Wspólnoty chrześcijańskie. Od herezji do ortodoksji - Leszek Żuk - ebook

Wspólnoty chrześcijańskie. Od herezji do ortodoksji ebook

Leszek Żuk

5,0

Opis

Czy Jezus Chrystus żył naprawdę? Czy Biblia jest wiarygodnym źródłem historycznym? Kiedy kończy się ortodoksja a zaczyna herezja? Kto o tym decyduje? I wreszcie – czym różni się kościół od sekty? Te i podobne pytania rodzą się w umysłach ludzi chcących zrozumieć fenomen religii chrześcijańskiej.

Autor, próbując znaleźć odpowiedzi na te zagadki, proponuje wędrówkę przez historię kształtowania się wspólnot chrześcijańskich na tle innych religii, przyjmując za punkt wyjścia względność pojęć herezji i ortodoksji. W ciekawy i przystępny sposób prowadzi czytelnika od ery monoteizmu, przez czas narodzin Jezusa i walkę o wiarę pierwszych chrześcijan, czasy burzliwych walk o władzę i rozłamów w kościele, aż do powstania nowożytnych ruchów religijnych. Wędrówka ta nie przynosi jednoznacznych, łatwych odpowiedzi, ale pozwala spojrzeć na historię chrześcijaństwa z innej, szerszej perspektywy. Perspektywy człowieka, który szuka odpowiedzi i nie boi się wyciągać wniosków…


Autor jest doktorem filozofii Papieskiego Fakultetu Teologicznego we Wrocławiu i absolwentem biologii Uniwersytetu Wrocławskiego. Spośród jego niedawnych publikacji książkowych należy wymienić wydany w Novae Res „Palimpsest” (2012), który w oryginalny i zaskakujący sposób pokazuje wielość, a zarazem jedność pozornie odległych sposobów widzenia świata.

„Wspólnoty chrześcijańskie” zostały pomyślane jako kontynuacja „Rozmów o chrześcijaństwie” (2012), poświęconych analizie podstawowych założeń i twierdzeń tej religii w świetle osiągnięć nowoczesnej nauki na tle wydarzeń historycznych oraz uwarunkowań społecznych i ideowych.

Pewną ciekawostką jest fakt, że autor wykonuje też grafiki na okładki swoich książek.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 521

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
5,0 (2 oceny)
2
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




WSTĘP

W latach dziewięćdziesiątych XX wieku Krakowski Ośrodek Dominikański utworzył Centralne Kościelne Archiwum sekt w Polsce. Dominikanie opracowali listę wyznaczników pozwalających rozpoznać sektę, jednak okazała się ona na tyle pojemna, że można nią objąć każdą wspólnotę.

Lista wyróżnionych przez dominikanów cech rzekomo typowych dla „ruchów sekciarskich” doskonale pokazuje płynność i względność wszelkich prób zdefiniowania pojęć w tej dziedzinie. Ażeby to zauważyć, wystarczy porównać rzekomo typowe cechy sekt z odpowiednimi fragmentami Katechizmu Kościoła katolickiego (KKk):

1. Sekta jest zawsze „łodzią ocalenia” z wszechświatowego oceanu zła i grzechu. Człowiek wchodzący do tej łodzi będzie zbawiony, ale innych nieodwołalnie czeka potępienie. Wiemy, że każdy, kto narodził się z Boga, nie grzeszy, lecz Narodzony z Boga strzeże go, a Zły go nie dotyka. Wiemy, że jesteśmy z Boga, cały zaś świat leży w mocy Złego (KKk 2852, porównaj 308, 521, 737–738, 844–845).

2. Sternikiem tej „łodzi” jest osoba absolutnie wyjątkowa, najlepiej wysłannik niebios, mistrz i nauczyciel, któremu wyznawcy ufają bezgranicznie i kochają go aż do zaprzeczenia własnej osoby. Jezus Chrystus jest Panem i dlatego posiada wszelką władzę w niebie i na ziemi. Jest On „ponad wszelką Zwierzchnością i Władzą, i Mocą, i Panowaniem”, ponieważ Ojciec „wszystko poddał pod Jego stopy”. Chrystus jest Panem wszechświata i historii (KKk 668, porównaj 1618, 2232 – 2233).

3. Mistrza trzeba bezwzględnie naśladować. Wszystko uzasadnia się stwierdzeniem, że mistrz czy też guru „tak powiedział”, tak „zachował się” lub „tak zachowałby się z całą pewnością”.Jeśli chcesz być doskonałym idź, sprzedaj, co posiadasz, i rozdaj ubogim, a będziesz miał skarb w niebie. Potem przyjdź i chodź za Mną (KKk 2053, porównaj 520, 1701, 2827).

4. Absolutne oddanie jest zazwyczaj oparte na obawie przed zapowiadanym, często bliskim, końcem świata, do którego należy się odpowiednio przygotować. Oczywiście tylko mistrz i jego wyznawcy mogą spokojnie oczekiwać ostatecznej zagłady, ponieważ ich ona nie dotyczy.Już teraz bowiem, w tym życiu, jest nam dana możliwość wyboru między życiem i śmiercią, i tylko idąc drogą nawrócenia możemy wejść do Królestwa, z którego wyklucza grzech ciężki. Nawracając się do Chrystusa przez pokutę i wiarę, grzesznik przechodzi ze śmierci do życia i „nie idzie na sąd” (KKk 1470, porównaj 143, 144, 670, 1011, 1618, 2771).

5. Istnieją dwie podstawowe strategie zachowania wyznawców wobec śmierci mistrza:

a) Według pierwszej strategii mistrz umiera w sposób pozornie zbliżony do śmierci zwykłych ludzi, choć w istocie jest to złudzenie, ponieważ on tylko „zasypia”, „odchodzi do lepszego świata” lub „zmartwychwstaje” i znika, pozostawiając na ziemi swoich następców.Jezus zmartwychwstał „pierwszego dnia tygodnia” (KKk 2174, porównaj 632 – 640).

b) Strategia alternatywna odrzuca myśl o realnej śmierci mistrza, zakładając jego trwanie w kolejnych wcieleniach (idea reinkarnacji odrzucona przez chrześcijan dopiero w VI wieku).

6. Ideologia sekty musi być jak najprostsza. Zwykle adepta oszałamia prostota a jednocześnie rzekoma głębia idei obywającej się bez logicznych rozważań i niełatwych do zrozumienia teorii. Dzięki temu czuje się wreszcie mądrzejszy od nadętych uczonych. Może im pokazać, jak mały i ograniczony jest ich światek zamknięty w logice i nieczystej materii.Tylko Bóg, który stworzył niebo i ziemię, może sam dać prawdziwe poznanie każdej rzeczy stworzonej w jej relacji do Niego (KKk 216, porównaj 37 – 38, 88, 215, 286, 301, 1831, 2032 – 2033, 2038).

7. Oczywiście inne ideologie czy nauki zawsze są odrzucane jako błędne i piętnowane przez mistrza, który doskonale wie, że prowadzą one do ostatecznej klęski, często rozumianej jako potępienie, zesłanie do piekieł lub zagłada.Nieraz jednak ludzie zwiedzeni przez Złego, znikczemnieli w myślach swoich i prawdę Bożą zamienili na kłamstwo, służąc raczej stworzeniu niż Stworzycielowi, albo też żyjąc i umierając na tym świecie bez Boga, narażeni są na rozpacz ostateczną (KKk 844, porównaj 675, 842 – 843).

8. Mistrz koniecznie wymaga manifestowania przynależności do świętej wspólnoty poprzez określony strój (amulety, krzyżyki, nakrycia głowy), zachowanie (na przykład pozdrowienia) i szczególne rytuały (święta, msze, procesje, pielgrzymki), aby odróżniać oraz izolować wybrańców od nieczystej reszty.List do Hebrajczyków przypomina: „Nie opuszczajmy naszych wspólnych zebrań, jak to się stało zwyczajem niektórych, ale zachęcajmy się nawzajem” (KKk 2178, porównaj 782, 2180, 2182).

9. Wstępując do sekty, należy ją wspomóc określonym datkiem, czasem oddaniem wszystkiego, a później systematycznie wspierać swoją pracą lub odpowiednimi donacjami.Wszyscy chrześcijanie jakiegokolwiek stanu i zawodu powołani są do pełni życia chrześcijańskiego i do doskonałości miłości. Wszyscy są powołani do świętości: „Bądźcie […] doskonali, jak doskonały jest Ojciec wasz niebieski”. Na osiągnięcie tej doskonałości wierni obracać powinni swe siły otrzymane według miary obdarowania Chrystusowego, aby […] posłuszni we wszystkim woli Ojca, z całej duszy poświęcali się chwale Bożej i służbie bliźniemu (KKk 2013, porównaj 2053, 2122).

10. Każda grupa rozwija system indoktrynacji, zwany nawracaniem, edukacją, pogłębianiem wiary, formacją lub rozwojem duchowym (przeciwnicy mówią raczej o „praniu mózgu”).Aby na nowo zgromadzić wszystkie swoje dzieci rozproszone i błądzące z powodu grzechu, Ojciec zechciał zwołać całą ludzkość w Kościele swego Syna (KKk 845, porównaj 831, 836 – 844). Papież oraz biskupi są „autentycznymi, czyli upoważnionymi przez Chrystusa nauczycielami, którzy powierzonemu sobie ludowi głoszą wiarę, w którą powinien wierzyć i którą powinien stosować w życiu (KKk 2034).

11. Odejście z sekty jest zwykle trudne i wiąże się ze sporym stresem, a czasem wręcz z fizycznym niebezpieczeństwem i strachem (grożenie potępieniem, piekłem lub śmiercią). Zazwyczaj przedstawia się to w formie końca świata i ostatecznego upadku.Przed przyjściem Chrystusa Kościół ma przejść przez końcową próbę, która zachwieje wiarą wielu wierzących. Prześladowanie, które towarzyszy jego pielgrzymce przez ziemię, odsłoni „tajemnicę bezbożności” pod postacią oszukańczej religii, dającej ludziom pozorne rozwiązanie ich problemów za cenę odstępstwa od prawdy (KKk 675, porównaj 817, 1855, 2089, 2577).

O rozmaitych ruchach religijnych w chrześcijaństwie, a także o sektach, herezjach i odstępstwach napisano już całe tomy rozpraw, raz przypisując im najgorsze cechy i wszelkie możliwe przestępstwa oraz grzechy, a innym razem upatrując w nich źródeł przemian i postępu. Oczywiście dla religii czy ogólniej ideologii aktualnie panującej, herezja może być tylko czymś złym, jak najbardziej szkodliwym i godnym potępienia, ponieważ burzy istniejący porządek społeczny i wprowadza niebezpieczny ferment, który może zachwiać siłą panującego kościoła. Dlatego też gromy ciskane na odszczepieńców padają przede wszystkim ze strony duchownych walczących o utrzymanie swojej pozycji. Dzielnie im w tym sekundują wszelkiej maści tradycjonaliści i konserwatyści pragnący spokoju i równowagi oraz aktualnie panujące grupy i klasy społeczne. Zazwyczaj głoszą przy tym hasła poszanowania „tradycyjnych wartości”, oczywiście tylko własnych, które oni uważają za niezmienne i obowiązujące całą ludzkość. Tego rodzaju środowiska zwykle są głęboko przeświadczone o tym, że rozchwianie lub odrzucenie dotychczasowych, rzekomo „uniwersalnych”, modeli myślenia i życia może wywołać tylko chaos i nieszczęścia. Z drugiej strony odzywają się głosy notorycznych rewolucjonistów i anarchistów, kwestionujących absolutnie wszystko. Według nich to, co nazywamy herezją, zawsze winno być bezwzględnie popierane jako metoda rozbijania zastarzałej skorupy hamującej postęp. Zapominają przy tym, że zbyt rewolucyjne podejście do rzeczywistości, a zwłaszcza do życia społecznego, grozi anarchią.

Niniejsza książka nie ma służyć za argument dla przedstawicieli którejkolwiek z tych skrajności – chociaż uważam, że zmiany w ludzkim myśleniu i życiu są konieczne i nieuniknione, nie powinny być wprowadzane za wszelką cenę. Proces, który społeczeństwo nazywa postępem, zwykle odbywa się stopniowo: zaczyna się od etapu zakwestionowania dotychczasowych poglądów, później następuje ich odrzucenie i na koniec – wypracowanie nowych koncepcji, które lepiej sprawdzają się w zmienionej rzeczywistości. Jeśli spojrzeć w ten sposób na religię w ogóle, a chrześcijaństwo w szczególności, łatwo zauważyć, że herezja to nic innego, jak rodzaj przewrotu w sposobie myślenia, polegającego na odrzuceniu dotychczasowych interpretacji religijnych, ponieważ z jakichś względów nie odpowiadają danej grupie ludzi lub danej epoce historycznej. Jeśli zaś nowy pogląd zdobywa szerokie poparcie i wyznający go ludzie potrafią zdominować społeczeństwo, herezja przestaje być rewolucyjna i przechodzi na pozycję konserwatywnej ortodoksji. Od tego momentu dawni „rewolucjoniści” stają się wrogami wszelkich zmian, bo te mogą im odebrać ich uprzywilejowaną pozycję.

Głównym założeniem tej książki jest wykazanie względności każdej herezji i ortodoksji w chrześcijaństwie. W zwięzłych szkicach omówiono tu ważniejsze nurty myślenia związane z chrześcijaństwem, które niekoniecznie muszą być klasyfikowane jako formalna herezja lub sekta, ale zawsze w jakiś sposób odnoszą się do wiary w Chrystusa i przekładają na powstanie określonych wspólnot.

Poniżej umieszczono krótkie wstępne zestawienie podstawowych pojęć, które może posłużyć jako rodzaj słownika pokazującego elementarne związki między tymi zjawiskami.

 

HEREZJA – pojęcie pochodzące od greckiego słowa hairesis oznaczającego „wybór”. Pierwsi teoretycy chrześcijaństwa używali tego określenia na nazwanie odstępstwa, czyli odmiennych poglądów religijnych (Paweł w 1 Liście do Koryntian 11, 18 i w Liście do Tytusa 3, 10 – 11). Oczywiście odmiennych od „jedynie słusznych” interpretacji głoszonych przez określony kościół, uważający się za prawowierny, czyli ortodoksyjny. W tym ujęciu herezja ma walor zdecydowanie negatywny.

Jednakże odwołując się do greckiego źródłosłowu, łatwo dostrzec, że pierwotnie chodziło nie tyle o błędny i potępiany pogląd, ile o zagadnienia wątpliwe z punktu widzenia dogmatyki. Herezja była więc tylko niejasnością i dopiero przewaga któregoś z kościołów czyniła tę niejasność błędem w wierze (Mt 18, 15), a heretyka – błądzącym współwyznawcą. Dlatego pierwotnie karą za herezję było tylko wykluczenie ze wspólnoty wierzących – ekskomunika, o czym pisze już Paweł (1 Kor 5, 11 – 13; Ga 1, 8). OdIV wieku narastała tendencja do traktowania heretyków jako zwyrodnialców odrzucających jedyną prawdziwą naukę i dlatego godnych ukarania. Ten postulat pozostawał raczej teorią aż do roku 1199, kiedy papież InnocentyIII walczący z albigensami wydał sławny dekretał Vergentis in senium, uznający herezję za przestępstwo wobec państwa. Od tego momentu datuje się tragiczne przymierze władzy świeckiej i kościelnej w walce z heretykami, które zaowocuje kilkoma milionami ofiar.

 

ORTODOKSJA – słowo pochodzenia greckiego. Oznacza „pogląd uznawany za prawowierny, zgodny z zaakceptowaną doktryną”. Przeciwieństwo herezji lubheterodoksji. W praktyce ortodoksyjność określa wola większości lub zgodność z pismami arbitralnie uznanymi za święte. Dlatego właśnie to, co jest ortodoksją dla jednej grupy wyznaniowej, okazuje się herezją według innej – wszystko zależy od liczebności i siły danego kościoła. O umowności tego, co jest ortodoksją dobitnie świadczy opinia cesarza Konstantyna z roku 324, który napisał, że spory o naturę Jezusa są sprawą błahą, niepoważną zabawą dla dzieci i każdy może na ten temat myśleć, co chce. Dodajmy, że Konstantyn był najwyższym przełożonym Kościoła stojącym ponad wszystkimi biskupami, więc jego opinia była wiążąca. Mimo to kwestia natury Jezusa stała się w następnych wiekach jednym z głównych źródeł rozłamów i herezji.

 

SCHIZMA – po grecku oznacza „rozerwanie” lub „rozłam”, a w kategoriach religijnych – rozpad jednolitej dotąd organizacji wyznaniowej, zwłaszcza Kościoła, na niezależne od siebie jednostki, czasem nazywane nawet sektami. Można wyróżnić dwa rodzaje schizmy:

Rozpad Kościoła na tle doktrynalnym, kiedy podstawą sporu oraz podziału jest różne rozumienie części dogmatów lub inne ich sformułowanie. W istocie ten rodzaj schizmy stanowi rozwinięcie i konsekwencję herezji. Klasycznymi przykładami schizmy doktrynalnej mogą być podziały spowodowane odmienną interpretacją natury Jezusa.

Rozpad Kościoła spowodowany inną strukturą organizacyjną. Chodzi o podział władzy i uznawanie bądź odrzucanie zwierzchnictwa określonych ośrodków. Można więc mówić o schizmie dyscyplinarnej czy wręcz politycznej, niekoniecznie związanej z odmiennymi interpretacjami dogmatycznymi. Taki charakter miało wiele podziałów w Kościele prawosławnym w Rosji.

Oczywiście w praktyce oba rodzaje schizmy często występują razem, co można obserwować w przypadku katolicyzmu i luteranizmu lub katolicyzmu i anglikanizmu.

Oto najważniejsze schizmy wymieniane w dziejach chrześcijaństwa: ebionitów (66), Nowacjana (III), Melecjusza (IV), donatystów (IV), ariańska (325), antiocheńska (326 – 415), Akacjusza (484 – 519), koptyjska (V), Focjusza (867), Cerulariusza (wschodnia, 1054), arseniańska (XIII – 1310), awiniońska (1378 – 1415), moskiewska (raskoł, 1666), utrechcka (1702), starokatolicka (1870).

 

SEKTA – pochodzi od łacińskiego secta równoznacznego ze „stylem życia”. W rozumieniu religijnym chodzi o odmienny pogląd na określony dogmat, a także o inny sposób zachowań religijnych, obejmujących na przykład liturgię. Cechą charakterystyczną sekty jako wspólnoty jest niewielka liczba wyznawców i ich marginalna pozycja w stosunku do ogółu społeczeństwa, co jednak nie musi oznaczać aspołecznego charakteru danej grupy. Sekciarstwo zyskało zdecydowanie pejoratywny wydźwięk na skutek propagandowej działalności dużych Kościołów, pragnących zlikwidować niewygodną konkurencję.

 

KOŚCIÓŁ – wspólnota religijna z określoną organizacją wewnętrzną i doktryną, zazwyczaj większa od sekty. Mówiąc najkrócej, chociaż nieco złośliwie, kościół to sekta, której „się udało”. Z praktycznego punktu widzenia, rozgraniczenie między sektą i kościołem może być dokonane na podstawie ich stosunku do reszty społeczeństwa. Jeżeli dana grupa wyznaniowa nie jest samowystarczalna, zwłaszcza ekonomicznie, a funkcjonuje jako rodzaj pasożyta na marginesie głównego nurtu życia społecznego (jak na przykład część „nowych ruchów religijnych” w XX wieku), powinna być nazywana sektą, czyli niesamodzielnym „odpryskiem” społeczeństwa. Kościół zaś grupuje ludzi różnych zawodów, którzy normalnie pracują i funkcjonują jako pełnoprawni członkowie i twórcy społeczeństwa. To oznacza, że każdy kościół musiał zaczynać jako sekta.

 

INKWIZYCJA–od łacińskiego słowa inquisitio oznaczającego „dochodzenie”. Ogół środków stosowanych przez Kościół katolicki, niekoniecznie sformalizowanych, służących nawracaniu, a czasem też fizycznemu niszczeniu heretyków. Konieczność ścigania heretyków uchwalono po raz pierwszy na Soborze Laterańskim III (w roku 1179) zajmującym się katarami, a ludzi militarnie walczących z herezją obdarzono wtedy odpustami (uwolnienie od grzechów) i błogosławieństwem. W roku 1184 w Weronie papież LucjuszIII (1181 – 1185) zawarł umowę z cesarzem, wedle której duchowni mieli wskazywać winnych i ich sądzić, a świeccy wykonywać wyroki. Na Soborze Laterańskim IV (1215) postanowienia te powtórzono, otwierając drogę dla działalności dominikańskich inkwizytorów (jak osławieni Bernard Gui w latach 1261 – 1331 albo Hiszpan Tomas de Torquemada w latach 1420 – 1498). Inkwizycja była luźnym konglomeratem lokalnych biskupich lub papieskich sądów, bez wyraźnej struktury organizacyjnej. Ten zdecentralizowany charakter inkwizycji utrzymał się właściwie aż do jej likwidacji przez Rewolucję Francuską i Napoleona (potem odrodziła się jedynie inkwizycja hiszpańska).

Przetrwała za to inkwizycja rzymska (papieska), która w roku 1908 została przemianowana na Kongregację Świętego Oficjum, a w roku 1965 na Świętą Kongregację Doktryny Wiary. Można zatem powiedzieć, że na początku XXI wieku inkwizycja nadal działa, ale na szczęście od czasów napoleońskich nie istnieje przymierze Kościoła i państw, pozwalające fizycznie niszczyć ludzi uznanych za heretyków. Wyroki papieskich inkwizytorów pozostają więc tylko karami religijnymi.

Dawniej bywało inaczej. Na przykład w latach 1478 – 1480 w Sewilli rozwinęła się hiszpańska instytucja, którą można byłoby nazwać groteskową, gdyby nie kilkadziesiąt tysięcy ofiar – chodzi o auto da fe. Nazwa ta oznacza akt wiary, ale w praktyce był to publiczny sąd inkwizycji nad heretykami i egzekucja. Oskarżonych zmuszano do zeznań, często torturując na oczach zgromadzonych gapiów, ogłaszano werdykt sądu i wyrok natychmiast wykonywano. Oczywiście dla tłumu najbardziej interesującym było spalenie na stosie. Donosiciel, który oskarżył skazanego heretyka, otrzymywał w nagrodę jego majątek pomniejszony zazwyczaj o pewną część oddawaną miejscowemu biskupowi. Makabryczne spektakle były regularnie organizowane w całej Hiszpanii aż do początku XIX wieku. Królowie byli zaś obowiązani do uczestnictwa w auto da fe odbywającym się w stolicy, przez co manifestowali swoją głęboką wiarę. Znamienne, że władcy Hiszpanii w roku 1496, jako jedyni monarchowie, zostali obdarzeni przez papieża zaszczytnym tytułem „królów katolickich”.

1. MONOTEIZM JAKO HEREZJA

Wiara w Jedynego Boga to jeden z podstawowych wyróżników chrześcijaństwa. Jej początkowe formy można zaobserwować w bardzo wielu rejonach świata i epokach, ale nigdzie nie rozwinęły się one w tak konsekwentny system, jak w rejonie wschodniego basenu Morza Śródziemnego. W swej pierwotnej postaci monoteizm pojawił się tutaj już w XIV wieku przed Chrystusem. Była to oryginalna koncepcja faraona Echnatona oraz grupy współpracujących z nim kapłanów, którzy podjęli próbę ujednolicenia i uporządkowania ogromnie rozbudowanego i niekonsekwentnego panteonu starożytnego Egiptu. Centralizacja politycznej władzy faraona potrzebowała ideologicznego wsparcia w również scentralizowanym systemie religijnym, który mógłby ułatwić konsolidację rozległego państwa i mocniej związać poszczególne prowincje z dworem faraona. Jeśli jednak miano dojść do jedynobóstwa, koniecznością stała się likwidacja starszych bogów, a zwłaszcza tych, którzy reprezentowali różne obszary kraju. Echnaton zastosował tu metodę znaną wszystkim następnym reformatorom religii, to znaczy większość bogów zdegradował do roli demonów oraz personifikacji lub, w najlepszym wypadku, uznał je za aspekty Boga Najwyższego. Dzięki temu ten ostatni stawał się panem wszechświata, a nawet jedynym prawdziwym bóstwem. Można sobie wyobrazić, jakie wywołało to wzburzenie zarówno wśród kapłanów przerażonych niebywałym bluźnierstwem faraona, jak też wśród prostego ludu przywiązanego do tradycyjnych i doskonale już znanych bogów czczonych od pokoleń. Niewątpliwie Echnaton był uważany, przynajmniej przez niektórych swoich współczesnych, za obrazoburcę i wroga świętej wiary, który pobłądził i zszedł na drogę grzechu. Jednym słowem, faraon był dla nich po prostu heretykiem… Zresztą spotkał go los podobny do losu wielu późniejszych heretyków. On sam był co prawda zbyt silny, aby poważono się go bezpośrednio zaatakować lub pozbawić władzy, ale po jego śmierci bardzo prędko reformy religii zostały odrzucone, a bluźnierczy kult Najwyższego reprezentowanego przez złotą tarczę słoneczną miał odejść w niepamięć razem z imieniem heretyckiego faraona startym z napisów na murach i posągach. Postarali się o to kapłani wcale niepragnący zmian ani w kulcie, ani w swoich dochodach. Z drugiej strony kapłani mieli oparcie w ludności nie bardzo rozumiejącej abstrakcyjnego Boga Jedynego, którego nie można było wyobrazić sobie na przykład jako człowieka z głową szakala czy choćby wcielonego w jakieś konkretne zwierzę. A jednak, mimo wysiłków podjętych przez kapłanów i niechęci prostego ludu, zamiar starcia herezji z powierzchni ziemi nie powiódł się do końca. Idea Echnatona przetrwała w umysłach wielu ludzi i miała zapoczątkować całą rodzinę zbliżonych wyznań monoteistycznych.

Mieszkańcy starożytnej Palestyny zapoznali się z monoteizmem w trakcie licznych wojen przeciw Egiptowi, a także na drodze pokojowych kontaktów o charakterze handlowym czy kulturalnym. Palestyńskie plemiona podlegały bardzo silnym wpływom ze strony potężnego Egiptu i dlatego herezja Echnatona dość prędko przeniknęła do ich świadomości. Zresztą nie odbywało się to w próżni, ponieważ Semici od dawna wykazywali dość wyraźne tendencje do monoteizmu, czcząc najwyższe bóstwo nieba zwane El (stąd hebrajski Elohim i arabski Allah). Ów El był ogólnosemickim panem świata, absolutnie niedostępnym dla ludzi, niewyobrażalnym i tak odległym, że niemal abstrakcyjnym. Poszczególnymi ludami opiekowali się lokalni bogowie plemienni i właśnie oni byli adresatami ludzkich próśb, które mogli spełniać bądź nie – wielki El nigdy tego nie robił. Bogowie mogli nawet toczyć między sobą walki, ale ponad nimi nieodmiennie trwał najwyższy zwierzchnik El. Jednym z takich podrzędnych bogów był biblijny Jehowa (Jahwe), niebiański patron skromnego, koczowniczego plemienia Izraelitów i zarazem bóstwo wojny. Dopiero w XIII wieku p.n.e. Mojżesz, arystokrata wychowany w Egipcie lub Egipcjanin, prawdopodobnie pod wpływem palestyńskiego plemienia Mandianitów oraz monoteistycznej idei sięgającej czasów Echnatona, ogłosił Jahwe jedynym bóstwem. Miał zresztą spore kłopoty z przekonaniem swoich zwolenników do dziwnej wiary w Boga Jedynego, o czym donosi biblijna Księga Rodzaju. Mojżesz zastosował typową metodę neutralizacji niechcianego kultu poprzez utożsamienie dawnych bóstw z jego Bogiem Jedynym. Otóż plemienny Jehowa, bliski i rozpoznawalny od dawna, został uznany za synonim ogólnosemickiego El. Stąd w hebrajskich wersjach Biblii pojawiają się dwa boskie imiona – Jehowa oraz Elohim, przy czym Jehowa wyraźnie częściej wiąże się z wydarzeniami wojennymi, a Elohim odpowiada raczej za zjawiska natury ogólniejszej. W świadomości przeciętnego Izraelity oba imiona powoli stopiły się w określenie Boga Jedynego. Warto jednak pamiętać, że stało się to nie w czasach biblijnego Abrahama ani nawet Mojżesza, ponieważ jeszcze w epoce króla Salomona Izraelici otwarcie czcili wiele bóstw. Ścisły monoteizm mieszkańców Palestyny rozwinął się dopiero w połowie pierwszego tysiąclecia przed Jezusem.

Od tego momentu wszystko potoczyło się już w miarę gładko wytyczonym torem: rozwijają się judaizm, powstałe z niego chrześcijaństwo, manicheizm wyrastający z tradycji irańskich, późniejszy islam oraz najmłodszy bahaizm (XIX w.). Są to kolejne etapy rozwoju i regionalne odmiany wciąż tego samego kultu Boga Jedynego – wszechmocnego Stwórcy i Pana Świata. A wszystko z powodu heretyckiego pomysłu pewnego faraona, o którym większość późniejszych monoteistów nawet nie słyszała.

2. CHRZEŚCIJAŃSTWO FORMĄ GNOZY

Wbrew poglądom rozpowszechnianym przez chrześcijańskich teologów i historyków, gnoza nie była chrześcijańską herezją. To raczej chrześcijaństwo należałoby uważać za jeden z nurtów wyodrębnionych z gnostycyzmu, o czym dobitnie świadczy biblioteka odkryta w roku 1945 w palestyńskim Nag-Hammadi. Ze znalezionych tam czterdziestu ośmiu tekstów wyłania się konglomerat poglądów wyraźnie zakotwiczonych w tradycjach o wiele starszych niż chrześcijaństwo, chociaż jednoznacznie kojarzących się z późniejszymi ideami i sformułowaniami chrystianizmu.

Przede wszystkim widać w nich dualizm typowy dla religii irańskich od zoroastryzmu (VII wiek p.n.e.), poprzez Awestę (redakcja w I wieku n.e.), aż do manicheizmu (III wiek n.e.): światłość (ewentualnie dobro) przeciwstawia się równie silnemu mrokowi (złu), a z ich walki rodzi się istniejący wszechświat, czyli cały byt określany pojęciem pleroma. Również chrześcijaństwo jest w istocie systemem dualistycznym, w którym Bóg walczy z Szatanem (Łk 4, 1–13). Wbrew oficjalnie głoszonej wszechmocy Boga, chrześcijańscy wyznawcy stale słyszą o grożącym im potężnym królestwie zła i o konieczności opowiedzenia się za dobrem (na przykład Mk 3, 22–27).

Wszyscy gnostycy podkreślają wyjątkowość swojej wiedzy (po grecku gnosis to „wtajemniczenie”), postrzeganej jako objawienie albo wrodzona właściwość ludzi wybranych, czyli tych, którzy dostąpili łaski i szczęścia wtajemniczenia. Zdaje się to być nawiązaniem do szeregu religii wschodnich – od judaizmu i zoroastryzmu po buddyzm (na przełomie er obecny na Bliskim Wschodzie) oraz do koncepcji pitagorejskich. Gnozie przeciwstawiane jest pojęcie pistis odpowiadające wiedzy ziemskiej, pospolitej. Chyba nie trzeba przypominać, jak często również chrześcijanie podkreślają nadzwyczajność swojej wiedzy, pochodzącej ponoć wprost od Boga (Łk 4, 18–19; J 3, 31–36). Stąd wynika typowa dla chrześcijaństwa postawa misjonarska – chęć, a nawet nakaz szerzenia swojej wiary jako jedynej prawdziwej, choćby wbrew woli nawracanych. Z punktu widzenia człowieka wierzącego wydaje się to całkiem logiczne, skoro jego religia miała pochodzić od Boga, czyli Stwórcy i Pana Świata.

Kolejnym charakterystycznym rysem gnozy jest gradualizm, nawiązujący do neoplatońskich emanacji czy też tradycji pitagorejskich. Według niego całe istnienie jest uporządkowane w hierarchię poziomów zwanych eonami (greckie ion, czyli „wychodzący”) – począwszy od absolutnie doskonałego Bóstwa będącego istotą całkowicie duchową, poprzez coraz mniej uduchowione eony pośrednie, aż do ciężkiej materii zupełnie pozbawionej pierwiastka duchowego. Co charakterystyczne, Bóstwo nie jest budowniczym świata: od niego pochodzi jedynie Demiurg (po grecku twórca), często zwany Chrystusem, i to dopiero on zapoczątkował niższe eony, te jeszcze niższe, tamte kolejne… i tak dalej. Wyraźnie przypomina to żydowski system sefirot (kolejnych emanacji Boga) i początek Ewangelii Janowej. Napisano tam, że „na początku było Słowo, a Słowo było u Boga, a Bogiem było Słowo. Ono było na początku u Boga. Wszystko przez nie powstało, a bez niego nic nie powstało, co powstało”. Po grecku Słowo to Logos, częsty tytuł Chrystusa, bożego syna posłanego z nieba (świata duchowego) na ziemię (świat materialny) jako pośrednika między Bogiem Ojcem a stworzeniem. Wyraźnie pobrzmiewa tu platońskie przekonanie o realności bytów umysłowych, czyli pojęć oraz idei wyrażanych słowem, a także wskazówka, że możliwa jest reinkarnacja, wędrówka dusz pomiędzy materialnymi ciałami. Zresztą podobne poglądy głosił też neoplatonizm ściśle związany zarówno z gnostycyzmem, jak też z chrześcijaństwem.

Do koncepcji gradualistycznych nawiązują także ci, którzy w gwiazdach, ciałach otaczających ziemię i znacznie bliższych Bogu, widzą anioły – niższe eony. Wielu z nich czciło gwiazdy, a uprawiający ten kult bywali określani przez chrześcijan jako heretycy coelicoli lub coeli cultores.

Z gradualizmu wywodzi się charakterystyczna gnostycka etyka przesycona pogardą dla materii i dążeniem do czystej duchowości. Materia jest tu równoznaczna ze złem, duch oznacza dobro. Jezus wyraźnie mówi o odrzuceniu bytu materialnego na rzecz duchowego (na przykład Mk 8, 35–36) jako jedynego prawdziwego.

Warto w tym miejscu zauważyć, że koncepcja gradualistyczna rozwiązuje trudną kwestię powstania zła. Jak bowiem wyjaśnić istnienie zła w świecie wywodzącym się od dobrego Boga? Jeżeli jednak to nie Bóg jest autorem kosmosu, ale Demiurg, czyli pochodzący od Najwyższego eon, do dzieła stworzenia mogły się wkraść nieścisłości. Potem zaś, w miarę rozwoju i oddalania się od Boga, te usterki rosły i wzrastał stopień „materializacji” bytu, a zatem stopień jego zepsucia. W tym systemie Bóg nie odpowiada za zło dokładnie tak, jak to opisuje Księga Rodzaju (5, 12), w której oskarżonym o jego powstanie są Szatan i posłuszni mu ludzie.

Charakterystyczne dla gnostycyzmu jest też wyróżnianie wśród ludzi pneumatyków (pneuma oznacza „duch”), którzy dostąpią ostatecznegozbawienia z łaski Bóstwa, psychików posiadających zaledwie bożą iskrę i zmuszonych zapracować na swoje zbawienie oraz hylików (hyle, czyli „materia”) pozbawionych elementów duchowych i dlatego nieodwołalnie skazanych na ostateczną zagładę. Przypomina to chrześcijańską naukę o konieczności łaski bożej dla osiągnięcia zbawienia (na przykład 1 J 3, 9–10) i niemożności zbawienia tylko poprzez osobisty wysiłek człowieka.

Właśnie zbawcza rola gnozy jest kolejnym ważnym elementem: wtajemniczeni mają dostąpić życia i szczęścia wiecznego po skończeniu świata, a resztę spotka potępienie lub nawet ostateczna śmierć. O tym mówią też Stary i Nowy Testament.

Jak już wspomniano, korzenie gnozy sięgają głęboko w przeszłość, a także daleko na wschód. Na przełomie er koncepcje gnostyckie przeniknęły do większości środowisk helleńskich, rzymskich i żydowskich – stąd grecki neoplatonizm, na przykład Plotyna (III wiek n.e.) i hellenistyczna filozofia Walentyna Egipcjanina (działał w latach 135 – 165 n.e.).

Judaizujący gnostycyzm był reprezentowany przez Saturnila z Antiochii (pierwsza połowa II wieku n.e.). Z Syrii wyszedł Tacjan – twórca enkratyzmu, a z kręgu judajskiego pochodzi sławne dzieło Sefer Jecira (II – III wiek n.e.) nieznanego autora, będące podstawą żydowskiej mistyki i kabały. Tutaj należałoby też umieścić Jezusa, Apoloniusza z Tjany (I wiek n.e.) i Pawła.

W Aleksandrii zaś w II – III wieku ukształtował się ośrodek, którego nauki zwykle są klasyfikowane jako gnostycyzm bliski chrześcijaństwu. Z niego wywodzą się Bazylides Syryjczyk (działał w latach 120 – 140 n.e.), Szymon Mag, Bardesanes, Kerynt z Efezu (Keryntos), Karpokrates, Meander, Walentyn, a później sławny Izydor, syn Bazylidesa. Izydor zapoczątkuje odrębny nurt, którego przedstawiciele są znani jako ofici.

Jak widać, gnoza była ogromnie popularna i zróżnicowana. Co prawda utraciła swoją żywotność około III wieku n.e., ale w następnych stuleciach istniał rozmaicie pojmowany manicheizm, specyficzna postać gnostycyzmu, która w kolejnych mutacjach dotrwała aż do końca średniowiecza.

3. NAZAREJCZYK I JUDAIZM

Galilejczycy – to w równym stopniu pojęcie etniczne, ponieważ obejmuje mieszkańców Galilei w północnym Izraelu, jak też nazwa określonego nurtu judaizmu. Izraelici z południa wiele przejęli z wyższej kultury egipskiej, natomiast położona na uboczu i biedna Galilea stała się dla nich synonimem zacofania. Z drugiej strony sami Galilejczycy tylko siebie uważali za prawdziwych judaistów, w nowocześniejszej wierze i zwyczajach Judejczyków widzieli rodzaj herezji, a po politycznych klęskach ostatnich stuleci przed narodzeniem Chrystusa oczekiwali nadejścia mesjasza – wysłannika Boga, często opisywanego jako wojownik zdolny odbudować Królestwo Izraelskie.

 

„Ustna Tora” Mojżesza – są to niezapisane zasady religii monoteistycznej sformułowane przez Mojżesza prowadzącego Izraelitów z Egiptu do Ziemi Obiecanej. Stała się podstawą żydowskiej ortodoksji, ideologią Państwa Izraelskiego oraz impulsem dla zbudowania Pierwszej Świątyni przez króla Salomona. Dominowała aż do drugiej połowy VII wieku p.n.e., kiedy to prorok Jozjasz pod wpływem Pierwszej Niewoli Babilońskiej (asyryjskiej) podkreślił wagę jak najściślejszego monoteizmu i nadał mu nową formę, która została też częściowo spisana.

 

Samarytanie – mieszkańcy Samarii, którzy podczas Pierwszej Niewoli Babilońskiej (po 721 roku p.n.e.) przejęli wiele elementów religii Asyryjczyków. Samarytański synkretyzm stał się powodem ich odrzucenia przez ogół ortodoksyjnych judaistów gardzących „heretykami”.

 

Judejczycy – mieszkańcy południowej Palestyny podlegającej wpływom kultury Egiptu i Mezopotamii, a potemGrecji i Rzymu. Ich wiara opierała się na reformach kultu dokonanych przez proroka Ezdrasza prowadzącego Izraelitów z Mezopotamii po Drugiej Niewoli Babilońskiej (chaldejskiej). Symbolem nowego judaizmu była odbudowana Świątynia Jerozolimska. Oczekiwali nadejścia mesjasza, bożego wysłannika, który przywróci Izraelowi jego dawną świetność.

 

Faryzeusze – ortodoksyjny kierunek akcentujący ścisłe przestrzeganie form kultu i przepisów Tory jako sposobu przetrwania Izraelitów wobec coraz potężniejszej fali hellenizmu a później kultury rzymskiej. Zniknęli po dwóch nieudanych antyrzymskich powstaniach (w latach 66 – 70 i 132 – 135), ale dla chrześcijan na zawsze pozostali synonimem nadmiernego formalizmu i fałszu.

 

Saduceusze – grupa akceptująca współistnienie i wzajemne oddziaływanie kultury żydowskiej i hellenizmu przy zachowaniu odrębności religijnej judaistów. Ich ugodowa polityka nie zapobiegła jednak wybuchowi tragicznego w skutkach powstania i po roku 70 n.e. zostali rozproszeni.

 

Esseńczycy – ruch mistyczny, często łączony ze zwolennikami dawnej dynastii Dawida odsuniętej od władzy po upadku Królestwa Izraelskiego. Propagowali bezwzględną ascezę i odejście od zepsutego świata, w którym dominują pogańskie obyczaje przyniesione przez Greków. Żyli w samowystarczalnych wspólnotach, nosili białe szaty, na ogół byli wegetarianami i praktykowali obmywanie z grzechów za pomocą wody. Ich charakterystyczną cechą było głoszenie nauki Wielkiego Nauczyciela albo Mistrza (mesjasza?), który prawowiernym judaistom miał wskazać właściwą drogę postępowania, aby mogli dostąpić zbawienia. Zostali rozproszeni podczas pacyfikacji Palestyny przez Rzymian w roku 70 n.e.

 

Sekta Jezusa i chrześcijanie – grupa wyraźnie nawiązująca do idei esseńskich. Jezus jest uznawany za Nauczyciela lub Mistrza głoszącego Słowo Boże i utożsamianego z mesjaszem. Potępiał dominujące poglądy faryzejskie, żądając nie przestrzegania zewnętrznych form kultu, ale rozumienia ich treści. Saduceuszom zarzucał współpracę z poganami. W końcu Jezus zginął na krzyżu jako niebezpieczny wichrzyciel mogący wywołać powstanie przeciw Rzymianom i rzeź Izraelitów, a jego idee przejął jego brat Jakub.

 

Sykariusze (sicarii) – skrajnie radykalny odłam judaizmu grupujący ekstremistów żądających bezwzględnej walki prowadzonej każdą dostępną metodą, łącznie z napadami, skrytobójstwem i terrorem. Razem z zelotami wywołali antyrzymskie powstania zakończone totalną klęską.

 

Zeloci – radykalny odłam judaistów żądających bezwarunkowej walki zbrojnej z Rzymianami w celu wyzwolenia Izraela, jako królestwa Boga Jedynego w opozycji do pogańskiego otoczenia. Wywołali dwa powstania w latach 66 – 70 oraz 132 – 135, które zakończyły się bezprzykładną klęską i rzezią, a następnie deportacją ludności poza Palestynę. Odtąd większość judaistów tworzy diasporę, czyli wspólnoty zamieszkujące obce sobie ziemie niepalestyńskie.

 

Kabaliści – mistycy, pierwotnie zamieszkiwali średniowieczną Prowansję i Hiszpanię. Pozostawali pod wpływem gnostycyzmu, magii liczb, sztuk wróżbiarskich i astrologii powiązanych z tradycjami judaistycznymi. Uważali, że świat został stworzony mocą świętych dźwięków i liter, dzięki czemu można przewidywać jego przyszłość, odczytując ich ukryte znaczenie.

 

Żydzi z gór – starożytna grupa judaistów zamieszkująca stoki Kaukazu. Bywa wiązana z Pierwszą Niewolą Babilońską. Zaniknęli w XIX – XX wieku.

 

Bnej Israel – potomkowie judaistów, którzy jako kupcy przybyli do Indii, a z biegiem lat wtopili się w otoczenie, do końca XX wieku zachowując tylko zasadnicze formy kultu.

 

Judaizm rabiniczny – narodził się po zburzeniu Drugiej Świątyni przez Rzymian w roku 70 n.e. Brak materialnych symboli religii i utrata Palestyny skłoniły żydowskich myślicieli do sformułowania koncepcji nauczycieli, rabinów przechowujących depozyt wiary („ustna Tora”) i spisania zasad religii w postaci Talmudu. Z tego nurtu wywodzą się Sefardyjczycy, czyli judaiści północnej Afryki i Hiszpanii, oraz Aszkenazyjczycy z Niemiec i środkowej Europy.

 

Żydzi chińscy – potomkowie kupców, którzy osiedlali się w Chinach i wtapiali w miejscową społeczność. Żydów w pełni zsinizowanych, choć ciągle praktykujących szczątkowe formy kultu wymieszane z taoizmem i konfucjanizmem, odnotowano jeszcze w XVI wieku.

 

Karaimi – ludzie pisma. Twórcą tego kierunku był Anan ben Dawid z Basry (Mezopotamia) działający w VIII wieku w Bagdadzie. Sekta ściśle przestrzegała przepisów biblijnych w opozycji do tradycji rabinicznej. Przystali do niej ostatni saduceusze niegodzący się z reformami opartymi na Talmudzie. Ruch zdobył sobie wielu zwolenników, przede wszystkim wśród ludów tureckich nad Morzem Czarnym i w Rosji, a potem na Litwie i w Polsce. Ze względu na całkowitą turkizację nawet hitlerowcy nie traktowali ich jako prawdziwych Żydów, dzięki czemu uniknęli eksterminacji.

 

Chazarowie – nawróceni na judaizm (pod wpływem karaimów i Żydów z gór) Turcy mieszkający nad Morzem Czarnym i Wołgą. Przetrwali do XIII wieku, kiedy to ich państwo zostało zniszczone przez najazdy mongolskie i ruskie.

 

Sekta Sabatjacwi – została założona przez Żyda urodzonego w Smyrnie w roku 1626. Sabatjacwi ogłosił się mesjaszem i nowym królem Izraela, który miał przynieść Żydom tak długo oczekiwaną wolność. Zgromadził wokół siebie pewną liczbę zwolenników i wierząc, że z pomocą Boga zgromadzi ich jeszcze więcej, wyruszył na Stambuł, aby zniszczyć Sułtanat Turecki.Wyprawa zakończyła się oczywiście klęską, ale sama sekta przetrwała, choć w rozproszeniu. W XX wieku największe skupiska zwolenników proroka ze Smyrny mieszkały w okolicach Salonik, łącząc elementy judaizmu i islamu.

 

Chasydzi – jeden z najciekawszych ruchów żydowskich (aszkenazyjskich) z Europy Wschodniej, szczególnie podkreślający rolę nauczyciela, czyli cadyka. Wskazywał na irracjonalność i uczuciowe (a nie intelektualne) przyjmowanie wiary, odbywające się w radosnym uniesieniu poprzez ekstatyczne tańce i bezpośredni kontakt z Bogiem. Chasydyzm rozwijał się od początku XVIII wieku, kiedy działał pierwszy teoretyk ruchu – Baal Szem Tow, do połowy wieku XX, stopniowo przeradzając się jednak w skostniały formalizm zewnętrznych praktyk religijnych.

 

Haskala – ruch oświecenia żydowskiego rozwinięty w Niemczech przez Mosesa Mendelssohna (1729 – 1786). Zakładał wyjście Żydów z kulturowego getta i ich włączenie w życie nowoczesnego świata.

 

Judaizm ortodoksyjny – powstał w Niemczech jako reakcja na nadmierną naturalizację judaistów i ich wtapianie się w społeczeństwa Europy. Jego zasady sformułowano na przełomie XVIII i XIX wieku, głosząc konieczność jak najściślejszego utrzymania tradycji dostosowanej jednak do współczesności. Głównym teoretykiem ruchu był wrocławski myśliciel Zacharias Frankl aktywny w połowie XIX wieku.

 

Judaizm reformowany – wyodrębnił się w połowie XIX wieku jako jeszcze jeden odłam niemieckich ortodoksów. Dość mocno zmieniona liturgia i nowoczesne podejście do religii, łącznie z dopuszczeniem kobiet do rabinatu i zarzuceniem przepisów o koszerności pokarmów, miały służyć przyciągnięciu Żydów wyobcowanych z tradycji. Judaiści tego odłamu zrezygnowali nawet z zakazu podróżowania w szabat.

 

Judaizm konserwatywny – pojawił się w Stanach Zjednoczonych w roku 1887 jako odgałęzienie niemieckiego judaizmu reformowanego. Założeniem tego kierunku jest podtrzymanie tradycji, a nawet powrót do form kultu już zapomnianych, ale przy zachowaniu nowoczesnych interpretacji. W praktyce, po początkowych sukcesach, konserwatyści nie zdołali zdominować amerykańskiej diaspory.

 

Judaizanci – to szczególna postać sekt żydowskich. Są to społeczności zazwyczaj niewywodzące się z Izraela, ale wyznające judaizm lub nawiązujące bezpośrednio do jego zasad. Zalicza się tu różne i wzajemnie niezwiązane sekty.

W Etiopii żyli czarnoskórzy Falasza. Częściowo pochodzili od dawnych żydowskich osadników, ale na ogół byli to nawróceni na judaizm Murzyni. Po powstaniu państwa Izrael w XX wieku większość z nich przeniosła się do nigdy niewidzianej „ojczyzny”.

Typowymi judaizantami byli bizantyjscy kwadrodecymianie, średniowieczni żydowini mieszkający na Rusi, wytępieni w trakcie prześladowań oraz sabatyści (sabatarianie, sabatejczycy), czyli przedstawiciele najróżniejszych grupświęcący sobotę. W XV wieku największa grupa sabatystów istniała na Rusi (żydowini) i w pobliskiej Finlandii. W XVI wieku odnotowano ich obecność na Morawach, w Czechach i na terenie Węgier. W ramach tej ostatniej wspólnoty w XVII wieku w Siedmiogrodzie pojawiła się sekta bardzo bliska judaizmowi, przyjmująca obyczaje i święta żydowskie zamiast chrześcijańskich. Część jej członków przeszła ostatecznie na judaizm około roku 1870. Również w XIX wieku powstali neoizraelici – sabatyści angielscy, których doktrynę sformułowała Joan Southcott, opierając się na zasadach Tory. XIX wiek był w ogóle okresem silnych wpływów tradycji mojżeszowej, co znalazło swoje odbicie w święceniu soboty przez baptystów i adwentystów.

W istocie do kategorii judaizantów należałoby też zaliczyć Bnej Israel, Żydów chińskich, karaimów i Chazarów, mających co prawda izraelskie korzenie, ale etnicznie całkowicie wtopionych w obce środowiska. Ostatnia sekta tego typu rozwinęła się w Stanach Zjednoczonych w XX wieku: chodzi o Czarnych Żydów – Murzynów, którzy świadomie przyjęli judaizm i praktykują tę religię, czasem z ogromną konsekwencją. Zwykle jednak nie są uznawani przez Żydów mających przodków w Palestynie.

 

Jak wynika z tego krótkiego przeglądu, judaizm wytworzył sporą liczbę rozmaitych odłamów i kierunków, które odegrały znaczącą rolę w dziejach świata. Z tego punktu widzenia grupa Jezusa okazuje się zaledwie jedną z wielu sekt i to niezbyt dużą, o czym zresztą świadczy jej nieobecność w historycznych zapiskach z tamtej epoki. Pomimo to przez kilkanaście stuleci nawet najzacieklejsi przeciwnicy chrześcijaństwa nie zaprzeczali istnieniu Jezusa jako postaci historycznej, konkretnego człowieka działającego w Palestynie pierwszego stulecia. Wątpliwości powstały dopiero w XIX wieku, wraz z rozpoczęciem literackich i historycznych badań nad Ewangelią. Przede wszystkim podkreślano, że nie istnieje żadne świadectwo pisane pochodzące z epoki Jezusa, w którym występowałby on jako realna osoba. Nie wspomina o nim żadna ówczesna kronika, żaden utwór literacki ani oficjalny dokument, choć wspominają na przykład o Janie Chrzcicielu i Pawle. Jedyny fragment pojawiający się u Flawiusza w Wojnie Żydowskiej okazał się późniejszym dopiskiem dokonanym prawdopodobnie przez jakiegoś chrześcijanina, któremu najwyraźniej też zabrakło dowodów, więc postanowił je sam wyprodukować. Nawiasem mówiąc, nie należy tego nazywać oszustwem czy fałszerstwem, ponieważ w tamtej epoce była to praktyka powszechna i nikomu nie zależało na zgodności z jakąś „obiektywną” rzeczywistością, jeśli i tak było „powszechnie wiadomo”, że Jezus istniał, był Synem Bożym i zbawił świat. Należy natomiast przypomnieć zdecydowany antychrystianizm Flawiusza, potwierdzany przez jego współczesnych, i zestawić go z odpowiednim fragmentem Wojny Żydowskiej, w którym napisano, że Jezus był synem Boga, dokonywał cudów, a po śmierci zmartwychwstał i wstąpił do nieba. W istocie jest to powtórzone chrześcijańskie wyznanie wiary i to w wersji podejrzanie bliskiej Symbolowi Nicejskiemu pochodzącemu z roku 325, czyli niemal trzysta lat po Flawiuszu. W tej sytuacji wspomnianego fragmentu raczej nie można traktować jako wiarygodnego przekazu. Tak więc jedynym w miarę współczesnym źródłem wiedzy o Nauczycielu pozostają Ewangelie – pisma niestety ze swej natury propagandowe i stronnicze.

W roku 1817 Friedrich D.E. Schleiermacher (1768 – 1834) przeanalizował Nowy Testament i stwierdził, że nie są to oryginalne, natchnione teksty, ale prawdopodobnie przeróbki starszych zapisów zawierających wypowiedzi Jezusa. Był to początek swoistej „naukowej” herezji, która zakwestionowała historyczność wydarzeń opisywanych w Nowym Testamencie. Niedługo później (w roku 1831) językoznawca Karl Lachmann ustalił, że Łukasz i Mateusz oparli się głównie na starszym Marku, a Ewangelia Janowa, tak ceniona przez Kościół, jest od nich późniejsza…

W roku 1835 wybuchła kolejna bomba: David F. Strauss, heretycki teolog z Tybingi, wydał sławne skandaliczne Życie Jezusa w oczach historii, gdzie po dogłębnej analizie ośmielił się napisać, że wszystkie opowieści ewangeliczne są tylko mitami podejrzanie bliskimi opowieściom znanym na całym Bliskim Wschodzie. Na dodatek w roku 1872 stwierdził on, iż całe chrześcijaństwo to gigantyczne oszustwo… Oczywiście natychmiast ruszyła lawina krytyki i potępień ze strony konserwatystów, ale zaczęły się też rzetelne badania, które w całej rozciągłości potwierdziły zasadnicze tezy Straussa. W tej sytuacji chyba nikogo nie zdziwił fakt, że niemieccy uczeni, a nawet teologowie, zaczęli wręcz zaprzeczać istnieniu historycznego Jezusa, chociaż wielu z nich zachowało wiarę w Boga i w chrześcijańskie zasady moralne. Narodziła się zatem specyficzna „herezja” uznająca Nowy Testament za zbiór pouczających legend, a jego głównego bohatera za postać fikcyjną, służącą jedynie celom dydaktycznym.

Jednak w XX wieku nauka dość jednogłośnie zaakceptowała historyczność Nauczyciela, ponieważ cały kontekst wydarzeń znanych z Nowego Testamentu, opisane realia, a nawet postacie arcykapłana, Piłata i krewnych Jezusa, okazały się prawdziwe, znajdując potwierdzenie w źródłach niezależnych od chrześcijaństwa. Przecież o Buddzie czy Lao Tse też nie ma współczesnych im przekazów, a nikt nie wątpi w ich istnienie. Wiadomo, że pamięć zbiorowa potrafi przechować informacje przez bardzo długi czas, chociaż chętnie je deformuje i ubarwia. Za przykład niech posłużą choćby polinezyjskie opowieści i niewiarygodnie precyzyjne genealogie tamtejszych rodów sięgające nawet kilkuset lat wstecz, a przechowywane wyłącznie w formie ustnych przekazów (czasem w już zapomnianym języku!).

Z drugiej strony, tradycyjny przekaz bywa celowo naginany do określonych poglądów i celów, jak to się stało na przykład z określeniem „Jezus Nazarejski”. Przeciętni chrześcijanie są zwykle głęboko przekonani, że chodzi tu o jego pochodzenie z Nazaretu. A jednak Encyklopedia katolicka pod odpowiednim hasłem wyjaśnia, że istnieją też określenia nazareńczyk lub nazirejczyk odnoszące się do hebrajskiego nezer, które oznacza odgałęzienie religii Izraela. Tym tytułem honorowano wtedy ludzi natchnionych: ascetów, proroków i pustelników (Księga Liczb 6, 1–21). Tak więc Jan Chrzciciel jest nazirejczykiem, a Jezus nosił prawdopodobnie ten sam tytuł i chyba nie ze względu na miejsce zamieszkania lub pochodzenia (Mt 2, 23). Nieprzypadkowo również pierwszych chrześcijan Żydzi nazywali „nazarejczykami”, prawdopodobnie podkreślając ich uduchowienie. Z drugiej strony, o nazarejczykach jako palestyńskiej sekcie judaistów lub byłych judaistów czczących Jezusa mówią nawet autorzy chrześcijańscy, pośrednio wskazując tym samym, że nie chodzi tu o Nazaret, ale o coś znacznie głębszego, o tytuł oznaczający godność Jezusa.

W tej sytuacji rodzi się dość naturalne pytanie o samo miasteczko Nazaret, domniemane miejsce zamieszkania Jezusa. Okazuje się, że w źródłach historycznych z czasów Jezusa nie ma wzmianki o takiej miejscowości. Oczywiście znaleźli się autorzy sugerujący, że Nazaret wtedy w ogóle nie istniał, ale wygląda to na przesadny krytycyzm. Brak danych historiograficznych o Nazarecie wcale nie musi oznaczać jego nieistnienia – przecież źródła pisane milczą również na temat Jezusa, co wcale nie czyni go postacią mityczną. Wydaje się raczej prawdopodobne, że zarówno maleńkiego Nazaretu, jak też wystąpienia prowincjonalnego kaznodziei Jezusa po prostu nie zauważono. Wielu natchnionych proroków, jak choćby znany z ówczesnych kronik Jan Chrzciciel, krążyło wówczas po Palestynie w oczekiwaniu na zapowiadany „koniec czasów” i rychłe nadejście mesjasza. W tej sytuacji galilejski kaznodzieja (lub może buntownik?) przewodzący lokalnej sekcie mógł po prostu nie wzbudzić zainteresowania autorów piszących o Palestynie – nie dokonał przecież niczego szczególnego (jak choćby Jan miotający klątwy pod adresem samego Heroda, za co został ścięty).

Na karty historii wprowadził Jezusa dopiero Paweł, i to kilkadziesiąt lat później. To Paweł okazał się właściwym twórcą największej herezji w dziejach judaizmu i człowiekiem, który skromną Jezusową sektę zaczął przekształcać w uniwersalny Kościół mający w przyszłości rozprzestrzenić się na całą planetę. Nie wolno jednak zapominać, że pierwotnie sekta Jezusa była zaledwie jednym z wielu nurtów istniejących w ramach religii żydowskiej i początkowo nic nie zapowiadało jej świetnej przyszłości.

Do podobnych wniosków doszła Barbara Thiering, australijska profesor teologii, która wiele lat poświęciła studiom nad życiem Jezusa, podczas których opierała się na Nowym Testamencie, pismach apokryficznych, zwojach znad Morza Martwego i sławnej gnostyckiej „bibliotece” znalezionej w Nag-Hammadi. Ze względu na hermetyczność języka i wielopiętrowe przenośnie stosowane przez starożytnych autorów, często służące ukryciu właściwego sensu przekazu, Thiering opracowała własny sposób analizowania literatury hebrajskiej i aramejskiej z przełomu er. Nazwała go metodą peszerową od hebrajskiego słowa peszer oznaczającego „tłumaczenie snów”. Jest to procedura odnoszenia starożytnych tekstów do czasów znacznie późniejszych i traktowania tych zapisków jako symboli przepowiadających przyszłość albo wiążących ze sobą wydarzenia pierwotnie zupełnie niezależne. Na przykład opis marszu armii babilońskiej w VII wieku p.n.e. zawarty w Księdze Habakuka, według tej metodologii może być zarazem prorockim opisem najazdu rzymskiego w II wieku p.n.e. albo w I wieku n.e. W taki właśnie sposób rabini objaśniają Biblię i tak prawdopodobnie rozumieli ją współcześni Jezusa. Wystarczy popatrzeć na Jezusowe przypowieści, które do dziś bez najmniejszych wahań są interpretowane jako pouczenia do pewnego stopnia analogiczne z greckimi bajkami Ezopa czy indyjskimi baśniami z „Pańczatantry”. Podobnie zresztą postępują teologowie chrześcijańscy, dopatrując się jakichś symbolicznych związków między Ewą i Najświętszą Marią Panną, mającą rzekomo dokonać zatarcia grzechu pierwszej kobiety. W tym ujęciu Adam jest „obrazem” i zapowiedzią Chrystusa, a biblijne Drzewo Poznania, symbol upadku człowieka, antycypuje krzyż Jezusa przynoszący człowiekowi zbawienie. Oznacza to, że alegoria i „peszerowe” zestawianie rozmaitych elementów były typowym sposobem przekazywania idei stosowanym na całym Wschodzie, a potem zostały przejęte przez kościoły chrześcijańskie jako metoda myślenia teologicznego. Stąd płynie wniosek, że Barbara Thiering nie wymyśliła swojego sposobu interpretacji Nowego Testamentu, a jej nowatorstwo polegało na tym, że postanowiła wykorzystać alegorię dla dokonania naukowej interpretacji tekstów ewangelicznych.

Oczywiście wartość takiej analizy jest raczej dyskusyjna, bo trudno dowieść, że dany autor faktycznie pisał „na dwóch poziomach”: dla wtajemniczonych potrafiących odczytać właściwą treść i dla „zwykłych” ludzi widzących jedynie opis współczesnych lub historycznych faktów. Niewątpliwie zapis w postaci rebusu przeznaczonego do rozwiązania tylko przez niewielu wybranych jest możliwy i odpowiada sposobowi myślenia starożytnych mieszkańców Bliskiego Wschodu, ale nikt po dwóch tysiącleciach nie może mieć pewności, że dwudziestowieczny sposób jego odczytania jest prawidłowy, a nawet że ów rebus rzeczywiście kiedykolwiek istniał. Jest równie prawdopodobne, że starożytny autor pisał zrozumiale dla swoich współczesnych, a dopiero po latach pierwotny sens uległ zatarciu i potomni dopatrują się w nim ukrytych treści, których w ogóle nie było. Możliwe wreszcie, że zastosowana alegoria była początkowo przejrzysta, a więc niczego nie ukrywała przed współczesnymi, będąc dla nich raczej interesującą formą literacką niż zagadką. Zbyt dużo tu wątpliwości, przypuszczeń i założeń, aby metodę peszerową traktować jak pełnoprawną i godną zaufania procedurę naukową.

Na dodatek łatwo zauważyć, że praktycznie rzecz biorąc, każdy dostatecznie złożony tekst daje się interpretować na wiele sposobów i można w nim doszukać się dowolnych, rzekomo ukrytych treści, zależnie od wyobrażeń czytelnika. Biblia jest tego najlepszym przykładem. Wystarczy przypomnieć dziesiątki różnych, często wzajemnie wykluczających się interpretacji tych samych fragmentów oraz niezliczone sekty i kościoły oparte na rzekomo jedynym prawdziwym odczytaniu woli Boga zapisanej w Piśmie Świętym. Na przykład cudowną zamianę wody w wino Thiering interpretuje jako symbol prawdziwej i odnowionej wiary, zastępującej starą i zwietrzałą. Nie trzeba chyba zbyt dużo wyobraźni, aby podać kilka innych, równie prawdopodobnych i równie niesprawdzalnych wyjaśnień: dogłębna przemiana ludzkiej duszy, objawienie się nadnaturalnej bożej mocy w zwykłym świecie (tutaj w wodzie), dostrzeżenie nowych treści w starych tekstach (czyli naczyniach)… i tak dalej. Niestety, żadna z tych interpretacji nie wnosi niczego nowego i nie upoważnia do wyciągania konkretnych wniosków, na których można byłoby oprzeć jakiś sensowny wywód.

Bez względu na wszystkie te zastrzeżenia, hipoteza Barbary Thiering wzbudziła spore zainteresowanie nawet poza środowiskiem teologów, zwłaszcza kiedy w roku 1990 powstał film przedstawiający jej koncepcję. Prawdopodobnie wynikało to z faktu, że główne tezy autorki zdecydowanie kłóciły się z nauką kościołów chrześcijańskich. Według Thiering Jezus był esseńczykiem, wybrańcem przeznaczonym do odegrania roli reformatora, nie został poczęty w sposób niepokalany i wcale nie umarł na krzyżu, a samo ukrzyżowanie odbyło się nie w Jerozolimie, lecz w Qumran. Po uśpieniu i złożeniu do grobu Jezus podobno miał być wydobyty z komory grobowej i przywrócony do życia. Według Thiering był też żonaty z Marią Magdaleną, miał z nią kilkoro dzieci i umarł w dość zaawansowanym wieku. Paweł był natomiast przeciwnikiem Jezusa, a chrześcijaństwo powstało jako fałszywa nauka mająca rzekomo ukryć prawdziwe Jezusowe przesłanie dla świata…

W zasadzie można przyjąć każde, nawet najdziwniejsze odkrycie i włączyć je do ogólniejszego gmachu ludzkiej wiedzy, ale pod jednym warunkiem – trzeba te rewelacje udokumentować w sensowny sposób. Tymczasem metoda peszerowa jest rodzajem wróżenia ze snu i raczej grą wyobraźni niż procedurą logiczną, a przez to jest niejednoznaczna i niezbyt poddaje się obiektywnej analizie. Wydaje się wręcz zabawnym, kiedy autorka na podstawie mętnych i często wzajemnie sprzecznych tekstów Ewangelii odtwarza wydarzenia sprzed dwóch tysięcy lat z dokładnością do kilkunastu minut, precyzyjnie ustawia krzyż Jezusa według kierunków świata i w każdym słowie dopatruje się bezdennej głębi rzekomych symboli. W jej ujęciu dosłownie wszystkie sceny, osoby, wyrażenia i miejsca są kodem ukrywającym drugie, a może nawet trzecie dno. Na nieszczęście te hipotezy, aczkolwiek niezmiernie ciekawe i inspirujące, nie dają zbyt wielu punktów zaczepienia dla ewentualnych prób ich weryfikacji. Są nadmiernie dowolne i nasycone zbyt dużą dozą fantazji, a przez to mało wiarygodne.

4. JAN, JEZUS, JAKUB I PAWEŁ – HERETYCCY PREKURSORZY CHRZEŚCIJAŃSTWA

Gdyby Jezus był ortodoksyjnym judaistą, nie stałby się tym, kim jest dziś w ludzkiej pamięci. Oczywiście on sam, być może zresztą na użytek publiczności, często podkreślał, że pozostawał w zgodzie z żydowską religią, ale fakty znane z Ewangelii nie zawsze to potwierdzają. Można przypomnieć choćby jego krytyczny stosunek do rytualnej czystości, tak pilnie przestrzeganej przez faryzeuszy (Mk 7, 1–15). To samo dotyczy jego zachowania w Świątyni i osławionego wygnania przekupniów (Łk 19, 45) czy świętowania szabatu (Mt 12, 1–8). Mało tego, badacze utrzymują, że jeśli do niej nie należał, to przynajmniej utrzymywał bliskie kontakty z wcale nie ortodoksyjną wspólnotą esseńską. Świadczą o tym podobne elementy doktrynalne: zwłaszcza mesjanizm i mocno podkreślane boże synostwo „żywych”, czyli członków wybranej wspólnoty.

Na dodatek Jan Chrzciciel, tak czczony przez autorów Ewangelii i chrześcijan, bez wątpienia był esseńczykiem. Jego biały strój, ascetyczny tryb życia, oczekiwanie na przybycie posłańca od samego Boga, stosowane przez niego obmywanie grzechów wodą i zdecydowana opozycja wobec oficjalnego kultu oraz władzy jednoznacznie wskazują na esseńskie pochodzenie. Z tego punktu widzenia słynny chrzest Jezusa dokonany przez Jana w wodach Jordanu zyskuje nowe znaczenie. Wskazuje on na esseńskie podstawy duchowości i wychowania samego Jezusa i mógł być aktem oficjalnego przyjęcia Jezusa do grona wtajemniczonych. Stąd płynie wniosek, że Jezus był esseńczykiem – to znaczy żydowskim sekciarzem, czyli heretykiem w takim rozumieniu, jakie ukształtowało się w ciągu następnych stuleci.

Całe jego życie opisane w Ewangeliach zdaje się potwierdzać tę tezę, a niejako koronnym dowodem jego odszczepieństwa jest sąd i tragiczny koniec na krzyżu. Jeśli wierzyć Ewangeliom, judaiści na czele z kapłanami „nie znali” lub raczej nie chcieli znać Jezusa, z własnej woli wydali na niego wyrok i oddali go w ręce Rzymian. Wydaje się wątpliwym, aby mogli to zrobić w odniesieniu do szanowanego znawcy Pisma Świętego i potencjalnego religijnego przywódcy narodu. Prawdopodobnie więc Jezus był dla nich kimś godnym kary. Jeszcze trudniej byłoby przypuścić, że Jezus ściągnął na siebie nienawiść rodaków za współpracę z Rzymianami – to przecież rzymski prokurator skazał go na śmierć przez ukrzyżowanie, zwyczajowo stosowane wobec wrogów Rzymu. Ostatecznie pozostają religijne motywy żydowskiej wrogości do Jezusa – odstępstwo od ortodoksji, co zresztą doskonale pokazują Ewangelie. Dodatkowo chodziło prawdopodobnie o chęć wyzwolenia Izraela spod władzy rzymskiego okupanta (stąd rzymski wyrok). Na takiego wyzwoliciela czekano już od dawna i lud z pewnością przywitałby go z otwartymi ramionami, ale otwarte wystąpienie przeciw Rzymowi mogło skończyć się tylko klęską, z czego doskonale zdawali sobie sprawę trzeźwo myślący saduceusze i faryzeusze. Przynajmniej częściowo stąd wynika ich obawa przed Jezusowym radykalizmem i chęć pozbycia się fanatyka.

Po śmierci Jezusa jego sekta nie została wchłonięta przez macierzystych esseńczyków ani też nie rozpłynęła się w głównym nurcie judaizmu, ale przekształciła w niewielką jeszcze organizację umownie zwaną potem Kościołem jerozolimskim, na której czele stanął prawdopodobnie Jakub, brat Jezusa. Przypuszczalnie tylko energia i determinacja Jakuba utrzymały jedność sekty w bardzo trudnym momencie po odejściu Nauczyciela. Tym dziwniejszym może się wydawać, że późniejsze kościoły chrześcijańskie praktycznie wymazały jego imię z historii. Wystarczy choćby przypomnieć znamienną wypowiedź papieża Jana Pawła II z dnia 30 sierpnia 1996 roku, kiedy oficjalnie ogłosił (zresztą potwierdzając tradycyjne katolickie stanowisko), że Jezus był jedynym dzieckiem Marii. Zdawać by się mogło, że biskup Rzymu nie zna ani Nowego Testamentu, w którym są wymieniani Jezusowi bracia (Mk 6, 3), ani ustaleń wielu historyków odnajdujących niezbite dowody działalności Jakuba. Trudno jednak przyjąć tę dziwną i tak daleko posuniętą nieświadomość papieża oraz jego doradców, wśród których nie brakuje przecież wykształconych ludzi. A skoro tak, należy raczej założyć, że to oświadczenie nie było przypadkowym potknięciem, lecz musiało wynikać z przesłanek znacznie głębszych i mających chyba ogromne znaczenie dla Watykanu. I rzeczywiście tak jest: otóż w świetle faktów historycznych, Jakub jest uważany za pierwszego „biskupa” Jerozolimy i naturalnego przywódcę wyznawców Jezusa skupionych w tak zwanym Kościele jerozolimskim. W konsekwencji biskupstwo rzymskie, powołujące się na domniemane wybraństwo Piotra, traci przypisywaną sobie pozycję najwyższej instancji i duchowego centrum świata chrześcijańskiego. Okazuje się, że to raczej Jerozolima winna być takim centrum, a rolę zwierzchników wszystkich chrześcijan mogliby pełnić ewentualni następcy Jakuba.

Mogliby, gdyby Jakub faktycznie przewodził chrześcijanom. Niestety, w jego czasach chrześcijaństwo jeszcze nie istniało, a ludzie, którymi kierował byli po prostu Żydami należącymi do Jezusowej sekty, czyli nazarejczykami. Jest to kolejny ważny powód, dla którego Watykan tak uparcie odmawia Jezusowi rodzeństwa. To, co pozostawił po sobie Jezus, było na wskroś żydowskie i Kościół jerozolimski pod zwierzchnictwem Jakuba prawdopodobnie wcale nie był kościołem chrześcijańskim, a jedynie odłamem judaistów ze wspólnoty esseńskiej. Jest zatem całkowicie zrozumiałe, dlaczego nie tylko biskupi Rzymu, ale również zdecydowana większość innych kościołów chrześcijańskich, stara się pomijać albo umniejszać znaczenie Jakuba. Akceptacja jego roli jako przywódcy byłaby tożsama z przyjęciem tezy, że tuż po śmierci Jezusa nie było chrześcijaństwa, a zatem człowiek ukrzyżowany na rozkaz Piłata nie założył bezpośrednio ani tej religii, ani żadnego z kościołów. Nawet Dzieje Apostolskie (Dz 11, 26) spisane kilkadziesiąt lat później wspominają, że chrześcijan odróżniono od Żydów dopiero w Antiochii, a dla historyków rzymskich pozostawali oni nierozróżnialni jeszcze w II wieku.

Pojawia się wreszcie trzeci powód niechęci chrześcijan do Jakuba. Otóż Kościół jerozolimski prawdopodobnie nie uznawał Jezusa za bóstwo, traktując go tylko jako męczennika za czystość wiary akcentującej miłość do Boga i oczekiwanie na mesjasza. Trudno zresztą zakładać, aby najbliżsi krewni, a szczególnie brat i znajomi Jezusa, uważali go za bóstwo. Jednak dla większości późniejszych chrześcijan uznanie Jezusa za człowieka oznaczałoby podważenie ich najbardziej fundamentalnego dogmatu, na którym zbudowano całą skomplikowaną teologię, organizację wierzących i dobrobyt duchowieństwa. Powstaje więc pytanie, skąd się ów dogmat wziął?

Kilka lat po śmierci Jezusa doszło do wystąpienia Szawła, żydowskiego intelektualisty, dziś znanego pod łacińskim imieniem Paweł (Paulos) przyjętym prawdopodobnie po wpisaniu go w poczet obywateli rzymskich. Z żydowskiego punktu widzenia Szaweł był klasycznym heretykiem, kiedy sam siebie uznał za wybrańca niebios, któremu przeznaczono rolę propagatora nowej wiary (Ga 1, 15–16). Jeszcze wyraźniej heretycki charakter nauk Pawła pokazuje List do Hebrajczyków, w którym on dowodzi, że Jezus jest nowym kapłanem (Hbr 7, 11–17), twórcą nowego prawa religijnego (Hbr 7, 12) i nowego przymierza z Bogiem (Hbr 8, 3–13) sprzecznego z judaistyczną ortodoksją. W dodatku Paweł poważył się na rzecz niesłychaną – szerzył wiarę żydowską (wciąż jeszcze nie chrześcijańską) wśród pogan, czego nie zaakceptowałby żaden prawowierny judaista. Może właśnie nazbyt bliski kontakt z pogańskim hellenizmem, który chętnie ubóstwiał władców, spowodował, że Paweł ogłosił Jezusa prawdziwym synem Boga lub wręcz jego wcieleniem. W każdym razie było to absolutnie sprzeczne z najbardziej fundamentalnymi zasadami judaizmu głoszącego wyłączność kultu Boga Jedynego.

Na tym właśnie tle w roku 49, podczas jerozolimskiego zjazdu zwolenników nauki Jezusa, doszło do otwartego zatargu Pawła z apostołem Kefasem, znanym później jako Piotr. W istocie było to starcie nie tylko różnych osobowości, ale przede wszystkim Piotrowej ortodoksji, czyli Kościoła jerozolimskiego kierowanego przez Jakuba, oraz herezji Pawła zdecydowanie zmierzającej do separacji z tradycyjnym judaizmem. Za Piotrem przemawiała jego osobista znajomość z Jezusem i żydowska tradycja, za Pawłem zaś stał niepospolity intelekt, wykształcenie oraz dar przekonywania ludzi. Wtedy właśnie w Jerozolimie, kiedy mimo burzliwych obrad nie zdecydowano się jeszcze na jasne określenie stanowisk, schizma Pawła stała się właściwie faktem. Zebrani oficjalnie zaakceptowali dwa odrębne kierunki szerzenia idei Jezusa – jeden ograniczony do Żydów, czyli zgodny z postulatami Jakuba i Piotra, drugi zmierzający do nawrócenia pogan, tak jak tego chciał Paweł. W praktyce jednak było to tylko chwilowe załagodzenie konfliktu, bowiem w istocie sprawy pozostawiono w zawieszeniu, zawierając raczej rozejm zamiast zjednoczenia dwóch nurtów, o czym zresztą zaświadcza sam Paweł, pisząc, że „Jakub, Kefas i Jan uważani za filary, podali mnie i Barnabie prawice na znak wspólnoty, byśmy szli do pogan, oni zaś do obrzezanych” (Ga 2, 9). Paweł wyraźnie potrzebował akceptacji ze strony prożydowskiego Kościoła jerozolimskiego i ta akceptacja wcale nie była czymś oczywistym, jak to przedstawiają późniejsi interpretatorzy chrześcijańscy. Co więcej, tekst Pawła na pierwszym miejscu wśród „filarów” wymienia Jakuba, co też chyba nie jest przypadkiem.

W roku 62 Jakub, brat Jezusa, został zabity jako bluźnierca przeciw prawowitemu judaizmowi, a jego następcą został Szymon, tym razem kuzyn Jezusa. Wskazuje to, że Kościół jerozolimski był rządzony przez rodzaj dynastii, ludzi z jednej rodziny, co rzuca też nieco inne światło na pozornie absurdalne rzymskie oskarżenie Jezusa o spisek przeciw Cesarstwu i próbę założenia żydowskiej monarchii. Z tej perspektywy inaczej wygląda też sławna Jezusowa odpowiedź, według której jego królestwo miało być „nie z tego świata”, czyli miało mieć oparcie w rzeczywistości ponadludzkiej. W dodatku również Szymon został uwięziony przez Rzymian, a następnie stracony jako pretendent do tronu Dawida, co wskazuje, że rodzina Jezusa wywodziła się (bądź tak uważała) z królewskiego rodu, miała ambicje dynastyczne i mogła stanowić zagrożenie dla okupanta. Szczególnie w sytuacji, gdy w Palestynie narastał kryzys ekonomiczny, szerzyła się korupcja i rozboje, a radykalne, agresywne stronnictwo zelotów zyskiwało coraz więcej zwolenników, prąc do zbrojnego powstania przeciw Rzymowi.

Powstanie zelotów wybuchło w roku 66 i już wkrótce miało ostatecznie przypieczętować rozdzielenie tradycyjnych judaistów wraz z Kościołem jerozolimskim oraz stronników Pawła. Część sekty Jezusa przeniosła się wtedy do miejscowości Pelia (pisze o tym Euzebiusz z Cezarei w swojej Historii kościelnej), a w Jerozolimie pozostali przede wszystkim ortodoksyjni judaiści. Po spacyfikowaniu Palestyny i zdobyciu miasta Rzymianie rozproszyli zarówno ortodoksyjnych jak i heretyckich Żydów (nie umieli i nie chcieli rozróżnić tych dwóch gałęzi żydostwa), wszystkich ich zmuszając do emigracji. Natomiast w diasporze, poza Palestyną, obie grupy musiały jednakowo walczyć o zachowanie swojej tożsamości i nie było miejsca na religijne dyskusje ani próby dogadania się – bardziej liberalne podejście do „odszczepieńców” mogło spowodować roztopienie się w niejudaistycznym otoczeniu. Na domiar złego, w diasporze na plan pierwszy wysunęły się różnice kulturowe, zwłaszcza językowe, znacznie silniejsze i wyraźniejsze niż w Palestynie, ponieważ decydowały o żydowskiej tożsamości. Zagrożeni ortodoksi trzymali się języka aramejskiego i hebrajskiego, aby podkreślić swoją ortodoksję i fakt, że dla nich Jezus był zwyczajnym sekciarzem lub co najwyżej kolejnym prorokiem. Natomiast dla nieżydowskich, zazwyczaj greckojęzycznych, zwolenników Pawła, Jezus był greckim chrystusem, czyli pomazańcem, który miał coraz mniej wspólnego z rzeczywistą Palestyną. Raczej kształtowali jego wizerunek na modłę gnostyckiego Logosu, znanych sobie hellenistycznych bóstw i ubóstwionych władców, co praktycznie równało się herezji, skoro judaizm bezwzględnie zakazywał czczenia ludzi.

Tak więc po roku 70, kiedy załamało się żydowskie powstanie, ortodoksi ostatecznie i już nieodwołalnie odrzucili sektę Jezusa, a ci drudzy – równie ostatecznie przestali czuć się judaistami. Schizma Pawła stała się faktem nieodwracalnym, co potwierdzają Dzieje Apostolskie, w których można przeczytać, że synagoga nie akceptowała wyznawców Chrystusa (Ap28, 24–28). Okazuje się więc, że przede wszystkim brak chęci porozumienia i odmienność kulturowa (Żydzi i helleniści) na tle gwałtownych wydarzeń historycznych przekształciły chrześcijaństwo z mało znaczącej judaistycznej grupy w niezależną wiarę o charakterze uniwersalnym. Wydaje się całkiem możliwym, że w innych warunkach, szczególnie bez nieszczęśliwych antyrzymskich powstań i następujących po nich wysiedleń, chrystianizm stopiłby się stopniowo z głównym nurtem żydowskiej kultury i zniknął, jak tyle innych ruchów w Palestynie. Jednak w sytuacji politycznej panującej na początku nowej ery, zarówno tradycyjni Żydzi, jak i chrześcijanie zaczęli uważać się za ortodoksję. Ustalił się zwyczaj zwoływania zjazdów chrześcijan w Antiochii, jako największym ośrodku nowej religii; zwyczaj ten przetrwał do Soboru w Nicei (w roku 325), który zapoczątkował przymierze Kościoła z państwem. Nie ma mowy o zbliżeniu z judaizmem, a już w IV wieku chrześcijanie, do niedawna potępiani sekciarze, sami zaczęli prześladować i tępić ruchy uznane przez nich za herezje.

Na zakończenie warto jeszcze wspomnieć o niezmiernie interesujących losach dokumentów podczas niefortunnego powstania w latach 66 – 70. Pod koniec oblężenia Jerozolimy przez Rzymian najcenniejsze dzieła literackie i religijne, a także zapiski dotyczące administracji i finansów, zostały ukryte w podziemiach pod Świątynią Jerozolimską lub zwyczajnie zakopane w ziemi w pobliżu Świątyni, aby mogły przetrwać pod opieką Boga. Uczynili tak również pozostali w mieście przedstawiciele Kościoła jerozolimskiego rządzonego przez następców Jezusa. Niestety, wbrew nadziejom pobożnych Żydów, Jerozolimę zdobyto w roku 70, a potem miasto bezlitośnie splądrowano, zbezczeszczono i zniszczono, łącznie z samą Świątynią. Wydaje się, że część dokumentów ukrytych w jej podziemiach mogła przetrwać ten dziejowy kataklizm. O lochach pod świątynną górą i ukrytych tam zapiskach wspominał co prawda Józef Flawiusz w swojej Wojnie żydowskiej, ale nie wzbudził szczególnego zainteresowania czytelników. Zresztą rozmiary i niedostępność podziemnego labiryntu chyba dość skutecznie odstraszały potencjalnych poszukiwaczy skarbów. Wiele wskazuje na to, że w okresie wypraw krzyżowych w XI wieku, kilku ludzi próbowało dotrzeć do owych dokumentów, chociaż nie wiadomo, z jakim skutkiem. Niektórzy wiążą te poszukiwania z cystersami i powstaniem zakonu templariuszy.

5. HERETYCKIE PERYFERIA CHRZEŚCIJAŃSTWA

W czasach pierwszych wspólnot chrześcijańskich Bliski Wschód był pełen różnej maści pustelników, świętych i fantastów, budujących swoje własne, często zdumiewające, koncepcje religii i świata. Nie wszystkie z tych poglądów i opartych na nich ruchów dają się zaklasyfikować do herezji zdecydowanie chrześcijańskich, ale większość z nich nawiązuje zarówno do gnozy, jak też do judaizmu, chrystianizmu i koncepcji zoroastryjskich.

Już w czasach apostołów, czyli w I i II wieku, w Syrii i Palestynie pojawiła się grupa nikolaitów, stanowiących interesujące połączenie kultu Chrystusa jako zbawcy świata oraz boga Baalama, który reprezentował siły materii, nawiązując zarazem do starszego bóstwa syryjskiego i babilońskiego. Dla uczczenia Baalama wyznawcy oddawali się seksualnym orgiom na wzór rytuałów tantrycznych znanych w Indiach. Twórcą tej sekty miał być diakon Mikołaj i właśnie od jego imienia nazwano całą grupę. Zabawne, że w średniowiecznej Europie nikolaitami nazywano duchownych łamiących celibat, chociaż z orgiami miało to chyba niewiele wspólnego.

Klasycznym przykładem synkretycznej mieszaniny idei może być stosunkowo nieliczna grupa mandainitów, znanych też pod nazwą mandejczyków, sabijczyków lub sabian