Wymarzona randka - Barbara Hannay - ebook

Wymarzona randka ebook

Barbara Hannay

3,8

Opis

Patrick i Molly zamieniają się na kilka miesięcy domami. On trafia do domku na rajskiej wyspie, ona do eleganckiego apartamentu w Londynie. Piszą do siebie długie mejle i poznają się coraz lepiej, chociaż nigdy się nie widzieli…

Patrick na wyspie Magnetic: Po latach spędzonych w hałasie i stresie, tu nareszcie wypocznę. Żadnych telefonów, żadnych SMS-ów, nic. Zaraz wyciągnę się na hamaku pod mangowcem. Ciekawe, jak wygląda Molly?

Molly w Londynie: Chcę poznać Londyn. Chcę zakochać się w Angliku, pójść z nim na romantyczną randkę. Ciekawe, czy Patrick jest podobny do angielskiego dżentelmena z moich marzeń?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 143

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,8 (31 ocen)
11
8
8
3
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
aania1983

Dobrze spędzony czas

Ach historia jak z bajki, urocza i słodka. Jednak forma nie przypadła mi do gustu, brakowało mi dialogów i realnych spotkań bohaterów. Polecam.
00

Popularność




Barbara Hannay

Wymarzona randka

Przełożyła Julita

ROZDZIAŁ PIERWSZY

– Patrz, patrz – szepnęła Molly, kiedy mężczyzna i kobieta na ekranie telewizora ruszyli w przeciwne strony mostu westminsterskiego. – Za moment on się obejrzy...

Siedząca na drugim końcu kanapy Karli sięgnęła po garść popcornu.

– To moja ulubiona scena. Big Ben wybija godzinę. On... cholera, nie umiem powstrzymać łez... on staje, obraca się... Widzisz jego spojrzenie?

– Pełne miłości. Naprawdę ją kocha.

Molly wydmuchała nos. Wspaniały mężczyzna na moście czeka, aż kobieta się obejrzy.

Karli przycisnęła do piersi poduszkę.

– Pobiegnie za nią.

– Nie. Teraz jej ruch. Jeśli się nie obejrzy, to znaczy, że go nie kocha.

Czerwony piętrowy autobus zatrzymuje się na przystanku; bohaterka wsiada. Kamera ponownie pokazuje udręczoną twarz mężczyzny.

– Będzie smutne zakończenie?

Molly zacisnęła wargi, żeby nic nie zdradzić. Kamera odjeżdża, na ekranie pojawiają się srebrzysta wstęga Tamizy, pałac westminsterski, Big Ben oraz samotna postać na moście. Odgłosy ruchu ulicznego cichną, rozlegają się dźwięki skrzypiec.

Molly widziała film kilkanaście razy, mimo to łzy ciekły jej po policzkach.

Po paru sekundach, które wydają się wiecznością, autobus staje. Ze środka wysiada kobieta w długim futrze. Kochankowie z rozpostartymi ramionami zaczynają biec ku sobie, wreszcie padają sobie w objęcia.

– Całkiem niezłe – przyznała Karli.

– Niezłe? – Molly pociągnęła nosem. – Wyraz twarzy Christiana, kiedy sądzi, że już nigdy nie zobaczy Vanessy, powinien przejść do historii kinematografii. A Londyn... to chyba najbardziej romantyczne miasto na świecie.

– A nie Paryż? – Karli ponownie sięgnęła po popcorn.

– Paryż? Daleko mu do Londynu.

– Przyznaj się, Mol. Kręcą cię Anglicy.

Ignorując słowa przyjaciółki, Molly wyłączyła telewizor i podeszła do okna. Księżyc zalewał srebrzystym blaskiem wysokie sosny na cyplu oraz gładką taflę Morza Koralowego.

– Jedno wiem na pewno. Tak romantycznej miłości nigdy nie przeżyję. Zwłaszcza na naszej wyspie.

– Może nie mamy Big Bena ani mostu westminsterskiego, ale księżyc nad zatoką Picnic jest magiczny. Właśnie tam Jimbo mi się oświadczył...

– Wy jesteście wyjątkowi. Już w przedszkolu trzymaliście się za rączki. Wszyscy wiedzieli, że kiedyś się pobierzecie.

– Niedobrze, gdy mąż spędza pół życia na kutrze.

– Fakt. – Molly przeszła do kuchni. – Nie powinnam oglądać tego filmu. Zawsze potem marzy mi się Londyn.

– Nie wystarczy Sydney lub Brisbane?

Molly wzniosła oczy do sufitu. Czy jakiekolwiek australijskie miasto mogło się równać ze stolicą Anglii? Londyn – jego historia, architektura, tradycje – fascynował ją od lat. Uwielbiała nazwy londyńskich ulic, placów, dzielnic: Portobello, Serpentine, Piccadilly, Battersea.

– Ja bym wolała Stany – oznajmiła Karli. – Jimbo obiecał zabrać mnie do Las Vegas.

– Kiedy?

– Żebym to wiedziała! Jak się wzbogacimy.

– U mnie też krucho z forsą. Spłata kredytu hipotecznego pochłania wszystkie oszczędności. A hotele w Londynie sporo kosztują. Sprawdzałam w internecie.

– A gdybyś wynajęła swój dom?

Molly wzdrygnęła się na myśl o obcych ludziach mieszkających w domu, który od ponad pół wieku należał do jej babci.

– Albo zamieniła się z kimś? Ustalasz termin, wybierasz najlepszą ofertę... Moja kuzynka z Cairns zamieniła się z parą Duńczyków. Była zachwycona.

– Hm. – Po plecach Molly przebiegł dreszcz.

Patrick Knight popatrzył na stos papierów na biurku, a potem na zegarek. Już ósma, a czeka go jeszcze sporo roboty. Napisał SMS-a: „Przepraszam, Angelo. Dziś nie dam rady, jestem zawalony robotą. Możemy się umówić na piątek? P.” Wzdychając ciężko, przysunął kolejną teczkę.

Na skutek globalnego kryzysu ekscytująca praca w bankowości stała się źródłem stresu. Miał wrażenie, jakby pracował w strefie wojennej. Wielu kolegów odeszło lub zostało zwolnionych. Niektórzy przeżyli załamanie nerwowe. On pracował za trzech. Już nie cieszyły go pochwały szefa. Coraz częściej zadawał sobie pytanie, po co tak haruje.

Nie miał żadnego życia prywatnego. Nie miał kiedy cieszyć się ślicznym domem na Alice Grove ani spotykać z dziewczyną. To cud, że w ogóle zdołał poznać Angelę. Podejrzewał jednak, że długo z nim nie wytrzyma.

A książka? Obiecał sobie, że w wolnym czasie będzie pisał powieść. W wolnym czasie? Dobre sobie! Cholera, któregoś dnia obudzi się blady, zestresowany, będzie miał pięćdziesiąt lat i...

Zabrzęczała komórka. Przeczytał wiadomość od Angeli. „Piątek odpada, inne dni też. Rezygnuję. Żegnaj, mój miły. Ange”. Zaklął pod nosem, lecz się nie zdziwił. Jutro wyśle Angeli trzy tuziny róż, choć to zapewne nie pomoże.

Ogarnęła go złość. Odsunął krzesło od biurka, wstał i zaczął przemierzać pokój. Gabinet przypominał więzienie. Patrick rozejrzał się wkoło. Tak, był więzieniem! Czuł nieprzepartą chęć, żeby wyłamać kraty, uciec gdzieś daleko. Nagle jego wzrok padł na stary globus. Zbliżywszy się, zakręcił kulą. Pojadę tam, gdzie wskaże mój palec, pomyślał. Liczył na coś egzotycznego, Tahiti albo Rio de Janeiro.

Globus się zatrzymał. Palec spoczywał na małej wysepce u wschodniego wybrzeża Australii. Magnetic Island.

Nigdy o takim miejscu nie słyszał. Postanowił sprawdzić je w internecie. Wrócił do biurka.

Hm, palmy, biały piasek, turkusowe morze. Może wyspa Magnetic niewiele się różni od Tahiti? I wtem u dołu strony dojrzał: „Wakacyjna zamiana domów”. Kliknął.

„Wyspa Magnetic, stan Queensland, Australia. Dom (salon, dwie sypialnie, kuchnia). Położenie: wśród zieleni, na cyplu, z widokiem na morze. W pobliżu mnóstwo pięknych zatoczek. Niedaleko Wielka Rafa Koralowa. Można żeglować, nurkować, latać na paralotni. Preferowany termin: od 1 kwietnia na trzy – cztery miesiące. Preferowane miejsce: Londyn”.

Patrick uśmiechnął się pod nosem. Wyobraził sobie siebie na drugim końcu świata. Pływa wśród kolorowych ryb, leży w cieniu palmy na hamaku, obserwuje Australijki w skąpych bikini, pisze porywający kryminał...

Nie bujaj w obłokach! Z niechęcią sięgnął po plik dokumentów, ale nie był w stanie skupić się na liczbach. Zamiast tego pisał w myślach własne ogłoszenie:

„Wakacyjna zamiana domów. Londyn, Anglia. Uroczy dom (trzy sypialnie) w luksusowej dzielnicy Chelsea. Blisko do metra, do restauracji oraz muzeów i galerii. Preferowany termin: trzy miesiące (kwiecień/maj do czerwiec/lipiec). Preferowane miejsce: Queensland, Australia”.

Dwie i pół godziny później odłożył ostatnią teczkę. I podjął decyzję. Pojedzie. Wyrwie się z Londynu. Jutro z samego rana umówi się z szefem na rozmowę.

ROZDZIAŁ DRUGI

Do: [email protected]

Od: [email protected]

Temat: Fru!

Hej, Patrick!

Nie mogę uwierzyć, że będę w Anglii za nieco ponad dobę. Jestem spakowana, chałupa lśni czystością. Przygotowałam ci świeżą pościel. Mam nadzieję, że lubisz kolor granatowy. Zamierzałam wstawić kwiaty do wazonu, ale bałam się, że zwiędną, zanim przyjedziesz.

Klucz zostawię pod donicą przy kuchennych drzwiach. Nie bój się. Tu mieszkają sami uczciwi ludzie i nikt nie zamyka drzwi na klucz. Na wszelki wypadek (odpukać!) drugą parę zostawię w recepcji ośrodka Sapphire, w którym do wczoraj pracowałam. Pracowałam – czas przeszły. Jak to miło brzmi! Zastąpi mnie Jill, córka właściciela, którą trochę podszkoliłam.

Nie masz pojęcia, jak bardzo chciałam pomieszkać w Londynie. Jestem taka podekscytowana. Tej nocy pewnie oka nie zmrużę.

A ty? Uporałeś się z pracą? Przyjaciele urządzili ci przyjęcie pożegnalne? Mnie moi urządzili wczoraj; nie wiem, co zrobię z wszystkimi prezentami.

Aha, śmiało korzystaj z mojego samochodu. Wprawdzie to gruchot, ale jeździ. I nie przejmuj się, że jest niezarejestrowany. Na wyspie nie trzeba rejestrować aut, chyba że się je zabiera na stały ląd.

Dzięki za ofertę, ale ja twojego wozu nawet nie dotknę. Nie poradziłabym sobie w londyńskim ruchu.

Jeszcze jedno: nie zdziw się, jeśli prom się spóźni. Pływa według „czasu wyspiarskiego”.

Molly.

PS. Zgadzam się, że nie ma sensu do siebie dzwonić, chyba że w bardzo pilnej sprawie. Po pierwsze, różnica czasu (dziesięć godzin!) Po drugie, koszty. Mejle są wygodniejsze. Bywam straszną gadułą, kiedy jestem podekscytowana, ale spróbuję nad tym zapanować. Choć gwarancji nie daję!

Do: [email protected]

Od: [email protected]

Temat: Re: Fru!

Droga Molly,

dzięki za list. Niestety nie było czasu na przyjęcie pożegnalne. Pracowałem do późna, teraz pędzę się spakować. Cidalia (moja pani od sprzątania) wpadnie za kilka dni i pokaże ci, jak wszystko działa.

Klucze będą w skrytce bankowej, w moim banku na King’s Road. Koledzy wiedzą, że mają ci je przekazać. Musisz im tylko pokazać paszport.

Życzę dobrej podróży. I pozdrawiam. Patrick.

Do: [email protected]

Od: [email protected]

Temat: Jestem w Londynie!!!

Gdybym nie była tak nieludzko zmęczona, uszczypnęłabym się, żeby sprawdzić, czy nie śnię. Ledwo trzymam się na nogach, ale jestem szczęśliwa!

Twój uprzejmy kolega z banku wręczył mi klucze i życzył miłego pobytu. Patrick, twój dom jest niebywale piękny. Na jego widok dosłownie mnie zamurowało. Odezwę się jutro, teraz zaparzę pierwszą filiżankę pysznej angielskiej herbaty, a potem idę spać. Do jutra. Zachwycona Molly.

Do: [email protected]

Od: [email protected]

Temat: Dziękuję

Hej!

Spałam dziesięć godzin w twoim wielkim, wygodnym łóżku. Czuję się znacznie lepiej, ale w głowie wciąż mi szumi z podniecenia. Nigdy dotąd nie opuszczałam Australii. Wczoraj, kiedy przelecieliśmy nad kanałem La Manche i zobaczyłam zielone zamglone pola, łzy napłynęły mi do oczu.

A Heathrow! Cóż za przeżycie! Teraz wiem, jak się czuje bydło, kiedy zagania się je do zagrody. Przez moment miałam ochotę zawrócić i uciec na moją małą senną wysepkę. Oczywiście szybko mi przeszło. Po wyjściu z lotniska zafundowałam sobie taksówkę. Wiem, straszna rozrzutność, ale obładowana bagażem nie miałam ochoty tłuc się metrem.

Kierowca spytał, dokąd jedziemy. Powiedziałam: Alice Grove 34. Skinął głową; widać było, że jest pod wrażeniem. Kiedy dojechaliśmy, ja też byłam.

Trochę nierówna ta nasza zamiana!

Twój dom, Patricku, jest naprawdę wspaniały. Pokryte wykładziną schody, łukowe okna, marmurowe kominki, ogromne łazienki... z bidetami! Chwilę trwało, zanim zorientowałam się, co to. A ty, biedaku, u mnie w łazience znajdziesz co najwyżej małe zielone żabki.

Podoba mi się twój salon pełen książek – pewnie jesteś zapalonym czytelnikiem – ale najbardziej kuchnia z biało-czarną terakotą i oszklonymi drzwiami na patio. Poranną herbatkę wypiłam właśnie tam, w słabym angielskim słońcu.

Po śniadaniu wybrałam się na spacer wzdłuż King’s Road. Mijałam eleganckie kobiety o brzoskwiniowej cerze, w owiniętych wokół szyi szalach i wysokich skórzanych botkach. Żeby się nie wyróżniać, natychmiast kupiłam sobie szal, na botki mnie nie stać. Brzoskwiniowej cery nie mam.

Wiesz co? Przechodził koło mnie aktor. Starszy mężczyzna, nie pamiętam jego nazwiska, ale moja babcia się w nim podkochiwała. Boże, Patricku, czuję się, jakbym mieszkała w pałacu Buckingham. Kiedy pomyślę o tobie w mojej chałupie... Jak się już zorientowałeś, żyję skromnie, nawet nie mam plazmy. Kurczę, powinnam była cię ostrzec.

Odezwij się. Napisz, jak się miewasz. Mam nadzieję, że nie żałujesz decyzji.

Pozdrawiam, Molly.

Do: [email protected]

Od: [email protected]

Temat: Dotarłeś na miejsce?

Patrick, przepraszam, że zawracam głowę, ale napisz, czy dotarłeś na miejsce, jak się czujesz i jak ci się mieszka. M.

PS. Wciąż jestem podekscytowana, ale nie sądziłam, że będzie tu tak zimno. Tak wygląda angielska wiosna?

Do: [email protected]

Od: [email protected]

Temat: Jak tam?

Kochany mój, pewnie już jesteś w Australii. Jak podróż? Bardzo męcząca? Obiecuję, że nie będę cię zasypywać listami, ale chciałabym wiedzieć, czy wszystko w porządku, i życzyć ci weny twórczej.

Ucałowania od dumnej matki przyszłego światowej sławy pisarza.

Do: [email protected]

Od: [email protected]

Temat: Re: Dotarłeś na miejsce?

Droga Molly,

tak, dotarłem. Warto było lecieć dwadzieścia godzin na drugi koniec świata. Twój dom bardzo mi odpowiada. W środku wszystko lśni – musiałaś się napracować! A granatowa pościel jest piękna.

Tak jak ci wspomniałem, zamierzam napisać powieść, więc nie potrzebuję luksusów. Telewizji też nie planuję oglądać. Zmiana krajobrazu i natchnienie to jedyne, czego mi trzeba. Widok z okna dostarcza obu tych rzeczy.

Trochę przemeblowałem salon, tak żebym siedząc przy stole, miał widok na malowniczy przylądek Cleveland. W zależności od pozycji słońca i chmur morze ciągle zmienia barwę. Jest urzekające.

Cieszę się, że się zadomowiłaś i że podoba ci się w Londynie. Nie przejmuj się, jestem tu bardzo szczęśliwy. Aha, dzięki za karteczki z przydatnymi informacjami. Stosuję się do wszystkich rad.

Wszystkiego najlepszego. Patrick.

Do: [email protected]

Od: [email protected]

Temat: Re: Jak tam?

Cześć, Mamo!

U mnie wszystko w porządku. Doleciałem, zadomowiłem się. Czuję się jak w raju, więc nie martw się o mnie. Ucałowania dla ciebie i Jonathana. Patrick.

Dziennik Knighta, Magnetic, 10 kwietnia

Dziwnie się czuję, bo nigdy dotąd nie prowadziłem dziennika, ale podobno zapisywanie luźnych uwag i myśli pomaga pisarzom w pracy. Chodzi o to, żeby czekając na natchnienie, nie popadać w umysłowe lenistwo.

Z początku nie zamierzałem się w to bawić. Jestem przyzwyczajony do liczb, arkuszy kalkulacyjnych, szybkich rezultatów. Pisanie słów, zdań, których może nigdy nie wykorzystam, wydawało mi się stratą czasu. Ale po tym, jak spędziłem bezproduktywnie cały dzień, wpatrując się w pusty ekran, uznałem, że lepiej napisać cokolwiek niż nic.

Pewnie wszystkiemu winne są długa podróż i różnica czasu między Anglią i Australią. Odpocznę i za dzień lub dwa natchnienie wróci. A na razie spróbuję zanotować parę uwag w dzienniku.

A więc... Mogę być szczery, bo nikt tego nie będzie czytał. To ciekawe doświadczenie: wprowadzić się do czyjegoś domu na drugim końcu świata, widzieć inny krajobraz, czuć inne zapachy, słyszeć inne dźwięki. Molly zostawiła mi mnóstwo karteczek w różnych miejscach.

Kartka oparta o doniczkę: „Możesz podlewać roślinkę dwa razy w tygodniu? Ale tak, żeby woda nie zostawała na podstawce, bo wylęgną się komary”.

Kartka na drzwiach lodówki: „Częstuj się rybą w zamrażarce. Znajdziesz tam pstrąga koralowego, solandrę, nannygai. Wszystkie są pyszne. Najlepiej wrzucić je na ruszt. Na półce nad kuchenką stoi książka kucharska”.

Kartka na ścianie koło kontaktu: „Po ścianie mogą ganiać śliczne małe jaszczurki. To gekony; nie gryzą, za to zjadają owady”.

Roślinność w niczym nie przypomina tej w Anglii. Ptaki też; od angielskich różnią się nie tylko wyglądem, lecz także śpiewem. Jaskrawozielona papuga o niebieskim łebku i żółtej szyi potwornie skrzeczy. Głos kukabury przypomina histeryczny chichot. Inne ptaszysko wydaje w nocy mrożący krew w żyłach pisk.

To cud, że dostałem urlop. Nie sądziłem, że George Sims okaże się taki wspaniałomyślny. A wracając do powieści... wydawało mi się, że pisanie relaksuje. Zobaczymy!

Mimo tych wszystkich różnic, a może właśnie z ich powodu, dobrze się czuję w domu Molly Cooper. Chałupa jest mała, prosta, ale ma charakter. Najdziwniejsze jest to, że chociaż nie widziałem Molly na oczy, to przebywając wśród jej rzeczy, używając jej talerzy, mydła (o zapachu sandałowym), śpiąc w jej łóżku pod białą moskitierą, mam wrażenie, jakbym ją znał.

Na lodówce, przypięte magnesem w kształcie kawałka arbuza, wisi jej zdjęcie ze starszą kobietą. Z tyłu widnieje podpis: „Molly z Babcią”. Zdjęcie zrobione zostało jakiś rok temu. Zatem rok temu Molly miała długie ciemnoblond kręcone włosy, sympatyczny uśmiech, przyjazne spojrzenie, dołeczki w policzkach i parę fantastycznie zgrabnych nóg.

Nie, żeby jej wygląd czy charakter miały dla mnie znaczenie. Nigdy nie poznamy się osobiście. Łączą nas jedynie nasze domy.

Zatem trochę więcej o jej domu... Bałem się, że będzie „dziewczyński”: poduszki, pastelowe kolory, firaneczki i te rzeczy, które sprawiają, że facetowi testosteron spada niemal do zera. Na szczęście się myliłem. Dom jest mały i parterowy. Składa się z salonu połączonego z kuchnią i jadalnią, dwóch sypialni, jednej łazienki.

Jest tu dużo okien; mam więc przewiew i z każdej strony wspaniały widok. Wszędzie wkoło stoją świece, zupełnie jakby wyspa była pozbawiona elektryczności. Całość, utrzymana w błękicie odzwierciedlającym kolor nieba i wody, tchnie spokojem. Na zewnątrz panuje skwar i duchota, w środku cisza i przyjemny chłodek.

Po latach spędzonych w hałasie, ruchu i stresie, tu nareszcie wypocznę. Wszystkim powiedziałem, że przez najbliższe trzy miesiące nie będzie ze mną kontaktu. Od czasu do czasu mejl od Molly i matki, poza tym żadnych telefonów, żadnych SMS-ów, nic.

Chyba wyciągnę się na hamaku pod mangowcem...

Do: [email protected]

Od: [email protected]

Temat: U mnie...

Hej, Patrick!

Jak tam? Mam nadzieję, że pobyt na wyspie sprzyja wenie twórczej. Ja zaczęłam zwiedzanie Londynu (pieszo lub cudownymi piętrusami; trwa to dłużej, ale wciąż nie mam odwagi zejść do metra). Ku mojemu zaskoczeniu większość muzeów nie pobiera opłat. Żeby najlepiej wykorzystać czas, postanowiłam:

1. Unikać Australijczyków. Nie chce mi się wspominać rodzinnych stron.

2. Poznać „prawdziwy” Londyn, nie tylko miejsca odwiedzane przez turystów, jak pałac Buckingham i Trafalgar. Na przykład wczoraj spacerowałam po Chelsea i natknęłam się na dom, w którym ponad sto lat temu mieszkał Oscar Wilde. Ja – dziewczyna, która za sąsiadów ma kangury i papugi! W każdym razie patrzyłam wzruszona na okna, myśląc o tych wszystkich wspaniałych sztukach, które napisał, i o karze więzienia, jaką odbywał za to, że był gejem.

Ty, Patricku, nie jesteś gejem, co? Sądząc po książkach na półkach, głównie biografiach sportowców, powieściach szpiegowskich i analizach finansowych, chyba nie. Oczywiście twoje upodobania literackie i erotyczne to nie moja sprawa; pytam z ciekawości. Nawet nie wiem, jak wyglądasz; nie ma tu ani jednego twojego zdjęcia.

3. Zakochać się w Angliku. Właściwie fajnie by było, gdybyś był gejem; mogłabym wtedy ci opowiedzieć o moich marzeniach. Na wyspie, jak się pewnie zorientowałeś, nie ma zbyt wielu samotnych młodych mężczyzn. Nie mówię o turystach, którzy przyjeżdżają na chwilę, a potem znikają... Zresztą, co tam! Gej czy nie, i tak ci opowiem. Marzy mi się randka z prawdziwym angielskim dżentelmenem. Nie musi to być książę William czy Colin Firth, wystarczy młodszy brat Colina. Koniecznie w garniturze, bo mam już dość facetów, którzy chodzą boso, w szortach i dziurawych koszulkach. Moglibyśmy pójść na koncert, do teatru albo na wystawę.

Pomarzyć wolno, prawda? Swoją drogą sprawdziłam w internecie: w Londynie wystawianych jest obecnie sześćset siedemdziesiąt sztuk! A na Magnetic raz w roku przyjeżdża amatorski zespół z musicalem.

Ostrzegałam cię, że bywam gadatliwa. Dobra, milknę i zmykam. Pa. M.

Do: [email protected]

Od: [email protected]

Temat: Sprzątanie

Dziś przyszła Cidalia. Jest urocza. Nigdy nie spotkałam rodowitej Brazylijki, więc zaprosiłam ją na herbatę. Opowiedziała mi o swojej rodzinie i dzieciństwie w San Paolo.

Patricku, nie wiedziałam, że Cidalia ma sprzątać twój dom podczas mojego pobytu w Londynie. Twierdzi, że z góry jej zapłaciłeś. To miłe, ale mnie nawet do głowy nie przyszło, żeby zatrudnić kogoś do sprzątania na Magnetic. W razie czego mogę skontaktować się z Jodie Grimshaw. Jest samotną mamą, która przyjmuje różne dorywcze prace. Tylko musiałbyś mieć się na baczności. Jodie szuka bogatego męża, a jej dziecko to straszny urwis. Mogę również zadzwonić do mojego szefa z Sapphire; pewnie zgodziłby się, żeby któraś z ich sprzątaczek wpadała raz w tygodniu.

Daj znać. Molly.

Do: [email protected]

Od: [email protected]

Temat: Re: Sprzątanie

Droga Molly,

dzięki za ostrzeżenie. Przydało się. Wpadłem na Jodie dziś w supermarkecie. Zachowywała się... dość śmiało.

Jeśli chodzi o sprzątanie, nikogo nie potrzebuję. Chociaż nie jestem gejem, radzę sobie nieźle z miotłą i szufelką. Może wkrótce nauczę się posługiwać odkurzaczem.

Jedno mi przeszkadza: zakaz pływania. Kto by pomyślał, że mieszkając na tropikalnej wyspie, nie będę mógł wchodzić do wody? Podobno zauważono w pobliżu zabójcze meduzy i słonowodnego krokodyla. Plaże są zamknięte.

Martwi