Zamachowcy - Jóźwik Krzysztof - ebook

Zamachowcy ebook

Jóźwik Krzysztof

4,0

Opis

Prawda ma zawsze drugie dno

 

Tajemniczy zleceniodawcy wynajmują za duże pieniądze troje profesjonalistów mających przygotować ataki terrorystyczne, które doprowadzą do przewrotu politycznego w Polsce. Były tajny agent, genialny informatyk i piękna manipulatorka zmagają się z przeciwnościami losu oraz specjalną grupą śledczą CBŚ, aby wykonać zlecenie. Czy im się uda?

 

Bezkompromisowy thriller polityczny o tym, czy warto łamać reguły gry.

 

Krzysztof Jóźwik – fascynuje go twórczość pisarzy iberoamerykańskich, fantastyka i powieść akcji. Jeśli chodzi o rodzimą literaturę, jest zauroczony pracami Marcina Ciszewskiego, Remigiusza Mroza i Jarosława Grzędowicza. Tata dwójki dzieci, miłośnik aktywnego spędzania czasu.

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 292

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,0 (36 ocen)
16
10
4
6
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
annakostro

Całkiem niezła

moim zdaniem przekombinowana
00

Popularność




1

Czarna duża terenówka nissan patrol podjechała cicho pod nieużywany magazyn, który był częścią rozsypującej się, przeznaczonej do rozbiórki fabryki okien. Cały teren był ogrodzony i opatrzony stosownymi ostrzeżeniami: „Wstęp wzbroniony”, „Grozi zawaleniem”, „Obiekt do rozbiórki”.

Magazyn był ich „dziuplą” od kilku tygodni. Wysiedli z samochodu i bez słów weszli do pomieszczenia będącego kiedyś składem gotowych okien przeznaczonych do montażu w PRL-owskich blokach z wielkiej płyty. W latach świetności miejsce to tętniło życiem, dawało pracę kilkuset osobom z pobliskiego miasta, ale dziś pozostała już tylko rudera do rozbiórki, wszędzie walały się gruzy, stare części okien, potłuczone szyby. Nie zwracali na to żadnej uwagi – potrzebowali tylko pomieszczenia z dala od ludzi, podsłuchów czy przypadkowych świadków, którzy mogliby narazić na niepowodzenie przygotowywaną drobiazgowo akcję.

Było ich troje. Osoby wyznaczone do przeprowadzenia operacji rekrutowane były bezpośrednio przez zleceniodawców z zachowaniem najwyższej ostrożności. Nigdy wcześniej się nie spotkali, nigdy wcześniej nie pracowali razem. Nikt nic nie wiedział o pozostałych członkach ekipy, a dla większego bezpieczeństwa i powodzenia operacji posługiwali się pseudonimami. Znali jedynie podział zadań i swoje kompetencje zawodowe.

Polecenia z centrali dostawali krótkie i konkretne. Mieli informacje, że cała akcja ma się składać z trzech etapów, a każdy kolejny będzie trudniejszy i wymagający większego skupienia, rozwagi, umiejętności i szybkiego podejmowania decyzji. Nie było tu żadnego marginesu na błędy czy niedopatrzenia. Każda, nawet najkrótsza chwila zawahania czy wątpliwości mogła zniweczyć wcześniej poczynione przygotowania i obrócić operację w pył.

Zdawali sobie doskonale sprawę, że w razie niepowodzenia będą mogli liczyć tylko na siebie i nikt im nie pomoże. Cała operacja była tak tajna i nielegalna, że było dla nich jasne, iż niebezpieczeństwo jest ogromne. Natomiast gaża, jaką zaproponowano każdemu z nich, wypłacana w ratach po realizacji każdego etapu, usprawiedliwiała w pełni podejmowane ryzyko. Taka szansa szybkiego wzbogacenia się pojawiała się tylko raz w życiu. Doskonale rozumieli, że mocodawcy przedsięwzięcia byli bardzo wysoko postawieni i mogli praktycznie wszystko. Tajemnicą pozostawało tylko, kto ich wynajął. Obcy wywiad, jakieś lobby biznesowe, tajne służby? Finalnie i tak nie miało to najmniejszego znaczenia, bo nigdy nie mieli się o tym dowiedzieć.

Poza gratyfikacjami finansowymi, pozwalającymi do końca życia pławić się w luksusie, dostatkach i realizować swoje najbardziej ambitne plany, pociągało ich coś jeszcze. Ryzyko tajnej operacji, dreszczyk emocji robienia czegoś na granicy, poczucie ważności zadania sprawiały, że każde z nich bez wahania podjęło decyzję o dołączeniu do grupy. Być może była to ich próżność, a być może tylko tak potrafili się w pełni zrealizować zawodowo, to nie było istotne. Najważniejsze były ich kompetencje, profesjonalizm, zimna krew i umiejętność działania w stresie.

Każde z osobna zostało dokładnie prześwietlone i zbadane pod kątem przeszłości, lojalności oraz przygotowania zawodowego.

Żadne z nich nie miało współmałżonków ani dzieci.

Mieli być w pełni dyspozycyjni, niezależni i gotowi do działania całą dobę. W razie nieprzewidzianych trudności oraz tuż po zakończeniu akcji mieli się ulotnić bez śladu. Słuch miał po nich zaginąć, jakby nigdy nie istnieli.

Bitcoin, szef grupy, był mózgiem i pomysłodawcą scenariusza operacji. Tylko on rozmawiał ze zleceniodawcą, a kontakt odbywał się poprzez zaszyfrowane wiadomości obsługiwane przez specjalny niestandardowy, odpowiednio przygotowany komunikator, zainstalowany w smartfonie wyposażony w kartę SIM na anonimowego użytkownika niezwiązanego z operacją. Bitcoin został wybrany ze szczególną starannością. Tylko góra wiedziała o nim wszystko. Były tajny agent wywiadu i komandos, niedoszły biznesmen-samouk, absolwent prestiżowej uczelni humanistycznej posiadał zarówno wiedzę, jak i doświadczenie do poprowadzenia grupy w tak nietypowym przedsięwzięciu. Znał doskonale psychologię człowieka, wzorce zachowania i bodźce zmuszające do działania. Rozumiał, jak funkcjonują mechanizmy samoobronne i jakie motywy zachęcają, a jakie zniechęcają do podejmowania decyzji. Teoretyczna i praktyczna wiedza z zakresu ludzkiej psychiki, reakcji na nietypowe sytuacje, kresu odporności na stres miała się także przydać do właściwego zarządzania grupą, utrzymywania najwyższego stopnia motywacji, podtrzymania skupienia na celu operacji i właściwym wykonaniu wszystkich niezbędnych czynności. Bitcoin zawsze skoncentrowany, zawsze czujny, w dawnych czasach był nazywany przez kolegów z wywiadu Cyborgiem, co dokładnie charakteryzowało jego sylwetkę.

Drugim członkiem ekipy został Doktor – specjalista od systemów komputerowych, elektroniki, oprogramowania, zdolny haker, dla którego nie było tajemnic w obszarze IT. Zawsze wyposażony w kilka specjalnie przeprogramowanych smartfonów, z zainstalowanymi programami szyfrującymi i łamiącymi kody dostępu do zdecydowanej większości systemów komputerowych na świecie, stanowił niezaprzeczalne serce grupy zapewniające realizację kolejnych etapów operacji. Jego arsenał narzędzi uzupełniał mały pancerny laptop z US Army Equipment Certificate ze zmodyfikowanym systemem operacyjnym, który pozwalał na wykonanie każdej, nawet najbardziej karkołomnej pracy wymagającej wejścia do sieci. Centrala wiedziała o przeszłości Doktora, o jego studiach na prestiżowej uczelni amerykańskiej skończonej z wyróżnieniem i specjalną nagrodą za osiągnięcia w programowaniu podprogowym, w późniejszych latach zakazanym przez większość władz stanowych w USA. Doktor kilka lat pracował w Pentagonie w tajnych programach rządowych, po czym wrócił do kraju.

Julia, piękna, posągowa blondynka o długich nogach, hipnotycznych jasno-niebieskich oczach stanowiła trzecie, ostatnie ogniwo grupy. Jej głównym zadaniem było rozpracowywanie profili osobowościowych kontaktów, których pozyskanie było potrzebne do realizacji zadania, oraz nawiązywanie bezpośrednich relacji do zdobywania kluczowych informacji. Nie tylko atrakcyjna wizualnie, ze swoim ilorazem inteligencji powyżej 150 punktów, stanowiła bardzo silny element grupy. Zleceniodawca akcji prześwietlił dokładnie przeszłość dziewczyny. Julia sporo czasu spędziła w Szwecji i tam odebrała gruntowe wykształcenie, ukończywszy jednocześnie studia psychologiczne, dedykowane kursy z systemów IT, jak i dodatkowy kierunek na Królewskiej Akademii Sztuki, co ukształtowało jej charakter, styl bycia oraz zasoby wiedzy. Dodatkowym atutem stała się znajomość kilku języków europejskich: angielskiego, niemieckiego, francuskiego, włoskiego i oczywiście szwedzkiego. Julia była mistrzynią w zdobywaniu męskich serc, a sztukę manipulowania i wywierania wpływu na ludzi dopracowała do perfekcji.

W dusznym i zakurzonym pomieszczeniu Doktor postawił swój pancerny laptop na zniszczonym stole.

– Pozostały już tylko godziny do rozpoczęcia pierwszego etapu – zaczął Bitcoin. – Nie muszę chyba dodawać, że powodzenie całej akcji zależy od dobrego początku i jakakolwiek wpadka czy niedopatrzenie z naszej strony może zniweczyć ostatnie kilka miesięcy przygotowań. Julio, proszę o status twojej części zadania.

– Z mojej strony wszystko przygotowane. – Julia odrzuciła kosmyk blond włosów z czoła. – Obiekt rozpoznany, pełny profil osobowościowy gotowy, relacja personalna zbudowana.

Dziewczyna zawsze robiła ogromne wrażenie na obu mężczyznach, bez względu na to, czy ubrana była w seksowne kobiece stroje czy tak, jak teraz, prosto po męsku, w dżinsy i sportową kurtkę.

– Mój cel to Mariusz Sadowski – kontynuowała. – Introwertyk, samotnik, pracoholik. Poza pracą, światem komputerów i oprogramowania jedyne, co go interesuje, to rybki w akwarium i fajne laski na kanale porno. Codziennie przyjeżdża swoim starym hatchbackiem do biura lotniska o szóstej rano, jeszcze przed innymi pracownikami działu IT. Wychodzi jako ostatni, mocno po godzinie osiemnastej. Szefem działu jest od ponad roku, wcześniej pracował głównie jako admin systemów komputerowych, był głównym specjalistą do spraw wdrażania oprogramowania i utrzymania sieci. Awansował, nie tyle z powodu umiejętności zarządzania ludźmi, co dzięki doświadczeniu i wiedzy w dziedzinie komputerów. Myślę, że świetnie by się dogadał z Doktorem. – Julia posłała porozumiewawcze oczko do ich speca od komputerów. – Z tego, co ustaliłam, Sadowski ukończył informatykę, studiując jednocześnie na Politechnice Warszawskiej oraz na Wydziale Informatyki na Uniwersytecie Warszawskim. Kawaler, lat trzydzieści pięć, brak ważniejszych hobby, słabe kontakty z rodziną. Pół roku temu rzuciła go dziewczyna, Ania Wolska. Bardzo to przeżył, był zakochany, do tej pory się z tego nie otrząsnął. Trzy razy w tygodniu wpada na wydział informatyki na polibudzie, ma zajęcia ze studentami. Mieszka sam w podwarszawskim Piasecznie.

– Co z kontaktem osobistym? Nawiązałaś? – Bitcoin chłodno i rzeczowo przeszedł do konkretów.

– Oczywiście, mam Sadowskiego w kieszeni. Spotkaliśmy się kilka razy na politechnice, ponawijałam mu trochę o tym, że piszę pracę dyplomową z zarządzania sieciami rozproszonymi i potrzebuję pomocy. Nie potrafił odmówić – Julia uśmiechnęła się z satysfakcją. – Umówiliśmy się na konsultacje na uczelni, a potem u niego w domu. Widzę, że mu się podobam. Podczas jednej z randek wrzuciłam mu do smartfona program z bramką do naszego systemu. Doktor już potwierdził, że możemy w każdej chwili wejść.

– To prawda. – Doktor skrzywił się ironicznie, żując wykałaczkę. – Programik nie do wykrycia na pierwszy rzut oka, w każdym momencie możemy uruchomić apkę i zacząć zabawę. Na wszelki wypadek mamy też IP jego sieci domowej, zhakowałem już jego peceta i lapka. Jakby co, to mam podgląd na to, co robi. Może się przydać jako backup.

– Dobrze – krótko podsumował Bitcoin. – Jakiś plan awaryjny? Na przykład, jeśli zmieni smartfon?

– Monitoruję numer IMEI karty SIM Sadowskiego. W razie czego mogę dostać się na chama do jego komórki przez adres MAC po sieci Wi-Fi, ale to oczywiście ostateczność, bo taką akcję mógłby szybko zauważyć i nie wiadomo, co by z tego wyszło.

– Dobra, a co z twoim programem i w ogóle całym tym cyrkiem z wejściem w zarządzanie systemami lotniska?

– Wszystko gotowe, aplikacja w smartfonie Sadowskiego siedzi, mam przygotowane środowisko do przejęcia zarządzaniem całą siecią lotniska, wszystko pozabezpieczane firewallami, zmyłkami po różnych serwerach, zmianami IP. Jest też kilka tożsamości do awaryjnego wykorzystania, żeby padło podejrzenie na kogoś innego. Mam kilku wrogów, przy okazji zemszczę się po latach – zaśmiał się nieprzyjemnie.

– Doktorku – wycedził Bitcoin – tylko bez osobistych wycieczek i akcji mogących narazić operację. Nie chcę tu żadnego niepotrzebnego ryzyka.

– Spoko, to tylko backup. Jeśli nie będzie potrzeby, nie wykorzystam tego. Ale gdy podejdą za blisko, będę musiał im coś podrzucić, żeby zmylić trop.

– Mam nadzieję, że będziesz miał to pod kontrolą, Doktorku. – Julia zrobiła słodko-kwaśną minę.

– Dobra, skupmy się na akcji. To jeszcze raz, Doktor, opisz po kolei, jak to ma zadziałać.

– Dajesz znak do rozpoczęcia akcji i puszczamy do Sadowskiego na komórkę pinga, żeby wirus, którego mu wgraliśmy, aktywował wyskakujące okienko. Głośny sygnał dźwiękowy plus obrazek na pasku statusu smartfona będzie na tyle wyraźny, że tylko głuchy i ślepy nie zobaczy. Poza tym będzie się powtarzał do skutku, czyli aż gość zareaguje. Sadowski na pewno się nie oprze, żeby kliknąć w link, bo na obrazku będzie jego była dziewczyna w stroju mocno roznegliżowanym. Julia dobrze to rozpracowała i mamy wszystkie szczegóły o lasce, w której Sadowski się kochał.

– Dokładnie – wtrąciła Julia. – Całkiem fajna ta Ania, duże cycki, nie najgorsza buzia, mogła mu się podobać. Wyciągnęłam z niego, że często mu się śni i że wspomina tę panienkę. Ma na jej punkcie zajoba. Dotarłam do folderu z fotkami w jego smartfonie i wyciągnęłam kilka, a Doktor przygotował mu całkiem fajną wkrętkę z kilkoma fejkowymi zdjęciami.

– No właśnie – ciągnął dalej Doktor. – Kiedy Sadowski zobaczy swoją ekspanienkę, do której cały czas czuje miętę, nawet sekundy się nie zawaha, kliknie w link i otworzy mu się idealna kopia strony na Instagramie z naszej tajnej apki. Nawet nie będzie miał szans coś podejrzewać – piękny profil z dużą liczbą fotek, bardzo apetycznych, bardzo śmiałych, bardzo interesujących. Już sobie wyobrażam jak z koparą do ziemi wlepia oczy w te fotki i zastanawia się, dlaczego nie on jest autorem tych zdjęć.

– Kiedy zacznie się programowanie podprogowe? – krótko zapytał Bitcoin.

– Dam sobie rękę obciąć, że obejrzy każde zdjęcie chociaż raz, zatrzymując się wzrokiem na twarzy, cyckach i nogach. Tak popracowałem nad grafiką, że większość facetów będzie się ślinić. Pozowane fotki z Hustlera czy Playoboya to wolne żarty przy mojej twórczości.

– O matko, co za Picasso nam się tu znalazł. – Julia przewróciła oczami i na znak, że ją to nudzi, wbiła wzrok w swoje wypielęgnowane paznokcie.

– No dobra, ale jak to ma zadziałać? Konkretnie powiedz – zażądał Bitcoin.

– Hm – odchrząknął Doktor. – No więc to jest praktycznie największe dzieło mojego życia, pracowałem nad tym wiele lat. Moim największym obszarem zainteresowań jest temat przekazów podprogowych, tylko w takiej wersji superhardcore. Opracowałem algorytm programowania subliminalnego z wykorzystaniem grafiki komputerowej, za pomocą którego praktycznie w dziewięćdziesięciu dziewięciu procent przypadków mamy reakcję pozytywną. Sam przetestowałem to wiele razy na kilkudziesięciu osobach w moim, powiedzmy, poprzednim życiu zawodowym, i zawsze działało.

– Jak te zdjęcia mogą zaprogramować reakcje i działanie Sadowskiego? Czy on zrobi dokładnie to, co chcemy? – pociągnęła temat Julia.

– Zrobi, zrobi… Ważne jest to, że każde zdjęcie pokazane w tym pseudo-Instagramie tak naprawdę nie jest zdjęciem.

– Jak to? – zdziwiła się Julia.

– Postronna osoba, która będzie je oglądać, zobaczy po prostu fotki. Ładne, atrakcyjne, kolorowe fotki. Ale tak naprawdę każde zdjęcie przygotowane przeze mnie w tej sprytnej apce to film. Film, który udaje foto. Aplikacja jest tak zrobiona, że nie ma najmniejszych szans, żeby to wykryć.

– Ale jaka to różnica? Film czy zdjęcie? Jak to ma wpłynąć na zachowanie Sadowskiego i go zaprogramować? – drążyła temat Julia.

– Programowanie podprogowe można osiągnąć, wplatając w dowolny film klatki z przekazem mającym trafić do podświadomości, trwające poniżej czterech setnych sekundy. Elementy takie znajdują się poniżej progu percepcji. Osoba, który ogląda taki materiał, nie jest w stanie świadomie odebrać zawartości przekazu, ale rejestruje go jej podświadomość. Mózg człowieka jest tak skonstruowany, że nikt, absolutnie nikt, nie może się przed tym obronić. Odpowiednio przygotowany przekaz wchodzi w struktury umysłu jak nóż w masło.

– I tak po prostu, oglądając te grafiki, Sadowski dostanie bezpośrednio między oczy przekaz, któremu nie będzie w stanie się oprzeć?

– Dokładnie – potwierdził Doktor. – Ale moi drodzy, to nie wszystko. Jest jeszcze drugie dno. To moje największe odkrycie naukowe. Okazuje się, że przy normalnym oglądaniu reklamy czy filmu w TV mózg człowieka rejestruje przekaz podświadomy znacznie słabiej, bo jest mniej zaangażowany. Bodźce są maskowane nie tylko przez całą masę szczegółów, które oglądamy, ale też przez wpływ otoczenia: dźwięki, zapachy, obrazy. W normalnym stanie człowiek jest rozproszony, jego uwaga jest podzielona na dziesiątki mniejszych odbiorów z zewnątrz. Ja odkryłem i zbadałem coś, co bardzo wzmacnia przekaz subliminalny i pozwala zaprogramować umysł odbiorcy z największą możliwą skutecznością.

– Co to takiego? – zapytał wyraźnie zainteresowany Bitcoin.

– Głębokie emocjonalne zaangażowanie to klucz do sukcesu. Pełne skupienie na szczegółach. Wyłączenie świata zewnętrznego. Odbiór ustawiony na sto procent.

– Czyli oglądanie laski, w której się bujał, spowoduje lepsze zaprogramowanie Sadowskiego?

– Właśnie tak. W określonych warunkach, przy intensywnych bodźcach emocjonalnych odwołujących się do pożądania, pragnień i niezrealizowanych dążeń, aktywuje się specjalny kanał w konkretnym miejscu w mózgu. Wzmaga to maksymalną koncentrację na sygnałach docierających z przekazu podprogowego. Efekty są bardzo podobne do stanu hipnozy.

– Ty masz głowę, Doktorku. – Julia była pod wrażeniem.

– Jest jeszcze coś – kontynuował Doktor. – Ważne jest też, że człowiek nie jest świadomy podejmowanych działań i całkowicie podatny na sugestie. To pozwoli przejąć podświadome działanie Sadowskiego, który zrobi to, o co ładnie poprosimy. Co ciekawe, z zewnątrz będzie wyglądało to tak, jakby Sadowski działał z własnej nieprzymuszonej woli. Po obejrzeniu kilku dostępnych zdjęć nasz bohater nabierze nieodpartej, niepochamowanej potrzeby zobaczenia swojej pięknej byłej na portalach społecznościowych. Wplotłem w zapętlone filmiki nazwy najpopularniejszych portali społecznościowych w taki sposób, że nie oprze się pokusie, nic go nie zatrzyma. Musi odwiedzić co najmniej jeden z tych portali i obejrzeć profil swojej byłej dziewczyny.

– Ale co dalej w takim razie? Jak to ma nam pomóc?

– Po pierwsze przygotowałem podrobione profile Anny Wolskiej, które załaduję tuż przed akcją na wszystkich popularnych portalach społecznościowych, profile te będą miały te same ubarwione materiały. Ale tu uwaga: tylko część z nich będzie się otwierać na komórce – reszta zdjęć czy filmów, tych bardziej pikantnych, będzie dawać komunikat „Zawartość nie może być wyświetlona w aplikacji mobilnej”. I tu po drugie: Sadowski będzie tak nakręcony, że wejdzie na komputerze sieciowym lotniska, omijając VPN i zabezpieczenia, choćby na chwilę na ten czy inny portal, żeby zobaczyć resztę. W ten sposób otworzy niekodowany kanał dostępu z zewnątrz. Wtedy wystarczy mi trzydzieści sekund, żeby się wbić w sieć, otworzyć bramkę, zamaskować ją i pozostawić otwartą. Po całej akcji wyczyszczę ślady, usunę fałszywe profile, skasuję jakiekolwiek ślady z komórki Sadowskiego. Nikt nic nie widział, nikt nic nie wie – zachichotał Doktor.

Zapadło milczenie, wszyscy przez chwilę przetwarzali omówione tematy i powtórnie porządkowali w myślach plan działania.

– Julio, jeszcze twoja część z policją: masz namierzoną potencjalną wtykę? Musimy mieć wejście do środka, żeby monitorować ruchy gliniarzy i mieć na gorąco informacje z wewnątrz.

– Mam już wybrany target, dziś podejdę do tematu i zacznę go rozpracowywać – potwierdziła Julia.

– A więc Julia obserwuje Sadowskiego i do chwili rozpoczęcia akcji podtrzymuje z nim kontakt. Doktor jeszcze raz sprawdzi gotowość systemów i aplikacji potrzebnych do przeprowadzenia działań. Czekamy za sygnał z góry. Musimy być w trybie gotowości, operacja na Centralnym Krajowym Porcie Lotniczym w Mszczonowie może się zacząć w ciągu najbliższych dni. Kodowane komunikatory na szyfrowanych smartfonach i laptopach mają być włączone dwadzieścia cztery godziny na dobę. Spotkanie zakończone – podsumował Bitcoin.

2

Inspektor Tomasz Królikiewicz jak co rano wstał punktualnie o godzinie szóstej i przebrany w wygodne ubranie do joggingu wybiegł z nowego kameralnego apartamentowca w podwarszawskim Izabelinie. Ogromnie sobie cenił tę lokalizację, bo rozległe tereny Parku Kampinowskiego pozwalały mu na uprawianie ulubionych dyscyplin sportowych: biegania i kolarstwa przełajowego. Jednocześnie dzielnica, w której mieszkał, położona stosunkowo blisko Warszawy, dawała komfort szybkiego dojazdu do centrum zarówno jemu, jak i jego atrakcyjnej żonie – Paulinie Molskiej. Nowo wybudowana trasa ekspresowa powstała niedawno i była chlubą obecnej ekipy rządzącej.

Paulina pozostała przy swoim nazwisku panieńskim, co Tomek w pełni rozumiał i akceptował. Sam by to zrobił, gdyby był w trakcie tak dobrze zapowiadającej się kariery w mediach. Paulina z powodzeniem już od kilku miesięcy prowadziła własny talk-show w TV Glam i powoli stawała się gwiazdą, bez której ta popularna stacja dla kobiet nie mogła się obejść. Z jej śródziemnomorską urodą, oliwkową skórą, migdałowymi oczami i piękną sylwetką mogła uchodzić na gwiazdę telewizji włoskiej czy hiszpańskiej, dodając tym uroku i kolorytu każdemu programowi traktującemu o urodzie i modzie. W wieku zaledwie dwudziestu dziewięciu lat Paulina zdobyła już bardzo dużo, a nowe możliwości kariery w Polsce i za granicą dopiero się pojawiały. Liczne zaproszenia do programów śniadaniowych konkurencyjnych stacji, na pokazy mody, koktajle i rauty pozwalały jej zaprojektować kolejne ruchy w rozwoju zawodowym i rozwinięciu kariery.

Królikiewicz niechętnie uczestniczył w takich wydarzeniach, bo ten cały świat mody i urody wydawał mu się sztuczny i nadmuchany. Miał wrażenie, że wystarczy przebić szpilką nadęty balon Glamour i wszystko pęknie. Kochał Paulinę i zgadzał się brać udział od czasu do czasu w oficjalnych spotkaniach, w których przysłane zaproszenie wyraźnie wskazywało konieczność pojawienia się z osobą towarzyszącą. Za każdym razem Paulina, czy to z przekory, czy z własnej próżności, udawała zazdrosną o wygląd i prezencję Tomka, który przy swoim wzroście, świetnej wysportowanej sylwetce i skandynawskiej, jakby wyciosanej z kawałka białego marmuru urodzie, był dla niej konkurencją. Tomek wiedział, że oboje stanowią świetną parę, zwłaszcza gdy ubrani w galowe stroje wyglądają jak z żurnala mody, i z nieudawaną dumą pozwalał swojej małżonce na te urocze fochy.

Podczas biegania lubił tak sobie rozmyślać o tym, co ich łączy i jak wspaniale wygląda ich życie oraz jak pozytywnie zapowiadają się kolejne długie lata. Sam także był spełniony zawodowo, pracując jako inspektor śledczy Centralnego Biura Śledczego w niedawno powołanym specjalnym wydziale kryminalnym, który powstał z połączenia wydziału do walki z cyberprzestępczością oraz wydziału do walki z terrorem kryminalnym i zabójstw. Wydział KX, bo tak nieformalnie został nazwany, działał trochę z boku, mając specjalne uprawnienia nadane bezpośrednio przez komendanta CBŚ, Stefana Burego, za przyzwoleniem obecnego ministra MSWiA. Specjalne zespoły dochodzeniowe działające w ramach wydziału dostawały najczęściej nietypowe sprawy wymagające szczególnych kompetencji i dużego doświadczenia w pracy policjanta dochodzeniowego. Do wydziału KX trafiali najlepsi ludzie w branży, często z doświadczeniem w pracy u antyterrorystów, wydziałach narkotykowych czy zabójstw. Rekrutacje odbywały się na terenie całego kraju i można śmiało powiedzieć, że wydział warszawski zbierał z całej Polski śmietankę dochodzeniową.

Królikiewicz w wieku trzydziestu pięciu lat ze swoim doświadczeniem w kryminalistyce i dochodzeniówce narkotykowej plasował się w czołówce najlepszych ludzi w kraju, więc łatwo został szefem jednego z zespołów śledczych, w którego skład wchodziły jeszcze trzy osoby, równie doświadczone i równie kompetentne, z osiągnięciami, jakich mogliby pozazdrościć policjanci kryminalni z całego świata.

Przebiegł prawie osiem kilometrów i przyjemnie zmęczony, ale odprężony i naładowany endorfinami, wszedł do ich mieszkania na pierwszym piętrze. Rozebrał się szybko z przepoconych ciuchów i wskoczył pod prysznic. Odświeżony, wypachniony i przebrany wśliznął się do sypialni, gdzie w dużym wygodnym łóżku spała jego piękna Paulina. Spojrzał przelotnie na zegarek – dochodziła siódma. Pomyślał, że ma jeszcze trochę czasu na małe co nieco z najbardziej seksowną babką w promieniu paru kilometrów.

Cicho przykucnął przy łóżku, musnął delikatnie policzek żony, potem przesunął dłonią wzdłuż linii ramion i z wyczuciem zatoczył kilka kółek na gorącej, gładkiej skórze dziewczyny. Paulina zamruczała z zadowoleniem trochę przez sen, a trochę już rozbudzona porannymi pieszczotami Tomka. Jakaż ona piękna i zmysłowa – pomyślał. Nigdy nie przestanie mi się podobać.

Zaczął odsłaniać powoli kołdrę zakrywającą ponętne ciało, wciąż jeszcze śpiące, wciąż tak niewinne i nieświadome nadciągającej rozkoszy. Linia satynowej kołdry leniwie przesuwała się w dół, odsłaniając pełne kształty dwóch wspaniałych piersi, zwieńczonych sterczącymi nabrzmiałymi sutkami, czekającymi na pieszczoty. Tomek lekko dotknął jednego z nich i Paulina zelektryzowana wydała z siebie głuchy odgłos.

– Och, taaak, proszę.

Przesuwając dłonią w dół ciała, delektował się perfekcyjną krzywizną piersi, gładkim i sprężystym brzuchem. Specjalnie ominął trójkąt wzgórka łonowego z symbolicznym paseczkiem owłosienia pozostawionym przez Paulinę i przeszedł do wewnętrznej strony ud, tej części ciała, którą szczególnie lubił. Gładkie, przyjemnie ciepłe i pachnące naturalnym zapachem kobiety prowadziły wprost do gorącej oazy rozkoszy, która już była gotowa na coś więcej. Poczuł takie uniesienie i podniecenie na widok odsłoniętych wdzięków swojej młodej żony, że aż zakręciło mu się w głowie. Zaczął delikatnie pieścić najwrażliwszą część ciała dziewczyny, na początku delikatnie i zmysłowo, obserwując jej reakcję. Stopniowo zwiększał intensywność pieszczot, całując delikatnie szyję i zmysłowe, malinowe usta. Paulina oddychała coraz szybciej, naprężając każdy mięsień, aż w kulminacyjnym momencie cicho krzyknęła, a jej ciałem wstrząsnął dreszcz ekstazy.

Po chwili oddech dziewczyny się uspokoił, ciało się rozluźniło, umysł powrócił do rzeczywistości.

– Kochanie, dziękuję ci za tak cudowne przebudzenie – uśmiechnęła się wciąż rozleniwiona, odprężona po porannej niespodziance. – Chcę więcej…

– Chętnie, moja kiciu – zamruczał wprost do ucha Pauliny – ale niestety muszę zaraz lecieć. Wiesz, że w poniedziałki mam odprawy wydziału.

– No wiem, wiem – westchnęła z rozczarowaniem. – Wieczorem masz mi zrobić to, co teraz, tylko podwójnie – uśmiechnęła się bezwstydnie i posłała Tomkowi buziaka. – Oczywiście odwdzięczę się podobnie, co tylko będziesz chciał, mój ogierze.

Dziesięć minut później inspektor Królikiewicz wsiadał na swoją czarną yamahę R6, by pomknąć nową drogą ekspresową wprost do centrum miasta.

3

W gabinecie premiera wrzało.

– Panie prezesie, ostrzegam pana lojalnie, żeby pan nie szedł tą drogą! To nie jest najlepszy sposób do odzyskania stabilności naszego kraju! – zdenerwowany minister finansów, Zygmunt Nowotny, wyraźnie nie miał dzisiaj cierpliwości. – Rozmawiamy o tym już trzeci raz w tym miesiącu.

– Panie ministrze! – odparował prezes partii Sprawiedliwi i Zjednoczeni, Paweł Kowalczyk. – A czy pana zdaniem mamy destabilizację, żeby cokolwiek odzyskiwać? Chyba pan trochę przesadza, radzę napić się melisy i uspokoić nerwy.

– Panowie, bardzo proszę o spokój, w ten sposób niczego nie ustalimy – starał się uspokoić atmosferę premier Jan Owczarski, siedzący za swoim masywnym mahoniowym biurkiem, na którym jak zwykle panował nienaganny porządek.

Prezesem Rady Ministrów został jako bezpartyjny, zawdzięczając zdobycie urzędu dzięki temu, że przez lata pracował nad swoimi kompetencjami i osiągnął zaufanie zarówno ekip rządzących, jak i społeczeństwa. Jako prezes Krajowej Rady Sądownictwa, a później, od kiedy znów oddzielono tę funkcję od działalności ministra sprawiedliwości, jako prokurator generalny, zawsze był blisko polityki, choć starał się, aby za bardzo go nie wchłonęła. Chciał pozostać neutralny i zachować zdrowy osąd sytuacji kraju. Celowo nie wstąpił do żadnej partii, aby nie identyfikowano go z tą czy inną opcją polityczną, wolał pozostać z boku. Pomimo dyktatorskich zapędów prezesa Kowalczyka, aby jego partia SiZ rządziła krajem niepodzielnie i w stu procentach miała nad wszystkim kontrolę, do głosu doszedł zdrowy rozsądek i na stanowisko premiera powołano osobę bezpartyjną, choć cieszącą się ogólnym szacunkiem i poważaniem. Było to jednocześnie bardzo sprytne posunięcie Kowalczyka, który w ten sposób pokazywał wszystkim: „Spójrzcie, mamy Prezesa Rady Ministrów spoza partii, nie jestem taki zły, za jakiego mnie macie”. Owczarski zmagał się z partią Sprawiedliwi i Zjednoczeni od dwóch kadencji, więc i dziś nic go nie dziwiło w tej impulsywnej dyskusji.

– Proponuję powrócić do meritum sprawy, za dwa dni posiedzenie Rady Ministrów, musimy coś dziś ustalić – podjął na nowo premier. – Panie ministrze Moczar – zwrócił się w stronę ministra MSWiA, Norberta Moczara – bardzo proszę o podsumowanie ostatnich wydarzeń.

– Hm, nie jest ciekawie. Demonstracje społeczne są prawie codziennie, niezadowolenie wzrasta, blokady dróg, korki na ulicach. Nie bardzo wiemy, co z tym zrobić. Jak państwo wiecie, mamy ograniczone możliwości działania i prewencji. Na miłość boską, przecież nie starczy policji całego województwa na takie niepokoje – z miną cierpiętnika wydukał Moczar.

– I pan jest ministrem MSWiA, to jakaś żenada! – wypalił wciąż zdenerwowany Nowotny.

Moczar jako minister MSWiA zupełnie nie nadawał się na to stanowisko. Zaproponowany przez swoją partię, chyba tylko po to, by łatwo nim było sterować, niezdecydowany, ostrożny, zbyt bojaźliwy, by podejmować samodzielne decyzje, był kompletnym przeciwieństwem większości ministrów działających w tej kadencji. Pikanterii charakterystyce jego osoby dodawała pogłoska, że Moczar jest bardzo uzależniony od hazardu i często, próbując ukryć swoją tożsamość, w dość mocnym przebraniu bywa w kasynach i luksusowych klubach warszawskich, przepuszczając ogromne sumy i licząc na wysokie wygrane w ruletkę i pokera. Nikt nic nie wiedział na pewno, ale ta gorąca plotka wystarczyła, aby w kuluarach sejmowych dyskutowano o słabości ministra i podśmiewywano się z niego w nieprzyjemny sposób.

– Proszę o powstrzymanie się od takich komentarzy, panie ministrze Nowotny – znów zainterweniował premier. – Może pan w takim razie zabierze głos, tym razem merytoryczny?

– Bardzo chętnie. – Minister finansów poprawił okulary na nosie. – Podsumujmy: mamy deficyt budżetowy najwyższy od piętnastu lat i mimo niechlubnego podniesienia podatków do niesłychanego poziomu oraz kolejnego wydłużenia wieku emerytalnego i zwiększenia decyzyjności samorządów terytorialnych, dzięki rządom SiZ mamy coraz większe problemy z utrzymaniem prawidłowego finansowania kraju. Podziękujmy panu prezesowi i jego niepodzielnie rządzącej partii za doprowadzenie kraju na skraj bankructwa i wywołanie niepokojów społecznych, które nie wiadomo, do czego jeszcze doprowadzą. Unia Europejska tylko czeka, żeby nam przywalić takie sankcje, po których się nie podniesiemy. Ruina w kraju, ruina w rządzie, bardzo słabo to widzę. Nic nie robicie, tylko rozwalacie naszą ojczyznę – dramatycznie zakończył Nowotny.

– Panie ministrze Nowotny – wolno wycedził przez zęby prezes Kowalczyk. – My rozwalamy kraj? Pan chyba zapomina, że to właśnie my przyspieszyliśmy ostatni etap budowy pierwszej w Polsce elektrowni atomowej w Żarnowcu, którą oddano rok temu. Zapomina pan także, kto doprowadził do zakończenia modernizacji większości dróg krajowych i kto zakończył, także przed czasem, budowę kolejnego odcinka autostrady A5 i A6, prawie tysiąc dwieście kilometrów długości. A co pan powie na oddanie do użytku najnowocześniejszego w tej części Europy Centralnego Krajowego Portu Lotniczego w Mszczonowie? Samo się zrobiło? Z czegoś musieliśmy to sfinansować.

– To wszystko doskonale wiem, panie prezesie, z tą tylko różnicą, że to nie wy rozpoczęliście te inwestycje. Pan zapomina, że, zacytuję klasyka, to ktoś inny prowadził piłkę przez całe boisko, a wy tylko przyłożyliście nogę przy strzale na bramkę – denerwował się Nowotny.

– Moi państwo, do rzeczy, za dziesięć minut muszę być w gabinecie owalnym – po raz kolejny premier przywołał dyskutantów do porządku. – Proszę o konkrety. Pani rzecznik, może pani wykaże się większym profesjonalizmem? Proszę zaproponować jakieś rozwiązanie.

Zwracając się do rzecznika prasowego Sprawiedliwych i Zjednoczonych, Joanny Kulczyk, Owczarski specjalnie wbił szpilę Kowalczykowi, który lubił podejmować decyzję bez konsultacji z pozostałymi członkami partii, nawet z tak uroczą osobą, jaką była Joanna.

– Mam pewien pomysł, choć nie wiem, czy nie za odważny – zaczęła pani rzecznik.

– Proszę, proszę, wszystkie pomysły są mile widziane – zachęcił zjadliwie prezes Kowalczyk.

– Sądzę, że najlepszym rozwiązaniem, by uspokoić społeczeństwo, a jednocześnie odwrócić uwagę od bieżących tematów – ciągnęła niezrażona pani rzecznik – jest rozwinięcie jakiegoś nośnego wątku sensacyjnego, który na jakiś czas zamaskuje niewygodne tematy i zajmie czymś ludzi.

– Ciekawie brzmi. Ma pani na myśli coś konkretnego? – zainteresował się minister MSWiA.

– Może nowa afera podsłuchowa? To zawsze jest na czasie, zwłaszcza teraz – zaproponowała Kulczyk. – Moglibyśmy sfingować coś atrakcyjnego, coś, co porwie gawiedź.

– Nie, to już oklepane, graliśmy to wiele razy, także za poprzednich rządów. Musimy mieć coś nowego, coś, co rozbudzi wyobraźnię i zajmie malkontentów na długo – stwierdził Moczar.

– Państwo oczywiście żartują? To ma być profesjonalne zarządzanie krajem? To jakaś amatorka jest – żachnął się Nowotny.

– Panie ministrze, proszę spokojnie wysłuchać propozycji, jeśli niczego lepszego nie jest pan w stanie wnieść do dyskusji niż tylko narzekanie – podsumował prezes Kowalczyk.

– A co powiecie panowie na dużą aferę szpiegowską? Na przykład wykrycie działania na terenie Rzeczypospolitej Polskiej tajnej siatki wywiadowczej, powiedzmy, z Białorusi? I tak mamy z nimi na pieńku, więc to już niewiele pogorszy, a temat nośny – zaproponowała Kulczyk.

– Niechętnie to mówię, bo wolałbym uniknąć takiej prowokacji, ale to może się udać, tylko musi to być coś naprawdę ciekawego i dobrze przygotowanego – podjął premier. – Pani Joanno, proszę przygotować koncepcję, przedyskutujemy to jutro. Tylko oczywiście temat jest top secret.

Nowotny ze świstem wciągnął powietrze i już miał zamiar zaoponować, wyrażając swoje wzburzenie i zdecydowany sprzeciw takiemu postępowaniu, ale premier nie dał mu szans, szybko kończąc wątek.

– Jeśli nie ma innych tematów, to życzę państwu udanego dnia i do zobaczenia – zamknął spotkanie Owczarski.

 

OFICYNKA ZAPRASZA WSZYSTKICH

MIŁOŚNIKÓW DOBREJ LITERATURY!

 

Znajdziecie Państwo u nas książki interesujące, wciągające, służące wybornej zabawie intelektualnej, poszerzające wiedzę i zaspokajające ciekawość świata, książki, których lektura stanie się dla Państwa przyjemnością i które sprawią, że zawsze będziecie chcieli do nas wracać, by w dobrej atmosferze z jednej strony delektować się warsztatem znakomitych pisarzy, poznawać siłę ich wyobraźni i pasję twórczą, a z drugiej korzystać z wiedzy autorów literatury humanistycznej.

 

POLECAMY

Księgarnia Oficynki www.oficynka.pl

e-mail: [email protected]

tel. 510 043 387