Współczesna wojna - Justyna Kopińska - ebook + audiobook + książka

Współczesna wojna ebook i audiobook

Justyna Kopińska

4,0

Opis

Książka jednej z najczęściej nagradzanych polskich dziennikarek

„Współczesną wojnę” rozpoczyna reportaż o najważniejszym konflikcie 2022 roku. To wynik trzech podróży dokumentacyjnych autorki w kluczowych etapach wojny w Ukrainie oraz wszechstronnego doświadczenia dziennikarskiego w tematach kryminalnych i społecznych.

Reportaż przestawia wojnę obrazami. Kopińska rozmawiała z czołowymi ukraińskimi politykami, ludźmi, którzy w wojnie stracili bliskich, dowódcami oraz żołnierzami.

Autorka dotarła do stolicy Ukrainy, gdy wojska rosyjskie znajdowały się w obwodzie kijowskim. Rozmawiała z mieszkańcami obwodu w pierwszym dniu wolności po okupacji.

We Lwowie w dniu ataku rakietowego na miasto. A także w Donbasie, Charkowie, Buczy, Borodziance...

Kolejne teksty i felietony to historie najważniejszych konfliktów i niepokojów ostatnich lat – COVID-19, decyzja Trybunału Konstytucyjnego o zmianie prawa aborcyjnego, przestępstwa Kościoła, upadek autorytetów, manipulowanie opinią publiczną.

Po publikacji reportaży Justyny Kopińskiej przestępcy trafiali do więzień, a w prawie wprowadzono zmiany dotyczące bezpieczeństwa w instytucjach zamkniętych. Z dużą wiedzą o traumie i procesach społecznych autorka przybliża nam współczesny świat. Każdy rozdział to rada, pokazująca w jak wielkim stopniu Twój głos ma znaczenie.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 245

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 8 godz. 23 min

Lektor: Krystyna Czubówna

Oceny
4,0 (99 ocen)
47
23
16
12
1
Sortuj według:
jenarz_ka

Z braku laku…

Nie tego spodziewałam się po tej autorce. Poprzednie książki Justyny Kopińskiej kipiały prawdą i ciekawymi historiami, które aż prosiły się o rozgłos. Co tu robią wszystkie te artykuły o serialach i filmach? W książce nie ma ładu ani składu. Są w niej tematy poważne takie jak wojna i banalne takie jak fabuły seriali. Może nie zrozumiałam co autor chciał przekazać, jak dla mnie słaba. Wielka szkoda.
10
Ziarnicka

Nie oderwiesz się od lektury

Kopińska jak zwykle nie zawiodła. Jej niesamowita wrażliwość i spostrzegawczość zmusza nas do pochylenia się nad wszystkimi poruszanymi przez nią tematami.
10
peterpancio1

Nie oderwiesz się od lektury

fantastyczna, i jakoś niepokojąca, mało nadzieji dla świata.
10
miodowabesos95

Nie oderwiesz się od lektury

Ciekawa, otwiera oczy na wiele ważnych spraw.
00
marcinskraburski

Nie oderwiesz się od lektury

uwielbiam
00

Popularność




Modlitwa o nawrócenie Rosjan

Modli­twa o nawró­ce­nie Rosjan

* * *

W cza­sie oku­pa­cji nie było świa­tła i prądu, spa­łam w ubra­niu i butach. Nie­ustan­nie sły­sza­łam odgłosy wybu­chów, spa­da­ją­cych rakiet. To jest tak wielki strach, że prze­sta­jesz cokol­wiek czuć.

W Ukra­inie nie ma bez­piecz­nych miejsc. Na twa­rzach ludzi w Kijo­wie, w Połta­wie, Char­ko­wie, Don­ba­sie czy we Lwo­wie widzimy smu­tek i strach. Rosyj­skie bomby prze­cięły bloki na pół. Prze­chod­nie każ­dego dnia oglą­dają wnę­trza znisz­czo­nych miesz­kań. Dziury w ziemi pełne krze­seł, ubrań, pościeli i zaba­wek dla dzieci. Miesz­kańcy czę­sto byli świad­kami mor­do­wa­nia sąsia­dów, bom­bar­do­wa­nia rodzin­nych miast, tor­tur. Kobiety w olbrzy­mim stre­sie opusz­czały swoje domy i zosta­wiały doby­tek, mar­twiąc się o życie mężów i ojców.

Rosyj­scy żoł­nie­rze wie­lo­krot­nie zgwał­cili miesz­kankę Mariu­pola na oczach jej synka. Mini­ster­stwo Obrony Ukra­iny podało, że kobieta zmarła z powodu obra­żeń, a jej syn osi­wiał. W wielu miej­sco­wo­ściach do gwał­tów docho­dziło czę­sto w obec­no­ści dzieci. Mamy do czy­nie­nia z pań­stwem nazna­czo­nym traumą i PTSD1.

W wie­lo­let­niej pracy repor­ter­skiej zaj­mo­wa­łam się spra­wami mor­derstw, mole­sto­wa­nia, sys­te­mów kar na dzie­ciach w szpi­ta­lach i sie­ro­ciń­cach. Nie­które z tych spraw wią­zały się z psy­cho­pa­tią na naj­wyż­szym pozio­mie okru­cień­stwa. Po podró­żach doku­men­ta­cyj­nych w Ukra­inie w marcu, kwiet­niu i maju, w klu­czo­wych momen­tach wojny, zosta­łam z prze­ko­na­niem o sku­mu­lo­wa­niu naj­ohyd­niej­szych czy­nów ludz­kich na tere­nie tego kraju.

Kijów znaj­duje się zale­d­wie parę godzin lotu od wszyst­kich sto­lic euro­pej­skich grupy G7. W Euro­pie docho­dzi obec­nie do nisz­cze­nia całego narodu, jego psy­chiki, infra­struk­tury i eko­no­mii. Ta wojna obna­żyła nasz świat. Jeśli będziemy patrzeć, jak Wła­di­mir Putin równa z zie­mią suwe­renne pań­stwo, zabija bez­bron­nych, bom­bar­duje szpi­tale, to nawet jeśli unik­niemy III wojny świa­to­wej, będziemy żyć w świe­cie bez war­to­ści. W świe­cie, któ­rego nie warto już będzie rato­wać.

* * *

Wielu zasta­na­wia się, czy w Ukra­inie będzie kolejna Bucza? Prawda jest taka, że tych Bucz jest mnó­stwo. Na początku wojny Rosja­nie weszli na tery­to­ria miast obwodu kijow­skiego. Dzień po wyzwo­le­niu – 1 kwiet­nia – wra­cam z Kijowa drogą żyto­mier­ską przez Maka­rów i Jasno­ho­rodkę do Lwowa. W Maka­ro­wie zna­le­ziono 132 ciała zamor­do­wa­nych Ukra­iń­ców, a bli­sko połowa mia­sta została doszczęt­nie znisz­czona. W miej­sco­wo­ściach, które znaj­do­wały się pod oku­pa­cją rosyj­ską, miesz­kańcy są prze­peł­nieni cier­pie­niem, bez­silni, łkają pod­czas roz­mów. Gdy pod­cho­dzę do zbom­bar­do­wa­nych miejsc, by zoba­czyć skalę znisz­cze­nia, żoł­nie­rze obrony tery­to­rialnej infor­mują o pozo­sta­wio­nych przez Rosjan minach. Pyta­nia, które przy­go­to­wa­łam na kart­kach notat­nika w War­sza­wie, na miej­scu oka­zują się absur­dalne.

– Naj­okrut­niej­sza była 64 Samo­dzielna Bry­gada Zme­cha­ni­zo­wana – opo­wiada mi kilka tygo­dni póź­niej Woło­dy­myr. – Pra­cuję w ochro­nie sklepu, przy któ­rym pani stoi2. To działo się tak szybko. 28 lutego rosyj­skie heli­kop­tery opa­no­wały lot­ni­sko w Hosto­melu. Pozwo­liło to armii na wpro­wa­dze­nie pro­fe­sjo­nal­nego sprzętu woj­sko­wego na teren obwodu kijow­skiego. Na świe­cie dużo mówi się o sła­bo­ści wojsk rosyj­skich, roz­la­tu­ją­cej się broni, braku umie­jęt­no­ści strze­lec­kich żoł­nie­rzy. Nie­któ­rzy okre­ślają Rosjan jako „tchó­rzy”. Wolał­bym, by tak nie mówili. Nie chciał­bym zgi­nąć z rąk nie­udacz­ni­ków. Ja widzia­łem co innego – żoł­nie­rze rosyj­scy w Buczy byli świet­nie wyszko­leni. Szybko podzie­lili miej­sco­wość na sek­tory. Gdy zaczęli odno­to­wy­wać straty, myśleli, że zdra­dzamy ich pozy­cje. Każ­dego trak­to­wali jak szpiega. To wtedy zaczęli zabi­jać. Jeden ze snaj­pe­rów strze­lał z okna do prze­chod­niów i rowe­rzy­stów. Do każ­dego w ten sam spo­sób. Póź­niej przy ulicy leżało wiele tru­pów zabi­tych z jego ręki. O, tam jest masowy grób! Jesz­cze nie­dawno wysta­wały z niego ręce i nogi zamor­do­wa­nych. – Woło­dy­myr wyciąga rękę, poka­zu­jąc zbio­rową mogiłę obok cer­kwi Świę­tego Andrzeja.

Przy cer­kwi wiele osób chce ze mną roz­ma­wiać, poka­zać ślady. Mam legi­ty­ma­cję dzien­ni­kar­ską zawie­szoną na szyi, akre­dy­ta­cję armii ukra­iń­skiej, a miesz­kańcy pod­kre­ślają, że zbrod­nie nie powinny zostać zapo­mniane.

– W prze­rwie mię­dzy bom­bar­do­wa­niami ucie­kli­śmy z naszego domu. Zna­jomy został roz­strze­lany przy głów­nej ulicy Boro­dzianki. Jego matka przez dwa dni sie­działa przy zwło­kach. Nie chciała wypu­ścić syna z rąk – mówi Michaił, który zapro­sił mnie do swo­jego domu. Leży na łóżku. Jego twarz wykrzy­wia ból. – Pod­czas ucieczki ude­rzy­łem nogą o frag­ment broni. Pokryła się krwią. Przez czas oku­pa­cji rosyj­skiej nie mogłem zgło­sić się do leka­rzy. Na uli­cach czołgi, żoł­nie­rze trak­tu­jący broń jak zabawki. Schro­ni­li­śmy się w budynku na obrze­żach mia­sta, wokół bie­gały szczury. Prze­ra­ża­jąca cisza prze­ry­wana ostrza­łami. Głód powo­do­wał, że mię­dzy bom­bar­do­wa­niami czoł­ga­li­śmy się na pole, by odko­pać stare ziem­niaki. Gdy woj­sko rosyj­skie opu­ściło Boro­dziankę, zgło­si­łem się do szpi­tala. Ucięli nogę, bo wdała się gan­grena. Zaka­że­nie praw­do­po­dob­nie prze­nio­sło się na drugą. Cze­kam na decy­zję, czy ją także usuną.

Żona Micha­iła przez cały czas naszej roz­mowy szep­cze:

– Mąż to dobry czło­wiek. Nie zasłu­żył na to. Nie pił alko­holu, ni­gdy nie powie­dział złego słowa o dru­gim czło­wieku. Zdrowo się odży­wiał. Chciał długo cie­szyć się życiem.

Gdy koń­czy, powta­rza te same słowa od początku.

W Ukra­inie doświad­czy­łam dwóch sytu­acji, które nie zda­rzały mi się przy wcze­śniej­szych doku­men­ta­cjach. Po pierw­sze, nie­mal każda ofiara wojny prze­ko­nuje mnie, że ludzie na to nie zasłu­żyli. Mimo że ni­gdy taka myśl w mojej gło­wie się nie poja­wiła. Po dru­gie, boha­te­ro­wie przy­tu­lają mnie mocno po roz­mo­wie. Doty­czy to także wpły­wo­wych poli­ty­ków. Gdy wycho­dzę z domu Micha­iła, jego żona pod­biega i daje mi na ręce małego kotka.

– Mąż szu­kał go mimo bólu w nodze. W cza­sie głodu pil­no­wa­li­śmy, by maleń­stwo codzien­nie cokol­wiek zja­dło – mówi.

Kotek jest ufny, mru­czy i wtula się w moje dło­nie.

W tak okrut­nym cza­sie mogę zauwa­żyć, że zwie­rzęta: konie, psy i koty na tere­nie obwodu kijow­skiego zacho­wały dużą czu­łość dla czło­wieka. Wik­to­ria, któ­rej stad­nina koni znaj­duje się na tym tere­nie, tłu­ma­czy mi, że zwie­rzęta bały się nie­ustan­nych wybu­chów, ich ciała drżały, lecz mogły liczyć na miesz­kań­ców Ukra­iny. Wielu kar­miło je, ryzy­ku­jąc śmier­cią z głodu.

– Od kilku lat moja mama ciężko cho­ruje. Pod­czas ucieczki z Boro­dzianki dzieci i sąsie­dzi pro­sili, bym wzięła mamę i jechała z nimi – mówi Halina.

Kobieta sie­dzi obok mnie na drew­nia­nej ławce w wyra­zi­ście żół­tym swe­trze, wyróż­nia­ją­cym się na tle znisz­czo­nego, peł­nego kurzu oto­cze­nia. Jej oczy wypeł­nione są łzami.

– Na miej­scu, które zaj­mo­wa­łaby w busie moja mama, jadąc w pozy­cji leżą­cej, mogło się zmie­ścić dzie­się­cioro małych dzieci. Nie chcia­łam zabie­rać innym miej­sca. Zde­cy­do­wa­łam oddać się w opiekę Bogu. Pięć pierw­szych dni było prze­ra­ża­jące. Rosja­nie tylko jeź­dzili po uli­cach i strze­lali. Wyglą­dali, jakby przy­je­chali na wycieczkę. W cza­sie oku­pa­cji nie było świa­tła i prądu, spa­łam w ubra­niu i butach. Nie­ustan­nie sły­sza­łam odgłosy wybu­chów, spa­da­ją­cych rakiet. To jest tak wielki strach, że prze­sta­jesz cokol­wiek czuć. Nie można było wyjść, nic kupić. Pro­szę sobie wyobra­zić mamę po mie­siącu bez pam­per­sów.

Halina wrę­cza mi modli­tew­nik.

– Widzi pani, jak wyblakł. Wie­czo­rami odma­wia­łam róża­niec i cało­wa­łam strony, bła­ga­jąc o cud. Wiele budyn­ków w Boro­dziance zawa­liło się od rosyj­skich rakiet, a ludzie w piw­ni­cach zostali pogrze­bani żyw­cem. Teraz myślę tylko, że bez pomocy świata byśmy tego nie wytrzy­mali.

Mama Haliny prze­trwała drugi pod­bój. Boro­dzianka w latach 1941–1943 znaj­do­wała się pod oku­pa­cją hitle­row­ską. Miesz­kańcy mówią mi, że Rosja­nie byli tu bar­dziej okrutni od hitle­row­ców. Pro­ku­ra­tora Gene­ralna Ukra­iny oznaj­miła, że rosyj­scy żoł­nie­rze uży­wali do nisz­cze­nia budyn­ków amu­ni­cji kase­to­wej, którą wystrze­li­wano w nocy, gdy naj­wię­cej ludzi było w domach. Wła­dze Ukra­iny infor­mo­wały o żoł­nier­zach, któ­rzy „strze­lali doro­słym i dzie­ciom w twarz, wypa­lali oczy, odci­nali czę­ści ciała, tor­tu­ro­wali”. Moskwa zaprze­czała tym infor­ma­cjom, twier­dząc, że zwią­zane ciała leżące na uli­cach w obwo­dzie kijow­skim oraz popeł­nione zbrod­nie są pro­wo­ka­cją władz ukra­iń­skich. Miesz­kańcy obwodu kijow­skiego pod­kre­ślają, że żoł­nie­rze strze­lali do ludzi „dla zabawy”. Nie było to zwią­zane z zacho­wa­niem czy prze­szło­ścią wojenną danego miesz­kańca. Idąc główną ulicą Boro­dzianki, widzę wnę­trza pię­tro­wych blo­ków, zawa­lone piony, czarne plamy spa­lo­nych miesz­kań. Po dru­giej stro­nie drogi stoi pomnik ukra­iń­skiego poety Tarasa Szew­czenki z kulą w skroni.

Kilka dni póź­niej żoł­nie­rze armii ukra­iń­skiej w Don­ba­sie opo­wia­dają mi o małej dziew­czynce gwał­co­nej w Buczy do momentu, aż była w sta­nie ago­nal­nym. Pod­kre­ślają, że świa­dec­twa z miej­sco­wo­ści oku­po­wa­nych powo­dują, iż mimo wyczer­pa­nia nie prze­staną wal­czyć.

* * *

Według depesz opu­bli­ko­wa­nych przez Wiki­Le­aks pre­zy­dent Rosji już w 2008 roku twier­dził, że Ukra­ina jest sztucz­nym two­rem. Putin nie uwa­żał Ukra­iń­ców za naród. Jego poglądy doty­czące tego pań­stwa, mocar­stwa rosyj­skiego czy praw czło­wieka były nam wszyst­kim dosko­nale znane.

Wła­di­mir Putin prze­ko­nuje, że Ukra­ina jest czę­ścią Rosji: „Zacznę od tego, że współ­cze­sna Ukra­ina została w cało­ści stwo­rzona przez Rosję. A dokład­nie przez Rosję bol­sze­wicką, komu­ni­styczną. W naszych cza­sach można ją nazwać Ukra­iną Wło­dzi­mie­rza Ilji­cza Lenina. On jest jej archi­tek­tem” – pod­kre­ślił w orę­dziu na początku wojny.

Słowa pre­zy­denta Putina nijak mają się do prze­ko­nań miesz­kań­ców Lwowa, któ­rzy czas komu­ni­zmu wspo­mi­nają z nie­ukry­wa­nym wstrę­tem. W marcu Lwów jest mia­stem praw­dzi­wych sprzecz­no­ści. Z jed­nej strony działa tu komu­ni­ka­cja miej­ska i sklepy spo­żyw­cze. Obszar pod wzglę­dem tkanki miej­skiej przy­po­mina Kra­ków, Wie­deń czy Pragę. Przy kawie sie­dzą ludzie zato­pieni w lek­tu­rze ksią­żek. Z dru­giej – na uli­cach widzimy żoł­nie­rzy z kałasz­ni­ko­wami i nie­bie­skimi opa­skami na ramio­nach, na dro­gach znaj­dują się spe­cjalne punkty kon­tro­lne, ulice wypeł­nione są ucie­ki­nie­rami z Char­kowa, Don­basu, miast obwodu kijow­skiego, roz­ma­wia­ją­cymi o stra­chu i wojen­nych znisz­cze­niach. Uchodźcy w ogrom­nych kolej­kach cze­kają na moż­li­wość prze­kro­cze­nia gra­nicy z Pol­ską.

Za dnia prze­pro­wa­dzam wywiady z poli­ty­kami i woj­sko­wymi. Nocuję u kolegi z Ukra­iny. Zapra­sza zna­jo­mych, mię­dzy innymi z urzędu mia­sta, i długo roz­ma­wiamy o aktu­al­nej sytu­acji w kraju. 18 marca o poranku budzą mnie syreny. Nastę­puje pierw­szy atak rakie­towy na Lwów. Poli­tycy po wcze­snej pobudce i godzi­nach spę­dzo­nych w schro­nach są zmę­czeni i zde­ner­wo­wani. Roz­mowy odby­wają się w pod­nio­słej atmos­fe­rze.

– Może nie powin­nam rato­wać witraży, gdy giną ludzie? – pyta Liliya Ony­sh­chenko, sze­fowa depar­ta­mentu zabyt­ków. – Lwów to uni­ka­towe mia­sto – pod­kre­śla. – Na nie­wiel­kim obsza­rze 150 hek­ta­rów zacho­wała się archi­tek­tura róż­nych epok, współ­gra­jąca ze sobą. To dzie­dzic­two Ormian, Pola­ków, Niem­ców, Ukra­iń­ców, Żydów… Po wybu­chu wojny roz­po­czę­li­śmy od zabez­pie­cza­nia okien i witraży, bo w trak­cie ata­ków naj­ła­twiej ule­gają znisz­cze­niu. Nie wie­dzie­li­śmy, w jaki spo­sób zająć się zabyt­kami. Bo kto ma takie doświad­cze­nie? Skon­tak­to­wa­li­śmy się z pol­skim kon­ser­wa­to­rem, który pra­co­wał w Syrii. Pomógł nam zro­zu­mieć, w jaki spo­sób chro­nić obiekty w tak trud­nym cza­sie. Nie mamy złu­dzeń. Widzimy, co się dzieje na Wscho­dzie. Ci bar­ba­rzyńcy nie mają żad­nych skru­pu­łów. Lwów przy­na­le­żał do róż­nych państw. W cza­sach austro-węgier­skich roz­kwitł, szcze­gól­nie zadbano o budynki admi­ni­stra­cyjne, mia­sto stało się cen­trum dzia­łal­no­ści nauko­wej i kul­tu­ral­nej. Kwi­tło życie aka­de­mic­kie. Po I woj­nie świa­to­wej Lwów nale­żał do Pol­ski. Mia­sto było wów­czas jed­nym z głów­nych ośrod­ków sztuki i tury­styki. Nato­miast w cza­sach socja­li­zmu prze­stano zwra­cać uwagę na dzie­dzic­two i zabytki, liczył się prze­mysł. Wielu naukow­ców tra­fiło wów­czas do sowiec­kich wię­zień. To naj­gor­szy okres w histo­rii. I ni­gdy o tym nie zapo­mi­namy. Celem Putina jest uni­ce­stwie­nie naszej kul­tury i sztuki. Ni­gdy nie zgo­dzę się na utratę mojej toż­sa­mo­ści. Będę tu do ostat­niego momentu. Ale przy­znaję, że wolę umrzeć, niż zna­leźć się pod oku­pa­cją rosyj­ską. Pyta pani o men­tal­ność Ukra­ińca? Sku­piamy się na swoim życiu, nie wcho­dzimy nikomu w drogę, ale jak nas zacze­pią, zacho­wu­jemy się jak mrówki. Zbie­ramy się w grupę i wal­czymy jako zwarta grupa. Obser­wo­wa­li­śmy to pod­czas poma­rań­czo­wej rewo­lu­cji i euro­maj­danu, widzimy i teraz.

– Dla nas wojna zaczęła się w 2014 roku – stwier­dza Taras Ish­chyk, ofi­cer pra­sowy 103 Oddziel­nej Bry­gady Sił Obrony Tery­to­rial­nej Sił Zbroj­nych Ukra­iny, który pod­szedł do mnie w cen­trum pra­sowym.

Na początku wojny obo­wią­zuje we Lwo­wie pro­hi­bi­cja. W cen­trum prasy, zor­ga­ni­zo­wa­nym obok rynku mia­sta, przy bez­al­ko­ho­lo­wym piwie dys­ku­tują dzien­ni­ka­rze z całego świata. Taras usły­szał, że jestem z War­szawy. Pod­kre­ślił, że mówi w języku pol­skim i może udzie­lić mi wszel­kich infor­ma­cji.

– Przez osiem lat przy­go­to­wy­wa­li­śmy się do róż­nych sce­na­riu­szy. Nato­miast mam wra­że­nie, że żoł­nie­rze rosyj­scy nie wie­dzą, po co tu są. Nie mają moty­wa­cji, by wal­czyć. Może tylko Wła­di­mir Putin wie, dla­czego tę wojnę zaczął – mówi. – To jest w tej woj­nie naj­gor­sze, bo ludzie bez moty­wa­cji do dzia­łań bojo­wych nie sto­sują się do reguł woj­sko­wych. Zamiast wal­czyć z żoł­nie­rzami, zaczy­nają wyła­do­wy­wać fru­stra­cje na cywi­lach. Jaki mają cel? Jeśli chcieli zła­mać ducha narodu, to już wie­dzą, że się nie udało. Jeste­śmy bar­dziej zde­ter­mi­no­wani niż kie­dy­kol­wiek. Ni­gdy nie wyba­czymy tego, co wyda­rzyło się w Mariu­polu, w Don­ba­sie czy w Char­ko­wie. Czuję nie­na­wiść do Rosjan. Gdy byłem małym dziec­kiem, w Ukra­inie było dużo muzyki i ksią­żek w języku rosyj­skim. Teraz to wspo­mnie­nie napawa mnie wstrę­tem. Bo może był to ele­ment ich planu rusy­fi­ka­cji narodu? Jesz­cze kilka tygo­dni temu zaj­mo­wa­łem się mar­ke­tin­giem w fir­mie impor­tu­ją­cej sło­dy­cze z kra­jów Unii Euro­pej­skiej. Ciężko mi to przy­znać, ale teraz jestem gotów do zbi­ja­nia ludzi.

Gdy wycho­dzę z cen­trum pra­so­wego, widzę 109 pustych wóz­ków dzie­cię­cych usta­wio­nych na rynku mia­sta. Sym­bo­li­zują naj­młod­sze ofiary, które zmarły w wyniku rosyj­skich nalo­tów.

– Według mnie Rosja­nie popie­ra­jący atak na Ukra­inę powinni spo­tkać się ze zde­cy­do­waną reak­cją świata – oświad­cza mer Lwowa Andrij Sadowy. – Nie powinni mieć prawa do korzy­sta­nia z hoteli, samo­lo­tów, robie­nia inte­re­sów. Mam nadzieję, że poka­za­nie rosyj­skiego pasz­portu będzie od teraz powo­dem do wstydu. Roz­ma­wia pani z miesz­kań­cami, patrzy na naszą kul­turę, Ukra­ina to piękny kraj, to pań­stwo, w któ­rym chce się żyć. A oni pra­gną je uni­ce­stwić. W nocy trudno tu o sen. Są alarmy, scho­dzimy do schro­nów. Sytu­acja zmie­nia się z każdą godziną. W cza­sie wojny nie­ustan­nie podej­muje się fun­da­men­talne decy­zje. Przy­jeż­dża do nas ogromna liczba goto­wych do walki ochot­ni­ków. Ludzi, któ­rzy będą wysłani na front i mogą tam zgi­nąć.

W trak­cie roz­mów w jed­nost­kach Gwar­dii Naro­do­wej żoł­nie­rze są otwarci. Poka­zują mi składy pomocy huma­ni­tar­nej, opo­wia­dają o życiu kole­gów wal­czą­cych na fron­cie. Do Lwowa codzien­nie zjeż­dżają fur­go­netki z cia­łami żoł­nie­rzy. Na Cmen­ta­rzu Łycza­kow­skim kie­ruję się do miej­sca, gdzie są pocho­wane nowe ofiary. Każdy kopiec usłany jest świe­żymi kwia­tami. Z por­tre­tów patrzą na mnie oczy mło­dych, umun­du­ro­wa­nych żoł­nie­rzy.

– Nie­na­wiść, złość, gniew – to reak­cje, które bar­dzo trudno kon­tro­lo­wać. Do tego docho­dzą uczu­cia ambi­wa­lentne – mówi psy­cho­te­ra­peuta, wykła­dowca i ksiądz Oleg Sala­mon, który prze­kształ­cił lwow­ską para­fię w cen­trum pomocy.

Tu tra­fiają dostawy żyw­no­ści i środ­ków higie­nicz­nych. Uchodźcy znaj­dują tutaj schro­nie­nie. Sia­damy z księ­dzem w kuchni wypeł­nio­nej prze­two­rami, owo­cami, pie­lusz­kami dla dzieci, w któ­rej trudno o kawa­łek wol­nego miej­sca. Postawny Sala­mon ma spo­kojny, nie­zwy­kle har­mo­nijny ton głosu.

– W cza­sie wojny ludzie zadają sobie pyta­nia fun­da­men­talne. Gdzie jest Bóg? Gdzie tu sens? Pacy­fi­ści są posta­wieni w sytu­acji dyle­ma­tów moral­nych. Zbie­rają pie­nią­dze na ukra­iń­ską broń. Ja – prze­ciw­nik wojen – mam trzy­dzie­ści minut na zba­da­nie ochot­nika, nim dosta­nie do ręki broń. Mało, ale to lep­sze niż nic. Pod­czas wizu­ali­za­cji przy­szły żoł­nierz wyobraża sobie, jak ata­kuje wroga. Były przy­padki napa­dów paniki pod­czas tych wizu­ali­za­cji. To jak taki czło­wiek zachowa się w ogniu walki?

– A co ksiądz odpo­wiada na pyta­nia o sens wiary?

– Oca­lony z Auschwitz austriacki psy­cho­log Vik­tor Emil Frankl uwa­żał, że wojna albo wiarę zabija, albo ją wzmac­nia. Mnie ta wojna utwier­dza w wyzna­wa­nych war­to­ściach. Pod­czas kazań mówię para­fia­nom, że Bóg do tego stop­nia sza­nuje naszą wol­ność, iż oddaje odpo­wie­dzial­ność za świat ludziom. To zło, któ­rego teraz jeste­śmy świad­kami, nie pocho­dzi od niego. Cier­pie­nia, ból, śmierć, zabój­stwa były zawsze. Wyboru, jaką drogą podą­żać, doko­nuje czło­wiek. Z tego powodu każdy dzień zaczy­nam modli­twą o nawró­ce­nie Rosjan.

Miesz­kańcy Lwowa poka­zują mi liczne schrony w insty­tu­cjach kul­tury i domach pry­wat­nych. Żoł­nie­rze pod­kre­ślają goto­wość do walki. Poli­tycy i osoby z sek­tora bojo­wego dekla­rują: mia­sto jest przy­go­to­wane do wojny.

* * *

W Kijo­wie zro­zu­mia­łam, że do wojny nie można się przy­go­to­wać. Ni­gdy wcze­śniej nie byłam w tak cichym miej­scu. Ta cisza prze­ry­wana jest wybu­chami, które wpra­wiają zie­mię w drże­nie. Kijów w marcu wygląda jak for­teca. Beto­nowe progi, usu­nięte znaki dro­gowe, mylące tropy, ufor­ty­fi­ko­wane skrzy­żo­wa­nia. Mia­sto jest wylud­nione, miej­sca publiczne zamknięte. To czas przed ujaw­nie­niem zbrodni w Buczy. Ukra­ińcy wyra­żają strach przed pla­nami Putina.

Droga ze Lwowa do Kijowa wydłuża się do kil­ku­na­stu godzin z uwagi na obec­ność Rosjan w obwo­dzie kijow­skim. Wjazd od połu­dnia przez Win­nicę i Białą Cer­kiew w nocy wiąże się z prze­kra­cza­niem licz­nych punk­tów kon­tro­l­nych. Woj­skowi szcze­gó­łowo wery­fi­kują każdy samo­chód.

W Kijo­wie miesz­kam u żoł­nie­rza obrony tery­to­rial­nej mia­sta. Tu także wie­czo­rami roz­ma­wiamy w dużych gru­pach. Kawiar­nie i miej­sca publiczne są w tym cza­sie zamknięte. Miesz­kańcy Kijowa spo­ty­kają się w domach. Dzięki Star­link inter­net działa bez zarzutu w wielu miej­scach w Ukra­inie. Żoł­nie­rze otrzy­mują filmy z ostrza­łów ich kole­gów na fron­cie oraz zdję­cia bom­bar­do­wa­nych miej­sco­wo­ści. Widać, że ludzie są bli­sko sie­bie i two­rzą wspól­notę, także przez codzienne rela­cje osób prze­miesz­cza­ją­cych się z róż­nych krań­ców Ukra­iny.

– Ostat­nie tygo­dnie są jak wehi­kuł czasu – mówi ikona poma­rań­czo­wej rewo­lu­cji i była pre­mier Ukra­iny Julia Tymo­szenko. – Mamy przed sobą obrazy naszych babć i dziad­ków w cza­sie II wojny świa­to­wej. Widzimy mor­der­stwa naszych dzieci, roz­strze­li­wa­nie rodzin, nie­wy­obra­żalną prze­moc, ruj­no­wa­nie kraju. W pierw­szym dniu wojny był tu strach i łzy. Już po tygo­dniu te uczu­cia zmie­niły się w złość. A teraz w walkę na każ­dym moż­li­wym pozio­mie – mili­tar­nym, huma­ni­tar­nym, ochronę spu­ści­zny naro­do­wej.

Dwie dekady i dekadę temu Tymo­szenko wspól­nie z roda­kami brała udział w pro­te­stach na Maj­da­nie. W 2013 roku było tam 800 tysięcy osób. W cza­sie naszej roz­mowy Maj­dan jest opu­sto­szały. Roz­ma­wiamy w budynku par­tii Bat­kiwsz­czyna. Obok gabi­netu znaj­duje się green room, w któ­rym poli­tycy pro­wa­dzą dys­ku­sję o aktu­al­nych wyda­rze­niach wojen­nych. Znam ich twa­rze z ukra­iń­skich pro­gra­mów infor­ma­cyj­nych. Kijów jest wów­czas nie­bez­piecz­nym miej­scem, lecz nawet posło­wie w pode­szłym wieku pozo­stali na swo­ich sta­no­wi­skach. Ema­na­cją postawy Ukra­iń­ców są ich lide­rzy. Tymo­szenko co chwilę prze­rywa roz­mowę, pro­szona o kon­sul­ta­cje. Prze­glą­dam wów­czas książki leżące w jej gabi­ne­cie, z dedy­ka­cjami od Mar­ga­ret That­cher i Made­le­ine Albri­ght, doce­nia­ją­cymi wkład pre­mier w histo­rię Europy.

– Histo­ria posta­wiła nas w nowej, okrut­nej sytu­acji. Teraz wszy­scy jeste­śmy na fron­cie – pod­kre­śla Julia Tymo­szenko. – Tu nie ma nor­mal­nego życia. Każdy działa na rzecz zwy­cię­stwa. Gdy widzę hero­iczne czyny naszych oby­wa­teli, rozu­miem, że jedna osoba w obro­nie tery­to­rial­nej Ukra­iny warta jest setki Rosjan. Widzisz obraz, gdy ludzie stoją z gołym rękami i pró­bują powstrzy­mać czołg. Dekla­rują: „Tu jest Ukra­ina!”, choć za te słowa mogą w jed­nej chwili stra­cić życie. Ludzie, któ­rzy posłu­gi­wali się języ­kiem rosyj­skim, sta­rają się nawet z trud­no­ścią mówić po ukra­iń­sku. I chęt­nie wysy­łają rosyj­skie okręty tam, gdzie ich miej­sce.

– Mie­li­śmy histo­ryczny roz­łam w Ukra­inie. Mię­dzy jej zachod­nią i wschod­nią czę­ścią – kon­ty­nu­uje Tymo­szenko. – Ta histo­ryczna cho­roba została wyle­czona 24 lutego. Pod Mariu­po­lem, pod Doniec­kiem wal­czą ludzie z Ukra­iny Zachod­niej. Kobiety w całej Ukra­inie opła­kują dzieci, które zgi­nęły w róż­nych rejo­nach kraju. Wschód leczy się z wirusa zwa­nego „rus­skij mir”. Czy widok znisz­czeń zmie­nił coś w moim sercu? Żyjąc z dnia na dzień w wirze obo­wiąz­ków, zapo­mi­namy cenić życie jako takie. Mar­twimy się o rze­czy, które w cza­sie wojny nie mają żad­nego zna­cze­nia. Zabie­gamy o sym­pa­tię lub suk­ces. Aktu­al­nie miłość uzy­skuje inny, głęb­szy wymiar. Pisarz Woło­dy­myr Wyn­ny­czenko mówił, że histo­rii Ukra­iny nie da się czy­tać bez bromu. Byłam świad­kiem poma­rań­czo­wej rewo­lu­cji i euro­maj­danu. Byłam pre­mier Ukra­iny. Lecz byłam też więź­niarką w kolo­nii kar­nej w Char­ko­wie, w któ­rej zosta­łam ciężko pobita. Z tej per­spek­tywy uczę się znaj­do­wa­nia odpo­wie­dzial­nych dróg reak­cji na zło. Daw­niej nie umia­łam połą­czyć wszyst­kich fak­tów histo­rycznych, kiedy patrzy­łam w przy­szłość. Dopiero teraz zrozumia­łam, że każdy dzień trud­nej histo­rii Ukra­iny przy­bli­żał nas do miło­ści łączą­cej spo­łe­czeń­stwo, które jako zjed­no­czony naród jest obec­nie gotowe do walki w imię war­to­ści cywi­li­za­cji zachod­niej.

– Nie­ustan­nie sta­wiamy sobie pyta­nie: co zro­bi­li­śmy, że Rosja­nie postrze­gają nas jako cel ataku? – mówi mer Kijowa Wita­lij Kliczko. Spo­ty­kamy się w Urzę­dzie Admi­ni­stra­cji Pań­stwo­wej przy ulicy Khre­scha­tyk. Wcze­śniej jestem pro­szona o wysła­nie wielu moich danych zawo­do­wych oraz kopii akre­dy­ta­cji woj­sko­wej.

Wita­lij Kliczko to znany bok­ser i poli­tyk. Ukoń­czył także stu­dia dok­to­ranc­kie na Uni­wer­sy­te­cie Kijow­skim. W jego gabi­ne­cie znaj­duje się wiele ksią­żek histo­rycz­nych oraz psy­cho­lo­gicz­nych, doty­czą­cych dzia­ła­nia i stra­te­gii walki.

– Myślę, że Wła­di­mir Putin zacho­ro­wał. Osoba o zdro­wych zmy­słach nie mia­łaby tak sza­leń­czych idei: zabi­ja­nie tysięcy nie­win­nych, nisz­cze­nie ich życio­wego dorobku, ruj­no­wa­nie naszej eko­no­mii, infra­struk­tury i kraju. To decy­zje zabu­rzo­nego umy­słu. Ten czas udo­wod­nił, że jego prze­ko­na­nia o braku pod­mio­to­wo­ści Ukra­iny są ilu­zją. Pamię­tam zimny, śnieżny dzień i ogromny sznur miesz­kań­ców cze­ka­ją­cych na broń. Nie chcieli opusz­czać mia­sta. Roz­po­częły się eks­plo­zje. Pro­po­no­wa­łem bez­dom­nym, że prze­wie­ziemy ich w bez­pieczne miej­sce. Usły­sza­łem: „Pro­szę, merze, po pro­stu daj nam broń. Chcemy bro­nić mia­sta”. Rosja­nie myśleli, że znisz­czą ducha narodu. A on ni­gdy nie był tak silny, jak teraz. W wielu deli­kat­nych z wyglądu męż­czy­znach widzę żela­zny cha­rak­ter. W ich oczach znaj­duje się potężny duch. Pod­czas wojny obraz rze­czy­wi­sto­ści się zmie­nia. Dla mnie wszystko stało się czarno-białe. Wiele chwil mnie poru­sza. Kiedy mer Rygi popro­sił miesz­kań­ców swo­jego mia­sta o pomoc huma­ni­tarną dla Ukra­iny, przy­nie­śli pam­persy, jedze­nie, lekar­stwa. Sze­ścio­letni chło­piec przy­niósł to – mer Kliczko poka­zuje mi słoik wypeł­niony po brzegi mone­tami.

Chłop­czyk mówił, że zbie­rał te pie­nią­dze na uko­chaną zabawkę, a teraz chce je prze­zna­czyć na walkę Ukra­iny.

– Wyznaję war­to­ści patrio­tyczne. Kocham mój kraj i chcę być czło­wie­kiem, który bez­wa­run­kowo działa na rzecz tej miło­ści. Całe życie przy­go­to­wy­wa­łem się do walki. Mia­łem wpo­jone, że to misja każ­dego męż­czy­zny, aby być obrońcą swo­jej rodziny, dzieci, narodu. Pyta pani, kiedy czuję się bez­pieczny? Zawsze wie­rzy­łem w reguły. Mia­łem prze­ko­na­nie, że każda bitwa oparta jest na kon­kret­nych zasa­dach. Teraz zro­zu­mia­łem, że są wojny pro­wa­dzone bez nich. Gdy się budzę, wyobra­żam sobie, że ota­czają mnie anioły. Anioł to patron Kijowa. Bez­pie­czeń­stwa upa­truję teraz w wyobraźni. Pre­zy­dent Rosji to spe­cy­ficzny wróg. Po Buczy, Hosto­melu, Irpie­niu, Czer­ni­ho­wie, Mariu­polu, Char­ko­wie pre­zy­dent Rosji nie jest w sta­nie ura­to­wać swo­jej twa­rzy, bo już jej nie ma. Jego twarz to twarz wymor­do­wa­nych dzieci. To wróg, któ­rego nie można poko­nać zna­nymi mi dotąd meto­dami.

* * *

Droga pro­wa­dząca w kie­runku zbom­bar­do­wa­nych rejo­nów Ukra­iny – w iro­nicz­nym sprze­ci­wie wobec celu podróży – jest jed­nym z naj­pięk­niej­szych miejsc, jakie widzia­łam. To Ukra­ina sta­rych baśni i legend, roz­po­ście­ra­jąca się wśród jezior, rzek i lasów. Potężna prze­strzeń z wyra­zi­stą barwą nieba i zło­tym kolo­rem zbóż. Rejon połtaw­ski, bogaty w war­to­ści lite­rac­kie, poezję, teatr, kul­turę, zna­ko­mitą kuch­nię i rze­mio­sło zachwyca „gogol­skimi” kra­jo­bra­zami.

Widok zmie­nia się dra­stycz­nie po wjeź­dzie do obwodu char­kow­skiego. Po powro­cie ze wschodu Ukra­iny wie­lo­krot­nie byłam pytana, czy wiele budyn­ków na tym tere­nie jest znisz­czo­nych? Prawda jest taka, że w pół­noc­nym Char­ko­wie trudno o budy­nek, który nie został znisz­czony. Wjeż­dża­jąc do tego rejonu, widzimy ludzi, któ­rzy po bom­bar­do­wa­niu pokryli ściany folią i na­dal funk­cjo­nują w roz­pa­da­ją­cych się miesz­ka­niach, widzimy drogi, które nagle się koń­czą i dalej są tylko zglisz­cza. W wielu miej­scach nie ma gazu, miesz­kańcy gotują w ron­dlach przy ogni­skach.

– Nie mamy żad­nych uczuć w sto­sunku do Rosjan – opo­wia­dają mi Lena i Artur, miesz­ka­jący na osie­dlu, w któ­rym budynki są roze­rwane na czę­ści. – Nie czu­jemy nie­na­wi­ści. Nie możemy dopusz­czać do sie­bie takich uczuć. Tu wiele histo­rii rodzin­nych jest ze sobą sple­cio­nych. Sły­sze­li­śmy o kobie­cie miesz­ka­ją­cej w Char­ko­wie, któ­rej syn jest w armii rosyj­skiej. Zatem akcep­tuje zrzu­ca­nie bomb na nasze mia­sto. Moja mama z kolei mieszka w Rosji.

– Co mówi o przy­czy­nach wojny? – dopy­tuję.

– Wła­śnie o to cho­dzi, że mama nic nie mówi. Cały czas pła­cze. Mówimy jej, że dzieci już się do wybu­chów przy­zwy­cza­iły. Cza­sem nawet nie prze­ry­wają zabawy, gdy sły­chać spa­da­jące rakiety.

Pod­czas roz­mowy z Leną i Artu­rem do budynku po dra­bi­nie wcho­dzi star­sza kobieta. Miesz­kańcy tłu­ma­czą mi, że skoro klatka scho­dowa jest znisz­czona, wielu Ukra­iń­ców wcho­dzi do miesz­kań po dra­bi­nach.

– Ludzie tęsk­nią do swo­ich miejsc – mówią.

Obok sape­rzy roz­bra­jają nie­wy­bu­chy.

W maju w Ukra­inie bra­kuje ben­zyny. W rejo­nie wschod­nim uwagę przy­cią­gają ogromne kolejki do sta­cji ben­zy­no­wych. Każdy oby­wa­tel może kupić mak­sy­mal­nie dwa­dzie­ścia litrów. Nie­kiedy Ukra­iniec czeka w kolejce cały dzień, by nabyć paliwo, a mimo wszystko wraca z niczym. Mimo cięż­kich warun­ków życia codzien­nego, miesz­kań­ców cechuje otwar­tość na dru­giego czło­wieka.

Jak infor­muje Doniecka Biblio­teka Regio­nalna, Don­bas był rejo­nem o naj­bo­gat­szych zaso­bach natu­ral­nych kraju. Oby­wa­tele wschod­niej Ukra­iny opo­wia­dają mi, jak wiele roślin z regionu doniec­kiego wpi­sa­nych jest na Czer­woną Listę Gatun­ków Zagro­żo­nych. Mówią o zdro­wot­nym dzia­ła­niu Morza Azow­skiego, lasach peł­nych saren, bażan­tów i prze­pió­rek. Opo­wia­dają o ste­pach i barw­nych kra­jo­bra­zach. Zacho­wują pamięć o tym miej­scu, świa­domi, że tego Don­basu już nie ma.

– Jestem Ukra­iń­cem i ponad wszystko nie chcę powrotu impe­rium rosyj­skiego. Lecz są tu także ludzie, któ­rzy mają odmienne zda­nie – mówi wolon­ta­riusz Woło­dy­myr, z któ­rym spo­ty­kam się w miej­scu dostaw pomocy huma­ni­tar­nej w Don­ba­sie. – Tutaj trudno teraz o jakie­kol­wiek spo­kojne miej­sce.

Woło­dy­myr prosi sze­fów cen­trum pomocy o uży­cze­nie nam biura, bym mogła nagrać roz­mowę na dyk­ta­fon.

– Rosyj­ska pro­pa­ganda i tele­wi­zja ste­rują ludźmi nie tylko na ich tere­nach – kon­ty­nu­uje. – Część Ukra­iń­ców w tym regio­nie z nostal­gią odno­siła się do lat 70., w któ­rych prze­żyli dzie­ciń­stwo. To poko­le­nie stało się wpły­wowe w XXI wieku. Nie pamię­tało repre­sji i guła­gów, Zwią­zek Radziecki koja­rzył się tym ludziom z cza­sami dobro­bytu i względ­nej rów­no­wagi spo­łecz­nej w porów­na­niu do cza­sów oli­gar­chów. W Ukra­inie ostat­nich lat widać plu­ra­lizm myśli. Ujaw­niły się różne punkty widze­nia. Kiedy Rosja uru­cho­miła tu swoje narzę­dzia pro­pa­gan­dowe, część ludzi to uwio­dło. Nie­któ­rzy w obli­czu wojny zmie­nili zda­nie. Ale rozu­mie pani, jak ciężko wyzwo­lić się z pro­pa­gandy? U nas w rodzi­nie jest jasny podział. Jeśli ktoś ma skłon­no­ści pro­ro­syj­skie i komu­ni­styczne, moi rodzice uci­nają kon­takt z tym człon­kiem rodziny.

Ukra­ińcy żyją fil­mo­wymi sce­nami z wojny przed­sta­wia­nymi w zagra­nicz­nych mediach. Żoł­nie­rze przy nie­mal każ­dej roz­mo­wie wspo­mi­nają o odpo­wie­dzi gar­ni­zonu służby gra­nicz­nej z Wyspy Węży wobec wezwa­nia do kapi­tu­la­cji: „Rus­skij wojen­nyj korabl, idi na chuj” oraz sce­nach zatrzy­ma­nia czoł­gów gołymi rękami przez cywi­lów. Wielu jest dum­nych z naczel­nego dowódcy sił zbroj­nych, gene­rała Wale­rija Załuż­nego. Pod­kre­ślają, że to czło­wiek o ogrom­nej wie­dzy i odpo­wie­dzialności, który pozo­staje w cie­niu. Gdy pytam o lide­rów, żoł­nie­rze mówią o hono­rze każ­dego poli­tyka i dzia­ła­cza, który został w Ukra­inie, ale zazna­czają, że dla nich boha­te­rem jest Załużny. Uwa­żają, że dla gene­rała liczy się życie każ­dego czło­wieka, decy­zje podej­mo­wane są twardo i roz­trop­nie. Przy­pi­sują mu także ura­to­wa­nie sto­licy.

Ambi­wa­lentne uczu­cia, które towa­rzy­szyły mi pod­czas prze­by­wa­nia w dwóch tak odmien­nych rze­czy­wi­sto­ściach Ukra­iny, są toż­same z obra­zem ukra­iń­skiej armii.

Puł­kow­nik Wale­rij Kurko, główny dowódca woj­skowy w obwo­dzie lwow­skim, zasłu­żony w słyn­nych bitwach o lot­ni­sko w Doniecku, mówi:

– Żoł­nie­rze są gotowi nie umie­rać za Ukra­inę, lecz zabi­jać za Ukra­inę. To rzecz gene­tyczna. Ukra­iniec wie o 1939 roku, gdy II Rzecz­po­spo­lita została szybko oba­lona. Pamię­ta­jąc o wyda­rze­niach histo­rycz­nych, pil­nu­jemy, by ten sce­na­riusz nas nie spo­tkał. Nasze życie zmie­niło się rady­kal­nie. Z począt­kiem dzia­łań bojo­wych zmie­nił się pro­ces podej­mo­wa­nia decy­zji, poziom trud­no­ści i mno­gość zadań. Takie chwile jak roz­mowa z panią są abso­lut­nym wyjąt­kiem. Dzień zaczyna się o pią­tej rano i koń­czy po pół­nocy. Jeste­śmy przy­go­to­wani na walkę do końca, nie­za­leż­nie od liczb i kon­se­kwen­cji. Dla mnie przy­kła­dem jest powsta­nie prze­ciwko nazi­stom w 1944 roku w War­sza­wie. Uka­zuje ono ducha oporu wobec wroga. Pol­ska żyła także pod reżi­mem sowiec­kim. Może­cie zapy­tać babć i dziad­ków, jaki to był czas. Nie dopusz­czę do tego w moim kraju.

Dowódca jest osobą o ogrom­nej wie­dzy na temat broni, stra­te­gii wojen­nej, tech­nik walki. Pod­czas pracy w cha­rak­te­rze dzien­ni­karki śled­czej nawią­za­łam zna­jo­mość z wie­loma infor­ma­to­rami z sek­tora bojo­wego. Mam patent strze­lecki na pisto­let, kara­bin, strzelbę gład­ko­lu­fową, pozwo­le­nie na posia­da­nie broni oraz wła­sną broń palną. Poru­szają mnie roz­mowy z woj­sko­wymi, kobie­tami i męż­czy­znami posia­da­ją­cymi doświad­cze­nie na polu bitwy i bez­wa­run­kowo słu­żą­cymi swo­jemu pań­stwu.

Tylko że realia na polu walki są inne. Do armii zgło­siło się wielu rol­ni­ków, szew­ców, dzien­ni­ka­rzy, przed­sta­wi­cieli roz­ma­itych zawo­dów, któ­rzy ni­gdy wcze­śniej nie mieli broni w ręku. Nauczono ich się nią posłu­gi­wać, lecz ich wypo­wie­dzi pod­szyte są ogrom­nym lękiem. Obser­wują kole­gów z odcię­tymi koń­czy­nami i spa­lone mia­sta. A ja widzę chłop­ców, któ­rzy się boją. Kochają swój kraj, wyznają war­to­ści patrio­tyczne, ale zna­leźli się w sytu­acji dla nich obcej, budzą­cej prze­ra­że­nie.

– Naj­bar­dziej się bałem, gdy tra­fi­li­śmy w śro­dek ostrzału dwóch arty­le­rii – mówi Jurij. – Spę­dzi­li­śmy tam3 sie­dem­na­ście godzin, trzy osoby z naszej jed­nostki zgi­nęły, a dzie­sięć zostało ran­nych. Rosja­nie uży­wają bomb kase­to­wych. Tego rodzaju broń jest zaka­zana przez kon­wen­cje woj­skowe. Każdy z rosyj­skich żoł­nie­rzy, któ­rego widzia­łem, miał ter­mo­wi­zję na broni. Rosja­nie mają zde­cy­do­wa­nie wię­cej broni. Pod­czas ostrzału wszystko pło­nęło. Sku­pi­łem się tylko na tym, by prze­cze­kać i prze­żyć.

Żoł­nierz o pseu­do­ni­mie „Polak” opo­wiada, że po stro­nie rosyj­skiej jest rów­nie wiele osób, które jesz­cze trzy mie­siące temu nie miały broni w rękach, a rosyj­scy dowódcy nie dbają o liczbę zabi­tych. Zde­rze­nie dwóch armii, w któ­rych ludzie wysy­łani są na rzeź. Żoł­nierze mówią, że z koń­cem marca świat i Ukra­ina sku­pili się na wyzwo­le­niu obwodu kijow­skiego, zapo­mi­na­jąc, że w tym samym cza­sie zwięk­szono siły rosyj­skie w Don­ba­sie i zrów­nano mia­sta z zie­mią.

Zgoda na anek­sję Krymu nie zakoń­czyła rosz­czeń Putina i z tego powodu Ukra­ińcy nie chcą sły­szeć rad doty­czą­cych rezy­gna­cji z tery­to­rium.

– Może to nie­po­prawne, co powiem. Ale mówimy o zami­no­wa­nych mia­stach, nazna­czo­nych pro­ble­mami ducho­wymi i poli­tycz­nymi na kolejne setki lat, w któ­rych kopal­nie i zakłady prze­my­słowe spło­nęły – pod­kre­śla przed­sta­wi­ciel sek­tora bojo­wego, pro­sząc o ano­ni­mo­wość. – Ich odzy­ska­nie będzie dla mojego kraju obcią­że­niem. Pro­szę pamię­tać, że więk­szość pro­ukra­iń­ska z oku­po­wa­nych tere­nów Don­basu już wyje­chała. Tam nie ma już grama rado­ści, są łzy, nie­na­wiść, żądza zemsty, nie­ko­niecz­nie skie­ro­wana w stronę najeźdź­ców. Lecz nie możemy zre­zy­gno­wać z tych tery­to­riów, bo wiemy, że wtedy Wła­di­mir Putin ponow­nie zaata­kuje. Wiele osób mówi, że wybie­ramy mię­dzy Don­ba­sem a poko­jem. To fik­cja. Zrze­cze­nie się Don­basu to chwi­lowy pokój, który tylko wzmocni rosz­cze­nia Putina w przy­szło­ści. Ukra­ina pra­gnie trwa­łego bez­pie­czeń­stwa, by znów móc się roz­wi­jać.

Jestem na dworcu w Kra­ma­tor­sku. Od 26 lutego tutej­sza sta­cja stała się miej­scem ewa­ku­acji lud­no­ści cywil­nej z tere­nów wojen­nych Don­basu. 8 kwiet­nia prze­by­wało tam około czte­rech tysięcy Ukra­iń­ców, głów­nie osób w pode­szłym wieku, kobiet, dzieci i osób nie­peł­no­spraw­nych. Cze­kali na pociąg. Przy punk­tach wyda­wa­nia kana­pek i gorą­cej her­baty gro­ma­dziły się tłumy ocze­ku­ją­cych, gdy na dwo­rzec spa­dły rakiety. W ataku zgi­nęło 59 osób, a wiele zostało ran­nych. Nie­które ciała zostały roze­rwane na czę­ści. Miesz­kańcy Don­basu przy­no­szą tu maskotki dla zmar­łych dzieci. Oby­wa­tele Kra­ma­tor­ska mówią, że pra­gną teraz jedy­nie bez­pie­czeń­stwa w przy­szło­ści.

– Zro­zum­cie, że żadne poro­zu­mie­nie z Rosją nam tego nie da. Takiej gwa­ran­cji mogłoby nam udzie­lić jedy­nie NATO – prze­ko­nują.

* * *

Zyg­munt Freud uwa­żał4, że wszystko, co sprzyja roz­wo­jowi więzi mię­dzy ludźmi, musi z całą sta­now­czo­ścią sprze­ci­wiać się woj­nie. Słynny neu­ro­log wyróż­niał dwa rodzaje więzi. Pierw­szy jest wyra­zem miło­ści do bliź­niego. Drugi to iden­ty­fi­ka­cja – odna­le­zie­nie swo­jej histo­rii wśród celów narodu, two­rze­nie wspól­noty uczuć. To na tych dwóch fila­rach oparta jest struk­tura doj­rza­łych spo­łe­czeństw. Freud uwa­żał, że mor­der­stwa i gwałty na dużą skalę powo­dują nar­cy­styczną radość, w któ­rej „ego znaj­duje speł­nie­nie swych sta­rych pra­gnień wszech­mocy”.

Mini­ster nazi­stow­skiego rządu Nie­miec, Albert Speer, miał nie­ty­powy sen. Ujrzał Adolfa Hitlera kła­dą­cego kolejne wieńce przy tabli­cach pamiąt­ko­wych w mar­mu­ro­wym holu. Hitler skła­dał wieńce szybko i mecha­nicz­nie, nie oka­zu­jąc żad­nych uczuć. Były ich setki. Ich liczba przy­tła­czała mini­stra. Psy­cho­ana­li­tyk Erich Fromm inter­pre­to­wał sen mini­stra jako wgląd w cha­rak­ter dru­giego czło­wieka. Sen ujaw­niał pogląd Spe­era na nekro­fi­li­tyczną oso­bo­wość Hitlera, która zapa­dła jego współ­pra­cow­ni­kom w pod­świa­do­mość. To przy­wódca skła­da­jący swoim życiem hołd śmierci.

Według psy­cho­loga sil­nym obja­wem cha­rak­teru nekro­fi­li­tycz­nego jest prze­ko­na­nie, że jedy­nym spo­so­bem na roz­wią­za­nie pro­ble­mów poli­tycz­nych jest uży­cie siły i prze­mocy. „Wła­dza prze­kształca czło­wieka w zwłoki” – pisała o tym pro­ce­sie Simone Weil5. Przy­wódca zaczyna żyć prze­szło­ścią, wiel­ko­ścią, a teraź­niej­szość i współ­cze­sne realia prze­stają mieć dla niego zna­cze­nie.

Świa­towi przy­wódcy wahają się odno­śnie do kolej­nych rady­kal­nych sank­cji. To zro­zu­miałe. W wielu rejo­nach Rosji panuje nie­wy­obra­żalna bieda, bra­kuje nawet cie­płej wody. Rosjan czeka głód. Nie pod­niosą się z wojny i jej kon­se­kwen­cji. Ale Rosja­nie potra­fią robić rewo­lu­cję. W końcu to oni zde­cy­dują, kto będzie u wła­dzy. Nasza odpo­wie­dzial­ność polega na dzia­ła­niu na rzecz wyj­ścia z mroku. Ukra­ińcy zwra­cają się ku życiu. Wal­czą o toż­sa­mość i prawo do samo­sta­no­wie­nia.

* * *

Tek­sty nie­za­leżne autorki można wspie­rać przezhttps://patro­nite.pl/Justy­na­Ko­pin­ska

Co obecnie oznacza zło?

Co obec­nie ozna­cza zło?

* * *

Po opu­bli­ko­wa­niu repor­tażu Czy Bóg wyba­czy sio­strze Ber­na­det­cie o kil­ku­dzie­się­ciu latach okrut­nej prze­mocy sióstr zakon­nych w Zabrzu oraz Oddział cho­rych ze stra­chu na temat sys­temu kar w szpi­talu psy­chia­trycz­nym dosta­łam wiele mejli. Od pacjen­tów, leka­rzy, pie­lę­gnia­rek. Twier­dzili, że ni­gdy wię­cej nie będą bierni w obli­czu zła. I to spra­wiło, że zaczę­łam się zasta­na­wiać: co obec­nie ozna­cza zło?

W każ­dym spo­łe­czeń­stwie więk­szość osób prze­żywa wewnętrzne kry­zysy, dyle­maty. Po to, by stać się lep­szymi, mądrzej­szymi, bar­dziej doj­rza­łymi ludźmi. Ale jest też nie­wielka grupa ludzi, któ­rzy tych wewnętrz­nych kry­zy­sów nie mają. Każdy swój ruch, nawet najbar­dziej okrutny, uza­sad­niają przez ide­olo­gię, reli­gię lub naukę. Nie mają dyle­ma­tów inte­lek­tu­al­nych czy moral­nych. Dla nich liczy się jedno – wła­sna satys­fak­cja.

Ta grupa to psy­cho­paci. Histo­rycz­nie, w cza­sie II wojny świa­to­wej lub w okre­sie sta­li­now­skim, byli bar­dziej widoczni. Obec­nie ide­al­nym dla nich schro­nie­niem stały się insty­tu­cje zamknięte: szpi­tale psy­chia­tryczne, domy dziecka, domy spo­koj­nej sta­ro­ści. Wybie­rają ofiary wśród naj­słab­szych, naj­czę­ściej dzieci.

To wła­śnie ten rodzaj zła badam w moich arty­ku­łach. W nawią­za­niu do teo­rii Ervinga Gof­f­mana czy Émile’a Dur­khe­ima.

W tych miej­scach zło może przy­bie­rać swą naj­czyst­szą postać, a psy­cho­paci uzy­skują moc nie­mal nie­ogra­ni­czoną.

Jak mówił Ryszard Kapu­ściń­ski: żaden pałac nie runie sam z sie­bie6. W każ­dym z tych małych pała­ców w róż­nych miej­scach w Pol­sce potrze­bu­jemy ludzi, któ­rzy będą ujaw­niać okru­cień­stwo innych.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

1. PTSD (ang. Post Trau­ma­tic Stress Disor­der) – zespół stresu poura­zo­wego – efekt urazu psy­chicz­nego i kon­se­kwen­cja reak­cji na silny stres. [wróć]

2. Ze sklepu w Buczy zostały zglisz­cza (przyp. autorki). [wróć]

3. Nie ujaw­niam dokład­nej loka­li­za­cji ze wzglę­dów bez­pie­czeń­stwa (przyp. autorki). [wróć]

4. Cyt. za: E. Fromm, Ana­to­mia ludz­kiej destruk­cyj­no­ści, Poznań 2019. [wróć]

5. Tamże. [wróć]

6. R. Kapu­ściń­ski, Cesarz, War­szawa 2007. [wróć]