Wojtyła na podsłuchu - Marek Lasota - ebook + książka

Wojtyła na podsłuchu ebook

Marek Lasota

0,0

Opis

TA SENSACYJNA LEKTURA, ZAWIERA NIEZNANE TEKSTY I HOMILIE KAROLA WOJTYŁY, KTÓRE BYŁY DOTĄD UWAŻANE ZA BEZPOWROTNIE STRACONE !

Od lektury tej książki nie sposób się oderwać! – Mimo że zawiera ona liczne dokumenty SB czyta się ją jak piękne świadectwo niezłomności Papieża-Polaka.

Jan Paweł II był bezkompromisowy względem komunizmu, ponieważ będąc duszpasterzem, a potem metropolitą krakowskim, zetknął się z metodami działania służb specjalnych tego systemu, a nawet sam ich doświadczał.
Dopiero teraz – po latach – możemy poznać wiele dokumentów przechowywanych w IPN dotyczących Karola Wojtyły – szlachetnego księdza i człowieka zawsze stającego w obronie prawdy i wiary.

Książka zawiera nieznane homilie i wystąpienia Karola Wojtyły zarejestrowane przez funkcjonariuszy SB, a także oryginalne dokumenty pozyskane przez nich drogą operacyjną, czyli wykradzione z Kurii Krakowskiej. Wyłania się z nich obraz bezkompromisowej walki biskupa Wojtyły z komuną.
Książka ma także „drugi poziom”. Pewne ślady wskazują na przemianę życia kilku funkcjonariuszy oddelegowanych do inwigilowania Wojtyły.

Autor książki Marek Lasota – publicysta, dyrektor Krakowskiego IPN ukazuje klimat tamtych dni, objaśnia zasady działania Służby Bezpieczeństwa, nawet stara się odkryć ślady jakie lektura tekstów Metropolity Karola Wojtyły mogła wywrzeć na sumienia pracowników SB.

NIEZNANE FAKTY, TAJNE DOKUMENTY Z CZASÓW WALKI KAROLA WOJTYŁY Z IMPERIUM ZŁA !

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 666

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Strona redakcyjna

Konsultacja naukowa:

ks. prof. dr hab. Józef Marecki

Opracowanie:

Kinga Trojanowska

© Copyright by Wydawnictwo M, Kraków 2014

ISBN 978-83-7595-649-8

Wydawnictwo M

31-002 Kraków, ul. Kanonicza 11

tel. 12-431-25-50, fax 12-431-25-75

e-mail:[email protected]

www.wydawnictwom.pl

Publikację elektroniczną przygotował:

Od redakcji

Dokumenty zebrane w tej książce pochodzą z archiwum IPN — i mają w gruncie rzeczy dwóch autorów. Tym pierwszym jest arcybiskup (a potem kardynał) Karol Wojtyła. Autorem drugim zaś — anonimowy funkcjonariusz SB, który przemówień Wojtyły słuchał, nagrywał je, a potem streszczał, przepisywał, kopiował... Nie zawsze przy tym dobrze usłyszał, co naprawdę zostało powiedziane, nie wszystko właściwie zrozumiał... Z tego powodu w tekstach tych roi się od różnego rodzaju błędów, pojawiają się opuszczenia (związane być może z koniecznością zmiany taśmy magnetofonowej albo złą jakością nagrania), rwie się czasem logika wywodu.

Niektóre błędy wywołują uśmiech. No bo jak tu się nie roześmiać, kiedy na przykład mowa o „piegach [?!] ołtarzowych i procesyjnych”, lub gdy osoba stenografująca przemówienie kardynała Wojtyły wkłada w jego usta zdanie o tym, że św. Wojciech „przybył do Gniezna na grób [!] Bolesława Chrobrego” (powinno być oczywiście: na dwór). Albo też Symeona zamienia w... Cycerona. Takich błędów jest dużo więcej.

Książki tej nie należy zatem traktować jako źródła tekstów Karola Wojtyły, skąd można by je bezkrytycznie czerpać i kopiować. Czytając ją, trzeba nieustannie pamiętać o owym zniekształcającym (najprawdopodobniej bezwiednie) filtrze, jakim były wiedza i kompetencje pracowników Służby Bezpieczeństwa. Swoją drogą, to zdumiewające, jak mało nieraz ci ludzie wiedzieli, jak wąskie mieli horyzonty... Uderzająca jest bylejakość ich pracy, brak weryfikacji nazwisk, dat i faktów. Kiedy na przykład kardynał mówi o znakomitym włoskim reżyserze Pier Paolo Pasolinim, esbek pisze o... Catolinim. A gdy pada nazwisko dobrze znanego w Krakowie ks. Kościółka, w esbeckich stenogramach znajdujemy zapis: „(...) powołuję ks. prałata Jana Kościółka (lub podobnie)”.

Ale są tu również błędy (opuszczenia) dające do myślenia. Trudno na przykład zrozumieć, dlaczego funkcjonariusz SB, spisując przemówienie Karola Wojtyły wygłoszone w Radiu Watykańskim (nt. deklaracji o wolności religijnej) we fragmencie: „W konstytucjach wielu państw istnieją paragrafy stwierdzające prawo do wolności sumienia i wyznania”, pominął dalszą część zdania: „jak to ma miejsce i w naszej, polskiej konstytucji”. Cenzura? W wewnętrznych materiałach Służby Bezpieczeństwa?

Traktujemy tę książkę jako świadectwo czasów, w jakich tu, w Polsce, przyszło żyć Karolowi Wojtyle i jego rodakom. Ślad inwigilacji, jakiej poddany był ówczesny metropolita krakowski. Cenny instrument pozwalający wejrzeć w metody pracy Departamentu IV Służby Bezpieczeństwa. Z tego względu w publikowanych poniżej tekstach nie wprowadzaliśmy prawie żadnych zmian. Ich (zniekształcona przez kopistów) treść i zgrzebna forma mogą powiedzieć więcej niż niejeden uczony komentarz.

Prolog

Czy kazania głoszone podczas Mszy św., tych uroczystych i tych codziennych, były źródłem informacji dla aparatu partyjnego w PRL? Czy biskup swoimi wypowiedziami dostarczał materiału do budowania antykościelnej strategii władz? To retoryczne pytania, które pojawiają się w zetknięciu z zachowanymi dokumentami, będącymi zapisem treści kazań, okolicznościowych przemówień, a nawet rozmów toczonych w zaciszach gabinetów.

Wiemy doskonale, że taką dokumentację skrupulatnie tworzyła i gromadziła Służba Bezpieczeństwa, czyniąc to na polecenie i użytek rozmaitych sekretarzy i członków egzekutyw PZPR, którzy — wierni idei marksizmu-leninizmu — budowali nowy światowy ład. Bez Boga, Kościoła, religii. Świat, który miał być nowym rajem, a stał się „imperium zła” albo „misterium nieprawości”, jak nazwali go Ronald Reagan i Jan Paweł II. Co ciekawe, oba te określenia pojawiły się, gdy rajski ogród komunizmu stawał się zwiędły, uschły, zarośnięty chwastami. Wtedy bowiem nadszedł czas, by świat poznał imię zbrodniczej utopii, z którą wielu, nie tylko z tej strony żelaznej kurtyny, utożsamiało się w naturalnym ludzkim dążeniu do postępu, zmian, naprawiania świata.

Ale w latach sześćdziesiątych minionego stulecia tylko nieliczni, szaleni być może wizjonerzy wierzyli i głosili rychły upadek komunizmu, który (w odróżnieniu od swego brata bliźniaka — faszyzmu) trwał już dziesiątki lat, zatruwając ludzkie dusze i zagarniając coraz większe połacie świata.

Tymczasem tamte lata to także czas dynamicznych przemian. Upadają kolonialne imperia, toczą się wojny na niemal wszystkich kontynentach, wraz ze skokiem technologicznym, nieporównywalnym jeszcze do obecnego, dokonuje się obyczajowa rewolucja, trwa wyścig zbrojeń, a papież Jan XXIII zwołuje sobór.

W Polsce, gdzie władzę sprawuje siermiężny Gomułka, niemarnujący żadnej okazji, by dobitnie dać wyraz swojej fobicznej niechęci do Kościoła, a zwłaszcza prymasa Wyszyńskiego, echa światowego zamieszania także kształtują życie społeczne. Intelektualiści i ludzie kultury coraz głośniej domagają się „socjalizmu z ludzką twarzą”, a władza z uporem stara się podtrzymać w ludzkiej świadomości wojenną traumę, strasząc nieustannie rewizjonizmem niemieckim, amerykańskim imperializmem, szowinistycznym syjonizmem, podając jako antidotum miłość do miłującego pokój ZSRR i konsekwentne budowanie w Polsce socjalizmu, w którym oczywiście nie ma miejsca na „opium dla ludu”1, jakim Kościół katolicki próbuje omamić lud pracujący. Ten zaś, nie bacząc na kłody rzucane pod nogi przez twórców nowego ładu, z uporem przygotowuje się w Wielkiej Nowennie do Milenium chrześcijaństwa w Polsce.

Tak zwana nasza mała stabilizacja w tamtych latach w Krakowie nie była wcale stabilna. Zaczęła się walką o krzyż w Nowej Hucie, kończyła biciem protestujących profesorów i studentów krakowskich uczelni2. Kościół krakowski po śmierci (w 1962 roku) arcybiskupa Eugeniusza Baziaka, który — będąc metropolitą Lwowa — mógł, wobec oporu władz partyjnych, pozostawać jedynie administratorem archidiecezji krakowskiej, oczekiwał na nowego metropolitę, następcę „księcia niezłomnego”: kardynała Adama Stefana Sapiehy. Szczęśliwie w 1958 roku abp Baziak uczynił swoim biskupem pomocniczym księdza Karola Wojtyłę, filozofa, teologa, wykładowcę uniwersyteckiego i duszpasterza młodej inteligencji. Szczęśliwie, bo dwadzieścia lat później ów sufragan stanie na czele Kościoła powszechnego jako Jan Paweł II, by w kolejnych dziesięciu latach rozmontować ostatecznie „imperium zła”.

Ku metropolii

Karol Wojtyła pojawia się w dokumentach Urzędu Bezpieczeństwa bardzo wcześnie, bo w 1946 roku. Będąc wówczas alumnem seminarium krakowskiego, zainteresował bezpiekę zapewne swoim udziałem w brutalnie rozpędzonej świątecznej manifestacji 3 maja tego roku. Znalazł się na liście kilkudziesięciu rozpracowywanych osób.

Czy lista „przeznaczonych do realizacji przez sekcję III” była groźnym pomrukiem UB, usłyszanym przez kardynała Sapiehę, i czy to właśnie ona stała się przyczyną działań mających uchronić jednego z najbardziej cenionych przezeń młodych duchownych? Trudno oprzeć się wrażeniu, że wnikliwy i niepozostawiający złudzeń osąd coraz brutalniej panoszącego się reżimu komunistycznego skłonił Sapiehę do podjęcia decyzji będącej konsekwencją jego wizji Kościoła w powojennej Polsce. Potrzeba dynamicznych i gruntownie wykształconych kapłanów stawała się w jego oczach dziejową koniecznością. Potwierdzały to wieści, które musiały docierać do „księcia niezłomnego” z zakamarków gabinetów działaczy PPR i funkcjonariuszy UB.

Być może wpłynęły one na szybkie zaliczanie przez Wojtyłę w czerwcu i lipcu 1946 roku przewidzianych kursem egzaminów, a następnie na uzyskanie w drugiej połowie października święceń subdiakonatu i diakonatu. Udzielenie w prywatnej kaplicy arcybiskupa krakowskiego święceń kapłańskich Karolowi Wojtyle i jego prymicyjna Msza św., odprawiona wśród królewskich grobów w wawelskiej krypcie św. Leonarda, zyskują niemal symboliczne znaczenie. Niemal natychmiast po święceniach Sapieha wysłał Wojtyłę i innego kleryka, Stanisława Starowieyskiego, na zagraniczne studia. Czyżby więc ta decyzja w połowie listopada 1946 roku miała jakiś związek z listą UB? Czy w ten sposób kardynał Sapieha pragnął zapewnić, przynajmniej na jakiś czas, swobodę i bezpieczeństwo swym podopiecznym? Wysyłając na studia do Rzymu dwóch swoich najbardziej cenionych wychowanków — tak się składa, że obydwaj znajdowali się na ubeckiej liście do „realizacji” — i uzyskując przede wszystkim zgodę władz na ich wyjazd, książę metropolita usuwał ich, przynajmniej na jakiś czas, z pola widzenia aparatu bezpieczeństwa.

Pod koniec czerwca 1948 roku ks. Karol Wojtyła wraca do Polski po niemal dwu latach pracy uwieńczonych doktoratem. Na emigracji pozostaje jego towarzysz Stanisław Starowieyski, uznany przez władzę ludową w kraju za element niepożądany.

Po powrocie ks. Wojtyła kilka miesięcy pracuje w parafii w Niegowici, później w krakowskiej parafii św. Floriana. 1 września 1951 roku arcybiskup Baziak udziela Karolowi Wojtyle urlopu naukowego, zwalniając go z pełnienia niektórych obowiązków kapłańskich, i przenosi do domu księży profesorów przy ul. Kanoniczej 19. Trudno oprzeć się wrażeniu, że kroki te są swego rodzaju ochroną przed narastającą falą terroru wobec duchowieństwa, której krakowskie apogeum nastąpiło na przełomie 1952 i 1953 roku.

Nie znaczy to jednak, że osoba i praca ks. Karola Wojtyły była w latach pięćdziesiątych niedostrzegana przez aparat policyjno-partyjny w PRL. Sam fakt, iż był duchownym Kościoła rzymskokatolickiego, stanowił wystarczający powód do interesowania się jego działalnością. Gdy do tego dodać jeszcze jego naukową pracę na Wydziale Teologicznym UJ do 1954 roku, a po jego likwidacji wykłady prowadzone w znajdujących się w Krakowie seminariach duchownych: krakowskim, śląskim i częstochowskim, wówczas informacje pojawiające się w materiałach UB lub Urzędu do spraw Wyznań stają się zrozumiałe.

Jeden z agentów bezpieki, znajomy Wojtyły, przytacza w swoim donosie jego wypowiedź z września 1953 roku: Maszyna działa bez zarzutu, atakuje świadomie, wykorzystując dla swoich celów nawet nasze najbardziej obiektywne wypowiedzi. Łączność biskupa z jego podległymi mu czynnikami również bierze się jako akt oskarżenia. Brak ostrożności nie tylko w tych, którzy w działalności swej mają już wieloletnie doświadczenie. Każdy nieprzemyślany krok mści się po tym na tych, którzy zapominają, w jakich warunkach działamy i żyjemy. Śruba dociska się, a walka wchodzi w coraz ostrzejszą fazę, jaki będzie jej rezultat, wiadomo z góry, zwycięstwo może być tylko po naszej stronie.

Pięć lat później, we wrześniu 1958 roku, abp Eugeniusz Baziak zwołał kapitułę krakowską, by oznajmić jej swoją decyzję o powołaniu ks. dra Karola Wojtyły na stanowisko biskupa pomocniczego archidiecezji krakowskiej. Arcybiskup przekonywał kanoników, że jest to najlepszy wybór, ponieważ Wojtyła jako uczony, filozof, jest człowiekiem doskonale obeznanym z problematyką społeczną, umiejącym podjąć krytyczny dyskurs wobec komunizmu, co jest szczególnie ważne w pracy krakowskiego Kościoła, zwłaszcza wobec narastających problemów z organizacją duszpasterstwa w Nowej Hucie. Za niespełna dwa lata właśnie tam, w „socjalistycznym” mieście, rozpętać się miała burza3. Także nad głową młodego biskupa krakowskiego.

15 czerwca 1962 roku w Warszawie, gdzie toczyły się obrady Konferencji Episkopatu Polski, zmarł nagle abp Eugeniusz Baziak. Odbywającej się cztery dni później na Wawelu liturgii pogrzebowej przewodniczył bp Karol Wojtyła.

Zaczynał się czas starań o sukcesję po księciu kardynale Sapiesze w metropolii krakowskiej. Narosło wokół niego wiele domysłów, hipotez, spekulacji i zwykłych legend. Zgodnie z narzuconą przez komunistów praktyką, obsadzanie stanowisk kościelnych wymagało uzgodnienia i akceptacji przez władze PRL. Odbywało się to w ten sposób, że strona kościelna przedkładała trzy kandydatury. Jeśli strona rządowa nie wniosła zastrzeżeń, powoływano daną osobę na stanowisko na przykład biskupa.

W listopadzie 1963 roku Wydział Administracyjny KC PZPR przedstawił wnioski dotyczące wakujących stanowisk biskupów ordynariuszy, m.in. w archidiecezji krakowskiej, wraz z opiniami o przedstawionych kandydatach. Zgłoszone przez prymasa trzy kandydatury — bpa Karola Wojtyły, bpa Jerzego Stroby i ks. prał. Tadeusza Fedorowicza — zostały przez partyjnych decydentów odrzucone. W części uzasadnienia dotyczącej Karola Wojtyły napisano: Przeciwko kandydaturze biskupa Wojtyły przemawiają następujące względy: — Biskup Wojtyła jest oddany bez zastrzeżeń sprawom Kościoła. Jako człowiek wybitnie zdolny i dobry organizator jest bodaj jedynym biskupem, który potrafiłby skonsolidować nie tylko kurialistów i kler diecezjalny, ale również skupić wokół siebie część inteligencji i młodzieży katolickiej, wśród której cieszy się dużym autorytetem. W odróżnieniu od wielu innych rządców diecezji umie właściwie ułożyć sobie stosunki z bardzo licznymi na terenie archidiecezji zakonami. Mimo pozorów wykazywanej kompromisowości i elastyczności w stosunkach z władzami państwowymi jest bardzo niebezpiecznym przeciwnikiem ideowym.

Tym bardziej więc zaskakująca jest decyzja ówczesnego premiera rządu PRL Józefa Cyrankiewicza, wyrażona w piśmie z 19 grudnia 1963 roku skierowanym do kardynała Stefana Wyszyńskiego. Pada tam stwierdzenie, że: (...) Rząd Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej (...) nie zgłasza zastrzeżeń przeciwko mianowaniu na stanowisko biskupa ordynariusza archidiecezji krakowskiej ks. biskupa Karola Wojtyły, wikariusza kapitulnego w Krakowie.

Wyjaśnienie tej zaskakującej decyzji może być oparte jedynie na spekulacjach. Wydaje się nieprawdopodobne, żeby Cyrankiewicz nie przyjął jasno wyrażonego stanowiska Wydziału Administracyjnego KC. Jego rola sprowadzała się faktycznie do podpisania przygotowanego w biurach KC dokumentu. A ten, sporządzony w listopadzie, w sposób jednoznaczny kwestionował kandydaturę Wojtyły.

Oprócz powodów odrzucenia tej kandydatury, zarysowanych w przytoczonym wcześniej fragmencie, istniał jeszcze jeden. Partyjni urzędnicy zakładali, że ordynariuszem na katedrze krakowskiej musi być ktoś, kto — najprawdopodobniej jako przyszły kardynał (tytuł ten bowiem wydaje się przypisany do tego biskupstwa) — osłabi pozycję prymasa Wyszyńskiego. Przyjęto więc, że prymas w swoim piśmie z września 1963 roku przedstawia kandydatury takich osób, które według niego nie mają szans na kardynalską nominację lub też jako ordynariusze będą mu w pełni podporządkowane.

Tymczasem dwie pierwsze sesje soboru dowiodły, że Karol Wojtyła pokazał się na tym najważniejszym forum Kościoła powszechnego jako osobowość bardzo interesująca, swoją wiedzą i talentami dyplomatycznymi umiejąca zjednać sobie wielu wpływowych w Stolicy Apostolskiej hierarchów. Szczególnie druga sesja, zwołana przez papieża Pawła VI we wrześniu, a zakończona w pierwszych dniach grudnia 1963 roku, mogła mieć dla Karola Wojtyły znaczenie decydujące. W oczach Pawła VI, formułującego założenia swojej polityki wobec Europy Wschodniej, osoba młodego biskupa z Krakowa, prezentującego otwartość i podkreślającego wagę związku duchowieństwa z laikatem, mogła uchodzić za idealną w jego planach ostpolitik. Ale o tym mogli jeszcze nie wiedzieć partyjni aparatczycy4, a raporty wywiadu SB z sesji soboru napłynęły dopiero w grudniu. Mogło to wpłynąć na zmianę decyzji i wycofanie zastrzeżeń w stosunku do Wojtyły.

Potwierdzają to późniejsze działania SB, prowadzone do początku lat 70., zmierzające do zastąpienia Wyszyńskiego Wojtyłą. Nienawiść do prymasa zaślepiała komunistów. Choć doceniali znaczenie Wojtyły, to nie zrozumieli do końca, że był on dla nich znacznie bardziej niebezpieczny niż kardynał Wyszyński. Dopiero informacje o pozycji krakowskiego kardynała w Stolicy Apostolskiej i jego jednoznaczna postawa wobec nachalnej laicyzacji społeczeństwa czy choćby wobec problemu przestrzegania praw człowieka i obywatela w PRL spowodowały radykalną zmianę w ocenie Wojtyły.

Za potwierdzeniem tezy o podjęciu przez Cyrankiewicza decyzji pod wpływem nadchodzących ze Stolicy Apostolskiej informacji przemawiać może jeszcze wiadomość o zaproszeniu młodego krakowskiego sufragana do udziału w międzynarodowej pielgrzymce biskupów katolickich do Ziemi Świętej, odbywającej się w grudniu 1963 roku, tuż po zakończeniu drugiej sesji soboru. Karol Wojtyła wraca do kraju 18 grudnia, zaś nazajutrz Cyrankiewicz podpisuje zgodę władz PRL na objęcie przez niego stanowiska metropolity krakowskiego.

Jest jeszcze inne, nie mniej ciekawe, tło wyrażenia przez ówczesnego premiera zgody na nominację Karola Wojtyły. Choć może ono wydawać się nadmiernie wyspekulowane, to bezsprzecznie ukazuje meandry życia publicznego w PRL. Archiwalia po peerelowskim aparacie bezpieczeństwa zawierają dokumentację tajnego współpracownika o pseudonimie „Turysta” (ks. Józef Gorzelany), który był powinowatym ministra Hilarego Minca. Mało tego, ponoć w dzieciństwie mieszkał w jednej kamienicy z Cyrankiewiczem, a ich ojcowie — kolejarze, mieli się ze sobą przyjaźnić. Czyżby więc Cyrankiewicz, ze względu na młodzieńcze wspomnienia, zaufał księdzu obdarzonemu pseudonimem „Turysta” — i uległ jego namowom, by zgodzić się na mianowanie bpa Wojtyły metropolitą krakowskim.

Jeśli tą decyzją chciał ówczesny prezes Rady Ministrów rozpocząć jakąś grę, to następne miesiące i lata dowiodły jego wielkiej naiwności i krótkowzroczności. Wojtyła okazał się znakomitym metropolitą i politykiem, a ów ksiądz — wybitnym proboszczem jednej z najtrudniejszych polskich parafii i budowniczym nowohuckiej Arki Pana. Klęska ludowej władzy, której przeciwnikom chciał Cyrankiewicz odrąbywać ręce5, miała w Krakowie w tym momencie dwa wymiary. Oto bowiem były agent bezpieki, któremu zaufał przyszły papież, zbudował — mimo wielkich przeciwności — kościół w Nowej Hucie, Arkę Pana. Świątynię tę w maju 1977 roku — niespełna półtora roku przed konklawe — konsekrował kardynał Karol Wojtyła...

Spekulacje przed nominacją nowego ordynariusza krakowskiego zajmowały w dokumentacji krakowskiej SB ważne miejsce. W sprawozdaniu z pracy operacyjnej Wydziału IV KW MO w Krakowie za czwarty kwartał 1962 roku można przeczytać, że przed wyjazdem bpa Wojtyły do Rzymu część kurialistów i kleru dołowego liczyła się z możliwością, że po powrocie do kraju Wojtyła przywiezie dla siebie nominacje na ordynariusza, względnie administratora apostolskiego. Zaraz po przyjeździe bp Wojtyła w rozmowach z zaufanymi sobie księżmi niedwuznacznie dał do zrozumienia, że jego osoby nie należy uwzględniać w tych przewidywaniach, dodając, że według pogłosek księża mianują go już rektorem KUL. I dalej: W dniach od 5 X 62 r. do 14 XII 62 r. Karol Wojtyła przebywał w Rzymie na II-gim powszechnym soborze watykańskim. Przez cały czas pobytu utrzymywał stały kontakt z kurią krakowską i księżmi tej diecezji, drogą korespondencyjną i telefonicznie, przyjmował ważniejsze informacje o  pracy w diecezji, a sam ograniczał się do przekazywania życzeń dla księży i parafii. Po powrocie z Rzymu bp Karol Wojtyła nastawił się głównie na spotkania z księżmi i dzielenie się wrażeniami z obrad soboru.

Przeciw metropolii

Od 1958 roku, gdy stało się jasne, że pozorna „odwilż” przeszła do historii, oraz gdy Władysław Gomułka nie krył już swojej woli walki z polskim Kościołem, a zwłaszcza z prymasem kard. Stefanem Wyszyńskim, zmienia się także ciężar zadań Służby Bezpieczeństwa. Coraz większe znaczenie nadawane przez kierownictwo PZPR problemom przeciwdziałania wpływom Kościoła, szczególnie wobec mobilizującej naród, ogłoszonej przez episkopat Wielkiej Nowenny Tysiąclecia Chrztu Polski, skłoniło resort do poszukiwania nowych rozwiązań organizacyjnych.

Na odbywającym się 18 listopada 1961 roku posiedzeniu kolegium MSW ds. bezpieczeństwa Komendant Główny MO stwierdził, że nie ma w tej chwili poważniejszego problemu niż zwalczanie wrogiej działalności kleru. W tej atmosferze, zachowując całkowitą tajemnicę, utworzono w MSW Departament IV, którego odpowiednikiem w komendzie wojewódzkiej był Wydział IV SB. Zadania pionu IV określono następująco: — zdobywać informacje o planach, zamierzeniach i taktyce ośrodków kierowniczych Kościoła oraz formach i metodach ich działania; — rozpoznawać sytuację wewnętrzną organizacji kościelnych dla ograniczenia ich działalności przez organizowanie i pogłębianie rozkładu wewnętrznego oraz popieranie i rozwój tendencji ruchów lojalnych wobec państwa; — rozpoznawać kontakty i formy oddziaływania ośrodków kierowniczych na poszczególne ogniwa Kościoła w kraju i zagranicą współdziałając w tym zakresie z Departamentem I.

Wewnętrzny podział zadań w Wydziale IV KW MO w Krakowie przedstawiał się następująco:

Referat I — kierownicze komórki kościelne, biskupi, kler parafialny, kler pozytywny, tj. księża patrioci;

Referat II — zakony męskie i żeńskie;

Referat III — ugrupowania i stowarzyszenia katolików świeckich, duszpasterstwo stanowe i środowiskowe. W Krakowie w obszarze zainteresowania tego referatu znalazł się m.in. „Tygodnik Powszechny”, Klub Inteligencji Katolickiej, wydawnictwo Znak;

Referat IV — wszystkie pozostałe sprawy wchodzące w zakres pracy Wydziału IV, czyli Kościoły innych wyznań i inne związki wyznaniowe;

Referat V — organizacja, dokumentacja, koordynacja współpracy z innymi referatami.

Główną metodą zwalczania i rozpracowywania operacyjnego instytucji kościelnych było pozyskiwanie i wykorzystywanie do tego celu agentury, tworzącej tzw. sieć agenturalną. O skali tego zjawiska może świadczyć zestawienie zawarte w sprawozdaniu szefa krakowskiej SB za 1967 rok, według którego krakowskie duchowieństwo i katolickich działaczy świeckich rozpracowywało 217 agentów.

Jednakże efektywność sieci agenturalnej należało weryfikować. Służyć temu miały wyspecjalizowane komórki, których funkcjonariuszom powierzano inwigilację i infiltrację prowadzoną tzw. metodami operacyjnymi. Owe komórki to: Biuro „B” prowadzące obserwację osób, Biuro „T” zajmujące się techniką, podsłuchami, podglądami, Biuro „W” kontrolujące korespondencję oraz Biuro „C” ewidencjonujące wrogów PRL.

Publikowane w niniejszej książce treści kazań i wypowiedzi Karola Wojtyły, pochodzące głównie z lat sześćdziesiątych, zgromadzone zostały w wyniku pracy funkcjonariuszy tychże struktur Służby Bezpieczeństwa. Pracy — podkreślmy to ponownie — wykonywanej na polecenie organów Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej.

Październikowy — w 1956 roku — ferment wewnątrzpartyjny nie ominął także Krakowa. Skomplikowane walki frakcyjne doprowadziły do wyboru na stanowisko I sekretarza marginalizowanego przed kilku laty Bolesława Drobnera, choć faktycznym liderem partyjnym przełomu 1956 i 1957 roku był młody aparatczyk Stefan Krzakiewicz. W lutym 1957 roku na plenum KW odbywającym się pod dyktando Zenona Kliszki nowym I sekretarzem KW PZPR został Lucjan Motyka, który pełnił tę funkcję do grudnia 1964 roku. W tym ustabilizowanym okresie ważne funkcje w administracji wojewódzkiej i miejskiej pełnili Józef Nagórzański, przewodniczący WRN, oraz Zbigniew Skolicki, który przewodniczył Miejskiej Radzie Narodowej w Krakowie. W skład ścisłego kierownictwa partyjnego w Krakowie wchodził także komendant wojewódzki MO Stanisław Żmudziński. Odbywające się w styczniu 1965 roku plenarne posiedzenie Komitetu Wojewódzkiego wybrało nowego I sekretarza. Został nim Czesław Domagała, sprawujący swą funkcję do lutego 1971 roku, kiedy na fali gierkowskich czystek nowym szefem PZPR w Krakowie został Józef Klasa. Przewodniczącym prezydium WRN był w tym czasie Wit Drapich (od 1973 roku wojewoda krakowski), a prezydium MRN kierował Jerzy Pękala, późniejszy prezydent Krakowa. Wydziałem Administracyjnym KW PZPR kierowali Eugeniusz Pieczka i Jerzy Klica.

Warto przypomnieć o istnieniu jeszcze jednego ośrodka walki z Kościołem, kierowanego, jak wszystko w PRL, przez partię. Ustawą z dnia 19 kwietnia 1950 roku, po podpisaniu porozumienia z 14 kwietnia pomiędzy episkopatem a rządem PRL, powołany został do życia Urząd do spraw Wyznań (zlikwidowany także na mocy ustawy sejmowej z 23 listopada 1989 roku). W ciągu niemal czterdziestu lat swego istnienia był strukturą w randze ministerstwa, choć ze względu na kompetencje i przedmiot działania oficjalnie nie nadano mu tego charakteru, a na jego czele stał kierownik, co miało podkreślać miejsce, jakie religii wyznaczało komunistyczne państwo. Urząd posiadał swoje odpowiedniki terenowe na szczeblu wojewódzkim, a do 1957 roku także na szczeblu powiatowym i miejskim. Uczestniczył w pracach resortu oświatowego, finansowego (polityka podatkowa wobec Kościoła), a także budownictwa (opiniowanie budownictwa sakralnego). Bezpośrednia współpraca i koordynacja działań administracyjnych z operacyjnymi działaniami antykościelnych komórek aparatu bezpieczeństwa jest obficie udokumentowana, zachowały się bowiem archiwalia aparatu represji.

Jeśli cofniemy się do przytoczonego wyżej fragmentu rekomendacji partyjnej udzielonej kandydującemu na stanowisko metropolity krakowskiego biskupowi Wojtyle, wówczas stanie się zrozumiałe, dlaczego tyle uwagi poświęcano dokumentowaniu niemal każdej jego wypowiedzi, których zachowana część jest główną treścią niniejszej książki.

Każdy duchowny, każda siostra i brat zakonny, każdy alumn seminarium powiększał zawartość szaf pancernych w archiwach i gabinetach funkcjonariuszy Służby Bezpieczeństwa. Teczka Ewidencji Operacyjnej Księdza była miejscem, do którego trafiały gromadzone informacje, dokumenty i materiały.

Ale rozpracowaniu podlegały także całe środowiska i instytucje. Gdy zbierane informacje dawały nadzieję na przeprowadzenie skutecznej akcji dezintegrującej lub manipulującej, prowadzącej do wyeliminowania lub przynajmniej znaczącego osłabienia danej instytucji czy środowiska, zakładano sprawę. Najczęściej była to sprawa agenturalnego rozpracowania lub sprawa ewidencyjno-obserwacyjna. Z czasem takie przedsięwzięcie określano jednym mianem — sprawa operacyjnego rozpracowania, w skrócie SOR.

W każdej SOR występowali figuranci, czyli osoby rozpracowywane bądź służące pomocą przy rozpracowywaniu, choć wcale nie oznaczało to agentów. Ktoś mógł być zupełnie nieświadom tego, że na przykład jego kontakty towarzyskie czy układy zawodowe, a nawet miejsce zamieszkania mogą być pomocne w rozpracowywaniu innego figuranta. Możliwych wariantów sytuacji jest w tym wypadku bardzo dużo, zostały one dokładnie opisane w literaturze przedmiotu, nie ma więc sensu poświęcać im tutaj zbyt wiele miejsca.

W przypadku działań Departamentu IV MSW, a w Krakowie Wydziału IV KW MO, czyli struktur aparatu bezpieczeństwa przeznaczonych do zwalczania Kościoła, takich spraw operacyjnych było kilkadziesiąt. Pamiętać też trzeba, że prowadzono je latami, bowiem celem działalności SB było nie tyle likwidowanie wrogich komunizmowi ośrodków, ile ich inwigilacja i doprowadzenie do sytuacji, w której bezpieka staje się ich faktycznym sternikiem. SOR-y zakładano na ordynariuszy diecezji, kurie diecezjalne, niektóre parafie, zakony, ośrodki i środowiska duszpasterskie, seminaria i szkoły zakonne, redakcje czasopism i wydawnictwa itd.

Także Karol Wojtyła, dostrzeżony w latach pięćdziesiątych jako energiczny duszpasterz studentów i inteligencji oraz wykładowca seminariów duchownych i KUL, a od 1958 roku biskup pomocniczy archidiecezji krakowskiej, doczekał się w końcu założenia na niego sprawy ewidencyjno-obserwacyjnej, której nadano kryptonim „Pedagog”. Kryptonim tej sprawy — wymowny zresztą — pozostał niezmieniony nawet wówczas, gdy bp Wojtyła otrzymał po śmierci arcybiskupa Baziaka nominację na metropolitę krakowskiego.

W gąszczu teczek, przedsięwzięć operacyjnych, tomów dokumentów — donosów, analiz, notatek, planów, raportów i sprawozdań rozeznać się mogą doświadczeni badacze realiów PRL. Zrozumiałe, że z biegiem lat coraz więcej zawartych w nich treści jest związanych z krakowskim metropolitą.

Jeszcze zanim uzyskał on nominację arcybiskupią, zbierano informacje o rozwoju sytuacji w kurii krakowskiej i o poczynaniach jej przełożonego. W połowie 1963 roku dokument podsumowujący pierwsze półrocze zawierał omówienie przedsięwzięć podejmowanych w realizacji sprawy „Pedagog”: W omawianym okresie figurant [K. Wojtyła — przyp. mój] rozwinął szeroką działalność obliczoną na petryfikację [sic!] jedności duchowieństwa i stworzenia sprężystej organizacji aparatu kurialnego. Partycypował w licznych zjazdach i konferencjach z udziałem księży i aktywu klerykalnego. Dzieląc się przed audytorium swoimi impresjami z pobytu na soborze. Jako członek komisji duszpasterskiej episkopatu, odpowiedzialny za pracę wśród inteligencji twórczej, w dniu 29 lutego br. [tak w oryginale; tymczasem w 1963 roku luty miał 28 dni — przyp. mój] zwołał w Krakowie ogólnokrajowe zebranie duszpasterzy pracujących w tym środowisku. Wojtyła usiłuje wykorzystać talent najzdolniejszych księży — kierując ich do pracy do rejonów skupiających gros inteligencji — np. ks. Kowalczyka do Żywca, ks. Walenia do Wadowic itp. Chcąc zaabsorbować się głównie sprawą efektywniejszej administracji diecezją, figurant zrezygnował z prowadzenia wykładów na KUL-u i w seminarium. Realizacja zamierzeń Wojtyły szła w kierunku wciągnięcia na szerszą skalę zakonów męskich i żeńskich do pracy w parafii (katechizacja, opieka nad chorymi itd.), wzmożenia kontroli pracy duszpasterskiej w parafiach, za pośrednictwem komisji, wizytacji kanonicznych i indywidualnych sprawozdań, eliminowania antagonizmów wewnętrznych kleru i między wiernymi za pomocą odpowiednich przesunięć personalnych, listów do wiernych itp.

Ale najciekawsza, sporządzona w tym samym czasie notatka brzmiała: Zaprowadzono specjalną teczkę na biskupa K. Wojtyłę w myśl projektu przekazanego wiceministrowi Spraw Wewnętrznych. Teczka ta zawiera analizę całości dotychczas uzyskanych materiałów operacyjnych oraz aktualny plan dalszego rozpracowania wyżej wymienionego.

Karol Wojtyła, choć w momencie powstawania tej informacji nie był jeszcze nawet ordynariuszem, stanowił dla Służby Bezpieczeństwa i jej partyjnego kierownictwa coraz większy problem, wymagający zastosowania specjalnych, niekonwencjonalnych środków. Mówiąc najprościej, abpa Karola Wojtyłę nieustannie obserwowano i przy pomocy usadowionej wokół niego agentury zbierano wszelkie informacje na temat jego pracy. Przy okazji postarano się o to, by jego mieszkanie wyposażyć w podsłuch i ewentualnie w pobliżu usadowić punkt obserwacyjny, pozwalający fotografować na przykład przychodzące osoby.

Technika operacyjna, a więc bezpośrednia obserwacja, podsłuchy instalowane w mieszkaniach, biurach, gabinetach, podsłuchiwanie rozmów telefonicznych, nagrywanie rozmów i publicznych wystąpień, fotografowanie i filmowanie osób i obiektów, kontrola treści korespondencji, była potężnym orężem w rękach SB.

Szczegółowo opisuje i analizuje ją Monika Komaniecka w mającej się wkrótce ukazać książce Pod obserwacją i na podsłuchu. Rzeczowe środki pracy operacyjnej aparatu bezpieczeństwa w województwie krakowskim w latach 1945-1990. Poniższy zarys tej problematyki oparty jest na wynikach jej dociekań badawczych i publicystycznych.

Kiedy po październikowym przełomie ustały fizyczne represje wobec duchowieństwa i środowisk katolików świeckich, aparat bezpieczeństwa skupił się na pracy operacyjnej, ograniczając się do zdobywania informacji. Wspomniany wcześniej pion [Biuro] „B” prowadził obserwację osób duchownych na zlecenie Wydziału IV. Okresowej obserwacji podlegał również Pałac Biskupi przy Franciszkańskiej 3 oraz mieszkania biskupów i kurialistów, zwłaszcza mieszkanie bpa Wojtyły przy ul. Kanoniczej.

Do zadań pionu „B” należało także tzw. zabezpieczanie uroczystości religijnych, podczas których nagrywano wystąpienia dostojników kościelnych, robiono zdjęcia oraz filmowano uroczystości, co służyło niejednokrotnie do identyfikacji ich uczestników, a w dalszej kolejności do objęcia niektórych z nich zainteresowaniem operacyjnym.

Zilustrowaniu sposobu dokumentowania działań operacyjnych niech posłuży tabela zaczerpnięta ze wspomnianej publikacji, obrazująca zakryte punkty obserwacyjne podczas krakowskich obchodów milenijnych.

Do przebiegu obchodów Milenium Chrztu Polski wrócę jeszcze w kolejnych rozdziałach, ale — by dopełnić obrazu wyłaniającego się z powyższej tabeli — pokazać należy siły skierowane na front milenijny.

Krakowski pion „B” dysponował 48 wywiadowcami oraz 10 samochodami wyposażonymi w radiostacje. Dla zapewnienia skuteczniejszej kontroli uroczystości jego szef zwrócił się do dowództwa o oddelegowanie z innych województw czterech dziesięcioosobowych grup, wyposażonych w zakamuflowaną aparaturę fotograficzną. Jednego oficera nauczono posługiwania się kamerą filmową i wyposażono w fikcyjną legitymację operatora Centralnej Agencji Fotograficznej (CAF). Podczas uroczystości milenijnych wszystkie wystąpienia biskupów były nagrywane, a stenogramy przesyłano do Departamentu IV MSW. Sporządzano także notatki i streszczenia wystąpień publicznych biskupów podczas licznych w tym czasie spotkań i konferencji.

Tyle o śledzeniu, podglądaniu, filmowaniu i fotografowaniu. Nie mniej ekscytujące jest podsłuchiwanie i nagrywanie rozmów i spotkań w biurach, mieszkaniach, podczas spacerów, przysłuchiwanie się prowadzonym rozmowom telefonicznym. A to już domena innej struktury pomocniczej SB — pionu [Biura] „T”.

Technika z połowy minionego wieku umożliwiała to całkowicie, a bezpieka w pełni korzystała z tych możliwości. Zainstalowanie urządzeń podsłuchowych w pomieszczeniach, zwłaszcza w biurach kurii i mieszkaniach ważnych postaci wśród duchowieństwa, było możliwe tylko dzięki pomocy osób mających możliwość nieograniczonego dostępu do tych lokali. Jasne jest więc, że bezpieka wykorzystywała do tego swoich współpracowników w środowiskach kościelnych.

Najlepszą okazją do założenia tzw. podsłuchu pokojowego był remont czy jakiekolwiek prace wymagające obecności osób z zewnątrz. Taka okazja nadarzyła się już w 1963 roku, gdy rozpoczęto prace remontowe i modernizacyjne w pałacu przy ul. Franciszkańskiej 3. Trwały one do 1968 roku, co tylko zwiększało możliwości precyzyjnego umieszczenia odpowiednich urządzeń.

Przedsięwzięcie zakończyło się powodzeniem i od 1964 roku sala konferencyjna na pierwszym piętrze pałacu oraz pomieszczenie, w którym przyjmował swoich gości abp Karol Wojtyła, zostały objęte podsłuchem. Ten w sali konferencyjnej obdarzono kryptonimem „Gaj”, a drugi — „C-20”. Dzięki nim bezpieka miała komplet informacji dotyczących m.in. przygotowań do obchodów jubileuszu Uniwersytetu Jagiellońskiego, a zwłaszcza niezwykle ważnych dla władz partyjnych planów kościelnych hierarchów co do uroczystości milenijnych.

Funkcjonariusze SB nie ustawali także w wysiłkach prowadzących do instalacji podsłuchu w mieszkaniu bpa Wojtyły przy Kanoniczej 21, określanym kryptonimem „Kanonia”. Próbowano różnych sposobów. Najdogodniejszym z nich wydawało się wykorzystanie do tego celu mieszkania sąsiada biskupa, ks. Mieczysława Satory, współpracującego z SB. Jednak okazało się to technicznie niemożliwe. Następnie próbowano wykorzystać dłuższą nieobecność Wojtyły, spowodowaną na przykład jakimś wyjazdem, ale i to zawiodło, gdyż współlokatorem biskupa był ks. Marian Jaworski, późniejszy kardynał i arcybiskup Lwowa, i nie trafił się żaden moment, w którym obydwaj byliby jednocześnie nieobecni w mieszkaniu. Desperacko bezpieka planowała spowodowanie jakiejś poważnej awarii instalacji wodnej lub gazowej. Także w tym wypadku zrezygnowano z tego w obawie, że nad pracującymi przy naprawie nadzór sprawować może „woźny albo ktoś z lokatorów”.

Dopiero gdy Karol Wojtyła w 1968 roku przeniósł się do apartamentu przy Franciszkańskiej 3, udało się rozbudować podsłuch pokojowy „Gaj” i objąć nim także prywatne pomieszczenia arcybiskupa, nadając przy tym kryptonim „Nowy”. Wobec częstych wyjazdów arcybiskupa, a następnie kardynała Wojtyły w Tatry SB już w 1962 roku zainstalowała podsłuch pokojowy w wilii „Księżówka”, gdzie zwykł był spędzać czas w Zakopanem, niejednokrotnie w towarzystwie innych biskupów, a nawet kardynała Wyszyńskiego.

Już w końcu lat pięćdziesiątych rozpoczęto podsłuchiwanie rozmów telefonicznych prowadzonych z aparatów zainstalowanych w kurii i mieszkaniach biskupów, w tym także, co oczywiste, w mieszkaniu Wojtyły przy Kanoniczej. W przypadku tego ostatniego uruchomiono dwa podsłuchy telefoniczne: „Pedagog” w mieszkaniu prywatnym i „Pałac” w biurze przy Franciszkańskiej. Oprócz nich w pomieszczeniach kurialnych działały podsłuchy telefoniczne noszące kryptonimy „Magister” i „Gniazdo”. W 1965 roku łącznie podsłuchiwano rozmowy prowadzone z jedenastu aparatów telefonicznych znajdujących się w pomieszczeniach biurowych i prywatnych krakowskich hierarchów.

Efekty tych wysiłków operacyjnych bezpieki ilustruje fragment notatki sporządzonej wiosną 1965 roku przez kpt. Bogusławskiego: Uzyskane komunikaty PT6 w I kwartale 1965 r. z obiektu kurii krakowskiej niewątpliwie stanowiły wartość operacyjną i w pewnym stopniu pogłębiły prowadzone rozpracowanie, bądź stanowiły wstępne informacje do pogłębienia ich przez inne źródła operacyjne. Najistotniejsze było ustalenie dalszych kontaktów aktywnie rozpracowywanych figurantów, ich spotkań z osobami świeckimi i duchownymi, terminy, miejsca, tematy poruszanych spraw. Tak np. z eksploatacji obiektu „Pałac” uzyskano nazwiska dwóch osobników zatrudnionych w Zakładach Sodowych w Krakowie, którzy jeszcze z okupacji znają się z figurantem „Pedagog” i utrzymują z nim kontakty. Ustalono nazwisko osoby, którą odwiedza figurant. Z obiektu „Pedagog” uzyskano terminy planowanych zebrań i konferencji, spotkań indywidualnych z księżmi, planowanych do odczytania listów pasterskich, wyjazdy interesujących osób, procedur załatwiania określonych spraw natury administracyjnej i duszpasterskiej i inne. W sumie można stwierdzić, że komunikaty PT w połączeniu z materiałami agenturalnymi dawały dość szeroki obraz działalności kurii krakowskiej, co zostało wykorzystane do stosowania odpowiednich przedsięwzięć operacyjnych i dla informacji instancjom partyjnym.

Kreowany kardynałem 26 czerwca 1967 roku metropolita krakowski Karol Wojtyła — postrzegany tym razem w dokumentach SB jako główny, obok kardynała Wyszyńskiego, przeciwnik partii i doktryny komunistycznej w Polsce — stawiał resort bezpieczeństwa wobec konieczności angażowania coraz większych sił i środków w neutralizowanie jego wpływów i znaczenia.

Analizowanie działalności figuranta o kryptonimie „Pedagog”, czyli arcybiskupa metropolity krakowskiego Karola Wojtyły, prowadzono w licznych okresowych sprawozdaniach Wydziału IV KW MO w Krakowie. Obejmowały one nie tylko opisy wydarzeń i charakterystyki osób, zawierały nie tylko plany i prognozy, podsumowania i oceny, ale także rozmaite zestawienia statystyczne.

I tak w punkcie mówiącym o kontaktach figurantów można przeczytać: Na przestrzeni 1965 r. stwierdzono 6 przypadków zbierania przez osoby przybyłe z zagranicy wiadomości o stosunkach państwo — kościół. — Figurant „Pedagog” dwukrotnie spotyka się z konsulem francuskim. Podczas jednej z rozmów informował o sytuacji w parafiach Bieńczyce i Mogiła, a także o wypadkach nowohuckich z 1960 r. Tenże sam figurant udzielał informacji na temat stosunków państwo — kościół w Polsce księdzu przybyłemu z ZSRR.

W załączanych do sprawozdań tabelach tworzono obraz działalności biskupów, zawierający wszystkie publiczne wystąpienia i rozmaite czynności wynikające z posługi biskupiej i kapłańskiej.

Zestawienie dot. działalności biskupów w 1965 r. archidiec. krakowska

Warto dodać, że w tekście sprawozdania rocznego, do którego załącznikiem była powyższa tabela, wykazano 25 kazań abpa Wojtyły, które utrwalono, tj. nagrano, i odtworzono.

Nie jest jasne, czemu służyły tego typu zestawienia. Czy były tylko efektem biurokratycznego gromadzenia stert papieru, czy też kompilowane pozwalały na dokonywanie analiz i tworzenie uogólnionych wizerunków członków polskiego episkopatu? Raczej należy brać pod uwagę tę drugą ewentualność, choć trudno doszukać się jej jednoznacznego potwierdzenia w zachowanych archiwaliach MSW. Pominąwszy ich przeznaczenie, a zwłaszcza autorów i przyświecające im cele, stanowią one istotny pomocniczy materiał źródłowy dla badaczy zajmujących się dziejami Kościoła w Polsce w drugiej połowie XX wieku.

Ta garść ogólnych informacji o strukturach i operacyjnym warsztacie bezpieki oraz sposobach tworzenia dokumentacji inwigilacji przybliży, mam nadzieję, Czytelnikowi okoliczności zgromadzenia prezentowanego w książce materiału dokumentalnego. Pochodzi on bowiem z teczki Departamentu IV Ministerstwa Spraw Wewnętrznych PRL opatrzonej sporządzonym pisakiem napisem BISKUPI, a dalej bp. Karol Wojtyła, poniżej widnieją kody archiwalnych sygnatur, a jeszcze niżej dopisano kard. Wojtyła. Kolejną kartę stanowi ankieta personalna, gdzie umieszczono podstawowe dane osobowe figuranta i jego lakoniczną charakterystykę: bp. do 1978 r. ordynariusz archidiecezji krakowskiej — Papież.

Milenium

W dokumentach prezentowanych w drugiej części książki ważne miejsce zajmują wypowiedzi i kazania Karola Wojtyły wygłaszane podczas uroczystości Milenium Chrztu Polski w Krakowie i innych miastach. Warto zatem nieco więcej uwagi poświęcić temu, nie waham się użyć tego określenia, przełomowemu w powojennych dziejach Polski wydarzeniu, a raczej sekwencji rozmaitych wydarzeń, związanych z tak doniosłym jubileuszem.

Już w 1946 roku na łamach czasopisma „Nasza Przeszłość” pojawiły się publikacje, podkreślające znaczenie pamięci o ważnych wydarzeniach. Centralnym punktem rysującego się w nich programu był zbliżający się jubileusz chrztu Polski. I choć w czasie stalinowskiej nocy nie było mowy o jakichkolwiek odniesieniach do religijnych wątków historii kraju, to okazja do tak silnego zaakcentowania znaczenia chrześcijaństwa w dziejach narodu nie mogła zostać zaprzepaszczona.

Miał tego świadomość kardynał Wyszyński, gdy przyszło mu spędzać na rozmyślaniach długie dni uwięzienia. 25 września 1953 roku zatrzymujący prymasa funkcjonariusze UB nie przypuszczali zapewne, że organizują kardynałowi przymusowe rekolekcje zamknięte. Zamysł Wielkiej Nowenny i obchodów Milenium zrodził się w umyśle kardynała Wyszyńskiego w czasie jego uwięzienia przez komunistów i był owocem głębokiej refleksji i modlitwy, czego wymownym świadectwem są Zapiski więzienne. Był to zatem kolejny „sukces” totalitarnej władzy w walce z Kościołem. Próba pozbawienia prymasa wpływu na polski Kościół i naród przyniosła w rezultacie wielką mobilizację i przebudzenie, które dało o sobie znać wkrótce — w latach siedemdziesiątych i na początku lat osiemdziesiątych.

Uznanie tego religijnego aktu, jakim był chrzest przyjęty przez jednego ze słowiańskich książąt, za podstawowe wydarzenie konstytuujące naród i państwowość polską było kolejnym wyzwaniem rzuconym przez Kościół komunistycznym doktrynerom, usiłującym wyrugować z historii fundamentalne znaczenie chrześcijaństwa dla rozwoju Polski. Jednocześnie koncepcja Wielkiej Nowenny Tysiąclecia miała, w poddanym urzędowej ateizacji społeczeństwie polskim, odrodzić życie religijne i wzbudzić poczucie tożsamości narodowej, opartej na chrześcijańskich korzeniach.

Ogłoszenie 3 maja 1957 roku na Jasnej Górze programu Wielkiej Nowenny spotkało się z natychmiastową reakcją władz PRL, które z właściwym sobie triumfalnym i propagandowym zadęciem przystąpiły do realizacji swojego programu Tysiąclecia Państwa Polskiego, proklamowanego przez Sejm PRL w lutym 1958 roku. Główne uroczystości państwowe odbyć się miały 1 maja i 22 lipca 1966 roku, co zdawało się sugerować, że te komunistyczne święta mają jakikolwiek związek z historią Polski albo że zbliża się jubileusz tysiąclecia PRL. Co najistotniejsze, państwowe świętowanie miało całkowicie zepchnąć na dalszy plan uroczystości religijne i zniechęcić społeczeństwo do uczestniczenia w nich.

Intencja prymasa Wyszyńskiego stała się zasadniczym kierunkiem refleksji i działania całego skupionego wokół jego osoby episkopatu, w którym — po objęciu na przełomie 1963 i 1964 roku metropolii krakowskiej — coraz większą rolę odgrywał arcybiskup Karol Wojtyła. Biskupi zdawali sobie sprawę z przyjętego na siebie obowiązku. Nie mogli teraz zaprzepaścić żadnej okazji, żadnego kazania. W każdej publicznej wypowiedzi musieli przypominać społeczeństwu poddanemu trwającej dwadzieścia lat przymusowej ateizacji o korzeniach jego dziejów, o znaczeniu chrześcijaństwa w historii Polaków.

Projekt dziewięcioletniego przygotowania narodu do świętowania tak wyjątkowej rocznicy miał przede wszystkim znaczenie religijne, teologiczne, ugruntowujące maryjny charakter polskiego katolicyzmu. Miał on przerodzić się w długie narodowe rekolekcje, umacniające Polaków w wierności chrześcijańskiemu dziedzictwu i podtrzymujące przywiązanie do — tak mocno związanej z narodową — religijnej tradycji. Nowenna budziła i umacniała — w stopniu dotychczas nieznanym — poczucie tożsamości narodowej, rozmywane i manipulowane przez komunistyczną propagandę.

Te zamysły nie mogły pozostać bez reakcji władz partyjno-państwowych. Warto przyjrzeć się fragmentowi dokumentu opracowanego przez krakowską instancję partyjną, zawierającego opis ogólnej strategii i wnioski z analizy sytuacji: Zachodzi więc potrzeba zorganizowanego przeciwdziałania poczynaniom kleru w oparciu o jak najszerszą bazę społeczną, z uwzględnieniem następujących podstawowych kierunków: — zorganizowania szerokiego frontu propagandowego celem spopularyzowania postępowych tradycji Państwa polskiego oraz funkcji Kościoła w okresie Tysiąclecia; — demaskowanie społecznie i politycznie ujemnych stron kościelnego programu millenium; — demaskowanie przejawów nietolerancji i naruszania norm społecznego współżycia w trakcie praktycznej realizacji założeń programowych milenium; — stosowanie sankcji administracyjnych w zależności od potrzeb i możliwości.

Dalej znalazły się szczegółowe propozycje przeciwdziałania kościelnym obchodom rocznicy chrztu Polski. Za istotne uznano wszelkie formy propagandowe, angażujące instytucje kulturalno-oświatowe, Towarzystwo Wiedzy Powszechnej, Stowarzyszenie Ateistów i Wolnomyślicieli i inne tego typu organizacje i instytucje. Na terenowe komórki partyjne i lektorów nałożono obowiązek organizacji w każdej miejscowości województwa krakowskiego odczytów i pogadanek na temat Milenium i roli Kościoła w historii Polski. Ale obok wielkiego alertu ideologiczno-propagandowego wprost zalecano podejmowanie działań represyjnych wobec osób i struktur społecznych oraz kościelnych, angażujących się w lokalne obchody: (...) 9. Wyczulić wszystkie zainteresowane władze, a szczególnie aktyw partyjny i społeczny na problem ochrony obywateli przed skutkami nietolerancji lub fanatyzmu. W tym kierunku należy prowadzić pracę profilaktyczną, a w wypadku ujawnienia łamania zasady wolności sumienia i tolerancyjności wyciągać surowe konsekwencje karne. O tego typu wypadkach informować opinię publiczną na łamach prasy. 10. Zaostrzyć kontrolę katolickiej prasy i publikacji, szczególnie w stosunku do zagadnień wiążących się z milenijnym programem kleru. (...) 12. Zwrócić szczególną uwagę na wszelkie przejawy naruszania bezpieczeństwa i porządku publicznego w związku z organizowanymi uroczystościami i imprezami kościelnymi. W stosunku do winnych wyciągać surowe konsekwencje karne. 13. Część imprezowa planu obchodów Tysiąclecia Państwa Polskiego w miarę możliwości winna być potraktowana elastycznie, tak by istniała możliwość przesunięcia niektórych terminów imprez w zależności od uroczystości lokalnych, organizowanych przez kurię w związku z milenium. Wynika to z faktu, że obecnie nie posiadamy jeszcze szczegółowego terminarza uroczystości kościelnych na terenie województwa krakowskiego. 14. W stosunku do imprezy kościelnej w dniu 8 maja 1966 roku w Krakowie zastosować następujące przeciwdziałanie: — ograniczenie udziału ludności poprzez uatrakcyjnienie stałych form życia kulturalno-rozrywkowego w Krakowie; — wyegzekwowanie od organizatorów wszelkich wymogów formalnych.

Przytaczany dokument otwiera obfitą, liczącą kilka grubych teczek, dokumentację Służby Bezpieczeństwa obrazującą podejmowane przez nią działania operacyjne wobec kościelnych uroczystości milenijnych w Krakowie.

Jest on zatem jeszcze jednym przyczynkiem ugruntowującym przekonanie, że faktycznym motorem i inicjatorem działań — w najszerszym rozumieniu tego słowa — komunistycznego aparatu represji w Polsce były kierownicze ogniwa PZPR. Przedstawiony dokument to ogólne zalecenia i sugestie, stanowiące punkt wyjścia dla działań funkcjonariuszy SB, planujących taktykę i strategię „przeciwdziałania poczynaniom kleru”.

Narzucenie przez reżimowy aparat konkurencji w celebrowaniu milenijnej rocznicy miało wymiar nie tylko organizacyjny, ale także rozgrywało się na płaszczyźnie daleko sięgających wizji przyszłości Polski. Komunistyczne milenium koncentrowało się przede wszystkim na właściwych ekipie gomułkowskiej akcentach nacjonalistycznych i podgrzewaniu antyniemieckich stereotypów. Stąd tak histeryczna reakcja na orędzie polskich biskupów, mówiących do pasterzy niemieckich: Udzielamy wybaczenia i prosimy o nie.

Jednak rywalizacja w wydaniu władz miała charakter wyłącznie restrykcyjny i polegający na utrudnianiu i dezawuowaniu obchodów kościelnych. W programie obchodów tysiąclecia polskiej państwowości brakło, przynajmniej w końcowym efekcie, merytorycznej dyskusji. Działanie organów partyjnych i państwowych sprowadziło się niemal wyłącznie do ograniczania liczby wiernych uczestniczących w religijnych uroczystościach milenijnych oraz do stosowania rozmaitych szykan administracyjnych, utrudniających ich zorganizowanie, czego przejawem była walka z peregrynującą po polskich diecezjach kopią jasnogórskiego obrazu Matki Boskiej. Do tych poczynań mobilizowano siły milicyjne i ORMO. Niemałą rolę w wywoływaniu zamieszek podczas obchodów milenijnych odegrał tak zwany aktyw partyjny, czyli najgorliwsi członkowie PZPR, ochoczo demonstrujący swą niechęć do religii i Kościoła.

Te haniebne, wynikające z przyjętych przez Biuro Polityczne KC PZPR ustaleń, zachowania były jednak tylko zewnętrznym, przykrym wizerunkiem walki z Kościołem toczonej przez aparat Gomułki. Głębiej trwało nieustanne dążenie do zapanowania nad obiegiem informacji, prowadzone przez powołane do tego struktury aparatu bezpieczeństwa. Wydział IV Służby Bezpieczeństwa nie był bynajmniej instytucją, której zadaniem było tylko reagowanie na poczynania duchowieństwa. Nie był też komórką dostarczającą jedynie informacji, pozyskanych drogą techniczną lub od informatorów, swojemu zwierzchnictwu i kierowniczym gremiom partyjno-państwowym. „Czwórka” była także, a może nawet przede wszystkim, wyspecjalizowaną strukturą, mającą — w miarę zdobytych możliwości — manipulować instytucjami, którymi była operacyjnie zainteresowana.

Krakowski scenariusz obchodów milenijnych nie odbiegał zasadniczo od przyjętych standardów. Przygotowany przez arcybiskupa Karola Wojtyłę i jego współpracowników stał pod znakiem uroczystości ku czci św. Stanisława, którym towarzyszyć miały konferencje naukowe i wystawy, czyniąc ów program różnorodnym i bogatym. Nie mogło być inaczej, bowiem Kraków — obok Jasnej Góry, Gniezna i Warszawy — był naturalnym centrum tego jubileuszu oraz jednym z najważniejszych etapów peregrynacji kopii jasnogórskiego wizerunku Maryi. Oczywiste wydawało się także to, że Milenium będzie w 1966 roku związane z krakowską tradycją procesji w uroczystość św. Stanisława Biskupa i Męczennika — procesji wiodącej z Wawelu na Skałkę i z powrotem, na królewskie wzgórze.

Gdy przegląda się dziś bardzo obszerną dokumentację związaną z jubileuszem, uderza jej rozmiar, ale także rozmach, z jakim analizowano zamiary Kościoła. A w ślad za analizami szły konkretne projekty działań, utrudniających bądź paraliżujących przygotowania i przebieg uroczystości.

Najpowszechniej znane i jednocześnie najbardziej groteskowe są kilkakrotnie podejmowane przez MO akcje „aresztowania” pielgrzymującego po Polsce obrazu Matki Boskiej. W liście pasterskim polskiego episkopatu z 15 sierpnia 1968 roku biskupi piszą: (...) Od uroczystości milenijnych w Krakowie zaczęły się dziać rzeczy niezrozumiałe i niczym nieusprawiedliwione: zmienianie przez czynniki państwowe trasy przewożenia obrazu wbrew programowi ustalonemu na Konferencji Episkopatu; zatrzymywanie go przez organa MO i przewożenie siłą do innych niż należało kościołów lub na Jasną Górę. (...) Pod Będzinem organa MO, nie licząc się z osobą biskupa, odebrały siłą obraz i przewiozły na Jasną Górę, z surowym zakazem przenoszenia go stąd kiedykolwiek. Od 2 lat obraz nawiedzenia więziony jest na Jasnej Górze pod strażą wozów milicyjnych, które dniem i nocą pilnują bram wjazdowych klasztoru. Niemal każde wyjeżdżające z Jasnej Góry auto jest zatrzymywane, otwierane i sprawdzane, (...) W takich warunkach wprawdzie w dalszym ciągu odbywa się nawiedzenie Matki Najświętszej, jednak bez obrazu, przy pustych ramach, co miało miejsce w diecezji katowickiej. Obecnie nawiedzenie bez obrazu przeżywa archidiecezja krakowska. Nawiedzenie dokonywane bez obrazu Matki Bożej jest widomym naruszeniem praw religijnych wierzącego Narodu i świadectwem prawdziwej rzeczywistości w obliczu całego świata (...).

Po aresztowaniu obrazu Matki Bożej po Polsce pielgrzymowały puste ramy, zaś podczas adoracji na ołtarzu w miejsce wizerunku umieszczano zapaloną świecę. Przejmująca wymowa tego, przypisywanego Karolowi Wojtyle, pomysłu przynosiła łatwe do wyobrażenia odczucia i reakcje uczestników nabożeństw. Komuniści polscy z Władysławem Gomułką na czele popełniali elementarne błędy w konfrontacji z kościelnymi uroczystościami milenijnymi. Akcja przeciwko wspomnianemu orędziu biskupów, w którym I sekretarz doszukiwał się wrogości wobec ZSRR, spowodowała, że ci, którzy ulegli propagandowemu jazgotowi i mieli wątpliwości co do samego orędzia, teraz tych wątpliwości się wyzbyli. Antysowieckie nastroje w polskim społeczeństwie połowy lat sześćdziesiątych były nadzwyczaj silne. Odmowa goszczenia w PRL papieża Pawła VI była gestem represyjnym wobec polskiego Kościoła, ale politycznie bezsensownym, gdyż taką wizytę Gomułka mógł łatwo zdyskontować i wykorzystać do osłabienia pozycji znienawidzonego przez siebie Wyszyńskiego. Tymczasem mianowanie prymasa legatem papieskim na czas Milenium — wobec niemożliwości odbycia pielgrzymki przez Pawła VI — zdecydowanie tę pozycję wzmocniło.

Przebieg uroczystości milenijnych w Krakowie i związanego z nimi przyjazdu i powitania jasnogórskiego obrazu miał charakter właściwy klimatowi tamtych lat.

Początkiem uroczystości miał być przyjazd obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej — w dokumentach partyjnych używano skrótu „MB Częstochowskiej” — z Jasnej Góry przez Olkusz do Krakowa w dniu 6 maja, między godziną 12 a 14. Obraz miał się zatrzymać w pierwszej, na trasie przejazdu, parafii archidiecezji krakowskiej, to jest w Białym Kościele. Tam powitany przez bpa Groblickiego i towarzyszących mu kapłanów dekanatu bolechowickiego około 18 miał być przewieziony do Krakowa i około godziny 19 powitany przez arcybiskupa Wojtyłę, prymasa i innych członków episkopatu w Bazylice Mariackiej. Następnie przewidziana była Msza św. pontyfikalna z kazaniem metropolity krakowskiego, po której całą noc trwać miała adoracja z udziałem krakowskiego duchowieństwa. Takie były zamiary. W „Szczególnych zadaniach operacyjno-organizacyjnych” (SB) jest napisane, że wobec możliwości organizowania przez hierarchię kościelną nieprzewidzianych programem imprez na trasie przejazdu kopii obrazu MB Częstochowskiej od granicy województwa do m. Krakowa trasa ta zostanie zabezpieczona siłami pracowników operacyjnych Służby Bezpieczeństwa i RSB, patrolami Służby Drogowej MO oraz odpowiednimi środkami technicznymi.

Skąd taka mobilizacja? Otóż 30 kwietnia przedstawiciele władz Krakowa z przewodniczącym Rady Narodowej Zbigniewem Skolickim, Józefem Nagórzańskim oraz Leonem Królem, szefem krakowskiego Wydziału ds. Wyznań, spotkali się z arcybiskupem Wojtyłą, by omówić przygotowania do krakowskich uroczystości milenijnych. W powyższej rozmowie Wojtyle zakomunikowano, że zgodnie z prośbą Kierownika Zarządu Bazyliki na Wawelu ks. Figlewicza (parafia wawelska) władze wyrażają zgodę na procesję trasą z Wawelu na Skałkę — oznajmiano wspaniałomyślnie w sporządzonej po spotkaniu Informacji z 7 maja. W kolejnych partiach dokumentu atmosfera wielkoduszności władzy ludowej ustępowała miejsca stanowczości: Ponieważ były sygnały, że kuria ustaliła trasę przejazdu obrazu przez teren województwa i m. Krakowa do kościoła mariackiego oraz że są przygotowania manifestacyjnego zatrzymania i witania obrazu w poszczególnych punktach na trasie, wyrażono sprzeciw takim poczynaniom. Podkreślono, że sprawy te nie zostały uzgodnione z władzami i nikt nie zwracał się o odpowiednie zezwolenie. Arcybiskup Wojtyła zaprzeczał insynuacjom o przygotowaniach do rzekomych manifestacji. Miał jednak świadomość, że władze najchętniej zaakceptowałyby szybkie i niewidoczne przewiezienie obrazu na Wawel i pozostawienie go tam na czas zaplanowanych uroczystości. Mało tego, zażądano od arcybiskupa rozbiórki ołtarza przygotowanego obok katedry wawelskiej oraz demontażu zainstalowanego tam nagłośnienia.

6 maja o godzinie 7 rano zebrało się „Kierownictwo Partyjne i Administracyjne” i zdecydowało o ponownej rozmowie z krakowskim metropolitą, która miała odbyć się o godzinie 9. Przybył na nią, upoważniony przez arcybiskupa, kanclerz kurii ks. Mikołaj Kuczkowski, który stanowczo odmówił zmiany charakteru i trasy przejazdu obrazu oraz odrzucił żądania likwidacji podium i nagłośnienia na dziedzińcu wawelskim. Szczególnie ta ostatnia sprawa miała prowokacyjny charakter, gdyż dotyczyła terenu kościelnego. Jednocześnie nie pozostawiała złudzeń co do faktycznych intencji władz, których celem było jedynie ograniczenie zasięgu oraz utrudnienie przebiegu kościelnych uroczystości.

Wobec nieugiętej postawy arcybiskupa Wojtyły podjęta została decyzja o zmianie trasy przejazdu obrazu. Postanowiono także, że w okolicy m. Ogrodzieniec wiozący obraz zostaną zatrzymani celem zakomunikowania im o konieczności podporządkowania się pilotującemu funkcjonariuszowi MO. Decyzję brzemienną w skutki dla przebiegu krakowskich uroczystości podjął, jak go określono, wspomniany wyżej zespół polityczny, czyli Zbigniew Skolicki, Józef Nagórzański i Leon Król.

Zmiana trasy przejazdu miała zdezorganizować przygotowany precyzyjny plan krakowskich uroczystości milenijnych, uniemożliwić powitanie obrazu na granicy archidiecezji i zniechęcić oczekujących na krakowskich ulicach wiernych. Miała wreszcie pokazać Karolowi Wojtyle i innym biskupom, „kto tu rządzi”.

Pomimo ulewnego deszczu na trasie, począwszy od Olkusza, gromadzili się liczni modlący się i śpiewający religijne pieśni wierni. Powodowało to, według meldunków funkcjonariuszy, zwalnianie tempa przejazdu obrazu, co — biorąc pod uwagę wydłużenie drogi — mogło tłumaczyć opóźnienie rozpoczęcia uroczystości na Wawelu. W Białym Kościele o godzinie 17 odprawiono Mszę św., zaś przybyły biskup Groblicki miał uroczyście przywitać obraz w archidiecezji krakowskiej, ale wobec coraz większego spóźnienia wyjechał mu naprzeciw, w kierunku Olkusza. Tymczasem do zgromadzonych wzdłuż ulicy ludzi dotarła wiadomość o zablokowaniu przejazdu i skierowaniu obrazu drogą na Skałę. Około godziny 18.30 wracający do Krakowa samochód z biskupem Groblickim został obsypany kwiatami.

Na krakowskich ulicach oczekiwały tłumy ludzi. W meldunkach rozlokowanych w tłumie patroli MO pojawiały się informacje, że wśród ludności zgromadzonej na ulicach, którymi miał przejeżdżać obraz, wiadomość o zmianie trasy jego przejazdu wywołała niezadowolenie. Słychać było pojedyncze głosy, że tego rodzaju posunięcie było do przewidzenia.

Planowana trasa przejazdu obrazu Matki Boskiej była bogato udekorowana. Szczególnie, według milicji, przyozdobione były domy na ulicach Kazimierza Wielkiego i Łobzowskiej, gdzie doliczono się 550 udekorowanych okien. Z konsternacją odnotowano dekorację trzech budynków mieszczących instytucje państwowe. Były to: siedziba Pogotowia Ratunkowego przy ulicy Siemiradzkiego, ogrodzenie Krakowskich Zakładów Graficznych przy ulicy Kazimierza Wielkiego i budynek Wojewódzkiego Ośrodka Sportowo-Szkoleniowego przy ulicy Straszewskiego.

Choć w meldunkach starano się wykazać, że zainteresowanie mieszkańców Krakowa jest znacznie mniejsze, niż się spodziewały władze kościelne, to jednak stwierdzano, że w miarę upływu czasu tłum gęstniał, tak że o godzinie 19 w poważnym stopniu utrudniał dojazd do Wawelu.

Dalszy bieg krakowskich wydarzeń z maja 1966 roku miał swoje wielkie momenty i dramatyczne epizody. Obecność episkopatu z prymasem Wyszyńskim na czele, liczne sympozja naukowe i ważne dla polskiej kondycji dyskusje przydawały splendoru i pokazywały siłę i znaczenie krakowskiego Kościoła z jego arcybiskupem. Naprzeciw stanął propagandowy jazgot, ludyczne imprezy, urągające biskupom bojówki i na koniec sprowokowane przez bezpiekę incydenty połączone z aresztowaniami kilku uczestników religijnych i patriotycznych manifestacji.

Celowo poświęcam tyle miejsca szczegółom początku krakowskiego Milenium. Oddają one atmosferę tworzoną przez ludową władzę w niemal każdym zakątku Polski w czasie najdonioślejszego jubileuszu w dotychczasowych dziejach Polaków. Paradoksalnie, może i dobrze się stało, bo tysiąclecie chrztu przybrało postać chrztu bojowego przed nadchodzącą lawiną przełomowych i fundamentalnych dla dalszych naszych losów wydarzeń. Kazania Karola Wojtyły głoszone podczas uroczystości milenijnych w archidiecezji krakowskiej i innych miejscowościach w kraju zyskują w tej atmosferze dodatkową wymowę.

Soborowe spory

Polskie Milenium, będące próbą pewnego przewartościowania narodowej historii, zbiegło się w czasie z podjętym przez Jana XXIII i kontynuowanym przez Pawła VI dziełem soborowego przewartościowania roli Kościoła we współczesnym świecie. Ta nieoczekiwana zbieżność stworzyła perspektywę wymagającą głębokiej dyskusji i refleksji, dotyczącej miejsca i roli Kościoła w Polsce po zakończeniu Wielkiej Nowenny i Milenium. Bo narodowe rekolekcje przygotowujące do uroczystości wkrótce miały się skończyć, a to nieuchronnie rodziło pytanie o polski Kościół po Milenium, zwłaszcza w kontekście Vaticanum II. Stało się jasne, że wielka religijna mobilizacja Polaków jest niewątpliwym sukcesem prymasa i jednocześnie porażką władz w walce o religijne oblicze społeczeństwa. Ale poszukiwaniem odpowiedzi na pytanie „co dalej?” mogły się zająć tylko najbardziej wykształcone i zaangażowane siły w społeczeństwie. Innymi słowy, kardynał Wyszyński obudził i zmobilizował religijnego ducha miażdżącej większości społeczeństwa. Nadszedł czas na skupienie wokół Kościoła intelektualnych elit.

Przygotowanie wizji Kościoła w Polsce w — jak się wówczas wydawało — definitywnie pogrążonym w komunistycznej rzeczywistości narodzie wymagało merytorycznej polemiki z doktrynalnym marksizmem. Logicznym efektem takiej dyskusji wydawał się natomiast kompromis i kohabitacja na nowych, wykorzystujących dotychczasowe doświadczenia, warunkach. Świadomość tego — jak się zdaje — budziła się także w umysłach partyjnych doktrynerów. Dowodzi tego znaczenie przypisywane uzyskiwanym z kręgów duchowieństwa i świeckich działaczy katolickich informacjom, związanym z toczącą się dyskusją.

Nieprzypadkowo spora część kazań Karola Wojtyły poświęcona jest Vaticanum II i dokonującej się podczas jego obrad kościelnej rewolucji. Bo jakkolwiek by to określać, w połowie XX wieku, po dwóch wojennych katastrofach, które całkowicie wywróciły dotychczasowy porządek świata i dokonały nieodwracalnych zmian w świadomości zbiorowej, decyzja Jana XXIII i soborowa dyskusja miały wszelkie znamiona wielkich, rewolucyjnych właśnie zmian.

W Polsce sobór i jego konsekwencje były analizowane i obserwowane z dwóch zasadniczych perspektyw. Ludowa władza upatrywała w nieuchronnie towarzyszącym każdej rewolucji zamieszaniu okazji do nasilenia swoich zamiarów dezintegracji polskiego Kościoła. Zakładano, że spory w środowiskach katolickich, dotyczące zwłaszcza tempa i rozległości zmian, spowodują rozdźwięk pomiędzy duchowieństwem a wiernymi oraz pomiędzy biskupami w episkopacie i wreszcie ostatecznie utrwalą podział katolików polskich.

Świadomy realiów prymas powściągliwie odnosił się do wszelkich radykalizmów. Nie znaczy to wcale, że wolny był od krytyki innych hierarchów, a zwłaszcza opiniotwórczych kręgów katolików świeckich.

Powszechnie utrwalone jest przeświadczenie, że w polskim episkopacie jednym z najgorętszych propagatorów idei II Soboru Watykańskiego był krakowski metropolita, arcybiskup — a od 26 czerwca 1967 roku kardynał — Karol Wojtyła. Sądzę, że warto w tym miejscu w telegraficznym skrócie przypomnieć podstawowe fakty związane z jego udziałem w obradach soboru.

Od 11 X do 8 XII 1962 roku Karol Wojtyła uczestniczył w pierwszej sesji soboru, dając się poznać jako biskup o szczególnych walorach umysłowych. Postawa podczas prac soborowych stała się, bez wątpienia, jedną z zasadniczych przyczyn dynamicznego rozwoju jego kariery w Kościele powszechnym. Od 7 X do 4 XII 1963 roku Wojtyła przebywał w Rzymie na drugiej sesji soboru, wygłaszając 25 XI w Radiu Watykańskim głośną konferencję o roli laikatu w Kościele. Po zakończeniu sesji odbył pielgrzymkę do Ziemi Świętej. Trzecia sesja, trwająca od 14 IX do 21 XI 1964 roku, podczas której występował w imieniu całego episkopatu, przyniosła mu szczególne uznanie w opinii jej uczestników. Zapoczątkowała też bliską współpracę z papieżem Pawłem VI. Pomiędzy sesjami arcybiskup krakowski wziął udział w pracach zespołu roboczego opracowującego konstytucję O Kościele w świecie współczesnym, współpracując z najznakomitszymi teologami, m.in. z Henrim de Lubakiem i Yves’em Congarem. Uczestniczył też w IV sesji soboru, od 14 IX do 8 XII 1965 roku, będąc jednym z głównych redaktorów konstytucji duszpasterskiej Gaudium et spes, jednocześnie zabierał głos w dyskusji o wolności religijnej.

Podstawowe fakty biograficzne niewiele jednak mówią o klimacie dyskusji wokół soborowych problemów. Ich wykładnię dawał Wojtyła w publicznych wypowiedziach podczas rozmaitych konferencji i w głoszonych kazaniach. Ale atmosferę sporów zilustrować może omówienie rozmowy, jaką prowadził z przyjaciółmi z „Tygodnika Powszechnego” w swoim gabinecie przy ul. Franciszkańskiej 3, wieczorem 9 lutego 1966 roku.

Wspomniane wcześniej źródło operacyjne krakowskiego Wydziału IV SB, zakonspirowane pod kryptonimem „Gaj”, będące zainstalowanym podsłuchem w pomieszczeniach pałacu biskupiego, przyniosło tego dnia ważne informacje wynikające z rozmowy, której uczestnikami byli: metropolita krakowski abp Karol Wojtyła, asystent kościelny „Tygodnika Powszechnego” ks. Andrzej Bardecki i redaktor naczelny Jerzy Turowicz.

Relacja z tej rozmowy zajęła dziewięć stron maszynopisu, opracowanego przez majora Bogusławskiego. Dokument ten nie stanowi jedynie stenograficznego zapisu rozmowy, ale poprzez omówienia wypowiedzi stał się swoistą — podjętą przez funkcjonariusza SB — analizą poglądów jej uczestników. Zainicjowana ona została w redakcji „Tygodnika Powszechnego”, stąd obecność ks. Bardeckiego i Turowicza. Impulsem do refleksji stała się ponownie atmosfera wokół orędzia do biskupów niemieckich, traktowanego przez redaktorów „Tygodnika” jako działanie właściwe, ale doraźne, niebędące elementem generalnej strategii funkcjonowania Kościoła w państwie komunistycznym.

Według ks. Bardeckiego istnieją dwie konkurencyjne koncepcje: Kościół soborowy, którego egzemplifikacją może być orędzie, oraz mający masowy charakter Kościół milenijny z niezwykle mocno zaakcentowanym kultem maryjnym. Bardecki miał uważać, że oba te nurty powinny ściśle ze sobą się wiązać i stać się źródłem wizji przyszłości nie tylko Polski, ale całego świata, tak jak to postrzega Paweł VI.

Arcybiskup Wojtyła miał w swojej wypowiedzi uznać, że jedyną sensowną koncepcją modus vivendi polskiego Kościoła jest oparcie go na Kościele powszechnym, kształtującym się podczas soboru. Tylko taki fundament daje gwarancję przetrwania w komunistycznej rzeczywistości.

W opinii Jerzego Turowicza dotychczasowa postawa episkopatu, wyrażona w listach pasterskich, przeczy takiemu rozumieniu. Prymas i episkopat przyjmują postawę negacji polskiej rzeczywistości w całości, okopując się jednocześnie na pozycjach obronnych przed spodziewanym atakiem ze strony władz. To zaś, według niego, powoduje spadek autorytetu kościelnej hierarchii w społeczeństwie, oddalającym się coraz wyraźniej od stereotypu: Polak — katolik. Omawianemu listowi episkopatu zarzucił jednostronne rozumienie roli Kościoła w dziejach Polski, powodujące irytację i zniechęcenie wśród młodzieży i inteligencji. Przyjęcie defensywnej postawy przez duchowieństwo rodzi konieczność jednoznacznego określania się, pozbawiając w ten sposób społeczeństwo możliwości dialogu i poszukiwania kompromisu.

Ksiądz Bardecki zwrócił uwagę, że najbardziej trafną koncepcję współczesnego świata ma Paweł VI. Oczywiste jest przy tym, że ta generalna koncepcja będzie się różnie urzeczywistniać w różnych krajach, społecznościach i warunkach politycznych. Podkreślił konieczność posiadania całościowej koncepcji przyszłości, na wzór papieża, de Gaulle’a, Kennedy’ego, a w przeciwieństwie do Gomułki, który szamocze się w bezradnym poszukiwaniu jakiegoś pomysłu na dalszy byt państwa i społeczeństwa. Na szczęście, według niego, taka sytuacja buduje autorytet Kościoła i papieża.

Najobszerniejszą część dokumentu, sygnalizującego jedynie poglądy redaktorów „Tygodnika Powszechnego”, stanowią przemyślenia krakowskiego arcybiskupa. Ten fakt nie pozostawia wątpliwości, że były one głównym obiektem zainteresowania funkcjonariuszy SB. Wiedzieli oni, że punkt widzenia jednego z najważniejszych polskich biskupów może w przyszłości mieć zasadnicze znaczenie dla modelu relacji władz państwowych i partyjnych z hierarchią kościelną.

Według funkcjonariusza opracowującego nagranie Karol Wojtyła swoje rozumowanie oparł na dotychczasowych wydarzeniach w stosunkach państwa i Kościoła w Polsce. W doktrynie marksistowskiej nie ma miejsca na jakiekolwiek przejawy religijności, które powinny zaniknąć, a jeśli tak się nie dzieje, to — zgodnie z tą doktryną — trzeba do tego doprowadzić: stąd represje i szykany wobec duchowieństwa i wiernych. Wymusza to postawę obronną, realizowaną przez prymasa, dążącego w początkowej fazie do koegzystencji, czego wyrazem miało być porozumienie z komunistami z kwietnia 1950 roku. Tak mocno swego czasu krytykowany układ z władzą był w istocie próbą — bez angażowania Stolicy Apostolskiej — rozpoznania zdolności do ewentualnego współistnienia Kościoła i państwa komunistycznego. Wskutek uwięzienia autorytet prymasa wzrósł niepomiernie, on zaś uznał, że wobec braku woli podjęcia dialogu przez komunistów trzeba ich po prostu zwalczać, wskazując wszystkie ich wady, niedojrzałość polityczną, przewrotność, antyhumanizm, szkodliwość dla narodu, ignorowanie praw człowieka. Prymas tak odczytuje swoje powołanie i powołanie Kościoła w Polsce. Jest o tym najgłębiej przeświadczony i nie spocznie, zanim nie wyniszczy wszystkich substancji antyreligijnych.

Wojtyła porównał to stanowisko do historycznego stereotypu Polski jako przedmurza chrześcijaństwa i wynikającej z tego konieczności ofiary i walki. Tymczasem, według zamieszczonej w dokumencie relacji, krakowski metropolita uważał, że współczesny, posoborowy Kościół jest przede wszystkim nastawiony na dialog, konieczny zwłaszcza w dobie zagrożenia nową wojną światową. Mimo to droga prymasa okazuje się jednak drogą, jak dotąd, skuteczną, czego pośrednim dowodem jest awantura wokół orędzia, inspirowana — według Wojtyły — przez Rosję. Podsumowując, uznał on, że jakkolwiek wizja dialogu Pawła VI jest jedyną zdolną utrzymać światowy pokój i rozwój, to w warunkach polskich jej realizacja jest bardzo trudna.

Jerzy Turowicz wyraził z kolei przekonanie, że taka postawa polskiego episkopatu w istocie hamuje nieunikniony dialog katolicyzmu z komunizmem, a co za tym idzie, powstrzymuje urzeczywistnienie papieskiej koncepcji rozwoju świata. Odpowiedzialnością za to obarczać miał prymasa, który przyjął błędną, bo odwołującą się tylko do przeszłości, koncepcję obchodów milenijnych. Walcząc o miejsce Kościoła w strukturze społecznej i państwowej, zaniedbuje się podstawową jego misję, to jest ewangelizację. Brak możliwości realnego porozumienia się katolików z komunistami wynika z postawy Wyszyńskiego, który nie chce pogodzić się z tym, że współczesny świat jest światem pluralistycznym. Jako przykład takiego pluralizmu redaktor Turowicz podał Włoską Partię Komunistyczną, której członkowie na swoim zjeździe bardzo pozytywnie odnosili się do rezultatów II Soboru Watykańskiego, mówiąc wprost, że pogląd, jakoby religia była opium dla ludu, jest głęboko anachroniczny. Włoscy komuniści proponują model państwa laickiego, sprzeciwiając się jednocześnie państwowemu ateizmowi. To zaś wydaje się celem możliwym do osiągnięcia także w Polsce, pod warunkiem zmiany postawy episkopatu i prymasa, uniemożliwiającej dotychczas podjęcie dialogu. Kościół we współczesnym świecie nie może wartościować, jaki model ustrojowy jest dobry, a jaki nie. Współczesny świat nie oczekuje od Kościoła takich ocen i opinii. Dynamika współczesnego świata powoduje, że zaczyna się on urządzać sam, bez odniesienia do religii. Rozwój technologii, podbój kosmosu rodzą pewien rodzaj optymizmu, który wypiera religijność z życia społecznego i państwowego.

Tymczasem arcybiskup Wojtyła uznał wywody Turowicza za bardzo śmiałą hipotezę. W jego ocenie polscy komuniści wcale nie dążą do państwa świeckiego, ale do ateizacji społeczeństwa, do zniszczenia religii, do likwidacji Kościoła. Takie przynajmniej jest odczucie większości społeczeństwa. Komuniści w Polsce myślą kategoriami przemocy fizycznej, to z kolei budzi w społeczeństwie sprzeciw, podobny do tego, jaki w czasie wojny istniał wobec Niemców. Dziś taki sam rodzaj sprzeciwu Polacy wyrażają wobec Rosji. Prymas Wyszyński doskonale wyczuwa ten nastrój oporu społecznego, a przeciętny Polak czuje zrozumienie u kościelnego przywódcy, co tworzy między nimi głęboką więź. To zaś rodzi nieuchronny konflikt między personalistycznym a społecznym pojmowaniem religijności. Warunki panujące w obecnej Polsce narzucają mocniejsze akcentowanie wymiaru społecznego misji Kościoła. Jednocześnie znacząco utrudniają prowadzenie dialogu.

Obszerne omówienie dokumentu, będącego dokonanym przez SB opracowaniem jednej z licznych przecież dyskusji toczonej przez Karola Wojtyłę z bliskim mu środowiskiem „Tygodnika Powszechnego” i działaczami katolików świeckich, wydaje się mieć uzasadnienie. Ukazuje ono bowiem kierunek zainteresowania operacyjnego bezpieki. Druga połowa lat sześćdziesiątych staje się wyraźnie czasem ewolucji metod i celu rozpracowywania Kościoła polskiego. Analitycy partyjni i pracujący dla SB mieli, być może, świadomość skutków dynamicznych przemian na świecie. Może poszukiwali dróg do dialogu zapewniającego stabilność istniejącego w Polsce układu. Jeśli tak było w istocie, to taki sposób myślenia właściwy był tylko elitom, coraz silniej odczuwającym pokusę objęcia steru narodowej nawy. Tymczasem elity komunistyczne zyskiwały przewagę wynikającą z posiadania instrumentów, dzięki którym uzyskiwali informacje o dyskusji toczącej się w kręgach katolickich. A stąd był już tylko krok do podjęcia próby manipulowania tą dyskusją.

Patrząc z takiej perspektywy, jest jasne, dlaczego tak skrupulatnie gromadzono w archiwach bezpieki treści i notatki z kazań Karola Wojtyły poświęcone percepcji soborowych dokumentów. Dla pełnego zrozumienia ich treści nieodzowna wydaje się próba wniknięcia w istotę polskich dylematów okołosoborowych.

Jednym z najważniejszych dla Karola Wojtyły wątków soborowej dyskusji było miejsce i rola laikatu w Kościele powszechnym. W swojej pracy duszpasterskiej skupiał się przede wszystkim na formowaniu elit odbudowywanych po narodowych katastrofach, będąc ich mentorem i protektorem. Ale nie mniejszą wagę przywiązywał do uczestniczenia w życiu szerszych kręgów społecznych, zwłaszcza środowisk wielkoprzemysłowych w Nowej Hucie. Źródeł takiej postawy należy poszukiwać na początku kapłańskiej i intelektualnej drogi Wojtyły, gdy przebywał na studiach w Rzymie, gdzie jako kapłan pomagał proboszczowi położonej na południowych peryferiach Rzymu parafii Garbatella, zamieszkanej przez ubogich robotników, przybywających najczęściej z południa Włoch w poszukiwaniu lepszego życia. Problem migracji wielkoprzemysłowych powrócił wszak z całą ostrością w Polsce w kilka lat po powrocie z Rzymu.

Wojtyła wykorzystał studia w Angelicum także do przyjrzenia się formom pracy duszpasterskiej we Włoszech. Odwiedzając liczne sanktuaria i klasztory, także San Giovanni Rotondo z Ojcem Pio, miał okazję do refleksji nad możliwym nowym obliczem współczesnego katolicyzmu, któremu w warunkach włoskich przyszło sprostać wyzwaniu, jakim były rosnące wpływy włoskich komunistów. Ten sam problem napotkał podczas wakacyjnej wyprawy w 1947 roku do Francji, Belgii i Holandii.

Urzekła go zwłaszcza idea bezpośredniego uczestnictwa kapłana w życiu danej społeczności, propagowana przez francuskiego księdza Josepha Cardijna, który postanowił działać na rzecz odnowy chrześcijańskiego charakteru środowisk robotniczych, pracując tym samym nad urzeczywistnieniem idei zawartych w encyklice Rerum novarum. Cardijn od 1919 roku poświęcił się pracy społecznej, tworząc organizację związkową, która w 1924 roku przerodziła się w Jeunesse Ouvrière Chrétienne. Koncepcje te stały się, jak pokazały następne lata, niezwykle inspirujące dla przyszłego duszpasterza akademickiego, biskupa, metropolity i papieża. Podobnie zetknięcie się podczas pobytu w rzymskim Kolegium Belgijskim z nouvelle théologie, reprezentowaną przez Marie-Dominique Chenu, Yves’a Congara, Jeana Daniélou i Henri de Lubaca, stało się bazą intelektualną dla formułowania własnych poglądów podczas kolejnych sesji II Soboru Watykańskiego.

Ks. Joseph Cardijn uzyskał dla swej koncepcji pracy z robotnikami błogosławieństwo Piusa XI i usłyszał z jego ust słowa: „Największym skandalem XIX wieku było to, że Kościół stracił klasę robotniczą”.

Uczestnictwo Karola Wojtyły w trudnych problemach Kościoła w „socjalistycznym mieście” — Nowej Hucie, to nie tylko jego zabiegi wokół budowy kolejnych świątyń, ale także, a może przede wszystkim, praca duszpasterska w kształtującym się — w tak niezwykłych warunkach — społeczeństwie wielkoprzemysłowym. Dlatego tworzenie nowohuckiego Kościoła wymaga obserwacji z dwóch perspektyw, z których pierwsza ukazałaby urzędowe i administracyjne zabiegi wokół budowy świątyni w Nowej Hucie, zaś druga to różnego rodzaju działania duszpasterskie, kazania i wypowiedzi.

Jako biskup, a później arcybiskup, Karol Wojtyła uczestniczył w niemal każdej uroczystości kościelnej w Nowej Hucie, odprawiając słynne pasterki pod gołym niebem, a z czasem, gdy dzięki determinacji jego i nowohuckiej społeczności powstawały nowe świątynie, co roku w Wielkanoc i Boże Narodzenie przewodniczył liturgii w którymś z tamtejszych kościołów. Ukoronowaniem jego troski o chrześcijańskie oblicze „miasta bez Boga” była konsekracja mistrzejowickiej świątyni w 1983 roku, którą celebrował osobiście jako papież Jan Paweł II.

Epilog

Kiedy rodził się pomysł tej książki, Wydawca zasugerował, by spróbować odnaleźć w zachowanych materiałach archiwalnych i wspomnieniach ewentualne efekty lektury kazań Karola Wojtyły gromadzonych i czytanych przez funkcjonariuszy peerelowskiej bezpieki. Ma się rozumieć, że chodziło o pozytywne i formacyjne skutki lektury. Trudne i ryzykowne zadanie. Ryzykowne dlatego, że musiałbym się zdobyć na bardzo daleko idącą egzegezę niektórych dokumentów SB, zawierających opinie na temat krakowskiego kardynała. Tak, bowiem po konsystorzu w 1967 roku inwigilacja Karola Wojtyły staje się niemal obsesją ludowej władzy, która chce o nim wiedzieć wszystko. W swej naiwności i bezradności partyjni stratedzy szukają wszystkiego, co mogłoby go zdezawuować, a z drugiej strony mają nadzieję, że ujawniający się coraz większy format postaci stanie się zarzewiem konfliktu w episkopacie, zwłaszcza między Wojtyłą a Wyszyńskim.

Próbując więc sprostać oczekiwaniom Wydawcy, przytoczę kilka fragmentów opinii o Karolu Wojtyle sporządzonych przez analityków z SB, zakładając, że uważna ich lektura pozwoli na odnalezienie skutków jego kaznodziejstwa.

Podczas jednej z narad tzw. aktywu, w kwietniu 1976 roku, wygłoszony został referat, zawierający obszerną charakterystykę krakowskiego metropolity. Oto jego fragment: Analiza działalności Kościoła rzymsko-katolickiego w Polsce pozwala stwierdzić, że od kilku lat krakowski kościół odgrywa w nim wiodącą rolę, że ciężar kierowania życiem i działalnością Kościoła w Polsce przejmuje coraz bardziej krakowski ośrodek dyspozycyjny. [...] Na prężność i aktywność krakowskiego ośrodka wpływa przede wszystkim: 1. postawa kierownictwa krakowskiej kurii, a szczególnie jej ordynariusza i metropolity krakowskiego kardynała Karola Wojtyły, jego koncepcje organizatorsko-duszpasterskie, zaangażowanie, jakim cieszy się nie tylko w diecezji i episkopacie, ale także w kurii rzymskiej. Dalej zaś próbowano tłumaczyć tę sytuację stwierdzeniami: Absolutnie nie demonizując osoby krakowskiego metropolity, trzeba jednak obiektywnie stwierdzić, że jego mądrość i autorytet polega m.in. na kapitalnej wręcz umiejętności wykorzystywania potencjału naukowego, jaki znajduje się w dyspozycji kościoła w Krakowie, na zaangażowaniu do pracy na rzecz kościoła nie tylko zorganizowanego świeckiego aktywu katolickiego, ale także innych osób, liczących się w krakowskich środowiskach naukowych.

Znacznie ciekawiej brzmią wynurzenia jednego z najcenniejszych dla krakowskiej SB agentów, mających doskonałe rozeznanie w problemach krakowskiej kurii i duchowieństwa. TW „Leon” w marcu 1970 roku pisał: Zaznacza się szczególnie dobitnie, że ks. Macharski (a także Ojciec Rostworowski — przy innej okazji) wyraził się, że obecnie w Kościele katolickim w świecie istnieje poza papieżem jedynie k i l k a osób mających głos decydujący i rozstrzygający, do tych niewielu osób należy właśnie kardynał Wojtyła, który uważany jest z kolei w kurii rzymskiej za „szarą eminencję papieża” (cytat). Ks. Macharski zupełnie wyraźnie stwierdził, że Wojtyła należy do osób rządzących Kościołem.

Ten sam agent w listopadzie 1974 roku przekazał taką oto opinię: Wojtyła włada wieloma europejskimi językami, a także językiem rosyjskim, jest uczonym, a przy tym zręcznym politykiem, ma ogromne osobiste powiązania w samym Watykanie, a także na całym świecie. Jego indywidualność wywiera wpływ na określone decyzje papieża, który zalicza Wojtyłę do osobistych przyjaciół, takich, którzy mają do niego wstęp zawsze w każdej chwili, bez protokołu dyplomatycznego. Wojtyła jest kardynałem z kraju „wpływu wschodniego mocarstwa”, zna wszystkie, tak oficjalne, programowe deklaracje, jak i te pozakulisowe koterie i dlatego dla całej polityki Kościoła w świecie i na odcinku ZSRR — kraje demokracji ludowej, czyli bloku wschodniego, jest najbardziej miarodajnym opiniodawcą.

W innym raporcie pisał zaś: Kardynał Wojtyła ma wyjechać w bieżącym roku na kongres eucharystyczny do Filadelfii w USA jako delegat polskiego episkopatu, a niezależnie od faktu, że Ojca św. będzie reprezentował tam prawdopodobnie kardynał z USA, to wg „opinii kurii rzymskiej” Wojtyła jedzie tam jako wice-papież.

Przykładów takich