Zadziwiające zdobycze nauki i techniki starożytności - Frank Joseph - ebook + książka

Zadziwiające zdobycze nauki i techniki starożytności ebook

Frank Joseph

0,0
69,90 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Roboty, komputery, sztuczna inteligencja, lasery, leczenie raka i inne zaawansowane technologie wczesnych cywilizacji.
Starożytne cywilizacje Mezopotamii, Indii, Egiptu, Chin i Grecji dysponowały możliwościami technologicznymi i naukowymi podobnymi do współczesnych, a niektóre z ówczesnych wynalazków nie zostały ponownie odkryte do dziś!

Wojownicy roboty, roboty hydrauliczne i sterowane energią elektryczną, komputery astrofizyczne o nieprawdopodobnej precyzji, samoloty o ponaddźwiękowej szybkości, działa zasilane energią słoneczną, broń biologiczna i gazy trujące.  To tylko kilka przykładów niesamowitej wiedzy naszych przodków.
Imponujące są również osiągnięcia starożytnej medycyny – skomplikowane operacje mózgu, leczenie nowotworów, stosowanie antybiotyków i zaawansowana stomatologia i optometria.
To wszystko wskazuje, że nasze osiągnięcia naukowe i technologiczne, głównie XX i XXI wieku, są tylko przetworzeniem pomysłów i idei zrodzonych przed tysiącami lat.

Frank Joseph, odkrywca tajemnic ukrytej przeszłości, tłumaczy, w jaki sposób starożytni inżynierowie wykopali podziemne miasta, zamieniali mury kamiennych fortec w szkło, podnosili stutonowe bloki granitu i przechowywali żywność w ogromnych lodówkach. Opisuje dziesiątki urządzeń technicznych, z których niektóre zachowały się do dziś!
Analizując osiągnięcia starożytnych protoplastów ludzkich cywilizacji, autor stawia przekonującą tezę, będącą jednocześnie ostrzeżeniem, że żadna technologia, a zwłaszcza ta najwyżej rozwinięta, nie czyni cywilizacji lepszą, a nam musi przypaść rola kontrolera, który pomoże uniknąć kolejnych ciemnych wieków.

Frank Joseph, kontrowersyjny badacz początków ludzkiej cywilizacji, w latach 1993-2007 był redaktorem naczelnym magazynu „Ancient American”. Jest autorem książek, m.in. Zagłada Atlantydy.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 388

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Redaktor serii Zakazana Historia Ludzkości

Zbigniew Foniok

Projekt graficzny okładki

Małgorzata Cebo-Foniok

Zdjęcie na okładce

The UCL Antikythera Research Team

Tytuł oryginału

Ancient High Tech

The Astonishing Scientific Achievements of Early Civilizations

Copyright © 2020 by Frank Joseph

All rights reserved.

Wszelkie prawa zastrzeżone.

Żadna część tej publikacji nie może być reprodukowana

ani przekazywana w jakiejkolwiek formie zapisu

bez zgody właściciela praw autorskich.

For the Polish edition

Copyright © 2022 by Wydawnictwo Amber Sp. z o.o.

ISBN 978-83-241-8142-1

Warszawa 2022. Wydanie I

Wydawnictwo AMBER Sp. z o.o.

www.wydawnictwoamber.pl

Konwersja do wydania elektronicznego

P.U. OPCJA

WSTĘP WYPRZEDZAJĄC SWOJE… I NASZE CZASY

Historię należy zatem pisać w takim duchu, prawdziwie i z wyczuciem oczekiwań przyszłych pokoleń, a nie pochlebczo i z nadzieją na teraźniejsze pochwały. Oto twoja zasada i wzorzec bezstronnej historii! Dobrze będzie, jeśli znajdą się tacy, którzy z tego wzorca skorzystają, a moja praca nie pójdzie wtedy na marne.

Lukian z SamosatDzieła Lukiana z Samosat, rok 170 n.e.

Pierwsze nowoczesne zapałki zostały wynalezione w 1805 roku przez paryskiego chemika Jeana Chancela. Identyczne zapałki, były w powszechnym użyciu wśród Babilończyków już trzydzieści sześć wieków wcześniej1.

Na ścianie starożytnej świątyni możemy zobaczyć płaskorzeźbę z wysokim na około pięćdziesiąt centymetrów wizerunkiem siedzącego na rowerze mężczyzny w hinduskim stroju. Wyraźnie pokazana jest standardowa kierownica, siodełko, koła, szprychy i rama z pedałem, w większości zasłoniętym przez lewą stopę rowerzysty. Płaskorzeźbie nie towarzyszy żaden tekst (il. W.1 s. 8)[1]. Rzeźba pojawia się w świątyni Panchavarnaswamy, położonej w południowo-wschodnich Indiach, która jest wymieniona z nazwy w Tevaram, tekście z VII wieku napisanym w starożytnym języku tamilskim. Znacznie wcześniej, już około 150 roku n.e., świątynię Panchavarnaswamy osobiście odwiedził grecki podróżnik i geograf Klaudiusz Ptolemeusz, choć budowla może być znacznie starsza.

W każdym razie płaskorzeźba nie jest na pewno elementem dodanym w późniejszych czasach. Według indyjskiego badacza Praveena Mohara, w świątyni podejmowane były tylko bieżące naprawy, nie prowadzono żadnych kompleksowych renowacji ani nie umieszczano nowych dzieł sztuki. Uczony wskazuje również, że postać nietypowego rowerzysty, mogła zostać wyrzeźbiona tylko wtedy, gdy kamień na którym się pojawia był ustawiony poziomo, zanim został tysiące lat temu zainstalowany w obecnej pozycji pionowej, gdy budowano świątynię2. Baron Karl von Drais, urzędnik państwowy w Baden w Niemczech skonstruował pierwszy rower w 1817 roku, jednak okazuje się, że w starożytnych Indiach ktoś go wyprzedził o co najmniej dziewiętnaście stuleci.

Il. W.1. Rower ze świątyni Panchavarnaswamy. Fot. Bongan

W roku 1999, archeolodzy prowadzący wykopaliska w nowo odkrytym miejscu pochówku Azteków w Mexico City, odkryli szczątki dwudziestoletniej ofiary z obciętą głową, która trzymała w obu dłoniach identyczne przedmioty z wypalanej gliny. Były to małe gwizdki, jakich nigdy wcześniej nigdzie nie spotkano, datowane na około 1450 rok. Ich głośny dźwięk był nie do odróżnienia od głosu człowieka krzyczącego w straszliwej agonii. Od czasu ich odkrycia odnaleziono w całej Ameryce Środkowej wiele podobnych tzw. „gwizdków śmierci” (il. W.2, s. 10). Co ciekawe, nie znaleziono nigdy dwóch identycznych. Generują realistyczny krzyk mężczyzn, kobiet lub dzieci, a każdy jest niepowtarzalny, jakby odtwarzał głos konkretnej osoby. Inne mezoamerykańskie gwizdki odtwarzają z wyjątkową wiernością odgłosy jaguarów, ptaków i wielu innych zwierząt spotykanych w dżungli.

Naukowe badania laboratoryjne nad tymi instrumentami ujawniają ich delikatną, wewnętrzną konstrukcję, ale nie ustalono dokładnie, w jaki sposób małe komory dźwiękowe są zdolne do wydawania tak głośnych i realistycznych ludzkich i zwierzęcych krzyków.

„Kilka z tych instrumentów, które znaleźliśmy, uległo uszkodzeniu”, powiedział dla Associated Press archeolog Paul Healy, „co było w sumie korzystne, ponieważ dzięki temu mogliśmy zbadać ich wewnętrzną konstrukcję i poznać technologię wykonania komory dźwiękowej, zbudowanej z cienkiej jak papier gliny. Mimo to [sposób emisji] ich określonych dźwięków, prawdopodobnie pozostanie na razie tajemnicą”. Pierwotnie gwizdki mogły „wydawać przerażające dźwięki, aby odstraszać wrogów, podobnie jak dostępne obecnie, zaawansowane technologicznie urządzenia do kontroli tłumu”3.

Niektórzy badacze przypuszczają, że mogły być stosowane jako broń psychologiczna, gdy zostały użyte jednocześnie przez setki, a nawet tysiące wojowników przed atakiem4. Hiszpańscy konkwistadorzy walczący z Aztekami, wspominali o słyszanych od czasu do czasu dźwiękach gwizdków wroga, ale nigdy w dużej liczbie. Biorąc pod uwagę, że gwizdki zostały znalezione przy ludzkiej ofierze, która została pozbawiona głowy, mogły być używane podczas ceremonii religijnych. Bez względu na to, jak były stosowane, sześćsetletnie gwizdki śmierci odtwarzają naturalne dźwięki z wiernością nieosiągalną do czasu pojawienia się nowoczesnej technologii nagrywania.

Il. W.2. Aztecki gwizdek śmierci. Fot. Tim Evanson

Kolejna starożytna amerykańska innowacja, datowana się na około dwanaście tysięcy lat wstecz, powstała jeszcze w czasach, zanim ludy azjatyckie przekroczyły w trakcie swoich migracji most lądowy na Morzu Barentsa, prowadzący z Syberii na Alaskę. Wśród wielu zagrożeń, z którymi migranci spotkali się w swojej nowej siedzibie w Arktyce, była także ślepota śnieżna – schorzenie wzroku spowodowane intensywnym, jasnym światłem słonecznym, odbijającym się od bezkresnych pól śniegu i lodu. Aby uchronić się przed tym zagrożeniem, niezliczone pokolenia zamieszkujących te tereny Inuitów używały pierwszych na świecie gogli śnieżnych. Były one wykonane z drewna, poroża lub kości i całkowicie zakrywały oczy, z wyjątkiem cienkich, poziomych szczelin, przez które użytkownik mógł widzieć wystarczająco wiele, aby podróżować przez polarny krajobraz bez narażania wzroku.

Il. W.3. Gogle Inuitów chroniące oczy przed blaskiem słonecznym, odbijającym się od lodu i śniegu.

W 2018 roku, we wschodniej Rosji odkryto rzadki okaz biżuterii sprzed czterdziestu tysięcy lat (patrz wkładka kolorowa 1). Czasopismo „Atlantis Rising” doniosło, że wykonanie otworu w syberyjskiej bransolecie z chlorytu „wymagało wysokoobrotowego wiertła”, czyli narzędzia „wyprzedzającego swoje czasy o czterdzieści tysięcy lat”6. Takie znalezisko przeczy opinii większości archeologów, że ludzie żyjący w epoce lodowcowej, używali tylko prymitywnych i mało zaawansowanych wytworów kultury materialnej. Bransoleta z epoki lodowcowej jest jednak tylko jednym z najnowszych przykładów zaskakująco wyrafinowanej technologii, znanej od stuleci, a nawet od tysięcy lat przed nadejściem naszej tak zwanej „nowoczesności”.

Większość bardziej lub mniej znanych odkrywanych na całym świecie starożytnych cudów techniki, możemy podzielić na dwie podstawowe kategorie: te, które wyprzedziły swój czas i te, które, w co trudno uwierzyć, wyprzedziły nasze czasy. Typowe przykłady, wykorzystujące niekiedy technologię bardziej zaawansowaną, niż umożliwia to nauka XXI wieku, to hinduskie rowery z VII wieku, wykonana za pomocą elektronarzędzi bransoleta z epoki lodowcowej oraz babilońskie zapałki z drugiego tysiąclecia p.n.e.

Kolejne przykłady najwyższej jakości technologii starożytnego świata, obejmują rzymski beton, inkaską architekturę odporną na trzęsienia ziemi, egipskie leki na raka, wydajną i bezpłatną publiczną opiekę zdrowotną w cesarskich Chinach, odlany w Indiach w V wieku nierdzewny żelazny filar, najdłuższy w historii pływający most, skonstruowany przez perskich inżynierów, tureckie podziemne miasta dla dziesiątek tysięcy mieszkańców, perskie lodówki, peruwiańskie studnie i chińskie zbiorniki wodne. Wszystkie są nadal używane, nawet po ponad tysiącu lat nieprzerwanej eksploatacji. Stanowią one zaledwie kilka przykładów dawnych osiągnięć, których współczesna cywilizacja jeszcze nie powieliła.

1. AUTOMATYKA

Tworząc sztuczną inteligencję, przywołujemy diabła.

Elon Musk. Wywiad na obchodach stulecia Wydziału Aeronautyki i Astronautyki Massachusetts Institute of Technology (MIT)

Sztuczna inteligencja jest jednym ze zjawisk, które wzbudza w naszych czasach najwięcej kontrowersji, jednak złożona, a nawet wyrafinowana robotyka, nie ogranicza się tylko do technologii początku XXI wieku. Oryginalne, zaskakująco pomysłowe urządzenia, zostały faktycznie zbudowane i były używane przez dawno zaginione cywilizacje już wiele tysięcy lat temu. Niektóre ze starożytnych androidów, były być może bardziej zaawansowane, niż umożliwiał to ówczesny poziom rozwoju naukowego. Zostało to udokumentowane między innymi przez dwa teksty z epoki rzymskiej, które opisują setki różnych rodzajów maszyn, zdolnych do samodzielnego poruszania się.

Jakiś czas przed rokiem 70. naszej ery powstały Pneumatyka i Automaty, dzieła autorstwa Herona z Aleksandrii. Heron był nauczycielem w Muzeum Aleksandryjskim połączonym ze słynną biblioteką, jednej z największych instytucji naukowych starożytności, a większość jego zachowanych pism służyło jako notatki do wykładów matematyki, mechaniki, fizyki i pneumatyki1. Urządzenia Herona były przykładem pierwszych eksperymentów z zakresu cybernetyki, choć formalnie ta dyscyplina naukowa pojawiła się dopiero w ubiegłym stuleciu.

Jednym ze szczytowych osiągnięć współczesnej techniki są autonomiczne pojazdy, które poruszają się same, bez kierowcy. Prawie dwa tysiące lat temu, Heron zbudował samobieżny wóz, napędzany opadającym odważnikiem, który można było programować. Jego „program” składał się z systemu sznurków owiniętych wokół osi napędowej. Heron wynalazł również wiele automatycznych rekwizytów i urządzeń na potrzeby greckiego teatru, a nawet w pełni mechaniczny, przenośny teatr. Trójkołowa platforma do efektów specjalnych przenosiła na scenę roboty, gdzie występowały przed publicznością.

Urządzenie było napędzane systemem lin i węzłów. Wykorzystywało zasadę przypominającą kod binarny i było obsługiwane przez obracające się, cylindryczne koło zębate. Metalowe kule, w odmierzanych mechanicznie odstępach czasu, były zrzucane na ukryty bęben, co miało imitować dźwięk grzmotu. Opadający odważnik ciągnął linę, owiniętą wokół dwóch niezależnych osi ruchomej platformy. Zróżnicowanie długości liny owiniętej wokół każdej osi, umożliwiło Heronowi programowanie przed każdym pokazem różnych procedur dla występujących robotów. Noel Sharkey, informatyk z brytyjskiego Uniwersytetu w Sheffield, porównuje stworzenie tego systemu sterowania do współczesnego programowania wykorzystującego kod binarny2.

Uważany dziś za jednego z najwybitniejszych uczonych starożytności, Heron, nie był jednak pierwszym geniuszem tego rodzaju. Poprzedził go inny Grek, żyjący W III wieku p.n.e. ojciec robotyki, Ktesibios, który wynalazł między innymi organy wodne. Skonstruował też sterowany systemem krzywek automat, posąg boga, który na przemian wstawał i siadał podczas publicznych procesji. Jak pisze Asim Qureshi, fizyk z Uniwersytetu Oksfordzkiego „[…] późniejsi starożytni inżynierowie stosowali opracowane przez niego techniki w układach hydraulicznych”3.

W latach 806-820 n.e. japoński wynalazca Han Zhile przeniósł się do Chin, gdzie został zatrudniony na dworze cesarskim do tworzenia „mechanicznych ptaków, feniksów, żurawi, wron i srok”. Jak twierdzą badacze z dziedziny medycyny, Ashok Kumar Hemal i Mani Meno: „Choć zbudowane z drewna, niektóre z mechanicznych ptaków mogły udawać, że jedzą, piją, ćwierkają i świergoczą jak prawdziwe. Podobno wynalazca zainstalował w niektórych z nich urządzenia mechaniczne, które napędzały ich skrzydła, aby mogły latać. Stworzył też mechanicznego kota”4.

Chińska cybernetyka była znana od co najmniej pierwszego wieku, jako khwai-shuh. Według słów Andrew Tomasa (1906–2001), urodzonego w Rosji znanego badacza starożytnej techniki, była to sztuka „za pomocą której ożywiano posąg, aby służył swojemu twórcy”5. Wczesnym przykładem był opracowany przez Zhang Henga (78–139 n.e.) drewniany humanoid, zainstalowany na mechanicznym wózku, który bił w bęben, gdy pojazd z własnym napędem przejeżdżał dziesięć li (6 kilometrów), a przy stu li uderzał w dzwon6.

Inny automat o humanoidalnym kształcie, został stworzony około 620 n.e. przez Yang Wuliana, rzemieślnika z okresu wczesnej dynastii Tang. Była to postać buddyjskiego mnicha, który prosił o jałmużnę składaną w miedzianej misce. Kiedy miska była pełna, postać kłaniała się pokornie, po czym składała ofiary w skrzyni7.

Według Hemala i Meno, Yin Wenliang, pochodzący z Luzhou inżynier mechanik z końca V wieku „stworzył drewnianego mężczyznę i ubrał go w strój z kolorowego, czesankowego jedwabiu. Na każdym bankiecie mały drewniany człowieczek wznosił toast do każdego gościa po kolei. Wynalazca stworzył również drewnianą kobietę. Potrafiła śpiewać i grać na sheng, starożytnym chińskim instrumencie w formie piszczałki z trzynastoma stroikami, a wszystko to w idealnym rytmie. Jeżeli gość nie dopił wina w swoim kubku, drewniany człowiek go nie napełniał. Jeśli gość nie wypił wystarczającej ilości wina, drewniana dziewczyna grała na sheng i śpiewała dla niego, aby nakłonić go do picia”8.

Dafeng Ma, współczesny Yin Wenlianga, był również utalentowanym projektantem i skonstruował dla cesarzowej automatyczny kredens. Ilekroć cesarzowa otwierała drzwi z dużym lustrem, mechaniczna kobieta przynosiła przybory do prania i ręczniki. Kiedy cesarzowa zdejmowała ręcznik z ramienia służącej, ta automatycznie cofała się do szafy i dezaktywowała się9. Mechaniczny służący zupełnie innego rodzaju, został zamówiony przez Ta-chouana, którego żona była wielką amatorką dobrze wyposażonego męskiego ciała. Automat został zaprogramowany do świadczenia usług erotycznych, gdy cesarz wyjeżdżał w interesach państwowych. W końcu cesarz miał dosyć bionicznej niewierności i zniszczył automat, który przyprawiał mu rogi, a jego wynalazcę kazał skrócić o głowę10. Nie był to jednak pierwszy robot seksualny w dziejach.

Już ponad sześćset lat wcześniej Nabis, monarcha, który rządził Spartą od 207 do roku 192 p.n.e., wykonał po śmierci swojej słynnej pięknej żony jej kopię, która miała ponoć wyglądać jak żywa. Ukrył ją jednak przed światem, czyniąc z niej ściśle strzeżoną tajemnicę państwową. Ubrana w królewskie szaty replika była lustrzanym odbiciem zmarłej Apegi, którą król mógł kontrolować z ukrycia „za pomocą ukrytych urządzeń”11. Ilekroć do pałacu wzywano zalegającego ze spłatą dłużnika, obficie pojono go winem, aby zaburzyć jego zdolność trzeźwego osądu, dzięki której mógłby wykryć oszustwo. Następnie prowadzono podchmielonego delikwenta na, jak sobie wyobrażał, prywatną audiencję u żywej Apegi. Jej automatyczna wysokość witała nieświadomego dłużnika z uwodzicielsko otwartymi ramionami. Gdy tylko w nie wpadał, ramiona zatrzaskiwały się i przyciskały coraz mocniej do jej nabijanego żelaznymi gwoździami stalowego torsu z którego nie było ucieczki. Dopiero gdy torturowany dłużnik głośno przysiągł spłatę, miażdżący uścisk królowej ustawał. Ta niezwykle skuteczna rządowa urzędniczka skarbowa została opisana przez Polibiusza, współczesnego Nabisowi i godnego zaufania historyka wczesnej historii Rzymu. Według wpisu w Wikipedii, automat spartańskiego władcy „był jednym z ważnych osiągnięć technologicznych starożytnego świata grecko-rzymskiego”12.

Tysiąc lat wcześniej, w czasie wojny trojańskiej, która rozgrywała się na wybrzeżu Morza Egejskiego na terenie dzisiejszej Turcji, owdowiała Laodamia „wykonała brązowy wizerunek swego [zmarłego] męża, Protesilaosa, umieściła go w swoim pokoju pod pretekstem świętych obrzędów i poświęciła się mu bez reszty” – jak podaje Gaiusz Juliusz Hyginus, łaciński pisarz i kurator Biblioteki Palatyńskiej za cesarza Augusta. Służąca, która spojrzała przez szparę w drzwiach, „ujrzała ją trzymającą w objęciach i całującą posąg Protesilaosa. Pomyślała, że Laodamia ma kochanka i powiedział to jej ojcu, Acastusowi. Kiedy ten wpadł do pokoju i zobaczył podobiznę Protesilaosa, kazał spalić posąg na stosie ofiarnym, aby położyć kres jej męce. Oszalała z bólu Laodamia rzuciła się na stos i poniosła śmierć w płomieniach”13.

Il. 1.1. Profil króla Nabisa na greckiej monecie z początku II wieku. Nabis stworzył automat, by zwodzić dłużników i torturować ich, dopóki nie spłacą długów.

Godne uwagi były również pochodzące z połowy szóstego wieku roboty, stworzone przez Ling Zhao, które wygladały niezwykle naturalnie, zwłaszcza ze względu na strukturę skóry i włosów. Jak napisał nadworny historyk Ming Xin, ten żyjący w okresie dynastii Qi mnich z północnych Chin, wykopał na rozkaz cesarza Wu Chenga „sadzawkę przyjemności” u podnóża góry. „Kiedy sadzawka została ukończona, Ling Zhao zbudował miniaturową łódź ozdobioną wspaniałymi detalami i umieścił ją w wodzie. Kiedy łódź podpływała do cesarza, ten wyjmował z niej kielich wina, a łódź zatrzymywała się automatycznie. Wtedy mały drewniany człowieczek na łodzi klaskał w dłonie, a łódź zaczynała grać muzykę. Kiedy cesarz Wu Cheng kończył pić i odstawiał kielich, mały drewniany człowieczek zabierał go z powrotem do łodzi. Jeśli cesarz nie dokończył wina w kielichu, łódź zostawała na miejscu i nie odpływała”14.

Żyjący nieco wcześniej, równie utalentowany co Ling Zhao inżynier, Lan Ling, stworzył „robota, który potrafi tańczyć”. Jak relacjonuje Chao Ye Qian Zai, tekst z połowy VI wieku: „Kiedy król chciał ofiarować komuś napój, robot obracał się w kierunku tego człowieka i kłaniał mu się z kielichem w dłoni”15.

Służącego Lan Linga, który podobno wyglądał jak żywy, poprzedziły na długo wcześniej dzieła Filona z Bizancjum, Greka żyjącego w III wieku p.n.e. znanego jako Mechanicus, ze względu na jego imponujące osiągnięcia inżynieryjne. Wynalazki te obejmowały między innymi automat „w postaci naturalnej wielkości kobiety. W prawej ręce trzymała dzban wina. Kiedy umieszczono kielich w jej lewej dłoni, automatycznie najpierw nalewała wina, a następnie wody, aby uzyskać odpowiednie proporcje. Zarówno wino, jak i woda były przechowywane w metalowych dzbanach zawieszonych w jej piersi”16. Automat został szczegółowo opisany w obszernym traktacie Filona, Mēchanike sýntaxis (Encyklopedia mechaniki), a jego precyzyjna replika pojawiła się w 2017 roku na wystawie „Zdumiewające wynalazki starożytnej Grecji”, prezentowanej w aneksie Muzeum Herakleidon przy ulicy Apostolou Pavlou w centrum Aten. Podobnie jak wspomniany wyżej Heron z Aleksandrii, Filon stworzył zautomatyzowany teatr, który przedstawiał wątki popularnych mitów za pomocą ruchomych obrazów, efektów dźwiękowych i animowanych wizualizacji. Co ciekawe, automat Lan Linga „wyglądał jak człowiek z innej niż chińska grupy etnicznej”, co może sugerować jego obce pochodzenie, które mogło sięgać bardzo daleko17.

Pochodzenie automatyki z Atlantydy

Jeżeli w starożytnym Rzymie i Chinach możemy znaleźć wiele przykładów wykorzystania automatów, to wiele z nich zniknęło podczas zagłady Atlantydy. Stary Testament powtarza starożytny egipski mit, który być może pochodzi jeszcze z okresu predynastycznego, opisujący żyjącego przed Potopem Rocaila, młodszego brata Ozyrysa, który unicestwił wczesną cywilizację: „Rocail wzniósł ogromny grobowiec ozdobiony stworzonymi przez sztukę magiczną posągami z różnych metali, które poruszały się, przemawiały i działały jak żywi ludzie”18.

Atlantydzkie implikacje zaawansowanej technologii, którą znał Rocail, i która zniknęła w morzu, nie ograniczają się do biblijnych przekazów. Badacz teozoficzny, David Reigle, pisze:

W opisie zatonięcia Atlantydy zaczerpniętym z tajnej relacji i cytowanym przez Helenę Bławatską w The Secret Doctrine, wspomina się o czymś w rodzaju robota (Secret Doctrine t. 2, s. 427–428), który jest nazywany „mówiącym zwierzęciem” lub „mówiącą bestią”. W przypisie Bławatska podaje, że według relacji były to sztucznie stworzone, mechaniczne zwierzęta. W innym przypisie informuje, że według Brahmachari Bawa (hinduskiego uczonego z końca XIX wieku), istniały niegdyś obszerne traktaty sanskryckie poruszające ten temat, które jednak zaginęły.

Tekst napisany w języku pali, Loka-paññatti czyli „Opisanie Świata”, który jest w dużej mierze oparty na zaginionych tekstach sanskryckich (La Lokapaññatti et les idées cosmologiques du bouddhisme ancien, Eugène Denis, 2 tomy, 1977. O historii robotów zob. tekst pali, s. 157–159, oraz przekład francuski, s. 141–143.), odnosi się do takiego robota słowami „bhuta-vahana-yanta” (w sanskrycie: bhuta-vahana-yantra), dosłownie „mechaniczny pojazd żywiołów”. Te napędzane żywiołami maszyny opisane w Loka-paññatti, służą do ochrony relikwii Buddy19.

Wojownicy roboty

Jeśli sztuczna inteligencja naprawdę wywodzi się z Atlantydy, jej korzenie sprzed potopu mogły odbić się echem w najstarszych mitach epoki klasycznej Europy Zachodniej. W dziele Argonautiká, epickim poemacie opisującym poszukiwanie Złotego Runa przez Jazona i jego towarzyszy (patrz wkładka kolorowa 3), pojawia się mechaniczny strażnik o imieniu Talos. Kiedy Jazon i Argonauci zbliżyli się do Krety, na ich okręt spadły głazy rzucane przez wojownika z brązu, którego zadaniem była ochrona tej wyspy przed obcymi i który patrolował jej brzegi trzy razy dziennie. Mimo to Argonauci wylądowali i pokonali swojego gigantycznego przeciwnika, gdy narzeczona Jazona, Medea, wyciągnęła z pięty broniącego się mechanicznego wojownika brązową zatyczkę, zamykającą pojedynczą żyłę biegnąca od kostki aż do szyi. Trysnął z niej płyn znany jako ichor. Talos, pozbawiony tej niezbędnej do funkcjonowania „krwi bogów”, rozpadł się na kawałki pozbawionego życia metalu.

„W dzisiejszym języku”, zauważa reporter „Popular Electronics”, William Tenn, „żyła mogła być jego głównym kablem zasilającym, a brązowy gwóźdź – bezpiecznikiem”. Opisuje on Talosa jako „system wczesnego ostrzegania i pocisk kierowany w jednym”20. Robert Lamb, autor książki How Stuff Works, zgadza się z tym stwierdzeniem:

Talos jest czymś więcej niż tylko osobliwością wśród innych opowieści o bogach i bohaterach. Wszystkie mity mówią wiele na temat historii i kultury, ale ten dotyczy również natury technologii. W tym okresie technologia obróbki brązu osiągnęła swój szczyt. W jego gigantycznej postaci odbija się elitarny charakter tego rzemiosła, a także militarna skuteczność broni wykonanej z brązu. Talos jest czymś wyjątkowym, nawet dla współczesnego człowieka. Jest ucieleśnieniem osiągnięć technologicznych i boskiej mocy, splecionych w jedną mityczną istotę […]. Postać Talosa jest futurystyczna – antycypuje naukowe możliwości obecnej epoki, a mimo to przynależy bardziej do fantastycznych wyobrażeń nowej mitologii, jaką jest science fiction, niż do kategorii mechanizmów budowanych i używanych w prawdziwym życiu. Ten zabójczy robot spogląda na nas z otchłani wieków starożytnej cywilizacji ludzkiej, odzwierciedlając postawy swoich czasów, ale także rzucając nam wyzwanie, abyśmy zastanowili się nad konsekwencjami nieokiełznanej twórczości artystycznej i technicznej. Jakie są granice potęgi współczesnego Talosa? Pomimo niekończących się ataków zabójczych robotów w literaturze i filmach science fiction, pytania te pozostają ciągle tak samo fascynujące21.

Ponadczasowość tego mitu dotyczy zarówno jego współczesnego znaczenia, jak i źródeł pochodzenia. Uczeni datują powstanie Argonautiká na okres od 283 do 221 p.n.e., ale podstawowe zręby tej historii były „[…] dobrze znane już odbiorcom hellenistycznym, co pozwoliło Apolloniosowi [Apollonios z Rodos] wyjść poza prostą narrację, nadając jej naukowy charakter dostosowany do ówczesnych czasów”, pisze Robert Lamb. Był to okres funkcjonowania wielkiej Biblioteki Aleksandryjskiej, kiedy sam Heron z Aleksandrii pracował nad swoimi robotami. Jak stwierdza Lamb, „Talos jest potencjalną metaforą potęgi technologii metalurgii w greckiej epoce brązu, rozciągającej się od 3200 do 1200 roku p.n.e.”22.

Niektóre wersje mitu Talosa, przedstawiają go jako ostatniego ocalałego ze starożytnej rasy ludzi z brązu, co raczej należałoby rozumieć: ostatniego z ludzi ocalałych z późnej epoki brązu. W tekstach zapisanych pismem linearnym B, używanym do zapisu starożytnego języka kreteńskiego, Talos był synonimem „Słońca”. Minojczycy czcili Zeusa jako Zeusa Tallaiosa. Tallaia to starożytna kreteńska nazwa (zapisywana w piśmie linearnym B, ale być może wywodząca się jeszcze od starszego, wciąż nieprzetłumaczonego pisma linearnego A) dla grzbietu masywu góry Ida, gdzie kult Zeusa był sprawowany w podobnej do katedry jaskini, znanej jako Ideon Antron (Jaskinia Idajska) lub Pępek Świata. Szczegółowe przedstawienia Talosa, widoczne na greckich malowidłach wazowych i etruskich lustrach, poprzedzały Argonautiká o co najmniej sto pięćdziesiąt lat. Szczególnie istotny jest jego wizerunek na kreteńskiej monecie z Fajstos, ponieważ to właśnie z ruin tego wielkiego miasta wydobyto krążek z wypalanej gliny z napisem odciśniętym za pomocą najwcześniejszego znanego przykładu ruchomej czcionki. Ten zabytek, datowany na środkową minojską epokę brązu, wyprzedza o dwa tysiące lat czcionkę, która została ponownie wynaleziona przez Johannesa Gutenberga około 1450 roku.

Biorąc pod uwagę jego związki z Kretą, postać Talosa można rozpatrywać w kontekście odnalezionych tam innych, podobnie zaawansowanych przykładów starożytnej technologii, co skłania do uznania jego rzeczywistego istnienia. Innowacje, takie jak spłukiwana toaleta znaleziona w Knossos, głównym ośrodku miejskim Krety w okresie przedklasycznym oraz komputer astronomiczny z Antykithiry, wydobyty z morza dziewiętnaście mil morskich (35 kilometrów) na północny zachód od Krety, mogą świadczyć o tym, że Talos został zbudowany na długo przed powstaniem Argonautiká i należy go kojarzyć z epoką brązu, której osiągniecia technologiczne najwyraźniej uosabiał. Pierwotnie był może rodzajem zaawansowanego technologicznie mechanizmu zbudowanego do celów wojskowych.

Odwieczny konflikt: człowiek kontra maszyna

W zbiorowej wyobraźni cały czas boimy się uzbrojonych robotów bojowych, podobnie jak nasi przodkowie w starożytności. Kolejną obawą dotyczącą przyszłości sztucznej inteligencji jest jej przewidywana zdolność do sprawowania władzy nad światem i określania, planowania i wprowadzania własnej koncepcji rządu światowego. Z podobnym problemem mierzyła się także starożytna robotyka. Już w 1100 roku p.n.e. w okresie Nowego Państwa pod koniec panowania XX dynastii, kapłani Amona pozostawili relacje o „ruchomych posągach”. Był to burzliwy okres kryzysów i innowacji. Faraonowi Ramzesowi III udało się obronić deltę Nilu przed masową inwazją przypominającego mieszkańców Atlantydy ludu Meszwesz, określaną również jako inwazja Ludów Morza. Na pamiątkę tego sukcesu w Medinet Habu w Dolnym Egipcie zbudowano wielką Świątynię Zwycięstwa.

Podobno po zabójstwie faraona, to właśnie ruchome posągi wybrały jako jego następcę Amonherchopszefa (co oznacza „Amon [król bogów] ze swoją Silną Ręką”), spośród męskich członków rodziny królewskiej[2]. Ta sytuacja przypomina zastosowanie dzisiejszych superkomputerów, modelujących amerykańskie prezydenckie kampanie wyborcze i, jak sądzą niektórzy obserwatorzy, pomagających z góry określić ich wynik. Qureshi deklaruje: „Jest całkowicie możliwe, że kiedy te [3100-letnie] artefakty zostały zbudowane, starożytni Egipcjanie mieli wystarczającą wiedzę na temat mechaniki, aby opracować komputer oparty nie na kodzie binarnym, a na systemie lin i krążków”23.

Egipcjanie z pewnością byli zainteresowani wykorzystaniem zaawansowanych możliwości sztucznej inteligencji w takiej formie, uosabiającej także nasze współczesne obawy dotyczące automatycznych żołnierzy. Wczesna egipska opowieść mówi o humanoidalnej jednostce komandosów z Nubii, wysłanej w celu porwania faraona. Po powrocie do Egiptu król wysłał swój własne „jednostki specjalne” robotów, aby w odwecie porwały króla Nubii. W trakcie konfrontacji ludzi z androidami użyto futurystycznych miotaczy ognia, a nawet broni plazmowej. Ta historia, Opowieść o Say-Ausar, przypomina współczesną fantastykę naukową, ale dobra fantastyka naukowa musi opierać się, przynajmniej częściowo, na faktach naukowych znanych odbiorcom. Nasuwa to pytanie: jaka ogólnie przyjęta w Egipcie wiedza naukowa pozwalała na uwiarygodnienie Opowieści o Say-Ausar? Być może mechaniczni wojownicy odzwierciedlają ówczesne podejrzenia dotyczące rosnącego uzależnienia cywilizacji od sztucznej inteligencji, zwłaszcza w jej zmilitaryzowanej wersji.

Podobny niepokój wzbudzały również automatyczne zwierzęta, które Han Zhile stworzył około 800 roku n.e. Jego mechaniczna menażeria wyglądających jak żywe ptaków, stworzona, by bawić chińską rodzinę królewską ze środkowego okresu dynastii Tang, stała się źródłem ludowej historii z morałem. Na jej podstawie Hans Christian Andersen napisał w 1843 roku baśń Słowik, która to z kolei siedemdziesiąt cztery lata później zainspirowała Igora Strawińskiego do skomponowania poematu symfonicznego Le chant du rossignol („Pieśń słowika”). Opowiada ona o chińskim cesarzu, który od dzieciństwa bardzo kochał swojego ulubionego słowika, a ptak odwzajemniał jego głębokie uczucie. Pewnego dnia wędrowny czarownik podarował cesarzowi niezwykły prezent: mechanicznego słowika, który śpiewał, trzepotał skrzydłami, tańczył, a nawet brał jedzenie z cesarskiej ręki. Ten cudowny wynalazek tak zachwycił cesarza, że zapomniał o prawdziwym ptaku, który przez tyle lat był jego najbliższym towarzyszem. W końcu monarcha uświadomił sobie z przerażeniem, że jego żywy słowik zniknął. Mijały dni, tygodnie i miesiące, ale ptak nie wracał, choć okno pałacu było zawsze otwarte, a słudzy stawiali przy nim talerze z jedzeniem i wodą.

Cesarz czuł się bardzo źle z powodu zaginionego przyjaciela i nie mógł dłużej patrzeć na sztucznego ptaka, więc go oddał. Gdy lato przeszło w jesień i władca zdał sobie sprawę, że jego pierzasty przyjaciel nigdy nie wróci, zachorował z żalu i położył się do łóżka, skąd stale obserwował otwarte okno. W końcu, kiedy miał już umrzeć z żalu i zamykał oczy, by nigdy się nie obudzić, usłyszał jak jego słowik śpiewa, siedząc na parapecie. Chwilę później ptak wylądował na jego piersi, wciąż śpiewając. Cesarz szybko wyzdrowiał i wraz ze słowikiem wiódł długie, szczęśliwe życie.

Ta starożytna opowieść ukazuje zagrożenie utraty człowieczeństwa pod wpływem rosnącego wyobcowania, a także uzależnienia od technologii i sztucznej inteligencji. Najsłynniejszą inscenizacją tego wewnętrznego konfliktu był Uczeń czarnoksiężnika Walta Disneya, kilkuminutowy film animowany nakręcony do symfonicznego poematu L’Apprenti sorcier Paula Dukasa, powstałego pod wpływem Der Zauberlehrling, poematu Wolfganga von Goethego z 1797 roku, który z kolei był oparty na starożytnej historii przekazanej przez Lukiana z Samosat. Nie wiadomo, czy ten rzymski satyryk z połowy II wieku stworzył tę opowieść, czy też utrwalił tylko jej wcześniejszą wersję w swoim utworze Philopseudes („Miłośnik kłamstw”). Co więcej, jej niesłabnąca popularność i urok, co najmniej od czasów Cesarstwa Rzymskiego, przez Epokę Oświecenia w Europie, aż po dzień dzisiejszy, podkreśla powracający wątek archetypicznej opowieści, wyrażający wrodzoną tendencję technologii do przejmowania nadmiernej kontroli.

Uczeń czarnoksiężnika pod nieobecność mistrza zaklina za pomocą magii nieożywione przedmioty, takie jak miotły, aby zwolnić się od noszenia wody – ciężkiej, fizycznej pracy, którą inaczej sam musiałby wykonać. Wkrótce przedmioty wymykają się spod kontroli i powodują niszczycielską powódź. Na szczęście wraca czarnoksiężnik i powstrzymuje ją, zanim ogarnie świat. Implikacja jest jasna: technologia jest użytecznym sługą, ale niebezpiecznym panem. Naprzemienna fascynacja i ambiwalencja człowieka wobec osiągnięć nauki jest widoczna już od pierwszego osiągnięcia technicznego, które wyróżniło go spośród wszystkich innych zwierząt i dało mu nad nimi władzę.

Ten odwieczny konflikt był początkowo przekazywany w tradycji ustnej, sięgającej być może prawie pół miliona lat wstecz, od czasów najwcześniejszego kontrolowanego użycia ognia przez naszych przodków – Homo erectus. W jednym z najważniejszych mitów greckich, Prometeusz kradnie ogień z nieba, aby dać go ludziom cierpiącym w zimnie i ciemności. Został surowo ukarany za swój altruizm, ponieważ Zeus zarządził, że tylko bogowie są na tyle mądrzy, by używać ognia. W rękach ułomnych, samolubnych ludzi mógłby spowodować śmierć i zniszczenie dla nich, jak również dla całego świata przyrody. Nie ma dzieła sztuki, gdzie ta zaciekła dychotomia pokazana byłaby z większą siłą, niż w poemacie symfonicznym Prometeusz Franciszka Liszta. Od czasu, kiedy historia Prometeusza została opowiedziana po raz pierwszy, wciąż dyskutujemy, czy rację miał współczujący Prometeusz, czy przewidujący Zeus.

Dziś obaj mogliby się zgodzić, że gdy poznajemy obecnie na nowo niektóre z tajemnic Filona z Bizancjum lub Ling Zhao, moglibyśmy najpierw postarać się zrozumieć, jak i dlaczego ich cywilizacje upadły. Wszystkie starożytne roboty zniknęły wraz z upadkiem cywilizacji grecko-rzymskiej w V wieku, a po jakichś czterystu latach nastąpił stopniowy schyłek potęgi Chin.

2. LOT CZŁOWIEKA

W dawnych czasach dwaj pionierzy lotnictwa zrobili sobie skrzydła. Dedal bezpiecznie leciał w powietrzu i został doceniony przez historię za szczęśliwe lądowanie. Ikar poszybował w górę ku słońcu, aż stopił się wosk, który wiązał skrzydła i jego lot zakończył się upadkiem. Ważąc ich osiągnięcia, jest coś, co powinniśmy powiedzieć w obronie Ikara. Klasyczne autorytety mówią nam, że się tylko „popisywał”, ale ja wolę myśleć o nim jako o człowieku, który ujawnił poważną wadę konstrukcyjną w latających maszynach swoich czasów.

Sir Arthur Stanley Eddington,Space Time And Gravitation, 1968

Na początku lat siedemdziesiątych amerykański pisarz James Woodman zafascynował się tak zwanymi rysunkami z Nazca, które stanowią największą galerię sztuki na Ziemi. Ta kolekcja ogromnych projektów ziemnych, została stworzona na Pustyni Peruwiańskiej przez usunięcie ciemnoszarej wierzchniej warstwy gleby, aby odsłonić jasnożółty piasek. Niektóre z tych rysunków mają kształty geometryczne lub liniowe, inne przedstawiają różne zwierzęta lub nierozpoznawalne obrazy. Te kolosalne geoglify[3] niepewnie datowane na okres miedzy III wiek p.n.e. i V w. n.e., są rozsiane po suchych równinach zachodniego wybrzeża Ameryki Południowej. Tajemnicze obrazy zostały odkryte dopiero na początku lat 30. XX wieku, kiedy miejscowy pilot przypadkiem przeleciał nad figurami. Mimo że mają nawet kilka kilometrów długości, wszystkie są wykonane w idealnych proporcjach i z dużą dokładnością. Najwyraźniej ich twórcy dysponowali wyjątkowo rozwiniętymi możliwościami w zakresie technik pomiarowych, rozwiniętą współpracą społeczną, niezbędną do wykonywania prac na tak gigantyczną skalę oraz umiejętnością dokładnego przenoszenia rysunków ze szkiców normalnej wielkości na tak olbrzymie powierzchnie.

Woodman doszedł do wniosku, że starożytne geoglify zostały stworzone po to, by oglądać je z lotu ptaka, uczeni głównego nurtu upierali się natomiast, że pełniły one rolę ofiarną i nie były przeznaczone do oglądania przez ich twórców, a przez wyimaginowane bóstwa w niebie. Pomimo dominującej opinii naukowej, Woodman zaczął się zastanawiać, czy mieszkańcy Ameryki Południowej mieli możliwość załogowego lotu. Byłby to jedyny sposób, dzięki któremu mogli obserwować swoje ogromne dzieła sztuki rozsiane po pustyni peruwiańskiej. To, że zadawali sobie niewyobrażalny trud stworzenia tak ogromnych obrazów i nie stworzyli sobie okazji, by kiedykolwiek je zobaczyć, nie miało dla niego sensu, bez względu na to, jak głębokie było ich oddanie niebu. Wydawało mu się to sprzeczne z fundamentami ludzkiej natury, niezależnie od różnic kulturowych i czasowych, dzielących nasz czas od prehistorycznych mieszkańców Nazca.

Woodman był zaskoczony, kiedy podczas swoich badań nad zagadką Nazca dowiedział się, że pewne plemiona w Brazylii i Peru posiadają umiejętność wytwarzania dwumetrowych balonów z papieru, które mogą unosić się w powietrzu. Wypełnione dymem i gorącym powietrzem unoszącym się z małych glinianych garnków, wypełnionych tlącą się trzciną i zawieszonych pod pojedynczym otworem, urządzenia mogły wzbić się w powietrze. Dla rdzennej ludności małe balony na ogrzane powietrze należą do spuścizny po ich najstarszych przodkach i były pierwotnie wysyłane w niebo w celach religijnych, aby dostarczać niewielkie ofiary bogom nieba. Co najmniej dwa rdzenne plemiona, obecnie zamieszkujące w pobliżu granicy z Hondurasem i na peruwiańskich wyżynach, nadal wytwarzają te ceremonialne aerostaty lub balony na ogrzane powietrze.

Il. 2.1. Na początku XX wieku armia brytyjska używała latawców, takich jak ten „Latawiec bojowy Cody’ego” z 1908 roku, opracowany przez Samuela Franklina Cody’ego, do wysyłania w powietrze obserwatorów. Zdjęcie wykonane przez fotografa Królewskich Sił Powietrznych.

Jak odkrył Woodman, Inkowie czcili legendarną postać o imieniu Orichan, która potrafiła wzlecieć do nieba i z powrotem w naczyniu, z którego wydobywały się złote płomienie – obraz przypominający gondolę wyposażoną w palenisko, zawieszoną pod balonem na ogrzane powietrze. Jeszcze bardziej sugestywny był starożytny andyjski bohater Antarqui, bóg pod postacią chłopca, który przeprowadzał rozpoznanie dla armii Inków, latając wysoko nad polami bitew, a następnie wracał do władcy z informacjami na temat sił wroga. Mit o Antarqui potwierdza możliwość, że andyjscy chłopcy – ze względu na ich niewielką wagę – byli wykorzystywani do latania wojskowymi balonami obserwacyjnymi[4].

Jako pierwszy metodę takiego zwiadu lotniczego opracował około 400 r. p.n.e. Archytas z Tarentu, grecki filozof, matematyk, astronom, mąż stanu i strateg. Niewykluczone, że podobnych postępów w dziedzinie lotu dokonali w tym okresie również prekolumbijscy mieszkańcy Ameryki Południowej. Postacią znaną lepiej niż Antarqui, był Kon-Tiki-Wirakocza, rudobrody ojciec Inków o jasnej karnacji i jasnych oczach, który uciekł do Ameryki przed naturalną katastrofą, najprawdopodobniej powodzią. Imię Wirakocza, czyli „Piana morska”, nawiązuje do jego białej skóry i oceanicznego pochodzenia. Podobno, gdy przybył do Ameryki, podzielił się mądrością swojej utraconej ojczyzny z jej rdzennymi mieszkańcami, dzięki czemu powstała cywilizacja andyjska. Wśród darów, które przekazał, był także aerostat. Przedstawienie fregaty, ptaka morskiego którego podobizna pojawia się często w sztuce Nazca i jest najczęściej powielanym wizerunkiem zwierzęcia widocznym na odłamkach ceramiki znajdowanych na całym wybrzeżu Pacyfiku w Peru, może być bezpośrednim odniesieniem do tego daru, a właściwie jego symbolem. Ptak wyróżnia się tym, że nadmuchuje swój przełyk do groteskowych rozmiarów i przypomina wtedy unoszący się w powietrzu balon.

Większość rysunków Nazca przedstawia ptaki, co również jest nawiązaniem do lotu. Spośród nich najbardziej przekonujący dla naszych poszukiwań jest pół ludzki wizerunek tak zwanego Człowieka Sowy. Uważany za jeden z najstarszych bioglifów, przedstawia stojącą, długą na trzydzieści metrów antropomorficzną postać z głową sowy, wyrytą w pochyłej ścianie klifu. Podobnie jak pozostałe geoglify, rysunek można właściwie ocenić dopiero z wysokości kilkuset metrów. Postać gestykuluje prawą ręką uniesioną ku niebu, a lewą wskazuje na ziemię, jakby wskazywała na coś niezwykle ważnego, dotyczącego wszystkich linii Nazca: „Jeśli chcesz nas dobrze zobaczyć, musisz wznieść się w niebo!”

Il. 2.2. Zdjęcie lotnicze rysunku z Nazca przedstawiającego kondora Fot. Diego Delso

Nazwa Człowiek Sowa może być jednak myląca, ponieważ wydaje się, że postać pierwotnie była kojarzona z czarownicą, przedstawianą na ceramice Nazca i nadal czczoną przez plemiona górskie. Na przedstawieniach często trzyma w lewej ręce kaktus San Pedro. Była i nadal jest czczona jako nadprzyrodzona strażniczka górskich jezior, gdzie rośnie ten halucynogenny kaktus. Po spożyciu, wywołuje on efekt tak zwanego „lotu szamana”, doświadczenia przebywania poza ciałem, którego poszukują pogańscy kapłani, by wznieść się do bogów po uzdrowienie i mądrość. Zawierający meskalinę kaktus San Pedro rzeczywiście wywołuje realistyczne wrażenie lotu u każdego, kto go spożyje. Niezależnie od tego, czy chodzi o uczucie wywołane narkotykiem, czy też realny lot balonem, geoglif Człowieka Sowy wydaje się sugerować doświadczenie unoszenia się w powietrzu.

Także przedstawienia innych zwierząt poza ptakami, wskazują na związki z niebem. Pies i lis, zwierzęta, których rysunki również możemy znaleźć na równinie Nazca, były symbolicznymi posłańcami między boskimi duchami na niebie a ludzkimi czcicielami na ziemi. Woodman był szczególnie zaskoczony, gdy odkrył, że keczua, język używany przez Inków, zawiera słowo oznaczające „twórcę balonów”. Co więcej, niektóre zachowane przykłady ceramiki znalezione w okolicy geoglifów z Nazca, przedstawiają obiekty przypominające balony lecące po niebie i ciągnące za sobą liny lub serpentyny. Gobeliny z Nazca znajdujące się w Narodowym Muzeum Antropologii i Archeologii w Limie, również przedstawiają ludzi w locie, co mogło być symbolicznym nawiązaniem do wpływu narkotyków, ale także lotów balonem. Na samych liniach z Nazca, na skrzyżowaniach rysunków lub pobliskich niskich wzniesieniach, można nadal obserwować szerokie płaty spalonej ziemi. Są one wynikiem działania bardzo gorących ognisk, które płonęły, gdy na tym obszarze kwitła cywilizacja Nazca. Woodman spekulował, że ogniska zostały rozpalone przez prekolumbijskich lotników, aby napełnić balony gorącym powietrzem.

Rekonstrukcja w xx wieku

Wystawiając swoje przypuszczenia na próbę, Woodman i jego koledzy – zawodowi aeronauci ze Stanów Zjednoczonych – zbudowali balon na ogrzane powietrze, zaprojektowany tak, aby przypominał miniatury deltoidalnych balonów, które wciąż puszczają mieszkańcy Hondurasu i Andów. Amerykańscy naukowcy ograniczyli swój eksperyment do materiałów, o których wiadomo, że były używane przez ludy przedinkaskie – w przedsięwzięciu nie wykorzystano niczego z czasów współczesnych. Jak donosił później artykuł w czasopiśmie „Time”, wysoka na dwadzieścia siedem metrów replika balonu stworzona przez Woodmana „została wykonana z tkaniny, która bardzo przypomina materiały znalezione w grobach Nazca. Liny i mocowania balonu wykonano z występujących w tej okolicy włókien roślinnych, gondola w kształcie łodzi utkana została z trzciny totora, zbieranej przez Indian nad brzegami położonego w Peru na wysokości 3812 metrów n.p.m. jeziora Titicaca”1. Nawet do rozpalania ognisk, które miały zapewnić gorące powietrze do startu, używano wyłącznie podpałki dostępnej pod ręką na pustyni. Technikę szycia balonów opracowano na podstawie rysunków znanych z ceramiki Nazca przedstawiających prekolumbijskich wytwórców balonów, którzy zszywali ze sobą duże, trójkątne płaty tkaniny.

O świcie 25 listopada 1975 roku, po napełnieniu dwoma tysiącami metrów sześciennych rozgrzanego powietrza, Condor I zaczął się wznosić z prędkością 5,5 metra na sekundę, unosząc w trzydzieści sekund Woodmana i Williama Spohrera w górę na sto osiemdziesiąt metrów nad równinę Nazca (patrz wkładka kolorowa 4). Z tej wysokości inspirujące rysunki zaginionej, prehistorycznej rasy zyskały idealną perspektywę i proporcje. Jak później napisał Woodman: „Słońce właśnie uniosło się zza gór i zalało swoim blaskiem fantastyczną scenę poniżej. Pomyślałem, że ludzie, którzy stworzyli te linie, musieli z pewnością oglądać je w takich samych warunkach, z cieniami świtu rzeźbiącymi ich arcydzieła. Przez te dwie minuty byliśmy sami z płaskowyżem Nazca. Cofnęliśmy się w czasie tak daleko, jak wysoko wznieśliśmy się w niebo”2.

Po tym, jak dwudziestowieczni baloniarze bezpiecznie wylądowali na peruwiańskiej pustyni, Spohrer zauważył: „Właśnie tam na górze miałem wrażenie, że nie byliśmy pierwszymi ludźmi, którzy lecieli z wiatrem nad płaskowyżem Nazca”3. Michael DeBakey, kolega Spohrera z International Explorers Society stwierdził, że eksperyment skutecznie wykazał, że starożytni Peruwiańczycy mogli zbudować balon na ogrzane powietrze i latać nim. „Postanowiliśmy udowodnić, że mieszkańcy Nazca mieli odpowiednie umiejętności, materiały i potrzebę latania” – powiedział – „Myślę, że nam się udało”4.

Rzeczywiście – ukończona misja Condora I, modele ortostatów, którymi przez wieki przed hiszpańskim podbojem latali rdzenni mieszkańcy Ameryki Południowej, andyjskie tradycje lotu, pozostałości starożytnych ognisk przy samych geoglifach oraz fakt, że te linie i obrazy można właściwie docenić dopiero z wysokości kilkuset metrów – są przekonującym argumentem, że starożytni mieszkańcy Peru potrafili latać. Chociaż fakt, że naród wystarczająco wyrafinowany, aby stworzyć cywilizację andyjską, mógł posiadać również zdolność lotu, wciąż wykracza poza intelektualny zakres pojmowania konwencjonalnych archeologów, niemniej jednak wydaje się to prawdą.

Balony na ogrzane powietrze kultury Nazca były z pewnością zarezerwowane dla pasażerów z wyższych sfer, być może wyłącznie dla członków rodziny królewskiej lub kapłanów. Biorąc pod uwagę wyraźne astrologiczne i duchowe znaczenie geoglifów, loty były prawdopodobnie podejmowane w celach religijnych podczas ważnych ceremonii kultu nieba. Takie przedsięwzięcia mogły być również uważane za rodzaj elitarnego sportu. Mit Antarqui wydaje się teraz wystarczająco prawdziwy i możemy sądzić, że mali chłopcy rzeczywiście byli wykorzystywani przez lud Nazca do zwiadu z powietrza, podobnie jak działo się to u współczesnych im Greków.

Dowody w zapisach historycznych

Istnieje możliwość, że chińscy uczeni wiedzieli w tamtym czasie o peruwiańskich aeronautach. Pierwsze chińskie dzieło geograficzne, Shanhaijing „Księga Gór i Mórz”, relacjonuje, że lud mieszkający po drugiej stronie Pacyfiku, nazywany Chi-Kung, „jest w stanie skonstruować latające powozy, które mogą podążać za wiatrem i podróżować na duże odległości. Umiejętności ludu Chi-Kung są naprawdę cudowne. Badając wiatry, stworzyli i zbudowali latające koła [być może błędne tłumaczenie słowa oznaczającego okrągły, podobny do balonu obiekt], za pomocą których mogą jeździć po ścieżkach trąb powietrznych”5. Tajemniczym narodem Chi-Kung mógł być lud Nazca z Ameryki Południowej. Chiński archeolog Tang Jigen „wskazuje na podobieństwa w ikonografii artefaktów z okresu dynastii Shang, kultury Chavin i późniejszych kultur Mochica, Nazca i Paracas”, jako dowód na wpływy kulturalne Chin na Peru w okresie prekolumbijskim6. Rzeczywiście, ślady wpływów cesarskich Chin w obu Amerykach, na wieki przed przybyciem Hiszpanów, są bardzo liczne, i można je łatwo zidentyfikować. Chociaż mitologiczny i fantastyczny charakter Shanhaijing jest oczywisty, „starożytni Chińczycy traktowali Księgę Gór i Mórz jako dzieło geograficzne”, które rejestrowało również „osiągnięcia naukowe i techniczne w tamtych czasach”. Wśród nich były być może balony na gorące powietrze, w których budowie mistrzami był zamorski lud Chi-Kung, czyli Nazca7.

Mieszkańcy Azji z III wieku p.n.e. mogli jednak mieć znacznie większe osiągnięcia, daleko wykraczające poza samą wiedzę o peruwiańskich balonach. Według Brada Steigera, niesamowicie płodnego pisarza zajmującego się naukami alternatywnymi, „Wielki statek powietrzny zbudowany około 1279 roku n.e. przez Ko-Shau-Kinga, głównego astronoma Kubilaja – chana imperium mongolskiego, był używany podczas koronacji cesarza Eo-Koen w 1306 roku. Marco Polo odnotowuje, że w roku 1292, w czasie jego małżeństwa z córką Kubilaj-chana, widział na dworze wielką sferę armilarną[5], a ojciec Vasson, francuski misjonarz w Kantonie, twierdzi, że znalazł relację o statku powietrznym, zapisaną w liście z 5 września 1694 roku”8.

Jacques-Étienne Montgolfier, jest dziś znany jako pierwszy człowiek, który 15 października 1783 roku wzbił się w powietrze balonem, jednak wydaje się, że starożytni mistrzowie wyprzedzili go o setki, a może nawet tysiące lat.

3. STAROŻYTNE LOTNICTWO

W 212 roku p.n.e. cesarz Qin Shi Huang, budowniczy słynnego Wielkiego Muru, rozkazał zniszczyć wszystkie starożytne chińskie księgi. Skonfiskowano i spalono ogromne ilości starożytnych tekstów – praktycznie wszystko, co dotyczyło historii, filozofii i nauki. Całe biblioteki, w tym biblioteka królewska, zostały zniszczone… [W połowie V wieku n. e.] rozkazano w Bizancjum zniszczyć wszystkie księgi, z wyjątkiem nowej wersji Biblii, wydanej przez Kościół. Została w tym czasie zniszczona słynna Biblioteka Aleksandryjska. Wielka matematyczka i filozofka Hypatia, została wywleczona z rydwanu i rozerwana na strzępy, a następnie tłum zaczął palić bibliotekę. W ten sposób rozpoczęło się tłumienie nauki i wiedzy, zwłaszcza pochodzącej ze starożytnej przeszłości.

David Hatcher ChildressGeniusz techniki bogów, 2000

Starożytne loty pojazdów lżejszych od powietrza wydają się całkiem wiarygodne, jednak relacje o lotach machin cięższych od powietrza, znane z Chin, Grecji, Indii i południowego zachodu Ameryki, możemy odrzucić jako należące do sfery mitologii. Wyjątkiem są tu niektóre odkrycia z doliny Dolnego Nilu, gdzie pojawiły się fizyczne dowody, które rzucają nowe światło na te znane od wieków historie. Podczas francuskich wykopalisk grobowca wysokiego urzędnika dworskiego o imieniu Pa-di-Imen, w pobliżu piramidy schodkowej w Sakkarze, odkryto w 1898 roku mały, niepozorny artefakt. Został on następnie skatalogowany w Muzeum Egipskim w Kairze pod numerem 33109 w rejestrze specjalnym nr 6347. Tam leżał w zapomnieniu przez następne siedemdziesiąt jeden lat, dopóki archeolog i profesor anatomii na wydziale medycyny Uniwersytetu Helwan, Dowoud Khalil Messiha, nie natknął się na ten podobny do ptaka obiekt (patrz wkładka kolorowa 5).

Brak dokumentów z epoki doprowadził do różnic w interpretacji tego, czym miał być artefakt: zabawką dziecka z elity społecznej, rodzajem bumerangu, figurą na świętej łodzi używanej podczas ceremonii religijnych, a może wiatrowskazem. Dlaczego jednak ktokolwiek miałby zostać pochowany z czymś tak przyziemnym i banalnym jak bumerang czy wiatrowskaz – wydaje się to nielogiczne. Jako wieloletni entuzjasta modeli samolotów i członek Egipskiego Klubu Modelarzy Lotniczych, Messiha natychmiast rozpoznał artefakt jako coś, co doskonale znał, choć nie zgadzał się tu domniemany wiek Ptaka z Sakkary, datowanego na epokę ptolemejską.

Badacz alternatywny, Joseph Robert Jochmans pisze:

Kiedy spojrzymy na artefakt z punktu widzenia dzisiejszego, technicznego sposobu myślenia, możemy od razu dostrzec, że w ogromnym stopniu przypomina rodzaj szybowca […]. Jedynymi widocznymi dekoracjami są namalowane z przodu, słabo widoczne oczy i dwie czerwone linie pod skrzydłami – podobne oznaczenia pojawiają się na nowoczesnych samolotach. Kropki w oczach są w rzeczywistości końcami bardzo małego, obsydianowego pręta, który jest wpasowany w głowę i zapewnia konstrukcji odpowiedni środek ciężkości. Skrzydła modelu są proste i aerodynamicznie ukształtowane; mają rozpiętość 18,3 centymetra. Ptak o wadze 14 gramów jest wykonany z bardzo lekkiego drewna sykomory. Jego spiczasty dziób ma 3,8 centymetra długości. Kadłub ma 14 centymetrów, zwęża się i kończy pionowym statecznikiem ogonowym. Messiha znalazł również dowody na istnienie statecznika poziomego, który najprawdopodobniej był kiedyś przymocowany do pionowego dokładnie tak, jak w ogonie nowoczesnego samolotu1.

W rozmowie z „London Times”, Messiha powiedział, że „ogon jest naprawdę najciekawszą rzeczą, która odróżnia ten model od wszystkich innych. Żaden ptak nie jest w stanie wygiąć się tak, aby przybrać kształt przypominający ten model. Ponadto pod statecznikiem pionowym znajduje się rowek na usterzenie ogonowe [statecznik poziomy], którego brakuje2.

Jochmans, któremu pozwolono w Muzeum Egipskim przez prawie godzinę dokładnie badać, a nawet dotykać Ptaka z Sakkary, zauważył:

Jest wyraźnie widoczne, że z tyłu modelu dołączony był inny drewniany element, który następnie został odłamany. Patrząc na model po raz pierwszy można odnieść wrażenie, że nie jest to artystyczna ekspresja ptaka. W przeciwieństwie do innych przedmiotów w tej samej gablocie, nie ma tu przedstawień nóg, pazurów, rozpostartych skrzydeł, wydatnego dzioba ani artystycznego przedstawienia piór, narysowanych lub wyrzeźbionych.

Jochmans zwrócił także uwagę na dziób ptaka, którego aerodynamiczny kształt w jeszcze większym stopniu upodabniał artefakt do płatowca.

Aby zaakcentować ptasi dziób nie użyto żadnej farby ani innej zmiany zabarwienia – zamiast tego jest to integralna część kadłuba, której aerodynamiczny kształt ma wpływ na siłę nośną. Nigdzie na korpusie modelu nie ma widocznych otworów, w które można by wetknąć pióra lub drążek, na którym ptak mógłby się obracać, gdyby był kiedyś używany jako wiatrowskaz, jak niektórzy twierdzili.

Gdy wręczono mi szybowiec, ostrożnie go odwróciłem, bo nie ma opublikowanych zdjęć pokazujących jego spód. Nie znalazłem śladów jakichkolwiek dziur, w których kiedyś były przymocowane nogi lub szpony, ani żadnych mniejszych dziur, w które można było włożyć pióra. Podbrzusze było stosunkowo gładkie, choć zniszczone przez czas. Jedyne oryginalne wyraźne wgłębienie, jakie udało mi się zobaczyć, znajdowało się pośrodku górnej części skrzydła, w miejscu, gdzie było ono przymocowane do korpusu głównego. Na spodzie artefaktu znajduje się wyraźne okrągłe wgłębienie, ale zostało ono prawdopodobnie wykonane wkrótce po tym, jak artefakt przybył na początku ubiegłego wieku do Muzeum Egipskiego, na co istnieją mocne dowody.

Jedyną współczesną modyfikacją artefaktu, jest mały otwór wywiercony od spodu przez muzealnego konserwatora, pozwalający na zamontowanie figurki na stojaku wystawowym. Dalej Jochmans kontynuuje:

Artefakt nie ma też żadnych artystycznych wizualizacji piór. Sceptycy sugerują, że namalowane pióra mogły z czasem ulec zatarciu, jednak chociaż miałem czas na dokładne zbadanie praktycznie każdego milimetra kwadratowego modelu, nie dostrzegłem żadnych zarysów piór, ani nawet plamek farby, jakie byłyby widoczne, gdyby powierzchnię modelu pokryto jakimś rodzajem powłoki malarskiej, która następnie zwietrzała.

Jedynymi namalowanymi elementami, jakie zdołałem znaleźć, były proste kontury oczu, dwie linie pod skrzydłem, napis przy ogonie i numer katalogowy dodany w czasach nowożytnych. Starożytne oznaczenia, jak zauważył Messiha, mogły zostać umieszczone na modelu wtórnie, aby uczynić z niego relikwię religijną, która lepiej pasowałaby do otoczenia grobowca. Jak przypuszczają inni badacze, namalowane elementy mogą odzwierciedlać rzeczywiste wzory, które artysta widział na oryginalnych płatowcach – podobne do oznaczeń dzisiejszych samolotów. Tak naprawdę to właśnie ten uderzający brak jakichkolwiek tradycyjnych świętych symboli, wyprowadza model ze sfery obiektów religijnych i umieszcza go bezpośrednio w kontekście technologicznym.

O dziwo, skrzydła i ogon obiektu to detale, które najbardziej odróżniają go od prawdziwych ptaków.

Są one trwale połączone z aerodynamicznym tułowiem, który jest z pewnością bardzo podobny do ciała ptaków, ale radykalnie różni się od wszelkich innych starożytnych egipskich ptasich posążków, szczególnie tych o charakterze religijnym. Wystarczy spojrzeć na figurki ptaków wystawione w tej samej gablocie muzealnej, aby dostrzec wyraźne różnice. Ciała ptaków były często lekko zdeformowane, aby podkreślić boską siłę i moc, podczas gdy skrzydła i pióra były szeroko rozpostarte w trybie ataku albo obrony. Gdy ptaki były przedstawiane w locie, ogon był zawsze ułożony poziomo. W przeciwieństwie do tego, ciało modelu jest gładkie, ale aerodynamicznie prawdziwe. Skrzydła są wąskie i dobrze zamocowane, aby wspierać siłę nośną, a ogon jest dokładnie pionowy. Wszystkie te cechy są charakterystyczne dla szybowca, a nie ptaka3.

Ale artefakt o numerze 33109 nie był wcale wyjątkowy. Po jego ponownym odkryciu w muzealnych magazynach w 1969 roku, „egipski minister kultury, Mohammed Gamal El Din Moukhtar, stworzył specjalną grupę naukowców, aby dokładnie zbadać pozostałe figurki ptaków”4 – jak pisze David Hatcher Childress. Zebrano wówczas zespół prawdziwych ekspertów od starożytności. Od tego czasu skonstruowano także repliki Ptaka z Sakkary, w celu dalszego badania jego możliwości.

Dalej Jochmans kontynuuje: