Wolf's Mate - Chantal Fernando - ebook + audiobook
NOWOŚĆ

Wolf's Mate ebook i audiobook

Chantal Fernando

4,3

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!

60 osób interesuje się tą książką

Opis

Kiedy prezydent konkurencyjnego klubu Wild Men MC dzwoni do Vinniego, ten od razu wie, że to nie może oznaczać niczego dobrego. Jest winien Talonowi przysługę i domyśla się, że to ten moment, kiedy będzie musiał się zrewanżować. 

Nie myli się.

Nie spodziewa się jednak, jakie zadanie otrzyma. Przez tydzień musi ochraniać kuzynkę prezydenta, dziewczynę o imieniu Shayla. Wrogowie jej ojca polują na nią, by zemścić się za jego przewinienia. 

Jednak Vinnie zastanawia się, dlaczego przywódca Wild Men MC nie powierzył tego zadania jednemu ze swoich ludzi. Okazuje się, że kobieta ma bardzo trudny charakter, a do tego jest niezwykle piękna i mogłaby stać się pokusą dla któregoś z nich. 

Vinnie już wie, że przed nim bardzo długi tydzień.

Książka zawiera treści nieodpowiednie dla osób poniżej osiemnastego roku życia. 

Opis pochodzi od wydawcy.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 372

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 8 godz. 29 min

Lektor: Hanka Tyszkiewicz; Krzysztof Polkowski

Oceny
4,3 (245 ocen)
149
51
24
18
3
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Morawiecka

Całkiem niezła

Nie wiem czy to kwestia tłumaczenia, ale wydaje się jakby książkę pisała nastolatka. Pierwsza cześć była super, każda kolejna jest coraz gorsza. Ta jest po prostu nudna.
20
Magda-25

Z braku laku…

Jakaś taka strasznie infantylna i oni maja tak szybko tak głebokie relacje ze sobą, że to aż niewiarygodne. Do tego te przemyślenia... Ale może oceńcie same. Ja się przyznam męczylam.
10
aspia

Całkiem niezła

Pomysł super, wykonanie kiepskie, jakby wyciąć te wszystkie powtórzenia zostałoby ze 200 stron.😞
10
agnieszkabtwinopl

Z braku laku…

książka mnie rozczarowała. Tego nie da się czytać
10
Weronika8608

Całkiem niezła

wynudziłam się i ostatecznie nie przebrnęłam
10

Popularność




Tytuł oryginału

Wolf’s Mate

Copyright © 2016 by Chantal Fernando

All rights reserved

Copyright © for Polish edition

Wydawnictwo NieZwykłe Zagraniczne

Oświęcim 2024

Wszelkie Prawa Zastrzeżone

Redakcja:

Agata Bogusławska

Korekta:

Justyna Nowak

Joanna Boguszewska

Katarzyna Olchowy

Redakcja techniczna:

Michał Swędrowski

Przygotowanie okładki:

Paulina Klimek

www.wydawnictwoniezwykle.pl

Numer ISBN: 978-83-8362-390-0

ROZDZIAŁ 1

VINNIE

– Halo? – mówię do telefonu rozkojarzony, bo właśnie opróżniam kolejny kieliszek alkoholu.

Nie mam pojęcia, kto może do mnie dzwonić, zwłaszcza że przebywam w klubie i są tutaj wszystkie najważniejsze osoby. Ale mam taki nawyk, że zawsze odbieram przychodzące połączenie. Jeśli któryś z braci mnie potrzebuje, zawsze im pomogę, nieważne, czy dzwonią w dzień, czy w nocy. Nawet gdy jestem pijany i jest późno, to nigdy się nie skarżę i zawsze chętnie im pomagam.

Kiedy jednak po drugiej stronie telefonu słyszę głos Talona, dobry humor i spokój bardzo szybko mnie opuszczają. Istnieje tylko jeden powód, dla którego prezydent Wild Men MC mógłby do mnie dzwonić: za chwilę usłyszę coś, czego już od dawna się obawiam.

– Musimy porozmawiać – oznajmia.

Wstaję, a następnie zostawiam pozostałych, by odbyć tę rozmowę bez osób postronnych. Wychodzę na zewnątrz i staję przy swoim motorze, nie mogąc przestać go podziwiać.

– Czego potrzebujesz?

Zdaję sobie sprawę, że Talon dzwoni, by odebrać ode mnie przysługę, którą jestem mu winien. Mam tylko nadzieję, że nie będzie wymagał, bym zrobił coś popieprzonego. Ostatnio pojawiły się drobne kłopoty związane z byłą laską jednego z członków. Mieliśmy pełne ręce roboty, a Talon wkroczył do akcji, trzymając sprawczynię zamieszania w swoim klubie, podczas gdy my zaczęliśmy po niej sprzątać. Były Bailey, Wade, który jest biologicznym ojcem jej córki Cary, próbował je wykorzystać do wyłudzenia pieniędzy od Wind Dragons MC. Na szczęście pojawił się tam Irish. Został on dźgnięty nożem, a Wade’a zabito.

Dla nas to po prostu kolejny dzień. Nic nadzwyczajnego.

Oczywiście w życiu nic nie przychodzi za darmo. Dałem Talonowi słowo, że będę mu winien przysługę, którą może odebrać w dowolnym miejscu i czasie. Honor wymaga ode mnie, bym zrobił wszystko, czego tylko sobie zażyczy, mimo że nie znoszę tego gościa i wolałbym teraz robić zupełnie coś innego.

Choćby, kurwa, cokolwiek.

Nienawidzę jednak sytuacji, gdy jestem komuś coś winien, więc chętnie załatwię to po swojemu.

– Pakuj się – zaczyna Talon. – Nie będzie cię przez tydzień.

Nie jest zbyt zadowolony. Mógłby się chociaż trochę ucieszyć, że ma okazję zlecić mi jakieś zadanie. Jednak jego ton pozostaje bardzo poważny, a jemu samemu nie jest do śmiechu. Nie mam pojęcia, dlaczego tak się dzieje, ale chciałbym się tego dowiedzieć.

– Muszę coś ze sobą wziąć? – pytam, zastanawiając się, jaka broń mi się przyda.

Jaką, do cholery, robotę mi zleci? Skoro muszę wyjechać na tydzień, to podejrzewam, że nie będzie to nic łatwego. A może chce, bym pomógł mu się gdzieś na dłużej ukryć?

– Nie. Spotkajmy się jutro koło południa w Rift i wszystko ci wyjaśnię.

– Okej – odpowiadam.

Muszę przyznać, że mnie zaintrygował.

Obaj rozłączamy się w tym samym momencie, a w mojej głowie pojawia się milion myśli na minutę. Cieszę się, że wybrał Rift na miejsce spotkania. Nie ma mowy, bym pojechał do siedziby jego klubu, bo nie jestem tam mile widziany. Tak samo jak on u nas. Obaj jesteśmy motocyklistami, ale pochodzimy z różnych światów, a te światy się ze sobą nie łączą.

Kiedy dołączyłem do WDMC, Wild Men MC byli naszymi wrogami. I chociaż teraz to się zmieniło, to wciąż jeszcze nie są sojusznicy.

Rift jest naszą własnością, więc tak naprawdę czuję się tam jak na własnym terenie.

Ciekawe, dlaczego wybrał akurat to miejsce.

– Wszystko w porządku? – pyta Sin, prezydent naszego klubu, gdy wychodzi na zewnątrz i zauważa mnie wpatrującego się w ekran smartfona.

Wsuwam komórkę do kieszeni i odpowiadam:

– Tak. Dzwonił do mnie Talon. Nie będzie mnie przez tydzień.

Sin staje jak wryty, gdy w końcu dociera do niego ta informacja. Po chwili robi krok w moją stronę, nie odrywając ode mnie wzroku.

– Czego chce?

– Dowiem się jutro. Mam się z nim spotkać w Rift.

Sin kładzie mi rękę na ramieniu i oświadcza:

– Jeśli jesteś mu coś winien, to wszyscy jesteśmy. Jeśli będziesz potrzebował jakiejkolwiek pomocy, zadzwoń do mnie o każdej porze. Przyjadę wtedy z odsieczą.

– Wiem o tym – oznajmiam, kiwając głową.

I tak jest naprawdę. Sin nie musi nawet wypowiadać tych słów na głos. Należę do tego klubu już od wielu lat i widziałem naprawdę popieprzone rzeczy. Byłem jednym z kandydatów na prezydenta, ale to Sin nim został. Długo pracowałem na to, by stać się pełnoprawnym członkiem. Ten klub to moja rodzina oraz podpora. Jest najlepszą rzeczą, jaka mi się w życiu przytrafiła. Nigdy nie opuszczę tego miejsca i zrobię wszystko, by wspiąć się jeszcze wyżej w hierarchii.

Właśnie o to chodzi w Wind Dragons – o braterstwo opierające się na lojalności i wzajemnym szacunku. Nie jesteśmy święci, ale mamy dobre intencje i cel, do którego dążymy. Robimy to, co musimy, aby chronić swoich. I nie chciałbym, żeby kiedykolwiek było inaczej.

– Idę rozkoszować się swoją ostatnią nocą wolności przed tygodniowym wyjazdem – informuję, rozładowując atmosferę.

Sin uśmiecha się i dopytuje:

– Z jakąś brunetką?

Kręcę głową.

– Tym razem z jakąś blondynką.

Śmieje się, a następnie wchodzimy razem do środka.

Dolewam sobie whisky, po czym wołam blondynkę, na którą wcześniej zwróciłem uwagę. Dziewczyna siada mi na kolanach, a ja obejmuję ją ramieniem. Drugą ręką trzymam szklankę z drinkiem, obserwując moich braci. Widzę, jak Arrow rozmawia z Sinem. Rozmowa się ciągnie, ale w końcu Arrow siada obok mnie, nie zerkając w ogóle na seksowną blondynkę ani na żadną inną kobietę w pomieszczeniu.

– Kiedy wyjeżdżasz? – pyta, patrząc mi w oczy. Czekając na odpowiedź, stuka nerwowo palcami o kolano.

Powstrzymuję się od uśmiechu. Jestem pewny, że Sin wszystko mu przekazał.

– Jutro – mówię, ściskając tyłek ślicznotki.

Jej pośladki są niezwykle kształtne oraz jędrne.

– Chcesz, żebym pojechał z tobą? – dopytuje, rozglądając się po klubie. – Jestem przekonany, że Talon nie będzie miał ci za złe, jeśli będzie miał do dyspozycji dodatkową parę rąk do pracy. Jeśli jednak będzie miał coś przeciwko, to pieprzyć go. Nie odważy się podnieść na mnie głosu.

– Nie – rzucam szybko. – Wszystko będzie dobrze. Zadzwonię do ciebie, jeśli będę cię potrzebował, bracie.

Ostatnią rzeczą, jakiej teraz potrzebuje Arrow, to zadzieranie z Talonem, którego łączy jakaś popieprzona relacja z jego kobietą. Nikt tak naprawdę, kurwa, nie rozumie tego, co jest między nimi. Biorąc pod uwagę tę całą sytuację, nie potrzeba nam więcej kłopotów.

Arrow kiwa głową i wstaje.

– Wracasz już do domu?

– Tak – odpowiada, unosząc podbródek. – Wiesz, gdzie mnie szukać, jeśli będziesz mnie potrzebował.

Kiwam głową, doceniając fakt, że Arrow, tak jak każdy z braci, zawsze odbierze ode mnie telefon i chętnie udzieli mi pomocy. Nieważne, czego będę potrzebował lub z jakiego gówna będą musieli mnie wyciągnąć – w każdej chwili mogę na nich liczyć.

Po wyjściu Arrowa pozostali zaczynają się rozchodzić.

Wstaję, trzymając kobietę w ramionach, po czym zabieram ją do swojego pokoju, ignorując jej dziewczęce piski.

Kto wie, co przyniesie jutro? Jedyne, czego jestem teraz pewny, to to, że noc będzie cholernie udana.

***

– Żartujesz sobie – zaczynam spokojnym tonem, spoglądając na Talona z niezadowoleniem. – Dlaczego, kurwa, sam nie możesz tego zrobić lub przydzielić tej roboty któremuś ze swoich ludzi?

Talon rozgląda się po pomieszczeniu, a po chwili kieruje wzrok na drinka. Blond włosy zasłaniają mu oczy.

– Nikt nie chciał się tego podjąć. Zamiast zmusić kogoś ze swoich, by się tym zajął, pomyślałem, że mogę zrzucić ten problem na ciebie. Kurwa, jestem genialny. Dzięki temu spłacisz u mnie dług.

Ale z niego sukinsyn, i jeszcze śmieje mi się prosto w twarz.

– W sumie to nic w tym trudnego. Zostaniesz z nią w domu i będziesz jej pilnował przez tydzień, trzymając ją z dala od wszelkich kłopotów. A my w tym czasie załatwimy tych skurwieli, którzy ją ścigają. Po tygodniu spłacisz dług i nie będziesz mi już nic winien.

– Więc może to trwać dłużej niż tydzień? – dopytuję przez zaciśnięte zęby.

– Jeśli faktycznie tak będzie – mówi, po czym upija whisky – wyślę jednego z moich ludzi, aby cię zastąpił. Ale jesteś mi winien wyłącznie tydzień. Uczciwa propozycja, prawda?

– Kto ją ściga? I co najważniejsze: dlaczego?

Zaciska szczęki, ale w końcu odpowiada:

– Jest niewinna. Nie zrobiła nic złego, Vinnie. W przeciwieństwie do jej ojca. Jacyś idioci próbują ją dorwać, by zapłaciła za grzechy swojego staruszka, ale ja nie zamierzam na to pozwolić.

To dość wymijająca odpowiedź. Odpuściłbym, jeśli nie miałoby to wpływu na moje zadanie.

– Im więcej się dowiem, tym lepiej będę mógł ją ochraniać.

– Jej ojciec jest księgowym – informuje, wkurzony, że musi zdradzić dodatkowe informacje. – Siedzi w więzieniu za oszustwa i defraudacje. Shayla pracowała dla niego, pomagając mu z księgowością lub z tym, czego potrzebował. Dziewczyna do dzisiaj nie zdaje sobie sprawy, w jakie gówno wdepnął jej staruszek. Nie jest dyplomowaną księgową, wie wyłącznie to, czego nauczył ją ojciec. Jest to dla niego cholernie wygodne, bo nie musi się przed nią ze wszystkiego tłumaczyć. To wszystko, co powinieneś wiedzieć. Po prostu ją ochraniaj i zrób wszystko, by była bezpieczna. Łatwe zadanie.

– Nie sądzisz, że powinienem dokładnie wiedzieć, kto ją ściga?

– To bez różnicy. Po prostu skup się na zadaniu – odpiera, sprawiając, że mam ochotę uderzyć go w twarz.

Coś mi tu nie pasuje.

– Jeśli to takie łatwe zadanie – mówię – to gdzie jest, kurwa, haczyk? Bo na razie wygląda to zbyt łatwo. Będę pilnował dzieciaka, popijał piwo i oglądał pieprzoną telewizję przez tydzień. Kurwa. Brzmi jak wymarzone wakacje.

Talon odchyla głowę do tyłu, wybuchając śmiechem. Uderza szklanką o stół, aż znajdujący się w niej alkohol się rozlewa.

– To nie będą pieprzone wakacje. Potraktuj to jako test. Test swojej pieprzonej cierpliwości. – Przygląda mi się uważnie. – Moja kuzynka jest prawdziwym wrzodem na tyłku, Vinnie. Żaden z moich chłopaków nie chce jej pilnować, bo potrafi być… dość trudna do ogarnięcia. – Kręci głową na boki, aż słyszę strzyknięcie w karku.

Dopiero po czasie dochodzi do mnie, że laska, którą mam ochraniać, jest jego kuzynką. Nie wiem, co mam o tym myśleć.

– Jest twoją kuzynką… – zaczynam spokojnym głosem.

– Tak – odpowiada, zwężając oczy. – Jest moją kuzynką i daję ci ją, kurwa, pod opiekę, więc nie traktuj jej jak wroga, bo jest moją rodziną.

Za kogo on mnie, kurwa, uważa?

Zaciskam szczęki, nie zamierzając nawet tego komentować.

– Nie zrozum mnie źle. Kocham ją, ale wiem, jaka potrafi być uparta i zawzięta.

To wszystko, co ma mi do powiedzenia? Że dziewczyna jest uparta i zawzięta? Nadal coś mi tutaj nie pasuje.

– Groźni motocykliści boją się małej dziewczynki? – żartuję, uśmiechając się szczerze.

Talon wyciąga telefon z kieszeni, następnie naciska kilka przycisków i podaje mi smartfona.

Zerkam na ekran i zauważam zdjęcie oszałamiającej Azjatki o długich czarnych włosach, bladej skórze oraz brązowych oczach. Dziewczyna jest dość drobna, ale ma idealne usta, które przykuwają moją uwagę.

Kurwa.

– To ona?

Przytakuje, biorąc ode mnie komórkę.

– Nikt nie chce przyjąć tej pracy, bo moja kuzynka potrafi przysporzyć wielu problemów. Drugi powód jest taki, że jest kurewsko piękna i każdy z moich chłopców wie, że jeśli ją dotkną, to osobiście ich rozpierdolę. – Robi krótką przerwę, nie odrywając ode mnie wzroku. – Wiem, jak bardzo jesteś lojalny, Vinnie. Przede wszystkim wobec swojego klubu, ale także wobec kogokolwiek, na kim ci zależy. I jestem pewny, że zaopiekujesz się nią lepiej niż którykolwiek z moich ludzi. Jestem o tym, kurwa, przekonany.

Lepiej niż którykolwiek z jego ludzi?

Jego słowa są zgodne z prawdą, ale wciąż jestem zaskoczony, gdy je słyszę. Może po prostu potrzebuje bardziej zaufanych gości w tym swoim MC?

Jego kuzynka to prawdziwa ślicznotka, ale nie dam się omotać tej ślicznej buźce.

– Rozumiem – oznajmiam, wstając z krzesła. – Zadanie, które mi powierzasz, będę traktował wyłącznie jako swoją pracę, Talon. Będę ochraniał twoją rozwydrzoną kuzynkę, która, prawdę mówiąc, nie wygląda, kurwa, jak twoja kuzynka, bo w ogóle nie jest do ciebie podobna. Po zakończonej robocie wrócę do domu i mam nadzieję, że już nigdy cię nie zobaczę.

– Shayla jest adoptowana – wyjaśnia Talon, również szykując się do wyjścia. – W rodzinie nie zawsze chodzi o więzy krwi. Powinieneś o tym wiedzieć najlepiej.

Kiwam głową, a on kontynuuje:

– Jeśli cokolwiek wiem o życiu, to to, że w rodzinie chodzi o lojalność, a nie o więzy krwi. Wyślę ci później SMS-a z dokładnym adresem. Już tam na ciebie czekają. W zależności od korków na drodze powinieneś dotrzeć na miejsce za około cztery godziny.

– W porządku – rzucam, chcąc już mieć to wszystko za sobą. – Nie martw się o swoją kuzynkę. Ochronię ją.

Przecież poradzę sobie z jedną dziewczyną. Mam gdzieś, jak bardzo jest stuknięta.

– Wiem o tym – oświadcza, wypijając resztę drinka jednym haustem. – Jeśli byłoby inaczej, to nie zwróciłbym się do ciebie o pomoc.

Odstawia pustą szklankę na stół i wychodzi bez słowa.

Od razu po jego wyjściu dostaję od niego SMS-a z dokładnym adresem.

Kurwa.

Cóż… Nie ma co marnować czasu.

Wychodzę z pomieszczenia, wsiadam na motor i ruszam w kierunku posiadłości, która będzie moim domem przez najbliższy tydzień.

ROZDZIAŁ 2

Gdy patrzę na ten dom, odbiera mi mowę. To nie jest, kurwa, rezydencja, to pieprzony zamek. Posiadłość ma dwa piętra, a wszystko jest utrzymywane w bieli oraz jasnej szarości. Dom jest cholernie nowoczesny. Dostrzegam drewniane podwójne drzwi i szklany balkon na najwyższym piętrze.

Przystaję przy bramie i spoglądam na wysokie ogrodzenie. Nawet mysz się tędy nie prześlizgnie. Wpisuję odpowiedni kod i wchodzę na teren tej pieprzonej twierdzy. Podchodzę do drzwi wejściowych, po czym patrzę w dół na swoje czarne buty i stwierdzam, że przed wejściem do środka prawdopodobnie będę musiał je zdjąć. Nie zastanawiając się ani chwili dłużej, robię to, podczas gdy drzwi się otwierają i moim oczom ukazuje się wysoki, postawny mężczyzna z torbą na ramieniu.

– Powodzenia – mruczy pod nosem, przechodząc obok mnie.

Patrzę za nim, gdy rusza w kierunku bramy, a następnie znika na ulicy. Stoję tak jeszcze przez chwilę, po czym wchodzę do środka, zamykając za sobą drzwi.

Wow… Kurwa.

Panują tu spokój i cisza.

Nie wiedząc za bardzo, co mam teraz, kurwa, ze sobą zrobić, chodzę po pomieszczeniach, zwracając uwagę przede wszystkim na wszelkie słabe punkty. To miejsce jest dość schludne i na tyle eleganckie, że nie zamierzam nawet niczego dotykać.

Naprzeciwko wejścia dostrzegam szklane, przesuwne drzwi prowadzące na rozległe patio, pośrodku którego znajduje się turkusowy basen.

Gdy zauważam dziewczynę, którą mam ochraniać, zastygam w miejscu. Opala się na leżaku, leżąc na brzuchu. Czyta jakąś książkę, a połowa jej twarzy jest zakryta przez ogromne okulary przeciwsłoneczne. Ma na sobie czarne bikini i chociaż staram się tego nie robić, zerkam na jej gołe plecy oraz kształtny tyłek.

Kurwa. To naprawdę ładna dupa.

Biorąc pod uwagę, że jest dość drobną laską, to pośladki ma niczego sobie.

Zdaję sobie sprawę, że nie mogę się rozpraszać, więc podchodzę do niej bliżej.

– Shayla? – zaczynam spokojnym głosem, by jej nie przestraszyć.

– Co? – odpiera gburowato, nie zadając sobie nawet trudu, by zobaczyć, z kim rozmawia.

– Jestem Vinnie – informuję, mając nadzieję, że ktoś już jej powiedział, że dzisiaj przyjadę. Ostatnią rzeczą, jakiej teraz potrzebuję, jest wyjaśnianie jej tego całego gówna. – Będę twoim ochroniarzem przez następny tydzień.

Zamyka w końcu książkę i unosi głowę, zerkając na mnie.

– Gdzie się podział Mike?

– Właśnie przed chwilą wyszedł – mówię, rozglądając się po ogródku. – Wyglądał na cholernie szczęśliwego, gdy opuszczał ten dom.

– Założę się, że tak było – mruczy, po czym ponownie skupia się na książce, kompletnie mnie ignorując.

– W którym pokoju mogę się zatrzymać? – dopytuję, chcąc w końcu pozbyć się bagażu.

– Weź pokój całkiem na górze. Pierwsze drzwi po prawej.

– Ktoś jeszcze tutaj jest oprócz ciebie? – pytam, starając się nie gapić na jej tyłek.

– Wieczorem przychodzi jeszcze inny ochroniarz – oznajmia, przewracając stronę. – W ciągu dnia jesteśmy sami. – Robi krótką przerwę, po czym kontynuuje: – Chociaż nie wiem, co masz tutaj robić.

Rozglądam się wokół. Też nie wiem, czego Talon ode mnie oczekuje. Przecież to miejsce jest bardziej ufortyfikowane niż pieprzony Fort Knox.

Zostawiam dziewczynę z książką, idę na górę i zanoszę swoje graty do pokoju, który jest trzykrotnie większy od mojej klitki w klubie. Cieszę się, że nie ma tutaj jakiegoś wyszukanego gówna. W pomieszczeniu króluje biały kolor, a pod ścianą stoi ogromne łóżko. Gdy na nie patrzę, do głowy przychodzą mi myśli, które w ogóle nie powinny się pojawić.

Chcę wziąć szybki prysznic, ale zamiast tego schodzę na dół, pragnąc odpowiednio rozeznać się w sytuacji i sprawdzić, czy to, co powiedział Talon, jest prawdą.

Z tego, co zrozumiałem, Shayla to córka jakiegoś księgowego, który jest biologicznym wujkiem Talona. Miał on klientów wymagających od niego kreatywnej księgowości, przez co wylądował w więzieniu. Krążą plotki, że współpracuje z federalnymi, więc Shaylę chcą dopaść ludzie, którzy pragną ją wykorzystać jako kartę przetargową przeciwko jej ojcu. Nie tylko zagrażają jej życiu, ale sądzą również, że posiada informacje, które mogą okazać się przydatne przeciwko jej tacie. Ta dziewczyna jest jego największą słabością.

Talon uważa, że na tego księgowego poluje mafia – jego największy klient. Ja nie byłbym tego taki pewny, bo w końcu nikt nie ujawnił ich wizerunku. Nie mam pojęcia, dlaczego ojciec Shayli zgłosił się do Talona, skoro już wynajął ochroniarzy, którzy mieli czuwać nad jego córką. Ale skoro pragnie jeszcze dodatkowego zabezpieczenia, zrobię wszystko, by go nie zawieść. Mam ochraniać Shaylę przez tydzień, dopóki ponownie jej nie przeniosą.

Podobno to już trzeci dom, do którego się wprowadziła w ciągu ostatnich dwóch miesięcy. Talon uważa, że ciągłe przeprowadzki to najlepsze rozwiązanie, bo uniemożliwią jej odnalezienie. Na razie wydaje się, że wszystko idzie po jego myśli.

Oprócz tego, że ja pełnię rolę jej osobistego ochroniarza, pozostali ludzie, wynajęci przez jej ojca, są pod telefonem dwadzieścia cztery godziny, siedem dni w tygodniu. Posiadłość jest monitorowana przez całą dobę przez dziesiątki kamer.

Osobiście uważam, że podchodzą do tego wszystkiego w nieodpowiedni sposób, ale co ja tam, kurwa, wiem. Jestem wyłącznie motocyklistą, który wisi innemu pieprzonemu motocykliście pierdoloną przysługę.

***

Po rozmowie telefonicznej z Talonem biorę prysznic i schodzę na parter. Shayla siedzi na kanapie i ogląda telewizję.

– Co nam przygotujesz na obiad? – pytam, bo mój brzuch wydaje tak głośne dźwięki, że aż Shayla się wzdryga.

Dziewczyna obraca głowę, a włosy swobodnie opadają na jej owalną twarz.

– Jezu. Dlaczego tak bardzo hałasujesz, gdy chodzisz? Jesteś cholernie potężny. – Robi krótką przerwę, mierząc mnie wzrokiem od stóp do głów. – Jesteś jednym z tych mięśniaków, którzy cały swój wolny czas spędzają na siłowni, prawda?

Zaciskam szczęki.

Skoro mam spędzić z tą pyskatą dziewuchą cały tydzień, muszę znaleźć sobie coś, co utrzyma mnie przy zdrowych zmysłach. Skoro seks z innymi kobietami odpada, a w dodatku nie mogę pić w pracy, to może powinienem zacząć palić? W sumie czuję, że głód nikotynowy już pomału mnie dopada.

– Co nam przygotujesz na obiad? – powtarzam, nie będąc zbyt zachwycony całą sytuacją.

– Ktoś zazwyczaj przywozi mi jedzenie – odpowiada, wzruszając drobnymi ramionami. – Około siódmej. Czasami przyjeżdża szef kuchni i przygotowuje mi to, na co akurat mam ochotę.

Szef kuchni?

Mrużę oczy, zastanawiając się, który idiota zarządza tym syfem.

– Czy ochrona w ogóle sprawdza tego kucharza?

– Już od wielu lat przychodzi ten sam facet – oznajmia, patrząc w telewizor i przełączając kanały. – Jest z nami, odkąd pamiętam. Traktuję go jak członka rodziny.

Pocieram dłonią twarz i odliczam w głowie od dziesięciu do zera. Nie mam, kurwa, pojęcia, jak ta dziewczyna przeżyła tak długo. Jeśli mam być odpowiedzialny za jej ochronę, to muszę wprowadzić tutaj kilka zmian.

– Kto przywozi ci jedzenie? Dlaczego po prostu nie ugotujesz sobie czegoś sama? W sumie i tak nie masz nic lepszego do roboty.

Patrzy na mnie jak jakaś egzorcystyczna suka. Wygląda, jakby chciała ze mnie wypędzić jakiegoś demona.

– Tylko dlatego, że jestem kobietą, to mam gotować? Czasy się zmieniły. Nie zamierzam spędzać kilku godzin w kuchni każdego dnia, tylko dlatego, że mam cycki. Dlaczego ty czegoś nie ugotujesz?

Patrzę w sufit i zaciskam szczęki z całej siły. Żałuję, że Talon nie poprosił mnie o torturowanie kogoś.

Staję przed Shaylą, zasłaniając jej ekran.

– Hej – warczy, spoglądając na mnie.

– Jestem tutaj, aby zapewnić ci bezpieczeństwo i upewnić się, że nikt cię nie podda torturom, porwie albo, co gorsza, zgwałci – informuję zbyt spokojnym głosem. – Kto przywozi ci jedzenie?

Dziewczyna marszczy brwi i niechętnie odpowiada:

– Jeden z ludzi mojego ojca o imieniu Greg.

Nie mnie to osądzać i na ogół gówno mnie obchodzi, co robią inni ludzie, ale wyraźnie widać, że ta laska jest rozpuszczona jak cholera. Przyzwyczaiła się, że zawsze dostaje wszystko podane na tacy i nie musi się z niczym męczyć.

– Nie podoba mi się, że ci wszyscy popieprzeni ludzie tak po prostu sobie wchodzą i wychodzą z tego domu – oświadczam, zakładając ramiona na piersi. – Talon powiedział, że ja tu rządzę, więc nie kłóć się ze mną. Oprócz szefa kuchni nikt tutaj nie wejdzie. A tego ochroniarza, który ma przyjść późnym wieczorem, sprawdzę osobiście. Tak naprawdę może cię pilnować, stojąc na zewnątrz. Nie ma potrzeby, by wchodził do środka.

Shayla zaskakuje mnie swoją reakcją. Po prostu wzrusza ramionami i mówi:

– Mam to w dupie. Rób, co chcesz.

Robię długi wydech i wychodzę z pomieszczenia. Zmieniam kod wejścia przy głównej bramie, a później wymieniam zamki w drzwiach wejściowych. Aby chronić małą, rozpieszczoną księżniczkę, muszę sprawować nad wszystkim kontrolę, a zwłaszcza nad tym, kto ma dostęp do budynku.

W końcu przyjeżdża Greg z obiadem. Dziękuję mu, ale jednocześnie informuję go, że nie musi już więcej przywozić jedzenia. Daję mu do zrozumienia, że sam się wszystkim zajmę. Wydaje się nieco podejrzliwy, ale akceptuje to i nie wdaje się ze mną w zbędną dyskusję. Idę do kuchni, trzymając w ręku plastikową torbę pełną żarcia. Później ją przeszukuję i jestem szczęśliwy, widząc, że będziemy dzisiaj kosztować japońskiej kuchni.

– Czy Greg przyniósł moje ulubione sushi z kurczakiem katsu? – pyta Shayla, wchodząc do kuchni.

Wzruszam ramionami i wskazuję na plastikową torbę.

– Sprawdź sama.

Dziewczyna wyciąga pudełko z jedzeniem.

– Słodko – mruczy, po czym bierze z lodówki butelkę z wodą.

Nie pojmuję, dlaczego tak swobodnie do wszystkiego podchodzi. Pomijając fakt, że w ogóle nie przejmuje się moją obecnością, nawet nie patrzy w moją stronę. Może nie zdaje sobie sprawy z tego, w jak niebezpiecznej sytuacji się znajduje? Wydaje się zbyt spokojna, jak na kogoś, kto ma świadomość, że istnieją ludzie chcący go zabić. W dodatku są to osoby na tyle groźne, że potrzebuje ochrony i cały czas musi pozostawać w ukryciu.

– Możesz zjeść resztę. Zależało mi jedynie na tym kurczaku – stwierdza, wychodząc z kuchni.

Zaciskając zęby, obserwuję, jak idzie. Jest w niej coś, co doprowadza mnie do granicy szaleństwa. Dopiero po chwili orientuję się, co to takiego. Shayla bardzo przypomina mi moją byłą dziewczynę Elizę. Dla niej również najważniejsza była kasa i uważała się za lepszą od innych. Rozpieszczona, pozbawiona wszelkich skrupułów suka. Jednak ze względu na to, że była moją pierwszą cipką, którą mogłem pieprzyć bez ograniczeń, pozwalałem jej trzymać się za jaja. Tak… Shayla może i jest piękna, ale zdecydowanie nie w moim typie. Wolę kobiety mniej wymagające i takie, które nie uważają, że ich zdanie jest najważniejsze.

Coś czuję, że ten tydzień będzie się strasznie dłużył, ale przynajmniej mogę ogarnąć cały ten bajzel i zająć się ochroną Shayli. Mam tylko nadzieję, że nie zwariuję przed wypełnieniem swojego zadania.

ROZDZIAŁ 3

SHAYLA

Kątem oka obserwuję tego idiotę i jednocześnie staram się ignorować jego obecność. Patrzę, jak chodzi po domu, jakby był tutaj jakimś właścicielem.

Jest w nim coś, co odróżnia go od pozostałych, którzy zostali zatrudnieni, by mnie ochraniać. Widziałam, jak sprawdzał zamki w oknach oraz w drzwiach więcej niż jeden raz. Poza tym cały czas gada, że nie podoba mu się, jak to wszystko działa.

Do tej pory nie miałam żadnych problemów, więc nie wiem, o co mu chodzi. Wygląda na to, że traktuje tę pracę całkiem poważnie. Zdaję sobie jednak sprawę, że nie zajmuje się tym na co dzień. Z tego, co dowiedziałam się od Talona, Vinnie jest jakimś twardzielem na motorze, wykorzystującym zdobyte w ten sposób doświadczenie, by mnie chronić. Ale ufam Talonowi i jeśli on twierdzi, że Vinnie jest godny zaufania, to mu wierzę.

– Kto tutaj sprząta? – pyta, zatrzymując się w miejscu.

Przesuwa palcami po ogolonej brodzie, wpatrując się we mnie brązowymi oczami. Biorąc pod uwagę fakt, że nie zrobiliśmy zbyt dużego postępu w komunikacji, to pytanie mnie zaskakuje.

– Dlaczego pytasz? – dopytuję, unosząc głowę, by na niego spojrzeć. Jeszcze nikt nigdy mnie o to nie spytał.

– Odpowiedz na pytanie – mówi, a na jego twarzy nie widać żadnych emocji. – Jeśli pojawia się tutaj jakaś sprzątaczka lub jakiś inny debil, to myślę, że powinnaś ponownie przewartościować swoje priorytety. Mały bałagan jest lepszy od dostania kulki w łeb i stania się pieprzonym trupem! – krzyczy.

Otwieram szeroko oczy, zszokowana jego nagłym wybuchem złości. Mam wrażenie, że ten facet naprawdę mnie nie lubi, chociaż nie jestem pewna dlaczego.

– Ja tutaj sprzątam – informuję, odwracając wzrok.

Nie wiem, o co chodzi temu idiocie. Kończę malować paznokieć u nogi na jaskrawą czerwień i podnoszę wzrok, zastanawiając się, dlaczego ten palant wciąż tam stoi i cały czas się na mnie gapi.

– Przecież tutaj jest nieskazitelnie czysto – zauważa, rozglądając się wokół.

Wkładam pędzelek do butelki z lakierem i mówię:

– Lubię, gdy jest czysto.

Nie potrafię zasnąć, jeśli w sypialni panuje bałagan. Nie wiem dlaczego, ale zawsze byłam dobrze zorganizowana i poukładana. Poza tym lubię się czymś zająć, a tak naprawdę tkwienie cały dzień w domu nie daje mi zbyt wielu możliwości. Odkąd mój tata trafił do więzienia, praca nie wchodzi w grę. Nikt nie chce zatrudnić księgowej, której ojciec siedzi w pudle za oszustwa. Pomijając to, że nie mam wymaganych uprawnień. Zresztą lubię sprzątać, gdy się czymś denerwuję lub jestem zła. Pomaga mi się to uspokoić.

– Sprzątasz? – zaczyna spokojnym głosem, brzmiąc, jakbym go zaskoczyła. – Myślałem, że jesteś przyzwyczajona do posiadania sprzątaczki czy coś takiego.

– Miałam sprzątaczkę, kiedy mieszkałam z ojcem – oznajmiam, wzruszając ramionami.

Czuję, że cały czas mnie ocenia. Uważa, że jestem rozpieszczona, i dziwi się, że potrafię utrzymać w domu porządek. Jak już wspomniał, tak naprawdę nie mam tutaj zbyt wielu zajęć. Zapisałam się na kursy online z biznesu oraz marketingu, aby się czymś zająć. Poza tym czytam, sprzątam i ćwiczę. Czuję się tutaj jak w bardzo luksusowym, przepełnionym przepychem więzieniu. Mogę wyjść z domu, jeśli kogoś ze sobą wezmę, jednak wszyscy poprzedni ochroniarze woleli, żebym tutaj została, bo pewnie łatwiej było im wtedy wykonywać swoje obowiązki. Zrobiłabym wszystko, by wyjść za te drzwi i nie mieć ciągłej paranoi, że w każdej chwili ktoś może po mnie przyjść. Ale staram się za dużo nie narzekać.

W tej chwili to moje jedyne życie. Całe szczęście, że tymczasowo. Po prostu muszę to jakoś wytrzymać. Istnieją o wiele gorsze rzeczy niż bycie uwięzioną w luksusowym budynku. Niektórzy ludzie nie posiadają nawet dachu nad głową. Tak przynajmniej sobie powtarzam.

– Więc cały dzień spędzasz na opalaniu się przy basenie, domagając się jedzenia i malując swoje pieprzone paznokcie? – pyta. Wygląda na wyprowadzonego z równowagi.

– A co chciałbyś, bym robiła? – dopytuję, przyglądając się jego twarzy.

Nie przejmuję się tym, że już mu powiedziałam, że tutaj sprzątam. To nie tak, że całymi dniami siedzę na tyłku i niczym się nie zajmuję. Poza tym co innego miałabym robić?

– Przyjechałeś kilka godzin temu i już mnie oceniasz? Mieszkam tutaj już od kilku tygodni. Myślisz, że podoba mi się życie w ciągłym zamknięciu?

– Po prostu zastanawiam się, dlaczego wszyscy upierają się przy tym, aby chronić kogoś, kto wydaje się jedynie rozpieszczoną, płytką dziewczyną. – Mówi to z taką łatwością, nie zważając na to, że każde pojedyncze słowo bardzo mnie rani.

– Jesteś kutasem – stwierdzam, kręcąc głową z niedowierzaniem. – Masz mnie ochraniać, a nie próbować zmieniać w lepszą osobę. Będziemy w tym domu cały tydzień, więc dlaczego nie zachowasz tych pochopnie wyciągniętych wniosków dla siebie?

Może i jestem rozpieszczona… w końcu tata zawsze dawał mi wszystko, czego chciałam, ale na pewno nie jestem płytka.

Skoro z góry mnie ocenia i nawet nie zadaje sobie trudu, by choć trochę mnie poznać, to uważam, że to mówi o wiele więcej o nim niż o mnie. Nie jest jednak pierwszą osobą, która tak uważa, i pewnie nie ostatnią.

Ignoruje moją wypowiedź i siada na kanapie naprzeciwko mnie.

Najgorsze jest to, że mi się podoba. Ma w sobie coś z niegrzecznego chłopca; dobra budowa ciała i cudowna twarz. Chociaż nie należy do grupy typowych przystojniaków, to wciąż ma w sobie coś, co sprawia, że nie chcę odrywać od niego wzroku.

– Muszę się wybrać do sklepu po kilka rzeczy i zabiorę cię ze sobą.

Na samą myśl o wyjściu z tego więzienia, szczerzę się jak głupia. Nie wychodziłam stąd od dnia, w którym tutaj przyjechałam.

– Okej.

– Znasz okolicę? – Kręci głową na boki, w ogóle na mnie nie patrząc.

– Nie – odpowiadam, opierając się o kanapę. – A co chcesz kupić? Mogę poszukać w Google jakichś sklepów w pobliżu.

Zrobiłabym wszystko, by chociaż na chwilę poczuć smak wolności. Zignorowałabym nawet jego chamskie komentarze.

– Widziałem po drodze sklep spożywczy, więc nie musisz niczego szukać – oznajmia, zerkając na zegarek. – Chciałbym również podjechać do sklepu sportowego i kupić sobie jakieś ciężarki lub coś innego. Inaczej tutaj zwariuję. – Robi krótką przerwę. – Przydałyby mi się również kąpielówki.

Już nie pamiętam, kiedy ostatni raz robiłam jakiekolwiek zakupy. Czuję ogarniającą mnie euforię.

– Okej, brzmi zachęcająco. Ja również będę musiała kupić kilka rzeczy. To kiedy chcesz jechać? Jutro rano?

Przytakuje.

– Tak, z rana najlepiej. Będziemy musieli wziąć samochód, który widziałem na podjeździe. Nie możemy korzystać z mojego motocykla.

– To żaden problem – rzucam, nie mogąc powstrzymać się od uśmiechu.

– Mogłem się domyślić, że zakupy są twoją słabością – mruczy, po czym wyrywa mi z ręki pilota i zmienia kanał.

Ignoruję jego dziecinny komentarz. Niech sobie myśli, co chce. Nie obchodzi mnie to.

Jestem szczęśliwa, że mogę się w końcu wyrwać z tego domu i pojechać na zakupy. Gdybym jeszcze mogła się przejść na spacer po parku albo pojechać do biblioteki, byłabym wniebowzięta. Ale nie zamierzam sprawdzać jego cierpliwości.

– I tu mnie masz – zauważam, przewracając oczami.

Jasne, posiadam markowe buty oraz ciuchy, ale to dlatego, że dostawałam je od ojca w prezencie. Nigdy nie kupiłam sobie żadnej drogiej rzeczy. Nie czuję się również zbyt komfortowo, wydając cudze pieniądze. To, że nie mogę pracować i muszę pozostawać w ciągłym ukryciu, jest do kitu. Mój ojciec wpakował się w niezłe gówno i teraz to ja ponoszę tego konsekwencje.

– To musi być całkiem przyjemne, gdy masz wszystko podawane na srebrnej tacy – dodaje, zerkając w swój telefon.

Siłą próbuję powstrzymać się od odpowiedzi, ale słowa same wychodzą mi z ust.

– Musisz być naprawdę cholernie nadętym motocyklistą, żeby oceniać moje życie, skoro sam żyjesz w bardzo specyficzny sposób. – Robię krótką przerwę, po czym kontynuuję: – Przestępstwa, kobiety, narkotyki są pewnie u ciebie na porządku dziennym. Ale rozumiem, że nie chcesz o tym mówić, lepiej skupmy się na tym, że jestem rozwydrzoną gówniarą z nadmiarem kasy. Najwyraźniej jest to jedyna rzecz, na podstawie której mnie oceniasz.

Vinnie unosi brwi, wyglądając na niezbyt zadowolonego.

– Nauczyłaś się tego wszystkiego o motocyklistach, obserwując Talona? Możesz być, kurwa, pewna, że nie ćpam.

Zauważam, że nie skomentował pozostałych kwestii, które wymieniłam, więc pewnie kobiety oraz nielegalne rzeczy muszą stanowić część jego życia.

Wiem, że Talon oraz Wild Men nie są wcale tacy niewinni, bo Talon zawsze wplątuje się w jakieś bagno, z którego później trudno mu wyjść.

– Serio? Pewnie życie jest do dupy, kiedy jest się ocenianym stereotypowo, prawda? – ironizuję, posyłając mu fałszywy uśmiech.

Ten gnojek nagle zaczyna się śmiać, a w jego brązowych oczach dostrzegam rozbawienie.

– Jesteś bogata, rozpieszczona i do tego pyskata. Wiedziałem już o tym wszystkim, zanim przekroczyłem próg tego domu, więc nie zachowuj się, jakby nie miało to żadnego znaczenia. Nie tylko ja doszedłem do takich wniosków, a przebywam z tobą dopiero od kilku godzin. To po prostu szczera prawda.

– Cóż, jeśli wszyscy tak o mnie myślą, to faktycznie musi być to prawda – stwierdzam sarkastycznym tonem. – Oboje też znamy zdanie Talona o mnie.

Talon zawsze powtarza mi, że jestem rozpuszczonym bachorem, ale robi to w uroczy sposób, tak, by mnie nie zranić. Jestem jego młodszą kuzynką i oczywiście wrzodem na tyłku. Brzmi to jak zakres obowiązków kiepskiej pracy.

Vinnie wzrusza ramionami i widać, że jest poirytowany. Po chwili dodaje:

– Potrafię dobrze ocenić charakter drugiej osoby.

Jedyną rzeczą, w której jest dobry, to bycie cholernym dupkiem.

– Zakładam, że nie pochodzisz z bogatej rodziny, prawda? – pytam spokojnym głosem, tak, by nie zabrzmiało to chamsko. Przecież ta jego niechęć do bogaczy musi się skądś brać. – Czym się zajmują twoi rodzice?

– Nie mam rodziców – odpiera ciężkim tonem, nie odrywając wzroku od ekranu telefonu.

– Każdy ma rodziców.

To znaczy mam na myśli to, że każdy musiał się skądś wziąć. Zostałam adoptowana jako dziecko i nie wiem nic o swoich biologicznych rodzicach. Znam wyłącznie ich imiona. Może pewnego dnia wrócę do Wietnamu, by znaleźć odpowiedzi na nurtujące mnie pytania, ale na razie uważam za rodziców osoby, które przygarnęły mnie pod swój dach i pokochały całym sercem, a nie ludzi, dzięki którym przyszłam na świat.

– Ja nie mam – rzuca i brzmi tak, jakby wolał w tym momencie mówić o czymkolwiek innym. – Wychowywałem się w rodzinie zastępczej.

Ale przecież nadal ma ojca i matkę, tak jak ja swoich w Wietnamie, ale nie wspominam o tym.

– Moi rodzice adoptowali mnie z sierocińca w Wietnamie – informuję go, żeby wiedział, że nie jest sam. Mnie staruszkowie również nie chcieli.

– Cóż, mnie nikt nie adoptował – odpiera, wstając z kanapy. – Pójdę się trochę przewietrzyć, a przy okazji sprawdzę okolicę. Muszę też pogadać z tym nocnym ochroniarzem.

Wychodzi, zostawiając mnie z jakimś dziwnym… uczuciem.

Nie został przez nikogo adoptowany.

Jak by potoczył się mój los, gdybym również nie została adoptowana? Może dlatego nie narzekam na sytuację, w której się znajduję.

Moje życie zawsze mogło być o wiele gorsze.

ROZDZIAŁ 4

Vinnie wraca dwie godziny później i kompletnie mnie ignoruje. Robię to samo, udając, że nigdy nie wymieniliśmy się prywatnymi informacjami. Czytam właśnie romans, kiedy ten dupek siada naprzeciwko mnie i stwierdza:

– Jest już późno.

Kieruję na niego wzrok.

– I?

– Nie jesteś zmęczona?

– A ty? – odpieram, zastanawiając się, do czego zmierza ta rozmowa.

– Jeśli mamy wcześnie jechać na zakupy, to lepiej, żebyś ruszyła tyłek z tej kanapy. Ile czasu się z rana szykujesz? Godzinę? Dwie?

Naprawdę przegina z tymi bzdurami.

– Jesteś śmieszny, wiesz o tym? – pytam, zwężając oczy. – Wstanę i będę gotowa, zanim jeszcze otworzysz oczy. Nie martw się.

– Cholernie w to wątpię – ironizuje, kładąc bose stopy na czerwonej kanapie. – Zdążysz się uszykować na dziesiątą po śniadaniu?

Przewracam oczami.

Każdego ranka budzę się o szóstej, aby poćwiczyć jogę, więc wstawanie o tak wczesnej porze nie jest dla mnie jakimś wielkim wyczynem.

– Jestem pewna, że dam sobie radę – oznajmiam, ponownie skupiając się na książce. Kiedy Vinnie zaczyna się śmiać, znów unoszę głowę i posyłam mu groźne spojrzenie. – Co znowu?

– Nic – mruczy, a uśmiech nie znika z jego twarzy.

Wpatruję się w jego brązowe oczy, które są jaśniejsze od moich, i nalegam:

– Mów.

Przesuwa palcami po policzku, po czym wskazuje na moją książkę.

– Po prostu znam osobiście autorkę. Cały czas zdumiewa mnie popularność jej książek. – Robi krótką przerwę. – Jestem zaskoczony, że wciąż pisze te bzdury.

Biorę głęboki wdech i próbuję okiełznać moją wewnętrzną książkową maniaczkę.

– Chcesz mi powiedzieć, że znasz osobiście Zadę Ryan? Serio?

Chcę jej autograf. Nie, ja pragnę, by podpisała mi się na książce. NIE! Muszę jej dać do podpisu wszystkie posiadane przeze mnie tytuły, bym mogła je później ułożyć na specjalnej półce. Obowiązkowo ze specjalną dedykacją dla mnie.

– Serio – odpowiada, patrząc mi w oczy i marszcząc brwi. – Co jest z tobą nie tak? Tak ci się rozszerzyły źrenice, jakbyś się czegoś naćpała. Pomijając, że ściskasz tę gównianą książkę jak jakieś trofeum.

Kładę romansidło na kolanach, próbując się uspokoić.

– Wszystko jest w porządku – rzucam, zakładając kosmyk włosów za ucho. – Więc przyjaźnicie się z Zadą?

To dla mnie wiele znaczy.

– Dlaczego tak cię to interesuje? – dopytuje Vinnie, uśmiechając się.

Stuka palcami o kanapę, a ja patrzę na tatuaże pokrywające jego dłoń.

– Uwielbiam jej książki – przyznaję, wzruszając ramionami. – Czy nie mam prawa być chociaż trochę ciekawa?

Pochyla się, opierając łokcie na kolanach.

– Powiem ci coś… Jeśli przez następny tydzień będziesz grzeczna, bez żadnego marudzenia zrobisz wszystko, co każę, i co najważniejsze, będziesz się trzymała z dala od kłopotów, przedstawię cię jej.

Przewracam oczami.

– Mam być grzeczna? Przecież mam dwadzieścia cztery lata i nie jestem już cholernym dzieciakiem.

Czy to możliwe, żeby jeszcze bardziej mną gardził? Nigdy w życiu nie spotkałam tak irytującego mężczyzny. Jego stosunek wobec mnie sprawia, że mam ochotę uprzykrzyć mu ten tydzień, jak tylko się da.

Wzrusza ramionami z taką nonszalancją, jakby był panem świata.

– Wiesz, co mam na myśli. Po prostu nie zachowuj się jak rozwydrzony bachor. Spraw, żeby czas spędzony razem był trochę milszy.

Że niby do tej pory nie byłam dla niego miła?

Zaciskam szczęki, po czym wstaję i wychodzę z pomieszczenia bez słowa. Owszem, jest przystojny z tymi brązowymi, słodkimi oczami otoczonymi przez gęste, czarne rzęsy, nawet jeśli w mojej obecności ciągle je mruży, oraz cudownie wyrzeźbionym ciałem skrywanym pod czarną koszulą, ale to nie daje mu prawa, żeby zachowywać się jak kutas.

Chce, bym była grzeczna? Ile on ma lat? Jest najwyżej tylko trochę starszy ode mnie, a zachowuje się tak, jakbym była dzieckiem, a on cholernym tatusiem, którego mam się we wszystkim słuchać.

Wchodzę do sypialni i kładę się na niezwykle delikatnym, białym prześcieradle. Wpatruję się w sufit, myśląc o tym wszystkim, co mi dzisiaj powiedział.

Uważa mnie za rozwydrzonego bachora?

Nagle wpadam na pewien pomysł – pokażę mu, jak bardzo potrafię być niegrzeczna.

Myślę, że nadszedł czas, by dać Vinniemu nauczkę, którą zapamięta do końca życia.

***

Następnego ranka, po ćwiczeniach jogi, biorę szybki prysznic, myję długie, ciemne włosy, a później suszę je ręcznikiem. Następnie wkładam dżinsy oraz biały top. Poprawiam fryzurę i robię sobie delikatny makijaż.

Jest dopiero ósma rano, więc sprzątam pokój, aby czas szybciej mi minął. Kiedy w pomieszczeniu jest już nieskazitelnie czysto, biorę do ręki torebkę Chanel i schodzę na parter. Zatrzymuję się na chwilę i zaczynam obserwować Vinniego robiącego pompki przy basenie. Czuję się tak, jakbym patrzyła na jakiś kadr z filmu. Wszystko składa się w idealną całość: cudowny basen, piękny, słoneczny dzień oraz mężczyzna zbyt seksowny, by mógł być prawdziwy.

Skąd się wziął ten facet? Muszę się tego dowiedzieć.

Jest w lepszej formie, niż sobie wyobrażałam. Ma perfekcyjnie umięśnione plecy, w całości pokryte tatuażami.

Na sam widok potu na jego skórze przygryzam dolną wargę. Podchodzę do przesuwnych drzwi, by móc się lepiej przyjrzeć.

Kto by pomyślał, że mężczyzna robiący pompki może być tak cudowny? Każdy pojedynczy mięsień na jego ramionach napina się przy najdrobniejszym ruchu. To cholernie hipnotyzujący widok. Nie potrafię oderwać wzroku od tego faceta i gapię się na niego jak jakaś wariatka.

Dlaczego przystojni mężczyźni zawsze muszą być egoistycznymi palantami?

Vinnie nagle wstaje i spogląda na mnie, przez co cała się rumienię i przeklinam pod nosem. Zamykam przesuwne drzwi i opieram się o nie plecami. Nie wiem, co mam teraz zrobić. Pomimo tego, że mnie przyłapał, wciąż na niego patrzę jak jakaś napalona nastolatka.

Zajebiście.

Próbując jakoś wybrnąć z sytuacji, otwieram drzwi i wołam:

– Jestem już gotowa! Możemy jechać, kiedy tylko będziesz chciał.

Ruszam w stronę kuchni, cały czas przeklinając pod nosem, a kilka sekund później słyszę, jak Vinnie wchodzi do środka i zamyka za sobą przesuwne drzwi.

Po chwili dołącza do mnie i rzuca:

– Podobał ci się widok?

Otwieram lodówkę i zaglądam do środka, unikając z nim kontaktu wzrokowego tak długo, jak tylko mogę.

– Jaki widok?

Och, wiem doskonale, o co mu chodzi, ale muszę spróbować wyjść z tej sytuacji z twarzą. Ostatnią rzeczą, jaką powinien o mnie wiedzieć, jest to, że mi się podoba. Tak naprawdę ta informacja do niczego mu się nie przyda, bo nie ma żadnego znaczenia, a między nami i tak do niczego nie dojdzie. Jeślibym mu o tym powiedziała, to jego wybujałe ego jeszcze bardziej by urosło.

Zamykam lodówkę i zmuszam się, by na niego spojrzeć, jednak od razu spuszczam wzrok.

O cholera.

Te mięśnie brzucha. Idealne… Są najlepszą rzeczą, jaką kiedykolwiek zobaczyłam. Nie za bardzo przesadzone, tylko delikatnie zarysowane. Bardzo podobne do tych, jakie można ujrzeć na okładce magazynu modowego. Wcześniej nie miałam okazji im się przyjrzeć, a teraz nie potrafię oderwać od nich wzroku.

By nie wyjść na jakąś wariatkę, podnoszę wzrok i patrzę Vinniemu w oczy.

– Moglibyśmy wyjść wcześniej? Jestem już gotowa i chętnie wyrwę się z tego domu. – Zmieniam temat, mając nadzieję, że nie wróci już do tej rozmowy.

Uśmiecha się złośliwie, po czym odpowiada:

– Jasne, wezmę tylko szybki prysznic i możemy jechać.

Jednak wcale nie zamierza iść się myć i wciąż się na mnie gapi.

– Co? – pytam, kiedy tak się we mnie wpatruje. Ten głupi uśmieszek sprawia, że mam ochotę uderzyć go w twarz.

– Nic – odpiera, wzruszając szerokimi ramionami. – Po prostu nie sądziłem, że będę w twoim typie.

To tyle, jeśli chodzi o zmianę tematu.

– Nie jesteś w moim typie – oznajmiam, zakładając ramiona na piersiach oraz zwężając oczy.

Nie wierzę w to, co mówi ten człowiek. Jeśli byłby dżentelmenem, to w ogóle by o tym nie wspomniał. I co z tego, że się na niego gapiłam? Nie znam żadnej kobiety, która by tego nie zrobiła, choć nigdy nie przyznam się do tego na głos.

– Te iskierki w twoich oczach i płytki oddech świadczą o czymś zupełnie innym – stwierdza, unosząc kąciki ust. W jego brązowych oczach widać rozbawienie.

– Myślę, że masz zbyt bujną wyobraźnię – mówię, mierząc go wzrokiem od stóp do głów. – Czyżbyś był jednym z tych mężczyzn, którzy potrzebują uwagi ze strony kobiet, aby poczuć się dowartościowanymi?

Mięśnie jego szczęki drgają, jakby próbował się uśmiechnąć. Widzę, że próbuje z tym walczyć i zachować pokerową twarz.

– Możesz się przecież uśmiechnąć – zachęcam go. – Nie sprawi to, że staniesz się nagle milszym dupkiem, ale może dzięki temu będziesz bardziej sympatyczny. – Robię krok w jego kierunku, ciesząc się, że kieruje wzrok na moje usta. – Jestem pewna, że mówiłeś, że chcesz iść pod prysznic, prawda? Możemy w takim razie zakończyć tę rozmowę i się rozejść. Jestem już gotowa od jakiegoś czasu, a ty nie jesteś nawet ubrany. Czyżbyś był bardziej rozpuszczony i rozwydrzony ode mnie?

Rzucam mu ukradkiem zalotne spojrzenie i wychodzę z kuchni, przechodząc obok niego. Przypadkowo dotykam ręką jego dolnej części ciała.

Czując się szczęśliwa, że to do mnie należało ostatnie słowo, stawiam stopę na pierwszym stopniu schodów i nagle słyszę, jak Vinnie rzuca:

– Już wiem, dlaczego nikt inny nie chciał tej roboty.

Czuję się tak, jakbym dostała kulkę prosto w serce. Zatrzymuję się na chwilę, chcąc na niego spojrzeć, ale po chwili idę do swojej sypialni, udając, że jego słowa nic dla mnie nie znaczą.

Dlaczego w ogóle miałabym się nimi przejmować?