Zabierz mnie do Nowego Jorku (Światowe Życie) - Dani Collins - ebook

Zabierz mnie do Nowego Jorku (Światowe Życie) ebook

Dani Collins

3,9

Opis

Nowojorczyk Stavros Xenakis podejmuje wyzwanie, że wytrzyma dwa tygodnie bez pieniędzy na wyspie w Grecji. Poznaje tam piękną Greczynkę Calli i wpada na pomysł, by przy jej pomocy zrealizować własne cele – jeśli się ożeni, dziadek przekaże mu firmę. Calli zgadza się za niego wyjść, Stavros jednak nie wie, że ona też ma swoje powody, by wykorzystać sytuację i jak najszybciej znaleźć się w Nowym Jorku…

 

Trzecia część miniserii ukaże się w marcu.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 152

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,9 (70 ocen)
26
13
27
3
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
AgnieszkaZz122

Nie oderwiesz się od lektury

Fajna seria, dobrze się czyta.
00

Popularność




Dani Collins

Zabierz mnie do Nowego Jorku

Tłumaczenie: Ewelina Grychtoł

PROLOG

Stavros Xenakis dorzucił do puli kilka żetonów. Razem z trójką przyjaciół, Sebastienem, Antoniem i Alejandrem, świętował swój triumf po pełnym emocji wyzwaniu. Mężczyźni sączyli pięćdziesięcioletniego Macallana i rozgrywali partię pokera, wciąż czując buzującą w żyłach adrenalinę.

Lubił ich towarzystwo, a i w kartach nie szło mu najgorzej. Dlaczego w takim razie aż się trząsł z rozdrażnienia?

Powrócił myślami do porannego speedflyingu, kiedy to zjechał prosto w dół po stromym zboczu, by przelecieć na spadochronie nad liczącą tysiąc stóp przepaścią. Nigdy wcześniej nie podjął się równie brawurowego wyczynu. Ale choć udało mu się rozproszyć na kilka godzin, nie pozbył się dręczącej go frustracji.

Sebastien obserwował go uważnie z naprzeciwka, próbując odgadnąć, czy blefuje.

– Jak się miewa twoja żona? – zapytał Stavros, głównie po to, by odwrócić jego uwagę.

– Lepiej niż ty. Coś taki ponury?

Stavros skrzywił się.

– Ciągle przegrywam – przyznał. – Poza tym dziadek znowu grozi, że mnie wydziedziczy, jeśli wkrótce się nie ożenię. Posłałbym go do diabła, ale…

– Musisz pamiętać o matce i siostrach – dokończył Alejandro.

– Dokładnie. – Wszyscy trzej znali jego sytuację. Stavros musiał tańczyć tak, jak zagra mu dziadek, by nie ściągnąć jego gniewu na całą rodzinę. A ostatnio najbardziej zależało mu na tym, by jego wnuk ustatkował się i spłodził dziedzica.

Stavros nie miał ochoty ani na jedno, ani na drugie, dlatego żyli w ciągłym konflikcie. Zwykle udawało mu się w ten czy inny sposób wywinąć od spełniania niewygodnych poleceń, ale tym razem nie widział innego spososbu, żeby zadowolić seniora rodu. Gryzło go to bez przerwy, zwłaszcza że jego dziadek nadal rządził rodzinną firmą, międzynarodowym koncernem farmaceutycznym.

Może i Stavros był niepokorny, ale jego awanturnicza przebojowość pozwoliła Dýnami odnieść sukces. Był bardziej niż gotowy, by przejąć ster. Żona i dzieci przysporzyłyby mu tylko niepotrzebnych problemów, ale według jego dziadka stanowiłyby dowód dojrzałości i odpowiedzialności.

Stavros nie wiedział, skąd pomysł, że brakuje mu którejkolwiek z tych cech. Dołożył jeszcze kilka żetonów, podnosząc stawkę do stu tysięcy, choć nie miał najlepszego rozdania. Szybko je stracił.

– Nie macie czasem wrażenia, że spędzamy za dużo czasu na liczeniu pieniędzy i przejmowaniu się błahostkami, zaniedbując dużo ważniejsze sprawy? – zapytał po kilku minutach Sebastien.

– Miałeś rację – rzucił Antonio do Alejandra, popychając w jego stronę kupkę żetonów. Stavros zrobił to samo. – Cztery drinki i już filozofuje.

Sebastien popatrzył na nich z dezaprobatą.

– Stawiałem na trzy. – Stavros wzruszył ramionami, niezmieszany. – Jak widać, mam dzisiaj złą passę.

– Mówię poważnie. – Sebastien jako jedyny z nich sam dorobił się fortuny. Starszy i bardziej doświadczony, nie bał się wyrazić swojego zdania i rzadko mylił się w osądach. Przyjaciele cenili jego rady, ale przy kieliszku zdarzało mu się filozofować. – Dla nas to tylko cyfry na ekranie. Co za różnica, ile ich mamy? Nie można kupić szczęścia za pieniądze.

– Można kupić pewne substytuty- zaoponował Antonio.

– Takie jak twoje samochody? – Sebastien odwrócił się do Alejandra. – Albo twoja prywatna wyspa? A ty, nawet nie pływasz na tym jachcie, którym tak się chwaliłeś – rzucił do Stavrosa. – Kupujemy drogie zabawki, ryzykujemy życie dla zabawy, ale czy to sprawia, że ono staje się bogatsze? Pełniejsze?

– Co sugerujesz? – zapytał Alejandro, odrzucając kartę i wyciągając rękę po następną. – Mamy pójść do klasztoru? Poznać sens życia? Wyrzec się dóbr doczesnych, by odnaleźć czystość ducha?

Sebastien parsknął z irytacją.

– Wy trzej nie wytrzymalibyście dwóch tygodni bez swojej fortuny. Żyjecie w złotej klatce, nie wiedząc, jak wygląda prawdziwe życie.

– A ty? – odparł Stavros, odrzucając trzy karty. – Spróbuj nam tylko wmówić, że wróciłbyś chętnie do czasów, kiedy byłeś bez grosza przy duszy.

– Skoro już o tym mówimy, rozważałem ostatnio oddanie połowy mojej fortuny, by ufundować ogólnoświatową organizację ratowniczą. Nie każdy ma przyjaciół, którzy wykopią go spod lawiny gołymi rękami. – Sebastien uśmiechnął się, ale żaden nie odwzajemnił jego uśmiechu.

W zeszłym roku Sebastien prawie zginął podczas jednego z ich wyzwań. Stavros wciąż miewał o tym koszmary. To bez znaczenia, że odmroził sobie palce; zrobiłby wszystko, żeby uratować Sebastiena. Nie zniósłby śmierci bliskiej osoby po raz drugi. Na samą myśl o tym zrobiło mu się niedobrze.

– Mówisz poważnie? – zapytał z niedowierzaniem Alejandro. – Ile to będzie, pięć miliardów dolarów?

– I tak nie zabiorę ich do grobu. – Sebastien nonszalancko wzruszył ramionami. – Ale przyznam, że wciąż mam wątpliwości. Powiem wam coś. – Pochylił się do przodu z błyskiem w oku, jak zawsze wtedy, kiedy proponował nowe, szalone wyzwanie. – Zrobię to, jeśli każdy z was wytrzyma dwa tygodnie bez karty kredytowej.

– Zaczynając od kiedy? Każdy z nas ma swoje obowiązki – przypomniał mu Alejandro.

– Masz rację. A zatem wróćcie do domu, uporządkujcie swoje sprawy i czekajcie na moją wiadomość. Przed wami dwa tygodnie w prawdziwym świecie.

– Naprawdę zamierzasz postawić połowę swojej fortuny na tak proste wyzwanie? – zapytał Alejandro.

– Jeśli ty postawisz wyspę. Co powiecie na wasze ulubione zabawki? – Powiódł wzrokiem po swoich kompanach.

Wszyscy trzej parsknęli nonszalancko.

– Łatwizna – stwierdził Stavros. – Wchodzę w to.

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Nieznajoma kobieta dryfowała w basenie na ogromnej dmuchanej muszli. Miała na sobie jednoczęściowy strój kąpielowy, którego różowo-zielony geometryczny wzór kontrastował ze smukłymi opalonymi kończynami. Jej długie czarne włosy opadały do wody. Była pogrążona w spokojnym śnie.

Widząc, jak kostium opina jej zgrabną sylwetkę, Stavros poczuł rosnące pożądanie. Wyobraził sobie, jak podpływa do niej, bierze ją w ramiona niczym grecki bóg porywający nimfę, a następnie kocha się z nią na wiklinowej leżance za wodną kurtyną na przeciwległym końcu basenu.

Być może praca czyściciela basenów nie była jednak taka zła, jak się wydawało.

Ostatniej nocy stał na środku malutkiej, zatęchłej kawalerki, szczerze przeklinając Sebastiena. Nowe wyzwanie właśnie się zaczęło, a jego nowym domem miało być mieszkanie nad tanią kafejką. Zapach był nie do zniesienia. Nie potrafił stwierdzić, co jest gorsze: otwarte czy zamknięte okna. Póki co otworzył je, a następnie przejrzał swój bagaż, łącznie z pocztówką od Antonia sprzed dwóch tygodni.

Prawdę mówiąc, podejrzewał coś takiego. Biorąc pod uwagę, że Antonio został wysłany do Mediolanu, sam spodziewał się wycieczki do Grecji. Ale i tak nie był przygotowany na to, co czekało go na miejscu. Nie obchodziło go, czy zachowa swój jacht. Zeskoczył z tylu klifów, wyskoczył z tylu samolotów, że nie powinien się zawahać przed zejściem z pokładu promu na wyspę swojego dzieciństwa.

Ale tak się stało. I poczuł się jak tchórz.

Zmusił się, żeby opuścić prom i udać się w drogę do mieszkania, gdzie odkrył, że podobnie jak Antonio otrzymał prehistoryczną komórkę i dwieście euro. Kieszonkowe. Ale podczas gdy Antonio dostał roboczy kombinezon, on zastał w szafie krótkie spodenki.

Mieli wytrzymać dwa tygodnie bez pieniędzy i reputacji, ale najwidoczniej godność osobistą też musiał zostawić przy drzwiach. Całe szczęście, że nie dostał męskich stringów, tak popularnych na europejskich plażach. I bez tego jego strój był przerażająco kiczowaty: szorty w biało-żółte paski i wesoły żółty T-shirt. Z łatwością przeczytał widniejące na nim greckie logo firmy i natychmiast poczuł się urażony. „Obsługa Basenów Zante”. Czyżby miał pracować jako czyściciel basenów?

W jego telefonie były zapisane tylko trzy numery: Sebastiena, Antonia i Alejandra. Wysłał do Antonia zdjęcie swojego wyposażenia z podpisem „Serio?”.

„Jeśli będzie podobnie jak u mnie, czeka cię więcej niespodzianek”, brzmiała natychmiastowa odpowiedź.

Antonio odkrył, że ma syna. Ale czym Sebastien miałby zaskoczyć Stavrosa?

Chyba tylko za sprawą cudu mogłoby żyć tutaj jego dziecko. Wyjechał w wieku dwunastu lat i do tego czasu raz tylko całował się z dziewczyną. Pierwszy raz przeżył dopiero trzy lata później z koleżanką ze szkoły, która lubiła czerwoną szminkę i czarny eyeliner, a także młodych chłopców chętnych nauczyć się, jak najlepiej zadowolić kobietę.

Mając szesnaście lat, poderwał sekretarkę swojego dziadka. Nie był z tego dumny, ale też specjalnie tego nie żałował. W tamtych czasach seks był jedną z niewielu rzeczy, jakie potrafiły go uszczęśliwić.

Seks z tą kobietą z pewnością poprawiłby mu dzień. Albo najbliższe dwa tygodnie. Poczuł dreszcz niepokoju. W tym wyzwaniu nie chodziło tylko o udawanie przeciętnego zjadacza chleba. Sebastien zostawił mu liścik:

„Być może pamiętasz naszą rozmowę w zeszłym roku, kiedy przyszedłeś mnie odwiedzić w szpitalu po lawinie. Powiedziałeś mi wtedy, że to śmierć ojca dała ci siłę, by ocalić mi życie. Mówiłeś też kiedyś, że nienawidzisz swojego dziadka za to, że zabrał cię do Nowego Jorku i zmusił do używania amerykańskiego nazwiska. Sądzę, że tak naprawdę chodziło ci o to, że nie czujesz się godny bycia jego dziedzicem. Pozwoliłem sobie spełnić twoje życzenie. Przez następne dwa tygodnie Steve Michaels nie istnieje. Jesteś Stavrosem Xenakisem i pracujesz dla Obsługi Basenów Zante. Masz stawić się w pracy jutro o szóstej rano, trzy domy stąd. Antonio wytrzymał dwa tygodnie bez żadnej wpadki, więc przekazałem pierwszy miliard na fundusz. Zrób to samo, Stavros. Może ocalisz komuś życie? I wykorzystaj ten czas, żeby pogodzić się ze swoją przeszłością. Sebastien”.

Do późna w nocy Stavros zastanawiał się, jak wywinąć się od powierzonego mu zadania. Przewracał się z boku na bok na twardym materacu, przeklinając nieznośny upał. Ostatecznie honor nakazał mu zaakceptować swój los i, wyczerpany, zasnął.

Wcześnie rano obudził go promień słońca, padający mu prosto na twarz. Rozklekotane ciężarówki przejeżdżały pod oknem, skrzypiąc przeraźliwie. Zdegustowany Stavros zjadł miskę płatków z mlekiem, kupił kawę i poszedł do pracy. Jego szef, Ionnes, dał mu teczkę z mapą i opisem zlecenia. Potem wręczył mu pęk kluczy i wskazał na załadowaną sprzętem ciężarówkę. Stavros dowiedział się, że do wieczora musi wyładować wszystko, bo była wypożyczona tylko na jeden dzień.

Podejmował wiele wyzwań Sebastiena i jak dotąd żadne go nie zabiło. Mimo to, jadąc według mapy przez znajomy krajobraz, czuł rosnący ciężar w piersi. Być może tym razem nie ścigał się ze śmiercią, ale powrót w rodzinne strony nieubłaganie przywodził mu na myśl śmierć ojca, co było jeszcze gorsze. Stał na podjeździe dobre pięć minut, przyglądając się zmianom, jakie zaszły w jego rodzinnej willi. Była utrzymana w dobrym stanie, choć skromna wedle jego obecnych standardów. Dla jego matki, pochodzącej z biednej rybackiej wioski, zamieszkanie w tym domu było spełnieniem marzeń. To tutaj jego ojciec odpoczywał, gdy nie był akurat w Ameryce.

Willa nie była nowa. Kupili ją w stanie wymagającym remontu i to Stavros budował nowy, kamienny podjazd, podczas gdy matka i siostry zasadziły wisterię, której różowe kwiaty kontrastowały teraz z bielą ścian. Wspomnienia były tak wyraźne i bolesne, że Stavros miał ochotę zawrócić. Ale gdzie miałby wrócić? Do dziadka, który krytykował każdy jego ruch? Do roli dublera, bo gwiazda, jego ojciec, nie pojawiła się na planie?

Ponownie przeklinając Sebastiena, Stavros zerknął na zlecenie. Nie miał wyczyścić basenu, ale naprawić pęknięte kafelki wokół niego. Dostał polecenie, by we wszystkim słuchać pani domu. Westchnął z niechęcią. Przez dwadzieścia lat żył pod dyktaturą dziadka, i znowu ktoś będzie mu mówił, co ma robić.

Zadzwonił do drzwi, ale nie doczekał się odpowiedzi. Przez furtkę wszedł więc do ogrodu i skierował się w stronę podwórza, którego jeden bok otwierał się na ocean. Tam zobaczył swoją Wenus. Znów potoczył wzrokiem po jej smukłym ciele. W pierwszej chwili uznał, że jest żoną właściciela, ale nie nosiła obrączki. W takim razie musiała być jego kochanką. Co za szkoda, że tak piękna kobieta była zajęta.

Nie, żeby miało mu to przeszkodzić w zdobyciu tego, czego chciał… Kucnął, nabrał w garść wody z basenu i prysnął jej na twarz.

Calli natychmiast się ocknęła. Zaskoczona, spróbowała usiąść i natychmiast straciła równowagę; wyrzuciła ręce w górę, ale nie znalazła niczego, czego można się chwycić, i z głośnym pluskiem wpadła do wody.

Ofelia.

Calli odbiła się od dna basenu, zrobiła kilka silnych wymachów ramionami i wynurzyła się na powierzchnię, parskając i plując wodą.

– Masz przechlapane – wydyszała. – Idź do swojego pokoju…

Ale to nie Ofelia prostowała się właśnie na brzegu basenu. Potężny męczyzna, wysoki i groźny, stał przed nią na tle słońca. Patrząc na niego, musiała zmrużyć oczy. Żółta koszulka i spodenki nie ośmieszały go ani trochę; wręcz przeciwnie, przylegały do jego muskularnego ciała niczym złota zbroja, podkreślając opaleniznę. Nie widziała jego oczu, ale czuła ciężar jego spojrzenia. Jednocześnie odpychało ją i przyciągało, i mimo chłodnej wody nagle zrobiło jej się bardzo gorąco. Była zahipnotyzowana, niezdolna do najmniejszego ruchu, pogrążona w seksualnej fascynacji.

– Prowadź – polecił z nutą rozbawienia w głosie.

Do sypialni, oczywiście. To nie było zaproszenie, a rozkaz. Miała wrażenie, że milcząco się z niej śmieje, co sprawiło, że poczuła się bezbronna. Nie fizycznie, ale gdzieś głęboko w środku. Tam, gdzie jej złamane serce leżało na najwyższej półce, by nikt nie strącił go znowu na podłogę.

Przetarła oczy, usiłując przeczytać logo na jego piersi.

– Nie słyszałam, jak wchodzisz.

– Zauważyłem. Późno się położyłaś?

– Tak. – Nagle uderzyło ją, że to nie mogła być Ofelia. Zasnęła w basenie, ponieważ wróciła do domu dopiero nad ranem po odwiezieniu Ofelii do dziadków w Atenach.

Takisa nie było w domu. Nie było nikogo poza nią i tym barbarzyńskim mężczyzną.

– Właśnie wróciłam z podróży. – Podpłynęła do drabinki. – Gdzie jest Ionnes?

– Dał mi zlecenie i powiedział, że mam dwa tygodnie.

– Tak, za dwa tygodnie będziemy robić przyjęcie. – Wciąż niespokojna, wspięła się po schodkach i wyszła z basenu. Mężczyzna podniósł z leżaka jej szlafrok i podał go jej jak dżentelmen.

Nie był żadnym dżentelmenem. Nie wiedziała, kim jest, ale miała przeczucie, że jest kimś ważnym. Nie zwykłym plebejuszem, tak jak ona.

Wzięła szalfrok i przez chwilę szamotała się z nim, usiłując wsunąć mokre ręce w rękawy. To, że się trzęsła, wcale nie pomagało. Dlaczego Ofelia nie wybrała czegoś skromniejszego? Kiedy dostała go na urodziny, uznała, że wygląda w nim bardzo kobieco, ale z pojedynczym zapięciem na haftkę prowokował bardziej, niż zakrywał, odsłaniając uda i głęboki dekolt. Mężczyzna zauważył to. Całkowicie niezmieszany, otaksował ją spojrzeniem od brody do stóp, sprawiając, że przeszedł ją dreszcz. Często była oglądana w ten sposób, ale przynajmniej miejscowi wiedzieli, że nie jest zainteresowana. Co do turystów, udawała, że nie zna angielskiego, jeśli chciała ostudzić ich awanse. Tak czy owak, zwykle łatwo radziła sobe z zalotnikami. Jednak tym razem było inaczej. Czuła się całkowicie bezbronna wobec jego męskiej charyzmy. Był wielki i potężny, i gdy w końcu ujrzała wyraźnie jego twarz, niemal straciła dech. Miał jednodniowy zarost i nieuczesane włosy, ale jego wysokie policzki i ostre czarne brwi były czystą poezją. Biła od niego aura władzy. A kiedy ich spojrzenia się spotkały, w jego czarnych jak smoła oczach zobaczyła nieskrywaną żądzę. Aroganckie przekonanie, że ulegnie jego woli.

Kiedy się odezwał, jego głos był niski i chrapliwy.

– Rozkazuj mi. Jestem do twoich usług.

Przeszła ją kolejna fala gorąca. Zrobiła krok do tyłu, cofając się przed jego agresywnie seksualną aurą, i prawie wpadła do basenu. W ostatniej chwili złapał ją za ramiona. Ten gest, choć bohaterski, wstrząsnął nią jeszcze bardziej. Co się z nią działo? Uniosła podbródek i spojrzała mu prosto w oczy.

– Puść mnie.

Rozbawione spojrzenie jego orzechowych oczu ochłodziło się do głębokiego mahoniu.

– Jeśli tego właśnie chcesz. – Odczekał moment, po czym puścił jej ramiona i wyprostował się. – Radzę uważać.

Miała wrażenie, że nie chodzi mu o śliski brzeg basenu.

– Nie rozpoznaję twojego akcentu. – Postanowiła skupić się na tym szczególe, by utrzymać go na dystans. – Skąd jesteś?

Jego twarz natychmiast przybrała idealnie neutralny wyraz. Kłamał.

– Urodziłem się tutaj.

– W Grecji czy na tej wyspie? – Znała większość mieszkańców przynajmniej z widzenia. – Nie poznaję cię. Jak się nazywasz?

W jego oczach błysnęło coś, czego nie potrafiła rozpoznać. Irytacja?

– Stavros. Wyjechałem za granicę, kiedy miałem dwanaście lat. Znalazłem tu pracę wakacyjną.

Zauważyła, że nie podał nazwiska, ale zaraz coś innego przykuło jej uwagę. Rozpoznała jego akcent.

– Jesteś Amerykaninem.

Zmroziło jej krew w żyłach. Nie. Nieważne, jaki był przystojny. Nigdy więcej.

Stavros prychnął, urażony jej podejrzeniem.

– Jestem Grekiem.

Wiedziała, że jest uprzedzona. To nawet nie było prawdziwe uprzedzenie; lubiła przecież rozmawiać ze statecznymi, żonatymi amerykańskimi turystami i amerykańskimi kobietami. Chciała nawet pojechać do Ameryki. Konkretnie do Nowego Jorku.

Nie, jedynymi ludźmi, którymi gardziła, byli heteroseksualni mężczyźni, którzy uważali, że mogą traktować miejscowe kobiety jak atrakcje w parku rozrywki. Nieważne, skąd byli. Znała to z doświadczenia. Ale tak się złożyło, że mężczyzna, który zostawił ją z niczym, był Amerykaninem, więc tego stojącego teraz przed nią, podświadomie oskarżyła o tę samą zbrodnię.

– Jesteś tutaj, żeby naprawić basen – przypomniała ostro. – Masz tylko dwa tygodnie, więc lepiej bierz się do roboty.

Tytuł oryginału: Xenakis’s Convenient Bride

Pierwsze wydanie: Harlequin Mills & Boon Limited, 2017

Redaktor serii: Marzena Cieśla

Opracowanie redakcyjne: Marzena Cieśla

© 2017 by Dani Collins

© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2019

Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.Harlequin i Harlequin Światowe Życie są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela. Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A. Wszystkie prawa zastrzeżone.

HarperCollins Polska sp. z o.o.

02-516 Warszawa, ul. Starościńska 1B lokal 24-25

www.harpercollins.pl

ISBN 9788327642745

Konwersja do formatu EPUB: Legimi S.A.