Z gleby kujawskiej - Stanisław Przybyszewski - ebook

Z gleby kujawskiej ebook

Stanisław Przybyszewski

0,0
7,49 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Z gleby kujawskiej” to utwór Stanisława Przybyszewskiego, polskiego pisarza, poety, dramaturga okresu Młodej Polski. Przybyszewski był skandalistą, przedstawicielem cyganerii krakowskiej i nurtu polskiego dekadentyzmu.

“Zdaje się, że Remy de Gourmont wypowiedział ostry i dość płytki paradoks: Ludzie piszący dzielą się na dwie kategorje: na tych, którzy mają talent, a tymi są symboliści, i na tych, którzy go nie mają, a więc realiści.

Paradoks ten, który był niegdyś bojowym okrzykiem pewnej grupy artystów, nazwanych symbolistami, ukrywa jednakowoż pewną głębszą prawdę, jeżeli symbolizm nie oznacza pewnej kliki literackiej, ale zostanie pojęty w jego rzeczywistem znaczeniu.

Zapomnijmy zatem, jakie kierunki literackie łączą się z nazwą symbolizmu, dekadentyzmu, satanizmu, i jak się te wszystkie izmy nazywają, zapatrujmy się tylko na istotę samą.

Teorya symbolizmu jest prosta i jasna, jak każda prawda.

Amiel mówi, że krajobraz jest stanem duszy i w tem powiedzeniu tkwi zasadnicza prawda tak zwanego symbolizmu.”

Fragment

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 43

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Stanisław Przybyszewski

Wydawnictwo Avia Artis

2021

ISBN: 978-83-8226-621-4
Ta książka elektroniczna została przygotowana dzięki StreetLib Write (https://writeapp.io).

Z GLEBY KUJAWSKIEJ

Zdaje się, że Remy de Gourmont wypowiedział ostry i dość płytki paradoks: Ludzie piszący dzielą się na dwie kategorje: na tych, którzy mają talent, a tymi są symboliści, i na tych, którzy go nie mają, a więc realiści.

 Paradoks ten, który był niegdyś bojowym okrzykiem pewnej grupy artystów, nazwanych symbolistami, ukrywa jednakowoż pewną głębszą prawdę, jeżeli symbolizm nie oznacza pewnej kliki literackiej, ale zostanie pojęty w jego rzeczywistem znaczeniu.  Zapomnijmy zatem, jakie kierunki literackie łączą się z nazwą symbolizmu, dekadentyzmu, satanizmu, i jak się te wszystkie izmy nazywają, zapatrujmy się tylko na istotę samą.  Teorya symbolizmu jest prosta i jasna, jak każda prawda.  Amiel mówi, że krajobraz jest stanem duszy i w tem powiedzeniu tkwi zasadnicza prawda tak zwanego symbolizmu.  Dla symbolisty bowiem jest myśl identyczną z bytem. Istota, która się tylko objawia we wewnętrznych fenomenach bytu, jest ta sama, która żyje w duszy człowieka. Dusza, a istota świata jest jedno.  Symbolista zatem czuje intuicyjnie związek swej duszy z duszą całej natury, a poza przypadkowością rzeczy widzi jakiś tajemny świat, poza czasowością bezgranicze wieczności, z której sam się wyłonił. Rzeczywistość jest dlań li tylko symbolem innego a wyższego świata, a razem z Shelleyem patrzy na świat jak przez różnobarwne szkło, w którem odwieczne Jedno się łamie.  Dwojaki zatem jest rodzaj artystów: Ci, co z nabożeństwem i czcią wnikają w życia wewnętrzne bogactwo, piękność i tajnie, co w sercu swem zbudowali ołtarz w kształt onego, na którym w Atenach napisano: Nieznanemu Bogu; a z drugiej strony ci, co z bezmyślną obojętnością pływają po wierzchu życia, chwytają zmysłami bezpośrednią rzeczywistość, nie troszcząc się bynajmniej o wewnętrzny związek rzeczy, wyławiają tu i owdzie małe „coins de nature“, które z lepszem lub gorszem powodzeniem opisywać umieją.  Symbolista zatem — nie w znaczeniu kliki, ale tak jak go określiłem — to artysta, który poza każdem zjawiskiem docieka istoty, który we wszystkich czy to politycznych, czy społecznych formułkach widzi tylko rzeczy przypadkowe i przemijające, szumowiny i pianę na odwiecznym oceanie bytu. Dla niego nie istnieją oderwane przejawy, wiąże on je w jedną nierozerwalną całość, dla każdego atomu kreśli jego niezmierzony horyzont w wszechbycie, w każdej kropli oceanu odzwierciedla mu się całe niebo, a po najdrobniejszym promieniu wybiega okiem ku wielkiemu prasłońcu, z którego promień ów spłynął.  Istota symbolizmu, a zatem istota wszystkich nowych kierunków literackich jest dążenie do syntezy.  Mniejsza o to, czy ten poplątany chaos najrozmaitszych kierunków, okrzyków bojowych, najśmieszniejszych teoryi, zdołał choć w części wyłonić ze siebie ideał gwiazdę, do którego dąży, i który urzeczywistnić pragnie, w każdym razie jest to dla psychologa niezmiernie ciekawy i pocieszający objaw oderwania się sztuki od płaskiego naturalizmu i pozytywizmu, a powrót jej do potężnych źródeł, jakie nam Mickiewicz i Słowacki w ostatnich latach życia odkryli.  Dla symbolisty jest rzeczywistość złudną, kłamliwą Mają, która nam zakrywa istotę rzeczy, zmysły tracą dlań wartość, bo rozrywają to, co jest niepodzielnie Jedno, nic go nie obchodzą przypadkowe, a przemijające zjawy życia, on wierzy tylko duszy swej, wiąże cząstki i cząsteczki świata, jakie do jego duszy przez zmysły spływają znowu w jedną całość — świat rzeczywisty zanika z przed jego oczu: On zapatrzony w bogactwo i przepych tego świata, który sobie sam w swej duszy odtworzył, jedyny rzeczywisty świat. I tak maluje Munch, potężny malarz norweski, niebo, jak może nigdy objektywnie nie wygląda, ale takie on je widział w chwilach obłędnej rozpaczy, poszarpane w dzikie pasy krzyku, rozstrzępione w podarte szmaty majaczących snów — tak pisze Mombert, najtęższy współczesny poeta niemiecki, o swojem sercu, co laską swoją rozlśniewa nad morzem, bo morze przestało być morzem, a stało się uczuciem i tak słyszy Jan Kasprowicz w jednym z największych swoich poematów „Przy szumie drzew“ te dźwięki, szumy, rozhowory, szelesty, szmery i szepty lip, jaworów, buków, klonów i świerków, nie poza sobą, ale w sercu swojem, w duszy swej:

„Las szumiał A szumy jego wnikały powoli W wszystkie me żyły. Krwi mej każdy atom Zdawał się zmieniać w miljonową cząstkę Jakiejś symfonii i zlewać się razem Z szumem, z szelestem, z pomrukiem i szeptem Drzew, konarami, chwiejących nademną I tajemnicze przejęły mnie dreszcze. I wnet uczułem, że szumiące drzewa Nie nad mą głową tak szumią, lecz we mnie.

 Doznałem wrażenia, żem się przedzierzgnął w jeden z tych jaworów, buków czy klonów lub świerków a potem, że ci liściami naodziani boru tego mieszkańce, zrośli się w olbrzymie jakieś pradrzewo, rozparli tę nikłą uwięź cielesną, która już nie gniotła, i mą prawdziwą stali się istotą.  A teraz odrzućmy to hasło symbolizmu, z którem się tyle błazeństw, śmieszności, snobizmu powiązało, powróćmy do rodzimych i daleko prostszych określeń.  Człowiek, który jest w stanie świat w sobie od nowa w nowej potędze i piękności odtworzyć, który poza przypadkową zjawą rzeczy widzi odwieczną ciągłość istoty bytu, ten jest twórca — a wszystko reszta, to tylko literatura.

----------

Wracam znowu do mego tak wyśmianego i wyszydzonego pojęcia „metasłowa.“ Mówiąc o Szopenie mówiłem, że człowiek pierwotny nie nie nazywał przypadkowem słowem jakiś przedmiot poza sobą, tylko w chwili, kiedy tworzył pierwsze słowo, zrobiło coś w nim ogromne wrażenie, czy to miłości, czy zemsty, czy strachu, coś wezbrało w nim olbrzymią falą, rwało się ku krtani, rozpierało mu piersi, aż w uszach jego rozległ się jego własny przeciągły krzyk czy to zdumienia, czy przestrachu, czy też pragnienia.  Ze słów w