Wszechświat to najpiękniejsza maszyna - Maciej Trawnicki - ebook

Wszechświat to najpiękniejsza maszyna ebook

Maciej Trawnicki

5,0

Opis


Wszechświat to najpiękniejsza maszyna” Macieja Trawnickiego to opowiadanie z wykreowaną wizją świata opierającą się na założeniu, że najważniejsza w życiu jest interakcja z otoczeniem. To wykreowana baśń dla dorosłych.

Co łączy bezimiennego, błąkającego się po tajemniczym świecie żołnierza z człowiekiem. który od miesięcy leży w śpiączce przykuty do łóżka? Dlaczego kobieta, która się nim opiekuje, nagle zapragnęła poznać kim jest jej pacjent? Dlaczego żołnierz spotyka na swojej drodze dwoje małych dzieci, a świat w którym przebywają jest dziwnie tajemniczy? Kim jest kobieta, która pisze zagadkową książkę, w której występują wszystkie wymienione postacie?

Opowiadanie Macieja Trawnickiego uderza we wszystkie emocje. Akcja tak wciąga, że chce się pomóc bohaterom rozwiązać ich problemy wiedząc, że to niemożliwe. Niezwykle hipnotyzująca, świetnie skomponowana opowieść o marzeniach, tajemnicy i życiu, które nie zawsze wygląda tak, jak byśmy tego chcieli. Opowiadanie to zmusza do refleksji nad własnym życiem, pozwala zatrzymać się i na nowo ustalić ważne priorytety.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 63

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
5,0 (1 ocena)
1
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Maciej Trawnicki
Wszechświat to najpiękniejsza maszyna

– Dla Małgosi, Róży, Blanki –

„Nie w każdej bajce wilk jest zły, a błysk jego zębów może być najszczerszym  z uśmiechów; ufaj sobie, bo wiesz wszystko, co potrzeba.”

Maciej Trawnicki „Wszechświat to najpiękniejsza maszyna”

Copyright © by Wydawnictwo Psychoskok Sp. z o.o. 2015 Copyright © by Maciej Trawnicki, 2015

Wszelkie prawa zastrzeżone. Żadna część niniejszej publikacji nie może być reprodukowana, powielana i udostępniana w jakiejkolwiek formie bez pisemnej zgody wydawcy.

Skład: Wydawnictwo Psychoskok

Projekt okładki: Maciej Trawnicki

Korekta: Paulina Jóźwiak

ISBN: 978-83-7900-435-5

Wydawnictwo Psychoskok sp. z o.o.

ul. Spółdzielców 3, pok. 325, 62-500 Konin

tel. (63) 242 02 02, kom. 665-955-131

wydawnictwo.psychoskok.pl e-mail:

1.

Chłopiec miał na imię „Be”, dziewczynkę nazwałem „A”. Gdy ich znalazłem, nie było czasu na nic więcej, poza podjęciem decyzji czy zabrać ich ze sobą. Samemu być może byłoby mi wygodniej i zdecydowanie bezpieczniej. Ale patrząc na dwie skulone istoty, drżące z zimna i przerażenia, nie mogłem nie przystanąć. Zatrzymałem się i nachyliłem. To był kąt starego muru, porośnięty szarymi liśćmi i pleśnią. Odsunąłem koc, który zakrywał ich głowy. Dziewczynka głaskała chłopca po głowie, szeptała jakieś słowa w niezrozumiałym języku. Chłopiec płakał. Kilkuletnie dzieci.

Odwróciłem się i zacząłem odchodzić. Jeden, dwa, trzy, cztery kroki. Zakląłem w myślach i piąty krok stał się pierwszym w powrotną drogę.

– Ej, wy tam! Chodźcie! – nie zastanawiałem się, czy mnie zrozumieją, ale oboje wstali i bez słowa zaczęli iść ze mną.

– Ty będziesz „A”, ty „Be” – rzekłem beznamiętnie.

– A kim ty jesteś? – zapytała dziewczynka.

– Więc jednak mówimy tym samym językiem. Ja jestem... Jestem „Ce”! Od teraz jesteśmy jak alfabet, scaleni bardziej niż rodzina. Moje oko jest tak samo ważne jak twoje czy jego. Pamiętaj, bo to istotne. To pozwoli nam być grupą, być całością. Jak długo jesteście sami?

– Tydzień... dwa… nie pamiętam…

– Tydzień... Tydzień to bardzo długo. Jeśli tyle wytrzymaliście, to dobrze, jesteście silni. Tylko, co z nim? – spojrzałem na chłopca, był chudy i powykrzywiany, nie patrzył na mnie. – czy on jest chory?

– „Be” jest inny, nie potrafi mówić, myśli też nieco inaczej, ale to dobry chłopiec. Jest nadzwyczajny.

– Zatem opiekuj się nim tak, jak dotychczas. Pójdziemy do mojej kryjówki. Tam zaczekacie, a ja przyniosę jedzenie. Rozumiemy się?

– Tak.

* * *

Ile to już dni? Wędrówka nie ma końca, początku również. To takie uczucie, jakby nagle znaleźć się w środku oceanu – wśród żywiołu, który po prostu jest.

– Kim jesteś „Ce”? – zapytała „A”, wyrywając mnie z zamyślenia. Przed udzieleniem odpowiedzi spróbowałem sprawiedliwie podzielić suchy kawałek bułki na trzy części.

– Po prostu „Ce”... czy to za mało?

– Mama wieczorem opowiadała nam bajkę...

– Nie znam żadnych bajek. Nie miałem dzieci. Nie znam się na tym. Nie pamiętam nawet definicji słowa bajka.

– „Be” bardzo lubi ich słuchać...

Spojrzałem na niego. Jego mały podbródek wciąż dotykał piersi. Czasem unosił szybko oczy do góry i spoglądał przed siebie, wyglądał wówczas jak pojmane w niewole zwierzę, które szuka drogi ucieczki. Potem na kilka kolejnych godzin mocno zaciskał oczy i wydawał nieme dźwięki. Miał włosy długie jak siostra. Był od niej wyższy, jego długie ręce i nogi były powyginane, jakby od dzieciństwa dręczyła go choroba reumatyczna. Jego twarz również nosiła oznaki schorzenia.

– Czy on rozumie coś?

– Wszystko rozumie. Po swojemu.

– Umiesz do niego dotrzeć?

– Umiem z nim być. Nie wiem, co znaczy „dotrzeć”.

– Jedz...

– Opowiedz nam coś do snu, proszę.

– Już mówiłem, nie znam bajek.

– Powiedz jakieś słowo.

– Nic.

– I jeszcze jedno... – „A” miała wielkie oczy i błagała mnie nimi o coś, czego nie potrafiłem.

– Nic! Nic!– rzekłem zły.

– Więc tak. Jest pewien chłopiec. Ma na imię „Nicnic”. Przeżywawiele przygód. Opowiedz nam o tej, jak spotkał potwora w lesie. Albo nie… Lepiej może odcinek, jak szukał roweru…

Zacisnąłem zęby. Ale przemogłem się.

– Był wczesny ranek. „Nicnic”, jak co dzień przechadzał się po lesie. I jak zwykle gubił drogę. Miał więc w kieszeni długą, niebieską tasiemkę, którą dostał od pewnej wróżki. Gdy wychodził ze swej norki...

– ... mieszkał w wielkiej dziupli...

– ... gdy wychodził ze swej dziupli, zawsze mocował niebieską tasiemkę do klamki drzwiczek. I przeważnie, gdy tylko tasiemka się nie urwała, późnym popołudniem wracał do swego domku. Dziś chciał odwiedzić pewnego krasnala, który kiedyś ukradł mu rower. Tęsknił za swoim rowerem. Rower był nowy. Dostał go w prezencie od bardzo miłej wróżki z pobliskiego lasu. Dziś było ciepło i „Nicnic” chciał pojeździć na swym rowerku. Ale jakiś czas temu, mały krasnal zapytał, czy „Nicnic” da mu się przejechać. Oczywiście, rzekł, czemu nie. A krasnal zarzucił rower na plecy i pobiegł tak szybko, jak tylko krasnale potrafią. Dziś „Nicnic” postanowił odnaleźć tego łobuza i zabrać mu rower! Tylko jak znaleźć krasnala... nigdy tego nie robił… Hmm... A las był obszerny i gęsty!

– To był ten krasnal, co zawsze plątał mu tasiemkę! – wykrzyknęła dziewczynka.

– Tak. Ale o tym nie wiedział nasz bohater.

– Właśnie, bo to będzie w następnym odcinku... – dziewczynka ziewnęła i mocno przytuliła się do moich nóg. Zasnęła. „Be” również.

* * *

„Ce” tej nocy nie potrafił zamknąć oczu. Osnuły go jakieś dziwne emocje i uczucia. Pierwszy raz w życiu opowiadał bajkę. Leżał więc niespokojnie. Ciężko oddychał. Czas upływał, niebo się rozjaśniało. I mimo nieprzespanej nocy, poza brakiem ukojenia, odnalazł coś zgoła innego. Jakiś mały zalążek budzących się emocji. Mężczyzna nie spodziewał się, że kiedykolwiek poczuje tak dziwne uczucie – smutek połączony ze strachem, niespełnieniem i obawą o swój los. Spojrzał na „A” i „Be”. Z jego oka popłynęła łza. Jako że nigdy w życiu nie poczuł prawdziwego wzruszenia, „Ce” nie wiedział dokładnie, co właśnie przeżywa. Ale nie odrzucał tych energii.

* * *

 „A” umyła twarz „Be”. Szeptem przemawiała mu wprost do ucha. Potem spojrzała na „Ce”.

– Dziękujemy za wczorajszy wieczór.

– Jesteście głodni? – zamieszałem patykiem w dogasającym żarze.

– Jeszcze nie.

– Pójdziemy dziś do miasta. Może znajdziemy coś ciekawego.

– Zawsze tak chodzisz? Z miejsca do miejsca?

– Przeważnie, a co?

– Kiedyś mama mówiła mi, że trzeba znaleźć sobie miejsce w życiu.

– A co za tym idzie, trzeba dużo się nachodzić.

„A” spojrzała na niebo.

– Ciekawe czy tam coś jest?

– Od dawna nie widziałem żadnego ptaka, znikły też obłoki… Wszystko stało się tamtego dnia.

– Tak…

– Poszukamy odpowiedzi na nasze pytania w kolejnym mieście.

– Ile ich już przemierzyłeś?

– Kilka.

– Znalazłeś już coś?

– Nie. Nic oprócz was.

– Teraz jesteśmy razem.

– Dziewczynko, ile ty masz lat?

– Cztery, a mój brat pięć.

– Dziwne, ale rozmawia się z tobą tak swobodnie. Miałaś zapewne wykształconych rodziców? – poczułem, że może wyciągnę jakieś informację od tej małej.

– Nie wiem. Miałam tylko mamę. Ale to było dawno.

– Jak dawno? Opowiedz.

– Bardzo dawno. Już nie potrafię sobie przypomnieć. Nawet nie pamiętam, jak wyglądała. Ale ostatnio trzymałam mamę za ręce, brat też. Szliśmy na spacer. Chyba. Na chodniku były piękne liście. Tańczyłam wśród nich. Braciszek był w wózku… teraz umie już sam chodzić. Ciekawe dlaczego…

Spojrzałem na nią pełen obaw. Być może również była szalona, tak jak jej brat, ale on przynajmniej siedział cicho. Być może za jakiś czas wyciągnę z niej więcej szczegółów. Jednak na dziś wystarczy mi tych niejasności.

– Dobra. Powiedz bratu, że czeka nas długa podróż. Znajdziemy wam jakieś buty, bo w tych sandałach nabawicie się kontuzji. Ubrania też by przydały się nowe. Myślę, że w mieście to wszystko znajdziemy.

– Tobie też przydałoby się nowe ubranie. Ten mundur jest już zniszczony.

– O nie! To mocne, solidne ubranie.

– A za co dostałeś te medale „Ce”?

– Jakie medale?

– Te – „A” dotknęła swym małym paluszkiem jego piersi.

– Wiesz… nigdy nie zauważyłem, że one tu są. To chyba część ubioru. Tak myślę.

– Ładne. Na pewno na nie zasłużyłeś.

– Ciągle o coś wypytujesz. Idź się pobaw z bratem. Ja muszę sprawdzić jeszcze parę rzeczy, przemyśleć drogę...

Koniec Wersji Demonstracyjnej

Dziękujemy za skorzystanie z oferty naszego wydawnictwa i życzymy miło spędzonych chwil przy kolejnych naszych publikacjach.

Wydawnictwo Psychoskok