ty szybko w pamięci dokonywać analiz. Szkoda, że nie mam po tobie talentu, na pewno byłoby mi o wiele łatwiej.

Magda widząc, że nie zadowoliła matki przedstawionymi argumentami (ta patrzyła na nią zirytowana i stukała z niecierpliwością palcami po poręczy tapczanu), postanowiła zmienić linię obrony z defensywy na ofensywę. Podniosła brwi do góry i zadziornie patrząc jej w oczy, krzyknęła:

– Co ci daje ten instytut? Robisz ciągle nadgodziny, a gdzie jest twoja premia? Od paru miesięcy harujesz jak wół, a pieniędzy większych z tego nie masz! – starała się rozmowę skierować na inny tor. Jej krzyk odbijał się od ścian. W powietrzu było czuć gorącą, burzliwą atmosferę, która zapowiadała wojnę pokoleń. Rozzłoszczona córka siedziała w niedbałej pozycji z miną ponurą jak chmura gradowa. Jej ręce były ostentacyjnie skrzyżowane na piersiach. Czekała na kolejny atak matki, gotowa do obrony. Chociaż Aleksandra była bardzo zbulwersowana jej postawą, postanowiła nie reagować na ten wybuch złości. Czuła, że ze zmęczenia zaraz dostanie migreny. Spojrzała na nią z wyrzutem i krótko zreasumowała:

– Jak się uspokoisz, to możemy później kontynuować naszą dyskusję. Zapamiętaj, że tylko dla najlepszych, wytrwałych i pracowitych jest dzisiaj jakaś szansa! Uczysz się wyłącznie dla siebie. Era „podaj łopatę” lub „czy się stoi, czy się leży, dwa tysiące się należy” dawno się już skończyła! Przemyśl to jeszcze raz! Zastanów się nad swoją przyszłością. Jestem naprawdę rozczarowana twoim brakiem wyobraźni i niefrasobliwością. Dobranoc.

Z westchnieniem wstała i cicho zamknęła za sobą drzwi. Jej surowe słowa jak wielka drzazga utkwiły w głowie Madzi. Straszne wizje zaczęły ją męczyć. Nagle wyobraziła sobie, że stoi obok urzędu pracy w niemodnych ciuchach, z łopatą w dłoniach, a na czole ma przyklejoną czerwoną karteczkę z napisem: „Szukam jakiejkolwiek pracy. Dziewczyna do wzięcia za 3 zł”. Nawet myśl, że jutro spotka Jacka, nie rozgoniła czarnego scenariusza. Mama ma rację – kontemplowała – bez wykształcenia nic w życiu nie osiągnę. Mogę jeszcze wyjść za mąż i żyć na garnuszku męża! Hmm… To nie jest chyba najlepszy pomysł. Muszę od jutra wszystko przemyśleć i zweryfikować swoje plany – ciężko wzdychała. Teraz muszę odpocząć.

Rozłożyła swój turkusowy tapczan i z ulgą przyłożyła głowę do poduszki. Jednak nie mogła długo zasnąć, przewracała się z jednego boku na drugi. Koszmary ciągle ją dręczyły. Dopiero nad ranem zasnęła.

Rozdział II

Nazajutrz wstała o godzinie szóstej z ostrym bólem głowy. Sennym krokiem skierowała się do łazienki. Spojrzała w lustro i zaskoczona krzyknęła: Boże! Wyglądam jak zjawa, koszmar z ulicy wiązów!

Zobaczyła podkrążone, czerwone z niewyspania oczy, ziemistą cerę i wiszące strąkami włosy. Matuśko! Jak ja pójdę do szkoły? – lamentowała. Muszę coś z tym zrobić!

Pod zimnym prysznicem worki pod oczami zaczęły powoli znikać. Ponownie oceniła swój wygląd.

Jeszcze trochę pudru i korektora. Mam nadzieję, że dobra marka kosmetyków zretuszuje mankamenty – wprawną ręką nakładała podkład w okolice oczu i na policzki. Następnie czarnym, pogrubiającym tuszem zaczęła podkreślać oprawę oczu. Z uwagą przyglądała się swojemu odbiciu w lustrze. Make-up zrobiony, teraz kolej na włosy. Co z nimi zrobić? – przyglądała się im wnikliwie i powoli palcami gładziła niesforne kosmyki. W takim stanie to nic z nich nie ułożę. Muszę je szybko umyć i dopiero potem wymyślić uczesanie!

Przez chwilę skupiła swoją uwagę na myciu głowy. Orzeźwiający zapach cytrusów i delikatny masaż przynosił ukojenie. W lepszym nastroju zaczęła długie pasma nawijać na lokówkę.

Wprawdzie nie jestem fryzjerką z renomowanego salonu, ale fryzurka udała mi się na medal. Wyglądam superancko! – cmoknęła z zachwytu. Ujarzmione kosmyki w ładnych falach spływały po jej ramionach, a podkręcona grzywka lśniła od żelu. Jeszcze sekundę podziwiała swój wygląd. Nagle spojrzała na zegarek. O rany!… Już jest 6:45, za trzydzieści minut mam autobus, a jeszcze nie jadłam śniadania i nie jestem ubrana!

Wystraszona upływającym czasem z okrzykiem na ustach wybiegła z łazienki. Co mam na siebie włożyć? Jaka jest dzisiaj pogoda? – w pośpiechu podbiegła do okna.

Chociaż był to początek stycznia, tylko lekki mróz oszraniał drzewa. Na krawędzi nocy i dnia niebo z jednej strony było pokryte stalowymi chmurami, a od wschodu, przybrane różowozłotymi falbankami, zapowiadało brzask. Sople zwisające z dachu mieniły się różnymi kolorami i migotały jak klejnoty.

Dobrze, że nie jest bardzo mroźno i nie ma śnieżnych zasp – podskoczyła z radości. Nareszcie autobusy będą punktualnie kursować, a w szkole będzie ciepło! Czasami się zastanawiam, jak można w środku zimy oszczędzać na opale? Nasza dyrekcja jest chyba szalona! Na samo wspomnienie zimnych pomieszczeń przeszywają mnie dreszcze! W grudniu do szkoły chodziłam ubrana jak Eskimos, żeby tylko nie zmarznąć. Brr…! Dla mnie może zimy w ogóle nie być. No, może jedynie tylko na gwiazdkę i na ferie w lutym. Po raz pierwszy Jacek zaprosił mnie na narty do Zakopanego. Obiecał mi szusowanie z pagórków. Ciekawe, czy z tej nauki narciarskiej przyjadę w całości, czy też będę przypominała mumię egipską.

Marząc o igraszkach, nie liczyła upływających minut, nagły alarm z budzika przywołał ją do rzeczywistości. Jak wicher wpadła do swojego pokoju i z pękatej szafy wyciągnęła dżinsowe biodrówki, biały bawełniany T-shirt z długimi rękawami, który wokół dekoltu w kształcie karo ozdobiony był kolorowymi cekinami. Ponownie krytycznym wzrokiem spojrzała do lustra. No, może być. Jeszcze tylko moje nowe kolczyki. Gdzie ja je znowu schowałam? – ponownie szperała w szkatułkach. Ale ze mnie gapa! Szukam w puzderkach, a one spokojnie leżą na toaletce – dobitnie klepnęła się w czoło. Naprawdę jestem roztargniona. Ostrożnie wzięła do ręki długie, srebrne nitki, na które nanizane były kryształowe kuleczki. Jeszcze raz oceniła swój wygląd w tafli lustrzanej: No, no wyglądam całkiem nieźle. Myślę, że Jacek padnie z wrażenia. O, kurza stopa! Muszę się pośpieszyć, zostało mi tylko dziesięć minut.

Pobiegła schodami w dół, w stronę kuchni. Przeskakiwała po dwa stopnie, wprost fruwała w powietrzu. Cholera, gdybym wcześniej wstała, to nie musiałabym teraz tak gonić, a to wszystko przez tę piekielną noc! – marudziła.

Na kuchennym stole jak zwykle czekało przygotowane śniadanie: kanapki z szynką i serem, a w termosie – herbata z cytryną.

Dziękuję, mamusiu, że nie zapomniałaś o mnie – w duchu szeptała. Jak przyjdziesz z pracy, to cię wycałuję! Ciekawe, kiedy ojciec wróci z Warszawy? Wczoraj pojechał na targi kosmetyczne, promować produkty, które robi jego firma „Claudia”– rozmyślała, konsumując śniadanko. Tato, ciągle jesteś w drodze. Nigdy nie ma cię w domu. Tak chciałabym z tobą porozmawiać o maturze, o Jacku – zadumała się w tęsknocie. Ojej! Znowu się zagapiłam. Zostało mi niewiele czasu, koniec rozmyślań! Jeszcze chwila, a nie zdążę na autobus.

W pośpiechu narzuciła białą puchową kurtkę. Wybiegła z domu jak szalona. Serce coraz szybciej jej biło, czuła, że zaraz rozerwie jej płuca, odpadną nogi, a czerwoną z wysiłku twarz zaczęły pokrywać kropelki potu. W oddali słychać już było warkot silnika. O Jezu! Jest już niedaleko – ze zmęczenia sapała jak lokomotywa z wiersza Tuwima. Przy wejściu do autobusu pokazała kierowcy bilet miesięczny. Szukając wolnego miejsca, potrącała podróżnych luźno zwisającym z ramienia plecakiem. Wreszcie z ulgą usiadła i zamknęła oczy. Nagle usłyszała rozbawiony młody, męski głos:

– Zawsze tak wpadasz do autobusu jak pershing? O mało nie przewróciłaś wszystkich pasażerów. Taranujesz wszystko jak buldożer. Gonił cię jakiś zboczeniec, czy co? A może przygotowujesz się do zawodów? Ha, ha, ha!

Dziewczyna otworzyła szeroko oczy i skierowała oburzone i pytające spojrzenie w stronę mówiącego. Zobaczyła młodego roześmianego chłopaka. Przez chwilę badawczo go obserwowała. Chciała powiedzieć coś złośliwego. Już z cicha pod nosem warczała „odczep się”, ale nagle zabrakło jej słów. Po prostu osłupiała z wrażenia. Poczuła jakiś dziwny dreszcz. Nagle jej złość opadła jak pęknięty balon, nie mogła zebrać myśli, nie wiedziała, jak ma się zachować. Atakować czy bronić się, a może przemilczeć głupkowate uwagi? Zawsze wygadana, po raz pierwszy w życiu zapomniała języka w ustach. Patrzyła z mieszanymi uczuciami na sąsiada. Obok niej siedział dobrze zbudowany brunet z gęstą czupryną modnie ostrzyżonych włosów, o jasnej cerze i niebieskich oczach. W każdym spojrzeniu błękitnookiego czaiły się chochlikowate iskierki. Przyjaźnie uśmiechał się do dziewczyny, pokazując równe, śnieżnobiałe uzębienie. Magda była mile zaskoczona jego wyglądem, nigdy wcześniej nie widziała tak przystojnego, zadbanego i eleganckiego faceta. Spod rozpiętego, długiego, czarnego wełnianego płaszcza, uszytego według ostatnich trendów mody, wystawał granatowy garnitur w ciemnoszare paski oraz widać było niebieską koszulę, która uwydatniała kolor oczu. Gustowny, granatowoszary jedwabny krawat, nienagannie zawiązany pod szyją, doskonale harmonizował z całością stroju. Dookoła roztaczał się przyjemny, intrygujący zapach markowej wody kolońskiej o nucie cedrowo-korzennej.

Wyglądem wyróżnia się od miejscowych menów. Widać, że nie jest tutejszy. Ale czy to go upoważnia do wyśmiewania się z innych? – pomyślała dziewczyna. Z jego wyrazu twarzy widać, że nie jest typem złośliwca, ale dlaczego tak gburowato do mnie się odezwał? No tak, wpadając do autobusu zgrzana i zadyszana musiałam wyglądać jak ostatnia idiotka! Poza tym potrącałam wszystkich dookoła. Nawet nie zdążyłam przeprosić. Chłopak ma rację, że się ze mnie nabija.

Delikatnym ruchem ręki poprawiła rozwichrzone włosy, chrząknęła parę razy „hm, hm” i z miną obrażonej księżniczki odpowiedziała:

– Wprawdzie wszystkich w pośpiechu obijałam moim plecakiem, ale wcale nie musisz się ze mnie wyśmiewać. Twoje uwagi, moim zdaniem, były nie na miejscu. W ogóle mnie nie znasz i od razu atakujesz. To jest nie fair, a poza tym nie przypominam sobie, żebyśmy przeszli na ty – wyniośle na niego spojrzała. Ciekawe, co mi na to teraz odpowiesz, chłoptasiu – medytowała. Przystojny jest jak Zakościelny, ale kulturą nie grzeszy. Wygląd miejskiego „żelika”, a zachowanie wieśniaka. Uczepił się jak rzep psiego ogona!

– Nie gniewaj się na mnie, mam na imię Dominik. Chciałem jakoś rozpocząć rozmowę. Wczoraj przeprowadziłem się tutaj z Krakowa. Moi rodzice są konserwatorami zabytków. Mają zleconą pracę w tutejszej bazylice. Mama zajmuje się freskami, a ojciec odnawia drewniane ołtarze. Oboje nie chcieli codziennie dojeżdżać do pracy. To strata czasu. Zresztą muszą wiele godzin spędzić w kościele. To żmudne i pracochłonne zajęcie. Trzeba wszystko powoli i dokładnie odrestaurować. Planują w Dobrowicach mieszkać może jakiś rok, może dwa. Nieopodal lasu wynajęliśmy willę na ulicy Książęcej. Należała ona kiedyś do jakiegoś lekarza, który wyjechał na zachód. Ale co ci będę tłumaczył, jak ty na pewno dobrze wszystkich znasz. Zresztą jak okolica i towarzystwo przypadnie mi do gustu, to zamieszkam tutaj z nimi. Ale jak nie będę zadowolony z pobytu, to za dwa, góra trzy tygodnie wrócę na Basztową w Krakowie. Tak z nimi ustaliłem wcześniej. Obecnie staram się znaleźć bratnie dusze – ujmujący uśmiech i przepraszający ton powoli uciszały jej rozdrażnienie. – Zostańmy przyjaciółmi. Zgoda?

Wyciągnął w jej stronę silne ręce z otwartymi dłońmi. W szczerym geście zobaczyła nie tylko jego życzliwość, ale również opiekuńczość i zaufanie. Po krótkiej chwili namysłu odwzajemniła jego uścisk. Poczuła mocny, a zarazem delikatny dotyk. Zmieszana wyswobodziła się i z wypiekami na twarzy przerwała niezręczną sytuację.

– No dobra, już się prawie nie gniewam. Mam na imię Magda. Wybacz, ale jestem niewyspana i trochę rozkojarzona. Wczoraj miałam koszmarny dzień, a noc też nie była najlepsza.

– Nie chcę być wścibski, ale co cię stało? Może mógłbym ci pomóc?

– Znamy się tylko chwilę. Myślę, że to nie twoja sprawa. Pilnuj swojego nosa.

– Nie obrażaj się! Nie chciałem cię urazić. Tylko z grzeczności zapytałem. Nie złość się, kobieto!

Przez moment milczała i w duchu rozważała wszystkie argumenty. Z jednej strony chciała kontynuować rozpoczętą rozmowę, z drugiej znów obawiała się obnażać przed nieznajomym swoją prywatność. Przecież wcale go nie znała, poznała go dziesięć minut temu. Nie jest jej bratem, przyjacielem. Zastanawiała się, czy warto odkrywać przed nim swoją duszę. Chłopak wprawdzie wyglądał na rozsądnego, ale czy zrozumie jej problemy? – różne uczucia miotały dziewczyną.

W tym samym czasie Dominik wnikliwie jej się przyglądał. Od samego początku bardzo mu się spodobała. Postanowił za wszelką cenę jeszcze raz zagaić rozmowę. I w tym samym momencie razem zapytali:

– Ile masz lat i co robisz? – parsknęli śmiechem.

– Magdo, teraz kolej na moje pytania. Może coś o sobie opowiesz – śmiejąc się, rozpoczął dialog.

– No dobrze. Wygrałeś bitwę, ale wojna jeszcze nie skończona – krztusząc się od śmiechu odpowiedziała. – Mam osiemnaście lat i jestem w drugiej klasie ogólniaka. Za rok będę zdawała maturę w nowym systemie. Nie uwierzysz, ale z tego powodu mam same kłopoty. Matka ciągle goni mnie do nauki i martwi się stale o moją przyszłość! Właśnie wczoraj wymieniłyśmy na ten temat parę ostrych zdań. A ja naprawdę nie wiem, jak ten problem rozwiązać, co z tym fantem zrobić? Nauczyciele co chwilę zmieniają program nauczania. Można oszaleć! Zastanawiam się, co będzie dalej? Jak to wszystko przeżyję?

Spojrzał na nią zaskoczony (myślał, że ma dopiero piętnaście lat). Tajemniczo się uśmiechnął. Potarł ręką czoło i uniósł lekko brwi. Jego oczy nabrały jeszcze intensywniejszego koloru, przypominały toń oceanu.

– Co tak milczysz? – zniecierpliwiona ponaglała. – Powiedz coś!

– Jestem mile zaskoczony. Myślałem, że jesteś dużo młodsza ode mnie – odpowiedział poważnie. – Ja mam dziewiętnaście lat, między nami jest tylko rok różnicy. Bardzo się cieszę, że mamy wspólne tematy. Słyszałem o waszych rozterkach i problemach. Wcale ci nie zazdroszczę. Chodzą słuchy, że nowe testy są bardzo trudne. Z moich doświadczeń wynika, że jak nie masz wprawy w rozwiązywaniu zadań i nie potrafisz szybko analizować treści, to możesz mieć kłopoty na egzaminach. Myślę, że reforma szkolnictwa nie jest do końca przemyślana. Naprawdę bardzo ci współczuję. Ja na szczęście przygotowuję się do matury na starych zasadach. Moi nauczyciele też są bardzo wymagający. Powtórki i przepytywania mamy na porządku dziennym! Po maturze startuję na studia i żeby dostać się na mój wymarzony kierunek, muszę jeszcze dodatkowo brać korki. Tam dopiero jest sito! Nie łudź się, że mam lepiej. Mam wrażenie, że za chwilę rozsadzi mi głowę od całej tej nauki. Ty przynajmniej możesz liczyć na to, że zostaniesz przyjęta na studia bez egzaminu wstępnego. Słyszałem, że dużo uczelni już podpisuje stosowne umowy ze szkołami średnimi. Będziesz miała o jeden egzamin i stres z głowy. Nic się nie martw! Wszystko zakończy się pomyślnie. Nie powiedziałaś mi jeszcze, do którego liceum chodzisz?

– Ja do II LO. A ty gdzie się przeniosłeś?

– Do III LO.

– Świetnie! To niedaleko mojej szkoły, dwie przecznice. Powiedz mi jeszcze, czy nie będziesz miał kłopotów z przystosowaniem się do nowych warunków? Przecież takie zmiany otoczenia mogą zaważyć na twoim losie. Nie boisz się? Nie będziesz tęsknił za swoimi przyjaciółmi? A różnica programowa? Ja nigdy w życiu nie przeprowadziłabym się na taką prowincję. Jesteś ryzykantem! – podekscytowana, zasypywała go pytaniami jak z karabinu maszynowego.

– Magdo, nie bądź taka napalona. Od razu wszystko chciałabyś wiedzieć. Wypytujesz jak KGB. Jeszcze nie raz się spotkamy. Innym razem zaspokoję twoją ciekawość. Popatrz, właśnie zbliżamy się do dworca autobusowego – po tych słowach posłał jej szczery uśmiech i machnął ręką na pożegnanie. Magda zdążyła jeszcze do niego krzyknąć:

– Do zobaczenia! Powodzenia!

Rozdział III

Dziewczyna zaintrygowana autobusową przygodą w zamyśleniu mijała zatłoczone ulice miasta. W ogóle nie zwracała uwagi na otoczenie, analizowała każde słowo Dominika.

Dawno tak życzliwie i od serca nie rozmawiałam z chłopakiem, to musi być naprawdę fantastyczny kolega, a poza tym jest nieziemsko przystojny! Ale ze mnie jest gapa! Nawet nie spytałam o jego nazwisko!

Po około dziesięciu minutach zza zakrętu wyłonił się okazały budynek II LO. Stare, przedwojenne mury zostały niedawno odnowione i pomalowane ceglastą emulsją. Przed bramą czekał jej chłopak, Jacek Nowakowski. Był to wysoki, barczysty, blondyn z włosami spiętymi w kucyk. Jego szare oczy były zapatrzone w dal.