Z pamiętników młodej mężatki - Gabriela Zapolska - ebook

Z pamiętników młodej mężatki ebook

Gabriela Zapolska

4,3

Opis

Z pamiętników młodej mężatki” to nowela autorstwa Gabrieli Zapolskiej, jednej z najwybitniejszych przedstawicielek polskiego naturalizmu.

Dowcipny obraz świata młodej mężatki ukazany przez Zapolską w formie pamiętnika.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 100

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,3 (14 ocen)
6
6
2
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
bozanka

Nie oderwiesz się od lektury

z przyjemnością wysłuchałam tej lektury. mam już serdecznie dość współczesnego chłamu podawanego do czytania jako nowości. współczesna literatura jest jak przez kalkę złapałam się na tym że nie rozróżniałam już przeczytanych książek. sięgnęłam więc po klasykę i sprawdzone pozycję nie zawiodłam się. autorka opisuje wprawdzie inne realia ale emocje ludzkie są wciąż te same. człowiek wypracowuje w sobie zdolność do przeżycia, ułożenia się w swojej sytuacji życiowej jak najlepiej. naprawdę dobrze spędzony czas.
00

Popularność




Gabriela Zapolska

Wydawnictwo Avia Artis

2020

ISBN: 978-83-8226-008-3
Ta książka elektroniczna została przygotowana dzięki StreetLib Write (http://write.streetlib.com).

Z PAMIĘTNIKÓW MŁODEJ MĘŻATKI

22 Października

 Od trzech dni jestem młodą mężatką. Zdaje mi się, żem pogrążona w śnie. Chodzę po mieszkaniu, które jest mojem mieszkaniem, a ciągle mam uczucie, jakbym spała i nie mogła się rozbudzić dostatecznie. Ubrana jestem w jedną z moich panieńskich sukienek, gdyż mój mąż zadecydował, że wyprawnego szlafroczka szkoda. Przykro mi było trochę schować go do szafy, bo cieszyłam się, że będę mogła chodzić po pokojach w tureckim szlafroku z trenem i na jedwabnej podszewce. Nie chcę się jednak Juljanowi sprzeciwiać, gdyż i tak widziałam, że był niekontent, gdy wydobywałam z kufrów moją wyprawę i na srebro strasznie głową kręcił. Jego matka, oglądając moją bieliznę, zapytała mnie:  — Czy to perkalowe?  Zawstydziłam się strasznie, bo sama nie wiem, czy rzeczywiście bielizna moja wyprawna perkalowa czy płócienna. Wiem to jedno, że rodzice dali mi, co mogli i ile mogli. Tak samo i posag. Nie wiem, czy ułożyli go z góry z Juljanem, ile mu za mną dadzą, ale boję się bardzo jego niezadowolenia. To dziwna rzecz! Zaledwie trzy dni mój mąż jest moim mężem, a zaczynam się go bać nie na żarty. Zresztą i dawniej, przed ślubem — kiedy się jeszcze o mnie starał, bałam się go ciągle. Właściwie nie bałam się jego samego, ale jego niezadowolenia. A on był ciągle niezadowolony i tak badawczo po wszystkich kątach patrzył, kiedy siedział przy stole i niby ze wszystkimi rozmawiał. Ja z nim rozmawiać nigdy nie mogłam, bo nas samych nigdy nie zostawiali. Jak nie było mamy, to była moja młodsza siostra Kazia. Myślałam, że jak za mąż za niego pójdę, to będziemy mogli nagadać się dowoli. Ale to jest jakoś inaczej, niż ja przypuszczałam. Ciągle się Juljana boję, coraz więcej i nie mam z nim o czem mówić. Może później będzie inaczej. 6 Listopada  Mam codzień wielkie zmartwienie. Wieczorem muszę dysponować obiad i nie wiem, co wymyśleć. Juljan dużo rzeczy nie lubi, a ja w domu nigdy się tem nie zajmowałam. Mama mówiła, że dobrze wychowana panna nie powinna się mieszać do spraw kuchennych i gniewała się na mnie, kiedy raz piekłam sobie zajączki i krzesełka z kawałka surowego ciasta, które mi dała kucharka. A przecież teraz chciałabym bardzo znać się na kuchni. Magdalena, nasza służąca do wszystkiego, nieszczególnie gotuje i widzę, że Juljan w coraz gorszym jest humorze, kiedy do obiadu siada. Ażeby tylko nie widzieć jego kwaśnej miny, już chętnie poszłabym do kuchni, jak jaka niemka i dopilnowałabym Magdaleny... ale cóż, ona odrazu się pozna, że na niczem się nie znam i przestanie mnie szanować. Już i tak wczoraj zapytała mnie: „Czy pani każe wziąć pierwszą krzyżową?“. Odpowiedziałam: „Naturalnie, moja Magdaleno! naturalnie!“ ale nic nie wiem, co to za pierwsza krzyżowa. Wiem, że są gammy krzyżowe i bemolowe, ale o mięsie nie mam najmniejszego pojęcia. Wczoraj nagle przy obiedzie Juljan zapytał, czy moja mama chodziła w piątek na miasto. Zmarszczyłam brwi i odpowiedziałam, że nie. Parsknął śmiechem i, rzuciwszy na stół serwetę, zawołał: „byłem tego pewny!“ Z trwogą pomyślałam, czy to nie jest aluzja dla skłonienia mnie do chodzenia z Magdaleną na targ piątkowy. Jeszczeby tego brakowało! Mama mówiła, że przekupki pań nie lubią na targu i mówią umyślnie brzydkie wyrazy, żeby oduczyć panie od chodzenia z kucharkami na targ. A zresztą nie mam odpowiedniego ubrania. Mam nowy żakiet i ładną pelerynę, przecież w tem po targu chodzić nie będę. 9 Listopada  Dziś Juljan, wychodząc do biura, zapowiedział mi, że wieczorem pójdziemy do teatru Rozmaitości. Bardzo się z tego cieszę, bo wieczorem siedzimy w domu, czytamy Kurjera, a potem on chodzi w koło stołu, a ja sama nie wiem, co robić z sobą. Juljan nie jest zły, ale ma charakter pochmurny i usposobienie wcale niewesołe. Skoro wchodzi do domu, to się robi zimno, jakby nagle ktoś na zawieruchę drzwi otworzył. Jest podobno przystojny i moje kuzynki zachwycały się nim przed moim ślubem. Dla mnie Juljan jest za wysoki, zanadto imponujący; chodząc, butami skrzypi i je w sposób, który mnie szalenie denerwuje. Ja przy nim wyglądam jak szczur, bo jestem drobna, mała, chuda i mam cerę śniadą. Kupiłam sobie przez służącą w aptece pudru, ale to nic nie pomaga, bo puder się nie trzyma. Mama nie pozwoliła mi się pudrować, choć sama pudrowała się w sekrecie. Juljan ma bardzo ładną cerę i prześliczne ręce. Chwilami zdaje mi się, że Juljan na mnie patrzy z niezadowoleniem i wtedy zimno mi i czuję się bardzo smutna. Wiem, że nie jestem bardzo ładna, ale przecież byłam taka sama przed ślubem, a nawet jeszcze brzydsza. Sam mi się pierwszy oświadczył i to nagle, za drugiem widzeniem. Stawaliśmy właśnie do kadryla. On był najszykowniejszy ze wszystkich mężczyzn tam zebranych i wszyscy mówili, że to bardzo dobra partja. Widziałam, że inne panny zazdroszczą mi, że właśnie on ze mną tańczy i najwyraźniej mi asystuje. Zapytał mnie, czy upoważniam go do częstszego bywania w domu moich rodziców. Powiedziałam „tak“, ale bez żadnej myśli przyrzeczenia mu mej ręki i zaraz tak on, jak wszyscy, zaczęli uważać go za mego narzeczonego. Ojciec nie chciał go mieć za zięcia, we mnie obudził się duch przeciwieństwa — i zostałam żoną Juljana. Wszyscy unoszą się nad nim, że to bardzo porządny człowiek. Nie pije, nie pali i w karty nie gra. Ciotki moje były nim zachwycone. Ja nie wiem, co o nim myśleć. Jestem głupia i Juljan jest dla mnie widocznie za poważny. Myślałam, że się będziemy kochali, ale widać w małżeństwie miłość inaczej wygląda. Zresztą, może ja go kocham. Przynajmniej powinnam go kochać, bo przysięgłam mu miłość do śmierci. Postaram się go kochać poważnie i rozsądnie. Tylko tak jakoś smutno!... tak jakoś bardzo smutno! 20 Listopada  Z obiadami coraz gorzej. Magdalena się zaniedbuje i nigdy obiad nie jest na oznaczoną godzinę. Jest to główny punkt niezadowolenia Juljana. Zaczęłam już sama chodzić do kuchni, ale Magdalena się rozgniewała i powiedziała mi: „Niech mi pani nie nadeptuje na pięty“. Odpowiedziałam jej zaraz: „Niech się Magdalena nie zuchwali,“ ale ona obraziła się na dobre i przestała obiad gotować. Zlękłam się bardzo i poszłam do pokoju, gdzie siedziałam całe pół godziny, płacząc. Potem wzięłam kieliszek wódki i zaniosłam Magdalenie do kuchni. Wypiła i odwróciła się do mnie tyłem. Obiad był o godzinę później, a kotlety zupełnie spalone. Magdalena powiedziała Juljanowi, że to „bez panią,“ a Juljan, uśmiechnąwszy się cierpko, odrzekł: „Wiem, że mam w domu... lalkę“. Mnie łzy puściły się z oczu strumieniem i pobiegłam zamknąć się w swoim pokoju, gdzie siedziałam bez lampy i świecy cały wieczór. Tylko od latarni gazowej padało światło na podłogę. Ja ciągle płakałam nie tyle o tę historję obiadową, ile, że mi taki ból i smutek w piersi wezbrał i razem z temi łzami zdawał się spływać z moich oczów. Myślałam, że duszę z siebie wypłaczę. O ósmej posłyszałam, jak Juljan wychodził z domu. Pierwszy to raz po ślubie zostawił mnie wieczorem samą. Zrobiło mi się bardzo straszno. Bałam się wstać i poszukałam zapałek. Naprzeciwko zaczęli grać na fortepianie i to mnie dobiło... Zaczęłam znów płakać i osunęłam się aż na podłogę, tak mnie łkania dusiły. Wołałam po cichu: „wody! wody!“ — a przecież to było głupio z mej strony, bo nikt mnie nie słyszał i słyszeć nie mógł. Później wstałam, rozebrałam się i położyłam spać. Podobno te pierwsze miesiące po ślubie nazywają się... miodowemi miesiącami! Czy to być może? Czy to być może! Nazajutrz  Juljan powrócił dość późno i pogodził się ze mną na dobranoc. Jestem kontenta, że się już na mnie nie gniewa, ale zarazem forma pogodzenia zrobiła na mnie dziwne wrażenie. Zdawało mi się, że ja muszę się pogodzić z tym człowiekiem, że mnie nie wolno zasnąć rozgniewanej, że on w formie żartobliwej każe mi być dla siebie uprzejmą i zarzucić sobie ręce na szyję. Gdy doszło już do tego, że przyciągnął mnie do siebie, i zaczął całować, zamknęłam oczy, bo mi wstyd było za siebie samą, że nie mam odwagi powiedzieć mu: „Nie chcę twych pieszczot, serce mnie boli“, że jak manekin w jego rękach jestem bezsilna i głupia, bez chęci, bez woli, bez możności pozostania na chwilę samą ze smutkiem moim. 23 Listopada  Przypomniałam sobie, że jako mężatka, mam już prawo czytać nieprzyzwoite książki i postanowiłam zaabonować je w pierwszej lepszej czytelni. Tylko na to trzeba się odważyć wyjść samej na ulicę. W domu nie wolno mi było wychodzić samej. Zawsze wychodziłam z mamą, a już w najgorszym razie ze służącą. Możeby wziąć ze sobą Magdalenę? Sama nie wiem. Chciałabym się zapytać Juljana, ale boję się... 26 Listopada  Dziś Juljan, wychodząc do biura, powiedział mi, że od pierwszego będzie mi dawał 60 rubli na domowe miesięczne wydatki i że to mi powinno wystarczyć do końca miesiąca. On opłaci mieszkanie, kupi węgle i zapłaci słudze. Nie wiem, czy to mało, czy dużo te 60 rubli miesięcznie. Nie odpowiedziałam mu nic, bo nie chciałam, żeby zrozumiał, że ja pod tym względem jestem bardzo głupia. Poszłabym do mamy zapytać się, czy to wystarczy na miesiąc, ale mama nie bardzo chętnie godziła się na moje małżeństwo i mówiła do ojca: „Jeżeli będą biedę klepać, to ja ręce umywam“.
Więc po co mama ma wiedzieć, co ja dostaję od Juljana na miesięczne wydatki? Niech lepiej nikt nie wie, jak mi jest. Klamka zapadła, nic już się nie zmieni. Sześćdziesiąt rubli miesięcznie to dwa ruble dziennie. Będąc panną, nigdy w życiu tyle pieniędzy w ręku nie miałam. Zaabonuję nieprzyzwoite książki, kupię sobie kawioru, dam trochę pieniędzy biednym na intencję dobrego z Juljanem pożycia i zafunduję sobie lepszego pudru. Mówią, że Welutina to bardzo dobry puder. 27 Listopada  Żeby już ten pierwszy jak najprędzej przyszedł i żebym już miała te pieniądze w ręku. 29 Listopada  Dziś jeździliśmy z wizytami; byliśmy w dziewięciu domach. W jednym nas wcale nie przyjęli, to jest lokaj wziął bilety, poszedł i wróciwszy, powiedział, że państwo wyszli. To musiało być nieprawdą, ja to dobrze czułam, bo Juljan był taki zły, wsiadając do karety, że zaczął na mnie krzyczeć bez najmniejszego powodu i wyrzekać, że kareta drogo kosztuje. Siedziałam w kącie cichutko i trzęsłam się cała ze zdenerwowania, tak mnie ten dzień strasznie zmęczył. Ci wszyscy państwo, u których byliśmy, to byli przeważnie znajomi Juljana z kawalerskich czasów. U nas w domu bywali sami krewni i taka tam „zbieranina“, jak Juljan powiedział, więc tam nie warto było jechać. Tylko, że znajomi Juljana przyjmowali nas jakby niechętnie. W dwóch domach były panny na wydaniu. Patrzyły na mnie ironicznie. Szczególnie Iza Troicka, wysoka, ładna blondynka, bardzo umalowana i w wyzywającej czerwonej bluzce. Zaraz gdyśmy weszli, zaczęła chichotać z moim mężem i zaciągnęła go ze sobą do framugi okna za firanki. Tam rozmawiali i śmiali się półgłosem; nigdy nie widziałam mego męża w takiem dziwnem usposobieniu. Był jakby zmieszany i zadowolony. Gładził ciągle wąsy i patrzał na Izę z pod przymrużonych powiek. Ja, siedząc na kanapie z panią Troicką, starałam się udawać, że nie widzę i nie zwracam uwagi na tych dwoje, ale mimowoli widziałam ich doskonale, a także i odbicie ich, powtórzone w lustrze, które wisiało na bocznej ścianie nad konsolą. Uderzyło mnie to, że Iza i mój mąż są naprawdę do siebie podobni. Oboje mają złote włosy i silnie akcentowane profile, ładne różowe usta i oboje umieją patrzeć dziwacznie z pod przysłoniętych powiek. Choć u mojego męża to spojrzenie ma pewien odcień złośliwości, podczas kiedy patrzy zupełnie chłodno. Rozmawiali półgłosem, niektóre jednak urwane zdania dolatywały do moich uszów.  Nagle Iza wyrzekła:  — Nie, teraz już wszystko skończone...  Mąż mój śmiać się zaczął i posłyszałam tylko zakończenie jego odpowiedzi:  — ...przeciwnie, teraz nabierze uroku!  Iza odparła:  — Jak dla kogo!  I szybko zbliżyła się ku nam. Idąc, szeleściła jedwabiem podszewek. Mnie ten szelest i zbliżenie się Izy zmieszały niewymownie. Czułam, że się czerwienię i byłam zła na siebie, bo nietylko Iza, ale i mój mąż patrzyli na mnie. We wzroku Izy malowała się najwyraźniej pogardliwa litość. Rzeczywiście w porównaniu z nią byłam niezgrabna i brzydka. Dziwiło mnie, że tak piękna panna do tej chwili za mąż nie wyszła. Gdy wyszliśmy od Troickich, powiedziałam to Juljanowi. Zaczął się śmiać i odpowiedział:  — Iza nie ma posagu, a potem to nie jest panna, którą można wziąć za żonę.  Uczułam się oburzoną, że mnie w takim razie do tego domu wprowadził, i zebrawszy na odwagę, zrobiłam mu z tego powodu wymówkę. Przestał się śmiać, zmarszczył brwi i powiedział mi:  — Głupia jesteś.  Już po raz drugi nazwał mnie głupią.  Pierwszy raz kiedy się zapytałam, czy... Później pojechaliśmy do dwóch zwierzchników Juljana, ale tam nie było nikogo w domu. Ja byłam bardzo kontenta, bo jestem nieśmiała i takie wizyty dużo mnie zdrowia kosztują. Aż wreszcie spotkała nas u państwa Okszów-Jarzębskich, których mój mąż poznał u wód w Galicji, gdy jeździł leczyć się lat temu kilka. Ci państwo muszą być bardzo bogaci, bo w przedpokoju było ładniej niż u nas w saloniku, a nawet niż w salonie moich rodziców. Lokaj miał taką minę zuchwałą i patrzył na nas z góry, a na ścianach wisiały wszędzie portjery w pasy, w guście wschodnim. Kiedyśmy stamtąd wyszli i wsiedli do karety, jechaliśmy jeszcze ulicą Bracką, w stronę mieszkania moich rodziców, ale Juljan nagle zatrzymał karetę i zawołał do mnie:  — Wysiądź!  Wysiadłam natychmiast, bo cóż miałam zrobić? Juljan dorzucił: